27 kwietnia 2016

#21 Lista Obecności

Autorzy chętni do dalszego współtworzenia bloga proszeni są o pozostawienie w komentarzu stanowisk zajmowanych przez postacie (nauczyciele, prefekci i drużyny Quidditcha), zajętych wizerunków, zajęć dodatkowych wraz z rangą (animag, wila, metamorfomag itd). Na wpisanie się na listę macie pięć dni - do niedzieli 1 maja, godzina 00:00.
Osoby, które od poprzedniej listy obecności nie wykazały się aktywnością, zostały usunięte z linków. W razie chęci powrotu wystarczy zgłosić się pod odpowiednią zakładką.

26 kwietnia 2016

So I opened up my eyes to a new life





Hej, Zephir, czasem wydaje mi się, że jestem na ciebie zły za to, co zrobiłaś. Właściwie to jestem tego pewien. Wiesz, Rubens pyta, czemu przyjeżdżam z Hogwartu bez ciebie, i nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Rozumiem, że chciałaś odejść. Rozumiem, że nie byłem wystarczającym powodem, aby zostać i znieść to, z czym codziennie się borykałaś. Problem w tym, że młody wciąż nic nie załapał. Jest zbyt mały, by to pojąć, a jednocześnie wystarczająco duży, aby do końca życia powtarzać innym, że kiedyś miał siostrę. On nie zapomni i dobrze o tym wiesz.

Hej, Zephir, czy nie uważasz, że czas nie jest wystarczającym lekarstwem na rany? Papierosy nie smakują jak kiedyś. Jezioro już nie jest ładnym widoczkiem za oknem. Kojarzy mi się ze śmiercią. Czasem mam wrażenie, że jestem tak cholernie, cholernie normalny, Zephir. Płakałem przez miesiąc, zebrałem się w sobie i żyję dalej. Nie jak w książkach. Nie roztrząsam twojego odejścia, a przynajmniej się staram. Takie małe szczegóły jak to jezioro przypominają mi o twojej bladej twarzy, wtedy jest mi faktycznie przykro.

Hej, Zephir… Nie wiem, czy dobrze robię, pisząc do ciebie. Nie wiem, czy pasują ci te wszystkie notatki z twoim imieniem. Choć przecież i tak ich nie widzisz, prawda? Czy powinienem się w takim razie przejmować?
Sirius Romulus Ainsworth
Gryffindor, VII — 12 stycznia 2005 — 12 cali, dereń, kieł wilkołaka, sztywna — OPCM, Transmutacja, Zaklęcia, Eliksiry, Zielarstwo — przyszły auror — nałogowy palacz — martwa siostra — powiązaniaspisane

Ktoś mi kiedyś powiedział, że jestem tak zwyczajny, że aż nudny. Uwierzyłem mu i faktycznie zacząłem ziać zwyczajnością na odległość. Nikomu to nie przeszkadzało. Zwyczajność jest neutralna, ulotna i niezauważalna. Podobnie jak dym papierosowy, który rozpłynął się już w powietrzu. Niby szkodliwy, niby cuchnący, niby kuszący niczym zakazany owoc, a jednak nikt nie wie o jego istnieniu. Możliwe, że ta osoba miała rację i stałem się chmurką dymu. Nie zauważył jednak, że wszyscy jesteśmy takimi chmurkami, ocieramy się o siebie i plączemy, nie będąc w stanie się uniknąć.
Jestem zwyczajny i, paradoksalnie, czyni mnie to kimś wyjątkowym. Zabawne, prawda?

Cytat od Mumford & Sons. Polecam zobaczyć sobie kartę Kendall Young :)
Wątki: 2/3: Kendall Young, June Millward.

19 kwietnia 2016

Pożegnanie bez "do widzenia"

Marzec 2023

Te wszystkie śmieszne powiedzenia o starych pannach z kotami znajdowały swoje odzwierciedlenie w szkolnych murach. W końcu, jeśli już raz związałeś się z Hogwartem jako dorosły, jeśli powróciłeś w te mury – jesteś skazany na samotność wśród ludzi.
Niektórzy mają głęboki żal o to, że ich przygoda skończyła się wraz  z ostatnim posiłkiem w Wielkiej Sali na siódmym roku. Wydawać by się mogło, że każdy tylko czeka na to, by znów znaleźć się w chłodnych, choć na swój sposób zapraszających murach. A jednak kariera nauczycielska nie była dla każdego. Grono nauczycielskie, choć wydawać by się mogło, tak sobie bliskie, było zbieraniną ludzi w gruncie rzeczy samotnych. I zawsze tak było.


Nie żeby to ją jakoś bolało, w końcu sama chciała kiedyś znaleźć tu miejsce dla siebie. Zbudować swój mały świat. Był to wybór świadomy, zrodzony z tęsknoty za czymś, czego nie potrafiła odnaleźć poza szkołą. Czy uciekała przed światem? Nie, nie bała się go. Nawet więcej – była w stanie wyobrazić sobie siebie, grzebiącą w ogródku przy niewielkim, nawet drewnianym domku. Rękoma brudnymi od ziemi wycierałaby czoło, jej durny pies wypijałby wodę z konewki, a kot patrzyłby z pogardą z parapetu. W środku unosiłby się zapach ciasta z jabłkami, przywołując ich wszystkich z powrotem do domu. Mogłaby go pocałować, mogłaby je przytulić i spytać jak było z ojcem na meczu. Mogłaby powstrzymywać łzy, gdy same wsiadałyby pierwszy raz do pociągu. Mogłaby. Ale pamięta doskonale, jak na docinki Langhorne’a o tym, że randkowanie z uczniem jest niezgodne z regulaminem, odpowiedziała miną mówiącą jedynie: Czy ja wyglądam na kogoś, kto randkuje?  

Ciągle coś ją powstrzymywało. Coś w środku kazało jej się zdecydować na to, by ziemię przewracała w szklarniach, lekkim uśmiechem witała co bardziej ciekawskie zwierzęta na skraju lasu, zakładała nieco krzywy czarodziejski kapelusz, unosiła wysoko brodę i lekkim tylko skinieniem głowy witała uczniów. Czy to nazywa się powołanie? Była zagubiona. Zagubiona, nie wiedząc, co w tej chwili rządzi jej życiem.
Patrzyła na kartkę wiszącego kalendarza. 5 marca. Dwadzieścia cztery lata. Tysiące uśmiechów, setki łez, kilka otarć, jedna blizna, jeden warkocz, druga różdżka, kilka postawionych trolli, miliony słów, długie godziny milczenia, nieco strachu, trochę smutku, głośny śmiech. Czyżby naszły ją wątpliwości co do jej przeznaczenia? W życiu ludzie przychodzili i odchodzili. Zarówno ona, jak i najbliżsi jej mieli zostać tu z nią tak długo, jak tylko siły pozwolą? Nie chciało się jej w to wierzyć. Prędzej, czy później ktoś odejdzie, ktoś nie wytrzyma, ktoś pęknie, zniknie lub zginie. Potrząsnęła głową, nie bardzo wiedząc skąd przyszedł natłok tak pesymistycznych myśli. Potarła dłonią czoło, marszcząc je, jakby bolała ją głowa.


-Wszystkiego najlepszego, Ethel – mruknęła, zrywając kartkę. Ruszyła na zajęcia, by zupełnie oczyścić głowę. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Nie było to uczucie niepokoju, jak na mugolskich filmach, gdy ktoś czuł się obserwowany. Po prostu czuła, jak na jej ramieniu pojawia się mały, czarny stworek, który z każdym dniem rośnie o kilka gramów, aż orientujesz się, że w końcu przygniata cię całego. I wtedy nawet nie masz już siły spytać siebie o to, jak to się właściwie stało.

~*~

Kwiecień 2023
Głowa bolała ją coraz bardziej i coraz częściej, a ona z wewnętrznym uporem maniaka omijała Skrzydło Szpitalne szerokim łukiem. Uczniowie zdawali się wyczuwać jej rozdrażnienie, dlatego dla pewności również ją omijali. Jeszcze kilka miesięcy temu mogła pochwalić się przed samą sobą swoim spokojem. Tym, że powoli znajduje swoje miejsce. A tymczasem, tymczasem czuła jakby ktoś wpakował ją do beczki i postanowił sturlać ze wzgórza. Gdy otworzyła list z domu rodzinnego, szarpiąc niecierpliwie za papier, poczuła dodatkowo, jakby ten ktoś na odchodne sprzedał jej kopniaka prosto w żebra.

Ethel, Twój ojciec umiera.
S.

Cztery słowa, które nie powinny znaczyć tyle, ile znaczą. Zamek opuściła w ciszy, którą ten raczył ją przez ostatnie tygodnie. Jak mogła być tak głupia? Jak mogła nie czuć, że wszystko wokół niej zdaje się niemalże zionąć śmiercią?
Siedząc w powozie miała wrażenie, że zwinięty pergamin szyderczo się z niej śmieje. W głowie miała tak mętlik, że uznała samą siebie za wariatkę, oraz obojętność tak wielką, że nawet testral nie był w stanie jej wystraszyć. Choć Ethel nie sądziła, by jakoś specjalnie się tym przejął.

~*~

Kilka dni spędziła w tym niewielkim, chłodnym domu, usiłując wmówić sobie, że przecież nie był taki zawsze. Bo przecież nie był. Miała wiele dobrych wspomnień, nawet niektóre były z czasów, kiedy jej matki nie było już na świecie. Ale to wszystko zdawało się blednąć z każdym dniem, jak gdyby jej ojciec wziął sobie za punkt honoru zabrać wszystko za sobą. Włącznie z ciepłem, którego zawsze jakoś skąpił. Ethel dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest do niego podobna. Oszczędna w uczuciach, cicha, tchórzliwa. Czemu więc na jej szatach widniały niegdyś błękity, a nie zieleń?
Było z nim coraz gorzej. Ethel wykorzystywała kontakty w św. Mungu, wypytywała starych znajomych, ale w większości patrzyli na nią ze współczuciem i smutkiem.

Czas robi swoje, Ethelyn.
On już nie chce żyć. Chyba po prostu nie chce.

Nie oburzała się na te słowa. Nie przewracała świata do góry nogami, byleby tylko odwlec w czasie to, co nieuniknione. Widziała rezygnację w oczach swojego ojca, mimo, że nie potrafił powiedzieć jej nic więcej niż: „wody, panienko”. Czuła, że czas szybko zbiera swoje żniwo, widząc, że nikt nie protestuje.
Skąd mogła wiedzieć, jak bardzo się myli?

~*~

Ciemny, mroczny las. Gałęzie powyginane w niepokojące kształty i uczucie. Uczucie, że ktoś patrzy na ciebie spomiędzy czarnych konarów. Ciemne, bezdenne oczy, odbijające ledwie nikły blask księżyca. Oczy bestii, która tylko czeka, aż zamkniesz oczy.
Podniosła się na łóżku, zlana potem. Wbiła oczy w ciemność pokoju, wyszukując tych czarnych, ślepostrasznych oczu. Pewnie zdążyłaby jeszcze odczuć czyjąś obecność w domu, gdyby nie nagły, zduszony krzyk. Ktoś krzyczał. Krzyczał jej imię. Zerwała się, jakby zupełnie nie dotarło do niej, że przecież poza nią, nikt w tym domu nie zna jej imienia.

Wpada do pokoju ojca. Bezsilny mężczyzna miota się bezładnie po pościeli. Już Ethel podchodzi, by chwycić go za rękę. Już jest blisko, by go uspokoić. I wtedy jej wzrok pada na rozpiętą nieco koszulę od piżamy, przez którą wyziera ciemna, czarno-fioletowa plama na skórze. Dziewczyna cofa rękę, czując coś, czego nie miała nigdy wcześniej okazji poczuć. W pokoju zionie czarną magią.


-Ethel – słyszy upiorny szept, wydobywający się z suchych, ojcowskich ust. Nachyla się nieco nad nim, przerażona, zdziwiona i zagubiona jednocześnie. Chce się cofnąć po różdżkę. Nie chce go zostawiać. Chce wezwać pomoc. Nie widzi nadziei. – Dziecko… Ethel – sapie starszy mężczyzna.
Chce go uspokoić, nie chce go dotykać. Chce go ratować, wie, że nic już nie zrobi. Jak to się stało, że nikt wcześniej tego nie zauważył? Że medycy nie wykryli absolutnie żadnej klątwy?

-Nie daj się w to wciągnąć – mówi, patrząc na swoją córkę tak rzeczowo, jak nigdy. Ethel ma wrażenie, że ojciec odzyskuje przytomność umysłu, której nie miał już od lat. Złudna nadzieja gaśnie, gdy plama stale powiększa się, wchodząc na szyję. Mężczyźnie brakuje tlenu. Ona klęka przy nim i mruczy pod nosem wszystkie zaklęcia uzdrawiające, jakie tylko przychodzą jej do głowy. Jego wzrok mówi: Dziecko, daj sobie spokój. Ethel czuje gorące łzy na swoich policzkach.

~*~

Zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Jednocześnie ścisnęło ją w żołądku i w sercu. Ten dom krzyczał, płakał, jęczał z samotności. Puste pokoje nie miały nic wspólnego ze spokojną melancholią. Było w nich coś upiornego. Wiedziała, że nie mogłaby tu żyć. Mając do wyboru mieszkanie tutaj, a pracę w Hogwarcie wybór był prosty. Gdy coś mrocznego czai się w każdym kącie, nietrudno jest się zdecydować. Potrzebowała wrócić do szkoły, bo tutaj aż za mocno odczuwała, że jest najzwyczajniej w świecie sama. I tak przyzwyczajona do samotności, w pierwszej chwili nie zauważyła leżącej w salonie na stole kartki.

Dopiero rozmyślając nad tym, co powinna teraz zrobić, jak zachować się w domu, jak pozbyć się lęku przed ojcowskim pokojem, co zrobić, gdy tam wejdzie, zauważyła świstek pergaminu, zapisany pochyłym, krzywym, jakby pośpiesznym pismem.

Żadna śmierć nie jest kwestią przypadku.


Ogarnęło ją przerażające poczucie bycia pod obserwacją. Po przeczytaniu ostatniego słowa kartka spłonęła, wybuchając fioletowawym ogniem, który pożarł ją w sekundę. Ktoś polował na Covelów, to było jasne. Czyżby śmierć jej matki nie była tylko durnym wyskokiem jakiegoś chorego psychicznie mugola? W takim wypadku nie rozumiała dlaczego wtedy aurorzy z taką pewnością stwierdzili, że mugol nie był pod wpływem Imperiusa. I dlaczego, choć od śmierci ojca minęło już kilka dni, od pogrzebu parę godzin, to nikt nie zapukał do jej drzwi. Nikt nie chciał tknąć tej sprawy palcem, jakby wszyscy bali się, że dziwna klątwa po zabiciu swojej ofiary przeskoczy na kolejną. Z tym że obecnie jedyną żywą duszą w tym domu była Ethel.

Potrzebowała innej żywej duszy. Kogoś, kto z upodobaniem macza paluchy w takich sprawach, kto gdyby tylko chciał, mógłby być najlepszym aurorem w biurze, a siedzi przed pergaminem, kreśląc kolejne, zaskakujące scenariusze magicznego kryminału. Ktoś, kto będzie miał chorą frajdę z tego, że został poproszony o pomoc, kto nie wypomni jej, że mogła zrobić coś wcześniej. Zmarszczyła brwi przypominając sobie twarz i usposobienie tego samozwańczego speca od czarnej magii. I nie, nie był to profesor Lupin. Westchnęła cicho. Przecież tak bardzo nienawidziła prosić Michaela Carringtona o pomoc.

________________

Tak, wiem, jestem zła. Naprawdę zła. Tyle czasu zajęło mi ponowne pokochanie Ethel, co do ktróej miałam wielkie plany, a którą  chciałam wyrzucić ot tak. Muszę do Was wrócić, choć przy liście obecności rozważałam odejście, przyznaję się bez bicia. Chodźcie z powrotem do córki marnotrawnej, postaram się więcej nie być niegrzeczna. Prawie udało mi się znów ukochać Ethel, Lu leży jeszcze opuszczona, ale staram się. Będę się starała kochać je obie znów tak, jak kochałam je gdy powstawały. Znów przy Was jestem, wybaczycie?

5 kwietnia 2016

#20 Lista Obecności

W pierwszej kolejności idźcie przywitać nowe postaci!
Jak widać, ostatnio trochę u nas przycichło, zatem osoby chętne do uczestniczenia w życiu bloga tradycyjnie proszone są o pozostawienie w komentarzu stanowisk zajmowanych przez postacie (nauczyciele, prefekci i drużyny Quidditcha), zajętych wizerunków, zajęć dodatkowych wraz z rangą (animag, wila, metamorfomag itd). Jeśli nic nie uległo zmianie, wystarczy imię i nazwisko. Na wpisanie się na listę macie cztery dni - do soboty 9 kwietnia, godzina 00:00. Prosimy, by wpisały się wyłącznie osoby, które zamierzają w miarę możliwości aktywnie wątkować, nie pojawiać się na blogu raz w miesiącu, przy sprawdzaniu obecności.
SPRAWY ORGANIZACYJNE:
→ Autorzy przebywający na urlopach bezterminowych, oprócz wpisania się na listę zobowiązani są także do podania ostatecznego terminu powrotu.
→ Biwak, pomimo próśb o zorganizowanie wątku, nie cieszy się dużym zainteresowaniem, podobnie jak wcześniejsze grupowe wątki, dlatego ostatecznie rezygnujemy z tego typu atrakcji, uznając go za ostatni wątek grupowy HK. Oczywiście w dalszym ciągu można kontynuować prowadzoną tam grę.