19 kwietnia 2016

Pożegnanie bez "do widzenia"

Marzec 2023

Te wszystkie śmieszne powiedzenia o starych pannach z kotami znajdowały swoje odzwierciedlenie w szkolnych murach. W końcu, jeśli już raz związałeś się z Hogwartem jako dorosły, jeśli powróciłeś w te mury – jesteś skazany na samotność wśród ludzi.
Niektórzy mają głęboki żal o to, że ich przygoda skończyła się wraz  z ostatnim posiłkiem w Wielkiej Sali na siódmym roku. Wydawać by się mogło, że każdy tylko czeka na to, by znów znaleźć się w chłodnych, choć na swój sposób zapraszających murach. A jednak kariera nauczycielska nie była dla każdego. Grono nauczycielskie, choć wydawać by się mogło, tak sobie bliskie, było zbieraniną ludzi w gruncie rzeczy samotnych. I zawsze tak było.


Nie żeby to ją jakoś bolało, w końcu sama chciała kiedyś znaleźć tu miejsce dla siebie. Zbudować swój mały świat. Był to wybór świadomy, zrodzony z tęsknoty za czymś, czego nie potrafiła odnaleźć poza szkołą. Czy uciekała przed światem? Nie, nie bała się go. Nawet więcej – była w stanie wyobrazić sobie siebie, grzebiącą w ogródku przy niewielkim, nawet drewnianym domku. Rękoma brudnymi od ziemi wycierałaby czoło, jej durny pies wypijałby wodę z konewki, a kot patrzyłby z pogardą z parapetu. W środku unosiłby się zapach ciasta z jabłkami, przywołując ich wszystkich z powrotem do domu. Mogłaby go pocałować, mogłaby je przytulić i spytać jak było z ojcem na meczu. Mogłaby powstrzymywać łzy, gdy same wsiadałyby pierwszy raz do pociągu. Mogłaby. Ale pamięta doskonale, jak na docinki Langhorne’a o tym, że randkowanie z uczniem jest niezgodne z regulaminem, odpowiedziała miną mówiącą jedynie: Czy ja wyglądam na kogoś, kto randkuje?  

Ciągle coś ją powstrzymywało. Coś w środku kazało jej się zdecydować na to, by ziemię przewracała w szklarniach, lekkim uśmiechem witała co bardziej ciekawskie zwierzęta na skraju lasu, zakładała nieco krzywy czarodziejski kapelusz, unosiła wysoko brodę i lekkim tylko skinieniem głowy witała uczniów. Czy to nazywa się powołanie? Była zagubiona. Zagubiona, nie wiedząc, co w tej chwili rządzi jej życiem.
Patrzyła na kartkę wiszącego kalendarza. 5 marca. Dwadzieścia cztery lata. Tysiące uśmiechów, setki łez, kilka otarć, jedna blizna, jeden warkocz, druga różdżka, kilka postawionych trolli, miliony słów, długie godziny milczenia, nieco strachu, trochę smutku, głośny śmiech. Czyżby naszły ją wątpliwości co do jej przeznaczenia? W życiu ludzie przychodzili i odchodzili. Zarówno ona, jak i najbliżsi jej mieli zostać tu z nią tak długo, jak tylko siły pozwolą? Nie chciało się jej w to wierzyć. Prędzej, czy później ktoś odejdzie, ktoś nie wytrzyma, ktoś pęknie, zniknie lub zginie. Potrząsnęła głową, nie bardzo wiedząc skąd przyszedł natłok tak pesymistycznych myśli. Potarła dłonią czoło, marszcząc je, jakby bolała ją głowa.


-Wszystkiego najlepszego, Ethel – mruknęła, zrywając kartkę. Ruszyła na zajęcia, by zupełnie oczyścić głowę. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Nie było to uczucie niepokoju, jak na mugolskich filmach, gdy ktoś czuł się obserwowany. Po prostu czuła, jak na jej ramieniu pojawia się mały, czarny stworek, który z każdym dniem rośnie o kilka gramów, aż orientujesz się, że w końcu przygniata cię całego. I wtedy nawet nie masz już siły spytać siebie o to, jak to się właściwie stało.

~*~

Kwiecień 2023
Głowa bolała ją coraz bardziej i coraz częściej, a ona z wewnętrznym uporem maniaka omijała Skrzydło Szpitalne szerokim łukiem. Uczniowie zdawali się wyczuwać jej rozdrażnienie, dlatego dla pewności również ją omijali. Jeszcze kilka miesięcy temu mogła pochwalić się przed samą sobą swoim spokojem. Tym, że powoli znajduje swoje miejsce. A tymczasem, tymczasem czuła jakby ktoś wpakował ją do beczki i postanowił sturlać ze wzgórza. Gdy otworzyła list z domu rodzinnego, szarpiąc niecierpliwie za papier, poczuła dodatkowo, jakby ten ktoś na odchodne sprzedał jej kopniaka prosto w żebra.

Ethel, Twój ojciec umiera.
S.

Cztery słowa, które nie powinny znaczyć tyle, ile znaczą. Zamek opuściła w ciszy, którą ten raczył ją przez ostatnie tygodnie. Jak mogła być tak głupia? Jak mogła nie czuć, że wszystko wokół niej zdaje się niemalże zionąć śmiercią?
Siedząc w powozie miała wrażenie, że zwinięty pergamin szyderczo się z niej śmieje. W głowie miała tak mętlik, że uznała samą siebie za wariatkę, oraz obojętność tak wielką, że nawet testral nie był w stanie jej wystraszyć. Choć Ethel nie sądziła, by jakoś specjalnie się tym przejął.

~*~

Kilka dni spędziła w tym niewielkim, chłodnym domu, usiłując wmówić sobie, że przecież nie był taki zawsze. Bo przecież nie był. Miała wiele dobrych wspomnień, nawet niektóre były z czasów, kiedy jej matki nie było już na świecie. Ale to wszystko zdawało się blednąć z każdym dniem, jak gdyby jej ojciec wziął sobie za punkt honoru zabrać wszystko za sobą. Włącznie z ciepłem, którego zawsze jakoś skąpił. Ethel dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest do niego podobna. Oszczędna w uczuciach, cicha, tchórzliwa. Czemu więc na jej szatach widniały niegdyś błękity, a nie zieleń?
Było z nim coraz gorzej. Ethel wykorzystywała kontakty w św. Mungu, wypytywała starych znajomych, ale w większości patrzyli na nią ze współczuciem i smutkiem.

Czas robi swoje, Ethelyn.
On już nie chce żyć. Chyba po prostu nie chce.

Nie oburzała się na te słowa. Nie przewracała świata do góry nogami, byleby tylko odwlec w czasie to, co nieuniknione. Widziała rezygnację w oczach swojego ojca, mimo, że nie potrafił powiedzieć jej nic więcej niż: „wody, panienko”. Czuła, że czas szybko zbiera swoje żniwo, widząc, że nikt nie protestuje.
Skąd mogła wiedzieć, jak bardzo się myli?

~*~

Ciemny, mroczny las. Gałęzie powyginane w niepokojące kształty i uczucie. Uczucie, że ktoś patrzy na ciebie spomiędzy czarnych konarów. Ciemne, bezdenne oczy, odbijające ledwie nikły blask księżyca. Oczy bestii, która tylko czeka, aż zamkniesz oczy.
Podniosła się na łóżku, zlana potem. Wbiła oczy w ciemność pokoju, wyszukując tych czarnych, ślepostrasznych oczu. Pewnie zdążyłaby jeszcze odczuć czyjąś obecność w domu, gdyby nie nagły, zduszony krzyk. Ktoś krzyczał. Krzyczał jej imię. Zerwała się, jakby zupełnie nie dotarło do niej, że przecież poza nią, nikt w tym domu nie zna jej imienia.

Wpada do pokoju ojca. Bezsilny mężczyzna miota się bezładnie po pościeli. Już Ethel podchodzi, by chwycić go za rękę. Już jest blisko, by go uspokoić. I wtedy jej wzrok pada na rozpiętą nieco koszulę od piżamy, przez którą wyziera ciemna, czarno-fioletowa plama na skórze. Dziewczyna cofa rękę, czując coś, czego nie miała nigdy wcześniej okazji poczuć. W pokoju zionie czarną magią.


-Ethel – słyszy upiorny szept, wydobywający się z suchych, ojcowskich ust. Nachyla się nieco nad nim, przerażona, zdziwiona i zagubiona jednocześnie. Chce się cofnąć po różdżkę. Nie chce go zostawiać. Chce wezwać pomoc. Nie widzi nadziei. – Dziecko… Ethel – sapie starszy mężczyzna.
Chce go uspokoić, nie chce go dotykać. Chce go ratować, wie, że nic już nie zrobi. Jak to się stało, że nikt wcześniej tego nie zauważył? Że medycy nie wykryli absolutnie żadnej klątwy?

-Nie daj się w to wciągnąć – mówi, patrząc na swoją córkę tak rzeczowo, jak nigdy. Ethel ma wrażenie, że ojciec odzyskuje przytomność umysłu, której nie miał już od lat. Złudna nadzieja gaśnie, gdy plama stale powiększa się, wchodząc na szyję. Mężczyźnie brakuje tlenu. Ona klęka przy nim i mruczy pod nosem wszystkie zaklęcia uzdrawiające, jakie tylko przychodzą jej do głowy. Jego wzrok mówi: Dziecko, daj sobie spokój. Ethel czuje gorące łzy na swoich policzkach.

~*~

Zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Jednocześnie ścisnęło ją w żołądku i w sercu. Ten dom krzyczał, płakał, jęczał z samotności. Puste pokoje nie miały nic wspólnego ze spokojną melancholią. Było w nich coś upiornego. Wiedziała, że nie mogłaby tu żyć. Mając do wyboru mieszkanie tutaj, a pracę w Hogwarcie wybór był prosty. Gdy coś mrocznego czai się w każdym kącie, nietrudno jest się zdecydować. Potrzebowała wrócić do szkoły, bo tutaj aż za mocno odczuwała, że jest najzwyczajniej w świecie sama. I tak przyzwyczajona do samotności, w pierwszej chwili nie zauważyła leżącej w salonie na stole kartki.

Dopiero rozmyślając nad tym, co powinna teraz zrobić, jak zachować się w domu, jak pozbyć się lęku przed ojcowskim pokojem, co zrobić, gdy tam wejdzie, zauważyła świstek pergaminu, zapisany pochyłym, krzywym, jakby pośpiesznym pismem.

Żadna śmierć nie jest kwestią przypadku.


Ogarnęło ją przerażające poczucie bycia pod obserwacją. Po przeczytaniu ostatniego słowa kartka spłonęła, wybuchając fioletowawym ogniem, który pożarł ją w sekundę. Ktoś polował na Covelów, to było jasne. Czyżby śmierć jej matki nie była tylko durnym wyskokiem jakiegoś chorego psychicznie mugola? W takim wypadku nie rozumiała dlaczego wtedy aurorzy z taką pewnością stwierdzili, że mugol nie był pod wpływem Imperiusa. I dlaczego, choć od śmierci ojca minęło już kilka dni, od pogrzebu parę godzin, to nikt nie zapukał do jej drzwi. Nikt nie chciał tknąć tej sprawy palcem, jakby wszyscy bali się, że dziwna klątwa po zabiciu swojej ofiary przeskoczy na kolejną. Z tym że obecnie jedyną żywą duszą w tym domu była Ethel.

Potrzebowała innej żywej duszy. Kogoś, kto z upodobaniem macza paluchy w takich sprawach, kto gdyby tylko chciał, mógłby być najlepszym aurorem w biurze, a siedzi przed pergaminem, kreśląc kolejne, zaskakujące scenariusze magicznego kryminału. Ktoś, kto będzie miał chorą frajdę z tego, że został poproszony o pomoc, kto nie wypomni jej, że mogła zrobić coś wcześniej. Zmarszczyła brwi przypominając sobie twarz i usposobienie tego samozwańczego speca od czarnej magii. I nie, nie był to profesor Lupin. Westchnęła cicho. Przecież tak bardzo nienawidziła prosić Michaela Carringtona o pomoc.

________________

Tak, wiem, jestem zła. Naprawdę zła. Tyle czasu zajęło mi ponowne pokochanie Ethel, co do ktróej miałam wielkie plany, a którą  chciałam wyrzucić ot tak. Muszę do Was wrócić, choć przy liście obecności rozważałam odejście, przyznaję się bez bicia. Chodźcie z powrotem do córki marnotrawnej, postaram się więcej nie być niegrzeczna. Prawie udało mi się znów ukochać Ethel, Lu leży jeszcze opuszczona, ale staram się. Będę się starała kochać je obie znów tak, jak kochałam je gdy powstawały. Znów przy Was jestem, wybaczycie?

12 komentarzy:

  1. Cześć!
    Zacznę od tego, że niezwykle się cieszę, że są tutaj osoby, które piszą notki tak dla własnej satysfakcji, bo ja potem mam co czytać. Cała notka wywarła na mnie bardzo dobre wrażenie, bo kompletnie nie spodziewałam się, że śmierć ojca Ethel okaże się częścią jakiegoś większego, mrocznego planu, który sama Ethel postanowi zdemaskować. Będę z niecierpliwością wyczekiwała ciągu dalszego i trzymam kciuki, by znalazł się jakiś chętny do przejęcia Michaela Carringtona, bo wtedy na pewno będzie jeszcze ciekawiej.
    Co do uwag: A jednak kariera nauczycielska i aż do końca akapitu powtarzasz trzy razy "było" i tak trochę mi to nie brzmi. I w wyrażeniu "mimo że" nie stawiamy przecinka. ;)
    Jeszcze raz gratuluję dobrej notki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, od razu powitam cieplutko, by chyba nie było okazji się poznać. Ja zawsze mam wielkie pomysły i wielkie plany co do moich postaci i staram się to wcielać w życie, bardzo się cieszę, że sprawia to komuś radość! Trzymam również kciuki za Michaela, choć to taki trudny diabeł do ogarnięcia, ale może ktoś podejmie wyzwanie. Postaram się w wolnej chwili jakoś poprawić ten fragment akapitu, dziękuję za każdą uwagę i za każde ciepłe słowo! :)

      Usuń
  2. Ja chyba po prostu bardzo lubię Twój styl pisania i wszystko co napiszesz będzie mi się podobało. Biedna ta Ethel, nie dość, że straciła matkę to teraz jeszcze ojca i... Może obawiać się o własne życie? Przykre. Mam nadzieję, że jednak poprosi Carringtona o pomoc i rozwiążą wspólnie tę zagadkę :) Co najważniejsze - mam nadzieję, że podzielisz się tym z nami właśnie poprzez opowiadanie.
    PS. Hyun-ah, cierpliwie czeka na odpis od pani stażystki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ja lubię komplikować życie moim postaciom. Trochę to dołujące, ale jakoś mój nastrój każe mi pisać takie przykre rzeczy. Mam nadzieję, że ją rozwiążą i, że się przy okazji nie pozabijają! Wiem, że Hyunie czeka, dziękujemy mu za to! Taka cierpliwość do nas to skarb!

      Usuń
  3. Ciekawa notka, bardzo przyjemnie mi się ją czytało. Trzymam kciuki za przejęcie postaci i pisz tak dalej, bo chcę więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za każde miłe słowo, moje ego skoczyło nieco, więc będę miała motywację, by pisać dalej. Może uda się napisać z nowym autorem/autorką?

      Usuń
  4. [Ethel, moja droga !
    Po pierwsze, strasznie przepraszam za moją nieobecność; złośliwość rzeczy martwych i siła wyższa; dopiero wracam na dobre do blogowego życia.
    Po drugie, gratuluję notki! Aż się prosi, by była momentami dłuższa, ale treść sama w sobie wyszła ci świetnie. Intrygujący pomysł z polowaniem na rodzinę Covel; czyżby odzywały się wszelkiego kościotrupy w szafie rodzinnych tajemnic?
    Po trzecie, ani mi myśl o odchodzeniu z Ethel, ty niedobra! Mamy tutaj świetną atmosferę, nawet jeśli ostatnimi czasy panuje na HK sporadyczna cisza ;)
    Po czwarte, Teddy niebawem wraca i niezręcznie pyta, czy Ethel jest nadal chętna do przyjaźni i pisania z jego niebanalną osobą, ma się rozumieć. No i, oboje dziękujemy za wspomnienie o nim w powyższej notce; jest nam bardzo miło!
    Po piąte, zajrzę jutro na gg, mam nadzieję, gdyż dzięki swojej KP odzyskałam w końcu numer, który przepadał ze wszystkim innym na komputerze (dłuższa historia).
    Po szóste, niezmiernie miło było przeczytać post spod twojej ręki! xxxx]

    Teddy Lupin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty żyjesz, kochana! Ja wiem, że różne są zawrotki życiowe, sama miałam ostatnio wielki dołek, byłam leniwą bułą i złą babą, ale nie przejmuj się! Nigdzie się nie wybieram, zebrałam się w końcu by cokolwiek napisać, licząc, że zmusi mnie to do powrotu nie tylko na ekranie, ale również aktywnie. Przy liście zastanawiałam się co zrobić, czy zostawić jedną tylko postać, czy w ogóle zniknąć, ale nie miałam ani serca Was zostawiać, ani zdecydować, którą z moich dziewcząt kocham bardziej i czy z którejś zrezygnować. Pod kartą Ethel wszystko przystanęło, więc jak najbardziej, te nasze dwa dziwadła mogą dalej wątkować, nic się nie zmieniło, Ethel dalej do Teddiego łapkę wyciąga! Ciekawe, czy bardzo ochrzani ją za to, że to nie jego poprosiła o pomoc, tylko jakiegoś wariata ;) Pisz, pisz do nas, poplotkujemy trochę!

      Usuń
  5. Nie wyłapałam żadnego błędu i nie wiem, czy to Twoje opowiadanie jest idealne, czy to ja po prostu coś przeoczyłam.
    Podobało mi się i muszę przyznać, że zainteresowałaś mnie wątkiem polowania na rodzinę Ethel. Chcę więcej! Czekam na więcej! Jedyna wada: za krótko, tak szybko się skończyło D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że się zapatrzyłaś i nie wyłapałaś, bo jak teraz czytam, to widzę parę byków ;) Ale to tylko świadczy o tym, że osiągnęłam to, co chciałam osiągnąć. Bardzo, naprawdę bardzo cieszę się, że się podobało. Mam nadzieję, że kolejna część będzie nieco dłuższa, choć to, co wisi teraz powyżej i tak jest całkiem niezłym sukcesem, zważywszy na to, że ostatnio wszystko robię w locie. Jeszcze raz dziękuję za słowa uznania!

      Usuń
  6. Jeju, jak mi się ta notka podobała, to sobie nawet nie wyobrażasz! Jest świetna, Ethel jest świetna, a przede wszystkim Ty jesteś świetna!
    Po pierwsze, jeśli były jakieś błędy, to moje oko ich nie dostrzegło, tak skupione na samej treści opowiadania. No dobra, gdzieś jeszcze na początku opowiadania drgnęło odrobinę, prześlizgując się po jakimś zagubionym przecinku, ale potem olaliśmy byki równo. Ja i oko.
    Po drugie, bardzo podobał mi się pierwszy akapit i refleksja na temat samotności, wyjątkowo wdraża się to w moje ostatnie życiowe przemyślenia, tknęło mnie to więc osobiście. Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało, co kieruje czarodziejami wracającymi z powrotem do Hogwartu - z drugiej strony ciekawiło mnie też, dlaczego nie rzucają się tam tłumem, skoro to takie przyjazne, ciekawe i fantastyczne miejsce.
    Po trzecie, przypadła mi mocno do gustu powściągliwość charakteru pani stażystki, którą widać nawet w tym niewielkim fragmencie.
    Po czwarte, tajemnica. My lubimy tajemnice! Jestem bardzo ciekawa zatem, jak to rozwiążesz, no i mam nadzieję, że nie będziesz mieć więcej wątpliwości co do odejścia, bo jeśli już zaczęłaś, to musisz tę historię doprowadzić do końca!

    Nie wątkowałyśmy chyba nigdy, a szkoda. Może jak wrócę, to się coś pomyśli :3

    PS. Strasznie mnie śmieszy, kiedy w opowiadaniach ktoś używa zwrotu "to było jasne" (w tym przypadku akurat "Ktoś polował na Covelów, to było jasne"), gdy w grę wchodzi jakaś tajemnica. Sama piszę to nagminnie, ale spójrzmy prawdzie w oczy - to nigdy nie jest jasne! I w większości przypadków nikt oprócz Mistrza Autora nie ma o zagadce pojęcia!

    Miłego, pisz więcej :*

    (niegdyś) Jihoon/Abigail/Alexander/Seunghyun/Mei

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, że mimo iż Twoje postacie nie są już z nami, to zaglądasz i jeszcze dzielisz się swoimi przemyśleniami! Dziękuję serdecznie, bardzo się cieszę, że treść miała swoje małe zwycięstwo nad formą, choć żadna z nich nie jest perfekcyjna (ale pracujemy nad tym!). Ta refleksja u mnie również jest dość osobista, w końcu przelewam ogromną część swojego życia na moje panie, a one same po prostu żyją w mojej wyobraźni tak, jakby to wszystko naprawdę się działo. Mam nadzieję, że zarówno mi, jak i Ethel uda się odkryć to, co kieruje wyborem ścieżki tych naszych nauczycieli-samotników. Może to piękna klatka ze złota, w której tak na dobrą sprawę mało kto chce się znaleźć? Co do Ethel to znów dziękuję, naprawdę. Jest to dla mnie olbrzymi sukces, gdy w opowiadaniach i wątkach rzeczywiście odbija się charakter mojej postaci. A na koniec - fakt, mamy tu do czynienia z oczywistością w tajemnicy, brzmi to cokolwiek dziwnie, jakby się nad tym zastanowić ;) W takim razie czekam na Twój powrót z niecierpliwością i dziękuję za każde ciepłe słowo!

      Usuń