Arthur Waldorf
Dla złośliwych Archie || Ravenclaw || Brudna krew || VII rok || 12 cali, szpon hipogryfa, czerwony dąb || Klub eliksirów i koło zielarskie || Bogin: XYZ || Amortencja: róże, muffinki waniliowe pani Waldorf, zapach starych książek, chowanych pod łóżkiem || Patronus: ryś || Pianino || Skrzypce || Śpiewanie || Łuk i strzały || Pływanie || Kot, który wabi się Kot || Heterochromia || Jedno oko piwne, drugie niebieskie || Ten, który kłamał || Milczenie || Młodszy brat o imieniu Jamie || Gwiazdozbiór || Tabula rasa || Książki, książki i jeszcze raz książki || Cichociemny || Duża wiedza z zakresu wielu dziedzin || Chłodna inteligencja || Oaza spokoju || Obojętność || Skrywane uczucia || Wyrok: samotność || Rozczarowanie || Ambicja || Nowe życie || Poprawa? ||Powiązania
I jak się teraz czujesz, co? Po tym jak uśmiechałeś się kłamliwie i podawałeś się za kogoś innego, mając żałosną nadzieje, że nikt nie odkryje twojego sekretu? Jak się czujesz, znienawidzony, opuszczony, odizolowany od świata? Wszystko wyparowało, rozpłynęło się w powietrzu, całe twoje dotychczasowe życie, naszpikowane udawaniem legło w gruzach. Każdy pamięta twoje zakłady z ślizgonami, o to, kto obrazi najwięcej szlam, przez co niemal w podskokach wróciłeś do domu. Każdy pamięta, jak chodziłeś po korytarzach i oburzałeś się zdecydowanie zbyt głośno, że tiara przydzieliła Cię do złego domu. Och, Archie, tęsknie za tą postacią, którą stworzyłeś, tęsknie za agresywnym, wrednym Arthurem, siejącym postrach na szkolnych korytarzach i niszczącym swoją inteligencją wszystkich tych beznadziejnych idiotów. Straciłeś koronę, Archie, twoi poddani się zbuntowali, obalili Cie i wygnali do świata słabeuszy, którym do tej pory gardziłeś.
Udajesz silnego, ale nawet głupi zauważy prawdę, która jarzy się w twoich oczach niczym srebrny księżyc na nocnym, nieskończonym niebie.
Nie można Ci ufać.
____________________od autora ____________________
Cześć i czołem
To moja druga postać, nie mogę w to uwierzyć
Archie jest zupełnie inny od Freddiego, mam nadzieję, że podołam
KP chyba mało co wyjaśnia, ale tak miało być
FC: Victor Norlander
Kontakt: Ten sam co u Frederick'a
Limit wątków (niestety) Rose, Wiktor/3
Powiązania bez ograniczeń!
To moja druga postać, nie mogę w to uwierzyć
Archie jest zupełnie inny od Freddiego, mam nadzieję, że podołam
KP chyba mało co wyjaśnia, ale tak miało być
FC: Victor Norlander
Kontakt: Ten sam co u Frederick'a
Limit wątków (niestety) Rose, Wiktor/3
Powiązania bez ograniczeń!
[Fajne wybrałaś zdjęcie. Nie będę Ci truć tyłka o kolejne wątki, jak masz taki malutki limit, ale jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać. ♥ Baw się dobrze z kolejną postacią.]
OdpowiedzUsuń[Chodź do mnie ♡]
OdpowiedzUsuńTibs
[ Oj, zupełne przeciwieństwo Freddiego, ale i tak fajny ;) Bardzo mały masz limit, więc tak jak Czeko nie będę Ci truć tyłka o kolejne wątki, ale mnie też oczywiście wiesz gdzie szukać. Ja jestem chętna zawsze ;* ]
OdpowiedzUsuńJulka
[A ja, w przeciwieństwie do dwóch innych autorów, będę Ci truć tyłek o wątek, bo dlaczego nie. Jeśli jesteś otwarta na wszystkie powiązania, to mam jeden, który przyszedł mi od razu do głowy, acz jest do rozwinięcia. ;)
OdpowiedzUsuńJeśli jesteś chętna - odezwij się. :D yukinee8@gmail.com
Nie miałyśmy przyjemności chyba na razie, ale życzę Ci powodzenia z drugą postacią. :)]
Rose
[Witam serdecznie na blogu :) Co prawda, to niepierwsza twoja postać na Kronikach, ale chyba nie miałam okazji wcześniej Cię powitać, więc robię to teraz :]
OdpowiedzUsuńGratuluję zwięzłego opisu i ciekawego doboru zdjęcia, życząc fajnych wątków i niekończącej się weny ;)]
Ted Teddy Lupin
[Ja byłabym za wcieleniem tamtych pomysłów pomysłów życie. Fakt trzeba wymyślić inny powód dla którego Tibs ściągnął by Arthura do siebie na noc, ale wydaje mi się ze to problemem nie będzie :) no i w końcu obiecałam spełnić marzenie o listach :D]
OdpowiedzUsuń[ Hahaha, aż głupio mi to pisać, ale Julia pewnie miałaby to kompletnie gdzieś. Może uważałaby go za idiotę, ale w sumie co z tego? Raczej nie dałaby mu tego odczuć. Jedyne co przychodzi mi do głowy to, żeby spróbowała go namówić na wstąpienie do drużyny Quidditcha, bo brakuje pałkarza, a Arthur chodzi taki smutny i samotny, może przyda mu się trochę rozrywki i pracy zespołowej. Na jakieś głębsze powiązanie niestety nie mam pomysłu. Już mówiłam to Mads niedawno, że ja ostatnio mam ochotę przyjaźnić Julkę ze wszystkimi. I może ewentualnie zmuszać do jakichś silnych emocji. Chyba lepiej to drugie, bo nie można się ze wszystkimi przyjaźnić, na brodę Merlina ;D Jeszcze Freddie będzie zazdrosny i co wtedy?
OdpowiedzUsuńA z odpisem luzik, bo ja idę na 18 do kina, więc chyba i tak wcześniej nie zdążę odpisać (chociaż...), ale późnym wieczorkiem z wielką przyjemnością, jak zwykle ;) ]
Julia
[ Ok, może w pierwszej klasie, jak mieli zajęcia z latania to był spoko i tak to Julia zapamiętała, przez co postanowiła uparcie namawiać go na 'rekrutację', a potem okazał się słaby i jeszcze skończył w Skrzydle Szpitalnym. Generalnie żenada, śmiech na sali i wyrzuty sumienia. Nie musisz się spieszyć z tym wątkiem, jak nie masz zbyt dużo czasu. Freddie jest najważniejszy ;* ]
OdpowiedzUsuńJ.
[Dziękuję za przemiłe słowa! :] Fakt, Lupinów trudno nie lubić, nawet jeśli idzie się przez nich siwych włosów przedwcześnie dorobić ;) I cieszy mnie fakt, że zapoznałaś się z dodatkami; z pewnością pomagają Teda choć troszkę lepiej poznać.
OdpowiedzUsuńTeddy zaczął uczyć w Hogwarcie w listopadzie zeszłego roku, ale w marcu obecnego wyjechał i wrócił dopiero do nauczania przed paroma dniami. Jest obecnie w nie najlepszej formie psychicznej i emocjonalnej, nawet jeśli przed swoimi uczniami odgrywa codziennie szopkę... Ci pewnie wciąż próbują przywyknąć do jego 'innego' (rzeczywistego) wyglądu i blizn, gdyż problemy z metamorfomagią zmuszają Teda do ograniczenia korzystania z niej do absolutnego minimum.
Nie wiem na ile byłby w stanie Archiemu pomóc i kiedy... Chociaż, mam pewien pomysł; może chłopak miałby problem z jakimś eliksirem, a ich nauczyciel nie miałby akurat możliwości, by poświęcić mu czas...? Mógłby odesłać Archiego do Teda, co do którego umiejętności w wywarach grono pedagogiczne jest świadome :) Nie chciałam odbierać funkcji opiekuna Klubu Eliksirów potencjalnemu nauczycielowi, ale myślę, że w razie potrzeby uczniowie i tak byliby odsyłani do Lupina. Może podczas wspólnego przygotowywania eliksiru, zaczęliby rozmawiać?]
Teddy
[Jestem za! Jeśli chodzi o zaczęcie, to dla fabuły byłoby lepiej gdybyś to ty zaczęła, chociaż jeśli chcesz - mogę to zrobić ja, ale dopiero - niedzielę wieczorkiem, a w najgorszym wypadku w poniedziałek, bo wyjechałam na długi weekend i nie mam za bardzo dostępu do internetów! :( ]
OdpowiedzUsuńTibs
[Coś mi się w oczach pomieszało, czy zdjęcie zmieniałaś? ;)
OdpowiedzUsuńSądzę, że łatwiej byłoby zacząć tobie, zważywszy na to, że to Archie przyszedłby do Teda :P Przy okazji zobaczyłby nieludzko (i pozornie) opanowanego, acz sarkastycznego profesorka po godzinach :D]
Teddy
[Cześć! Nie miałam okazji przywitać się wcześniej, przy okazji pierwszej postaci, więc robię to teraz – bardzo fajnych masz panów. Pozwolę sobie także zaprosić któregoś z nich do siebie i życzę wielu wątków oraz niekończących się pokładów weny. :)]
OdpowiedzUsuńForsyth Lester / Lily Potter
[Cześć i dziękuję. c:
OdpowiedzUsuńNie lubię pisać wprost – moim skromnym zdaniem sprawia to wrażenie swego rodzaju fascynacji, magnezu, który przyciąga, chcąc wiedzieć więcej. Na wątek mam chęć, aczkolwiek nie grzeszę pomysłami. :c]
Wyatt Belzungovich
[Masz rację – Wyatt nie należy do ludzi, którzy potępiają innych ze względu na status krwi, więc pewnie byłby okropnie zawiedziony, że Archie nie powiedział mu o sobie prawdy i okłamywał przez taki czas. Pewnie w jadowitych słowach próbowałby odrzucić dawnego przyjaciela i zerwać łączącą ich więź, jednakże po pewnym czasie brakowałoby mu Atrhura. c:]
OdpowiedzUsuńWyatt Belzungovich
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Archie mnie urzekł, uwielbiam problematyczne postacie więc masz mnie całą ;D
UsuńChętnie wysłucham pomysłu bo ja niestety cierpię na ich brak.]
Tommy
PS Wybacz poprzedni komentarz, zapomniałam się przelogować.
[Bardzo mi się podoba wizja Tommy'ego w roli bohatera ratującego topiącego się Arthura :D Po za tym, to bardzo w jego stylu, bo on bardzo lubi być potrzebny, a jaka jest lepsza to tego okazja jak zagrożenie życia? ;D
OdpowiedzUsuńPomysł mi się podoba,i spodziewaj się zaczeczęcia, ale to dopiero jutro bo dziś jestem tylko na telefonie i okropnie się na nim pisze]
Tommy
[Często mówią, że lepiej być wrednym, niż nijakim. Piszesz, że mało wynika z tej karty, ale to nieprawda. Można poczuć ten smutek i spokój z pewną nutą zagrożenia gdzieś z boku, bo mam wrażenie, że Twoja postać w każdej chwili może stać taka ponownie. Co takiego się stało? Jestem ciekawa.]
OdpowiedzUsuńClementine
W jej życiu zdarzały się różne przypadki – jednak więcej było tych przykrych niż radosnych. Odkąd tylko przekroczyła próg Hogwartu, wszystko jakby postanowiło dziać się przeciw niej. Dziwne, że wciąż wracała tutaj z jako taką chęcią i nie uciekła, gdy tylko miała na to najbliższą szansę.
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu pojawił się też on. Krukon, z którym dogadywała się jak z nikim. Sądziła, że wtedy będzie inaczej, że znalazła bratnią duszę, która odciągnie ją od tego całego zwariowanego teatrzyku i że Rose w końcu będzie potrafiła postawić na swoim, pokazać się wszystkim taka, jaką naprawdę była. Jaką zawsze chciała być.
Ale już niebawem przekonała się, jak bardzo się myliła. To było jak przebicie mieczem jej serca na wskroś. Stała wtedy i słuchała tego wszystkiego, zbyt osłupiała, by się odezwać. Zbyt osłupiała nawet, żeby się rozpłakać i uciec. Po prostu stała i słuchała – tego wszystkiego, co o niej mówił, wraz z Ślizgonami i innymi, którzy uważali się za „lepszych”.
Pierwszą jej reakcją wtedy było wyparcie tego faktu. Był tak bolesny, że nie potrafiła się z nim pogodzić – więc najłatwiej było go zignorować, wymazać z pamięci, udawać, że nic się nie stało. Może to tylko raz. Może faktycznie jej się przesłyszało. Może to nie on, na pewno to nie on. To nie mógł być on.
Ale to wszystko się powtarzała. Idealny związek, gdy byli sam na sam, te wszystkie czułości, jakie sobie okazywali – to wszystko znikało, gdy tylko pojawiali się koledzy. Wtedy jego usta, te ciepłe, delikatne wargi, stawały się najgorszą bronią, jaką przeciw niej używał.
Czy płakała wtedy? Nie. Znosiła to wszystko w milczeniu, gdy raz za razem zadawał jej ciosy i znów stawał się idealnym kochankiem. Wszystkie wątpliwości odrzucała, gdy tylko jego ramiona znów oplatały jej kruchą osobę i szeptały kolejne ciepłe słowa.
Aż miarka się przebrała. Nie potrafiła wtedy już wytrzymać – nie pamiętała, kiedy płakała do tego stopnia, aby nie potrafiła patrzeć na oczy. Znalazł ją wtedy Ted. Potrząsnął nią mocno – może nie powiedział tego, co chciała usłyszeć, ale sprawił, że przejrzała na oczy.
I wtedy to wszystko się skończyło.
Czy czasami o nim myślała? Na początku bardzo często. Nie mogła pogodzić się z jego stratą, przyzwyczaiła się już do niego. Żeby zakłócić te myśli, zabić je, stłamsić, pracowała jeszcze ciężej, wręcz ponad swoje siły. Wtedy była już zbyt zmęczona, żeby wracać myślami do tamtych chwil, do jego ramion, do jego ust…
Z czasem pustka się zapełniła, a Rose odkryła, że życie bez powietrza jednak jest możliwe. I chociaż mijała go na korytarzu, unikała wciąż go wzrokiem, brnęła naprzód, przed siebie, byle dalej. To nie była już jej sprawa.
Usłyszała, że wydało się, że wcale nie jest czarodziejem czystej krwi – tylko udawał. Był mugolakiem. I nie potrafiła zrozumieć, dlaczego – przecież nie ma nic złego w pochodzeniu z mugolskiej rodziny. Jej dziadkowie od strony matki przecież byli mugolami, jej matka była czarownicą krwi brudnej – a i tak wniosła w świat czarodziejów bardzo wiele. Nieważne, jak bardzo by jej nienawidziła – przyczyniła się do zwycięstwa Harry’ego Pottera nad Voldemortem.
To już zresztą nie była jej sprawa, co się teraz z nim działo. Czy był sam jak palec czy ktoś się nad nim litował. Można pomyśleć, że to okrutne. Ale czy okrutniejsze niż to, co on wyrządził jej? Jakkolwiek by chciała, nie może mu tego zapomnieć.
Tego wieczora wertowała książki w opuszczonej sali. W razie czego zawsze mogła powołać się na Teda, że jej pozwolił, dał klucze. Chciała tylko pobyć przez moment sama, odpocząć od tłoczących się w korytarzach i Pokojach Wspólnych uczniów.
UsuńTylko nawet to nie było jej dane. Do klasy został wepchnięty jakiś uczeń, a potem usłyszała przekręcanie klucza w zamku. Świetnie. Będzie musiała znaleźć jakieś silne zaklęcie, żeby je potem otworzyć. Bo jak inaczej stąd wyjdzie? Mogłaby wysłać wiadomość, ale sowa… sów tutaj nie ma. A patronusa… nigdy nie potrafiła wyczarować.
Odwróciła się już w stronę drzwi, żeby spróbować chociażby z Alohomorą, gdy zobaczyła jego. Bladego, z sińcami pod oczami, jakby nie spał co najmniej od tygodni. Coś w niej wtedy drgnęło. Jakieś resztki starego, jeszcze nie do końca wygasłego uczucia. I chyba tylko tyle sprawiło, że nie poprawiła po Ślizgonach i nie podniosła na niego ani ręki, ani różdżki.
- Arthur – odparła lodowatym tonem, który zadziwił nawet ją. – Skoro sobie przypomniałeś, jak się nazywam, z łaski swojej teraz się odsuń. Nie mam zamiaru spędzać tutaj z tobą całej nocy.
Rose
[Nie ma problemu. :D]
Przegrany mecz to ostatnie o czym teraz chciał myśleć Wiktor. Wyraźnie poirytowany warczał i wkurzał się na wszystko i wszystkich, obwiniając o porażkę resztę drużyny, jednak ani razu samego siebie. W zasadzie to mógł się lepiej postarać, ale ostatecznie to była ich wina! Świadomość o niedokończonym eseju na Transmutację również nie poprawiał mu humoru. Wygoniwszy pierwszorocznych z pokoju wspólnego dla Ślizgonów, usiadł przed kominkiem i zaczął skrobać krzywe litery na kawałku pergaminu. W tym momencie nie dbał o to, czy to co pisze ma sens, czy klei się z resztą. Chciał to jak najszybciej oddać i mieć to z głowy, mając głęboko gdzieś, to, że Rathmann mógł znowu się przyczepić do dosłownie wszystkiego. W końcu po dobrej godzinie, czując jak prawie tyłek zrósł się z ubitym, zakurzonym dywanem, wstał i przeciągnął się. Jedynie o czym marzył, to o gorącej kąpieli, pełnej piany oraz cudownego zapachu żelu do kąpieli, a to wszystko idealnie mogła mu zagwarantować, jedna z łazienek szkolnych czubków, zwanych również Prefektami. Z szelmowskim uśmiechem na twarzy mknął niezauważony przez korytarz, a w dłoni ściskał granatowy ręcznik, by następnie zniknąć za drewnianymi drzwiami od łaźni. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, odkręcił wodę i pozwolił sobie na chwilę zupełnego relaksu. Obolałe, spięte mięśnie, wyraźnie się rozluźniły, a z ust Bułgara wydobył się cichy pomruk, jednak nie było mu dane nawet tutaj posiedzieć w samotności. Słysząc trzaśnięcie drzwi, podpłynął do brzegu spodziewając się Prefekta lub jakiegoś innego ucznia, jednak, gdy zobaczył Artura od razu zgromił go wzrokiem. Bardzo dobrze pamiętał moment, w którym jego dłoń spotkała się z twarzą Krukona. Było warto i gdyby tylko nadarzyła się kolejna okazja poprawiłby mu dziesięć razy mocniej, przynajmniej nauczyłby się, że żartów z bliskich Iwanowa się nie robi.
OdpowiedzUsuń- Po cholerę tu przylazłeś? Mam Ci poprawić? – warknął Wiktor zupełnie nieskrępowany swoją nagością, którą skutecznie tuszowała dość spora ilość piany. Już chciał chwycić ręcznik, by otrzeć mokre ciało oraz opuścić łazienkę, by nie być zmuszonym dalej oglądać tego półgłówka, ale Artur wyraźnie szarpał się z klamką od drzwi. Zatrzasnęli się? Owe przemyślenia, potwierdziły słowa Krukona. Wtedy Wiktor miał ochotę go rozszarpać, dosłownie.
- Trzeba było mocniej nimi trzaskać, idioto! – syknął Iwanow. Nie uśmiechało mu się spędzanie nocy w łazience i to jeszcze z nim! Westchnąwszy ciężko, wyszedł z wanny i owinął ręcznik wokół swoich bioder, a na resztę mokrego ciała narzucił czarny szlafrok. Jak się domyślał, Artur również nie zabrał ze sobą różdżki. Zajebiście!
- Módl się żebyś nie dostał drugi raz – wydukał chłodno Wiktor, gdy po szarpnięciu klamki, drzwi nadal nie drgnęły.
Wiktor
[ Hej :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę na jeszcze jeden wątek to zapraszam do siebie :) ]
Dante Faust
[ Oczywiście że się nie mylisz. Czytam wszystko co mi wpadnie w ręce i swoich sił próbuję teraz w pisaniu :)
OdpowiedzUsuńMoże twój pan usłyszałby że Dante może zdobyć albo stworzyć eliksiry. I zwtczajnie mieć do niego jakiś interes. Albo twój pan zobaczyłby jak Dante wchodzi do Zakazanego Lasu i postanowił za nim iść. Uratowałby mu przy okazji tyłek a w ramach rekompensaty chciałby przysługi. Jest sporo możliwości właściwie. ]
Dante Faust
Nawet nie słuchał słów chłopaka. Dłoń nieźle go świerzbiła, by spotkać się z twarzą Artura., jednak to nie poprawiłoby ich sytuacji, więc jakoś udało mu się powstrzymać. Gdy chłopak na moment skupił uwagę na zatrzaśniętych drzwiach, Wiktor wykorzystał tą chwilę, by wdziać na siebie bokserki wraz z dresowymi spodniami. Naprawdę nie uśmiechało mu się paradowanie w ręczniku, a tym bardziej noc w łaźni, gdzie chłodne płytki nie były dobrym miejscem na odpoczynek, a o luźnej rozmowie dla zabicia czasu, też pewnie mogli jedynie pomarzyć.
OdpowiedzUsuń- Trzeba było myśleć nad tym co robić, to nie musielibyśmy tutaj teraz siedzieć! – warknął Bułgar, wcale nie mając zamiaru odpuścić chłopakowi chociażby słownych docinek. Wziął głęboki wdech, a następnie, dopełniając garderobę, narzucił na nagi tors, bluzę, którą zasunął do połowy. Rozejrzał się po łazience, z nadzieją, że jest jednak jakaś szansa, która umożliwi im wydostanie się. Miał małe plany, które zostały skutecznie pokrzyżowane. Zacisnął usta w wąski paseczek, walcząc ze zdenerwowaniem, które coraz bardziej wyostrzało rysy jego twarzy.
Przeniósł wreszcie wzrok na chłopaka z nadzieją, że może ona ma jakiś pomysł, jak mogliby się stąd wydostać, jednak jedyne co otrzymał, to mocne zderzenie się z posadzką, dodatkowo poczuł, cholernie mocny ból z tyłu głowy, co wyprzedził nieciekawy huk, świadczący, że któreś z nich zderzyło się nie tylko z płytkami. Wiktor sięgnął dłonią tyłu głowy, a na jego palcach pojawiła się krew, która zdążyła osadzić się już na podłodze. Iwanow nie wiedział w zasadzie co się dzieje, czuł tylko i wyłącznie cholerny ból głowy, który stale się nasilał wraz z napływem krwi. W ciągu paru sekund, stracił przytomność, przestając reagować na bodźce.
Wiktor
Mogło się wydawać, że stan nieprzytomności Wiktora ciągnie się w nieskończoność, a krew cieknąca z rany na jego głowie wcale tak łatwo nie chciała przestać płynąć. Będą mieli niezłe kłopoty, gdy po otwarciu łazienki, ktoś ich znajdzie, nie daj boże jakiś nauczyciel. W końcu po dobrej godzinie Wiktor uchylił powoli powieki i zamrugał kilkakrotnie. Nie za bardzo docierało do niego, to co się stało i to co się działo teraz. Skrzywił się nieco, czując przyciskany materiał do boku jego głowy, a następnie ktoś odgarnął mu z oczu, opadające kosmyki włosów. Wziął parę głębokich wdechów. Miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa, a pisk w uszach wcale nie poprawiał sytuacji, w której się znalazł.
OdpowiedzUsuń- Co jest do cholery? – wymamrotał nieco przekręcając głowę, by móc spojrzeć na swojego towarzysza, który wyglądał na wyraźnie zmartwionego. Prawdą było to, że Bułgar niczego nie pamiętał i nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego głowa miała mały wypadek. Skrzywił się wyraźnie dotykając rozgrzanego czoła. Nawet na kacu, tak bardzo bania go nie trzepała. Zamknął oczy, gdyż blask księżyca, który przedzierał się przez dość obszerne okno, drażnił go. Wolał się już nie ruszać, choć zdecydowanie wygodniej, by mu było, gdyby jego obolała głowa nie musiała spoczywać na niewygodnych płytkach.
Iwanow po paru kolejnych minutach wyraźnie zmęczony i śpiący, zaczął zasypiać, jednak nie mógł sobie na to poradzić. Wykorzystując kolana chłopaka za poduszkę, co przyniosło mu maleńką ulgę, nie myślał o tym jak bardzo chce mu przywalić w ryj. Marzył tylko i wyłącznie o tym, by przestała go boleć głowa oraz o tym, by wreszcie znaleźć się we własnym łóżku, zakopany po uszy w pościeli. Uchylił powieki, gdy poczuł delikatny powiew powietrza na swojej twarzy, wtedy natrafił na wzrok Artura. To było coś zdecydowanie dziwnego. Gapił się w jego oczy, a ich oddechy mieszały się wzajemnie. Choć usilnie starał się zerwać kontakt wzrokowy, to zupełnie mu to nie wychodziło.
Śpiąca królewna
Wiktor czuł się nieco zakłopotany, gapiąc się tak w oczy chłopaka, czując dodatkowo jego oddech na swojej twarzy. To było cholernie niezręczne i wcale mu się to nie podobało, jednak ten dziwny magnes, który nie pozwalał obojgu się od siebie oderwać, choć już dawno powinni to zrobić, zagęszczał, jedynie całą sytuację. Iwanow był doskonale świadom tego, że w żadnym wypadku nie może pozwolić sobie na sen. Nie kiedy stracił sporo krwi, a głowa nadal cholernie bolała. Miał wrażenie, że zaraz zaczną stykać się nosami, co Wiktor nieco zdystansował, zmieniając delikatnie położenie swojego ciała. Cóż wylegiwanie się na płytkach nie należało do najprzyjemniejszych, jednak w zaistniałej sytuacji nie miał zbyt wielu możliwości.
OdpowiedzUsuń- Wypadek? – wydukał cicho, marszcząc przy tym lekko głową. – Coś ty znowu wymyślił? – zapytał srogo spoglądając na twarz chłopaka. Innej opcji nie było. Szkoda tylko, że Iwanow nie mógł siebie przypomnieć, co się wydarzyło, jednak miał nadzieję, że chłopak nie będzie obwijał w bawełnę . Nie miał nawet siły wyskakiwać ku niemu z pięściami, z resztą w takim stanie to było zupełnie niemożliwe, więc Artur mógł czuć się w pełni bezpieczny.
Westchnął cicho, przecierając twarz dłońmi. Naprawdę był zmęczony, a warunki, w których oboje siedzieli, wcale mu w tym nie pomagały. Prawie nawet przysnął, a obudzony nie wyraził zbytniego zadowolenia. Ponownie zmarszczył czoło, gdy usłyszał jakiś szmer na korytarzu, jednak po spojrzeniu na Artura, stwierdził, że chłopak niczego nie słyszał.
- Ktoś jest na korytarzu! – wydukał Wiktor trącając nieco towarzysza ręką w ramię, by ten ruszył dupsko i pognał walić w drzwi, które koniec końców zostały otwarte, a w pomieszczeniu znalazł się profesorek Rathmann. Kurwa, lepiej trafić nie mogli.
- Dość marne miejsce na nocne schadzki, panowie – rzucił chłodno Mathias, podchodząc do Wiktora. Podniósł go z ziemi i po wysłuchaniu wyjaśnień, zabraniu paru punktów z konta ich domów, zabrał obydwóch delikwentów do Skrzydła Szpitalnego, gdzie Bułgar otrzymał fachową pomoc, a z samego rana został odesłany na śniadanie, po którym czekało go sprzątanie schowka na miotły wraz ze swoim nocnym towarzyszem.
Wikuś
[ Hej, to piszemy coś w ogóle? :) ]
OdpowiedzUsuńDante
Wiktor miał wrażenie, że zaraz pęknie mu głowa. Nie zjadł zbyt wiele, nie pospał też za wiele, a jego humor sięgał dosłownie poziomu podłogi. Nie wdawał się w rozmowy, nie odpowiadał na ciche powitania, a szlaban, na który przyszedł w dość bojowym nastawieniu, nie poprawiał jego samopoczucia. Rathmann działał mu na nerwy dość specyficznie, więc gdy tylko ten niemiecki przydupas sobie poszedł, Iwanow rzucił mokrą szmatę, którą wycierał zakurzone półki z jakimiś starociami i przysiadł na podłodze. Przetarł twarz dłońmi. Nie miał siły, naprawdę chciał mieć z głowy ten szlaban, ale jednak senność brała nad nim górę. Nawet nie miał ochoty wściekać się na chłopaka, który był odpowiedzialny za beznadziejny stan Bułgara.
OdpowiedzUsuń- Tak jak widać – wymamrotał bez przekonania Wiktor i wreszcie podnosząc swoje cztery litery zabrał się za robotę, która wydawać się mogła nie mieć końca. Wręcz wszystkiego coraz bardziej się nawarstwiało, a Iwanow nigdy wcześniej nie był poirytowany tak bardzo, jak właśnie w tamtej chwili.
Zmarszczył czoło widząc jakiegoś pierwszaka idącego przez korytarz. Po wyrazie twarzy Bułgara, można było wywnioskować iż ten coś planuje.
- Młody! – rzucił w stronę niskiego blondyna. Podszedł do niego szybkim krokiem. Zamienili dosłownie kilka słów, by Wiktor osiągnął to co chciał. Wsunął naiwnemu dzieciakowi parę monet i kiwając w stronę Artura, dał mu do zrozumienia, że się zwijają. Gorzej będzie jak ktoś się o tym dowie, ale przecież raz się żyję.
- Idziesz czy się będziesz tak gapił? – zapytał Wiktor uważnie obserwując korytarz na wypadek, gdyby niespodziewanie nadciągnął woźny. Iwanow, nieco lepiej się poczuł po wyjściu z zamku. Oparł się o mury i wziął parę głębokich wdechów. Tępy ból głowy, prawie rozsadzał go od środka. Miał nadzieję, że niedługo mu przejdzie.
- Skoro już jesteś, to chodź. Napijemy się czegoś – rzucił w stronę Artura i skierował się w stronę ścieżki, która z terenu Hogwartu wiodła prosto do miasteczka Hogsmeade. Marzył teraz o kremowym piwie.
Wiktor
Wiktor musiał przyznać, że się całkiem nieźle bawił, choć byłoby znacznie lepiej, gdyby przestała tak cholernie boleć go głowa. Wychylił się na moment, by sprawdzić czy nauczyciel zaprzestał swoich poszukiwań. Nikogo nie dostrzegł, jednak tak na wszelki wypadek powinni posiedzieć jeszcze parę minutek w ukryciu. Miał głęboko gdzieś, czy oberwie im się za ucieczkę od szlabanu, czy też nie. Nie miał już kto dawać mu reprymendy, oprócz nauczycieli. Cóż rodziców już nawet nie brał pod uwagę, od momentu kiedy wyrzucili go z domu. W swoim ojcu widział wzór do naśladowania i powiernika najbardziej drażliwych sekretów, a teraz stracił dach nad głową. Im bliżej były święta, tym bardziej Wiktor stawał się nieco drażliwy, gdy poruszano ten temat. Za pewnie spędzi cały ten czas w Hogwarcie, w swoim dormitorium, nie mając się gdzie podziać.
OdpowiedzUsuń- Dobra, chodźmy – rzucił po jakiś dziesięciu minutach i powróciwszy na ścieżkę, zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku Hogsmeade, mając nadzieję, że nie natkną się tam na żadnego z nauczycieli, a w najgorszym wypadku dyrektora. Przeczesał palcami swoje kosmyki włosów, by pozbyć się ich z twarzy.
Choć droga minęła im w kompletnej ciszy, to po wejściu do jednej z knajp w miasteczku, atmosfera nieco się ożywiła. Zrobiło się tak ciepło i przyjemnie, a dwa kufle z kremowym piwem postawione tuż przed ich nosami, sprawiły, że na twarzy Wiktora pojawił się szeroki uśmiech. Czuł na sobie wzrok wielu czarodziejów. W końcu był synem Ministra Magii. Wiele razy pokazywano go razem z nim w gazetach, czy nawet Pan Iwanow wiele mówił o swoim synu. Teraz to przeżytek, to już nie wróci. Upił parę sporych łyków, a kciukiem otarł resztki piany ze swojego kącika ust.
Usiedli przy dość małym stoliku, a czując przy sobie bliskość chłopaka, czuł się niezwykle nieswojo, o czym nie śmiał wspomnieć.
- Musimy wcześniej wrócić do zamku. Podobno bramy i wszystkie drzwi wejściowe czy wejściowe zamykają od dziś wcześniej. Coś jest na rzeczy.
Wiktor
Miała już prychnąć pod nosem i mruknąć coś w stylu „co mnie to obchodzi”, ale nie potrafiła. Chociaż chciała być zimna i niewzruszona, tak samo jak on, gdy ranił ją najbardziej i najgłębiej. Ale nie potrafiła. To dlatego po prostu minęła go bez słowa i podeszła do drzwi, wyciągając swoją różdżkę.
OdpowiedzUsuń- Alohomora – powiedziała spokojnie, a z końca różdżki wystrzeliły niebieskie iskry. Lecz zamek ani drgnął. Nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Nadal nic. Cholera! Musieli użyć jakiegoś przeciwzaklęcia. Cokolwiek im Arthur zrobił, musieli go bardzo nienawidzić. Albo chcieli go nauczyć latać – w końcu zawsze mógł wyskoczyć przez okno. Inna kwestia, że, o ile by przeżył, nie dałby rady nawet doczołgać się do Skrzydła Szpitalnego.
Boże, dlaczego musiałeś pokarać mnie akurat jego towarzystwem? Każdego, tylko nie jego!
Zamknęła oczy. Wzięła wdech. Drugi. I trzeci. Czwarty. Nie chciała dać się ponieść, okazać cienia słabości. Chciała, aby myślał, że jest silna – chociaż w środku była wrakiem, który potrzebował jedynie ciepła i uczucia. Że pozbierała się po ciosach, jakie kiedyś jej zadał – chociaż nadal czuła do niego żal.
Żal i sentyment. Nie da się tak nagle zapomnieć, odkochać, zakopać to wszystko, co starało się wybudować. Zagrzebać te wszystkie wspólnie spędzone chwile, podczas których była naprawdę szczęśliwa. Bo była – Arthur potrafił być najukochańszym człowiekiem pod słońcem, gdy tylko nie było wokół niego kolegów. Gdy był z nią sam na sam.
Spojrzała na niego kątem oka. Wyglądał źle. Jakby to on właśnie potrzebował jej pomocy, uczucia, opieki. To było przykre, patrzeć, jak ktoś, kogo kiedyś kochała, może trochę kocha i nadal, stoi przed nią w tak mizernym stanie, urządzony w ten sposób przez osoby, którym niegdyś ufał, wśród których czuł się dobrze.
Ale to nie twój problem, Rose. Wybrał ich, nie ciebie. Nie musiałby tak wyglądać, gdyby tylko nie kłamał.
- Masz jakiś pomysł czy czekamy na ratunek od Piotrusia Pana? – spytała może zbyt ostro, przez moment zastanawiając się czy w ogóle skojarzy, o kim mówi. Ale w końcu jego krew nie była czysta, miał do czynienia z mugolami. Więc, tak, musiał kojarzyć.
Odwróciła się tyłem do drzwi i szybkim krokiem podeszła w stronę okna, jakby naprawdę miała zamiar przez nie za moment wyskoczyć i nauczyć się samodzielnie latać, bez miotły. Ale stanęła przed szybą i zagryzła dolną wargę.
Myśl, Rose. Myśl. Nie możesz tutaj zostać sama z nim. Nie możesz!
Rose
Z początku cholernie drażniło go zainteresowanie jego osobą z powodu tego kim był jego ojciec, jednak im był starszy, tym bardziej się do tego przyzwyczajał, więc można było rzec, że teraz miał zupełnie gdzieś, choć w zasadzie nie wiedział z jakim nastawieniem się teraz na niego patrzą. W końcu mogli się dowiedzieć, że syn słynnego Ministra Magii, jest pedałem. Westchnął ciężko i ponownie upił parę łyków kremowego piwa. Na pytanie swojego towarzysza, zamyślił się na moment, rozważając odpowiedź.
OdpowiedzUsuń- Przejebane – odparł krótko, uznając, że to w zupełności wystarczy, by chłopak zrozumiał. – Zwłaszcza, gdy zostaje się wyrzucony z domu – dodał i szybko posłał Arturowi spojrzenie, mówiące, by o tą kwestię nie dopytywał. Wiktor oparł czoło na dłoni, wpatrując się tępo w kufel z piwem, z którego co jakiś czas upijał parę łyków. Chciał być dla swoich rodziców dumą, przykładem najlepszego syna. Uczył się, stronił od większych kłopotów, chociaż uchodził wśród szkolnej społeczności na takiego, na którego trzeba uważać, a jednak stał się, jednym, wielkim pośmiewiskiem, którego dwa pierwszorzędne wzory naśladowania od tak porzuciły. Nawet siostra Bułgara, będąca na pierwszym roku, przestała się do niego odzywać, co pewnie było sprawką ojca. Mimo wszystko to bolało. Chcąc przestać o tym myśleć, wypił dość sprawnie, za jednym razem połowę kufla, która mu została i zmówił rum porzeczkowy. Może i nie był to najlepszy pomysł, ale Wiktor miał to głęboko gdzieś. Przynajmniej przestawała go boleć głowa.
Rum okazał się być dość mocny i taki sam w sobie był, co Bułgarowi odpowiadało, przynajmniej osiągnie oczekiwany efekt, szybciej niż zamierzał.
- Nie posiedzimy tutaj długo, także pij bo im dłużej tu siedzimy, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś stworzy jakąś durną plotę na mój temat, widząc mnie z kieliszkiem – oznajmił poważnym tonem głosu, dając chłopakowi do zrozumienia, że wcale nie żartuje. Nie chciał kolejnych krzywych spojrzeń na swoim karku, choć i tak miał to głęboko gdzieś, jednak święty spokój w obecnej sytuacji był niezwykle przez niego pożądany.
Wikuś