Albus Severus Potter
Już piąty rok w Slytherinie. Teoretycznie rodzice są z niego dumni, praktycznie matka narzeka, że musi prać jego szaty oddzielnie, żeby nie zafarbowały dumnych barw Gryffindoru. Różdżka długa jak cholera i w ogóle nieporęczna, bo mierzy aż czternaście cali. Czarna, zrobiona z hebanu, z rdzeniem z włosa jednorożca. Nie umie wyczarować patronusa, bo jest do tego zbyt beznadziejny, a do bogina się nie przyznaje. Zgredek - tak właśnie nazwał głupią sowę, która towarzyszy mu od dzieciństwa. Nie jego wina, że ojciec zauroczył go wspaniałymi opowieściami z dziejów, gdy sam był uczniem Hogwartu. Aktualnie jakoś się tym nie ekscytuje. Przynajmniej udało mu się dostać do drużyny quidditcha, więc ostatecznie do czegoś się nadaje. Gra sobie jako pałkarz i w sumie dobrze mu z tym.
Gdy pierwszy raz miał przejść przez peron dziewięć i trzy czwarte, najbardziej obawiał się tego, że Tiara Przydziału zgotuje mu los Ślizgona. I choć teoretycznie było to mało prawdopodobne (bo przecież jak taki wrażliwy i dobroduszny chłopiec może zostać przebiegłym wężem), jego czarne wizje się spełniły. Całe życie w cieniu starszego brata, ulubieńca wszystkich wokół, oraz ojca, który jest znanym w całym świecie magii bohaterem. Egzystuje pomiędzy ścianami wielkiego zamczyska, głęboko chowając cichutki głosik zawiści przykryty grubą warstwą wrażliwości oraz delikatności. Właściwie to znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem, bo w Slytherinie nie do końca czuje się sobą, a od strony gryfonów często otrzymuje niezbyt miłe komentarze. Bo jak to Potter mógł się nie znaleźć wśród wspaniałej lwiej społeczności?
Al jest przyjazny dla innych i śmieje się, gdy widzi uśmiechy na twarzach jego rówieśników. Co prawda nie ma wielu przyjaciół, a większość ludzi zagaduje go po to, aby wkupić się w łaski jego lubianego brata, jednak chłopak nie narzeka. Dopiero w samotności budzą się w nim te mroczne, nieokiełznane myśli, których piętnastolatek nienawidzi z całego serca. Komentuje wszystko i wszystkich, ale tylko w duszy, żeby nie sprawić nikomu przykrości. Czasem czuje się, jakby miał rozdwojenie jaźni. Albo jakby po prostu znalazł się w złym miejscu o niewłaściwym czasie.
No to ja się witam Alem i mam nadzieję na pokręcone powiązania i dziwne, ale ciekawe wątki :)
Nie lubię wymyślać, błagam, nie każcie mi ;_;
Na zdjęciu Cody Christian.
~*~
~*~
____________________No to ja się witam Alem i mam nadzieję na pokręcone powiązania i dziwne, ale ciekawe wątki :)
Nie lubię wymyślać, błagam, nie każcie mi ;_;
Na zdjęciu Cody Christian.
[Cudowny Albus Potter, do którego już mam słabość! :D Do tego idealny wizerunek. Wątek pomiędzy Potterem a panną Longbottom powinien być, prawda? Gorzej z pomysłem, nie będę kazała Ci wymyślać, o ile (jeżeli oczywiście masz ochotę na wątek, bo nie zapytałam ;o) zdecydujesz jakie relacje mają ich łączyć. :D ]
OdpowiedzUsuńA. Longbottom
[Cześć! To co wącimy razem, nie? Mam nawet pomysł :)]
OdpowiedzUsuńAngel
[Lubię Ala-Ślizgona, wyszedł ci cudownie. Witam ;3]
OdpowiedzUsuńLou
[Dzień dobry! Przyznaję, że podglądałam kartę. Stworzyłaś idealnego Ala. :)]
OdpowiedzUsuńArielka
[No cóż, sprawa jest taka, że Angel była pierwszą miłością jego ukochanego brata, zresztą z wzajemnością. Jednak to było dwa lata temu, kiedy teoretycznie byli młodzi i głupi a młodszy Potter nie odczuwał jeszcze pociągu do płci pięknej, a tu teraz proszę. Chłopaczyna nam wyrósł nieco i nic dziwnego że zaczął się interesować kobietami. A gdyby tak w oko wpadła mu była dziewczyna jego brata. W obecnej sytuacji, kiedy on jest z nią w domu, zapewne często rozmawiają, a z Jamesem się w ogóle nie widuje, może uznać to za znak i zacząć swoje zaloty, tyle że niespodziewanie do akcji wkroczy James i Al. będzie miał zdecydowanie utrudnione zadanie w zdobywaniu jej przychylności, może nawet robić duże błędy, typu wsadzi ją na miotłę, a ją sparaliżuje strach i spadnie, lądując w skrzydle szpitalnym, albo się pospieszy z pewnymi rzeczami i mu nie będzie nic wychodzić :)]
OdpowiedzUsuńAngel
[Witam brata! :D Coś czuję, że będzie się działo :) Zaproponowałabym wątek, ale na razie mam ich tak dużo, że może poczekam kilka dni. Jakby co to jednak zapraszam śmiało, najwyżej będę wolniej odpisywać :] No i miłej zabawy!]
OdpowiedzUsuńJames
Witamy wśród autorów bloga!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Wybacz za usunięcie, ale zrobiłam tam tak karygodny błąd, że nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Cudne zdjęcie, cudny Al, i no witam :)]
OdpowiedzUsuń[ Ależ wy wszyscy ciekawscy! Nic nie powiem, nic a nic! Okaże się wkrótce. Ale cieszy mnie fakt, że ktoś przeczytał zakładkę :)]
OdpowiedzUsuńAngel
[Albusa zawsze najbardziej lubiłam za imiona moich ulubionych postaci <3 A teraz jeszcze bardziej go lubię po przeczytaniu twojej KP :D]
OdpowiedzUsuńMartynka
[Mi się już kończą na dzisiaj...chym cóż. Może jakie ładne kwiaty z byle okazji i spacer na zimnych dłoniach, gdzie chcąc zrobić romantyczną atmosferę Al. w ciągu dnia zapali świeczniki, przy uschniętym drzewie, niby aby się ogrzać, zaczną gadać i wtedy o mało nie spalą drzewa, któreś z nich się poparzy, wylądują w skrzydle szpitalnym i dostana szlaban]
OdpowiedzUsuńAngel
[Fajny ten Albus. A pan ze zdjęcia jakoś mi tak do niego bardzo pasuje, więc na plus. Cześć!]
OdpowiedzUsuńIvy
[Hm, coś mi wpadło do głowy, ale nie wiem, jak Ci się to spodoba. Co powiesz na to, by Ivy była pierwszym zauroczeniem Albusa? Krótkim, niewinnym, mogło mu szybko przejść, to już zależy od Ciebie. Mogli poznać się w zeszłym roku, gdy Albus przyszedł poćwiczyć sam na stadion, Ivy właśnie to robiła... Ćwiczyli razem, połączył ich Quidditch, dodatkowo Ivy polubiła Ala, a że ona wylewna jest, i czuła, i kochana... To taka własnie była w stosunku do niego. No i nie była w ogóle zainteresowana jego bratem. Tylko Alem.
OdpowiedzUsuńTeraz mogliby się przyjaźnić.]
Ivy
[Masz może ochotę na wątek? W końcu ten sam rok, jedna drużyna... znać się znają. Można by coś wymyślić... :)]
OdpowiedzUsuńAithne
[Świetny Al Ci wyszedł, w dodatku Ślizgon, a ci zawsze najlepsi :3]
OdpowiedzUsuńAntek
[Spokojnie. Az tak mi się nie śpieszy. ;) Sama będę w domu, przy komputerze koło północy dopiero.
OdpowiedzUsuńCo do pomysłu...można powiedzieć, że się dogadują, ale w sumie wielkiego kontaktu nie mieli. Moze jakiś wredny Gryfon zamknął ich w komórce na miotły, a niestety Alohomora nie zadziałała? Musiał czymś drzwi zastanowić, wiec są zmuszeni do rozmowy? ]
[No jakoś Ci to wybaczę, no :) Chętna, chętna. Z Tobą zawsze! :)]
OdpowiedzUsuń[No to jak chcesz możemy zrobić coś z tym jej planowanym wyjazdem! Może Al by jej pomagał wyjechać?]
OdpowiedzUsuńMartynka
[Miałam nadzieję, że cytat na górze kogoś rozbawi i cieszę się, że jest choć jedna taka osoba. :)
OdpowiedzUsuńWiesz co? Myślę, że Arielka może być jedną z tych osób, które będą chciały rozmawiać z Alem, ale nie po to, by wkupić się w łaski Jamesa. Nagle wpadłam na jeden straszliwie głupi pomysł, więc się nie zdziwię, jeśli odmówisz. Mamy listopad, jest ślisko i w ogóle ble, więc uczniowie spędzają więcej czasu w szkole niż na błoniach. Al mógłby akurat przechadzać się brzegiem jeziora, tak po prostu i Arielka tak po prostu też by tam była. A ponieważ jest ślisko, mogłaby się poślizgnąć i niefortunnie wpaść na niczemu winnego Ala, który finalnie wylądowałby w jeziorze. Cza–czam! Pomysł głupi, ale jest. Na razie nie wpadnę na nic lepszego, ale będę próbować. :)]
Arielka
[ I'm in love, serio, mogę czołgać ci się do stóp za tego Albusa. A jak doczytałam o dziwnych wątkach, to już kompletnie ześwirowałam i nie mogę się powstrzymać od zaproponowania wątku.]
OdpowiedzUsuńAithne po treningu nieco się ociągała. Po pierwsze nie miała ochoty wracać do lochów z pozostałymi członkami drużyny. W przeciwieństwie do reszty nie była uwielbiana we własnym domu. Może dlatego, że nie starała się za wszelką cenę udowodnić, że jest godna koloru swoich szat. Była ślizgonką tak jak większość jej rodziny, ale nie widziała powodu, dla którego nie mogłaby korzystać ze swoich znajomości w innych domach. Poza tym wielu ślizgonów planuje w przyszłości swoją karierę polityczną, a wcale nie starają się zdobyć stronników w Hogwarcie. Lestrange uważała, że warto korzystać z różnych stosunków. Rozmawiając z wieloma... niewielu ufała. Właściwie lista jej przyjaciół ograniczała się do pozycji kapitana drużyny. Niektórzy uważali, że tylko dlatego została obrońcom. Na szczęście była pewna swoich umiejętności na boisku i wiedziała, że mogą sobie gadać, co chcą, ale bez niej drużynie byłoby znacznie trudniej wygrać. Musieliby polegać przede wszystkim na szukającym. Izaak był świetny, ale.. dajcie pożyć facetowi!
OdpowiedzUsuńOstatnia poszła odnieść miotłę. Zupełnie zapomniała, że Albus został, żeby posprzątać. Każdemu przypada w udziale ta cudowna czynność...
Weszła do schowka i prawie nie zwróciła uwagi na jego obecność. Niby chodzili do jednej klasy, byli w jednej drużynie, ale zasadniczo nie rozmawiali. Może dlatego, że i jedno, i drugie trzymało się na uboczu. Równie dobrze mogliby być duchami Domu Węża obok Krwawego Barona.
Odłożyła swoją miotłę i bez słowa skierowała się do wyjścia.. kiedy nagle drzwi się zamknęły. A właściwie ktoś je zamknął. Zerknęła na Pottera. Zauważyła, że rzucił jej badawcze spojrzenie. Chyba liczył na to, że dziewczyna zacznie szlochać i panikować. Tymczasem Aithne rzuciła kilka mocnych przekleństw. Albus uprzedził ją w próbie otworzenia drzwi. Szarpanie za klamkę też na niewiele się zdało.
- Cholera - westchnęła i oparła się o szafkę ze sprzętem do czyszczenia mioteł.
Pomyślała o rzuceniu zaklęcia patronusa, ale dopiero zaczęli go ćwiczyć i jej własny ledwo się utrzymywał. Przybierał kształt kolibra, który miotał się to tu, to tam... ale i znikał nim dziewczyna zdążyła nad nim zapanować.
- Jakieś pomysły? - zapytała i zbiła wzrok w Albusa. Jest przecież choler*** Potterem. Ci podobno zawsze mają jakiś pomysł w zanadrzu.
Aithne
Nie istniało pojęcie stereotypowego ślizgona. Może dawno w czasach kiedy jej rodzice przemierzali szkolne korytarze, był pewien schemat osobowości każdej osoby z poszczególnych domów, jednak na przestrzeni lat wszystko się zmieniło. Ludzie się zmienili. Tak, czasami można było znaleźć osobę, która idealnie pasowała do danego domu, w przypadku ślizgona bądź ślizgonki dumnie nosiła głowę wysoko uniesioną do góry, spoglądała na wszystkich z wysoka i, co najważniejsze, udawała pyszałka, a w głębi duszy była jedynie pokrzywdzonym stworzeniem desperacko szukającym akceptacji poprzez zwracana na siebie uwagi.
OdpowiedzUsuńNo cóż, przynajmniej tak uważała Angel. Nie było dwóch takich samych osób w szkole. Zdarzały się podobne przypadki, jednak wystarczyło tylko je bliżej poznać, by przekonać się, że w środku są inne. Bliźniaczki, trojaczki, czworaczki- nawet oni byli różni. Więc twierdzenie, ze ten kto jest ślizgonem musi być wredną łajzą krzywdzącą wszystkich ludzi, którzy staną mu na drodze, chociażby w kolejce do sklepowej kasy. To było głupie i już.
Może dlatego tez była taka kontrowersyjna. Umawianie się z gryfonem, potem krukonem- zazwyczaj ślizgonki trzymały się swoich pragnąc przedłużyć czystą linię czarodziejów, bo w końcu do domu węża w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach trafiały osoby z czystą krwią. I tu znowu- Angel nie obchodziły takie detale jak krew. Liczyło się to człowiek miał w sercu. Dlatego właśnie chodziła z Jamesem. Nie obchodziło jej jego nazwisko, które choć sławne nie robiło na niej wrażenia. Przy nim czuła się ważna, wyjątkowa i kochana. Potem wszystko się posypało, chociaż nigdy nie mogła zaprzeczyć, że nadal mu na niej zależy i ciągle potrafi wywołać na jej twarzy uśmiech. Byki przyjaciółmi, dobrymi tak jak ona i Albus, jego młodszy brat.
Chyba od zawsze się dogadywali odkąd młodszy Potter przekroczył próg Hogwartu, a Tiara Przydziału skierowała go do domu Salazara. Nie kłócili się, w większości spraw mieli to samo zdanie- przyjaźnili się i nic więcej. Przynajmniej według niej. Więc kiedy Albus zaprosił ją na spacer przyjęła jego propozycje bez wahania. Fajnie było móc z nim pogadać, wyrzucić z siebie niepotrzebne żale. Al potrafił poprawić jej nastrój jakkolwiek by się źle nie czuła. Ten dzieciak był cudotwórcą.
Tuż po lekcjach poszła do dormitorium i przebrała się ze szkolnej szaty w proste spodnie oraz sweter, który już po chwili zniknął pod ciepłą kurtką. Zdążyła jeszcze chwycić czapkę oraz szalik do kompletu i ruszyła w kierunku wyjścia ze szkoły. Wprawdzie miała jeszcze trochę czasu, jednak była niemal stuprocentowo pewna, że młody Potter będzie na nią czekał co najmniej piętnaście minut wcześniej. Uśmiechnęła się przeskakując po dwa schodki aż w końcu dodarła do drzwi wyjściowych. Rozejrzała się wokół szukając wśród tłumu ciemnej czupryny, jednak nieco rzadszej niż tej Jamesa.
Angel
[ Nic dziwnego, że się rzucili, skoro jest się na co rzucać, no. Dobra, ale ostrzegam, że moje pomysły niekoniecznie wszystkich zadowalają.
OdpowiedzUsuńLuke nie znosi stereotypów. Wszystko, co powtarzalne i monotonne niesamowicie go drażni. Dlatego możemy założyć, że ilekroć minie Albusa na korytarzu, może go mierzyć dziwnym spojrzeniem i nie wiadomo, czy robi to dlatego, że go nie cierpi, lubi albo podrywa. To po prostu bardzo głębokie spojrzenie.
Jest bardzo ciekaw jego jako osoby, bo nasłuchał się o cudownym pokoleniu Potterów, mężnych Gryfonów, których odwaga nie zna granic. A tu proszę, wyłam w odwiecznej tradycji, całkiem dla lukowego niesamowity. Potter może czuć się nieco zagubiony, bo kruczek jest osobnikiem, o którym nikt zbyt wiele nie wie i równie dobrze może okazać się jakimś zamaskowanym psychopatą. To byłaby taka relacja przed wydarzeniami, na których się skupimy.
Mam na myśli, że możemy zacząć od momentu, w którym Albusowi puszczają już nerwy i po prostu ma zamiar wyjaśnić to sobie z moim platynem, bądź zrobić cokolwiek innego, co uważasz za słuszne, tego nie mogę już przewidzieć.
No i wybacz, wiem, pewnie nie jest najlepiej, ale uznałam, że to mogłoby być ciekawe, takie wzajemne poznanie się i odkrycie kim są tak naprawdę.]
[Zacznę zacznę tylko tak bardziej w nocy :)]
OdpowiedzUsuńMartine
Ariel uwielbiała zimę, ale nienawidziła z całego serca późnego listopada. Temperatury wciąż były bliskie zera, śnieg padał i zaraz się topił, by w nocy zamarznąć. Wszechobecna ciapa i lód wprawiały Arielkę w podły nastrój i nawet gorąca czekolada zaserwowana przez jak zwykle nadgorliwe skrzaty domowe nie mogła poprawić jej humoru. Zmęczona tłokiem w pokoju wspólnym i powodowanym przez pierwszoroczniaków hałasem (jak smutna była myśl, że ona też kiedyś się tak zachowywała!) postanowiła zaprzestać pisania niezwykle długiego wypracowania na eliksiry i wyjść się przewietrzyć.
OdpowiedzUsuńWcisnęła na dłonie beżowe rękawiczki i czapkę wyglądającą jak głowa sowy i wyszła na dwór, gotowa na walkę z mrozem. Ku jej zaskoczeniu na dworze wcale nie było aż tak zimno, jak się spodziewała, co poniekąd było pocieszające, ale oznaczało też, że cały śnieg zaraz zamieni się w brudną breję wydającą nieprzyjemnie ciamp przy każdym kroku. Mimo tego Ariel postanowiła nie rezygnować z popołudniowego spacerku i choć przez chwilę nacieszyć się świeżym powietrzem.
Obrała tę samą drogę co zwykle — przy brzegu jeziora, z uroczym widokiem na pływająca głęboko pod powierzchnią wielką kałamarnicę, jedną z najpopularniejszych atrakcji Hogwartu. Lubiła tę trasę — mogła na chwilę oderwać się od rzeczywistości i zatracić we własnych myślach, nie obawiając się, że ktoś jej przeszkodzi. Chyba że było lato, wtedy nie warto było ryzykować wylądowania w jak zwykle zimnym jeziorze z powodu własnego zamyślenia.
Przy brzegu stał jakiś chłopak w zielono—srebrnym szaliku, którego z daleka Arielka nie potrafiła rozpoznać. Zdziwiło ją, że ktoś jeszcze postanowił oderwać się od wypracowań i pójść zmierzyć się ze zbliżającym mrozem, ale nie miała ochoty go zagadać. Zapewne zjawił się tam z tego samego powodu, co ona — chciał odpocząć.
Postanowiła go wyminąć i z zaciętym wyrazem twarzy ruszyła przez śniegową breję, starając się nie wywalić na zdradzieckim lodzie.
Arielka
Pomijając fakt bycia Potterem, to był też facetem - mógłby się na coś przydać. Niestety Aithne coraz częściej przekonywała się, że praktyczniejsze byłoby umawianie się z jakąś laską niż z mężczyznami, którzy są po prostu bezużyteczni. Problem jednak polegał na tym, że zwykle faceci mają wyższy status w społeczeństwie i... zwyczajnie fizyczne potrzeby miały tu też swój udział. Całować dziewczynę? To jakieś dziwne. Choć może to tylko zdanie niedoświadczonej piętnastolatki.
OdpowiedzUsuńPrzez chwilę miała wrażenie, że Albus patrzy na nią wrogą. Uznała jednak, że po prostu jest poirytowany sytuacją. W końcu w ogóle się nie znali i chyba nie powinien mieć żadnych silnych uczuć z nią związanych. nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek zrobiła coś, co mogłoby spowodować głęboką niechęć u Pottera. Wręcz przeciwnie. Ostatnio nawet próbowała uratować siebie i jego brata od szlabanu. A nawet nigdy nie wykorzystywała Albusa, żeby zagadać do Jamesa. Nie żeby nigdy jej to nie przeszło przez głowę... po prostu zbyt wiele osób próbowało. Z resztą nie była pewna czy relacje między braćmi oby na pewno są dobre...
Westchnęła.
- Miłego sprzątania - odparła. Przygryza wargę. Coś w końcu trzeba zrobić. Przecież nie będzie siedziała i czekała aż ktoś zorientuje się, że jej nie ma, ponieważ była przekonana, że jej koleżanki z pokoju na pewno nie zwrócą na to uwagi. A nawet jeśli... to nikogo o tym nie poinformują. Nadzieja, że ktoś zacznie szukać Pottera też nie była zbyt wielka.
- Expecto patronum...- wyszeptała. Z jej różdżki wyleciał koliber, ale nim dotarł do drzwi rozprysł się... nawet nie rozmył w mgiełce, ale właśnie rozprysł, jakby jego własna dynamika go rozsadziła.
Zaczęła nerwowo obracać różdżką. Musi być jakieś zaklęcie, które im pomoże. Są czarodziejami!
Co by robił mugol? Pchnąłby. Spojrzała na Albusa. Jak na pałkarza to ogromny nie był.
- Spróbujemy razem je po prostu pchnąć? - zaproponowała. Nic lepszego nie przychodziło jej do głowy. - Nienawidzę siedzieć bezczynnie - dodała. Oczekiwała potępienia w spojrzeniu kolegi.
Aithne
[ Chciałabym jednak przedstawić tę sytuację początkowo z punktu widzenia Albusa. Nie możesz zwalić wszystkiego na mnie ( chociaż rozumiem, że nie wyrabiasz), bo tak bardzo czekam na zaczęcie tego wątku z twojej strony, że nie wyobrażam sobie, że to ja zacznę. To popsułoby moją koncepcję.
OdpowiedzUsuńCzy pewniakiem jest, że nie dasz rady i muszę dokonać tego, o co zostałam poproszona?]
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Załóżmy że już są przyjaciółmi :)]
OdpowiedzUsuńZłość jaka targała Martine była nie do opisania. Z dnia na dzień coraz częściej myślała o opuszczeniu Hogwartu i wyjechaniu do wymarzonych Indii, które znała tylko z fotografii, w dodatku mugolskich, gdzie wszystko stało w miejscu i w żadnym wypadku nie odzwierciedlało prawdziwego piękna. Miała tak wiele planów co do tego wyjazdu. Czemu chciała wyjechać? Bo nie miała ochoty dostawać co drugi dzień listów od rodziców, gdzie wychodziło na to, że zachowuje się karygodnie, a jej oceny z transmutacji powinny być wyższe. Kochany pan dyrektor oczywiście został już poproszony o donoszeniu każdej najmniejszej skargi na nią, łącznie z tygodniowym przedstawieniem planu lekcji, ocen i rozmów. Jej rodzice wiedzieli o niej więcej, niż ona sama.
Albus jej pomagał. I była mu za to tak strasznie wdzięczna, że nie wiedziała jak mu się odwdzięczy. Od kilku tygodni planowali razem wyjazd. Początkowo tyczył się on tylko Martine, jednak teraz... Dziewczyna zauważyła, że Al powoli chce też wyjechać.
Brunetka skierowała się w stronę Wielkiej Sali gdzie z pewnością był Al. W ręku trzymała zgnieciony list, w którym rodzice napisali jej, że ma zakaz uczęszczania do Hogsmeade. W czasie kiedy jej przyjaciele będą pić piwo kremowe Pod Trzema Miotłami, ona będzie mieć dodatkowe lekcje z transumtacji. Dziewczyna kiedy tylko weszła do sali zauważyła Albusa i skierowała się w jego stronę. Usiadła obok i przerywając mu jedzenie owsianki podłożyła list pod nos.
- Czytaj. Nasz plan diabli wzięli.- W oczach widoczne miała iskierki gniewu. Miała tego dosyć. Nie może tak żyć do końca życia.
Martine
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[ Nie odświeżyłam komentarzy, no]
OdpowiedzUsuńInność to najpiękniejszy dar jaki tylko można zyskać. Nie ma nic wyjątkowego w monotonii szarego dnia, zwyczajnych ludziach, których mija się na korytarzu, spoglądając w zadumie na ich puste twarze. Luke to rozumiał. Respektował te niepisane zasady, które ułożyły jego życie w ten zadziwiająco nieprawdopodobny sposób. Był obserwatorem. Analizował każdego z osobna doszukując się niesamowitego pierwiastka, który mógłby zająć go na dłużej niż parę chwil. I pewnego dnia go odnalazł.
Ciebie szukam.
Albus wydawał się kimś więcej niż kolejnym Potterem, który został stworzony po to, by zawstydzać tych mniej odważnych. I to właśnie było piękne. To właśnie sprawiło, że w któryś z mroźnych czwartków zatrzymał się i go dostrzegł. Zobaczył go po raz pierwszy tak naprawdę, a jego serce stanęło, żeby po chwili zacząć bić dwa razy mocniej. Czuł, że od tej chwili coś się zmieniło i nabrało sensu. Jakby odnalazł światło pośród nieprzeniknionej ciemności.
- Nie wiem, nie wiesz o czymś? - zapytał z niewinnym uśmiechem, opierając się o regał pełen zakurzonych ksiąg. Nigdy dotąd nie był tak blisko chłopaka. Jego dociekliwe spojrzenia omiatały go z drugiego końca korytarza, zawsze uporczywe i pełne niezidentyfikowanych uczuć. A teraz miał przed sobą te zielone oczy, które z pewnego rodzaju przerażeniem wpatrywały się w jego górującą postać. Miał ochotę klepnąć go przyjacielsko po ramieniu i krzyknąć: hej, bądźmy kumplami!, ale zwyczajnie nie potrafił się na to zdobyć. To zakrawało na absurd, jedną z tych sytuacji, kiedy zrobi się wszystko, by zachować godność.
Westchnął głęboko i uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, jakby to było najwłaściwsze. Potem podrapał się po głowie i zajął się przeglądaniem opasłych tomisk, które leżały nieopodal. Nie był pewien, co sprowadziło go do biblioteki. Nie czytał nawet książek, a wszystkie prace pisemne zlecał tym, którzy mieli do tego głowę. Źle kojarzyły mu się długie regały wypełnione po brzeg niepotrzebnymi materiałami, nikomu nie mającymi się przydać. Przerażało go to, że biblioteka była długowieczna i rządziła się własnymi prawami, gdy on był zaledwie człowiekiem, którego połamać może byle jaka przeszkoda.
Jak mógł żyć tak długo, będąc tak ślepym?
- Nie jestem żadnym psychopatą - rzekł poważniejąc z nagła i rozwiewając wszystkie wątpliwości chłopaka - jestem jedynie ciekaw.
Lód był zdradziecką istotą. Lód był kwintesencją zła. Ariel nienawidziła lodu równie mocno, co popełniania błędów przy opanowanych już zaklęciach. Lód był czymś, co uwzięło się na dziewczynę i postanowiło zmienić jej życie w pasmo porażek. Bo jak inaczej miałaby nazwać fakt, że przechodząc akurat obok stojącego przy jeziorze chłopaka, musiała się poślizgnąć na zdradzieckiej powierzchni i to w tak imponujący sposób, że przez chwilę nie wiedziała, która z jej nóg jest prawą, a która lewą? Co było w tym wszystkim najgorsze? Że wywalając się, z impetem uderzyła w chłopaka, który jakimś cudem ją złapał i sam się przy tym wywalił na tę niezbyt grubą warstwę lodu pokrywającą jezioro. Jakby nie miała już dość problemów tego dnia.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na chłopaka z nieukrywanym strachem i ulgą (w końcu fakt, że lód się pod nimi nie załamał, trzeba było uznać za sukces!), i nagle odniosła wrażenie, że skądś go kojarzy. Te ciemnozielone oczy i czarne włosy zdawały jej się dziwnie wręcz znajome, ale nie mogła sobie przypomnieć, do kogo należały. Tak, jakby nagle dostała amnezji. Irytujące uczucie.
Kiedy tylko padło słowo "pierwszoroczniak", zerwała się z ziemi (czy może kolan chłopaka) tak gwałtownie, że znów się poślizgnęła i wylądowała na twardym lodzie. Zagryzła delikatnie dolną wargę, zastanawiając się, o ile łatwiejsze byłoby poruszanie się, gdyby miała miotłę i odgarnęła włosy z twarzy.
— Nie jestem pierwszoroczniakiem — powiedziała cicho, z lekkim wyrzutem. — I nie, nic mi się nie stało, a tobie?
Starała się być uprzejma, ale głos miała naburmuszony. Och, jak ona nienawidziła, gdy ją brano za jedenastolatkę! To było upokarzające, ciągłe przypominanie ludziom, ile ma się lat. Jakby przez ostatnie dwa lata nie pojawiała się na korytarzach Hogwartu, ani nie grała w drużynie Krukonów! Zawsze łudziła się nadzieją, że nie wyglądała aż tak źle, by dawać jej te parę lat mniej, ale w końcu nadzieja jest matką głupich.
Lód niebezpiecznie zatrzeszczał pod jej stopami.
Arielka
Martine była wściekła. Na pewno bardziej niż wtedy, kiedy napisali jej, że nie ma opcji, żeby spędziła święta w Hogwarcie, a tym bardziej u jednego ze swoich przyjaciół. Miała w tym roku nadzieję, że zostanie w zamku i będzie mogła spędzić święta w przyjacielskim gronie, lub wyjechać do kogoś, jednak oni znowu podcięli jej skrzydła. Nienawidziła tego z całego serca, a jednak nie umiała sobie wyobrazić co by było, gdyby ich nie było.
OdpowiedzUsuń- Musimy wymyślić coś innego. Może uda mi się jakoś wymknąć. Udam że zachorowałam czy coś... Sama nie wiem! Miałam nadzieję, że ty coś na to poradzisz! - Miała już tego dosyć. Była wyczerpana całym tym misternym planem, który snuli już od początku września. - James mógłby pożyczyć mi pelerynę niewidkę! Albo możemy odlecieć na miotłach i poza granicami Hogwartu się aportować... - Zdawała sobie sprawę z niemożliwości spełnienia drugiej opcji, jednak zapytanie brata Ala zdecydowanie wchodziło w grę. - Jakbym mogła to uciekłabym już teraz.
[Tak btw., to ona w dodatku będzie mieć wielkie love story z James'em! Tak więc mamy kolejny punkt zaczepienia, chociaż to z czasem :D]
Martine
Słysząc propozycję Ślizgona, pokiwała energicznie głową. Wstała po raz kolejny i ostrożnie stawiając stopy, przeszła na brzeg najszybciej, jak tylko było to możliwe. Nie miała nawet najmniejszej ochoty na kąpiel w lodowatej wodzie jeziora i odczuła wielką ulgę, czując stały grunt pod stopami. Nawet jeśli był on cały pokryty lodem.
OdpowiedzUsuńOtrzepała ubranie ze śniegu, który zdążył się na nim zebrać i potarła dłonie o uda. Lądowanie na oblodzonej ziemi sprawiło, że czuła w kończynach nieprzyjemne mrowienie. Zastanawiała się, czy nie skorzystać z nadgorliwości skrzatów domowych i nie poprosić ich o zrobienie dla niej filiżanki gorącej czekolady na rozgrzanie.
Przez chwilę nie odpowiadała, zaskoczona pytaniem chłopaka, chociaż gdyby okazało się, że Ślizgon jakimś cudem znał jej imię, dopiero wtedy byłaby w prawdziwym szoku.
— Ariel — odpowiedziała po chwili i pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. W końcu nie mogła obrażać się na ludzi za to, że wygląda jak dziecko. — A ty?
Mimo że intensywnie starała się odgadnąć, skąd zna jego twarz, za nic w świecie nie mogła sobie tego przypomnieć. Starała się, ale jakkolwiek mocno nie wysilała swoich szarych komórek, nic nie przychodziło jej do głowy. Głupio się z tym czuła, ale przecież nie miała obowiązku pamiętać imion wszystkich hogwartczyków, którzy przewinęli się przez tę szkołę. Jednocześnie miała przeczucie, że akurat tego chłopaka powinna kojarzyć, bo może on stanowić dla niej zagrożenie. Dlaczego tak myślała? Nie miała pojęcia.
Arielka
[Dziękuję bardzo i również witam! :) Chęć na wątek może jest?]
OdpowiedzUsuńAnnabelle
[Hmm, są w tym samym wieku, więc mogli poznać się w pociągu i pomimo tego, że trafili do różnych domów, przez trzy lata jakoś udało im się utrzymać znajomość. Pod koniec czwartej klasy jednak Albus mógł powiedzieć coś niemiłego do Anny i od tej pory ze sobą nie rozmawiają, a Anna traktuje go jak powietrze. Co do wątku, mam taki pomysł, że podczas treningu Ślizgonów w Quidditchu Anna chciałaby się zakraść na trybuny, ale w pewnym momencie się potknie i przekoziołkuje przez dwa rzędy trybun. Wysoko to nie jest, ale kapitan drużyny Ślizgonów może polecić Albusowi właśnie sprawdzić czy nic dziewczynie nie jest i zaprowadzić ją na wszelki wypadek do Skrzydła ;)]
OdpowiedzUsuńAnnabelle
[Chyba w zasadzie stworzyłyśmy już w naszych kartach i wątkach relacje pomiędzy dwojgiem braci - niby się lubią, ale sobie dokuczają, James nie może wybaczyć Albusowi, że jest w Slytherinie - przecież to Potter. Myślę, że możemy poprowadzić wątek jakiejś sprzeczki między nimi. Masz jakiś pomysł? :]]
OdpowiedzUsuńJames
Dzisiejszego dnia Annabelle doszła do wniosku, że człowiek nie może mieć dobrych pomysłów z samego rana, a przynajmniej na pewno nie ona. Naprawdę nie miała pojęcia co sobie myślała, gdy leżąc w łóżku postanowiła wybrać się w południe na spacer po błoniach. Oczywiście na początku był to wręcz doskonały pomysł, dopóki nie opuściła murów zamku, a mroźny wiatr nie smagnął jej po twarzy. Miała wtedy wrażenie, że na zewnątrz jest przynajmniej dwadzieścia stopni poniżej zera, gdy tak naprawdę było dwadzieścia stopni cieplej. I choć Anna była stworzeniem ciepłolubnym, postanowiła się nie poddawać i ruszyła przez zaśnieżoną ścieżkę w kierunku boiska do Quiddticha, chowając twarz w ciepły szalik, a ręce wciskając w kieszenie kurtki.
OdpowiedzUsuńJuż będąc w połowie drogi zauważyła na tle nieba latające na miotłach postacie, co oznaczało, że któraś drużyna ma dzisiaj trening. Naprawdę podziwiała te wszystkie osoby, którym chciało się wstawać niekiedy o bezbożnej godzinie, aby w deszcz, upał czy nawet mróz, brać udział w treningu. Jej na pewno by się nie chciało, co było jednym z kilku powodów dla których nie pchała się do drużyny. Drugim był lęk wysokości, a trzecim wyraźny brak talentu. Mimo to, lubiła przychodzić od czasu do czasu na boisko, aby popatrzeć jak grają inni.
Nie miała zamiaru nikomu przeszkadzać, ani zwracać na siebie szczególnej uwagi. Chciała tylko przycupnąć gdzieś sobie na trybunach i bez słowa oglądać trening, ale jak zwykle nie wyszło tak, jak chciała. Ale co mogła poradzić na to, że schodki były śliskie? Wystarczyło kilka sekund i już leżała na zaśnieżonym boisku, wpatrując się w zachmurzone niebo, z którego powoli zaczęły spadać drobne płatki śniegu. Jęknęła cicho, nie mając ochoty się ruszyć, ale kiedy zauważyła, że ktoś zmierza w jej stronę, podniosła się do pozycji siedzącej, krzywiąc się jeszcze bardziej, gdy poczuła ból w kostce.
- Nie, nic nie jest okej - mruknęła zirytowana, gdy postać, która stanęła obok niej okazała się być Albusem. Wciąż miała do niego żal za te kilka przykrych słów, które powiedział jej któregoś wiosennego popołudnia w poprzednim roku. Od tamtej pory była na niego obrażona i udawała, że chłopak w ogóle nie istnieje, choć niekiedy przyłapywała się na tym, że o nim myśli i tęskni za jego towarzystwem. Teraz jednak najchętniej uderzyłaby go w twarz, tak dla zasady, aby pokazać, że wciąż jest na niego zła, ale był jedyną osobą, która mogła jej pomóc, a na pewno sama sobie rady nie da.
- Będziesz się tak dalej gapił jak skończony debil czy mi pomożesz, Potter? - syknęła, unosząc głowę do góry, aby móc na niego spojrzeć spod wysoko uniesionych brwi.
Annabelle
[Ok, wszystko super, tylko James na razie jeszcze nic nie wie o tym, że Al spotyka się z Angel - ale ma się niedługo dowiedzieć :) Ogólnie to w wątku z Angel chcę, żeby James zobaczył ją z Albusem, a później mieć wątek grupowy: James-Albus-Angel, na którym dojdzie do kłótni pomiędzy tą trójką. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńJames
Aithne nie należała do osób, które zbytnio by się przejmowały opinią ludzi... tak z czystej wrażliwości. Jeżeli dbała o to, co o niej mówią, to tylko dlatego, że wiedziała, jak wielką moc ma opinia i ludzie przekonania. Czasami słowami można zdobyć więcej niż pieniędzmi czy siłą. I w dodatku szybciej. Ale biorąc to wszystko pod uwagę... zupełnie nie przejmowała się humorkami Albusa.
OdpowiedzUsuńOdetchnęła nieco, kiedy chłopak zdecydował się jej pomóc. Może im się nie uda, ale przynajmniej nie będzie mogła na niego narzekać, że był bezużyteczny.
Kiedy spróbował pchnąć drzwi, szybko stanęła obok niego, żeby razem je ruszyć. Zastanawiała się, czym oni je zastawili, że draństwo jest takie ciężkie...
- Cholera, chociaż, na szerokość różdżki - wymamrotała. Miała wrażenie, że zaraz poślizgnie się i padnie na podłogę.
Drzwi zaś skrzypnęły jakby miały się złapać i drgnęły może o milimetr.
Aithne
To nie tak, że chciała go wystraszyć na śmierć i patrzeć jak umiera pod jej stopami na zawał serca czy nagły wylew. Po prostu lubiła od czasu do czasu zachowywać się jak małolata, straszyć innych, robić żarty, po prostu się bawić. Przy innych mogła liczyć jedynie na ciche pomruki oraz dziwne spojrzenia. Całe szczęście, że Albus nie traktował jej wybryków tak na poważnie i potrafił się z nich pośmiać, nawet jeżeli wcale nie były zabawne, a wręcz głupie. No cóż, Angel zawsze twierdziła że nie miała poczucia humoru, i z biegiem lat nic nie wskazywało na to by ten fakt uległ modyfikacji, więc jej najbliżsi na ich nieszczęście musieli cały czas znosić jej dziwactwa, i te mniejsze i te większe.
OdpowiedzUsuń- Oj nie przesadzaj- mruknęła wychodząc przed nim na świeże powietrze, które niemal od razy dało jej się we znaki, wywołując chłodne rumieńce na jej bladych policzkach- Za młody jesteś na zawał, poza tym nie jestem jakąś straszną jędzą, aby ci to zrobić. Potraktuj to jak naukę na przyszłość. Następnym razem będziesz rozglądał się na wszystkie strony- rzekłą z uśmiechem ruszając w kierunku błoni.
Musiała przyznać sama przed sobą, że uwielbiała taką pogodę. Lekki wiatr tarmosił jej włosy wystające spod wełnianej czapki, lekko zmrażał wystającą spod kołnierza buzię, oraz palce wyjątkowo nieosłonięte rękawiczkami, których niestety nie zdążyła wziąć z dormitorium. Poza tym nie było jej ani za ciepło, ani za zimno i pewnie gdyby nie prośby jej przyjaciółki zapewne nawet nie wzięłaby kurtki, ubierając się jedynie w ciepły sweter i szalik. Była jak zimowe stworzonko zmieniające futerko w zależności od temperatury na zewnątrz.
- To, co- zaczęła przyglądając się Albusowi z ukosa- Żyjesz jeszcze jakoś poza lekcjami? Słyszałam że w tym roku dają wam nieźle popalić.
[Wybacz za zwłokę]
Angel
- Ciebie - powiedział z rozbrajającą szczerością, wycierając zakurzone palce o wierzch ciemnej szaty.
OdpowiedzUsuńMoże coś ze mną nie tak, ale chciałbym wierzyć, że nic w moim życiu nie wydarzyło się bez powodu. Chwytam się ulotnych złudzeń i stykam się z powierzchnią rzeczywistości. Doszukuję się magii tam, gdzie czarodziej nigdy by jej nie znalazł. I nie mam żadnego wytłumaczenia, którego mógłbym użyć, by wszyscy z szerokim uśmiechem przytaknęli i poszli swoją drogą.
Odwzajemnił spojrzenie chłopaka, ale nie tak intensywnie, trochę z rezerwą, skupiając się bardziej na rozluźnieniu sytuacji. Mijający ich ludzie oglądali się ciekawsko i szeptali między sobą, a do jego uszu dolatywały strzępy ich cichych rozmów.
Luke nie figurował w dzienniku towarzyskim jako ktoś, kogo koniecznie musisz znać. Raczej z daleka przyglądał się wścibskiemu gronu, które panoszyło się po szkole, wyglądając za nowym obiektem do długich dysput. Bawiło go zamieszanie o nic i czuł się dosyć niekomfortowo, gdy obydwaj znaleźli się pod ostrzałem morderczych spojrzeń i porozumiewawczych uśmieszków.
- Wydaje mi się, że niewłaściwie zaczęliśmy - zreflektował się i przepraszająco wyciągnął do niego rękę - jestem Luke.
Inaczej wyobrażał sobie ich spotkanie, bo oczekiwał, że Albus, mimo pokładanych w nim nadziei, nie różni się zbyt wiele od wszystkich znanych mu Ślizgonów. Bo ilu ich przemknęło przez jego życiorys! I każdy z osobna był egoistycznych pajacem, dumnie manifestującym emocjonalne upośledzenie. Żaden z nich nie był do niego podobny.
Wiedział, że w powietrzu drga ta dziwna elektryzująca aura i podświadomie był pewien, że gdy zetkną się ich dłonie, mrowienie ustanie i poczują się odrobinę swobodniej. To było zbyt nagłe, niespodziewane i szaleńcze, tak poznawać się w biegu i zacięcie panować nad wyrazem twarzy.
[Cieszę się, że Lovisa się podoba! :D Albus jest takim właśnie Albusem, którego pamiętam z ostatniej części filmu i jego przerażenia, że trafi do Slytherinu. Jest super i nawet mam zalążek pomysłu na wątek. Al czuje się trochę nielubiany przez Gryfonów i pewnie ciężko mu żyć w cieniu Jamesa, więc może zaświta w jego głowie pomysł, aby czymś innym zaimponować? Do brata z tym nie pójdzie, Ślizgoni by go wyśmiali, więc postanawia, że zapoluje na Lovi podczas jej kolejnej, szalonej eskapady i będzie chciał trochę wkupić się w jej łaski, aby zyskać w oczach Gryfonów. Jak myślisz, pasowałoby coś takiego do Albusika? :>]
OdpowiedzUsuńLovisa
Ivy bardzo lubiła młodego Pottera. Od początku wzbudzał w niej coś na kształt instynktu opiekuńczego, sama nie wiedziała z jakiego powodu. Poznali się całkowicie przypadkiem - Pond może i nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktów, ale do Ślizgonów specjalnie nie lgnęła, jako że w przeważającej większości zbywali ją kpinami lub złośliwościami. Na Albusa wpadła jednak podczas gry w Quidditcha - i może dlatego ich znajomość tak dobrze się potoczyła. Nie miała pojęcia, że kiedykolwiek był nią zauroczony, ale gdyby wiedziała, cieszyłaby się z faktu, że mu przeszło. Bardzo go lubiła, jako kolegę i nie chciała takiego kolegi stracić - to było pewne.
OdpowiedzUsuńOczywistym było, że jej na nim zależało, w końcu znali się od dłuższego czasu. Nic więc dziwnego, że zaniepokoił ją siniak na jego twarzy. Nie był to pierwszy raz. Oczywiście, większość urazów pojawiała się podczas gry, w końcu Quidditch do najbezpieczniejszych sportów nie należał. Jednak Ivy zdawała sobie sprawę, że nie wszyscy traktują Albusa serdecznie lub przynajmniej obojętnie.
Próbowała nie poruszać tego tematu, wiedziała, że Potter czuje się z tym niezręcznie, dlatego przez dłuższy czas zerkała tylko na niego uważnie, rozmawiając o głupotach.
Długo jednak nie wytrzymała.
- To... - zaczęła, kładąc rękę delikatnie na jego policzku. - To nie Quidditch, prawda?
[Super! Na pewno nam się uda. :)]
Ivy
[ Wyczuwam, że nasze postacie mają wiele wspólnego, więc jeśli masz jakiś ciekawy pomysł, to pisz. Najwyżej będziemy myśleć :) ]
OdpowiedzUsuńQuinn
[To na mnie krzycz! Już sama nie wiem czy to wina moje komputera czy bloggera, ale jeśli nie dostajesz ode mnie odpowiedzi to krzycz ile wlezie a ja napiszę ją znowu i kilka razy sprawdzę czy jest]
OdpowiedzUsuńAngel
[ Mnie pasuje, później to jakoś rozwiniemy. Kto zaczyna? :) ]
OdpowiedzUsuńQuinn
Angel uśmiechnęła się szeroko. Tak, znała ten ból , w końcu kiedyś sama przez to przechodziła. Na jej nieszczęście doskonale pamiętała czas SUM-ów. Wyglądała jak zombie, mówiła jak zombie, zachowywała się jak zombie- cały jej rok opierał się na rutynie, wstawała rano, szła na lekcje, potem uczyła się do późna, włączając w to przerwy na jedzenie, którym jednak w tamtym okresie mocno wzgardziła, przez co schudła dobre kilka kilo i wyglądała jak patyczak. Z jej zdrowiem tez nie było najlepiej- chorowała często, na dodatek była tak przemęczona, że na początku drugiego semestru niemal co noc padała na twarz a te kilka godzi n które przesypiała nie dawały jej wystarczającej dawki energii na cały dzień. Teraz przypominając sobie zachowanie potrafiła jedynie kręcić głową i krzywić się- była głupia. Wymęczyła swój organizm tylko dlatego, że nie potrafiła prawidłowo gospodarować swoim czasem, mało tego pomylił jej się układ priorytetów. Ale dostała już za swoje i bądź co bądź wyniosła z tej całej akcji jakąś naukę.
OdpowiedzUsuń- I właśnie takie nastawienie mi się podoba- powiedziała czochrając mu włosy- Nie myśl za dużo, tylko przerabiaj to co wam karzą i najważniejsze, abyś był spokojny. Stres jedynie przeszkadza, wiem to z własnego doświadczenia. Jeżeli skupisz się na wkuwaniu nic dobrego z tego nie wyniknie- dodała, chowając dłonie do mieszeni. Chyba jednak przeceniła swoje możliwości. Brak rękawiczkę był jedną z gorszych decyzji podjętych przez nią w ciągu ostatnich tygodni.
- A co poza szkołą? Słyszałam że ugania się za tobą połowa gryfonek. Powinieneś się cieszyć, masz takie powodzenie jak James, a może nawet większe! Tu się jest czym chwalić- rzuciła na odchodnym- Jak to mówią mugole, ten kto ma szczęście w kartach ma powodzenie u kobiet . Może powinieneś spróbować czegoś z hazardem, hę?
Angel
Wątek wieloosobowy Albus-Angel-James
OdpowiedzUsuńWystarczyło, by usłyszała jego imię, a w jej głowie zapaliła się niewielka lampka. Podczas gry Ariel nigdy nie przyglądała się zbyt uważnie atakującym ją pałkarzom gdyż była zbyt zajęta unikaniem złośliwych tłuczków i jednocześnie wypatrywaniem znicza, ale kojarzyła ich twarze na tyle, by wyłowić ich z tłumu uczniów na korytarzu i mieć świadomość, że stanowią zagrożenie. Ponadto Albus Potter był podobny z wyglądu nie tylko do swojego sławnego ojca, ale również do starszego brata, Jamesa. I chociaż Arielka nigdy nie wyznałaby tego Albusowi, to przez prawie połowę drugiej klasy podkochiwała się w Jamesie, lecz w ostateczności quidditch i chęć złapania znicza pierwszą wygrały i pan Potter odszedł w zapomnienie.
OdpowiedzUsuń— W takim razie dobrze, że tamten lód się nie zawalił. Miałbyś dodatkową motywację, by zwalić mnie z miotły.
Ariel uśmiechnęła się do niego, teraz już przyjaźnie, bo nigdy nie należała do pamiętliwych osób i nie byłaby zdolna dłużej wypominać chłopakowi, że nazwał ją "pierwszoroczniakiem". W końcu ile może być obrażonym o jedno proste słowo?
Rozejrzała się po pustych błoniach; jej oddech zamienił się w białą mgiełkę. Potarła dłonie o ramiona, trochę je rozgrzewając i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, na myśl, która przyszła jej do głowy.
— Nie masz ochoty na gorącą czekoladę? — spytała trochę nazbyt wesołym głosem. — Bo znam parę skrzatów domowych, które chętnie by ją nam przyrządziły.
Uniosła delikatnie jedną brew w oczekiwaniu odpowiedzi. Sama uwielbiała odwiedzać kuchnię, bo skrzaty domowe były jednymi z najsympatyczniejszych istot świata. (Oczywiście, zdarzały się przypadki tych gburowatych, ale nie były one specjalnie częste). Rozmawiała z nimi, zajadając się najprzeróżniejszymi smakołykami i bez wahania mogła zdradzić niektórym z nich swoje tajemnice, nie bojąc się, że dowie się o nich ktoś niepowołany, o ile tylko poprosi skrzaty o milczenie. czasami miała wrażenie, że były one o wiele lepszymi towarzyszami niż ludzie — nie zdradzały. I świetnie gotowały.
Na samą myśl o jedzeniu Arielce zaburczało w brzuchu.
Arielka
[Pasuje mi, Lovisa będzie pewnie zdziwiona, że Potter do niej dołączył, ale przecież nie przepuści okazji, aby kogoś trochę zepsuć :D Zobowiązuje się zacząć, ale odrobinkę później albo jutro, najpierw muszę się uporać z próbną maturą i jestem cała gotowa do pisania :>]
OdpowiedzUsuńLovisa
Wydawało mu się, że gdy odpowie wszystko, chłopak wbije w niego jeszcze bardziej zdumione spojrzenie i ucieknie przy pierwszej lepszej okazji. Podświadomie czuł, że Albus jest zagubiony i szuka po omacku pewnego gruntu. Ale cóż złego jest w ciekawości? Co nieprawdopodobnego w czyimś zainteresowaniu? Nie można udawać, że względem otaczającego świata znaczy się za mało, by być interesującym. Wystarczyłoby, gdyby każdy odnalazł swojego Luke’a z platynową grzywką opadającą na oczy i szerokim uśmiechem rozświetlającym oblicze.
OdpowiedzUsuń- Kiedy pytasz o to w ten sposób, sam nie jestem pewien - powiedział ze śmiechem, siadając przy najbliższym stole. Gestem zachęcił chłopaka, by zrobił to samo, bo to było rozsądniejsze niż stanie i zwracanie na siebie dokuczliwej uwagi tłumu.
Biblioteka była ponura, zakurzona i kiedy przesunął palcami po drewnianej powierzchni, na jego palcach został dziwny osad, jakby nikt przed nimi nigdy nie odwiedził tego miejsca i to właśnie oni przełamali stuletnią zawziętość stołu w obrastaniu kurzem. Stracił jednak zainteresowanie warstwą brudu i wlepił spojrzenie w chłopaka, dogłębnie analizując zieleń jego oczu.
Cieszył się, że przeskoczyli etap wzajemnego poznawania się, ale nie potrafił odpowiedzieć na pytanie chłopaka, bo z nieznanych mu dotąd przyczyn, nie wiedział jak ująć w słowa to, co myśli wyrażały w ciągu niespełna paru sekund. Westchnął i podparł się na łokciu, czując przemożne zmęczenie.
Och, drogi chłopcze, czy możesz przestać zadawać pytania? Czy nie możemy ruszyć do przodu i ominąć zbędne uprzejmości? Jak mam wytłumaczyć ci, że interesuje mnie w tobie każdy najmniejszy szczegół i nie spocznę dopóki nie znajdę odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie zagadnienia? Wolałbym walnąć głową w ścianę, wypaść przez okno i podciąć sobie żyły niż siedzieć tu z tobą i snuć kłamliwe rozważania o tym, co mnie do ciebie przyciągnęło.
- Zróbmy coś fascynującego - mruknął cicho, natchniony, z fioletowymi sińcami gdzieś poniżej dolnej linii rzęs powstałymi w wyniku bezsenności, ostro kontrastującymi z bladą cerą - bądźmy szaleni i nieprzewidywalni. Przerwijmy monotonię życia i dajmy ponieść się ryzyku. Lubisz ryzykować, prawda?
Martine zauważyła jak Al zareagował na jej słowa. Zapomniała. Jak mogła zapomnieć, że w sumie to nie powinna mówić czegokolwiek o James’ie? Albus w jej oczach był tym najbardziej poszkodowanym. Środkowe dziecko – to które miłości doświadczyło tyle co nic, bo zawsze był ktoś ważniejszy. A to dorastającu James, a to malutka Lily. Współczuła mu, ale nigdy nie powiedziała mu że wie co właśnie przeżywa. Nie wiedziała i nigdy się nie dowie. Była jedynaczką i tak już miało zostać. Nie wybaczyłaby w sumie swoim rodzicom, gdyby okazało się, że będą mieć kolejne dziecko. Kolejne miałoby zrujnowane życie.
OdpowiedzUsuń- Al, wiesz że masz rację, ale ja nie wiem co oni jeszcze wymyślą… Jutro mogę dostać list, w którym napiszą mi, że mam z nikim nie rozmawiać, bo się o mnie boją, a za tydzień, że wracam do domu gdzie sami będą mnie uczyć, bo w Hogwarcie może mi się stać zbyt wiele złych rzeczy. – Martine westchnęła i nałożyła sobie na talerz naleśnika z sosem czekoladowym. – Boję się, że zaraz cały nasz plan diabli wezmą i już nigdy się od nich nie uwolnię.
Wiedziałaz że go nie przekona. Wiedziała, że będą musieli najpierw obmyślić cały plan jeszcze raz, ale tak strasznie się bała, że w końcu wyjdą z tego nici.
- A i nie bierz o James’a niewidki. Jest nam na razie niepotrzebna… - Domyślała się, że te słowa sprawią, że podniesie chłopaka na duchu.
Martine
[Dopiero zauważyłam, że zaproponowałaś mi pod kartą to samo, co ja Ci na wieloosobowym :) Oczywiście, że tak, specjalnie chciałam poczekać do zakończenia wspólnego wątku, żeby upewnić się w jakich nastrojach się towarzystwo rozstało. W nie najgorszych, jak się okazało, choć planowałam na początku Armagedon. Masz rację, że trzeba to nadrobić :) O co mogliby się teraz pokłócić? Może już nie o Angel, bo James chyba już to przełknął. Myślę i myślę, jak wymyślę to napiszę. Może Tobie coś wpadnie do głowy? :>]
OdpowiedzUsuńJames
[To może wątek pomiędzy Albusem a Danielem? Co prawda, przeczytałam Twoje karty ponownie (zajęło mi to więcej czasu, niż planowałam, przepraszam) i nie mam mocno kreatywnych pomysłów, ale myślę, że z własnym wychowankiem to coś go jednak łączy. Myślę też, że Hamiltona bardzo denerwuje fakt, że ktoś z jego domu nie umie wyczarować patronusa - opcm to jego wielka miłość. Możemy coś z tym pokombinować, hm?]
OdpowiedzUsuńDaniel Hamilton
[Hmm, to byłoby super, ale może rzeczywiście zaczekajmy z tym bliżej świąt? Chociaż tydzień? Będę potrafiła stworzyć lepszy klimat :D Mogliby się wtedy pokłócić np przy wigilijnym stole i zepsuć święta całej rodzinie. Będzie dramatycznie :) Możemy jednak zrobić ciągłość wątku i teraz poprowadzić przedakcję, która ostatecznie doprowadzi nas do wielkiej awantury w ich rodzinnym domu. Proponuję tym razem zażarty, realny spór, nieoparty na wyimaginowanych podejrzeniach Jamesa. Przychodzi mi do głowy niestety tylko jakieś wielkie świństwo (związane np. z próbą pozbycia się jednego z nich z Hogwartu), a wątpię, by któryś z braci Potterów był aż tak bezwzględny.
OdpowiedzUsuńNieco łagodniejszy pomysł: Mecz Ślizgonów i Gryfonów. Psychofan drużyny Gryffindoru, widząc, że Albus eliminuje tłuczkiem najlepszych zawodników ze strony rywali, zaczyna rzucać zaklęcia na miotłę Albusa, w wyniku czego ten z niej spada. Upadek jest dość dotkliwy, Albus zostaje przeniesiony do szpitala i budzi się dopiero po pewnym czasie. James ma w tym czasie szlaban więc nie może sprawdzić co u brata, a 'życzliwi' ludzie donoszą Albusowi, że to właśnie jego starszy brat jest winny wypadku. Początkowo Al nie wierzy, że James byłby zdolny do takiego zamachu, jednak zapewnienia postronnych obserwatorów go przekonują - w końcu każdy wie, że quidditch jest dla Jamesa najważniejszy, i że często zdarzają mu się niechlubne wyczyny. Żeby było jeszcze bardziej dramatycznie - lekarz zabrania Albusowi grać przez najbliższych, najbardziej kluczowych dla całego sezonu, kilka meczy. Nie chcę dalej przewidywać co może się zdarzyć, wolę pozostawić resztę naszym bohaterom :) Pomyślałam jednak, że taki konflikt tuż przed świętami ostatecznie doprowadzi Potterów do eskalacji napięcia podczas Wigilii. Wolałabym, żeby to odbywało się właśnie na takich relacjach - tym razem to Albus obwinia Jamesa. Nie chciałabym, żeby napięcie pomiędzy braćmi wynikało wyłącznie z uprzedzeń Jamesa. Co o tym wszystkim myślisz? Możemy kombinować dalej.]
James
- Wszystko - odpowiedział tajemniczo, bawiąc się sznurkiem swojej bluzy, którą upodobał sobie bardziej niż ciemną, zużytą szatę - możemy zrobić wszystko, czego tylko zapragniesz.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się zachęcająco, jakby próbował przekazać mu, że właśnie wkroczyli w przepaść, która może wypluć ich na przypadkowej pustyni lub przenieść do innego wymiaru, z którego nigdy nie będą mieli zamiaru wrócić. Życie było nieobliczalne. Nie należało bać się innowacji, uciekać przed szaleństwem i magią chwili. Nie ma niczego piękniejszego niż chęć, by żyć, by przestać zaledwie egzystować i chować się w cieniu, gdy tylko wyjdzie słońce.
Dzień dopiero się rozpoczął, przed nimi było jeszcze parę godzin do zmierzchu, który znacznie pokrzyżowałby im plany. Ale właściwie Luke nie wiedział, na co mógłby sobie pozwolić i w jak dużym stopniu przedstawić Albusowi sposób na to, by zrozumiał niepowtarzalność każdej godziny z osobna. Miał zamiar czekać cierpliwie, aż chłopak zdeklaruje czego tak naprawdę potrzebuje, bo w tej chwili platyn błądził we mgle, przypatrując mu się kątem oka i zagłębiając się w swoich własnych, niesamowicie nieprawdopodobnych myślach.
- Możemy upić się do nieprzytomności, naćpać albo wypalić za jednym razem cztery paczki papierosów. Zamknąć się w Pokoju Życzeń i zainscenizować koniec świata albo rzucić się z Wieży Astronomicznej i spróbować przeżyć upadek z tak ogromnej wysokości. Zgubić się w Zakazanym Lesie i użerać się z morderczymi stworzeniami albo ukraść pamiętnik jakiejś niewinnej nastolatki, wyrwać wszystkie kartki i rozwiesić je po całej szkole. Nie ma ograniczeń, mój drogi. Ze mną zasady nie istnieją.
Zachęcał go stopniowo, z coraz większą intensywnością, mając nadzieję, że się nie wycofa, nie odejdzie i podejmie się wyzwania, które przed nim stawiał. Miał nadzieję, że jeszcze dziś świat zawiruje i sprawi, że z nadmiaru adrenaliny nie będą mogli wziąć głębokiego wdechu. Wierzył, że czeka ich coś niepojętego.
Martine posmutniała kiedy Albus powiedział jej o niewidce. Gdyby James ją miał, mogłaby sama jakoś poprosić go o jej pożyczenie, jednak w tej sytuacji pozostała im tylko i wyłącznie kradzież. Niby drobna, ale jednak kradzież. Martine zjadła kawał naleśnika, jednak nie mogła nic więcej przełknąć. Była zbyt smutna i zła na rodziców. Nie mogła powiedzieć mu, że peleryna była ich jedyną nadzieję w tej sytuacji. Wiedziała, że by go to zabolało, a nie miała takich intencji. Chciała się po prostu uwolnić.
OdpowiedzUsuń- A co gdybym pomogła ci ją ukraść... - Była gotowa to zrobić dla Indii. - Moglibyśmy udać się do twojego domu w weekend. Nikt nie zauważy naszej nieobecności... uciekniemy przez tajne korytarze do Hogsmeade, a stamtąd aportujemy się do twojego domu... - Martine miała nadzieję, że Al się zgodzi.
Martine
[A jak by Albus się zapatrywał na obowiązkowe zajęcia, które mają go tego nauczyć? Pewnie Daniel nie jest ani trochę miły czy uprzejmy i atakuje go co chwilę słownie, ale nauczyć by nauczył. Możemy zacząć od tego, że taki problem się pojawił i Albus zostaje zaproszony na rozmowę do Daniela. Nie wiem, sztampa straszna, ale może udałoby nam się coś z tego mimo wszystko stworzyć...]
OdpowiedzUsuńD. Hamilton
[ Byłam na wielu blogach, widziałam wiele postaci Albusa, ale to jak został przez ciebie wykreowany jest niemal identyczne z moim wyobrażeniem Albusa. Witam się serdecznie. ]
OdpowiedzUsuńLysse
[ Nic konkretnego nie przychodzi mi do głowy. Jedno jest pewne, Lysse również nie lubi brata Albusa, bo ten jest popularny, więc jest dla niej konkurencją. Ale wątek jakoś nie mogę sobie wyobrazić, a masz pomysł jaka miałaby być między nimi relacja, chociaż zważywszy na jej charakter to dużego pola do popisu nie ma. Możnaby nad czymś dziwacznym pomyśleć, ale też nie wiem. ]
OdpowiedzUsuńZ całą pewnością quidditch był tym, dla czego warto było żyć. Przynajmniej według niepisanych reguł Jamesa Pottera. W odstawkę szło wtedy wszystko - egzaminy, prace domowe, atrakcyjne koleżanki, czy najlepsi koledzy. Wiatr we włosach, poczucie kompletnej swobody, oderwanie od ziemskiej rzeczywistości, przecinanie powietrza z zawrotną prędkością... James mógłby wyliczać wiele powodów, dla których kochał tę grę czarodziejów. Nie robił tego jednak, bo niewiele osób go tak naprawdę rozumiało. Po świecie chodzili więksi i mniejsi wielbiciele magicznego sportu, jednak ci, dla których quidditch był niemal wszystkim - wciąż stanowili mniejszość i byli postrzegani jako dziwolągi. Może i coś w tym było?
OdpowiedzUsuńJames nie czuł jednak z tego powodu żadnego skrępowania. Jeśli ktoś chciał go mieć za dziwaka - proszę bardzo. Jego ojciec też uchodził wielokrotnie za takiego, więc być może była to kwestia dziedziczna.
Nie odgrywało to absolutnie żadnego znaczenia szczególnie w takim momencie jak teraz - mecz z największym rywalem Gryfonów, jakim byli Ślizgoni. James uwielbiał te poczucie rywalizacji i niemożnej chęci wygranej. Dawał z siebie dosłownie wszystko, cały jego zapał i możliwości, skrzętnie ukrywane na lekcjach, teraz dawały o sobie znać podwójnie. A może nawet potrójnie.
Kiedy usłyszał gwizdek, natychmiast wzbił się w powietrze. Lodowaty podmuch wiatru smagnął jego twarz, a on momentalnie poczuł jak adrenalina rozsadza jego żyły. Zanim rozpoczął poszukiwania znicza, omiótł spojrzeniem cały stadion, aby sprawdzić, czy drużyna rozstawiła się zgodnie z jego zaleceniami. Po upewnieniu się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, pomknął z prędkością błyskawicy za złotą piłeczką, której skrzydła zatrzepotały mu przy prawym uchu.
Po piętnastu minutach gry, był jednak mocno zawiedziony. Ślizgoni prowadzili trzydziestoma punktami, a on wciąż tracił z oczu znicz. Należało jak najszybciej skończyć ten mecz i przestać dawać satysfakcję chociażby Albusowi, który prawie znokautował już dwójkę jego ścigających, którzy byli blisko zdobycia punktów. Co gorsza - wydawało się, że robił to bez najmniejszego problemu. James poczuł falę złości na pałkarzy, którzy zajmowali się nie wiadomo czym.
Szczęście jednak odwróciło w końcu swe karty. James nie miał czasu, by obserwować co dokładnie dzieje się na boisku, ale czasem zerkał na tablicę wyników i z zadowoleniem dostrzegł, że Gryfoni nie tylko nadrobili straty, ale również wyprzedzili Ślizgonów dziesięcioma punktami. Czyżby Albus stracił formę? - pomyślał złośliwie, gorączkowo rozglądając się za zniczem. Jego poszukiwania przerwał jednak nagły gwizdek. Zdezorientowany rozejrzał się po stadionie - większość graczy zdążyła wylądować już na trawie. W jednym miejscu, tuż przy trybunach, zebrał się spory tłum. James zawrócił miotłę i natychmiast znalazł się tuż przy gronie osób, stojących w ciasnym kole. Siłą przepchnął się pomiędzy gapiami i znalazł się w centrum koła. Zaschło mu w gardle, kiedy zobaczył na ziemi swojego dziwnie powyginanego, nieprzytomnego brata. Jego roztrzaskana miotła leżała tuż obok.
- James... nie jest z nim dobrze... - usłyszał gdzieś z tyłu nieśmiały głos.
- Żyje? - zapytał od razu. Jeśli spadł z bardzo wysoka, przy poruszaniu się z dużą prędkością i nikt nie zdążył go asekurować, skończyłoby się to dla młodszego Pottera niewątpliwie bolesną śmiercią. - ŻYJE?! - powtórzył swoje pytanie nieco nerwowo.
- Tak. - odpowiedziała mu nauczycielka latania. - Zaraz zostanie przeniesiony do skrzydła szpitalnego. - dodała, ruchem dłoni rozganiając rozgadane towarzystwo.
Jamesowi wystarczyła taka wieść. Jeśli żył, nie istniało ryzyko by ich uzdrowiciele nie poradzili sobie z jakimkolwiek urazem. Sam nie miał czasu, by zanieść brata do szpitala. Godzina szlabanu w lochach zbliżała się nieubłaganie.
- Mecz zostaje przerwany! - krzyknęła nauczycielka - Zwycięstwo Gryfonów. - dodała, przykładając różdżkę do gardła, tak by trybuny mogły usłyszeć werdykt. Z jednej strony odpowiedziały radosne okrzyki, z drugiej - buczenie i gwizdy. Ślizgoni czuli niesprawiedliwość - prowadzili przez większość gry, znicz nie został złapany, ale ostatecznie zwycięstwo przypadło Gryfonów, którzy wyprzedzili ich w ostatnich minutach o dziesięć punktów.
UsuńJames wzruszył tylko ramionami i udał się w stronę zamku. Owszem, chciał zwycięstwa, ale prawdziwego i zasłużonego. W tym wypadku, nie cieszyła go wygrana. Być może radość przyćmiewał też lekki niepokój o stan brata? Kiedy widział go na stadionie, wyglądał wyjątkowo kiepsko.
Tuż przy wejściu do zamku dopadł go Gryfon z czwartej, lub piątej klasy.
- Wygraliśmy, James! - wrzasnął, ściskając mu obie dłonie na zmianę. - Wygraliśmy! Jesteśmy niepokonani! A Ty jesteś najlepszym kapitanem. Jeszcze tylko musimy pokazać Krukonom, kto tu rządzi i puchar jest nasz!
Nie czekał na odpowiedź, tylko krzycząc wniebogłosy pobiegł przez błonia. Jamesa zdziwił taki entuzjazm, dotyczący meczu, który Gryfoni wygrali przypadkowo - i to w wyniku wypadku innego ucznia. Co z tego, że był Ślizgonem, kiedy groziło mu kalectwo? O tym młody kibic nie myślał w ogóle. Szybko jednak James o tym zapomniał, ponieważ w jego myśli wkradła się ponura wizja szlabanu.
James
[ Hogsmeade powiadasz? Brzmi ciekawie. Mogliby się spotkać Pod trzema Miotłami kiedy to Albus przypadkowo wylał by na nią kremowe piwo, ona by na niego nawrzeszczała a później wyszła, on mógłby chcieć ją przeprosić i wyjść za nią, i można ich wplątać później w sieć jakichś zdarzeń. Albo też można pomyśleć nas jakąś relacją, sama nie wiem. ]
OdpowiedzUsuńLysse
[No cześć, Mordeczko <3 Ja i tak bym Ci tego wątku nie odpuściła.]
OdpowiedzUsuńJulie A.
[Ja i pomysły...? A to Ci się żart wyostrzył :P
OdpowiedzUsuńTak na poważnie... nie, nie mam pomysłów. Żadnych, poza tymi banalnymi :(]
Julie A.
[To jakiś koszmar. Czytasz na własną odpowiedzialność, uprzedzam :/]
OdpowiedzUsuńSiedziała na niewygodnym krześle w gabinecie dyrektora, wpatrując się w swoje pomalowane bezbarwnym lakierem paznokcie. Słuchała w ciszy wykładu opiekuna Hufflepuff’u na temat nieodpowiedzialności i lekkomyślności. Zerknęła w stronę Albusa kątem oka, który siedział koło niej i uśmiechnęła się delikatnie, odgarniając kosmyki ciemnych włosów za ucho.
Przyjaźnili się od dość dawna, ale jeszcze parę miesięcy temu była przekonana, że to wszystko przerodzi się w coś dużo silniejszego i to na stałe. Na szczęście, potem nadeszły wakacje, a ona nie zdążyła zrobić nic na tyle głupiego, aby musiała go unikać i palić się ze wstydy, co przy jej skłonnościach do podobnych wygłupów było nie lada wyczynem. Teraz mogli znów się po prostu przyjaźnić, choć w Julce pozostał pewien sentyment i czasem dopadały ją wątpliwości typu co by było gdyby. Przechodziły jednak zaskakująco szybko, ponieważ Anderson za każdym razem dochodziła do wniosku, że wcale nie byliby dobrą parą.
- Już od dawno szukamy kogoś, kto pomógłby gajowemu w pracy w Zakazanym Lesie. Niestety, na takie stanowisko nie ma zbyt wielu chętnych, ale wy z pewnością się nadacie – powiedział nagle dyrektor, a Julie niemal od razu w gwałtownym ruchu uniosła spojrzenie.
Zamrugała zaskoczona i przygryzła nerwowo dolną wargę. Nocne wycieczki do Hogsmeade, w dodatku w okresie przedświątecznym, były zupełnie czym innym (i z logicznego punktu widzenia dość normalnym w jej mniemaniu) niż spacerki po Zakazanym Lesie. Nawet jeśli mieli być pod opieką Hagrida. W ogóle się jej to nie uśmiechało. To był chyba najgorszy szlaban w jej szkolnej karierze i mogłaby przysiąc, że wybrałaby cały miesiąc segregowania karotek u Filcha.
Julie A.
[Też o tym myślałam, a potem doszłam do wniosku, że nikt poza Hagridem nie nadaje się na gajowego :)]
OdpowiedzUsuńOstatnie słowa dyrektora zupełnie ją zamurowały. Siedziała bez ruchu, nie mogą podjąć decyzji, jak właściwie powinna się zachować. To nie był jej pierwszy szlaban. Może i była Puchonką, ale mimo wszystko miała skłonność do łamania regulaminu i robiła to mimowolnie. Czasem po prostu zapominała, czego jej nie wolno. Nigdy jednak nikt nie kazał jej z tego powodu urządzać nocnych eskapad do Zakazanego Lasu. Było to wystarczająco straszne za dnia, nie mówiąc już o tym, jak w oczach Julie wyglądały podobne wyprawy po zmroku.
- A co z lekcjami jutro? Nie powinniśmy się wyspać?: - zapytała, łapiąc się tego, co wydało się jej najlogiczniejszym argumentem na rzecz przełożenia, a najlepiej zmieniania owego szlabanu.
- To nie są wakacje, panno Anderson, tylko szlaban – usłyszała w odpowiedzi i to już kompletnie zbiło ją z pantałyku, więc postanowiła więcej się nie odzywać i w ciszy poszukać sposoby na jak najszybszy powrót do ciepłego dormitorium.
Opatuliła się więc z powrotem swoją kurtką i szalikiem, po czym naciągnęła na głowę czapkę z pomponem. Nie widziała sensu w dalszych kłótniach i negocjacjach. Dotarło do niej, że i tak nie uniknie tego szlabanu, więc teraz chciała mieć to po prostu za sobą, choć coś jej mówiło, że to wcale nie pójdzie tak szybko, ani tak łatwo. W końcu to nie były wakacje.
Zerknęła w stronę Albusa, kiedy już wyszli przed zamek. Śnieg sięgał jej za kostki, co skutecznie utrudniała spacer w kierunku chatki gajowego.
- Nie masz żadnego genialnego planu na wykręcenie się z tego szlabanu? – szepnęła cicho w stronę przyjaciela.
Julie A.
[Dziękuję. <3 I, o rany, Albus jest strasznie podobny do jej młodszego brata, muszą się polubić (albo przynajmniej ona go polubi, to nadal coś)!]
OdpowiedzUsuńMolly
Nigdy nie widziała niczyjej śmierci. Wychowała się w wyjątkowo bezstresowych warunkach, a jedyną śmiercią jaką przeżyła, była strata chomika, kiedy miała siedem lat. Wtedy to było niezwykle traumatyczne wydarzenie, jednak teraz sama śmiała się z siebie, gdy myślała o tym, w jaką rozpacz wpadła, gdy pewnego dnia puchata Kulka nie wyszła ze swojego domku po marchewkę. Przez cały tydzień nie chodziła potem do szkoły, ponieważ, jak sama twierdziła, była w głębokiej żałobie.
OdpowiedzUsuńSkrzywiła się delikatnie, patrząc na wiadro pełne surowego mięsa. Odwróciła pospiesznie spojrzenie, powtarzając sobie w myślach, że to przecież nic takiego. Julie była zdeklarowaną wegetarianką i w życiu nie skrzywdziłaby żadnego zwierzęcia. Oczywiście, rozumiała, że testrale nie żywią się niczym innym, ale mimo wszystko dziwnie ją mdliło, gdy tylko zerkała w kierunku wiadra. Starała się tego nie robić, ale to było silniejsze od niej.
Wyjęła różdżkę z kieszeni płaszcza i szepnęła cicho zaklęcie pod nosem. Chwilę później i jej różdżka rozjarzyła się przyjemnym, łagodnym światłem. Westchnęła ciężko i spojrzała w stronę ciemnego, niemal zupełnie czarnego lasu. Drzewa zlewały się ze sobą w ciemności. Nie zapuszczała się w okolice Zakazanego Lasu nawet za dnia, a co dopiero po zmroku... już czuła się zdenerwowana.
- Skąd pewność, że nie pomylimy głosów testrali z głosami czegoś, na co na pewno nie powinniśmy wpaść? - zapytała nagle, czując coraz większe wątpliwości.
Zdecydowanie, wolałaby już do końca roku segregować i porządkować kartoteki czy nawet sprzątać szkolne toalety.
Nie uzyskała jednak żadnej odpowiedzi, więc dała za wygraną, wzdychając cicho. Spojrzała uważnie na Albusa.
- Miejmy to już za sobą - powiedziała.
Julie A.
Martine coraz bardziej nie mogła przestać się dziwić na jaką idiotkę właśnie wychodzi. Przygryzła wargę i zamyśliła się na chwilę. Było jej głupio, że za wszelką cenę chce uciec, nie myśląc o możliwościach Albusa, czy swoich. Przeczesała do tyłu włosy i westchnęła.
OdpowiedzUsuń- Odłóżmy to na święta. Teraz to jedyna rzecz o której myślę i naprawdę jestem gotowa zrobić wszystko, żeby udać się do Indii… Przepraszam. – Uśmiechnęła się i wstała od stołu. – A teraz chodź! Może zapomnimy chociaż na chwilę o naszych rodzinach – powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach. Złapała go za rękę i już biegli w stronę Pokoju Życzeń. Martine była tam dwa razy w życiu, ale każdy z nich sprawił, że zapominała o wszystkim co złe. Nie wiedziała czy Al już tam był. Chciała mu pokazać miejsce gdzie będzie mógł przyjść i zapomnieć o reszcie świata. Chciała, żeby pokój był ich małą tajemnicą, bo w końcu niewiele osób wie o jego istnieniu… Zatrzymała się kilka metrów od korytarza tam prowadzącego. Całą drogę zastanawiała się nad tym co zobaczą w środku....
- Byłeś kiedyś w Pokoju Życzeń Al? – zapytała nie mogąc przestać się uśmiechać.
[Przepraszam nie miałam pomysłu co mogliby zrobić! I przepraszam za czas oczekiwania!]
Martine
[Trzymam za słowo! :) Dziękuję, zauroczyło mnie.]
OdpowiedzUsuńGwen
[ Nie widzę Vivian, to przychodzę do Albusa. Oczywiście bez pomysłu, bo wszystkie siły przeznaczam na świąteczne lenistwo >: ]
OdpowiedzUsuńThomas Brotman
[Bardzo dobrze, że przypominasz! I przepraszam za tak długą zwłokę, ale końcówka semestru zabiła moje chęci do robienia czegokolwiek.]
OdpowiedzUsuńChociaż starała się nie oceniać nikogo zbyt szybko, nie mogła pozbyć się wrażenia, że Albus nie miałby nic przeciwko spowodowaniu pewnego wypadku na boisku. Po pierwsze — była jego quidditchowym wrogiem i miał całkowite prawo życzyć jej przegranej, a po drugie — kiedy się poślizgnęła, wpadła na niego z zaskakującą siłą, jak na jej niewielkie ciało.
Odetchnęła z ulgą, kiedy rozwiał jej wszelkie wątpliwości i podparła się pod boki. Delikatnie przechyliła głowę, przypatrując się mu uważnie.
— Raczej nie — odparła wesoło. — Ale w końcu nie na darmo mówi się, że pozory mylą, prawda?
Chociaż nie potrafiłaby powiedzieć tego na głos, po Ślizgonach spodziewała się całkiem innego zachowania, w końcu byli to uczniowie znani ze swojego niemiłego i najczęściej złośliwego zachowania. Albus Potter sprawiał wrażenie jednego z tych rzadko spotykanych wyjątków, na szczęście samej Arielki. Gdyby wpadła na kogoś innego, ten dzień mógłby się dla niej skończyć na przykład w skrzydle szpitalnym, a tego nikomu nie życzyła. No prawie nikomu.
— Chodź — delikatnie pociągnęła go za rękę i pewnym siebie krokiem ruszyła w stronę zamku. Chwiała się delikatnie na śliskiej powierzchni, ale jakimś cudem udało jej się dotrzeć do wejścia bez większych problemów i szkód. Odetchnęła z ulgą, gdy stanęła już za drzwiami i przez chwilę rozkoszowała się ciepłym powietrzem. Zerknęła przez ramię i uśmiechnęła się do Albusa.
Bez zastanowienia skierowała się w stronę lochów, bo właśnie tam znajdowało się wejście do kuchni Hogwartu. Minęła wejście do pokoju wspólnego Hufflepuffu i stanęła przed obrazem przedstawiającym wielką misę z owocami. Delikatnie połaskotała gruszkę (zapewne każdy postronny obserwator uznałby ją za wariatkę, widząc to) i po chwili miała przed sobą wysokie, drewniane drzwi.
— Zawsze uważałam, że Puchoni mają najlepiej — powiedziała do Albusa. — W końcu ich pokój wspólny znajduje się tuż obok kuchni.
Arielka
[Żyję, żyję :) Tylko jakoś się rozleniwiłam przez święta. Wrócę już na dobre tydzień po Nowym Roku.]
OdpowiedzUsuńJames
[Cieszy mnie to bardzo! :)]
OdpowiedzUsuńLeonard
[Przepraszam za dłuuugi czas oczekiwania!]
OdpowiedzUsuńMartine przeszła wzdłuż ściany trzy razy, cały czas myśląc intensywnie co ma się znaleźć w środku. Wszystko co pozwoli nam zapomnieć o rodzinach…W końcu na środku korytarza pojawiły się wielkie drzwi. Martine już chciała je otworzyć, kiedy nagle odwróciła się do przyjaciela i spokojnym głosem odezwała się.
- Zamknij oczy. Nie wiem jak wyglądał za twoim pierwszym razem, ale gwarantuję ci, że się różnił. – Uśmiechnęła się zalotnie, poczekała aż Al zamknie oczy i pchnęła drzwi.
Sama do końca nie wiedziała, co tam się pojawi. Weszła do środka i nie mogła oczom uwierzyć. Prawie się pośliznęła, bo nie zauważyła, że podłoga przybrała formę lodu. Ściany były oblodzone, a kiedy spojrzała w górę zobaczyła, że pada śnieg. Z sufity zwisały lodowe stalaktyty, a na samym środku stała kanapa oraz stolik na którym stały dwa duże kubki wypełnione gorącym kakao. Pomimo zimnej scenerii, Martine nie odczuwała chłodu. Dotknęła ręką ściany, ale nawet nie poczuła zimna.
- Jak pięknie… - Martine jeszcze raz się rozejrzała i zrozumiała gdzie tak naprawdę są. – Al., czy ty wiesz co to jest? – zapytała rozglądając się za najważniejszą rzeczą. Tuż przy kanapie zauważyła dwie pary łyżew. Nie umiała jeździć na nich, ale uwielbiała patrzeć jak inni to robią. – Lodowisko! No chodź! – Ostrożnie weszła na taflę i podeszła do kanapy. Prędko zaczęła zakładać łyżwy, cały czas się uśmiechając. Teraz na pewno zapomną o rodzinie…
[Bardzo chętnie, ale widzę, że lubisz ciekawe wątki i nie lubisz wymyślać, a ja jestem mało oryginalna.]
OdpowiedzUsuńTopanga
Prawdopodobnie nigdy nie miał zrozumieć, dlaczego dyrektor Hogwartu uparcie odmawiał przydzielenia mu prowadzenia zajęć z Obrony przed Czarną Magią, skoro to była jego pasja i niewątpliwie był w tym zakresie uzdolniony, ale jedno było pewne – Daniel Fearghas Hamilton nie był stworzony do prowadzenia lekcji z Eliksirów. Owszem, wiedział to i owo – a czasami nawet więcej niż trochę – jednak nie sprawiało mu to radości, przez co i dla uczniów te lekcje stawały się udręką. Narastała w nim bowiem frustracja spowodowana wykonywaniem zawodu, w którym nie mógł się spełniać – a jego miejsce zajmowała przecież, o zgrozo!, kobieta – widział za to, jak coraz więcej uczniów nie radzi sobie z podstawami, jeśli chodziło o zaklęcia obronne i krew się w nim gotowała. Dla niego Obrona przed Czarną Magią była podstawą życia czarodzieja, czymś, co każdy powinien mieć opanowane w stopniu przynajmniej zaawansowanym, żeby nie przynieść sobie wstydu w potyczce z jakimkolwiek innym przedstawicielem świata magii.
OdpowiedzUsuńZa potwarz dla siebie uznawał więc sytuację, w której jego wychowanek – wszak dostał pod swoją opiekę Slytherin – i to z rodziny Potterów – już na starcie był więc skazany na niechęć ze strony Daniela, bowiem ten doskonale wiedział, że po części to ojcu chłopaka zawdzięcza swoje bycie sierotą – po pięciu latach nauki w Hogwarcie wciąż nie jest w stanie wyczarować czegoś tak prostego, jak patronus. Tak, dla Hamiltona jedno z, rzekomo, najtrudniejszych zaklęć obronnych wcale nim nie było i uważał, że każdy powinien je sobie przyswoić. Kiedy więc po raz pierwszy usłyszał o problemach Albusa z tym zaklęciem, parsknął śmiechem. Drugi i trzeci raz były jednak już tymi, które przelały czarę goryczy i sprawiły, że Hamilton zdecydował się działać.
Podczas zajęć z eliksirów rozkazał mu więc pozostać chwilę po nich, a potem zakomunikował mu, że życzy sobie, żeby pojawiał się w jego gabinecie co czwartek, o piątej po południu. Wszystko to okrasił subtelną groźbą, że jeśli się nie stawi... i z uśmiechem satysfakcji, gdy ten się zgodził, odprawił go ze swej sali, by do najbliższego czwartku wcale o nim nie myśleć. O siedemnastej jednak, w wyznaczony dzień, czekał w swoim gabinecie, już planując, co zrobi, jeśli Albus się spóźni – cieszyłoby go to niemożliwie – lecz niestety, gdy tylko otworzył punkt piąta drzwi, okazało się, że ten już przy nich stoi – najwyraźniej obawiał się go bardziej, niż Daniel podejrzewał. To dobrze.
— Wejdź, Potter – zaczął, kompletnie ignorując jego pytanie. Przesunął się w drzwiach, by ten mógł się znaleźć w środku, a potem sam zajął miejsce za biurkiem. – Powiedz mi – podjął po chwili idealnie zaplanowanej ciszy – postanowiłeś się zbuntować i udajesz, żeś głupi na tyle, że nie umiesz czarować czy faktycznie coś jest z tobą nie tak? – zapytał, nawet nie siląc się na to, żeby zachowywać się profesjonalnie. Nie wierzył w to, że zwracanie się do uczniów w miły sposób może jakkolwiek pomóc, dlatego nie walczył ze swoją naturą, tylko chłodnym i w miarę szyderczym tonem odnosił się do tych, którzy nie zasłużyli sobie na jego szacunek. Właściwie, najchętniej nie prowadziłby w ogóle tej rozmowy, nie mógł jednak dopuszczać do tego, by Dom Węża okrywał się złą sławą. – Patronus, Potter, patronus – rzucił, widząc, że chłopak nie do końca wie, o co mu chodzi. – Nie masz szczęśliwych wspomnień? – zadrwił.
Daniel Hamilton
[Przepraszam za poślizg czasowy!]
[Po raz trzeci przychodzę z propozycją wątku.
OdpowiedzUsuńMam ochotę na zawiły wątek quidditchowy, a że kocham dzieci Potterów, zwracam się do Ciebie i do autorki Jamesa. Bardzo prawdopodobne, że będziemy do tego potrzebować osób trzecich (wiem, że już to pisałam, ale tym razem mam już wizję i, mówiąc najszczerzej jak się da, nie zostawię Cię, za co jeszcze raz baaaaaardzo przepraszam :c ).]
Jamie
[Generalnie mam pewną sprawę do Ciebie odnośnie planowanego przeze mnie opowiadania, więc mogłabym prosić o maila, lub gg? :)]
OdpowiedzUsuńZakładając łyżwy myślała tylko o jednym. Jak ona na Merlina będzie tam jeździć, skoro łyżwy miała raz na nogach – oczywiście pomijając, że po trzech upadkach zdjęła je i wyniosła na strych, zarzekając się, że w życiu nie włoży na nogi tego pomiotu szatana i wszystkich innych demonów. Rodzice machnęli przy tym tylko ręką, bo niepotrzebna była jej ta umiejętność. Dla nich najważniejsze było, żeby trafiła do Slytherinu, omijała szlamy szerokim łukiem i uczyła się na tyle, żeby zająć w przyszłości wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii. Teraz zapomniała o reszcie świata i o tym co było kiedyś.
Te łyżwy zdecydowanie różniły się od tych, które dawno temu ukryła gdzieś na strychu. Tamte nie były tak pięknie wykonane, czy chociażby skórzane. Kiedy włożyła stopę do środka nie poczuła, żeby łyżew w któryś miejscach wbijała się w podeszwę, nic jej nie cisnęło, a wręcz przeciwnie. Miała wrażenie, jakby zostały stworzone specjalnie dla niej. Trudziła się chwilę z porządnym zawiązaniem sznurowadeł, aż w końcu jej się udało i powoli zaczęła wstawać z kanapy. Dosłownie sekundę później poczuła jak traci równowagę i opadła z powrotem na siedzenie. Zacisnęła mocno usta i zaczęła rozglądać się gdzie jest Al. On zdecydowanie umiał jeździć, nie to co ona. No dalej Martine! Facet dał radę, a ty nie dasz? Cały czas trzymając się kanapy zaczęła powoli wstawać. Tak jak na początku czuła, że jazda na łyżwach będzie cudowna i teraz wszystko jej się uda, tak teraz zrozumiała jak bardzo się myliła. Po kilku minutach w końcu udało jej się stanąć na tafli. I co dalej? Bała się, że zaraz wygłupi się na jego oczach i upadnie, a do tego nie mogło dojść.
- No tak jakby… Wiesz ja tu może postoję, co? Pozwiedzam trochę… - Uśmiechnęła się i odgarnęła latające dookoła twarzy kosmyki włosów, które zaczęły jej przeszkadzać.
[Jestem, braciuszku! Poszalejmy :D
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jakiś plan, cuś? ]
Lily
[W końcu ktoś się Lilką zajarał tak jak ja *.*
OdpowiedzUsuńWrr, trzeba jakoś ich rozkręcić.
Może zróbmy tak... Lilka miała jakieś adoratora, Albus się dowiedział i go pogonił, a potem to wyszło na jaw i dziewczątko się nieźle na braciszka wkurzyło... No i przyjdzie do niego wygarnąć mu co i jak.
Taki mi się pomysł uroił w główce. Chyba za dużo kadzideł dzisiaj...
Lily
Ciężko jest być najmłodszym w rodzinie. W dodatku jeszcze być siostrą mająca dwóch starszych braci. Gdy dodamy do tego rodzinę superbohaterów i wybawicieli świata, to wychodzi już totalna katastrofa. W co ona się wpakowała? Tak właściwie to wszystko działo się bez niej. Ot, po prostu któregoś dnia pojawiała się pośród Potterów i Weasleyów i stała się częścią sporej gromadki. Na szczęście większość była raczej przyjazna, więc mówiła sobie, że mogła trafić gorzej.
OdpowiedzUsuńKiedy pierwszy raz przekraczała progi Hogwartu, była przerażona i jednocześnie zaciekawiona. Braci i kuzyni dużo jej opowiadali o tym niezwykłym zamku. Szybko też się w nim odnalazła, niemal na każdym kroku napotykając jakieś członka rodziny. Była najmłodsza, większość krewnych uczęszczała do klas wyższych i z początku uważała, że to nie jest zbyt dobre położenie. Miała rację. Wsparcie w nauce? Pomoc w niezgubieniu się pośród miliona korytarzy? To niestety nie przeważyło nad upierdliwymi, nadopiekuńczymi... braćmi.
- ALBUS! - wrzasnęła na cały głos, dostrzegając parę metrów przed sobą plecy brata - Ty głupi, głupi trolu! - Podbiegła do niego i zaczęła okładać nieporadnie pięściami. - Nienawidzę cię, rozumiesz? Jesteś okropny. Jak mogłeś mi to zrobić? - darła się, mając za nic tłum gapiów.
Musiała się wyżyć. Czuła się zdradzona przez własnego brata. Tamten chłopak naprawdę jej się podobał. Dlaczego musiał się wtrącać? Czy ona nie ma prawa się zakochać? Nigdy nie była na randce, nigdy nie trzymała chłopaka (który nie był bratem lub kuzynem) za rękę, ani tym bardziej się nie całowała. Jak tak dalej pójdzie, to skończy jako dziewica i stara panna z gromadką kotów. Teraz kierowała nią złość, bolesny zawód i nie potrafiła myśleć racjonalnie. Do głowy by jej nie przyszło, że skoro ów adorator zniechęcił się postraszony przez starszego brata, to raczej nie był jej wart i tak naprawdę mu na niej nie zależało. To jednak Lily. Jej nie wytłumaczysz. Doradzając przyjaciółką i obserwując ich zmagania miłosne, sama pragnęła przeżyć coś wielkiego.
Albus zburzył jej szansę. Wciąż jeszcze była małą, głupiutką Lily, która sama wiedziała wszystko najlepiej.
Lily
Złapała Albusa za ręce i starała się robić wszystko tak jak jej kazał. Co chwilę czuła, jak zaczyna upadać, ale całe szczęście obok był ślizgon, na którym co chwilę się podpierała, żeby uniknąć zderzenia z taflą lodowiska. Okropnie tłumaczył – tak jak wszystko inne. Starała się dostosować do jego instrukcji, jednak co jej po tym, że ma się odpychać po prostu nogami? Zaciskała cały czas zęby i czuła jak się rumieni, jednak nie z zimna, a zażenowania.
OdpowiedzUsuń- Naprawdę cudownie tłumaczysz Al! Chyba nawet zaczyna mi się udawać, wiesz? Ktoś ci już mówił, że nadajesz się na nauczyciela? – Mówiąc to cały czas się uśmiechała, bo po prostu nie umiała powiedzieć tego bez śmiania się.
Nadal nie wiedziała co robi źle, czy dobrze, jednak miała już dosyć i najchętniej usiadłaby z powrotem na sofie i zdjęła łyżwy. Wiedziała, że wyszłaby wtedy na sztywniaczkę i tą co się poddaje, bo coś jej się nie udaje, więc dalej próbowała się odpychać od tafli. A może to tak jak na rolkach? Powoli zaczęła odpychać się tak, jakby jeździła na rolkach, które również trafiły dawno temu na strych. Jednak fascynacja nad jazdą na nich była zdecydowanie dłuższa, więc Martine pamiętała jeszcze co nieco i kilka chwil później puściła dłonie Albusa. Uśmiechnęła się, bo udało jej się nie upaść w ciągu najbliższych sekund.
- Patrz udaje mi się! Już chyba umiem, zobacz! – Jechała coraz szybciej, nadal kiwając się trochę na boki i tracąc równowagę. Zaśmiała się pod nosem, odwróciła się w stronę Albusa, pomachała mu i… Wpadła na ścianę. Upadła na ziemię, a kilka chwil później próbowała wstać, więc podparła się na rękach, jednak od razu usiadła z powrotem, bo poczuła przenikliwy ból w lewym nadgarstku.
- Jestem kompletną łamagą… - Teraz czuła się jeszcze bardziej zażenowana….
[Tak! Oni się dogadają, na pewno. Zara potrzebuje przyjaciół, kiedy tak bezdusznie ją urządziłam. c: Są nawet z tego samego roku, czyli pewnie i jego chciała sobie podporządkować. Ona nie jest poinformowana i nie wie, że Potter to nie byle jakie nazwisko w tym świecie. Znaczy, na początku nie wiedziała.]
OdpowiedzUsuńZara
[Dzień dobry. Jest tu jeszcze ktoś? Bo jesli tak to chciałabym zaproponować wąteczek z panem Malfoyem.]
OdpowiedzUsuńScorpius Malfoy