19 lutego 2015

Madelaine Dursley

Grożą i grzmią czarne horoskopy
Kąśliwy los wyprowadza cios
A ty 
Porcelanowa szczęka
A ty gliniany nos
Gliniany nos...

Madeleine Dursley
"Maddie"
VI rok nauki ● siedemnaście lat ● Hufflepuff ● krew największych mugoli ze wszystkich nieustannie płynąca w żyłach ● komentatorka Quidditcha ● jaśminowa, ośmiocalowa różdżka z piórem feniksa ● patronusem srebrna mgiełka ● boginem pielęgniarka ze strzykawką 
Nie bardzo wie, za co ma nie lubić swojego ojca – za to, że jest czystej rasy mugolem, co chyba mocno uszkodziło jego mózg, czy może za to, że przekazał jej fałdki na brzuchu i uda wyglądające jak parówki. Jej największą zmorą jest fakt, że uwielbia rogaliki z czekoladą i pomimo codziennych obietnic przejścia na dietę, nie potrafi odmówić sobie sięgnięcia po swoją ulubioną bombę kaloryczną. Podobno dużo się uśmiecha i czasem nie zauważa, gdy zaczyna fałszować pod nosem, więc niektórzy sądzą, że krew Dursleyów wyprała jej resztki umysłu. Prawda jest jednak taka, że Maddie ma dużo oleju w głowie i nie da sobie w kaszę dmuchać. No, chyba że powiesz jej, że jest gruba. Wtedy przepłacze w swoim dormitorium resztę dnia, by następnie wpisać cię na listę ludzi, których musi nienawidzić do końca życia. Na jej szczycie znajduje się dziadek, zaraz po nim babcia, a potem widnieją nazwiska pielęgniarek, które kiedykolwiek pobrały jej krew (na szczęście w Hogwarcie tego nie robią). Dużo fantazjuje, wytwarza miliony wizji na minutę i czasem trzeba krzyknąć jej do ucha, żeby wróciła do rzeczywistości.  Gdzieś głęboko w sobie kryje urazę do rodziny za to, że jej nie akceptują. Gdzieś bardzo, bardzo głęboko boi się odrzucenia. Ale ćśś, bez tajemnic świat byłby nudny, prawda?

powiązania  ●  spisane

Cześć znowu :) Szukamy dramatów, romansów, przyjaciół, powiązań, wrogów i w ogóle dużo innych fajnych rzeczy, co sobie wymarzycie <3
Happysad.

31 komentarzy:

  1. [Podglądałam, przyznaję się, przepraszam! Ale postać taka fajna, że musimy mieć jakiś wątek! :D]
    Karen/Franek

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć córko Dudleya, o ile się nie mylę. Zdjęcie urocze ;3]

    Flynn

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Dramaty moja specjalność!]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jestem urzeczona. Witam ;)]

    Louis

    OdpowiedzUsuń
  5. [Frankowi też by się Maddie spodobała. :D Może wpleciemy ich w jakiś romansik, którego wielce staroświecki i nietolerancyjny tatuś Franka by nie akceptował?]
    Franek

    OdpowiedzUsuń
  6. [To może coś takiego - Frankowi powoli zaczęły kończyć się pomysły jak wkurzyć ojca, więc uwolnił się jego wewnętrzny Ślizgon i postanowił umówić się z mugolaczką, ot tak, bez zaangażowania, wiedząc, że ojciec (mimo że toleruje osoby pochodzące z rodzin mugolskich) nigdy nie życzył sobie takiej partnerki dla syna. Wybór pada oczywiście na Maddie, no bo kto byłby lepszy? Jednak coś idzie nie tak i Frank nagle zaczyna, wbrew sobie, czuć coś do dziewczyny.]
    Franek

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bożę, jaka ona jest cudowna, to chyba przekracza wszelkie granice <3]

    Ondria

    OdpowiedzUsuń
  8. [Na razie takie kiełkujące coś, chyba że wolisz od razu zacząć od związku. A spotkać się mogą na przykład... na meczu Quidditcha, skoro Maddie jest komentatorką, a Frank gra w drużynie. Chłoptaś mógłby ją kiedyś zobaczyć, podpytać innych, a potem zagadać, gdy dowiedział się, że status krwi pasuje do jego misternego planu. c:]
    Franek

    OdpowiedzUsuń
  9. [Polubiłam ją, już po samym zdjęciu. Taka urocza jest.]

    G.L.

    OdpowiedzUsuń
  10. [To chciałam usłyszeć. Co z nim robimy? :D]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  11. [A więc czekam z niecierpliwością. :D I dobranoc.]
    Franek

    OdpowiedzUsuń
  12. [ No pewnie, co więc nam proponujesz?]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  13. Dursley. Frank wiedział, że gdzieś już słyszał to nazwisko. No tak - przez długi czas jedyna rodzina słynnego Harry'ego Pottera. Pamiętał jak często matka zapraszała do domu żonę Wybawiciela, Ginevrę, z którą grała w drużynie - Harpiach z Holyhead. Raz przyszła z mężem i to wtedy temat zszedł na Dursleyów.
    Ginny Weasley okazała się bardzo gadatliwą osobą i tamtego wieczora dość sporo dowiedział się o tej najbardziej mugolskiej rodzinie o jakiej kiedykolwiek słyszał.
    Dlatego tak oczywistym wyborem była Maddie. Młody Harlow nigdy nie uważał się za typowego Ślizgona, nie używał innych dla swoich własnych korzyści, momentami zdarzało mu się nawet współczuć Madeleine z powodu takich członków rodzinny. Ale teraz - teraz był naprawdę zdesperowany. Dlatego wymyślił ten beznadziejny plan, dlatego nie sypiał nocami, obmyślając co i jak. Coraz bardziej chciał dopiec ojcu. Wiedział, jak bardzo Roderick zdenerwowałby się na wieść, że jego syn umawia się z córką mugoli. Oh, już sobie wyobrażał to zwycięstwo.
    Czuł się jak potwór, ale nie zamierzał zrezygnować.
    Normalnie prawdopodobnie poszedłby z resztą Ślizgonów na imprezę po wygranym meczu, dziś jednak coś go tknęło i kiedy reszta drużyny weszła do szatni po skończonym meczu Quidditcha, on wymyślił na poczekaniu jakieś kłamstwo, po czym ruszył trybunami w stronę miejsca komentatorów. Jakiś czas temu zaobserwował, że dziewczyna zawsze zostawała tam chwilę po meczu.
    Wdrapał się na górę i stanął obok Maddie posyłając jej najszczerszy uśmiech na jaki było go stać. Kiedy jednak dziewczyna zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem, kompletnie zabrakło mu języka w gębie.
    – Faktycznie – odparł, gdy dziewczyna zaczęła rozmowę.
    – Swoją drogą, bardzo podobał mi się twój żart o uszach Smitha – dodał po chwili.
    Uniósł delikatnie kąciki ust, widząc, że nieco przełamał lody.

    Franek

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oj no, Zabiś tylko takiego zgrywa ;)
    Btw świetna karta, wczoraj się nią zachwycałyśmy z koleżanką]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie jestem dobra jak chodzi o dawanie pomysłów i to moja wieczna blogowa zmora xD No ale... Maddie jest tak urocza, że chcę wąteczek no :3
    Może nie drwi sobie z mugolaków, jednak potomkini najbardziej mugolowatych mugoli... xD
    Ej, dobra, tak na poważnie - chyba mam gorączkę - nie wiem, nie mam pomysłu, ale chcę :(]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Ona jest cudowna. Widzę ją na przyjaciółkę dla Willa, już on by jej przetłumaczył, że pielęgniarki nie nadają się na biginów, o ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Zgadza się. Czyżbym miała spodziewać się jakiegoś genialnego pomysłu?]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  18. [No właśnie tutaj jest problem, bo u mnie pomysłów zero. Nie wiem, czy to przez szkołę, czy może przez niewyspanie.]

    G.L.

    OdpowiedzUsuń
  19. Miał zdecydowanie zły dzień. Jakby wstał z łóżka lewą nogą w piątek trzynastego, czarny kot przebiegł mu drogę, przeszedł pod jakąś drabiną i po drodze zbił lustro. On, nie kot. Cały dzień chodził jakiś zdenerwowany, wszystko go drażniło. A to nauczyciel mówił za głośno, to za cicho. Tosty były niedopieczone, a omlety spalone. Sok za kwaśny, herbata za słodka, Ognistej brak. Kolejne wlepione w niego z zachwytem oczy wywoływały tylko znudzone westchnienie i kolejną falę zdenerwowania. Nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, ale od samego rana chodził jakby miał muchy w nosie. A nawet stado much. Irytował go dosłownie każdy, wszystko było w stanie doprowadzić do szału. Ale powstrzymywał się, by zachować twarz. W końcu był Zabinim, nie powinien inaczej. Starał się wszystko jak zwykle kwitować tylko kpiącym uśmiechem, jednak wychodził z tego jedynie krzywy grymas. Jakby nie był sobą.
    Co ci jest, Zabini?
    Cały dzień był jedną wielką męczarnią. Nic mu nie pasowało i czuł się z tym źle – jakby nagle znów stał się prawdziwym Zabinim, jakby znów był tym syneczkiem tatusia wychowanym w arystokratycznej atmosferze, jakby znów był tym małym marudą, któremu nic nie pasowało. A przecież już dawno się tego wyzbył i zmienił się. Przynajmniej częściowo. Człapał z lekcji na lekcję zmęczony życiem i tym, że wszystko wydawało mu się w jakiś sposób wadliwe, uszkodzone, dołując się i irytując jeszcze bardziej.
    Kiedy więc jakiś Gryfon, któremu widać Zabini musiał odbić dziewczynę – nie żeby to specjalnie pamiętał, jakaś kolejna panienka w jego ramionach, jedna w tą czy wewtą… – rzucił w jego stronę jakiś zaczepny tekst, Zabini w końcu wybuchnął. Nie mógł dłużej utrzymać nerwów na wodzy, krew buzowała mu w żyłach cały dzień, więc nierozważny chłopaczyna przelał czarę goryczy – i miał zapłacić za każdą kroplę, która tego dnia w jakiś sposób się tam dostała, przy okazji płacąc podwójnie za każdą, która z czary wyciekła. Bo tak. Bo Zabini był w podłym nastroju i naprawdę musiał się wyładować. A ten tu Gryfon wydawał się idealny – sam zaczął.
    - Gdyby nie chciała, to by ze mną nie poszła, widocznie jej nie wystarczałeś – stwierdził chłodno w odpowiedzi, już zaciskając dłoń na różdżce.
    Kojarzył chłopaka, jednak jego nazwiska nie – a z resztą, czy to ważne? Teraz miał tylko zamiar rzucić na niego jakąś przynajmniej drobną klątewkę, żeby sobie popamiętał, że z Zabinim się nie zadziera. Ot co.

    [Krótko i marnie, wybacz, ale tak mi wyjszło... ale w końcu jest!]
    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  20. [Jest w porządku. Mamy więc już mniej więcej relację, a co do dramy, hmm, muszę zwiększyć intensywność myślenia. Opcje są różne, ale na jakim motywie się skupiamy? Zdrady, miłości, wypadki, wędrówki po Zakazanym Lesie? Coś trzeba wybrać.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  21. [Ah, urocza z niej panienka <3 Chętnie jakiś wątek z Maddie naskrobię, aczkolwiek dzisiaj nic nie potrafię wykrzesać, więc albo ty podrzucisz pomysł, a ja postaram się niedługo zacząć, albo poczekasz aż jutro coś mi do głowy wpadnie ;>]

    Sebastien

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie wspominać o żartach, zanotował w pamięci Frank. Zauważył, że dziewczyna spłonęła rumieńcem, przez co nieco się speszył
    – Powiedzmy, że nie lubię tego całego hałasu. Wpadnę tam, jak już skończą się wydzierać – odparł, starając się trzymać fason.
    Boże, co za kłamca. Właściwie to uwielbiał wszystkie imprezy po wygranych meczach. To, jak inni podnosili członków drużyny, wiwatując, jak pierwszoroczni spoglądali na niego jako kapitana z podziwem, jak przemycali kremowe piwo i przekąski z kuchni, jak uczniom z innych domów czasem udawało się wśliznąć na imprezę, przez co robił się tłok umożliwiający wymknięcie się w najbardziej dogodnym momencie.
    Tak. Zdecydowanie lubił świętować zwycięstwa.
    Zlustrował Maddie od stóp do głów. Właściwie, to jest całkiem ładna, pomyślał, po czym skarcił sam siebie. Nie angażuj się, idioto
    Podparł się na miotle, próbując wyglądać nonszalancko. Nie wiedzieć czemu, stał się nagle dziwnie spięty. Merlinie, co się ze mną dzieje!
    – Właściwie, to chyba wybiorę się na spacer.
    Rzucił, niby od niechcenia, po czym odczekał chwilę. Rozejrzał się wokoło, unosząc lekko brwi, po czym znów spojrzał na Maggie i dodał:
    – Może wybrałabyś się ze mną?

    Frank

    OdpowiedzUsuń
  23. [No to musi być wątek! :D]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  24. [Vinga też jest jedynaczką, wiec to by całkiem pasowało :)
    Czy Maddie jest śpiochem?]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  25. [To znaczy, że trzeba z niej rano ściągnąć siłą kołdrę i zaciągnąć na lekcje, hm? :D]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  26. [No zacznę, bo mam dobre serduszko i lubię zaczynać :D
    Ale jutro mam zakręcony dzień, więc nie wiem, jak się wyrobię :C]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Dobra, wymyślę coś w Zakazanym Lesie i na dniach zacznę.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  28. [Oj, będzie nieodwzajemniona. Sebek już i tak kocha dwie pannice na raz (też Puchonki, co on ma z tymi Puchonkami?! ;__;) i w ogóle ma bajzel w życiu miłosnym. Hmm, czy Bastek będzie wiedział o uczuciu Maddie? Bo jeśli tak, może udawać, że nic o tym nie wie i będzie starał się ją wcisnąć w ramiona jakiegoś kolegi. A jeśli nie, może przypadkowo dawać jej nadzieję na coś więcej.]

    Sebastien

    OdpowiedzUsuń
  29. [Cześć. :D Nie wiedziałem kogo wybrać, więc przyszedłem tu, bo Maddie wydaje się być trochę taką sierotą jak Charlie - Hufflepuff, VI rok i komentowanie quidditcha się zgadzają. :v Ale to jak tam wolisz, mogę się dostosować.]

    OdpowiedzUsuń
  30. W czasach, kiedy Vinga chodziła jeszcze do normalnej, mugolskiej szkoły, przed przybyciem do Hogwartu, budzik w kształcie krówki stojący na szafeczce obok łóżka dzwonił zawsze równo o siódmej. A ze miała wtedy jeszcze niewiele lat, i tak zawsze przychodziła Mama, aby sprawdzić, czy na pewno wstała i nie spóźni się do szkoły. Teraz nie dość, że miała lat o wiele więcej, to matki raczej w Hogwarcie nie było, więc musiała pilnować się sama. Akurat Anvelt nie miała problemu ze wczesnym wstawaniem, z natury była rannym ptaszkiem.
    Niektórzy jednak mieli z tym problem.
    I przekonywała się o tym coraz bardziej praktycznie co tydzień, w ten znienawidzony poniedziałek, kiedy dokładnie nikomu, nikomu nie chciało się wstać na zajęciach. Właściwie cała reszta jej nie obchodziła, niech sobie radzą sami. Vingę obchodziła Maddie.
    Miała nadzieję, że podniesie się z łóżka w trakcie, kiedy Vinga będzie się szykowała do wyjścia. Trochę długo jej to zajęło, zważywszy na to, że to poniedziałek, a w poniedziałki wszystko idzie nie tak. Krawat nie chciał się zawiązać, buty się gdzieś pochowały… Zajęła się przez to sobą, a w momencie, gdy miała już wychodzić na transmutację zorientowała się, że Madeleine nadal sobie słodko śpi.
    A przecież się umawiały! Vinga miała taki wspaniały plan na to, aby koleżanka nigdy więcej nie spóźniła się na poranne poniedziałkowe zajęcia! Znowu nie wyszło…
    Westchnęła tylko ciężko, myśląc o tym, czym tym razem może jej pogrozić. Bo sam fakt, że za 3 minuty zaczynają się zajęcia pewnie nie podziała…
    Szukała w głowie pomysłu, czegoś naprawdę spektakularnego, ale póki co, złapała tylko za róg kołdry panienki Dursley i dosyć mocno ją pociągnęła.
    - Wstaaawaaj – mruknęła raczej ospale, jakby była znudzona, choć zapewne powinna to zawołać energicznie i głośno, może odniosłoby jakiś skutek. Choćby najmniejszy.

    [Wybacz zwłokę, no ale łikend :D
    W końcu jednak napisałam i oto jestem z budzeniem!]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Jeszcze jedno słowo skargi – powiedział, odwracając się w stronę dziewczyny i żartobliwie grożąc jej palcem – a zabiję cię, zakopię w tym przeklętym lesie i przy okazji spalę każdy czekoladowy rogalik, jaki tylko uda mi się odnaleźć.

    Prawdę powiedziawszy, Zakazany Las nie był miejscem przystosowanym do turystycznych wędrówek. Drzewa przysłaniały życiodajne światło, a ich gałęzie raniły skórę, co rusz rozcinając ją aż do krwi. Nie było nawet drogi, którą mogliby się udać w poszukiwaniu czegoś więcej niźli kolczastych krzewów i niepokojącego huczenia sowy. Zresztą, zewsząd do lukowych uszu docierały przeróżne dźwięki – szelesty, trzaski, czasem szepty. Bał się tych nieznanych głosów i najchętniej zawróciłby do przytulnego zamku, ale zobowiązał się dostarczyć rozrywki pewnej niewieście, którą w rezultacie, siłą musiał zaciągnąć na środek zalesionej przestrzeni.

    Zanim przekroczyli granicę oddzielającą ich od leśnego kompleksu, śmieli się z nieśmiesznych żartów i raźno maszerowali w rytm bicia własnych serc. Jednak z czasem, gdy dobrze znane mury przestały być widoczne, opuszczał ich dobry nastrój, potęgował się natomiast strach. Wszystko dookoła wydawało się czaić na samotnych wędrowców, którzy zboczyli z nieoznakowanej drogi. Maniakalnie rozglądał się i próbował uspokoić przyspieszony oddech, ale zimny pot wcale nie przestawał naznaczać jego kręgosłupa krętą ścieżką. Zbladł nieznacznie, podnosząc się na duchu pokrzepiającą melodią i w całym tym zamieszaniu nie zapominając o dopingowaniu swej towarzyski.
    Maddie stanowczo, acz z uprzejmym uśmiechem, oznajmiła mu początkowo, oczywiście zbyt grzecznie, by śmiał się obrazić, że powinien szukać szczęścia gdzie indziej i czaić się za rogiem na tych, który chętniej pójdą na pewną śmierć. Luke'owi natychmiastowo zrzedła mina, spuścił platynową głowę i począł intensywnie myśleć, bacznie przypatrując się własnym butom. Zbyt wiele cennych sekund zajęło mu wymyślenie jakiegokolwiek chytrego podstępu, Puchonka oddaliła się bowiem na bezpieczną odległość, a on wciąż stał w miejscu z kącikami ust opadającymi ku dołowi.
    A teraz, mimo nieszczęśliwego startu, stali pomiędzy dwoma złowrogimi pniami, mierząc się nawzajem lękliwym wzrokiem. Do osiągnięcia sukcesu wystarczył mu szybki bieg i kilkanaście wyjątkowo trafnych słów. Byli tu razem, gdzieś na drugim końcu świata, niepewni, może z uginającymi się kolanami, ale tak, byli tu razem, a skoro byli razem, nie mogła spotkać ich żadna krzywda.

    - W którą teraz stronę powinniśmy iść, zrzędo?

    Luke

    OdpowiedzUsuń