26 marca 2016

Zapach miodu

16+




Nie hoduj w sobie więcej, niż możesz połknąć: miłości, uniesień czy nienawiści.

Charles Bukowski





Dzisiaj Wielki Piątek. Ta. Dla kogo wielki, dla tego wielki. Siedzę na łóżku, próbuję dojrzeć kości biodrowe, ukryte pod fałdami tłuszczu i popijam miksturę odchudzającą by George. Chyba zaraz staną mi płuca. Czuję się, jakbym miała się za chwilę udusić. Sara przyjechała w odwiedziny. Siedzi w kuchni i wyje. Simon biega po domu i wyje. Hannah zagoniła wszystkich domowników do ostatnich przedświątecznych porządków. O mnie na szczęście zapomniała i od przyjazdu ze szkoły praktycznie nie wychodzę z pokoju.
Nie mam siły. Nie mam na nic siły.


– Puk, puk!
Sorcha uniosła się na łokciach.
– Panna Sally raczy pofatygować się, by otworzyć odrzwia swej komnaty...
– Nigdzie nie wyjdę – odkrzyknęła, krzywiąc się lekko. – Żegnam.
– Toż starszyzna pragnie pannę widzieć! Niechże się panienka opamięta i nie każe się dłużej prosić!
Dziewczyna westchnęła przeciągle i z niechęcią wstała z łóżka.
– Zmień słownik, Simon – rzuciła, przekręcając kluczyk w zamku. Popychnęła drzwi tak gwałtownie, że chłopak cudem zdążył odskoczyć i uniknąć kilku złamań i siniaków. – Inaczej całe życie spędzisz sam. Straomodny bełkot nie jest już w modzie. Teraz dziewczyny na to nie lecą.
– A na co?
– Taki duży chłopak, a o niczym nie ma pojęcia... – pokręciła głową z udawanym rozczarowaniem, kątem oka obserwując, jak brat się czerwieni. – Musisz pokazać dziewczynie, jak dużo o niej wiesz. Że obchodzą cię jej problemy. Że macie wspólne zainteresowania.
– Czyli... co? – wydukał Simon, wyraźnie zmieszany. – Mam ją zaprosić na skręcanie starych gramofonów?
Sorcha zaśmiała się cicho.
– Może lepiej zajmij się nauką, Simon.
Chłopiec mruknął coś pod nosem, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Sorcha weszła do kuchni, od drzwi rzucając „cześć” w stronę Sary, siedzącej na niskim stołku pod ścianą.
– Jak leci, Sara?
– A!... szkoda gadać...
– Problemy z facetem?
Sara machnęła ręką, po czym sięgnęła po paczkę chusteczek higienicznych, leżącą na jednym z blatów.
– To co jest? – Sorcha usiadła przy stole i spojrzała na dziewczynę. Sara przyjeżdżała niezwykle rzadko i za każdym razem w innej stylizacji; gdyby nie dobra pamięć do twarzy, Sorcha w ogóle by jej nie rozpoznała.
– Właśnie wylałam żal przed mamą... trochę mi teraz lepiej.
– Praca?
Sara kiwnęła głową, wycierając oczy.
– Nie przyjęli jej? – Sorcha zerknęła na Hannah, wycierającą do sucha zdobioną misę.
– Nie.
– Naprawdę się starałam. To nie tak, że przyszłam od niechcenia, z przypadku... wiesz...
– Wiem. Bardzo źle było?
– Była taka rozmowa przed komisją. Był Barkley...
– Łoboże. No, i co?
– Wyprosił mnie od razu po tym, jak pokazałam mój życiorys. Powiedział, że się odezwą.
– I się nie odezwali.
Do kuchni wbiegł Simon, chlapiąc dookoła wodą z niewysuszonych rąk. Hannah zrobiła srogą minę, po czym na powót zajęła się wycieraniem misy.
– Wiem od koleżanki, która tam pracuje, że córka Barkleya dostała tę pracę.
– Wcale mnie to nie dziwi.
– Mnie też, ale... to przykre. To przecież wymagające, kierownicze stanowisko. Ponad dziesięć lat się uczyłam, żeby mieć taką pracę, a tu nagle wchodzi jakaś... jakaś... siksa mała, i mnie wygryza... dlaczego? Bo jej tata jest szefem?
– Mówiłam, żebyście zaprosili ich na styczniowe przyjęcie. Pewnie by cię przyjęli.
– Teraz to sobie możemy gdybać...
Sorcha oparła się o stół.
– Szczerze? Drażni mnie ta dziewucha.
– Wszystkich drażni. Jej rodziców też.
– Barkleyowi pewno wstyd jak cholera, że taką pustotę wychowali.
– Ale do pracy w poważnym przedsiębiorstwie tę pustotę przyjęli? – Sorcha uśmiechnęła się ponuro. – Zasrani wybrańcy losu i ich żałosne układy. Najlepiej niech obsadzą całą rodzinę za sterem.
– Właściwie to... już obsadzili.
– Tfu. Na twoim miejscu bym się cieszyła, że nie będę mieć z tą kretynadą nic wspólnego.
– Lubisz czasem kogoś poobrażać, Sally? – chłopiec wyszczerzył się uroczo.
– Simon, nie wtrącaj się. – Sorcha pacnęła brata w ramię. – Lekcje odrobione?
Ośmiolatek teatralnie przewrócił oczami.
– Wycziluj... są święta, Sally.




Myślę o przemijaniu i o śmierci. Za dnia i w nocy, czy jest słońce, czy ciemna noc. Czasem aż wszystko mnie boli od tych myśli. Chciałabym nigdy nie umierać. Chciałabym czegoś dokonać. Chciałabym zostawić po sobie coś wiecznego. Chciałabym choć przez te kilkadziesiąt lat być czymś więcej, niż walczącą z tłuszczem kupą gówna.


– A co u Ciebie, Sally?
– A nic. – Sorcha wzruszyła ramionami.
– Jak tam twoja twórczość literacka?
– Profesor Tarkov jest bardzo niezadowolony z moich ostatnich prac. Nie wiem, po co ja w ogóle to robię.
– Jeśli to lubisz...
– Przecież zawsze mu się podobały twoje eseje i te... ta proza twoja. Nie?
– Kiedyś...
– Mówiłaś, że cię chwalił za jakieś opowiadanie, że jest lepsze niż tej Krispiny, czy jakiejś tam.
Sorcha podrapała się po ramieniu.
– No, tak. Kiedyś.
– A dawałaś mu tę historię o grajku z południa? – Simon zaczął wiercić się na krześle.
Sorcha zmrużyła oczy.
– Jakim grajku z południa?
– No... o tym chłopcu, co stoi i gra na ulicy na trąbce, i przychodzą do niego tacy ludzie, i go biorą do domu, i potem się okazuje, że mają dużo pieniędzy...
Sorcha nagle zbladła.
– Grzebałeś w moim zeszycie!
– Nie!
Dziewczyna podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę Simona.
– Mamooo...!
– Sorcha, siadaj – zawołała Hannah, ocierając krople potu z czoła.
– Grzebał w moim zeszycie!
– Nieprawda!
Chłopiec zrobił dwa powolne kroki w stronę drzwi, po czym wybiegł z piskiem z kuchni.
– Nie kłam, karaluchu!
Simon w ostatniej chwili umknął wyciagniętej dłoni wściekłej siostry, zatrzasnął drzwi sypialni rodziców i wydarł się wniebogłosy.
– Natychmiast zostaw Simona w spokoju!
– Mały gnojek – mruknęła Sorcha, wbiegając po schodach na górę. Weszła do swojego pokoju, przekręciła klucz w zamku i rzuciła się na łóżko. – Chora rodzina! – uderzyła pięścią o materac. – Chorzy ludzie! – krzyknęła na cały głos.
– Śmiem zauważyć, że sama do najnormalniejszych nie należysz – odezwał się Lloyd, zajmujący przylegającą do jej pokoju małą sypialnię.
– Nie chcę mieć z wami nic wspólnego!
– Cóż... trochę życia już na nas straciłaś... obawiam się, że bezpowrotnie...
Sorcha wygrzebała spod łóżka paczkę czekoladowych chrupków i rozerwała ją energicznie, rozsypując słodycze na łóżko i podłogę. Przez moment siedziała, opierając się o ścianę i wlepiając wzrok w jakiś punkt za oknem. Nagle podniosła kilka chrupków i włożyła je do ust. Po chwili jadła je garściami, wolną ręką ocierając łzy spływające jej po policzkach. Gdy czipsy się skończyły, sięgnęła po drugą paczkę i zaczęła opróżniać ją w ekspresowym tempie. Nie przestała nawet wtedy, gdy z przejedzenia zaczął boleć ją brzuch. Zamarła w bezruchu dopiero, gdy poczuła, jak zbiera jej się na mdłości.
– Nienawidzę was!...


Dlaczego oni nie mogą być jacyś... fajniejsi?


Obudziło ją stukanie do okna. Przetarła oczy i wstała z łóżka. Wciąż czuła pieczenie w gardle i łzy, które zaschły jej na policzkach.
Na dworze było już ciemno. Sorcha podeszła do parapetu. Po drugiej stronie czekała przysadzista, jasnobrązowa sowa.
– Wchodź, grubasie – szepnęła, wpuszczając zwierzę do środka. Odczepiła od nóżki ptaka małą kartkę papieru. Nadawca podpisał się na wierzchu jako X, ale Sorcha od razu zorientowała się, że to dwudziestoletni syn sąsiada. Nie po raz pierwszy pisał do niej późnym wieczorem, wysyłając swoją podstarzałą, kulawą sówkę. Rozwinęła świstek papieru i podsunęła go bliżej okna, zza którego wpadało do jej pokoju światło księżyca.


Cześć, mała. Już wstałaś? Gardziołko boli, co? Mogłaś mnie zaprosić na wspólną sesję nad kiblem. Cały czas mi się odbija po kotletach twojej matki. ;(
PS. Jakby ci zostało trochę niewyrzyganego żarcia, możesz nakarmić Ptysia.

Sorcha zacisnęła wargi i złapała jeden z zeszytów, które leżały na kupce na jej biurku. Wyrwała kartkę i nabazgrała na niej odpowiedź.

Chcesz dziecko?
PS. Ptyś ma ciężką nadwagę. Trafisz do paki za znęcanie się nad zwierzętami.

Przywiązała kartkę do nogi sowy i wypchnęła ptaka za okno. Odpowiedź przyszła po trzech minutach.

Z tobą – zawsze. Kiedy się staramy? Mam się ogolić, czy wolisz full natural?
PS. Powinnaś brać z niego przykład.

Oddam Ci brata. Za darmo. Dopłacę. Bierzesz?
PS. Twój kuzyn jakiś tydzień temu próbował pokazać mi swoje przyrodzenie. Czy on jest nienormalny?

Ile lat ma twój braciszek? Nadaje się do roboty w polu?
PS. Marność nad marnościami. Chcesz zobaczyć mojego? ;P

Nie, to nie. Wypchaj się.
PS. Jeden niewydarzony ptak tego wieczoru w zupełności mi wystarczy. Wesołych Świąt :))





– Puk, puk...
– Wypad stąd, szczylu mały.
Simon zaskrobał w drzwi.
– Wynoś się!
– Sally, no... nie złość się...
– …
– Prze... przepraszam...
– Na nic mi te twoje przeprosiny. Idź stąd, karaluchu.
Chłopiec głośno pociągnął nosem.
– Przepraszaaam...
Sorcha wbiła wzrok w ścianę. Niemalże modliła się, żeby chłopak wreszcie poszedł spod jej drzwi.
– Sally...
– A ty jeszcze tutaj? Wy-pad.
– Pamiętasz, jak mi obiecałaś, że mnie nauczysz tańczyć?
Sorcha przekręciła się na drugi bok.
– Coś tam ci mówiłam chyba. Ale teraz to możesz się najwyżej pogibać do jakiejś młodzieżowej łupanki. Wynoś się. – Dziewczyna zamknęła oczy. – I to wcale nie była trąbka. On grał na skrzypcach! I nikt nikogo nie zabrał do domu. Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko.
Na chwilę zrobiło się cicho. Sorcha pomyślała, że pewnie Simon w końcu się zniechęcił i poszedł męczyć innych członków rodziny. O swojej pomyłce przekonała się, gdy usłyszała pierwsze, dość ciche dźwięki muzyki dochodzące z korytarza. Potarła dłonią czoło. Nie miała siły na kolejną kłótnię. Podniosła się i stanęła przy progu. Przyłożyła ucho do dziurki od klucza i nie ruszyła się, dopóki muzyka nie ucichła.


 Są mi tak bliscy, a zarazem tak odlegli... dlaczego to musi być takie trudne?


– Ty skurczybyku! Nauczyłeś się grać 'A taste of honey'? – zapytała ze zdumieniem w głosie, otwierając szybkim ruchem drzwi. Simon odsunął instrument od ust.
– Tak. – Chłopiec spuścił wzrok. – Specjalnie dla ciebie. – Przestąpił z nogi na nogę. – Gniewasz się jeszcze?
Sorcha skrzyżowała ramiona na piersi.
 – Powiedzmy, że... tak.
Simon skulił się, a jego usta zadrżały. Sorcha zaśmiała się pogodnie, po czym wyciągnęła rękę i delikatnie zmierzwiła mu włosy.
– Spaprałeś końcówkę. Na całej linii.



odautorsko

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam to, z jaką naturalnością przychodzi Ci pisanie dialogów. I choć normalnie nie przepadam za opowiadaniami bez opisów, w Twoim przypadku to nie działa. Pisanie o rzeczach zwykłych, codziennych, to mimo wszystko trudna sztuka, a Ty ją masz opanowaną do tego stopnia, że nigdy nie nudzę się na Twoich opowiadaniach. Krótko, bo krótko, ale wydaje mi się, że tak właśnie powinno być.
    Opis zwykłych sytuacji w rodzinie to miód na moje serduszko, bo sama przypominam sobie różne momenty mojego dzieciństwa, kłótnie między mną a siostrą. Może podchodzę do tego trochę zbyt osobiście, nie wiem.
    W każdym razie daję dużą okejkę. :D

    PS Bardzo fajnie dobrane podkłady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za opinię! Czas zacząć ogarniać wplatanie jakichś opisów... ;D
      Właśnie ostatnio zaczęłam przykładać bardzo dużą wagę do takich scenek z takiego zwyczajnego, codziennego życia ludzi, to naprawdę ciekawe, jak się bliżej przyjrzeć i posłuchać :D

      Usuń
  2. Mało weny, powiadasz? Ani trochę tego nie widać! Notka bardzo mi się podobała i zgodzę się z Vee, że masz talent do pisania zgrabnych dialogów. Wychodzą ci naprawdę naturalnie, ja na przykład mam z tym czasem problem, więc nic dziwnego, że cię podziwiam.
    Poza tym wyszło ci to lekko komicznie, oczywiście w tym dobrym sensie, bo chyba taki właśnie był zamysł. Byłam uśmiechnięta, czytając twoje dzieło, więc dziękuję, bo poprawił mi się dzięki temu humor. Nie ma to jak życie rodzinne, ono zawsze człowieka rozczula!
    Mam nadzieję, że to jednak nie jedna z ostatnich notek, jakie nam tu zaprezentujesz, bo ja czekam na przynajmniej kilkanaście następnych! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki był zamysł, chociaż nie powiedziałabym, że psychika Sorchy to zabawna przestrzeń ;D
      Oj, nie wiem, nie wiem. Ale kilka jeszcze mam w planach, także... no. :D
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Podbijam opinie poprzedniczek ― dialogi wyszły naprawdę fajnie i naturalnie, śmiało mogłabym niektóre kwestie powrzucać w usta moich znajomych i nie straciłyby na autentyczności ani trochę. Nie wiem, czy to w Twoim wypadku kwestia uważnej obserwacji otoczenia, czy po prostu (a może ) wyobraźni, ale masz do tego dryg. Czytało się je naprawdę przyjemnie, można się było pośmiać, ale... No właśnie, to przebrzydłe ale, które z reguły wszystko psuje. Przez tekst przeleciałam migusiem, nie odrywając się nawet na chwilę, co z reguły bardzo się chwali, ale w tym wypadku nie mam pewności, z czego to do końca wynikało. Po ludzku mówiąc: opisów mi zabrakło. Bo ja bym bardzo chciała wiedzieć coś o tym sąsiedzie, trochę jak wygląda pokój Sorchy, jakie włosy ma jej brat, sowa jakie piórka, a w ogóle to jaka była faktura tych czekoladowych chrupek? Przesadzam oczywiście, po trzech godzinach spędzonych na zabawie z jajkami w kuchni sucharkuję, że ho, ho, ale sens jest jeden ― z samych dialogów nie zawsze można wywnioskować, co się dzieje w głowie postaci, gdybym nie miała pod ręką karty panny Torbin, pewnie do tej pory nie doszłabym to tego, że Sally = Sorcha. Strasznie ze mnie wścibski autor jest, uwielbiam czytać o tym, co się kotłuje postaciom pod czuprynami, jak wygląda miejsce, w którym się znajdują, postaci je otaczające... nawet jeśli moja pamięć mnie nie lubi i zaraz mniej istotną większość zapominam. :D No i skoro to opowiadanie, to proporcje mimo wszystko powinny być zachowane. Tekst w takiej formie, w jakiej prezentuje się obecnie, super nadawałby się na dramat. W sensie... dramat-rodzaj literacki, nie gatunek. Jeśli tak bardzo chcesz dalej wzbraniać się przed opisami, to spróbuj może pójść w tym kierunku przy okazji następnej notki? Myślę, że byłoby to całkiem ciekawe, bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek spotkała się z tym na grupowcach, a przynajmniej takie marudy jak ja nie będą mogły zarzucić, że za dużo wypowiedzi bohaterów, a za mało opowiadania o całej reszcie. ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tobin! :D
      Dziękuję za miłe słowa. Co do tej części minusowej: właśnie, jak pisałam na cboxie: kiedy się rozkręcę z tym, co ludzie mówią, ciężko mi zwracać uwagę na resztę, o której piszesz. Nie wiem... jakoś niepotrzebne mi się to wydaje - albo może raczej wolę zostawić to wyobraźni czytelnika, o :) Z tymi dramatami - to może kwestia tego, że uwielbiam kino, grałam kiedyś w amatorskim teatrze, sama coś pisałam... i teraz to przenoszę do opowiadań :D
      Tak poza tym, ciężko dość pisać o tym, co się dzieje w głowie takiej Sorchy... w jakimś stopniu jest odzwierciedleniem mojej osobowości, a samą siebie także trudno mi ogarnąć... ;)
      Nie wiem, jak by mogło takie opowiadanie-scenariusz wyglądać... mogłabym za to wpleść np. jakiś scenariusz autorstwa Sorchy-Sally (faktycznie, ciężko się domyślić, że mowa jest o jednej i tej samej osobie... ale karta jest od tego :D)! To mogłoby być całkiem, całkiem zabawne. Dzięki za nawenowanie :D
      Za opinię też jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  4. Jestem zauroczona! Nic ująć, nic dodać do tego, co napisały osoby wyżej! Teraz chyba już nie przegapię żadnej Twojej notki :D

    OdpowiedzUsuń