20 czerwca 2015

I'm so sorry.






Milan Jarvis

Hufflepuff | V | Cheshire | Półkrwi | sekwoja, pióro z ogona feniksa, 9¾ cala | Patronusa brak | Boginem ojciec | OPCM | Zielarstwo | Eliksiry | ONMS | Koło szachowe | Płomykówka Paris


music
W całym swoim życiu przepraszał tysiące razy. Robił to zawsze, kiedy czuł się winny i kiedy winę zrzucano na niego. Przepraszał przechodniów, których przypadkowo trącił, przepraszał nauczycieli, kiedy krzywo na niego patrzyli, przepraszał skrzaty, kiedy podbierał im z kuchni jedzenie. Przepraszał ojca, który nienawidził go z całego serca, za wszystko. Za to, że się urodził, za to, że nie jest jego prawdziwym synem, że nie trafił do Slytherinu. Przepraszał matkę, którą zabił.
W całym swoim życiu uciekał tysiące razy. Robił to zawsze, kiedy czuł, że sprawy przybierają niepożądanego obrotu. Uciekał z domu, kiedy ojciec za bardzo krzyczał, uciekał z lekcji, bo nie miał zadania domowego, uciekał do dormitorium, kiedy w pokoju wspólnym zbierało się zbyt wielu Puchonów. Uciekał wzrokiem od spojrzenia matki, od jej uśmiechu, który zastygł, uwieczniony na zdjęciu.
W całym swoim życiu płakał tysiące razy. Robił to zawsze, kiedy uświadamiał sobie, że wszystko jest jego winą. Płakał, kiedy ojciec powtarzał mu, że nigdy nie obdarzy bękarta miłością, płakał, kiedy czytał listy mamy, pisane do niego, kiedy była w ciąży. Ona wiedziała, że tego nie przeżyje, a mimo tego pozwoliła mu się narodzić. A on płakał. Płakał kiedy przychodził na świat i później, przez następne piętnaście lat.
wizerunek: Matthijs Meel
Cześć i hej, zapraszam do wątkowania.
Niech ktoś go pokocha.

54 komentarze:

  1. [ Piękne zdjęcie, bardzo mi się podoba, puchonek prześwietny, ale taki smutny. Bardzo ładnie napisane. Ale mi go szkoda :/ Zapraszam do Anthony' ego i życzę świetnej zabawy i wielu wątków! ;) ]

    Anthony&Metin

    OdpowiedzUsuń
  2. [Gregorius by go ukochał, ale chyba obawiam się, że Colin mógłby spróbować później uszkodzić Milana w dormitorium :< Puchonów przybywa i zaraz faktycznie cała armia ich będzie. Ciekawych wątków życzę.]
    Gregorian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Co jak co, ale Greg powinien wiedzieć, że Colin ma dobre serce i miałby wyrzuty sumienia do końca życia, gdyby zrobił coś takiego. Puchońska mafia rośnie w siłę, strzeż się Hogwarcie!]
      najwspanialszynajłagodniejszynajcudowniejszynajmądzrzejszyukochanyprzezGregaidelanyColin

      Usuń
  3. [Witamy na blogu i życzymy udanej zabawy :)]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Ale mi go szkoda! Risum już ko pokochała. Zdjęcie bardzo ładne i takie puchońskie. Zaraz idę do tego ojca i dostanie ode mnie w mordę xd Wielu wątków, zapraszam do Risum ;) ]

    Ars/Risum

    OdpowiedzUsuń
  5. [Lilo też go pokochała i chętnie by przytuliła.]

    Lilou.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć, kombinatorze :D biedny ten Puchaś]
    yaxley.

    OdpowiedzUsuń
  7. [Rany, ten Puchon jest naprawdę dobrze wykreowany, a mówię to rzadko, bo choć uwielbiam Wychowanków Borsuka, rzadko kiedy zadowala mnie wyobrażenie innych autorów o nich. Tutaj natomiast mamy coś, co uwielbiam: historię, pełnię charakteru i inteligentny popis umiejętności pisarskich. Skromnie, ale bardzo przekonująco. No i te figury retoryczne tak ładnie wplecione w tekst. Nienatrętnie. Z powodzeniem wpływają na odbiór. Chętnie pogram z tym biedakiem, więc jeśli masz chęć, zapraszam pod kartę któregoś z moich chłopców.]

    A. K. Greengrass (Slytherin)
    & D. Craft (Hufflepuff)

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Puchaś, jak ja ich kocham! <3 ]

    Rachel/Lysander

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Luke go pokocha. I będzie zachwycony, mogąc mówić do niego po nazwisku.]

    Way

    OdpowiedzUsuń
  10. [Płakał i teraz zmusza innych do płakania. Tak się nie robi, serio. I nie słuchajcie złego Grega. Milana to Colin mógłby co najwyżej przestać częstować czekoladą. Wywalić z dormitorium, też mi coś. Chodźcie na wątek.]

    Colin

    OdpowiedzUsuń
  11. [Szczerze mówiąc nie myślałam nad tym, ale Twoja postać ma akurat taki charakter, że może robić zarówno za ofiarę Asteriona jak i za krypto-kolegę. Greengrass otwarcie by się nie przyznał do przyjaźni z Puchonem, ale mogliby mieć do tego zadatki, jako że mam wrażenie, że Twoja postać jest dość empatyczna. Więc albo Asterion będzie mu się naprzykrzał i naśmiewał z jego wycofania, albo przeciwnie: wykaże się wielkim gestem i postanowi nauczyć go trochę charyzmy. Być może stosując do tego dość brutalne środki, ale liczą się efekty, prawda? Zdecyduj sama, w którą stronę wolisz iść.]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ciii, na tamto słowo pod kartą jest cenzura! :D Lepiej nam wymyśl jakiś dobry wątek zamiast kombinować]
    is, nikt tajny

    OdpowiedzUsuń
  13. [W sumie na razie mam słabe pomysły, ale co ty na to by Thony i Milan nie przepadali za sobą, Anthony miał go za ofiarę losu czy coś, a później przez przypadek podsłuchał rozmowę Milana z kimś kto wie o jego ojcu i Antoś chciał go przeprosić za wszystko, nie mam za dobrych pomysłów, a bardzo mi zależy, jeśli słaby pomysł to co ty na burzę mózgów? ;)]

    Jedyny w swoim rodzaju Anthony Femoris

    OdpowiedzUsuń
  14. [Uda nam się powątkować? :)]

    Molly Weasley

    OdpowiedzUsuń
  15. [Rzadko używam tego słowa, bo po prostu go nie lubię, ale teraz go użyję, bo nie umiem w inny sposób wyrazić swoich odczuć, co do Milana - jest ekstra. Urzekł mnie i to totalnie.]
    Hartwick

    OdpowiedzUsuń
  16. [Nie wiem, zdam się na Twoją kreatywność :D Ale pewnie coś pozytywnego, szkoda trochę takiego Puchasia bardziej krzywdzić]
    is

    OdpowiedzUsuń
  17. [Bardzo chętnie, ale ewentualny pomysł musiałabym zrzucić na twoje barki, bo ostatnio w kwestii kreatywności jestem „spłukana”.]
    Hartwick

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Po pierwsze przywłaszczyłam sobie wizerunek Benjamina Jarvisa, a po drugie, moja inna postać egzystuje właśnie z tym nazwiskiem.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  19. [Ekhm... jak już zrozumiesz na czym polegają brutalne środki, przekonasz się, że względnie dobre stosunki to kiepskie odzwierciedlenie dla tej niepowtarzalnej relacji na granicy złośliwości i koleżeńskości. :P
    Skoro już ustalone, mam zacząć wątek?]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  20. [Powiem tak: nie mam w głowie żadnych gotowych relacji do zaoferowania, jestem otwarta na wszystko, zwłaszcza wszystko, co pokręcone bez żadnych ograniczeń, dlatego daję ci wolną rękę Przyjdź do mnie z tym, co masz ;)]
    Hartwick

    OdpowiedzUsuń
  21. [A po co się ograniczać? :> Ważne, żeby było ciekawie - w Twoim wykonaniu to na pewno - więc każda dziwna relacja mile widziana :D]
    is

    OdpowiedzUsuń
  22. Szli nieopodal Zakazanego Lasu. On obok sylwetki niezbyt postawnego ucznia, niknącego wśród zastraszająco czarnego płaszcza nocy. Chłodny wiatr poruszał subtelnie wierzchołkami szemrzących i ponurych drzew, ślizgając się po ich kabotyńsko wygiętych gałęziach. Wzbudzając w ruch również drobne liście, by ostatecznie przemknąć wzdłuż linii chłopięcej, jeszcze nie obrośniętej zarostem szczęki. Za sprawą tego naturalnego precedensu drgnął niespokojnie. Tego nie dało się uniknąć — czuł wyraźnie jak świeże, wieczorne powietrze targa szatą. Kontynuuje katorżniczą wędrówkę wzdłuż młodego ciała i wypełnia przestrzeń pod białą koszulą. W celu wydajnego rozgrzania skóry przejechał dokładnie dłonią po odsłoniętej szyi, przeciągnął palcami niespiesznie ku sztywniejącemu od spaceru karkowi i... na tym skończył. Instynkt samozachowawczy nakazał mu wzmożoną czujność, gdy szelest liści obrósł w większą ramę dźwięków. W geście ostrożności zatrzymał nawet Milana i sam podświadomie zwolnił oddech. Trzeci, nieznany cień przemknął niepokojąco blisko obwodu zatrważającego tajemnicami lasu, a sekundy chłodnego opanowania Asteriona ustąpiły miejsca dynamicznemu manewrowi, gdy w ostatnim odruchu trzeźwości popchnął Puchona na jeden z konarów, samemu lądując przy tym na nim. Pień drzewa to jedyna kryjówka, o jakiej zdążył pomyśleć i choć z początku nocna eskapada miała jedynie nastraszyć Milana i udowodnić mu jego braki w charakterze, chwilowo sam nie był pewien czy mogą czuć się bezpiecznie. Gdy jednak w fizjonomii tajemniczego osobnika rozpoznał centaura, a ten zniknął w głębi lasu, Greengrass odetchnął w duchu. Zerknął na kolegę, wciąż przypierając go własnym ciałem do pnia i wbrew wszelkim oczekiwaniom, zamiast wycofać się ze swojego głupiego pomysłu, uśmiechnął się do Milana z nonszalancją i złośliwością, o jaką można było posądzić wyłącznie Ślizgonów.
    — Skoro już kwestię odwagi mamy za sobą, popracujemy nad nieśmiałością.
    Zasadniczo to nie był dobry moment na tego typu nauki, ale Asterion pozuł wewnętrzną potrzebę skorzystania z ich chwilowej bliskości. Ręką, od czasu przyparcia Milana wspartą na jego ramieniu, teraz przeciągnął wolno wzdłuż torsu chłopaka, kierując się na dolne partie jarvisowych mięśni i wcale nie zatrzymując się tylko przy tym punkcie. Nie to, żeby sprawiało mu to chorobliwą przyjemność — no chyba, że w kontekście sprawowania nad kimś władzy. Lubił mieć wszystko pod kontrolą.
    — Krępuje Cię to? — spytał luźno, spoglądając na jego twarz i zatrzymując dłoń tuż przy pasku
    Tylko Asterion Greengrass myśli o doszkalającym obmacywaniu kolegów w ciemnościach nocy na granicy Zakazanego Lasu i niebezpieczeństwa.

    [Wyszło dziwnie, ale to pewnie dlatego, że Asterion bywa dziwny.]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  23. [ On zawsze ma ochotę na tulenie chłopców! Chcesz jakoś rozwinąć swój pogląd na sprawy odnośnie tej dobrze zapowiadającej się bliskości? :D]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  24. [Świetna karta i Milan też, zakochałam się w nim. Mają z Danielle bardzo podobną historię, tyle że nad nią z kolei pastwiła się matka. Zrobiłabym z nich najlepszych przyjaciół, którzy potajemnie czują do siebie coś więcej, ale żadne się nie przyzna z obawy przed zepsuciem tego, co budowali przez długie lata.]

    Danielle

    OdpowiedzUsuń
  25. [Witam. U Ciebie nie mniej smutno. A postać, którą dzisiaj stworzyłam jest chyba najbardziej skomplikowaną jaką miałam. Zobaczymy jak sobie z nią poradzę.
    A z wątkiem - nie wiem. Na razie nic mi nie przyszło do głowy, ale, gdybym coś wymyśliła - zgłoszę się. :)]

    Cira Venom

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Wiesz co, jestem tu od samego początku, czyli prawdopodobnie jakieś dziewięć miesięcy, choć mogłam się pomylić w swoich obliczeniach i przez ten czas Luke miał tylko jedną prawdziwą miłość, którą jednak w niedługim czasie wywiało z bloga. Dawno nie angażowałam go w nic poważnego, gdyż po prostu nie chciałam odcinać sobie możliwości do dobrych wątków, ale jeżeli deklarujesz gotowość do czegoś naprawdę mocnego, obiecuję, że wymyślę coś zwalającego z nóg. Oczywiście jeśli błędnie zrozumiałam twój przekaz, wybacz, wtedy też postaram się intensywnie pomyśleć.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ten pomysł jak najbardziej przypadł mi do gustu. Możemy nawet uznać, że to Erich będzie unikał Jarvisa, bo mam na to małe uzasadnienie, chyba, że wolisz, aby było odwrotnie - dostosuję się. ;)]
    Hartwick

    OdpowiedzUsuń
  28. [No to powiedz mi jeszcze jaką długość wątków preferujesz, a zaczęcia masz jak w banku.]
    Hartwick

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Chodziło mi bardziej o coś na spróbowanie, bo nie wiem, jak piszesz i jeżeli ( choć głęboko wierzę, że tak nie będzie) twój sposób pisania by mi nie podszedł, z pewnością nie wyszłoby nam nic ciekawego. A tak, masz rację, ewentualności da się rozważyć. Co do wątku, wywnioskowałam, że z połączenia Milan - Luke, to Way jest silniejszym ogniwem. Chociaż trochę w swoim życiu przeszedł, zaskakująco dobrze się trzyma i rozdawanie pokrzepiających uścisków nie stanowi dla niego problemu. Więc może niech twój chłoptaś zwraca się do niego w momentach, w których byłoby mu źle, a on starałby się mu pomóc na wszelakie dostępne sposoby. Na bardzo przyjemne, dostępne sposoby.]

    OdpowiedzUsuń
  30. [Pomysł bardzo mi się podoba. Obojgu przyda się chwila relaksu i oderwania od rzeczywistości, tym bardziej, że Danielle bardzo niechętnie wraca do domu na wakacje. Moglibyśmy nawet przyjąć, że spędza połowę wakacji w mieszkaniu Milana, żeby ograniczyć kontakty z matką do minimum. Btw, dopiero teraz zauważyłam, że mają podobne boginy. I pytanie — kto zaczyna, jaką preferujesz długość i czy Milan po wakacjach idzie do V czy do VI klasy?]

    Danielle

    OdpowiedzUsuń
  31. [tak, ja też ! ukochana bajka z dzieciństwa. <3 a masz pomysł ? :3]

    Lilou.

    OdpowiedzUsuń
  32. Ciemność zasunęła się nad znienawidzonym przez Ericha miastem w towarzystwie duchoty, która napłynęła do jego gardła wypełniając go wstrętem po same koniuszki zaciśniętych na smyczku placów. Tym samym, który jeszcze chwilę temu wędrował z niesamowitą gracją po naciągniętych do granic możliwości strunach, wydając z siebie adekwatny do nastroju właściciela skowyt. Przerwał go, gdy jedna z żyłek zerwała się tym samym uniemożliwiając kontynuację gry i produkując na jego czole oznakę irytacji w charakterze głębokiej zmarszczki.
    Westchnął głęboko, zerkając na atramentowe niebo pozbawione dzisiaj i migoczących punktów, i przełamującego bezgraniczny mrok księżyca, a potem znów przeniósł spojrzenie na nadający się do remontu instrument, wykrzywiając mimowolnie usta w delikatny uśmiech. Nie miał serca poddać go renowacji – zwierał zbyt wiele wspomnień i tyle samo bólu.
    Odłożył ostrożnie odziedziczone po zmarłej matce skrzypce, łapiąc w palce paczkę prywatnego nałogu, która jako jedyna miała zbawczą moc uwolnienia go spod wpływu utrzymującej się przez trzy dni chandry po kolejnym nieudanym eksperymencie. Na samą myśl miał ochotę spalić strych wraz z jego całą zwartością, a potem znów zacząć od zera, ale takie rozwiązanie znów wymagało ofiar w postaci kilkunastu bezsennych nocy reanimowanych tuzinem niedopitych kubków kawy, na które nie mógł sobie teraz pozwolić.
    Otworzył okno na oścież i usiadł na parapecie, wkładając papierosa do ust. Przytulił się do zimnej szyby i zapalił go szybko, zaciskając zęby na filtrze i zaciągając się nim łapczywie. Zbawczy dym podrapał go w gardło, wywołując w płucach specyficzne mrowienie. Odchylił głowę do tytuł, wypuszczając go przez usta i przyglądając się naszkicowanym przez niego w powietrzu awangardowym wzorkom, które zaraz zostały rozproszone przez wiatr wdzierający się przez okno. Oblizał opuszkiem języka spierzchnięte wargi, na których został drażliwy posmak i zawiesił spojrzenie na własnym odbiciu w szybie. Musnął kącikiem palca swojego anemicznego policzka. Oczy, jeszcze przed chwilą wypełnione nostalgią, naznaczone przez tańczące ogniki, teraz nie wyrażały nic; prezentowały się jak puste płótno malarza, z którego natchnienie wyparowało, pozostawiając tylko niedosyt i strach, że nigdy nie stworzy już nic wartego uwagi. Przymknął je na chwile, wsłuchując się w własny, miarowy oddech i ciszę, którą był wypełniony dom, ciszę, która została nagle przerwana, najpierw przez deszcz bębniący o metalowy parapet, a potem przez dzwonek u drzwi, który przewiercił powietrze. Podskoczył w miejscu, wypuszczając z dłoni niedopałek. Pet skonfrontował się z podłogą, a serce Hartwicka zabiło mocniej.
    Odległość, która dzieliła salon od drzwi frontowych została pokonana przez niego w parę sekund, jednak kwestia powitania wyczekiwanego gościa stała się trudniejsza. Zawahał się, zaciskając drżącą dłoń na klamce, a razem z wątpliwościami jego ciało zostało obalane przez nieprzyjemne, wędrujące wzdłuż linii kręgosłupa dreszcze. Zerknął przez judasza i zamarł na chwilę, aby w kolejnej sekundzie otworzyć drzwi. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie i choć nadzieja wyparowała na jej miejsce pojawiło się nowe uczucie — nutka paraliżującego strachu na widok Jarvisa, który zatoczył się i wylądował wprost w jego ramionach. Zamrugał, nie wiedząc jak skomentować ten osobliwy widok, odbierający przez chwilę umiejętność trzeźwego myślenia i dopływ świeżego powietrza. W tym domu nie było jeszcze trupa… Chyba.

    Hartwick

    [Kajam się za ten początek.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Jest bardzo ładnie.]

    Nocą wszystko wydawało się bardziej odległe, zupełnie jakby uleciało w przestrzeń, pozostawiając jedynie przebłyski wspomnień. Problemy niknęły pod oparami mroku, troski rozwiewał wiatr. Tak, nocą było lżej, może odrobinę swobodniej, a może po prostu wspomagano się tymi przekonaniami, próbując nie rozedrzeć iluzji rzeczywistości.
    Pamiętał, że kiedyś powiedziano mu, iż zmierzch przywołuje w ludziach pierwotną potrzebę bliskości. Wystarczył jeden uścisk, jedno słowo, jeden pocałunek. Czułość przemieszana z dotykiem, by uleczyć cudzy ból, by wspomóc, kiedy nikt nie słyszy rozpaczliwych wołań.
    Zdawać by się mogło, że kiedy każdego dnia dusi się w sobie swoje własne cierpienie, pomoc drugiej osobie zakrawa na miano niemożliwości. Jakże wspomóc zbłąkaną duszę, gdy samemu nie ma się siły, aby z godnością przejść przez życie? Minęło wiele dni, nim zrozumiał, że wraz z istnieniem na horyzoncie majaczy dogłębny smutek, który upodobał sobie towarzystwo samotności.
    Być samotnym, ach, w nieistniejących ustach obcości brzmiało to niczym wyrok śmieci. Skazany na wieczne potępienie nie wiedział, co począć ani czego dokonać, by dumnie unieść głowę. Powiadają, że czas leczy rany, jednak nie chciało mu się wierzyć w obietnice bez pokrycia i słowa niemające najmniejszego znaczenia. Ale pewnego dnia, prawdopodobnie w któryś wtorek, zrozumiał, że ciężar przeszłości po prostu odszedł. Odszedł i nie wrócił, choć tygodnie już dawno zamieniły się w lata.
    Z tego względu Luke czuł, że potrafi przynieść poszczególnym jednostkom wiarę. Zmotywować je do wstania z łóżka albo podjęcia się realizacji działań niegdyś odłożonych w kąt. Z nagła do jego wnętrza wkradła się nieprawdopodobna moc, a on pragnął podzielić się nią z tymi, którzy zasługiwali na ratunek.
    Milan pojawił się niespodziewanie, wyszedł zza zakrętu z naręczem starych ksiąg, nie zważając na tłum spieszący w nieznane nikomu miejsca. I wtedy właśnie, choć minione wydarzenia się zacierały, wpadli na siebie z rozpędem, nie mogąc zetrzeć z warg przepraszających uśmiechów. Wtedy także Way dostrzegł go po raz pierwszy naprawdę, zauważył cień rzęs znaczący policzki i światło mieniące się w niepewnie spuszczonych tęczówkach. Dostrzegł tysiące nieistotnych szczegółów i wiedział, że w pewien sposób na zawsze będą ze sobą spleceni.
    Ilekroć tylko mijali się na korytarzu, powietrze stawało się cięższe, a serce przyspieszało swój rytm. Teraz było inaczej, przyzwyczaił się do jarvisowej obecności i nie pozwalał, aby zawładnęły nim dotąd nienazwane uczucia. Cieszył się, równocześnie będąc zmartwionym, uśmiechał, nie obejmując radością oczu. Gdyby miał określić, co czuje w momencie, w których ich spojrzenia zderzają się ze sobą w połowie drogi, z pewnością brakowałoby mu słów.
    - W czym mogę ci pomóc? - zapytał, wychodząc z cienia i rozkoszując się widokiem swego towarzysza.

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  34. Jak na osobę, która tkwiła w Zakazanym Lesie nocą, zachowywał cię całkiem swobodnie, ale może dlatego, że Greengrassowie mieli wybitną zdolność do ukrywania podstawowych emocji, tym bardziej tych negatywnych. Po parunastu latach surowego wychowania nauczył się, że uczucia to tylko dodatkowe obciążenie dla intelektu. Nie należało ulegać chwilom zwątpienia, by nie stracić swojego osobistego czaru, trzeźwości umysłu i kontroli nad życiem. Aby dobrze sprawdzić się w każdej sytuacji, trzeba było stłumić w sobie wszelkie instynkty, w tym również te odpowiadające za chęć natychmiastowej ucieczki. Tak przynajmniej wmówiono mu w okresie dzieciństwa. Po którymś razie zdążył w to uwierzyć. Że jest zdolny pokonać wszystkie swoje słabości bez względu na okoliczności.
    No więc pomimo tego, że czuł wewnętrzny niepokój, towarzyszące temu napięcie i adrenalinę, po prostu tego nie okazywał. W zamian starał się odwieść myśli od zagrożenia na setki innych sposobów. Jedną ze strategii efektywnego rozproszenia własnych obaw było zajęcie się Milanem. Więc może jednak żaden z nich nie uporał się jeszcze z etapem odwagi, tyle tylko, że Asterion lubił myśleć, że jest nieustraszony i pozwalał swojej świadomości na osiągnięcie ułudy bezpieczeństwa.
    Sceptycyzm i lekkie niedowierzanie wzięły nad nim górę, gdy chłopak przed nim zachował się jak płochliwa cnotka jeszcze przed prawdziwą akcją. Tak naprawdę nie musiał się nawet starać, żeby go zawstydzić, co było iście niesatysfakcjonujące. Zero wyzwania. Greengrass potrzebował mocniejszych wrażeń, by czuć się w pełni ukontentowanym, ślizgońskim gnojem.
    — Serio? JUŻ się peszysz? — Może nawet dałby mu odpowiedzieć, gdyby nie to, że miał mu znacznie więcej do powiedzenia niż tę parę banalnych słów:
    — Nawet te pierwszoroczne małolaty z Hufflepuffu mają więcej jaj niż Ty. Serio. Jest coś, w czym jesteś dobry...? Cokolwiek? — westchnął z dezaprobatą, puszczając jego pasek. Nie odsunął się jednak od chłopaka. Patrzył na niego w oczekiwaniu, ale również z niejaką wyższością, co akurat było uzasadnione nie tylko złośliwym charakterem Asteriona, ale i jego wzrostem.
    Można było powiedzieć, że poprzez tak brutalne przedstawienie rzeczywistości chce dobić Puchona, ale to nie była jedyna możliwa interpretacja słów Ślizgona. Ta naprawdę to prowokował Jarvisa. Wprawdzie w mało przyjemny sposób, ale nikt nigdy nie nauczył go subtelności.

    OdpowiedzUsuń
  35. [Nie mam żadnego dobrego pomysłu :c Jedyne co przychodzi do głowy to: są razem w dormitorium, więc może urządzą sobie wspólną sesję płakania. Słabe, wiem.]

    Colin

    OdpowiedzUsuń
  36. [ Mnie za to poniosło, ale to pewnie dlatego, że wróżę temu wątkowi świetlaną przyszłość.]

    W chwili, w której ich oczy spotkały się po raz pierwszy, coś w lukowym wnętrzu zamarło, a potem ożyło na nowo, wibrując w takt głębokich oddechów. Od tamtego czasu, ach, wydawało się, że minęły już całe lata, życie biegło w swoim zwyczajnym rytmie, gdzieniegdzie tylko pozorując momenty najwyższej radości, jak i najboleśniejszego smutku. Luke nie zmienił się też zanadto, wciąż pozostawał bladym młodzieńcem z białymi włosami, ale mat jego oczu całkiem niepostrzeżenie zamienił się miejscem z figlarnymi ognikami. Zmiana ta była na pozór niewidoczna, niewielu więc dostrzegało, że kiedy unosi ku górze głowę i uśmiecha się szeroko, nie robi tego z grzeczności, lecz wyłącznie z obezwładniającego go szczęścia.
    I chociaż większość wszechświata trwała w głębokiej niewiedzy, był pewien, że Jarvis wie, ile światła wniósł wraz ze swoim przybyciem. Ogromnie różnił się od dotychczasowych kompanów Luke'a, ale właśnie owe niepodobieństwo do kogokolwiek innego przed nim wynosiło go na piedestał i mieniło się kalejdoskopem barw na jego wiecznie zakłopotanej twarzy. Był może nieco wycofany i nie mówił otwarcie o tym, czego mu brakowało, jednak nie ujmowało mu to wartości, wręcz przeciwnie, rósł w błękitnych oczach do miana słodkiej istoty, którą należało się opiekować bez względu na to, jak wielkie brzemię niosła ze sobą ta opieka.
    Po części chodziło o to, że sam białowłosy dopatrywał się w Milanie tęsknot i trosk, które niegdyś skrył na samym dnie swego serca. Długo uczył się patrzeć na cierpienie spod przymrużonych powiek i nie zaciskać warg w geście bezbrzeżnego smutku, na tyle sumiennie, by obojętność odmalowana na jego twarzy była czysta i nieskalana żadnym gwałtowniejszym doznaniem. Nie zawsze jednak mógł kamiennym wzrokiem przeczesywać hogwarckie mury, był przecież rozkwitającym młodzieńcem, który jak tlenu potrzebował rozrywek w swym dopiero co rozpoczynającym się życiu. Nie żałował więc sobie uciech i śmiał się donośnie, ilekroć nadarzyła się ku temu okazja. Jednakże w towarzystwie swojego nieśmiałego chłopca, bo tak zwykł go nazywać, pozostawał niewzruszony, doskonale zdając sobie sprawę, że jego niezłomność niesie mu pociechę.
    Dobrze było być dla kogoś ostoją, temu nie mógł ani nie starał się zaprzeczyć. Czasami miewał trudności z powstrzymaniem poniektórych ciągot, ale w miarę możliwości starał się bywać obiektywnym obserwatorem, który widzi więcej niż człowiek zaślepiony płytkimi pragnieniami. Co, broń Boże, nie oznaczało, że nie pragnął go ani nie śnił o nim po nocach, ani też nie przełykał śliny głośno, gdy prowokowano go w najbardziej z niewinnych sposobów. Nawet coś tak błahego jak odpięty guzik wyzwalało serię myśli, z których nie był dumny, aczkolwiek po cichu marzył o ich urzeczywistnieniu.
    Najpierw zwykł na niego patrzeć, dopieszczać go swym troskliwym spojrzeniem, jakby głęboko wierzył, że patrzenie jest początkiem rzeczy znacznie przyjemniejszych. Z anielską cierpliwością czekał, aż chłopak otworzy oczy i spojrzy na niego oszołomiony, nieomal nie pamiętając, ile zaoferował, szepcząc swoją prośbę. Luke nie pozwalał, by spuścił z niego wzrok chociażby na sekundę, całkowicie obezwładnił go swoją nagłą apodyktycznością, czerpiąc z tego niewysłowioną satysfakcję. Och, ile obiecywał mu swymi jasnymi tęczówkami, ile zwlekał z pierwszym krokiem w jego kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale pierwszy krok nastąpił, a tuż za nim stanowczo wyłapano drugi. Dwa wystarczyły, by znalazł się niepokojąco blisko swego towarzysza i obserwował z bliska, jak jego klatka piersiowa unosi się przy każdym oddechu. Dotarło do niego, że go pragnie, pragnie całą powierzchnią swego szczupłego ciała, lecz nie doczeka się pragnienia równie gorącego, a tylko jego marną namiastkę, która przynosiła ze sobą chłodne zapomnienie.
      Niesiony tym przykrym poczuciem, z nieudawaną czułością wziął tę wyśnioną twarzyczkę w objęcia swoich długich palców, a potem złożył na milanowych wargach pocałunek tak delikatny, że równie dobrze mógł być złudzeniem, a nie aktem wibrującym od ukrytych w nim zamierzeń.
      - Pomogę – powiedział bezgłośnie, tchnąc słowa w jego usta. - Ale dziś oddaję ci całego siebie i sam będziesz musiał wziąć ode mnie to, co uznasz za słuszne. Możesz zrobić ze mną wszystko i nie patrz na mnie, jakbym żartował. Jestem śmiertelnie poważny i powtarzam ostatni raz, że jeżeli nie weźmiesz pewnych spraw w swoje ręce, lepiej zacznij się rozglądać za nowym przystojniakiem od zadań specjalnych.

      Luke

      Usuń
  37. [Jestem zajechana i bez chęci do pisania. Ale w ciągu najbliższych dni będę nadrabiać zaległości, w tym Nasz wątek. A w międzyczasię mogę powiedzieć, że Milan jest taaaaki uroczy ♥]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  38. Wzrok Asteriona spoczął na oczach Puchona, gdy w oczekiwaniu na odpowiedź próbował wyczytać z nich coś, co pomogłoby mu pojąć mechanizm jego zachowania. Nie istniało jednak żadne racjonalne wytłumaczenie na to, dlaczego Milan reagował na niego tak nerwowo. Nie powinien się stresować i peszyć za każdym razem, gdy Ślizgon pokazywał mu swój mocny temperament, należało płynąć z prądem. Tylko tego od niego wymagał. Znali się już jakiś czas, a Greengrass pewnie nie raz zalazł mu za skórę swoją śmiałością i brutalnością podejmowanych środków. Po takim czasie znajomości każdy, nawet największy nieśmiałek, powinien choć trochę przywyknąć do nieszablonowości przyjaciela. Dostosować swój własny sposób działania do tego, które proponował Asterion. Szczególnie, że nierzadko wysuwał propozycje godne rozpatrzenia.
    I właśnie w momencie, gdy miał się wycofać — dać mu święty spokój ten jeden jedyny raz — Milan zrobił coś, czego w ogóle się po nim nie spodziewał. Pocałował go.
    Szok jakiego doznał wężowaty można było porównać do porażenia zaklęciem Petrificulus totalus. Prawa dłoń wsunięta chwilę temu w kieszeń zamarła w bezruchu, kark zesztywniał momentalnie, a pojedyncze mięśnie na ciele spięły się machinalnie, przygotowując się do ofensywy. To nie był atak na niego, ale tak go odebrał w pierwszych sekundach, gdy zabrano mu jego najskuteczniejszą broń: zaskoczenie. Teraz to on dostał z kalibru, który sam zwykle chwytał pewnie w dłonie. W napięciu i przy lekkiej dezorientacji drgnął niespokojnie, wycofując się. Oderwał wargi od tych milanowych na dosłownie sekundę nim zdał sobie sprawę z tego, że nie czuje żadnego obrzydzenia. Nie odnośnie samego pocałunku. Odrzuciła go myśl, że mógłby uciec tak, jak zrobił to chwilę temu Puchon. Stchórzyć. Dlatego właśnie po krótkiej chwili wahania nie tylko wrócił do pocałunku, ale sam naparł na niego, przysuwając się z nim powtórnie pod pień spróchniałego drzewa. Plecy kolegi obiły się o scentrowaną powierzchnię, a on sam dołożył do tego własną dłoń, opierając ją luźno nad ramieniem chłopaka. Już nie chodziło o jego własne obiekcje co do zbliżenia, dołączyła do tego chęć sprawdzenia Milana, przekroczenia granic. Z tego powodu pogłębił pocałunek, wsunął język w ciepło jego ust pieszcząc go wprawnie, wysunął dłoń ze spodni, łapiąc go zaborczo za kark, a wreszcie — otarł się o niego całym ciałem. Pozwolił sobie nawet na to, by zetknęli się ze sobą pod linią pasa.
    Tak, zdecydowanie sprawdzał granice.

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  39. Tak jakoś smutno zrobiło mi się czytając. Milan zasługuje na dużo szczęścia i miłości. Sunshine z chęcią go pocieszy i przytuli, a zresztą można zobaczyć co wyszło by z ich relacji.
    Chciała bym wątek, bardzo bym chciała. A jeśli ty jesteś chętna i zainteresowana to serdecznie zapraszam do siebie!

    Sunshine Price

    OdpowiedzUsuń
  40. [Zaraz na spokojnie się przyjrzę, bo nie lubię się zgadzać bez podrzucania pomysłów, ale skoro są chęci na wątek to będzie na pewno c:
    A ja powtórzę to co pisałam dzisiaj już raz: różdżka z Insygnium jest jedna, niezaprzeczalnie. Nie jest jedynym i wyjątkowym przypadkiem zastosowania czarnego bzu, choć zdecydowanie najrzadsze to drewno. Karta była sprawdzana i nie było co do tego zastrzeżeń. Poza tym to, że czarny bez jest bardzo rzadkim drewnem, ale jednak stosowanym rzecze Pottermore oraz wikipedia poświęcona Potterowi ;)]

    Arsellus Langhorne

    OdpowiedzUsuń
  41. [Aż nie mogę się powstrzymać, aby odpisywania nie zacząć od ciebie, więc zaczynam od środka. Widzę, że Twój Milan to bardzo wrażliwy czarodziej. Nie wiem czy jest taki nieśmiały czy decyduje się na wyobcowanie, bo tak chce. Jeśli się mylę to nakieruj mnie właściwie. Jakiegoś specjalnego traktowania pewnie u Arsellusa nie zobaczy, bo nie wypada mi łamać trochę jego charakteru, ale zobaczymy co z tego wyjdzie ostatecznie.
    1. Pierwszą opcją i najbardziej rzeczywistą jest niechęć, a nawet robienie na złość - wszystkiego. Arsellus nie znosi Puchonów, więc dokuczałby mu dla zabicia nudy.
    2. Możliwość widzę też w jakieś wspólnej karze. Wtedy musieliby niby na sobie polegać i w miarę współpracować.
    3. Istnieje też możliwość, że powiążemy ich jakimś powiązaniem. Muszę tylko wiedzieć czy pochodzi z rodziny mugoli czy czystokrwistych (w miarę) czarodziei. Jeśli to drugie to dlaczego, by z Longhorne'ów nie zrobić przyjaciół Jarvisów? Wtedy mielibyśmy szanse na cieplejsze relacje i odstępstwo od dręczenia trochę tych Puchonów ;)]

    Arsellus Langhorne

    OdpowiedzUsuń
  42. [Uff, nareszcie odpisałam na mniej złożone komentarze i mogę na spokojnie wrócić do Milana. Nie wiem jak do obaw jego ojca i wątpliwości co do ojcostwa mieliby się Lanhorne'owie, ale jedno jest pewne: gdyby otwarcie wypowiadał się na ten temat to byliby do niego wrogo nastawieni. Nie widzę jednak problemu, aby skleić ich w jedną rodzinkę, a to już postęp - zniknie nam schemat nienawiści i proszę mamy całkiem dobre relacje między kuzynami. Spędzaliby ze sobą całe wakacje, więc na pewno przydział domów nie rzutowałby na to jakoś szczególnie. Nie wiem, jak to będzie z Duncanem, ale myślę, że nie będzie miał z tym problemów, jeśli będą to go przekonam c:]

    Arsellus Langhorne

    OdpowiedzUsuń
  43. [Hej, mam taki wątły pomysł!
    Milan nie wygląda mi na chłopaka, który lubi towarzystwo innych. Mógłby on mieć jakieś tajemnicze miejsce w którym by się ukrywał, rozmyślał, a Sunny by je znalazła bo chciała by je wykorzystać również do takich samych celów. Na początku walczyli by o nie, a później polubili by się, a może nawet zakochali, kto wie ;) Zależy mi na takiej energetycznej relacji, dużo przygód i uczuć i wszystkiego! Piszę to na szybko, bo wpadłam na ten pomysł przed sekunda, jeśli Cię zainteresował to super, ale jeśli nie to nie ma sprawy coś się jeszcze wymyśli,
    Czekam na odpowiedź]

    Sunshine Price

    OdpowiedzUsuń
  44. [Skoro doszliśmy do punktu, że są rodziną i spędzają ze sobą wakacje to mamy całkiem ładne powiązanie. Plus jeśli zażyczysz sobie inny gif do zakładki to tylko mi go podrzuć. Jak na moje myślenie i kombinowanie twórcze jest trochę za wcześnie (znowu wchodzę w klimat potterowski), ale postaram się zaproponować coś w miarę sensownego:
    1. Może nadchodzą urodziny ciotki czy kogokolwiek z rodziny za kim ani Arsellus ani Milan nie przepadają, ale to na nich spada obowiązek znalezienia prezentu. To czy wytną przyszłemu solenizantowi przykry numer to już do ustalenia. A nuż jednak będą mili i kupią coś przyzwoitego.
    2. Co jeśli Arsellus w nocne myszkowanie po zamku wciągnąłby Jarvisa? Mniej lub bardziej umyślnie. Jeśli to pierwsze to zrobiłby to niby przypadkiem, ale jednak w dalszym ciągu przebiegle. Mogliby odkryć jakieś tajne przejście i wylądowaliby
    3. A gdyby jednak użyliby proszku Fiuu i przeniosłoby ich gdzieś gdzie kompletnie nie planowali, a co za tym idzie pewnie mieliby kłopoty.
    4. Akcję możemy rozegrać też w Hogsmeade. Mogą się zapuścić do Wrzeszczącej Chaty albo niech skończą na piwie kremowym.
    5. Na razie to luźne propozycję mogę też pomyśleć nad czymś innym.]

    Arsellus Langhorne

    OdpowiedzUsuń
  45. [ Nie śmiałabym!]

    Można było rzec, iż dziury we własnym wnętrzu wypełnia uniesieniem, w pożądliwym tańcu odgradza się od zgromadzonego przez lata bólu i wzdychając, pnie się ku zapomnieniu. Pocałunkami wyodrębnia cień rozpaczy, a dotykiem maskuje piętno cierpienia. Od niepamiętnych czasów przelewała się w nim samotność, tworząc zeń wybrakowaną jednostkę, lgnącą do czułości podobnie, jak ćma lgnie do światła. Tyle że jego skrzydłami byli młodzieńcy o delikatnych obliczach, subtelnych wargach i drżących palcach. Gdy zbliżał się do celu, nie razili go swą jasnością, wręcz przeciwnie, rozpościerali nad nim płachtę ciemności, w którą zagłębiał się miarowo, raz za razem, aż do momentu, w którym nie pozostało już nic, co mógłby im odebrać. Traktował swych kochanków niczym zabawki, znali swoją rolę, a on znał swoją, w milczącym porozumieniu wypełniali wzajemną powinność. Leku, którym miała być ich obecność, nie starczało jednak na długo, po pewnym czasie domagali się więcej, niż był w stanie im dać, a spotkawszy się z odmową, odchodzili, niejednokrotnie skrzywdzeni i zostawiający po sobie cierpki posmak. Nie chciał ich ranić, wydzierać z nich czystości i niewinności serca, ale nie mógł przekroczyć wytyczonych niegdyś granic, dawał tyle, ile uznawał za konieczne, biorąc więcej, niż poświęcił w czasie trwania licznych schadzek.
    Pewnego dnia zdał sobie sprawę, że nie czuje już żalu ani wstydu, który towarzyszył mu często po dramatycznych rozstaniach. Trwała przecież wojna, walka z własnym wyniszczeniem, a co się z tym wiązało, nie mogło obejść się bez ofiar, najczęściej niewinnych cywili, wkraczających nieświadomie na pole bitwy. O ile jego ból był iście cierpiętniczym doznaniem, o tyle cudzy, zlekceważony i nieważny, zakrawał na miano nieistotnej drobnostki, zaczynającej i kończącej się w tej samej chwili. Brakowało mu empatii, tego współczującego spojrzenia na świat, którego deficyt zrodził w historii zbyt wielu tyranów, nawet jeżeli terroryzowali jedynie swoich najbliższych. Szedł prosto w ramiona zguby, egoistycznymi działaniami torując sobie drogę, nie spodziewając się przy tym, że natrafi na przeszkodę, której nie będzie w stanie przekroczyć.
    Czy gdyby Milan wiedział, ile krzywd wyrządził, wybaczyłby mu długą listę nazwisk? Czy gdyby wiedział, jak okropnych rzeczy dopuścił się w imię pomsty, nadal pragnąłby jego miłości? Patrząc mu w oczy, żałował, naprawdę żałował, że spotkał go tak późno, splamiony wieloma miesiącami grzesznych postępków. Och, jakże pragnął wymazać popełnione zło i pokazać, że jest zdolny do poświęceń, otoczyć go ramionami i strzec przed podstępnym losem. Pragnął także stać się równocześnie milanowym przyjacielem, kompanem, kochankiem i powiernikiem najbardziej wstydliwych tajemnic. Chciał być dla niego wszystkim, choć był zaledwie niczym, wrakiem człowieka, który smakując hipokryzji, z nagła zapragnął chociażby swego chłopca uchronić od różnorakich przykrości.
    Oddając mu siebie, wiedział, że następnego wieczoru prawdopodobnie miną się na korytarzu bez słowa, ale nie dbał o to, jak potoczą się ich losy, nie, nie dbał o to, że ponownie rozedrze swe serce wpół, gdyż liczyło się tylko dobro Jarvisa i jeśli mógł wspomóc go w jakikolwiek sposób, zrobiłby to, nie kłopocząc się przyszłymi konsekwencjami. O ironio, chociaż tyle myśli przepłynęło w lukowym umyśle, nie zdradzał się najlżejszym grymasem, nie mógł dopuścić, by tajemna wiedza zarysowała się w jego błękitnych oczach, ukazując światu słabość, której genezy wciąż do końca nie rozumiał. Jednakże zamiast dalej tkwić w stercie emocjonalnych zawirowań, wziął się w garść, odwzajemniając pocałunek, lecz nie namiętnością rodzącą się w podbrzuszu. Sam wyczuł swój fałsz podczas tego intymnego zbliżenia, opór i wstrzemięźliwość, jakby wypełniał uciążliwy obowiązek, od którego nie mógł się uchylić. Milan z pewnością także poczuł ową kłamliwość, a Luke, znając po części jego usposobienie, od razu skonstatował, że winą za to obarczy samego siebie, to w sobie doszukując się czegoś, co zniechęciło podżegacza początkowej fali zalotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tuszując własny błąd, przyparł Jarvisa do ściany i począł zasypywać gradem muśnięć chłopięcą skórę szyi, pozostawiając schodzący w dół mokry ślad. Lewą dłoń wplótł w jego włosy, prawą z kolei majstrował przy zamku spodni, cierpliwie bawiąc się z opornym guzikiem. Wszystko to, co robił, cechowała nadzwyczajna pasja i ślad zaginął po niedawnym chłodzie, lecz wciąż bał się, że czyny przemówią w jego imieniu zbyt głośno, toteż powołał się na prawie niewyczuwalną dozę zahamowań, której towarzyszył przyspieszony rytm serca.

      Luke

      Usuń
  46. [ Wpadam, żeby przywitać się z kuzynem braci Langhorne. Obgadaliśmy sprawę wcześniej i potwierdzam tylko, że nie ma problemu.]

    Duncan Langhorne

    OdpowiedzUsuń