4 czerwca 2017

sentymentalność

lenard cortez
34 LATA // NAUCZYCIEL ZIELARSTWA // OPIEKUN CHÓRU

Wszystko to, co robił w swoim życiu, robił z ogromną pasją. W czasie szkolnych lat kapitanował drużynie Ślizgonów, niekiedy doprowadzając ją do zwycięstwa, niekiedy zapijając przegraną z resztą zawodników. Myślał wtedy, że jego przyszłością jest quidditch.
Na kilku spotkaniach, kiedy Ognista brała górę na poczekaniu wymyślał piosenki, które po murach szkoły niekiedy obijają się nawet po dziś dzień. Tym samym, że zaraz po ukończeniu Hogwartu założył zespół. Screechsnaps miało swoje trasy koncertowe, a sam Lenard stawiany był zawsze na pozycji lidera. Myślał wtedy, że jego przyszłością jest muzyka.
Pewnego dnia zespół się rozpadł, a niedługi czas później w Hogwarcie pojawił się jako nowy nauczyciel zielarstwa. Jego mała szkolna miłość ukrywana przed resztą rówieśników, bo w końcu jemu
 — Ślizgonowi, kapitanowi i muzykowi nie wypadało bawić się w pielenie kwiatków, sadzenie jakiś roślinek czy w ogóle jakichkolwiek zabaw w ziemi.
Po wszystkich szalonych przeżyciach została mu Ognista, gitara i talent do dbania o wszelkiego rodzaju rośliny. Gorzej szło mu z ludźmi, bo w końcu rodzina kompletne się do niego nie odzywa, dziadek już nigdy nie będzie z niego dumny, największa miłość odeszła z powodu wielkiej głupoty Corteza.
Od tamtej pory jest najlepszym przyjacielem dla wszystkich, którzy tego potrzebują. Wciąż utrzymuje kontakt z ukochaną siostrą, dla której zrobiłby naprawdę wszystko. Kiedy ktoś go potrzebuje zjawia się znikąd i najzwyczajniej w świecie jest.
Za to na co dzień, tuż po wszystkich zajęciach przesiaduje w swojej szklarni, pobrzękując na lekko już zmaltretowanej gitarze. Popija ukradkiem bursztynowy płyn i śpiewa kilka kawałków, które wciąż majaczą się w jego głowie, zupełnie jak wszystkie to przeżyte wspomnienia.




odautorsko
słowo w tytule idealnie odzwierciedla naszego pana nauczyciela;
cześć wam ponownie, bo Lenard kiedyś tu był;
dziękuję Mads, że przywróciła Ethel, a Czołgowi dziękuję za bytność po prostu i tak, chcę wiedzieć dokładniej, co Lenard dokładniej powinien wiedzieć.
Lenard jest bardzo pocieszny, chociaż w jego życiu działo się wiele;
piszmy!

11 komentarzy:

  1. [Co tu się dzieje dzisiaj... :D Cześć, Chan!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [„Html jest trudny”, ale ważne, że poprawione te marginesy i już nie są takie tycie. Nie, nie chcesz tego wiedzieć. To sprawa Lenarda i Vane'a, po co się w to mieszasz, chan? XD]

    wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Yay <3 Piękna niespodzianka po powrocie do domu! Już się ogarniam, wchodzę na maila i będę Cię maltretować]

    Pączek

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Znamy tego Pana bardzo dobrze <3]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Widzę coraz więcej powrotów starych postaci :D No cóż, pozostaje mi życzyć udanych wątków i w razie chęci zaprosić do siebie, choć już pisałam po KP Daniela :)]

    TATIANA

    OdpowiedzUsuń
  6. [Oho, widzę, że sporo osób wraca. Witamy serdecznie pana profesora! Trixie na pewno tym bardziej chór przypadnie do gustu, z takim panem. :D Życzymy miłej zabawy, a w razie chęci zapraszamy do nas!]

    Bree Allaway, Trixie Edgecombe

    OdpowiedzUsuń
  7. Miała dziwne wrażenie, że los jednocześnie znęca się nad nią i się nią opiekuje. W tym całym bałaganie, w którym wiszący jej w okolicach mostka ukryty pod ubraniem zmieniacz czasu ciążył niczym kamień topielca, odnajdywała drobne pomoce. Liczyła na to, że życie prowadzi ją jak po sznurku, choć jednocześnie miała tendencje do popadania w lekką paranoję, w której wszelkie przejawy pozytywnego przebiegu zdarzeń zdawały się włączać ostrzegawczy alarm. Kolejny powrót do Hogwartu oznaczał dla niej czas, który poświęcić może na zebranie tego, co wie i próby ułożenia tego w jakąś logiczną całość.
    Kilka dni poświęcone na nadrobienie papierkowej roboty upłynęło nadzwyczaj szybko. Wciągnięta w wir szkolnych wydarzeń zdawała się chodzić jak w zegarku, choć zwykle myślami była w swoim pokoju, gdzie wieczorem raz po raz wszystko analizowała. Czuła jednocześnie spokój i presję, bezpieczeństwo i paranoję, rutynę i niecodzienność. Wydawało się, że sunęła po linii, popadając co chwilę ze skrajności w skrajność i nie mogąc znaleźć środka.
    Cisza nocna. Na szczęście nie przypadł jej w wątpliwym zaszczycie obowiązek przechadzania się po korytarzach i szukania włóczących się uczniów. Mogła więc usiąść przy zapalonej świecy i wertować książki, po które nie sięgała od praktyk w św. Mungu. Klątwy, przekleństwa i uroki. Napatrzyła się na to wystarczająco dużo w klinice i życzyła sobie, by nigdy więcej nie musiała do tego zaglądać. Nie potrafiła poświęcić się ludziom umierającym na jej oczach, a ostatecznie nie potrafiła nawet uratować własnego ojca. Z drugiej strony, gdyby nie fakt, że kojarzono ją w Mungu, nie byłaby w stanie wyciągnąć od uzdrowicieli tylu informacji, ile się jej udało. Znów, szczęście w rozpaczliwie nieszczęsnej sytuacji.
    Nie była pewna ile czasu spędziła, przeglądając uważnie książki. Żadna ze znanych jej lub zawartych w tomiszczach klątwy nie przypominała tego, co widziała u swojego ojca. Spojrzała przez ramię w stronę działu ksiąg zakazanych. Zmarszczyła lekko brwi. Może powinna była pójść tam od razu? Niecodzienne sprawy wymagały niecodziennych środków, ale Ethel zawsze miała dziwne opory przed stojącymi tam księgami. Ostatecznie zdecydowała się na lekturę, ciesząc się, że przynajmniej jako stażystka nie potrzebuje niczyjej zgody.
    Obstawiona książkami, siedziała jeszcze długo, opierając brodę na zaciśniętej w pięść dłoni. Miała mętlik w głowie, ale bała się spisywać cokolwiek na kartce, choć mury Hogwartu należały do jednych z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi. Czuła, że jej powieki z każdą przejrzaną stroną robią się cięższe. Ostatecznie mimowolnie ułożyła głowę na ułożonym na biurku ramieniu. Jeszcze chwilę była w stanie rozróżnić poszczególne słowa, ale w końcu zamazały się w ciemną linię, zwiastującą przyjście upragnionego snu. Śniła, więc niespokojnie, ułożona między Najsilniejszymi Klątwami, a Magią Czasu, choć obrazy w jej głowie przywoływały miejsce, znajdujące się daleko stąd.

    Śpioch, który bierze się za odpis dla Clinta

    OdpowiedzUsuń
  8. [Nigdy nie wiem, pod którą Twoją kartą do Ciebie pisać! Też przesyłam serduszko! ❤]

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy nie należała do szkolnych poszukiwaczy przygód. Dodatkowo, biorąc pod uwagę fakt, że wróciwszy we wrześniu 2013 do szkoły po raz pierwszy zobaczyła testrale i o mało nie zemdlała, nie chadzała również po Zakazanym Lesie. Wolała spędzać czas z przyjaciółkami, wymyślając coraz to dziwniejsze zaklęcia zmieniające fryzury (jedna z nich przez przypadek wyłysiała na trzy dni), siedząc w bibliotece, albo w szklarni. Raz dała się przyjacielowi namówić na włamanie do składziku profesora od eliksirów i spróbowali uwarzyć Felix Felicis, ale oczywiście w trzeciej klasie nic z tego nie wyszło i trzeba było ewakuować całe piętro z powodu toksycznych oparów. Potem jednak ich drogi się rozeszły, oboje zrobili sobie świństwo i nastoletnia przyjaźń musiała się zakończyć.
    Ogólnie rzecz ujmując, Ethel nie należała do osób specjalnie rozrywkowych. Jedyną osobą, której mała Ethel odważyła się włazić na plecy, targać za szatę i skupiać na sobie uwagę był młody Rathmann. Szybko jednak połapała się, że Mathias, będący cztery lata starszy, zaraz opuści szkołę i ruszy w swoje własne (jak się później dowiedziała) mocno wyboiste życie. Tym sposobem od czwartego roku w szkole czuła się niewyobrażalnie samotna. Jej matka zginęła, Ethel czuła się, jakby miała dziurę w pamięci, jakby nie chciała pamiętać tamtych wydarzeń, a ojciec z roku na rok coraz bardziej tracił pamięć. Teraz została niemalże sama, wciąż z dziurami w pamięci i zagadką na łańcuszku.
    Zmarszczyła lekko brwi, czując jak ktoś delikatnie szturcha ją w ramię. Otworzyła nieco oczy, a widząc Lenarda uśmiechnęła się lekko, dość nieobecnie, jakby zamierzała kiwnąć głową dla świętego spokoju i zaraz pójść spać dalej. Królewno. Jakby na to słowo otworzyła szerzej oczy i tym razem już wyraźnie dostrzegła twarz nauczyciela. Uśmiechnęła się, podnosząc wreszcie głowę ze zdrętwiałego ramienia. Pamiętała doskonale, jak w czasach szkolnych, zanim usnęła, Lenard Cortez patrzył na nią z ruchomego plakatu, który wisiał nad łóżkiem koleżanki z dormitorium. Amanda była prawdziwą fanką. Ethel nie wiedziała, czemu przypomniała sobie o tym akurat teraz i poczuła, że się rumieni.
    - Nieprawda – odparła, spoglądając na niego. – Zawsze jesteś dla mnie miły – uśmiechnęła się lekko, a w uśmiechu tym przebijało się przekonanie graniczące z pewnością. W takich momentach większość ludzi orientowała się dlaczego jej patronusem był akurat lis. Chyba trochę przypominała to pocieszne zwierzę, które ukazując radośnie kły, pozostaje nadal nieco zadziornym stworzeniem. Rozejrzała się wokół i niby neutralnym ruchem pozamykała te księgi, które zostawiła otwarte. Wyjęła różdżkę i jednym machnięciem odesłała je na miejsce, jednocześnie przykładając sobie rękę w okolice mostka, sprawdzając, czy znajduje się tam ciążący jej łańcuszek.
    - Musiałam sprawdzić otrzymane informacje, korespondowałam z uzdrowicielem z Munga – odparła z lekkim uśmiechem, niezwykle generalizując. Kłamanie było niezgodne z jej kręgosłupem moralnym i po prostu tego nie robiła. W tej chwili czuła jednak, że nie powinna wplątywać w to więcej osób, więc jeśli Lenard o nic nie zapytał wprost, czuła, że może delikatnie usprawiedliwić omijanie tematu. – Skończyłeś obchód? Już tak późno? – rozejrzała się, nie widząc nigdzie żywego ducha. Nie była w stanie jednoznacznie tego stwierdzić, ale chyba unikała spojrzenia Lenarda. Choć sama obecność Corteza zawsze wprowadzała pewien rytm, który pozwalał jej myślom płynąć jednostajnie, równo i w uporządkowany sposób, a jego spojrzenie gwarantowało niezburzony spokój, to tym razem wolała go uniknąć. Zupełnie jakby ledwo zarysowane zmartwienie dotykało ją akurat w to miejsce duszy, z którego rodzą się wyrzuty sumienia.
    - Przepraszam, że sprawiłam ci kłopot, już dawno powinieneś spać – uśmiechnęła się przyjaźnie, ale jednocześnie nerwowym gestem założyła kosmyk włosów za ucho. – Dziękuję za wyjątkowo łagodną pobudkę – w jej policzkach pojawiły się delikatne dołeczki.


    baboli i błędów nie zauważono <3

    OdpowiedzUsuń
  10. [Mogłem? W sumie nazwisko można jeszcze zmienić, ale wątek chcę z profesorem. xD]

    Najwspanialszy Ja!

    OdpowiedzUsuń
  11. [Wahałam się pomiędzy Clintem, a wspaniałym nauczycielem zielarstwa (które dla Leaticii jest ble, fuj i tak, tylko ona go nie lubi :D) i ostatecznie wylądowałam tutaj. Tak sobie myślę, że skoro ona tak go nie lubi, to może miałaby jakieś zatargi z profesorem Cortezem? :'D Tak delikatnie by wbijała mu szpile, krytykować jego przedmiot i pomimo dobrych wyników, po prostu olewać? Z czasem mogliby się dogadać, a on by jej pokazał, że zielarstwo wcale nie jest takie złe!

    PS. raczej nie ugryziemy XD]

    Leaticia Sneake

    OdpowiedzUsuń