25 grudnia 2014

just be nice - good goes around


C H A R L I E   B L U E F I E L D
Puchon ─ ścigający  kapitan

╒════════════════════════════════════════════════╕
27/06 || czysta krew || VII klasa || Hufflepuff
Obrona przed czarną magią, Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Zielarstwo
jedna z londyńskich kamienic, dla mugoli niewidoczna || kocur Moon
klon, włos z grzywy jednorożca, 10 i ¾ cala, giętka 
bogin: nieznany || patronus: czarny kruk
gra na pianinie
╘════════════════════════════════════════════════╛

MYŚLODSIEWNIA ─ DUSZE


zamiana za Chloe, bo Charlie, to Charlie

Logan Lerman
gg 28107610

52 komentarze:

  1. [ Jak zamiana, to ja żądam wątku!
    No i w ogóle, toż to Czarli, mój ulubiony, kochany Puchaś, ja muszę mieć z nim jakiś fajowy wąteczek. Rozumiemy się? Hahaha ;3 ]

    Lysse

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze pospamuje i powzdycham do tego gifa z myślodsiewni, ach och ech

      Usuń
  2. [ Aż przywróciłabym moją Audrey, bo miała w Czarliego ognistymi kulkami rzucać. Dobrej zabawy c: ]

    Stellan/Nyoka

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Obawiam się że Lysse to nie typ lubiący posiedzieć w samotności pod Bijącą Wierzbą, a szkoda. A może spróbujemy wymyślić coś nowego? ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Killian chyba był tym, który go upatrzył i wdrożył do drużyny Puchonów :D]

    Albus/Killian

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Szał w sensie że furiatka, ma słabe nerwy i często się kłóci, ale z takim Puchasiem to ja, bo nie wiem jak Lysse, nawet mogę pogr... A może coś takiego że oni znają się z dzieciństwa i są kolegami, przyjaciółmi, w miarę możliwości Lysse na taką relację i on starałby się ją przekonać do gry w Quidditcha bo wie że ona robi to świetnie, ale zrezygnowała z gry w drużynie bo jak powiedziała "jest ponad tą hołotą' ? ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [ OMG, Logan! Luke się zakochał i nic nie da się z tym zrobić.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  7. [No nie wierzę. Wiesz, że za nim tęskniłam?]
    S.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Naszła mnie myśl, że oni mogli w dzieciństwie (6-12 lat) deklarować, że będą małżeństwem i nawet coś tam później mogło między nastolatkami być, ale chyba nie ma co już tego kręcić. No to czekam. ]

    OdpowiedzUsuń
  9. [Musimy. Skoro gra na pianinie to może udzieli oczarowanej Sky parę lekcji?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Vidar czuję się podległy, o on podległy być nie lubi. A zwłaszcza w takiej kwestii, jaką jest quidditch. Panie kapitanie.]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Postać inna, nazwisko te same, kochanie ;3
    Niefajna ta groźba.

    Kochajmy, kochajmy <3]

    Julie

    OdpowiedzUsuń
  12. [Twa łaskawość mnie wzrusza.
    Ma za dobre serduszko, by Charliemu pozwolić zmarznąć, ot co. Mogę wyłudzić od ciebie zaczęcie? ;>]

    kochająca Julie

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Moje oczy zobaczyły, serce zapukało, oddech uwiązł w gardle...Charlie, jakie to ładne imię, chociaż mnie kojarzy się z dziewczyną, ale to tylko moje widzimisię ;) No a poza tym to chwalę za zdjęcie, bo takiego Logana jeszcze nie widziałam. A może moja slodka Angel troche pokomplikowałaby mu życie? ]

    Angel Jahanson

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Bo wiesz, Luke to wirtuoz, Charlie też gra, wychodzi na to, że są dla siebie stworzeni. Pokusiłabym się na jakiś uroczy wątek. Nie wiem, jak tam z orientacją twojego chłoptasia, bo jak nie po mojej myśli, to zawsze możemy ich wcisnąć w lukową miłość bez wzajemności.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i Chan ja cię pamiętam! Nie wiem skąd, ale skądś, które egzystowało sobie dawno temu.

      Usuń
  15. [Charlie, Charlie z filmu... "Charlie" ;). Film bardzo bliski mojemu sercu, postaci nie da się nie lubić, a więc wątek. Oboje ścigający? Może coś na tym polu?]

    Harvey

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [+ karta nie mogła być moja, postać dopiero co wymyślona :o]

      Usuń
  16. [ Najlepsze jest to, że pisząc kartę słuchałam Elvisa.
    Dziękuje za powitanie :)
    A skąd znasz to nie wiem, bo na niewielu blogach byłam, hm.... Ej, będzie mnie to teraz nurtować ;-;]
    Lennon

    OdpowiedzUsuń
  17. Szybkim energicznym krokiem przemierzała korytarze Hogwartu, trzymając się jak najdalej od okien, które mimo że były szczelne, to przepuszczały odrobinę lodowatego powietrza z zewnątrz. Może i tego roku nie napadało multum śniegu jak w ubiegłym, ale za to było tak zimno, że Lysse nawet nie miała ochoty wystawiać nosa poza mury. Chociaż dla niej każda minusowa temperatura była do tego wymówką, ona po prostu nie lubiła spędzać czas na świeżym powietrzu, a przynajmniej nie w szkole.
    Kroczyła, jedynie zerkając co chwila przez okno. Niebo było czyste, wysokie i szafirowe. Nawet nie zauważyła jak tuż obok niej znalazł się znajomy Puchon, który uśmiechał się szeroko, a policzki miał zaczerwienione, zapewne powróciwszy właśnie z treningu, gdyż dzierżył w dłoni swoją ukochaną miotłę.
    Kiedy z zaskoczenia pochylił się nad jej uchem i przywitał się pozostawiając na skórze jej szyi ciepły oddech, przeszedł ją dreszcz. Spojrzała mu w twarz i wymusiła uśmiech, który już po chwili zniknął z jej twarzy, a powrócił lekki grymas. Była dzisiaj w mieszanym nastroju, lekko poddenerwowana, a naprawdę nie miała ochoty urazić czymś teraz chłopaka, więc powstrzymała złośliwy komentarz, który miała w głowie, w zamian uśmiechając się złośliwie.
    – Charlie, skarbie, dobrze wiesz, że ta hołota ze ślizgońskiej drużyny nie jest godna mojego geniuszu, nie doceniają mistrza. – odparła.
    Chłopak zapewne wiedział, iż dziewczyna nie należy do drużyny, gdyż nie lubi być kierowana przez inną osobę, więc w pierwszych latach, kiedy to jeszcze do niej należała, dochodziło między nią a każdym kapitanem do nie lada kłótni. Postanowiła odpuścić sobie ten sport, mimo wielkiego zamiłowania.
    – Poza tym jest dość zimno na takie zabawy. – dodała przykładając swoją ciepłą dłoń do zmarzniętego policzka Puchona i pocierając go kciukiem, po czym niespodziewanie pstryknęła chłopaka w nos palcami.

    Lysse

    OdpowiedzUsuń
  18. [Dziękuję ślicznie za przywitanie. Nie brakuje przypadkiem tu lub u drugiej postaci jakiegoś wątku? ;)]
    Jasmine

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Słodki Logan też mi skradł serduszko! Oj coś mi mówi, że jakże urocza Veronica upatrzy sobie biednego Charliego na swój cel ;)]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Nie, dlaczego? To że kłopoty to jej drugie imię, pech miał być pierwszym, jedzenie wypada jej z kieszeni i czasem nawet nie jest w stanie trafić w tłuczek- nie nie ma się czego bać. Ona wbrew pozorom jest niewinna jak aniołek :) To raczej Veronica powinna się bardziej bać co palnie w jego towarzystwie i czy, na Merlina oby nie, z zauroczenia przestanie jeść albo i gorzej!]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  21. [Szczerze powiedziawszy Charlie jest z Jas razem w klasie, ale za to poszukuję nauczyciela, który siedem lat temu przekroczył próg domu Russellów, by wręczyć dziewczynie list z Hogwartu. Ale myślę, że pozostałabym przy Charliem.]
    Jasmine

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Niech Luczek sobie wzdycha, co mu szkodzi. Ale w takim razie zwalam na ciebie zaczęcie, może jakiś koncert w Pokoju Życzeń? I bardzo ładnie proszę, by Charlie był delikatny wobec lukowego ( w przyszłości nieco złamanego) serca.]

    OdpowiedzUsuń
  23. [ A tak w ogóle to nie spytałam sie co myślisz o moich fantazjach i czy podobają ci się w jakimś stopniu moje wypociny. A poza tym,jak myślisz, jeżeli już to jakie relacje mają ich łączyć?]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  24. [Trochę męczenia się w photoshopie, bo nie znalazłam na to żadnych kodów, ale wyszło jak wyszło i na początku byłam niezadowolona, ale teraz po tylu komplementach zaczynam wierzyć w swoje możliwości :D Ja z Loganem, znaczy Charlie'm jaaak najbardziej chcę wątek, a nawet jakieś powiązanie!]

    OdpowiedzUsuń
  25. [O jak najbardziej :) Po lekcji latania mogliby spędzać jakoś razem czas załóżmy w kuchni/Pokoju Życzeń etc. Przepraszam, ale o tej godzinie u mnie słabo z myśleniem :/]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ A to pierwsze pytanie wynikło z późnej godziny i braku pracujących neuronów. A poza tym: kuchnia trafiła do mojego serduszka :)]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  27. Słuchała tego co mówił z uśmiechem na ustach. To była prawda. Lysse była typem osoby, który mógł pracować jedynie samodzielnie, aby osiągnąć zadowalający efekt. Nie dla niej długoterminowe prace grupowe, praca w parach czy granie w drużynie, choć z tym ostatnim mógłby być wyjątek jeśli byłaby kapitanem, bo ona uwielbiała mieć pod sobą ludzi, była stworzona do roli lidera.
    I bardzo to w sobie lubiła. Aż dziw.
    – Charlie, skarbie, jakbym pracowała z tobą, to szybko bym ciebie z tej posadki wygryzła. – odparła ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Co było prawdą, bo gdyby się uparła, to osiągnęła by upragniony cel, zostałaby kapitanem w drużynie Ślizgonów, ale ona po prostu nie miała ochoty tracić swojego cennego czasu na użeranie się z obecnym. Z Charlie'm miałaby mniejszy problem, ale wciąż.
    Widziała jak rozglądał się po korytarzu. Była świadoma , że wpatrują się w nich teraz niejedne oczy i w ogóle ją to nie obchodziło. Nawet byłą zadowolona, że mogła podręczyć teraz wszystkie wielbicielki Puchona, których on jako zawodnik posiadał pokaźną grupkę.
    Prychnęła, gdy założył jej na szyję szalik domu Hufflepuff. W żółtym zdecydowanie jej nie do twarzy.
    – Dobrze wiesz Charlie, że skończyłam z Quidditchem dawno temu i zdania nie zmienię. – odparła, spoglądając chłopakowi za plecy. Na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Zdjęła szalik i zarzuciła go na szyję Puchona, tym samym przyciągając go jak najbliżej siebie. Stanęła na palcach i cmoknęła go w kącik ust, sprawiając, że jedna z wpatrujących się w nich od dłuższego czasu Gryfonek zakrztusiła się fasolką. Lysse osiągnęła zamierzony cel. – Ty za to marnujesz się bez dziewczyny mężu.

    OdpowiedzUsuń

  28. Julie nie uczestniczyła w rozmowie toczącej się w gronie Gryfonów, zaoferowana bardziej śniegiem zasypującym szkolne błonie. Słowa padające ze znajomych ust przelatywały nad jej głową, uciszone przez tańczący z łysymi gałęziami drzew wiatr, który delikatnie muskał jej chłodne policzki, robiąc z „misternie” ułożonej fryzury artystyczny nieład.
    Otóż, panna Echols nie nadawała się na tytuł plotkary roku i w takich rozmowach brała udział od święta, a dziś naprawdę nie obchodziły ją najnowsze nowinki z romantycznego półświatka szkoły, zwłaszcza że do niego osobiście nie należała i prawdę powiedziawszy była odrobinkę zazdrosna o jakąkolwiek wzmiankę na temat całowania się pod jemiołą. Jej pierwsza i zarazem ostatnia miłość była ulotna jak papierosowy dym — wyparowała szybciej niż czarownica zdołała sobie uświadomić, że istnieje.
    Pogrążona w własnym tajfunie na w poły pożądanych, na w poły nie myślach, nie zarejestrowała momentu, kiedy ciężkie, ołowiane drzwi przywitały ją z donośnym zgrzytem, witając w gmachach Hogwartu. Powinna jednak odmówić sobie dwóch z rzędu kolejek Piwa Kremowego, które zawsze miało na nią nie zbawienny, a melancholijny wpływ. Odpowiedziała powierzchownie na pytania zadane przez współlokatorkę, nie mają pewności, czego tak naprawdę dotyczyło i zapobiegawczą ostrożnością stawiała każdy krok na nieco śliskiej podłodze, nie mając ochoty pożegnać się z żadnym ze swoich zębów.
    Szturchnięcie w bok i pytanie, która zawisło w powietrzu nad jej głową rozbudziło ją z transu. Zaintrygowana spojrzała w górę i wysłała właścicielowi pytania pogodny uśmiech.
    — Z wielką przyjemnością, mój panie — zapewniła, skłoniwszy się lekko. Przez chwilę miała ochotę się z nim podroczyć, ale skapitulowała, domyślając się z doświadczenia i własnych obserwacji, że Puchon musiał naprawdę przezwyciężyć wiele swoich prywatnych fanaberii, by zaproponować jej to w towarzystwie kilku innych, skądinąd zaciekawiony Gryfonów, którzy nigdy nie zajmowali Echols tak swoją osobą jak właśnie Charlie, którego śmiała mogła nazwać swoim jednym przyjacielem, choć ostatnio zaobserwowała, że ta znajomość powolutku zaczęła wykraczać poza standardy zwykłej przyjaźni, o czym mógł świadczyć chociażby rumieńce, które oblewały jej twarz za każdym razem, gdy przeżywała spotkanie pierwszego stopnia z wesołymi iskierkami igrającymi z oczami pana kapitana. Teraz mogła je z powodzeniem wytłumaczyć szczypiący ją w skórę, panoszący się za grubymi murami zamku nietuzinkowym mrozem i w duchu dziękowała niebiosom, że nikt nie mógł wyczuć przyśpieszonego rytmu jej serca, które radośnie obijało się o żebra.
    Pożegnała się ze znajomymi, poprawiając szalik w barwach domu lwa i czekając aż Bluefield do niej zejdzie z tym swoimi zaraźliwym uśmiechem i nieposkromionym entuzjazmem, działającym na nią nieprzyzwoicie uśmierzająco.

    Julie

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy Puchon położył na jej tali dłonie, jej podświadomość zapaliła czerwoną lampkę.
    To znak, że podejrzewa jakiś podstęp. Lysse miała niesamowite wyczucie, kiedy miało dziać się coś nie po jej myśli. Ten instynkt wykształcił się u niej chyba adekwatnie do jej lubiącego kontrolować sytuację usposobienia. Dziewczyna zawsze musiała przynajmniej odczuwać, że wszystko idzie tak jak ona to sobie zaplanuje. Wbrew pozorom była bardzo poukładana. Potrafiła wieczorem ułożyć sobie cały plan, co jeść będzie następnego dnia i jakie czynności musi wykonać, a później skrupulatnie go wypełniać.
    Oczywiście taka rozsądna nie była w kwestii wyrażania swojego zdania. Mówiła wszystko, co pomyślała. Jej szczerość wpędzała ją czasami w niezłe tarapaty, ale zdążyła się przyzwyczaić.
    Teraz też się nie myliła.
    Jęknęła przeciągle, kiedy chłopak przerzucił ją przez ramię. Zaczęła okładać go pięściami w plecy, z nadzieją że ją uwolni, ale kiedy doszła do wniosku, że to nie ma sensu, jedynie zadarła głowę i pomachała nonszalancko w stronę grupki dziewczyn. Odchrząknęła z zamiarem załatwienia sprawy dyplomatycznie i pokojowo.
    – Charlie, skarbie, czy mógłbyś łaskawie mnie postawić! – odparła pod koniec lekko podnosząc ton swojego głosu. Kiedy poczuła, że zaczynają iść, jedynie głośno westchnęła i zaczęła kreślić po plecach Puchona nieokreślone wzory.
    – Bardzo proszę. – dodała dość cicho. – Jak mnie postawisz to spełnię twoje trzy życzenia. – powiedziała bez zastanowienia, po chwili żałując tych słów.

    [ Króciutko, ale dzisiaj tylko takie mi wychodzą. ]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Chan, możesz nie pamiętać, bo wtedy na H76 Karen była Puchasiem, miała brzydką kartę i w ogóle ble i fu.
    Sherlock jest super <3 Charlie urzekł mnie całkowicie, i bardzo bym chciała wątek, ale pomysłu nie mam. :<]
    Karen/Caitlyn

    OdpowiedzUsuń
  31. [ Jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale bez Melissy na Hogwarcie czuję się źle.
    Jak myślisz dżentelmen da radą wytrzymać w wątku z Mel? Nie dane nam było zakończyć (ani w pełni rozpocząć) wątku z poprzednim Charliem (z tym na innym Hogwarcie) ]

    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Charlie miał oberwać ognistą kulką od mojej pół wili za to, że zniszczył jej bagaże, czy coś. Szkoda że takiej pamięci nie mam do chemii, albo innych ważnych przedmiotów. ]

    Melissa

    OdpowiedzUsuń
  33. [ I teraz to, że musimy coś wymyślić. Lenard był bardziej uroczy, hiehiehie]
    Panda

    OdpowiedzUsuń
  34. [dziękuję, ta pani często się pojawia w różnych kartach więc nie byłam specjalnie oryginalna... :P Czy jest jakiś pomysł na wątek może? Ja wszędzie Daisy mogę jakoś wpleść, jeśli masz pomysł co chciałabyś zrobić ze swoim Puchasiem ;)]
    Daisy

    OdpowiedzUsuń
  35. Fortepian od zawsze był dla Sky instrumentem magicznym. Nic więc dziwnego, że kiedy dowiedziała się o umiejętnościach Charliego, postanowiła poprosić go o parę lekcji. Może w końcu nauczy się czegoś pożytecznego, czym będzie mogła pochwalić się w wakacje przed matką? Czary były zakazane. Eliksiry także, więc nie pozostawało jej nic innego jak opowieści o plumkach złotołuskich czy bitwach w siedemnastym wieku, co zdecydowanie nudziło panią Westbroock. A teraz szła za rok starszym kolegą, korytarzem na siódmym piętrze, mijając gobelin z Barnabaszem Bzikiem i trollami i zastanawiała się, dokąd tak właściwie zmierzają.
    Drzwi na ścianie pojawiły się praktycznie znikąd, więc zanim odpowiedziała na zadane pytanie, Puchon musiał je chyba powtórzyć parę razy. Jeszcze nigdy, odkąd znalazła się w Hogwarcie, nie widziała znikającego wejściai. Znikające stopnie, znikające postaci na portretach, a nawet znikające ze stołów jedzenie – owszem, ale drzwi? Pokręciła przecząco głową, nadal zastanawiając się nad niesamowitym zjawiskiem, jakiego właśnie była świadkiem.
    Oczywiście, że nie miała nigdy styczności z żadnym instrumentem. Nie licząc tych na kartach podręczników dla młodych muzyków, które wygrzebywała w bibliotece. Ale wszystkie te instrukcje, znajdujące się na kartach książki były tak skomplikowane, że zawsze zarzucała próby nauczenia się z nich czegokolwiek.
    Ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Charlie już otwierał jej drzwi, zachęcającym gestem wskazując na wejście. Weszła do środka, nie mogąc się nadziwić miejscu, w którym się znajdowali. Ogrom mebli, książek i rzeczy, które jej mama nazwałaby śmieciami, a ona określała mianem pamiątek, był przytłaczający. Wszystko sprawiało wrażenie, jakby miało zaraz runąć, przygniatając zabłąkanych w labirynt przedmiotów wędrowców.
    Po chwili lawirowania między wszystkimi eksponatami, w tym dziwnym Muzeum Rzeczy Zapomnianych, jak zdążyła je już ochrzcić, doszli do celu. Oczom Sky ukazał się najprawdziwszy fortepian. Nie wyglądał na zapomniany, jak większość z obiektów dookoła nich, wręcz przeciwnie. Lśnił i błyszczał, a stojące przed nim siedzenie zachęcało do zajęcia na nim miejsca.
    Charlie także wskazał jej ten powiększony podnóżek, więc usiadła.
    - I co teraz? – spytała, spoglądając na zamkniętą klapę instrumentu. Wiedziała, że gdy ją podniesie, zobaczy rząd białych i czarnych klawiszy, pamiętała to z książek. – Mam pokazać ci co potrafię?

    [Spoko, spoko, ja to nadrobię. ;D]
    Skyler

    OdpowiedzUsuń
  36. Wystarczy, że jesteś. Samą swoją obecnością poprawiasz mi nastrój, eliminując ze świata czyhające na mnie zło..
    Nie miała odwagi ułożyć tych myśli w słowa, narzekając na swoją bezsilności, bezradność i niepasujące do lwa na jej piersi tchórzostwo.
    — Nie jest ani dobrze, ani źle, Charlie — wyznała po chwili, nie wiedząc jak minął jej dzień, bo ani przesadnie nie doskwierała jej nuda, ani nie została niczym urażona, ani nikt nie wywołał na jego ustach uśmiechu, który pojawił się w momencie spotkania wychowanka domu borsuka. — Jestem trochę przerażona — kontynuowała swój monolog, nie mogąc się ugryźć w język i po prostu przemilczeć te kwestie, które systematycznie nacierały do jej głowy, masakrując swoimi ciężarem spowite przez ulotne wrażenia myśli. — Od rana otaczają mnie ludzie, ale mimo tego wszystkiego, ogarnia mnie przeraźliwa, nieporównywalna z niczym samotność. Mam ochotę krzyczeć, ale z ust nie chce popłynąć żaden dźwięk. Czuję się tak jakbym stanęła nad brzegiem przepaść, nie wiedząc czy skakać, bojąc się tego co jest na jej dnie, czy zawrócić z żalem, że nie spróbowałam — wyszeptała na jednym wydechu, wtulając się ufnie w cudze ramię.
    W jego towarzystwie te wszystkie żyjące w niej sprzeczności w irracjonalny i niewyjaśniony sposób znikały, przeistaczając ją w kulkę pozytywnej energii, która nie istniała poza ich spotkaniami, rozmowami, wymianą ulotnych spojrzeń. Cały fałsz i sztuczność wyparowywała z jej egzystencji, przeobrażając się w nieznane dotąd zrywy i pragnienia zachowania bliskości z Charlie’m, mimo iż paradoksalnie bała się oddać mu cząsteczkę siebie, w ostateczności tłamsząc w samej sobie żywiące do niego uczucia.
    — A co tam u ciebie, Charlie? — zagadnęła po chwili, kątem oka zerkając na jego łagodny, znajomy profil. — Sezon tuż za pasem, pewnie masz dużo roboty, prawda? — dopytywała się, nie mogąc się doczekać chwili, gdy znów ujrzy chłopaka, będącego plamką na niebieskim firmamencie. — Chyba już nigdy nie tknę fasolek wszystkich smaków, znów natrafiłam na tę o smaku wymiocin — dodała, ale mówiła to ciągle, ostatecznie przegrywając z dziecinną ciekawością nowych, nieodkrytych przez nią dotąd smaków.

    Juleczka

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Kto to wie.]

    Luke oddychał muzyką. Czystymi dźwiękami i kolejnymi nutami. Każdy oddech był dotknięciem gładkich klawiszy, a każdy uśmiech natchnieniem, by napisać następną sonatę. Miał w swojej kolekcji wiele utworów, tych złych i tych dobrych, trochę niesamowitych i jeszcze więcej przeciętnych. Jednak wszystkie, bez względu na to jakie były, nie powstawały same z siebie. Musiał znaleźć inspirację, dogłębnie zbadać zakamarki swojej duszy, dopiero potem mógł naznaczyć pięciolinię niedbałymi uwagami. Często pisał dla ludzi. Dla ludzi, choć nie mieli pojęcia, że mimowolnie stali się bohaterami jakiejkolwiek melodii. Tak samo było z Charliem. Jego widok przyspieszał rytm lukowego serca i przywoływał wenę z czeluści bezproduktywności.
    Nawet nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Zwykł wieczorami przychodzić do Pokoju Życzeń i grać wielogodzinne koncerty, byleby tylko odpędzić od siebie samotność. Szczycił się mianem wirtuoza i najbardziej utalentowanego pianisty w Hogwarcie, jednak wydawało mu się, że opisy te są mocne przesadzone. Dopóki nie poznał chłopaka, być może wierzył, że jego gra jest darem. W chwili obecnej powątpiewał w swój geniusz, gdyż Puchon z pewnością dorównywał mu talentem. Jednakże opinia Luke’a była nieprofesjonalna, bo ilekroć spojrzał na chłopaka, stróżka zimnego potu spływała mu po plecach. Niepewność mieszała się z nieokiełznanymi emocjami, a serce stawało się dziwnie rozedrgane. Znał wytłumaczenie swoich reakcji i klął wniebogłosy, bo zabłądził, odcinając się od wyjścia. Charlie w przypływie braterskich uczuć mógł traktować go jak kumpla, nigdy jak kogoś, dla kogo warto byłoby żyć.

    - Cześć - powiedział z cieniem uśmiechu, przysiadając na fotelu tuż nieopodal chłopaka. Zlustrował go uważnym spojrzeniem i zgniótł w kulkę niesioną ze sobą sonatę. Sam tytuł był zbyt wymowny. Co gdyby chłopak ją odnalazł i sytuacja stałaby się naprawdę skomplikowana? - z chęcią posłucham wszystkiego, co miałeś zamiar zagrać.

    OdpowiedzUsuń
  38. Skarciła się w myślach za wypowiedzenie tamtych słów. Zdecydowanie naleciałość najpierw mówienia, a później analizowania swojej wypowiedzi, nie była jej dobrą stroną. Często była z tego niezadowolona i zdarzało jej się żałować swoich słów, ale akurat to niezmiernie rzadko.
    Właściwie, to nie spodziewała się po Puchonie jakiś okropnych, niezwykle trudnych do wykonania, czy bardzo nieodpowiadających jej życzeń, ale kto wie, co temu chłopakowi chodzi po głowie.
    Jednak jej słowa bądź co bądź przyniosły zamierzony efekt, bo Puchon natychmiast postawił ją na ziemi z nieukrywanym entuzjazmem.
    – Tak naprawdę, to ja nie... – jedak nie dane jej było dokończyć.
    Zaśmiała się pod nosem, przewracając oczami, kiedy widziała wymalowaną na jego twarzy ekscytację. Chciała się wycofać z danego słowa, ale chłopak nawet nie dał jej czasu na powiedzenie choćby kilku słów, już po chwili z zadowoleniem nastawiając w jej stronę policzek. Ponownie przewróciła oczami i spojrzała się w jego stronę wymownie.
    - Doprawdy? Jakiż z ciebie dżentelmen mężusiu. – odparła, uśmiechając się do niego.
    Stało się to, czego się po nim spodziewała.
    Cóż, jednak zna go bardzo dobrze, bo domyśliła się jakie będzie jego pierwsze życzenie. Bardziej jednak zastanawiały i interesowały ją jego dalsze prośby, ale żeby się tego dowiedzieć musiała wykonać pierwszą.
    Podeszła do niego nieustannie się uśmiechając, dlatego iż sytuacja niebywale ją rozbawiła i wyprowadziła z niezbyt pozytywnego humoru jaki miała jeszcze przed spotkaniem Puchona.
    Wzięła jego twarz w obie dłonie, muskając opuszkami palców jego podbródek i złożyła na jego policzku, tuż obok kącików jego ust, całusa.

    xoxo Żonka

    OdpowiedzUsuń
  39. — Wyolbrzymiasz — stwierdziła, nie mogąc sobie wyobrazić nienawiści adresowanej w kierunku Charlie’ego, zwłaszcza przez drużynę, której poświęcał tylko uwagi i cennego czasu. — Zdobycie pucharu wynagrodzi im ciężkie treningi, zobaczysz — zawyrokował, mimo iż powinna takim słowami wspierać drużynę domu, do którego przynależała, ale nie dbało o to, chodząc na mecze qudditcha tylko ze względu na kapitana Puchonów, w innym wypadku wolałaby zaszyć się w nienaturalnie pustym Pokoju Wspólnym i wsłuchiwać się w ogień wesoło trzeszczący w kominku, niż pozwalać, aby wiatr igrał z jej policzkami, nosem i włosami, a wrzeszczący tłumowi masakrować jej bębenki.
    Czasem czuła na sobie zgorszone, trochę nienawistne spojrzenia wielbicielki gryfońskiej drużyny, ale nigdy nie przejmowała się etykietką zdrajcy, zbyt zaoferowana wspieraniem swojego ulubionego gracza, mimo że nigdy nie wypowiedziałaby tego na głos, zbyt przerażona odpowiedzialnością, która popłynęłyby wraz z tymi słowami i zawstydzeniem, które by wywołały.
    — Jesteś szalony. — Skrzywiła się na wzmiankę o tym, że Charlie pochłonie wszystkie, nawet te najbardziej ohydne fasolki, które ją samą napawały o zwrócenie treści żołądkowych. Nie życzyła ich nawet największemu wrogowi, a co dopiero mu, chłopakowi, który obnażał ją z skrupulatnie z tych najbardziej ukrywanych przed wszystkimi emocji. — I… i właściwie chciałabym to zobaczyć — stwierdziła, nie będą w stanie uformować sensownych argumentów, które mogłyby wypłynąć w jakiekolwiek sposób na tego uroczego szaleńca, który poprawił jej humor na tysiąc różnych sposób, zaczynając od ich pierwszej wymiany zdań, a skończywszy na zaraźliwym, bijącym do niego entuzjazmie.
    — Odstaw mnie, słyszysz? Odstaw — zaprotestowała, gdy zniknął grunt pod jej nogami, ale robiła to tylko po to, by to zrobić, a nie po to, żeby przyniosło to pożądany skutek. W jego ramionach czuła się zbyt bezpieczna, a ciepło od nich bijące tylko ją przy tym utwierdzało.
    — Oczywiście, że lepiej, o wiele lepiej — zgodziła się, tym razem pozwalając sobie na poufałości w postaci wtulenia się w wgłębienie na jego szyi, podrażniając skórę Bluefielda chłodnym oddechem. — Lubię twoje towarzystwo, Charlie — wymamrotała, by po chwili żałować, że nie ugryzła się w język, gdy policzki zapaliły się mocniejszymi, nie mającymi nic wspólnego z mrozem ramienicami.

    [Wybacz ten dramat :<]

    Julie

    OdpowiedzUsuń
  40. [Ej, cześć, koledzy z drużyny, wątek by się przydał!]

    Julek

    OdpowiedzUsuń
  41. [Bardzo dziękuję za powitanie, aż w serduchu cieplej się robi <3
    Charlie mnie urzekł, pragnę wątku. Myślę, że moja Georgia z miejsca Puchasia pokochała, ale nie umiem wymyślić dla nich racjonalnej relacji... Jeżeli Czaruś wolny i chętny mogą umówić się na randkę. Jeżeli nie, mogą pograć w quidditcha. Toć Hawkins mogła być w drużynie, gdyby nie atak na kapitana...]
    Georgie

    OdpowiedzUsuń
  42. [Ma powody by się bać aż tak :p
    Tak sobie myślę, skoro Marvolo ma wątek z Lorelle, to może Kyra z Charlie'm? :)]

    OdpowiedzUsuń
  43. [No i wreszcie dziecko mordu moje kochane do mnie pod kartą zawitało! Widzę puchońskiego kapitana i myślę - tacy są w końcu najlepsi. Ślizgoni układają o nich piosenki, a oni sami tylko o dziewczynach myślą, choć nie wiele działają :D.]

    Allen

    OdpowiedzUsuń
  44. [ Bardzo dziękuję. Wolę precyzyjny minimalizm od lania wody tylko po to, by zapchać więcej miejsca, choć nie przeczę, że czasami i dłuższe karty zdarzy mi się napisać :)]

    Grace

    OdpowiedzUsuń
  45. – Ech, Charlie. – westchnęła przeciągle, spoglądając na niego, krzywiąc się nieznacznie. To, o co prosił Puchon, było praktycznie niewykonalne. Po pierwsze nie mogła ot tak pojawić się na treningu ślizgońskiej drużyny, po tym jak kilka lat temu dobrowolnie z niej odeszła po kłótni z ówczesnym kapitanem i do tej pory nawet na myśl jej nie przyszło, by ponownie starać się o pozycję ścigającego, mimo że była niemal pewna, iż by ją zdobyła.
    Przecież lepszego na tej pozycji zawodnika od niej nie ma. Chociaż gdyby przyznała to w jego towarzystwie, Charlie na pewno w pewnym stopniu wziął by to do siebie. Przecież i on nim jest.
    Nie oznaczało to jednak, że dziewczyna zaprzestała gry. To byłoby niemożliwe. Każdą wolną chwilę poza szkołą, kiedy to nie wegetowała zamknięta w czterech ścianach swojego pokoju, nie mając ochoty na jakikolwiek kontakt ze światem zewnętrznym – bo i takie dni miewała często - , starała się spędzać na treningach drugiego zespołu lokalnej drużyny. Wszystko byleby nie musieć przebywać z jej irytującym, młodszym przyrodnim rodzeństwem, którego nienawidziła.
    – Mój przyszły mąż byłby strasznie zawiedziony, kiedy trafiłabym na meczu więcej obręczy od niego, czyż nie? – odparła złośliwie, lekko prowokując chłopaka i kierując się w stronę zupełnie przeciwną od drogi na boisko. Nie miała ochoty wychodzić teraz na zewnątrz, szczególnie kiedy chłodne powietrze muskało jej dłonie i policzki. Nie lubiła zimna, mrozu i zimy. Najchętniej ukryłaby się teraz pod ciepłym kocem z herbatą w kubku w ciemnych ścianach swojego dormitorium.

    w nie najlepszej ostatnio formie, kochana Lyss

    OdpowiedzUsuń
  46. - Nie. – Potrzasnęła gwałtownie głową, czując rozchodzące się po ciele ciepło wraz z podrażniającym ją kojącym oddechem kapitana Puchonów, muskające delikatnie odsłonięte ucho. - Dotrzymajmy im towarzystwa - podsunęła, wystawiając twarz w kierunku nieba, gdzie prym wiodły ołowiane, szare chmury, dominując nad nieśmiałymi promieniami słońca przeciskającego się przez nie z niewystarczającym skutkiem. Tańczące w powietrzu płatki śniegu ulokowały się w jej odsłoniętych włosach, wylądowały na jej policzkach, nosie i czole, pod wpływem jego temperatury zmieniając się w krople lodowatej wody. - Muszą być bardzo samotne - mruknęła przyciszonym głosem, prawie szeptem, łapiąc w dłonie kilka opadających na ziemie płatków. - Bezbarwne, zimne, różne od siebie, wyczekując roztopienia i zapomnienia - kontynuowała cichutko, przymykając oczy i wykrzywiając usta w imitacji subtelnego uśmiechu. - Po prostu samotne.
    Siedząc w wielkim ogrodzie, otoczona żywopłotem, jej osobistym symbolem izolacji, poznała definicje słowa, które tak z łatwością teraz wypowiadała, nie bojąc się jego znaczenia, dopóki miała obok siebie osobę, której mogła oddać własne życzenie spadającej z nieba gwiazdy.
    Wiesz, Charlie, zabiłeś moją samotność, wyznała w myślach, opierając głowę o jego bark i wsłuchując się w oddech wydobywający się z lekko rozchylonych ust przyjaciela.
    Chciała w nim zatonąć, podarować mu każde westchnienie, adresować w jego kierunku swój uśmiech, dzielić się z nim wszystkim - tym złym i dobrym, rozkochać się w nim do szaleństwa, jednak stojące jej na drodze "ale" boleśnie wżynało się w podświadomość Julie, wysyłając wyraźny sygnał, że bliższe poznanie jej było równoznaczne z poczuciem do dziewczyny nienawiści.
    Nie chcę, żebyś mnie znienawidził, Charlie.
    Odsunęła się od niego, wyswobadzając się z tego uzależniającego, delikatnego objęcia. Okręciła wokół własnej osi, pozwalając, aby panujące pomiędzy cisza została przerwana przez jej rzadko słyszalny chichot.

    Julka

    OdpowiedzUsuń

  47. Potwierdził skinieniem głowy, krzywiąc się, gdy fałszywe dźwięki dotarły do jego uszu. To bolało. Muzyka powinna być piękna i czysta, a dźwięki, dźwięki zostały stworzone po to, żeby napełniać serce pięknem. Każdy dotyk chłodnych klawiszy w lukowym wykonaniu był magią. W chwilach uniesienia prawdziwe zaklęcia niknęły bezpowrotnie. A chociaż był tolerancyjny i otwarty, a niewiele mogło go zgorszyć, jak dotąd nie udało mu się zrozumieć, jak ktokolwiek może być nieczuły na rozczulające brzmienie fortepianu.
    Kiedy przetrawił słowa chłopaka i z ociąganiem spojrzał na zgnieciony papier, zrobiło się mu niedobrze. Przywiało go najwidoczniej nieszczęśliwe zrządzenie losu, który postanowił zemścić się za zwinne manewrowanie pośród tragicznych nieszczęść. Gdyby tylko skorzystał z zaproszenia i nogi poniosły go wprost do instrumentu, musiałby zagrać. Zostawiłby gdzieś za sobą wszystkie zahamowania, dając się ponieść perlistym tonom.
    Nuty niespodziewanie zaczęły ciążyć mu w dłoni. Czuł na sobie zachęcający wzrok Puchona, który jedynie potęgował coraz szybsze bicie jego serca. Nie mógł go zawieść. Nie przynosi się zawodu ludziom, na których spogląda się uwielbieniem, nawet jeżeli uwielbienie to, na zawsze pozostanie czystą fascynacją.

    Powolnym krokiem podszedł do Charliego i usiadł koło niego. Platynowe włosy opadły mu na oczy, więc szybkim ruchem naprawił szkody, a potem z bólem w oczach spojrzał na fortepian. Wyrządził mu tyle zła, zrekompensowanego przez jeszcze większą ilość dobra.
    Może nie było to te białe cudo, które wynosił na piedestał, jednak im dłużej wpatrywał się przed siebie, tym bardziej mrowiło go w palcach. Blednąc z sekundy na sekundę, rozwinął pergamin i umieścił go w wyznaczonym do tego miejscu. Przedstawienie należało zacząć.

    - Napisałem to jakiś czas temu - wyznał, wyczyniając dłońmi skomplikowane ruchy. - I od tamtej pory zagrałem niezliczoną ilość razy. Nigdy jednak dla kogoś.

    Uśmiechnął się do niego smutno i muzyka zaczęła płynąć spokojnym rytmem. Kołysać ich w powalającej fali niesamowitości, rozgrzewać i kazać paść im w zachwycie. Sonata napisana przez Luke’a była niezaprzeczalnie dobra. A on nie potrafił myśleć o niczym innym prócz gry, jedynie gdzieś w kącie jego świadomości czaiła się nadzieja, że chłopak nie zauważy własnego imienia, płynnie przechodzącego od C w zawiły szlaczek.

    OdpowiedzUsuń