Była trzecia środa stycznia 2023 roku. Sierp księżyca przysłonięty był oparami mgły i zagadkowymi chmurami, które płynąc, wydawały się całkiem wypełniać ciemne niebo. Wysoka, chuda i posępna postać przecięła pospiesznie krajobraz starej, prestiżowej szkoły magii. Młodej, szczuplej dziewczynie towarzyszyli z dwóch stron koledzy, wysłani po to by ją sprowadzić.
Kiedy zegar na wieży wybił ósmą, wychudzona postać i jej dwaj pomocnicy wyszli zza zakrętu dziedzińca. Błyskawicznie pokonali krótki odcinek dzielący ich od miejsca, do którego zmierzali - Grobowca.
Przywitano ich przed wejściem do tej masywnej i okazalej budowli. Podali wymagane hasło i dwóch pomocników popchnęło dziewczynę stęchłym korytarzem do przyciemnionego, bocznego pokoju. Uczucie podniecenia, ale i strachu, owładnęło nią całkowicie. Serce bilo jej szybko z przejęcia i lęku. Nieuchwytne, bezimienne przeczucia powoli przenikały jej umysł. Czekała w milczeniu w ciemnościach. Mijały minuty. Zaczęła ją ogarniać rozpacz. Poczuła się jak ktoś złapany w pułapkę, ale te uczucia przeplatały się z nadzieją i oczekiwaniem. Nie ma mowy, żebym się teraz wycofała, myślała. Nie ma mowy.
Nagle wyczuła w pokoju ruch. Drzwi otworzyły się szeroko i banda wtargnęła do środka. Chwycili ją brutalnie i zdecydowanie za ramiona, zawiązali oczy i poprowadzili przez niezliczone korytarze, schody i półpiętra. Podczas tej drogi słyszała okropne glosy - jęki, krzyki i zawodzenia. Jedne przytłumione, inne wykrzykiwane w przerażeniu. Gdyby to wszystko nie działo się tak strasznie szybko, byłaby zapewne przerażona. Ale miała zbyt mało czasu na myślenie, a cóż dopiero na ocenę tych niewytłumaczalnych zdarzeń. Następnie, kiedy weszła do dużego, wyścielonego czerwonym aksamitem pokoju, poczuła, że czyjeś ręce i ramiona popychają, szarpią i wciskają jej ciało w coś, co wydawało jej się pudlem lub pojemnikiem.
Dziewczyna usłyszała szorstki głos anonsujący jej przybycie, a następnie rozpoczął się rytuał. Zgromadzeni wokół niej członkowie ubrani byli w czarne, zakapturzone szaty i trzymali palące się świece. Jedni śpiewali, inni mamrotali nieznane i dziwaczne zaklęcia, a jeszcze inni - może bardziej odurzeni - ochrypłym głosem rzucali wyzwiska i przekleństwa. W powietrzu unosił się zapach alkoholu połączony z duszną, nieznaną wonią.
- Dzisiejszej nocy - monotonnym głosem powiedział przywódca - Zostałaś wezwana, bo uczniowie Hogwartu pokładają w tobie wielkie nadzieje i chcą wybrać godną Miss Zamku! Umrzesz lub narodzisz się na nowo jako zwycięzca lub przegrany!
Na rozkaz wszyscy w pokoju natychmiast ściszyli glosy. Przyszedł czas na kolejną część finału. Wycie, pogróżki i obelgi wzmagały się. Dziewczyna czuła się okropnie. Przytłoczyła ją konieczność sprostania zadaniom oraz chęć przypodobania i dostosowania się. Ulegając naciskom i koncentrując się intensywnie, oznajmiła, że jest gotowa na wyzwanie. Nagrodzono ją odpowiednio za tę szczerość. Wyjęto ją z trumny i zdjęto z oczu przepaskę. Kiedy przetarła oczy i rozejrzała się po pokoju, doznała szoku. Zobaczyła przed sobą ludzi ubranych w kombinezony szkieletów, czerwone garnitury, w okrwawione, podarte, ukradzione komuś ubrania i w upiorne kostiumy. Niektórzy mieli na sobie uniwersyteckie stroje, ale głowy nakryli czarnymi kapturami. Zauważała również kilka osób w szarych, krótkich szatach, na których były wymalowane lub wyszyte nieznane symbole. Człowiek na podwyższeniu podniósł dłoń i wszyscy ucichli. Nie znajdowała się nawet w jakimś budynku, a grocie słabo oświetlonej przez pochodnie.
- Czas na próbę! - oznajmił metalicznym głosem zza maski i opuścił wyciągniętą wcześniej dłoń. Pochwycono ją raz jeszcze i wśród wtórujących temu szyderstw, okrzyków, wiwatów i wrzasków poczuła, że pchają ją w jakąś ciasną jamę. Po chwili została sama, a wszystko ucichło. Ogarnęła ją ciemność. Dotknęła ściany i wyczuła zimne, śliskie kamienie.
- Masz godzinę - rozległ się nie wiadomo skąd ten sam głos, który słyszała wcześniej. - Wydostań się z miejsca bez drzwi, udowodnij, że jesteś godna tytułu Miss Zamku i przeżyj. Lub zgiń.
Zadanie:Znajdujesz się w ciemnej komnacie bez drzwi. Prócz swojej ceremonialnej koszuli i spodni nie masz nic - jeśli trzymałaś w kieszeni różdżkę, skonfiskowano Ci ją jak wszystko inne. Wykaż się kreatywnością i wydostań się z więzienia! Opis tego, który zostawisz pod tym postem nie powinien mieć mniej niż 500 wyrazów. Pamiętaj, że oceniana jest nie tylko szybkość, ale i kreatywne podejście do sprawy. Zgromadzenie Cię obserwuje przez całą próbę. Powodzenia! Zegar przestanie tykać 3 lutego.
Abigail uśmiechnęła się do siebie, mrużąc delikatnie oczy, by te przyczaiły się do zewsząd ogarniającej ciemności, po czym przesunęła dłonią po zimnej ścianie komnaty. Teraz, gdy początkowe uczucie strachu minęło, mogła w spokoju stwierdzić, że całe to wydarzenie było dość śmieszne, choć w środku wciąż wzdrygała się na wspomnienie tajemniczych szeptów.
OdpowiedzUsuńLubiła ciszę i spokój, najlepiej też działała, kiedy była pozostawiona sobie — z tego względu nieraz miewała kłopoty podczas meczów Quidditcha, jako że wolała sama nabijać punkty Puchonom, a nie przekazywać piłkę do innych zawodników. Nikt jednak nie zostawił w pomieszczeniu miotły, a i tak Lawrence nie wierzyła, by mogła jej się w jakiś sposób tutaj przydać.
Krótkie omiecenie wzrokiem czterech ścian również nie pomogło w wyszukaniu jakiejkolwiek podpowiedzi, toteż dziewczyna uznała, że po prostu musi przeczekać, aż jej oczy przyzwyczają się do ciemności. W tym czasie usiadła na podłodze, opierając głowę o mur i wystawiła nogi przed siebie. Mimo cienkiej koszuli i spodni wcale nie było jej zimno, bo przez stres prawie zapomniała o chłodzie, jaki w komnacie panował.
— Szły pchły koło wody, pchła pchłę pchła do wody — zanuciła — a ta pchła płakała, że ją pchła wepchała.
Zmarszczyła lekko brwi, gdy jej dłoń trafiła na małą kałużę w miejscu, gdzie ściana stykała się z posadzką. Brunetka zadarła głowę do góry, zaciekawiona, ale znów nie zauważyła niczego oprócz tej przeklętej ciemności. Nie mogła powiedzieć, że zbliżyła się do rozwiązania zagadki, ale z całą pewnością zaczęła mieć podejrzenia co do braku światła w tym pomieszczeniu — była nawet pewna, że stoją za tym jakieś zaklęcia.
— Szły pchły koło wody, pchła pchłę pchła do wody — zaczęła ponownie, sunąc ręką po podłodze, aż natrafiła na ścianę. Mokrą ścianę. To po niej woda spływała ciurkiem, tworząc na dole plamę. — A ta pchła płakała, że ją pchła wepchała.
Dziewczyna uśmiechnęła się kolejny raz, tym razem z czystej satysfakcji, podnosząc głowę w górę i zerkając z zadowoleniem w ciemność, by pokazać wszystkim obserwującym, że ich zadanie było po prostu banalne. Już sobie zaplanowała, że gdy tylko zmieni się w panterę, z łatwością wepnie się na tyle wysoko, by móc przeskoczyć na zewnątrz — bo tego, że pomieszczenie sufitu w ogóle nie zawierało, była już absolutnie pewna.
— Myśleliście, że możecie mnie przechytrzyć? — rzekła kpiąco, badając ręką, czy przypadkiem któraś z cegieł nie wystawała na tyle, by ułatwić jej drogę ucieczki, gdy w tym samym momencie...
— Au!!! Oszalałaś?! — Głośny męski krzyk tak wystraszył Abigail, że nim się spostrzegła już leżała skulona w kącie komnaty, oddychając szybko, niemal dławiąc się powietrzem.
— Kto mówi? — zapytała słabym głosem, nie pozwalając sobie jednak na zająknięcie się.
— A jak myślisz? Jest tu ktoś oprócz nas? Au, walnęłaś mnie prosto w oko!
— W oko — powtórzyła, kiwając głową. W tym samym momencie zaczęła zastanawiać się, czy przypadkiem ta mała inicjacja miss Hogwartu nie sprawi, że dorobi się jakiegoś załamania psychicznego w ciągu najbliższych kilku lat.
— W oko, tak w oko! Przeklęci uczniowie! Dotykają nas, opierają się o nas, bazgrzą jakieś głupie imiona i w ogóle nie mają co nas szacunku. Tfu, za grosz!
— Czy ja... Czy rozmawiam ze ścianą?
— Czy ja rozmawiam ze ścianą? CZY JA ROZMAWIAM ZE ŚCIANĄ?! Jesteś w Hogwarcie już siódmy rok, panno Abigail Lawrence, rzucasz drewnianym patykiem na prawo i lewo, zamieniasz się w czarną panterę, kiedy tylko masz ochotę, a teraz dziwisz się, że rozmawiasz ZE ŚCIANĄ?! Zero szacunku, zero szacunku! Swoją drogą, mam na imię Maurycy. Maurycy III Czyściutki.
Maurycy rzeczywiście wydawał się być całkiem czystą ścianą, choć nie można było powiedzieć, że brunetka zwróciła na to jakąś szczególną uwagę — podnosiła się właśnie z podłogi, jeszcze ciężko dysząc, a na jej twarz powoli wracały kolory. Właściwie wracała powolutku do stanu używalności. Po kilku głębszych oddechach przebyła kilka kroków do przodu, by znów skonfrontować się z tajemniczym jegomościem, i powiedziała:
Usuń— Skoro już tu jesteś, panie Maurycy...
— Maurycy III Czyściutki.
— Panie Maurycy III Czyściutki... Mógłby mi pan powiedzieć, jak mam się stąd wydostać?
— Ależ oczywiście, wypuszczę cię. Musisz tylko ładnie poprosić. — Abigail odetchnęła z ulgą. W obliczu tego, co działo się z nią w ciągu ostatnich godzin, proszenie ściany o cokolwiek wydawało się bułką z masłem.
— Bardzo ładnie zatem proszę, żeby...
— I zatańczyć. — Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Jak to zata...
— No zatańczysz, nie wie, panna, jak się tańczy? Trochę na boczki się pokiwać, piruecik, prawy do lewego, no tak po prostu. Lubię taniec. Tańczyć ładnie albo tu sobie posiedzimy.
Abigail już miała otwierać usta, by zaprotestować, lecz usłyszała ciche "tany, tany albo komnata, kto nie tańczy, ten marynata", więc zwyczajnie westchnęła i... Cóż, chodziła na zajęcia z baletu, jak miała może sześć lat, ale nigdy nie szło jej to zbyt dobrze, więc zastosowała technikę, którą podłapała w czasie koncertów — wyrzucała kończyny do góry, zupełnie się nie kontrolując i pozwalając sobie na zupełną swobodę. Całe szczęście Maurycy przerwał jej, gdy tylko zamierzała przejść do punktu kulminacyjnego (rzucenia się na podłogę i wywijania nogami):
— Dobrze, dobrze. Jeszcze tylko jedno... Podrap mnie po prawym kącie.
— Słucham?
— PO PRAWYM KĄCIE MNIE PODRAP! Jakie te dzieciaki teraz są durne!
Dziewczyna spojrzała spod byka na ścianę, po czym ruszyła do wskazanego kąta i wyciągnęła rękę, by po chwili przejechać paznokciami wzdłuż linii. Maurycy zachichotał, mamrocząc pod nosem, że ma łaskotki, lecz w końcu chyba przekonał się do tego, że dalsze męczenie Abi jest bezsensowne.
— Czy teraz mogłabym już...
— Poproś!
— Panie Maurycy III... Czyściutki. Bardzo proszę o to, by mnie pan wypuścił.
Gdy tylko Lawrence skończyła mówić, a co przyjęła z ogromną wdzięcznością, pośrodku ściany pojawiły się małe, drewniane drzwiczki, do których momentalnie ruszyła. Zatrzymała się jeszcze, chwyciwszy pewnie klamkę, by potem jeszcze raz spojrzeć na poznanego wcześniej jegomościa.
— Mam jeszcze dwa pytania. Czy tam na górze, w sensie... Czy tam jest sufit? Czy mogłabym tamtędy wyjść?
— Oczywiście, że nie! Myślisz, że dlaczego się odezwałem?! Ja tam mam czapeczkę!
— Czapeczkę?
— Ach, no czapeczkę. Ładną, bo nową, w kolorze morskim, według katalogu numer osiemset dwadzieścia trzy, zupełny trend.
— Ale czapeczkę?
— Wy na do mówicie dach. Kto to widział, żeby mówić na czapkę dach!
Dziewczyna parsknęła szczerym śmiechem, naciskając już klamkę.
— A ta woda w takim razie? Skąd ona spływa?
Maurycy nie odzywał się przez chwilę, co zmusiło Abigail do zastanowienia się nad tą sytuacją — a co jeśli czuł się tu samotny i po prostu płakał w zamknięciu? Nie wiadomo, ile było gadających ścian w samym Hogwarcie, a jeżeli on był tutaj jedyny? Spojrzała w górę z lekkim smutkiem w oczach.
— Ech, wie panna. A może w sumie mi pomoże jakoś z tym problemem? Od kilku dni męczy mnie taki katar!
Lawrence zbladła, już bez oporów naciskając klamkę i rzucając się na korytarz. Przywitał ją tłum wiwatujących uczniów, jak również najbliżsi przyjaciele — Abi podejrzewała, że słyszeli całą rozmowę, bo Danny wręcz tarzał się ze śmiechu po podłodze.
— Maurycy III Czyściutki! — krzyknęła, odwracając się do tyłu, a na jej usta wpłynął uśmiech. — Przyniosę ci jutro chusteczki!
„O poranku dnia dawnego
OdpowiedzUsuńz jego pomocą Azkaban więzieniem staje się
potem zabrania ci za męża mugola mieć, kochanego twego
by następnie smocza ospa zabrała go.
Kto to taki, powiesz mi może?
Rozwiąż zagadkę,
a świat stanie ci otworem”
Zanim Jemma przyzwyczaiła się do panującej wewnątrz ciemności, musiała minąć dłuższa chwila. Zamrugała kilka razy, opierając się o ścianę i oddychając niemiarowo. Chciała się uspokoić, chociaż tak właściwie była przerażona tym, co się wydarzyło. Jeszcze chwilę temu odprawiano wokół niej jakieś obrzędy, a teraz znajdowała się w miejscu, z którego nie było wyjścia. Jak miała je opuścić, skoro nie było w nim żadnych drzwi? Co gorsza, nie miała przy sobie różdżki.
Wzięła kilka głębokich wdechów, aby ogarnąć jakoś swoje rozszalałe teraz serce. Weź się w garść, Jem. Dasz radę, powtarzała sobie ciągle, próbując uwierzyć w te słowa. W końcu puściła się ściany i zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Na pierwszy rzut oka nic tutaj nie było oprócz chłodnych ścian. Na drugi rzut? To samo. Dopiero za trzecim razem dziewczyna zauważyła, że pod stopami ma piasek. Aż ucieszyła się, że została bez butów! Spojrzała więc w dół, niszcząc ułożenie, w jakim dotychczas znajdował się piach, a kiedy zobaczyła, że coś oprócz zwykłej podłogi się pod nim znajduje, ucieszyła. Znaczy, podłoga była, ale zauważyła na niej dziwny znak, którego znaczenia nie potrafiła odgadnąć. Co więcej, kafel, na który się znajdował, wyglądał inaczej od pozostałych, dlatego Krukonka postawiła na nim nogę i docisnęła. Usłyszała hałas, który jednak szybko ucichł. Simmons jednak nie zauważyła, aby cokolwiek się przez to zmieniło. Dopiero później, kiedy przyjrzała się ścianom, dostrzegła kilka zmian. Kilkanaście cegiełek obluzowało się, przestając tworzyć zwartą bryłę razem z innymi. Dziewczyna musiała podejść jednak bliżej, aby cokolwiek zauważyć. Ledwo, ale w końcu udało jej się rozszyfrować jeden z napisów: „by następnie smocza ospa zabrała go”. Jemma nie miała pojęcia, co może to oznaczać, więc ruszyła do kolejnej ściany, która mówiła: „z jego pomocą Azkaban więzieniem staje się”. Kolejny: „o poranku dnia dawnego” i ostatni: „potem zabrania ci męża za mugola mieć, kochanego twego”. Wersy te brzmiały jej jak zagadka, ale w takiej kolejności nie miały absolutnie żadnego sensu. Simmons skupiła się na słowach tak bardzo, jak tylko mogła. Dzięki temu w jej głowie otworzyło się tysiące szufladek, pełnych skojarzeń, wiedzy i życiowych sytuacji. Kojarzyła ze sobą słowa, szukała ich i zastanawiała się, jak mogłaby to złożyć w jedną całość i czemu to miało służyć.
Kiedy mowa jest o Azkabanie, z pewnością chodzi o kogoś, kto go założył… Nie, nie… Przez tego kogoś Azkaban stał się więzieniem. To był… Rowle. Minister Damocles Rowle! Ale o co chodzi z tą smoczą ospą? Przecież zabrała z pewnością wielu ludzi… Ale ten mugol i małżeństwo… Czy przypadkiem trzeci Minister Magii nie próbował wprowadzić takiego zakazu? Parkinson. Perseus Parkinson. Poranek? Czym jest poranek? Od niego rozpoczynamy dzień… Od niego coś się zaczyna. Zaczynać się. Początek. Coś, co jest pierwsze. Diggory! Eldritch Diggory zmarł na smoczą ospę! Czy to o to chodzi? O Ministrów Magii?
Jej rozmyślaniom towarzyszyło ciągłe chodzenie w kółko. Przypatrywała się napisom, a gdy wspięła się na palce, zauważyła również, że obok nich wystawały spośród innych cegiełki. Simmons dotknęła jednej z nich. Kiedy sprawdziła inne ściany, okazało się, że one również posiadają coś podobnego obok napisów na nich. Coś w rodzaju przycisków. Tylko do czego one służyły?
Jeju, o co tu chodzi? Nie, Jemma, spokojnie. Wdech i wydech. Rowle, Parkinson i Diggory to kolejno drugi, trzeci i czwarty Minister Magii. A poranek… Poranek to początek wszystkiego. Więc… może mogłabym… gdyby ułożyć wiersz w ten sposób: „O poranku dnia dawnego z jego pomocą Azkaban więzieniem staje się, potem zabrania ci za męża mugola mieć, kochanego twego, by następnie smocza ospa zabrała go.” Brzmi w miarę sensownie. Tylko co ja mam z tym zrobić? Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty. Liczby. Cyfry. Jakieś ustawienie? Tylko jakie? Może to po prostu kolejność?
UsuńJemma doszła do wniosku, że i tak nie ma nic do stracenia, więc warto było spróbować. Obiegła wszystkie ściany, żeby zapamiętać który wers znajduje się na której ścianie, a potem zaczynając od tej z wersem o poranku, zaczęła po kolei wciskać cegły, znajdujące się przy napisach. Kiedy przycisnęła ostatni, znowu rozległ się hałas, a Simmons zaczęła się modlić w duchu, mając pewność, że zaraz doprowadzi do katastrofy, w której straci życie. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Chwilę później zamiast ścian, wokół Krukonki pojawiły się kolorowe babeczki, ułożone jedna na drugiej. Tracąc równowagę, runęły prosto na nią, przygniatając ją do ziemi. Na szczęście szybko wstała na nogi i chociaż cała była pokryta kolorowym lukrem, to przynajmniej nie znajdowała się już w nieprzyjemnej komnacie, tylko na zewnątrz, gdzie czekali na nią znajomi. Parsknęła śmiechem.
- Zapraszam na darmowe babeczki! — krzyknęła radośnie, a chwilę później prawie została stratowana przez ludzi, którzy się tam znajdowali, bo oczywiście każdy chciał zabrać dla siebie przynajmniej jedną lub dwie babeczki.
Jemma w końcu mogła odetchnąć.
Nie spodziewała się, że konkurs na szkolną miss będzie miał taki finał. Spodziewała się, że będzie to coś szalonego. W końcu to był Hogwart, tutaj niemożliwe stawało się możliwe. Jednak gdy usłyszała co takiego ma zrobić, odniosła wrażenie, że jej serce przestało bić na kilka sekund. Ona sama wstrzymała powietrze w płucach i z niecierpliwością czekała, aż ktoś jej w końcu oznajmi że to tylko taki żart, że prawdziwe zadanie polega zupełnie na czymś innym i jest całkiem normalne w porównaniu do tego. Czuła jak policzki zaczynają jej różowieć z powodu braku świeżej dawki tlenu, jednak nikt się nie pojawił. Nie było słychać już żadnych podejrzanych dźwięków. Jedyne co była w stanie usłyszeć to oszalałe bicie swojego, własnego serca. Miała wrażenie, że za chwilę rozerwie jej wnętrzności i wyskoczy na zewnątrz. Myśląc coraz intensywniej o własnej śmierci spowodowanej jakimś głupiutkim konkursem, nakręcała się tylko mocniej, a jej oddech stawał się coraz płytszy. Oczy zaszły się jej łzami. Zgięła się w pół, rozpaczliwie otwierając usta, próbując, bez pozytywnego skutku złapać haust powietrza. Jej drobne ciało drżało coraz mocniej. Starała się odrzucić od siebie wszystkie negatywne myśli, jednak w takiej sytuacji to wcale nie było takie łatwe. Była tutaj całkowicie sama, bez swojej różdżki, bez przyjaciół, z którymi z pewnością udałoby jej się wspólnie wymyślić jakiś sposób, odnaleźć tajemne przejście… Dreszcze nagle przestały ją niepokoić, a sama rozszerzyła oczy. Tak bardzo żałowała, że nie jest o rok starsza. Mogłaby wówczas spróbować się teleportować, chociaż z drugiej strony… Z pewnością to miejsce, w którym obecnie się znajdowała była na terytorium Hogwartu. Nawet gdyby potrafiła się teleportować to nie udałoby jej się to.
OdpowiedzUsuńZacisnęła mocno drobne piąstki, próbując zapanować nad drżącym ciałem. Wyprostowała się i powoli, niepewnie ruszyła do przodu. Wzrok co prawda już jej się przyzwyczaił do ciemności, jednak obawiała się, że zaraz znikąd coś wyskoczy i ponownie ją gdzieś przeniosą. Nie potrafiła się skupić na swoim zadaniu, wciąż tylko myślała o tym co takiego może się zdarzyć, co takiego jeszcze wymyślili organizatorzy. Zaczęła się zastanawiać kto to w ogóle wymyślił. Te zadanie, nawet jak na Hogawrt było nieodpowiedzialne i niebezpieczne!
Niech tylko mój tata o tym usłyszy, a na pewno zrobi porządek z tymi ludźmi. Zaraz oszaleję, tato, zrób coś z tym teraz, już, natychmiast. Uratuj mnie! Tato! Mamo…? Gdzie jesteście?
Potrząsnęła delikatnie głową, odrzucając od siebie wszystkie myśli. Zacisnęła mocno powieki, zdając sobie sprawę z tego, że powinna oczyścić swój umysł i skupić się na tym co właśnie się działo. Kiedy ponownie otworzyła oczy, rozluźniła dłonie i wysunęła przed siebie ręce. Podchodząc do ściany, sunęła powolnie po niej dłońmi jakby chciała znaleźć na niej jakąś ukrytą klamkę. Na ścianach pomieszczenia jednak nic się nie znajdowało. Żadnego wgłębienia, żadnego obrazu czy nawet okna. Zmarszczyła brwi, wciągając powolnie przez usta powietrze. Masz godzinę… Nie miała pojęcia ile czasu minęło odkąd pojawiła się w pomieszczeniu, jednak musiała się w końcu wziąć w garść i coś zrobić, wymyślić coś, cokolwiek…
Zastanawiała się intensywnie nad tym co powinna zrobić, jednak nagle usłyszała co prawda stłumiony, ale mimo wszystko bardzo głośny huk. Przerażona pisnęła i podskoczyła, odbijając się od ściany upadła mocno na drewnianą podłogę. Próbując się podnieść, podparła się dłońmi tuż obok swoich obolałych, czterech liter. W tym samym momencie deska poluzowała się, a Avalon poczuła jak spada w dół. Wrzasnęła głośno, czując jak odziera jej się gardło. Mimo mocnego bólu nie ucichła, wciąż wydobywała z siebie głośny dźwięk.
—Nie wierzę… — mruknęła poirytowana, kiedy wylądowała w czymś lepkim. Na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie, kiedy poczuła pod sobą coś obślizgłego i galaretowatego. Jęknęła, krzywiąc twarz i powolnie się wyprostowała, rozglądając się uważnie dookoła. Znalazła się w jakimś mniejszym pomieszczeniu, jednak na jednej ze ścian był kominek. Tlił się w nim delikatny ogień. Srebrnowłosa dziewczyna rozejrzała się szybko dookoła. W tajemnym pokoju znajdowała się jeszcze półka, jednak nic na niej nie było. Zmarszczyła mocno brwi, zastanawiając się co teraz. Czy ktokolwiek wiedział o ukrytym pomieszczeniu? A co, jeżeli nikt jej teraz nie znajdzie? Zacisnęła wargi i spojrzała w miejsce, w które upadła. Galaretowata substancja wydzielała się od jakiejś rośliny, która stała w kącie pokoju. Mogłaś się lepiej przygotowywać na zielarstwo, teraz byś wiedziała co to w ogóle jest…
UsuńNa jej czole pojawił się duża zmarszczka, która oznajmiała światu, że Avalon intensywnie nad czymś rozmyśla. Zdjęła powolnie z siebie koszulkę i podeszła do rośliny. Wyjęła ją przez materiałową koszulkę z doniczki i wyrzuciła w kąt, wcześniej starannie otrzepując korzenie z ziemi, mając nadzieje, że może pod spodem jest ukryty jakiś klucz, czy coś. Jednak… To wcale nie była ziemia. Na twarzy dziewczyny pojawił się szaleńczy uśmiech, aż pisnęła zachwycona. Proszek Fiuu! Tylko… W kominku wciąż się tlił ogień. Spojrzała na ubrudzoną już koszulkę. Mogła nią ugasić płomienie, ale… Wówczas pojawiłaby się w staniku i spodniach. Z dwojga złego wolała pokazać swoje zgrabne nogi, niż odkryty biust. Nie zastanawiając się dłużej podeszła do kominka i rzuciła na słaby płomień spodnie, które chwilę wcześniej zsunęła z siebie. Stanęła na nich i przydeptując nogą ugasiła płomyki. Spojrzała z żalem na zniszczone ubranie, zastanawiając się czy może dałaby radę jakoś je odratować i założyć na pupę. To jednak było bez sensu, nie dość że były całe porozdzierane to w dodatku były z pewnością gorące. Wzięła głęboki oddech i stanęła w kominku, w garści trzymając proszek fiuu. Zamknęła powieki i pewnie wypowiedziała:
— Gabinet dyrektora Hogwartu — wiedziała, że inne kominki nie działają. Nie była jednak pewna czy taka formuła była poprawna. Co, jeżeli takie hasło nie zadziała? Nie ma zbyt wiele proszku, aby próbować w nieskończoność. Na szczęście jej ciało opatuliły zielone płomienie, a ona sama już po chwili była bezpieczna i szczęśliwa, i zakłopotana. Mina zdezorientowanego dyrektora była bezcenna, przez chwilę nawet chciała się wesoło zaśmiać, jednak przypomniała sobie, że jest bez spodni… Jej twarz poczerwieniała ze wstydu. W tym samym momencie do gabinetu wparowali wiwatujący uczniowie. Myślała, że zaraz spłonie ze wstydu, ale była wolna. Dała radę, uciekła.