30 lipca 2017

why should i apologize for the monster i've become? no one ever apologized for making me this way

Abigail Lawrence
WAMPIR, ABSOLWENTKA HOGWARTU, PÓŁKRWI, PATRONUSEM KOT DOMOWY, ANIMAG - CZARNA PANTERA
Lawrence, hej, co się stało? Zmieniłaś się. ✦ Wiek: osiemnaście lat, stan umysłu: siedemnaście lat. ✦ Błyszczące oczy. ✦ Uduszę Cię, kocie. Gdyby sama mogła wybrać swój profesjonalny zawód, zostałaby Twoim osobistym utrapieniem. ✦ Tęskniłeś. ✦ Ojciec mugol, matka czarownica, mały domek na pięknej, angielskiej wsi. ✦ Nie było mnie, bo... Miałam kilka spraw do załatwienia. ✦ Ponad rok nieobecności. ✦ To naturalny blond czy naprawdę jesteś aż tak głupia? Śnieżnobiała cera, podkrążone oczy. ✦ Idę do Trzech Mioteł. Idziesz ze mną? 
stara karta ✦ opowiadanie 1, 2, 3, 4
WĄTKI: LUDZIE, CHODŹCIE, NA, WĄTKI

wszystkie powiązane ze mną wpisy znajdziesz po etykietą coup d'état

7 komentarzy:

  1. [ No i po karcie wcale nie poznałam jej zbyt dobrze :( Ale wydaje się... fajna, w taki nieoczywisty, wredny sposób. I na pierwszy rzut oka ją polubiłam :) Baw się z nią dobrze! ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Naprawdę dobrze widzieć nową-starą postać na blogu w chwili, w której na nim tak wiele się dzieje! :) Cześć, przychodzę powitać na starych śmieciach i życzyć nie tylko dobrej zabawy, ale i ruchu pod kartą, bo ten przestój tutaj naprawdę martwi. Zwłaszcza, że nie umiem sobie wyobrazić kogokolwiek, kto nie chciałby, aby tak piękna dama była jego utrapieniem! :D Na koniec zaś: podziwiam, totalnie podziwiam, za tyle opowiadań! :)]

    Connor Greyback

    OdpowiedzUsuń
  3. [o mój boziu. Chodź do Bellka, proszę.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jakiś pomysł na spotkanie po latach? XD]

    OdpowiedzUsuń
  5. Decyzja o rezygnacji z nauki w Hogwarcie była decyzją podjętą szybko, nie było bowiem czasu na zwlekanie. Uczniowie zostali postawieni przed faktem dokonanym w momencie, gdy na zajęciach z ONMS pojawił się zupełnie inny profesor – ci, którzy krążyli niegdyś wokół włości Karkarowa, mogli się jeszcze pożegnać, choć on, pomimo mieszkania na obrzeżach Hogsmeade, niewiele już czasu spędzał w dobrobycie magicznej wioski. Po miesiącu wyjechał, zostawiając niemalże wszystko – chatkę, oba czworonogi, którymi zajął się najlepszy przyjaciel, przyjmując je bez żadnych wyjaśnień, i swoje wspomnienia, spakowane w nieduże walizki. Ale rok minął szybko; nim zdążył się obejrzeć, znów spacerował jednym z londyńskich chodników... Może tylko troszeczkę utykał na skutek kolei losu, i był może odrobinę poważniejszy przez wzgląd na minione wydarzenia, jednak nadal żył i miał się w gruncie rzeczy dobrze. Po prawdzie, walizki rozpakował już w zupełnie innym miejscu, ale do Hogsmeade wracał – po wspomnienia i resztki własnych bambetli, które okazały się jednak zbyt przydatne, ażeby zostawić je na pastwę losu w nieczęsto odwiedzanych progach. A ten miecz, który wisiał niegdyś na ścianie – zabrał go z czystego sentymentu i choć aktualnie kurzył się na strychu, to jednak gdzie nieopodal był, a świadomość ta sprawiała, że czuł się po prostu lepiej.
    Niespiesznie przekroczył próg drzwi. Drewniana, nieco przestarzała już podłoga, od dłuższego czasu nawet nie impregnowana, zatrzeszczała pod naporem jego cielska. Zsunął z głowy kaptur, pozwalając ciemnym blond kosmykom wydostać się na wolność; opadły na jego ramiona i plecy, spięte w niedbałą kitę. Kiedy pozbył się bluzy, kilka jaśniejszych od skóry blizn zaiskrzyło na jego przedramionach, w ciepłym świetle ściennych kinkietów. Mimochodem skierował się do kuchni, bo zawsze parzył owocową herbatę, gdy nagle... po prostu zamarł.
    Jego mózg potrzebował kilku długich sekund, aby przetworzyć niespodziewaną informację, dlatego jak wryty w dechy podłogi, przyglądał się niebieskimi ślepiami tej dziewczynie, którą przecież znał niegdyś tak dobrze. Jej pytanie rozbrzmiało mu w uszach, choć usta nawet nie drgnęły w uśmiechu na widok starej przyjaciółki. W ciszy atmosfera zgęstniała. W tym akcie milczenia, przeanalizował aparycję panny Lawrence, brakowało jej bowiem tej charakterystycznej swojskości.
    Zasłony opadły na kuchenne okno, gdy Karkarow ze splecionymi na klatce piersiowej rękoma, dawał wolne, acz pewne kroki w jej kierunku, ostatecznie zatrzymawszy się w odległości pół metra przed jej ciałem i spojrzeniem ciemnych oczu.
    — Abigail — rzekł niskim tembrem głosu. — Minęło trochę czasu...

    VLADIMIR KARKAROW

    OdpowiedzUsuń
  6. [Cześć! Co prawda nie miałyśmy przyjemności wcześniej się spotkać, ale mojej Rosie baaaaardzo przyda się przyjaciółka, więc zapraszam serdecznie :D]

    Rose Weasley

    OdpowiedzUsuń
  7. [O, dzień dobry! Przepraszam, ale zacznę od czegoś, co mnie całkowicie rozczuliło – matkjeboskie, ten koteł jest genialny! Cześć, siema, witam (po raz kolejny, ale chyba nie miałyśmy przyjemności) na blogu. (: Odważnie i chyba pierwszy raz spotykam się w „potterowskim” grajdołku z postacią wampira i aż żałuję, że karta tak szybko się kończy. Niewątpliwie jednak namówiłaś mnie na czytanie opowiadań, więc oczekuj tam w niedługim czasie moich wypocin, a tymczasem: baw się dobrze, miej dużo weny i znajdź szalone powiązania! ;]

    pielęgniarka VERA THORNE

    OdpowiedzUsuń