30 listopada 2014

I was born to jump and run

CECILIA FEUNTES
VII ROK — RAVENCLAW — ŚCIGAJĄCA I POŻAL-SIĘ-MERLINIE KAPITAN — CZARODZIEJKA PÓŁKRWI — SZKOTKA Z HISZPAŃSKIMI KORZENIAMI — BOGINEM CZERWONE KAPTURKI, PATRONUS NIEUKSZTAŁTOWANY — CÓRKA ŚCIGAJĄCEGO SROK Z MONTROSE
         Zawsze za zimno, za gorąco, zbyt deszczowo, zbyt głośno; zawsze słońce szkodzi skórze, na tle śniegu wypada bardziej blado. Zima jest zła, lato jeszcze gorsze. Jesienią drzewa wyglądają na chore, wiosną są nazbyt zielone. Uczulenie na pyłki leczy magicznymi eliksirami, ale jak dotąd żaden nie pomógł na dłużej niż kilka miesięcy. Zawsze więc nosi paczkę zapachowych chusteczek higienicznych, tak na wszelki wypadek. Cierpi katusze, gdy siła wyższa zmusza ją do uporania się z niesfornymi włosami. W kolorowych sukienkach wygląda jak parodia cyrkowego klauna, lecz z wysokimi obcasami radzi sobie zadziwiająco dobrze. Na pierwszym roku uparła się, że wstąpi do drużyny Quidditcha i zostanie kapitanem, choć na miotle śmigała dopiero od trzech miesięcy i nie posiadała umiejętności przemawiania do większej grupki ludzi. Kapitanem wówczas nie została, ścigającym niestety również nie. Przy trzecim podejściu przeszła kwalifikacje, od tego czasu może śmiało stwierdzić, że na swojej miotle, za ciężko zarobione pieniądze w trakcie wakacji, czuje się równie pewnie, co na stabilnym podłożu. Od czego są też porady zawodowego zawodnika?
       Nie jest twarda. Z łatwością można urazić wrażliwą dumę Feuntes, która na niepowodzenia reaguje zwyczajowym tupaniem nóżką. Dopiero po jakimś czasie pojawia się u niej większa determinacja. Daleko Cece do choleryczki, pedantki czy dziwaczki, ale jeśli ktoś dotknie którejś z jej rzeczy, wybucha niczym Etna.  Prosta treść żółtych karteczek bowiem nie zawsze do wszystkich trafia. Nocne spacery po zamku ją ominęły, wycieczki na Wieżę Astronomiczna niespecjalnie ciekawią. Posługuje się giętką, dziesięciocalową różdżką, wykonaną z cisowego drewna oraz zawierającą w sobie włos trolla. Udaje biegłą znajomość ojczystego języka ojca, mimo iż tak naprawdę potrafi się tylko przedstawić, zapytać o drogę do najbliższej toalety bądź skomentować brzydką pogodę. Skrycie uwielbia mugolskie powieści gotyckie, szczególny wzorzec idealnej miłości upatrując w Wichrowych Wzgórzach — główny bohater to introwertyczny gbur, wszyscy umierają, nikt nie zaznał szczęśliwego zakończenia.
      Lubi dużo zjeść, późno zasypiać i zlatywać z wygodnego łóżka skoro świt. Od roku stawia pierwsze kroki w kierunku metamorfomagii, nadal jedyne, co jest w stanie zmienić, to kolor włosów. I to nie całych. Wyczarowanie patronusa zeszło na dalszy plan przy setnej nieudanej próbie jego ukształtowania. Prawdziwa Krukonka ponoć męczyłaby się do osiągnięcia pożądanego rezultatu, ale Feuntes doskonale zna swój magiczny potencjał i obejmujące go dziedziny. Koty ją obrzydzają, przed szczurami ucieka z prędkością napędu rakietowego, a na widok pająka uśmiecha się od ucha do ucha. Dwa lata temu starszy brat ukończył Hogwart, co wprawiło młodszą siostrę w wielki smutek, gdyż od tamtej chwili nie mogła już się nim we wszystkim wyręczać. A że nie było żadnego innego ochotnika... Spróbowała być samodzielna i — o dziwo, wbrew swym podejrzeniom — nie umarła od tego.

ELIKSIRY. STAROŻYTNE RUNY. MUGOLOZNASTWO. OBRONA PRZED CZARNĄ MAGIĄ. ZAKLĘCIA. OPIEKA NAD MAGICZNYMI STWORZENIAMI. TRANSMUTACJA. JEDZENIE. LATANIE. PRZYWÓDZTWO NAD STADEM. BIEGANIE. ETATOWE PIELĘGNIARSTWO INTROWERTYCZNYCH GBURÓW.


65 komentarzy:

  1. [ Witam serdecznie na blogu :) Bardzo się cieszę, że moja karta została przykryta tak szybko i zamiast tego na głównej widnieje ta śliczna panna. Ach, bo zacznę od tego, że zdjęcie bardzo lubię, chyba nawet gdzieś w swoich zbiorach mam głęboko zakopane. Jeszcze bardziej od zdjęcia lubię imię, które zawsze chciałam wykorzystać, a nigdy jakoś się nie złożyło. Może kiedyś jeszcze nadrobię… Ogólnie Cece wydaje mi się szalenie interesującą postacią i bardzo chętnie pomyślałabym nad wspólnym wątkiem, bo chyba dałoby radę wymyślić im jakieś ładne powiązanie patrząc na klasę i dzielenie pasji do gry w Quidditcha. No, ale nim się rozpędzę, najpierw dopuszczę może do słowa :) ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  2. [Podglądałam i zakochałam się w zdjęciu jak i postaci :)]
    Martine

    OdpowiedzUsuń
  3. [Za każdym razem, gdy widzę to zdjęcie na jakimkolwiek Hogwarcie, jestem zachwycona, tym razem również. Zauroczyła mnie ta panna. Witam panią kapitan! ;3]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam kolejną interesującą postać.]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  5. [Niezwykle piękna niewiasta.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć, cześć! Za to ja kocham twoje zdjęcie :3
    Skoro są z jednego domu i roku, na pewno się choć trochę znają. Hmm, większość dziewczyn postrzega go zapewne jako pajaca, który nieudolnie stara się z nimi flirtować, ale Cece (imię też uwielbiam :D) mogłaby być jedną z niewielu, które poznały go ciut lepiej i wie, że czasami potrafi być normalny i można z nim porozmawiać na różne tematy :) Albo Callum przerzucił się teraz na nią i ją stara się wyrwać na tanie teksty i urocze uśmiechy, a co na to Cece to już twoja decyzja :D Chyba, że ty masz jakiś lepszy pomysł.]

    Callum

    OdpowiedzUsuń
  7. [Czy odpada szansa przejażdżki na reniferze?]

    OdpowiedzUsuń
  8. [No to ustalone. Będzie jego reniferkiem. Niech już zdobywa jakiś odpowiedni strój...]

    OdpowiedzUsuń
  9. [ Przyznam, że i tak nie lubię wisieć z twórczością własną na głównej, więc zakrycie było mi jak najbardziej na rękę. I skoro już pozachwycałyśmy się wspólnie nad imieniem Cece (jakoś tak się przyczepiłam skrótu i nawet jeśli nie do końca od tej wersji, to i tak używać będę, a co!) to możemy przejść do części właściwej. Co prawda opisywano te lekcje Ślizgonów z Gryfonami, ale wiadomo, że w przypadku zajęć wybieranych sobie, jak przykładowo wróżbiarstwo czy numerologia, nie było pełnej obsady, więc raczej mieszały się te wszystkie grupy ze sobą. I tak, zgadzam się, że to chyba w ogóle było na przemian, nie tylko łączono Gryffindor i Slytherin; zresztą, musieliby być bardzo nierozważni, patrząc na jakże przyjazne relacje łączące te dwa domu. Przy okazji przypomniałam sobie, że zawsze wydawało mi się, że najlepsze kontakty uczniowie Domu Węża mogliby mieć właśnie z Krukonami, więc gdybyśmy chciały nie skazywać ich od razu na wielką niechęć, to jest też w tym momencie furtka jakoby środowisko wcale nie oczekiwało u nich negatywnych emocji. I chyba od ustalenia tego zaczniemy? Bo ten sam rok, Quidditch, zajęcia… Nie ma opcji by zapoznawać ich od zera. ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  10. [Zdjęcie w twojej karcie również :> Cześć.]

    Kayden

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Myślałam nad umieszczeniem zajęć w karcie, by ułatwić innym autorom zadanie, aczkolwiek zawsze mogę wspomnieć teraz, wyjaśniając co nieco. Naturalnie eliksiry, ukochane i wielbione, transmutacja, OPCM, zaklęcia, starożytne runy i chyba jeszcze miałam coś jeszcze (oczywiście przez sklerozę zapomniałam sobie zapisać, czysty geniusz, jakbym nie miała wielu takich sytuacji z przeszłości), ale to akurat chyba mniej istotne skoro nie pamiętam tak od razu. Musnęłam też w karcie o bracie Lucasa, bo to może nam się przydać. On był z kolei w Ravenclawie, czyli powinno być dobrze, ale… Braciszek też dwa starszy jeżeli dobrze u Ciebie policzyłam. Więc panowie byli na tym samym roku i choć domy rzekomo przyjazne, to jak dla mnie możemy ich śmiertelnie skłócić, coby brat–Gryfon tym bardziej przed Lucasem przestrzegał i kazał się trzymać z daleka. Mogło pójść o dziewczynę, mogło o cokolwiek co tylko sprawi, że na swój widok braciszkowie szału dostawali i dłonie jakoś tak same się w pięści zaciskały.
    Ale przechodząc już do tej dwójki i zostawiając starszych na dalszym planie. Podoba mi się, że mieli takie momenty bliżej i dalej. I skupiając się akurat na tym momencie bliżej z okolic piątej klasy, gdy równie dobrze mogło być tak, że właśnie przypadkiem nawiązała się rozmowa, a nawet jeśli rozeszli po chwili każde w swoją stronę, to następnym razem w bibliotece znów parę słów zamienili i jakoś to zmierzało w kierunku koleżeńskim. Ach, wtrącę jeszcze, że jak najbardziej możemy się wdawać w wszelakie szczegóły, ja lubię pamiętać takie pierdółki, przynajmniej w odpisach Ty nie będziesz pisała o lekcji eliksirów z przeszłości, gdy ja zacznę w tym czasie wspominać rzekomą transmutację, co nam zrobiłoby malutką rozbieżność. No, ale przechodząc dalej, bo mam skłonność do zbiegania z tematu i muszę się pilnować. Odznaka dla Cece byłaby kością niezgody, zdecydowanie… Bo niby oficjalnie zazdrości brak, ale jednak coś się popsuło. I milkną rozmowy nad książkami, jakoś tak nie pojawiają się miłe przerywniki, kiedy zachowują się wobec siebie niemal po przyjacielsku, bo przecież byli ku temu na najlepszej drodze. Nie wiem jak Cecilia zareagowała na swoją nową pozycję, może nieco dało się wyczuć, że uważa się za lepszą i to też spowodowało ochłodzenie relacji? Zgadzam się z tym, że bez dramatów, po prostu naturalnie by się to rozeszło, a oni stracili ze sobą kontakt.
    No i jeśli przyjmiemy taką wersję, wypadałoby chyba zrobić coś, by znów ich na siebie zesłać :) Mecze za łatwe, od paru lat na boisku się widzą. Na zajęciach też da się mijać, w szlabany absolutnie wrabiać nie chcę, już i tak wykorzystałam ten pomysł. I właściwie zastanawiałam się nad tymi książkami, które są wspomniane w karcie. Czy jeśli zdarzyłoby się tak, że właśnie jedna wypadła czy też torba w której niósł tomiska strzeliła i wylądowały na podłodze, można liczyć na to, że Cece pomoże? Bo jeśli tak, mogłaby zobaczyć coś, co ją zaniepokoi i mogłaby próbować zainterweniować. Oczywiście zakładając, że resztki sympatii jeszcze były.

    PS: Zauważyłaś, że macie typowo babską drużynę? Ciekawe jak to się sprawdzało w meczach… ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  12. [Pozostawiam to do interpretacji własnej. ;) A skoro już tu jestem, muszę pochwalić imię, cudowne :3]
    Isaiah N.Szagałow

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Tworzymy epopeje dłuższe niż odpisy niektórych autorów, strach się bać jak to będzie gdy dojdzie do faktycznego pisania wątków :)
    W kwestii braci widzę, że osiągnęłyśmy całkowite porozumienie. Faktycznie mogą nawet nie pamiętać o co poszło, ale ważne, że poszło i potem jeden i drugi nerwicy dostawali, więc dzieciarnia choćby nawet chciała, nie może się wspólnymi zabawkami bawić dopóki tamtych z Hogwartu się nie wykopie. Tak samo zgadzam się co do sprawy, która ich poróżniła. Już pal licho kto zdobył Puchar Quidditcha, bo to ustalanie może się kłócić z umowami na blogu, więc tak bym nie wnikała. Ale na pewno drażniła, drobna zazdrość była (oczywiście, że nie powie! Jaka zazdrość, co, że niby ON? Brednie toż to wierutne!) i też zirytowanie, bo nagle zaczęła podkreślać tak bardzo swoją pozycję, co przecież ani trochę sympatyczne z jego punktu widzenia nie jest. Więc wrócił do wycofywania się z tej znajomości, ona do końca mogła nie wiedzieć dlaczego, ale też za późno się zorientowała by jakoś zaradzić, no i się rozpadło krótko mówiąc. Tak więc w ten sposób zalążki przyjaźni zostały zamordowane bestialsko przez jedną małą odznakę.
    1. Ja wiem, że Lucas nie jest typem imprezowicza, ale nie przyniósłby książek z Działu Ksiąg Zakazanych na Bal Bożonarodzeniowy, absolutnie nie. Wątpię by czytywał to nawet w Pokoju Wspólnym Ślizgonów, bo zależało mu na świętym spokoju, a jak ktoś mu zajrzy przez ramię, to może się skończyć wielką aferą, że ojeju o co tu chodzi i w ogóle ską on to ma. Nie chce ani sam mieć kłopotów, ani narobić ich nauczycielowi Eliksirów, któremu wyjaśnił po co w ogóle dostęp do tej części biblioteki jest mu potrzebny. I nie, od razu uprzedzę, że mój chłopiec nie ma zapędów negatywnych, choć można tak sądzić na pierwszy rzut oka, ale wszystko mam nadzieję wyjaśnić w wątkach. Tak więc jeśli chodzi o przyłapanie go na balu z książką, absolutnie odpada według mnie. Samo przyjęcie i przymuszenie uczniów do pojawienia się pod groźbą sankcji już jak najbardziej, ale nie łączyłabym tego ze sobą. Bo podoba mi się wizja Cece w sukience i jej zapewne zupełnie nietrafionego przekonania, że wygląda komicznie. W to akurat nie uwierzymy… Luke może być opanowany i w ogóle, ale dobrze wiem, że kobiece wdzięki i dostrzec, i docenić potrafi.
    2. Nie będę ukrywać, że jeśli chodzi o książeczkę, to bardziej pasuje mi ta wersja. On sam z siebie jej nie pokaże, więc możliwe, że było tak, że po prostu jak mijali się na korytarzu, grzecznie acz chłodno skinąwszy głową, torba nie wytrzymała ciężaru i głupio jej byłoby tak po prostu zignorować i nie pomóc. Więc się nachyliła, zobaczyła… I może za szmaty w ciemny zaułek zaciągnąć z bardzo subtelnym pytaniem, co on właściwie odpierdala…
    Sowiarnia to właściwie miejsce gdzie możemy wykorzystać, że jedno na lodzie się poślizgnie i znów resztki sympatii każą drugiemu jakoś zareagować i pomóc. W teatrzyk to on się wrobić nie da choćby mu miesięcznym szlabanem grożono, ale dla samej miny, można spróbować, jak najbardziej.
    Kwestia zdecydowania od czego chcemy zacząć, czy od czegoś już wspomnianego czy… Zaszalejemy i myślimy o innym spiknięciu ich.
    A co do drużyny – trochę dziwne, że nie ma limitów na ilość pań w drużynie, bo to w końcu twardy sport. Ale tym lepiej. Mój chłopczyk się cieszy bo łatwiej będzie pokonać Krukonów… ^^ ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  14. [Widziałam to i jeszcze jedno poprzednie :) Jakieś powiązanie dla naszych panienek?]
    Martine

    OdpowiedzUsuń
  15. [ Zdiagnozował ją zapewne psycholog, zważywszy na to, że jedna z jej matek miała depresję, co prawda łagodną i dość szybko wyleczoną, to i tak gdy u córki pojawiły się jakieś dziwne zachowania to mogły się zgłosić z tym do odpowiedniej osoby. Została zdiagnozowana w 2021. I rzeczywiście choroba jest dość złożona, biorąc pod uwagę wszystkie rzeczy, które ze sobą niesie a nie tylko epizody manii i depresji. ]

    Quinn

    OdpowiedzUsuń
  16. [ U mnie to wygląda różnie. Są wątki, których absolutnie nie da się zmieścić w jednym komentarzu, właśnie przez zarysowanie otoczenia czy rozgrywających się akurat wydarzeń, ale na ogół staram się mieścić w jednym, by nie ciągnęło się to odpisywanie za bardzo. Ale czy będzie kłopotliwe…? Nie, w ogóle. Kwestia dogadania się i złapania wspólnego rytmu. Nie lubię tylko jak są duże rozbieżności w długościach, więc na ogół się dostosowuję do drugiego autora. Taki ze mnie dobry człek :)
    To jak ona traktowała znajomość z Lucasem zostawiam Tobie i ingerować nie zamierzam czy widziała w nim kolegę, przyjaciela czy miała plan wyciągać eseje z eliksirów do spisywania — niech się dzieje wola Twoja :) I tak, znajomość rozpoczęła się w piątej, na początku szóstej zaczęło się psuć. W okolicy Świąt pewnie już w ogóle ze sobą nie rozmawiali.
    1. Kusisz mnie myślą o Cece w sukience. Do wykorzystania! Zdecydowanie absolutnie, ale może nie w pierwszym wątku, chciałabym by chociaż z sobą gadali :D I widzisz, myślałam, że pisząc o książkach nie pochodzących z ogólnodostępnego działu biblioteki (aż zarzucę cytatem, a co!), wyrażam się jasno. Ale wiadomo, nieobiektywna jestem i można wyjaśnić. I tak, Luke ma pozwolenie na wchodzenie tam, dostaje zgodę od profesora. Więc nie robi nic złego. Ale plotki plotkami mogłyby pójść.
    2. No niech już będzie, że on o mało sobie ząbków nie wybije na schodach do sowiarni, niech się chłopczyna poobija. Lubię krzywdzić postacie, więc jak najbardziej mi pasuje. Mogą się tam spotkać, akurat na sekundy przed efektownym upadkiem.
    I zaczynaj na zdrowie, od dwójeczki, będziemy systematycznie dążyć do wciśnięcia Cece w sukienkę :)

    Skorzystam jeszcze z okazji by zwrócić uwagę na coś. Bo non stop mam zamiar o tym napisać, a zapominam. Otóż tak. Nie bardzo wiem dlaczego u Ciebie w karcie pojawia się w nawiasie (parodii?) — dokładnie coś takiego. Szósta linijka po prawej stronie. Potem z kolei zastanawiam się jak ona może próbować metamorfomagii skoro to umiejętność wrodzona, a nie nabyta. I z podanych przykładów w książce nie sprawiała problemów osobom mogącym się nią poszczycić. ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Wobec tego będę czekała na rozpoczęcie, oczywiście nie poganiając, bo sama wiem jak upierdliwe może to być zajęcie. Co do książek to cieszę się, że się wyjaśniło, zawsze w razie niedopowiedzeń odpowiem co i jak, bo jak coś z karty czytelne nie jest, to uznaję, że moja wina.
    Hm, no ja nie rozumiałam tego dwukrotnego powtórzenia słowa parodia w dodatku w dwóch wersjach, ale dobrze, biorę na słowo. Natomiast co do metamorfomagii to kojarzę jeszcze Teddy’ego Lupina, który noworodkiem będąc zmieniał kolor swych włosów. Więc może na wyrost uznałam, że to łatwe dla tych osób. Ale nie czepiam się, tylko wolałam spytać :) ]

    Lucas

    OdpowiedzUsuń
  18. [Chęć jest, coś na kształt pomysłu również. Zatem, bez zbędnego przedłużania - nauczyciel eliksirów na jednej z lekcji przydziela Felixa i Cece do pary. Mają sporządzić eliksir (niesamowite!), ale w nieco inny sposób niż zazwyczaj. W zasadzie dużo inny. Dostają jedynie listę składników, które poukrywane są w całym Hogwarcie (i ewentualnie jakieś wskazówki, jak je znaleźć - mogą być rymowanki, żeby było zabawniej), tak samo jak poszczególne kroki dotyczące zrobienia eliksiru. Potem wracają z tym co znaleźli do lochów, przyrządzają wywar i voilà! Dla najszybszej pary może być też jakaś nagroda, do wyboru, do koloru. Co o tym myślisz? :)]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  19. Tamta lekcja historii magii niesamowicie zirytowała Baldwina Fortescue. Zawsze starał się wyłapywać wszystkie szczegóły, a tamten wykład dotyczył akurat jego ulubionego buntu – owszem, niektórzy ludzie posiadają swoje ulubione bunty goblinów. W niemal każdej rebelii te stworzenia wykazywały się ponadprzeciętnym sprytem i Ślizgon nie rozumiał, jak w ogóle można uważać poznawanie strategii ich działań za coś nudnego i zbędnego. W swojej przyszłej karierze nie potrzebował oceny z historii magii, ale kontynuował naukę na poziomie Owutemów, by od czasu do czasu odprężyć się i poczytać o czymś lżejszym niż kolejny skomplikowany sposób warzenia jakiejś śmiertelnie niebezpiecznej mikstury. Same zajęcia również były odprężające i przekładanie pergaminu oraz skrobanie po nim piórem uważał za coś uspokajającego, ale nie na tyle, by przysypiać na lekcjach jak Oscar Rode, z którym niestety siedział. Od czasu do czasu delikatnie potrząsał ławkę, próbując obudzić kolegę, ale wszystko na nic. Baldwin wewnętrznie wytłumaczył sobie jego zachowanie nocnym kończeniem eseju na transmutację, nie przyjmując do wiadomości, że może chodzić o świętowanie w Pokoju Wspólnym rocznicy czyichś urodzin. Esej całkiem usprawiedliwiał Rode’a, więc Baldwin nie planował wlepiać mu szlabanu (pewnie też przez to, że był Ślizgonem).
    Nie znosił rozmów w czasie lekcji. Nie przez to, że go to w jakiś sposób dekoncentrowało, raczej przez to, że to okazywanie braku szacunku względem osoby prowadzącej zajęcia. Owszem, mu również zdarzało się wykazać brakiem takiego szacunku, ale zawsze miał na to dobry powód i usprawiedliwienie. W przeciwieństwie do całej reszty grupy, Fortescue zareagował skrzywieniem na zmianę tematu – reszta krzywiła się przez cały wykład nauczyciela. Jasełka? Co to, do cholery, jest? Usłyszał gdzieś w tle przymiotnik mugolskie i to dało mu bazę, by stwierdzić, że to nic ważnego. Złapał zatem podręcznik i kontynuował temat samodzielnie, niech reszta sobie gada o jakichś głupotkach, on nie musi marnotrawić na to czasu. Niestety po tych zajęciach profesor Adams będzie musiał się nieźle natrudzić, aby znów uzyskać w jego oczach status odpowiedniego człowieka na odpowiednim stanowisku.
    Zaraz po wyjściu z sali zapomniał o całej żenującej sytuacji i skupił się na innych uczniowskich i prefektowych obowiązkach, spychając słowa szopka bożonarodzeniowa i jasełka gdzieś w niechciane szuflady swojej świadomości. Pech chciał, że po paru dniach musiał do nich wrócić. Tamtego wieczora przypadała jego kolej na patrolowanie lochów i zrządzeniem losu trafił na pana Adamsa, który wyraźnie kogoś szukał. Tak, szukał właśnie jego. Baldwin nigdy nie miał okazji (też nie marzył o tym), by publicznie zrobić z siebie idiotę na oczach całej szkoły, więc słuchał tylko niektórych słów nauczyciela, upominając od czasu do czasu jakiegoś zbłąkanego ucznia, mówiąc iż powinien wracać już do Pokoju Wspólnego, bo niedługo zacznie się cisza nocna i zarobi kilka szlabanów. Przyswoił słowa takie jak przedstawienie, podczas Bożego Narodzenia, dyrektor się zgodził, mam rolę idealną dla ciebie, rycerz, nie musisz przechodzić castingu, bo nadajesz się idealnie. Reagował przytakiwaniem i uprzejmym uśmiechem w odpowiednich miejscach, sądząc, że to kolejna rozmowa o przyszłych tematach zajęć. Zaniepokoił się dopiero w sytuacji, gdy Adams się z nim żegnał. Powiedział wtedy coś w stylu: dziękuję, Fortescue, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć, będziesz przykładem dla reszty uczniów i może zachęcisz do przyjścia kilka uczennic. Baldwin zatrzymał się wtedy, ale nie było już okazji na reakcję, bo nauczyciel zniknął w ciemnym korytarzu.
    I znowu zapomniał o wszystkich tych bredniach, ale potem pojawiły się na ścianach plakaty z nazwiskiem Adamsa pod jakąś sztuką, jak to nazywali ignoranci, którzy nie znali się na prawdziwym teatrze. Natychmiast pobiegł do biblioteki i znalazł tekst Fontanny szczęśliwego losu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście pojawiała się tam postać rycerza, więc raczej nie ma szans na jakąś wielką pomyłkę. Znał tę historię bardzo dobrze. Była ulubioną jego matki. W dzieciństwie opowiadała mu ją niemal codziennie, jakby był idiotą, który nie pamięta czegoś, co powiedziano mu wczoraj. Potem głośno protestował i prosił o zielniki, a pani Fortescue zaczęła opowiadać bajkę Amandzie, jego młodszej siostrze.
      Nie miał zamiaru rezygnować ze swojej żałosnej przynależności do przedsięwzięcia – w końcu, świadomie / mniej świadomie, zgodził się na to, a był całkiem słownym człowiekiem. Więc tamtego dnia, dnia pierwszej próby, robił dobrą minę do złej gry i udawał człowieka, który dobrze wie, co robi i jednocześnie znajduje się na miejscu, na którym chciał znaleźć się całe życie. Tak, udowadniał to cichym ćwiczeniem zaklęć niewerbalnych na OPCM. Głos Cece nie przeszkodził mu, bo już dawno temu nauczył się jak ignorować rzeczy mniej istotne. Uniósł tylko lewą dłoń, jakby się przed czymś zasłaniał, dokończył zaklęcie (oczywiście udało mu się) i dopiero wtedy zdecydował się spojrzeć na Krukonkę.
      - Czy właśnie oskarżyłaś mnie o chęć niesprawiedliwego zdobywania ocen? Nie brałaś może pod uwagę, że przyszedłem tu całkiem dobrowolnie i zamierzam czerpać przyjemność z twoich słabych umiejętności aktorskich? – zapytał. Baldwin, gdy już się odzywał, najczęściej bywał całkiem złośliwy, ale chyba wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić do jego usposobienia. Profesora Adamsa nie było jeszcze w klasie, reszta uczniów zajęła się sobą, więc Ślizgon z gracją odsunął stopą najbliższe krzesło, dając tym Cece do zrozumienia, że w sumie mogłaby usiąść.

      Usuń
  20. Nie śpieszył się za bardzo do dialogowania z Cece. Wewnętrznie wciąż miał spore pretensje do ich ulubionego profesora i nie obraziłby się, gdyby ten nagle zachorował na smoczą ospę i musiał odwołać całe przedsięwzięcie. Wciąż miał zamiar kontynuować bajeczkę o tym, że zgłosił się w ramach największego w swym życiu wolontariatu, ale ostatecznie tylko poruszył się z pewną ulgą na wieść o tym, że to nie ta cała Ronda ma grać wybrankę jego serca. Skręcało go na samą myśl o przebywaniu w odległości mniejszej niż kilka metrów od jej niezamykających się ust. Cece jakoś przeżyje. Kiwnął więc do siebie głową z pewną aprobatą, wyglądając w tej chwili zapewne jak ktoś, kto odbywa wewnętrzną konwersacje z samym sobą. I właściwie dokładnie tak było.
    Miał już zamiar skrócić jej punkty kulminacyjne całej opowieści, wtrącając wszędzie kilka swoich dygresji, ale przeszkodzili mu w tym nowoprzybyli. Baldwin skrzywił się nieznacznie. Nie to, że nie podobała mu się perspektywa niebrania udziału w tej porażce, ale właściwie nigdy nie przepadał za tym konkretnym Krukonem – na przykład w zeszłym tygodniu musiał podstępem odganiać go od swojej młodszej siostry. Skoro już postanowił ofiarować swój prywatny czas na próbę i nawet powtórzenie tej nudnej baśni jeszcze raz, to na pewno nikt teraz nie wygryzie go z roli. Początkowo miał ochotę nie komentować tej okropnej sytuacji, ale widząc perfidny uśmieszek tego niskiego chłopaczka, nie wytrzymał.
    - To wielka pomyłka. – Tutaj spojrzał wymownie na chłopaka, jakby dając mu do zrozumienia, że to on jest tą pomyłką. - Profesor Adams przydzielił mi rolę Pechowca już jakiś czas temu – kontynuował całkiem oficjalnym tonem, jednocześnie dbając o to, by nie zabrzmieć na kogoś nazbyt zirytowanego, w końcu to głupie przedstawienie. – Oraz – dodał po chwili namysłu, znowu uśmiechając się całkiem złośliwie, tak po swojemu – sądzę, że nasza Amanta wolałaby oddać rękę i usta właśnie mi, prawda, Feuntes? – Zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem. Oczywiście istniała szansa, że Cece pójdzie w stronniczą, domową solidarność i wybierze tego niskiego osobnika, ale jeśli Baldwin miał się wykłócać o rolę, to mógł przy okazji czerpać z tego jakąś prywatną satysfakcję.
    - Hmm. – Z zamyślenia wyrwało go pomrukiwanie nauczyciela transmutacji. – Profesor Adams nie postanowił podzielić się ze mną tym drobnym szczegółem. – Przeglądał przy tym stos jakichś odręcznych notatek. Fortescue zastanawiał się, czy rzeczywiście ma tam coś ważnego, czy tak naprawdę tylko stara się wyglądać profesjonalnie.
    Słowa Ślizgona szybko zmyły uśmieszek z twarzy drugiego ucznia, więc ten pierwszy natychmiast uznał, że sprawa nie skończy się tak szybko. Gdyby tylko profesor historii magii jednak zdecydował się przyjść i powiedzieć im wszystkim, że ten mały (wciąż nie pamiętał jego nazwiska) może najwyżej zająć się udawaniem jakiegoś drzewa na wzgórzu, które odgrywa dość znaczącą rolę w przedstawieniu, idealną właśnie dla niego.
    - Wydaje mi się, że mam idealne rozwiązanie całej tej sytuacji. - Widać Krukon wciąż się nie poddawał i na nowo przywołał na swoje strapione przez momencik oblicze entuzjastyczny uśmiech. – Odegramy tutaj jakieś swoje kwestie, a cała reszta zdecyduje o tym, który z nas jest lepszy. Co pan profesor o tym sądzi? Nie masz szans, Baldwin, moi rodzice grają od dziecka, pewnie widziałeś ich w teatrze, jeśli kiedykolwiek tam byłeś. – Ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że najprawdopodobniej usłyszał je tylko Ślizgon.
    - Nigdy nie lubiłem demokracji, to wyjście dla prostaków i niskich Krukonów – warknął pod nosem, też bardzo cicho, ale niemal natychmiast złapał swój egzemplarz scenariusza, szukając swoich kwestii. Tak, tak, pozaznaczał je sobie wcześniej kolorami. Nie, wcale nie zależy mu na tej głupiej roli, a skoro ktoś taki, jak ten przygłup, ma mu ją odebrać, zaraz mu pokaże, gdzie jego miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  21. Biedna Amata nie zna swojej roli – chciał skomentować jej nędzną próbę wybrnięcia z tej sytuacji, ale ostatecznie zdecydował się tylko na krótki uśmieszek i wymowne szkoda, po którym przez chwilę nie odrywał spojrzenia od jej zdezorientowanej buźki. Już się cieszył na myśl o tym, że potem będzie zabawniej – kiedy zaczną się prawdziwe próby. Zresztą, był pewien, iż tak naprawdę nikt nie wolałby tego straszliwego Krukona od niego. Tak, Amanda sądziła, że się jej podoba, ale jeśli Fortescue postara się trochę bardziej, siostrze powinno przejść do przyszłego tygodnia. Zacznie wywierać na niej presję, postraszy egzaminami, rodzicami i zapomni o tym bezwstydniku, na pewno. Cóż takiego mógł jej zaoferować? Bilet do teatru? Nawet, jeśli jego siostra nie ma większych wymagań, on niestety ma wielkie oczekiwania, gdy mowa o kandydacie na jej chłopaka. Ten tutaj nie pasował – ani na przyszłego szwagra, ani na Pechowca. No i po uśmiechu, którym co jakiś czas obdarzał Cecilię, dało się wysnuć wnioski o niestabilności jego uczuć.
    Ślizgon miał duże wątpliwości co do fachowości i obiektywności nauczyciela transmutacji, ale łaskawie wzruszył ramionami, odrywając wzrok od pergaminu tylko na moment, w którym Henderson miał zaczarować ich wszystkich swoim aktorskim talentem. No cóż, Baldwina nie zaczarował, a nawet doprowadził go do głośniejszego wydechu powietrza. Odczuł sporą ulgę, bo przez chwilę brał pod uwagę, że ten żółtodziób jednak wie, o czym mówi. Wiadomość o nieobecności profesora Adamsa delikatnie go zmartwiła, ale tylko przez to, że jeśli się przedłuży, próby przejmie pewnie Lochlan. Może i Baldwin był świetny z transmutacji (jak z większości przedmiotów), ale przez brak ochoty do prawienia mu komplementów, zgadzania się z nim na każdym kroku i ogólnego podlizywania się, nie był jego ulubieńcem.
    Ktoś z reszty osób, przebywających w klasie, wytłumaczył Rondzie, co właśnie się dzieje, dając mu tym samym jeszcze krótką chwilę na przygotowania. Baldwin był zupełnie pozbawiony uroku osobistego (przynajmniej w swoim mniemaniu), nadrabiał wszystko rzeczowym podejściem do każdej sprawy i (często udawanym) szacunkiem do rozmówcy. Ale tym razem to chyba nie wystarczy. Wychodził z założenia, że poszłoby mu zdecydowanie lepiej, gdyby miał na sobie zbroję. Aktualnie mógł bazować tylko na tym, że Krukon może i ma dobrą dykcję, ale przy tym sięga mu tylko do ramienia i jest niesamowicie sztywny. Owszem, rycerz powinien być trochę konwencjonalny, bo musi trzymać się pewnych zasad, ale przy okazji powinien na każdym kroku epatować szarmanckością – tak, właśnie w myślach rozważał sobie dokładnie tę prostą, niewymagającą wielkich umiejętności rolę. Odłożył w końcu scenariusz i odczekał chwilę na to, aż zadowolony z siebie Brayden usunie się w bok. Potem nagle rzucił się na kolana, tuż przed przyszłą Amatą. Przybrał na twarz wyraz wiecznego oddania – przynajmniej miał nadzieję, że tak właśnie wygląda wieczne oddanie wypisane na twarzy, nigdy wcześniej nie miał okazji tego na kimkolwiek wypróbować – i złapał obie dłonie Krukonki, zamykając je w uścisku.
    - O, Pani! –Właściwie to był ten moment, gdy miał ochotę sam do siebie wybuchnąć histerycznym śmiechem, na szczęście trzymał fason i dalej starał się wyglądać na dozgonnie zakochanego i tak dalej. – Czy zgodzisz się zostać wybranką mego serca?
    Tak, ta kwestia nie istniała w oryginalnej baśni. Właściwie w oryginalne postacie mówiły bardzo niewiele, więc profesor Adams miał wielkie pole do popisu i postanowił zaszaleć.
    Odczekał na klęczkach jeszcze chwilę, jakby jego dusza drżała na samą myśl o odpowiedzi dziewczyny. Potem wyszczerzył się do niej szeroko i szybko zebrał się do właściwej dla pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  22. Chyba zrobił wrażenie. Przynajmniej na dziewczętach. Zupełnie nie rozumiał tych dziwacznych chichotów. Może i był bardziej wiarygodny, ale jego popis był tak komiczny, że na ich miejscu śmiałby się z siebie jako potencjalnego barona tak mocno, że najprawdopodobniej rozbolałby go brzuch. Zignorował zupełnie te dziwne spojrzenia, którymi obdarzały go uczennice. Niestety musiał teraz słuchać tych napastliwych śmiechów z bliska, gdyż wypadało się zastosować do polecenia Lochlana. Na miejscu Cece wybrałby siebie, to oczywiste, ale on chyba jest nazbyt stronniczy. Tak naprawdę pewnie żaden z nich za bardzo się nie popisał. Brayden był pewny wyboru koleżanki. Opowiadał właśnie całej reszcie o wersji tego samego przedstawienia, które miał przyjemność obejrzeć w jakimś wielkim francuskim teatrze. Baldwin nie miał ochoty go słuchać, więc po prostu zapatrzył się w okno, wciąż uparcie ignorując nagabujące spojrzenia Rondy.
    Pewnie decydującym głosem będzie głos nauczyciela, który zamierzał rozpostrzeć nad nim (Hendersonem) swoistego rodzaju mecenat. Fortescue zaczynał już sądzić, że zbłaźnił się zupełnie na darmo i przez kolejnych kilka tygodni opowieść o nim, padającym na kolana, będzie krążyć wśród wszystkich wielkich plotkarzy, a potem rozprzestrzeni się na cały kraj i nici z jego kariery uzdrowicielskiej. Wtedy Feuntes na głos wypowiedziała nazwisko ostatecznego Pechowca. Ha! Miał ochotę podejść do małego i zapytać go - bardzo jak dziecko - czy z tego wszystkiego skurczył się jeszcze bardziej? Nauczyciel nie mógł już wielce protestować, bo wyszłaby na jaw jego stronnicza postawa. Skomentował wszystko pod nosem, klepiąc swego ulubieńca po ramieniu. Potem zarządził burzę mózgów odnośnie charakteryzacji i rekwizytów, co było fatalnym pomysłem.
    - Proponuję glistę, jeśli drzewo, albo wiedźma ci nie wystarczą – przytaknął, niby to mierząc Krukona aprobującym wzrokiem, wyrażając tym samym, że tak, to właśnie jego rola życia i powinien się z tym pobratać. Potem pogodnie, co zdarzało mu się niesamowicie rzadko, podszedł do samej Cecilii. – O, Pani! To najlepszy wybór, jakiego mogłaś dokonać, Madame. – Jego ton sugerował, jakoby kontynuował wcześniejsze przedstawienie, ale tym razem zachował dla siebie jakiekolwiek próby ściskania jej części ciała. – Może i nie miałaś świadomego zamiaru, ażeby mu dokopać, ale to zrobiłaś z czego niezmiernie się cieszę. Może teraz odczepi się od mojej siostry. – Przy ostatnim zdaniu lekko zmarszczył nos. Potem zmarszczył go jeszcze bardziej, bo zauważył (co najmniej) dziwne spojrzenie Rondy, która kiwała głową w ich kierunku i coś tam wołała o pięknej parze, a potem przepchnęła się do profesora, twierdząc, że to ona jest osobą, która najlepiej zajmie się samym doborem strojów. Zapanował ogólny chaos. Chociaż wcześniej wszyscy wyrażali się o Fontannie bardzo sceptycznie, teraz każdy chciał wtrącić swoje trzy grosze, a profesor nie mógł zapanować nad tym dzikim i walecznym tłumem składającym się z kilku osób.
    - Miałaś rację – mówił dalej, zajmując to samo krzesło, na którym siedział wcześniej. Zastanawiał się, czy dojdzie dzisiaj do jakiejkolwiek próby. Cóż, przynajmniej miał rolę w garści (i jednego wkurzonego Krukona prawie na sumieniu), więc nie był to wieczór do końca stracony. – Nie zgłosiłem się dobrowolnie. Adams jakimś cudem bardzo elegancko mnie w to wplątał, ale ten dreszczyk emocji i rywalizacja uświadomiły mi, że nie musi być tak źle. – Baldwin zazwyczaj unikał rzeczy, których powodzenie nie zależało tylko od niego, ale tym razem uznał, że… może się dobrze bawić. Szokujące? Całkiem. Oczywiście nie zamierzał zmienić swojego zdania i takie wydarzenia uważał za marnotrawstwo czasu, bo równie dobrze nauczyciele mogliby włożyć więcej werwy w przygotowania do Owutemów, ale skoro nie zmieni już biegu wydarzeń, mógł z tego coś wynieść. Zawsze to jakaś ciekawa pozycja na liście polecającym od dyrektora szkoły.
    Wszyscy dalej krzyczeli, tylko niedoszły Pechowiec stał na uboczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    2. Najprawdopodobniej obmyślał właśnie nikczemny plan zemsty, także na Cece. Był zdecydowanie zbyt trywialny, ażeby Baldwin mógł go nazwać swoim arcywrogiem. Teraz zamierzał go ignorować do końca życia.

      Usuń
  23. [ Ona delikatna…? Hah, Freddie chyba pękłaby ze śmiechu, jakby to usłyszała :D Nie jest ani filigranowa, ani wątła, ani zbyt subtelna (a w zachowaniu szczególnie!). Sięga już prawie metra siedemdziesięciu (nadal rośnie), i na siłę też nie narzeka – w karcie postanowiłam się nie rozpisywać, tak więc nie wszyscy wiedzą, iż wychowywała się na prawdziwym gospodarstwie, gdzie o świcie pobudka a później praca, praca, praca aż do zmierzchu :) Tak więc wyrobiła w sobie pewien hart ducha i moim skromnym zdaniem machanie pałką idzie jej całkiem nieźle :) E, a bark to nic. Każdy zawodnik miewa kontuzje, Cece z pewnością też. No i faktycznie, mamy babską drużynę… Ale ja bym spojrzała na to trochę bardziej optymistycznie – nie ma nic groźniejszego, niż stado zawziętych oraz gotowych na wszystko kobiet :D A tak w ogóle to cześć! Pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz… Śmignęłaś mi na NYC, VA… A teraz widzę Cię na Hogwarcie. I w sumie fajnie spotkać w miarę znajomą mordkę :) ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Tak? Hm, ja na tym zdjęciu widzę coś zupełnie innego… No, ale o gustach się nie dyskutuje. I ja akurat widzę oczywiste połączenie dla Freddie oraz Cece (gra w jednej i tej samej drużynie, od dwóch lat co najmniej…), ale to może też tylko moje własne spostrzeżenie :) No i owszem – te blogi jeszcze żyją. Wiadomo, że nie zawsze jest kolorowo, jednak stali autorzy jakoś dają radę i nigdzie nie uciekają :) ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  25. Trening odwołany, mają wolne. Nie wiadomo czy się cieszyć czy raczej rozpaczać, bo akurat nie miał nic przeciwko odmarzaniu sobie kończyn lawirując w powietrzu kilkadziesiąt metrów nad ziemią, a co więcej, należało to do jego ulubionych zajęć. Z paskudnym przeziębieniem kapitana się nie walczy, zwłaszcza gdy był siłą przetrzymywany u pielęgniarki, faszerującej go własnej roboty miksturami wzmacniającymi. Poczta pantoflowa działała u Ślizgonów bez zarzutu i podobno przez najbliższych kilka dni mogą zapomnieć o wybraniu się na boisko szkolne, przez co nagle w grafiku robiło się podejrzenie dużo miejsca do wykorzystania na własne plany. Wypadałoby się więc przynajmniej o takowe postarać. Ot, chociażby odpisać kochanej familii, informującej go uprzejmie, że z spędzenia w tym roku Świąt w domu nici, bo zostali zaproszeni przez brata… Tam, gdziekolwiek on obecnie przebywa. Do dnia dzisiejszego Luke mimowolnie uśmiechał się na wspomnienie tamtych wydarzeń sprzed dwóch lat, gdy jego kryształowy braciszek, ulubieniec nauczycieli i oczko w głowie rodziców, taki mądry i zdolny, zakomunikował, że ostatnie o czym myśli to pójście w ślady rodziców i rozpoczęcie obiecującej kariery w Ministerstwie Magii. Jak ostatnio się kontaktowali, przebywał gdzieś w Peru. A może Chile? Tam, gdziekolwiek są pozostałości po starożytnych czarodziejach, które obecnie odkrywał i podobno był w tym cholernie dobry. Nie rozpaczał szczególnie z powodu ominięcia powrotu do domu bo i tak wolał ten ostatni raz przesiedzieć w opustoszałej szkole. Może i wkradła się odrobina niezamierzonego sentymentalizmu, ale lubił to miejsce. A przynajmniej pewne aspekty.
    Siedem lat w Hogwarcie podczas których co najmniej kilkanaście razy miał okazję wybierać się do sowiarni w środku zimy powinno go już nauczyć, że na te przeklęte, kamienne schody, trzeba patrzeć nieustannie, by uniknąć katastrofalnych skutków chwili nieostrożności. Może zgubiło go to, że poczuł się zbyt pewnie. W końcu był dopiero początek grudnia, a to, że parę razy mogło spaść trochę śniegu jeszcze nie znaczyło, że mrozy rozpoczęły się na dobre. Dzisiaj w dodatku utrzymywała się piękna pogoda, nie sugerująca w najmniejszym stopniu jakoby schody prowadzące do sowiarni miały być oblodzone… A cóż, niestety były. O czym przekonał się w momencie gdy już widział sam szczyt i miał go na wyciągnięcie ręki. Błądząc myślami gdzieś daleko nie zauważył nawet trójki przebiegających Krukonów znanych mu głównie z meczów Quidditcha. Wyminęli go, z roztargnieniem wymieniając między sobą uwagi o jakimś prawie wpadnięciu, równie niezainteresowani napotkanym Ślizgonem co on nimi. Prychnął w myślach patrząc jak pokonują po dwa, trzy schodki na raz, wróżąc któremuś z nich bolesny upadek lada moment. Oni jednak zniknęli po chwili, a miało okazać się jak bardzo karma potrafi być okrutna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucierpiał przede wszystkim łokieć, nieprzyjemnie piekący i protestujący gwałtownie gdy tylko po niezbyt eleganckim podniesieniu się z posadzki spróbował zgiąć i wyprostować rękę. Jak nic nie obejdzie się bez wizyty w Skrzydle Szpitalnym, gdzie za samą przynależność domową wysnute zostaną podejrzenia jakoby bolesne stłuczenie nie było efektem feralnego upadku na oblodzonych schodach (ktoś naprawdę wreszcie powinien z tym zrobić porządek! Trochę więcej pecha i skończyłby kilkanaście metrów niżej z znacznie poważniejszymi obrażeniami), a jakiejś bójki na tle odwiecznej wrogości pomiędzy chociażby Gryffindorem i Slytherinem. Tak, bo na pewno Berkeley tak bardzo interesował się dopiekaniem mugolakom. Wprost szalał za tym zajęciem. Westchnął z rozdrażnieniem, pocierając nieroztropnie drugą dłonią twarz. Niestety, i to okazało się niezbyt dobrą decyzją o czym zasygnalizowało aż nadto dobitnie zapieczenie wnętrza dłoni. Odsunął ją od swojego oblicza, dostrzegając obtarcia, których wcześniej nie zauważył, zanadto skupiony na mocniej bolącym łokciu. No pięknie, jeszcze tego potrzebował. Zapewne w tej chwili na jego policzku malowały się lekkie ślady krwi, nadając wypadkowi bardziej poważnego wrażenia niż faktycznie było. Podjął szybko decyzję o wspięciu się na resztę tych przeklętych schodów skoro i tak zaledwie kilkanaście dzieliło go o sowiarni, gdzie ogarnie się trochę przed pójściem do szkolnej pielęgniarki i przy okazji wyśle list. Jeśli ucierpiał idąc by to zrobić, wypadałoby winnej całego zamieszania czynności dokonać. Uniósł wzrok, odrywając go od swojej zranionej ręki, stawiając kolejny krok, gdy niespodziewanie na samej górze wyłoniła się kobieca sylwetka, najwyraźniej zwabiona hałasem.

      [ No jasne, jest super :) ]

      Lucas

      Usuń
  26. [ Skoro właśnie takie masz wyobrażenie… Choć zaznaczę tylko, że ze strony Freddie nie widzę tu żadnej niechęci, czy nawet zwykłej obojętności. Ona lubi swoją drużynę i w pewnym sensie traktuje ją jak swoją małą, hogwarcką rodzinę :) Może z czasem spojrzysz na to inaczej, ale na razie dziękuję grzecznie za powitanie i również życzę udanego pisania. ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ano cześć! Karta niewiele zdradza, bo Archie w ogóle mało definiowalna jest. Poza tym, że całkiem serio traktuje swoją prefekturę, na ogół raczej jest spokojna i ma tendencję do psucia wszystkiego, to niewiele co można o niej na pewno powiedzieć, a do Puchonów trafiła raczej dlatego, że nigdzie indziej nie pasowała i jest trochę pogubiona w życiu. Ale raczej nie jest typową kobitką, która będzie płakać, bo złamał jej się paznokieć, więc może jest jakaś szansa, żeby się z Cece względnie dogadały? Przyda jej się jakaś baba obok, bo jak na razie to z samymi facetami się męczy, a ja nawet nie wiem, jakim cudem jej na to pozwoliłam. Sama miałam zacząć rozglądać się właśnie za jakąś kompanką do wątku dla niej, więc chwała Ci, bo przychodzisz biednej Archie z ratunkiem. :)
    Właściwie to pomyślałam sobie trochę i nawet miałabym jakiś pomysł. Nie wiem, na ile od pasuje do Cece, ale po kolei. Na tym samym roku (patrzę, że nawet na wszystkie zajęcia razem chodzą, no, prawie, bo Harper mugoloznawstwo sobie odpuściła, ale poza nim widują się niemal wszędzie, więc nie ma szansy, żeby się nie znały ― nawet jak nam nic z poniższego nie wyjdzie, zawsze możemy je posadzić razem na eliksirach i będą się wzajemnie obwiniać o przepalone kociołki), co byś powiedziała na to, żeby razem do Hogwartu jechały? Kiedy przesiadły się na łódki, blondynka mogła aż z wrażenia wpaść do wody, skąd Fuentes ją po ludzku wyłowiła. Od tamtej pory mogły sobie funkcjonować mniej więcej na zasadzie kto się czubi, ten się lubi, nie była z pewnością wielka przyjaźń, ale lubiły się czasem razem pośmiać, a potem może nawet zdrowo pokłócić i tak w kółko, pretekst zawsze by się jakiś znalazł. Tak czy siak sympatia jakaś tam między dziewczynami względna by była, a dodatkowo Archie czułaby się względem Cece nielicho zobowiązana, bo Krukona, bądź co bądź, życie jej uratowała. Pewnie trochę ją to irytuje, bo Harper nie lubi mieć u ludzi niespłaconych długów, dlatego może Fuentes potrzebowałaby teraz jakiejś pomocy od blondynki? Wplączmy je w jakąś małą (lub trochę większą) aferę, o. Może Cece zgubiła coś gdzieś w głębi Zakazanego Lasu, gdzie raczej nie powinna chodzić i koniecznie chce to teraz odzyskać, ale nie chce tam leźć sama, więc pociągnie ze sobą panią prefekt. W ZL sporo żyjątek jest, coś może je przestraszyć, coś może je chcieć zjeść, a do tego Archana będzie miała moralny dylemat, bo reguł na ogół się trzyma, choć prawda, czasem i jej zdarza się je nieco nagiąć. Albo może Cece potrzebowałaby przetransportować się gdzieś poza zamek, na Pokątną po coś czy choćby do zwykłego Hogsmeade i będą się wkradać do pokoju jakiegoś nauczyciela, żeby skorzystać z sieci Fiuu. A jak już dotrą na miejsce, żeby się nudno nie zrobiło, ktoś zawsze może spróbować je okraść. Harper umrze tam na zawał, bo choć to trochę skrzywione dziecko, to jednak stara się trzymać pozory i nie zdzierży, jak jej nieskalana opinia zostanie nadszarpnięta. Czy cokolwiek z tego ma choćby ciut sensu i wpasowuje się w kreację Twojej Krukonki?]

    Archie

    OdpowiedzUsuń
  28. [Ja za to nie rozumiem, jak można nie lubić kotów. Evan jest zawiedziony jej postawą. ;D]

    OdpowiedzUsuń
  29. [ Jeśli mam być szczera, to przypisanie Freddie do drużyny wyglądało (wedle mojego własnego, wstępnego wyobrażenia) zupełnie normalnie. Na trzecim roku przystąpiła do treningów (sama ze sobą), ponieważ od dawna interesowała się tym sportem i chciała spróbować swoich sił w drużynie. Jednak wtedy jeszcze wstrzymała się przez rok, nie pchając się na siłę na kwalifikacje, bo uznała, że nie jest jeszcze gotowa i nie czułaby się zbyt pewnie, jeśli miałaby wystąpić przed resztą składu. Na czwartym roku zapisała się z pozostałymi chętnych na próbę. I faktycznie, jej pierwszym wyborem była pozycja pałkarza. To też dlatego wstrzymała się rok, aby dodatkowo poćwiczyć, a gdy uznała, że już może spróbować, to spróbowała. I się dostała, po prostu. Założę się, że było to pewnym naturalnym zaskoczeniem, jednak Freddie nie daje sobie (i nigdy nie dawała) żadnych forów i trenuje równie mocno i namiętnie jak jej kolega (zakładam), drugi pałkarz oraz pozostała część drużyny. Myślałam, że po prostu większość składu, gdy ona startowała w kwalifikacjach, zwyczajnie skończyła już naukę w Hogwarcie, i dlatego ona zajęła pozostawione, wolne miejsce. I to w sumie tyle :) Raczej nie wpychałabym ją na pozycję kogoś kontuzjowanego. Wystarczy mi to, iż z pewnością nasłuchała się już wielu przykrych komentarzy na swój temat, że jako baba nie poradzi sobie na pozycji pałkarza. Ale sprawia mi przyjemność to, iż udowodniła wszystkim niedowiarkom, że się mylą, a ona spełnia się w swojej roli już od dwóch lat :) ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń

  30. [ Rezerwowi też kiedyś kończą szkołę, prawda? :) Założyłam sobie na spokojnie, że część z nich również odeszła i nie było nikogo, komu panna Whitfiled ukradłaby miejsce w pierwszym składzie. Nie potrzebowałam na tym polu większych, nadprogramowych spięć. I swoją drogą, to samo można by było powiedzieć (skoro już o przeciwieństwach feminizmu mówimy…), że Cece, jako kapitan również by się nie sprawdziła. Bo kobieta – za słaba, nie umie, nie zna się, zawali, o. Tak naprawdę, zarówno moja jak i Twoja postać są takimi wyjątkami, z którymi ja osobiście nie mam żadnego problemu, bo wydaje mi się, że jeśli ktoś ma odpowiednie warunki oraz doświadczenie, to nie ważne jest, jaką ma płeć. Także stosunek Freddie do członków drużyny nadal jest przyjazny, ale niestety już nic nie poradzę na to, jak Cece na nią reaguje :) Trudno. ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń

  31. [ No widzisz, a dla mnie prawie wcale się nie różnią – ile osób, tyle opinii. Skoro kobieta jest w stanie zapanować nad całą drużyną Quidditcha, to tak samo inna kobieta będzie potrafiła chwycić za pałkę i grać na pozycji pałkarza. Udowodniły to zawodniczki Harpii z Holyhead, i tego się będę trzymała :) ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  32. [To pieskom brzydko pachnie z buzi, no ale co ja tam wiem. :D Niestety, z niego byłby taki gracz, jak.... nawet nie wiem, do czego można byłoby go porównać, bo chyba nie ma wystarczająco okropnej rzeczy na świecie, która należycie mogłaby to oddać. ]

    E.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Myślę, że mogłaby. Przyłapać. Phi. Jakby to było co złego.
    No dobra, trochę jest, bo Evan własnej miotełki nie ma, więc kradnie te szkolne. Od kiedy wymienili wszystkie Meteory na przyzwoite Zmiatacze nr 11. :) ]

    Evan

    OdpowiedzUsuń
  34. [ To akurat naturalne, sama pasożytuję na moim rodzeństwie. Gorzej, jak się pasożytuje na wszystkich dookoła!
    Napiszesz mi jakiś wątek? :D ]
    Alan T.

    OdpowiedzUsuń
  35. [Edena na zdjęciu nie uświadczysz, bo schował się w budynku o nazwie Pandora. Wygląda jak człowiek-szafa, więc wzmocnieniem jest doskonałym – samym sobą zasłania wszystkie obręcze, więc nawet nie musi bronić. Kafle same się od niego odbijają.
    Cześć.]

    Eden Rainier

    OdpowiedzUsuń
  36. Do świąt zostało niewiele czasu. Zresztą, Baldwin nie orientował się za bardzo w tym, czy Fontanna ma zostać wystawiona przed Bożym Narodzeniem, czy w trakcie. Jeśli to drugie, to możliwe, że widownia nie będzie zbyt wymagająca i duża – wszyscy wypiją jakieś grzańca świątecznego, a w dodatku połowa szkoły jak zwykle zdecyduje się na powrót do domu. On, nawet jeśli jednak nie miałby zobowiązań związanych z tym przedstawieniem, nie planował rodzinnej końcówki grudnia. Rodzice niedawno opisali mu w liście swoje plany i nie podobało mu się spędzenie tygodnia u ciotki Elizabeth. Nie pałali do siebie sympatią i to wcale nie przez jej męża mugola (Baldwin nie miał nic przeciwko niemagicznym, przynajmniej dopóki się nie odzywali), dzieliła ich przepaść emocjonalna i intelektualna, której nie da się pokonać. I w jej domu nie ma ani jednej książki. Dom bez książek nie istnieje.
    Dysponowali zatem niewielką ilością czasu na przećwiczenie i zorganizowanie całego przedsięwzięcia, a pierwsza próba była jedną wielką porażką. Cokolwiek by nie mówić o profesorze Adamsie, z nim na pewno wyglądałoby to inaczej. Nauczyciel transmutacji pozwalał wszystkim na zbyt wiele, a to dziwne, bo na lekcjach był raczej wymagającym i surowym człowiekiem. Fortescue kręcił tylko głową w wyrazie dezaprobaty na ten cały teatrzyk. Oby Adams nie okazał się poszukiwanym przez całe Ministerstwo Magii handlarzem smoczych organów, to skomplikowałoby sprawę jeszcze bardziej.
    Ślizgon siedział na krześle, co najmniej nieelegancko, z rozwalonymi na podłodze długimi nogami, które rzadko kiedy bez problemu mieściły się pod ławką. Patrzył na różdżkę Cece w taki sposób, jakby aktualnie i tak była najciekawszą rzeczą w całej klasie.
    - Aktualnie wolałbym nie być szwagrem kogokolwiek – rzucił, odnosząc się do Hendersona i swojej siostry. Zaraz po tym spojrzał na Krukona, który odzyskał werwę i rozmawiał, energicznie gestykulując, z Rondą. Są siebie warci. – Feuntes, proszę, objaśnij mi tajniki egzystencji młodej kobiety! Mam wrażenie, że Amanda umawiałaby się teraz najchętniej z kimkolwiek, byle się tylko umawiać. To normalny etap w waszym życiu? Mów. Powinienem robić notatki? – Właściwie sam nie był pewien, czy pyta na poważnie, czy znowu się z Cece droczy. Jakkolwiek, może dziewczyna zaraz zdradzi mu jakieś damskie tajemnice, które ułatwią mu dotarcie do tej nielubianej części jaźni siostry.
    - Hej! Boisko ci nie ucieknie. Musisz rozwijać swój aktorski talent! – Wydawał się być niesamowicie oburzony na samą myśl o tym, że jego towarzystwo mogłaby męczyć kogokolwiek. Oburzał go też fakt, że Krukonka wolałaby być teraz na żałosnym boisku. Szkolne przedstawienie jest lepszą alternatywą dla przerzucania jakichś piłek przez bramki i agresywnego walenia w siebie tłuczkami. Przynajmniej dla Baldwina. Nie miał nawet pojęcia, na jakiej pozycji grała Cecilia. No i… zawsze uważał, że to nie jest spor dla kobiet, ale nie mówił tego głośno, bo zaraz wszystkie wyzywałyby go od szowinistów. – Przynajmniej do pocałunku ze mną nie będziesz musiała rzucać na siebie jakiegoś zaklęcia zmniejszającego. Powinnaś to docenić i natychmiast rozpocząć próby, aby sprostać moim oczekiwaniom. Możemy nawet… - Chciał dodać coś jeszcze, ale nagle cały gwar w klasie ucichł, więc Baldwin mimowolnie skierował wzrok na pozostałych. Lochlan rozdawał wszystkim scenariusze, pomyślał chociaż o tym. Brawo. Mówił coś o zmianach, które należy tam wprowadzić. Całkiem ciekawe, że tak otwarcie podważał wolę Adamsa. Właściwie Fortescue zaczynał sądzić, że do świąt czeka ich na próbach jeszcze lepsze przedstawienie (w rolach głównych wystąpią właśnie profesorowie) niż samo wystawienie sztuki.

    OdpowiedzUsuń
  37. [A co, ktoś podłożył bombę?]

    Noreen Swinton

    OdpowiedzUsuń
  38. - W rolę starszego rodzeństwa odgórnie wpisana jest irytacja tych młodszych, tak mam w kontrakcie – westchnął, nawet nie dopuszczając słów Cece do swego umysłu. – Przypuszczam, że Ronda umiałaby odpowiedzieć na moje wątpliwości całkiem wyczerpująco – dodał, znudzonym spojrzeniem gapiąc się na krukońską koleżankę Feuntes. Tamta szczebiotała coś aktualnie do niedoszłego Pechowca.
    Cece nie wie, o czym mówi, to fakt. Czy Baldwin ma siedzieć spokojnie i patrzeć, jak to Amanda co tydzień umawia się z kimś innym? Może jeszcze powinien chwalić tych wszystkich bezmózgów w listach do rodziców? Musiałby się nieźle nakłamać, bo panna Fortescue najwyraźniej nie miała gustu do młodych kawalerów. Co nowszy wydawał się Ślizgonowi gorszy niż poprzedni i zastanawiał się na poważnie, czy Gryfonka specjalnie nie chce mu zrobić na złość, umawiając (raczej, próbując się umawiać, bo na szczęście starszy brat był w pogotowiu w odpowiedniej chwili) z chłopcami, których najwyższe oceny to jakieś słabe Zadowalające. I to z ONMS! Przecież z tego przedmiotu tak łatwo o W… Nie, w ich tępych wyrazach twarzy dostrzegał wybrakowanie i zero jakichkolwiek ambicji, toteż po prostu wlepiał im szlabany, a samą Amandę wysyłał do nauki. Chętnie podjąłby umowę z jej nauczycielami, coby zadawali więcej. Może wtedy dziewczyna nie miałaby problemów z priorytetami.
    Przyjrzał się uważniej Cecylii. No tak. Z tego, co chciało mu się zaobserwować, ona raczej w głowie miała tylko tłuczki, metalowe obręcze i miotły. Możliwe, że to nawet gorszy przypadek od jego małej siostry, ale z drugiej strony… Chyba wolałby, żeby Am zajmowała się tym plebejskim sportem niż uganianiem za brudasami, którzy zapewne marzą tylko o tym, by wykorzystać jej cnotę, status społeczny, a do tego jeszcze splamić honor jej brata. Jakiś wielki spisek. Przez myśl przeszło mu nawet, czy nie nasłać na nią Krukonki i nie poprosić jej o zarażenie swoją wielce użyteczną pasją Amandy. Już nawet chciał się na ten temat wypowiedzieć, ale dziewczyna miała inne plany. Aż tak przytłaczała ją perspektywa tego głupiego całusa? Baldwin właściwie o tym nie myślał. Prawda, mówił o tym, ale tylko po to, żeby ją w jakiś tam sposób zirytować, bo widać było wyraźnie, że cała ta sytuacja za bardzo jej nie leży. Nie widział w pocałunku nic poza kolejnym wygłupem, który pan Adams wpisał w ten zdradziecki i szalenie nowatorski scenariusz. Tak samo poniżające jak paradowanie w getrach i zbroi. Nic wielkiego. Fortescue przynajmniej usiłował sobie podobne spojrzenie na sprawę wyrobić. Siła sugestii, jak to mówią. Tak naprawdę odrobinę panikował. Jego usta znajdowały się najbliżej jakiejś rówieśniczki w czwartej klasie – dziewczyna napadła na niego po tym, jak ktoś dolał jej do napoju amortencji. Na szczęście udało mu się wyśliznąć z potrzasku, ale do dzisiaj nie wspominał tej chwili zbyt dobrze. Jej oczy były bardzo puste, jak u gołębia! Policzki przerażały swoim odcieniem czerwoności! Poza tym traumatycznym przeżyciem, Ślizgon miał przecież tak wiele publicznych obowiązków. Także obowiązków względem rodziny, swojego przyszłego zawodu i ogólnie wykształcenia, że nie myślał nazbyt intensywnie o aktach fizycznych z rozchichotanymi dziewczętami. Zostawiał to dla swoich mniej dojrzałych kolegów. Na myśl o całowaniu kogokolwiek (a dokładnie Cece) nie nachodziła go jakaś wielka ekscytacja. Przynajmniej dopóki nie zauważał u niej pewnych walorów fizycznych. Przyzwyczaił już swój mózg do nieskupiania się na tak błahych sprawach, ale i tak lekko potrząsnął głową, zdając sobie sprawę z tego, że patrzy na mało przyzwoitą część jej ciała, gdy ona bardzo żwawo podchodziła do nauczyciela ze swoim genialnym pomysłem. Wzruszył tylko ramionami. Jeśli nie, to nie. Wewnętrznie życzył jej powodzenia w przekonywaniu tego pajaca, argumenty o zgorszeniu pierwszoroczniaków raczej nie zrobią na nim wrażenia…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiał się nad tym, czy właściwie nie mógłby otworzyć teraz swoich notatek z eliksirów i trochę poczytać – w nauce nigdy nie przeszkadzał mu wielki raban – ale wtedy kilka twarzy, spośród twych wszystkich pajaców, zwróciło się w jego stronę. Co ta mała szelma znowu kombinuje? - mruknął do siebie, decydując się na wkroczenie do akcji. Szedł swoim dostojnym krokiem, ale – gdyby nie był sobą – mógłby stracić na pewności siebie przez te wszystkie rozbawione spojrzenia, które nagle zaczęły się w niego wlepiać. Jakaś niska Krukonka pisnęła coś w stylu jakie to urocze!. Za to Brayden głośno powiedział, iż zawsze wiedział, że z Fortescue jest coś nie w porządku.
      Baldwin zawahał się przez chwilę, możliwe, że nawet przystanął na kilka sekund. Czoło miał zmarszczone, jakby miał przed sobą zagadkę na temat genezy tego świata. Często bywał w centrum zainteresowania, ale zazwyczaj znał tego powody.
      Lochlan odchrząknął znacząco, wlepiając w niego coś na wzór ojcowskiego spojrzenia. – Panie Fortescue, dlaczego nie przyznał się pan wcześniej? Nie, chyba jednak nie można zmienić scenariusza – ha, zastanawiające, bo przecież jeszcze przed chwilą najchętniej pozmieniałby w nim wszystko - ale pan Henderson na pewno jeszcze…
      Jeśli nawet skończył, Baldwin jakoś specjalnie nie zdołał tego zapisać w swojej świadomości, bo ta sama dziewczyna, która mówiła o nim wcześniej jak o pluszowym misiu, uwiesiła się na jego ramieniu. – To prawda? Z nikim się jeszcze nie całowałeś? W każdej chwili można temu zaradzić i…
      Ślizgon posłał w kierunku Cece tak rozeźlone spojrzenie, że najprawdopodobniej mógłby nim kogoś spalić. Skąd zna prywatne szczegóły z jego życia i dlaczego od niechcenia rozpowiada o nich na prawo i lewo przy tak wielu niewygodnych świadkach? Nawet nie zawracał sobie głowy przylepioną do swojego boku Krukonką, równie dobrze mogłoby jej tam nie być.
      - Nie widzę w tym największego problemu. Przecież to tylko gra aktorska… - warknął, tracąc na chwilę swój prefektorski profesjonalizm. Nie chodziło wcale o to, że zaraz pół szkoły będzie wiedzieć o jego braku doświadczenia w sprawach damsko-męskich. Po prostu nie lubił, gdy ktoś wpychał nos w nieswoje sprawy, a Feuntes właśnie to zrobiła.

      Usuń
  39. Było źle, bo trafił na sytuację mu zupełnie obcą. Ba, był w jej centrum! I nie chodziło tylko o to, że stracił właśnie kontrolę nad swoim misternie plecionym latami wizerunkiem – przy uchu piszczało mu właśnie jakieś dziewczę, wszyscy patrzyli na niego jak na ofiarę losu (przynajmniej on tak to odbierał), a profesor znalazł idealną okazję do wysiudania go z całego przedsięwzięcia. Nagle zapragnął być jak każdy owładnięty przez feromony samiec – doskonaląc się w każdej innej dziedzinie życia, zapomniał tylko o tej i w wieku lat siedemnastu ponosił tego srogie konsekwencje. Należało rzucić się w czwartej klasie na tamtą brzydulę…
    Nawet, kiedy oprawczyni zaczęła się do niego zbliżać, chęć mordu w jego oczach nie zelżała. Biblioteka, myśl o bibliotece - dokładnie taka intencja naszła go, kiedy zielone oczy znalazły się zbyt blisko. Bardzo prawdopodobnym jest, że gapił się w nie z bardzo głupim wyrzutem, kiedy Feutes zrobiła to, co zrobiła. To dobrze, że nikt w tej chwili nie wymagał od Baldwina, aby coś powiedział. Po raz trzeci w swoim krótkim życiu całkowicie zabrakło mu słów. Nagle zrobiło się ciepło i chyba nawet spociły mu się dłonie, kiedy przez ten moment trwały w zawieszeniu w miejscu, w którym jeszcze przed sekundą znajdowała się twarz Feuntes. Czy on chciał jej dotknąć?! Przełknął głośno ślinę i powoli oparł się o szkolny stolik. Liczył w myślach do dziesięciu, usiłując odzyskać poczucie rzeczywistości i ogólny rezon. Na ogół nie przeklinał, ale teraz wyrwało mu się krótkie: co, do chuja? Na szczęście durna Krukonka puściła jego ramię, kiedy zdała sobie sprawę, co też takiego zamierza zrobić jej koleżanka z domu. Fortescue niestety do ostatniej nanosekundy nie miał zielonego pojęcia, że zaraz zostanie pocałowany. Właściwszym słowem byłoby cmoknięty, ale nie zmienia to postaci rzeczy – przed chwilą jego usta doznały bliskiego kontaktu z ustami innej osoby i od teraz jego życie nie będzie wyglądało tak samo. Odchrząknął cicho, jednocześnie mając nadzieję, że nie zwróci tym niczyjej uwagi. Podobny stan rozdygotania towarzyszył mu ostatnio, gdy dostał słabą ocenę z OPCMu, a było to chyba w drugiej klasie. Podobnie miał też po pierwszej walce z boginem. Ale czy było równie nieprzyjemnie? Potrząsnął lekko głową, chyba już setny raz. Gdyby nie to, że wokół są ludzie, pewnie podjąłby próby policzkowania samego siebie. Nie. W sytuacjach kryzysowych należy ignorować zagrożenie. W tej chwili zagrożeniem była Cece, więc natychmiast odwrócił wzrok od jej profilu i natrafił na wykrzywioną w dziwnym grymasie twarz Braydena. Też zły wybór… Po jeszcze kilku podobnych przymiarkach, zdecydował się w końcu na patrzenie na szkolną tablicę. Były na niej jeszcze jakieś niezmazane formułki z lekcji numerologii, więc Baldwin natychmiast włączył swoje ja naukowca próbując rozszyfrować wszystkie znaki. Pustka. Cholerna pustka w głowie. Warknął pod nosem i wrócił na wcześniejsze miejsce – owszem, pewnie zachował się właśnie jak obrażona panienka, ale też trochę się tak czuł. Wciąż uważał, że Cece w jakiś dziwny sposób weszła w posiadanie niewygodnych faktów na temat jego życia prywatnego, a potem to niecnie wykorzystała, kompromitując go podwójnie na oczach tych wszystkich bałwanów. Czego by o niej nie mówić, chyba jednak powinna trafić do Slytherinu. Tak, na razie nie miał powodu, by zrezygnować z określenia szelma, którym obdarowywał ją w myślach.
    Właściwie… bardzo dziwne uczucie. Dlaczego ludzie dobrowolnie zgadzają się na całkowitą utratę równowagi wewnętrznej. W imię czego? Chwili fizycznej uciechy. Znowu potrząsał głową, najprawdopodobniej doprowadzając swoją fryzurę do ostatków wytrzymałości. Czyli włosy dobrze odzwierciedlały ogólny brak balansu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nauczyciel jakoś zareagował na teatrzyk, który odegrała dziewczyna, Fortescue nie zdołał tego zarejestrować swoimi rozbieganymi oczkami. Za to teraz, jakby nigdy nic, kazał wszystkim ustawić się w dużym okręgu i chociaż przeczytać kwestie (jeśli takowe posiadali). Dodał też, że na kolejną próbę wszyscy powinni znać je już na pamięć.
      Szybkim ruchem ręki poprawił włosy, potem wyprostował jakieś fałdki na koszuli. Westchnął krótko, niczym ofiara drogi krzyżowej i jako ostatni przystąpił do kręgu, stając tak daleko od Feuntes, jak tylko było to możliwe. Ci przydzieleni do scenografii, stali w kącie, zawzięcie o czymś szepcząc – Baldwin był pewien, iż mówią o nim, a nie o swojej przyszłej robocie. Wojna została rozpoczęta, może i udało jej się go postrzelić, ale to nie znaczy, że już wygrała, bowiem należy mu się chwila odpoczynku. Zaczęli od Rondy, czyli pierwszej wiedźmy. Baldwin wykorzystał ogólne zainteresowanie jej osobą, by spróbować się ostatecznie uspokoić. Wytarł spocone dłonie w spodnie (tak, szalenie eleganckie) i otworzył scenariusz na odpowiedniej stronie. Kiedy tylko przyswoił literki, natychmiast nastał spokój. Ach ta kojąca siła słowa pisanego (nawet bardzo słabego)! Kolejny kryzys nadszedł, kiedy nadeszła pora jego kwestii. Odchrząknął głośno, ale i tak zająknął się na początku, co nigdy mu się nie zdarzało. - Wy… Wycofuję się! Rozwiążcie sprawę między sobą, panie!
      Jeśli szelma zaraziła go jakąś chorobą, która mąci ludziom w głowach, plącze języki i powoduje ogólny chaos, udusi ją własnoręcznie! Albo chociaż zaszyje usta, odbierając możliwość do rozsiewania tej plagi po całym wszechświecie.
      Patrzył na zegarek co kilka sekund. Kiedy to piekło się skończy? Wolał teraz nie myśleć o tym, że jego usta spotkają się z ustami tej diabelskiej pożogi co najmniej kilka razy. Nagle, w przypływie jakieś ślizgońskiej odwagi (ślizgońska odwaga? jakiś antonim!) spojrzał na Cecilię, a usta ułożył bezgłośnie w - zapłacisz mi za to oraz zniszczę cię. To prawda, Baldwin miał pewne skłonności do przesady i dramatyzowania, z czego wcześniej najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy.
      - Nie, nie nie! – Wzdrygnął się, słysząc wrzask Lochlana. Krzyczał chyba właśnie na Rondę, która jego zdaniem wkładała za mało uczucia w to, co mówi.

      Usuń
  40. [Z eliksirem euforii jest taki problem, że ma mało składników (w tym zwykła mięta i sok z cytryny, które pewnie znajdują się w hogwarckiej kuchni) i nie bardzo byłoby czego szukać. Zawsze możemy założyć, że nie wiedzą, jaki eliksir przygotowują, później ktoś z ciekawości postanowi to sprawdzić w najgłupszy możliwy sposób (wypijając trochę) i jakoś się to potoczy. Wtedy składniki moglibyśmy wymyślać na bieżąco. I nie martw się, też nie jestem dobry w rymowankach, ale to może nawet lepiej, wyjdzie zabawniej. :>]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  41. [W takim razie chyba pierwszy raz tak idealnie udało mi się wstrzelić w cudzą postać, co mnie w sumie bardzo cieszy, bo przyznaję, że nie byłam do końca pewna, czy ten pomysł i Cece mają szansę wspólnego zaistnienia. No ale skoro mają... dasz się wrobić w zaczęcie, prawda? Bardzo ładnie poproooszę... i nawet Ci pomruczę do uszka! ;D]

    Archie

    OdpowiedzUsuń
  42. A to wredna zołza. Jeszcze musi go dobijać wyrazem twarzy, jakby znała więcej niewygodnych szczegółów z jego życia. Nic nie układało się po jego myśli. Połowę szkoły odstraszała odznaka na jego piersi, a drugą połowę właśnie takie złowrogie oblicze, Cece odpadała. Wciąż wietrzył podstęp i zastanawiał się, czy przypadkiem nie zabił w przeszłości jej zwierzaka. Mógł też (zupełnie tego nie chcąc) podeptać miotłę, albo napluć na jakąś ulubioną książkę – o ile w ogóle je czytywała, Fortescue nigdy się tym specjalnie nie interesował, ale z drugiej strony nie była taka najgorsza na lekcjach. Tylko te powyższe przypadki, jego zdaniem, tłumaczyłyby tak niecne zamiary skompromitowania go w oczach społeczeństwa. Po chwili zawieszenia, mózg wrócił na właściwe obroty i teraz skupił się na planowaniu zemsty – od takiej spektakularnej i mało rzeczywistej (jak zrzucanie ze skały, niczym pozbywanie się chorego niemowlęcia), po coś bardziej przyziemnego (zawsze mógł podsunąć jej do pocałowania sklątkę na próbie generalnej). Wszystko dość brutalne, ale brutalne były również działania Cece, które należało zakończyć nim się rozrosną i bardziej zmutują. Musiał zrównać swoje standardy i metody działania. Baldwin rozważał w myślach dwie opcje – przyglądał się przy tym Krukonce, która właśnie zamierzała uciec. O nie, moja panno!, szepnął pod nosem, naśladując idealnie ton, którego używała babcia Augusta, kiedy Amanda chciała odejść od stołu, nie czyszcząc zupełnie talerza ze smakowitych kąsków.
    Wracając do dwóch opcji. Jeden – może bardzo grzecznie ignorować wszystko, co zaszło i czekać na okazję, by zepchnąć ją ze schodów. Wybrał opcję numer dwa. Odczekał kilka sekund i podszedł do Adamsa (tak, Lochlana już kompletnie ignorował, stracił tego dnia jakiekolwiek pozytywne emocje, które do niego żywił). Kłamał mu w żywe oczy, przerywając wcześniej ich kłótnię na temat tego, czy jedna z wiedźm powinna zmienić płeć, czy nie powinna. Wymachiwali przy tym z ikrą rękami i w odpowiednich momentach unosili krzaczaste brwi.
    - Panie profesorze. To bardzo przykre, że ominął pan nasze pierwsze kroki z tą sztuką – westchnął i delikatnie potrząsnął scenariuszem. Adams przytaknął żywiołowo, ale Baldwin nie dał mu dojść do słowa. – Jeśli pan profesor pozwoli... Bardzo chętnie przećwiczyłbym z Cecilią jeszcze jedną kwestię i…
    - Ależ oczywiście, panie Fortescue! Zresztą, nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że rozpracował pan już tę rolę! – Poklepał go przy tym po ramieniu, a Ślizgon musiał się nieźle zawziąć, aby powstrzymać wzdrygnięcie. – Proszę za nią pędzić. Ach, i proszę pamiętać o próbie za dwa dni!
    Oczywiście nie słuchał go do końca. Zebrał notatki, wrzucił je do torby. Na odchodne obdarował co poniektórych groźnym spojrzeniem, a samych nauczycieli banalną formułką grzecznościową. Dosłyszał wcześniej rewelacje Ronady na temat przełożenia bzdurnego treningu (opłaca się mieć dobry słuch), więc nie dał się złapać na jej mało chwytliwą opowiastkę i natychmiast ruszył pewnym skrótem, wychodzący na korytarz, którym najłatwiej dojść do Pokoju Wspólnego Krukonów. Niezależnie od tego, czy zmierzała tam, czy może w innym kierunku, spostrzegł jej postać już z daleka, zatem przyśpieszył, zachodząc jej drogę – całkiem dosłownie. Zatrzymał się tuż przed nią, a że korytarz należał do tych raczej wąskich, musiałaby się natrudzić, by wyminąć go bez większych trudności.
    - Dobra. Mam propozycję. Rozwiążemy sprawę polubownie, jeśli zdradzisz mi nazwisko swojego informatora. Odpuszczę ci dozgonną nienawiść i bardzo słaby pierwszy pocałunek – rzucił rzeczowym tonem, poprawiając torbę na ramieniu. Rozpatrywał wiele możliwości, ale u góry listy znajdowała się oczywiście jego wyrodna siostra. Niestety najprawdopodobniej uważałaby tę żałosną sytuację za zabawną. Zresztą, wielu było takich, którym kiedyś podpadł, większość to Ślizgoni i Gryfoni, oba te domy cechowała niewłaściwa w skutkach zaciętość i pamiętliwość. Niestety ludzie zauważali to tylko u tych pierwszych. W Griffindorze lubiano nazywać to inaczej – nieustępliwość w drodze do celu.

    OdpowiedzUsuń
  43. [No raczej by tak wypadało, ale jak widzisz, że mam jakąś głupotę strzeloną, to wal śmiało, mi się to często zdarza, że piszę, ale myśleć to już nie.
    Cześć.]

    Hart

    OdpowiedzUsuń
  44. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  45. [ spodobał mi się Twój pomysł, chciałam od razu zacząć wątek, więc Ci nie odpisywałam w nawiasie, nie gniewaj się. Przez weekend napisałam jedno zaczęcie i już więcej nie zdążyłam... także przepraszam za opóźnienie, pod koniec tygodnia powinnaś ode mnie coś dostać :) ]
    Alan T.

    OdpowiedzUsuń
  46. [ A już chciałem ci odpisywać na pytanie, jak dobrze, że czasami odświeżam.]

    Shane

    OdpowiedzUsuń
  47. Usiłował działać w tej sytuacji logicznie i drogą eliminacji odrzucić posunięcie, które mogłoby doprowadzić do ślepego zaułka. Po pierwsze, musiał wykazać się pewnego rodzaju delikatnością i… Pieprzyć to! Zmarszczył gniewnie brwi, usiłując przypomnieć sobie warunki, z których mógłby kojarzyć, stojącą przed nim koleżankę. Niestety strategia udawania czarującego i nonszalanckiego, jego zdaniem, nie odniosłaby tutaj żadnego skutku. Co najwyżej, mogłaby go wyśmiać i odesłać do bardziej naiwnej części żeńskiej populacji tej szkoły. Nie żeby kiedykolwiek próbował podobnej strategii. Sto razy bardziej cenił siłę intelektu i chyba, co mu się wcale nie podobało, nie mógł odmówić tej mocy Krukonce. W końcu okazała się wielkim sprytem, a do tego, aktualnie gra sto razy lepiej niż udawało się jej to podczas żałosnej próby Fontanny, może będzie z niej jeszcze dobra aktorka.
    Fortescue nie lubił, gdy ktoś go ignorował, więc szybkim ruchem wydarł jej z łap pergamin, a potem złożył go ładnie i ukrył w kieszeni. Zawsze to jakaś wartość w ważnym przetargu, który miał nastąpić. Wcześniej, przez jakieś dwie sekundy lustrował jego nudną treść – to szkolni gracze miewają jakieś strategie? Wcześniej sądził, że po prostu wskakują na miotły, krzątają się w powietrzu jak dzikie orangutany i ewentualnie czasami, przez zrządzenie losu i sprzyjający wiatr, zdobywają nawet punkty dla swoich drużyn. Na mecze nie chodził. Nie przez kompletny brak zainteresowania quidditchem. Wykorzystywał wtedy w celach naukowych zupełnie pusty Pokój Wspólny.
    - Minus pięć punktów to żadna kara dla takiej modliszki jak ty, Feuntes. Idziesz teraz grzecznie do Pokoju Wspólnego, czy zamierzasz po drodze zaatakować całą męską i jeszcze niewinną część szkoły? Zresztą, nieważne. Niezależnie od celu, powinien ci towarzyszyć i bronić resztę świata. – Baldwin postanowił włączyć do rozgrywki najbardziej znaną sobie broń, czyli ironię. Może i nie świecił teraz przykładnością i elokwencją, a w innym przypadku pokręciłby na siebie głową z niezadowolenia, ale cóż innego mu zostało? Szedł tak obok niej, w ciszy, ale tylko przez kilka swoich długich kroków i zapewne kilkanaście jej. – Kłamstwo? Dobra, nie zgrywaj się już. Natychmiast potrzebuję wyjaśnienia, jak wpadłaś w posiadanie tak unikatowych informacji na mój temat. Możliwe, że w szkole znajduje się ktoś, kto zasługuje na miano mojego arcywroga, a ja nie miałem nawet okazji, by go zauważyć.
    Musiał ściszyć głos przy ostatnim zdaniu, gdyż zza korytarzowego zakrętu wyłoniła się właśnie grupa drugorocznych Puchonów. Nie, Fortescue wcale nie brał pod uwagę, że ktoś nad wyraz inteligentny mógłby wykorzystać ich naiwne mózgi w niecnych celach, robiąc z nich jednocześnie mało rozgarnięte podsłuchy. Zaczynał wpadać w małą paranoję, bo nawet obejrzał się za nimi i nieco zwolnił, gdy ostatni dzieciak zniknął z jego pola wiedzenia. Jeśli tak dalej pójdzie, zaliczy z Cece długi spacer, a Krukonka pewnie nawet nie raczy rozwinąć kwestii, która go interesuje. Pokonywali którąś kondygnację schodów, kiedy złapał ją lekko za łokieć, przytrzymując i zatrzymując, bo sprawa była przecież niemożliwie poważna.
    - Jeśli nie chcesz mi powiedzieć z woli swojego bezinteresownego kobiecego serduszka – oho, to ten moment, kiedy włączają się szowinistyczne teksty i daje się upust mizogini? – na pewno jest coś, co mógłbym zrobić w zamian. Czekam na propozycje…
    Skąd o tej porze taki ruch na szkolnych przejściach? Tym razem mijała ich grupka Gryfonków, wyraźnie zmierzających na swoją wieżę. Musiał lekko przycisnąć Cece do poręczy schodów, by zrobić tamtym miejsce i tym samym nie wzbudzić niczyjej wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała osobista mania zaczęła urastać do rozmiarów niemieszczących się w żadnych regułach, z którymi przyszło mu wcześniej obcować, toteż miał zamiar uciekać się do jeszcze paru innych wykwintnych sposobów. Rozważał szantaż, porwanie, ewentualnie morderstwo – ostatnie w bardzo ekstremalnej kulminacyjnie sytuacji. Nie znał Cece nawet na tyle, by nie brać pod uwagę, że posłyszała podobne plotki u którejś z szkolnych gaduł, a potem postanowiła niecnie zabawić się jego kosztem. W tej właśnie chwili, Baldwin Fortescue powziął sobie, że jeśli tylko nadarzy się okazja na odwet, nie uniesie rąk w geście obojętności. Ba, już nawet zaczynał zastanawiać się nad nazwiskami, które mogą doprowadzić go do jakichś brudnych Krukowskich opowiastek. Cecilia na pewno takowe posiada – zlustrował ją wzrokiem. Właściwie… wyglądała na całkiem poczciwą kobiecinkę, ale każdy ma jakieś słabe punkty. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.

      Usuń
  48. On zachowywał się jak dziecko? A kto niecnie wykorzystywał fakty z jego życia osobistego, by wywoływać u niego potworną migrenę? Nikt nigdy nie zasugerował mu, że może zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka, więc dobrze, że nie zrobiła tego i Cece, przynajmniej na głos – najprawdopodobniej straciłaby oko, ucho, może nawet nos. Co też potwierdza tezę o jego dorosłości, miał ochotę przedrzeźnić to jej oddaj, Baldwin. Powstrzymał się, przywołując na usta ironiczny uśmieszek. Wyciągnął notatkę z kieszeni, miętoląc w dłoni w taki sposób, jakby zraz chciał ją potraktować jak niepotrzebne bazgroły pierwszoroczniaka – takie wyrzuca się do kosza.
    Pocałunek w czwartej klasie? Gdyby pochwaliła się tymi nowinkami na głos, Fortescue na pewno skomentowałby je bardzo nachalnie, a potem (w mało wyszukany sposób) dałby jej do zrozumienia, co sądzi o czternastolatkach, które całują się w ciemnych korytarzach. Oburzające!
    - Wciąż napawasz się swoim paskudnym występkiem, Feuntes? Wstydź się – mruknął. Rasowa modliszka, dodał w myślach. Odruchowo miał ochotę się natychmiast cofnąć, gdy ona jeszcze bardziej zmniejszyła dzielący ich dystans, ale wrodzony upór mu na to nie pozwolił. Trwał dzielnie tuż przed nią, ciesząc się z przewagi, jaką dawał mu wzrost. Niestety tylko taką przewagę teraz posiadał, bo to ona miała wszystkie asy w rękawie. Jego mimika brwiowa podskoczyła na niesamowicie wysoki poziom i to wszystko w ciągu jednego popołudnia. Tym razem je uniósł i, owszem, Cece udało się wydrzeć mu swój cenny pergamin, ale tylko przez ogólne zdziwienie, które napadło go wraz z faktem, że go dotyka. Całkiem dziwaczne – ludzie nie dotykali Baldwina, on nie dotykał ich, taka była szkolna umowa, którą Krukonka przed chwilą bezczelnie złamała. Zaczynał nabierać coraz większych i bardziej wyimaginowanych podejrzeń wobec niej. Jak to tak można bez jakiejkolwiek zapowiedzi dotykać ludzi, by osiągnąć swój cel? Zero życiowej etyki, zero dobrej woli. Znowu wykazała się większym sprytem niż on, teoretycznie rasowy Ślizgon.
    Jenkins? Miał ochotę powtórzyć za nią nazwisko brata swojej matki (rzadko używał w stosunku do Rustina określenia wujek, kompletnie to do niego nie pasowało). W głowie zrobił mu się jeszcze większy mętlik, chociaż sądził, że kryzysowa sytuacja została już zażegnana. Nie mógł być jej informatorem. Po jaką cholerę, zdradzałby jej szczegóły z jego życia prywatnego? Nie, nie, nie. Musiało chodzić o coś innego i już miał o to zapytać na głos, kiedy dorzuciła wzmiankę o boisku – od razu poczuł jakieś nieprzyjemne mrowienie w brzuchu (boisko przywoływało złe wspomnienia), które na chwile wyparło podejrzenia o czarnomagicznych interesach. Zamierzał natychmiast zaprotestować, ale… Żałosne, ale w ogólnej konsternacji, pozwolił się wyminąć i dał jej odejść - właściwie przez moment odczuwał przemożną ochotę pociągnięcia jej ze włosy i przywołania do porządku, ale uznał, że to podchodzi już pod czyny karalne. Tak samo z różdżką. Palce go wręcz świerzbiły, ale ogólna ranga i renoma jego szkolnego stanowiska stawiała mu jakieś wymagania, wiec tylko, niesamowicie elegancko, zaklął cicho pod nosem, a potem…
    - Minus pięć punktów dla Hufflepuffu! Cieszcie się, że nie odjąłem wam więcej! Zero organizacji w schodzeniu po schodach. Przed nauką magii powinni wkuwać wam do móżdżków podstawę kultury osobistej…

    Czy powinien ją zignorować i nie przyjąć zaproszenia? Ależ tak. Niestety Baldwin nie mógł sobie darować, by (numer jeden) dowiedzieć się, czy przypadkiem nie posiada kilku jeszcze bardziej niewygodnych informacji o nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze intensywniej interesowało go jej nagłe pytanie na temat Jenkinsa – to jest właśnie numer dwa. Przebiegła natura podpowiadała mu, że może właśnie nadarzyła się okazja do zemsty. Byłoby to piękne, ale całkiem podejrzane jest to, że Feuntes sama wepchnęłaby mu ją do dłoni. O godzinie szesnastej zaczynał zastanawiać się, czy to przypadkiem nie jakaś wielka pułapka – przecież na boisku może czaić się jego wróg (czytaj: informator tej wstrętnej dziewuchy)! W ostatkach chłodnego spojrzenia na sprawę, postanowił wyrzucić z książkowej kolekcji wszystkie nędzne kryminały, które wywoływały u niego podobne zboczenia (Amanda zmuszała go do czytania tej nędznej literatury, mówiąc, że nie mają żadnych wspólnych tematów). Nie, najwyżej to Cecilia ma w planach kolejną poniżającą akcję z nim w roli głównej. Pozostaje tylko nadzieja, że nie załapie się na to wielu gapiów.
      Zazwyczaj udawało mu się kompletnie ignorować śnieg – po prostu bez potrzeby nie wychodził na błonia i nie wyglądał przez szkolne okna – tym razem musiał wziąć pod uwagę jego istnienie. Ba, sytuacja zmusiła go do naciągnięcia na uszy czapki, oczywiście w barwach Slytherinu, bo tylko taką posiadał. Owinął się szczelnie szalikiem, z dwóch powodów – by nie odmarzła mu twarz i w nadziei, że to zapewni mu jakiś minimalny kamuflaż – znowu mogą zacząć się plotki, kiedy ktoś zauważy, w którym kierunku Baldwin Fortescue zmierza w środku tygodnia. Drugie okazało się wielkim niepowodzeniem, kiedy przy wyjściu ze szkoły głośno pozdrowił go profesor zielarstwa. Baldwin tylko zamruczał coś cicho. Szalik zmutował jego słowa na tyle, że równie dobrze mógł mówić po trytońsku. Warstwa śniegu nie była przerażająco głęboka, ale i tak szedł wolniej niż zazwyczaj – pewnie też przez to, że bramki do gry w quidditcha z każdym krokiem były bardziej widoczne, co mu się nie podobało. Jędza, dobrze wiedziała, co robi, gdy wybierała to miejsce. O nie! A jeśli zna historię o jego pierwszym locie na miotle? Potrząsnął głową, przyjmując wyćwiczoną obojętną minę. Nastały już niemal całkowite ciemności, ale jakichś dwóch dzieciaków urządziło sobie prywatny trening, pozostawiając na płycie jakieś prowizoryczne słoiki z magicznym ogniem. Kiedy tak szedł przez murawę, czuł się niemal nagi – zero miejsc, w których można się ukryć. Usiadł na pierwszej z brzegu ławce, mając nadzieję, że Feuntes nie planuje stosownego spóźnienia. Powinien się pouczyć…

      Usuń
  49. [ Chyba postawą na wszystkich przedmiotach. Tomek to badboj, śpi i odstawia cyrki wszędzie : / ]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Widzę w powiązaniach pana z tego samego miasta, co Jamie. Mała rzecz, a cieszy.
    Te kwiatki to tak naprawdę ofiara dla boga gburów, którą Jamie złożyła. Ma zamiar je podpalić i odtańczyć taniec zwycięstwa. Jestem świadoma, że może nie pasować, ale szukałam zdjęcia przez trzy dni i trochę się poddałam.
    A Cecilia jest cudowna! Pochwalę zdjęcie i kartę, fajnie się kończy. :D]

    Jamie

    OdpowiedzUsuń
  51. [ Tworzenie kart nie jest moją specjalnością i najchętniej do karty wstawiłabym tylko zdjęcie i najważniejsze informacje, a postać przybliżyłabym w wątkach, ale jakbym zrobiła tak, to nikt by nie chciał ze mną wątku. Przyznam się, że treść w opisie postaci zlałam całkowicie i nie chce mi się go już poprawiać (może to o mnie źle świadczy, no ale cóż), ale jak będę mieć więcej czasu, to być może to zrobię. Dziękuję za wytknięcie tych wszystkich błędów :) ]

    Clemence

    OdpowiedzUsuń
  52. [Nigdzie się nie wybieram, krzyczeć też nie będę, masz czasu, ile dusza zapragnie. Martwa wena jest paskudnym stworem, doskonale to rozumiem, więc nie spiesz się i pisz na spokojnie.]

    Archie

    OdpowiedzUsuń
  53. [To wróć z Puchonką, skoro żałujesz. Liam lubi, jak dużo dziewczyn kręci się po Pokoju Wspólnym! ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  54. [ Ależ nie musisz nic cofać, lubię jak mi ktoś powytyka błędy, bo wiem, że mam nad czymś jeszcze popracować :)
    Ta mnogość postaci, które natworzyłam i usunęłam, będzie mnie chyba prześladować cały czas. ]

    Clemence

    OdpowiedzUsuń
  55. [ O pochodzenie bodajże, mam krótką pamięć. Śmiem zaproponować ci wątek, co mi tam. Tylko odpisz mi w najbliższym miesiącu, najlepiej z jakimś dobrym pomysłem, to w przypływie cieplejszych uczuć nawet nam zacznę.]

    Shane

    lubię cię za te twoje komentarze pod tymi wszystkimi kartami, pozostawiasz ich ze skokiem ciśnienia, a oni nawet nie wiedzą, co powinni odpisać. dlatego proponuję ci wątek. za bycie fajną i bezpośrednią.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Ano, postanowiłam znowu wrócić, bo mimo wszystko, tęsknie za Hogwartami :3]

    Leoś

    OdpowiedzUsuń