14 lutego 2000

SEUNGYEON

Chowasz się za jednym z regałów i czekasz, aż starsza pani wejdzie do pokoju. Wygląda na odrobinę skołowaną, gdy podchodzi powolnym krokiem do fotela, a potem wodzi wzrokiem po pomieszczeniu, jakby zupełnie zapomniała o obecności drugiego funkcjonariusza. W końcu siada i bez słowa czeka na Ciebie, skąpana w popołudniowym słońcu. Spogląda przez okno, mrużąc oczy, a na jej twarzy błądzi lekki uśmiech.
Wychodzisz zza biblioteczki, a potem zbliżasz się w kierunku Seungyeon, starając się, by nie usłyszała Twoich lekkich kroków. Wychylasz się w końcu szybko zza oparcia, a kobieta krzyczy, kompletnie przerażona.
— Mój boże, co pan robi? Czy dla pana to są żarty? — mówi słabym głosem. Widać, że jest bliska płaczu.
— Skąd, to nie żarty. Przecież pani patrzyła przez okno... Jak to możliwe, że nie widziała pani mojego odbicia? — odzywasz się, udając zaskoczenie.
— Słońce świeci zbyt mocno, jak mogłabym pana zobaczyć? — pyta, ściągając wściekle brwi. Po chwili wyraz jej twarzy ulega kompletnej zmianie, nie można na niej dostrzec żadnych emocji. Gdy kolejny raz się odzywa, jej ton jest niski, zimny. — A więc pan wie.
— Głupota, prawda? — Siadasz przy biurku, nie spoglądając nawet na panią Ahn. — Kto by pomyślał, że słońce będzie odpowiedzią na wszystko?
Kobieta wzdycha, układając ręce na podołku. Jest spokojna, bije od niej wściekłość, choć stara się ją głęboko skryć.
— Zabiła pani swojego męża — mówisz. Mierzycie się spojrzeniem. — Dlaczego?
Starsza pani waha się przez chwilę.
— Opowiem panu coś. Miałam dwadzieścia lat, gdy wyszłam za Jiwoonga. To był dobry człowiek, początkujący biznesmen, w dodatku przystojny, z koneksjami. — Seungyeon kiwa głową, zerkając w bok. — Może się pan śmiać, ale to były czasy, w których bez uzyskania zgody rodziców ślub nie mógł nie odbyć.
— Jestem w stanie to zrozumieć.
Kobieta prycha.
— Potem jednak Jiwoong się zmienił. Mamy szóstkę dzieci. Gdy rodziłam Yewon, byłam świadoma, że mnie zdradza, ale nie obchodziło mnie to. Wykluczyłam miłość już na zawsze, a zresztą nigdy nie uważałam jej za najważniejszą życiową wartość, oczekiwałam czegoś innego... I to dostałam. Miałam dom, dzieci, pracę, mnóstwo pieniędzy. Czułam się przy nim bezpieczna.
— Więc dlaczego pani go zabiła?
— Chciał mi odebrać Sungjoona. Ja wiem, co się dzieje pomiędzy moim najstarszym synem i córką, zdaję sobie z tego sprawę, ale... To ciężki temat. Jestem temu przeciwna. — Unosi brwi, a w jej oczach pojawiają się łzy. Odwraca od Ciebie wzrok, znów spogląda w bok. — To mój pierwszy syn, zawsze w moim sercu będzie najważniejszy, jest pierworodnym. Jego dobro będzie u mnie na pierwszym miejscu, nie ważne, w jakiej sprawie się do mnie zwróci. Jiwoong snuł przypuszczenia na temat ich związku, ale wolał zabezpieczyć się, gdyby to kiedykolwiek wypłynęło.
— Ale postanowił przecież, że Sungjoon pozostanie w Anglii.
— Na jakiś czas. Powiedział, że odłoży przepisanie spadku na pewno do momentu, aż skończy pewną sprawę... Podejrzewam, że zlecił komuś, by śledził moje dzieci.
— Więc pani go zabiła.
Seungyeon kolejny raz odnajduje Twoje oczy, na jej twarzy pojawia się uśmiech.
— Nawet tego nie żałuję.
Również się uśmiechasz. Machasz na Bruce'a ręką.

***

Proces toczył się po cichu. Ahnowie zapłacili fortunę, by nie doszło do skandalu, a ich firma nie została doszczętnie pogrążona. Seungyeon została skazana, ale po zatrudnieniu genialnego prawnika i przekazaniu ogromnej sumy pieniędzy wypuszczono ją na wolność zaledwie po pięciu latach więzienia. Zamieszkała z powrotem w Londynie. Nie utrzymywała kontaktu z nikim z rodziny, poza Sungjoonem. Zmarła rok po wyjściu na wolność.
Rose Enterprises, zgodnie z testamentem ojca, przejął Sungjoon. Reszta rodzeństwa pozostała na dawnych stanowiskach, włącznie z Sihyukiem, który od tamtej pory służył starszemu bratu jako doradca. Po parunastu latach wrócił do Korei, by po śmierci dziadka zająć się firmą-matką, którą doprowadził niemal na sam szczyt.
Miyeon po rozwodzie z mężem zamieszkała w ich starym domu. Apartament Sungjoona znajdował się na końcu tej samej ulicy.
Jihoon przeprowadził się do małego, angielskiego miasteczka po skończeniu kursów przygotowawczych dla aurorów. Wziął ślub z drobną, uroczą blondynką, zamieszkali razem.
Yewon po parunastu latach zajęła stanowisko dyrektora Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Rządziła twardą ręką. Wyszła za mąż szczęśliwie. Nie utrzymywała kontaktu z nikim z rodziny, poza Jihoonem.
A Minsoo... A Minsoo robił do końca to, co mu wychodziło najlepiej. Zupełnie nic.
Część pieniędzy przeznaczonych z rąk Ahnów trafiła do Ciebie, byś nigdy nie wpadł na pomysł rosławienia sprawy morderstwa publicznie, a tym bardziej nie dzielił się drobnymi sekretami na temat ich rodziny. Od tamtej pory nie mieliście ze sobą kontaktu — unikacie się.
Wygrałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz