29 lipca 2015

TU WŁAŚNIE ZACZYNA SIĘ INNA HISTORIA, A POCZĄTEK TO PO PROSTU INNY KONIEC


GREGORIUS M. CAVENDISH
VII Slytherin, Prefekt Naczelny
zaklęcia, transmutacja, historia magii
Mahoń 11 cali, pazur kuroliszka
Bogin: barghest  |  Patronus: Puma
Kot Merlin Czarodziej
Przyszły twórca zaklęć

Wychowany na pograniczu ciepłej, matczynej miłości i chłodnego, ojcowskiego imperatywu. Radosne dzieciństwo spędzone na wsi wraz z matką niszczone było przez te kilkanaście dni w roku, kiedy musiał pojawić się w dworku ojca i jego nowej rodziny. tyle lat padał ofiarą tego, czego nie potrafił jeszcze wtedy zrozumieć. Kiedyś bardzo często i śmiało marzył, nie wstydził się swoich uczuć a w oczach zawsze kryło się zafrapowanie. Jako dziecko był nader rezolutny i roześmiany, nie posiadał żadnych uprzedzeń ani animozji, z wiekiem jednak wszystko się zmieniło, bo świat jest gorszym miejscem, aniżeli można to sobie wyobrazić. Obiecał, że nie będzie taki jak ojciec, a teraz rzeczywistość zmienia się w koszmar z dziecięcych lat. Niewinny chłopiec przepadł, marzenia roztrzaskały się o posadzkę Wielkiej Sali w asyście śmiechów, kiedy z przerażeniem spadł ze stołka a Tiara Przydziałów wykrzyczała Slytherin - nawet chwila wahania nie miała miejsca, a świat złożony z jego obietnic umknął przez szczeliny wywołane marnym próbami walki z własnymi słabościami. Są słowa oraz czyny, które potrafią nawet najsilniejszą jednostkę złamać, są iskry, które rozpalają zmiany. Paląca trwoga zamieniła się w zblazowanie, a sumienie stało się pogorzeliskiem.
Zawodzi, nawet nie przeprasza. Spuszcza głowę i wzrusza ramionami, krzyżuje palce, kiedy komuś coś przysięga i z nieukrywanym poczuciem wyższości trąca ramieniem brata, kiedy mija go na korytarzu. Wcisnął się na piedestał, przyjął cnoty ojcowskiego domu i za wszelką cenę próbuje grać Ślizgona, doprowadzając mamę do łez każdym nieodpisanym listem oraz nieodwzajemnionym uśmiechem. Odrzucił ją, jak i każdego innego w swoim życiu.
 50339065 
Pierwsza  |  Druga 
POWIĄZANIA


Wątki: Dorian Finn, Julien Vendrell, Bellamy Sangster, Rachel Morgan, Amelia Baxter, Delmare Markson, William Hartnett,  oraz Zach Williams.


Wydanie Drugie



Kto próbuje przejąć władzę w Hogwarcie?
Gdzie w szkole można zabalować?
Kto wypycha sobie gacie krawatem?
A może jesteś ciekaw, co takiego zdarzyło się naprawdę na meczu?

ULOTKĘ GRAFICZNĄ PODPIERDZIELIŁ IRYTEK!
PROSIMY O NIE ZAKRYWANIE TEGO POSTU PRZEZ NAJBLIŻSZĄ... WIECZNOŚĆ. 


26 lipca 2015

Plus de vocabulaire

Chesney Swinton
VII rok, Ravenclaw – krew prawie czysta


Nie lubił wstępów i nie potrafił kończyć, więc wszelkie historie rozpoczynał od środka i urywał znienacka. Opowiadał, że żywił się głównie słowami (i z tego powodu mógłby prowadzić rozmowę, posługując się wyłącznie cytatami), a poił muzyką (dzięki czemu nauczył się poruszać płynnie i rytmicznie, tańczyć, nie tańcząc). Gdyby miał stworzyć autobiografię, miałaby ona nieliniową fabułę, tysiąc przeplatających się między sobą wątków, mnóstwo retrospekcji i dygresji w dygresjach, a obok faktów pojawiałyby się niedomówienia, ubarwienia i kompletne bujdy. Byłaby tak chaotyczna, że nieczytelna. Na szczęście nie pisał, ale za to – mówił. Mówił dużo, a im więcej wypluwał z siebie zdań, tym mniejsze miały one znaczenie. Mitologizował własne życie. Wyolbrzymiał i koloryzował przygody, podbierał wydarzenia, o których czytał w powieściach czy biografiach znanych ludzi, a potem przedstawiał je jako własne doświadczenia, a o tym, kim naprawdę był, wspominał jedynie mimochodem. Więc mówił – że w dzieciństwie w ustach trzymał dzikie jabłuszka (a gdy ich brakowało, brał kasztany), by jego policzki przybrały pucołowaty kształt. Że wraz z bezuchym kotem, który najprawdopodobniej wcale nie był zwierzakiem, lecz animagiem, polowali na szczury. Że podczas demonstracji młodych czarodziejów na Nokturnie został raniony tak mocno, że uznali go za zmarłego i wrzucili do masowego grobu, a w czasie innych zamieszek próbował zabawić się w bohatera i przez długi czas z jeziora wyciągał, nie zważając na rzucane wszędzie uroki, istotę, o której myślał, że jest człowiekiem, a która okazała się wielką, śliską rybą. W przyszłości – gdy osiągnie już odpowiednią pozycję w Wizengamocie – będzie mógł opowiadać, że wszystko, co osiągnął, zawdzięcza temu, że urodził się biedny. Złe warunki, w których przyszło mu się wychowywać, zahartowały go i pchały, wciąż pchały naprzód. Ale w latach szkolnych dbał o to, by nikt nie poznał prawdziwego statusu jego rodziny.

25 lipca 2015

#10 lista obecności

To już druga w tym miesiącu rutynowa kontrola obecności, ale spadek aktywności co poniektórych zmusza do jej wcześniejszego przeprowadzenia, a nikt z nas nie chce, by na blogu tworzył się sztuczny tłum, odzywający się jedynie podczas comiesięcznych list. W komentarzu wpisujemy imię i nazwisko swojej postaci oraz fakultatywnie zajmowany wizerunek, pełnioną funkcję, rangę czy zajęcia dodatkowe. Dajemy Wam na to pięć dni - do 31 lipca 2015. 
→ Osoby, które po wpisaniu się na listę nie napiszą ani jednego komentarza przez tydzień, zostaną usunięte z linków, zatem prosimy o przemyślenie, czy aby na pewno wyrażacie chęci do czynnego współtworzenia Kronik. Blog to przede wszystkim prowadzenie wątków, a także witanie nowych postaci, o czym chyba nie musimy przypominać.
→ Zgodnie z wynikami ankiety, Igrzyska zostały przeniesione na wrzesień, lecz spora część z Was twierdząco wypowiedziała się za organizacją wątku grupowego. Teraz macie okazję do potwierdzenia czy wciąż chcielibyście wziąć w takowym udział: Prosimy, aby każdy z Autorów dopisał TAK bądź NIE, co pomoże ustalić liczbę ewentualnych chętnych. Wysuwajcie także swoje propozycje sierpniowego wątku, który odbędzie się tylko wtedy, gdy co najmniej dziesięć osób zadeklaruje w nim swoje uczestnictwo. Czekamy na wszystkie Wasze pomysły!

24 lipca 2015

My heart is a storm

Slytherin, po VI roku
4 listopada 2005
Krew prawie czysta
Bogin tajemnicą
Patronus niepoznany
16", winorośl, włos jednorożca
wężousty

Albus Severus Potter
odautorsko

16 lipca 2015

Pod Baobabem wspomnień i proroctw


Można sobie posłuchać czytając, jak ktoś tak lubi. klik


Brandan Lloyd, którego rodzice przed jedenastym rokiem życia zabrali ze sobą do Anglii, dobrze wiedział, że w następne urodziny dostanie list z Hogwartu. Jeszcze przed przeprowadzką do Londynu, wiedział o istnieniu magii. Bez dwóch zdań dorastał w jej otoczeniu pomimo, że nie do końca wtedy jeszcze umiał nazywać niektóre rzeczy po imieniu. Rytuały odprawiane przez starszych dla wyplenienia z osady złych duchów, zaklęcia w innych językach rzucane na ludzi, aby czynić ich zdrowszymi lub szczęśliwszymi. Czasami dżungla wydawała się do niego przemawiać, kiedy jako kilkulatek się w niej gubił - wtedy nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że oto nie tylko posiadł zaszczyt rozmawiania z duchami swoich przodków, ale także mógł posiadać moc, by strzec tego, co po sobie zostawili. 
Wspólną cechą wszystkich afrykańskich plemion, które uchowały się przed francuską i brytyjską kolonizacją, pozostając dumnymi i niezależnymi do dzisiaj, jest umiejętność obserwacji natury. Umieją żyć w dziczy, która odwdzięcza im się wszystkim, czego potrzebują: pożywieniem i schronieniem. Co więcej, równie dobrze poradziliby sobie w nowoczesnym świecie europejskiej cywilizacji, ale to tutaj, w szałasie pod strzechą i bez tych genialnych wynalazków białych ludzi, czują się najbezpieczniej. W tej cywilizacji, w której żaden człowiek nie miał nigdy prawa stawiać się wyżej w hierarchii od innych zwierząt, w jednej z małych plemiennych społeczności Senegalu, jest miejsce, które pewien chłopak zawsze będzie nazywał domem, nawet jeśli kiedyś swoje gniazdo postanowi uwić daleko od niego. 
W momencie, kiedy Ekspress Hogwart zakończył swój bieg na stacji King's Cross, Brandan zupełnie zapomniał o niedawnej kontuzji po upadku z miotły. Myślał już tylko o tym, aby w tłumie dorosłych i reszty uczniów nacierających na siebie nawzajem, odnaleźć najpierw siostrę, która jak zwykle czekała na jego powrót, a potem rodziców. Gloria, jako jedyna osoba w całej rodzinie, nie posiadała zdolności magicznych, ale nie wydawała się z tego powodu nieszczęśliwa. Wręcz przeciwnie – denerwowało ją, kiedy Brandan mógł się w niespodziewanym momencie aportować i deportować za jej plecami, albo zostawiał otwarte drzwi do pokoju, z którego przy każdej okazji dosłownie uciekały jego genialne wynalazki. Słowem - jakoś sobie radziła bez znajomości tradycyjnej magii, chociaż chwilami bardzo chciałaby umieć zamienić brata w nietoperza. Pogodziła się z tym, tak samo jak Bran co roku godził się na przelot tradycyjną mugolską klasą ekonomiczną, zamiast zaprojektowanymi przez niego miotłami z wbudowanym trybem niewidzialności, które czekały na zatwierdzenie przez Ministerstwo Magii. Miał jakieś złe przeczucia co do tych mugolskich machin.
Kiedy niecierpliwił się w drodze, dopadały go wspomnienia. Przywoływały obrazy sprzed lat; Senegal i Gambię takimi, jakimi były dla niego całe dzieciństwo i potem już tylko na czas przerw świątecznych i lata, kiedy plemię jeszcze koczowało i trochę później, kiedy na dobre zatrzymało się u stóp tamtejszej cywilizacji. Za dnia na zewnątrz nie szło spotkać żywej duszy, za to wieczorem, kiedy wszyscy zbierali się w osadzie, pomiędzy grubymi gałęziami wiekowych drzew przepływała swobodnie muzyka, dźwięki bębnów wprowadzające starych mędrców w zadumę, a dzieci zapraszające do dzikiego tańca. Przed wyjazdem mieszkali w sąsiedztwie matki ojca Brandana i jej drugiego syna, który oficjalnie był tylko przewodnikiem w rezerwacie, a nieoficjalnie odpowiadał za to, aby skrzaty Yumbo nie wchodziły w drogę szympansom, które przez mugolski rząd objęte zostały ochroną, ze względu na zagrożenie wyginięciem. 
– Nie próbuj szukać w naturze sił dobra i zła, Bran – mówił wujek, kiedy płynęli odnogą rzeki tak wąską, że chwilami trzeba było kłaść się na łódce, żeby nie zahaczyć głową o roślinność wyrastającą z obu brzegów. – Dla świata nie ma między nimi specjalnej różnicy. Trzeba zaakceptować bieg rzeczy, jeśli jest on dla niej naturalny. Nigdy bym na to nie wpadł, gdybym nie pracował ze zwierzętami. Jeśli moje małpy będą chciały odejść, odejdą. Moja w tym głowa, żeby mogły odejść w spokoju.
Patrząc w szybę samolotu widział też swoje odbicie, ale wróciło do niego inne wspomnienie. Miał osiem lat, kiedy oglądał się w kałuży, a za nim rozciągała się zieleń dżungli. Miał chudy tors i dziecięcą twarz, wymalowane nierówno białą farbą. Palcami po skórze kreślił wzory, których nauczył go dziadek. Z rzemienia na szyi zwisał mu talizman szczęścia w postaci zwykłej muszelki. Odskoczył znienacka, kiedy do kałuży wskoczył wyższy od niego chłopak. Miał dwanaście lat, ale ze względu na władczy ton, z jakim potrafił przemawiać, był Wodzem dla wszystkich dzieci w obozie.
– Idziemy do buszu – zarządzał co jakiś czas, posługując się dialektem, którego nie zrozumiałby nikt spoza plemienia, a już na pewno żaden z turystów kręcących się od czasu do czasu między tubylcami. Chłopcy łapali za kije, które były pomocne w odgarnianiu gałęzi i ruszali za Wodzem. Wchodzili do dżungli bez strachu, bo to w niej się wychowywali. Znali każde drzewo, po którym skakali, polując na małe ptaki. Żadna ścieżka nie była im obca, poza tym wytyczali nowe, prowadzące do całkiem innych miejsc. Uczyli się odkrywać, a nie wynajdywać. Nie rozumieli do końca, co robią, ale nigdy nie zaburzali wiekowej harmonii natury. 
– To co tu jest, jest pożyczone i jeżeli cokolwiek wyniesiemy, będziemy musieli oddać – przypominał bez zastanowienia Wódz, kiedy znajdowali owocowe drzewa, z których wiatr postrącał owoce. Chłopcy stukali niecierpliwie kijami o podłoże. – A więc musimy zjeść to wszystko tutaj na miejscu!
Zaśmiał się w duchu do tego wspomnienia. Kwaśne owoce jednego z tamtych drzew przyprawiły kiedyś ich wszystkich o bóle brzuchów. Jeszcze nigdy jego matka nie przypominała tak bardzo zezłoszczonej żony pigmejskiego czarownika. To wydawało się tak dawno. Poczuł się jak starzec. Teraz myślał nad sensem słów przyjaciela z dzieciństwa. Jeszcze nigdy w rodzimych stronach nie spotkał się z przejawem takiego egocentryzmu jak w Europie. Kiedy znalazł się w Anglii, nie wiedział o niej prawie nic. Z czasem, znalazły się rzeczy w nowym świecie, które polubił, ale także znalazło się parę takich, z którymi nie mógł się pogodzić. Denerwowało go to wszechobecne wynajdowanie rzeczy. On wynajdywał coś z niczego, albo doskonalił to, co już było. Natomiast biali ludzie, nie tylko mugole, odkrycie świata przypisywali swoim rozmarzonym podróżnikom z podkręconymi wąsikami i zasiekami na niewolników. W 1920, kiedy świat usłyszał o Newtonie Scamanderze i jego "Zakazie Eksperymentalnej Hodowli" (co było jedną z pierwszych tego typu publikacji, które opinia publiczna wzięła na poważnie) było już za późno na odzyskanie fauny i flory, która wymarła długo przed tym, zanim zaczęło się wycinanie starego pod fundamenty nowego, mniej stabilnego. Brandan nie był szalonym fanatykiem; nie przywiązałby się do krowy, ani do drzewa, ale ufał temu wokół czego się wychował, bardziej niż tej całej surowej nowoczesności. Zresztą, widział niedaleką przyszłość w ciemnych barwach, jeżeli ludzie mieli iść w tym kierunku. Podpowiadający mu przodkowie mogli być omylni, skoro należeli do przeszłości, ale on nie był głupi. Wiedział, że każdy słoń na glinianych nogach musi w końcu runąć.
Śniło mu się, że siedzi w cieniu wielkiego baobabu i rysuje palcem po piasku symetryczny wzór, oznaczający zwierzę w pułapce. Kombinacja kresek i kształtów nie była skomplikowana, a jednak poprawiał ją kilkakrotnie, jakby chciał mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiana. Po chwili pojawił się nad nim dwunastoletni Wódz, taki jakiego go pamiętał, z wymalowaną twarzą, trzymający kij przewyższający go o głowę. Nic nie powiedział, ale Bran zrozumiał. Idziemy do buszu. 
Spał z czołem przyklejonym do szyby, dopóki Gloria nie dźgnęła go kilka razy w żebra jego własną różdżką, budząc go przy tym skutecznie.
– Głąbie, koniec podróży – poinformowała bardzo miłym jak na nią tonem, po czym oddała mu różdżkę. Kiedy zarzucała plecak na plecy, prawie wydłubał sobie oko tym patykiem. I nawet nie doczekał się słowa na przeprosiny! Na pewno nikt by mu nie uwierzył, gdyby powiedział, że ta sama dziewczyna zwykła cierpliwie od rana do nocy nosić wodę na głowie.
Ze snu nie pozostał w jego pamięci nawet ślad, oprócz dziwnego niepokoju, który nie opuścił go nawet po wyjściu z samolotu.




Wakacyjna notka od której nie wolno wymagać wiele, bo jest wakacyjna.
link do karty

14 lipca 2015

It's too cold outside for angels to fly.

 SóleyValurdóttir
ale proszę, mów do niej Riley 
Keflavík, Islandia || Ravenclaw || po wakacjach w klasie VI || 10 cali, jabłoń, łuska bazyliszka 
ćwierć wila || magia niewerbalna  || niemowa || bezimienna fretka || boginem nóż 
pianistka || skrzypaczka || flecistka 
Chcesz się pobawić? Okej. Dam Ci zadanie. Tylko jedno. Opisz świat. Ale zaraz, zaraz! Daj mi wyjaśnić do końca. Opisz świat, nie używając słów. Ukaż jego piękno, jego ogrom! Opowiedz o naturze, o śpiewie ptaków, o wyciu wilków! Opisz kolor zorzy polarnej, zimno islandzkiej zimy, uśmiech matki. Zrób cokolwiek pragniesz, aby wykonać to zadanie, ale nie używaj słów.
Dasz radę?
wizerunek Tuppence Middleton
w tytule Ed Sheeran
gg: 54719791

13 lipca 2015

Mam zimne stopy






VI Rok — Ravenclaw — Czysta Krew — Klub Pojedynków — Wesz — Ścigająca — 12 cali, cyprys, Włókno z pachwiny nietoperza — boginem kelpia — Patronusem miś polarny — przybłęda z bieguna północnego — sierota(losu)

Mel Snow
bo Amelia to nie imię
Zimne stopy, zaróżowione policzki i iskierki w oczach. To w zupełności wystarczy, żeby odgadnąć, że chodzi o Mel Snow. Krukonkę, która mimo tragedii z przeszłości, żyje jakby nic się nie stało. Psotnicę, która mimo wszystko zna granicę dobrego żartu. Ściagjącą, która za każdym razem jest tam gdzie jest potrzebna i nie chodzi tu tylko o mecze Quidditcha. Amelię Snow – słynną przybłędę z bieguna północnego, która aż do trzeciej klasy była męczona przez rówieśników, aby opowiedziała kolejną historię związaną z jej podróżami. O tym jak to spotkała Kelpię, wie już każdy w Hogwarcie. Jeśli nie bezpośrednio od Mel, to na pewno ktoś inny już mu opowiedział tą historię, lub chociaż o niej napomknął.
Tylko i wyłącznie dzięki srogiemu wychowaniu pani Simpson dała sobie radę w życiu. Gdyby nie ona, Krukonka już dawno załamałaby się, ukryła gdzieś w kącie i bała się własnego cienia. Staruszka nauczyła ją, że warto walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Była uczona, żeby chodzić z wysoko uniesioną głową, wyprostowanymi plecami i w razie potrzeby poradzić sobie z przeszkodami, które już na nią czyhały. Mel nie dałaby sobie rady bez tej wiedzy w Hogwarcie, który na początku okazał się wręcz polem bitewnym, gdzie każdy przechwalał się ile może.
Już w pierwsze dni szkoły zapisała się do Klubu Pojedynków i do WESZ. Dobro innych od zawsze przekładała nad swoje. Była taka, jaką Krukonka powinna być – łaknęła wiedzy, nie tylko tej książkowej, ale i tej zasłyszanej od innych czarodziei. Już w trzeciej klasie znała połowę wymaganych zaklęć, potrafiła doskonale uwarzyć dosyć trudne eliksiry i bez trudu umiała wymienić zastosowania smoczej krwi. Całe szczęście pani Simpson nauczyła ją, żeby się nie przechwalać zdobytą wiedzą, bo inaczej Mel stanęłaby na czele typowych kujonów z Ravenclaw, co oznaczałoby prawdopodobną samotność i wybuchy śmiechu na jej widok.
Od kilku miesięcy stara się nie wracać myślami do burzliwej i niezbyt miłej przeszłości. Wspomnienia odstawiła na bok, a żale zaczęła przelewać do niepozornego dziennika, którego treść odczytać może tylko osoba, której Mel na to pozwoli. Mimo to chroni go jeszcze bardziej niż swoją różdżkę. Od lat zachwyca innych spokojem ducha, roztropnością i subtelnością. W ich oczach jest kolejną samodzielną dziewczyną, która mimo ciężkiej przeszłości stąpa twardo po ziemi. Jest natchnieniem do walki i życia mimo wielu przeszkód. Ma na imię Amelia Snow i wszyscy są przekonani, że świat czarodziei jeszcze nie raz o niej usłyszy. Każdy przepowiada jej świetlaną przyszłość, bo jest po prostu doskonała.
A Mel jeszcze nigdy nie była tak pewna swojego rychłego upadku jak teraz.
Bo nagle serce przestało się jej słuchać i zaczęło podążać własną drogą.
______________________________
tumblr, Of Monsters And Men w Więcej i Powiązania.
Mel ma zimne stopy i zamarznięte serce - ktoś pomoże?

8 lipca 2015

#9 lista obecności

Za nami kolejny miesiąc, a część Autorów wraz z początkiem wakacji znacznie się rozleniwiła, zatem najwyższa pora na ponowne zweryfikowanie kto zostaje i wyraża chęci do dalszego czynnego współtworzenia Kronik. Chcemy uniknąć sytuacji, w której postać będzie bezczynnie figurować w linkach, a jej Autor nie będzie prowadzić wątków czy nie witać nowych, dlatego prosimy o rozważne wpisywanie się.
Zgodnie z tradycją, w komentarzu wpisujemy stanowiska, które zajmują Wasze postacie (nauczyciele, prefekci i drużyny Quidditcha), zajęte wizerunki, zajęcia dodatkowe, oraz rangę (animag, wila, metamorfomag itd.), a także rocznik (klasę), do której uczęszczać będzie postać po wakacjach. Pomoże to w uporządkowaniu zakładek i uniknięciu niepotrzebnego bałaganu związanego z rezerwacją stanowisk.
Na wpisanie się dajemy Wam 6 dni (do 14 lipca 2015)
Zachęcamy do wzięcia udziału w Igrzyskach i pierwszym zadaniu
oraz przypominamy o witaniu nowych postaci! 

1 lipca 2015

ZADANIE PIERWSZE

ETAP POCZĄTKOWY
Uczestniku! Wczesnym popołudniem, główny organizator Hogwarckich Igrzysk dostał się do Twojego dormitorium, pozostawiając na szafce liścik z następującą treścią:
"Tego dnia zostałeś pozbawiony ważnej dla siebie rzeczy. Materialnego przedmiotu, którego zniknięcie od razu zauważysz. Znajdź go jak najszybciej."
Żaden z uczniów i zarazem śmiałków, którzy postanowili wziąć udział w zawodach nie wie jednak, że ich zguby zamienione zostały w świstoklik;
 ETAP KOLEJNY
Po dotknięciu odnalezionego przedmiotu, uczestnicy niespodziewanie lądują w ciemnej, przerażającej i opuszczonej wiosce. Po zrobieniu kilku kroków naprzód zatrzaskuje się skrzypiąca brama i zamyka uczniów w pełnej niespodzianek pułapce.
W wiosce uczestnicy będą musieli zmierzyć się z wieloma niebezpieczeństwami, a ich głównym celem stanie się odnalezienie złotego klucza, który zabierze ich z powrotem do Zamku, z dala od wywołującego gęsią skórkę miejsca. Odnalezienie przepustki do wolności nie będzie jednak takie proste jakby się wydawało; 
CO DALEJ
To, z czym będą musieli zmierzyć się uczniowie, co czekać będzie na nich w wiosce, gdzie odnajdą klucz i rzecz jasna czym był pierwszy, zabrany im przedmiot - to wszystko zależy wyłącznie od Was i waszej kreatywności. Ziejący ogniem smok, czarownik będący pod działaniem klątwy Imperius, który nagle zaatakuje nieświadomego uczestnika turnieju, wyrastające z ziemi diabelskie sidła, krążący w oddali dementor, spacerująca po ulicach wioski akromantula, schowany w ciemnym kącie bogin; pole do działania jest ogromne, a ogranicza Was jedynie własna wyobraźnia.
Dyrektor oraz inicjatorzy Igrzysk mogli przenieść do wioski dosłownie każde napawające strachem magiczne stworzenie, czy zaskoczyć uczniów innymi przeciwnościami, które znacznie utrudnią im zadanie bądź zostawią w psychice swój ślad.
→ Odnalezienie klucza oraz zawarcie w opisie dwóch wymienionych powyżej części jest jednoznaczne z zaliczeniem pierwszego, Igrzyskowego zadania. Uczestnicy otrzymają punkty, które według kryterium przydzieli administracja. Limit słów: +500! Ponadto uczestnicy zdani są tylko i wyłącznie na siebie, zatem opisy wykonujemy w pojedynkę, nie w parach! 
→ Czas na wykonanie zadania upływa z dniem 19 lipca! Do tego czasu chętni, którzy z jakichś powodów nie zdążyli wziąć udziału w eliminacjach, także mogą dołączyć, jednak proszeni są o pozostawienie tutaj opisu eliminacyjnego oraz pod tym postem wypełnionego pierwszego zadania.
Każdy ma jeszcze szansę, zatem zachęcamy wszystkich do zgłoszeń!