... No przecież mówię. Nie jest muzykiem, nie jest aktorem, nie jest kapitanem. Ba, nawet prefektem nie jest. Ot, taki mały celebryta znany z tego, że jest znany. Urodzona gwiazdeczka. No, no, a do tego wszystkiego jeszcze Narcyz. Nie żartuję! Mówię Ci, on z pewnością nigdy nie był zakochany. Chyba, że w sobie. Idealny Gryfon, aha. Raczej zadufana księżniczka. I do tego nie jest rudy. Powinni go za to wydziedziczyć. Lepiej, powinni go eksmitować z Hogwartu. Skończony frajer. Skończony, przystojny, arogancki frajer. Totalne beztalencie. Po kim to ma? Kolejny powód, żeby się go pozbyć. No, nie wierzę. A jemu nadal wydaje się, że wszyscy go lubią. Uśmiechnij się, idzie. Zobacz, patrz, jak przeczesuje te włosy. Armando się znalazł. Pomachaj mu. O kurczę, odmachał Ci! Chodź, zmywamy się. No już! Przełaź szybciej pod tym portretem i nie zachowuj się jak fanka z obsesją. Mówiłam Ci już, to skończony debil. Skończony debil z nazwiskiem i ładną buzią. Niewarty niczyjej uwagi. To tylko kopia, pamiętaj. Tylko cień zmarłej osoby. Cień, który się zbuntował. Nic więcej.
♦ VII rok & Ścigający & Klub Pojedynków & Koło Transmutacji ♦
♦ Słabość do whisky i mieszkańców domu węża♦
♦ Paraliżujący strach przed sowami ♦
♦ Król parkietu... czasem stołu ♦
♦ ur. 17 kwietnia ♦
Powiedziałem, że Roxanne nie chodzi na randki.
* * *
Mamy problemy z regularnością, ale leczymy się z tego.
Wymyślamy! Nie cierpimy zaczynać.
Czasem faworyzujemy.
GG: 46650538 mail: abyss.of.imagination@gmail.com
Victor Norlander, zalinkowane Arctic Monkeys.
Wąteczki: Christopher Zabini, Gregorius Cavendish, Albus Potter, Dorian Finn, Rachel Morgan, Silas Mulciber, Abigail Lawrence, Rose Weasley, Roxanne Weasley
[♥ pierwsza]
OdpowiedzUsuń[A pfyyyyyyyyy]
Usuń[ Nie pobijcie się <3 ]
Usuń[NO CZEEEEEEŚĆ ^^]
OdpowiedzUsuńZabiś
[Freddie jest nadopiekuńczym braciszkiem? :D
OdpowiedzUsuńcześć, cześć, chodź na wątek.]
Runa Salander&Olivia Wardhill.
[Kopa w dupę czy z laczka w mordę, Weasley? B)]
OdpowiedzUsuńLis
[Dupy jego nie tykaj, nie wiadomo jakie kaczki go tam gryzły]
Usuń[Spokojnie, bejb, tylko przez glana, Dorian specjalnie kupi na takie okazje XD]
Usuń[jej, dziękuję! też uwielbiam to zdjęcie, a poza tym dziewczyna jest ruda, no a chyba przynajmniej parę osób kojarzy to nazwisko, więc musi pasować i kolorem włosów do swojej chorej rodzinki. :D
OdpowiedzUsuńa co w tej karcie jest takiego? bo dla mnie wyszła całkiem przeciętnie... :o
ale pomysłu, niestety, to żadnego nie mam.]
Runa.
[Przychodzę z informacją, że jestem super i dałam Fredziaka do równie super nowych powiązań u Albuska <333]
OdpowiedzUsuńAl
[tak Ci szczerze powiem, że wybierałam Rox z wolnych ze względu na braciszka. lubię mieć starszych braci, a Lily, którą kiedyś prowadziłam, obecnie jest już zajęta. tak więc jaram się bardzo, postaram się zostać, tylko daj mje tu wątka! *-*
OdpowiedzUsuńPS <3]
Roxanne.
[a mi przychodzi do głowy, żeby Freds zobaczył Roxanne z kolegą i się wkurzył. bardzo wkurzył. i ochrzanił smarkacza, chociaż powodów zero. :D ale liczę, że wymyślisz coś fajniejszego!]
OdpowiedzUsuńsiostrzyczka.
[dobra, jestem za! w takim razie czekam do jutra, ale ani chwili dłużej! :D]
OdpowiedzUsuńnierudy upiorek.
Jeśli w jego życiu dotąd nie było momentu, w którym nie wiedział, jak się zachować, to w końcu nadszedł.
OdpowiedzUsuńNie miał pojęcia, jaką maskę powinien nałożyć. Żadne zachowanie, żaden gest nie wydawały się mu odpowiednie. Wszystko wydawało się nie na miejscu. On, Gryfon, cała ta impreza. Alkohol wraz z krwią buzował w jego żyłach. Czuł się jak posąg, jakby wrósł w ziemię i skamieniał. Bez możliwości wykonania ruchu. Jak sparaliżowany, trafiony piorunem albo jakimś zaklęciem. Wpatrywał się w Weasleya jak w nadprzyrodzone zjawisko. Jakby przybył z kosmosu. Albo spadł z nieba.
Z zafascynowaniem ukrytym pod maską niewzruszenia, na którą w końcu się zdecydował, kontemplował delikatny rumieniec na weasleyowskich policzkach. Obserwował ruchy jego warg, nie potrafiąc skupić się na słowach, a jego myśli powolnie przebijając się przez opary alkoholu, próbowały wyłowić wspomnienia, w których te same wargi były znacznie bliżej. Tak blisko jak wcześniej tylko w snach.
Zamrugał, odpędzając od siebie nawarstwiające się przymglone i niekompletne retrospekcje.
Tu i teraz. Na tym musiał się skupić.
Wybuch śmiechu i ogólnej wesołości pomógł mu wrócić do rzeczywistości. Obdarzył Freda rozbawionym, nieco lekceważącym uśmieszkiem. Przyglądał mu się cały czas, jakby w całym pomieszczeniu była tylko ich dwójka. I alkohol. Jego dwie wielkie słabości. Stale jednak unikał jego spojrzenia. Błądził wzrokiem po jego twarzy, przenosił spojrzenie na palce zaciśnięte na szklance z napojem szczęścia, na niesforne włosy. Nie zatrzymywał się specjalnie długo przy żadnym miejscu, ale ochoczo do nich powracał. Kontemplował sobie, ile mógł. No bo kto mu zabroni? Nagle zagryziona warga jednak gwałtownie przykuła jego uwagę. Wzdłuż kręgosłupa przetoczyły mu się przyjemne, wręcz rozkoszne ciarki. Przyjemne ciepło – tym razem nie wywołane alkoholem – rozlało się po jego organizmie. Mimowolnie oblizał usta, wykrzywiając je w krzywym, nieco łobuzerskim uśmieszku.
– Twoje też, Weasley. Należy ci się… – Uniósł powolnie szklankę i upił solidnego łyka. – W końcu gdyby nie ty, prawdopodobnie zmiażdżyłby mnie tłuczek.
Pole jego koncentracji zawęziło się do tego jedynego na całej imprezie Gryfona. Nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących obok nich, wzywających go do kolejnych toastów, próbujących pociągnąć go w wir zabawy. Jakby byli tylko oni dwaj. Jak wtedy w Skrzydle…
Powolnie oblizał wargi, rozkoszując się gorzkawym smakiem pozostawionym po dopiero co wypitym drinku. Uniósł głowę, odstawiając pustą szklankę na pobliski stolik. Uśmiechnął się nieco wyzywająco i przechylił głowę, patrząc na swojego odtłuczkowego wybawiciela.
– Jak ci się podoba w moim podziemiu, Freddy?
Zabini nie pamiętał, kiedy ostatnio wypił tyle różnorodnych alkoholi. Możliwe, że trochę namieszał. Możliwe, że przesadził. Możliwe, że pobił wszelkie hpgwarckie rekorsy. Ale przecież nie codziennie impreza jest wydawana na jego cześć. A on był Zabinim z dewizą życiową: niczego sobie nie żałować. I takim oto sposobem, po kolejnym tajemniczym drinku, jego hamulce nieco puściły i miał ochotę naprawdę się bawić, odsuwając trudne myśli z tych ostatnich dni. Znów miał ochotę po prostu być i po prostu mieć. Bez rozmyślania nad tym, co się wydarzyło.
UsuńTylko tu i teraz.
I nic więcej się nie liczy.
W końcu jest Zabinim. TYM Zabinim.
Podszedł o krok. Uśmiechnął się szerzej i zaraz wyciągnął szklankę z dłoni Freda. Stali kilkanaście centymetrów od siebie. Czuł przeskakujące między nimi iskierki i gdzieś głęboko pozwalał sobie łudzić się, że i Weasley je czuje. Mimowolnie cicho westchnął – mając nadzieję, że Gryfon tego nie usłyszy ani nie poczuje. Uniósł jego szklankę i bezceremonialnie upił łyka.
– Całkiem niezłe. – Mrugnął łobuzersko. – Ale robią i lepsze. No i jest też czysta Ognista, chyba nie pogardzisz, co? Chodź…
Jak gdyby nigdy nic chwycił go za nadgarstek i pociągnął w tłum. Serce biło mu niespokojnie, a ten niby nic nieznaczący dotyk wydawał się palić. Opuszki palców zdawały się mu wibrować, przyjemne iskierki sunęły po jego palcach zaciśniętych na skórze Freda. Ta niewinna bliskość działała na niego o wiele silniej niż którykolwiek z pocałunków tego wieczora.
Prowadził go między ludźmi do zaimprowizowanego barku w kącie Pokoju Wspólnego. Na zestawionych stołach pyszniły się najróżniejsze alkohole i mnóstwo błyszczących szklanek. Za barem stał jeden z kumpli Zabiniego z drużyny, mieszając i serwując kolejne szaleńcze połączenia. Kilka wysokich stołków stało tuż przy „barze”. Ślizgoni lubili tworzyć klimat drobnymi detalami, było w nich ambitne perfekcjonistyczne zacięcie. Stoliki zasłano delikatnymi srebrzysto-zielonymi obrusami, a na brzegach serwetek lśniły ruchome węże.
Witali mistrza, postarali się.
Z szerokim uśmiechem gospodarza Zabini wskazał Gryfonowi stołki tuż przy barze. Oj, nie miało skończyć się na jednej kolejce.
– Zapraszam, rozsiądź się wygodnie. I powiadam, nie będziesz żałować!
CZO TEN ZABINI? Ja nie mam szafy (no dobra, mam część szafy xD), nie mam gdzie go schować, dorwał mi się do klawiatury, szaleniec jeden xD
I TAK, PIERWSZY ODPIS POD NOWĄ KARTĄ – DUM DUM DUUUUM ^^
Freddy’s Zabini
[BMTH <3
OdpowiedzUsuńKochany braciszku, chcesz się trochę skonfrontować z kuzyneczką na zajęciach Klubu Pojedynków? :3]
Rose Weasley
[To tutaj też przyjdę po wątek, a co mi tam, biorę wszystkich Weasley'ów jak leci :D Jestem jednak wyprana z pomysłów, powrzucałam Abi do takiej ilości szlabanów, że nigdy się z tego nie wygrzebie. Jeśli masz jakiś pomysł albo dla Lawrence, albo dla Ahn'a, to słucham uważnie i na pewno coś tam zacznę! :)]
OdpowiedzUsuń- Psst, ej, Freddie, psst. No kurde, cymbale, spójrz na mnie, no!
OdpowiedzUsuńAbigail machała ręką jak głupia, kucając obok wejścia do sali Zaklęć za kotarą i próbując zwrócić na siebie uwagę przyjaciela, który zajęty był rozmową z jakimś Puchonem. Właśnie mieli mieć swój pierwszy sprawdzian, czyli idealną okazję, by zwyczajnie zwiać z zajęć - ich profesor był tak naiwny, że nigdy nie sprawdzał w takie dni obecności, myślą, iż i tak wszyscy się zjawią. Potem mogli mu nawciskać, że zgubił ich sprawdzian. Ten człowiek żył zwyczajnie w swoim świecie.
- Fred Weasley, mówię do ciebie. Zaraz cię walnę!
Krótkie zaklęcie pomogło. Abi wystrzeliła ze swej różdżki maleńką, czerwoną iskrę, która zatańczyła przed twarzą przyjaciela, a potem pomknęła z powrotem do niej. W końcu chyba połapał, co się dzieje, bo zmył znajomego ruchem ręki i podszedł do rudej z uśmiechem na ustach. Lawrence pociągnęła go za rękę na dół, żeby przypadkiem nie spostrzegł ich profesor (mimo wszystko, idealnie zapamiętujący twarze swoich uczniów), po czym dała mu lekkiego kuksańca pod żebra.
- Nic nie umiem, ty pewnie też nie, zmywamy się, co? - powiedziała, obdarowując go najszerszym z uśmiechów. Wyglądała wtedy trochę strasznie, oczy jej błyszczały od podekscytowania, a idealnie proste zęby wyglądały wręcz nienaturalnie. Nie po jednak to męczyła się cztery lata w tych szatańskich, mugolskich drutach, by dalej pokazywać wystające jedynki jak u królika. Przygoda, to mówiły jej oczy. W siódmej klasie jeszcze nie zdążyła zerwać się z żadnych zajęć, a wiedziała, że jeśli zrobi to razem z Weasley'em, znów skończy się to całkiem ciekawie.
- Gdzie tym razem? - zapytała, cofając się odrobinę w głąb kotary. Ludzie zaczynali wchodzić do sali, a z daleka można było usłyszeć wysoki głos profesora, tłumaczący uczniom, jak podpisać się na pergaminie. Dziwny człowiek.
[jest ok? :)]
Rose uwielbiała spotkania Klubu Pojedynków. Uwielbiała napięcie i adrenalinę, dzikość, jaka ogarniała jej ciało i jednocześnie lodowatą logikę, która opanowywała jej mózg. Była jednak perfekcjonistką do tak chorobliwego stopnia, że była w stanie zamordować każdego, kto był od niej lepszy (rzadko, ale nadal się zdarzało, zwłaszcza, gdy lądowała w parze z siedmioklasistami, co doprowadzało ją do iście weasley'owskiej furii). Z tego powodu mało kto chętnie stawał z nią w szranki, dopóki nie został wywołany przez nauczyciela, bo Rose mogła być słabsza w uczciwych pojedynkach, ale była Ślizgonką o mózgu geniusza i znała 3/4 biblioteki na pamięć, więc kiedy ponosiła ją złość, była w stanie uszkodzić przeciwnika na milion nieuczciwych sposobów, których nikt nie umiał jej udowodnić. Ale nadal istniało kilka osób, które czerpały przyjemność z walk z nią i na pewno należeli do tej nielicznej grupy wszyscy jej bracia (nigdy nie nauczyła się używać słów "kuzyni" i "przyjaciele rodziny", bo spędzała tyle samo czasu z Fredem, Hugo, Teddy'm czy Albusem, nie widziała żadnej różnicy, miała bardzo dużo braci). I to właśnie Fred stanął przed nią tym razem, z tym swoim diabelskim uśmiechem, który zwiastował cudowną zabawę i Rose, która poza gronem rodzinnym nie uśmiechała się zbyt często, musiała odpowiedzieć podobnym grymasem.
OdpowiedzUsuń- Cześć, braciszku - obróciła różdżkę w palcach, mrużąc zaczepnie oczy - Chcesz się pobawić?
Rose
Rozsiadł się na stołku obok, przyglądając się Fredowi. Był tak na nim skupiony, że nawet nie zauważył, kiedy barman podsunął mu drinka. W myślach wciąż rozpamiętywał brzmienie własnego imienia w ustach Gryfona. Wspominał wargi wypowiadające w osobliwy sposób tę jedną sylabę. Chris. I po raz pierwszy w życiu chciał powiedzieć rodzicom, że może te imie jednak nie jest takie najgorsze… Nie mógł powstrzymać delikatnego drżenia kącika ust. Nigdy by nie pomyślał, że jego własne imię w czyichś ustach mogłoby zabrzmieć w taki sposób. Wciąż czuł osobliwe, przyjemne mrowienie na karku. I nie tylko na karku.
OdpowiedzUsuń– Tak mi się wydawało, że nie pogardzisz moim towarzystwem. Przynajmniej jeśli chodzi o kosztowanie cudów naszego barmana. – Oblizał wargi, przyglądając się pojedynczym kosmykom na czole Gryfona. Zacisnął dłonie na podsuniętej mu szklance, by powstrzymać się przed wychyleniem się i odsunięciem kosmyków z weasleyowego czółka. – A wierz mi, jest czego próbować…
Zdając sobie nagle sprawę z tego, że nie powinien się tak w niego wgapiać gwałtownie przeniósł wzrok na zawartość szklanki. Chcąc chociaż trochę odzyskać jakąś trzeźwość myślenia, odsunąć rozpamiętywanie ułożenia gryfońskich warg podczas wypowiadania jego imienia, postanowił zgadywać, co ciekawego przygotował dla niego barman. Przyglądał się bogatemu kolorytowi drinka, niepostrzeżenie się nim zaciągał, próbując wyczuć coś pośród bogatego aromatu. Lubił się tak bawić.
Uśmiechnął się mimowolnie, słysząc porównanie Freda. Zerknął na niego nieco rozbawiony. I znów przepadł. Nie mógł oderwać od niego spojrzenia. Przesunął powolnie językiem po wargach, przyglądając się tym nieposłusznym kosmykom, kształtowi nosa, wygięciom warg. Z rozbawieniem wyszczerzył zęby, próbując udać warczącego tygryska. Zaraz jednak zrezygnował, pokręcił lekko głową i znów skupił na nim spojrzenie.
Wpatrywał się w niego, kiedy nagle poczuł, jak ten bezceremonialnie sięga po jego szklankę. Mimowolnie stracił na chwilę panowanie nad własnym ciałem, mrugając z zaskoczenia. Maska tego Zabiniego na chwilę się uchyliła, ukazując zwykłego zagubionego chłopaka.
Ale to był moment słabości. Drobna chwila. Chociaż babcia zawsze przestrzegała go przed takimi momentami zapomnienia. „Panowanie nad sobą zawsze i wszędzie, co najmniej w stu procentach.”
– Uhm. Pluszaka tygrysa? – Nie mając, co zrobić z rękami położył je na blacie stołu i zaraz dorwał serwetkę. Miął ją w rękach, niby od tak, leniwie. W rzeczywistości naprawdę potrzebował czegoś do zajęcia rąk, bo wciąż nęciły go niesforne kosmyki. – Dlaczego akurat takie marzenie, Freddie? Niespełniona zachcianka małego chłopca? – Zrobiło się głośniej, przy barze nagle zmaterializował się tłum. Przysunął się więc ze swoim stołkiem bliżej Gryfona, tak, że ich kolana praktycznie się stykały i nachylił się lekko, by lepiej się słyszeli.
Zrobiło mu się cieplej. Bliskość Gryfona wywoływała u niego rozkoszne dreszcze. Miał wrażenie, że dłonie zaczynają mu się pocić. Powietrze zdawało się być naelektryzowane. Zastanawiał się tylko, czy to tylko jego wyobraźnia podjudzona wypitym alkoholem, czy Fred czuje to samo. I czy ludzie wokół nich czują te napięcie między ich dwojgiem.
Serwetka była w opłakanym stanie. Odłożył ją na bok i bez skrępowania ujął szklankę, muskając opuszkami dłoń Freda. Zaraz uniósł szklankę do ust i upił porządnego łyka. Nie wierzył, że znów ma okazję siedzieć praktycznie sam na sam z Weasleyem i pić z nim z jednej szklanki. Częściowo nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. W głębi jednak musiał przyznać, że bardzo się bał, co z tego wyjdzie.
Usuń– Bajki mają happy endy, Weasley. Nasza też będzie taki miała…? – Po raz pierwszy tego wieczoru naprawdę spojrzał mu w oczy.
I odpłynął. Odleciał wpatrując się w tęczówki Gryfona. Zatonął w ich cieple, zastygł jak owad w bursztynie. Patrzył i oddychał. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, chociaż czuł jak barman wciska mu kolejną szklankę w dłoń.
[O matko moja playlista mnie kocha. No dobra, kochała. A potem wraz z weną uciekła jej miłość do mnie ;c Łotewa.
Za to sam odpis jest… kupowaty. Krótki. Fe. Nie bij.
I idę sprzątać.]
Wasze dwie kupy ♥
[Runkowy przyjaciel. chciał dobrze, ale wyszło jak zawsze, no i Salander mu zwiała. nie proponuję w kontekście "chciał dobrze" żadnej miłości i romantycznego wyznania, bo nie lubię za bardzo takich wątków. jednakże mogłoby to być wyjawienie jakiejś tajemnicy - wszystko do ustalenia - byleby coś dość dramatycznego, co skłoniłoby Runę, żeby wzięła nóżki za pas.
OdpowiedzUsuńona ucieka przed nim, unika go, a jemu zależy na ich przyjaźni i się stara ją odzyskać, oczywiście w sensie przyjacielskim. taki cienki, marny zarys.
co mi przychodziło do głowy myśląc o nim, to była ochota połączenia go z Runą jako przyrodnie rodzeństwo, ale w tym wypadku to nie przejdzie, wiadomo. jednakże nie mam z tym problemu, jeśli o mnie chodzi możemy pokombinować z inną tajemnicą. albo w ogóle możesz mieć inny pomysł jak to wszystko rozwiązać; dla mnie relacja ma się opierać na uciekaniu mimo woli i chęci dalszej przyjaźni ze strony chłopaka. taki fundament. jak masz ochotę dłużej się rozpisać, to mogę Cię zaprosić na maila, tylko daj mi znać pod kartą, gdyż urlopuję, zbieram się do kupy, ale w weekendy pewnie będę odpisywać. a codziennie i tak tutaj jestem. :)]
Runa.
[ Tak, tak, tak!
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIĘ! ]
rachel
[Bardzo dziękuję za miłe powitanie. Ja również mam nadzieję na liczne i ciekawe wątki. Jak to mówią: "dobry wątek nie jest zły". Tak więc oferując szeroką gamę pomysłów na ciekawą historię, kłaniam się. ;]
OdpowiedzUsuń[Mój pomysł jest prosty, choć też trochę ryzykowny. Marzy mi się taki test praktyczny w formie III zadania z Turnieju Trójmagicznego. Już wyjaśniam. Chłopaki nasze już w VII są klasie, na horyzoncie ostatnie testy a oni ciągle w lesie z nauką. Idą sobie pewnego razu na zajęcia, licząc na przespaną godzinę a tu nagle taka niespodzianka. Zajęcia praktyczne w Zakazanym Lesie. Profesor OPCM podzielił klasę VII na osiem zespołów, każdemu dał magiczną mapę, która pokazuje drogę i zostawił na brzegu Zakazanego Lasu ze słowami, że pierwszy zespół nie musi pisać eseju dotyczącego trytonów długiego na cztery stopy. Oczywiście Fred trafił do drużyny Arvela, który został rozdzielony z resztą Ślizgonów i cierpi (znaczy, próbuje przekupić pewnego Krukona, żeby się zamienić). Fred (choć nie lubi Ślizgonów) musi interweniować (taka sugestia), bo wie, że Avery to szczwana bestia i z nim to zwolnienie z eseju mają niemal w kieszeni ;]
OdpowiedzUsuń[Jeśli tylko bardzo chcesz! :) I jeśli naprawdę lubisz wymyślać, to my z Haddie będziemy bardzo wdzięczne :D Powiązanie.. hmm.. co widzisz między tą dwójką? :)]
OdpowiedzUsuńHaidemarie
[W takim razie przepraszam za nietrafiony pomysł, mea culpa. Tym razem proponuję akcję z Klubem Pojedynków zaraz po zajęciach,a konkretnie rozmowę członków o konieczności powołania nowego przewodniczącego, która kończy się wizytą w kuchni, śpiewaniem, konkursem na rzucanie pierogami oraz jedzeniem krokietów na ilość. Wybacz, jakoś ciężko mi trafić, bo nie chcę być zbyt oklepana ;/]
OdpowiedzUsuń[Witaj i wybacz za poślizg w odpowiadaniu.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu karty przychodzi mi do głowy tylko tyle, że Charles z pewnością by go nie polubił i być może nawet wszedł w koalicję z Irytkiem by tylko uprzykrzyć mu życie. Celebryci go nie kręcą, a zwłaszcza tak pewni siebie pięknisie będący zaprzeczeniem wszystkiego co reprezentuje duch. ]
CR
Zabawia zmieniaczem czasu na pewno nie powinna mieć miejsca w Hogwarcie, szczególnie że przedmiot znajdował się w rękach dwóch nieodpowiedzialnych uczniów. Jednego, który po prostu lubił zabawę i ryzyko, oraz drugiego, tak nękanego wyrzutami sumienia, że był blady jak ściana. Chciał naprawić swój błąd, nawet jeśli to oznaczało przeniesienie się aż o pięć dni. Albus czytał o zmieniaczach czasu i wiedział, że rozszczepienie z użyciem małej klepsydry było bardzo możliwe. A niewielu ludzi wiedziało, że boginem młodszego z braci Potter było właśnie rozszczepienie.
OdpowiedzUsuńStarał się o tym nie myśleć, kiedy Fred zarzucał mu łańcuszek na szyję. Starał się nie przypominać sobie bólu, jaki mu towarzyszył podczas teleportacji w zeszłym roku, kiedy to jego ręka uległa dość poważnemu „nadszarpnięciu”. Próbował również wymazać z pamięci widok zakrwawionego siebie z brakującymi kończynami oraz porwaną skórą, bo właśnie taką postać przybierał jego bogin. Nikomu jednak nie udało się tego jeszcze zobaczyć, ponieważ Albus opanował zaklęcie Riddikulus do perfekcji, byle żeby żadna osoba nie mogła dowiedzieć się, czego chłopak tak właściwie się boi. Szkoda, że nie potrafił z taką samą łatwością wyczarować Patronusa, bo ten za Chiny mu nie wychodził. Czy Albus naprawdę nie miał wystarczająco dobrych wspomnień?
Nie chciał okazywać strachu, a jednak zacisnął powieki w momencie, kiedy jego kuzyn obrócił klepsydrą. Nie wiedział, jak działa nowa generacja zmieniaczy, ale najwyraźniej nie trzeba było kręcić tyle razy, o ile godzin chciało się cofnąć. W jednej chwili poczuł, jak jego ciało rozpada się na miliony kawałeczków, niemalże ściera na proch, by przebyć w tej postaci drogę w przeszłość. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Nie był w stanie wziąć nawet powietrza w płuca – nie posiadał płuc ani klatki piersiowej.
Zmaterializował się po ułamku sekundy, który był jednak stanowczo zbyt długi. Wziął głęboki haust powietrza, po czym zaczął panicznie oglądać swoje ręce i nogi, czy te przypadkiem nie zostały w jakiś sposób naruszone. Na szczęście tym razem obeszło się bez rozszczepienia. Mimo to uspokoił się dopiero po kilku minutach, po których zorientował się, gdzie właściwie siedzi. Wielkie regały wypełnione po brzegi książkami otaczały go z każdej strony, skutecznie kryjąc przed wzrokiem obecnych w bibliotece osób. Freddie jednak jakby wyparował, co oznaczało, że wylądował w innym miejscu w Hogwarcie.
Pospiesznie podwinął rękaw i spojrzał na zegarek – zaczynała się lekcja eliksirów, na którą pięć dni temu się spóźnił, bo zasiedział się nad książką. Zakazaną, jednak nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, bo zaczarował ją tak, aby wyglądała jak podręcznik szkolny. Nietrudno było mu się więc domyślić, że najprawdopodobniej gdzieś tutaj siedzi drugi Potter. Jego kuzyn widocznie musiał znaleźć się tam, gdzie była aktualnie jego młodsza o pięć dni wersja.
Wyjrzał zza regału, szukając samego siebie. Albus z przeszłości siedział przy stole z nosem w tajemniczej księdze, jednak po chwili podniósł wzrok, po czym rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz zorientował się, że wszyscy uczniowie już poszli na swoje zajęcia.
– Cholera jasna! – zaklął głośno, za co dostał zaraz burę od bibliotekarki, po czym pognał na lekcję.
Zacisnął powieki, przeklinając w duchu miejsce, w którym się znalazł. Był w bibliotece, a tutaj zawsze siedziała ta nieszczęsna kobieta, pilnując jedyną miłość swojego życia – kota kręcącego się między stołami i półkami. Jak miał się wymknąć i znaleźć Freda?! Jęknął cicho, jednak zaraz skarcił się w myślach. Przecież nie chciał, aby ktokolwiek go tutaj zobaczył.
Siedział na podłodze, podpierając ogromny, nieco zakurzony mebel i próbując wymyślić jakiś plan działania. Musiał jakoś wydostać się z biblioteki i następnie rozpocząć poszukiwania… Nie, zaraz. Fred nie był mu teraz potrzebny.
Uśmiechnął się sam do siebie. Mógł załatwić swoje sprawy, a dopiero potem znaleźć Weasleya, z którym wróciłby do swoich czasów, jako że widocznie to jego kuzynowi trafił się zaszczyt posiadania zmieniacza. Albus nie miał go w żadnej kieszeni, nie leżał też obok na podłodze.
UsuńZ podłym uśmieszkiem wysunął się zza regału, by następnie wyciągnąć różdżkę.
– Confringo – szepnął, kierując koniec różdżki w stronę stołu po drugiej stronie pomieszczenia.
Mebel wyleciał w powietrze, uderzając o sufit. Bibliotekarka krzyknęła i poderwała się z miejsca, aby przebiec przez bibliotekę w stronę połamanego stolika. Jednocześnie wzywała tego, kto to zrobił.
– Wy głupie dzieciaki, gdzie się chowacie?! – Zanurkowała w dział numerologii w poszukiwaniu sprawców zdarzenia.
W tym samym czasie Albus zerwał się z podłogi i cicho wybiegł z czytelni. Musiał uważać, aby nikogo nie spotkać. Przełknął ślinę, stanąwszy pośrodku korytarza. Gdzie miał teraz iść, aby nikt go nie zauważył?
Albus
[Też Cię kocham ;*
OdpowiedzUsuń...znaczy ja jako autorka, a nie Pegsia, pff xd]
Peggy
Szklanka zadrżała mu w dłoni. Nagle cały alkohol, który krążył w jego żyłach, a zdawał się wcześniej wyparować, wrócił do niego ze zdwojoną siłą. Uderzył w niego gorącą falą, wywołując zawroty głowy. Świat tańczył mu przed oczami, zaczął wirować w oszalałym tempie. Ale nie miał zamiaru przestać pić. Zaraz uniósł drinka do ust i jednym haustem pochłonął całą zawartość naczynia. Zapiekło go w gardle, ale to zignorował. Nie poczuł zwykłej przyjemności, a gorzkie rozczarowanie. Niesmak w ustach po słowach Freda był nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńNie mógł w to uwierzyć. Wszystko wydawało się układać idealnie, choć tak obawiał się obecności Weasleya na imprezie. Aż tu nagle wszystko prysło, rozmyło się przez kilka słów. Nie mógł w to uwierzyć. Ile razy sam dawał znać w ten sposób, że nie jest zainteresowany. Pierwszy raz w życiu naprawdę dostał kosza. Zabolało.
– Ty, ten Weasley, zapominasz języka w gębie przy jakiejś panience? – Starał się jak mógł znów wciągnąć na twarz maskę typowego Ślizgona, jednak wszystko w nim drżało. Każdy najdrobniejszy nerw został ugodzony do żywego. Trącony okrutną igiełką zazdrości i odrzucenia. – Jakoś trudno w to uwierzyć – fuknął, podsuwając pustą szklankę barmanowi.
Patrzył jak ten nalewa złocistego płynu do naczynia. Zerkał na parkiet. Wpatrywał się w rysy na stołach. Rozglądał się po cudzych szklankach. Wszystko, byle tylko nie spojrzeć na Freda. Zabini się bał. Bał się, co zobaczy na jego twarzy. Bał się, co ujrzy w jego oczach. Bał się, że za bardzo się odsłonił. Bał się, że pozwolił sobie na za dużo. Bał się, że był zbyt śmiały, że wystraszył Weasleya i stąd jego reakcja. Najbardziej jednak bał się, że rzeczywiście dostał kosza. Że Fred nie czuje między nimi tych iskier, że żaden dotyk nie miał dla niego najmniejszego znaczenia. Że Chris jest dla niego tylko źródłem Ognistej i drobną rozrywką. Zacisnął dłonie na szklance i wbił wzrok w napój.
– Kogo masz na myśli, hm? Kto zasłużył sobie na uwagę Weasleya? – Mimowolnie jego nazwisko wypowiedział z lekką kpiną, okrutną ironią w głosie.
Nagle miał wszystko w nosie. Wpadł. Zrobił to, przed czym wiecznie przestrzegała go babcia. Chciał komuś oddać serce, odsłonić się, oddać się całościowo… i został odrzucony. Niby zawsze się tego spodziewał, ale nie w taki sposób. Czuł niesmak w ustach, alkohol nagle przestał mu smakować. Skrzywił się i odsunął szklankę jak najdalej od siebie. Spiął się, czuł drżenie każdego mięśnia, każdej najdrobniejszej komóreczki ciała. Ale nie miał zamiaru dać po sobie niczego poznać.
– Wiesz co? Beznadziejny ze mnie nauczyciel, nie udzielam pieprzonych rad matrymonialnych. Droga wolna. Idź, zagadaj. Mam nadzieję, że będziesz z nią szczęśliwy – warknął i wstał od stołu.
Nagle ten idealny aktor, człowiek o tysiącu twarzy, opanowany w każdej sytuacji pękł. Nie potrafił okiełznać emocji, alkohol buzujący w żyłach ani trochę mu nie pomagał. W głowie mu wirowało, miał ochotę coś rozwalić. Pierwszy raz w życiu ktoś go tak dotknął. Pierwszy raz w życiu czuł się naprawdę odrzucony. Pierwszy raz w życiu naprawdę mu zależało i nie miał pojęcia, czym zawinił.
– Miłego wieczoru z małolatą, Weasley – prychnął jeszcze i ruszył przed siebie.
Jak najdalej od zaskoczonego spojrzenia. Jak najdalej od wzroku tych wszystkich ludzi wokół. Jak najdalej od Weasleya.
[Krótko to krótko, ale Zab płaka mi. Doczekałaś się, yay.
Jest kupowaty, ale i tak chyba najlepszy z tych wszystkich dotąd. Hallelujah.]
Załamany Zabini