5 marca 2015

Dziewic­two po­wodem do chlu­by było. Dziś piętnem in­ności znaczone.


Gregorius Cavendish
VII klasa | Slytherin | prefekt naczelny | czysta krew 
Coś poszło nie tak. Był przecież dobrym dzieckiem, błyskotliwym i rezolutnym, zawsze roześmianym. Marzył, by zostać znanym twórcą zaklęć, by zostać Krukonem, siedzieć przy udrapowanym na niebiesko stole i grać w szachy czarodziejów, a bibliotekę nazywałby drugim domem. Drobnej budowy jedenastolatek ciekawy świata i bez żadnych uprzedzeń, może nieco zarozumiały ale kto by taki nie był pochłaniając takie ilości książek? Miał zostać przydzielony do Ravenclawu. Jak matka, która wychowała go samotnie i którą kochał ponad wszystko – to właśnie ona jest odpowiedzialna za jego szczęśliwe dzieciństwo, za rozbudzenie w nim poszukiwacza przygód. To właśnie ona była przy nim kiedy się bał ciemności, pomagała mu kleić kartonowy zamek i opowiadała najpiękniejsze baśnie. Kupiła mu kota, którego zabrał do Hogwartu i ochrzcił mianem najlepszego przyjaciela. On i Merlin mieli zagłębić każdą tajemnicę Szkoły Magii i Czarodziejstwa, a osoby dopiero co poznane w Ekspresie Hogwart podczas pierwszej podróży miały zostać współtowarzyszami różdżek.
Coś zdecydowanie poszło nie tak, bo obecnie daleko mu do tego chłopczyka sprzed laty.
Kiedy wystąpił ponad szereg by dostąpić zaszczytu Ceremonii Przydziału, już wzrokiem zaklepał sobie miejsce wśród nowych przyjaciół przy stoliku Roweny ale uśmiech z twarzy zszedł mu kiedy Tiara jednym słowem zniszczyła całe jego życie - Slytherin. Poczuł się wtedy jakby ktoś walnął go mocno w twarz, aż spadł ze stołeczka i stał się pośmiewiskiem wszystkich zgromadzonych. Powstrzymywał łzy, w nocy się nimi dławił aż w końcu coś w nim pękło. Slytherin, dom jego ojca. Związek romantycznej Krukonki i bestialskiego Ślizgona nie mógł zakończyć się niczym dobrym, im nie był pisany happy end. Niewinny chłopiec przepadł, marzenia roztrzaskały się o posadzkę Wielkiej Sali w asyście śmiechów i jego własnego przerażenia. Kiedy wrócił do domu na wakacje po pierwszym roku, zamknął się w pokoju i nie chciał wyjść. Bał się, że dostrzeże w nim osobę, która tak bardzo ją kiedyś zraniła. Walka z własnymi słabościami, zakończyła się fiaskiem. Obiecał, że nie będzie taki jak ojciec, a teraz koszmar stał się rzeczywistością i kiedy stoi na przeciwko bogina widzi siebie jako idealną kopię swojego tatuśka, nawet ten drwiący półuśmiech odziedziczył po nim. Ponoć Tiara się nigdy nie myli. Wystarczyły pierwsze trzy lata by jego prawdziwa natura wykiełkowała, altruistyczna natura została wyparta przez samolubność i poczucie wyższości - ale tak by się nie stało, gdyby został przydzielony gdzie indziej, był o tym święcie przekonany. Zgorzkniały pielęgnuje w sobie nienawiść do otaczającego go świata, który kiedyś tak bardzo admirował. Najbardziej nielubiany wśród przedstawicieli swojego domu, przesadnie zamknięty i despotyczny, mistrz wystrzeliwania partyjskich strzał, szczycący się dziwnym poczuciem humoru. Nie odpisuje na listy matki, unika kontaktu z nią za wszelką cenę a w kufrze piętrzą się nigdy nie wysłane listy do niej. Nie jest już marzycielem pragnącym poznać świat, stał się Ślizgonem z krwi i kości. Jak ojciec. 



Max Schneider.
Gadu-gadu : 50339065
Wątki z : Blanche Foucault, Dorian Finn, Flynn Stewarr, Lysee Rookwood, Bellamy Sangster, Gabrielle Nott, Ira Hemsworth, Lena Morris, Addison Hallaway, Carter Rhodes, Colin Turcotte ♥ , Lizzie Madley, Maeve Flower, Sophie Jones, Tony Weyt, Mackenzie Deller - jak kogoś zapomniałam, pisać! 

Gdzie jest wątek?!

196 komentarzy:

  1. [ No cóż, ja mam słabość do Ślizgonów, więc nic więcej nie musze mówić. Witam <3 ]

    kochająca lysse

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć. Ja chcę wątek z wrednym Ślizgonem<3]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Lubię wrednych Ślizgonów, a zwłaszcza ucierać im nosa. Witam i życzę dobrej zabawy. Jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie, może coś wymyślimy c:
    No i Max, w końcu ktoś wziął go na wizerunek <3 Kocham go.]

    William/Clemence

    OdpowiedzUsuń
  4. [Bardzo fajny Ślizgon z Grega, dogada się z Flynnem^^ i cześć, Irytku ;3]

    flynn

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Ślizgoni są najlepsi < 3 Oczywiście że chcę wątek, ale jakoś nie mam pomysłu. Trzeba by nad tym pomyśleć. ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [A ja powiem, że go kocham. Bo to, co przeczytałam mnie wzruszyło. Weasley siedzi za mną i pociąga nosem, szepcząc, że chce wątek. Kij z kolejką, kij z czasem, kij ze wszystkim. Jeśli masz ochotę, napisz c: Mój nierudy rudzielec ma potworną słabość do Ślizgonów.
    Poza tym wielu wątków, mega weny i udanego pobytu c:]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  7. [Max <33 Moje serce zostało podbite tym wizerunkiem, więc nie odpuszczę wątku!]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  8. [Cześć, miło cię tu widzieć <3
    Uwielbiam to nazwisko *_*]

    Louis

    OdpowiedzUsuń
  9. [ciiii, zdradzasz mój sekret. To nie pogardzę pomysłem jeszcze :D]

    f.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ O fajny pomysł, wkręćmy ich w taki wątek jak mówisz, a powiążmy specyficzną znajomością, bo lysse na pewno byłaby czynnikiem gorszącym i odsłaniającym jego typowo ślizgońskie cechy ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Każdy ma jakieś słabości c: A słabością Fredzia są Ślizgoni. No co zrobisz?
    Jeśli chodzi o wątek, to liczyłam na cudowne olśnienie i chciałam przybyć do Ciebie z czymś genialnym, ale mój mózg się zbuntował i kiedy krzyczę, żeby wymyślił powiązanie, to zaczyna śpiewać piosenki o kokosach.
    Nie obrażę się zatem, jeśli wymyślimy coś razem. Może być nawet GG, tam najlepiej knuje się masterwątki :>]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  12. [ Oj wie, wiem, ale jak mam zacząć, to doczekasz się tego dopiero w niedzielę, albo jak mi się uda to jutro po południu, nie wcześniej. <3]

    OdpowiedzUsuń
  13. [dobrze Hansie, wszystko Ci zacznę jak mnie zaszczycisz genialnym pomysłem]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Brr, za zimno w niej, żeby tam siedzieć. ;D]

    Louis

    OdpowiedzUsuń
  15. [Nie wiem czy Raffe byłby z tego powodu zadowolony, bo to taki człek co nie da pokiereszować swej buźki, bo wtedy większość panienek, które za niego odrabiały prace domowe mogłaby uciec w popłochu xD Cześć.]

    Rafael

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Taki ślizgon z krwi i kości, co tu dużo gadać. Mysle ze w pierwszej klasie dogadałby sie z Veronica ale teraz- cóż byloby ciężko bez jakiekolwiek podłoża. Cześć i czołem kluchy z rosołem! ]
    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  17. [To ja bardzo (nie)cierpliwie czekam na twój pomysł<3]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Taki zły, a taka słodka buźka!]
    Ophelia Depollier

    OdpowiedzUsuń
  19. [ No teoretycznie najmniej wątków mam u Willa, ale to też zależy od tego z którą postacią będzie Ci się lepiej wątkować c: Osobiście wolę Willa. Będę wdzięczny jeśli masz jakiś pomysł na powiązanie albo coś :) ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  20. [Pasuje mi to, w każdym bądź razie częściowo tłumaczyłoby to niechęć Addie do facetów - wszystkich uznaje bowiem za świnie, które w końcu zawsze cię zdradzą i porzucą, więc Greg miałby w tym swoją rolę. Addison na pewno poczułaby się zraniona, a z czasem przemieniliby się w to coś z pogranicza niechęci/nienawiści, korzystałaby z każdej okazji, by jakoś mu dopiec, rzucić wredny komentarz czy przypadkiem kopnąć go w piszczel, przechodząc obok niego na korytarzu. Miałaby do niego żal, może nie do końca o to, że tak gruntownie się zmienił, ale o to, że z taką łatwością ją porzucił, jakby nic dla niego nie znaczyła.
    Skoro mają być razem sam na sam to może wspólny szlaban? Albo okaże się, że w środku nocy znajdują się w miejscu, w którym nie powinni się znajdować i będą musieli się gdzieś schować, po czym zatrzasnął się w tym miejscu i będą musieli jakoś znosić swoje towarzystwo? Albo trafią na jakieś dziwne ćwiczenia, podczas których zostanie na nich rzucone zaklęcie wiążące, które działa trochę jak kajdanki i znikną one dopiero, gdy się jakoś ze sobą dogadają?]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  21. [ Nie ma jeszcze nikogo takiego, więc jestem jak najbardziej na tak :D Mogło się zacząć od niewinnego pociągania za warkocze, czy wrzucania pająka za koszulę, takie dziecinne dogryzanie, ktore z czasem przerodziło się w czystą niechęć podsycaną jedynie stereotypami dotyczącymi relacji gryfon-ślizgon. On lubi wyżywać się na niej, bo stanowi dla niego wyzwanie, bo przecież kto znosiłby te wszystkie obelgi i nie odgryzłby się? No właśnie, ona. Może chciałaby zobaczyć jak daleko sięgają granicę jej cierpliwości i obojętności, więc przy każdej możliwej okazji dręczyłby ją w jakiś sposób. Nie wiem...]
    Ophelia

    OdpowiedzUsuń
  22. [Hmmm może jakaś toksyczna przyjaźń lub wręcz przeciwnie? Nasi panowie to prefekci i przez to czują się jakby mieli cały świat u swoich stóp. Moglibyśmy to wykorzystać. :3]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  23. [Jaki cudowny pan! <3 Jakiś wątek mogę udoić <3]

    Lizzie M

    OdpowiedzUsuń
  24. [ No to ja czekam :) ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  25. [W sumie jest o rok starszy, więc w drugiej klasie przypadkowo mogliby jechać w tym samym wagonie. Jeszcze nie byłby tak zgorzkniały i zły do szpiku kości więc opowiedziałby małej wiewióreczce o Hogwarcie, o jego domu, aż w końcu powie jej takie tam bzdury o tym że na pewno trafi do domu węza, i że pokaże jej Hopwart gdy tylko przywdzieje odpowiednie barwy, co jednak nigdy nie dojdzie do skutku bo ona zostanie przydzielona. jako Gryfonką i z automatu wyrósł pomiędzy nimi mur. Ona chciała do niego podejść i z nim porozmawiać, a on ją zlewał, jego koledzy od razu zaczynali z niej szydzić itp. A teraz co? On jest w roczniku z jej przyszywaną siostrą, ona myśli że on należy do niej, jest w stosunku do niego bardzo zaborcza, co dodatkowo zaognia konflikt chłopaka z jej młodszą siostrzyczką, która żywiła do niego urazę. On do niej też- za to kim jest i za to że nie jest z nim w domu- takie to głupie, no ale właśnie o to chodziłoby w tym całym konflikcie. I wtedy wiewióreczka dostanie od niego szlaban, zupełnie nie zasłużony, a dodatkoow on będzie go nadzorował. No fajnie, pozbawiona różdżki będzie musiała robić coś ciężkiego w lochach, gdy nagle ktoś zrobi im kawał i rzuci w nich czymś strikte podobnym do napoju miłośnego, jednak bardziej podchodzącym pod kategorię, odurzających. I tu stanie się puf- zaczną sobie wyrzucać sytuacje sprzed sześciu lat, a potem bezkarnie się obściskiwać, a gdy urok minie znowu będą na sobie obrażeni, tym razem jeszcze bardziej niż poprzednio, aż do chwili gdy na meczu w któreś z nich nie zacznie spadać nieprzytomne a to drugie go nie złapie- taki impuls, głupi odruch i wtedy podadzą sobie dłonie, ale nadal będzie między nimi gigantyczny mur itp.]

    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  26. [Wiele osób:) Co do początku- chodzi o to że zakolegowali się w pociągu, on chciał ją mieć przy sobie w domu a nie wyszło bo ona została gryfonką i miał do niej o to żal, a ona jest na niego zła, bo nie oprowadził jej po szkole. tak z grubsza.
    No dobra, ok- to coś jeszcze?]

    OdpowiedzUsuń
  27. [Ona sama jest dziwna, więc spoko. Ogólnie będzie chciała mieć go na własność nie wiadomo z jakiej paki. To czekam na zaczęcie :)]

    OdpowiedzUsuń
  28. [Huh, jak to wyszło, ze się nie przywitałam?
    Dzień dobry!]
    Sophie

    OdpowiedzUsuń
  29. [Bardzo chętnie ;3 Zarzucisz nam pomysłem? ;>]

    Louis

    OdpowiedzUsuń
  30. [No hej. Logan jest bardzo typowym Persiakiem I mam nadzieję, że ta magia HTMLa zadziała, nie ufam temu szataństwu. Ślizgon z krwi i kości - brzmi jak dobra zabawa. (Przepraszam, spaczenie XD) Można im coś wymyślić, chyba widzę między naszymi panami jakieś małe podobieństwo. Masz jakiś pomysł? c: ]

    OdpowiedzUsuń
  31. [Ta karta do mnie przemawia.
    Pragnę wiec zaproponować wątek!
    Może Sophie będzie próbowała się zbliżyć "naprawić go" a on dostrzeże w nich kopię swojej matki i ojca, w końcu Sophie Krukonka a Greg Slizgon. ]
    Sophie

    OdpowiedzUsuń
  32. [To pomówienie, bo zbieram się w sobie, żeby tam odpisywać właśnie ;P]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Magia? HTML to coś ponad czarną magię! ;-; Ja tylko zarzucam tym, co akurat znajdę w odmętach internetu. Friendzone? Coś jak ja... Hm, poza tym on w miłość nie wierzy, a przynajmniej nie na razie. Merlin wie jak mu się odmieni kiedyś tam...]
    Dorian

    OdpowiedzUsuń
  34. [A jakby tak zrobić z nich coś w rodzaju wrogów? Skoro Greg to Ślizgon z krwi i kości, to pewnie Puchonów ma za ścierwo... :D
    PS. Przy udoić* (mój komentarz wyżej, miał być pytajnik xD)]

    Lizzie M

    OdpowiedzUsuń
  35. [Tak! ♥ Uwielbiam, gdy ktoś ma dwie twarze! ♥ To co, zaczynamy? Zaczniesz, czy ja? :3]

    Lizzie Madley

    OdpowiedzUsuń
  36. [Można jeszcze coś skręcić z tego, że obydwoje są prefektami. Mało tego, G, jest naczelnym. :D ]

    OdpowiedzUsuń
  37. [W takim razie zacznę. Mam jeszcze 2 pytania. :D Rozpoczynamy od akcji na korytarzu? I w razie czego kontaktujemy się na GG, żeby tu nie spamować pytaniami? :D]

    OdpowiedzUsuń
  38. [A przewidujesz drugą próbę? ;3 bo Flynn raczej mistrzem eliksirów nie jest, prędzej poważnie uszkodziłby samego siebie i Grega przy okazji. Od jeziora też się trzyma daleko. Powiązanie jak na wro raczej odpada, ale o Śmierciojadów zahaczyć można i przy okazji zrobić z nich dobrych kumpli] / flynn

    OdpowiedzUsuń
  39. [Hello! Prawdę powiedziawszy to pewnie tego pana Bell tuliłby częściej niż on Bellamy'ego. Bo jego aż chce się tulić :c Ja bym chciała wąteczek, bardzo, bardzo.. ale sama nie wiem co by mogło być w nim zawarte.. any ideas? :3]

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  40. [Obraża mi wizerunek i jeszcze rozkazuje, że mam przyjść. Paskuda! ]

    Blanche Foucault

    OdpowiedzUsuń
  41. [Cześć, cześć :) Nie wiem czy Gideon w takiej roli się sprawdzi, bo żaden z niego wielki rozrabiaka, ale możemy spróbować. Co prawda, męsko-męskie mało mi wychodzą, ale jak rzucisz ciekawym pomysłem to być może się skuszę :D]

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  42. [To w takim razie czekam na następny przebłysk geniuszu] / flynn

    OdpowiedzUsuń
  43. [Zacznę, zacznę, tylko pomysł mi daj :)]

    Gideon

    OdpowiedzUsuń
  44. [To napisz szyfrem. :< Tylko załącz do niego klucz, żebym mógł to odczytać. :D
    A wracając do tematu, to niemożliwe, by Charlie świadomie komuś nie odpisał. Z pewnością zaszła jakaś pomyłka!]

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wiedziałem, że to nie może być prawda! :D Teraz to ja mam uraz. :/ Za olanie i bezpodstawne oskarżenia, chociaż nawet nie wiem do kogo, bo nie chcesz mi powiedzieć. :<]

    OdpowiedzUsuń
  46. [Widzę, że Ślizgoni opanowali najwyższe stanowiska. Panna prefekt naczelna wita!]

    Karlie // Ondria pani prefekt

    OdpowiedzUsuń
  47. [Cesare zrobiłby z tego niezłą zupę :)
    Dziękuję za powitanie i chętnie przeczytam Twój pomysł, bom na wątek chętna :)]

    Cesare Ravenna

    OdpowiedzUsuń
  48. [MATKO KOCHAM TĘ KARTĘ. I to od samego zdjęcia (faza na Maxa bardzo!)
    Także ten, życzę miłej zabawy i wielu intrygujących wąteczków, kolego z dormitorium :3]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Bell to ten typ, który nie lubi mówić o sobie, a już w szczególności nie tych złych rzeczy xd W jaki sposób miałby poznać jego tajemnice? Zwykłe zwierzanie jest chyba trochę przereklamowane, no i nie w jego stylu. Kwestia teraz czy Greg dowie się sam przez przeszpiegi, czy może dodamy do tego odrobinę grozy? :3]

    OdpowiedzUsuń
  50. [Hogsmeade i napady śmierciojadów, stare dobre czasy hg <3 pasuje, co i jak się jeszcze pewnie dogada albo wyjdzie w praniu, jak wolisz] / flynn

    OdpowiedzUsuń
  51. [Tak tak, akceptuje wszystko. Zdradź mi jakieś szczegóły to zacznę]

    OdpowiedzUsuń
  52. Możliwe, że Colin kradł innym ludziom koty. Możliwe.
    Możliwe też, że Colin był zauroczony pewnym Ślizgonem. Możliwe!
    A to wszystko przez Merlina, który prawdopodobnie nie powinien być tak uroczy. Colin był przekonany, że bycie uroczym powinno być prawnie regulowane i pewny, że na pewno gdzieś istniał zapis, który zabrania być aż tak urokliwym. Serio. Czasami poziom uroczości przekracza pewien stopień i, bach!, człowiek się zakochuje. Urocze zwierzę czy jego właściciel – to już raczej nie ma znaczenia.
    Merlin był – z czego oczywiście zdawał sobie sprawę i nie omieszkał często wykorzystywać faktu, że wszyscy go kochają - najbardziej uroczym kotem, jaki chodził po ziemi (oczywiście Turcotte przy Mruczku wszystkiego by się wyparł), a to jakiego miał właściciela sprawiało, że chłopak był gotowy porywać go z lochów przy każdej możliwej okazji, byle tylko oberwać torbą pełną książek po głowie i dostać burę od Gregoriusa.
    Merlin był więc uroczym sobą i łasił się do jego nóg, a Colin chciał go tylko pogłaskać, bo przecież tak miło wyglądające futerko nie może być prawdziwe! I tak to się właściwie zaczęło, a Colin nie chciał, by w najbliższym czasie się skończyło. Brakowałoby mu kota. I jego właściciela, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.
    Istniało duże prawdopodobieństwo, że po ich pierwszym spotkaniu Puchon zmienił się w rasowego stalkera, ale uparcie zaprzeczał wszystkim oskarżeniom. Mimo to, zupełnie przez przypadek znał plan lekcji Ślizgona na pamięć i ukrywał się za stojącymi na korytarzu posągami, byle tylko zobaczyć go przez chwilę. ”Tu chodzi o tego kota”, tłumaczył sobie. ”Kto wie, co ten wariat z nim robi”. W końcu Colin zauważył go w bibliotece i chyba stał się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo ukryty za wysokimi stosami książek, mógł prawie bez oporów mu się przyglądać. Argument o kocie powoli przestawał działać, ale kto by się przejmował. Uroczy kot, uroczym kotem, ale z takimi Ślizgonami nic nie może konkurować.
    Objawienie nadeszło we wrześniu. W bardzo wietrznym wrześniu, trzeba dodać. Siedział na ławce na błoniach, kurczowo trzymając się oparcia i starając się nie piszczeć, kiedy z każdą chwilą wiatr przybierał na sile, a on miał wrażenie, że poderwie go z ziemi i zabierze go ze sobą. Bez parasola latanie nie było tak zabawne jak zawsze. Kiedy Gregorius usiadł koło niego, serce Colina zaczęło bić szybciej. Z trudem powstrzymywał się od nieustannego zerkania na chłopaka. Zamiast tego zatopił dłonie w mięciutkim futrze Merlina, który w czasie wakacji wszedł chyba na nowy poziom bycia cudownie uroczym. Kot mruczał rozkosznie, ale Puchon nawet nie zwracał na to uwagi – Cavendish siedział tak blisko i Colin naprawdę chciał go dotknąć i sprawdzić czy jest prawdziwy. (Był. Kiedy oddawał mu zwierzaka, przypadkowo musnął jego dłoń.) Kiedy patrzył na oddalającego się Ślizgona ucisk w jego klatce piersiowej urósł do niebotycznych rozmiarów i wiedział, że musi coś zrobić. Następnego dnia, podwędził chłopakowi kota. Potem poszło jak z płatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzieciństwie, lunatykowanie było jego prawdziwą zmorą – każdą pełnię księżyca spędzał włócząc się po mieszkaniu, przestawiając różne przedmioty. Jak wynikało z opowieści jego babci, pewnej nocy przyłapała go na układaniu książek w piramidę, z wypitą do połowy butelką oliwy w ręce. Potem pojawił się Mruczek i problem zniknął. Mimo to, dalej wyruszał na nocne eskapady – czy jest coś lepszego od bezkarnego przyglądania się śpiącym ludziom, myszkowania w pomieszczeniach, do których w ciągu dnia nie ma się wstępu i podbierania ciekawych książek, nie tylko ze szkolnej biblioteki, ale również z prywatnych zbiorów? No właśnie. Poza tym, cisza po dniu, wypełnionym szkolnym gwarem działała kojącą i sprzyjała myśleniu, a raczej użalaniu się nad sobą. Był w tym prawdziwym mistrzem.
      Tamtej nocy, wpadł na dość absurdalny pomysł i chociaż i tak nigdy nie odważyłby się zastosować opisanych w książce sztuczek, mógł sobie pomarzyć. Poza tym, świadomość, że zrobił coś w tym kierunku, działałaby na niego kojąco. Udał się zatem na piąte piętro, gdzie znajdował się interesujący go wolumin i szybko pogrążył w lekturze, nie zwracając uwagi na otaczający go świat.
      Dotarł do rozdział szóstego, pod tytułem „Zachowanie”, gdzie autorka miała wytłumaczyć jak wyglądać i się zachowywać, kiedy książka koło niego spadła na ziemię z głośnym hukiem. Podskoczył, o mały włos nie upuszczając poradnika. Przyłożył dłoń do klatki piersiowej, starając się uspokoić szybko bijące serce. Obecność Gregoriusa wcale mu w tym nie pomagała. Wręcz przeciwnie, przyprawiła go o kolejny mały zawał i pokaźne stadko motyli w brzuchu.
      - Minęło trochę czasu. Wróciłem do gry, przecież Prefekci nie mogą się nudzić – odpowiedział, nie chcąc po sobie pokazać jak bardzo cieszy się z obecności chłopaka.
      Odwrócił się przodem do chłopaka (jego uśmiech prawie zwalił go z nóg), próbując ukryć płonące z zażenowanie policzki. Na wszelki wypadek przycisnął książkę mocniej do piersi, mając nadzieję, że chłopak nie zauważył jej tytułu:
      Jak oczarować czarodzieja, podręcznik dla początkujących

      [Też bym dla Ciebie pofaworyzowała, ale jeszcze nie mam jak. Zamiast tego, masz to cóś na górze. Potem będzie lepiej. Musi być.]
      Colin

      Usuń
  53. [Hmm, hmm rada wie, nikt poza nią, póki co :D Bell jest dość niesfornym wilczkiem i choć próbują zamykać go w czasie pełni w Wrzeszczącej Chacie, on naprawdę lubi spacerki w świetle księżyca.. (tak słodko xd) Dlatego już kilkukrotnie go poszukiwali po Zakazanym Lesie, oczywiście ukrywając to przed uczniami :D Bell nienawidzi faktu, że jest wilkiem tak bardzo, że cholernie cierpi przy każdej przemianie xd]

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  54. [Blisko - Chantelle ;) Tak sobie myślę i wymyślić nie mogę, czy mają być w pozytywnych cy negatywnych relacjach, jeżeli wybierzesz, to Ci wszytsko wyjaśnię :) ]

    Ondria

    OdpowiedzUsuń
  55. [Zarys pomysłu jak najbardziej mi się podoba, więc mógłby najpierw ukraść coś potrzebnego z sali lekcyjnej i wtedy Cesare by go złapał na gorącym uczynku, po czym Gregorius mógłby się wytłumaczyć dlaczego to zrobił a potem zobaczymy co Ravenna pomyśli nad jego tworzeniem nowych zaklęć :)]

    Cesare Ravenna

    OdpowiedzUsuń
  56. [Ok, zacząć mogę. hmhmh, coś wymyślę jak się ogarnę i pewnie wpadnę jutro oki? :D chyba, że Ty będziesz wiedzieć coś więcej to zapraszam :D]
    Soph

    OdpowiedzUsuń
  57. Lysse była dobrą uczennicą. Ba! Nawet bardzo dobrą, a jeśliby się postarała, to właściwie mogłaby przewyższyć tych wszystkich wyniosłych i dumnych ze swojej wiedzy Krukonów, którzy na lekcjach zachowują się jakby pozjadali wszystkie rozumy. W sumie jedna podopieczna domu Roweny wygląda jakby spałaszowała całą bibliotekę, szczególnie lubując się w tych opasłych tomiskach, ale cóż, Lysse wolała na śniadanie skromną owsiankę zamiast pożerania ton papierzysk. Lysse mogłaby zostać przydzielona do Ravenclawu i być ulubienicą wszystkich nauczycieli.
    Mogłaby, ale nie jest.
    Bo Lysse nie lubi się uczyć, swoje wiadomości ogranicza do tych zdobytych na lekcjach, na które też uczęszcza z niekrytą niechęcią i wręcz gardzi przedmiotami jak Transmutacja , a Zaklęcia ku zaskoczeniu wielu z jej znajomych wcale nie są jej ulubionym przedmiotem, wręcz przeciwnie, nie przepada za nimi. Ech... A gdyby tak uczyć się tylko Eliksirów lub przesiadywać na Astronomii... No niestety.
    Ta jej niechęć do właśnie zajęć Zaklęć przyczyniła się do jej marnej na nich frekwencji, a co za tym idzie sporych zaległości i w końcu przymusu nauki do zbliżających się nieubłaganie OWTM'ów. To też było przyczyną tego, ze siedziała właśnie w jednej z opustoszałych sal, ćwicząc już kolejną godzinę jakieś durne, bezużyteczne zaklęcia.
    A jej głośnych narzekań i jęków miał zaszczyt wysłuchiwać biedny Greg.
    – Dlaczego to beznadziejne zaklęcie nie chce działać! – krzyknęła podirytowana kolejną nieudaną próbą rzucenia zaklęcia na stojące opodal krzesło. Lysse nie rozumiała przymusu nauki niektórych niezwykle trudnych zaklęć, których zastosowanie naprawdę nie przyda się nikomu w przyszłości. Wychodzi z założenia, że te, które są dla niej niezbędne, ona już zna i ćwiczenie tych kilku, których nie udało jej się do tej pory opanować było bezużyteczne, ale nauczyciel postawił jej żądanie, które musiała spełnić. cholerny profesorek
    Machnęła po raz kolejny różdżką i wypowiedziała słowa, ale wokół niej zamiast oczekiwanego rezultatu pojawiła się jedynie ogromna chmura pyłu, który po chwili opadła.
    – Szlak! Greeeeeeg...

    kochana lysse
    [jakoś zaczęłam, nie wyszło długie, jest beznadziejne, ale jest]

    OdpowiedzUsuń
  58. Standardowa procedura, którą odbywał dotychczas podczas każdego miesiąca od kilku lat powtórzyła się już po raz kolejny. Dwoje nauczycieli odprowadziło go do Wrzeszczącej Chaty i zniknęli, rzucając na odchodne, żeby raczył siedzieć na tyłku i nie ruszał się stąd do jutra.
    Łatwo mówić, trudniej zrobić.
    Bellamy jak w zegarku powtarzał te same czynności. Usiadł na drewnianym łóżku i czekał, czekał po raz kolejny na przeżycie przejścia do piekieł i z powrotem. Już wkrótce miał nadejść przeszywający ból. Ból łamiących się kości, rozrywanych ścięgien i krzywiącego się kręgosłupa. Ból. Pieczenie. Słone łzy spływające po policzkach.
    Znosił to od siedemnastu lat, a ból był zawsze taki sam, albo nawet gorszy. W chwili, gdy wszystko się zaczynało, myślał tylko o tym, że nie chce nikogo zabić. No, z wyjątkiem siebie. Z chęcią ulżyłby sobie w cierpieniu i po prostu się go pozbył, ale to nie było takie łatwe. Kto wtedy zająłby się mamą?
    Towarzyszącą mu ciszę przerwał głośny wrzask, dochodzący z jego gardła. Jego ciało płonęło, a on nie potrafił tego zatrzymać. Zaledwie chwilę później wrzask przerodził się w głośne, rozżalone wycie, a Bellamy Sangster został odsunięty na bok. Jego miejsce zajęła kreatura rządna krwi, rządna śmierci. Wilkołak zawył ponownie, wyciągając szyję ku górze. Ciemność nie stanowiła dla niego żadnej przeszkody, blask księżyca oświetlał mu drogę do pierwszych ofiar.
    Wydostanie się z Wrzeszczącej Chaty było najbanalniejszym zadaniem. Robił to praktycznie każdego miesiąca. Działał instynktownie, pędząc w stronę Zakazanego Lasu. Wyostrzony węch pozwolił wielu zapachom napłynąć do jego nozdrzy, a w niezbyt rozumnym umyśle wilka pojawił się korowód kolorów przedstawiających zapachy. Poruszał się nerwowo, wyszukując tych najładniejszych, które pachniały… posiłkiem?
    I nagle poczuł coś… Zaledwie ułamek sekundy wystarczył, aby to wyczuł. Był daleko, jego zapach niósł wiatr. Człowiek. A potworowi właśnie on był w tej chwili potrzebny.


    Bellamy

    [Źle? Bardzo źle? Wybaacz :c]

    OdpowiedzUsuń
  59. [Nie planowałam Cię wykończyć, musisz uwierzyć na słowo. I jest dobrze, zacznę jutro/dzisiaj(?)] / flynn

    OdpowiedzUsuń
  60. [WIEM! Sophie i Greg na siebie wpadną. Sophie upuści przez to książki a Greg będzie przezywał wewnętrzną walkę czy pomóc czy nie. Koniec końców nie pomoże. A soph mruknie coś w stylu "slizgon jak się patrzy" albo jakąś inną slizgońską obelgę. Greg się odwróci powie cos w stylu "co ty powiedziałaś" itp, jakaś tam kłótnia. A potem mogliby pójść na błonia, i Soph próbowałaby "zmusić" Grega żeby się się przed nią otworzył czy coś :D]
    Soph

    OdpowiedzUsuń
  61. [Zacznę, żeby Ci ulżyć xD]

    Sophie właśnie pędziła na eliksiry. Idąc szybkim krokiem próbowała jeszcze coś powtórzyć na sprawdzian, który za chwile miała pisać. Nic wiec dziwnego, że na kogoś wpadła, upuszczając przy tym jej księgę.
    - Uważaj jak łazisz. - mruknęła na tyle głośno, żeby przechodzień to usłyszał. Podniosła głowę i spojrzała na chłopaka wzrokiem 'zamierzasz mi może pomóc?' Wtedy jednak zobaczyła jego zielony krawat i już zrozumiała, że pomocy nie dostanie. Strony książki się rozsypały. Świetnie, teraz na pewno nic nie powtórzy. Widziała stopy chłopaka oddalające się, więc tylko powiedziała:
    - Typowy zadufany w sobie ślizgon. - co jak co, ale z nienawiścią do ślizgonów to mogłaby być w gryffindorze.

    Soph

    OdpowiedzUsuń
  62. [Max <3
    I nie taka już blondyneczka z niej :D Ale cześć!]

    Valentina

    OdpowiedzUsuń
  63. Może dla większości krukonów nazwanie mądralą było komplementem. Dla Sophie jednak było to najgorszą obrazą.
    Jak tylko chłopak się odezwał zagotowała się w niej krew. Chociaż współczuła mu strasznie. Widać, że nie jest sobą. Jego słowa są zielone, ale oczy niebieskie. Momentalnie złagodniała a jego słowa puściła mimo uszu. Powinna mu pomóc, widać, ze tego potrzebował. Szczerej rozmowy. Z jednej strony wątpiła, żeby się przed nią otworzył a z drugiej kto nie ryzykuje nic nie zyskuje
    - Masz rację, przepraszam. Możemy się przejść? Potrzebuję rady mądrego człowieka - powiedziała najmilszym tonem jakim tylko mogła i nie czekając na reakcję chłopaka pociągnęła go w stronę błoni.

    Soph

    OdpowiedzUsuń
  64. [Wybaczam :3 Wątek jak najbardziej! Widzę, że oboje mają problemy ze swoją tożsamością w pewien sposób. Hmm, może któregoś wieczora, nie tak dawno temu, oboje mieli chwilę słabości i się trochę przed sobą otworzyli? Teraz unikają się jak ognia, w głębi duszy bojąc się, że ta druga osoba wszystko innym wypapla. I teraz możemy ich zmusić do konfrontacji, gdy nauczyciel Eliksirów karze im zrobić porządek w starych eliksirach za to, że na przykład tylko oni nie oddali jakiegoś wypracowania, a miał dobry humor i nie chciał stawiać im T ;)]

    Valentina

    OdpowiedzUsuń
  65. [Nie no, wymyślę coś innego w takim razie :) Myślę, że ten pomysł ze wspólnym sprzątaniem eliksirów może zostać. Co do powiązania zaś, może ich matki się znają, więc w dzieciństwie byli skazani na swoje towarzystwo? On był wtedy jeszcze grzeczny i pomocny, zaś Valentina zachowywała się jakby jej kij do dupy wcisnęli, była nudna i ułożona. Ogólnie za sobą nie przepadali, więc kiedy wyjechali do Hogwartu, w ogóle nie utrzymywali kontaktów i ze sobą nie rozmawiali jeśli nie musieli. No i tak dotrwali do klasy szóstej, gdzie nagle będą musieli ze sobą spędzić kilka godzin w jednym pomieszczeniu :)]

    Valentina

    OdpowiedzUsuń
  66. [Oki, więc zacznę, wybacz, że tak późno. Nie wiem, czy dobrze to zrobiłam... :(]

    Ten dzień zaczął się koszmarnie dla panny Madley. Najpierw zaspała, spóźniła się na śniadanie, potem nie znała odpowiedzi, kiedy pytała ją profesorka od czarnej magii, a jeszcze później zbrudziła swoją hogwartowską szatę. Miała ochotę wymierzyć sobie jakąś konkretną karę, bo uważała, że w pełni na nią zasługuje.
    Krzątała się po korytarzach Hogwartu bez celu i zastanawiała się nad tym, co takiego mogłaby zrobić, by dać sobie jeszcze większą nauczkę. Dla niej to nie było bez sensu. Miała hopla na punkcie sprawiedliwości, a z tym, do czego dzisiaj dopuściła, zasługiwała w swoich oczach na wszystko co najgorsze.
    Szybko przebierała nogami. Przyciskała książki o piersi, a jej oczy ciskały pioruny na wszystkie strony świata.
    Nagle natrafiła na jakąś przeszkodę na swojej drodze. Odbiła się od niej jak gumowa piłeczka i wylądowała na podłodze, rozsypując podręczniki dookoła siebie. Spojrzała w górę i natrafiła na ciemne, brązowe tęczówki.

    Lizzie M

    OdpowiedzUsuń
  67. [Mam pomysł na sam wątek, ale znając swoją wyobraźnię, będzie to kolejny kiepski zlepek moich myśli. ;_; Ustalmy, że nasi panowie przyjaźnili się od pierwszej klasy, mogli poznać sie nawet jak większość w pociągu. Na początku byli naprawdę dobrymi kumplami, przyjaciółmi, ale potem ulegało to zmianie. Wraz z przemianą Grega, ich relacja również się przekształciła. Z prawdziwych przyjaciół, stali się dla siebie zagrożeniem i czymś co trzeba było jak najszybciej rozdzielić. Niestety przez te wszystkie lata trwali przy sobie i nawet nie zauważyli, że byli dla siebie jak trujący grzyb. Wyjawiający sekrety, kręcący za placami manipulanci, którzy mieli jeden wspólny cel – być prefektami numer 1. Chcieli posiadać władzę, która nie mogłaby ich ograniczać. To mógł być główny powód ciągnięcia dalej tej toksycznej relacji. Mimo, że to nie byłoby coś co dawniej, dalej odczuwaliby chociaż trochę tę łączącą ich więź. Czasem wspólnie wymykaliby się do Hogsmeade, wspólnie podrywaliby Ślizgonki i wspólnie sprawowaliby władzę nad uczniami (czyt. przykładowi prefekci). Niestety częściej byliby właśnie tymi toksycznymi przyjaciółmi. Tutaj zaczynam objaśniać mój pomysł. Pewnego razu, Gabriel byłby umówiony na randkę i Greg odprowadzałby go na miejsce, po drodze dając mu kilka wskazówek, bo uważałby, że jest lepszy w kontaktach z dziewczynami. Nagle Gabi dostałby niedocukrzenia i cały świat zacząłby wirować. Twój pan postanowiłby to wykorzystać i sam umówić się z Suzanne (uznajmy, że tak będzie mieć na imię). Zostawiłby przyjaciela i pobiegłby na randkę. Potem tłumaczyłby się, że spanikował i nie wiedział co robić, dlatego uciekł. Kilka dni później okazałoby się, że on i Suz są parą. Tutaj wymówka, że spotkali się całkiem przypadkowo i tak samo z siebie wyszło. Gabriel uznałby to za idealny czas na małą zemstę, chociaż przed twoim Ślizgonem udawałby, że mu wierzy. Posyłałby Suzi ukradkowe spojrzenia, niechcący trąciłby ją ramieniem albo szeptał komplementy, gdy Gregorius by nie patrzył. Niby małe gesty, ale dziewczyna dałaby się nabrać i zerwałaby z Gregiem. Wtedy Gabi wyparłby się wszystko i skłamał, że znalazł sobie inną. Co ty na to? Proszę nie bij, jeżeli Ci się nie spodoba. W ogóle mam nadzieję, że twój pan nie znalazł sobie jeszcze obiektu westchnień, bo jeśli tak to połowa pomysłu jest nieaktualna. Dziękuję za przebrnięcie przez to coś. ;3 xd]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  68. Dwukolorowe oczy wilkołaka, jedyne, po czym można było rozpoznać w nim Bellamy’ego, w szaleńczym tempie poruszały się w poszukiwaniu ofiary. Przez jego ciało przepływały dreszcze, a euforia zawładnęła umysłem. Zapach napływający do wyczulonych nozdrzy był coraz silniejszy. Łapy tętniły o leśną ściółkę, a on czuł coraz większą ekscytację.
    Zatrzymał się nagle na samym brzegu polany. Rozglądał się dookoła i niemal od razu zauważył znikającą między drzewami ciemną postać. Mrożące w żyłach krew wycie przecięło nocną ciszę, a czas nagle jakby zwolnił.
    Wilkołak odbił się przednimi łapami od ziemi, ruszając w pościg za człowiekiem. Gniótł kwiatki, łamał gałęzie. Nic go nie obchodziło. Nic, poza biegnącą ofiarą ciągnącym się za nią zapachem. Chciał go zabić? Przemienić? Pożreć? Nieważne, chciał go dogonić i się nim pobawić. Liczył na to podczas każdej pełni. Na zabawę, którą dla niego było podgryzanie, podrzucanie, trącanie i tylko Merlin wie, co jeszcze.
    Manewrował między drzewami, uważnie przyglądając się terenowi, choć było to zupełnie zbędne. Chwilę zajęło mu wyprzedzenie człowieka, okrążył go i chowając się za drzewami czekał, aż ten się zbliży.
    Słuch, równie wyczulony, co węch był w tej chwili doprawdy przydatny. Kroki stawiane przez jego ofiarę, były dla niego niczym uderzanie w bęben. Powolnym krokiem wyszedł spomiędzy drzew, a ślina niekontrolowanie wypłynęła spomiędzy jego rozchylonego pyska.


    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  69. [Możesz zacząć od tej sytuacji na korytarzu. Może od tego jako go zostawia, zresztą zostawiam to tobie. :3]

    OdpowiedzUsuń
  70. Nagły wybuch, przerażający gorąc i to oślepiające światło sprawiło, że odskoczył od ściany ognia. Zapiszczał, czując palący ból na przedniej łapie. Zwierzęcy instynkt, jedyny, jaki posiadał w tej chwili, nakazał mu złagodzić ból. Długim językiem nawilżył piekące oparzenie. Dokładnie na tym zakończyło się jego chwilowe zainteresowanie samym sobą. Po trwającej około minutę chwili, przypomniał sobie, że gdzieś niedaleko musi być jego nowa zabawka.
    Oznajmił swoją obecność w lesie głośnym wyciem i okrążył palące się, już w mniejszym stopniu drzewa. Las był dla niego niczym drugi dom, przynajmniej dla tej części Bellamy’ego. Ruszył przed siebie, węsząc w poszukiwaniach samotnego osobnika, który nie mógł mieć możliwości wydostania się choćby na błonia.
    Nie pchał się między gałęzie, poruszał się po mniej zarośniętej części. Słyszał oddalone nieco kroki, nadal czuł ciągnący się zapach ludzkiego strachu. Biegł przed siebie. Wdarł się pomiędzy rosnące już niego rzadziej drzewa. Dyszał głośno, pomrukując przy tym.
    Gdzie podziała się jego zabawka?
    Piwno-niebieskie oczy przeczesywały teren. Sekundy płynęły, jakby były minutami. Zatrzymał się. Byli blisko siebie, czuł to. Drapieżnik i ofiara. Już niemal czuł satysfakcję z wygranego pościgu. Wyprostował się, ponownie zawodząc do świetlistego księżyca, a dźwięk ten zdawał się być przesiąknięty rządzą mordu.


    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  71. [Idę, idę. :3 Greg utrzymuje kontakty z ojcem? Jeśli tak, mam pewien pomysł. Nasi panowie mogli poznać się przez ojców. Przypuśćmy, że rodzice Blake'a zaprosiliby tatusia G. na obiad, a on akurat spędzałby u niego czas. Starsi mogliby uznać, że znajomość ich synów przyniosłaby wiele korzyści i ku ich niezadowoleniu - na siłę staraliby się stworzyć między nimi wieź. Oni zamiast się polubić, mogliby się nienawidzić. Mają podobne charaktery, więc daje nam to mieszankę wybuchową.]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  72. [Będę taka dobra i zacznę, ale dopiero jutro. :3]

    Blake

    OdpowiedzUsuń
  73. [Wiem, wiem. Jestem okropna, ale nie miałam głowy do takich realistycznych wątków. Powstrzymywałam się długo przed odejściem tylko ze względu na Hansa, ale cóż... Wątek ze Ślizgonem zawsze i wszędzie.
    Co do wątku... Może spotkaliby się lata temu w pociągu, byli do siebie tacy podobni. Polubiliby się oczywiście i po tym jak oboje zostali tak wyrolowani przez Tiarę utrzymaliby ze sobą kontakt mimo wszystko. Kolegowaliby się, może nawet przyjaźnili, ale potem Greg zaczął się zmieniać i wszystko zaczęłoby się psuć. Efekt by był taki, że od ładnych kilku lat jak to Ślizgoni z Gryfonami drą koty (czyt.: Greg jej dogryza, wyzywa, dokucza itp., a Gabi stara się bronić, chociaż w głębi duszy wierzy, że to ten Greg, którego poznała w pociągu jest tym prawdziwym).]

    G. Nott

    OdpowiedzUsuń
  74. [Nigdzie się nie wybieram :) Preferuję wątki średniej długości, bo ja nie należę do osób, które leją wodę, że tak się wyrażę :)]

    Cesare Ravenna

    OdpowiedzUsuń
  75. Pamiętał ten dzień z taką dokładnością, jakby zagnieżdżone w pamięci epizody wydarzyły się wczoraj, a nie przeszło sześć lat temu. Oczyma wyobraźni widział samego siebie jako podekscytowanego jedenastolatka, z wymalowaną na twarzy ciekawością spoglądającego w szybę ekspresu Hogwart i nie mogącego doczekać się momentu, w którym słynna Tiara Przydziału poniekąd zdecyduje o jego przyszłym losie i późniejszym dorosłym życiu. W decyzji tego starego, historycznego kapelusza, pokładał swoje wszelkie nadzieje, zaciskając kciuki i niczym mantrę powtarzając tę jedną konkretną prośbę: Ravenclaw. Byle nie Slytherin. W tamtych dość odległych czas jak każde dziecko posiadał naiwną nadzieję na spełnienie jego mało wygórowanych oczekiwań, by w rezultacie zawieść się i skończyć jako pozbawiony marzeń realista, nie tracący czasu na zatracanie się w nierealnych złudzeniach, nie mających prawa ujrzeć światła dziennego. Nie potrafił przyjąć ze spokojem informacji o tym, iż siedem lat swojej szkolnej egzystencji spędzi w ciemnych Lochach, definiując się mianem Ślizgona. Nie Krukona, czego pragnął od chwili otrzymania listu. Z biegiem lat tłumaczył sobie, iż potomek Śmierciożercy nie ma najmniejszych szans na zasilenie szeregów któregokolwiek z Domów, nie kojarzącym się z zaklęciami niewybaczalnymi, Lordem V czy czarną magią. Wbrew temu odczuwał adekwatne rozgoryczenie i był pewien, że on czuł to samo. W końcu planowali razem zasiąść przy stole Ravenclawu i wspólnie zdobywać punkty ku chwale wielkiej Roweny. Planowali. Rozmowy dwójki dzieciaków zajmujących ten sam przedział w pędzącym do przodu pociągu przeistoczyły się w najgorszy scenariusz, zrodzony w ich głowach i brutalnie przeniesiony do rzeczywistości.
    — Odłożyłbyś wreszcie tę książkę — westchnął mu tuż nad uchem, z lekko naburmuszoną miną spoglądając na pochłoniętego nauką kumpla, nie poświęcającego mu ani grama należnej uwagi. Flynn rzadko kiedy wychodził z inicjatywą opuszczenia pokoju wspólnego w celu podjęcia nielegalnej wyprawy, coby za bardzo nie demoralizować pana Prefekta Naczelnego, jednak musiał przyznać, mając go po swojej stronie łamanie zasad regulaminu stało się przyjemniejsze i mniej ryzykowne. Całotygodniowe ślęczenie nad rolkami pergaminu w asyście grubych tomiszczy podręczników skutecznie pozbawiło go resztek sił, ale zachowane na czarną godzinę ostatki w jego osobistym mniemaniu powinny wystarczyć, aby z uśmiechem pomaszerować ku Hogsmeade; jedynej alternatywnie dla znudzonych Wężów.
    — Tobie także śniły się Trzy Miotły, prawda Greg? — zapytał z udawaną obojętnością — I dwie szklanki Ognistej Whiskey? — dodał, sugestywnie wskazując gestem na ukryte w ścianie przejście, wyprowadzające uczniów na zatłoczone korytarze. Z dala od osnutych zieloną poświatą Lochów. / flynn

    OdpowiedzUsuń
  76. [ A to ja miałam zacząć? :D
    Ale czuje dramę, bo ona nie będzie się bała mu odpowiedzieć <3]
    Ira, która będzie uwielbiała go wkurzać

    OdpowiedzUsuń
  77. [ A mówiłam, że masz nie kasować! Grrrr. Ale z jego perspektywy zaczęcie będzie lepsze, bo to on miał się czepiać :<<<<<<<]
    Ira

    OdpowiedzUsuń
  78. [ To chociaż pomóż mi wymyślić jakieś okoliczności :< Ona go zje.]
    Ira

    OdpowiedzUsuń
  79. [ Wyobraziłam to sobie, ryczę ze śmiechu. Zacznę w dzień pewnie. I zje jak będzie dla niej niedobry! Aj wyczuwam naprawdę świetne kłótnie]
    Ira

    OdpowiedzUsuń
  80. Rana na łapie wciąż piekła, nie dając o sobie zapomnieć. Jednak rządza mordu była zdecydowanie silniejsza niż ból. Kreatura popędziła za uciekającą zabawką. Widział go. Był tak blisko. Zapiszczał nagle, gdy światło pochodzące z różdżki oślepiło go na moment. Do jego uszu, dobiegł głośny trzask. W ostatniej chwili zdążył przebiec pod walącym się drzewem i kontynuować pościg. Odległość między nimi zmniejszała się z każdą chwilą. Jego zęby kłapały w krwiożerczym rytmie.
    Zatrzymał się gwałtownie na krawędzi urwiska. Spojrzał z góry na leżącą kilka metrów niżej postać młodego mężczyzny. Z jego gardła wyrwał się głośny, chropowaty dźwięk, który przypominał szczeknięcie. Nie był kotem, nawet jeśli był pragnącym krwi potworem, bał się skoczyć. Obserwował swoją ofiarę. Zamrugał leniwie.
    Wznowił pościg, poruszając się brzegiem urwiska, które za kilka chwil powinno zacząć się obniżać. Z każdą chwilą czuł się coraz bardziej zły. Nie był w stanie zrozumieć, jak to możliwe, że zwykły człowiek już tak długo mu ucieka.

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  81. [Jest dobrze :3]

    Nie zauważyła go. Z impetem zderzyła się z niezidentyfikowanym ciałem osobnika płci męskiej, bo było ono zbyt twarde, by mogło należeć do dziewczyny, pozbawiając ich oboje równowagi. Szybko jednak pozbierała się z podłogi, gdyż uciekanie przed wściekłymi braćmi/opiekunkami/uczniami/nauczycielami/duchami niepotrzebne skreślić opanowała do perfekcji w czasie swojej kryminalnej kariery, która trwała właściwie od zawsze. Bycie krnąbrnym dzieciakiem przydawało się w walce z Irytkiem, kto by na to wpadł? Pomogła chłopakowi podnieść się do góry, kątem oka rejestrując jego lekko kręcone, czarne włosy i ruszyła przed siebie sprintem, jakby gonił ją sam diabeł, bo w zasadzie tak było. Ten duch był prawdziwym utrapieniem, ale właśnie dlatego Addison go lubiła, ponieważ przypominał jej trochę ją samą - był tak samo odrzucony, niechciany i samotny, czarna owca Hogwartu. Ale jej współczucie kończyło się w miejscu, w którym Irytek zaczynał rzucać w nią ciężkimi częściami blaszanej zbroi, która mogła pozbawić ją którejś kończyny lub nawet głowy.
    Nie pomyślała. Po prostu wbiegła do pierwszego schronu, który pojawił się na horyzoncie. Dopiero gdy zatrzasnęła za sobą drzwi, zrozumiała, że jest już za późno na ratunek. Ale lepiej było spędzić całą noc w schowku na miotły niż oberwać mieczem, prawda?
    Szybko zmieniła jednak zdanie, gdy zobaczyła, z kim los postanowił ją zetknąć tej nocy.
    - Zaskakujące, że jeszcze w ogóle pamiętasz moje imię, Cavendish, po tyłu latach ignorowania. - W momencie, w którym przestała być mu potrzebna, przestała się również liczyć, chociaż długo nie mogła tego zrozumieć, a jeszcze dłużej z tym pogodzić.
    Addie nie potrafiła udawać emocji, fałsz nie przychodził jej tak naturalnie jak innym, dlatego nigdy nie dostrzegała go wystarczająco szybko, by się przed nim obronić. Tak łatwo było ją nabrać, wystarczyło kilka słów, czułych gestów i tajemniczych uśmiechów, by przyjmowała kgooś w pełni z jego zaletami i wadami, bo nigdy nie potrafiła robić czegoś połowicznie. Gdy kochała, robiła to całym swoim jestestwem, dając się tak łatwo omamić nadziei, że być może tym razem nie zostanie zdradzona, tym razem może zaufać, bo będzie inaczej. Czekał ją tylko kolejny zawód, kolejne cierpienie, które w swojej naiwności sama na siebie ściągnęła. Był jej przyjacielem. Przynajmniej tak jej się wydawało, gdy razem biegali po zamku, umykając przed uczniami najstarszej klasy, której wywinęli kawał, gdy razem włamywali się do gabinetu nauczycielki transmutacji, aby podmienić swoje prace, gdy razem wspinali się w nocy na szczyt wieży, by podziwiać gwiazdy, do których oboje nie mieli dostępu w lochach i w kuchni. Po tylu latach chyba w końcu umiała docenić jego umiejętności, podziwiać kunszt stworzonej przez niego iluzji, ale to wciąż bolało, chociaż wydawałoby się, że osoba z tyloma bliznami i rysami już nic nie czuje. Bycie skorupą byłoby dużo prostsze, dużo mniej bolesne, ale Addison została stworzona do empatii, nawet jeśli zakrywała ją grubą warstwą brutalnej siły. Greg zdradził ją w sposób, w który nie zdradza się drugiej osoby, bo brzemię własnej głupoty i ufności nosi w sobie do końca życia. Cierpienie zastąpiła nienawiścią, bo choć nie potrafiła więcej spojrzeć mu w oczy, walczyła z nim, z każdą chwilą zrzucając z siebie część ciężaru, który nałożył na jej barki, gdy ją opuścił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała ochotę wyć. Miała ochotę coś rozwalić, byle tylko uwolnić z siebie część destrukcyjnej siły, która przejęła nad nią kontrolę, gdy oczy Grega odnalazły jej zielone w ciemnościach. Była wdzięczna za tą wściekłość, która chwilowo przesłaniała jej percepcję - Addie panicznie bała się malutkich składzików i tylko furia nie pozwalała jej wpaść do otchłani strachu, która zaczynała kiełkować w jej duszy.
      - Dzięki za ratunek, mój księciu na białym koniu. Wszystko miałam pod kontrolą, dopóki nie postanowiłeś się wtrącić - warknęła, odwracając się do niego plecami. Tak naprawdę chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz, co o nim myśli, zapytać dlaczego, kopnąć go w jaja, ale ciasna przestrzeń sprawiała, że nie miała ochoty na tego typu rozmowę, zwłaszcza, jeśli utknęli tu sami na kilka godzin.

      Addie, która już wie, że z tego nic dobrego wyniknąć nie może

      Usuń
  82. [Ok, może tak być :) Zaczniesz? Ładnie proszę <3]

    Valentina

    OdpowiedzUsuń
  83. [Przepraszam.]

    W uśmiechu Gregoriusa było coś, co sprawiło, że Colin prawie rozpłynął się na jego widok – zmiękły mu kolana, a to miłe uczucie, które pojawiło się na widok chłopaka, rozrosło się w tamtym momencie do niebotycznych rozmiarów. Turcotte doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że miał niesamowitą słabość do Ślizgona i czasami odnosił wrażenie, że chłopak zawładnął nim do tego stopnia, że wystarczyłoby jedno słowo poparte takim uśmiechem, a on, bez wahania, skoczyłby na główkę ze szczytu Wierzy Astronomicznej.
    Puchon uwielbiał spędzać czas z Gregoriusem, ale świadomość, że znajdował się jednocześnie tak blisko i tak daleko chłopaka nie dawała mu spokoju – mógł przecież powiedzieć mu co czuje, może nawet zmusić do pocałunku, ale doskonale wiedział, że jeśli tak się zachowa, wszystkie jego wysiłki pójdą na marne i prawdopodobnie straci szansę na kontynuowanie znajomości ze Ślizgonem. Do tego zaś, za nic w świecie nie mógł dopuścić. W końcu przyjaźń nie była taka zła - dalej przecież mógł przebywać w pobliżu chłopaka, spędzać czas z nim i Merlinem, patrzeć na jego uśmiech, słuchać tego co ma do powiedzenia. Scenariusz, w którym odjeżdża razem z nim na jednorożcu, w stronę zachodzącego słońca, był równie prawdopodobny co inwazja kosmitów, więc Colin wolał się nad nim nie zastanawiać. Po co robić sobie złudną nadzieję? Owszem, czasami wyobrażał sobie jakby to było, móc bez pytania przytulać się do Gregoriusa, trzymać go za rękę i móc słuchać bicia jego serca, ale był prawie pewien, że nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić na coś takiego.
    Pytanie chłopaka było najgorszym pytaniem, jakie mógł zadać i Colin powoli zaczynał panikować. Gorączkowo zastanawiał się, co pomyśli sobie Gregorius, kiedy pozna już tytuł poradnika i czy to zmieni ich relacje na gorsze. Przycisnął mocniej książkę do piersi nie chcąc pokazywać jej chłopakowi, ale to nie po mogło i po krótkiej szarpaninie Ślizgon trzymał pozycję w ręce. Kiedy spojrzał na okładkę, uśmiech zniknął z jego twarzy. Serce Colina przestało bić, na widok zmieniającego się wyrazu twarzy Cavendisha. Jego wymuszony uśmiech sprawił, że dobry humor Turcotta błyskawicznie wyparował, a wnętrzności zwinęły mu się w supeł. W gardle natomiast urosła gigantyczna gula.
    A więc to już koniec gry. Wydało się
    - Nic się nie stało – wziął do Gregoriusa poradnik i odwrócił się do niego plecami. Odłożył pozycję na jej miejsce na półce, po czym pogładził delikatnie jej grzbiet. W tamtej chwili nie wiedział, kogo nienawidzi bardziej. Siebie za nieuwagę i brak rozsądku czy tą przeklętą książkę, która miała zbyt oczywisty tytuł. Ciągle się nie odwracając, powiedział drżącym głosem, decydując się na wyznanie prawdy. Raz kozie śmierć, prawda?
    - Ja chciałem oczarować… Znaczy się zależy mi na… - ciebie - …nieważne. – w ostatniej chwili stchórzył. Odwrócił się przodem do chłopaka i spróbował się uśmiechnąć. – Nie wiem co sobie myślałem.
    - Gdzie Merlin? – spytał, chcąc zmienić temat

    Beznadziejnie zakochany Colin, który jest tak beznadziejnie beznadziejny, że swoją beznadziejnością nie równa się beznadziejności innych beznadziejników tego beznadziejnie beznadziejnego świata

    OdpowiedzUsuń
  84. [Hunter z przyjemnością będzie się o nią potykał :D W takim razie mamy już zalążek wątku!]

    OdpowiedzUsuń
  85. Stukot kół pociągu, które rytmiczne uderzały w szyny, wprawił Blake’a w stan odprężenia i spokoju. Chłopak leżał na dwóch siedzeniach i głowę opierał o szybę. Jego myśli zaprzątały tylko wizję bogato obsadzonego w atrakcję weekendu, który zafundować miał jego ojciec. Wyobrażał sobie mile spędzone chwile z rodzinną, a nie kolejny tydzień jako więzień lochów. Po całym semestrze intensywnej nauki należało mu się kilka dni wolnego, dlatego bez wahania spakował walizki i wsiadł w pociąg, którym wyruszył w drogę powrotną do domu. Listowne kontakty z najbliższymi nigdy nie potrafiły zastąpić mu rozmowy w cztery oczy. Cieszył się niesamowicie, że wreszcie będzie mógł odwiedzić swoich rodziców, którzy przy okazji wygospodarują mu cały wolny czas tak, że nie będzie miał chwili wytchnienia i wystarczy mu zabawy na kolejne miesiące. Siedział, więc niesamowicie podekscytowany i czekał tylko aż znajdzie się w swojej rezydencji.
    Z peronu odebrali go rodzice, z którymi powitanie zdawało się nie mieć końca. Również dziadkowie zaszczycili go obecnością na stacji. Uwielbiał ich, ponieważ to głównie dzięki nim pokochał barwy zielono-srebrne, które były odznaką Domu Węża. To głównie oni wychowali go, gdy jego rodzice byli zajęci pracą w ministerstwie i ratowaniu ich od Azkabanu. Niestety szybko opuścili oni peron i udali się do swojego dworu. Blake również postanowił opuścić już stację i udać się do domu, aby odpocząć po męczącej podróży. Rozkazał lokajom zabrać walizki, a sam wsiadł z rodzicami do samochodu i odjechał.
    Po dwugodzinnej jeździe zajechał pod bramy ogromnej posiadłości. Na hasło, które wypowiedział pan Walker, żelastwo otworzyło się i wpuściło do środka posesji czarny, połyskujący w świetle słonecznym pojazd. Na podwórzu jak zwykle spacerowały dwa białe husky, których głównym zadaniem było pilnować domu przez nieproszonymi gości, którym jakimś cudem udałoby dostać się za ogrodzenie. Chłopak rozglądał się dookoła i zdał sobie sprawę, że wszystko jest na swoim miejscu. Godne podziwu, zadbane rabaty kwiatów – wyczarowywany w czasie mrozów przez jego matkę, by dodać uroku posiadłości, sumiennie uprzątnięte podwórko i zaczarowane drzewa, które przez cały rok ozdobiony były bujnym wachlarzem liści. Przechodząc prostą, wysypaną żwirem aleją, uciął krótką rozmową z ojcem. Dopiero teraz starszy Walker oznajmił mu, że gościł będą gościł dwójkę przedstawicieli rodu, który również uznaje się za bardziej ceniony wśród czarodziejów. Blake nie przejął się zbytnio tą informacją, ponieważ miał już swoje plany. Nie widziało mu się ich odwoływać. Hol, do którego wchodzi się szerokimi, marmurowymi schodami, jak zwykle przykuł uwagę Ślizgona. Ściany ozdobione były portretami przodków Blake, a na samym końcu również jego obraz znajdował się w tej wspaniałej wystawie.
    Walizki, które leżały przy wejściu do salony, wprawiły go w niemałe zdziwienie. Dopiero po chwili przypomniał sobie o wizycie, którą zapowiedział jego ojciec. Uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył osobę, której nigdy nie pozwoliłby postawił tutaj nogi, gdyby to od niego zależało. Odkąd pamiętał darzył Gregoriusa głęboką i szeroką nienawiścią, z którą wcale się nie krył. Ich ojcowie już dawno temu ustalili, że ich dzieci będą się przyjaźń, aby przynieść rodom jeszcze większą chwałę. Niestety ich starania poszły na marne, bo podobne charaktery Ślizognów, dały mieszankę wybuchową.
    - Proszę, proszę. – rzucił, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. – Myślałem, że chociaż tutaj odpocznę od oglądania twojej gęby.

    Blake

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Mam nadzieję, że nie jest tak źle!]

      Usuń
  86. [Dziękuje, Eve z przyjemnością podręczyła i próbowałaby pan rozgryźć.]

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  87. Lysse była perfekcjonistką, zawsze chciała być we wszystkim najlepsza, do każdej czynności podchodziła z przekonaniem, że bez większego wysiłku osiągnie w tym perfekcję. Tak też zazwyczaj się działo. Sama nie wiedziała jakim cudem, ale praktycznie się nie ucząc, zawsze zdawała z niezwykle dobrymi wynikami, bijąc na głowę sporą część Krukonów. Na początku jej nauki w Hogwarcie trochę to wszystkich dziwiło, że opryskliwa Ślizgonka, której jedyną formą udzielania się na lekcji było pyskowanie nauczycielowi, bo w innym wypadku była tak bierna, że jej obecność mogła się równać z nieprzyjściem na lekcje w ogóle, co też często jej się zdarzało, zdobywała tak dobre oceny.
    Dlatego też fakt, że teraz nie mogła sobie dać rady z opanowaniem głupiego, infantylnego i bezużytecznego zaklęcia, doprowadzał ją do szału. Nie mogła się skupić, nerwowo potrząsając swoją różdżką. Ćwiczyli to już tak długo, że ona na miejscu Grega dawno opuściłaby pomieszczenie zostawiając nieumiejącą prostego zaklęcia istotę w samotności. No ale ona, w przeciwieństwie do niego, była niesamowicie niecierpliwa.
    – Jak mam o tym nie myśleć, skoro tak jest. – mruknęła niezadowolona. Nie umiała pogodzić się z tym, że jej nie wychodzi. Nie była do takiej sytuacji przyzwyczajona, ale wzięła głęboki wdech, starając się opanować zdenerwowanie. Wzdrygnęła się niezauważalnie i lekko skrzywiła, kiedy chłopak założył jej za ucho niesforny kosmyk włosów. Lysse nie lubiła fizycznego kontaktu z ludźmi, nawet tak błahego i nieznaczącego jak ten. Równie dobrze mogła się odwrócić, unikając jego dłoni, ale w tamtej chwili jej czujność była zaburzona myślami nad zaklęciem. Z resztą, już sam fakt, że Ślizgon trzymał jej dłoń, ucząc jak prawidłowo powinna wykonać ruch w czasie rzucania zaklęcia, sprawił, że ścisnęło ją w brzuchu i zaczęła nerwowo przygryzać wargę, chcąc jak najszybciej zerwać kontakt.
    Jęknęła przeciągle, kiedy chłopak wyczarował upragnioną przez nią jarzącą się szarą chmurę.
    – No jak... – mruknęła z wyczuwalną w głosie nutą rezygnacji. No dobra jak nie teraz to koniec – pomyślała i posłuchawszy chłopaka, zamknęła oczy i skupiła się na zaklęciu. Jednakże wciąż rozproszona zewnętrznymi czynnikami nie mogła dobrze się skupić. Nerwowo zagryzła wargę, aby po chwili wypowiedzieć zaklęcie.
    Procellosum . – powiedziała i otworzyła oczy z nadzieją przyglądając się przestrzeni przed nią.
    Nic. Pustka.
    – Nosz kurde, no. – jęknęła i w tym samym momencie nad nimi pojawiła się wielka, nie szara, a wręcz czarna chmura, z której zamiast jarzących się złotawych nitek, zaczęły błyskać pioruny, uderzając w stojące obok nich meble.
    – Ups. – jedynie, to udało jej się powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  88. Głośne westchnięcie wyrwało się z jej piersi, gdy po raz kolejny zmieniła swoją pozycję na łóżku, które dzisiejszej nocy zdawało się być wyjątkowo niewygodne. A to w jej plecy wżynała się sprężyna z materaca, a to jej tyłek za bardzo się zapadał, a to odkryła, że koło jej nogi znajdują się szczurze bobki, za co śpiący Elvis oberwał po uszach. Czując na sobie pełne wyrzutu spojrzenie zaspanego zwierzaka, jęknęła z irytacją i wreszcie skopując z siebie kołdrę, usiadła. Leniwie przesunęła spojrzeniem po pomieszczeniu, z zazdrością wbiła je na krótko w śpiące spokojnie koleżanki, chcąc teraz równie głęboko jak one po prostu spać, a tymczasem kraina Morfeusza zdawała się coraz bardziej od niej oddalać. Przygryzając dolną wargę zdążyła zarejestrować, że dochodzi północ, gdy jej drobna dłoń zacisnęła się na materiale szlafroka, a zimne stopy wsunęły się w urocze ciapy w kształcie słodkich pandowych głów. Przeskoczyła po dwa, bądź trzy schodki, minęła kominek, na którym tliły się jedynie wątłe iskierki, potknęła się o czyjąś szatę pozostawioną beztrosko na podłodze i udawała, że nie słyszy sennych przekleństw, którymi obrzuciła ją Gruba Dama. Machnęła na to tylko ręką, mocniej zaciskając pasek szlafroka wokół swojej talii, musiała gdzieś pójść, a zamek o tej godzinie stał przed nią otworem, zupełnie obnażony. I właśnie wtedy poczuła ogromną ochotę na ciastko czekoladowe. Tak, czekolada była dobra na wszystko, nawet na bezsenność
    Lubiła te nocne spacery po opustoszałej szkole. Delektowała się tym dreszczem, który przejmował kontrolę nad jej ciałem przy każdym najmniejszym szeleście, podrażniającym płuca powietrzem, które musiało zostać wstrzymane w momencie, gdy wychylała się czujnie zza rogu i obserwowała korytarz spodziewając się, że na jego końcu ujrzy jednego z nauczycieli, czy podnieceniem gdy bez większych przeszkód znalazło się u celu. Bo ucieczka przed zwierzakiem woźnego nie jest przecież czymś co można uznać za kłodę rzuconą pod nogi, czyż nie? Przestępując z nogi na nogę połaskotała więc pośpiesznie znajdującą się na obrazie gruszkę, która zachichotała i irytująco powoli zaczęła zamieniać się w klamkę. Gryfonka z trudem stłumiła w sobie pełne złości warknięcie. Ira nie słynęła z przesadnej urody, intelektu, a już z całą pewnością nie z cierpliwości. Często nie potrafiła usiedzieć nawet przez te trzy minuty, a już z całą pewnością nie była w stanie zrobić tego w ciszy, jak sama twierdziła język zaczyna ją strasznie swędzieć od nadmiaru słów, które skapują na niego z jej głowy. Ira nie potrafiła poradzić sobie z natłokiem myśli, musiała wyrzucić je z siebie nie zastanawiając się nawet nad ich sensem, miała cholernie niewyparzony język, z czego wbrew temu co myśleli inni, nie była wcale dumna. Nigdy nie była dumna z tego co sama zdziałała. Potrząsnęła głową odpędzając od siebie pochmurne kłębowisko i zacisnęła drobną dłoń na klamce, następnie pchnęła drzwi, które zaskrzypiały cicho. Mimo, że było już dobrze po północy, Skrzaty Domowe wciąż krzątały się przy swoich stanowiskach pracy, a kiedy tylko przekroczyła próg, ochoczo ją otoczyły proponując najrozmaitsze przekąski. Skinęła głową prosząc o herbatę i czekoladowe ciastko, a wówczas jeden ze Skrzatów wydał z siebie przerażony pisk. Zmarszczyła brwi
    - Panienko, Sir właśnie wziął ostatni kaw… - nie słuchała już tego drobnego, przyjaznego stworzenia. Jej głowa z zawrotną prędkością odwróciła się w stronę stołów, a po chwili oczy zwęziły się w małe szparki, gdy z jej piersi wyrwało się pełne irytacji warknięcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Odłóż ten widelec i ani mi się waż ruszać to ciasto! - wrzasnęła celując oskarżycielsko palcem w stronę Ślizgona, do którego pałała szczerą niechęcią od pierwszych dni w szkole. Nie miała zamiaru pozwolić by i tym razem rujnował jej nadzieje, które skupiły się właśnie na tym kawałku ciasta, który tkwił na talerzyku umieszczonym przez chłopakiem. - Jeden ruch, a ten widelec przypadkiem wbije się w jedną, szczególną część twojego ciała, ostrzegam - dodała zmierzając w jego stronę. Nie przejmowała się ani tym, że jej włosy stoją na wszystkie strony świata, że przez szlafrok, który założyła dość niedbale przebija się koszulka z postacią Simby z jej ulubionej bajki, a na stopy wsunięte ma jakże urocze kapcie. Miała zamiar zdobyć to ciasto!

      Ira, która nie umie zaczynać

      Usuń
  89. [haha Oczywiście! Hunter niby coś tam wzdycha do Colina, więc Greg mógłby przez to nienawidzić Huntera, tak jak on jego. Nie wiem jaka dokładnie jest relacja pomiędzy G. a C., ale wydaje mi się, że Howard i Cavendish mogliby w pewnym sensie rywalizować o Colina. Jakaś walka? Potyczka słowna?]

    OdpowiedzUsuń
  90. [Ojej to nie on chyba się powstrzyma od użycia różdżki w obecności Grega! No to wydaje mi się, że mamy wszystko ustalone, chociaż mogę się mylić... Zaczniesz?]

    OdpowiedzUsuń
  91. Gdyby tylko się wysilił, mógłby przy pomocy jednego, długiego susa dopaść młodego mężczyznę. Mógłby. Jednak kurz, który wzbił się nagle w powietrze skutecznie unieszkodliwił go na dłuższą chwilę. Z jego gardła wyrwał się głośny skowyt, gdy spora część piasku zasypała mu jego dwukolorowe oczy. Skulił się, jakby to powodowało jedno z największych cierpień.
    Krew w jego żyłach pulsowała w szaleńczym tempie, dodatkowo złość rozgrzewała go do czerwoności. Czuł się coraz bardziej zniecierpliwiony. Coraz to większa presja naciskała na ogromne cielsko i umysł wilkołaka, który chciał po prostu się pobawić…
    Skomlał cicho, niezdarnie próbując otrzeć oczy swoimi łapami. Stał bez ruchu przez dłuższą chwilę i to pogrzebało jego możliwości na szybkie dopadnięcie człowieka. Głośno i wyraźnie usłyszał krzyk. Na ślepo ruszył do przodu. Chciał go złapać, musiał go złapać. Zupełnie ignorował to, że ledwo widział na oczy. Kierował się węchem i słuchem, ale to nie pomogło mu w nadciągających tarapatach.
    Nagle coś z impetem uderzyło o jego pierś, w akompaniamencie skrzypiącego złowrogo drzewa i pękających kości, najprawdopodobniej żeber. Zawył z bólu i opadł na zimną ziemię.


    Bellamy


    [Co Ty na to, aby po tym, jak pościg się skończy, skonfrontować ich ze sobą w szkole? Gdzie Greg będzie zauważał takie podpadające mu szczegóły, jak oczy, oparzenie i problemu z poruszaniem? :3]

    OdpowiedzUsuń
  92. [I co z tym naszym pomysłem na wątek? ;>]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  93. [To kiedy mogłabym się doczekać tego zaczęcia?]

    OdpowiedzUsuń
  94. [W końcu!]

    Sophie nie przewidziała tego pytania. Było ono oczywiste, a ta głupia palnęła cokolwiek. Teraz musi coś naprędce wymyśle bo inaczej chłopak zorientuje się w jej zamiarach i odejdzie.
    - Eee, bo widzisz, ja chyba potrzebuje korepetycji. I pytałam profesora i on kazał mi przyjść do ciebie. - odpowiedziała i zaczęła modlić się w duchu aby plan zadziałał. Z nauczycielem miała dobre relacje, więc on by jej nie wsypał. Jedynym problemem jest teraz reakcja chłopaka.
    - Pewnie się zastanawiasz czemu akurat ty. Nauczyciel powiedział, że jesteś najlepszy i kiedyś już komuś pomagałeś. Iii, yyy. Cześć. daj znać jak przemyślisz! Jakoś mnie znajdziesz. - nieprzemyślany krok. Niepotrzebnie ruszyłą w stronę zamku. Chłopak przecież nie wiedział nawet jak ma na imię. Liczyła w duchu, ze ją zatrzyma.

    Sophie

    OdpowiedzUsuń
  95. Od samego początku wiedziała z kim ma do czynienia. Gregorius Cavendish. Prefekt naczelny, Ślizgon, znany głównie z tego, że jest...okropny. Okropnie niemiły,a przynajmniej tak słyszała Lizzie. Plotki i ploteczki, życie nauczyło ją, by je ignorować, jednak patrząc na bruneta, na którego wpadła chwilę wcześniej ciężko było w nie nie uwierzyć.
    Był jakiś taki...zimny. Panna Madley nieco się go bała. Aż się ciężko przyznać, nawet przed samym sobą. Wszyscy mieszkańcy Slytherinu byli przerażający. Nie szanowali żadnych reguł, a jak ktoś ich upomniał, to reagowali przemocą. I najgorsze było to, że przymykano oko na ich wybryki. Ale nie ona. Lizzie nie miała ochoty być jedną z tych, która pozwala się traktować jak śmieć. O nie. Co innego, gdyby sama była Ślizgonką...
    -A weź patrz na siebie. Gdybyś uważał jak chodzisz, na pewno zwrócił byś uwagę na to...-zawahała się, odchrząknęła-że ja nie uważałam...-dodała cicho.
    Pogrążam się-pomyślała, wstając i strzepując z szaty niewidzialny pył.

    Lizzie Madley

    OdpowiedzUsuń
  96. Trudne charaktery były dla niego wyzwaniem.
    Uwielbiał pakować się w kłopoty, kochał podjudzać uroczych Puchonów, rzucać wyzwania wyniosłym Krukonom, a nade wszystko irytować niesamowitych Ślizgonów. Robił to zawsze z dozą wyczucia, umiejętnie panując nad wszystkimi swoimi emocjami, eksponując swoje najbardziej wyjątkowe i dodające uroku cechy i z reguły osiągając zamierzony cel, jakim było ostateczne nawiązanie bliższej więzi z mieszkańcami wszystkich domów. Gryfoni nigdy nie stanowili dla niego większego wyzwania. Owijał ich sobie wokół palca, zyskiwał sympatię olśniewającym uśmiechem, a samo jego nazwisko sprawiało, że ludzie lgnęli do niego jak ćmy do światła. A tego, swoją drogą, nienawidził.
    Gdyby ktoś spytał dlaczego, zwyczajnie by się zarumienił, zmieniając temat rozmowy. Nie potrafił wytłumaczyć ludziom jak ciężko jest przejmować na siebie obowiązki wujka, jak ciężko jest gonić autorytet swojego ojca, jak trudno dorównać tamtemu Fredowi Weasleyowi. Dlatego uwielbiał mieszkańców Slytherinu. Byli chamscy i wredni. Patrzyli na niego z góry. Był dla nich nikim w potoku płynących korytarzem identycznych czerwono-złotych krawatów. Ślizgonki były najczęstszymi obiektami jego zainteresowania. Ślizgoni zaś… Zwyczajnie go intrygowali. Mógł wybić się wśród nich kuszącym uśmiechem, przebiegłym spojrzeniem, talentem i urokiem osobistym. Słynął z tego, kim był. Nie czyje imię nosił.
    Gregorius w momencie ich pierwszego spotkania nawet w najmniejszym calu nie przypominał tego, kim stał się potem. Fred widział całą jego transformację, obserwował ją z boku, pilnował, żeby nie stało się nic złego. Starał się nawiązywać z nim bliższy kontakt, budować przyjazną relację, ale w pewnym momencie coś zwyczajnie się urwało. Zniknął Greg. Pojawił się zadufany Ślizgon pan Cavendish. Uśmiech, który niegdyś zdobił jego twarz przekształcił się w coś nieludzkiego. Nie był już sobą. Uwolnił z siebie wewnętrzną bestię, która kiedyś zamieszkiwała jedynie jego duszę, gdzieś w najbardziej skrytym zakamarku jego istoty. Wypuścił na wierzch potwora, który połknął w całości tę gładką i delikatną powłokę uroczego chłopca. Zastąpił ją szorstkimi łuskami. Zmienił go w typowego węża.
    A jego obecność zaczęła go nieco irytować. W momentach, kiedy próbował uciec, on się pojawiał. Badał jego wytrzymałość, był dociekliwy i niezłomny. Doprowadzał Freda do szału. Niekiedy jego uśmieszki zdawały się być bardziej poufałe niż powinny, a Weasley jako istota nader wstydliwa musiał odwracać wzrok, maskować rumieńce drobnymi, nieznaczącymi gestami. Jego bliskość zaczynała wprowadzać go w trudny do zidentyfikowania stan. Był zły, miał ochotę krzyczeć i się pieklić, ale jednocześnie jego twarz różowiała i nie mógł tego zrobić. Był jak duże dziecko, którego nikt nie potrafi zrozumieć i które samo nie potrafi zrozumieć siebie. Uparte. Zaciskające piąstki i tupiące rytmicznie o podłogę, byle wyrazić swoją determinację, ale jednocześnie niepotrafiące przyznać się do błędu, porażki czy zmiany opinii na czyjś temat. A jego opinia dotycząca Gregoriusa nadal szamotała się gdzieś w odmętach umysłu, niezaszufladkowana, niesklasyfikowana, nieokreślona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śpiąca króleeewna.
      Miał skłonności do częstego zasypiania? Miał. Miał skłonności do częstego zasypiania nad nudnymi podręcznikami? Miał. Miał pełnoprawnie nadany przez uczniów tytuł Śpiącej Królewny? Miał. Niedziwne więc, że Greg zastał go drzemiącego na krześle w szkolnej bibliotece. Zwłaszcza, że czytana przez niego książka tyczyła się starożytnych run. Właściwie, to nigdy nie wiedział, co skłoniło go do zapisania się na ten przedmiot. Miało być to czymś szalonym, pisanie zaszyfrowanych wiadomości przy użyciu tych odległych, tajemniczych znaków… Skończyło się na potajemnym odsypianiu na samym końcu przestronnej sali.
      Delikatne łaskotanie pióra zbudziło go niemalże natychmiast. Najpierw objawiło się cichym kichnięciem, niemalże kocim, ktoś rzekłby uroczym. Następnie Fred uchylił jedną powiekę i omal nie spadł z krzesła, kiedy odskoczył do tyłu, orientując się, kto przed nim siedzi. Cichy śmiech przeciął powietrze, odbijając się echem od uszu Freda. Uśmiechnął się, kręcąc głową z politowaniem, jednak delikatny różowy cień zdążył już wkraść się na jego kości policzkowe, nadając jego twarzy subtelnego wyrazu zażenowania. Zabrał chłopakowi pióro jednym krótkim gestem i odłożył je na nieskończonej pracy domowej.
      - Bardzo zabawne, Cavendish.
      Burknął, przeczesując włosy palcami i prostując się nieco na krześle.

      Freddie, nie wiem co to, ale łap c:

      Usuń
  97. [Kej, udaję, że jestem cierpliwa. ;>]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  98. [ Oo wątek z wielką przyjemnością, bo masz fajnego pana i jego historia bardzo mi się podoba :)
    Co do wątku, może taka trochę "toksyczna" znajomość; mogą nawet przypadkiem na siebie kiedyś tam wpaść (albo nie musimy zaczynać od zera), o dziwo może im się dobrze gadać, przełamią ody i niechęć do Ślizgonów/Puchonów, mogą się spotykać tak po przyjacielsku, pomagać w różnych rzeczach, ale twój pan może się z tym nie afiszować i przy kolegach ze swojego domu być dla niej oschły itp ( jeśli zechcesz to można to z czasem w coś więcej przerodzić, albo i nie ). Chyba, że ty masz jakiś pomysł ;) ]

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  99. [Dobrze, uzbrajam się w nią ;3]

    Lou

    OdpowiedzUsuń
  100. Silny ból promieniował z jego piersi do niemal każdej części ciała. Organizm zaczął się nagle buntować, każdy nerw krzyczał z bólu, a on z trudem łapał powietrze. Klatka wilka unosiła się i opadała w nierównym, drżącym rytmie, a oddech urywał się. Nagle przestał przejmować się uciekającym człowiekiem, pragnienie zabawy zelżało, ustępując miejsca cierpieniu.
    Podniósł się z niemałym ociąganiem, ignorując silne drżenie kończyn, na których utrzymywał się z trudem. Głośny jęk opuścił jego gardło, gdy powłócząc potężnymi łapami, pokonał kilka metrów. W ślimaczym tempie poruszał się po zapachu jego zabawki. Nie chciał się już bawić, chciał go zabić, zatopić zęby w jego szyi, rozkoszując się smakiem bryzgającej krwi. Zatrzymał się przed jaskinią, w której musiała ukryć się jego ofiara. W jego piersi narastał głośny warkot.
    Niebo rozdarła błyskawica, oświetlając na moment wszystko dookoła. Zaledwie chwilę po niej rozległ się odległy grzmot, a wilkołak zaskomlał głośno, kuląc się, mimo rozrywającego bólu. Gdzieś w środku był nadal Bellamy’m, który panicznie boi się burzy. Zawył głośno i mimo cierpienia, rzucił się pędem do ucieczki. Wrzeszcząca Chata była teraz najbezpieczniejszym miejscem.

    Bellamy

    [Właśnie się skończył xD jeśli chcesz, możesz w odpisie przejść do kolejnych dni szkolnych ;3]

    OdpowiedzUsuń
  101. [Ojej, rozumiem, wybacz xd głuptas ze mnie]

    Jane

    OdpowiedzUsuń
  102. Pisanie po nocach wypracowań ze starożytnych run nigdy nie było ulubionym zajęciem Doriana. Te wszystkie zawijasy robiły się bardzo do siebie podobne, kiedy przed jego domagającymi się snu oczami obraz powoli robił się zamazany. W efekcie poszedł spać pół godziny po północy. Po dziesięciu minutach obudził go jakiś wściekły kot, eh, parszywe stworzenie! Kiedy drugi raz zamykał oczy miał nadzieję, że już się wyśpi. Bo kto ryzykowałby budzenie akurat go? Trzeba by było być skończonym masochistą. Wszyscy wiedzieli, że pod poduszką trzymał różdżkę. Nie mógł powiedzieć skąd wziął się ten nawyk, ale odkąd jeden z jego współlokatorów (wielki idiota tak przy okazji) postanowił zrobić mu głupi dowcip, pilnował, żeby zawsze mógł rzucić jakąś małą klątwę.
    Nie dane mu było się wyspać. Nie wiedział, o której godzinie, ale ktoś od tak pozbawił go kołdry. Mógłby spokojnie powiedzieć, że doznał małego szoku termicznego. Nigdy nie lubił wychodzić rano z łóżka, bo po prostu marzł, a takie nagłe pozbawienie go źródła ukochanego ciepła było wręcz szokiem. W jednej chwili otworzył szeroko oczy, chociaż w ciemnym dormitorium na niewiele się to zdało. Kilka sekund zajęło mu całkowite wybudzenie się, a po tym, cicho klnąc, wręcz wyszarpnął różdżkę spod poduszki i wyskoczył z łóżka. Wycelował prosto w osobnika, który na pół był teraz ukryty pod JEGO kołdrą. Popatrzył na owego osobnika, żeby ten jeszcze zdążył zapamiętać, kto dał mu popalić, bo z Dorianem Finnem się tak nie zadziera! O nie, zabieranie kołdry to zbrodnia zajmująca jedno z pierwszych miejsc na jego Czarnej Liście. Poza tym sam chciał wiedzieć, na kim tym razem się mścić. Jednak szybko jego wyraz twarzy zmienił się z chłodnej obojętności, na kompletne zaskoczenie, aż w końcu, dostosowując się do sytuacji, pojawiło się typowe dla Finna „Co za idiota!”. Równolegle do jego świadomości dołączała kolejna, wcześniej pominięta, informacja.
    - Powinienem teraz rzucić na ciebie przekleństwo, Cavendish – oświadczył chłodno. – Ale czy ty, na gacie Merlina, nazwałeś mnie ślicznotką?! – Zupełnie nie zwracał uwagi na dostosowanie tonu do sytuacji, jego współlokatorów, a przynajmniej ich większość, nie obudziłyby wrzaski z samego piekła. No i było wręcz oczywiste, że Greg idąc tu narobił tyle hałasu, że trochę krzyków nie robiło teraz większego znaczenia.
    Musiał przyznać, że to trochę go wybiło z rytmu. Ślicznotka?! Komuś innemu dałby za to w pysk, ale Gregorius…? Skoro go tak nazywał, musiał być wstawiony niczym statystyczny Rusek przez większość swojego ostro porąbanego żywota. Teraz ciekawszym pytaniem było, czemu to on był trzeźwy? Bo powód wizyty starszego o rok chłopaka był dość oczywisty – nie mógł bez Doriana przeżyć. A już miał nadzieję, że się chociaż trochę prześpi. Przez chwilę nawet miał ochotę po prostu olać sprawę i wrócić do ciepłego łóżka. Niestety, Greg prawdopodobnie nie dałby mu spokoju. I może było to trochę intrygujące, ale jedynie trochę! A to głównie przez to, że miał zamiar uprzykrzyć pijanemu chłopakowi noc. Tak go pominąć? Już nie wspominając o tym, że przecież niewielu jest wybranych, z którymi bez okazji pił.
    - I mów, co tu, do cholery, robisz? – dodał już ciszej pochylając się nad rozłożonym na podłodze Ślizgonem. (I czy mu się dobrze wydawało, że ta wolnożyjąca czekoladowa żaba właśnie wskoczyła mu na głowę?)

    [Kocham pijanego Grega całym serduchem! Miałam coś jeszcze napisać, ale powypadało mi z głowy.]
    Dorian/Scorp

    OdpowiedzUsuń
  103. Cassie zawsze była niezwykle otwartą osobą i nigdy nie miała problemów w nawiązywaniu kontaktu z drugą osobą. Dla niej prócz charakterów i czynów, które o nim świadczą nic nie jest ważne. Stara się nie oceniać po pozorach i plotkach, które dość często krążą na językach hogwarckich uczniów. Jednak od każdej reguły zdarzają się odstępstwa i tak też jest w przypadku przyjaźni, czy co tam między nimi jest, bo sama zaczęła się w tym gubić.
    Greg...Na samo wspomnienie tej osoby potrafi wpaść w zamyślenie. Nie potrafiła jednogłośnie stwierdzić jak to z nim jest. Mogła jednak powiedzieć, że to jest ten wyjątek kiedy ma problem z zadawaniem się z kimś. A wszystko zaczęło się odkąd postanowiła nocą podjeść w kuchni pyszny placek dyniowy. Pewnie gdyby wiedziała, że tyle to będzie nieść za sobą komplikacji poskromiłaby swój głód.
    Bardzo polubiła Grega i na każdą możliwość porozmawiania z chłopakiem zaczyna się ekscytować, może nawet za bardzo. Ale na motylki w brzuchu i rumieńce nie można nic poradzić. Świetnie się z nim dogaduje, tak łatwo przychodzi jej rozmowa z nim jak z nikim innym. To w towarzystwie jego osoby potrafi zapomnieć o reszcie świata...
    Nigdy nie rozpowiadała na lewo i prawo o ich znajomości, ale do ostatniego incydentu sądziła, że na prawdę go poznała i że obdarzyli się przynajmniej szacunkiem.
    Nie zdziwiło ją zachowanie Ślizgonek, ale obojętność Grega owszem. Może i gdyby była sama postawiłaby się i, odpyskowała, ale gdy pojawił się on liczyła na jego wsparcie i jakże się rozczarowała, gdy pozostawił ją na pastwę koleżanek z domu węża. Było jej przykro, nie z powodu paskudnych żartów Ślizgonek, a z powodu Grega. I po raz pierwszy w duchu nie skakała z radości idąc z nim na spotkanie.
    Siedząc na Wieży Astronomicznej pozwoliła pochłonąć się myślom. Wiele rzeczy krążyło jej po głowie, ale większość odpychała od siebie. Gdy w końcu się zjawił poczuła ulgę, bo już przeczuwała, że miał zamiar przestać się do niej odzywać, a ona wyjdzie na naiwną dziewczynkę.
    -Mi też.- Odpowiedziała cicho. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła ją na kolanach.
    -Czy zadawanie się z Puchonką to, aż taki wstyd?- Spytała. Owszem on jest Ślizgonem, ale wydawał się inny, mniej fałszywy niż pozostali, ale może się myliła... Najchętniej obróciłaby to w żart żeby rozładować atmosferę, bo przecież zła nie jest, ale nie potrafiła tym razem się na to zdobyć.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  104. Nigdy nie narzekała i musiała przyznać, że spotkała na swojej drodze ludzi, których nie chciała by stracić. Jednak świat nie jest tylko różowy i nie kładzie pod nogi czerwonych dywanów. Spotykała też takie osoby, o których najchętniej zapomniałaby po pierwszym spotkaniu. Jego zaliczała zdecydowanie do tej pierwszej grupy i mimo tych paru ostatnich dni gdzie wydawała się chłodny i zdystansowany, nie potrafiła zmienić zdania. Nawet jeśli chciałaby, nawet jeśli jakiś głosik w jej podświadomości szepcze, że Greg ma rację i ta znajomość od początku była na straconej pozycji. Coś jednak umacniało Cassandrę, że chce o to... o niego w jakiś sposób zawalczyć.
    -Rozumiem, że to wszystko wydaje się zbyt pokręcone i nierealne.- Zaczęła.- I wiem, że z wielu rzeczy, czy osób łatwo jest zrezygnować, ale ja tego nie chcę.- Z ich dwójki to ona jest tą bardziej otwartą chociaż na co dzień nie okazuje wszystkich uczuć, czy emocji.- Nie dbam o to co mówią inni, Greg.- Przyglądała mu się z jakąś obawą w oczach. Bała się, że zaraz naprawdę to zakończy, podniesie się i odejdzie, a ona więcej z nim nie zamieni słowa.
    -Nie ranisz mnie, to znaczy było mi przykro, ale nie zawsze musi być łatwo.- Przyznała. Nie chciała by zrezygnował, by się poddał. Przez ten krótki czas, w którym miała okazję się do niego nieco zbliżyć przyuważyła jaką Greg jest osobą. Zamknięty w sobie, ukrywający to kim w rzeczywistości jest. Cassie nie byłą dobra w takich sprawach, brak doświadczenia daje o sobie znać co nie zmienia faktu, iż instynktownie będzie chciała rozwiązać problem.
    Wyprostowała się nieco i położyła swoją dłoń na jego.
    -Zależy mi na tym co mamy.- Szepnęła cichutko i dość niepewnie. Nie chciała by ją odtrącił.

    OdpowiedzUsuń
  105. [Pomysł podoba mi się bardzo. Mam zacząć, tak? ;>

    PS przez ten wąsik zaliczyłam zgon XD]

    Alastair

    OdpowiedzUsuń
  106. [Głupie pytania to moja specjalność ;3 Jutro wyczekuj zaczęcia, właściwie dziś, ale trochę później ;>]

    Alastair

    OdpowiedzUsuń
  107. Kiedy obudził się po przemianie, leżał w łóżku, we własnym dormitorium, ubrany w samą bieliznę, przykryty aż po same uszy. Najwyraźniej tym razem po jego nieprzytomne ciało musiał przybyć sam dyrektor Longbottom, bo tylko on potrafił w kreaturze zobaczyć człowieka i mógł się nad nią litować. Po pełni zazwyczaj spał do wieczora, wykończony przemianami. Jednak tym razem obudził się późnym popołudniem, czując potworny ból w piersi przy każdym oddechu i ruchu. Jego dłoń piekła niemiłosiernie, posmarowana jakąś dziwaczną maścią, a jego oczy szczypały, jakby zeszłej nocy przesypała się przez nie przyczepa piasku.
    Co zrobiłem tym razem?
    Na stoliku znalazł karteczkę, która nakazywała mu stawić się do skrzydła szpitalnego, jeśli dolegałoby mu coś jeszcze. Jednak ignorując zupełnie wiadomość, Bellamy z trudem usiadł na łóżku, starając się nie grymasić. Miał problemy z głębokim oddychaniem, musiał połamać żebra i to całkiem porządnie.
    Chyba jednak nie chcę wiedzieć.
    Chciał wstać, ale nie mógł. Jego nogi odmawiały posłuszeństwa. Pochylił się, jęcząc przy tym i wyjął z szafeczki nocnej lusterko. Białka oczu miał niemal czerwone, rodem z horroru. Chyba jeszcze nigdy po przemianie nie wyglądał tak źle. Nawet wtedy, gdy zaatakował go inny wilkołak. Spomiędzy spierzchniętych warg wydarło się ciche westchnienie. Zaraz po tym wstał, przytrzymując się kolumny i zamarł, opierając się czołem o chłodne drewno łóżka. Cichy pisk przypomniał mu o obecności Azyla. Zerknął na młodego liska i uśmiechnął się, wyciągając w jego kierunku poparzoną dłoń, którą polizał z czułością.
    Zbierając swoje siły, zmusił się do ubrania i opuszczenia dormitorium, w celu posilenia się oraz nadrobienia dzisiejszych zajęć, bo jednak dwie lekcje eliksirów i kolejne dwie historie magii mówiły same przez się. Poruszał się z trudem, ledwo łapiąc powietrze. O dziwo w tym stanie jego niezdarność jakby zmalała, pozwalając mu względnie bezpiecznie dotrzeć do Wielkiej Sali, a później do biblioteki, z naręczem pergaminów i podręcznikami.
    Zajął wolny stolik z nadzieją, że będzie miał ciszę i spokój, jednak, jak na złość z każdą chwilą przybywało coraz więcej uczniów i w końcu niemalże nie było miejsc. Chyba ostatnie, naprzeciwko niego zajął Ślizgon, na którego nie zwracał większej uwagi, będąc bardziej zainteresowany swoim wypracowaniem. Zranioną dłoń ułożył przed sobą, odkrywając ją, aby mogła oddychać. Jego pierś unosiła się w nierównym, wręcz urywanym tempie. Ponadto czuł na sobie wzrok siedzącego naprzeciwko chłopaka, a zrezygnowanie zalało jego chude, połamane ciało, kiedy atrament zalał sporą część jego pracy.
    -Hej, dobrze się czujesz? – zapytał, wpatrując się w Ślizgona, którego twarz przypominała białą ścianę. – Pomóc ci w czymś? – zadał kolejne pytanie, nie otrzymując jeszcze odpowiedzi na pierwsze. Poruszył się na krześle, a po jego piersi rozlała się fala bólu. Jęknął cicho, układając dłoń na piersi.

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  108. Odpowiedź chłopaka dotyczącą kota postanowił przemilczeć, udając, że nie zauważa jego urażonej miny i zawodu doskonale widocznego w jego wzroku. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie powinien był pytać o Merlina. Znowu miał ochotę cofnąć czas i powiedzieć coś innego, byle tylko Ślizgon nie miał takiego wyrazu twarzy. Nagle, zdał sobie sprawę, że to przez niego i jego głupotę i ważące chyba z kilka ton wyrzuty sumienia przygniotły go do ziemi. Mea culpa, mea culpa maxima. Z trudem powstrzymał się od uderzenia kilka razy głową w ścianę – miał nadzieję, że takie działanie sprawi, że zyska choć trochę inteligencji, która niewątpliwie by mu się przydała.
    Nie miał jednak czasu, by wprowadzić swoje chęci w czyn, ponieważ Cavendish stanął tuż obok niego, a odległość jaka ich dzieliła nie była zbyt duża. Jedyną rzeczą, na jakiej mógł skupić się Colin było tylko to, jak cudownie wygląda z bliska Ślizgon. Gregorius sięgnął po jakąś książkę i wręczył mu pozycję, ale Puchon ledwo to zarejestrował.
    GregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGreg
    Mimo zżerającej go zazdrości, która wywoływała w nim niezwykle negatywne emocje – nigdy nie podejrzewałby się o to, że jest w stanie odczuwać tak intensywne i złe afekty, – nie mógł zignorować tego jak uroczy był Ślizgon, kiedy próbował wytłumaczyć, kim tak naprawdę był zauroczony.
    Dopiero kiedy Cavendish zamilkł i wziął kilka głębokich oddechów, Colin zdał sobie sprawę z błędu jaki popełnił chłopak. Powiedział Krukon, nie Krukonka i nawet jeśli prawie od razu się poprawił, w sercu Puchona pojawiła się malutka nadzieja, że może ma u niego jakieś szanse.
    Następne słowa chłopaka sprawiły, że Turcotte miał ochotę skakać z radości. Kiedy tego wieczora wymykał się po cichu z dormitorium, nie spodziewał, że spotka Ślizgona, a co dopiero, że będzie miała miejsce akurat taka sytuacja. Był prawie pewien, że ten dzień uplasuje się na pierwszym miejscu w jego Rankingu Najlepszych Dni w Życiu.
    - Ja myślę… - zaczął i od razu urwał, nie wiedząc dokładnie co miał powiedzieć. Prawie wszystko krzyczało w nim i kazało powiedzieć chłopakowi to, o czym myśli i co od dłuższego czasu do niego czuje, ale jakaś część jego umysłu była przekonana, że Ślizgon sobie z niego zażartował albo powiedział to, by sprawdzić jakiej orientacji jest Colin. Początkowa euforia prawie od razu został zastąpiona niepewnością co do motywów, które kierowały chłopakiem. Mimo wszystko, co jakiś czas w jego głowie pojawiało się nieśmiałe pytanie Co jeśli naprawdę mu się podobasz?, ale szybko znikało – Puchon był zbyt świadomy swoich licznych i irytujących wad, by móc przyjąć jakiś komplement lub, jak w tym wypadku, wyznanie uczuć za pewnik. Patrząc na siebie (jak mu się wydawało) obiektywnie, mógł śmiało stwierdzić, że nie istnieją powody, dla których ktoś miałby go lubić. Za głupi, za brzydki, za nieśmiały, zbyt garbiący się, za mało śpiący, zbyt ciężko kapujący, za wysoki, za mało inteligentny – strasznie dużo było tych „zbyt” czy „za.
    Stał więc koło Ślizgona, z głośno bijącym ze zdenerwowania sercem, wpatrując się w jego twarz szukając tam wskazówki, dotyczącej tego jak ma teraz postąpić – czego oczekuje od niego chłopak. Niestety, twarz Ślizgona jak prawie zawsze, nie wyrażała żadnych uczuć i Colinowi pozostało tylko mieć nadzieję, że chłopak nie słyszy jak głośno bije jego serce. Wziął głęboki oddech i na chwilę zamknął oczy, starając się zebrać rozbiegane myśli i ubrać to co czuje w sensowne zdania. W końcu zdecydował się na najprostszą opcję, licząc na to, że wyznanie chłopaka było prawdziwe.
    – Też mi się podobasz. I to bardzo. – powiedział szybko, bojąc się, że za chwilę się rozmyśli, a chwilowy przypływ odwagi zniknie i nie będzie już wystarczająco śmiały, by móc wypowiedzieć te siedem słów na głos. Zacisnął mocno powieki, bojąc się reakcji Gregoriusa na swoje wyznanie.

    zakochany po uszy Colin

    OdpowiedzUsuń
  109. Addison nigdy nie zapytała, co się stało. Nie bała się odpowiedzi, ona już ją znała - Greg był po prostu facetem, a każdy chłopak to skończony dupek. Była na tyle naiwna, by mimo poprzednich zawodów zaufać kolejnemu, a on zrobił dokładnie to samo, co wszyscy przed nim: zostawił ją i zranił, gdy tylko przestała być mu potrzebna. Wykorzystał ją, później zapomniał i zostawił za sobą, w końcu znudził się swoją zabaweczką i znalazł sobie inną. Zawsze nosił w sobie mrok i nieposkromioną złość, Addie doskonale to widziała, ale nie sądziła, że pewnego dnia obróci się to przeciwko niej, osobie, która akceptowała ich istnienie. Nie przeszkadzały jej jego wady, bo wierzyła, że nie przejmą kontroli nad jego życiem, że nie będzie żył według oczekiwań, jakie stawiał przed nim Dom Węża. Przynależność do Slytherinu nie czyniła z niego od razu nieczułego potwora, ale Greg nie potrafił tego zrozumieć, zamiast tego poświęcił trzy lata na walkę z naturą, którą narzucał mu jego dom, a która wcale nie musiała być prawdą. Addison chciała wierzyć, że po prostu zgubił po drodze coś ważnego i dlatego stał się takim chamem, ale nie mogła pozwolić, by nadzieja przesłaniała jej osąd. Straciła go. Chociaż może nigdy go tak naprawdę nie było, może zawsze był tylko sztuczną fasadą?
    Szczęka Addie uderzyła z głuchym łoskotem o podłogę, gdy z niedowierzaniem wpatrywała się w stojącego przed nią Ślizgona, któremu najwyraźniej brakowało instynktu przetrwania. Była trzecia w nocy, więc była wyjątkowo rozdrażniona, a wszyscy wiedzieli, że lepiej było się nie zbliżać do Puchonki, gdy znajdowała się w tym stanie, jeśli chciało się ujść z życiem. Kochała spanie nawet bardziej od babeczek czekoladowych pokrytych miodem, które mogła jeść właściwie codziennie i tylko dzięki wspaniałym genom Hallawayów na jej drobnej sylwetce nie pojawiły się niepotrzebne wałki tłuszczu. Tylko babeczki były w stanie powściągnąć jej wybuchowy temperament, ale w przypadku Grega, który wręcz prosił się o łomot, nawet one nie powstrzymałyby jej morderczych zapędów.
    Addison nie miała zamiaru się poddawać i proponować mu chwilowego zawieszenia broni. To za bardzo ugodziłoby w jej rozdmuchane ego i spaczone poczucie własnej wartości.
    - Posłuchaj, Cavendish. Wyjaśnijmy coś sobie. Jestem niewyspana, więc będę wyglądać jutro jak zombie, mam niedobór cukru w organizmie, bo spóźniłam się na kolację i ci skończeni debile wyjedli mi moje ulubione babeczki, muszę od nowa napisać referat na Transmutację, bo Irytek postanowił ją zniszczyć, dostałam okres i praktycznie umieram tu z bólu, rzucano we mnie dzisiaj częściami zbroi, które omal mnie nie zabiły, utknęłam w składziku na wiele godzin z facetem, którego najchętniej bym udusiła i ty mi mówisz, że mam się zamknąć, a tak w ogóle to jeszcze wlepiasz mi szlaban?! - wrzasnęła Addison, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem na niego. Po pierwsze, nikt nie powinien jej mówić, co ma robić. Po drugie... W sumie nie ma po drugie, bo wszystko sprowadza się do tego pierwszego. Greg przekroczył granicę już dawno, a teraz wręcz prosił się o krzywdę. - Dam ci jeszcze jedną szansę, żebyś się poprawił. W przeciwnym razie czeka cię długa, okrutna i bardzo bolesna śmierć w składziku na miotły. Będziesz żałował, że to Irytek cię nie dopadł pierwszy.

    Addison, która jest oburzona faktem, że gdyby spróbowała go kopnąć w klejnoty, on pociągnąłby ją za włosy - damski bokser się znalazł, a fe!

    OdpowiedzUsuń
  110. Przeniosła spojrzenie na granatowe niebo. Gdzie nie gdzie można było dostrzec jarzące się punkciki, gwiazdy w które naprawdę polubiła spoglądać odkąd przybyła do Hgwartu i miała pierwszą lekcję w tym miejscu.
    Dla niej bycie przy kimś to rzecz naturalna, obojętnie czy ten ktoś ma dobre dni, czy też gorsze. Zawsze automatycznie wyciąga do innych pomocną dłoń, wspiera ciepłym słowem lub uśmiechem, czasem radą, a czasem tylko towarzystwem, bo i milczenie czasem jest potrzebne. Gregorius wydawał się jej dość samotną osobą, niezrozumiałą, więc tym bardziej nie miała zamiaru pozostawiać go samego sobie, gdy czuje się źle.
    -Nie ma osoby, która nie popełniła nigdy w swoim życiu błędu, nie potknęła się, nie wykoleiła się.- Stwierdziła. Nikt nie jest doskonały, nawet ona w sobie dostrzega wady i na przestrzeni czasu wie gdzie i jakie błędy popełniła, ale ideały nie istnieją.- I przecież nie można przez to nikogo skreślać. A jeśli upadniesz to zawsze mogę wyciągnąć do ciebie rękę.- Zapewniła z lekkim uśmiechem. Chciała by wiedział, iż ma na kim polegać. Cassie zawsze starała się wspierać osoby, który w jakiś sposób są dla niej ważne.- Każdy ma wady ja, ty i wszyscy w tej szkole. Wolę skupiać się na zaletach, których jest więcej.- Dodała przenosząc na niego wzrok.- To co zrobisz to twoja i tylko twoja decyzja ja ją uszanuję nawet jeśli mi się nie spodoba.- Stwierdziła kątem oka zerkając na jego dłoń bawiącą się pasem włosów.

    OdpowiedzUsuń
  111. [Więc zapraszam do skrzydła szpitalnego gdzie takową pomoc właśnie otrzyma :D Ja zaczynam czy Ty?:)]

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  112. [Cudny ci pan wyszedł i jeszcze ten pyszczek :D Ah, szkoda, że ciężko jakkolwiek ich połączyć ;/
    Nad czymś pomyślę, jak wymyślę to się odezwę]

    Marvolo

    OdpowiedzUsuń
  113. [ Blondyneczka zdecydowanie nie zachęca do stosowania tego przezwiska w jej obecności ;3 Nikt nie wie, jak taki mały chochlik może zareagować ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  114. [To przyszłam :D
    I może teraz chociaż kartę przeczytam]

    //Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  115. [ Cześć! ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  116. [Nie ma romansu, nie ma Aidana.]
    Obrażona Cam

    OdpowiedzUsuń
  117. Cała ta sytuacja wydawała mu się być naprawdę cholernie dziwna. Obcy chłopak, którego możliwe, że kojarzył z szkolnych korytarzy, ale to nic pewnego, patrzył na niego niczym mugol na ducha. No dobra, wiedział, że nie wygląda najlepiej, że jest wrakiem człowieka, ale przecież nie było to powodem, przez który obca osoba miałaby patrzeć na niego niczym na krwiożerczą bestię, którą bywał tylko raz w miesiącu. Czuł się zmęczony, obolały i ogólnie przybity faktem, że znowu wyrwano mu prawie dobę z życia, ale przecież samo to, że nie wyglądał najlepiej nie mogło aż tak bardzo zdenerwować Ślizgona.
    Bellamy mógłby nawet rzecz, że obca osoba panicznie się go bała, a on nie miał pojęcia dlaczego. Przecież ludzie z reguły go nie zauważali, nawet jeśli grał w quidditcha. Mimo tego nie był rozpoznawalny aż tak bardzo jak reszta drużyny. Głośny kaszel wyrwał się z jego piersi, sprawiając, że bolała jeszcze bardziej.
    -Ze mną wszystko w porządku, a skrzydło szpitalne zdecydowanie możemy sobie darować. – powiedział względnie pewny siebie. Wzruszył ramionami, mimo, że wywoływało to falę bólu. – Nie sypiam po nocach, jestem po prostu zmęczony – dodał, uśmiechając się uroczo. Miał nadzieję, że go przekonał. – Swoją drogą, wiesz, że wylałeś atrament na moją prace domową – wymamrotał, marszcząc brwi, niczym obrażone, kilkuletnie dziecko. Brakowało tylko tego, aby splótł ręce na piersi i odbiegł, marudząc pod noskiem.

    Bellamy

    [Przepraszam, że tak krótko, ale zasypiam, więc trochę ciężko z moim mózgiem x,x]

    OdpowiedzUsuń
  118. [Skoro chcesz ryzykować życiem, to proszę bardzo. Jednak razem z Carter nie ponosimy odpowiedzialności za uszkodzenie ciała! ;) ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  119. [ Będziesz się mścić na tak uroczej istotce? Gdzie masz serce? ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  120. [ Skoro Carrie to taki roztrzepany chochlik to zapewne byłaby w stanie w czasie ucieczki schronić się w męskiej toalecie. Może właśnie tam wpadła by na Gregoriusa? ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  121. [ Jeśli chodzi o kłamstwa, to Lenka zawsze jest skora do pomocy! Chciałabym wątek z tym wrednym Ślizgonem, bo lubię takich... wrednych. Wiesz, o co mi chodzi. Masz może jakiś pomysł na powiązanie go z moją kłamczuchą? ]
    Lenka Morris

    OdpowiedzUsuń
  122. [ Wszyscy lubią dobre przedstawienia, prawda? No to może coś takiego: korytarz, dużo ludzi, i Lence się nudzi (rymy mi się nawet wkradają). Jakimś sposobem ich wzrok się spotyka, a że Lenka to taka, no ten tego, plotkara, to zacznie coś tam do kogoś szeptać i... Grzmoty, huki i w ogóle. ]
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  123. [ No dobra, Max jest taki ładny, nie mogę ci odmówić! Ale musisz poczekać, bo dzisiaj wszyscy mi każą zaczynać, biedna ja ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  124. [ Raczej wszystko wyjdzie w praniu. Kto z nas zacznie? ]

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  125. Carter mocniej złapała za pasek swojej torby i przyspieszyła. Tylko ona mogła być tak zamyślona, aby wejść w jedno z najstarszych waz w szkole i pozwolić jej upaść na ziemię. Nawet nie zdążyła sięgnąć po różdżkę, gdy usłyszała czyjeś ciężkie kroki. Wstrzymała oddech i natychmiast pobiegła w drugim kierunku. Równie dobrze nie musiał być to ktoś straszny, ale nie chciała ryzykować kolejnego szlabanu w tym tygodniu. Poza tym po drodze wpadła w tłum siódmioklasistów, co było kolejnym powodem, dla którego chciała się zmyć stamtąd jak najszybciej. Dzisiejszy dzień wydawał się być jak najprawdziwszy koszmar. Już od rana nic się jej nie udawało. Podczas porannego wstawania tak pechowo wyszła z wanny, że poślizgnęła się na mokrej podłodze i uderzyła plecami o posadzkę. Na teście z historii magii zupełnie zapomniała dwóch ostatnich przywódców goblinów i oczywiście właśnie z tego były pytania. Jedyne więc co jej pozostało to uderzenie jasną głową w blat ławki i zastanowienie się, czy powinna sobie odpuścić dzisiejsze spotkanie chóru i popracować nad nowymi krokami salsy. Później zostawiła gdzieś swoje ulubione karty tarota i przez dwie godziny przeczesywała zamek, aby je znaleźć. Jak się później okazało zostawiła je w sali od wróżbiarstwa. A teraz ten wypadek z wazą zdecydowanie mógł przypieczętować ten dzień, jako najgorszy w jej życiu. Nawet gdy mając pięć lat stanęła na scenie i zapomniała kroków nie czuła się tak koszmarnie jak dzisiaj. Skręciła gwałtownie i omal nie potknęła się o własne nogi. Zaklęła szpetnie i odetchnęła widząc uchylone drzwi. Wbiegła do pokoju i z głośnym trzaskiem zamknęła drzwi. Przymknęła powieki starając się wyrównać oddech i nasłuchiwać, czy aby nikt jej nie szuka. Otworzyła oczy i pisnęła jak przerażony kociak. Uderzyła się otwartą dłonią w czoło i ponownie zaklęła. Zdecydowanie tylko i wyłącznie Carter Rhodes potrafiłaby wbiec do zajętej przez osobnika płci przeciwnej łazienki prefektów.
    -Brawo Carrie – mruknęła do siebie. W tym momencie wyobrażała sobie grom oklasków i śmiech publiczności jak w starym reality show.

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  126. Korytarz pełen ludzi zawsze był ulubionym miejscem Leny. Nie dlatego, że uwielbia mieć towarzystwo czy coś w tym stylu. Nie stroni od ludzi, owszem, ale nie to jest głównym powodem jej zamiłowania do zatłoczonych miejsc. Tyle niewinnych duszyczek do obdarcia... Okej, może to zabrzmiało zbyt strasznie. Spróbujmy ubrać to w delikatniejsze słowa - im więcej ludzi, tym więcej historii, które można ubarwić, coś do nich dodać, stworzyć coś nowego, ciekawego i fajnego. To doskonała rozrywka między nudną lekcją Transmutacji a wybuchowymi zajęciami z Eliksirów.
    Lena oparła się o ścianę i rozejrzała się dookoła. Jej wzrok nie zatrzymał się na nikim na długo. Nie zauważyła nikogo interesującego. Uśmiechnęła się tysięczny już raz do upierdliwej Puchonki z drugiego roku, która miała jakiś niewyobrażalnie wielki i straszny problem z wypracowaniem na Eliksiry, i zapewniła ją, że pomoże jej zaraz po zajęciach. Dziewczynka podziękowała jej wylewnie (biedulka, nieświadomie zapisała się do fanklubu pomocnej panienki Morris) i odeszła w podskokach, a Lena znowu obrzuciła korytarz spojrzeniem swoich na pozór ciepłych czekoladowych oczu. Dopiero wtedy to zobaczyła. Oczy, które wpatrywały się w nią, nie wiadomo dlaczego, bez żadych uczuć. Bez zawoalowanej w ładną otoczkę pogardy, bez złości. Puste spojrzenie.
    - Gapi się na ciebie. - szepnęła jej do ucha dziewczyna z jej roku.
    - Co ty. - prychnęła Lena, nie spuszczając jednak oka ze Ślizgona.
    - Mówię ci, że się na ciebie gapi.
    - Nie jest zbyt wart uwagi. - odparła dość głośno, uśmiechając się do koleżanki.
    Chociaż musiała przyznać, że jego spojrzenie owiało ją dziwnym chłodem. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Mogła to przyznać tylko przed sobą, bo przecież nigdy nie miała problemu z okłamywaniem innych.

    [ Wreszcie mi się udało. Mam nadzieję, że może być ;)) ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  127. Uwielbiała swoją pracę. Nie mogła powiedzieć, że dawała ona jej spokój, bo tak nie było. Ale dawało jej coś znacznie cenniejszego. Odwagę, rozwagę, chęć walki. A nic nie dawało jej tak wielkiej motywacji do działań jak właśnie życie pacjenta. Może nie codziennie, ale często spotykała się z trudnymi przypadkami. Ktoś wypił jakiś eliksir nieznanego pochodzenia, druga osoba rzuciła na siebie zaklęcie powodujące chorobę by tylko wymigać się od zajęć czy też sprawdzianu. Konsekwencje były jednak znacznie gorsze niż się spodziewano.
    Pamiętała swoje nauczanie. Kiedy każdego dnia dostawała testy, by sprawdzić nie tylko jej wiedzę, ale też praktykę. Szkolenie na uzdrowicielkę nigdy nie było łatwe. Jednak, że jej ojciec był znany ze swoich nadzwyczajnych receptur i metod, czasami potrafiła zadziwić osobę, która szkoliła Laylę. Jej wiedza sięgała nieco wyżej niż zwykłej lekarki czy też pielęgniarki.
    Tego dnia większość czasu spędziła w skrzydle szpitalnym czytając kolejną książkę z działu zakazanego ze szkolnej biblioteki. Czasami sama się zastanawiała, czemu niektóre z nich szufladkowano do tych złych, niepotrzebnych do wiedzy innym uczniom.
    Uważnie studiowała każde słowo przy świetle świecy palcem przejeżdżając po kartce by nie zgubić linijki. Za oknem zapadł już zmrok. A obok niej na dębowym biurku siedziała jej sowa, Tori. Dyrekcja często nie była zadowolona z obecności zwierząt w skrzydle szpitalnym, jednak ten zwierzak nie potrafił bez niej żyć. Więź, jaka ich łączyła była czymś niezwykłym. Być może to nie Layla wybrała Toriego, a on wybrał ją? Często się nad tym zastanawiała. Jednak teraz nadszedł czas jej wylotu na łowy. Podeszła, więc do okna, z sową na przedramieniu i wypuściła ją. Przez chwilę patrzyła jak ta unosi się w powietrzu nad drzewami by zaraz zanurkować między nimi. Layla uśmiechnęła się sama do siebie zamykając okno i wtedy usłyszała kroki. Dość powolne, jakby… Zniechęcone?
    Zaraz, kiedy tylko odwróciła się spostrzegła ucznia idącego, właściwie powłóczącego nogami w jej kierunku. Nim zdążyła spytać, co się stało dostała „odpowiedź”. Layla nie była naiwną osobą, dlatego idąc w kierunku chłopaka ściągnęła gniewnie brwi.
    -Tak, oczywiście. Od upadku ze schodów na pewno dostałbyś gorączki, miałbyś sine, spękane wargi.
    Powiedziała dosyć ostro, po czym chwyciła go pewnym ruchem za ramiona i skierowała do łóżka. Od razu zauważyła, że stan chłopaka jest fatalny. Kropelki potu na jego czole, zadrapania, siniaki. Pokręciła głową cmokając.
    -Mam nadzieję, że i tak powiesz mi prawdę. Chociaż sama mogę się jej domyślić widząc to, w jakim jesteś stanie.
    Powiedziała szybkim krokiem kierując się do kamiennej umywalki gdzie zwilżyła gazę zimną wodą i zaraz ulokowała ją na czole ucznia.
    -Dlaczego nie przylazłeś wcześniej? Trucizna już dobrze zdążyła się rozprzestrzenić.
    Pokręciła głową z dezaprobatą podchodząc do oszklonej szafki, i po kolei wyjmując z niej w pośpiechu fiolki.

    Layla

    OdpowiedzUsuń
  128. [I tak mnie kochasz, potworku <3 Chcesz szalony wątek z woźnym czy jeszcze nie odpisałaś Weasleyowi? <3]

    Team Freddie & Evan

    OdpowiedzUsuń
  129. [Droczyć to on się lubi!]

    Timothy

    OdpowiedzUsuń
  130. Z politowaniem przyglądał się nierównej walce starszego Ślizgona z pościelą. Równocześnie zastanawiał się czy on ma takie same problemy z koordynacją ruchową, kiedy przegnie z Ognistą. Szybko odrzucił tą idiotyczną myśl, przecież był zbyt idealny, żeby robić z siebie takiego debila. Prawda? Jedynie siłą woli powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem, kiedy obserwował Grega chwiejącego się we wszystkie możliwe strony, kiedy wstawał. Próbował też ignorować większość wypowiedzi chłopaka, wcale nie było to trudne. Głową nadal przebywał w ciepłym łóżku.
    Kiedy starszy chłopak wspomniał o zgubionej różdżce, Finn osiągnął szczyt załamania, co wyraził bardzo pogardliwym, i równie niespodziewanym, ziewnięciem. Miał nadzieję, że rano sprawiedliwość jednak zadziała i Gregorius obudzi się z najpotworniejszym kacem w historii. (Oczywiście u siebie. Kiedy wrócą z tej nieszczęsnej wyprawy po zamku, Dorian już zadba o to, żeby chłopak drugi raz nie wlazł mu do sypialni. Doskonale wiedział jaki jest skacowany Greg.)
    - Jakbym miał wybór, to bym cię wywalił… – burknął praktycznie do siebie, bo wątpił, żeby kumpel go teraz słuchał. Te żałosne prośby jedynie bardziej go irytowały, ale nikt jeszcze nie wynalazł sposobu na naprutego w cztery dupy Gregoriusa. Chcąc nie chcąc musiał z nim iść, chociaż szanse na odnalezienie czegokolwiek były niewielkie. Był przynajmniej jeden plus – cały ten czas będzie mógł robić Ślizgonowi wyrzuty za upicie się bez niego.
    Kolejnego zdania już zupełnie nie zrozumiał. Jedynie wywrócił oczami i spróbował uchylić się przed dłonią chłopaka, nienawidził tego klepania po policzkach. Oczywiście na tym się nie skończyło. Z lekko uniesioną brwią popatrzył na czekoladową żabę na ramieniu, która zarechotała do niego jakby zgadzając się z Gregiem. Prawdopodobnie to jemu coś się wydawało, być może to jego mózg próbował zmusić go do powrotu do łóżka.
    Chwila jego nieuwagi wystarczyła, żeby schlany Cavendish narobił jeszcze więcej szkód. Dorian jedynie żałował, że ominął go moment, w którym chłopak poleciał na podłogę niczym kłoda.
    - Nie drzyj się, idioto – syknął Finn podchodząc do niego.
    Szybko postawił Grega na nogi i pociągnął do wyjścia z sypialni w obawie, że ten zaraz mu coś rozwali. I żeby to był prefekt naczelny? Dorian skwitował ten wybór dość głośnym prychnięciem. Prefekt nie potrzebowałby niańki, a ten tu osobnik nie byłby w stanie przeżyć kilku dni bez jego pomocy! Jednak półpijana wyprawa po zamku była nowością. Jak dotąd jedynie wspólnie próbowali dotrzeć do lochów obijając się o ściany, albo po prostu nie ruszali się z miejsca małej libacji. Tym razem mogło się to skończyć albo tragicznie, albo żenująco, ewentualnie niesamowicie dziwnie.
    Nie miał czasu nawet się ubrać, a w zamku nocami bywało chłodno. Kolejny powód, żeby uprzykrzyć życie kumplowi – on miał na sobie normalne ubrania, nawet jeśli były niemiłosiernie wygniecione. Dorian musiał się zdać na swoją piżamę, która niewiele dawała. Spojrzał z pogardą na potargane we wszystkie strony włosy Grega. Prawdopodobnie sam nie wyglądał lepiej, ale przynajmniej nie łaził zygzakiem niczym ślepa kura.
    - Gdzie leziesz? – mruknął, kiedy udało im się dotrzeć do Pokoju Wspólnego.
    Pomieszczenie nocą wyglądało bardziej… No cóż, Dorian najpierw powiedziałby, że było tu ciemniej. Akurat potknął się o zagubioną książkę i wpadł prosto na oparcie kanapy. Przez chwilę stwierdził, że nawet mógłby na niej zasnąć, ale po chwili poczuł tępy ból w lewym kolanie. Skwitował to poetyckim „W dupę hipogryfa!”, a Greg mruknął coś, że Finn miał być tym trzeźwym. Kolejną zmianą była temperatura w pomieszczeniu. Za dnia było ciepło, ponieważ kominki cały czas ogrzewały całe miejsce, a teraz było po prostu chłodno. Zanim jednak coś na ten temat powiedział, jego napruty towarzysz zarzucił mu na ramiona dość duży koc z wyhaftowanym srebrnym wężem mamrocząc przy tym coś o jego stanowisku i odpowiednim reprezentowaniu domu. (Bo schlany jak świnia prefekt naczelny na pewno miał na ten temat dużo do powiedzenia!) Co dziwne – czekoladowa żaba nadal trzymała się na jego ramieniu.

    Dorian

    OdpowiedzUsuń
  131. [Ugh, ani to ani to aktualnie, boli mnie głowa strasznie i brak pomysłów, może podrzuć coś, razem dalej pomyślimy no i ktoś już zacznie.
    Tylko uprzedzam, że męsko-męskie wątki mi nie wychodzą za dobrze.]

    Timothy

    OdpowiedzUsuń
  132. [ Mam lepszy pomysł. Ty wymyślisz coś i zaczniesz, taka promocja, dwa w jednym! Propozycja nie do odrzucenia! ;D

    Jakiś pomysł chyba już mi kiełkuje, musi tylko trochę urosnąć. Proszę mi powiedzieć, na jakie przedmioty Greg uczęszcza. ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  133. Stał, wciąż z mocno zaciśniętymi powiekami, czekając na jakąkolwiek reakcję chłopaka i chociaż próbował przekonać samego siebie, że tak naprawdę nic się nie stanie, jeśli chłopak stwierdzi, że to żart albo, co gorsze, zniknie bez słowa, to tak naprawdę panicznie bał się, że kiedy otworzy oczy, okaże się, że Gregorius odszedł, a jemu nie pozostaną już nawet złudzenia, którymi do tej pory całkiem skutecznie się karmił. Świadomość, że w takim wypadku wszystko zmieni się na gorsze i raczej nie będzie miał szansy, na kontynuowanie ich relacji sprawiła, że powoli zaczynało brakować mu powietrza. Strach zacisnął swoje dłonie wokół jego szyi, skutecznie pozbawiając go dostępu do tlenu, a rosnąca z każdą sekundą gula w gardle sprawiała, że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie wydusić z siebie nawet jednego, krótkiego słowa.
    Mimo że cisza się przedłużała, na wszelki wypadek wciąż nie unosił powiek – wizja szczęśliwego zakończenia, jaką miał zamiar karmić się przez jeszcze kilka chwil, była całkiem przyjemna. Poza tym, kiedy kompletnie nic nie widział, łatwiej było mu się choć na chwilę uspokoić i jeszcze przez kilka sekund poudawać, że wszystko skończy się tak, jakby tego chciał, a zza regałów nie wyjdą rozbawieni jego naiwnością Ślizgoni.
    Chociaż w rzeczywistości nie minęły nawet dwie minuty, Colin odnosił wrażenie, że czekał na reakcję Gregoriusa merlinwiejakdługo. Jakiś czas potem, do jego uszu wreszcie dotarł jakiś dźwięk. Zamiast śmiechu, usłyszał dźwięk przesuwanego po ziemi przedmiotu i po chwili namysłu domyślił się, że jest nim upuszczona wcześniej na ziemię książka. Czyżby Gregorius, oprócz wyśmiania Colina razem z innymi uczniami i/lub ucieczki, miał zamiar zdzielić go poradnikiem po głowie? Machinalnie skulił się, chcąc uniknąć hipotetycznego ciosu, a kiedy to nie nastąpiło, odważył się niepewnie unieść powieki. Pierwszą rzeczą jaką dostrzegł, był czubek głowy stojącego przed nim – dużo bliżej niż kiedykolwiek wcześniej - Gregoriusa. Niepewnego Gregoriusa, który był bez towarzystwa gotowego, by ponabijać się z głupoty Turcotte’a.
    Widząc Cavendisha z tak małej odległości i czując jak przy każdym oddechu ich klatki piersiowe stykają się, Colin miał wrażenie, że serce wyskoczy mu zaraz z piersi. Odurzony bliskością Gregoriusa Puchon nie był w stanie wykonać najmniejszego ruchu, a jego myśli pędziły w tylko jednym kierunku i, nawet gdyby się starał, nie byłby w stanie o tym nie myśleć.
    GregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGregGreg
    Chłopak był naprawdę idealny i Colin wiedział, że wpadł jak śliwka w kompot. Z każdą spędzoną w jego towarzystwie chwilą, Turcotte zakochiwał się w nim jeszcze bardziej - jego cudownym śmiechu, uroczej zmarszczce między brwiami, która pojawiała się, kiedy nad czymś się zastanawiał lub coś go trapiło, w tym, jak dobrze układały się jego włosy, w brzmieniu jego głosu, w jego kocie – serio!, właściciel takiego zwierzaka nie może być złym człowiekiem, - w sposobie, w jaki przeczesywał swoje włosy i w tym, jak obłędnie pachniał – możliwe, że to Puchon ukradł mu ten sweter jakiś czas temu. Możliwe!
    Nawet nie zauważył, kiedy chłopak stanął na palcach i złożył pocałunek na jego ustach. Dopiero ten dotyk sprawił, że oprzytomniał. Poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, czując nadciągające go absurdalne myśli i pytania. „Co jeśli śmierdzi mu z buzi?” albo „czy potrafi całować?” albo „co jeśli Gregorius stwierdzi, że jednak to nie jest to?”.
    Dopiero po chwili udało mu się odprężyć i w pełni rozkoszować się pocałunkiem i tym jak cudowny jest Cavendish. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego rzeczywiście ma miejsce – to było coś, o czym marzył od ich drugiego spotkania. Świadomość, że podobał się chłopakowi, za którym szalał, co więcej, całował się z nim sprawiła, że czuł się naprawdę szczęśliwy, a euforia jaka go ogarnęła sprawiała, że miał ochotę chodzić po suficie i śpiewać z radości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niepewnie i przy tym lekko nieporadnie, oddał pocałunek, zaskoczony intensywnością doznań i uczuciem błogości jakie rozlało się po całym jego ciele. Miał wrażenie, że wreszcie znajdował się na swoim miejscu we wszechświecie. Że jest kawałkiem puzzli, który wreszcie znalazł część obrazka, do której pasuje.
      Nie mógł jednak poświęcić więcej czasu na pocałunek, ponieważ na korytarzu rozległ się głośny rumor, który przyprawił go o, kolejny tego wieczoru, mały zawał. Najwidoczniej nie tylko jego, ponieważ Gregorius ze strachu podskoczył do góry i spadając, poleciał prosto na Colina. Puchon, niespodziewający się „ataku” nie był gotowy na to, by złapać chłopaka i w efekcie obydwoje wylądowali koło siebie na podłodze. Starając się nie krzywić z bólu, Turcotte spojrzał obok chłopaka i spróbował się do niego przysunąć. Wciąż czuł na swoich ustach, trochę spierzchnięte usta Gregoriusa, które smakowały naprawdę obłędnie i były zbyt miękkie i ciepłe i słodkie i delikatne, by mogły być prawdziwe.
      - Cześć – powiedział, uśmiechając się do niego niepewnie. – Lecisz na mnie? – spytał, po czym zażenowany swoimi słowami, ukrył twarz w jego karku, starając się, jak najbardziej dyskretnie się da zaciągnąć jego zapachem, który sprawił, że w jego żołądku ponownie pojawiły się motylki. Przycisnął swój policzek do jego szyi, prawie rozpływając się, kiedy poczuł jak aksamitna i idealna w dotyku jest jego skóra.
      Słysząc zbliżające się kroki, skrzywił się i doskonale wiedząc, że za chwilę będzie musiał odkleić się od Ślizgona, ale mimo to nie ruszył się nawet o cal – jego Gregorius. Jego, jego i tylko i wyłącznie jego. Tak.

      śliwka w kompocie, Colin

      Usuń
  134. [Czuję się olana]

    Wiewiórka

    OdpowiedzUsuń
  135. [Cześć, Gregorius :>]

    Bonnie

    OdpowiedzUsuń
  136. Rzuciła koleżance spojrzenie, które miało mówić ,,to tylko idiota, którego zaraz spławię", i podążyła za Ślizgonem. Zaprowadził ją w ustronny kąt, do którego dochodziło tylko echo rozmów z zatłoczonego korytarza. Jego uścisk na jej ramieniu był mocny i wydawało jej się, że wyczuwa w jego postawie agresję. No cóż, pewnie by się zbyt nie wystraszyła, gdyby nie barwy Slytherinu na jego szacie. I to przerażające, puste spojrzenie.
    - Czego ode mnie chcesz? - syknęła, gdy się zatrzymali, i wyrwała ramię z jego uścisku.
    Nie miała zielonego pojęcia, czego chłopak może od niej chcieć. Pojawił się ni stąd, ni zowąd, a ona - co się rzadko zdarzało - nie potrafiła odnaleźć w swojej pamięci jego twarzy. Może po prostu do tej pory nie miała okazji bliżej mu się przyjrzeć. Na pewno nic o nim nie wiedziała. Ale to się zmieni, bo chyba dał się we znaki nieodpowiedniej osobie - pomyślała, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Zapamiętała dokładnie jego twarz, i postanowiła, że zaraz po zajęciach pójdzie wypytać o niego w dobrych źródłach. Nie musi wcale pomagać tej upierdliwej Puchonce. Wypracowanie nie jest ważniejsze niż dobra zemsta.

    [ Rzeczywiście może być zabawnie, bo planuję wącisz z Colinem :D To jest ten Puchaś, z którym prowadza się Greg (Lena już wie, bo... to Lena) :3 I mam taką kminę, że na razie Lenka nie wie, o co chodzi, ale jak widzisz, zaraz pójdzie węszyć, i się zorientuje, o co chodzi. Wtedy się może zrobić ciekawie... Mam nadzieję, że zrozumiałaś cokolwiek z mojej paplaniny. ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  137. [Cześć, cześć! :3]

    Onika

    OdpowiedzUsuń
  138. [No jasne!]

    Onika

    OdpowiedzUsuń
  139. Zmrużyła oczy, wpatrując się w jego surowy wyraz twarzy. Najwyraźniej myślał, że ona coś wie. Ale nie wiedziała - co działało niestety na jej niekorzyść, bo nie miała gotowej odpowiedzi na jego zawoalowaną groźbę. Bał się, że jakaś informacja ujrzy światło dzienne, mogła to wywnioskować po tym, że pofatygował się do rozmowy z nią.
    Przyjrzała mu się jeszcze raz, dokładniej, swoim przeszywającym wzrokiem, pod którym kuliły się przychodzące po pomoc pierwszoklasistki. On nie wyglądał na wystraszonego, ale wcale nie to chciała osiągnąć. Chciała wreszcie sobie przypomnieć, kim on do cholery jest. Może spędziła za dużo czasu na plotkowaniu o błahych sprawach i pomaganiu pierwszoklasistom, by być na bieżąco z najgorętszymi newsami. Bo to, co ona według niego wiedziała, nie mogło być czymś, o czym można rozmawiać głośno na korytarzu, kiedy się już to odkryje. Miał zbyt poważną minę, by tak było.
    Gregorius. Uśmiechnęła się delikatnie, przypominając sobie jego imię. Najwyraźniej zaginął gdzieś pośród innych twarzy, które zajmowały myśli Leny. Do tej pory jakoś nie działo się wokół niego nic wartego jej uwagi. Najwyraźniej coś się ostatnio zadziało...
    - Dzięki za ostrzeżenie - odparła, uśmiechając się do niego. - Nie naruszam twojej prywatności, to ty ciągasz mnie po kątach nie wiadomo dlaczego.
    Ten dzień robi się ciekawszy, niż się spodziewałam - pomyślała, odrzucając włosy na plecy i czekając na jego reakcję.

    [ <3 Lenka powęszy wokół Colina, jak już się zorientuje, o co chodzi, żeby nie alarmować Grega, ale... Mam nadzieję, że Greg jednak łatwo nie odpuści ]
    Lenka

    OdpowiedzUsuń
  140. [Skoro z Colinem będą bff, to niech z Gregiem się nie lubią. Będzie na niego wrzucać i się denerwować, a Colinowi gadać, że źle wybrał :D
    Nic innego nie przychodzi mi do głowy na razie :c]

    Onika

    OdpowiedzUsuń
  141. [ Ile ty masz wątków! I jeszcze bierzesz kolejne? ;D

    Valancy może robić za coś w rodzaju jego sumienia. Skoro Greg to taki zły człowiek, to zapewne ma na swoim sumieniu kilka niezbyt chwalebnych uczynków. Kilka razy mogło się tak zdarzyć – nie zawsze, rzecz jasna, ale kilka razy na rok ;> – że Valancy pojawiała się akurat w momencie, żeby zobaczyć, jak Greg robi coś złego. V. nic nie zrobiła, popatrzyła, uśmiechnęła się i zniknęła, więc teoretycznie G. nie ma się czego bać, ale z drugiej strony... Wie, że Valancy wie i niekoniecznie musi mu się to podobać. Mogło się zdarzyć też tak, że we wrześniu zobaczyła coś wyjątkowo parszywego w wykonaniu Grega i facet mógłby się przestraszyć, że tym razem Valancy zareaguje. Ale minęło kilka miesięcy, sprawa na światło dzienne nie wyszła i Ślizgon zapomniał... Jednak o wszystkim sobie przypomniał, kiedy na zielarstwie został połączony w parę z V. i dziewczyna znowu uśmiechnie się w ten sposób, co wtedy. ;>
    Ewentualnie – może jednak ta ciemna sprawa wyszła na jaw i Greg podejrzewa, że to V. go wydała, wiec zamierza zareagować. ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  142. [ Czyli musisz zobaczyć, co zasługuje na twoją uwagę, żeby potem zlać wszystkie nieciekawe wątki i skupić się na tych, które zostały? Okrutne! ;D
    Czekam w takim razie. ]

    OdpowiedzUsuń
  143. [Mnie się wyświetla i podejrzewam, że innym też, bo gdyby zdjęcia nie było widać... Komentarze byłyby tylko na ten temat. ;D
    Z kolei moja pierwsza postać nie była Gregoriusem, więc nie mam do tego imienia sentymentu.]

    Eden Rainier

    OdpowiedzUsuń
  144. [Dbam o codzienną gimnastykę blogierów! Macie tak mało ruchu, że przechylenie głowy jest już wielkim wysiłkiem. Tak właśnie jest. ;D
    Jestem tutaj, aby wątkować. Czekam na jakąś szaloną propozycję.]

    Eden Rainier

    OdpowiedzUsuń
  145. [Poczekam, ale nie wiem, czy grzecznie i cierpliwie. Kolejka długa jak w PRL-u pewnie, a ja nie mam kartek.]

    Eden Rainier

    OdpowiedzUsuń
  146. Załamanie Doriana wiążące się z niesamowitym idiotyzmem schlanego kompana cały czas się pogłębiało. Chociaż były też momenty przyjemne, na przykład ten, kiedy Greg źle odmierzył odległość do wyjścia i wręcz malowniczo rozpłaszczył się na ścianie. Jak to się nazywało? A no tak – sztuka nowoczesna! Jednak chwilę później na własne życzenie dopisał do listy Finna kolejny powód, żeby kiedyś dotkliwie go pobić. Nazwanie go niewiastą?! Ta zniewaga krwi wymaga! Ale teraz nie mógł pobić chłopaka, był tak zalany, że i tak nie poczułby bólu, więc jaki sens miałoby bicie?
    Kolejnym wyznacznikiem głupoty kumpla była przegrana rozmowa z pustym obrazem. Akurat w tym momencie Finn pożałował, że nie ma żadnej kamery, żeby uwiecznić tą jakże złota scenę, kiedy to Gregorius wręcz przeprasza pustą ramę za zasugerowanie, że jej poglądy są niepoprawne politycznie, a ona sama jest pierdzącą próchnem konserwatystką, której brakuje poczucia patriotyzmu. Jak później odkrywczo stwierdził, owa rama jednak nie była Ślizgonką.
    Takim oto sposobem, pełnym żałosnych wyczynów upitego prefekta, dotarli do drzwi wyjściowych, co zdecydowanie nie pasowało Finnowi. Na dworze było jeszcze zimniej, nawet, jeśli nie padał, to wiał wiatr. Poza tym nie miał pojęcia, czy na błoniach nie chodzi kacza mafia. Może nikt mu nie wierzył, ale te podłe ptaki polowały na niego, odkąd przekroczył bramy Hogwartu. Zawsze czaiły się na niego w niespodziewanych miejscach, kwakały, żeby go nastraszyć, albo prześladowały go.
    Właśnie w tym momencie jego towarzysz zatrzymał się, żeby jeszcze bardziej naruszyć przestrzeń osobistą młodszego ucznia. Dorian już i tak był wściekły ponad normę, za wywalenie go z łóżka o tak późnej porze i wrobienie w niańczenie nietrzeźwego prefekta pieprzącego farmazony o niebieskich migdałach i ich przyrządzeniu w, o zgrozo, kaczce! Cavendish bezwstydnie objął jego ramiona jakby uznał, że właśnie wzięli ślub. Równocześnie zapytał o imię ich czekoladowej maskotki, bo inaczej żaby nazwać się nie dało. Dorian nawet ją polubił, rechotała jakby wyśmiewała nietrzeźwego chłopaka.
    - Hiacynt – rzucił pierwszym lepszym rzeczownikiem, jaki przyszedł mu do głowy. Czekoladowa Żaba Hiacynt brzmiała dobrze dla jego zaspanego umysłu, który postanowił przypomnieć o swoim stanie zmuszając go do potężnego ziewnięcia. – A ty mógłbyś powiedzieć mi, gdzie cię niesie? Teoretycznie powinienem cię tu zostawić, żebyś błądził po zamku za to perfidne pominięcie mnie! Pić beze mnie, Cavendish? A żeby cię hipogryf stratował!

    [Ej, czemu dopiero widzę, że masz urlop? :c ]
    Bardzo patriotyczny Dorian

    OdpowiedzUsuń
  147. [Jak na ironię, ta Enigma nie lubi zagadek. Cześć. :D]

    Banner B.

    OdpowiedzUsuń
  148. [Tak, tak. Tylko odpisywać będę w poniedziałek, bo mam cały uład nerwowy do wprucia.]

    Nott

    OdpowiedzUsuń
  149. [Ponieważ to taki malutki, kochany raptorek ^-^
    A Pan mi się kojarzy, nie śpiewa czasem na yt?]

    Frankie

    OdpowiedzUsuń
  150. [ Na czerwono. Specjalnie po to, żeby móc omijać go z daleka i uniknąć zderzenia z niemiłym Ślizgonem. Sprytne! ]
    J. Ryle

    OdpowiedzUsuń
  151. [Skoro Greg nie boi się uszczerbków na zdrowiu, to Maeve z chęcią z tej propozycji skorzysta. :)]

    Maeve

    OdpowiedzUsuń
  152. niebieska super przezwisko, nie ma co.
    Teraz to raczej fioletowa, bo wpadła jak śliwka w kompot [przepraszam, nieśmieszne] Za bardzo chyba poszalała, o teraz dostała za swoje.
    - OPCM - wystrzeliła z czymkolwiek, chwile potem potarła kark, jak to miał w zwyczaju jej starszy brat - A może po prostu pomyliłam uczniów? Tak, to chyba całkiem, możliwe. Sophie jestem - do tej pory nie wiedziała, że jest zdolna do tak szybkiego wypuszczania słów. Wystawiła do niego rękę i czekała na jego ruch.

    [Przepraszam, że tak długo czekałaś, tak krótko napisane]
    Sophie

    OdpowiedzUsuń
  153. Carter nabrała głośno powietrza. Nie tak powinno być. Uciekła od jednych kłopotów przy okazji wplątując się w inne, znacznie gorsze. Natychmiast spuściła głowę woląc wpatrywać się w czubki swoich butów, aniżeli na twarz rozgniewanego Prefekta Naczelnego. Zdusiła w sobie ochotę spojrzenia na sufit, jakby chciała zwrócić na siebie uwagę Najwyższego i zapytać, czy dobrze się bawi jej nieszczęściem i potyczkami. Poruszyła się niezdarnie w miejscu. Zupełnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Mogłaby czmychnąć z łazienki bez słowa, ale Hogwart to miejsce, gdzie każdy może zobaczyć każdego i prędzej czy później musiałaby na niego spojrzeć. Wolała wyjaśnić całą tą sytuację od razu. Problem był jednak taki, że kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. W końcu nie na co dzień wbiegała do zajętej przez kogoś łazienki. Na dodatek tej należącej do prefektów, gdzie znajdował się prefekt płci nie kobiecej, a męskiej. Nagryzła delikatnie dolną wargę i przestąpiła z nogi na nogę. Zasłoniła dłonią rumianą ze wstydu twarz i westchnęła głośno.
    - Ja… przepraszam, N- Nie chciałam… To znaczy – zaczęła się jąkać, jakby znów miała osiem lat i stłukła ulubiony wazon mamy.
    Ponownie nabrała powietrza do płuc. Wydawało jej się, że usłyszała ostrzegawcze skrzypnięcie płuc, a krew krążyła w jej żyłach tak szybko, że słyszała wyraźnie bicie swojego serca. Zaczęła skubać kawałek wystającej koszuli i wypuściła głośno powietrze.
    - Wiesz, o co mi chodzi – powiedziała głośno. – Znaczy, że t-to nie było specjalnie… W sensie… Może ja już pójdę? Tak, powinnam już iść.
    Odwróciła się, ale zdecydowanie za szybko, bo uderzyła czołem o kamienną ścianę. Jęknęła głucho i złapała się za obolałe miejsce.

    Carter

    OdpowiedzUsuń
  154. [Maeve może go najwyżej poparzyć lub zamienić w jakieś wyjątkowe ohydne zwierzątko, ale to rzeczywiście chyba nic wielkiego w porównaniu z byciem pogryzionym. :)]

    Maeve

    OdpowiedzUsuń
  155. [To już 3 propozycja dramatu, ale co mi tam, biorę!
    Tylko, że nie mam pomysłu. Liczę na Ciebie c:]

    Olivier

    OdpowiedzUsuń
  156. Bliskość chłopaka wywoływała w nim naprawdę silne emocje i świadomość tego, jak mała dzieli ich odległość onieśmielała go do tego stopnia, że Colin nie był w stanie myśleć logicznie, a wykrztuszenie z siebie jakiegoś sensownego słowa graniczyło z cudem. Mimo to, Turcotte z głową wtuloną w kark Gregoriusa i z jego ręką na swojej tali, mógł śmiało określić się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się takiego finału, tego – nudno zapowiadającego się – wieczora i jeśli było to tylko zwykłe marzenie senne, miał nadzieję, że będzie trwało jak najdłużej i śniło mu się co noc.
    Zbliżające się kroki ponownie dały o sobie znać i Turcotte wiedział, że za chwilę będzie musiał odkleić się od chłopaka i zmierzyć się z tym, co przyniosą, ale puszczanie Cavendisha było ostatnią rzeczą jaką chciał teraz robić. Miał wrażenie, że jeśli go puści Ślizgon zniknie i Colin nie zobaczy go już nigdy więcej, a do tego nie mógł za nic w świecie dopuścić – niesamowicie przywiązał się do Ślizgona i chciał zatrzymać go przy sobie tak długo, jak tylko to możliwe. Bał się, że Gregorius zbyt szybko, zda sobie sprawę z tego, jak mało warty i nic nie znaczący jest Turcotte i dojdzie do wniosku, że zasługuje na kogoś o wiele, wiele lepszego – kogoś, kto naprawdę będzie w stanie docenić to, jak cudowny jest chłopak. Zastanawiał się, jak długo wytrzyma z nim Ślizgon? Ile czasu minie aż zda sobie sprawę z tego, że Colin jest nudny, głupi, brzydki i zbyt dziecinny dla niego? Jak długo potrwają te wszystkie miłe chwile? Kiedy coś, mówiąc kolokwialnie, spieprzy? Cavendish był naprawdę wspaniały i Turcotte zastanawiał się, czemu w ogóle zwrócił uwagę na kogoś takiego jak on – nieśmiałego, zakompleksionego idiotę z Hufflepuffu. Widział go raczej w związku z jakąś inteligentną i przy tym piękną uczennicą (najlepiej z Slytherinu lub Ravenclawu) albo z jakimś wybitnie utalentowanym i pewnym siebie Ślizgonem.
    Kochał wszystkie małe rzeczy, które dotyczyły i z których składał się chłopak. Niedawno doszedł do wniosku, że mógłby mówić o nich przez prawie cały czas i nawet gdyby spędziłby w ten sposób kilka dni, wciąż do głowy przychodziłyby mu nowe określenia. Kochał więc sposób w jaki Gregorius się uśmiechał – jakby znał wszystkie Twoje sekrety, to jak zmieniał się kolor jego oczu w zależności od oświetlenia, a to, jak bardzo dbał i troszczył się o swojego kota, Merlina, sprawiało, że miękły mu kolana. Uwielbiał zmarszczki jakie robiły się koło jego oczu, kiedy był szczęśliwy, szalał za jego oryginalnym poczuciem humoru i pewnością siebie i całkiem możliwe, że trochę bardziej niż powinien podobał mu się jego despotyzm.
    Teraz, kiedy już nie musiał ukrywać swoich uczuć do chłopaka, chciał dawać mu na każdym kroku dowody na to, jak bardzo go uwielbia. Chciał mówić mu tak często jak tylko się da, jak bardzo mu się podoba wszystko co robi i co go dotyczy, jak bardzo jest inteligentny i przystojny, i oczytany, i miły, i ciekawy, i jak bardzo lubi spędzać z nim czas. Marzył o tym, by móc bez pytania trzymać go za rękę i przytulać się do niego tak długo i często, jak tylko się da. Chciał całować się z nim bez skrępowania i móc patrzeć na niego przy każdej możliwej okazji. Pragnął rozmawiać z nim do późna na różne błahe tematy i milczeć bez skrępowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowa chłopaka sprawiły, że serce Colina ścisnęło się mocno z żalu – za nic w świecie nie chciał puszczać teraz chłopaka, najchętniej trzymałby go w swoich ramionach przez cały czas i nie opuszczał go nawet na chwilę. Chodziłby z nim na wszystkie lekcje i spędzałby czas z innymi Ślizgonami, byle tylko być blisko niego. Na szczęście, Gregorius, mimo słów, które przed chwilą wypowiedział, nie ruszył się nawet o milimetr, za co Turcotte był mu naprawdę wdzięczny. Chwilę potem do ich alejki wbiegły, sądząc po zrobionym hałasie, dwie osoby. Colin jeszcze mocniej przycisnął twarz do szyi Cavendisha, czując wypływające na jego policzki rumieńce – sytuacja była dla niego ździebko krępująca. Naprawdę nie znosił rozgłosu, a miał dziwne wrażenie, że jutro, razem ze Ślizgonem, będą na językach wszystkich uczniów. Jedynie to, że koło niego siedział Ślizgon sprawiło, że nie zapadł się pod ziemię albo nie uciekł przed tymi uczniami.
      Dopiero kiedy usłyszał oddalających się nieznajomych, zdał sobie sprawę z tego, że przez ten cały czas całkiem nieświadomie wstrzymywał oddech. Z ulgą wypuścił powietrze z płuc, czując spadający mu z serca kamień – obawiał się, że dojdzie do konfrontacji i będzie musiał tłumaczyć się z tego, co tak właściwie tu robi w dosyć jednoznacznej sytuacji z innym uczniem, a tak naprawdę nie miał najmniejszego pojęcia, co właściwie miałby odpowiedzieć.
      Słysząc pytanie chłopaka uśmiechnął się pod nosem, po czym wymamrotał w jego szyję:
      - Mam nadzieję, że tak. Marzyłem o tym odkąd tylko pamiętam. Myślisz, że inni uczniowie będą nas prosić o autografy? – spytał, próbując zażartować, by nie pokazać jak bardzo przeraża go ta myśl. Chociaż naprawdę próbował się nie przejmować wizją przedstawioną przez Gregoriusa i udawał, że nie robi to na nim nawet najmniejszego wrażenia, tak naprawdę panicznie bał się reakcji innych i tego, że prawdopodobnie będzie na językach całej szkoły. Nie znosił być w centrum uwagi i robił wszystko, by uniknąć zainteresowania innych uczniów, w czym zdecydowanie nie pomagała mu oryginalna uroda i ponadprzeciętny wzrost. Tak naprawdę, najchętniej przemykałby pod ścianami, udając, że nie istnieje i robiąc wszystko, byle tylko nie zwracać na siebie uwagi uczniów i nauczycieli.
      Nie miał jednak czasu by dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ Cavendish przesunął się trochę. Przez chwilę myślał, że Ślizgon chce wstać, ale jego obawy szybko zostały rozwiane przez usta chłopaka przyciśnięte do jego własnych. Do tej pory był święcie przekonany, że ich pierwszy pocałunek – mimo że został przerwany w połowie – był najwspanialszą rzeczą jaką kiedykolwiek przeżył, ale w chwili kiedy Gregorius delikatnie rozchylił swoje wargi, Colin wiedział jak bardzo się mylił. Ta pieszczota była pełna pasji i sprawił, że Puchonowi zakręciło się w głowie z emocji. Kiedy Gregorius odsunął się od niego na kilka milimetrów by móc złapać oddech, Turcotte z trudem powstrzymał się od jęku rozczarowania.
      Cavendish spojrzał mu prosto w oczy, po czym powiedział mu coś wspaniałego. Słysząc słowa Ślizgona, Turcotte oblał się rumieńcem, który nieudolnie spróbował ukryć, odwracając głowę w bok.

      Usuń
    2. - Ja… nie jestem… nie wiem… - spróbował zaprotestować. Wziął głęboki oddech, chcąc pozbierać wciąż jeszcze rozbiegane myśli. Czuł trzepoczące mocno skrzydełka znajdujących się w jego brzuchu motyli i chociaż wiedział, że powinien być szczęśliwy słysząc taki komplement z ust chłopaka, na którym naprawdę mu zależało, to jedyną rzeczą jaką poczuł były przytłaczające wyrzuty sumienia, kiedy uświadomił sobie, jak perfidnie go oszukuje. – Dziękuję – powiedział w końcu, uśmiechając się do chłopaka i chociaż naprawdę starał się nadać temu gestowi choć trochę szczerości, wyszło mu to jakoś krzywo. Gorączkowo zastanawiał się, skąd chłopakowi przyszło do głowy coś tak niedorzecznego – on cudowny? I co jeszcze?. Jak dobrze musiał udawać by Ślizgon uwierzył w coś takiego. Patrząc na siebie – jego mu się wydawało całkowicie obiektywnie, nie mógł znaleźć w sobie niczego, co dowodziłoby prawdziwości komplementu otrzymanego od Gregoriusa. W jak wielu sprzyjających sytuacjach musiał się znaleźć, by udało mu się przekonać chłopaka do takiej bzdury?
      Oszust, oszust, oszust, tłukło się po jego głowie.
      - Myślę, że to ty jesteś cudowny – wymamrotał niepewnie, unikając jego wzroku. Mówienie komplementów sprawiało mu prawie tak duży problem, jak ich przyjmowaniem.

      wpadnięty po uszy Colin

      Usuń
  157. [No idea co mogłoby być aż tak niebezpiecznego.]

    Gabriel

    OdpowiedzUsuń
  158. Mimo że Maeve wciąż miała w pamięci obowiązek oddania wypracowania na jutrzejszych, porannych zajęciach z Eliksirów, którego notabene jeszcze nie zaczęła pisać, to i tak pomiędzy kolejnym kęsem tostu, a łykiem soku dyniowego, postanowiła, całkowicie świadoma wszelkich konsekwencji, iż zamiast do pokoju wspólnego, uda się wprost do sali, będącej od pewnego czasu miejscem jej ćwiczeń. Zdawała sobie sprawę, że doskonalenie swojej umiejętności rzucania zaklęć z pewnością przedłuży się do tego momentu, w którym jakiś duch przypadkiem pojawi się w pomieszczeniu, ostatecznie ją stamtąd płosząc, jednak ani nieprzyjemne wyobrażenie spotkania ze zjawą, ani perspektywa spędzania nocy nad żmudnym próbami zapełniania wystarczającej części pergaminu nie pozwoliły jej nawet na chwilę zwątpić w słuszność swojego postępowania. Być może gdyby nie zauważała żadnych postępów w swoim niemalże codziennym powtarzaniu, przerabianych w trakcie ubiegłych lat nauki, zaklęć, to zwyczajnie tego wieczora, by odpuściła, starając się skupić na bieżącym materiale, lecz przecież od kilku dni jej machanie różdżką nie ograniczało się już tylko do powodowania wokół siebie niezliczonej ilości szkód, bowiem faktycznie wypowiadane formułki znajdowały urzeczywistnienie w postaci dobrze rzuconych zaklęć. Co prawda nadal wracała do dormitorium z lekko osmaloną szatą lub dodatkową liczbą piegów, ale traktowała to z delikatną nonszalancją, nie próbując wymagać od siebie zbyt wiele, poza tym nie była przekonana czy kiedykolwiek zaradzi coś przeciw swoim błędom. Możliwe, iż miała stać się po prostu czarodziejem o wielu wadach i właśnie z tą myślą podźwignęła się zgrabnie, omijając plotkujące koleżanki, które najwyraźniej nie zarejestrowały jej ruchu, po czym skocznym krokiem wyszedłszy z Wielkiej Sali, popędziła schodami do góry, tylko czasami odwracając się, by sprawdzić, czy słyszane za nią głosy należą do uczniów, czy może są wynikiem szepczących postaci na obrazach. Właściwie jeden z takich niezidentyfikowanych dźwięków sprawił, że Maeve zwrócona ku tyłowi, wsunęła się do sali, która zgodnie z jej oczekiwaniami powinna być pusta. Po nieznacznym przekrzywieniu głowy uświadomiła sobie jednakże, że chyba się pomyliła, ponieważ na przedzie pomieszczenia majaczyła już jakaś postać, a zważywszy na niewielkie zielona akcenty, musiała być ona z domu węża, co o ile to możliwe, jeszcze bardziej rozczarowało czarnowłosą. Jej nieliczne spotkania ze Ślizgonami prawie zawsze kończyły się tym, że kręcone kosmyki i tak już niesforne, potraktowane jakimś zaklęciem stawały się napuszonym kłębkiem, którego nie od razu potrafiła się pozbyć. Mając więc na względzie swoje ewentualne bezpieczeństwo przywarła sztywno do ściany i nie wydając z siebie nawet piśnięcia, ze spokojem obserwowała chłopaka, naiwnie wierząc, iż bierne przyglądanie się, mogłoby ją czegoś nauczyć. Nie miała wszakże nic do stracenia, w sytuacji, gdy przez wielu uważana była za całkiem beznadziejną.

    Maeve

    OdpowiedzUsuń
  159. [wredna małpa :c]
    Blanche była królową, panem swojego życia i władcą marionetek. Brała co chciała, kiedy chciała i jak chciała, nikt nie mógł stanąć na jej drodze. To było niedopuszczalne. A jednak ktoś się sprzeciwił i musiała go stłamsić, pokazać kim jest, że marny, nic nie znaczący szczur nie może decydować o tym co wolno komuś takiemu jak ona.
    Wracała do Zamku przepełniona furią i chęcią zemsty. Te uczucia ochładzały się wraz z mijaną drogą, ale Blanche nie rezygnowała z żadnej okazji do władowania złości we wszystko co stanęło jej na drodze. Z ogromnym rozmachem otworzyła drzwi wejściowe jakby chciała wyrwać je z zawiasów i rzucić nimi o przeciwległą ścianę, ale nie przewidziała skutków tego, co zrobiła dopóki nie poczuła jak coś spada jej na głowę. Usłyszała dźwięk łamiącej się kości i zaklęła głośno jak szewc obrazując potęgę bólu.
    – Cavendish – warknęła, a w jej głosie pobrzmiewała chęć mordu na wszystkich światkach tego wydarzenia. Puściła powoli nos, czując i widząc jak strużkami leci z niego krew. – Pomóż mi to zatamować – powiedziała i, mimo że użyła słowa takiego jak „pomóż” ton pozostawał rozkazujący i zirytowany.

    your lover
    Pyza

    OdpowiedzUsuń
  160. [A ja wciąż czekam na zaczęcie....]

    Nott

    OdpowiedzUsuń
  161. [ Serdecznie Gratuluję, jesteś pierwszy, podrzuciłeś wstępny pomysł, więc zaliczasz się do Trójki Turner'a xD
    Jestem za tym, by chłopcy razem pracowali nad "wytwarzaniem" nowych zaklęć - nie koniecznie tylko dobrych.
    Trzy wstępne pytania:
    1. Jak rozwinięte wątki preferujesz? W sensie jak długie.
    2. W którym momencie zaczynamy?
    3. Ja zaczynam czy ty wykazujesz taką chęć?

    :)]

    Nate Turner

    OdpowiedzUsuń
  162. [ Jak najbardziej jestem za :)
    Jeśli chodzi o moją preferowaną długość wątku, to zależy od dnia, pomysłu i ilości czasu jakim dysponuję. Myślę więc, że od 200 do 450 słów spokojnie daję radę. Ciebie za to nie ograniczam, chętnie czytam coś dłuższego.
    W takim razie jeśli masz chęć na początek, to proszę, nawet będę wdzięczna :) Możesz nawet dorobić Nate'owi rogi w próbach tworzenia nowego zaklęcia xD]

    Nate Turner

    OdpowiedzUsuń
  163. Colin nie miał pojęcia, jak powinien się zachowywać w najbliższym czasie i najchętniej w ogóle by tego nie sprawdzał. Był prawie pewien, że nadchodzące dni będą jeszcze większą męką niż te, które już minęły, więc nic by się chyba nie stało, gdyby ta noc trwała wiecznie, prawda? Nie miał pojęcia co powinien zrobić i jak jutro to wszystko rozegrać, bo chociaż swoich uczuć do chłopaka był pewien w stu procentach, to bał się ujawnić je przed całą szkołą. Nie był jeszcze gotowy, by zmierzyć się z powszechnym zainteresowaniem, kpiącymi czy pogardliwymi spojrzeniami innych i towarzyszącym im niewybrednym komentarzom. Od zawsze był zbyt zależny od opinii innych, a wyzwiska czy negatywna ocena innych raniła go o wiele bardziej niż resztę rówieśników i nie był pewien, czy poradziłby sobie z niechęcią, jaką mógł wzbudzić jego orientacja seksualna. Doskonale za to wiedział, że będzie musiał uważać na każdym kroku, by jego uczucia nie wyszły na jaw. Przypadkowe dotykanie chłopaka, kiedy mijali się na korytarzu, szukanie jego towarzystwa przy każdej możliwej okazji, zbyt długie przyglądanie się mu czy za często posyłane w jego kierunku uśmiechy – wszystko, dosłownie wszystko mogło go zdradzić i teraz kiedy tak o tym myślał, nie miał pojęcia jak uda mu się tego uniknąć. W końcu jak miał udawać, że nie chce podejść do Cavendisha, kiedy wszystko pchało go w jego kierunku, a chłopak wyglądał naprawdę obłędnie? Znowu więc będzie musiał się starać, żeby przechodzić obojętnie obok Gregoriusa, powstrzymać się przed wysyłaniem maślanych spojrzeń w jego kierunku i pokazywać, że wcale nie ma ochoty przytulić się mocno do chłopaka i już nigdy więcej go nie puścić. Już wcześniej, jeszcze zanim Colin zdał sobie sprawę ze swoich uczuć, z trudem przychodziło mu trzymanie się od niego z daleka – chłopak przyciągał go do siebie jak magnez, – a teraz, kiedy miał go już w zasięgu ręki i wiedział, że gdyby byli sami nie musiał by się pilnować, przekonujące udawanie, że kompletnie nic ich nie łączy będzie graniczyć z cudem. W końcu od prawie zawsze na jego widok zawsze mocniej biło mu serce, a na twarz wypływał ten durnowaty uśmiech. Kiedy był w jego pobliżu lub po prostu go widział czuł się, jakby unosił się właśnie kilka centymetrów nad ziemią, a jedyną rzeczą o jakiej wtedy marzył było przebywanie w jego pobliżu – mógłby nosić za nim książki, odrabiać za niego zadania domowe, zgodziłby się nawet zjeść coś w miejscu publicznym, byle tylko móc mu towarzyszyć. Teraz, kiedy już wyznał mu swoje uczucia, Turcotte chciał tylko obejmować go przez cały czas, by wszystkim pokazać, że Gregorius jest jego, jego, jego i tylko jego.
    - Wyobrażasz sobie naszych fanów w koszulkach z nadrukami „Cavecotte forever” i z kubkami z napisami „Grelin is real”? Zbijemy fortunę na sprzedaży takich gadżetów. – Uśmiechnął się do chłopaka, starając się odgonić od siebie negatywne myśli. Mimo starań, znowu wrócił strach przed reakcją innych. – Greg. Jak oni zareagują? – spytał, drapiąc się po karku z zakłopotaniem. W chwili kiedy wypowiedział to pytanie, poczuł jak jego dobry humor prysnął jak mydlana bańka.
    Przed oczami stanęły mu wykrzywione nienawiścią twarze innych uczniów. Co jeśli właśnie tak to się skończy?
    - Nie przesadziłem, to prawda. Szaleję za tobą, Greg. Poza tym, ty nie jesteś Ślizgonem. Jesteś cudownym Gregoriusem. Nie pozwól żeby to, do jakiego domu należysz definiowało to, kim jesteś – wymamrotał, z każdym słowem mówiąc coraz ciszej i ciszej. Miał wrażenie, że powiedział właśnie coś strasznie idiotycznego i krępującego. Na jego policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
    Chociaż tak naprawdę chciał spędzić w objęciach Gregoriusa resztę wieczoru (życia), to bez słowa pozwolił chłopakowi się puścić i z pozornym spokojem obserwował jak siada po turecku na ziemi obok. Miał ochotę głośno protestować i samemu znowu objąć chłopaka, ale wciąż coś go powstrzymywało. Nie mogąc się powstrzymać, zamiast wyciągnął dłoń w kierunku Cavendisha i niepewnie złapał go za rękę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słysząc słowa chłopaka, naturalnie zarumienił się jeszcze bardziej i tym razem czerwień pokryła już nie tylko policzki, ale również jego czoło oraz cała szyję. Nieudolnie próbując to ukryć, odwrócił głowę w lewo.
      Czuł dłoń chłopaka gładzący go po prawym policzku i miał wrażenie, że miejsce, w którym ich ciała się stykały płonęły żywym ogniem. Wziął głęboki oddech, próbując uspokoić rozbiegane myśli i zastanowić się nad tym, co ma powiedzieć Gregoriusowi, w czym nie pomagał mu badawczy wzrok chłopaka i dłoń, którą gładził go aktualnie po szyi.
      - O niczym nie myślałem. Po prostu mam wrażenie, że cię oszukuję, bo wcale taki nie jestem, okej? Jak bardzo musiałem Cię oszukać, że doszedłeś do takich wniosków? – spytał, gniotąc w dłoniach szatę. – To głupie, zapomnij.

      Colin ♥♥♥

      Usuń
  164. [To tylko 32 linki xDD
    A odpisem spokojnie, ja też dłuugo zwlekałam]
    Sophie/Cori

    OdpowiedzUsuń
  165. [Ja się tutaj chyba fochnę, a co! Moje zaczęcie miało być i go nie ma- no nic, przyszłam zaproponować, by dorwali się na balu, ona zmieniona bo nie narwana i agresywna, mało tego trzeźwa. Proponuję aby odbyło się to już po ich "wybuchu namiętności" w jednej sali i może aby na balu też się coś stało, ale już nie przez eliksir. ]

    Zła wiewióreczka

    OdpowiedzUsuń
  166. [ Jak przez mgłę. Ryle ucieka od Ślizgonów. Chciałby im spuścić łomot, ale knuje w kątku i tylko czasem czaruje im owsiankę podczas śniadania, żeby nie dała się zjeść. ]
    J. Ryle

    OdpowiedzUsuń
  167. [Pewnie, że chcemy mieć do czynienia, tym bardziej, jeśli jest pomysł :D]

    OdpowiedzUsuń
  168. [Z tym panem chciałam wątek, jeszcze podczas tworzenia karty Jacqueline. Poza tym, połączenie Ślizgona z krwi i kości oraz trochę zbyt ufnej Puchonki może być ciekawe, hm?]

    Jacqueline

    OdpowiedzUsuń
  169. Być może ku jego zaskoczeniu Blanche nie odtrąciła pomocy, choć na wzmiankę o Łazience Prefektów zmarszczyła gniewnie brwi dopatrując się w tym seksualnego podtekstu, a wydawało jej się, że to mają już za sobą i ustalili, że nie wrócą do tego.
    To było fajne, intensywne, pełne namiętności i zostało zakończone. Foucault dobrze zdawała sobie sprawę, że tajemnica, którą przed Gregiem utrzymywała powinna zostać ujawniona na samym początku, a fakt, że nie odczuwała żadnego dyskomfortu z nieszczerości wcale jej nie przeszkadzał. Nie czuła się w jego towarzystwie niepewnie, nie próbowała go unikać. Wiedziała, że czas na prawdę nadejdzie, ale w chwili, która będzie dla niej odpowiednia. Z niczym się nie spieszyła.
    Dała się poprowadzić korytarzem, wskazując na najbliższą łazienkę dziewcząt, zadziwiająco pustą o tej porze. Stanęła przed lustrem wyciągając z kieszeni spódniczki różdżkę.
    - Episkey - wypowiedziała zaklęcie, a jej nos w jednej chwili wrócił do pierwotnego stanu i kształtu. Odkręciła wodę i zmoczyła podarowaną jej przez chłopaka chusteczkę, po czym delikatnie zaczęła oczyszczać go z krwi. Wzrok trzymała z dala od Gregoriusa. Widziała jego odbicie w lustrze, lecz wciąż wahała się nad tym, jak pociągnąć łączące ich sprawy. Kontakty z Gregoriusem zawsze kończyły się... satysfakcjonująco.

    Blanche, którą kochasz.

    OdpowiedzUsuń
  170. Noc była zimna, co od razu nie spodobało się Dorianowi. A Greg oczywiście zadbał o to, żeby natychmiast zrobiło się jeszcze gorzej. Nie dość, że bezceremonialnie pociągnął go za sobą, to jeszcze miał w sobie tyle czelności, żeby się potknąć i sturlać ich oboje z kamiennych schodów, a na koniec wylądować na nim! Nie dość, że to właśnie Finnowi najbardziej się oberwało, to jeszcze towarzysz rozłożył się na nim niczym jakiś cholerny dominant, a akurat on nienawidził być na dole! Jego upokorzenia dopełnił uciążliwy ból dupy, jakby właśnie tak bezceremonialnie pozwolił komuś się zaliczyć! A przynajmniej takie miał wrażenie, bo nigdy, nikt nie dostał wstępu do jego tyłka. O nie, nie te progi!
    Z jękiem pozbierał się z chłodnej trawy rozcierając obolałą kość ogonową. Oj rano będzie cały wymalowany siniakami, a wtedy dorwie się do skóry skacowanego Grega i odegra się za każdą zbitą część ciała po miliard razy.
    - Przysięgam ci, Cavendish, że gdybym tylko tak zaniżył swoje standardy, żeby do tego dopuścić, sprawiłbym, że przez tydzień, nie mógłbyś się podnieść – ofuknął chłopaka, ale ten już go nie słuchał. Właśnie zajęty był tuleniem butelki Ognistej. Na Doriana spadło odnalezienie spłoszonej żaby. Hiacynt nie uciekł zbyt daleko, był wierną maskotką i czekał na niego w trawie rechocząc wesoło. Finn ostrożnie podniósł go z trawy i znowu ułożył na swoim ramieniu, co słodkie stworzenie powitało zadowolonym kumkaniem.
    Ich nieznośny pupilek też szybko do nich wrócił nadal zachwycony odnalezioną butelką alkoholu. Dorian był już prawie pewien, że ten zaraz pociągnie pierwszego łyka, żeby bardziej się spić i mocniej irytować właśnie jego, ale tym razem czekało go prawdziwe zaskoczenie. To jemu podsunięto butelkę. Nie, żeby ociepliło to jego uczucia, ale przynajmniej miał szanse na częściowe oddalenie od siebie problemów związanych ze znoszeniem kompana.
    - Jeśli jeszcze raz zażartujesz z kaczek, przysięgam, że zostawię cię i zabiorę żabę – oświadczył przejmując butelkę bursztynowego trunku.
    Jednym, sprawnym ruchem przytknął ją do ust i przechylił pociągając spore łyki alkoholu. Z pierwszym lekko się wzdrygnął czując znajome palenie w gardle, jak zwykle potrzebował chwili by się przyzwyczaić.

    Doriś

    OdpowiedzUsuń
  171. [Wooo, jakie rozbudowane w przyszłość :D. Podoba mi się to, całkiem ciekawe. To kto zacznie?]

    OdpowiedzUsuń
  172. [Bardzo chętnie, ale niestety, pomysłem nie zarzucę, nic mi nie przychodzi do głowy. Będziesz musiała ty coś wymyślić. :<]
    Liu/Frank

    OdpowiedzUsuń
  173. [ Co ja na to? Drugi raz w ciągu tego tygodnia pod wrażeniem, jeżeli chodzi o ogrom wydarzeń zawartych w cudzym pomyśle. Może być, ale ja się pewnie pogubię w połowie, coś namieszam i wyjdzie zupełnie inna historia, ot, tak to już ze mną bywa. A i Luke'a, i mnie nie należy się bać, dobrze, że jednak jesteś!
    Tylko teraz nie wiem, za co się zabrać, od czego trzeba by było zacząć i tak dalej. Potrzebuję odrobinki pomocy.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  174. Wzruszył jedynie ramionami, w międzyczasie zakładając kurtkę i kierując się ku wyjściu z Lochów. Droga do Hogsmeade była mu całkowicie obojętna i o wiele bardziej przejmował się tym, jak niepostrzeżenie opuścić mury Hogwartu i nie zostać nakrytym przez któregokolwiek z profesorów; Flynnowi nie oponowałby przed przemierzeniem wzdłuż i wszerz Zakazanego Lasu, w którym podobno roiło się od wilkołaków i innych morderczych stworzeń i nie przeszkadzała mu dłuższa trasa, którą zazwyczaj zmuszeni byli podążać uczniowie posiadający zgodę na odwiedziny w wiosce. Nie wiedział, że Greg przywiązywał aż tak dużą wagę do w zasadzie nieistotnych szczegółów, jednak mimo wszystko wolał trzymać język za zębami i nie wdawać się w niepotrzebne dyskusje, niszczące całkiem dobrze zapowiadający się wieczór. Stewart nigdy nie narzekał na nadmiar kręcącego się wokół niego towarzystwa, a znajomość z Cavendishem postrzegał w kategoriach czegoś, co paradoksalnie nie powinno go dotyczyć - w końcu nie był ani popularny, ani lubiany, lecz jakimś cudem udało mu się zagarnąć sympatię pana Prefekta Naczelnego, której nie zamierzał wystawiać na próby, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
    — Pójdźmy tradycyjną trasą — odrzekł jakiś czas później, kiedy to odetchnął z ulgą wyciągając rękę w kierunku metalowej kołatki, otwierającej główną hogwarcką bramę. Powiew świeżego i przede wszystkim zimnego powietrza skutecznie unicestwił wcześniejszą flynnową bierność, pobudzając go do życia i uruchamiając wszystkie zardzewiałe wielogodzinną nauką przewody odpowiedzialne za ochocze ruszenie do przodu i zostawienie w tyle zbyt wolnego jak dla Ślizgona towarzysza. — Osobiście nie polecam spacerów w okolicy Wrzeszczącej Chaty — krzyknął przez ramię, krzywiąc się na samą myśl o miejscu, które odwiedził w przypływie największej głupoty. O stokroć bardziej preferował dystans składający się z trzykrotnie dłużej trasy, niżeli ponowne narażenie jego bębenków usznych na spotkanie z odgłosami niewiadomego pochodzenia, które każdej nocy wydobywały się z niezbadanych odmętów nawiedzonej chaty.
    — I mógłbyś się łaskawie pośpieszyć — dodał, zatrzymując się w miejscu i rzucając mu spojrzenie a'la obrażona na cały świat księżniczka, do której wbrew pozorom było mu daleko. — O tej porze zawsze są tłumy, zajmą nam mój ulubiony stolik — mruknął pod nosem, nie potrafiąc wyobrazić sobie sytuacji, w której po wkroczeniu do owładniętych specyficznym zapachem alkoholu i nikotyny Trzech Mioteł, nie usiadłby przy zlokalizowanym w samym kącie stole, który dobrych kilka miesięcy temu ochrzcił mianem własnego.

    flynn

    OdpowiedzUsuń
  175. [ Idealne Ten Puchon mnie zauroczył *.* ]

    OdpowiedzUsuń