8 marca 2015

"I'm bad behavior but I do it in the best way"

Scorpius Hyperion Malfoy
Slytherin – 11 września 2004 – VII rok – krew czysta – 12 cali, włókno ze smoczego serca, świerk – wierny przyjaciel i towarzysz do butelki Ognistej – patronus: fretka – bogin: nieznany – Lucyfer – bi, bo po co się ograniczać? – Klub pojedynków – Klub eliksirów – Kiedy nikt nie patrzy, gra na skrzypcach  - eliksiry - OPCM - zaklęcia - zielarstwo - astronomia - transmutacja

                Czy jest Ognista na sali?
Zawsze pierwszy chętny do imprezy. Wyczuwa butelkę Ognistej niczym dementorzy swoje ofiary. Gdyby skok w ogień oznaczał rozkręcenie imprezy, prawdopodobnie zrobiłby to z uśmiechem na ustach. Pewnie przy okazji oczarowałby przynajmniej kilka osób obu płci, a przynajmniej sam jest o tym święcie przekonany. Bo kto nie chciałby Scorpiusa?
                Tylko nie mówicie ojcu.
Nigdy nie lubił, kiedy ktoś próbował nim sterować. Na uwagi ojca, na temat jego zachowania bądź ocen jedynie wywraca oczami i udaje, że nie słyszy. Przecież dobrze się uczy! (No może nie ze wszystkiego, ale czy to jego wina, że historia magii automatycznie wywołuje śpiączkę, a na zielarstwie po prostu się nie zna?) Jego miłością są pojedynki i latanie na miotle, chociaż jakoś nigdy nie ciągnęło go na boisko. Oczywiście tego ostatniego jego ojciec też nie pochwala, bo przecież stać go na więcej! W sumie jedyne, co jego ojciec w nim pochwala, to właśnie przynależność do Klubu pojedynków i zainteresowanie eliksirami.
                Ja tu jestem królem!
Przechodząc przez szkolny korytarz puszy się jak paw, przecież każdy musi wiedzieć, że idzie Scorpius! Oczywiście dla efektu dziewczyny powinny mdleć, a panowie zapominać, jakiej to byli orientacji. Czy ktoś jeszcze pamięta olśniewający uśmiech Glideroy’a Lockharta? Odpowiedź brzmi nie! On uśmiecha się miliard razy lepiej, a przy okazji podbija serca samym spojrzeniem. Ale nie łudźcie się, jeszcze nigdy się nie zakochał. Niepotrzebny mu związek, a powszechna miłość napływająca ze wszystkich stron. I niech ktoś mu powie, że jest w błędzie, oj Scorp wtedy pokaże pazurki. Ktoś go odrzuci? Tym bardziej musi owego ktosia poderwać! Ktoś go zlekceważy? To zadziała różdżką! Musi być w centrum zainteresowania, nieważne czym to zainteresowanie będzie wywołane.
                Mogę iść poromansować z poduszką?
Bezsenność chorobą zawodową, bo kiedy spać, skoro jedynie po nocach robi prace domowe? A po co robić te zadania za dnia, skoro musi spełniać powinności ślizgońskiego króla? Kawy też się nie napije, w końcu to najwstrętniejszy napój pod słońcem! Zawsze jest nadzieja, że odeśpi na porannej lekcji, ewentualnie na nią nie pójdzie. 

127 komentarzy:

  1. [ No to królowa wita króla.
    Ja sobie powzdycham, a naburmuszona Lysse sobie popatrzy. ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Ja chcę wątek, o ]

    William/Clemence

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jeszcze nie mam pomysłu ale chcę wątku!]

    Eve

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Luke na pewno chciałby Scorpiusa.]

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Z Dorianem i Ophelią nie wyszło, ale może tu... Mam głupi pomysł, nie wiem czy przejdzie...]
    Ira

    OdpowiedzUsuń
  6. [Lucyfer taki podobny do Węgla. Hello :)]

    Karlie // Ondria - właśnie ogarniająca komentarze od Doriana

    OdpowiedzUsuń
  7. [No czeeeeść c: Nie lubię cię. I dalej żądam MOICH CEKINÓW! :c
    Ale masz lajka, mimo że wiesz, że nie tak go widziałam. I... O, popatrz, nawet chcę wątek! Znaj łaskę pana, króla logarytmuf i prywatnego detektywa stalkerowskiej firmy. Wspominałam, że Weasley ma słabość do Ślizgonów...?]

    Fredziak, nie wiem co, ale dzień dobry c:

    Ps.: MÓWIŁAM, ŻE CI SIĘ TU SPODOBA! C:

    OdpowiedzUsuń
  8. [Zdanie "bi, bo po co się ograniczać" wygrywa <3 cześć, Malfoy jak zawsze cudowny]

    flynn

    OdpowiedzUsuń
  9. [Doba będzie dla mnie za krótka, ale to jest Scorpius. Kto mógłby się oprzeć takiemu wątkowi? Zwłaszcza, że Addie będzie miała głęboko w poważaniu samozwańczego króla Hogwartu.]

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dobry wieczór panu Malfoyowi :) śliczna karta, nie ma co.]

    James Potter

    OdpowiedzUsuń
  11. [Cześć! Fajna karta :P]
    Ellie

    OdpowiedzUsuń
  12. [Oczy tego kota *_* Cześć, cześć, drugie zdjęcie najlepsze.]

    Gena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Kuźwa, a pisało, że serwis niedostępny i dodawałam cały czas na nowo :/]

      Usuń
  13. [Boziuuuu, kocham tego Pana <3 I zarówno ja, jak i mój niezdarny chłopczyk upominamy się o wątek! :D]

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Wiesz,że mój pan nie przepada za Ślizgonami, więc na Scorpiusa też nie będzie zwracać uwagi, a jak na to reagować będzie Twój pan, to już tylko i wyłącznie Twoja sprawa c: Myślimy. ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  15. [Odkrywcze całkiem jest to, że i Eve i Scorpius szukają doznań, nie chcą miłości, nie umieją się zakochać, wolą się bawić (Scorp ogólnie, Eve jedynie uczuciami i reakcjami innych) z tym, że on robi to dość kokieteryjnie i się nie ukrywa, ona natomiast małomówna, pewna siebie ale udająca odrobinę może nawet nieśmiałą. Nie wiem jak to jeszcze połączyć ale jest to do czego w ich relacji można by się odnieść.]

    Eve
    Eve

    OdpowiedzUsuń
  16. [Część i czolem. Złapie się jeszcze na wątek, bo muszę przyznać, że stworzyłaś Scorpiusa dokładnie takiego jakiego sobie go wyobrażam i nie mogę się powstrzymać tynku bardziej z Gabrielle, która jest z takiej rodziny że powinna być w tym samym domu co Score.
    To ja może od razu coś zaproponuje żeby trudniej było ci mi odmówić. Myślę że na Gabi Malfoy nie zrobiłby dużego wrażenia (wybacz mi, ją go kocham, ale panienka Nott ma znieczulicę). Znaliby się od dziecka, ale mimo to traktowałaby go jak wszystkich czyli najzwyczajniej w świecie by go olewała. Scorpiusa jak sądzę troszkę by to denerwowało.
    Wątek moglibyśmy zacząć w Klubie Pojedynków. Gabrielle mogłaby na przykład dostać za partnera Scorpiusa, żeby nie było jej tak łatwo. No chyba że masz jakiś inny pomysł.]

    Gabrielle Nott

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Chciałby go na tysiące różnych sposobów. I na jeden, który zmieniłby wszystko, ale to takie chyba niepasujące do Malfoya, że najlepiej od razu o owym sposobie zapomnieć. Bardzo chętnie jednak pokombinuję z czymkolwiek, może nie z jakimś zwykłym romansem, ale i nie z czymś niesamowicie podniosłym. Wchodzisz w to?]

    Way

    OdpowiedzUsuń
  18. [Cudowny ten Scorpius, Chciałabym z nim wątku. I to bardzo.]

    Louis W.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Cześć, witam, czołem, jeżeli są pomysły to zapraszam! <3]

    Lizzie Madley

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O matko, tak! Przeczytałam dopiero teraz, wybacz mi moją ślepotę. :(
      Jestem jak najbardziej za, zwłaszcza, że Lizzie ma wiele wspólnego ze Ślizgonami. To co, zaczynamy? :3]

      Lizzie M

      Usuń
  20. [Czyżby Scorpius podejmował rzucone mu przez Addie wyzwanie? To się nie może skończyć dobrze xD Biedny chłopak, wykorzysta cały swój arsenał sztuczek, a tu nic i jeszcze wpadnie w depresję, że traci swój dryg i urok. Ale masz rację, to brzmi jak dobra zabawa. Musimy im tylko wymyślić coś genialnego *patrzy na ciebie niewinnym, błagalnym spojrzeniem ogromnych oczu*]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  21. [ A powiedz mi, jak bardzo Malfoy by się wkurzył, gdyby dziwak Will pokonał go w pojedynku? Wtedy mój pan miałby lepszy powód i dowód do tego by mówić, że Scorpius nie jest nikim wyjątkowym. Ślizgon mógłby chcieć pokazać mojemu panu, że wcale tak nie jest, no i mogłoby do czegoś dojść. Co Ty na to? ]

    William

    OdpowiedzUsuń
  22. [Dobra, uratuję cię z kłopotu, mam za dobre serce xD
    Robimy tak: mieli razem szlaban, on nie miał zamiaru tego robić, po co się męczyć, skoro można uwieść w ramach zabawy kolejną naiwną Puchonkę? A tu się okazuje, że nic z tego. Zainteresowałby się Addison, mimo że wszyscy mu mówili, że nie ma szans, bo to największa cnotka Hogwartu (albo najbardziej niebezpieczna, można wybrać). Nawet się z kimś założył, żeby mieć większą motywację, ale okazało się, że Addie to twarda sztuka i przegrał przez nią jakiś bardzo drogocenny przedmiot, tutaj już sobie wybierzesz. Dzięki temu zyskał szacunek do Hallaway, która nie uległa jego urokowi i dzięki temu nawet zostali dziwnymi kumplami! Możemy zrobić nawet coś w stylu, że udają luźną parę - gdy Scorpius nie chce się umawiać z jakąś dziewczyną, wciska jej ściemę, że spotyka się z Addie, a Addie dzięki temu ma same korzyści, bo nikt nie chce się narazić Malfoy'owi i wszyscy zostawili ją w spokoju, mimo że mają ją za naiwniaczkę, bo Scorp "zdradza" ją na prawo i lewo. Mogłoby być coś takiego?]

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dzień dobry wieczór :) Przyszłam pochwalić kartę i wyżebrać jakiś wątek, albo chociaż jakiś zalążek pomysłu, cokolwiek :)]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  24. [A pf! To Zabini jest królem xD
    Ale cześć i ha! wiedziałam, że Ci się spodoba huehuehue]

    KRÓL Zabini

    OdpowiedzUsuń
  25. [ To jest najcudowniejsza cecha Tomasiątka, uwielbiam ten jego dziecinny wygląd <3 W sumie to Bell i Scorp są totalnymi przeciwieństwami. I w sumie.. Mam taki mały pomysł, ale nie wiem czy ci się spodoba :D Pewnego razu Bellamy'egp uczepi się jakaś dziewczyna, która nie będzie chciała dać mu spokoju, a on biedne, małe, przestraszone stworzonko nie będzie umiało jej odgonić i zobaczy to Scorp, który rzuci jakimś cudownym tekstem, co od razu przyniesie pożądany przez Sangstera skutek. Jedynym powodem dla którego Scorpius mu pomoże będzie jakiś uraz i niezbyt miłe wspomnienia z ową panią :3 I z tego co zauważyłam obaj cierpią na bezsenność, więc mogliby się spotkać tej samej nocy, gdzieś na zamku i wtedy mój maluszek podziękuje Scorpiusowi, bo przedtem nie miał odwagi czy coś i zaczną rozmawiać. W sumie, mogłabym jeszcze zaproponować, żeby mój Bell tak nieświadomie podkochiwał się w Scorpiusie xD]

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  26. [Jeeeej! <3 Uwielbiam wątki z kanonicznymi postaciami, a do Malfoyów mam szczerą słabość. Jeśli chodzi o wątek to ja zazwyczaj ustalam początek, a potem raczej z rozwoju akcji wychodzi co dalej, ale jeśli chcesz to możemy ustalić z góry. Nie a problemu. Jakieś romanse, przymusowe swatanie przez rodzinę, przyjaźń, nienawiść, czy jeszcze coś innego? To ci się żywnie podoba... Masz jakieś plany/marzenia odnoście ich późniejszej relacji, czy ja mam coś konkretnego zaproponować?]

    Nott

    OdpowiedzUsuń
  27. [ Dobra, będę kombinować. Są jakieś ograniczenia?]

    Way

    OdpowiedzUsuń
  28. [Już widzę miny Harry'ego i Dracona, jak się dowiedzą, że ich synowie to dobre ziomki. XD Tak, to byłoby super.]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  29. [W końcu ktoś, kto rozumie moją niechęć do związków, pjona! :3
    Za każdym razem, gdy Scorp będzie próbował traktować ją z góry, dostanie bolesnego kuksańca między żebra, więc ma do wybory albo liczne siniaki, o które będą pytały jego podboje, albo bycie grzecznym. Radzę mądrze wybrać.
    O tej porze już nie myślę, ale że zrzucam zaczynanie na ciebie, bo wpadłam na ten jakże genialny pomysł i uratowałam cię z opresji, zacznij od momentu, w którym będzie ci wygodnie:)]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  30. [To będzie wspaniała przyjaźń, mówię ci :D Wyobrażasz sobie jak Scorpius zaprasza Albusa na wakacje na przykład? Ach, ci Malfoyowie.
    A teraz tak serio, pytam o pomysły, bo ich nie mam :c]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  31. [Tak sobie pomyślałam, że (Gabi mnie zabije za to) Panienka Nott mogłaby być w dzieciństwie zakochana w Malfoy'u. Wtedy była całkowicie zwyczajnym i roześmianym dzieckiem, więc mogłaby robić maślane oczka i tak dalej. Myślę, że Malfoy mógłby również ją bardzo lubić (i to by spotęgowało jego późniejszą irytację). Oczywiście rodzice byliby zachwyceni, że ich dzieci się tak dobrze dogadują i mogli delikatnie (lub mniej delikatnie w przypadku matki Gabi) popychać ich ku sobie. Wszystko byłoby okej do czasu ceremonii przydziału. Gabrielle trafiła wówczas do Gryffindoru na który oboje jeszcze w pociągu tak psioczyli (znaczy Malfoy psioczył, a Gabrielle potulnie przytakiwała, bo nie miała nic do Gryfonów, ani do mugolaków, ale po co miała się wykłócać z rodziną i Scorpiusem?) i Scorpis poczułby się w pewien sposób zdradzony. Najpierw zaliczyłby oczywiście opad szczeny, a potem zaczęłoby się między nimi psuć. Gabrielle oczywiście starałaby się ratować za wszelką cenę ich relację, ale pewnego dnia mogli się ostro pokłócić i wówczas Score nazwałby ją "zdrajczynią krwi niegodną swojego nazwiska" (bo takie określenie boli ją najbardziej). Oczywiście Gabrielle potem przepłakałaby kilka nocy i zaczęła unikać Scorpiusa. Widząc, że jest taki jak reszta Ślizgonów i wcale nie broni jej kiedy inni z niej kpią i jej dokuczają upewniłaby sie w przekonaniu, że jest debilem i zaczęłaby go wyniośle ignorować. Scorpis przyzwyczajony że nigdy nie musiał nikogo przepraszać założył, że niedługo jej przejdzie, ale jej nie przeszło, bo pielęgnowała w sobie wściekłość na niego niemal tak wielką jak ta na ojca. Po jakimś czasie Scorpius już nawet zapomniał, że coś takiego miało miejsce i nie rozumie czemu jego dawna przyjaciółka zachowuje się w taki sposób. Za to ona doskonale to pamięta i kiedy dostanie go za partnera wcale nie będzie się z nim cackać tylko od razu użyje dość mocnych zaklęć i zaatakuje z zaskoczenia.
    Może być coś takiego? (wymyślone na spontanie xd)]

    Boska Nott

    OdpowiedzUsuń
  32. [Czołem, Malfoy x2 XD Lou lubi dzikie podrywy, lubi też blondynki (sam nią jest, a w końcu narcystyczny z jego dupek XD), dlatego Scorp może próbować, Klub Pojedynków mi odpowiada, podryw na przemoc też, tylko niech uważa na jego buźkę, bo o nią to się Weasley wkurzy, no i ostrzegam, że ten mój kociak to w mordę umie dać. Zapowiada się piękne – pot, krew i łzy. ;3]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Hmm, Scorp niewątpliwie jest Królem Ślizgonów i jednym z hogwarckich przystojniaków, ale Gwen niewątpliwie nie zwraca na niego zbytniej uwagi, bo się go boi :D Scorpius może to zauważyć, tylko co dalej? Gdyby Gwen nie była szlamą, zapewne chciałby zrobić wszystko, aby dziewczyna się nim zainteresowała, ale że niestety dziewczyna ma brudną krew, co w takiej sytuacji zrobi Malfoy? ;>]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  34. [Gwen trochę naiwna jest, ale jemu zapewne by nie wierzyła (jakieś koleżanki mogły jej szepnąć o nim kilka słów), więc mogłaby przed nim uciekać, więc byłaby taka zabawa w kotka i myszkę :3 I teraz Scorpius mógłby ją złapać w jakiejś pustej sali, gdzie próbowałaby się uczyć. Zablokowałby drzwi i nie chciałby jej wypuścić, dopóki na przykład nie zgodzi się na jakąś randkę albo cokolwiek chłopak by chciał osiągnąć. Pasuje?]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  35. Wdech. Wydech. W tej chwili to była jedyna czynność, którą mógł wykonywać bez najmniejszego problemu. Bellamy’emu nigdy nie przeszkadzały rozmowy z ludźmi, niezależnie od płci. Owszem, czasami obawiał się ich, ale nie potrafił zrezygnować z krótkiej wymiany zdań na temat nowych dywanów w pokoju wspólnym, albo tego nowego soku, który został ostatnio podany przez skrzaty. Rozmowy na poziomie dziennym wydawały mu się zupełnie nieszkodliwe, pod warunkiem, że nie były naciągane, albo gdy nie towarzyszyły im sztuczne uśmiechy i zadowolenie.
    Teraz siedział na jednym z parapetów w tej części zamku, gdzie uczniowie zbierali się wczesną wiosną, aby móc obserwować zamglone wciąż błonia. Pochylał się nad książką z eliksirów, obrony przed czarną magią, starając się zapamiętać jak najwięcej. Cóż, Bellamy nie był zbyt ambitny, nie uczył się bez powodów i jedynym, w co wkładał całego siebie był quidditch. Nie lubił eliksirów i transmutacji, historia magii sprawiała, że zasypiał na lekcjach. I choć nie wiedział, co tknęło go tym razem, po prostu wziął książkę i poszedł w ustronne miejsce, aby zagłębić się w lekturę, sprawnie omijając tematy powiązane z likantropią. O niej wiedział aż zbyt wiele.
    - Wydaje mi się, że znam rzeczy ciekawsze niż ta książka – usłyszał damski głos dochodzący spod ściany. Zerknął na prawo i uniósł w konsternacji brew, jak to miał w zwyczaju. Nie znał tej dziewczyny. Uczennica Hufflepuff uśmiechała się do niego uroczo, choć na Bell’u nie robiło to żadnego wrażenia, bo nie to, żeby nie podobały mu się kobiety, on po prostu nigdy w życiu nie pomyślałby, że może się komuś podobać.
    - Doprawdy? – odparł, nawet na nią nie patrząc.
    Cholera, czy akurat, kiedy przysiadł do książek, komuś musiało przypomnieć się o jego istnieniu? Czy musiał mieć takiego pecha? Dlaczego ta zmora nie mogła przypałętać się do kogoś innego i choć na dzień dać mu spokój?
    - Mhm, nie miałbyś ochoty wybrać się na kapkę Ognistej? – odpowiedziała z nadzieją w głosie.
    Spojrzał na nią z wymalowaną na twarzy rezygnacją.
    - Ja.. ja.. – zająknął się, dopiero teraz zauważając, że musi być coś na rzeczy.
    Na brodę Merlina, niech ktoś ją stąd zabierze!
    Dziewczyna podniosła się z kamiennej podłogi i powolnym krokiem ruszyła w jego kierunku. To mu naprawdę nie było potrzebne do funkcjonowania. Do tego potrzebował tylko trochę jedzenia, picia i Azyla, żeby się nie zgubić.
    Właśnie! Gdzie Azyl?
    - Co ty? – zapytała, będąc coraz bliżej.
    Miał ochotę stopić się ze ścianą, stać się niewidzialnym. O biszkopcie, jak bardzo mocno pragnął zamienić się na chwilę w kameleona! Patrzył na nią szeroko otwartymi oczyma, jakby się jej bał. Blask, który na co dzień pojawiał się w jego pięknych, dwukolorowych oczach zdawał się jakby nagle zniknąć, zgasnąć.
    Pomocy?

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  36. Nagle z sytuacji, w której grał główne skrzypce, wyszła mała szopka. Bellamy obserwował rozgrywającą się wokół niego scenę z rozchylonymi ze zdziwienia wargami i szeroko otwartymi oczyma. Stojąca przed nim dziewczyna obrzuciła gromami jego wybawcę, którym okazał się być (o panie biszkopcie!) sam Scorpius Malfoy, którego nie sposób było nie znać, czy chociażby kojarzyć z korytarza, bo przecież osoby jego pokroju raczej nie zauważały takich małych postaci jak Bell.
    Wszystkie jego mięśnie rozluźniły się wraz z, jakże efektownym, odejściem panny Jones, jak się dowiedział. Naprawdę nie miał pojęcia kim była ta dziewczyna, a już tym bardziej jakie dziecko miał na myśli Ślizgon. Zamrugał szybko, przenosząc spojrzenie z miejsca, w którym dopiero, co stała dziewczyna na pana Malfoya.
    Potrząsnął dziwacznie głową, aby odgonić wszystkie myśli kotłujące się w głowie i odchrząknął głośno, nie odrywając spojrzenia od chłopaka.
    - Umm.. No.. dzięki? – ni to stwierdził, ni to zapytał z wahaniem.
    Nie wiedziałem jak sobie z nią poradzić. - Słowa te niemal wydostały się spomiędzy warg Bellamy’ego, jednak ten w porę ugryzł się w język i zamiast cokolwiek mówić, uśmiechnął się nieśmiało i może też troszeczkę z wdzięcznością.
    - Ja… ja… jestem Bellamy – przedstawił się, zsuwając się z parapetu i niemal nie zabijając się, przy pierwszym zetknięciu stóp z podłożem. – Cholera – mruknął, chwiejąc się na własnych nogach, a na jego jasnych policzkach wykwitł dorodny rumieniec.
    Na Merlina, czy ktoś zna jakiś lek na niezdarność? Bellamy nie rozumiał, dlaczego jemu dostało się w pakiecie wilkołactwo z niezdarnością i dodatkową nieśmiałością, z tendencją do rumienienia się. Odchrząknął po raz kolejny, przykładając do ust zaciśniętą pięść i wyprostował się, jak na gryfona przystało. Zacisnął nerwowo dłoń na trzymanej książce, nie do końca wiedząc, co powinien teraz zrobić.

    Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Jedynym, co wpadło mi do głowy, jest to, że może zarówno Luke jak i Scorpius przyuważyli się gdzieś na którymś korytarzu i nie mogą powstrzymać się od rzucania sobie nawzajem ukradkowych spojrzeń. Nic zobowiązującego, poprowadzić da się to na tysiąc różnych sposób. Zabawa zaczyna się dopiero w momencie, w którym ich drogi się łączą. Więc:
    ktoś uczynny postanowił zorganizować tajną imprezę w Pokoju Życzeń, alkohol leje się strumieniami, muzyka dudni, a co trzecia osoba walczy z mdłościami. Pojawiają się nasi chłopcy, Luke jest raczej abstynentem, ale ten jeden jedyny raz postanowiłby zaszaleć. Tu do głowy przyszło mi, żeby odwołać się do pomysłu, który z trzy albo cztery lata temu narodził się w moim wątku z pewną autorką. Istnieje bowiem coś takiego jak erotyczne kostki, czy jak inaczej je nazwać. Ich użycia tłumaczyć chyba nie muszę, ale ze względu na to, że te byłyby magiczne, pewne różnice dałoby się zauważyć. Typu pocałuj gdzieś, dotknij gdzieś, opowiedz coś, zrób milion innych rzeczy. Sądzę, że gdyby wplątać ich w taką zabawę, wyszłoby z tego coś niemniej ciekawego. Nie mogę przewidzieć twojej reakcji na ten koncept, ale jak jesteś przeciw, cóż, na razie nic więcej mi nie świta.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  38. [ Bardzo będzie to wszystko piękne. No i musisz wiedzieć, że zwalam na ciebie zaczęcie, już rozładowała mi się twórcza bateria.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  39. [O, taka opcja też mi jak najbardziej pasuje :) W takim razie postaram się w najbliższym czasie zacząć.]

    Gwen

    OdpowiedzUsuń
  40. Mimo że Hogwart był ogromny i uczyło się w nim tysiące uczniów, odnalezienie Addison Hallaway w tłumie, mimo jej niewielkiego, niewyróżniającego się wzrostu, było wręcz banalnie proste - wystarczyło kierować się w stronę krzyków lub zbiegowiska, zawsze znajdowała się bowiem w centrum wydarzeń. Jej tłumaczenia, że poślizgnęła się na wypastowanej podłodze i przez przypadek uderzyła kolejnego chłopaka, łamiąc mu nos lub kopiąc w klejnoty tak mocno, że przez kolejne dwa tygodnie mówił podwyższonym o dwie oktawy głosem zaczęły być ignorowane na jej trzecim roku, gdy wszyscy nauczyciele uświadomili sobie, że urocza Puchonka o twarzy aniołka i niewinnym spojrzeniu wielkich, zielonych oczu tak naprawdę potrafi bić mocniej niż niejeden facet i nagminnie to wykorzystuje do udowadniania swoich racji. Od początku była skazywana na całe mnóstwo szlabanów i razem z Jamesem Potterem, swoim najlepszym kumplem od rozrabiania, konkurowali w ilości zdobytych kar przez cały okres szkolny, zbliżając się do rekordu ustanowionego przez Syriusza Blacka. Od zawsze dobrze się dogadywali, co tylko dołożyło pracy woźnemu i gronu pedagogicznemu. Tworzyli destrukcyjny duet, który siał zniszczenie wszędzie, gdzie się pojawił, ale James dzięki swojemu urokowi osobistemu zaczął ostatnio wymigiwać się od tych najgorszych szlabanów, zostawiając ją samą na pastwę losu. Nawet nauczycielka transmutacji uległa jego wzrokowi zbitego szczeniaczka i odpuściła, w zamian wlepiając Addison sortowanie wypracowań według klas i alfabetycznego porządku nazwisk przez najbliższy miesiąc w każdy piątek. Było to lepsze od nudnego czyszczenia pucharów w Izbie Pamięci, ale od małych literek i stęchłego powietrza szybko zaczęło jej się kręcić w głowie, a w dodatku ciągle czuła na sobie spojrzenie Scorpiusa Malfoy'a. Tak jak wszyscy znali Addie za jej wybryki, nieopanowany temperament i kolekcjonowanie męskich siniaków, tak Malfoy był kojarzony z dzikimi imprezami mocno zakrapianymi alkoholem oraz kolekcjonowaniem części damskiej bielizny. Zdecydowanie nie podobał jej się jego wzrok. I nie podobało jej się to, że utknęła z zanim na szlabanie, a on zamiast zająć się pracą, wylegiwał się na blacie, chyba sądząc, że przyjął seksowną pozę. Dla niej wyglądał jak skończony kretyn.
    Kiedy poczuła lekkie szturchnięcie łokcia, westchnęła zrezygnowana i uniosła wzrok, patrząc na niego ze zniecierpliwieniem. Chciała mieć to już za sobą. On rzuci tekst, ona mu powie, że jest skończonymi dupkiem, bo wychowano ją na bardzo kulturalną dziewczynę i nie mogła użyć mocniejszego słownictwa, a później każde rozejdzie się w swoją stronę i będą szczęśliwi. Nie przewidziała jedynie, że jego próba podrywu będzie tak żałosna i po prostu parsknęła śmiechem.
    - I te słodkie idiotki naprawdę się na to nabierają? Wybacz, ale liczyłam na trochę więcej ze strony podobno największego podrywacza Hogwartu, a to było naprawdę żałosne - stwierdziła Addie, uśmiechając się krzywo - A z tym uśmiechem wyglądasz na upośledzonego.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  41. [ Lecimy z akcją, impreza będzie w porządku. Te spojrzenia to miał być tak grunt do czegoś więcej.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  42. Lou przechadzał się wokół walczących kompletnie bez celu, nie mając już ochoty na toczenie pojedynków, rozważał nawet możliwość powrotu do Pokoju Wspólnego ewentualnie do biblioteki, by się trochę doedukować na jutrzejsze ćwiczenia praktyczne z transmutacji, odmawiając przy tym uroczej osóbce w postaci filigranowego dziewczęcia z Gryffindoru konfrontacji.
    Rzadko zgadzał się na pojedynek z kobietami. Nie dlatego, że uważał je za słabsze, ale dlatego, że wyznawał zasadę, że kobiet się nie bije i być może to jedna nauka, którą wyniósł z domu, mając na karku dwie rozpieszczone pannice. Najczęściej jeden uroczy uśmiech wyćwiczony konsekwentnie przed lustrem wystarczał, aby dziewczyny przestały myśleć o „brutalnym” sporcie z nim w roli głównej, a wzięły się poważnie za wzdychania do jego osoby, co zdecydowanie bardziej przypadało mu do gustu. Aprobował wianuszka fanek lgnący do jego osób, o ile nie cechował się przesadnym stalkerstwem i narzucaniem się. Uwielbienie niewywołujące wyrwy na jego psychice łechtało przyjemnie jego ego, przyprawiając go o dobry humor.
    Uniósł brew ku górze, gdy Scorpius Malfoy, niczym niezrażony, wycelował w niego różdżką, najwyraźniej się szukając towarzystwa. Skrzywił się trochę na jego pytanie, nie lubiąc być wiecznie porównywany do rudej, gryfońskiej populacji Weasleyów i wciskany do jego worka z nimi, ale też nie dał po sobie tego poznać, zachowując swój tradycyjny wyraz twarzy.
    — Jestem dogłębnie wzruszony twoją troską o mnie — zażartował, formując z ust swój zwyczajowy uśmiech.
    Lou nie był uprzedzony do rodziny, która od pokoleń darła koty z jego własną, toteż słowa potomka Śmierciożercy nie potraktował jak cios w policzek, a raczej powód do żartobliwego przekomarzania się. Sama też rozmowa z blond włosom księżniczką ze Slytherinu, jak czasem określał go w myślach, nie wyrządzała poważnych szkód na jego honorze.
    — Przyszedłeś zebrać łomot, Malfoy? — zainteresował się po chwili, przenosząc spojrzenie z jego twarzy na magiczny patyk, a jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. — Znam lepszy sposób na dostarczenie sobie rozrywki. — Puścił do niego oczko. Scorpius był uroczy na swój ślizgoński sposób, a zniszczenie tej aparycji byłoby marnotrawstwem.

    Lou

    [Nie narzekaj, bo urwę ci łeb, super było ;3]

    OdpowiedzUsuń
  43. Dzień zapowiadał się nadzwyczaj dobrze. Will nie miał tego przeczucia, które mówiło mu, że zaraz coś się stanie i wszystko się spieprzy, dlatego też chłopak mógł oddychać pełną piersią i niczym się nie przejmować. Gdy tylko wstał z łóżka i wziął swoje leki, to wiedział, że nic nie wydarzy się wbrew jego myśli. Rozejrzał się po pokoju i z dumą dostrzegł, że wstał jako pierwszy, podczas gdy zazwyczaj budził się na końcu i musiał się śpieszyć, by nie spóźnić się na pierwszą lekcję. Tym razem było jednak inaczej i nawet gdy był już gotowy, to i tak miał dość dużo wolnego czasu.
    Nie miał ochoty na bezczynne siedzenie w pokoju, więc gdy tylko założył szkolną szatę, to wyszedł do pokoju wspólnego, w którym było już kilka osób. Chłopak przywitał się szybko po czym opuścił pomieszczenie.
    Zajęcia mijały szybko. Chłopak ledwo wchodził do sal, a już musiał z nich wychodzić. Nie to, że mu to nie odpowiadało. Może było to spowodowane nadejściem wiosny? Wszystko budziło się do życia, więc może i do McKenziego napływały nowe siły życiowe. Chłopak jeszcze nigdy nie czuł się tak dobrze jak dzisiejszego dnia, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, co było do niego absolutnie nie podobne.
    Musiał odbębnić jeszcze tylko spotkanie Klubu Pojedynków i po tym będzie mógł w spokoju zająć się swoją gitarą. Teoretycznie to nawet nie wiedział dlaczego w ogóle zapisał się do tego klubu. Nawet nie lubił się z kimkolwiek pojedynkować, a tutaj był zmuszony do tego aby to robić. Dzisiaj jednak wiedział, że jest w stanie zrobić wszystko. Los go nie zawiódł i Krukon szybko doczekał się wyzwania. Nie spodziewał się jednak, że padnie ono z ust Malfoy'a.
    – Jak chcesz – powiedział. Nie był tchórzem, więc nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby odrzucić wyzwanie. Szybko wyciągnął swoją różdżkę i stanął na wyznaczonym miejscu, gotowy do pojedynku.
    Z Malfoyem nie łączyło go kompletnie nic. Znał go tylko z opowieści i plotek, które się rozchodziły. Wystarczyło jednak, że był Ślizgonem i to pozwoliło Willowi na wypracowanie właściwej sobie oceny, więcej nie potrzebował. Chciał natomiast pokazać przeciwnikowi na co go stać.
    Pojedynek trwał krócej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Wynik zaskoczył wszystkich nawet bardziej, gdyż wygrał Krukon. Nawet on stał jak w ryty i przyglądał się Ślizgonowi, który właśnie próbował wstać. Kto by pomyślał, że Will wygra w tym pojedynku. Nikt się tego nie spodziewał i wszyscy nagle zamilkli, przez co chłopakowi zrobiło się głupio, więc lekko czerwony spuścił głowę w dół.

    Will, który skopał Ślizgonowi tyłek i któremu podoba się imię Hyperion

    OdpowiedzUsuń
  44. Bellamy na co dzień nie miał problemów w kontaktach z ludźmi. Może i trudno w to uwierzyć, ale dopóki nie ujawnił przed kimś swoich akrobatycznych umiejętności naprawdę nie było z nim tak źle. Rumienił się, owszem, ale nie brakło mu języka w gębie i potrafił z reguły odpowiedzieć, chyba, że ktoś ewidentnie starał się go zawstydzić.
    W tej chwili patrzył na Ślizgona szeroko otwartymi oczyma, a rumieniec na jego policzkach pogłębił się tylko, przynosząc ze sobą wrażenie płonącej twarzy. Nie do końca powinien wiedzieć jak powinien zareagować i nie potrafił zrozumieć, dlaczego Malfoy patrzył na niego przenikliwym wzrokiem, uśmiechając się w dziwny sposób. Niewykluczone, że się z niego nabijał, jednak ten uśmiech nie do końca przypominał mu te kpiarskie wyrazy twarzy ludzi.
    Czasami zastanawiał się, co by było, gdyby ci wszyscy uczniowie, którzy nie mogli powstrzymać ironicznych komentarzy na jego widok, dowiedzieli się, że raz w miesiącu zmienia się w krwiożerczą bestię, która pragnie bawić się z ludźmi w podgryzanie, podrzucanie i ogólnie dewastowanie ich ciał.
    Przygryzł wargę, zaciskając na niej mocno swoje białe ząbki. Chwilę później wydostał ją, przesuwając ją powolnie między zębami, nie zdając sobie sprawy, że dla osoby, która zwróciła na niego uwagę mógłby to być jeden z najlepszych widoków, przywołujący dreszcze podniecenia.
    - Huh, jasne – bąknął, marszcząc brwi w geście konsternacji, cały czas obserwując wyższego od siebie blondyna. Przygryzł wnętrze policzka, a palce zacisnął na książce. – Dzięki – dodał niemal szeptem, gdy chłopak odchodził.
    *
    Nie zasnął. Jak zwykle jego umysł nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić mu odpłynąć do krainy snów, choć na kilka godzin. Nie mógł być nawet w swoich snach osobą pełną gracji i koordynacji ruchowej, w dodatku niezachowującą się jak mały ciołek-matołek. Wyplątał się więc z czerwonej pościeli i w pośpiechu ubrał na siebie ulubione spodnie i ciepłą bluzę, która idealnie nadawała się dla takiego zmarzlucha jak on. Wcisnął trampki na stopy i na palcach wydostał się z dormitorium, na szczęście nie przewracając się po drodze.
    Spędzanie nocy w pokoju wspólnym Gryffindoru zdecydowanie nie było ciekawą perspektywą na tą noc. Strach przed nocnym wychodzeniem minął, gdy tylko zaczął trzeci rok i przestało go przerażać wszystko, co było związane z ciemnymi korytarzami. To w zasadzie stało się dla niego czymś, co uwielbiał robić. Poznawanie tajemnic Hogwartu w towarzystwie Azyla i spoglądającego na nich księżyca należało do lepszych chwil i wspomnień związanych z nauką.
    Tym razem wyszedł sam, zostawiając śpiącego liska w spokoju. Choć było to niebezpieczne, ze względu na to, że miał ewidentnie talent do gubienia się i wpadania na nauczycieli bądź woźnego, gdy chadzał po zamku samotnie. Teraz czuł chorą potrzebę wyjścia i nie chciał mieć towarzystwa. Zbliżała się pełnia. Za kilka dni miał ponownie stracić świadomość i utkwić w nie swoim ciele na kilka długich godzin. Bał się tego, jak zawsze.
    Wzdychając cicho skręcił w kolejny korytarz, starając się zapamiętać, który to już był. Zatrzymał się nagle, gdy usłyszał dźwięki, których zdecydowanie nie powinno być słychać w Hogwarcie. Cicha, niemal wibrująca w jego umyśle melodia smyczkowego instrumentu zawładnęła jego myślami, przyciągając go do siebie. Uwielbiał dźwięki, jakie wydawały z siebie skrzypce, choć nigdy by się do tego nie przyznał. Przyspieszył kroku, a muzyka nasilała się, łaskocząc jego umysł w przyjemny sposób. Zauważył uchylone drzwi do jednej z klas i zwątpił, czy powinien tam podejść. Przecież bardzo możliwe było, że to jeden z nauczycieli wygrywa tak cudowną muzykę.
    Nie będąc w stanie powstrzymać swojej ciekawości podszedł bliżej. W szparze między drzwiami mignęła mu znana postać, ale nie był w stanie upewnić się, czy to ona, gdyż przestępując z nogi na nogę, poślizgnął się. Szarpnął za klamkę, aby nie upaść, jednak nic to nie dało, gdyż kilka sekund później wylądował z głośnym hukiem na kamiennej posadzce.

    wiecznie poobijany Bellamy

    OdpowiedzUsuń
  45. Wirował w rytm muzyki doprowadzającej ciała do białej gorączki. Zewsząd dało się słyszeć przyspieszone oddechy, głębokie westchnienia i spazmatyczne krzyki, kiedy ktoś w ustronnym kącie postanowił zatańczyć palcami na ludzkim płótnie. Wszyscy dookoła zdawali się tonąć w narkotycznej fali, a gdzieś ponad nimi, z widokiem rozmazującym się przed oczami, stał on, ocierając się o całkiem przypadkowego nieznajomego.
    Było mu tak dobrze, dobrze być akurat tutaj, wśród jeszcze niewypitych kieliszków alkoholu i jeszcze niezapalonych papierosów. Północ zbliżała się wielkimi krokami, minąć miały dwie godziny odkąd wymknął się z dormitorium, wkraczając w ten nieprawdopodobny świat z przytłumionymi światłami. Nie wiedział nawet, co spowodowało, że wylądował w Pokoju Życzeń z uprzejmym uśmiechem przyklejonym do bladej twarzy. Z życia korzystał na swój własny sposób, stroniąc od imprez i wszelakich używek. Owszem, zdarzało się, że w przypływie niespodziewanej fali gorętszych uczuć sięgał po Marlboro i zaciągał się ze świstem, ale gorętsze uczucia pojawiały się niezmiernie rzadko, ustępując miejsca chłodnej obojętności.
    Więc pokuszony, może przepełniony czystą ciekawością, znalazł się na środku parkietu bez możliwości odwrotu. Noc była młoda, ludzie spragnieni większej ilości rozrywki, on z kolei balansował na granicy trzeźwości, błyszczącymi oczami wodząc po pół przymkniętych powiekach i rozchylonych ustach.

    Ktoś niespodziewanie pociągnął go za włosy, ktoś inny wilgotnym językiem zatoczył koła na lukowej szyi. Poczuł, że pragnie czegoś więcej, ale nie od ludzi, których od razu gubił w odmętach swej pamięci. Oni nie znaczyli zbyt wiele, może pomagali zapomnieć o troskach codzienności, ale wcale nie chciał, by ich palce pieściły jego ciało i wydobywały z jego ust błagalne jęki.
    Luke chciał natomiast o wiele więcej i wiedział, że oni nie są w stanie mu tego dać. Wymknął się spod natarczywego dotyku i chybotliwym krokiem oddalił się na drugi koniec pomieszczenia, zagarniając ze stołu czyiś kieliszek wina. Czerwona substancja gładko przepłynęła przez jego gardło, pogłębiając szum przyjemnie rozlewający się po czaszce. A prócz szumu, gdzieś w jego wnętrzu zapłonął ogień, rozpalając go do granic możliwości.

    Odłożył teraz już pusty kieliszek, a nogi same poniosły go przed siebie, rytmicznie poruszając się przy każdym kroku. Mimowolnie wpychał łokcie w cudze żebra, ze zdziwieniem konstatując, jak wiele znajomych twarzy postanowiło zatracić dziś kontakt z rzeczywistością. Nie starczało mu siły na wygięcia warg i dłoni, aby odwzajemnić drżące uściski. Na horyzoncie zamajaczył także jego współlokator, zatrzymał się więc na chwilę przy krukońskiej postaci, wymieniając się z nim wrażeniami odnośnie niesamowitej formy, którą przybrała początkowo skromna uroczystość.
    W ten właśnie sposób, pięć minut później trzymał w dłoni szklankę bursztynowego płynu, a w ustach dopiero co odpalonego papierosa. Rozkoszował się jego mentolowym smakiem poprzetykanym duszącymi łykami bourbonu. Świat wirował, świat zatrzymał się w miejscu, wypełniając Luke'a ciasno wolnością, jakiej nigdy przedtem nie zaznał.
    Znowu zaczął obracać się wokół własnej osi niesiony elektryzującą melodią, za jej pomocą gubiąc się w magii chwili. A potem, nieszczęśliwe zrządzenie losu zachwiało jego sto osiemdziesięcioma sześcioma centymetrami i zwiało na północ, gdzie ktoś inny przeciskał się przez tłum, zapewne próbując odeprzeć lawinę zamroczonych uczniów.
    Krukon jednak nie dał owemu ktosiowi szansy na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch, wpadł na niego i z zamachem godnym podziwu rzucił ich na najbliższy fotel, lądując swemu towarzyszowi wprost na kolanach. Jeszcze później, kiedy nie zdążyli nawet ochłonąć i wpatrywali się w siebie szeroko otwartymi oczami, mentolowy papieros postanowił spłatać im figla i żar wypalił dziurę w koszulce chłopaka, którego koścista kolana dziwnie satysfakcjonująco wpijały się w lukowe pośladki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Da się sprać – powiedział, przeciągając głoski i błękitnymi tęczówkami wodząc po tej prawdopodobnie znanej mu twarzy, z imieniem właściciela zagubionym pośród nieistotnych drobiazgów. - Ale chyba będziesz musiał zdjąć tę koszulkę.

      Luke

      Usuń
  46. Willie nadal nie mógł wyjść z podziwu, jakim cudem udało mu się pokonać Ślizgona, który zazwyczaj wygrywał każdy pojedynek. Nie obchodziło go, czy Scorpius był w stanie do walki czy też nie. Liczyło się tylko to, że to Malfoy wyzwał Krukona i się na tym przejechał. W duchu cieszył się jak małe dziecko. Odpowiadała mu ta uwaga, która nagle się na nim skupiła. W tej chwili był uważany za tego, kto wygrał pojedynek z niezwyciężonym, a nie jako dziwak, którym był na co dzień. Pasowało mu to i to nawet bardzo.
    Gdy wszyscy oswoili się z tym, co właśnie zobaczyli, to zaczęły się gratulacje. Czuł się dowartościowany, a jego pewność siebie rosła z każdą sekundą. Widok zdziwionej miny nauczyciela poprawił mu humor i zapewne będzie to wspominać w każdej chwili, w której będzie czuć się źle. Ukradkiem spojrzał an Ślizgona, do którego chyba nadal nie mogło dotrzeć, co tak właściwie się stało. William widział, że Malfoy nie był zadowolony z takiego obrotu spraw i zapewne nie skończy na spojrzeniach, które przepełnione były chęcią mordu. McKenzie miał wrażenie, że na kolejnym spotkaniu Klubu Pojedynków, znów będzie musiał stanąć naprzeciwko chłopaka, ale wtedy nie będzie już tak kolorowo. Pewne było to, że Ślizgon nie da mu teraz spokoju.
    Nie pomylił się zbytnio. Przełknął głośno ślinę, gdy usłyszał, to co powiedział do niego Malfoy. Trochę go to zmroziło, jednak to co chłopak zrobił później sprawiło, że McKenzie stanął jak wryty. Nigdy wcześniej nikt nie klepnął go w pośladek. Ruch ten był trochę niegrzeczny, ale sprawił, że Willie zaczął zastanawiać się, dlaczego Scorpius to zrobił. Jego orientacja była w szkole znana już od dłuższego czasu. Jakoś nie krył się z tym, że woli chłopców. Nic nie wiedział jednak na temat Ślizgona, dlatego obawiał się, że ten zaczął coś planować.
    Po zakończonym spotkaniu klubu chłopak zorientował się, że odzywają się do niego osoby, z którymi dotychczas nie zamienił ani jednego słowa. Czyżby przez wygraną stał się bardziej popularny. Wiedział, że zainteresowanie jego osobą jest tylko chwilowe, ale podobało mu się to. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu mógł przestać myśleć o swoim strachu i skupić się na czymś innym.
    W pewnej chwili zobaczył Ślizgona, który stał oparty o ścianę i bacznie mu się przyglądał. Krukona nie mogło opuścić wrażenie, że chłopak knuje coś niefajnego, co na pewno mu się nie spodoba.
    – I jak się czujesz z porażką? – zapytał lekko prowokując. Nie wiedział czego można było spodziewać się po Ślizgonie, ale w tamtej chwili nie myślał o tym. Nie chciał też zaczynać tematu dziwnego klepnięcia.

    William

    OdpowiedzUsuń
  47. Addie uniosła brew, a w kącikach jej ust czaił się kpiący uśmiech. Gdyby chłopak przez chwilę się nie zawahał, przyjęłaby jego tłumaczenie i zapewne spłonęła rumieńcem wstydu, uświadamiając sobie, że zareagowała zbyt pochopnie i głupio, ale instynktownie czuła, że Scorpius próbował uratować swoje resztki godności w ten sposób. Musiała przyznać, że było to sprytne posunięcie. Odchyliła się na krześle, uważnie mierząc go spojrzeniem swoich zielonych, kocich oczu, w których zabłysły iskierki rozbawienia i zaintrygowania.
    - Tak chcesz się bawić? Proszę bardzo - mruknęła cicho, podpierając brodę na złączonych dłoniach i lekko przechylając głowę. Może faktycznie ten szlaban nie będzie taki nudny, ale Ślizgon nie miał pojęcia, w co się wpakował w tej chwili. Addison była mistrzem ciętej riposty i sarkastycznych komentarzy, a choć początkowo nie doceniła przeciwnika, nie miała zamiaru popełnić tego błędu. Zwłaszcza, że na starcie miała przewagę, bowiem on widział w niej tylko uroczą Puchoneczkę, którą omami słodkimi słówkami. We wnętrzu drżała jednak z wściekłości, ponieważ Malfoy nie wiedział, z kim ma do czynienia - a nie była pierwszą lepszą dziewczyną. Pochodziła z dużego, bogatego i wiekowego rodu czystokrwistych czarodziei, jej rodzice zajmowali wysokie stanowiska w Ministerstwie Magii, ona sama z kolei dbała o swoją efektowną reputację w szkole, będąc buntowniczką, złośliwcem i zabijaką w jednym. Irytował ją fakt, że on nic na ten temat nie wiedział, ale dopilnuje, by po tym spotkaniu nigdy nie zapomniał jej imienia.
    Podejmowała wyzwanie. Żaden blondasek nie będzie jej obrażał i nazywał zdesperowaną.
    - Jestem Addison - przedstawiła się, kiwając lekko głową - Ale w przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuję się dowartościowywać, bo jak inaczej nazwiesz przelecenie żeńskiej części Hogwartu? Biedny, skrzywdzony chłopiec, który szuka uwagi innych, bo tatuś go ignoruje? Wybacz, książątko, ale twoja historia mnie nie urzekła. Wolałabym rzucić się z Wieży Astronomicznej, niż załapać się na odrobinę Malfoy'a. I nie, możesz zapomnieć, że posegreguję za ciebie te wszystkie wypracowania.
    Zajęła się pracą, już po kilku minutach dostając bólu głowy od prób rozszyfrowania małych literek i podkładania ich w jakąś logiczną całość. Tych papierów było zdecydowanie za dużo na ich dwójkę, a nie miała zamiaru spędzić kolejnej soboty na segregowaniu ich, jeśli nie skończą tego dzisiaj! Była jednak zbyt znudzona, a czujne spojrzenie Scorpiusa spoczywające na jej twarzy wcale nie ułatwiało jej zadania.
    - Więc co takiego zrobił pan, panie Malfoy, że teraz muszę się męczyć z pana obecnością? Grzeczny chłopiec z dobrego domu chciał zakosztować rebelianckiego życia?

    Addie, która przeprasza za marność tego czegoś powyżej

    OdpowiedzUsuń
  48. Szeroko otwarte oczy Bellamy’ego lustrowały otoczenie ze zdziwieniem i niemałym przerażeniem. Nie do końca rozumiał, dlaczego Malfoy tak bardzo przejął się tą całą sytuacją. Dłonie chłopaka cały czas były zaciśnięte na jego bluzie, a on sam nie mógł się ruszyć. Nie mógł nawet sięgnąć po różdżkę, która zatknięta była za pasek do spodni. Miał wrażenie, że odpłynęła mu właśnie cała krew z twarzy i tak naprawdę był już gotów, aby unikać uderzeń, choć nie miał pewności, że mógłby ich uniknąć, gdyby Malfoy takowe wyprowadził
    Stali tak blisko siebie, że Bellamy czuł bijące od ślizgona ciepło i wydawało mu się, że słyszy rytm wybijany przez jego serce. Był zdenerwowany? Czy naprawdę tak bardzo wkurzył go fakt, że Bell nakrył go tutaj ze skrzypcami? A może był bardziej zawstydzony?
    - Ja.. ja – zająknął się, patrząc na chłopaka bez mrugnięcia okiem, jakby w obawie, że gdy jego powieki będą się osuwać, zgarnie w twarz. – Ja.. nie miałem pojęcia, że to ty.. nie musisz się martwić, że komuś po..powiem – mamrotał pod nosem. Bał się, ale nie tego, że zaraz może stać mu się krzywda. Bo w końcu to działo mu się na co dzień, bez powodów, tylko i wyłącznie przez cholerną niezdarność. Bellamy sam do końca nie wiedział, dlaczego jest tak bardzo przerażony.
    Sam fakt, że został nakryty na podsłuchiwaniu był dla niego troszeczkę upokarzający, choć tak naprawdę.. czego się mógł spodziewać po samym sobie? W końcu należał do tego typu osób, które może nie odzywają się zbyt często, ale zawsze ich przybycie zwiastuje głośny hałas. Było mu głupio, bo przez chęć zaspokojenia swojej ciekawości troszeczkę sobie zaszkodził.
    Bellamy nie miał specjalnych talentów, które ukrywał przed innymi. Jego umiejętności akrobatycznych nie sposób było schować pod szafę, a latanie traktował jak coś, co wyzwala go z okowów codzienności i nie chciał, nie móc wykazać się i pokazać, że są rzeczy, w których może być faktycznie dobry. A Malfoy był dobry w tym, co robił i choć Bell próbował go zrozumieć, nie potrafił tego zrobić. Mógł się założyć, że w szkole nie było wielu takich ludzi, dla których muzyka, tak piękna muzyka, była codziennością i pikusiem.
    - Podobało mi się to, co grałeś – powiedział cicho, zanim zdążył ugryźć się w język i przygotował się po raz kolejny na uderzenie, którego się spodziewał od samego początku.
    Jego twarz, choć wciąż była blada, zapłonęła wewnętrznym ogniem i Bell był pewien, że jeśli teraz w pomieszczeniu zrobiłoby się jaśniej, jego policzki byłyby pokryte ledwo zauważalnymi rumieńcami. No, ale co miał poradzić, że mu się podobało? Machinalnie przygryzł wargę, wpatrując się w twarz Malfoya. Zacisnął mocno zęby, odrobinę za mocno, bo chwilę później syknął cicho, a po jego brodzie spłynęła cieniutka strużka szkarłatnej, czystej krwi.

    Bellamy

    [przepraszam, że tak krótko! :c]

    OdpowiedzUsuń
  49. [Wszystko jest okej. Przepraszam, że tak późno, ale angina mnie zabija. Wiem, że jakość średnia, ale będzie lepiej, obiecuję.]

    Kolejny fatalny dzień. Jej ukochane współlokatorki postanowiły się znów zabawić z rana w ich ulubioną grę Kto najbardziej dobije Gabrielle. Nasłuchała się, że ramiona, ma za chude, że biodra za wielkie, że nie ma biustu, jest dziwadłem, nikt jej nie lubi, ubiera się w "worki", a jej ojciec jest Śmierciożercą (był w woli ścisłości, ale one tego chyba nie łapią). Tyyyyle miłości. Nie to żeby cudowna matka miłych, dobrych i prawych bliźniaczek nie tak dawno mało delikatnie przystawiała się do jej ojca, Śmierciożercy, ale o tym oczywiście nie wspomną.
    Gabrielle jak zwykle ignorowała je udając, że powtarza materiał z ostatniej lekcji Transmutacji, który wykuła na blaszkę już wczoraj po obiedzie, ale liczyła na to, że się znudzą. I się znudziły. Ale dopiero po godzinie.
    Cła reszta dnia była równie gówniana. Siedziała jak zwykle sama na śniadaniu i obiedzie czując na sobie kpiące spojrzenia Gryfonów i Ślizgonów. Minęło tyle lat, a im wciąż nie znudziło się wytykanie jej palcami i obmawianie. Zaczynało ją to powoli męczyć. Zastanawiała się czy Potter w Slytherinie ma takie same problemy jak ona w Gryffindorze.
    Po obiedzie odbywały się zajęcia Klubu pojedynków. Udała się pod odpowiednią salę razem z resztą uczniów. Lubiła te zajęcia, bo mogła tam pokazać wszystkim, że z nią na prawdę nie warto zadzierać. Tuż przed rozpoczęciem zajęć podszedł do niej jeden z Puchonów z jej rocznika żeby zapytać, czy pożyczyłaby mu notatki z Eliksirów na które chodzili razem. Już miała się zgodzić gdy ktoś zaszedł ja od tyłu. Nie musiała się odwracać żeby rozpoznać ten głos, jednak odruchowo odwróciła się by stanąć oko w oko ze swoją przeszłością, która w tym wydaniu miała lodowato szare oczy i platynowe włosy. Scorpius Malfoy, oczywiście.
    Wielu ludzi żałuje swojej pierwszej miłości, jednak Gabrielle jej nie żałowała. Ona była wściekła na siebie, że mogła być taką idiotką. Wyparła z siebie to całe zdarzenie, te wszystkie przepłakane noce, gdy od swojego przyjaciela usłyszała te okropne słowa, jak nazwał ją "zdrajczynią krwi niegodną swojego nazwiska". Gryfoni i Ślizgoni mogli ją wyzywać, dogryzać jej, ale to byli tylko ludzie, a Scorpius... Scorpis był jej przyjacielem. Kiedy on to powiedział to było tak jakby ktoś żywcem jej wyrwał serce z piersi. Od tamtej pory unikała go i ignorowała. Starała się zapomnieć o wszystkim, ale za każdym razem jak go widziała wracała jej niepohamowana wręcz wściekłość w którą ewoluował jej smutek i poczucie zdrady.
    Wiedziała, że nie powinna się zgadzać na ten pojedynek, widziała zaniepokojone spojrzenie Cesarego, który był jedyną osobą, która wiedziała o wszystkim, ale po prostu nie umiała sobie tego odmówić.
    Tym zagraniem Scorpius zrobił najgorszą rzecz jaką mógł: pokazał, że irytuje go jej obojętność, a ona nie pragnęła niczego w tym momencie jak tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyć zanim przejdzie do działania.
    Zmierzyła Malfoya lekceważącym spojrzeniem aż dobitnie mówiącym "nie twoja liga, jeszcze zrobisz sobie krzywdę" po czym bez słowa odwróciła się znów do Puchona.
    - Oczywiście, że pożyczę ci notatki - odparła i uśmiechnęła się do niego nawet delikatnie.

    Gabrielle Nott

    OdpowiedzUsuń
  50. Luke po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu, teraz jeszcze nie mając pojęcia, jak wiele kosztować go będzie chwila ulotnej przyjemności, całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. Jego serce prawdopodobnie zamiast krwi pompowało alkohol, a płuca zamiast zbawiennego powietrza napełniały się oparami dymu.
    Balansował gdzieś pomiędzy nieznanymi dotąd wymiarami, a świat wirował, wprawiając go w ekstazę. Nie miał nawet za złe tłumowi, że kaleczy piękno muzyki swoim brakiem talentu, nie przeszkadzało mu, że zbyt wielu ludzi spogląda na niego płonącym wzrokiem, choć niegdyś z pewnością zniknąłby im z pola widzenia w przeciągu paru sekund. Czuł jedynie, jak stopniowo ogarnia go błogostan, złudne wrażenie, że życie może być piękne.

    - Wolałbym oddać się innym rozrywkom – powiedział sugestywnie, poprawiając platynową czuprynę, która prezentowała się iście po bałaganiarsku. – Ale podejrzewam, że gdybyśmy podjęli się tego zadania, pranie nabrałoby zupełnie nowego znaczenia.

    Posłał chłopakowi niewinny uśmiech i ponownie zajął się papierosem, z niebywałą precyzją wkładając go do ust. Mentolowy smak rozlał się po lukowych wnętrznościach, jeszcze bardziej plącząc myśli. Każdy kolejny wdech powodował rozluźnienie, przynosił ulgę i wymagał wielkiego wysiłku, by opanować drżenie dłoni i nie wypuścić używki z rąk.
    Krukon był bowiem pewien, że gdyby koleje ubytki pojawiły się w ubraniu chłopaka, sytuacja natychmiastowo przestałaby przypominać pijacką sielanką, przemieniając się w karczemną awanturę. Ostrożnie więc pozbywał się tego, co zdążył już wypalić i równie ostrożnie rzucił niedopałkiem w grupę przypadkowych niewiast. Miał nadzieję, że nie odniosły zbyt wielu uszczerbków na zdrowiu, jednak wnioskując po ich krzykach, którąś z nich ugodził prosto w oko.

    - Nic nie jest tak podniecające, jak bycie nieznajomym – szepnął do jego ucha, a później z trudem stanął na nogach, niebezpiecznie chwiejąc się na boki.

    Udało mu się doprowadzić do porządku obolałe mięśnie i w stopniu przynajmniej zadowalającym naprawić szkody wyrządzone własnej bluzce. W międzyczasie wpatrywał się w blondyna zamglonym wzrokiem, jakby wcale nie planował przewiercać go na wskroś błękitnym spojrzeniem.
    Sekundy dłużyły się w nieskończoność, aż w końcu Luke nie wytrzymał, chwycił chłopaka za ramię i pociągnął za sobą, dosyć brutalnie zwlekając go z wygodnego fotela. Nie zwykł bywać niegrzeczny, natarczywy albo przejawiać jakiejkolwiek formy impertynencji. Teraz jednak wydawało mu się, że czymś stosownym jest zaciskanie palców na czyimś ciele i dominacja, nawet jeżeli tylko tymczasowa.
    Z wytrwałością godną pozazdroszczenia przepychał się przez rozbawione towarzystwo, marszcząc nos, ilekroć gdzieś obok przemknął odór przetrawianego wina. Zbierało mu się na mdłości, kiedy tak walczył o możliwość swobodnego poruszania się, przy okazji nie wypuszczając z uścisku przystojnego młodzieńca.
    Luke prawie stracił wiarę, że kiedykolwiek opuszczą to zbiorowisko rozszalałych jednostek, kiedy dokonali niemożliwego. Bez większych nieprzyjemności dotarli do prowizorycznego baru, gdzie barmanem był pierwszy lepszy uczeń, który umiał nalać do pełna, nie wylewając trunków ponad miarę.

    - Chętny na kilka kolejek?

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  51. tam gdzieś powinno być zbawiennym powietrzem, a nie zbawiennego powietrza. litery mi się trochę mylą.

    OdpowiedzUsuń
  52. [zabij mnie, ale nie pamiętam - zaczęłam ten wątek od jakiegoś banału. czy my się dogadałyśmy, że James któregoś z twoich chłopaczków przyłapie na animagowaniu sobie po lekcjach?]

    na zawsze oddany i klęczący na grochu Potty

    OdpowiedzUsuń
  53. [ Miałam ogromną ochotę opisać ten zakład, ale uznałam, że dam pole do popisu Tobie :D]

    Spojrzał na niego rozbawiony i przez dłuższą chwilę mierzył chłopaka roziskrzonym wzrokiem. Chciało mu się śmiać, chciało mu się skakać i krzyczeć wniebogłosy, a przede wszystkim pragnął pozbyć się dręczącego pragnienia, którego dotąd nie uśmierzył żaden trunek.
    Paliło ono Luke’a z niebywałą natarczywością, wygodnie rozsiadając się gdzieś wewnątrz niego. Wystarczył jeden gest blondyna, chociażby wygięcie warg w zachęcającym uśmiechu, a pilna potrzeba sprawiała, że w lukowej głowie rozpętywała się burza, boleśnie obijając się o ściany czaszki. Próbował jednak zachować odrobinę przyzwoitości, choć było to trudne, biorąc pod uwagę, że nie umiał ustać prosto i balansował niebezpiecznie blisko utracenia przytomności.

    - W takim razie za sekundę wracam – oznajmił nonszalancko i zniknął z pola widzenia swego towarzysza szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał.

    Po dziurki w nosie miał hałastry, która akurat w tym momencie kołysała się w takt jakiejś usypiającej melodii. Wszyscy, jak za machnięciem różdżki, przechylali głowy raz w prawo, raz w lewo, zadziwiająco zsynchronizowani, jakby ćwiczyli ten układ całymi tygodniami. Na trzeźwo, być może, platyn doceniłby ten pokaz ich umiejętności, ale teraz, prawdę powiedziawszy, nic nie obchodziła go ta pijacka potańcówka. Jak mantrę powtarzał sobie, że nie może zboczyć z kursu, bo parę metrów dalej czeka ktoś, kto bez wątpienia oczekuje więcej niźli tylko kolejnej dawki alkoholu.
    A ta perspektywa, niezwykle zresztą kusząca, pozwoliła Luke’owi dojść do czającego się w kącie szatyna, który każdą napotkaną osobę zbywał wzruszeniem ramionami. Pod koszulą uwydatniał mu się kształt butelki, czego nie przegapiły nawet nieco przytępione zmysły Krukona, nie mógł więc odejść on bez tego, z czym przecież zamierzał wrócić.
    Początkowo, pertraktacje przypominały potok niezrozumiałych słów, soczyście uzupełniony wiązankami przekleństw. Nie było wiadomo, kto operuje wulgaryzmami z większą gracją, wiadomo było jednak, że walka będzie zacięta. Ani Puchon, ani platyn nie chcieli się poddać i zanim ktokolwiek zdołał ich rozdzielić, oboje turlali się po naznaczonej plamami wykładzinie.
    W tłumie zawrzało, ktoś zarzygał czyjeś buty, a jakiś życzliwy, choć zataczający się znajomy szmuglera wódki, oderwał go od jego przeciwnika, którego boskim zrządzeniem losu zdążył poharatać w przynajmniej dziesięciu miejscach. Dlatego też, kiedy Luke podniósł się z ledwością o własnych siłach, dumnie dzierżąc w dłoni opróżnioną do połowy butelkę, zewsząd dało się słyszeć szmer przerażenia. Owszem, trochę bolała go głowa, a z nosa ciekła stróżka krwi, jednakże zlekceważył wyjęte w pośpiechu chusteczki, zadowalając się własnym rękawem.
    I w ten właśnie sposób, umożliwił Scorpiusowi i sobie, choć jego imienia nadal nie wyłowił z odmętów pamięci, realizacje powziętego zakładu. Powrócił do baru niemrawo, ale będąc zwycięzcą i nie liczyło się, że chłopak pytająco uniósł brew, wskazując na lukową twarz.
    Wystarczyło poprosić barmana o cztery kieliszki i bełkotliwie o czarodziejskie wspomaganie, a chwilę później Luke znowu prezentował światu szlachetną bladość.

    OdpowiedzUsuń
  54. Samo patrzenie na pierwszy kieliszek wódki sprawiło, że Luke poczuł, jak na światło dzienne znowu chcą wypełznąć pochłonięte przez niego porcje trunków. Może gdyby wcześniej, kiedy umiał bezbłędnie doliczyć do trzech i poruszać się w miarę normalnie, nie mieszał ze sobą najróżniejszych alkoholi, teraz jego szansa na wygraną byłaby znacznie większa.
    Powstrzymał jednak mdłości, niechętnie chwycił szatański podmiot i dusząc jęk obrzydzenia, połknął gorzką substancję. Od niepamiętnych czasów przywodziła mu na myśl zmywacz do paznokci, chociaż nigdy nie korzystał z jego cudotwórczego działania. Po prostu miał wrażenie, że te dwa twory są do siebie bliźniaczo podobne, a to prowokowało kolejne torsje i niesmak, który łatwo było odczytać z jego twarzy.
    Zanim chwycił ponownie za bezbarwne naczynie, dyskretnie przyjrzał się chłopakowi. Nie wyglądał na kogoś, kto mógłby kontemplować smak tego ohydnego wywaru, jednakże świadomość, że i dla niego stanowi to nie lada wyzwanie, poprawiła znacznie pijackie poczucie szczęścia platyna.

    Jego wargi powoli, jakby w zwolnionym tempie, zanurzyły się w alkoholu, kropelkami torując sobie drogę do przełyku. Muskały lukowy język i podniebienie, a przede wszystkim żołądek, który buntował się, niezdolny do przyjęcia jeszcze większej dawki procentów.
    Luke’a więc nie dopadło zdziwienie, kiedy w pewnym momencie z jego ust wytrysnęła fontanna wódki, plamiąc jasne ubranie barmana. Nie miał w planach wyplucia zawartości kieliszka, ale to wydawało się być najwłaściwsze, biorąc pod uwagę, że za nic nie zdołałby jej połknąć, nie padając przedtem z wycieńczenia na blat.

    Młodszy chłopak, przyglądając się Krukonowi z odrazą, zniknął za rogiem żegnany głośnym śmiechem. Wszystkie emocje, które nagromadziły się wewnątrz Way’a, skumulowały się w jedno, przemieniając się w niekontrolowany chichot, który widocznie był zaraźliwy, gdyż lukowy towarzysz także postanowił odreagować w ten sam sposób.

    - Nie lubię przegrywać – szepnął, ocierając łzy i wstając z chybotliwego stołka, lata świetności mającego dawno za sobą.

    Zdążył zapomnieć, o co w ogóle się rozchodziło, z trudem dotarło do niego, że powinien ruszyć obolałe mięśnie i zająć się tym, co przypadło mu w udziale. Chwycił rąbek swej ciemnej koszulki, nie zapominając o wyzywającym spojrzeniu skierowanym w stronę blondyna.
    Siedzieli na dwóch końcach prowizorycznego baru, więc małymi krokami zmniejszał dzielącą ich odległość, wciąż unosząc do góry bawełniane odzienie. Patrzył mu w oczy, obnażał swoją bladą skórę i czuł, jak zmienia się gęstość powietrza, a na plecach z nagła pojawia się mu stróżka zimnego potu. Kontynuował jednak ten mały pokaz, odsłaniając kolejno pępek i wystające żebra, aż wreszcie pozbył się ulubionej części swojej garderoby, stojąc zaledwie kilka centymetrów od chłopaka.
    Widział dokładnie idealny wykrój scorpiusowych ust, krzywiznę nosa i czuł na sobie jego przyspieszony oddech, kiedy tak taksowali się rozpalonym wzrokiem, w którym poczynało rodzić się pożądanie.
    Luke rozpoznał je po mrowieniu w palcach, rozchodzącym się z cholerną mocą po całym ciele i osiadającym w punkcie, który śmiało można było nazwać kulminacyjnym. Chłonął widok tej niezwykle przystojnej twarzy z pewnego rodzaju ekstazą, czując, jak uginają się pod nim kolana.
    A później, tym razem bardzo delikatnie, chwycił za prawą rękę chłopaka i położył ją na swoim sercu, by przez moment i on poczuł jego niewyobrażalnie szybkie tętno. Ów dotyk odebrał Luke’owi resztkę trzeźwości, zagubił go w otchłani pragnień i poraził niczym prąd elektryczny, zagarniając w swe objęcia także Ślizgona.

    OdpowiedzUsuń
  55. [ Przybyłam się kajać za to, że tak długo nie odpisywałam, spadło mi na głowę kilka spraw, które odciągnęły mnie od bloga, jak również padł mi komputer. Dlatego też gdy w końcu znalazłam chwilę chciałam zapytać czy nasz wątek nadal jest aktualny? Jeśli tak to postaram się jak najszybciej odpisać]
    Ira Hemsworth

    OdpowiedzUsuń

  56. Pocałunki miały to do siebie, że każdy jeden był niepowtarzalny, a to oznaczało, że nigdy nie miał prawa się powtórzyć. Luke w swym szesnastoletnim życiu poznał smak zbyt wielu warg, aby dokładnie pamiętać strukturę czyichkolwiek ust. Jedynie gdzieś w jego podświadomości majaczyły wspomnienia, jakieś ulotne fragmenty wspólnego bytu, gdy dwie jednostki łączyły się w jedno.
    Na ich podstawie umiał wyróżnić poszczególne rodzaje pieszczot, poczynając od niewinnych, a kończąc na tych, które doprowadzały go na skraj rozkoszy. Miał zakodowane gdzieś w mózgu, że pocałunki dzielą się na te bez znaczenia i te niebywale ekstatyczne. Na te śniące się po nocach i te, które od razu chciałoby wymazać się z pamięci.
    Kategorie ewoluowały w podkategorie, więc prawdę powiedziawszy, nikt nie był w stanie dobrze uargumentować nawet samemu sobie, że ten właśnie dotyk zakrawał na miano wyjątkowego. Naciągano fakty, przemilczając niepowodzenia, a potem próbowano żyć dalej, odhaczając na swojej liście jeszcze jedną nieudaną wymianę śliny. Porażki potrafiły dogłębnie okaleczyć dumę i spowodowawszy wstręt, psuły całą przyjemność z rzeczy niewątpliwie przyjemnych.
    Osobniki pokroju platyna zawsze czerpały nieodpowiednią ilość podniecenia, bez względu na to, jak zakatalogowano dany wybryk. Wrzucały do byle jakiego worka swoje przeżycia i szukały nowych rozrywek, wpijając się w czyjeś wargi w radosnym uniesieniu. A gdy do całego kramu różnorodnych odczuć dochodziła nietrzeźwość umysłu, wtedy tym goręcej wplątywały palce w czyjeś włosy, przy okazji z westchnieniem przygryzając cudzą wargę.

    - Dziś jest twój szczęśliwy wieczór – szepnął, kiedy nacieszył się w stopniu wystarczającym chłopakiem i mógł cofnąć się o kilka kroków, tym samym podejmując się kontroli nad rozszalałymi zmysłami.

    Lukowa dłoń zanurzyła się w kieszeni opadających dżinsów i poszperała chwilę, na pierwszy ogień rzucając dwie zużyte zapalniczki. Prezentowały się marnie w przytłumionym świetle Pokoju Życzeń i w zatrważająco szybkim tempie zostały porzucone, by wznowić poszukiwania.
    Krukon skonstatował, że jego kieszenie są niczym bezdenne dziury, mieszczą ogromną ilość niepotrzebnych szpargałów, a i tak zostaje miejsce na kolejne, jeszcze bardziej bezużyteczne. Dlatego też, kiedy tylko nadarzyła się okazja, pozbył się czterech połamanych papierosów, dwóch pogniecionych wierszy, miętówki za pomocą własnego gardła i czegoś, co przypominało damską bieliznę, ale skurczyło się znacznie, kiedy przyszła pora prania.
    Eksploracja wydawała się nie mieć końca, gdy nagle Luke krzyknął triumfalnie i wydobył z prawej kieszeni dwie czerwone kostki. Nie wyróżniały się niczym szczególnym, postronny obserwator mógłby stwierdzić, że ukradł je przedszkolakowi z jakiejś gry planszowej, ale on wiedział swoje, a owa wiedza wykuła na jego twarzy szeroki uśmiech.

    - Proponuję erotyczne kostki – powiedział dramatycznie i ponownie przybliżył się do swego towarzysza. – Zasady są proste i funkcjonują całkiem sprawnie. Ja rzucam, ja wykonuję zadanie. Ty rzucasz, twoja kolej. Żeby nie iść na łatwiznę, muszę rzucić zaklęcie, a wtedy ten, który odmówi podjęcia się wyzwania, przymuszony, będzie musiał wyspowiadać się ze swoich najskrytszych tajemnic.

    OdpowiedzUsuń
  57. [Nie mam zbyt wiele w zanadrzu, ale może to wystarczy. Felix którejś nocy mógłby siedzieć w pokoju wspólnym i rozmyślając nad parszywością swojego losu, raczyć się Ognistą Whisky. Scorpius, nie mogąc zasnąć (bo zakładam, że to jego powszechny problem), pojawiłby się tam i z ciekawości spytałby, co się stało. White z pewnością nie odpowiedziałby na pytanie, wręcz spławiłby chłopaka, co sprawiłoby, że tym bardziej chciałby on dotrzeć do sedna sprawy. Felix początkowo mógłby się rozzłościć (to u niego norma), później robiłoby się coraz gorzej, ale Malfoy załagodziłby sprawę, zauważywszy, że temu drugiemu skończył się alkohol. Ot, powiedziałby, że ma butelkę w dormitorium i może ją przynieść, o ile Felix się uspokoi, a potem powie mu, dlaczego upija się samotnie w nocy.]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  58. William miał wiele słabości, ale potrafił je ukrywać jak nikt inny. Już wystarczyło, że wszyscy wiedzieli, że ten boi się brudu, ale na szczęście teraz, gdy zaczął zażywać leki, to nie obawiał się, że ktoś wykorzysta jego fobię przeciwko niemu. Zastanawiał się, co też knuł Scorpius, bo wiedział i to całkiem dobrze, że Malfoy'owie nie puszczają płazem niczego. McKenizie nie uważał, żeby przegrana w pojedynku uczniowskim była pretekstem do zemsty, no ale po tych Ślizgonach to można spodziewać się wszystkiego.
    William spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się słabo po czym głośno westchnął.
    – Ale wygrałem i to się liczy, nie ważne czy miałem szczęście, czy ty nie byłeś w formie – mruknął i oparł się o ścianę. Utrzymywał sporą odległość od Ślizgona, bo cały czas nie wiedział jak miał traktować gest, który wykonał Malfoy tuż po pojedynku. Krukon nie chciał, żeby to się powtórzyło, dlatego wolał utrzymywać odpowiedni odstęp. Ślizgon był zbyt pewny siebie. Wszyscy w tego domu myśleli, że mogą wszystko i że są najlepsi, co często okazywało się nieprawdą, jednak oni nie chcieli przyjąć tego do świadomości. Scorpius był szczególnym przypadkiem, bo doskonale znał z opowieści babki rodzinę Malfoy'ów i wiedział do czego mogą być zdolni. Blondyn był idealnym, a wręcz książkowym przykładem Malfoy'a.
    – Może jestem lepszy od ciebie – zaczął – oczywiście nie pomyślałeś o tym, bo twoja ślizgońska duma na to nie pozwala – dodał szybko, starając się sprowokować Ślizgona do jakiejkolwiek reakcji. Zauważył, że ostatnio polubił drażnienie mieszkańców Domu Węża i o dziwo nie dostał jeszcze od nikogo po mordzie.
    – No ale ja i tak rozpowiem wszystkim, że jesteś beznadziejny – powiedział i ruszył w stronę lochów. Nie miał pojęcia co knuł Ślizgon i chyba nawet nie chciał się dowiadywać, ale obiecał sobie, że i tak wyjdzie z tego cało i pokaże mu, że z Krukonami się nie zadziera.

    William

    OdpowiedzUsuń
  59. [Felix mógłby pić z wielu różnych powodów, ale w tej chwili jego największy problem to uczucie do Martine przy jednoczesnej zdolności do psucia wszelkich relacji i krzywdzenia najbliższych ludzi. On jest dość nieobliczalny, a alkohol może tylko złagodzić jego bariery, więc zawsze może wpaść w szał i zacząć niszczyć wszystko dookoła, łącznie z próbą spopielenia Scorpiusa.]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  60. Gdy w grę wchodziły tajemnice, sytuacja stawała się poważniejsza, napięcie rosło, a słowa grzęzły w gardle. Nikt nie winił nikogo za naturalną reakcję przeciw uzewnętrznianiu się społeczeństwu, niektóre rzeczy należało pogrzebać w mogile zapomnienia. Każdy sekret ugruntował się w lukowym wnętrzu i solidnie wykopał sobie fundamenty, których wyrwanie graniczyło z cudem. Nic nie było w stanie zburzyć jego ochronnej powłoki, nic nie mogło zachwiać nim i rzucić go w kąt, był panem własnego losu, a to oznaczało, że nie brał pod uwagę nieplanowanych wyznań. Wolał zapominać po trochu o traumatycznym dzieciństwie, zostawiając dla siebie cały smutek, który osiadł wewnątrz niego.
    Chciał chronić swoją prywatność na wszystkie możliwe sposoby, a z drugiej strony pragnął zostać zrozumianym, wysłuchanym, może pokrzepionym paroma ciepłymi zbitkami głosek. Zabawa była więc swego rodzaju próbą, a stawkę stanowiła skrzętnie skrywana wiedza. Zaklęcie, o którym wspomniał, zdzierało z ludzi prawdę i obmywało ich z fałszu, nie dało się go zatrzymać ani oszukać jego starannie splecionych struktur. Za jednym zamachem zbierało porozrzucane urywki przeszłości, nadając im kształt, przeistaczając je w błagalne tchnienie wypowiedziane wstydliwym szeptem.
    Nie wyznał tego chłopakowi z prostego względu, którym była nietrzeźwość umysłu. Jasność myślenia przyćmiła perspektywa przyjemnego spędzenia czasu, ciąg przyczynowo – skutkowy nie miał znaczenia, nie tu i nie teraz. Krukoni używali tej magicznej formuły, aby podstępem wykraść cudze osiągnięcia, dopracowywali je godzinami i przekazywali sobie pod groźbą surowej kary. Luke nigdy nie zaliczał się do jednostek wybitnych, a jednak udało mu się zasłużyć na szacunek i nauczyć machania różdżką w odpowiedni sposób. Nikt nie wspomniał mu, że wszystko ma dobrą i złą stronę, a żadne zaklęcie nie pokrywa się z oczekiwania jego twórczy. Pozwolono mu na trzymanie trefnego uroku, tylko dlatego, że nie wiedziano, jak wiele krzywd jest on w stanie uczynić.
    Był czymś na kształt serum prawdy, ale złagodzonym do nieistotnej drobnostki, kształtowanej przez palce niczym glina. Zakurzone umiejętności platyna tym bardziej powodowały uszczerbek na jego mocy, ale wcale nie umniejszały świetności czaru. Z każdą próbą wymigania się od narzuconych z góry wyzwań, prowokowało wypłynięcie na powierzchnię arkan, następnie wypleniało umysł z zasłyszanych niejednoznaczności. Za jego słaby punkt uważano nietrwałość, rano budzono się z pustką w głowie, nie mając pojęcia, co wydarzyło się zeszłej nocy. Dotyk odchodził w niepamięć, miłość rodziła się tylko na chwilę, tajemnice ponownie stawały się tajemnicami.

    - Możesz mnie o to spytać, kiedy nadarzy się ku temu okazja – powiedział, dając mu do zrozumienia, że pytania należy zachować na moment, w którym gra zostanie rozpoczęta.

    Ciężko było spoglądać na Luke’a przychylnym spojrzeniem, które świadczyłoby o tym, że patrzący wierzy w jego ponadprzeciętny iloraz inteligencji, jednakże ów obserwator nie mógł zaprzeczyć, że ma do czynienia z kimś, kto do perfekcji opanował rzucanie zaklęć niewerbalnych. Ta umiejętność, wbrew wszelakich pozorom, została przyswojona przez niego naprędce i bez zbędnych nauk, ale miała tak szerokie zastosowanie, że sam zainteresowany nie mógł uwierzyć, że jest w stanie dokonać rzeczy prawie niemożliwych. Przydawała się nawet w sytuacjach takich jak ta, kiedy w skupieniu odmierzał tonację zaklęcia, nie zdradzając się niczym, prócz zmarszczonych brwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy kostki zaświeciły jasnym światłem, unosząc się na kilka cali, odetchnął z ulgą i chwycił za butelkę trunku. Pijany, nietrzeźwy, z zaburzeniami rozpoznawania twarzy. Wątpił w swoje możliwości dzisiejszego wieczoru, ale piasek w klepsydrze zaczął się już przesypywać, mieli sześć godzin na wzajemne oddanie, sumujących się w 360 minut prawdy.
      Jako zaawansowany gracz wiedział, czego może się spodziewać, więc bez jakiegokolwiek zawahania wprawił krwiste przedmioty w ruch, obserwując ich zawiłą wędrówkę. W pokoju pociemniało, głosy z nagła przycichły, a kostki wciąż obracały się wokół własnej osi, przedłużając nieznośne oczekiwanie. I nagle, w momencie, w którym Luke począł tracić cierpliwość, zatrzymały się tuż obok jego towarzysza, rozbłyskując jeszcze intensywniej.

      - Przeczytaj mi, co powinienem zrobić.

      Usuń
    2. nie mogę znieść, jak robię błędy, więc tam gdzieś powinno być twórcy, wszelakim i we fragmencie przed pierwszą kwestią Luke'a należałoby wykreślić o z prowokowało i wypleniało, a wiedząc, że już wiesz, jak chciałam, żeby tekst wyglądał, od razu mi lepiej

      Usuń
  61. [Żeby rodzinnej tradycji wielopokoleniowej nienawiści stało się zadość, proponuję wątek i od razu jakieś odgórne powiązanie, bo tu się nie da inaczej :).
    Chociaż z tą nienawiścią to nie nalegam, bo po karcie widzę, że mogłaby powstać całkiem ciekawa, zawiła sympatia (do której żadna strona by się nie przyznała...). Rose nie ma nic przeciwko byciu zakałą rodziny z tytułu nienienawiści młodego Malfoya.
    Ale najpierw pytanie, czy w ogóle jest chęć na wątek :)?]

    //Rose

    OdpowiedzUsuń
  62. Bellamy z reguły mówił to, co myślał, choć nie zawsze brzmiało to pewnie i zdecydowanie i z reguły jego twarz przybierała buraczaną barwę, ale jednak starał się wyrażać własne zdanie, żeby nie wychodzić na babę. Patrząc na zdenerwowanego Malfoya, czuł drganie jabłka Adama na swojej szyi i wysłuchiwał własnego, przyspieszonego bicia serduszka. Kiedy chłopak go puścił, Bellamy poczuł swojego rodzaju ulgę, ale gdzieś w głębi duszy cieszył się, że ten nie odsunął się na krok. Miał wrażenie, że gdyby ten wyszedł z klasy, osunąłby się po ścianie i siedział skulony aż do świtu, starając się uspokoić swoje szalejące serce.
    W jego działaniach nie było nic poza ciekawością i wzmożoną umiejętnością pakowania się w kłopoty. Och, jednak miał w sobie coś z Gryfonów. Może jednak Tiara Przydziału nie popełniła.. a nie, na sto procent go popełniła. W końcu był niezdarny, nierozważny, a odwaga przemawiała w nim tylko wtedy, gdy zamieniał się w krwiożerczą bestię.
    Kropla krwi skapnęła na szatę, ale nie do końca wiedział, czy na szatę jego, czy Malfoya. Przełknął ciężko ślinę, zadzierając głowę i nie przejmując się tym, że długa stróżka krwi nadal zdobi jego brodę. Dwukolorowe tęczówki, których jaśniutka barwa zdawała się być widoczna nawet o zmroku, świdrowały twarz wyższego chłopaka, zęby przygryzały wewnętrzną część policzka, świadcząc o tym, że nadal był ogromnie zdenerwowany.
    - Ty też powinieneś spać – bąknął, robiąc naburmuszoną minę, ale po chwili zorientował się, że nie powinien zadzierać z Malfoyem. – Spacerowałem, cierpię na bezsenność, lubię księżyc – dodał, wpatrując się w oczy chłopaka, jakby w ogóle się go nie bał.
    Bellamy był naprawdę dziwnym stworzeniem. Raz kulił się ze strachu, później wydawał się mieć wszystko gdzieś. Zachowywał się, jakby cierpiał na jakiś odmienny rodzaj dwubiegunowości. Może właśnie to dodawało mu tego uroku, który bił w każdym możliwym kierunku i działał na wiele osób, choć Bell w ogóle tego nie zauważał?
    - Chyba nie powinienem więcej wspominać o twoich skrzypcach, prawda? – zagadnął zaciskając wargi w ciasną kreseczkę, a kolejna kropla krwi skapnęła, tym razem na posadzkę, odbijając się od niej z cichutkim, ledwo słyszalnym pluskiem.

    Bellamy

    [Jestem złym człowiekiem faworyzującym Scorpa xD Ale to chyba dobrze, sama nie wiem :3 Hej, haj, helloł, przepraszam, za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że Scorpius nadal czeka za Bellamy’m aby porwać go na białym jednorożcu, w srebrnej zbroi, aby zabrać go gdzieś daleko w magiczne krainy XD no i przepraszam, że tak krótko, obiecuję, że następnym razem będzie lepiej :3]

    OdpowiedzUsuń
  63. Jego relacja ze Scorpiusem Malfoyem była dość dziwnym zjawiskiem. W końcu całe poprzednie pokolenie wiedziało, iż Potter i Malfoy są jak woda i ogień – ich przyjaźń nie ma możliwości bycia, a gdyby coś takiego się stało, to zdarzyłby się istny cud. A jednak, taka właśnie była kolej rzeczy. Nauczyciele patrzyli ze zdziwieniem na tych dwoje wspólnie przemierzających korytarze, z jeszcze większym przyłapywali ich razem wyczyniających zakazane w szkole rzeczy. Albus nawet trochę im współczuł, ponieważ nie raz już słyszał, jak grono pedagogiczne narzekało na ten „Potterowsko-Malfoyowski ładunek wybuchowy”. Sam zauważał, iż jego przyjaciel czerpał korzyści z ich znajomości, jednak to wcale nie było tak, że Albus dał się bezinteresownie wykorzystywać. Owszem, załatwiał Scorpiusowi sporo udogodnień, jednak osobiście miał z tego wiele dobrego. W końcu znajomość z samozwańczym księciem Hogwartu miała swoje zalety – Malfoyowie mieli spore pole do działania jeśli chodzi o złagodzenie kar za łamanie regulaminu i tym podobne rzeczy. A skoro Scorpiusowi odpuszczali, to Potterowi też muszą, prawda? Już nie wspominając o tym, że blondyn często pożyczał przyjacielowi na piwo kremowe lub inne rzeczy, a potem nigdy nie upominał się o zwrot, zapominając o tym, że cokolwiek mu postawił. Można to było nazwać swego rodzaju symbiozą. Al pomagał Scorpiusowi i odwrotnie, chociaż z boku mogło to wyglądać na jawne lizanie sobie tyłków. Ci się tym jednak nie bardzo przejmowali i robili swoje.
    Ten dzień zapowiadał się dość ciekawie, głównie dlatego, że znowu załatwili sobie parę godzin na szkolnym boisku do quidditcha. Albus miał jedynie nadzieję, że nie połamią sobie żadnych kości, bo gdy tylko blondyn wsiadał na miotłę, zaczynały się dziać naprawdę dziwne i czasem nieco przerażające rzeczy. Potter jednak był nieco spokojniejszy od swojego towarzysza broni i to on stanowił tę statyczną część dziwnej relacji wytworzonej między nimi.
    Po kolacji szybko skoczył do swojego dormitorium po miotłę i bez namysłu pobiegł do drzwi wyjściowych. Scorpius już na niego czekał i widocznie się niecierpliwił. Chłopak westchnął pod nosem, przewracając oczami. Czy ten człowiek nigdy nie może poczekać na niego bez grymasu niezadowolenia na twarzy?
    – Nie wyląduj dzisiaj twarzą na ziemi, proszę cię – powiedział chłopak na wstępie, patrząc na rok od siebie starszego Ślizgona.

    [Oczywiście masz moją zgodę, każdy pomysł na ubarwienie wątku jest dobry! Zdradzisz tajemnicę? <3]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  64. Bellamy po prostu był sobą. Dziwnym sobą, na dodatek. Przenikliwym, uśmiechniętym, uroczym. Zamrugał szybko. Gdyby tylko nie był niczym sparaliżowany, pewnie sięgnąłby ręką do brody i starł z niej krew, jednak postać Malfoy’a skutecznie go unieruchamiała, co Bellamy zganiał ewidentnie na strach, jaki przejawiał wobec Ślizgona. Przyspieszone bicie serca też tłumaczył przerażeniem.
    Przede wszystkim, Bell był osobą, dla której kontakty męsko-jakiekolwiek były czarną magią, chemia, pojęciem zupełnie nieprzyswojonym, a pociąg to drugiej osoby.. cóż, nie uważał, że ktokolwiek może go czuć w stosunku do jego osoby. Bo to wcale nie tak, że Bellamy’emu nikt się nie podobał. Widział w ludziach to coś, ale nie sądził, że on to ma.
    Słysząc śmiech chłopaka, naburmuszył się jeszcze bardziej, ale to chyba przez to, że jego serce wykonało zupełnie nierytmiczne, przyspieszone puk, puk , które pojawiało się tylko przed meczem quidditcha. Nie potrafił tego kontrolować, po raz kolejny jego warga wylądowała między zębami, które zacisnęły się na niej, a zaraz po tym, przesunęły się po niej, uwalniając ją i pozostawiając jego usta delikatnie rozchylone.
    - Myślisz, że wilkołaki lubią księżyc? – zapytał, unosząc brew. Wypowiedział to zadziwiająco pewnie. Jak nie on. W końcu w kwestii swojego sekretu potrafił grać o wiele lepiej niż najlepsi mugolscy aktorzy. Widział wzrok Malfoya, śledzący stróżkę krwi. Nieświadomie odchylił nieco głowę, unosząc wyżej podbródek.
    Obserwował go. Lekko przekręcił głowę, niczym zdziwiony szczeniak, wpatrując się w długie rzęsy, które na pewno łaskotały policzki wyższego chłopaka. Nie wiedział dlaczego, ale zastanawiał się, jakie by to było uczucie, gdyby zbliżył się do niego i zatrzepotał nimi. Uśmiechnął się uroczo do swoich myśli.
    - O skrzypcach? – zagadnął nie do końca świadomy. – Och.. Naprawdę myślisz, że bym to zrobił? Po pierwsze nie miałbym, komu. Po drugie.. po co w ogóle miałbym to robić? – wzruszył ramionami. – Ale nie mogę obiecać, że nie będę wybierać się na częstsze wycieczki po zamku, z nadzieją, że jeszcze raz to usłyszę – wyszeptał równie cicho co chłopak, jakby obawiając się tego, jak te słowa mogą zostać przez niego odebrane.

    Bellamy, który chyba przestaje bać się Malfoya

    OdpowiedzUsuń
  65. [Jakoś bardziej urzekł mnie Scorpius, chyba tym, że gra na skrzypcach <3
    Gdybym mogła to bym chciała księżniczkę w postaci Malfoya, ale chyba nie mogę, bo jest zakaz robienia męskich postaci homoseksualnych. Płaczę :c
    Ale chodź na wątek, jakikolwiek, on taki cudowny!]

    Bruno

    OdpowiedzUsuń
  66. [Mogą się powłóczyć, mogą coś wypić, może ich sponiewierać, a na koniec pod wpływem chwili mogą się pocałować lub coś więcej. Jednorazowo! (albo i nie :D)]

    Bruno

    OdpowiedzUsuń
  67. [Scorpio. *teraz czas na fangirling* <33333333333333333333 Serio, kocham go chyba od czwartej klasy podstawówki, przepraszam za taką reakcję. XD Bardzo fajny fragment z tylko nie moście ojcu, jakby w opozycji do Draco.
    O ile przyjmujesz wątki, ja się zgłaszam i nie odpuszczę.]

    Polly

    OdpowiedzUsuń
  68. [I git :D To zaczynamy od tego jak w nocy się wymykają? I zaczniesz, prawda? <3]

    Bruno

    OdpowiedzUsuń
  69. Do tej pory pamiętał, jak spektakularnie zderzył się twarzą z grubym i niesamowicie twardym słupkiem od jednej z pętli. Na szczęście magia sprawdzała się lepiej niż mugolskie sposoby leczenia, dlatego po złamanym nosie Pottera nie było nawet śladu. Ba, personel skrzydła szpitalnego uwinął się z tym problemem w niecałą godzinę! Dla Albusa było to jednak normalne – w końcu w przeciwieństwie do swojego ojca nie miał szansy zetknąć się z mugolskim stylem bycia w aż tak dużym stopniu. Można było powiedzieć, że jest czarodziejem czystej krwi i tak też się zachowywał. Bo kto by się przejmował babcią – mugolaczką? Zresztą chłopak nie zwracał uwagi na status krwi. Nie obchodziło go to, skąd ktoś pochodził. Wiedział za to, że w rodzinie jego kumpla jest to niesamowicie ważne, jednak nigdy nie pytał o to, czy dla niego samego również. Nie chciał się zagłębiać w tematy, które mogłyby doprowadzić do kłótni.
    – Och, to nie ja tu zwracam uwagę na swoją uroczą buźkę każdego dnia. – wywrócił oczami z przekornym uśmiechem na ustach, po czym zarzucił miotłę na ramię i ruszył przez szkolne błonia w stronę boiska.
    Szkolny stadion jak zawsze przyprawiał Albusa o ciarki podniecenia. Uwielbiał latać na miotle, to była jedna z nielicznych rzeczy, które sprawiały, iż chłopak czuł się wyzwolony od trosk. Nie musiał myśleć o natrętnej rodzinie, która przy każdej okazji musiała mu przypomnieć o tym, jaki to Slytherin jest okropny i żeby lepiej na siebie uważał, bo jeszcze ktoś sprowadzi go na złą drogę (tym ktosiem zwykle był właśnie Scorpius).
    Albus już wprawił się w odpinaniu małych zamków od pasków przytrzymujących piłki w skrzynce, więc uwolnienie ich było sprawą zaledwie kilku sekund. Jak sam Malfoy to określił, miał „sprawne palce”. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby blondyn nie podkreślił tej uwagi znaczącym spojrzeniem i uniesioną jedną brwią. Al do tej pory wzdychał cicho w duchu z zażenowania, gdy przypominał sobie niektóre komentarze przyjaciela.
    – I co tak stoisz, nie śpij! – szturchnął blondyna łokciem, a sam w ułamku sekundy wskoczył na miotłę i wzbił się w powietrze. – No chodź, nie będę czekał na ciebie dwa lata!

    [Och, gdyby Skorp miał crusha na Albiego, to byłaby drama, bo Potter jest stuprocentowym hetero <3 Kocham dramy, więc jakże mogłabym odmówić?]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  70. - Pozwól, że zrobię to za ciebie – powiedział z krzywym uśmiechem, a wydźwięk wypowiedzianych słów wyraźnie świadczył o jego nietrzeźwości.

    Powoli, naprawdę powoli, jakby ktoś wcisnął guzik zwalniający tempo, podniósł się na kolana i począł zmierzać w stronę swego towarzysza. Trochę kręciło mu się w głowie, a w żołądku czuł nieprzyjemne bulgotanie, które, zważywszy na wypite trunki, mogło okazać się jednym z najgorszych wspomnień, jakie udałoby mu się zapamiętać z tej suto zakrapianej alkoholem imprezy. Jednakże, póki jeszcze widział na oczy i umiał policzyć do trzech, bagatelizował promile we krwi, przed oczami mając jedynie chłopaka, który wpatrywał się w niego z dziwnym wyrazem twarzy albo po prostu lukowe oczy były zbyt zmęczone przytłumionym światłem rozproszonym po pomieszczeniu.
    Krok za krokiem, wciąż boleśnie powoli, zmniejszał dzielącą ich odległość, taszcząc ze sobą butelkę Ognistej Whisky. Był świadom, a raczej bardzo pragnął zachować pozory świadomości, że nie powinien więcej pić i skupić się w pełni na dopiero rozpoczętej zabawie. Nim jednak skonstatował, co robi, jego usta same zanurzyły się w gęstej substancji, a wzdłuż przełyku potoczyły się krople palącego roztworu. Pokrzepiony, pijany, a przede wszystkim żądny rozrywki, odstawił szklany przedmiot i bezceremonialnie wdrapał się na kolana chłopaka.
    Zadziwiające, jak wiele może zdradzić czyjeś ciało, mając do czynienia z drugą osobą. To było niespodziewane, może gwałtowne, a być może podniecające, ale Luke nie umiał odróżnić jednego epitetu od drugiego, czuł tylko jak oboje napinają się w strategicznym punkcie, a mdłe światło oświetla ich blade twarze. Zaskoczony, nie zapomniał jednak o celu swego przybycia, szybkim ruchem zerwał z chłopaka koszulkę, chociaż starał się nie rzucać nią za daleko w obawie, że jakiś napruty błazen upodoba sobie ją jako idealny obiekt do wyrzygania na nim własnych wnętrzności.
    Siedział więc na nim, spoglądał mu przez chwilę w oczy, a potem zbliżył twarz do jego klatki piersiowej, tym samym podejmując się wyzwania. Jego język zatoczył koło we wszystkich możliwych miejscach, naznaczając ślizgońską skórę błyszczącymi drobinami. Trochę się z nim droczył, ale szybko poczuł się zniecierpliwiony zwłoką, której był winien. Aby nie przedłużać obustronnego cierpienia, kilka ciągnących się w nieskończoność sekund poświęcił na sutki chłopaka, które przecież były głównym bohaterem całego zajścia. A robił to w ten niestandardowy sposób dlatego, że czasami przyjemnie było obejść znane normy i dać ponieść się czemuś, czego nikt się nie spodziewał.

    - Rzucaj, Romeo – szepnął z twarzą zbyt blisko jego twarzy, widząc dokładnie własne odbicie w magnetycznych tęczówkach naprzeciwko siebie.

    OdpowiedzUsuń
  71. - Futerkowa strona? – zapytał, śmiejąc się cicho.
    Zdecydowanie nie nazwałby swojego wilkołaczego ja futerkową stroną. W końcu uważał, że jest to swojego rodzaju defekt. Nosił w sobie potwora, którego nie mógł kontrolować i choć bardzo mu na tym zależało, nic nie mógł poradzić. Gdyby tylko mógł wyleczyć się z wilkołactwa, oddałby za to wszystkie skarby świata.
    Spojrzenie, jakim obdarowywał go ten chłopak sprawiało, że krótkie włoski na karku stawały dęba. Trzepotał rzęsami, próbując odnaleźć się w całej sytuacji. Przygwożdżony do ściany obserwował ślizgona. Nie starał się zachowywać prowokująco, ba! Bellamy nawet nie wiedział jak to robić. Był zielony i całkowicie nieświadomy tego, że może wywierać jakiś wpływ na Scorpiusa.
    Ku jego zdziwieniu przerażenie, które ogarnęło drobne ciało ulatywało z niego. Zupełnie tak, jakby ktoś przedziurawił w którymś miejscu delikatną skórę Bell’a. Patrzył na sporo wyższego ślizgona pewniej, wyżej, jakby wyzywająco, zadzierając brodę. Choć w jego twarzy nie było niczego, po czym można by było stwierdzić, że rzuca Malfoyowi wyzwanie.
    - Mogę ci zaręczyć, że nocą nic nie umknie mojej uwadze – odparł cichutko, a kącik jego ust zadrżał.
    Bellamy uwielbiał instrumenty. Skrzypce wywoływały u niego gęsią skórkę, pianino łagodziło dziwnie skołatane nerwy, gitara go rozluźniała. Sam nie potrafił grać, chyba, że na nerwach. I to właśnie dlatego kochał muzykę, bo sam nie mógł jej sobie zapewnić. Melodia, którą wygrywał Malfoy była tak niesamowicie piękna, że był pewien, iż nigdy nie zapomni tego brzmienia.
    Wpatrywał się w twarz chłopaka, opierając się o zimną ścianę i zadzierając wysoko brodę. Czując jak jego strach maleje, uniósł dłoń i dotknął swojej wargi opuszkami palców. Przesunął nimi po ranie, rozcierając przy okazji krew. Teraz zamiast wąskiej stróżki miał plamę krwi, niczym nieostrożny i niechlujny wampir. A przecież on grał w tej wilkołaczej drużynie.

    Bellamy

    [Cholera, przepraszam, bo to jest totalnie beznadziejne... ale nie chciałam kazać ci czekać :C]

    OdpowiedzUsuń
  72. Bellamy nie był świadomy tego, że stojący naprzeciwko niego chłopak toczy tak zaciekłą bitwę z samym sobą. Nigdy w życiu nie spodziewałby się tego, że ktoś może tak reagować na jego obecność. Obserwował go, zastanawiając się dlaczego Malfoy wpatruje się w niego jak w obrazek, w zasadzie bardziej jak w ofiarę, którą miał ochotę pożreć w całości. Jeszcze nigdy nikt nie obdarzał go tak dużą uwagą, oczywiście nie licząc mamy.
    - Uhm… no… - wymamrotał nie do końca wiedząc, co powinien odpowiedzieć, a dodatkowo kciuk chłopaka sunący po jego skórze, sprawił, że dreszcze przebiegły po plecach Bell’a, równocześnie odbierając mu na moment możliwość wysłowienia się. – Chyba zdaję sobie z tego sprawę. – Sapnął cicho, nie do końca wiedząc jak powinien się zachować.
    Najdziwniejsze było to, że wcale mu to nie przeszkadzało, a w zasadzie… chciał tego. Jego powieki opadły leniwie pod wpływem dotyku wyższego chłopaka. Niespodziewanie twarz Malfoya zbliżyła się niebezpiecznie do jego własne, choć zdał sobie z tego sprawę, kiedy jego usta odnalazły zakrwawione miejsce na jego skórze. Pod wpływem bliskości, chyba większej niż kiedykolwiek, z kimkolwiek mu się zdarzyło, spomiędzy jego rozchylonych warg wydarł się cichy jęk. Co właśnie do cholery działo?
    - A czy ktokolwiek powiedział, że chcę łamać zasady? – zapytał, unosząc jedną brew, a jego głos zadrżał, z powodu napięcia, jakie zaczęło między nimi narastać. – Jeszcze nie zostałem przyłapany na nocnych wędrówkach, więc nie musisz się tym przejmować – dodał, choć gdzieś w środku pragnął właśnie tego zainteresowania, bo dotychczas nikt się nim nie przejmował.
    Bellamy zawsze wybierał się na spacery nocą ze swoim liskiem, który był nie dość, że skutecznym przewodnikiem, to jeszcze radarem na woźnego i prefektów. Dzięki jego wyczulonym zmysłom sprawnie omijali każdą przeszkodę i umykali problemom, a kartoteki Bell’a pozostawały czyste. Jego wędrówki zdecydowanie nie miały na celu spełnienia jego marzeń, co do łamania zasad, bo Bell’owi nigdy na tym nie zależało. Lubił być niezauważony, choć czasem z tego powodu doskwierała mu samotność, to zawsze powtarzał sobie, że właśnie tak będzie lepiej, przynajmniej nie będzie musiał się nikomu zwierzać i zagłębiać w własne tajemnice.

    Bellamy, który nie do końca wie, co się dookoła niego dzieje

    OdpowiedzUsuń
  73. [ Mi by tutaj bardziej Scorpius pasował. Jakiś pomysł na wątek jest? :) ]
    Lucy Weasley

    OdpowiedzUsuń
  74. [ Mi się pomysł podoba ;3 To może zacznę dla rewanżu? :) ]
    Lily Weasley zirytowana prychnęła pod nosem. Właśnie jakiś szczaw z III roku postanowił iść sobie na wagary. I ona " miała się tym zająć ". Ale to nie jej wina że mamy XXI wiek, a dzieciom nie chce się chodzić do szkoły, zwłaszcza gryfonom i ślizgonom. To sprawa prefektów naczelnych a nie jej. Właśnie szła po korytarzu, a tupot jej stóp słychać było w całym skrzydle wschodnim. Nie spodziewała się że ktoś jeszcze nie jest na lekcjach. Ale się zdziwiła gdy zobaczyła Scorpiusa Malfoya we własnej osobie. Szczerze go nie lubiła więc rzekła tylko:
    - Malfoy.

    OdpowiedzUsuń
  75. [ Scorpius Malfoy, Fall Out Boy w tytule i skrzypce <3 Jednymi słowy świetna postać.]

    Tracy Atkinson

    OdpowiedzUsuń
  76. Niechętnie zwlókł się z kolan swego towarzysza i postawił chybotliwy krok ku migoczącym kostkom. Wydawało mu się, że wszystko dookoła niego spowiła gęsta mgła, a on sam znajduje się w innym wymiarze, nierzeczywistej krainie, gdzie pojęcie grawitacji nabiera zupełnie nowego znaczenia. Był blisko utraty przytomności, jeszcze bliżej wyplucia własnych wnętrzności, ale udało mu się opanować narastające zawroty głowy i sięgnąć po czerwone obiekty. Wystarczyło, że musnął je koniuszkami palców, ledwo chwycił w drżący uścisk, a one rozświetliły ustronne miejsce schadzki ognistą łuną pożądania.

    - Ze względu na ładne brzmienie – powiedział cicho, badając fakturę rozgrzanych do czerwoności przedmiotów.

    Do jego uszu przestały docierać najróżniejsze dźwięki świata zewnętrznego. Z nagła przestał słyszeć wibrujący rytm muzyki, przedtem zbyt głośnej, by dało się ją zlekceważyć. Dudniąca głucho, odbijała się od ścian Pokoju Życzeń i wspierana przez zachrypniętych uczniów, ogromnym natężeniem zwalała z nóg. Ale teraz, kiedy tak stał, a oczy miał odrobinę zamglone, nie słyszał nic prócz swojego przyspieszonego oddechu i bicia własnego serca, które upodobało sobie pulsowanie w niejednostajnym rytmie.
    Z westchnieniem odwrócił się do chłopaka, jednakże nie był w stanie ponownie zmniejszyć dzielącej ich odległości. Zostało im pięć godzin, zaledwie pięć godzin nieustającego igrania z ogniem, a jemu już plątały się myśli, chaotycznym strumieniem obijając się o konstrukcję czaszki. Powoli opadł na ziemię i stykając się z jej chłodną powierzchnią, westchnął jeszcze raz, jakby miało to zakomunikować całemu wszechświatowi, że jest wyczerpany i bezsilny, a przede wszystkim dręczony przez pragnienie, które domagało się natychmiastowego ujścia.

    - Pocałunek wywołujący dreszcze.

    Luke uśmiechnął się szeroko, obserwując uważnie faliste załamania sufitu. W międzyczasie zarejestrował, jak blondyn próbuje wstać, jak oddycha głęboko i prawdopodobnie przesuwa palcami po jasnych włosach. Zadziwiająca rozbieżność uwagi kogoś, kto już dawno stracił panowanie nad samym sobą, mogła uchodzić za sztukę godną podziwu, a co więcej głębokiego szacunku. Chodziło jednak o coś zgoła innego, o pochyłe pismo znaczące lukowe kostki, o dopisek srebrzystym atramentem, który głosił, że żaden pocałunek nie będzie na tyle pasjonujący, by zapobiec zdradzeniu tajemnicy.

    OdpowiedzUsuń
  77. [ Wątek. Serio.
    Można by było zrobić tak, że akurat ktoś doprowadził Sigrid do jednego z jej bardzo rzadkich stanów wściekłości. Przeciskałaby się przez tłum uczniów, a tu Scorpius! Wpadłaby na niego, ten coś by jej odburknął, a ona zaczęłaby się z nim kłócić, no nie? Może któreś z nich wyciągnęłoby różdżkę, rzuciło parę czarów, akurat będzie przechodził nauczyciel, no i... szlaban. We dwójkę. xD
    Może być? ]

    Sigrid

    OdpowiedzUsuń
  78. [Wydawało mi się, że już odpisywałem na ten komentarz, ale albo się nie dodał, albo jednak tego nie zrobiłem. To nie jest tak, że Felix potrzebuje pomocy z Martine, bo boi się odrzucenia czy nie potrafi tego zrobić, on po prostu wie i nie ma co do tego wątpliwości, że prędzej czy później w ten czy inny sposób ją skrzywdzi. Generalnie sytuacja wygląda mniej więcej tak, że wcześniej się przyjaźnili, później, gdy Felix zorientował się, że czuje do Martine coś więcej, natychmiastowo się odciął, zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia, a teraz znów wracają do normalnych relacji, o ile w ogóle można je tak nazwać. I Felix znajduje się pomiędzy młotem a kowadłem, bo zdaje sobie sprawę, że Martine go potrzebuje, a z drugiej strony nie może już dłużej być jej przyjacielem, bo sama jej obecność przy nim sprawia mu ból. Co do tego spaceru po zamku, to mogłoby wyniknąć z tego coś ciekawego, jednak na razie też nie mam na to konkretnego pomysłu.]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  79. Bellamy stał, w milczeniu obserwując Malfoya. Z każdym kolejnym słowem, które wypływało z jego ust, wargi Bellamy’ego rozchylały się nieznacznie. Konsternacja oplotła jego umysł, nie do końca rozumiał przekaz słów chłopaka. Szeroko rozchylone powieki, co jakiś czas opadały, delikatnie muskając rzęsami chłodną skórę. Wpatrywał się w stojącego tak blisko chłopaka, starając się wyłapywać sens tego, co do niego mówił. Jednak przez całą sytuację sprzed chwili to było niemożliwe.
    - Nie – wymamrotał nagle, choć nie do końca wiedział, na które z pytań zadanych przez Scorpiusa odpowiadał.
    Dziwny amok ogarnął jego umysł, serce nadal biło w przyspieszonym tempie, a on sam stał jak wryty w kamienną posadzkę i nie wiedział, co powinien w tej chwili zrobić. Poruszył się niespokojnie, aby schować dłonie pod plecy i zarumienił się nieznacznie, gdy jego udo otarło się o udo chłopaka. Spojrzał na niego jakby przerażony. Co się z nim do cholery działo?
    - Wcale nie jestem uroczy – stwierdził, po raz kolejny, zupełnie omijając temat, wyrywając się z kontekstu.
    Był tak bardzo rozbity i zdenerwowany, że nie do końca kontrolował swoje ciało i myśli. Gdzieś po ciemnych kątach jego umysłu krążyła dziwna świadomość, że chciałby, aby usta Scorpiusa znów znalazły się na jego twarzy. Spoliczkował się mentalnie, powtarzając w kółko, że powinien się opanować i odsunąć jak najdalej od Malfoya. Odchrząknął, przełknął ciężko ślinę.
    - Chyba powinienem wracać do wieży – powiedział cicho, przygryzając niepozornie wargę. Nie powinien tu zostawać, bo Scorpius działał na niego w dziwaczny sposób. Nie mógł pozwolić na to, aby sytuacja między nimi zaszła za daleko.
    Już dawno nie było w nim tylu sprzeczności.

    Bellamy i Lexie, która przeprasza, że to takie krótkie gunwo ;_;

    OdpowiedzUsuń
  80. [Jakieś pomysły na pewno pojawią się w trakcie. <; To co, mogłabyś zacząć? Od tego spotkania w pokoju wspólnym.]

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  81. Na samym początku, tuż po zetknięciu ich warg, wydawało mu się, że dostał to, co należało mu się od momentu, w którym papierosowy żar wypalił dziurę w koszulce chłopaka. Był wtedy znacznie trzeźwiejszy, jego procesy myślowe przebiegały nieco jaśniej, a przede wszystkim potrafił rozróżnić barwny przeróżnych emocji, raz po raz trzepoczących skrzydłami w jego wnętrzu. Ale magia chwili zmyła z Luke’a zdolność do rozkładania rzeczy na czynniki pierwsze, zamknęła pewne drzwi i kazała szukać mu po omacku odpowiedzi, z którymi chaotyczne myśli przegrywały najzacieklejsze batalie. W efekcie obraz się zamazywał, muzyka dudniła głucho i jedyną rzeczą, którą odbierał przytępionymi zmysłami, był właśnie ów pocałunek, ból i namiętność, i jeszcze więcej bólu gdzieś pomiędzy cichymi westchnieniami.
    I w czasie trwania tej niewinnej pieszczoty, kiedy był prawie pewien, że zacznie zwijać się z nadmiaru pożądania, ogień wygasł, pozostawiając go z gorzkim posmakiem w ustach. Nie zdążył nawet wpleść palców w jasne włosy swego towarzysza, gdy niespodziewanie wiążące ich zaklęcie rozświergotało się w zamglonych umysłach, natarczywie domagając się ofiar. Nikt nie mógł przewidzieć, kto polegnie na polu bitwy, a komu uda się obudzić rano i przeżyć następny dzień. Krukon, gdzieś głęboko za nieskładnymi urywkami myśli, chował nadzieję, że zapamięta błękit oczu, który powodował dziwne mrowienie w strategicznych punktach rozsianych po całym ciele. Usilnie chciał wierzyć, że nie zapomni, jak idealnie smakują jego usta ani w jaki sposób wydmuchuje papierosowy dym. Pragnął posiadać te nieistotne szczegóły i zamknąć je w złotej klatce, by nie rozpłynęły się w powietrzu, lecz nie mógł zaradzić magii i kostkom, które nigdy nie myliły się w swych osądach.
    Z widoczną niechęcią odwrócił więc twarz w drugą stronę i przez ułamek sekundy miał wrażenie, że słyszy rytm ślizgońskiego serca, a dźwięk ten w niewytłumaczalny sposób roztkliwił go i pogrążył w tęsknocie za rzeczami, o których nie mówiło się na głos. Ale wszystko to trwało zbyt krótko, aby zdążył zaangażować się w ponure rozmyślania, wynikające z faktu, że olbrzymia ilość alkoholu przywoływała różnorakie wspomnienia, niejednokrotnie wiodąc go ku zgubie. Na szczęście, czerwone światło rozjaśniło zapadającą dookoła ciemność i platynowi nie pozostało nic innego, jak tylko pokiwać w zadumie głową i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń.

    - To ostrzeżenie – wyjaśnił na wyrost, mając na myśli szepty, które jeszcze przed chwilą obijały się z furią o ściany ich czaszek.

    W obecnym stanie nie mógł opowiedzieć dogłębnie o specyfice kostek i o mechanizmie ich działania. Nie potrafiłby opisać gładko złożoności tych zadziwiających przedmiotów, a co więcej, ubrać w słowa skutków ubocznych, które powodowały. Dopowiedział jeszcze, że zadanie nie zostało wykonane, że czas na tajemnicę i jego zdaniem było całkiem gorąco, ale widocznie nie na tyle, by uzyskać aprobatę rzeczy teoretycznie martwych, a jednak szukających luk, byleby tylko spić odrobinę ludzkich zmartwień.
    Poklepał go pokrzepiająco po ramieniu, próbując dokonać tego po przyjacielsku, a przynajmniej wyzbyć się ukrytych podtekstów i dwuznaczności. Przyjacielski gest przerodził się jednak w przypływ żądzy, lukowe oczy pociemniamy i musiał czym prędzej odejść, zająwszy miejsce pod ścianą, gdzie wciąż beztrosko widok urozmaicały dwa napoczęte trunki. Bezmyślnie chwycił za jedną z butelek i pociągnął z niej żwawo, ale poczucie niespełnienia nie mijało, co przyjął z mieszaniną zdumienia i złości. Alkohol nie pomógł na przemożną chęć zdarcia ze Scorpiusa ubrań i pokazania mu, jak wiele Luke ma do zaoferowania.

    - Kiedy już skończymy z psychologiczną gadką – zapewnił go z błyskiem w oku, przeczesując palcami rozwichrzoną czuprynę – chcę cię mieć dla siebie i zrobić z tobą wszystko, na co przyjdzie mi ochota.


    OdpowiedzUsuń
  82. Dziwne zachowania Scorpiusa sprawiały, że na początku ich znajomości Albus rzeczywiście niezbyt chętnie w ogóle odzywał się do chłopaka. Szybko się jednak przekonał, że, mimo zastrzeżeń ojca, Malfoy wcale nie był aż taki zły i naprawdę dało się z nim dogadać. Dlatego też młody Potter po prostu postanowił ignorować podejrzane zapędy seksualne przyjaciela, jego propozycje trójkątów, uwagi na temat sprawnych palców i tak dalej, i tak dalej. Uznawał to jako formę (nie)dobrego żartu i po prostu zwykł wywracać w takich sytuacjach oczami. Bo co miał niby innego zrobić?
    Zagapił się na trawnik, który pokrywał stadion, dlatego gdy tylko blondyn prawie wleciał na niego ze stanowczo zbyt dużą prędkością, by uniknąć nieszczęśliwego wypadku, mimowolnie krzyknął. Po chwili uspokoił się jednak, posyłając chłopakowi mordercze spojrzenie.
    – Czyżby baletnica była na każde moje skinienie? – Uniósł jedną brew i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
    Już miał wyciągnąć rękę, by jeszcze bardziej potargać mu włosy, jednak w tym momencie zauważył tłuczka pędzącego w stronę Albusowej twarzy. Schylił się w ostatniej chwili i przeklął pod nosem. Przed oczami wciąż miał sytuację sprzed roku, kiedy to w trakcie meczu tłuczek złamał mu nadgarstek i kilka kości w dłoni. Wzdrygnął się na samą myśl. Wizja złamanego nosa również mu niespecjalnie leżała, do tej pory pamiętał, ile krwi naleciało mu do ust, kiedy podczas latania z Malfoyem walnął w pętlę. Twarzą.
    Słysząc propozycję chłopaka, zmierzył go spojrzeniem, ściągając brwi i uśmiechając się łobuzersko. Nawet nie odpowiedział na propozycję, po prostu minął blondyna i ruszył przed siebie z zamiarem wygrania tego wyścigu. Cóż, jakby nie patrzeć, to on grał w domowej drużynie i to on nie raz ratował Ślizgonom tyłki, gdy byli w sytuacji krytycznej. Bronił wtedy tak zawzięcie, że nie raz mu się kręciło w głowie. Ale to nic, przecież oklaski były w stanie wynagrodzić mu wszystko. Przynajmniej na stadionie czuł się doceniany. Nieograniczany zrzędzeniem rodziny, ich narzekaniem, rozkazami, zakazami, prośbami, krzywymi spojrzeniami… Był wolny.
    Leciał najszybciej jak potrafił, śmiejąc się jak przygłup. Odwrócił się, spoglądając za swoje ramię. Scorpius był dość daleko w tyle i wszystko zapowiadało się na to, że Potter wygra wyścig… Gdyby nie dopadł go ten cholerny tłuczek.
    – Aua! – wrzasnął, czując w boku nagły ból.
    Nawet nie zauważył, gdy spadł na ziemię. Na szczęście leciał tylko kilka metrów nad nią, więc nic wielkiego mu się raczej nie stało. Podniósł się do pozycji siedzącej, przeklinając na głos. Czemu ta głupia piłka uparła się właśnie na niego?!

    Tak, tak, to Albus we własnej osobie! ŻYWY

    OdpowiedzUsuń
  83. Addie zrozumiała, że musi zmienić sposób gry. Najwyraźniej jej wyszukane obelgi, które miały uderzyć w czuły punkt samozwańczego króla Hogwartu nie robiły na nim żadnego wrażenia, co oznaczało, że Scorpius Malfoy będzie większym wyzwaniem, niż początkowo sądziła. Zaintrygowało ją to, jak łatwo udało mu się uniknąć nieuchronnie zbliżającej się do niego porażki, w dodatku prawie nie tracąc przy tym twarzy. Może faktycznie ten szlaban nie musiał być taki nudny? Zabawi się kosztem zbyt pewnego siebie Ślizgona.
    - Na pewno nie jesteś ślizgońskim królem. Słyszałam różne plotki, o twoim spadku formy. Podobno stajesz się zbyt miękki
    Podniosła się powoli z krzesła, cały czas patrząc przy tym chłopakowi w oczy. Leniwie odrzuciła włosy przez ramię, podchodząc do Scorpiusa, doskonale świadoma tego, że obserwuje każdy jej gest. Oparła się o biurko po jego stronie, specjalnie stając tak blisko, że ich nogi się o siebie ocierały, gdy któreś wykonało ruch. Uśmiechnęła się kącikami ust, palcami sunąc po powierzchni drewna, jakby malowała jakiś skomplikowany wzór. Zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się, jak na nagłą zmianę jej zachowania zareaguje Ślizgon.
    - Sądzisz, że jestem milutką Puchoneczką? - zapytała, nagle pochylając się w jego kierunku. Dzielący ich dystans stał się minimalny, gdy mówiła, jej wargi muskały płatek ucha chłopaka, lekko go prowokując. - Zdradzę ci tajemnicę, Malfoy. Nie jestem milutka. Niegrzeczna ze mnie dziewczynka.
    Dopiero po chwili Addie wyprostowała się. Podciągnęła się rękami na biurko, machając w powietrzu nogami i mrugnęła do niego.
    - Pewien chłoptaś podważał moje umiejętności gry w Quidditcha i użył niewybrednych słów. Musiałam dać mu nauczkę na przyszłość. Pech chciał, że ten mazgaj doniósł o wszystkim pielęgniarce, gdy się okazało, że ma złamany nos i prawdopodobnie w najbliższym czasie nie spłodzi dziecka - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Popatrzyła na stos piętrzących się przed nimi papierów i westchnęła. - Układanie tych sprawdzianów to naprawdę nieadekwatny szlaban. Przyczyniłam się społeczeństwu.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  84. Miał dosyć. Dosyć czekania i chaotycznej plątaniny myśli, dosyć wzmożonego rytmu serca i z nagła rodzących się pragnień. Był tykającą bombą, którą ktoś wrzucił w tłum ludzi, z uśmiechem na twarzy czekając, aż wybuchnie i pochłonie wszystko dookoła. Zegar tykał, czas mijał, a on próbował nie dopuścić do eksplozji. Jednakże silna wola, przywilej, którego w tym momencie tak bardzo potrzebował, postanowił opuścić jego wnętrze i udać się w długą podróż poza lukowe ciało. Tęsknię spoglądał więc w głąb siebie, szukając tej zagubionej odrobiny przyzwoitości, ale natykał się jedynie na przekroczone granice i z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę, że przegrał walkę z palącymi potrzebami.
    Nie zdążył nawet odpowiednio zareagować na wyznanie chłopaka, pierwotne instynkty usunęły w cień odgórnie narzucone zasady i nim spostrzegł, jego usta zachłannie smakowały scorpiusowych warg. I to nie miało znaczenia, że ponawiali czynność sprzed chwili, jakby minione wydarzenia okryły się mgłą w ich umysłach. Cały świat został sprowadzony do nieistotnej drobnostki. Liczyło się tylko tu i teraz, ten miażdżący pocałunek, chłodne palce jeżdżące w tę i z powrotem. To przyszło całkiem naturalnie, owe obnoszenie się z grzesznymi myślami, zewsząd przeplatane natarczywymi sugestiami. Wszystko było takie, jakie powinno być, a oni pasowali do siebie w sposób, którego nie dało się pojąć.
    Luke próbował. Tak, próbował zrozumieć, co się dzieje i przetrawić powagę sytuacji. Ale ilość alkoholu, wbrew jego błaganiom, wcale nie topniała i wciąż wirował pośród basów wydobywających się z głośnika. Odleciał do innego wymiaru, gdzie nie dbano o nic prócz własnego zadowolenia, prócz ust wspinających się po cudzej szyi i naznaczających ją słodkimi całusami. Raz za razem. Raz za razem. Jakby życie zależało od dawania sobie nawzajem przyjemności, bez której nawet gwiazdy traciły swój niezmącony blask.
    Po dwóch minutach, choć jego wewnętrzny zegar zaczął szwankować przed paroma godzinami, szyja Scorpiusa usiana była różnorakimi siniakami, a Krukon skonstatował, że jeden z nich przybrał kształt złamanego serca. Gdyby nie ten porażający stan, w którym się znajdował, z pewnością ubrałby barwnie w słowa te niespotykane zjawisko, ale nie miał siły na czczą gadaninę, chciał jedynie czuć dotyk chłopaka na swoim ciele i nie dbał o to, co niegdyś wydawało się priorytetami.
    Bez wątpienia priorytetem były kostki, dwa skarby trzymane w dziesiątkach miejsc, byleby tylko uchronić je przed wrogimi wpływami otoczenia. Jednego dnia znajdywał im dom w kieszeniach własnych spodni, drugiego w doniczce niesamowicie brzydkiej paproci na trzecim piętrze. Gdy czerwone przedmioty kwalifikowały się w kategorii rzeczy bezpiecznych, od razu uspokajał przyspieszony oddech i znikał, aby odebrać je w bliżej nieokreślonym terminie.
    Ale teraz, teraz walały się po zabrudzonej posadzce, zadowolone i zmęczone ciągłym turlaniem się w cztery strony świata, a jemu było obojętne, gdzie wylądują w następnej kolejności. Jeżeli wierzyć pogłoskom, ów egzemplarz, komplet kostek w pakiecie z irytującym czarem, rzadko kiedy wchodziły w posiadanie jakiegokolwiek ucznia. Wiele im zawdzięczał i wiele dzięki nim przeżył, w zamian oferując ludzkie tajemnice. Przez dwa lata zżył się z nimi i pielęgnował nawiązany kontakt, jednak nić porozumienia została zerwana. W momencie, w którym przyparł blondyna do ściany, wpychając palce za materiał jego spodni, cóż, kopnął kostki w odległy kąt i nie zaprzątał sobie nimi głowy aż do następnego poranka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Jednak kontynuując szaleńczą pogoń za spełnieniem, oboje kipieli z nadmiaru pożądania, poruszając się coraz szybciej, choć nie dotarli chociażby do półmetka. Gdzieniegdzie z tłumu wymykały się pojedyncze jednostki i zerkały ciekawsko na odbywającą się właśnie bezwstydną scenę. Nikt nie twierdził, że Hogwart porażał tolerancją, bo różnie bywało z mentalnością jego podopiecznych, jednak trzeba było mu przyznać, że szybko tracono zainteresowanie naprędce wynalezionymi innowacjami. W taki właśnie sposób przebiegał schemat ukradkiem rzucanych spojrzeń, które zaraz obijały się o ściany, a potem z właścicielami gnały zapewne po kolejny kieliszek danego trunku. Tylko nieliczni poddali się słabości i wymiotowali gdzieś za rogiem, gdy inni potężnymi haustami pili alkohol wprost z butelek.
      Tymczasem Luke, choć zapomniał, jak się nazywa i gdzie się znajduje, w myślach zażyczył sobie ustronnego kąta, który minutę później zamajaczył w tle i wystarczyło jedynie chwycić za klamkę, by znaleźć się na polanie usadowionej pod rozgwieżdżonym niebem.

      - Będziesz dziś obiecywał wiele rzeczy – mruknął, wpychając go do pomieszczenia i przesuwając palcami po jego pośladkach. – A obietnice urozmaicisz krzykami.

      Usuń
  85. Ostatnie dni z życia Bellamy’ego były chowaniem się po kątach hogwarckich korytarzy, unikaniem wzroku uczniów, a w szczególności trójki ślizgonów, z którymi ostatnio zbytnio zabalował. Nie do końca pamiętał to, co wydarzyło się na strychu, ale był świadomy tego, że na pewno nie działo się tam nic, co nie zagroziłoby jego opinii grzecznego gryfona. Bellamy czuł się, jakby jego mózg był pamiętnikiem, z którego wyrwano kartki. Pozbył się swoich wspomnień za sprawą Ognistej, wlewanej do swojego gardła przez cholernych ślizgonów, cystern bez dna i łbów mocnych jak pirackie.
    Tego ranka zerwał się z łóżka i jak zwykle, z rozwiązanym krawatem, zarzuconym na ramiona, zsuniętym jednym rękawem, niezapiętej szaty i plączącymi się między nogami sznurówkami pobiegł na lekcje. Musiał stawić się na eliksiry, najlepiej niespóźniony, z podręcznikiem w dłoni i ogromnym zapałem, bo.. przecież chciał przeżyć ten rok szkolny, nie zostać zniszczonym przez psorkę i zaliczyć ten przedmiot oraz zdać OWUTEMY na zadowalającym poziomie.
    Do Sali wbiegł w ostatniej chwili, bez śniadania, bez porannego papierosa, uprzednio prawie zabijając się na schodach i deptając po swoich sznurówkach. Zatrzymał się w wejściu, zdziwiony. Wszyscy, siedzący uczniowie zerknęli na niego, jeszcze zarumienionego od biegu.
    - Ja.. chyba pomyliłem klasy – wybąkał, a jego wzrok natrafił na siedzącego nieopodal Scorpiusa Malfoya. Gdy tylko ich spojrzenia skrzyżowały się, spuścił wzrok, a jego twarz poczerwieniała jeszcze bardziej. Przygryzł wnętrze policzka.
    - Panie Sangster, proszę siadać – poleciła psorka. – Od dnia dzisiejszego zajęcia eliksirów będą prowadzone w takiej, a nie innej grupie. Proszę zająć miejsce.
    Bellamy zamrugał szybko, próbując otrząsnąć się z szoku. Przez kilka dni udawało mu się, z zadowalającym rezultatem oczywiście, unikać Scorpiusa, a teraz.. nagle.. miał z nim zajęcia. Musiał stanąć z nim twarzą w twarz, spojrzeć mu w oczy i nie spalić raka, chociaż nie, to zdążył już zrobić.
    - Prosiłam aby pan usiadł, Sangster.
    Po klasie rozległ się szum, szmer cichych śmiechów. Bellamy, który zorientował się, że cały ten czas stał w wejściu do klasy, poczuł jak rumieniec zalewa jego policzki. Przygryzł wargę i poniósł wzrok, aby znaleźć wolne miejsce. Miał do wyboru ślizgona z dziwnym wyrazem twarzy i.. Scorpiusa. Wzdychając cicho, wybrał mniejsze zło i usiadł obok Malfoya.
    - Ach i panie Sangster, na przyszłość radziłabym się ubierać w dormitorium, a nie po drodze na lekcje – kobieta uśmiechnęła się do niego przesłodzenie, a uczniowie po raz kolejny zaśmiali się cicho.
    Chłopak osunął się na krześle tak bardzo, że jego broda była niemalże na tym samym poziomie, co blat, a tyłek zsuwał się z krzesła. Przez cały ten czas nawet nie spojrzał na Scorpa, wiedząc doskonale, że poczuje się wtedy jeszcze gorzej, z nie daj Merlinie rozdygotanym serduszkiem.

    Striptizer na zamówienie, Bellamy Sangster

    OdpowiedzUsuń
  86. [nie sądzę, aby Bell był zadowolony, gdyby Scorp wybrał innego Gryfona, to byłaby zdrada w rodzinie! a co Greg na to? XD ale nie, tak serio to weź mi tu gadaj o jakim wąciszu ty myślałaś :3]

    OdpowiedzUsuń
  87. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  88. Gdyby kiedykolwiek miał określić paroma słowami miejsce, w którym najlepiej byłoby poddać się zapomnieniu, bez wątpienia opisałby polanę usadowioną gdzieś pod gwieździstym niebem. Wspomniałby o atramentowe połaci, hipnotyzującej i zawstydzającej swym pięknem, o migoczących punktach i o ich nieskończoności, kpiącej sobie z upływem czasu. Gdyby kiedykolwiek ktokolwiek zapytałby go, gdzie pragnie doznać najczystszej rozkoszy, nie wahałby się ani przez moment i nakreśliłby właśnie to miejsce.
    Było tu tak niezwykle, na pozór zwyczajnie, ale jednak magnetycznie i to w tak wielkim stopniu, że kręciło mu się w głowie. Świat wirował, a oni razem z nim, oddani sobie i rozgrzani do czerwoności, raz za razem zagarniając się w swoje objęcia.
    Początkowo Luke górował, napierał na chłopaka całym swoim ciężarem, przyjmując za oczywistość, że dzisiejszej nocy będzie panem i władcą. Miał zakodowany gdzieś głęboko wewnątrz siebie pierwotny gen, mówiący rozlegle o oprawcach i ich ofiarach. Szesnaście lat trwało, nim nauczył się panować nad sytuacją i choć ogromnie chciał, by jego pragnienia wypłynęły na wierzch, okazało się, że jeden Pokój Życzeń nie jest w stanie pomieścić dwóch samców alfa.
    Walczyli zaciekle o prawo do rządzenia, turlali się po ziemi i wzdychali głęboko, gdy adrenalina wciąż na nowo dostawała się do ich krwi. Krukon zachłannie wczepiał się w wargi swego towarzysza i jeszcze zachłanniej muskał językiem jego ciało, schodząc coraz niżej i niżej. Czuł, jak stróżka potu spływa mu wzdłuż kręgosłupa, jak męczy go oczekiwanie i jak boleśnie pulsuje od nadmiaru pożądania. Umierał. Topił się. Płonął.
    Zabijała go przemożna chęć zaspokojenia własnych potrzeb.

    Niecierpliwie rozpiął guzik spodni Scorpiusa, w rekordowym tempie zsuwając je z jego nóg. Części garderoby tego dnia wyjątkowo się ich nie trzymały, pozostawione gdzieś na pastwę losu prawdopodobnie służyły za amortyzację dla czyichś żołądkowych soków. Podobnie było z jeansami, znikły rzucone w przestrzeń, lecz rzucone w znacznie bezpieczniejszym miejscu niż ciuchy tkwiące na zewnątrz.
    Teraz, teraz, gdy oboje prezentowali światu swoją względną nagość, szala zwycięstwa stanęła pośrodku, czekając na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch. Jednakże Luke przez dłuższą chwilą napawał się widokiem chłopaka, bezwstydnie wgapiając się w wybrzuszony punkt, wyraźnie odznaczający się na tle bokserek. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, nareszcie miał na wyciągnięcie ręki to, o czym marzył od samego początku, jednak i tak nie mógł tego dostać, nie od razu i nie przez rozgraniczeniem ról.
    - I co teraz?- mruknął przeciągle, siadając na nim i czując pod sobą dotyk czegoś, co sprawiło, że natychmiastowo zapragnął zrzucić krępujące go więzy.

    OdpowiedzUsuń
  89. W pokoju wspólnym Ślizgonów panował mrok i niezwykle kojąca, niezmącona żadnym dźwiękiem czy odgłosem cisza. Zegar na ścianie wskazywał godzinę wpół do drugiej, lecz siedzący na jednym z foteli Felix nie mógł tego zobaczyć, aczkolwiek wcale tego nie potrzebował. W tym momencie nie liczył się dla niego czas, nagląca potrzeba snu ani nawet jego zdrowie i to, jak będzie się czuł jutrzejszego poranka. Wręcz z namaszczeniem wlewał w siebie kolejne porcje Ognistej Whiskey, która powoli zaczynała mu się kończyć. Odstawił świecącą pustkami butelkę na stół stojący obok i na powrót pogrążył się w melancholii. Alkohol przytępił nieco jego zmysły, zaburzył percepcję i znacznie utrudnił formułowanie myśli, co w teorii mogło dać mu chwilę wytchnienia. Jednak wspomnienia i tak do niego wracały, a obrazy minionych dni jawiły się przed jego oczami tak wyraźnie, jak gdyby zostały namalowane na wewnętrznej stronie jego powiek. Był ze swoim bólem osamotniony, całkowicie bezradny, a jednocześnie jakakolwiek pomoc była ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzył. Siedział więc na starym fotelu, którego historia była pewnie równie zawiła, co Ślizgona, tępo wpatrywał się w jakiś nieokreślony punkt przed sobą i raz za razem pociągał spory łyk trunku, który podobno powinien rozgrzewać, na co między innymi wskazywała jego nazwa, a mimo to Felix wciąż czuł w sobie ten niewyjaśniony chłód i pustkę. Nie winił nikogo ani niczego za swój stan. Po prostu chciałby wiedzieć, dlaczego los igra w ten sposób właśnie z nim. Czym sobie zasłużył? Na to pytanie nie znalazł odpowiedzi, mimo iż szukał jej już od kilku lat.
    Nagle jego przytępione, acz wciąż sprawne zmysły zarejestrowały czyjąś obecność. Ktoś zbliżał się w jego kierunku od strony dormitoriów. Felix zaklął pod nosem i mimowolnie jeszcze bardziej wcisnął się w fotel, na którym siedział. Nie zadziałało - osoba podeszła do niego i zaczęła mu się bacznie przyglądać. White poczuł palącą potrzebę wyciągnięcia różdżki, ale był zbyt zamroczony, by zrobić to sprawnie, więc sobie odpuścił. Przybysz miał niesamowite szczęście, że nie znalazł się tu wcześniej.
    - Zostaw mnie - warknął, nawet na niego nie patrząc. - Wracaj skąd przyszedłeś albo wyjdź.
    Chciał dodać coś jeszcze, ale zamiast tego sięgnął po butelkę i zatkał nią sobie usta. Reszta złotego płynu zniknęła, spłynąwszy po jego przełyku. White sięgnął do stołu, lecz źle wymierzył dzielącą go od niego odległość. przez co szklane naczynie otarło się o krawędź blatu i z hukiem spadło na posadzkę. Ostre odłamki rozprysnęły się dookoła, tworząc niezwykle żałosną mozaikę. Ślizgon wcale się tym nie przejął, w końcu w środku nie było już alkoholu, który mógłby stracić. Spojrzał za to na sterczącego wciąż w jednym miejscu intruza, którego już dawno powinno tu nie być.
    - A ty co tu jeszcze robisz? - spytał cicho, niezgrabnie wskazując na niego palcem. - Wynocha! - Kojąca, niezmącona żadnym dźwiękiem czy odgłosem cisza zniknęła z pokoju wspólnego bezpowrotnie.

    Felix

    OdpowiedzUsuń
  90. Bellamy starał się za wszelką cenę zapomnieć o libacji alkoholowej, która miała miejsce na poddaszu. Nie miał ochoty zbliżać się do oślizgłych jaszczurek, bo to nawet ich wężami nie można było nazwać. Honor ślizgonów znikał, zastępowała go chrapka na Ognistą, ot co! Nie chciał też patrzeć na pluszaki, a już szczególnie te, które miały cztery nogi, kopyta i róg na środku czoła! Jednorożce, które niegdyś były dla niego ucieleśnieniem cnót i piękna, teraz kojarzyły mu się tylko z perwersją i zbereźnikami! Jego serce boleśnie obijało się o żebra i nie wiedział, czy spowodowane jest to bliską, zdecydowanie za bliską, obecnością blond jaszczurki, czy też długim biegiem do klasy, ale miał nadzieję, że to drugie. Był pewien, że gdyby w klasie ucichły szepty, wszyscy mogliby dosłyszeć ciche du-dum-du-dum, rytm, które wybijało jego biedne serducho.
    - Cześć, Scorp – bąknął cicho, przygryzając wnętrze policzka i nadal nie patrząc na chłopaka. Cała sytuacja była dla niego delikatnie mówiąc przerażająca. Nigdy nie przeżywał czegoś takiego. Co gorsze, nie miał pojęcia, dlaczego dzieje się z nim coś takiego. To było definitywnie dziwne, głupie, porąbane i poplątane, tak samo jak uczucia, które targały jego szczupłym ciałem i wywołujące burzę w jego umyśle. Rumieniec na jego policzkach tylko się pogłębił.
    Młody gryfon próbował przetrawić pytanie Malfoya. „Zawiązać Ci krawat?” Zmarszczył brwi. Zawiązać. Ci. Krawat. Krawat. Zawiązać. Ci. Ci. Krawat. Zawiązać. Jego oczy otwarły się szeroko. Rozmiarem przypominały galeony. Palce zacisnął na rąbkach rękawów nadal zsuniętej z ramion szaty. Unikał gwałtownych ruchów, żeby czasami nie zsunąć się z krzesła, na którym i tak ledwo siedział. Obszaru, który sadzał nie można było nawet nazwać półdupkiem.
    - Jakoś nie wydaje mi się, aby to było potrzebne – wymamrotał, a jego spojrzenie w spowolnionym tempie przesunęło się po uczniach wypełniających klasę, aby na sam koniec spocząć na siedzącym obok chłopaku. Przez chwilę patrzył na niego bezkarnie, nie do końca wiedząc, co powinien powiedzieć, tudzież zrobić. Nie był doświadczonym rozmówcą. Zamrugał leniwie. – Nie wziąłem kociołka – bąknął nagle, a po klasie rozległ się cichy plask, kiedy uderzył otwartą dłonią w czoło, a zaraz po tym głośniejszy huk, kiedy zsunął się z krzesła. Wylądował boleśnie na kamiennej posadzce, uderzając szczęką o gruby blat.

    Niezdarny Sangster, który przy Malfoyu zawsze traci równowagę <3

    OdpowiedzUsuń
  91. [Rosemary musi mieć wątek z Malfoyem koniecznie, konieczniutko! Co Ty na to? ]

    ROSEMARY

    OdpowiedzUsuń
  92. [oh, Scorp. uwielbiam go.]

    Maya.

    OdpowiedzUsuń
  93. [Niestety, obok chęci wątku nie idzie przejść obojętnie tak samo jak obok Scorpiusa. :)]

    Cira Venom

    OdpowiedzUsuń
  94. [Nie mogłam się zdecydować, więc odpiszę tutaj. :)
    Z oswojeniem Doriana nie miałam na myśli romansu, chyba nawet nie jestem zbyt dobra w takich wątkach. A pisząc pod kartą Scorpiusa nawet nie zauważyłam, że oboje mają tą samą autorkę haha
    Co do pomysłów, niestety krucho, wolę zaczynać, więc z racji tego, że chciałabym wątek cierpliwie poczekam, aż wrócisz. I życzę mile spędzonych wakacji! :)]

    Cira Venom

    OdpowiedzUsuń
  95. [O, to widzę, że nie ja jedyna mam problem z taką tematyką wątków. :) W takim razie już nie truję tylko grzecznie czekam!]

    Cira Venom

    OdpowiedzUsuń
  96. [ Sądzę, że nie ma już sensu ciągnąć tego wątku, bo czasowa przepaść sprawiła, że kompletnie straciłam do niego zapał, jednakże jeżeli najdzie cię ochota na kolejny, może równie interesujący, daj znać, z pewnością nad czymś pomyślimy.]

    Luke

    OdpowiedzUsuń
  97. [Scorp taki śliczny, chcę wątek. *-*]

    Anastasia.

    OdpowiedzUsuń
  98. [To może postawię na Scorpiusa skoro są kuzynostwem. Tylko odezwę się jutro. Dziś mam kiepską kondycję jeśli chodzi o jakąkolwiek formę aktywności psychicznej :).]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  99. [Dzień bez Scorpiusa jest dniem straconym, więc bez wątku się nie obędzie <33]

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  100. [Okej. Są kuzynami, więc powinno to ułatwić sprawę :) Powodzenia w wymyślaniu.]

    A. K. Greengrass

    OdpowiedzUsuń
  101. Bellamy czuł się zażenowany jak nigdy dotąd. Dobra okej, po nocy na strychu było zdecydowanie gorzej. Ale do tego nie chciał wracać. Przydałoby się jakieś zaklęcie wymazujące część pamięci. Zapomniałby o Ognistej, zapomniałby o jednorożcu i zapomniałby o Scorpiusie. Tak. To byłoby najlepsze rozwiązanie. Wtedy już nikt nie manipulowałby biciem jego serca. Byłby już do końca życia człowiekiem, który nie zwraca uwagi na kogokolwiek innego i jego jedynym planem na przyszłość byłoby pilnowanie swojej tajemnicy.
    - W porządku – bąknął cicho, opierając policzek na dłoni i spoglądając na Scorpiusa jednym okiem. Przygryzał nerwowo wnętrze policzka, próbując pozbyć się dziwnego wrażenia, że powinien zaspać na tę lekcję. Nic by się przecież nie stało, prawda?
    Czasami zastanawiał się, po kiego gumochłona zadawał się z Scorpem i resztą. Przecież nie mieli ze sobą praktycznie nic wspólnego poza Ognistą. Czy Ognista jest wystarczającym powodem do przyjaźni? Raczej nie. Trzech ślizgonów i jeden gryfon. Był ich maskotką. Niewinnym Bellamy’m z praktycznie zerową ilością nienawiści w swoim jakże czystym, dumnym serduszku. Miał wrażenie, że przez jego dziecinny wygląd i odrobinę dziwaczne zachowania nikt w towarzystwie nie traktuje go poważnie. Czy to miało w ogóle sens?
    Niezaprzeczalnie coś przyciągało go do Scorpiusa i choć wiedział, że tak nie powinno być, nie potrafił z tym walczyć. Czasami próbował się oszukać, że ma go głęboko gdzieś i nie musi w ogóle na niego patrzeć, ale potem uświadamiał sobie, że to idiotyczne, bo i tak w to nie uwierzy.
    Zakrztusił się nagle, słysząc słowa Scorpa. Powietrze w niewielkich, praktycznie minimalnych ilościach docierało do jego ściśniętych w boleści płuc. A wszystko przez źle przełkniętą ślinę. Kto by pomyślał, że można umrzeć przez zaskoczenie? Kaszlał przez chwilę.
    - Musiałeś zapytać o to, akurat teraz?! – krzyknął szeptem, a w jego głosie pobrzmiewało oburzenie zmieszane z przerażeniem i zażenowaniem. Jęknął cicho, chowając twarz w dużych jak na tak drobną osóbkę dłoniach. Chciał ukryć się, przed ciekawskimi spojrzeniami kolegów z klasy i przed Scorpiusem. Jego policzki płynęły, a jabłko Adama poruszało się nerwowo na szyi. – Chyba sobie odpuszczę ten krawat – bąknął nagle, choć nie był pewien, czy Scorpius go zrozumiał.

    Bellamy, który za ludową cholerę nie pamięta, co się stało z jego krawatem

    OdpowiedzUsuń
  102. [Można spróbować, nie zaszkodzi. W sumie nawet ciekawy pomysł.

    Jedna mała uwaga: Malfoy w każdym przypadku odmienia się bez apostrofu. Malfoyem, Malfoya itp. ;)]

    Emlyn

    OdpowiedzUsuń
  103. [Jeśli zaczniesz, to będzie mi niezmiernie miło, ale jeśli nie, to daj znać, mogę to zrobić.

    Nie chcę się wymądrzać, mogę się mylić, ale wydaje mi się, że akurat w tym przypadku mam rację. ;)]

    Emlyn

    OdpowiedzUsuń
  104. [Wiesz, równie dobrze to ja mogę nie mieć racji, wiele razy już mi się coś wydawało, a prawda była inna. ;P

    To będę czekać cierpliwie.]

    Emlyn

    OdpowiedzUsuń
  105. [ No to może tym razem sparujemy pana Krzysztofa ze Scorpusiem? Skoro Willa i Doriana już mamy obgadanych?
    Wiesz co, może to będzie głupie, ale niechże się wreszcie wypowiem.

    Co ty na to, by Scorpius dostał zadanie od tatusia, które polega na tym, by zdobył christopherowy autograf, lub też ściągnął basistę lubianego zespołu na obiad? Draco Malfoy, zbyt dumny, by zapytać wprost, i jego syn, równie owijający potrzeby w bawełnę. No chyba, że Scorpius padł daleko od jabłoni. Lub też Draco nigdy nie miałby takiej potrzeby.
    Mógłby to być początek przyjaźni między nimi. A jeśli nie przyjaźni, to jakichś milusińskich zdarzeń.

    Pisz, co myślisz. To zdecydowanie najbardziej składne ze wszystkich moich pomysłów co do relacji tej dwójki.
    Kocham ]

    C. Newell

    OdpowiedzUsuń
  106. [ Wróciłam po długim urlopie. Zaczynamy wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  107. [Powracam z urlopu, możemy szaleć. Co do elementu ze Scorpem zakochanym w Albusie, to ja jestem oczywiście za. Wymyślamy coś? Masz pomysły jakiekolwiek? D:]

    Kochająca autorka Albusa <3

    OdpowiedzUsuń
  108. [Zróbmy coś szalonego. Na przykład niech się upiją i Scorpius pocałuje Albusa, bo nie będzie wiedział, co robi. Będzie drama i dużo niedopowiedzeń. Heu heu. Może Al będzie tak pijany, że też coś tam tego, a potem będzie tego żałował XD]

    Kochający Albus

    OdpowiedzUsuń
  109. [Nie, żeby coś, ale właśnie odkryłam, że Blondasek jest w tym samym dormitorium co Moczymorda :D ]

    OdpowiedzUsuń
  110. [W takim razie przypada Co zaszczyt zaczęcia. Też Cię kocham! <3]

    OdpowiedzUsuń
  111. [Fajny ten Twój mały Malfoy, Abigail z chęcią podejmie się próby utemperowania jego charakterku (co jej pewnie nie wyjdzie, ale cóż) :D]

    OdpowiedzUsuń
  112. Jego relacja ze Scorpiusem była dość specyficzna. Z jednej strony coś ich do siebie przyciągało, a z drugiej byli jak ogień i woda. Szczerze mówiąc, Malfoy działał Potterowi na nerwy tak często, jak tylko się dało, a mimo to spędzanie z nim czasu stanowiło przyjemną odskocznię od wszystkich jego problemów. Ten dzień jednak chłopak spędzał we względnym spokoju. Siedział w dormitorium , próbując znaleźć sobie coś do roboty, a jako że skradzione z działu ksiąg zakazanych książki o czarnej magii niebezpiecznie było czytać przy znajomych z rocznika, postanowił (w końcu!) odrobić zadanie domowe z eliksirów. Gdy wreszcie nadszedł czas błogiego nic nie robienia, uśmiechnął się sam do siebie, po czym położył się na łóżku do góry brzuchem. Potrzebował odpoczynku od wszystkiego. Od koszmarów, od otaczających go ludzi, od upierdliwych nauczycieli oraz od swoich cholernych współlokatorów, którzy zamiast iść spać, rozmawiali o wszystkim, co im ślina na język przyniosła.
    – Albus, co sądzisz o Trinny Minger? – spytał jeden z obecnych w pokoju Ślizgonów, obrzucając Pottera zaciekawionym spojrzeniem.
    – Jest ładna – odpowiedział krótko, przypominając sobie twarz Puchonki oraz jej sprężyste blond loki sięgające prawie do ramion. – Chociaż mogłaby zmienić oprawki – dodał po chwili milczenia.
    – I nie być z Hufflepuffu – warknął Mark. – Założę się, że jest tak samo tępa, jak wszyscy pozostali z jej domu.
    Albus westchnął cicho, przewracając oczami. Jedną z poważnych wad domu węża było to, że bardzo wielu jego wychowanków dyskryminowało inne. Sam Potter nigdy nie miał nic przeciwko mugolakom, mugolom, charłakom czy po prostu osobom niewywodzącym się z czystokrwistych rodów. Nie chciał mieszać się w nadciągającą dyskusję, więc postanowił po prostu wyjść z pokoju i znaleźć sobie inne zajęcie, ale nie zdążył, bo w tym momencie drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem. Chłopak popatrzył w stronę stojącego w progu dobrze znanego mu osobnika.
    – Też miło cię widzieć – powiedział, starając się nie zwracać uwagi na podśmiewywania swoich współlokatorów. – I tak wychodziłem – stwierdził, po czym wstał i ruszył w stronę wyjścia, po drodze rzucając luźno: – Scorp, Trinny Minger dobrze całuje, mimo że jest Puchonką, tak?
    Miał to być tylko żart, który, miał nadzieję, Scorpius załapie, jednak Albus wcale by się nie zdziwił, jakby okazało się, że Malfoy naprawdę całował się z Trinny. Nigdy nic nie wiadomo.

    Albus

    OdpowiedzUsuń
  113. [ Lerman ma branie, cóż poradzić :D A w sumie nie wiem, czy ma tą Mapę, może mieć, będzie ciekawiej. Jak jest chęć na wątek, to ja oczywiście się zgłaszam, Dorian czy Scorpius, nie wiem, zależy, na kogo mamy pomysł :D Mogą być nawet oboje, bo się zakochałam. ]

    James Potter

    OdpowiedzUsuń
  114. [Wybieram Scorpiusa, jeśli można, bo mam nawet pomysł. Znaczy, taki zarys jakby - Malfoy i Potter to, jak każdy wie, mieszanka wybuchowa. Ponadto Scorpius sam w sobie jest chyba taką mieszanką, więc może być bardzo ciekawie. Preferowałabym udział Ognistej Whisky, bo pijani Ślizgoni to fajni Ślizgoni, krótko mówiąc. Piszesz się? Możemy jeszcze wykombinować coś głębszego, 44261124 daję tu gg na wszelki wypadek]

    James

    OdpowiedzUsuń
  115. Każda okazja do wypicia Ognistej jest dobra. Każda. Nawet, jeśli kolejnego dnia dopada kac tak wielki, że ma się ochotę walić głową w ścianę. Pod wpływem alkoholu wszystkie problemy znikają, zostaje tylko niezwykle kolorowy i migotliwy świat pełen szczęścia. Może dlatego pijane osoby co chwilę wybuchają śmiechem. Świat jest po prostu wtedy taki zabawny. Dla Jamesa Pottera takie odczucia w stanie trzeźwości to niemal niemożliwość, dlatego Ognista Whisky to jego przyjaciel na dobre i na złe. Jesteś pieprzonym Potterem? Wypij! Twoje życie układa się zaskakująco dobrze? Wypij!
    Wygrałeś mecz quidditcha? Och, James, naprawdę musisz za to wypić. Tu i teraz.
    - Gratulacje, stary, ten manewr wtedy, mistrzostwo... - kolejny pijany kolega klepnął go po ramieniu, bełkocząc gratulacje (które już kilka razy mu składał).
    - Ta - James westchnął ciężko. - Dzięki.
    Nie miał ochoty na wdawanie się w dyskusje. Miał ochotę się upić, ale nie sam, a wszyscy jego towarzysze albo spali na podłodze, albo wymiotowali. Słabe głowy, cóż za pech. A on był dopiero ledwo wstawiony. Naprawdę nie podobał mu się taki obrót spraw.
    - Czy jest tu jeszcze ktoś, kto nie zasypia po dwóch szotach Ognistej? - zawołał, wznosząc ręce ku górze. - Nie preferuję też zwracania trunków. Kto tutaj umie zdrowo się upić?

    [mam nadzieję, że nie zepsułam rozpoczęcia tak pięknej historii]

    James

    OdpowiedzUsuń
  116. Gdy usłyszał odpowiedź Scorpiusa, jego dłoń sama powędrowała ku twarzy w geście załamania. Czasami zastanawiał się, jak to było, że Malfoy naprawdę nie przejmuje się kompletnie niczym dookoła. Westchnął cicho, nie mówiąc już nic więcej i tylko wsłuchując się w ryk jego śmiejących się współlokatorów. Nie miał jednak czasu na dłuższe wyrażanie dezaprobaty, bo jego przyjaciel wypchnął go z dormitorium, wielce zadowolony z siebie.
    Księżniczko?
    Nie zdążył nawet zaoponować, bo został brutalnie wypchnięty z dormitorium. Popatrzył na Scorpiusa i westchnął cicho. Nigdy nie przeszkadzało mu uzależnienie jego często bezmyślnego przyjaciela od Ognistej, aczkolwiek ostatnio Albus zaczął zauważać, ze trunek naprawdę zaczął Malfoyowi wypalać mózg. Pokręcił jedynie głową, ruszając na Scorpiusem w stronę jego dormitorium.
    – Ostatnio twoja wątroba tak bardzo nie wyrabia, że to ciebie musiałem zbierać z podłogi – powiedział bez ogródek, patrząc na niemalże obrażoną minę blondyna. – I co tak patrzysz? Będę ci to wypominał za każdym razem, jak będziesz szedł pić.
    Pominął fakt, że Albus zwykle towarzyszył libacjom Scorpiusa. Fakt faktem, pił od niego znacznie rzadziej, jednak krycie się przed szkolnym personelem poszukującym źródła hałasu w środku nocy wcale nie było mu obce.
    Teraz jednak musiał przyznać, że miał ochotę się napić. Nie myśleć, zapomnieć, ponieść się chwili… Tak, wszystko było dla niego zbyt przytłaczające, a wykrzywiająca twarz Ognista odbierała wszystkie smutki i zabierała je daleko na kilka dobrych godzin. Albus nie był typem imprezowicza, jednak nie należał również do tych wiecznie grzecznych i niegrzeszących uczniów, którzy zwykle nosili na piersiach odznaki prefekta. Och, nie, Potter lubił łamać szkolny regulamin. Wykradać zakazane książki, włamywać się do różnych miejsc w Hogwarcie, wychodzić na błonia w środku nocy…
    Dziś jednak nie miał zamiaru robić ani jednej z tych rzeczy. Dziś miał zamiar zatruć swoją wątrobę, by jutrzejszego dnia odchorować noc w łóżku. Ewentualnie w skrzydle szpitalnym, ale tego wolał uniknąć.
    Gdy doszli do dormitorium Scorpiusa, posłał mu zniecierpliwione spojrzenie. Przecież nie będą pić na korytarzu! Spojrzał w stronę drzwi. Miał nadzieję, że Malfoy nie pospraszał do swojego pokoju całego Hogwartu.

    Zniecierpliwiony i wiecznie marudny Albus

    OdpowiedzUsuń
  117. James nigdy nie dzielił się z rodzicami tym, z kim się kumpluje. Ich to chyba aż tak bardzo nie interesowało, dopóki pewnego dnia nie dostali listu od jednego z nauczycieli, który poczuł się zobowiązany do poinformowania ich o małym wybryku starszego Pottera. Że niby wraz z Malfoyem próbowali przemycić do Pokoju Wspólnego alkohol, bla bla bla. Ojciec się trochę wkurzył, nawet nie z powodu samego wybryku, ale raczej towarzysza, którego wybrał sobie James. Scorpius Malfoy, syn jednego z wrógów numer jeden Harry'ego Pottera. Ginny Potter była bardzo rozbawiona, aczkolwiek starała się utrzymać poważną i surową minę. James nie mógł przestać się śmiać. I bynajmniej nie miał zamiaru rezygnować z najlepszego towarzysza pijackich zabaw.
    - Żadne wyzwanie, Malfoy - wymamrotał, obracając butelkę w dłoniach. - Chcę przeżyć dzisiejszą noc. Rywalizacja przy alkoholu nie jest zdrowa. Ale musimy się razem upić, stary. Oni wszyscy już pozdychali.
    Wskazał bliżej nieokreślonym ruchem na Pokój Wspólny zasłany uśpionymi Ślizgonami.
    - Ale wiesz gdzie jest problem? - pociągnął łyka z butelki. - Ognista się kończy. Katastrofa.
    Brak alkoholu oznaczał przespaną noc. A to nie był plan Jamesa. Spojrzał lekko zamglonym wzrokiem na Malfoya i zmarszczył brwi.
    - Masz jakiś pomysł, Scorpi?

    [Pijacka przygoda, level: 2]

    OdpowiedzUsuń