- Harrison, masz niedojebanie mózgowe. Serio mówię. Bellamy zmierzył przyjaciela spojrzeniem, gdy ten narzucał skórzaną kurtkę na plecy i gotował się do wyjścia w zimotę. Matt oparł Martensa o skrzynię i zaczął zawiązywać sznurówki, ignorując w jakimś stopniu gadanie Sama. - Daj spokój, stary. To tylko spacer. Jeśli nie okażą się wilkołakami, to wrócę przed jedenastą – odparł Gryfon nieco zirytowany tym marudzeniem. - Tak sądzę… - dodał mniej pewnie, łapiąc jeszcze bandanę i machając rozwalonemu na wyrze Samuelowi. Harrison zawiązał chustkę pod szyją i zbiegł po schodach, nie zatrzymując się, aż do dziedzińca, gdzie miał się spotkać z Prim. Spotkał jakieś parę osób na krzyż, które wyglądały na średnio zadowolone z pogody. Trochę pizgało, prawda, ale już trudno. Gdyby przestało tak cholernie wiać, byłoby całkiem znośnie. Podśpiewując sobie Smooth Criminal, Matt zaczął chodzić w tę i z powrotem po krużgankach, by chociaż w jakimś stopniu zniwelować zimno. W pewnym momencie naprzeciwko niego wyszedł nie kto inny, a sam opiekun Slytherinu, który zmierzył go zmrużonymi oczami. Chłopak tylko mu kiwnął i rzucił: - Co słychać? Gdy mężczyzna odszedł zdegustowany, Harrison zdał sobie sprawę, że już jest dziesięć minut po czasie, a po rudowłosej ani śladu. Poskakał jeszcze pięć minut, aż stwierdził, że trzeba wracać. Odwrócił się, a chwilę potem usłyszał wołanie.
- Emma proszę cię, oddaj mi ten szalik — Prim błagalnie spojrzała na dumnie stojącą przed nią koleżankę, a zaraz po tym na zegarek, który akurat wskazał godzinę, o której miała spotkać się z Mattem. Uśmiechnęła się jeszcze do dziewczyny, która chyba wreszcie skończyła głosić kazanie o tym z kim powinna się spotykać, a kogo unikać i łaskawie oddała rudowłosej jej własność. - Dziękuje — rzuciła, szczelnie otulając się szalikiem i podchodząc do drzwi - Za to, że wreszcie się przymknęłaś — dodała i w zawrotnym tempie wybiegła z dormitorium, a następnie z Pokoju Wspólnego. Na korytarzu wpadła na kilka osób, ale niezbyt się tym przejęła i większości nawet nie raczyła przeprosić. Sama przed sobą tłumaczyła się tym, że wzywa ją ważne zadanie, którego ona przecież nie mogła zepsuć. Była dokładnie piętnaście minut spóźniona, ale nadal kręcącego się po dziedzińcu Harrisona zauważyła od razu po wyjściu z zamku. - Matt, jestem! - krzyknęła i przyśpieszyła kroku, co nie było najlepszym pomysłem, bo schody pokryte świeżym lodem okazały się bardzo zdradzieckie. W momencie, gdy chłopak się odwrócił, ona wylądowała tyłkiem na jednym ze stopni. - Bliźniaczek jeszcze nie ma? - mruknęła, gdy się podniosła, a Harrison, który nawet nie próbował się nie śmiać, podszedł do niej. - To było zamierzone, jak coś — dodała jeszcze, otrzepując kurtkę.
W zasadzie wcale nie miała ochoty wybierać się na żaden spacer pojednawczy ze swoją jedną siostrą, drugą siostrą i facetem tej pierwszej. Zakładała, że ta dwójka będzie się obściskiwać, a ona i Hope będą stały i patrzyły - z obrzydzeniem (Faith) i zawstydzeniem (Hope). Westchnęła ciężko, nabierając garściami cukierki i pakując je do kieszeni czarnego płaszcza. Po chwili namysłu wzięła jeszcze pudełko czekoladek, w tym jedną odpakowała i zaczęła przeżuwać, jednocześnie owijając szyję szalikiem i maszerując korytarzem w umówione miejsce. Nie spieszyła się zbytnio. Wychodziła z założenia, że im intensywniej okaże swoje znudzenie i totalny brak zainteresowania spacerkiem, oraz chęci wychodzenia w taki mróz, tym łatwiej Primrose zrozumie, że nie ma sensu tego ciągnąć. Nie wiedziała, dlaczego tak zależy jej na zacieśnianiu rodzinnych więzi, zwłaszcza, że każda próba kończyła się jej i Hope kłótnią. - Cześć, dupki - rzuciła na powitanie swojej siostrze, która otrzepywała spodnie ze śniegu i roześmianemu Harrisonowi. Stanęła, przyjmując znudzoną pozycję, taką z opieraniem się o ścianę i teatralnym przewracaniem oczami, wciąż gryząc czekoladowy batonik. - Hope się spóźnia, ojej - stwierdziła ironicznie, zerkając na starszą siostrę i oczekując czegoś na kształt karcącego spojrzenia. Primrose najbardziej z całej rodziny zależało, żeby bliźniaczki były w dobrych stosunkach, no ale błagam, przecież sama niechętnie odnosiła się do drugiego brata, więc czy mogła im dyktować, jak mają postępować ze sobą nawzajem? Westchnęła po raz kolejny, spodziewając się nieuniknionego kazania o szkodliwości wychodzenia na mróz bez czapki, i przymknęła oczy. Czekoladka się skończyła, a Faith miała wrażenie, że zaraz umrze z gorąca w swoim ciepłym płaszczyku. - No i gdzie ona jest, do cholery?
Hope nie była pewna, czy przypadkiem nie udać chorej i nie zostać w dormitorium. Tam czułaby się o wiele bezpieczniej, zwłaszcza, że większość uczniów wyszła odwiedzić Hogsmeade, więc miałaby prawie cały Pokój Wspólny dla siebie. I zdecydowanie przekładała czytanie dobrej książki przed kominkiem, z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach i kocem na kolanach, niż wychodzenie na piekielne zimno z siostrą, która jej matkowała, bliźniaczką, która jej nie lubiła i chłopakiem, który potwornie ją onieśmielał. Właściwie, poza Hyunem, większość płci męskiej była dla niej onieśmielająca. Bała się podejść, zagadać, zrobić cokolwiek, bo czuła się przy nich taka mała i bezbronna, jakby mogli zgnieść ją jednym palcem. Wsunęła ręce w rękawy płaszcza, upewniła się, że w kokonie z szalika na jej szyi nie zieje żadna dziura, a rękawiczki są bezpieczne w kieszeniach, po czym odetchnęła głęboko parę razy i wyszła z dormitorium. Idąc korytarzem opuściła głowę najniżej jak się da, chcąc uniknąć zainteresowanych spojrzeń. Widziała tylko swoje buty i kawałek podłogi, który akurat przemierzała. Od czasu do czasu podnosiła wzrok wyżej, chcąc się upewnić, że na jej drodze nikt nie stoi. Na szczęście nie spotkała zbyt wielu przechodzących uczniów - dotarła do miejsca spotkania i przystanęła za rogiem, chcąc się uspokoić, zanim do nich podejdzie. Już docierał do niej poirytowany, znudzony głos Faith, narzekającej na jej spóźnienie i nieco wyszydzającej owy fakt. Sprawiło to, że dziewczynka zdenerwowała się jeszcze bardziej - wiedziała, że kiedy pokaże im się na oczy, złośliwe komentarze siostry jej nie ominą. A jeśli Rose spróbuje się wtrącić, starsza bliźniaczka "porozmawia sobie" z młodszą później, dokuczając jej jeszcze bardziej i wyzywając od życiowych ciamajd. - Cześć - powiedziała w końcu cicho, niepewnie wysuwając się zza ściany.
Może faktycznie coś głupiego było w pomyśle stawania między trzema siostrami. Jednak gdy Prim poprosiła go o wsparcie i pomoc w tej sprawie, nie mógł odmówić. W końcu przyjaciół się nie zostawia. Harrison przejechał spojrzeniem po trzech niemalże identycznych twarzach dziewczyn i gdyby nie wzrost Primrose, grymas niezadowolenia Faith i spuszczona głowa Hope – nie miałby szans w konkursie Która Oberlin to ta Oberlin. Czasem zastanawiał się jak to jest mieć brata bliźniaka, ale podejście tej średniej do sprawy, jakoś niszczyło mu wzgląd na tę sytuację. Zamiast bezczynnego stania niemal od razu wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę fajek i wyciągnął ją w stronę Prim. Małolatów nie miał zamiaru częstować. Raz że po prostu były za młode, dwa że to zwyczajnie nie przystoi, a trzy i tak pewnie dostałby od najstarszej z sióstr, że nie tylko ją, ale demoralizuje całą jej rodzinę. W jakiejś dziwnej siostrzanej solidarności Prim odmówiła, więc Harrison wzruszył ramionami i odpalił jednego papierosa. Oparł się tyłkiem o wnękę krużganków i czekał na coś w stylu A teraz porozmawiajmy jak dorośli. Na spacerze. było to całkiem ciekawe doświadczenie z racji tego, że z Elody nigdy takich problemów nie miał. Jedynym takim był jej słaby gust co do płci męskiej. O, Bożeno jak on się napracował, żeby wybić jej tych kretynów z głowy. Teraz czekało go coś innego – koreańska odmiana yakuzy. Prim szturchnęła go w ramię, czyli spacerek czas zacząć. Ciekawe czy Bellamy miał rację i właśnie wdepnął w kupę…
- Cześć — odpowiedziała, dokładnie przyglądając się stojącej przed nią Faith, która nie zważając na nic jadła swój batonik. Primrose była pewna, że nawet gdyby się waliło, paliło czy wybuchła czwarta wojna stałaby ona tak nadal, obdarzała wszystkich olewającym spojrzeniem i jeszcze wolniej gryzła. - Ty też się spóźniłaś — rzuciła, ignorując ironiczny ton Faith i rozglądając się za młodszą bliźniaczką. - Zresztą dziś tylko Matt był punktualny, zdarza się — dodała, powoli schodząc po pozostałych schodkach i w międzyczasie mrucząc pod nosem na tyle głośno, aby siostra usłyszała, ale nie czepiała się, że robi jej wstyd przed wszystkimi: nie cwaniakuj i uważaj na słowa. Wtedy zza ściany wreszcie wyłoniła się jeszcze bledsza niż normalnie - Hope, do której Puchonka od razu się uśmiechnęła. - Jesteś wreszcie, już myślałam, że nie przyjdziesz — powiedziała, gdy dziewczynka stanęła niedaleko swojej bliźniaczki, jak zawsze zachowując dystans. Właśnie to dziwiło Primrose, ta realna odległość między nimi, która z roku na rok coraz bardziej się powiększała. Posłała Mattowi znaczące spojrzenie i pokręciła głową, gdy ten, jak gdyby nigdy nic wyciągnął do niej paczkę papierosów, najwidoczniej zapominając o wskazówkach, których wcześniej mu udzieliła. - Faith nawet o tym nie myśl, dobra? - rzuciła, wiedząc, że jeśli Harrison tylko wyciągnąłby paczkę w kierunku starszej bliźniaczki ta przed wzięciem papierosa, nie wahałaby się ani sekundy, a nawet jeśli ten początkowo nie chciał jej go dać, dziewczyna potrafiła być bardzo przekonująca. - Świetna pogoda nam się trafiła, może zaraz nawet zacznie prószyć śnieg — powiedziała z przekąsem, poprawiając czapkę. - Ale nie ma co tracić czasu, więc chodźmy — ruszyła w kierunku jeziora, myśląc, że i Matt, i Wiewiórki podążą za nią.
- Mhm - mruknęła tylko, jednocześnie mrugając do Matta, chociaż zdawała sobie sprawę, że i chłopak uzna ją za zbyt młodą, a poza tym pewnie zastosuje się do idiotycznego zarządzenia Prim. Przewróciła oczami, usłyszawszy komendę siostry. Nie uśmiechało jej się nigdzie iść: nie w tym towarzystwie, nie przy tej pogodzie; było zimno, wiał paskudny wiatr i śnieg nie poprawiłby z całą pewnością tej marnej sytuacji. Powlokła się za nimi niechętnie, wyciągając z kieszeni garść cukierków i wrzucając sobie je wszystkie do ust. Landrynki smakowały jej i działały kojąco na nerwy. Kiedy zrobiły się nieco cieńsze, zaczęła je rozgryzać, dobrze wiedząc, jak irytuje to Hope, i od czasu do czasu zerkała na nią z tlącą się w oczach złośliwością. - Dokąd w ogóle idziemy? - Spytała niechętnie, połykając w końcu okruszki cukierków i natychmiast wyciągając z drugiej kieszeni kolejnego batonika. Mogła jeść i jeść, wcale od tego nie tyła - jedynym skutkiem ubocznym było, że przeznaczała większość kieszonkowego na słodycze i tego typu sprawy. Wiatr wiał tak mocno, że włosy ciągle zasłaniały jej oczy i nie widziała, gdzie idzie. Nudziła ją ta cała wycieczka, była podenerwowana i zmarznięta, a do tego musiała znosić obecność młodszej bliźniaczki, za którą - prawdę powiedziawszy - ani trochę nie przepadała. Irytowała ją swoim delikatnym sposobem bycia, jak i tym, że miała zbyt kruche cztery litery, by sprawnie przejść przez życie; tak , żeby rozpychać się łokciami i walczyć o swoje. Nie, Hope była na to wszystko za miękka, za bardzo ciapowata i przede wszystkim - wbrew temu, co próbowała sobą reprezentować, było wiadomo, że liczy na jakąś pomoc. - Ej, orientuj się! - Zawołała do niej Faith, celując w plecy bliźniaczki sporą, śniegową kulką.
Nie lubiła, kiedy Faith była w takim nastroju, bo to oznaczało, że zamiast wspólnego, mile spędzonego czasu - w miarę możliwości - bliźniaczka będzie się na niej wyżywać i wyładowywać nieskończone pokłady energii. Nie miała pojęcia, skąd Ognik je czerpie - ona sama nigdy nie byłaby w stanie tak szaleć przez cały dzień, a w dodatku potem włóczyć się po Zamku w nocy. A jednak Faith to właśnie robiła, jej zadaniem było tylko dopilnowanie, by nikt inny się o tym nie dowiedział. A zwłaszcza Rose. Hope westchnęła, wlokąc się noga za nogą za siostrą i Mattem, którzy pogrążyli się w rozmowie i nie zwracali na nich uwagi. Gdyby tak może... zawrócić? Spojrzała za siebie, za oddalający się Zamek i spuściła głowę w dół. Wiedziała, że nie odważyłaby się narazić siostry na stres związany z poszukiwaniami. Poza tym Faith na pewno zaraz by ją wydała. - Ej, orientuj się! - Dobiegły ją właśnie słowa rudej, chwilę przed tym, zanim coś twardego i sporego trafiło ją w plecy. Hope upadła twarzą wprost na śnieg, nie zdążywszy wyjąć rąk z kieszeni, gdzie wsunęła je, by nie marzły. Boleśnie uderzyła kością policzkową i kolanami o twardy, ubity śnieg, słysząc w tle głośny śmiech Faith i okrzyk przerażenia starszej siostry, a potem szybki tupot nóg, przybliżający się do niej. Wyciągnęła ręce z kieszeni i powoli zaczęła się podnosić. Miała wrażenie, że spodnie na kolanie moczy jej coś ciepłego i rzeczywiście - spojrzawszy na nie ujrzała plamę krwi. Zrobiło jej się niedobrze.
Matt machnął brwiami, widząc to spojrzenie Faith, które mu posłała, gdy chował paczkę papierosów. Jeśli naprawdę ta mała paliła, to nie zdziwił się, gdy wyciągnęła zapas cuksów i zaczęła je sobie wrzucać garściami do ust. Pokręcił głową, dziękując Bogu za to, że nie ma aż takich problemów z Elody. Wsunął wolną dłoń w kieszeń skóry i zerknął na Prim, mrużąc przy tym oczy, by nie dać się oślepić białemu śniegowi. - Masz jakiś plan na nie? – spytał, spodziewając się odpowiedzi negatywnej. Z tego co widział, Faith ani trochę nie zamierzała współpracować, a gdy chociażby patrzył w stronę Hope, ta chciała ewidentnie zapaść się pod ziemię. – Przynajmniej się nie nudzisz. Przystanęli, słysząc za sobą cichy pisk. Matthew musiał stłumić wybuch śmiechu, gdy Faith cisnęła śnieżką prosto w plecy swojej bliźniaczki. Jednak potem Prim wrzasnęła i pobiegła do drugiej dziewczynki, a jemu zrzedła mina. Czy tutaj wszyscy musieli być tacy poważni? Spojrzał wpierw na chichoczącą Faith, a potem na Hope i Primrose. Co mu szkodziło? Wsadził papierosa w usta i kucnął, zagarniając obiema dłońmi śnieg. Szybko ulepił z nich porządną śnieżkę i cisnął nią prosto w stronę wrednego rudzielca. Trafił ją prosto w twarz, a chichot umilkł tak nagle jak się pojawił. Najstarsza z Oberlinek rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, jednak po chwili i ona dostała w ramię puszystym śniegiem. Miał nadzieję, że pomysł wypali. Chociaż Wredne Wiewióry mogły to różnie odebrać...
Primrose nie miała nawet szans na opisanie Mattowi i bliźniaczką planów, które miała na dzisiejsze popołudnie, bo akurat w momencie, gdy rozentuzjazmowana wreszcie chciała zacząć mówić, Faith wybuchła głośnym śmiechem. Odwróciła się więc do Gryfonki, ale po tym, co zobaczyła, jej nastrój momentalnie uległ gwałtownej zmianie. Hope w zasadzie wyglądała śmiesznie, gdy leżała tak w tej zaspie i dziewczyna była przekonana, że nic jej się nie stało, i nie ma co przesadzać, ale sprawiedliwości przynajmniej tym razem musiało stać się zadość. - Faaaith! - krzyknęła zaraz po tym, jak podbiegła do młodszej bliźniaczki i pomogła jej wstać. Ta nie skarżyła się na krwawiące kolano, ale bladość i grymas na jej twarzy świadczyły same za siebie. Gdy sprawczyni zamieszania dostała śnieżką w twarz i chyba przez chwile nie wiedziała, co się dzieje, Primrose miała jeszcze większą ochotę wybuchnąć śmiechem niż przed chwilą, zachowała jednak względną powagę i schowała tylko twarz w szalik. Wtedy sama dostała w ramię, a po chwili posłała zabójcze spojrzenie perfidnie uśmiechającemu się Mattowi. Chciał wojny to będzie ją miał. Zaczęła zgarniać śnieg, chcąc odwdzięczyć się chłopakowi, jednak gdy spojrzała na wciąż nienaturalnie bladą Hope mimowolnie odskoczyła i stanęła pomiędzy dwójką Gryfonów. - Koniec! Pobawicie się później, a teraz trzee... - nie dokończyła, bo śnieżna kula trafiła ją prosto w twarz.
- Harrison, masz niedojebanie mózgowe. Serio mówię.
OdpowiedzUsuńBellamy zmierzył przyjaciela spojrzeniem, gdy ten narzucał skórzaną kurtkę na plecy i gotował się do wyjścia w zimotę. Matt oparł Martensa o skrzynię i zaczął zawiązywać sznurówki, ignorując w jakimś stopniu gadanie Sama.
- Daj spokój, stary. To tylko spacer. Jeśli nie okażą się wilkołakami, to wrócę przed jedenastą – odparł Gryfon nieco zirytowany tym marudzeniem. - Tak sądzę… - dodał mniej pewnie, łapiąc jeszcze bandanę i machając rozwalonemu na wyrze Samuelowi. Harrison zawiązał chustkę pod szyją i zbiegł po schodach, nie zatrzymując się, aż do dziedzińca, gdzie miał się spotkać z Prim. Spotkał jakieś parę osób na krzyż, które wyglądały na średnio zadowolone z pogody. Trochę pizgało, prawda, ale już trudno. Gdyby przestało tak cholernie wiać, byłoby całkiem znośnie. Podśpiewując sobie Smooth Criminal, Matt zaczął chodzić w tę i z powrotem po krużgankach, by chociaż w jakimś stopniu zniwelować zimno. W pewnym momencie naprzeciwko niego wyszedł nie kto inny, a sam opiekun Slytherinu, który zmierzył go zmrużonymi oczami. Chłopak tylko mu kiwnął i rzucił:
- Co słychać?
Gdy mężczyzna odszedł zdegustowany, Harrison zdał sobie sprawę, że już jest dziesięć minut po czasie, a po rudowłosej ani śladu. Poskakał jeszcze pięć minut, aż stwierdził, że trzeba wracać. Odwrócił się, a chwilę potem usłyszał wołanie.
- Emma proszę cię, oddaj mi ten szalik — Prim błagalnie spojrzała na dumnie stojącą przed nią koleżankę, a zaraz po tym na zegarek, który akurat wskazał godzinę, o której miała spotkać się z Mattem. Uśmiechnęła się jeszcze do dziewczyny, która chyba wreszcie skończyła głosić kazanie o tym z kim powinna się spotykać, a kogo unikać i łaskawie oddała rudowłosej jej własność.
OdpowiedzUsuń- Dziękuje — rzuciła, szczelnie otulając się szalikiem i podchodząc do drzwi - Za to, że wreszcie się przymknęłaś — dodała i w zawrotnym tempie wybiegła z dormitorium, a następnie z Pokoju Wspólnego. Na korytarzu wpadła na kilka osób, ale niezbyt się tym przejęła i większości nawet nie raczyła przeprosić. Sama przed sobą tłumaczyła się tym, że wzywa ją ważne zadanie, którego ona przecież nie mogła zepsuć. Była dokładnie piętnaście minut spóźniona, ale nadal kręcącego się po dziedzińcu Harrisona zauważyła od razu po wyjściu z zamku.
- Matt, jestem! - krzyknęła i przyśpieszyła kroku, co nie było najlepszym pomysłem, bo schody pokryte świeżym lodem okazały się bardzo zdradzieckie. W momencie, gdy chłopak się odwrócił, ona wylądowała tyłkiem na jednym ze stopni.
- Bliźniaczek jeszcze nie ma? - mruknęła, gdy się podniosła, a Harrison, który nawet nie próbował się nie śmiać, podszedł do niej. - To było zamierzone, jak coś — dodała jeszcze, otrzepując kurtkę.
W zasadzie wcale nie miała ochoty wybierać się na żaden spacer pojednawczy ze swoją jedną siostrą, drugą siostrą i facetem tej pierwszej. Zakładała, że ta dwójka będzie się obściskiwać, a ona i Hope będą stały i patrzyły - z obrzydzeniem (Faith) i zawstydzeniem (Hope). Westchnęła ciężko, nabierając garściami cukierki i pakując je do kieszeni czarnego płaszcza. Po chwili namysłu wzięła jeszcze pudełko czekoladek, w tym jedną odpakowała i zaczęła przeżuwać, jednocześnie owijając szyję szalikiem i maszerując korytarzem w umówione miejsce. Nie spieszyła się zbytnio. Wychodziła z założenia, że im intensywniej okaże swoje znudzenie i totalny brak zainteresowania spacerkiem, oraz chęci wychodzenia w taki mróz, tym łatwiej Primrose zrozumie, że nie ma sensu tego ciągnąć. Nie wiedziała, dlaczego tak zależy jej na zacieśnianiu rodzinnych więzi, zwłaszcza, że każda próba kończyła się jej i Hope kłótnią.
OdpowiedzUsuń- Cześć, dupki - rzuciła na powitanie swojej siostrze, która otrzepywała spodnie ze śniegu i roześmianemu Harrisonowi. Stanęła, przyjmując znudzoną pozycję, taką z opieraniem się o ścianę i teatralnym przewracaniem oczami, wciąż gryząc czekoladowy batonik. - Hope się spóźnia, ojej - stwierdziła ironicznie, zerkając na starszą siostrę i oczekując czegoś na kształt karcącego spojrzenia. Primrose najbardziej z całej rodziny zależało, żeby bliźniaczki były w dobrych stosunkach, no ale błagam, przecież sama niechętnie odnosiła się do drugiego brata, więc czy mogła im dyktować, jak mają postępować ze sobą nawzajem?
Westchnęła po raz kolejny, spodziewając się nieuniknionego kazania o szkodliwości wychodzenia na mróz bez czapki, i przymknęła oczy. Czekoladka się skończyła, a Faith miała wrażenie, że zaraz umrze z gorąca w swoim ciepłym płaszczyku.
- No i gdzie ona jest, do cholery?
Hope nie była pewna, czy przypadkiem nie udać chorej i nie zostać w dormitorium. Tam czułaby się o wiele bezpieczniej, zwłaszcza, że większość uczniów wyszła odwiedzić Hogsmeade, więc miałaby prawie cały Pokój Wspólny dla siebie. I zdecydowanie przekładała czytanie dobrej książki przed kominkiem, z kubkiem gorącej czekolady w dłoniach i kocem na kolanach, niż wychodzenie na piekielne zimno z siostrą, która jej matkowała, bliźniaczką, która jej nie lubiła i chłopakiem, który potwornie ją onieśmielał. Właściwie, poza Hyunem, większość płci męskiej była dla niej onieśmielająca. Bała się podejść, zagadać, zrobić cokolwiek, bo czuła się przy nich taka mała i bezbronna, jakby mogli zgnieść ją jednym palcem.
OdpowiedzUsuńWsunęła ręce w rękawy płaszcza, upewniła się, że w kokonie z szalika na jej szyi nie zieje żadna dziura, a rękawiczki są bezpieczne w kieszeniach, po czym odetchnęła głęboko parę razy i wyszła z dormitorium. Idąc korytarzem opuściła głowę najniżej jak się da, chcąc uniknąć zainteresowanych spojrzeń. Widziała tylko swoje buty i kawałek podłogi, który akurat przemierzała. Od czasu do czasu podnosiła wzrok wyżej, chcąc się upewnić, że na jej drodze nikt nie stoi. Na szczęście nie spotkała zbyt wielu przechodzących uczniów - dotarła do miejsca spotkania i przystanęła za rogiem, chcąc się uspokoić, zanim do nich podejdzie. Już docierał do niej poirytowany, znudzony głos Faith, narzekającej na jej spóźnienie i nieco wyszydzającej owy fakt. Sprawiło to, że dziewczynka zdenerwowała się jeszcze bardziej - wiedziała, że kiedy pokaże im się na oczy, złośliwe komentarze siostry jej nie ominą. A jeśli Rose spróbuje się wtrącić, starsza bliźniaczka "porozmawia sobie" z młodszą później, dokuczając jej jeszcze bardziej i wyzywając od życiowych ciamajd.
- Cześć - powiedziała w końcu cicho, niepewnie wysuwając się zza ściany.
Może faktycznie coś głupiego było w pomyśle stawania między trzema siostrami. Jednak gdy Prim poprosiła go o wsparcie i pomoc w tej sprawie, nie mógł odmówić. W końcu przyjaciół się nie zostawia. Harrison przejechał spojrzeniem po trzech niemalże identycznych twarzach dziewczyn i gdyby nie wzrost Primrose, grymas niezadowolenia Faith i spuszczona głowa Hope – nie miałby szans w konkursie Która Oberlin to ta Oberlin. Czasem zastanawiał się jak to jest mieć brata bliźniaka, ale podejście tej średniej do sprawy, jakoś niszczyło mu wzgląd na tę sytuację. Zamiast bezczynnego stania niemal od razu wyciągnął z tylnej kieszeni paczkę fajek i wyciągnął ją w stronę Prim. Małolatów nie miał zamiaru częstować. Raz że po prostu były za młode, dwa że to zwyczajnie nie przystoi, a trzy i tak pewnie dostałby od najstarszej z sióstr, że nie tylko ją, ale demoralizuje całą jej rodzinę. W jakiejś dziwnej siostrzanej solidarności Prim odmówiła, więc Harrison wzruszył ramionami i odpalił jednego papierosa. Oparł się tyłkiem o wnękę krużganków i czekał na coś w stylu A teraz porozmawiajmy jak dorośli. Na spacerze. było to całkiem ciekawe doświadczenie z racji tego, że z Elody nigdy takich problemów nie miał. Jedynym takim był jej słaby gust co do płci męskiej. O, Bożeno jak on się napracował, żeby wybić jej tych kretynów z głowy. Teraz czekało go coś innego – koreańska odmiana yakuzy. Prim szturchnęła go w ramię, czyli spacerek czas zacząć. Ciekawe czy Bellamy miał rację i właśnie wdepnął w kupę…
OdpowiedzUsuń- Cześć — odpowiedziała, dokładnie przyglądając się stojącej przed nią Faith, która nie zważając na nic jadła swój batonik. Primrose była pewna, że nawet gdyby się waliło, paliło czy wybuchła czwarta wojna stałaby ona tak nadal, obdarzała wszystkich olewającym spojrzeniem i jeszcze wolniej gryzła. - Ty też się spóźniłaś — rzuciła, ignorując ironiczny ton Faith i rozglądając się za młodszą bliźniaczką. - Zresztą dziś tylko Matt był punktualny, zdarza się — dodała, powoli schodząc po pozostałych schodkach i w międzyczasie mrucząc pod nosem na tyle głośno, aby siostra usłyszała, ale nie czepiała się, że robi jej wstyd przed wszystkimi: nie cwaniakuj i uważaj na słowa. Wtedy zza ściany wreszcie wyłoniła się jeszcze bledsza niż normalnie - Hope, do której Puchonka od razu się uśmiechnęła.
OdpowiedzUsuń- Jesteś wreszcie, już myślałam, że nie przyjdziesz — powiedziała, gdy dziewczynka stanęła niedaleko swojej bliźniaczki, jak zawsze zachowując dystans. Właśnie to dziwiło Primrose, ta realna odległość między nimi, która z roku na rok coraz bardziej się powiększała.
Posłała Mattowi znaczące spojrzenie i pokręciła głową, gdy ten, jak gdyby nigdy nic wyciągnął do niej paczkę papierosów, najwidoczniej zapominając o wskazówkach, których wcześniej mu udzieliła.
- Faith nawet o tym nie myśl, dobra? - rzuciła, wiedząc, że jeśli Harrison tylko wyciągnąłby paczkę w kierunku starszej bliźniaczki ta przed wzięciem papierosa, nie wahałaby się ani sekundy, a nawet jeśli ten początkowo nie chciał jej go dać, dziewczyna potrafiła być bardzo przekonująca.
- Świetna pogoda nam się trafiła, może zaraz nawet zacznie prószyć śnieg — powiedziała z przekąsem, poprawiając czapkę. - Ale nie ma co tracić czasu, więc chodźmy — ruszyła w kierunku jeziora, myśląc, że i Matt, i Wiewiórki podążą za nią.
- Mhm - mruknęła tylko, jednocześnie mrugając do Matta, chociaż zdawała sobie sprawę, że i chłopak uzna ją za zbyt młodą, a poza tym pewnie zastosuje się do idiotycznego zarządzenia Prim. Przewróciła oczami, usłyszawszy komendę siostry. Nie uśmiechało jej się nigdzie iść: nie w tym towarzystwie, nie przy tej pogodzie; było zimno, wiał paskudny wiatr i śnieg nie poprawiłby z całą pewnością tej marnej sytuacji. Powlokła się za nimi niechętnie, wyciągając z kieszeni garść cukierków i wrzucając sobie je wszystkie do ust. Landrynki smakowały jej i działały kojąco na nerwy. Kiedy zrobiły się nieco cieńsze, zaczęła je rozgryzać, dobrze wiedząc, jak irytuje to Hope, i od czasu do czasu zerkała na nią z tlącą się w oczach złośliwością.
OdpowiedzUsuń- Dokąd w ogóle idziemy? - Spytała niechętnie, połykając w końcu okruszki cukierków i natychmiast wyciągając z drugiej kieszeni kolejnego batonika. Mogła jeść i jeść, wcale od tego nie tyła - jedynym skutkiem ubocznym było, że przeznaczała większość kieszonkowego na słodycze i tego typu sprawy.
Wiatr wiał tak mocno, że włosy ciągle zasłaniały jej oczy i nie widziała, gdzie idzie. Nudziła ją ta cała wycieczka, była podenerwowana i zmarznięta, a do tego musiała znosić obecność młodszej bliźniaczki, za którą - prawdę powiedziawszy - ani trochę nie przepadała. Irytowała ją swoim delikatnym sposobem bycia, jak i tym, że miała zbyt kruche cztery litery, by sprawnie przejść przez życie; tak , żeby rozpychać się łokciami i walczyć o swoje. Nie, Hope była na to wszystko za miękka, za bardzo ciapowata i przede wszystkim - wbrew temu, co próbowała sobą reprezentować, było wiadomo, że liczy na jakąś pomoc.
- Ej, orientuj się! - Zawołała do niej Faith, celując w plecy bliźniaczki sporą, śniegową kulką.
Nie lubiła, kiedy Faith była w takim nastroju, bo to oznaczało, że zamiast wspólnego, mile spędzonego czasu - w miarę możliwości - bliźniaczka będzie się na niej wyżywać i wyładowywać nieskończone pokłady energii. Nie miała pojęcia, skąd Ognik je czerpie - ona sama nigdy nie byłaby w stanie tak szaleć przez cały dzień, a w dodatku potem włóczyć się po Zamku w nocy. A jednak Faith to właśnie robiła, jej zadaniem było tylko dopilnowanie, by nikt inny się o tym nie dowiedział. A zwłaszcza Rose.
OdpowiedzUsuńHope westchnęła, wlokąc się noga za nogą za siostrą i Mattem, którzy pogrążyli się w rozmowie i nie zwracali na nich uwagi. Gdyby tak może... zawrócić? Spojrzała za siebie, za oddalający się Zamek i spuściła głowę w dół. Wiedziała, że nie odważyłaby się narazić siostry na stres związany z poszukiwaniami. Poza tym Faith na pewno zaraz by ją wydała.
- Ej, orientuj się! - Dobiegły ją właśnie słowa rudej, chwilę przed tym, zanim coś twardego i sporego trafiło ją w plecy. Hope upadła twarzą wprost na śnieg, nie zdążywszy wyjąć rąk z kieszeni, gdzie wsunęła je, by nie marzły. Boleśnie uderzyła kością policzkową i kolanami o twardy, ubity śnieg, słysząc w tle głośny śmiech Faith i okrzyk przerażenia starszej siostry, a potem szybki tupot nóg, przybliżający się do niej. Wyciągnęła ręce z kieszeni i powoli zaczęła się podnosić. Miała wrażenie, że spodnie na kolanie moczy jej coś ciepłego i rzeczywiście - spojrzawszy na nie ujrzała plamę krwi. Zrobiło jej się niedobrze.
Matt machnął brwiami, widząc to spojrzenie Faith, które mu posłała, gdy chował paczkę papierosów. Jeśli naprawdę ta mała paliła, to nie zdziwił się, gdy wyciągnęła zapas cuksów i zaczęła je sobie wrzucać garściami do ust. Pokręcił głową, dziękując Bogu za to, że nie ma aż takich problemów z Elody. Wsunął wolną dłoń w kieszeń skóry i zerknął na Prim, mrużąc przy tym oczy, by nie dać się oślepić białemu śniegowi.
OdpowiedzUsuń- Masz jakiś plan na nie? – spytał, spodziewając się odpowiedzi negatywnej. Z tego co widział, Faith ani trochę nie zamierzała współpracować, a gdy chociażby patrzył w stronę Hope, ta chciała ewidentnie zapaść się pod ziemię. – Przynajmniej się nie nudzisz.
Przystanęli, słysząc za sobą cichy pisk. Matthew musiał stłumić wybuch śmiechu, gdy Faith cisnęła śnieżką prosto w plecy swojej bliźniaczki. Jednak potem Prim wrzasnęła i pobiegła do drugiej dziewczynki, a jemu zrzedła mina. Czy tutaj wszyscy musieli być tacy poważni? Spojrzał wpierw na chichoczącą Faith, a potem na Hope i Primrose. Co mu szkodziło? Wsadził papierosa w usta i kucnął, zagarniając obiema dłońmi śnieg. Szybko ulepił z nich porządną śnieżkę i cisnął nią prosto w stronę wrednego rudzielca. Trafił ją prosto w twarz, a chichot umilkł tak nagle jak się pojawił. Najstarsza z Oberlinek rzuciła mu zaskoczone spojrzenie, jednak po chwili i ona dostała w ramię puszystym śniegiem. Miał nadzieję, że pomysł wypali. Chociaż Wredne Wiewióry mogły to różnie odebrać...
Primrose nie miała nawet szans na opisanie Mattowi i bliźniaczką planów, które miała na dzisiejsze popołudnie, bo akurat w momencie, gdy rozentuzjazmowana wreszcie chciała zacząć mówić, Faith wybuchła głośnym śmiechem. Odwróciła się więc do Gryfonki, ale po tym, co zobaczyła, jej nastrój momentalnie uległ gwałtownej zmianie. Hope w zasadzie wyglądała śmiesznie, gdy leżała tak w tej zaspie i dziewczyna była przekonana, że nic jej się nie stało, i nie ma co przesadzać, ale sprawiedliwości przynajmniej tym razem musiało stać się zadość.
OdpowiedzUsuń- Faaaith! - krzyknęła zaraz po tym, jak podbiegła do młodszej bliźniaczki i pomogła jej wstać. Ta nie skarżyła się na krwawiące kolano, ale bladość i grymas na jej twarzy świadczyły same za siebie. Gdy sprawczyni zamieszania dostała śnieżką w twarz i chyba przez chwile nie wiedziała, co się dzieje, Primrose miała jeszcze większą ochotę wybuchnąć śmiechem niż przed chwilą, zachowała jednak względną powagę i schowała tylko twarz w szalik. Wtedy sama dostała w ramię, a po chwili posłała zabójcze spojrzenie perfidnie uśmiechającemu się Mattowi. Chciał wojny to będzie ją miał. Zaczęła zgarniać śnieg, chcąc odwdzięczyć się chłopakowi, jednak gdy spojrzała na wciąż nienaturalnie bladą Hope mimowolnie odskoczyła i stanęła pomiędzy dwójką Gryfonów.
- Koniec! Pobawicie się później, a teraz trzee... - nie dokończyła, bo śnieżna kula trafiła ją prosto w twarz.