Freddie Weasley II
~ VII klasa, Gryffindor, 17.04, Ścigający ~
~ Klub pojedynków i transmutacji ~
TELL ME NOW DID I GET YOUR ATTENTION?
P R E S J A.
W ciągu siedemnastu lat doskonale opanował sztukę maskowania prawdziwych pragnień i z dumą przyjął przypisaną mu rolę niedoskonale doskonałego Gryfona, zgodnie z oczekiwaniami rodzinki.
HOLD BACK THE RIVER, LET ME LOOK IN YOUR EYES
U R O K.
Typowy Weasley z czarującym uśmiechem. Bez rudych włosów. Ze słabością do Ślizgonów. Czarujący cwaniaczek. Znakomity tancerz. Pewny siebie podrywacz. Ideał dla zakochujących się w spojrzeniu czarownic.
THINK I CAN FLY, THINK I CAN FLY WHEN I'M WITH U
P R A G N I E N I A.
Z przyjemnością zatraca się w ognistej whisky. Słynie z tego, że zapraszają go wszędzie i zawsze. Bywa uległy, zawsze króluje na parkiecie, a w torbie przemyca arsenał różnokolorowych butelek. Taka księżniczka Gryffindoru.
ANXIOUS AND BARELY BREATHING
S T R A C H.
W pakiecie ze szczęściem do pakowania się w kłopoty otrzymał lęk przed sowami, paraliżujący strach o młodszą siostrzyczkę i obawy, że nigdy w życiu nie dokona niczego, czym zdoła się wyróżnić z tłumu Weasleyów. Bogina nie ujawnia nikomu, a patronusem nie lubi się chwalić. Bo niby po co.
DON'T YOU WORRY, DON'T YOU WORRY CHILD
R O D Z I N A.
There was a time, I used to look into my father's eyes
In a happy home, I was a king I had a golden throne
Those days are gone, now the memories on the wall
I hear the sounds from the places where I was born.
Upon the hill, across the blue lake,
That's where I had my first heart break
I still remember how it all changed
My father said
Don't you worry
Don't you worry, child.
* * *
Im dziwniej, tym ciekawiej.
Wolimy wymyślać, nie lubimy zaczynać.
Odpisujemy albo bardzo szybko, albo bardzo długo.
Bywa, że faworyzujemy.
GG: 46650538 Mail: abyss.of.imagination@gmail.com
Victor Norlander, Swedish House Mafia, Olly Murs, James Bay, Galantis, Our Last Night.
P.S. Pewna natrętna osóbka napisała takie fajne opowiadanie z udziałem pana powyżej. O tu.
P.S. Pewna natrętna osóbka napisała takie fajne opowiadanie z udziałem pana powyżej. O tu.
[ZAB SIĘ JARA BARDZIEJ NIŻ ZAWSZE.
OdpowiedzUsuńBUZIAKI!]
ZABIŚ
[ Cieszę się bardzo, bo ja lubię pisać. Co do dreszczy, to jeszcze lepiej, ale niestety w karcie nie mogłam zawrzeć wszystkiego, co chciałam, chociaż myślę, że jakoś to nadrobię. ;)
OdpowiedzUsuńDzień dobry :) ]
Galen
[tyyy... ty zła kobieto :D]
OdpowiedzUsuńNatalia
[No mam nadzieję... :D]
OdpowiedzUsuńNatalia
[Nie mieliśmy wątku. Znaczy coś tam wstępnie mówiłyśmy, że może być ale do niego nie doszło ]
OdpowiedzUsuńAnakin
- Fred, wiesz, w zasadzie to ma prawo, może i to czyni z niego gbura, ale ma do tego pełne prawo – Bellamy westchnął cichutko. Czuł, że jego pozycja w drużynie nie należy w tej chwili do zbyt pewnych, a to znaczyłoby, że wraz z nią straciłby jedyne miejsce w Hogwarcie do którego należał, w mniejszym lub większym stopniu, ale jednak należał. Tu nie był ignorowany, mimo, że jego kontakt z resztą drużyny nie był raczej zbyt ciepły, ale zawsze coś, szczególnie w jego wypadku.
OdpowiedzUsuńPytanie o opróżnienie butelki zadał spontanicznie i nie sądził, że Fred może na to pójść. Jednak kiedy chłopak postawił go do pionu, a on sam zachwiał się niebezpiecznie, poczuł dziwnego rodzaju ulgę. Może jednak zaczynał się coraz bardziej wkupiać w towarzystwo? Wsłuchiwał się w słowa chłopaka, zbyt zmieszany, aby cokolwiek odpowiedzieć, a dodatkowo ciążąca na nim odpowiedzialność nie ułatwiała mu całej sprawy. Przełknął ślinę, odrobinę przerażony tajniacką ucieczką.
Bellamy przebierał szybko nogami, byle tylko dogonić maszerującego przed nim Freda. Stawiał niezdarne kroki na kamienistym gruncie, starając się nie przewrócić. Bał się, że przez brak równowagi wyjdzie na tego, który upija się jednym łykiem. A przecież nie był takim słabym zawodnikiem! Na dodatek nie mógł nadążyć za kolegą z drużyny, więc kiedy ten chwycił jego nadgarstek, poczuł się przede wszystkim asekurowany, no i łatwiej mu szło dotrzymywanie kroku.
Prawie przewrócił się, gdy ten wepchnął go między krzaki. Gdzieś między kotłującymi się myślami przemknęła jedna. Fred przypominał mu odrobinę niedoświadczonego porywacza. Skrzywił się dziwacznie, a salwa śmiechu, która wydostała się z gardła chłopaka sprawiła, że na policzki Bellamy’ego wypłynął rumieniec tak ciemny, że barwą przypominał dojrzałego pomidora.
Wkroczył między dwa, sporych rozmiarów głazy i okręcając się dookoła własnej osi przyglądał uważnie otoczeniu. Na jego zarumienioną twarz wypłynął zadziorny uśmiech. Niezwykle pewnie wyciągnął dłoń w kierunku Freda, z nadzieją, że ten poda mu butelkę z trunkiem.
- Wiesz, że tyłki nam odmarzną, nie? – zapytał, unosząc jedną brew.
Jemu już było zimno.
Tak bardzo przepraszam za to opóźnienie, byłam święcie przekonana, że mój odpis już poszedł i, że to właśnie Ty zapomniałaś mi odpisać :c No i przepraszam za to coś do góry, bo to tragedia jest ;_;
Bellamy
[Harley zaprasza na dach. Dopóki nie spadną będzie zabawnie.
OdpowiedzUsuńA Freddie to taki cudowny casanova.
Jestem pewna, że w diademie wyglądałby świetnie.
Pewnie jak zawsze.]
Harley
[Ależ bardzo chętnie. :) Jakieś propozycje co do powiązania? Czy bierzemy coś z moich podanych?]
OdpowiedzUsuńIda
[Jak najbardziej. Harley może trochę protestować przeciwko kontaktom z ewidentnym podrywaczem, ale myślę, że jakoś ją przekonamy.
OdpowiedzUsuńKombinujmy.]
Harley
[Podoba mi się. Harley może się wreszcie pobawić w rasową Ślizgonkę. Będzie sobie wmawiać, że cała niechęć (i żal) do Freddiego powodowana jest jego pochodzeniem i domem. Zdenerwuje się, powie coś nieodpowiedniego albo posunie się trochę za daleko. Ogólnie - można zrobić z niej takiego diabła, ale ze złamanym serduszkiem.
OdpowiedzUsuńA Freddie... A Freddie w sumie mógłby mieć najróżniejsze stanowiska. Może byłby zdania, że to Harley się od niego odsunęła i zostawiła go samego? Albo wręcz przeciwnie, twierdziłby, że był już nią znudzony i szukał czegoś innego? Możliwe, że miałby to za naturalną kolej rzeczy? Wszystko w Twoich rękach.
Zastanawiam się tylko nad zaczęciem. A przez "zastanawiam się" chcę zapytać, czy masz ochotę? Mam cholernie zawalony tydzień i myślami (niestety, nie fizycznie) jestem gdzieś daleko.
W nagrodę dostaniesz zagadkę i butelkę Ognistej, o!]
Harley z oczami szczeniaczka.
[Ty wolisz się dostosować, ja też wolę się dostosować. Dostosujmy się obie.
OdpowiedzUsuńKażda długość będzie dobra. Ja zazwyczaj mieszczę się w jednym komentarzu, chyba, że wątek naprawdę mi się spodoba. Pociągniemy to trochę (mam nadzieję) i zobaczymy, jak nam wychodzi.
Nie śpiesz się, Harley poczeka.]
Harley
[ Varn na to jak na lato! :) Tylko Varn sam nie wie, czego by chciał ;c ale zdecydowanie przydałoby mu się coś dziwacznego :D]
OdpowiedzUsuńNicolas Varn
[W sumie chodziło mi bardziej o takiego ułożonego pana, dla którego Ida koniec końców by się zmieniła (gdyby zrozumiała, że bycie tak wredną się obiektowi westchnień nie podoba :D). Myślisz, że Fred wpisuje się w taki kanon?]
OdpowiedzUsuńIda Douglass
Ogólnie należy rzec, że Natalia nie przepadała za ludźmi. Żadnymi. Banalnie to zabrzmi, ale życie jej nie rozpieszczało. Nie bez powodu była jaka była. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdy Tiara przydzielała ją do domu, popełniła niezły błąd, bo jeszcze rok temu Romanowa bardziej pasowała do Puchonów, niżeli Ślizgonów. Optymistka, wiecznie uśmiechnięta, biegająca po korytarzach i podskakująca w rytm muzyki skomponowanej w jej własnej, nieco roztrzepanej, milusińskiej głowie.
OdpowiedzUsuńA potem ktoś ją zranił. Dotkliwie. Wiązała z tą osobą swoje plany na życie, zaufała jej bezgranicznie. A on tak zwyczajnie odszedł. Bez pożegnania. Banał jakich mało, ale Natalię tak bardzo to zraniło, że nie potrafiła normalnie funkcjonować. Odruchem obronnym stało się odpychanie każdego, kto minimalnie się do niej zbliżył. Rozmawiała z kimś na przerwach? Nie. W pokoju wspólnym? Tym bardziej nie. Nie przesadzę, jeśli powiem, że Ślizgoni ją wkurwiali.
Dlatego długo zastanawiała się nad tym, co w nich tak fascynuje Weasley'a. A jeszcze dłużej nad tym, dlaczego ma słabość do tego chłopaka. Przecież był tylko szarym człowiekiem, jednym z tych, z którymi Natalia nie chciała mieć nic wspólnego. Nie była w stanie stwierdzić, czy przy tej znajomości zatrzymał ją jego charakter, ale na pewno jakiś wpływ na to miał fakt, że Gryfona tak bardzo ciągnęło nie tylko do ludzi z jej domu, ale i do niej samej.
I Romanowa nie mogła się pozbyć tego magnetycznego uczucia przyciągania ku jego jestestwu. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie walczyła z tym w żaden sposób. Bo walczyła. Unikała go jak mogła, po alkoholu nieco bezskutecznie.
Co zresztą widać na załączonym obrazku. Zamiast się odsunąć, przylgnęła plecami do jego klatki piersiowej i oparła głowę na ramieniu tak, by spojrzeć na jego profil i uśmiechnąć się... prowokująco? A idź pan w cholerę z taką niezdecydowaną babą.
- Bardzo. A ty? - spytała wesoło i zadrżała lekko. Nie była przyzwyczajona do takiej bliskości, od bardzo długiego czasu nikt jej nie dotykał, ale w obecnym stanie nie miała nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, zdawało się to być nadzwyczaj przyjemne, a alkohol, który zazwyczaj przecież otępiał zmysły, teraz tę bliskość spotęgował. Chcąc jak najdłużej utrzymać to odczucie, zabrała Fredowi szklankę z dłoni i pociągnęła z niej spory łyk, a biorąc pod uwagę jej słabą głowę, był to zły pomysł. Możliwe, że ten ''łyczek'' miał być tym, który zabierze jej kilka ładnych minut z tego wieczoru.
Natalia
[ Czekam na odpis już tysiąc lat świetlnych, więc po co się trudzę i zaczynam, skoro tak brzydko olewasz czyjąś pracę? D :]
OdpowiedzUsuńL.W
[Wybacz, że dopiero teraz, relacja okej, pomysł - okej, ale z zaczęciem niestety będziesz musiała poczekać, bo mam teraz taki zapierdziel w szkole, że nie wyrabiam :c]
OdpowiedzUsuńNicolas Varn
[ Będę czekać!]
OdpowiedzUsuń[Przepraszam, że tak późno, ale sesja, która się zbliża, jest bardzo niewdzięczną towarzyszką studenta, nawet jeśli jej jeszcze nie ma :D
OdpowiedzUsuńWięc robimy w takim razie jakiegoś typu zauroczenie?]
Ida Douglass
[Bardzo? Czemu nie bardziej niż tylko samo bardzo? Świetne zdjęcie.]
OdpowiedzUsuńVincent Hermann
Czuł dziwną pustkę.
OdpowiedzUsuńNie miał pojęcia, czym było to spowodowane. Odkąd trafił do Skrzydła Szpitalnego po tym nieszczęsnym meczu quidditcha, stale czuł się tak, jakby ktoś porządnie uderzył go czymś w głowę. Może tą butelką whisky, o którą kumple go wypytywali? A on nic nie pamiętał… Były tylko długie godziny wpatrywania się w sufit ze świadomością, że kilka łóżek dalej leży Gryfon, który – w jakiś niezrozumiały Zabiniemu sposób – podobno uratował mu życie. A przynajmniej twarz przed zgnieceniem jej przez rozpędzony szalony tłuczek. Nie do końca docierało do niego to, czego wszyscy od niego chcieli. Był wyjątkowo rozkojarzony, nie potrafił na niczym dłużej skupić uwagi. Oprócz niego. Ale karcił się w myślach za wracanie do niewyraźnych wspomnień i do uczucia jego ciała blisko swojego przy uderzeniu o murawę. Był Zabinim. Nie mógł o tym myśleć.
Miał nadzieję, że wyjście ze Skrzydła Szpitalnego i codzienny gwar jakoś załatają tę dziurę, pustkę, która wciąż w nim była. Nerwowo pocierał kark, na którym widniał praktycznie idealnie okrągły ciemniejszy ślad, próbując wrócić do bycia typowym Zabinim, jednak jego uśmiechy nagle zrobiły się jakieś blade, a brązowym oczom brakowało typowego blasku. Droga korytarzami od Skrzydła do Lochów dłużyła mu się jak nigdy wcześniej. Jakby zwodnicze schody zmieniły konfiguracje korytarzy, a on biedny błądził jak w labiryncie, mimo że znał trasę doskonale. Wlókł się jak nigdy.
Tuż po przekroczeniu progu Pokoju Wspólnego, czekali na niego kumple. Słuchał uważnie relacji o wszystkim, co go ominęło. Kto z kim i dlaczego, jak świętowali koniec treningu – i skąd wzięła się Ognista w Skrzydle, o której Zabini kompletnie nie pamiętał. Potakiwał, uśmiechał się i rzucał zwyczajowe żarty. Założył wyświechtaną maskę arystokraty-podrywacza z nadzieją, że nikt nie zauważy jego dziwnego do określenia samopoczucia. Szkolenie u boku niezawodnej babci nie zawiodło. Oprócz pytań o samopoczucie po wypadku nikt nie poruszał trudnych tematów, jego zachowanie nie wzbudziło niczyich podejrzeń. Jakby wciąż był tym samym Zabinim sprzed dosłownie kilku dni. Zabinim znów rozglądającym się, kogo zaciągnąć podstępnie do łóżka i niecnie wykorzystać. Zabinim, któremu zależy praktycznie tylko na Ognistej. Zabinim kochającym grać w bilard i quidditcha. Zabinim, który nie ma serca.
Wiadomość jednak, która kompletnie go zaskoczyła w jakiś sposób pobudziła w nim nerwy typowego Zabiniego. Uśmiech, który wywołało jedno stwierdzenie miał w sobie sto procent tego Zabiniego, którego wszyscy znali. Nie musiał udawać, że pomysł mu się podoba. Impreza. Impreza pełna Ognistej, braku ograniczeń, zabawa w towarzystwie samych Ślizgonów. Impreza na jego powrót. Jak mógłby odmówić?
***
UsuńImpreza trwała już w najlepsze. Ognista lała się litrami, jak by mogło być inaczej pośród tej pijackiej Ślizgońskiej gromady. Na stół wjeżdżały kolejne przekąski, które znikały praktycznie równie szybko co kolejne butelki po trunkach. Zabini, król imprezy, główna jej atrakcja (poza alkoholem oczywiście) krążył sobie między ludźmi, zaszczycając co niektórych rozmową, czy nawet wspólnym piciem. Od początku całej tej imprezy powitalnej zdążył zatopić swoje smutki nie tylko w kolejnych łykach cudownej Ognistej, ale też w ustach kilku chętnych panienek. I nie miał zamiaru na tym poprzestać. Był Zabinim, kto mu zabroni?
Impreza trwała w najlepsze. Co chwila był wołany przez kolejne osoby na toast. Większości zdawał się nawet nie znać… ale skoro mieli Ognistą, nie ograniczał się. Kolejny raz uśmiechał się, gdy życzono mu zdrowia, kiedy jego uwagę zwróciło poruszenie przy wejściu do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, któż to zaszczycił swoją obecnością „imprezę powitalną Zabiniego”. Spełnienie marzeń i koszmar. Jednocześnie. Znał te włosy jak nikt inny. Z daleka. Znał każde spojrzenie, każdy uśmiech. Po plecach umiał go poznać. Nie mógł być to nikt inny. Fred Weasley.
– Dlaczego on tu jest? – beznamiętnie rzucił do jednego z kumpli, bawiąc się Ognistą w kubku.
– Uratował ci życie, stary, więc go zaprosiliśmy. Poza tym to Weasley, z nim zawsze jest wesoło!
[Dupa, kupa. Tak. Beznadziejny, krótki i ogólnie gunfowy. I jakoś w nim sensu mało. Łotewa. Zab mi się załamał i ciężko mu żyć… ;c]
smutny jak nigdy Zabini
[Marzę wątku z Fredziakiem, fajna postać :3 Urządzimy burzę mózgów?]
OdpowiedzUsuńpan prefekt Alexander McCall i wesoły duszek Dylan Williams
[Dzięki, choć wolę jak lubi się go za kreację niżeli za wizerunek xD. Powodzenia z pisaniem i w ogóle.]
OdpowiedzUsuńDARREN CRAFT
[spokojnie, mnie czeka sesja i też stopniowo mój czas odpisywania zacznie się wydłużać, ale co tam ^^]
OdpowiedzUsuń[Grrr... Zjadło mi komentarz.
OdpowiedzUsuńTak czy tak witam kuzyna kopem w cztery litery i pytam o wątek. Widzę interes z Ognistą, Jam ma interes z marchewkami (i nie tylko), a w dodatku chyba dzielą dormitorium, no i jak tu pominąć takie rodzinne powiązanie? Przecież Pottera nie da się odrzucić!]
James
[Dziękuje bardzo za komplement i również witam :)]
OdpowiedzUsuńRidley J.
[cześć, kuzynie ! :D może wątek ?]
OdpowiedzUsuńLily.
[Ja witam szanownego Weasleya i proszę o wątek!]
OdpowiedzUsuńBrigitte
[No gg nie mam, ale jak coś skręcisz, to daj znać w komentarzu, najwyżej tutaj jakoś pokombinujemy! Poza tym w razie czego nie musimy wszystkiego odgórnie ustalać, zobaczymy jak potoczy się wątek. Najważniejsze, żeby fabuła była :D]
OdpowiedzUsuńJam
[Przyszłam przywitać swojego kochanego kuzyna. :D]
OdpowiedzUsuńRose Weasley
[Hej, hej. :) Zastanawiam się nad przejęciem Roxanne, możesz mi powiedzieć coś więcej o relacjach rodzinnych czy coś ? :D]
OdpowiedzUsuńLily.
[To skoro i Rose, i Freddie tak się kochają, to może skombinujemy jakiś wątek? :D]
OdpowiedzUsuńRose W.
[ No to masz u mnie zarezerwowany wąteczek <3 ]
OdpowiedzUsuńLysander
A pomysł u Rachel - świetny <3
Usuń[A dzień dobry, Wesleyu :) ]
OdpowiedzUsuń[miło mi bardzo ! a Freddie taki fajny. :3]
OdpowiedzUsuńNebraska.
[Kochana siostrzyczka też kocha brata ! <3]
OdpowiedzUsuńRox.
[Z Weasleyami ZAWSZE chcę wątek, to najlepsza rodzina ever. Roy pewnie swego czasu mu zazdrościł, że ma bliskie kontakty z Wybrańcem... no i do tego jest ścigającym! Wszystko, czego Coltrane'owi do szczęścia potrzeba, ech.
OdpowiedzUsuńTrzymam za słowo z tym tuleniem!]
Royston
[Dziękuję za tak piękne powitanie :) Ja za to nie mogę nie pochwalić zdjęcia. Twoja robota? Cudne.
OdpowiedzUsuńAdaś w sumie ze spisu nie zniknął, był tylko duchowo nieobecny :D
Jeśli masz ochotę na wątek - pisz, chętnie pogłówkuję.]
[To bierz wątki, wątki dobra rzecz!
OdpowiedzUsuńWakacje idą (hehehe, jakbym już ich od dwóch miesięcy nie miała, uhehe), coś trza robić. :P]
Hawkes
[Król lew w powiązaniach mnie tak bardzo oczarował :3
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, że skoro Freddie jest (jak mówi stara karta postaci) królem parkietu i chętnie pija ognistą, to pewnie lubi zabawę. Jeśli lubi też Adama, to mógł go wyciągnąć siłą na ognisko, żeby chłopak nie kisł gdzieś na zamku. Bierzesz udział w wątku grupowym (ognisko)? W sumie chciałam coś w nim skrobnąć, mogłybyśmy popisać tam i przy okazji złapać trochę punktów dla Gryffindoru. Możemy też ich upić i zdobyć dla któregoś tytuł Największego Ochlapusa Hogwartu :D]
[witam również i dziękuję ! może wąteczek ? :)]
OdpowiedzUsuńDahlia.
[Ano cześć! I ja naprawdę nie wiem jak można kochać tę marudę ;)]
OdpowiedzUsuńMaisie
[a to źle ? :> dziękuję, Lilcia się rumieni. :D]
OdpowiedzUsuńLily.
[Najgorszy wybór w moim życiu, ever. Nie polecam! Obie postacie cudwone i jak tu wybrać? Wyliczanki jednak są pomocne nawet jak ma sie -naście lat :p]
OdpowiedzUsuńMia
To było zbyt nagłe, by mógł w pełni napełnić płuca powietrzem i nacieszyć się życiodajnym tlenem. To było tak, jakby czas zatrzymał się w miejscu, a sekundy ulatywały w przestrzeń, nieistotne w oceanie minut. Początkowo wydawało mu się, że ból zniknie, nieznajomy przybysz przeprosi i wszystko na powrót zacznie płynąć w swoim monotonnym rytmie. Przez moment zastanawiał się nawet, czy nie za ostro zareagował na przypadkowe najście, uważnie ważąc słowa, które wypowiedział kierowany bliżej nieokreślonym impulsem. Był gotów uśmiechnąć się i odejść w swoją stronę, naprawdę, był gotów zniknąć z powierzchni ziemi i zająć się własnymi sprawami, ale wtedy właśnie uniósł głowę i natychmiastowo pożegnał się z marzeniami o godziwie spędzonym dniu.
OdpowiedzUsuńZamroczony wizją minionych wydarzeń, nie zdążył zaprotestować, gdy chłopięce palce obdarzyły go dotykiem, a później wzmocniły uścisk, prowadząc uległe ciało wzdłuż ciemnego korytarza. Wydawało mu się, że na moment stracił kontakt z rzeczywistością, idąc i idąc, zdając się na swego towarzysza i mając nadzieję, iż chociaż on wie, dokąd zmierzają. Ich kroki dudniły głucho na wypolerowanej posadzce, a szyby mieniły się tysiącami odcieni, w których wyraźnie odznaczała się wszechobecna bladość. Luke kątem oka dostrzegł własne odbicie i przez ułamek sekundy poczuł, jak wiele w jego wnętrzu jest pustych miejsc, które pojawiły się niespodziewanie, gdy przerażenie starło je na proch.
Odwrócił wzrok z prędkością światła, wybudzony z letargu na tyle, by pozwolić sobie na głębokie westchnięcie i niemrawą próbę dobycia głosu.
- Freddie? - szepnął, rejestrując jedynie, jak zostaje wepchnięty do pustej sali, bezwolnie opadając na najbliższe krzesło.
Kurz natychmiastowo pokrył lukową skórę, wtargnął pod paznokcie i osiadł w kącikach oczu. Gdyby zapragnął płakać, z pewnością światło dzienne ujrzałyby słone łzy utkane z wiekowych zanieczyszczeń. Siłą woli powstrzymał się od drapania i jeszcze raz zaciągnął się powietrzem, patrząc wszędzie, byleby tylko nie na twarz chłopaka.
W końcu jednak przegrał batalię od początku zdaną na klęskę, odnajdując jego spojrzenie. Odnajdując je w połowie drogi, od niechcenia i ze strachem, odnajdując je wtedy, kiedy pragnęło zostać odnalezione. W oczach Weasley'a dostrzegł różnorodność emocji, kalejdoskop doznań grubo przykrytych mgłą lęku. I wpatrywali się w siebie bez wytchnienia, powoli zdając sobie sprawę, że przeszłość okryła cieniem chwile, po które niegdyś pragnęło się sięgnąć.
- Co się dzieje?
Luke
[witam kuzyna. :)]
OdpowiedzUsuńLucy.
[cześć, Freddie! :D]
OdpowiedzUsuń[Nie trzeba mnie tak uroczyście witać, ja jestem swoja :D Ślizgoni zawsze na propsie, wiadomo.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to ja myślałam, że Fred Weasley II był ciemnoskóry :D]
Bran Lloyd
[A witam:)) do jakich Ślizgonów pan Weasley ma słabość?]
OdpowiedzUsuńCarter
[A witam:)) do jakich Ślizgonów pan Weasley ma słabość?]
OdpowiedzUsuńCarter
[bardzo się cieszę! kombinujemy wąteczek z kuzynką? :)]
OdpowiedzUsuń[O, to u Emmy dużo takich gorszych i złych cech by znalazł:)]
OdpowiedzUsuńCarter
No hej, kuzyn, co z naszym wątkiem? :D]
OdpowiedzUsuńJames
[Dziękuję i również witam! :)]
OdpowiedzUsuńMicaiah
[chętnie, chętnie ! zdemoralizowani bardzo, a co. :D Lucy jest grzeczna, tylko Czarna Magia ją fascynuje. :3 może gdzieś wieczorem na Wieży Astronomicznej ? jeśli masz czas, to możesz zacząć, a jak nie, to ja się jutro postaram. :3]
OdpowiedzUsuńLucy.
Lucy cicho wymknęła się z dormitorium. Na ramieniu miała czarną torbę ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami, jej serce biło mocno z podekscytowania. Od czasu do czasu niespokojnie oglądała się za siebie, przekonana, że ktoś ją śledzi i że zaraz dostanie szlaban za wałęsanie się po Zamku - a w najlepszym przypadku zostanie po prostu odesłana do łóżka i nici wyjdą z jej dzisiejszych planów.
OdpowiedzUsuńNie była zbuntowaną, nieznośną nastolatką - daleko jej wręcz do takiej - jednakże wszelkie próby jej nawrócenia (sama w głębi serca nazywała to "przywróceniem Weasleyowości"), kończyły się z jej strony milczeniem. Z czego dorośli byli zadowoleni, jako, że wydawało im się, iż dziewczynka "dała sobie przemówić do rozsądku", i ona sama również była zadowolona, gdyż mogła żyć po swojemu, a obywało się to bez kłótni i bez bezsensownych protestów z jej strony. Nigdy nie umiała pojąć logiki nastolatków, wiecznie kłócących się z całą rodziną. Co innego rodzice - tutaj jej niezrozumienie mieszało się z fascynacją, bo sama nie potrafiła się na to zdobyć.
Wkradła się, niezauważona, na Wieżę Astronomiczną i przez chwilę podziwiała roztaczający się przed nią widok. Nocne niebo, pokryte gwiazdami, przypominało jej, że kiedyś bardzo chciała być ptakiem. Uosabiało wolność.
- Wolność - szepnęła cicho, smakując to cudowne słowo. Smak słodko-gorzki ; podobnie smakuje nadzieja.
Rozłożyła książkę na podłodze, wyciągnęła różdżkę z rękawa i uważnie wczytała się w tekst. Całkiem sporo uroków miała już opanowanych. To zaklęcie nie wydawało się specjalnie trudne, więc Lucy wzięła głęboki wdech, przymierzając się do pierwszej próby i w tym momencie usłyszała, że ktoś wszedł. Zamarła jak posąg, niezdolna ruszyć się z miejsca.
Lucy.
[ Z księżniczką Gryffindoru - zawsze. No, ale pomysłu nie mam. Naprawdę. Czuję się winna. ]
OdpowiedzUsuńLorcan Scamander
[okropna i straszna.może więc wąteczek ze złym dzieckiem? :)]
OdpowiedzUsuńAndromeda Longbottom
[Dziękuję za miłe słowa i od razu proponuję wątek. Nie mam na razie konkretnego pomysłu, ale myślę, że uda nam się ich jakoś zgrać. Fred jest z rodziny tych Weasleyów, więc myślę, że April powinna go co najmniej kojarzyć, mimo, że jest z rodziny mugoli. Oprócz tego potrafi być czasami męcząca jak dziecko, zasypując ludzi przeróżnymi pytaniami. Może się przyczepić do biedaka;) Eh, sama nie wiem. Może masz coś lepszego, o ile w ogóle chcesz wątku!]
OdpowiedzUsuńApril Rhodes
[Dziękuję bardzo za miłe słowa, serio. Dawno nie pisałam wierszy, a ten jest stary, jak świat. Mimo to, mam do niego wielki sentyment. ;) No i piękna karta. ;) Gdzie się podziały rude włosy? :D]
OdpowiedzUsuńEllie
[ Oh dziękuję! Niezmiernie mi miło :) Cel osiągnięty! Jakby cię naszła ochota na wątek, to myślę, że Elody z Fredem świetnie dogadaliby się przy butelce ognistej whiskey na wieży astronomicznej lub na dobrze zakraplanej imprezie, gdzie oboje mogliby się wygłupić, a potem nie mogli sobie w oczy patrzeć. Elody ma starszego brata na VII roku więc chociażby z tego faktu mogliby się znać, choć Mathiew mógłby być przeciwny tak demoralizującej znajomości. Jakby cię kiedyś naszła ochota na wątek to zapraszam :) ]
OdpowiedzUsuńElody Harrison
[ A ja się jaram nie rudym Weasleyem i przychodzę go tulić i całować po włoskach! Masz już cos konkretnego do tego wątku życia czy robimy burzę mózgów?]
OdpowiedzUsuńSerena
[ Ja jestem jak najbardziej na tak. Taka przyjaźń damsko-męska chwilami zmieniająca się w coś więcej ale na notabene ciągle niewychodząca z płaszczyzny stosunków niemalże rodzinnych, co mogłoby wpłynąć znacząco na jej relacje z bratem bliźniakiem, który byłby o Freda zazdrosny :3]
OdpowiedzUsuńSerena
[No spoko lajcik, tak więc już do ciebie piszę]
OdpowiedzUsuńObudziła się ledwo żywa. Głowa bolała ją mocniej niż w dniu gdy dostała kaflem od swojego kochanego braciszka i spadła z miotły, a ręce mogła porównać do rozciągającej się gumy- gdy tylko dotknęła w miejscu gdzie powinny znajdować się mięśnie pod palcami wyczuła gąbczastą masę pokrytą nazbyt wysuszoną skórą, jak u jakiegoś krokodyla.
OdpowiedzUsuńTrafiłam do piekła
Bezlitosne promienie porannego słońca oświetliły jej twarz gdy nie jaka Rovena Mickelson rozchyliła poły firanek, by, jak to ona ładnie ujęła, wpuścić nieco blasku do zapchlonej dziury , którą niektóre dziewczyny nazywały swoim dormitorium. Jęknęła w poduszkę starając się odizolować się od otaczającego ją świata, jednak nadaremnie gdyż kilka chwili później poczuła jak jakaś dziwna siła ściąga z niej kołdrę wraz z pościelą i paczką ciastek na czarną godzinę.
- Już wstaję, już wstaję gupki jedne- wymamrotała zwlekając się z łóżka i jak zombie podążając do łazienki.
Spojrzała w wielkie lustro zawieszone nad umywalką i aż zaniemówiła z wrażenia. Odchyliła nieco głowę w bok odgarniając włosy z szyi. Malinka. , to samo zrobiła w druga stronę na szczęście nie znajdując tam żadnych niepokojących śladów. Za to jej twarz, która jeszcze wieczorem wyglądała jak twarz nastolatki teraz przypominała buźkę starej panny po pięciu melanżach pod rząd. Rozmazana szminka, tusz do rzęs w okolicach brody, puder na włosach- gdyby w Hogwarcie był konkurs na największe straszydło Serena wygrałaby jednogłośnie. I ta malinka, która wzięła się na jej szyi nie wiadomo skąd. Zdecydowanie powinna odstawić alkohol przynajmniej pod czas jej pobytów w towarzystwie Freda- jedno z nich zawsze powinno być trzeźwe.
- Co my tam robiliśmy?
I wtedy wspomnienia zalały ja jak wodospad Niagara spada po skałach do rzeki. Ona. Fred. Impreza. Facet. Bójka. Pocałunek w zaułku. Jej wściekłość. Jakieś pierdoły.
Syknęła z bólu, gdyż nadmierny wysiłek jej mózgu przyprawił ją o kolejną falę mdłości, która zmusiła ja do wydalenia swojej kolacji wprost do otwartej toalety. Jęknęła żałośnie ocierając ręcznikiem usta. Machnęła kilka razy różdżką doprowadzając się do stanu w którym mogli ją zobaczyć inni. Wprawdzie worów pod oczami nie mogła ostatecznie dobrze zakryć, jednak w tej chwili był to jej najmniejszy problem. Musiała pogadać z Weasleyem o ostatnim wieczorze. Dla własnego dobra i dla dobra jej niczym nie splamionej reputacji.
Wybiegła z pokoju jak torpeda od razu kierując się w stronę Wielkiej Sali, gdzie spodziewała się, i oczywiście nie pomyliła się, spotkać Freda. Bez zbędnych ceregieli postawiła go do pionu i nie zważając na tłum gapiów chwyciła go za krawat i w mało przyjemny sposób wyprowadziła z Sali zostawiając go dopiero, gdy znalazła luźniejszy korytarz.
- Co tam się działo do jasnej cholery?!- warknęła ledwo panując nad swoim gniewem.
[Nie wyszło]
[Wymyśl coś. Zaskocz mnie B|]
OdpowiedzUsuńZmora
[Cześć, dzięki za powitanie! :) Puchonów jest zdecydowanie za mało, to skandal. Niemniej jednak żywię nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Kocham wszystkich Weasley'ów, dlatego nieśmiało zaproponuję wątek. Mogę?]
OdpowiedzUsuńSuzanne
Znał ją zbyt dobrze i to zdecydowanie stanowiło jego atut. Mógł przewidzieć, co chciała zrobić, w jakiej chwili, w którym miejscu i tak dalej. Tylko, dlatego nie leżał jeszcze na zimnej posadzce korytarza. Tylko i wyłącznie, dlatego nie zwijał się w tej chwili z bólu, nie kurczył się i nie jęczał. Zbyt dobrze wyczuwał jej nastrój, choć w tej chwili nie było to wcale trudne. Kipiała z wściekłości i mogłaby przysiąc, że nawet jej włosy zmieniły kolor na marchewkowy. Czuła się jak wulkan, który za kilka chwil miał wybuchnąć pokrywając wszystko w zasięgu wzroku gorącą lawą. Albo mugolski czajnik, który za chwilę miał powiadomić domowniku o zakończeniu swojej pracy. W każdym razie była zła, tylko nie wiedziała, czy bardziej na siebie czy na niego. W każdym razie na kogoś musiała to zwalić, a Freddie był najbliżej no i jakby nie patrzeć to on z ich dwójki był tym bardziej nieogarniętym i mniej odpowiedzialny.
OdpowiedzUsuń- Cholera, Freddie, jaki naszyjnik? O co ci chodzi?!
Była jeszcze bardziej zdezorientowana niż z samego rana, gdy zalała ją fala wspomnień z poprzedniego wieczoru. Nadal nie była w stanie poukładać tego w sensowną całość. I to ją niesamowicie denerwowało. Nie lubiła czuć się zniewolona przez kogokolwiek, ale jeśli chodziło o ograniczenie wolności przez własną głupotę to może nie to, że tego nie lubiła, co też było prawdą. Po prostu czuła się wtedy winna oraz w pewien sposób głupia, bo pozwoliła sobie na za dużo. Przekroczyła linię, przeskoczyła przez barierkę. Zrobiła coś złego i tyle.
- Puść mnie- mruknęła starając się wyrwać z jego uścisku, jednak dzisiejszego nią i jej mięśnie stanowczo odmawiały współpracy pozostawiając ją na łaskę nie rudego rudzielca z domu Weasley.
Gniew z każdą chwilą rósł w niej coraz bardziej jednak o dziwo głos chłopaka powoli go uspokajał. Jakby piskliwe dźwięki dobiegające z jego gardła pchały go gdzieś głęboko w zakamarki jej żołądka, gdzie powoli wchłaniały się w jego ścianki automatycznie wyparowując z jej organizmu. Tylko on dzierżył taką moc- moc uspokajania jej, sprawiania, że czuła się lepiej pomimo tego, że przed chwilą miała ochotę rozwalić całą szkołę w drobny mak. Mógł o tym nie wiedzieć- dzięki temu miała nad nim małą przewagę. Chociaż jedną.
Wywróciła oczami wzdychając ciężko. Przymknęła na chwilę oczy by po ich otwarciu spojrzeć prosto w hipnotyzujące tęczówki Freda. Kiwnęła lekko głową po chwili rozluźniając wszystkie mięśnie.
- Dobrze. Wyjaśnij mi wszystko. Co do joty. I tak jestem zła skarbie. Ale nie wiem, czy bardziej na siebie czy ciebie.
Postanowiła go wysłuchać. W swojej wielkiej łaskawości dała mu dojść do głosu, chociaż powinna go uderzyć raz a porządnie, dodatkowo podrzucając pod jego adresem kilka ładnych wyzwisk. Ale się powstrzymała i nawet udało jej się wymusić jakąś nędzną imitację uśmiechu, który po chwili posłała w jego stronę.
- Tylko powoli. Trochę boli mnie głowa.
Kochana Serena, która ledwo co utrzymuje piąstki w ryzach
[Na wstępie ostrzegam, że we wtorek wyjeżdżam, nie będzie mnie 10 dni, ale wrócę! Stęskniłam się za blogami grupowymi, dlatego nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam już dziś, choć mogłam się wstrzymać. Niestety, jestem głodna wątków, jak ty, więc bierzmy się do pracy! :)) Nie jestem mistrzem w wymyślaniu pomysłów, ale kiedyś zawsze starałam się nie przychodzić pod kartę z niczym, więc mogę zaproponować coś łagodnego na początek. Nie wiem, czy odnalazłabym się w klimacie wakacji, dlatego możemy założyć, że wątek będzie osadzony już we wrześniu? Wolałabym nie ryzykować, że coś spaprzę. Nieśmiało podsuwam pomysł z randką w Hogsmeade. Oczywiście, żeby nie było nudno - po miłym spotkaniu, mogliby wstąpić do sklepu, żeby kupić słodkości na drogę powrotną i wtedy stopniowo wprowadzalibyśmy akcję. Dawni śmierciożercy, margines społeczny i nieliczny odsetek, który jakimś cudem nie trafił do Azbakanu, wparowałby do wioski, siejąc zamęt. Tylko nie krzycz, jeśli Ci się nie podoba!]
OdpowiedzUsuńSuzanne
[ Cześć ;3 Dziękuję za ten nieoczekiwany komplement, tak mnie jakoś naszło. Jeśli chodzi o wątek z Marcusem, to jestem jak najbardziej za, ale muszę mieć chwilę by coś wymyślić.]
OdpowiedzUsuńRachiell and Marcus
[Siemasz, Weasley! A jakże, może nabroić, mogą nawet nabroić razem, ale tak raczej incognito, bo prefektowi nie wypada...]
OdpowiedzUsuńAmelia Baxter
[To jak piosenka nas połączyła, to może bym tak wątek zaproponowała, jeśli jest chęć oczywiście ;)]
OdpowiedzUsuńAmbrosia
[Mogłabym zacząć, ale to w ramach rekompensaty za moją przyszłą nieobecność. <3 Powiedz mi tylko jedną rzecz, ok? Nie wiem od czego zacząć i zastanawiam się, czy początek randki mógłby być dobrym momentem? :)]
OdpowiedzUsuńSuzi
[O, jak miło! Jeśli tylko możesz, w wymyślaniu wątków.. jestem do dupy, ale mogę zacząć wątek :)]
OdpowiedzUsuńTeraz wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Przynajmniej w pewnym stopniu. Nadal były jakieś luki, jakby zapomniał jej o czymś wspomnieć, o czymś ważnym jednak w tej chwili natłok informacji już i tak zrobił z nią swoje, doprowadzając temperaturę jej mózgu do stanu krytycznego.
OdpowiedzUsuńTo było za wiele jak na jeden raz. Może jakby udało jej się rozbić ten wieczór w czasie, na dwa, trzy wypady wtedy jej zachowanie byłoby w miarę do przyjęcia. Jednak tyle szaleństwa jak na jeden wieczór nawet tak twardą sztukę jak ona mogło przytłoczyć.
Wyciągnęła rękę w bok amortyzując swój upadek na ścianę. Powoli osunęła się na chłodny kamień zsuwając się w dół aż jej pośladki rozciągnęły się na marmurowych płytkach. Schowała twarz w dłoniach starając się zebrać rozbiegane myśli do kupy, albo uporządkować je na tyle by mogła wykrztusić z siebie chociaż jedno, w miarę logicznie brzmiące zdanie. Odetchnęła głęboko.
- Poczekaj chwilę- zerwała gwałtownie głowę do góry- spoglądając z dołu na chłopaka, nadal opierającego się o ścianę kilka metrów od niej- Moment. Moment. Nazwałeś mnie swoją dziewczyną? Zrobiłeś mnie swoją własnością?! Pogięło cię do reszty?- jeszcze nie krzyczała choć jej podniesiony głos niósł się echem po korytarzu, dochodząc do uszu zapewne połowy szkoły.
Nie żeby czasami nie łapała się na myśli, jak to byłoby fajnie w końcu mieć faceta tak wspaniałego jak Fred, jednak to nie było to. W sensie kochała go, ale nadal tu czegoś brakowało, czegoś co by mogło to przerodzić w relację, na której mógłby się opierać związek. Poza tym z całym szacunkiem- gdyby z tego miało się narodzić coś większego, to facet musiałby przestać pić. I ona też. Szlak, obydwoje musieliby skończy pić by ich dzieci nie musiały oglądać ich liżących ziemię.
- Matko Fred, to chore- mruknęła opierając brodę na kolanach- i trochę dziwne. Tyle rzeczy jednego dnia, a raczej nocy….gdybym miała siłę to bym wstała i rozwaliła ci nos, a co!- rzuciła mu gniewne spojrzenie, które złagodniało po kilku sekundach- ale tego nie zrobię, bo nie mam siły. I ułożenie gwiazd jest niewłaściwe. I słońce jest w złej pozycji. Zresztą nie ważne dzisiaj wyjdziesz z tego cało.
Przyglądała mu się uważnie, gdy kontynuował swój monolog, i pozostała niewzruszona nawet gdy rzucił jej wyzwanie prosto w twarz. Uśmiechnęła się pod nosem przygryzając dolną wargę na chwilę, by po chwili uśmiechnąć się szczerze.
- Zacznijmy od tego, że ktoś by musiał cię chcieć, byś mógł go komuś podarować- fuknęła nieco urażona, że mimo wszystko nie zapamiętała jak owa błyskotka wyglądała- Ale wiesz co? Chcę zobaczyć dlaczego się na ciebie tak wkurzyłam, choć zapewne nieźle się na tym przejadę. Jak zwykle. Ale…działamy na moich warunkach.
Serena, która kończy z alkoholem
[A ja bardzo lubię minimalistyczne karty, jak ta Freddiego. Witam, witam i o wątek pytam. A nie, nasze postaci to dwa różne światy, nie za bardzo można by coś wymyślić. Chiba.]
OdpowiedzUsuńArchie
Prychnęła spoglądając na niego z nieukrywanym zażenowaniem i niemałym rozbawieniem. Dziwne, że jeszcze nie pokładała się na posadzce zwijając się ze śmiechu. Postanowiła pominąć zgryźliwą uwagę na temat swoich dość prywatnych spraw, ale prywatnych w tym sensie, że nawet Fred nie miał o nich zbyt dużego pojęcia, zamiast tego skupiając się na ciekawszej części jego wykładu. Niemal zachłysnęła się własną ślina, gdy wpadła w ten jeden ze swoich stanów, w których śmiała się z chłopaka, wydając z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Co jak co, ale wizja pierwszej lepszej krukonki bądź puchonki trzymającej w rękach zdjęcie pół nagiego Freda, bądź Freda w wersji z koszulą, marynarką, czy jeszcze tam inną częścią garderoby była zdecydowanie zbyt dziwna, by mogła powstrzymać od dawna ukrywaną potrzebę wyśmiania się na całego. Mało tego- wyobrażenie sobie kilku takich dziewczyn przelało czarę goryczy i Serena padła na podłogę, kurczowo łapiąc się za brzuch. To było nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuń- Patrzą na ciebie, bo w tej chwili zdają sobie sprawę, jakiego mają farta, że trafiły na swoich chłopaków, a nie na ciebie słonko- mruknęła ocierając łzy spływające jej po policzka. Łzy śmiechu- Aż się zapowietrzyłam z tego wszystkiego. Czasami potrafisz być naprawdę zabawny.
Jeden, dwa, trzy…dwadzieścia pięć.
Sekundy mijały a ona nadal śmiała się, nie mogąc opanować własnych odruchów, aż do chwili gdy przez własny głos dosłyszała wzmiankę o imprezie. I to nie byle jakiej. Jeśli w szkole odbywały się jakieś zabawy, na których nie mogli pokazywać się razem były to właśnie stypy w domu węża. Kiedyś dawno temu raz zostali wywaleni, a te żmije postawiły im jeden warunek- na ich imprezach może być tylko jedno z nich. Nigdy dwójka.
- Zdurniałeś? Zginiemy tam i nawet Zack nas nie uratuje- mruknęła wyobrażając sobie swojego brata bliźniaka prowadzącego ich za rączki do ich dormitoriów. Od tego obrazu aż ciarki przeszły jej po plecach- Poza tym z tego co wiem to dość...wyrafinowana impreza. Wiesz, zakaz podkoszulków, sukienki, koszule, krawaty i te sprawy. Masz w ogóle w szafie coś takiego, czy znowu zapomniałeś pożyczyć od któregoś z braci?
Oczywiście wiedziała, że w kwestii garderoby mogła mu zaufać, jednak musiała popuścić nieco jadu, a że Fred był w pobliżu to padło na niego.
Złożyła usta w dziobek przez chwilę uciekając od niego spojrzeniem, jednak gdy w końcu ta zabawa jej się znudziła spojrzała na niego, przekrzywiając lekko głowę.
- Dobra- powiedziała zmniejszając między nimi odległość na tyle, że gdyby chciała bez problemu mogłaby dotknąć jego nosa swoim- Idę na to- dodała mierzwiąc mu włosy- Ale staramy się pozostać trzeźwi. Przynajmniej przez…powiedzmy godzinę. A teraz chodźmy coś zjeść bo ja tez powoli zaczynam odczuwać potrzebę spożycia czegoś co nie jest tanią baraniną.
[Jestem jak najbardziej za, można już w sumie ich tam przenieść z krótkim nawiązaniem jak się przygotowywali do tego osobno aż pod same wejście do lochów]
Serena, nadal żądna dominacji w tej parze
Szare kamyczki zaskrzypiały nieprzyjemnie, gdy weszli na ścieżkę prowadzącą do wioski. Dróżka była podmokła, podobnie jak wszystko dookoła. Na trawie zawisła rosa, z liści korony drzew spadały ciężkie krople, spychane przez szarpane podmuchy wiatru. Wszystkiemu winien był wczorajszy, nocny deszcz, który według najnowszego wydania gazety, nie oszczędził żadnego terenu. Lało w całej Anglii i choć od rana królowało Słońce, ślady ulewy wciąż utrzymywały się na powierzchni. Szli przez kałuże, chlapiąc dookoła, a wokół nich unosił się świeży zapach trawy. Lato powoli odchodziło w zapomnienie, ustępując chłodnej jesieni.
OdpowiedzUsuńNie wierzyła, że dała się wyciągnąć z ciepłych murów zamków na randkę do odległej wioski. Była przekonana, że z początku był to jedynie głupi żart Gryfona, ale po jego zapewnianiach uległa i zgodziła się wymknąć na kilka godzin. Fred potrafił być niezwykle przekonujący, kilka jego głębszych spojrzeń wystarczyło, aby kolana zgięły się w pół, a serce zabiło odrobinę szybciej. Ona zdecydowanie należała do grupy nastolatek, którym imponowała zdolność manipulacji, a on ewidentnie nią manipulował. Gdyby nie drobny flirt, nigdy nie przystałaby na tą szaloną propozycję. Wolałaby zakopać się pod ciepłą kołdrą i przeleżeć cały dzień w oczekiwaniu na lepszą pogodę, a ku swojemu, miłemu, zaskoczeniu zgodziła się wyjść na pobojowisko po gwałtownej ulewie. Miała nadzieję przynajmniej sympatycznie spędzić czas w towarzystwie Gryfona.
Jej skórzane slip ony zamoczyły się w głębokiej kałuży, o wiele głębszej niż sobie wyobrażała. Zaśmiała się nerwowa, strzepując drobne kropelki z czubków i dogoniła swojego towarzyszyła. Tamtego dnia zdecydowała się na zwykły, skromny oufit. Czarna, luźna koszulka na krótki rękawek, biały sweterek zarzucony na ramiona, ciemne jeasny z wysokim stanem i skórzane slip ony utrzymane w podobnym kolorze tworzyły ładną i schludną całość. Włosy upięła z tyłu głowy dużą klamrą, ponieważ jej jasne kosmyki puszyły się i skręcały od wciąż krążącej w powietrzu wilgoci.
Całą drogę do pierwszego budynku w wiosce spędzili na wysłuchiwaniu jej żywej wypowiedzi o nocnej ulewie, która nie pozwoliła zmrużyć oka. Suzanne żywo gestykulowała i przejmowała się każdym słowem, opuszczającym jej słowo. Opowiadała mu o lęku, który zasiał się w niej, gdy opady się nasiliły i incydencie, gdy woda zaczęła wdzierać się do pokoju wspólnego Puchonów. Na całe szczęście, poradzili sobie i zasłonami uszczelnili okno, zatrzymując wdzierający się deszcz.
Opowieść skończyła, gdy znaleźli się w centrum Hogsmeade. Zamilkła na chwilę, nerwowo przegryzając wargę, gdy zdała sobie sprawę, że nawijała przez całą drogę, a chłopak nie pisnął nawet słówka. Nadmierne gadulstwo było jej wadą, co w obecnej sytuacji powinna kontrolować, bo znajdywała się na randce i w centrum uwagi był również Fred. Zganiła się w myślach za swoją nieostrożność i głupotę, po czym uśmiechnęła się szeroko do chłopaka. Nie chciała psuć atmosfery.
— Co proponujesz na początek? — Zapytała zaciekawiona i podekscytowana chwyciła jego nadgarstek.
Często chodziła na randki i coraz trudniej było jej zaimponować. Większość chłopaków trzymała się utartego schematu – spacer, nudna pogawędka, wręczenie kwiatu i próba ukradnięcia krótkiego całusa na koniec spotkania. Niestety, zarówno randka oraz pocałunek kończyły się niepowodzeniem. Miała nadzieję, że Fred zaproponuje jej coś naprawdę ciekawego i wartego czasu. W końcu ptaszki w szkole ćwierkały, że również jemu można przyszyć łatkę flirciarza.
— Mam nadzieję, że spędzimy razem miło czas.
[Zaczęłam. <3 Nie jest górnolotnie, ale obiecuję, że się rozkręcę i z odpisu na odpis będzie lepiej!]
Suzanne
[jak ponownie ? :> nigdy stąd jeszcze nie zniknęłam. :D]
OdpowiedzUsuńAfasia.
[cześć i dziękuję. :) Freddie, kocham go również. <3 może wątek?]
OdpowiedzUsuńzakochana Pandora.
[Freddie! <3 Liwia może go zasypać tekstami Osiołka z prędkością karabinu maszynowego, o. Tak żeby zasłużyć na miano Najbardziej Upierdliwej Nieślizgonowatej Ślizgonki Wszechświata.]
OdpowiedzUsuńLiwia Marzęda
Młodszy Potter był jedną z tych osób, które wybuchają niezbyt często, ale jak już to robią, tracą panowanie. Zwykle nie kończyło się to niczym poważniejszym niż szlaban za zniszczenie szkolnego mienia, jednak w życiu każdego zdarzają się porażki. O ile porażką można było nazwać wysłanie rówieśnika z Gryffindoru do Skrzydła Szpitalnego. I choć wiele było takich przypadków w Hogwarcie, to chyba jeszcze nigdy nikt tak się nie obawiał o stan ucznia. Uzdrowiciele byli bezsilni, a chłopak leżał przykuty do łóżka niczym warzywo już od tygodnia. Cały Hogwart codziennie huczał o tajemniczym mordercy, o psychopacie czającym się po kątach szkoły oraz niebezpieczeństwie, które może chować się w każdym najmniejszym zakamarku.
OdpowiedzUsuńW tym wszystkim siedział właśnie Albus, który starał się unikać rozmów na ten temat oraz znikał w swoim dormitorium tak szybko, jak tylko się dało. Nie chodził do biblioteki, z posiłków znikał jako jeden z pierwszych, na zajęciach zachowywał się cicho i nie wychylał się z szeregu. I choć nikt nic nie podejrzewał, sam Potter czuł się okropnie. Pamiętał całą sytuację, jakby wydarzyła się zaledwie pięć minut temu. Nie dawało mu to spać, jeść, trzeźwo myśleć. Pokłócił się z Gryfonem i puściły mu nerwy. Co dalej? Co było dalej?
Wzdrygnął się nagle, czując na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Obrócił się gwałtownie, mierząc spojrzeniem stojącą nad nim nauczycielkę transmutacji.
– Albus, dobrze się czujesz? Jesteś cały blady, pocisz się.
Chłopak przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że cała klasa patrzy właśnie na niego. Nie musiał namawiać pani profesor, by ta wypuściła go z lekcji, aby wybrał się do Skrzydła Szpitalnego. Niemalże wybiegł z sali, potykając się o własne nogi.
Co było dalej?
Wspomnienia przewijały się przez jego głowę zbyt szybko, zamazywały się, a jednocześnie nie dawały chwili wytchnienia. Pamiętał blask, trzask, a następnie nieruchome ciało chłopaka, który wpatrywał się w niego zastygłymi w jednym miejscu, pustymi oczami. Pamiętał też, że wybiegł z toalety i pięć minut później był w swoim dormitorium, a po pół godzinie dotarła do niego wieść, że w jednej z łazienek znaleziono niejakiego Billa Smitha.
Czy ja w ogóle znałem wcześniej jego imię?
Nie poszedł na kolejne lekcje. Zamiast tego siedział na swoim łóżku, kiwając się na boki i próbując uspokoić wyrzuty sumienia. Nie mógł sobie przypomnieć zaklęcia, które rzucił. Zrobił to tak szybko i tak bezwiednie, że nawet nie miał pojęcia, kiedy wyjął różdżkę z kieszeni szaty. A mimo wszystko przed jego oczami wciąż tkwił obraz, wyglądającego na martwego, Gryfona.
Zerwał się w końcu na równe nogi, po czym ruszył w stronę pokoju wspólnego Domu Lwa. Po drodze zaczepił jakiegoś pierwszaka i wyciągnął z niego informację odnośnie hasła. Widział, że Fred Weasley miał Zmieniacz Czasu. Doskonale pamiętał, gdy chwalił się nim na jednym z rodzinnych zjazdów, gdy dorośli już dali im spokój i pozwolili iść robić to, na co mają ochotę. Uśmiechnął się pod nosem, próbując się pocieszyć. Jeśli Freddie nie będzie chciał mu go dać, to jakoś go przekupi. Albo ukradnie to, czego potrzebował. Nie miał wyjścia, musiał odwrócić to, co zrobił, nawet jeśli ofiarą padł chamski snob ubrany w czerwone barwy, które tak działały mu na nerwy.
Minął pokój wspólny, w którym jeszcze nikogo nie było, bo większość uczniów znajdowała się na lekcjach. Następnie skierował się w stronę schodów prowadzących do męskich dormitoriów, a gdy znalazł właściwy pokój, usiadł na jednym z łóżek w oczekiwaniu na kuzyna.
[To jest tragiczne, hehe XD]
Albus z wyrzutami sumienia
[Ja się chwilami dziwię, że udało jej się przeżyć w Durmstrangu, z tą całą jej miłością. :D Nie bez powodu ludzie na silę by ją do Hufflepuffu wepchnęli. Kochany Osiołek pomysłu nie ma i byłby wdzięczny za jakiś. Odwdzięczy się zaczęciem. :)]
OdpowiedzUsuńLiwia Marzęda
Można by rzec, że jeśli chodzi o średnią strojenia się na imprezie u gryfonek była to liczba zamykająca się w przedziale od godziny do maksymalnie półtorej, z możliwymi obsunięciami do dziesięciu minut. Jako, że imprezy stanowiły dla niej rutynę zdołała nauczyć się to robić szybciej, choć dla niektórych za wolno. Faceci nigdy nie zrozumieją potrzeb kobiet, zwłaszcza w sprawach dotyczących ich wyglądu. Samo wybieranie odpowiedniej kreacji zajęło jej ponad dwadzieścia minut, nie wspominając już o makijażu i odpowiedniej fryzurze. W końcu nie szli na byle jaką imprezę. Gdyby odstroiła się nieodpowiednio zapewne nawet by na nich nie spojrzeli i z miejsca nie pozwolili by im wejść na do lochów, traktując jak dwoje przybłęd. Dlatego poświęciła aż dwadzieścia trzy minuty na dopracowanie w najmniejszych szczegółach swojego wizerunku.
OdpowiedzUsuńSpojrzała z zadowoleniem w lustro wiszące na szafie, podziwiając efekty swojej pracy. Jej długie nogi zazwyczaj ukryte pod wytartymi jeansami teraz były wyeksponowane niemal w całości pomijając kilkanaście centymetrów zakrytych materiałem ciasnej, czarnej sukienki na ramiączka z dekoltem w kształcie serca. . Żeby tego było mało założyła szpilki mierzące około dziesięciu centymetrów- prezent od Zacka na siedemnaste urodziny, dzięki czemu mogła dorównać wzrostowi niejednemu facetowi. Włosy spięła wysoko w kucyk, a następnie za pomocą zaklęcia zmieniła je w nieokiełznane, dzięki czemu wydawało się, że jest ich dwa razy więcej. Na twarzy poza cienką warstwą fluidu miała trochę brokatu dzięki czemu w nikłym świetle jej twarz nabierała blasku. Ponadto, dzięki czerwonej szmince pożyczonej od współlokatorki wyglądała o wiele dojrzalej, i jak by to ujął niejeden gryfon- seksi i z klasą.
Chwyciła małą torebkę, w której upchnęła różdżkę, po czym wyszła z dormitorium kierując się wprost do pokoju wspólnego, gdzie czekał na nią Fred. Przewróciła oczami przyjmując z wdzięcznością jego ramię.
- Została na moim łóżku. Zapewne nie będzie mi dzisiaj potrzebna, skoro i tak mam się sprzedać za informacje- mruknęła, spoglądając na niego z ukosa spod wachlarza długich rzęs- Bo na ciebie w tym stroju nie ma co liczyć- dodała, uśmiechając się wrednie.
W końcu pomimo stroju nadal była tą samą Sereną- oszałamiającą pięknością z ciętym języczkiem i ognistym temperamentem, drzemiącym w jej rudych włosach. Nie mogła się oby cez chociaż jednej docinki, jednego komentarza, który mógł mu choć w małym stopniu dopiec.
Stanęła na chwilę na korytarzu zmuszając Freda by staną przed nią. Przyjrzała mu się uważnie i westchnęła cicho kręcąc głową z rezygnacją. Wsunęła dłoń do torebki wyciągając z niej różdżkę, po czym dotknęła jej czubkiem głowy chłopaka, po chwili przyglądając się efektom swojej pracy. Czerwony krawat rozluźniony na tyle, by pokazać dwa rozpięte guziki jego koszuli, idealnie skrojony krawat i włosy, o dziwo ułożone na tyle by nie wpadały mu do oczu.
- Teraz lepiej- mruknęła strzepując niewidzialny kurz z jego ramienia, jednocześnie chowając różdżkę do torebki- teraz wyglądasz nawet seksownie. Gdybym nie była sobą to przyszpiliłaby cię do ściany i całowała do utraty tchu- dodała ponownie chwytając go pod ramię.
Zawsze dbająca o każdy szczegół Serena
[Pomysłem na wątek się zajmę, na twoje barki zrzucę zaczęcie :3 ]
OdpowiedzUsuńNie do końca pamiętał, o co kłócił się z Billem. To wspomnienie zostało jakby zamazane przez szok i natłok emocji, jaki się potem w nim zebrał. No i poczucie winy. Chyba nawet nie całkiem do niego docierał fakt, że pozbawił kogoś zmysłów i że ten ktoś nie odbiera teraz żadnych bodźców. Nie raz słyszał przechodzących po korytarzach mugolaków, którzy opowiadali, że w mugolskich szpitalach takich ludzi trzyma się pod specjalną aparaturą podtrzymującą życie i że nazywają stan podobny do tego, w którym był Bill, śpiączką. Jednak Gryfon nie spał. Jego oczy wciąż były wpatrzone w sufit skrzydła szpitalnego, jego skóra wciąż była gorąca i pokrywała się kropelkami potu. Albus nie widział tego na żywo, ale przy stołach w Wielkiej Sali codziennie ktoś poruszał jego temat i nie raz podsłuchał rozmowy zrozpaczonych wychowanek domu Godryka, które błagały, aby Billie się obudził.
OdpowiedzUsuńI tu przychodziła najgorsza część. Z jednej strony chłopak chciał, aby tamten wrócił do normalnego stanu, a z drugiej, jeśli zachowa wspomnienia z tego feralnego dnia, wszyscy dowiedzą się o tym, kto jest tym skrytym zabójcą, który zawiódł, próbując zamordować jednego z uczniów. Niektórzy twierdzili nawet, że to Komnata Tajemnic znów została otwarta i na nic zdawały się tłumaczenia nauczycieli i nie tylko, że Bill wcale nie był spetryfikowany i że to zupełnie inny stan. Poza tym przecież po murach Hogwartu chodziło dwoje [troje? Uznałam, że James jest absolwentem] dzieci słynnego Harry’ego, który własnoręcznie zabił bazyliszka. Taki scenariusz był więc mocno naciągany.
Pokój Freda był… czerwony. I gdzieniegdzie złoty. Albus kręcił się po nim w jedna i drugą stronę przez pierwszą godzinę, drugą spędził, siedząc na łóżku kuzyna i grzebiąc w jego rzeczach, uznawszy, że może lepiej będzie po prostu zabrać mu Zmieniacz i uciec, zanim ktokolwiek zauważy, że tutaj był. Problem w tym, że bałagan, jaki panował w szufladach i szafkach Weasleya był jeszcze większy niż ten, który miał sam Albus. Znalezienie czegokolwiek poza brudnymi skarpetkami graniczyło z cudem. A mimo to próbował, raz po raz wyszukując coś w miarę ciekawego, chociaż w większości przypadków nie miał pojęcia, do czego dane przedmioty miały służyć. Zaśmiał się w duchu. Fred mimo wszystko przypominał mu trochę wujka George’a, czy tego chciał, czy nie.
Nawet nie usłyszał odgłosu otwierających się drzwi. Podskoczył dopiero wtedy, gdy jego uszu dobiegł zdziwiony głos Freda stojącego w progu. Był cały w błocie, a strój do Quidditcha świadczył o tym, że wraca właśnie z treningu. Potter pewnie też by tak wyglądał przynajmniej raz w tygodniu, gdyby nie fakt, że w tym roku zrezygnował z gry, ku niezadowoleniu rodziców. Zresztą ci ostatnio byli z niego niezadowoleni prawie zawsze, ale to wcale niedziwne, skoro ich młodszy syn ucieka w wakacje z domu do Indii, a następnie oświadcza, że w tym roku nie ma zamiaru dosiadać miotły. Na pewno byliby też nieco zawiedzeni, gdyby dowiedzieli się, że zaklął rówieśnika z Domu Lwa i że przez niego znowu zaczynają się pogłoski, iż Hogwart jest niebiezpieczny.
– Pożycz mi Zmieniacz Czasu – powiedział po chwili, wbijając w kuzyna spojrzenie zielonych po ojcu oczu. – Jest mi bardzo, bardzo, bardzo potrzebny – dodał, przełykając ślinę.
Nie wiedział, czego się spodziewać. On naprawdę MUSIAŁ dostać to, czego potrzebował. Inaczej mogło być z nim naprawdę źle, szczególnie że podobno planowano już przenieść Billa do Świętego Munga. A tam prędzej czy później by sobie poradzili z tym, co mu było i od razu wydałoby się, kto jest winny całego zamieszania. Albus Potter, syn słynnego bohatera Harry’ego Pottera. Chyba nie do końca odziedziczył dobre geny. Już wyobrażał sobie ten rumor na korytarzach, wszystkie krzywe spojrzenia i traktowanie jak kryminalistę.
Smutny Albus :(
[Już to dobrze wiesz, jaka kochana i urocza potrafi być Addie, ale właśnie za te sarkastyczne komentarze najbardziej ją kochasz, mnie nie oszukasz!
OdpowiedzUsuńHa, jestem prawie jak święty Mikołaj, daję radość dzieciom.
Lepiej, żeby to był wątek życia albo zginiesz marnie.]
na zawsze niezaprzeczalna BFF, która nie ma pojęcia, o czym ty mówisz, Addie
Jakoś tak się złożyło, że Addison została wcielona w szeregi rudych Weasley'ów zanim w ogóle zorientowała się, co się dzieje i fakt, że kolor jej włosów nieco odbiegał od reszty rozbrykanej gromady, a nazwisko co prawda kojarzyło się z czystokrwistym rodem, ale o zupełnie innych poglądach, wydawał się nikomu nie przeszkadzać. Pewnie dla większości podobne przeżycie byłoby czymś szokującym, zawstydzającym i nieprzyjemnym, ale Addie zawsze była wyjątkowa w ten szczególny sposób. Pewnie, że nie znosiła tych wszystkich przywitań, podczas których wszystkie ciotki Freda próbowały ją wycałować, a wujowie uściskać, jakby była długo wyczekiwanym zbawieniem dla niesfornego Wealey'a, ale była w stanie to przeżyć, bo przez cały ten czas Freddie stał tuż obok niej i przyjmował większą część czułości na siebie, ratując ją przed dotykiem innych, doskonale wiedząc, jak bardzo wyczulona na to jest Hallaway i jak bardzo tego nienawidzi.
OdpowiedzUsuńMiała tyle szczęścia, że Fred uważał, iż tylko on ma prawo ją dręczyć, nikt inny. W ten sposób dorobiła się swojego osobistego bodyguarda.
Poza tym jednak uwielbiała Weasley'ów. Co prawda była to niezwykle hałaśliwa i szalona gromada, do której trzeba było przywyknąć, ale nie wyobrażała sobie lepszego sposobu na spędzenie dwutygodniowej przerwy niż wśród członków rodziny Freddiego. Pewnie, że czasami czuła, jakby zaraz miała dostać świra, bo w starym domu tak przepełnionym ludźmi nie miała za grosza prywatności, w dodatku przez cały czas było głośno i w kółko wybuchały kolejne kłótnie z coraz bardziej błahych powodów, ale tylko tutaj czuła się tak, jakby gdzieś należała. Przez całe swoje życie nie zaznała ze strony rodziców tyle ciepła, ile dostawała tutaj w ciągu jednego dnia. Może by się tym przejmowała, gdyby nie fakt, że od rana do nocy była zajęta pomaganiem w doprowadzaniu Nory do stanu używalności, a wieczorami była tak zmęczona, że po prostu rzucała się na prowizoryczne łóżko ustawione na korytarzu, bo w żadnym pokoju nie było już miejsca z powodu ogromnej liczby osób i momentalnie zasypiała. Tak się złożyło bowiem, że w ramach rodzinnego zjazdu Weasley'ów podczas ulepszania rodzinnej rezydencji nikt nie miał prawa opuścić Nory, dopóki wszystko nie będzie perfekcyjne, dlatego gnieździli się na tej niewielkiej przestrzeni, próbując jakoś przetrwać.
Addison kochała babeczki robione przez babcię Molly, ale ta kobieta czasami naprawdę miewała szalone pomysły.
Hallaway wywróciła oczami, gdy wujek Ron po raz kolejny rozpoczynał swoją opowieść. Słyszeli już ją niezliczoną ilość razy, a w dodatku wszyscy znali prawdę na jej temat, bo George niejednokrotnie ze złośliwą satysfakcją ją podważał, przypominając komu tak naprawdę zawdzięczał miejsce w drużynie. Oparła się ramieniem o ścianę, rzucając porozumiewawcze spojrzenie Freddiemu, który jednak nie zamierzał udawać dobrze wychowanego i od razu przerwał Ronowi.
Addie parsknęła śmiechem, gdy Fred zaliczył spektakularną glebę na ziemi, wszędzie rozlewając farbę. Nie zdążyła jednak odpowiednio ponapawać się tą chwilą, bo już po chwili w jej kierunku leciały kolorowe pociski, przed którymi zdążyła się uchylić. Podczas gdy dzieciaki i nastolatkowie z chęcią obrzucali się farbami, dorośli próbowali jakoś zapanować nad chaosem, który się rozpętał (z wyjątkiem George'a, chociaż Angelina rzucała mordercze spojrzenia w jego stronę). Nikt nie zamierzał jednak słuchać, a ściany, które z taką dokładnością i oddaniem malowali przez kilka ostatnich dni, zamieniły się w abstrakcyjne, kolorowe pejzaże. Dla niej wyglądało to zdecydowanie lepiej niż wcześniej, ale sądząc po zrozpaczonym krzyku babki Molly, nie wszystkim się to podobało.
UsuńAddison była tak zajęta unikaniem pocisków, że nie zauważyła, gdy zbliżył się do niej Freddie. Krzyknęła, gdy przyszpilił ją do ściany, ale chociaż próbowała mu się wyrwać, ostatecznie i tak została ubrudzona farbą.
- Czy ty właśnie porównałeś mnie do męskiej postaci? - wycedziła, mrużąc groźne oczy, ale jednocześnie dało się w nich dostrzec rozbawione iskierki - Wiesz, co właśnie zrobiłeś, Fredericku? To oznacza wojnę.
Udało jej się w końcu uwolnić z jego uścisku, stosując sztuczkę starą jak świat, a więc rozproszenie przeciwnika. Pochyliła głowę do przodu, niebezpiecznie niwelując między nimi dystans, a chłopak był tak zaskoczony nagłą bliskością, że przestał się pilnować. Ze śmiechem rzuciła się do pierwszego wiadra i zamoczyła dłonie w bladoniebieskiej farbie, po czym przyłożyła je do policzków Freda, zostawiając na nich ślady. Przekrzywiła głowę, oceniając swoje dzieło i uznając, że to zdecydowanie za mało. Zanim zdążył się zorientować, chwyciła za całe wiadro i wylała mu je na głowę.
- Teraz wyglądasz o wiele lepiej, Weasley. Odżywcza maseczka z farby doskonale działa na cerę - zawołała, po czym rzuciła się do ucieczki, wiedząc, że Fred jej nie odpuści.
Addie, która chyba wpadła w tarapaty
Pewnie kilka lat temu, usłyszawszy o pomyśle Dyrekcji szkoły, aby uruchomić program, zaraz jak to się nazywało? Sowia poczta zaufania? Nie, inaczej. Z resztą nieważne. Sowy, listowy przyjaciel i takie sprawy... Wracając. Pewnie kilka lat temu wyśmiała by tą inicjatywę, komentując jej żałosność i porównując do głupich zabaw Mugoli. Jednak teraz nie wydało jej się to aż tak głupim pomysłem. Ale wciąż nie ma pojęcia, co podkusiło ją do tego, by wpisać się na listę chętnych do przystąpienia do programu. Uświadomiła to sobie chyba dopiero teraz, w momencie, kiedy składała na kartce ostatnią kropkę i pseudonim pod niezadługim liście, który już za chwilę miała wysłać do kogoś siedząca na parapecie sowa, która swoją drogą odkąd tylko pojawiła się w pomieszczeniu, zachowywała się, jakby miała ochotę wydłubać ślizgonce oczy, dlatego też Rachel starała się zachować bezpieczną odległość od ptaszyska. Ostatni raz przebiegła wzrokiem po zapisanej atramentem kartce, wciąż wahając się nad swoim postępowaniem.
OdpowiedzUsuńMiewasz koszmary? - rozpoczęła bez zbędnych powitań.
Nie wątpię, że właśnie w tej chwili kiwasz głową. Kto ich nie ma? Chyba tylko te nasycone słodkością dzieciaczki z Hufflepuffu, które na okrągło częstują mnie cukierkami, znaczy... częstowały dopóki nie powiedziałam im kilku niemiłych słówek. Swoją drogą, śni im się pewnie kraina pełna anormalnie olbrzymich słodyczy... Na Merlina! Dla mnie to również byłby koszmar.
Wiesz, zdarza mi się nie spać w nocy. Snuję się wtedy po korytarzach samotnie, starając się nie myśleć o tym, co może przynieść mi odpłynięcie do Krainy Morfeusza. Bo tam jest tylko ciemna gęsta chmura dymu... Przedzieram się przez nią, tylko po to, by dotrzeć do ogarniającego wszystko ognia. Ognia, który mnie nie parzy, nie rani mnie, ja jestem tym ogniem, cała płonę, ale żyję. Żyję w przeciwieństwie do leżących w zgliszczach ogromnego domu ciał. One już nic nie powiedzą. Zmarli nie mogą mówić.
Wiesz, ciekawi mnie, czy cierpieli tak mocno... tak mocno jak chciałam. Tak, nie przewidziało ci się. Chciałam by cierpieli, pragnęłam by odeszli, nie chciałam słyszeć ich głosów, ich gardzących i przesyconych pogardą głosów. Czemu to zrobiłam? Myślisz.
Spokojnie, przecież to był „tylko wypadek”. Jedna osoba ocalała, przeżyła, jakimś cudem. Jak sądzisz, czy te pieski ministerstwa bolał fakt, że umarły w tak mugolski sposób. Zwyczajnie, nie trafieni zaklęciem. Sądzę że tak. Tak podpowiedział mi ten cień, cień który chodził za mną od zawsze, szeptał mi do ucha różne okropne rzeczy. Teraz już go nie ma. Zniknął, zniknął razem z ostatnim dechem gaszonego ognia, zniknął we mgle snującej się nad zgliszczami domu.
Nie bój się.
Może to wszystko, co napisałam to tylko mój sen?
Dobranoc żuczku
R.
Nie było już odwrotu. Co miało być, to się nie odstanie. Ostrożnie wręczyła list wspomnianej wcześniej śnieżnobiałej sowie, która nim odleciała do adresata, naznaczyła go krwią z palca Rachel, którego perfidnie ugryzła.
łomatkoboskocojatunarobiłamjaniemogęrzygam
Usuń- twoja bestyjka Rachel
[zdarza się, to nic ! cześć również. :3]
OdpowiedzUsuńAfasia.
W zasadzie trudno było się dziwić całej rozległej familii Weasley'ów, że lubili Addison bardziej od niego (chociaż, gdyby się nad tym głębiej zastanowić, było to dość przykre). Bo chociaż w szkole pokazywała się z wojowniczej strony, robiąc wokół siebie jak najwięcej zamieszania, aby wszystkim uczniom wydawało się, że wiedzą o niej wszystko i dzięki temu nie doszukiwali się w niej bolesnych tajemnic, to kryło się za tym dużo więcej, niż ktokolwiek mógłby podejrzewać. Addie po prostu miała czar, któremu trudno było się oprzeć, a który przez cały czas jej towarzyszył. Zawsze była szczera i nigdy nie udawała kogoś, kim nie była. Gdy się uśmiechała, w jej policzkach ukazywały się urocze dołeczki, a w oczach psotne iskierki, co sprawiało, że automatycznie musiałeś odwzajemnić uśmiech. Gdy raz usłyszało się jej śmiech, nagle nie miało się ochoty słuchać żadnego innego dźwięku, a gdy zrobiło się coś, co sprawiało, że była szczęśliwa, cała promieniała i nie chciało się już oglądać podekscytowania u żadnej innej osoby. Problem w tym, że niewielu widziało ją w takich momentach i chyba dlatego tylko Freddiego mogła nazwać swoim przyjacielem, chociaż to dalej było za mało, by określić ich relację. Chyba trafniejszym określeniem był termin pokrewna dusza, ale w czysto platonicznym sensie. To ostatnie często umykało uwadze ciotek, które najchętniej legalnie wcieliłyby ją do rodziny i to od ręki, dostrzegając w niej istny przykład cnót. Dzięki lekcjom etykiety pobieranym, gdy była małą dziewczynką, posiadała nienaganne maniery i potrafiła zachowywać się jak aniołek (przynajmniej do czasu, w którym pokazywała pazurki). Ciotki Freda przez cały jej pobyt roztkliwiały się nad nią, wprawiając ją przez cały czas w zażenowanie i Addison rzucała w kierunku Weasley'a błagające o pomoc spojrzenia, ale ten z reguły nie miał ochoty jej ratować, uznając to za zadośćuczynienie za to, że przez kilka dni musiał słuchać tych wszystkich zachwytów nad Hallaway. Freddie uwielbiał być w centrum zainteresowania, a pojawienie się Puchonki zawsze skutecznie kradło mu show i pewnie dlatego wieczorami płakał w poduszkę.
OdpowiedzUsuńOczywiście później, gdy już nikt im nie przeszkadzał, Addie dobitnie informowała go o tym, co się z nim stanie następnym razem, kiedy rzuci ją na pożarcie szalonym kobietom z jego rodziny.
Fred był jednak wyjątkowym przypadkiem. Jakoś tak się składało, że chociaż kierowała w jego stronę całe mnóstwo gróźb, żadna nie doczekała się realizacji. Nie chodziło tylko o to, że doskonale wiedział, jak ją przekupić lub się wymigać. Po prostu odczuwała ten rodzaj słabości, który sprawiał, że nie potrafiła się na niego obrazić nawet na chwilę, bo za bardzo brakowałoby jej jego upierdliwej, choć kojącej, obecności. Jak nikt inny potrafił wyprowadzić ją z równowagi i jednocześnie jak nikt inny potrafił ją uspokoić, złagodzić wszystko to, z czym nie potrafiła sobie sama poradzić. Nieważne, jak bardzo głupie czy pochopne decyzje podejmowała, zawsze stał przy jej boku i wspierał do samego końca. Czasami miała wrażenie, że wierzył w nią nawet bardziej, niż ona sama w siebie wierzyła i w chwilach, w których było to najbardziej widoczne, czuła, że zaraz się rozklei jak ostatnia idiotka. Nigdy nie powiedziałaby, ile dla niej znaczy, bo wtedy Freddie stałby się już całkowicie i niezaprzeczalnie nieznośny, a nie uśmiechało jej się użeranie z napuszonym Weasley'em do końca życia. Bo to, że będzie musiała go znosić do końca swych dni, a nawet dłużej, nie ulegało żadnym wątpliwościom. Bez Freddiego nie było Addie i nie było Addie bez Freddiego. Takie nowe prawo wszechświata.
Co nie zmieniało faktu, że mieli zamiar przestać sobie dogryzać czy dokuczać w najbardziej szczeniacki sposób, na jaki było ich stać.
UsuńZ piskiem rzuciła się do ucieczki, starając się omijać śliskie kałuże po rozlanych farbach na podłodze. Nora okazała się być prawdziwym torem przeszkód, bo oprócz wiader wszędzie walały się też jakieś kartony, pudła, narzędzia i wiele innych przedmiotów niewiadomego pochodzenia. W dodatku ucieczki nie ułatwiał jej fakt, że co jakiś czas wybuchała śmiechem, gdy Freddie znajdował się wyjątkowo blisko schwytania jej. Nie miała jednak zamiaru tak łatwo się poddać, bo kąpiel w farbie nie znajdowała się na jej dzisiejszej liście do zrobienia. Udało jej się dobiec do pokoju właściwie nietkniętej przez całą bitwę, co uznała za swego rodzaju zwycięstwo, ale wiedziała, że Fred tak łatwo nie odpuści.
- Wow, jestem z ciebie dumna, Weasley! Nie wiedziałam, że znasz ułamki - odkrzyknęła przez zamknięte drzwi, opierając się o nie ramieniem. Rozglądnęła się w panice po pokoju w poszukiwaniu jakiejś drogi ucieczki lub czegoś, co pomogłoby jej wyjść zwycięsko ze starcia. Po chwili gorączkowych poszukiwań uświadomiła sobie, że w kieszeni fartuszka spoczywa jej różdżka, którą dzisiaj przemyciła na plac boju, aby nieco ułatwić sobie pracę, chociaż nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Kiedy Freddie odliczył trzy sekundy, gwałtownie otworzyła drzwi, zamachnęła się różdżką, a dzięki niewerbalnemu zaklęciu wiadro podskoczyło w dłoniach chłopaka, oblewając go tym razem odcieniem zgniłej zieleni. Addison parsknęła śmiechem, schylając się i trzymając się za brzuch, bo mina Weasley'a była po prostu bezcenna.
Najlepsza relacja pod słońcem
Rzeczywiście, gdyby miała powiedzieć co ja najbardziej irytuje, co sprawia, że wychodziła z siebie i stawała obok nie panując nad nerwami, które zazwyczaj trzymała w ryzach, był to Fred. Może właśnie dlatego się z nim prowadziła. Na swój sposób ja intrygował. Był taki dziwny, choć to słowo mogło pasować do większość osób, których zachowanie choć troche odbiegało od normy. Jakby nie patrzeć byli zupełnie różni- jak ogień i woda. Aż dziw, że ze sobą wytrzymywali. W normalnych warunkach, gdyby nie znała go tak długo, zapewne już dawno temu przerobiłaby go na dywan. A raczej jego włosy. Ale w końcu tacy ludzie się przyciągają i pomimo tych wszystkich złośliwości nie wymieniłaby go na żadnego, innego Weasleya.
OdpowiedzUsuńAle gdyby wiedziała, jaką drogą wybierze na tą imprezę, wybiłaby mu to tłuczkiem z głowy. W normalnych warunkach z chęcią pozwiedzałaby te tunele, jednakże zważywszy na jej strój było to miejsce, którego powinna unikać. Brud, smród i wilgoć - każdy z tych czynników w większym bądź mniejszym stopniu niszczył jej godzinną pracę nad jej wizerunkiem.
- Zamorduję cię kiedyś, przysięgam. Rozszarpię i porozrzucam twoje szczątki psom - mruknęła pod nosem w tym samym momencie, gdy jej dłonie wyciągnięte w przód dotknęły gładkiej nawierzchni drzwi. Odetchnęła głęboko w pełni zdając się na Freda, który akurat w tym jednym był od niej lepszy - dobre wejścia miał we krwi.
Zamrugała kilkakrotnie, starając się przyzwyczaić swoje oczy do panującego w pomieszczeniu półmroku, co nie stanowiło dla niej większego wyzwania. Trudniejszym zadaniem była identyfikacja wszystkich zebranych na imprezy osób, zarówno tych z domu Salazara jak i tych noszących granatowe barwy. O dziwo z domu Godryka byli tylko oni, co już na starcie stawiało ich na przegranej . W końcu w kupie siła. Kątem oka dostrzegła mocno kontrastujący z wyzywającym wyglądem Freda jego błagalny uśmiech oraz błysk w tych jego oczach. Nie musiała się pytać, by wiedzieć o co mu chodziło. Bez jej udziału ich misja nie miała prawa się powieść. Musiała spiąć pośladki i wczuć się w swoją rolę, jeśli ktokolwiek później miał się przed nią otworzyć i wyjawić kilka mniejszych bądź większych sekretów.
Zakryła dłonią usta wieszając się na ramieniu Freda, na chyliła się delikatnie przy jego uchu szepcząc kilka słów, nie odrywając przy tym wzroku ze swojej pierwszej ofiary- ślizgona popijającego ognistą w kącie pokoju w towarzystwie dwóch kruponów zbyt zmęczonych by zadać sobie trud odwrócenia wzorku od ich wytwornego towarzysza. Najwyraźniej nie za dobrze się bawili.
- Zrobimy sobie zawody słonko. pierwsza osoba, która przyniesie trzy części bielizny któregoś z imprezowiczów jest na usługi drugiego przez tydzień. O, i zatańczy na stole! - mruknęła, po sekundzie odsuwając się od niego i z uśmiechem na ustach krzyknęła - Bawmy się ludzie!- i weszła w tłum zostawiając za plecami Freda.
Zobaczymy kto wygra .
Bez większego skrępowania usiadła na kolanach ślizgona sięgając po jego szklankę ze złotym trunkiem. Upiła łyk spoglądając w szare oczy zdezorientowanego blondyna. Uśmiechnęła się uwodzicielsko odgarniając mu z twarzy kilka zabłąkanych kosmyków . Były zupełnie inne niż te Freda, bardziej sztywne.
- Zatańcz ze mną - rzuciła i nie czekając na jej zgodę wstała z gracją ciągnąc go za sobą na parkiet.
[ Wybacz jakoś ale jako ze padł mi laptop odpis był robiony na telefonie :(]
Serena, królowa imprez i dobrej zabawy
[James Bay, och!! Chcę wąteczek! <3
OdpowiedzUsuńPiszesz, że wolisz wymyślać, ja mając pomysł chętnie zacznę, jeśli masz ochotę :)]
Niklas
[Dziwi mnie to podejście wszystkich do Taissy. Zagrała taką postać jaką dali jej scenarzyści. ]
OdpowiedzUsuńR. Jansson
Addie piszczała, wyrywała się i śmiała, podczas gdy Weasley trzymał ją blisko siebie, całą wysmarowując farbą. W końcu udało jej się uwolnić, ale było już za późno; pokrywała ją ohydna, zielona farba.
OdpowiedzUsuń- Brawo, Einsteinie - mruknęła Addison, wywracając oczami, gdy Freddie stwierdził, że w pokoju śmierdzi farbą. Spojrzała na swoje ciuchy pokryte wyjątkowo ohydnym odcieniem zieleni. Naprawdę nie wiedziała, co takiego strzeliło babce Molly do głowy, by wybrać taką farbę, ale jeśli chodziło o wystrój wnętrza Nory nikt nie próbował się z nią kłócić, bo przez cały czas miała w swoim zasięgu drewnianą chochlę, którą biła po głowie każdego, kto ośmielił się zaprotestować lub według niej za bardzo lenić.
- Jestem z ciebie tak bardzo dumna, że rozważam szybkie, ale jednocześnie bolesne zamordowanie cię - odpowiedziała z przesłodkim uśmiechem Addie. Gdy na jej twarzy pojawiał się podobny wyraz, wszyscy wiedzieli, że należy uciekać, bo komuś stuprocentowo stanie się krzywda. - Także niezbyt długo będziesz napawał się swoim powołaniem.
Bez uprzedzenia wskoczyła Freddiemu na plecy. Z jej planu, aby za karę nosił ją na barana jednak nic nie wyszło; był tak bardzo umaziany farbą, że jej palce ślizgały się i ostatecznie Addison zaliczyła spektakularny upadek na tyłek. Jęknęła, czując, jak ból rozprzestrzenia się od jej kości ogonowej w górę.
- Widzisz, co zrobiłeś? - warknęła, próbując jakoś rozmasować bolące pośladki - A co jeśli mój zgrabny tyłeczek właśnie zaznał urazu i będzie zdeformowany?! Właśnie skrzywdziłeś cały świat i właściwie samego, odbierając mu możliwość podziwiania moich zgrabnych pośladków, bo tak, doskonale wiem, że przez cały czas gapisz się na mój tyłek, Weasley.
Nie ukrywajmy: Freddie był facetem. I to do tego najbardziej typowym z typowych facetów! Interesowało go wszystko, co miało blond włosy, duże cycki i zgrabny tyłek, w zasadzie tyle wystarczało mu do szczęścia, a w wyniku tych wszystkich trzech wspaniałych cech Fred wydawał się mieć w dupie to, co najważniejsze, czyli osobowość i intelekt, bo jak każdy mężczyzna najpierw myślał (No cóż, nie ukrywajmy) fiutem. Właśnie dlatego przyjaźń z nim stawała się czasami trudna, bo miał naprawdę beznadziejny gust odnośnie dziewcząt, ale może gdyby zwracał uwagę na coś więcej, nie zyskałby miana jednego z czołowych łamaczy serc Hogwartu. Ale ponieważ nie było rzeczy, której Addie by dla niego nie zrobiła, na co dzień narzekała na jego wybranki, podczas gdy jednocześnie pomagała mu je zdobyć. Bo zależało jej na nim bardziej niż na kimkolwiek innym i chciała, żeby był szczęśliwy, a skoro w ten sposób zyskiwał szczęście, musiała to zaakceptować.
Co nie znaczyło, że zrezygnowała z przytyków na ten temat i wciąż próbowała go nawrócić na dobrą stronę mocy.
- Chodź tu - powiedziała ze śmiechem. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i ostrożnie starła kciukami farbę z jego oczu, nosa, ust i policzków, starając się jakoś doprowadzić go do względnego porządku, bo mimo całej swojej satysfakcji z wyraźnej wygranej w bitwie na farby wiedziała, jak bardzo nieprzyjemnie jest mieć twarz pokrytą tym specyfikiem. Na końcu przeczesała jeszcze palcami jego włosy, odgarniając je do tyłu i ulizując w stylu Malfoy'ów.
- Wiesz o tym, że jesteś największym kretynem na świecie i strasznie cię nie znoszę? - spytała Addison, ale w jej oczach błyszczało zbyt duże rozbawienie, by można było wziąć jej słowa na serio. Poza tym przez te wszystkie lata Fred zdążył już przywyknąć do ciągłych obelg kierowanych w jego stronę, bo Puchonka nie przepuszczała żadnej okazji, by ciągle mu przypominać, jakim jest niedorozwojem, od razu przy tym zaznaczając, że go nienawidzi, chociaż było to chyba największe kłamstwo, jakie kiedykolwiek padło z jej ust. Jakkolwiek ckliwe i słodkie by to nie było, uwielbiała Freddiego i gdyby go teraz zabrakło, prawdopodobnie nie przetrwałaby bez niego ani jednego dnia. Można było to nazwać uzależnieniem, toksyczną relacją, bo dla wszystkich dwójka spędzająca ze sobą tyle czasu wydawała się gyć nienormalna, ale oboje już dawno przestali przejmować się opiniami innych na temat ich relacji, bo cała reszta zupełnie nic dla nich nie znaczyła, skoro mieli siebie.
UsuńPo chwili przysunęła się do niego jeszcze bliżej, obejmując go ramionami za szyję i wtulając nos w zagłębienie między jego obojczykiem a szyją, zupełnie ignorując fakt, że w ten sposób jeszcze bardziej pobrudzi się farbą.
- Martwię się - wyznała cicho, przymykając oczy. Odkąd znaleźli się w Norze i zostali zapędzeni do ciężkiej pracy, właściwie nie zostawali sami, przez cały czas ktoś wokół nich się kręcił. To była pierwsza chwila od prawie dwóch tygodni, gdy nikt im nie towarzyszył. - Nie dostaliśmy żadnej wiadomości od dłuższego czasu. Nie wiem, co mam myśleć o tej ciszy, bo nie wierzę, że po prostu da nam spokój. A jeśli szykuje coś dużego? Jeśli...
Addison nie potrafiła dokończyć. Wydarzenia z Wieży Astronomicznej wciąż do niej wracały, mimo że udawała, że wszystko jest w porządku. Ale przecież nic nie było w porządku. Nie było nocy, żeby nie przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, myśląc o konsekwencjach ich czynu sprzed trzech lat, myśląc o chłopaku, którego pogrążyli. Może to przykre, ale Addie nie do końca miała wyrzuty sumienia z tego powodu i to najbardziej ją przerażało; co jeśli jednak wdała się w bezuczuciową matkę, która dążyła do celu po trupach? Dosłownie po trupach. Wciąż pamietała strach, który ten chłopak w niej wzbudzał, a przecież była Addison Hallaway, która niczego się nie bała. Pewnie, że nie chcieli uczynić z niego niepełnosprawnego i czuła się z tego powodu winna, ale jednocześnie była samolubna; bardziej martwiła się o to, czy jednak jest zła i tego, jakie konsekwencje mogły z tego wyniknąć.
- Ten, kto wie, ewidentnie czegoś od nas chce, skoro w taki sposób zwrócił naszą uwagę - wyszeptała, nieco mocniej wtulając się we Freda - I boję się tego, jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za jego milczenie.
Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo na schodach zauważyła Roxanne, która wpatrywała się w nich rozszerzonymi ze zdumienia oczami. Czasami Addie naprawdę miała dość tego, że wszyscy usilnie starali się dostrzec w nich parę (a przynajmniej jego rodzina, bo zakochane w Weasley'u panienki z Hogwartu pałały wręcz nienawiścią do podobnej sugestii). No cóż, każda zakochana para na ich miejscu odskoczyłaby od siebie jak oparzona, gdyby została przyłapana w podobnym momencie, ale Addison się nie poruszyła, jedynie cała zesztywniała.
- Dziadek Arthur ma jakieś ogłoszenie. Wszyscy mają się zebrać w salonie - powiedziała z zakłopotaniem Roxanne, po czym czmychnęła po schodach na dół, a Addie jedynie wywróciła oczami, uśmiechając się krzywo.
- Twoja siostra chyba jest nami zażenowana - podsumowała.
kocham ich <3
[To nie drugie imię a zdrobnienie, bo rodzice z obsesją na punkcie imion zaczynających się na fy to porażka. Lekkość stylu to ściema, ja zawsze wpadam w zbędny patos.
OdpowiedzUsuńCześć!]
Prince
[Piosenkę śpiewam praktycznie cały czas, bez względu na to co robię - jak ja mam ją wybić z głowy, no jak?
OdpowiedzUsuńNaprawdę miło mi, że urzekłam :) O ile masz jeszcze trochę miejsca dla mojego Banana to ja z chęcią skorzystam!]
Lana Banana
[To komplement? Cześć ;)]
OdpowiedzUsuń[Sugerowanie, że Markson nie ma powodów do weselenia się... A może jego powody są po prostu bardziej wyszukane. ;D]
OdpowiedzUsuń[Cześć, Księżniczko Gryffindoru!
OdpowiedzUsuńTylko pamiętaj... królowa jest tylko jedna!
Nawet by się nie pogniewała za te spalone sukienki.
Ale ona pewnie od czasu do czasu szepnie o jakimś jego wstydliwym sekreciku na ucho zakochanej w nim czarownicy. Albo wyleje na łączkę zachomikowaną zawartość tajemniczych butelek.
Kochajmy się, Fredziku. <3 ]
Oddana Potterówna.
[Salazar Slytherin musi być dumny ze swoich wybranków, bo inaczej w grobie, by się nam przewracał ;)]
OdpowiedzUsuńArsellus Langhorne
[Jakby Oona usłyszała takie słowa, to nawet nie wiesz jak by się ucieszyła. Chodziłaby w skowronkach przez kolejny tydzień chyba.
OdpowiedzUsuńCześć!]
Oona Griffith
[A ja nie wiem, co ma znaczyć "mhroczna karta", dlatego doszło do nieporozumienia ;)]
OdpowiedzUsuń[Alfie by się zmartwił, że kojarzy Ci się z Piłą. Jakby już miał torturować, robiłby to bardziej na spokojnie, bez krwi, bo jej nie lubi. Także niech się Fred ma na baczności. ;)
OdpowiedzUsuńWszelkie dziwactwa! Każdy kto podziela jego niechęci, ma przychylne spojrzenie jak w banku.]
Alfie
[dziękuję i witam kuzyna! :)]
OdpowiedzUsuńLucy.
[Ale za to z francuskim akcentem na życzenie.
OdpowiedzUsuńDzięki, to znaczy, że wyszedł taki, jak miał wyjść. :D]
Jean
[Ja się znowu witam. Przepraszam, że tyle czekałaś na odpowiedź, ale jam życiowy przegryw, komputery mnie nie lubią, internet też. Mam nadzieję, że niedługo wszystko będzie działać jak trzeba i szybko wrócę.
OdpowiedzUsuńCo do wątku, o ile jeszcze masz na niego ochotę, jestem bardzo na tak. Nie powiem, że może to być taki pierwszy wyskok Jama (CO JA GADAM, TO NA PEWNO NIE BĘDZIE PIERWSZY!), ale widzę tutaj wiele możliwości, jak by tu narobić bajzlu, zamieszania... I może wykurzyć Wielką Kałamarnicę z jeziora! No bezpiecznie na pewno nie będzie.
I mam taką małą prośbę, jeśli nadal chcesz pisać ten wątek i nie będziesz miała nic przeciwko - możesz zacząć? O ile będziesz miała czas, bo ja na razie jestem w kiepskiej sytuacji, jeśli chodzi o pisanie. James
[ Oj Fredziak, ja ciebie też, Benio też cię kocha i daje klapsa w tyłek, ażebyś ruszyła się do odpisu :) ]
OdpowiedzUsuńBeniosław i Rejczel
- Śnij dalej, Weasley. Nigdy nie będziesz miał okazji nawet zbliżyć się do mojego tyłka - prychnęła Addie, przyjmując jego dłoń i wstając z ziemi, na co jej kość ogonowa zareagowała ostrym sprzeciwem. Uniosła brew, splatając dłonie na klatce piersiowej, a kąciki jej ust zadrgały od powstrzymywanego uśmiechu. - Skoro nie gapisz się na mój tyłek to skąd niby możesz wiedzieć, że jest, jak to powiedziałeś, najjędrniejszym okazem z jakim dotychczas miałeś do czynienia?
OdpowiedzUsuńAddison często łapała go za słówka i później wykorzystywała przeciwko niemu. Właściwie przez cały czas robiła coś, żeby go rozdrażnić, ale zawsze było to przyjacielskie droczenie. To prawda, że jako Hallaway bywała bezlitosna w swojej szczerości, czego mógł doświadczyć również Weasley, bo gdy zrobił coś wyjątkowo głupiego, nie omieszkała się mu tego wytykać i to w mocno brutalny sposób, ale zawsze na uwadze miała jego dobro, a nie chęć zranienia go. Poza tym z reguły Addison również była wplątana w jego beznadziejne pomysły, bo jakoś tak się złożyło, że ze wszystkich setek jego znajomych tylko ona miała wystarczająco dobrze rozwinięty mózg, by wyciągać go z tarapatów, co zazwyczaj kończyło się dla niej źle. Wystarczyło, żeby Freddie zrobił słodką minę szczeniaczka i zatrzepotał rzęsami, aby nauczycielki puściły go wolno, podczas gdy ona dostawała szlaban razem z pierwszorocznym, który przez cały czas płakał, że to jego pierwszy raz i matka na pewno go zabije.
Miał szczęście, że to Addie nie wykończyła go jako pierwsza.
Nie znosiła dotyku, bo nawet przypadkowe muśnięcie niosło ze sobą jakiś rodzaj intymności, naruszając jej przestrzeń osobistą. Może dlatego nie lubiła też tłumów, tam zbyt łatwo było o dotyk, a Addison mimowolnie czuła się tak, jakby się dusiła. Duże zbiegowiska ją przerażały, bo choć wydawało się, że jest niezwykle energiczna i otwarta, to jednak dużo miała z introwertyka. Dopiero Fred przełamał jej opory, chociaż też zajęło mu to mnóstwo czasu, ale skutecznie, krok po kroku, niszczył jej bariery obronne, aż dotarł do tej najbardziej kruchej części i jakoś tak się złożyło, że nie pozwolił jej ponownie się ukryć. Podczas gdy innych unikała, jego wręcz szukała. W przeciwieństwie do dotyku innych dotyk Freddiego nie sprawiał, że cała się spinała, on ją koił i uspokajał, wzbudzając w niej przeczucie, że znajdowała się w miejscu, w którym powinna się znajdować. Dlatego nie opierała się, gdy przyciągnął ją do siebie, pozwalając jej na chwilowe rozluźnienie się. Ach, oddałaby tak wiele, by nigdy więcej nie wypuścił jej ze swych ramion, tak wiele, że zadziwiała samą siebie. Po prostu chciała tak trwać, bo gdy przyciskał ją do swojego ciała, wiedziała, że nie potrzebowała niczego więcej, bo wszystko to, co było jej niezbędne, znajdowało się tuż obok. Zawsze była twarda, ale nawet ona czasami potrzebowała ostoi, na której mogłaby się oprzeć, nawet ona potrzebowała zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, a chociaż w innych ustach brzmiało to jak kłamstwo, w jego zawsze brzmiało jak obietnica, którą spełni.
- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła, Freddie - wymamrotała, wzdychając cicho, gdy musnął ustami jej skroń. Jej dłoń bezwiednie opadła na jego kark, gdzie kciukiem zataczała delikatne kręgi, a drugą oparła na jego barku, wsuwając palce w jego włosy, mierzwiąc je i czochrając, delikatnie go głaszcząc. Odsunęła się lekko tylko po to, by móc patrzeć mu w twarz. - Na gacie Merlina, nie wierzę, że to powiedziałam. Teraz zrobisz się jeszcze bardziej nieznośny. Tylko się nie przyzwyczajaj, Weasley, to było chwilowe zamroczenie.
Tak naprawdę Addie już od dłuższego czasu zastanawiała się, jak to będzie, gdy opuszczą Hogwart. Już teraz było im ciężko znaleźć chwile tylko dla siebie: ciągła nauka, treningi Quidditcha, kolejne dziewczyny Freda i jego niekończące się imprezy, a siódma klasa zapowiadała się jeszcze gorzej ze względu na przygotowywanie się do owutemów. Potem zakończenie roku szkolnego i tym samym koniec ich przygody z Hogwartem, co napawało ją przerażeniem. Każde z nich pójdzie w swoją stronę, nie będą mieli możliwości codziennych spotkań, stopniowe wygasanie kontaktu i następnie cisza. Taka perspektywa była niezwykle bolesna, a jednocześnie najbardziej realistyczna ze wszystkich. Już teraz nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio mieli chwilę tylko dla siebie, gdy mogli razem zrobić coś naprawdę głupiego, czego potem pewnie by żałowali. Przepełniona ludźmi Nora również nie stwarzała wielu okazji do nacieszenia się wspólnymi chwilami. Miała wrażenie, jakby Weasley'owie uparli się na stworzenie im swego rodzaju przyzwoitki, co było więcej niż irytujące. Czy oni naprawdę sądzili, że mieli zamiar uprawiać seks we wszystkich kątach jak króliki w okresie godowym? Addison na samą taką myśl dostawała drgawek. Nie chodziło o to, że Freddie nie był przystojny, bo był, o czym on sam doskonale wiedział, nagminnie to wykorzystując. Nie chodziło o to, że coś w nim jej nie odpowiadało czy inne bezsensowne bzdury. Po prostu to był Freddie. Jej najlepszy przyjaciel od zawsze. Między nimi do niczego nie mogło dojść (pomijając ten niefortunny pierwszy pocałunek, ale on akurat się nie liczył; byli zawstydzonymi bachorami, które nie wiedziały, o co w tym wszystkim chodzi i postanowili zrobić mały eksperyment, ale usilnie starali się wymazać ten epizod ze swojej pamięci i nigdy, ale go przenigdy o tym nie wspominali). Angelina i George wydawali się lepiej to rozumieć, dlatego w ich domu mieli pełną swobodę i mogli robić, co chcieli. Przynajmniej Addison mogła robić, co chciała, bo ją państwo Weasley uwielbiali i ufali jej zdecydowanie bardziej, niż kiedykolwiek ufali Fredowi, co Hallaway bez żadnych oporów wykorzystywała, czyniąc wtedy z Weasley'a swojego osobistego niewolnika, w czym otwarcie pomagała jej jego matka. Angelina przez cały czas kazała mu przynosić jej różne napoje, jedzenie, Fred właściwie musiał robić jej pranie i sprzątać za nią, a Addie tylko wymyślała mu coraz głupsze zadania.
UsuńPóźniej oczywiście zawsze się na niej mścił, ale to zdecydowanie było tego warte.
Pozwoliła poprowadzić mu się po schodach i do kąta, gdzie przynajmniej było jeszcze czym oddychać. Oparła się plecami o klatkę piersiową Weasley'a, mając głęboko w poważaniu, co o tym pomyślą wszyscy zgromadzeni w pokoju. Myśl o tajemniczym szantażyście nie dawała jej spokoju, a bliskość Freda przynajmniej częściowo pozbawiała ją strachu.
Jak można było się spodziewać, ogłoszenie dziadka Arthura wywołało mieszane reakcje. Najmłodsze dzieciaki piszczały z zachwytu, dorośli wzruszyli ramionami, jakby już się nauczyli, że z dziadkami nie należy się kłócić, bo może się to tylko skończyć trzecią wojną, a wszyscy nastolatkowie zgodnie jęknęli.
Uwielbiała Freda, naprawdę, ale...
- Aż tak się dla ciebie nie poświęcę - mruknęła, po czym zrobiła to, co było najlepszym wyjściem z tej sytuacji: na palcach ruszyła w kierunku drzwi, mając zamiar ulotnić się stąd jak najszybciej, żeby nikt nie wpadł na genialny pomysł zabrania jej razem z nimi na kemping. Taki wyjazd znajdował się na liście jej najgorszych koszmarów.
oni są przesłodcy. Omnomnomnom:*
[Witam, witam :) Wątek musi być, miejsce dla mojej Melki na pewno się znajdzie! :)]
OdpowiedzUsuńMel
[jakie urocze i kochane powitanie. *-* dzień wątek również! i wątek bardzo chętnie, o ile coś nam wymyślisz. :)]
OdpowiedzUsuńAndalusia.
[cześć, bracie! *-*]
OdpowiedzUsuńRoxanne, nie musisz dawać jej żyć.
[czekam niecierpliwie! ja jutro wyjeżdżam na weekend, także nie ma pośpiechu, na wątki poodpisuję w niedzielę wieczorem. :)]
OdpowiedzUsuńRoxanne, przerażona entuzjazmem.
[Dziękuję, mam nadzieję, że podołam! O wątka z Herbatką nie będę zabiegać, bo bym chyba się nie doczekała, ale wiedz, że dalej pamiętam o wyprawie Freda i Archiego w poszukiwaniu wróżków i tego Ci nie odpuszczę!]
OdpowiedzUsuńArchie//Tea
[Jak większość Gryfonów i Krukonów. Witam.]
OdpowiedzUsuńDuncan Langhorne
[ *hugs back* ]
OdpowiedzUsuńChristopher Newell
[Hm, to jak w końcu z wątkiem? :D]
OdpowiedzUsuńJames
[Y, ale niby dlaczego? ;D]
OdpowiedzUsuńEmlyn
[A, to w takim razie się cieszę. ;P]
OdpowiedzUsuńEmlyn
[Mam mega chcicę na wątka!!!
OdpowiedzUsuńPomysł jakiś masz? Z nią w sumie można niemal wszystko, taki nieudacznik jak ona ciągle wplątuje się w jakieś szambo.]
Aino J.
Addie bezwiednie wzdrygnęła się, kiedy przez jego słowa przed jej oczami pojawiło się wspomnienie czarnowłosej Ślizgonki, z którą obłapiał się na wąskim korytarzu koło biblioteki Weasley, wpychając jej język do gardła. Czasami fakt, że ona i Freddie byli ze sobą tak blisko, że znali nawzajem swoje myśli zanim one jeszcze pojawiły się w ich głowach było błogosławieństwem, ale przez większość czasu cierpiała z powodu tej więzi wydawającej się być wręcz nadnaturalną. Była przekonana, że gdyby cały ten tłumek dziewcząt próbujących się przybodobać Freddiemu znał go równie dobrze jak ona i musiał znosić co najmniej połowę z tego, z czym ona musiała się stykać, przebywając w jego towarzytwie właściwie codziennie, dziewczyny szybko odpuściłyby sobie Gryfona i namierzyły bardziej wartościowy cel. Bo naprawdę, jaka czarownica byłaby wystarczająco głupia, by związać się z Fredem? Musiałaby nie mieć piątej klepki albo IQ na poziomie niższym niż dziewięćdziesiąt punktów. Innego wyjścia nie widziała. Bo chociaż potrafił być rozbrajający z tymi swoimi czekoladowymi oczami i poczuciem humoru, to był po prostu Freddie. Jego własna matka nie potrafiła z nim wytrzymać całych trzech dni bez próby pozbycia się go przy pierwszej nadarzającej się okazji, a Addie kilka razy w ciągu jednej godziny odczuwała przemożną chęć uduszenia go.
OdpowiedzUsuń- Skarbie, daj mi jeszcze jeden powód, a zobaczysz takie krajobrazy, o jakich ci się nie śniło - zapewniła go z przesłodzonym uśmiechem. Wszyscy wiedzieli, że w takich momentach należało usunąć się Addison Hallaway z drogi, w przeciwnym razie istniało ogromne ryzyko odniesienia fizycznego uszczerbku na zdrowiu. - Możesz to nazywać, jak tylko chcesz, ale i tak wiem, że po prostu nie możesz się oprzeć moim zgrabnym pośladkom.
Jak przystało na Puchonkę była niezwykle pruderyjna, ale jeśli chodziło o Freddiego, żadne ograniczenia czy reguły nie miały znaczenia. Przez cały czas prześcigali się w rzucaniu podobnych zuchwałych uwag na temat ich domniemanego romansu, podsycając tym samym atmosferę, ale zawsze mieli pewność, że do niczego między nimi nie dojdzie, nawet po pijaku. To, co ich łączyło, było po prostu zbyt silne, by poddać się podobnej pokusie. Zwłaszcza, że myśl o ich pierwszym pocałunku napawała ich oboje przerażeniem i czymś w rodzaju niekontrolowanego obrzydzenia. A ona ze złośliwą satysfakcją przypominała mu na każdym kroku, że znajduje się jakieś trzy ligi niżej i nie miał na co liczyć, chociaż zapewne nikt nigdy nie stanie się dla niej równie ważny jak on. Była do niego tak przywiązana, że czuła, jakby nie potrzebowała nikogo innego na świecie, chociaż Weasley był wyraźnie innego zdania i przez cały czas bawił się w swatkę, jakby za punkt honoru postawił sobie znalezienie Addison chłopaka, który będzie jej wart i którego nie zepchnie ze schodów przy pierwszej lepszej okazji. Problem w tym, że ona nie chciała nikogo innego. Była pewna siebie i doskonale wiedziała, że gdyby tylko przestała w tak dosadny sposób wyrażać swoje emocje, prawdopodobnie znalazłaby mnóstwo adoratorów, którzy tak mogli podziwiać ją jedynie z oddali i zastanawiać się, jak słodko smakują jej wargi. Tylko że jej wcale na nich nie zależało.
Miała Freda. Może to wydawało się być żałosne, ale skoro im to wystarczało, dlaczego miałaby podporządkowywać się oczekiwaniom innych?
UsuńW pakiecie z Fredem dostała jednak również całą jego rodzinę. I to było zdecydowanie zbyt wiele godzin integracji jak na dwa tygodnie.
- Miłej zabawy na kempingu - wyszeptała jeszcze złośliwie, zwinnie manewrując w tłumie. Jej niewielki wzrost i drobne ciało czasami naprawdę sie przydawały, zwłaszcza, gdy musiała niepostrzeżenie zniknąć. Nie przewidziała jednak, że Fred w tak bezlitosny sposób wyda ją na pastwę Potteroweasleyów, zwracając na nią uwagę stojącego przy drzwiach George'a, który zatrzymał ją z uśmiechem na ustach. Fred uśmiechał się w ten sam sposób, gdy udawało mu się pociągnąć ją za włosy, a nauczyciel tego nie dostrzegł lub gdy podkradał jej z torby starannie ukryte słodycze.
- Ale babciu Molly... - jęknęła Addison w podobny do chłopaka sposób, przygarbiając plecy, jakby wiedziała, że w żaden sposób nie uda jej się przekonać seniorki rodu - Ja naprawdę nie mogę... Przecież to rodzinny wyjazd, nie chcę przeszkadzać.
- Ale ty już właściwie jesteś rodziną - zaprotestował George, ściskając ją lekko za ramiona, po czym puścił jej oczko - Chętnie wymieniłbym Freda na ciebie.
I w ten właśnie sposób Addison dostała się po raz drugi w przeciągu dwóch tygodni w niewolę Potteroweasleyów.
Z wyjątkowo cierpiętniczą miną wzięła prysznic, zmywając z siebie farbę. Musiała trzy razy myć włosy, zanim pozbyła się bladoniebieskich i zgniłozielonych pasemek z blond włosów, a skóra przedramion wciąż ją swędziała, jakby miała na nią zaschniętą farbę. W końcu jednak nawoływania zniecierpliwionych dzieciaków zrobiły się tak nachalne, że opuściła Norę z wilgotnymi włosami, które okalały jej głowę niczym afro, bo za bardzo się napuszyły od użycia takiej ilości kosmetyków. Usiadła z tyłu samochodu z naburmuszoną miną nafoszonej księżniczki, splatając dłonie na klatce piersiowej i ignorując dziecinne zagrywki Freddiego, który przez cały czas ją szturchał, dźgał, łaskotał i ciągnął za włosy, próbując zwrócić na siebie jej uwagę.
- Zdradziłeś mnie. Zapłacisz mi za to - wysyczała w końcu.
W tym przekonaniu upewnił ją tylko widok zrujnowanego, zarośniętego pola kempingowego i czegoś, w czym niby miała spędzić noc. W dodatku przez cały czas słyszała wokół siebie bzyczenie komarów i odskakiwała z krzykiem co minutę, bo miała wrażenie, że jakiś owad po niej chodzi, nie wspominając nawet o dokuczliwym braku cukru.
I naprawdę nie wiedziała, gdzie miała załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne.
tryskająca optymizmem z powodu kempingu Addie
[Napisanie karty to było to łatwiejsze zadanie, teraz trzeba pana poprowadzić :D
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam to imię. Ale tylko w wersji męskiej, damska mi w ogóle nie leży.]
Brandon Alexander Ware
[Ja również witam! Freddy kochany. Jak chce to może ukochać Juliena, on z pewnością nie będzie miał nic przeciwko.]
OdpowiedzUsuńJulien
[Okej, to ja cierpliwie czekam! Tylko lepiej się pospiesz, bo Aino Fajtłapa może nie dożyć tego wątku (hue, hue, hue).]
OdpowiedzUsuńAino Juvonen
[dziękuję bardzo! Vena powstała w wyniku zamkniętej rekrutacji na Ślizgonów, mogę jedynie dziękować. :D]
OdpowiedzUsuńVena Lestrange.
[to bliźniaczki przytulą Freddiego, a India poczochra. :3 cześć i dzień dobry!]
OdpowiedzUsuńRudy Team Avila&India.
[Tyle miłości :) Jak wolisz wymyślać, to zarzuć jakimś genialnym pomysłem, a my zaczniemy. ;D]
OdpowiedzUsuńCASPIAN
[Przepraszam, gdzie mój odpis?]
OdpowiedzUsuńSuzanne
Wyczuła ją już zanim weszła do swojego dormitorium. Dziwny dreszcz przeszedł po jej plecach, kiedy otwierała drzwi do pomieszczenia. Siedziała tam, na skraju parapetu, wciąż ta sama – śnieżnobiała sowa. Patrzyła się na nią jakby mniej wrogo, ale wciąż nie oznaczało to dla Rachel, że powinna stracić czujność. Rana na palcu po ostatnim razie jeszcze się nie zagoiła. Wydawała się niegroźna, ale skubana ugryzła ją tak głęboko, że Ślizgonka przypominała sobie o zwierzaku za każdym razem, kiedy ściskała coś w dłoni. Moze to właśnie miała na celu ta paskuda? Dać się zapamiętać?
OdpowiedzUsuńZ niepokojem przyglądała się nieodpieczętowanemu listowi przez całą noc. Nie wiedziała, czy chce go przeczytać. Po tym jak przelała na kartkę to, co tkwiło w jej wnętrzu, bała się odpowiedzi. Nie spała. Leżała całą noc, nasłuchując dźwięków dobiegających zza okna, obok którego stało jej łóżko. W końcu nad ranem ciekawość wzięła nad nią górę. Ostrożnie otworzyła list i wyciągnęła kartkę pokrytą atramentowym pismem. Zaczęła czytać. Niekoniecznie równe litery pochłonęły ją do głębi. Skończywszy, wzięła jedynie głęboki wdech, a promienie wschodzącego słońca lekko musnęły jej nagie ramiona. Przechyliła kopertę, a z jej wnętrza wypadła malutka fiolka. Rachel zaczęła analizować jej fakturę, by po chwili odstawić ją na drobną szafkę nocną , a list schować na dnie szuflady, szczelnie schowany pod stertą swetrów.
Chciała odpisać, natychmiast.
Ktoś mądry kiedyś powiedział, że nikt nie rodzi się wyłącznie dobry albo zły. To my i nasze czyny decydujemy o tym, którą drogą pójdziemy.
Małe dzieci są jeszcze nieświadome rzeczywistości. Nie rozróżniają tych dwóch pojęć. Ich czyny nie są dla nich jasne.
Widziałam kiedyś małe dziecko, które ciągało drobnego rudego kotka za ogon i uderzało go w głowę grzechotką. Kotek wił się i piszczał, a dziecko śmiało się do rozpuku. Nie wiedziało, że robi źle. Jak miało to wiedzieć, skoro obserwujący to zdarzenie rodzice byli szeroko uśmiechnięci i bawiły ich czyny bobasa. „Przecież to tylko mały brzdąc, nic mu nie zrobi.” – mówili. Ale jeśli pokazali by mu, że to złe, że nie są zadowoleni z jego zachowania, to ono by zrozumiało, że to, co robi, nie jest właściwe. Nie my kształtujemy swój charakter. To nasze otoczenie uczy nas życia. Ale nie zawsze jest tego świadome.
Czy żałuję? Nie wiem. Nie czuję nic. Żadnego strachu, smutku, radości, przygnębienia, poczucia winy. Sęk w tym, mój kochany żuczku, że mną od zawsze kierował ten cień. Oni nie wiedzieli, co mają robić, byli zagubieni. Wiem, że cienie nie mówią Ale mój zagnieździł się głęboko w mojej duszy, przejął moje myśli, moje słowa, moje czyny, aż w końcu stał się mną. Tak po prostu. On nie pozwolił mi się wahać, nie pozwolił pokazać uczuć, kiedy to robiłam. Płakałam później tylko raz. Kiedy kazali mi się z nim pożegnać. Kiedy lekarze chcieli go zabrać. Nie chciałam, tylko on mi został. Ukrył się. Wiesz, myślę, że chyba teraz śpi.
Dobrze, że tamte cienie nie mówią, bo gdyby to robiły, mój drogi, nie pozwoliłyby ci żałować. A pamiętaj, żal wcale nie jest zły. On pozwala poczuć, że jest się człowiekiem, tak naprawdę.
Myślisz, co stało się z tamtym dzieckiem? Jest teraz starsze. Do pewnego czasu coś czuło. Ale raniło tych, którzy je kochali. Nienawidziło ich bezradności. Znienawidziło ich. Zmieniło się, ale wciąż śmieje się głośno, kiedy może poznęcać się nad biednymi kotkami.
Bo wiesz co żuczku, ja strasznie nie lubię tych paskudnych sierściuchów.
Twój feniks,
...wciąż jeszcze z popiołem na dłoniach.
Nie zauważyła jak zleciał jej ranek, jak wszyscy zniknęli z pokoju, jak ominęła śniadanie i to, że powinna pędzić teraz na lekcję Starożytnych Runów. Sowa zniknęła, cóż. Wyśle list wieczorem.
wiesz kto, wiesz co, płaczmy razem
[Upomniałam się, bo już myślałam, że o mnie zapomniałaś. Poczekam cierpliwie, spokojnie. Tym razem ty będziesz wymyślać pomysł!]
OdpowiedzUsuńDORRELL
[ Tak, zdecydowanie chodźmy wącić. Jestem cierpliwym człowiekiem, publikowałam kartę ponad godzinę przez szalejący internet a laptop mimo to przeżył, więc... Fred jest jedną z moich ulubionych postaci, więc myślę, że będzie fajnie ^^ ]
OdpowiedzUsuńJames
[trzy razy sprawdzałam, no trzy razy! ;_; cześć, kuzynie! pożycz koszulkę. :3]
OdpowiedzUsuńLucy.
[No normalnie nie odpiszę, dopóki nie zobaczę Albiego we wróżkowej wersji! o:]
OdpowiedzUsuńKochający Albus
[No dobra, jest odpis. Ale serio, obiecałaś Ala-wróżka ;__;]
OdpowiedzUsuńW przypadku Albusa sprawa była dość prosta – on najzwyczajniej w świecie nie ufał członkom swojej rodziny na tyle, aby z nimi szczerze porozmawiać. Już nawet przestał się tak bardzo przejmować rodzicami i starszym bratem oraz Lily, po prostu wychodził z założenia, że całe jego kuzynostwo, wszystkie cioteczki, wujaszkowie i inni z całego tego Weasleyowo-Potterowskiego zgromadzenia nie zrozumieliby go nawet w najmniejszym stopniu. Dlatego siedział cicho i na rodzinnych zjazdach patrzył na wszystkich spode łba, olewając zaczepki i niekiedy niezbyt przyjemne wypowiedzi na temat jego zachowania oraz tego, do którego domu przynależy. Pamiętał, gdy w pierwszej klasie wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że Tiara musiała się pomylić. Teraz jednak chyba przekonywali się do przykrego faktu, że Albus po prostu był Ślizgonem i bliżej mu było do, tak często obgadywanego przez jego rodziców, Dracona Malfoya niżeli jego ojca.
Popatrzył na Freda błagalnie. Kuzyn był chyba jedyną osobą, która mogła mu teraz w jakikolwiek sposób pomóc, a jednocześnie nie robić ze wszystkiego ogromnego problemu. Albus zdawał sobie sprawę z tego, że Weasley również niejedno miał na sumieniu i chłopak z pewnością mógł znaleźć coś, czego Freddie niekoniecznie by chciał upubliczniać. Potter nie chciał jednak szantażować kuzyna, mając szczerą nadzieję, że po prostu dostanie to, czego potrzebował. Cholera, to była poważna sprawa, i gdyby tylko mógł, wyznałby komuś prawdę, z tym, że Ślizgon po prostu się bał. Gdyby teraz wykrakał Fredowi o wszystkim, co zaszło w łazience i o tym, co tak naprawdę się stało Billowi, kuzyn najpewniej uznałby go za chorego psychicznie dziwaka. Al wiedział, że ten by nie wygadał. Po prostu był przerażony na myśl o tym, że ktoś miałby się dowiedzieć, w jakim stanie ostatnio się znajdował. Na dobrą sprawę on nawet nie znał zaklęcia, które mogłoby wprowadzić człowieka w stan podobny do tego, w którym znajdowała się jego ofiara. Jak więc rzucił coś tak potężnego?
Po co ci?
Chłopak przełknął ślinę, zastanawiając się, co ma odpowiedzieć. Otworzył usta, jednak zaraz potem je zamknął i zamilknął, widząc, że Freddie wyjmuje zmieniacz z poszewki. Odetchnął z ulgą w duchu, sądząc, że ten nie zada mu już żadnych niewygodnych pytań. Albus i tak miał już dość zmartwień. Już miał zamiar zacząć dziękować i obiecywać, że zwróci przedmiot tak szybko, jak tylko się da. Nie powinien w ogóle porywać się z motyką na słońce. W końcu wiedział, że zmieniacza nie powinno używać się do podróży dłuższych niż pięć godzin wstecz, ale Potter był zmuszony cofnąć się o calutki tydzień. Było to okropnie niebezpieczne i chłopak nie był pewien, czy w ogóle powinien próbować, jednak był zdesperowany na tyle, aby to zrobić. Musiał, po prostu musiał jakoś naprawić całą tę sytuację.
– Nie zamierzasz odpuścić, prawda? – westchnął, patrząc uważnie na kuzyna.
Nawet jeśli Fred cofnie się z nim w czasie, musiał wymyślić coś, aby go zgubić i znaleźć sposób na to, żeby nie dowiedział się, iż sprawa Billa była z jego winy. Zaklął pod nosem, widząc to charakterystyczne spojrzenie kuzyna, mówiące mu żartujesz?.
– Mam nadzieję, że to jakaś ulepszona wersja, bo nie wiem, ile razy trzeba kręcić, żeby cofnąć się o tydzień – powiedział w końcu, mierząc go wzrokiem i jednocześnie licząc w myślach ilość obrotów.
Sto sześćdziesiąt osiem. Czyli tylko sto sześćdziesiąt trzy więcej, niż jest to dozwolone. Co się mogło nie udać?!
Albus i jego autorka, która wcale nie użyła kalkulatora
[Już miał zamiar zacząć dziękować i obiecywać, że zwróci przedmiot tak szybko, jak tylko się da. - to zdanie jest bez sensu i nie wiem co tam robi, meh. Wybacz, późna pora i te sprawy D:]
Usuń