Wychowanek domu Salazara Slytherina | VII rok | Prefekt Naczelny | zaklęcia, transmutacja, obrona przed czarną magią | mahoń, 11 cali, pazur Kuroliszka | bogin: niegdyś barghest, obecnie wilkołak| patronus: puma | szlabany - ulubiona forma rozrywki po północy | kot Merlin Czarodziej | przyszły twórca zaklęć
POPRZEDNIA KARTA | POWIĄZANIA
✉ 50339065
Mimo, że Ognista nieco odprężyła i ożywiła jego zaspany umysł, Dorian nadal wpatrywał się z pogardą w towarzysza butelki. Załamywał go brak samokontroli u starszego kolegi. Żeby siebie doprowadzić do takiego stanu, musiałby sam obalić kilka butelek mocnej Ognistej, a przynajmniej był o tym święcie przekonany. Tym samym nie mógł zrozumieć samego siebie sprzed paru lat. Co on zobaczył w Gregu? Co w nim tak podziwiał? Przecież to upierdliwiec i rasowy błazen! Gdyby tylko miał zmieniacz czasu, cofnąłby się te dwa lata wstecz i porządnie przypieprzył swojej czternastoletniej, nieco naiwnej wersji! Nie, żeby kiedykolwiek był naiwny. To po prostu była chwila słabości, zamroczenia i prawdopodobnie był wtedy chory. Niestety, z tego samego powodu złapał też nieuleczalną chorobę o nazwisku Cavendish.
OdpowiedzUsuń- I tak piłeś beze mnie. Pozwę cię. Usadzę w Azkabanie, zdrajco – burknął odciągając na chwilę butelkę od ust, bo od nieprzerwanego strumienia Ognistej zaczynało go lekko piec w gardle. – Hiacynta też ci odbiorę, będziesz mi płacił alimenty! – ofuknął go, a tą chwilę nieuwagi zdradziecki Ślizgon wykorzystał by odebrać mu butelkę, co Finn powitał głośnym protestem. Gregowi zdecydowanie już wystarczyło! On jednak nie zwrócił na to uwagi, pociągnął łyka i oddał butelkę Finnowi. Niestety, nie dane mu było napić się jeszcze trochę, bo Ślizgon pociągnął go dalej zbaczając w lewo. Po chwili przystanął i pociągnął Finna na prawo. I oczywiście dopiero wtedy przyznał, że nie wie, którędy mają iść.
Przybity tą wiadomością szóstoklasista postanowił nieco się uspokoić przez pociągnięcie kolejnych łyków Ognistej. W głowie przyjemnie mu zaszumiało, świat na chwilę jakby się oddalił, po czym wrócił jeszcze wyraźniejszy wraz z zimnym podmuchem powietrza. Postanowił się rozejrzeć, żeby jakoś ich poprowadzić, bo Greg już dawno zapodział swoją orientację przestrzenną na rzecz mamrotania o ślizgońskim patriotyzmie. Znajdowali się niedaleko jeziora, a to oznaczało jedno: kaczki. Te wstrętne ptactwo lubiło spędzać noce nad wodą, więc Finn musiał być ostrożniejszy niż zazwyczaj. Z daleka zobaczył kilka swoich tłustych zmor i odruchowo się wzdrygnął.
Chwilę później usłyszał jak Greg zalicza niezbyt chlubną glebę, więc z cichym westchnieniem podążył do domniemanego miejsca upadku Ślizgona przy okazji popijając Ognistą, żeby przypadkiem znowu się zbytnio nie zirytować. Równocześnie usłyszał, jak Moczymorda woła o ratunek na co uśmiechnął się szyderczo. Ostrożnie odstawił butelkę kawałek dalej, żeby przypadkiem ich nie przewrócili i zaraz pochylił się nad chłopakiem. No i dostało mu się za chęć dobrowolnej pomocy (i późniejszego naśmiewania się z pijanego kumpla). W tej samej chwili Greg postanowił wstać i wszystko skończyło się zderzeniem czołowym ich głów. Zamroczony tym zajściem padł na chłopaka czując, że kości czaszki mocno oberwały od pustej głowy Cavendisha. Tym razem Hiacynt zareagował rozsądniej i zamiast uciekać, umościł się we włosach Doriana.
Z cichym jękiem uniósł głowę, w której już trochę namieszała Ognista, więc przez chwilę świat niebezpiecznie wirował mu przed oczami. Próbując utrzymać równowagę wsparł się na Gregu. Już po chwili odzyskał ostrość widzenia i mógł się zaśmiać ze słów kumpla.
- Nie bądź cnotką, Gregi – mruknął potrząsając głową. – Chciałbyś mnie, hm? – Może był już trochę podpity i przez to właśnie gadał jak nieco potłuczony, ewentualnie była to wina upadku. Ale nie dało się zaprzeczyć, że był taki niesamowity, że był w stanie powalić każdego, w tym pijanego Grega!
Popatrzył na chłopaka z góry uśmiechając się nieświadomie. Nie spieszyło mu się ze wstawaniem, prawdę mówiąc rozpłaszczony Greg był jakiś mniej irytujący, a znajome uczucie dominacji wprawiało Finna w lepszy nastrój i wcale nie chodziło o dominowanie akurat nad Gregiem, chociaż też nie chciał go puszczać, bo chwilowo był to jedyny moment, kiedy to on miał władzę.
- Jak chcesz wstać, musisz mnie podnieść – oświadczył wyzywającym tonem.
[Ha, mam pierwszy komentarz!]
Dorian Złośliwiec
[ Myślę, że twoje przedmioty są w porządku. Obecnie jestem bardzo chora i myśli mi się ciężej niż zazwyczaj, ale postaram się ogarnąć moje i dam ci znać jeszcze dziś albo jutro, a potem jedziemy z wątkiem.]
OdpowiedzUsuńLuke
Dorian nie był do końca pewien ile procentów było w tej Ognistej, chociaż miał dziwne podejrzenia, że nie była ona kupiona w godnym zaufania punkcie, ponieważ działała na niego o wiele szybciej niż mógł się spodziewać. Z przyjemnego szumienia w głowie przeszedł w stan jedynie nieco lepszy od Grega. Świat jakby zwolnił i zaczął się obracać jak jakaś powolna karuzela, co wprawiało zmysły chłopaka w znajome rozstrojenie i nakazywało mu przejść w tryb szczerości. Prawdopodobnie dlatego pozwolił się zrzucić z chłopaka, ale dzielnie podjął walkę o odzyskanie dominacji, a przynajmniej próbował do czasu, kiedy to Moczymorda go nie przytrzymał. Ogółem Ślizgon zachowywał się w zaistniałej sytuacji niezwykle sprawnie jak na upartego hetero.
OdpowiedzUsuńMoże to Ognista, może prowokujący ton Grega albo ktoś po prostu rzucił na niego jakąś potworną klątwę, ale nagle znieruchomiał wpatrując się w wiszącego nad nim chłopaka. I uderzyło go to prawie jak ta ładniutka Krukonka, którą zaprosił do siebie w ubiegły weekend. Nie było to nic wielkiego, po prostu szczeniackie zauroczenie wynikające z podziwiania starszego kumpla i Finn przysiągł sobie, że nikt się o tym nie dowie, a on sam zapomni. Miał wyrzucić to z pamięci i nie pozwolić, żeby ktokolwiek się dowiedział, że zdarzyła mu się chwila słabości. Niestety, Ognista nie znała litości. I oczywiście musiało mu się przypomnieć w takiej chwili. Czemu nie mógł po prostu tego wyśmiać? Czemu alkohol robił mu takie podłe żarty?!
Noc była naprawdę zimna, a przez cienką piżamę doskonale czuł chłód ziemi, na której był teraz rozpłaszczony. Może właśnie dlatego zadrżał, ale równie dobrze mogła to sprawić bliskość drugiego chłopaka, chociaż do tego nie przyznałby się. Dobrze znał swoje ciało i wiedział, że w stanie upojenia byle jaka prowokacja mogła doprowadzić do reakcji najróżniejszych, od nadmiernej agresji do załamania nerwowego. W sytuacji, w jakiej teraz się znalazł oczywiście musiało zareagować podnieceniem, bo inaczej nie potrafił nazwać tych delikatnych dreszczy biegnących wzdłuż jego kręgosłupa i w dolnych partiach ciała. A w dodatku stawał się wtedy potwornie szczery. To nie mogło skończyć się dobrze i ta mała, jeszcze trzeźwa część jego umysłu protestowała najgłośniej, jak się dało, że tego pożałuje, ale reszta miała zdecydowanie silniejszy głos i w tym momencie Dorian mógł jedynie nienawidzić samego siebie i Grega.
- Gregoriusie Maximianie Cavendish, co ty sobie, do jasnej cholery, wyobrażasz próbując być na górze? Rozumiem, że bardzo byś chciał już mnie rozebrać, ale nie mogę ci pozwolić na mnie włazić, taki zagorzały hetero, jak ty nie może mieć doświadczenia w stosunkach męsko – męskich, a co za tym idzie, możesz mnie poważnie uszkodzić. Poza tym, pozwól, że ci przypomnę, że nigdy przenigdy, w całym moim życiu, nie pozwoliłem się zdominować. – Wypowiadając te słowa nawet nie miał pojęcia do czego zmierza, był to napad pijackiej szczerości, chociaż jeszcze udawało mu się maskować za prowokującym uśmieszkiem i złośliwością. Mógł tego nie przyznawać, ponieważ jak na złość, żeby tylko zrobić wszystko, żeby Greg jednak się domyślił, coś nakazało mu złapać przód koszuli chłopaka i przyciągnąć go do pocałunku. A Dorian wcale tego nie chciał, kiedy przypomni sobie o tym następnego dnia, na pewno się zrzyga. Teraz jednak prawie o tym nie myślał i wykorzystując element zaskoczenia zgiął jedną nogę w kolanie trafiając nim w czuły punkt każdego faceta. Po przypomnieniu sobie tego, prawdopodobnie dostanie już zatrucia pokarmowego. Ale na razie skupiał się na rozproszeniu chłopaka ustami i kolanem, żeby wrócić na należne mu miejsce.
[Bo powiedziałaś, że mam wolną rękę... XD]
Nieogarniający życia i zaniepokojony swoim zachowaniem Dorian Na Pewno Nie Uke
Może jednak źle wymierzył prędkość i siłę, co zdarzało mu się bardzo rzadko. Z tą Ognistą było coś zdecydowanie nie tak, skoro nawet nie panował nad odruchami. Naprawdę nie wiedział czego jego pijana osobowość się spodziewała, chociaż odpowiedź była dość prosta, ale on nie chciał jej do siebie dopuścić. Chciał tego, czego czternastoletni Dorian, tylko, że nawet wtedy nigdy by się do tego nie przyznał. Tak samo nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że ta pijana osobowość poczuła lekki zawód kiedy przypadkiem zniszczył tą chwilę. A był też tak rozkojarzony, że dopiero po chwili poczuł ból w dolnej wardze i metaliczny smak krwi. I to go z lekka otrzeźwiło.
OdpowiedzUsuńSzybko pozbierał się z trawy co chwila smakując swojej krwi. Czy on właśnie pocałował Grega?! Merlinie, musiało go kompletnie zaćmić! Z cichym jękiem wsunął palce we włosy, które potargał szarpiąc za ich końce, żeby sprowadzić swoją świadomość do ciała, ale niewiele mu to pomogło. Pocałował Gregoriusa! Co mu odpieprzyło?! Musiał się szybko napić, żeby móc przynajmniej o tym zapomnieć i modlił się, żeby już więcej tak bardzo nie odleciał. To było największe upokorzenie, jakiego doświadczył w całej swojej karierze! Szybko pochwycił stojącą niedaleko butelkę Ognistej i opróżnił ją kilkoma łykami. Właśnie, kiedy po alkoholu pozostała tylko butelka, Greg wywrzeszczał na głos to, co i jemu plątało się po głowie. Jakoś podpełzł do niego czując, że lekko kręci mu się w głowie, a z wargi kapie strużka krwi.
- Gregi, niedopszyńcu, dałeś mi… mi lefą… lewą Ognistą… - wymamrotał czując, jak pogryziona warga pulsuje mu bólem, a język sam z siebie się plątał w jego ustach. Ale Greg chyba go nie słuchał, zajął się odgrażaniem się głosem podniesionym o oktawę. Nie wiedzieć czemu Doriana potwornie to rozbawiło.
- Naftychałeś się helu? – mruknął podśmiewając się cicho. – I ja fcale nje jestem gejem… - dodał jeszcze nie słuchając fragmentu o wyrywaniu dup z nogi czy nóg z dupy.
Nagle im obu przerwało urwane kumknięcie po czym rozległo się przebrzydłe, pełne szyderstwa kwaknięcie, na które to Dorian cały się zjeżył. Wstali chwiejnie, żeby sprawdzić, co się działo w krzakach, z których dobiegały tak przerażające odgłosy. Miał złe przeczucia, bardzo złe, kwaknięcia nigdy nie zwiastowały niczego dobrego!
- Ić pierwszy – mruknął półwyraźnie do Grega popychając go w stronę krzaków. Ale nie musieli tego robić, bo TO wylazło z nich pierwsze. Dorian aż wrzasnął z przerażenia i z prędkością światła wskoczył Gregoriusowi na plecy byle znaleźć się jak najdalej od przebrzydłego stworzenia. Wielka, tłusta kaczka wylazła przed krzak, w którym się czaiła. Przelazła tym swoim chybotliwym krokiem jeszcze kawałek i popatrzyła na nich oczami przepełnionymi czystym złem. Z dzioba zwisała jej jedna czekoladowa nóżka Hiacynta.
- Greg, ona zamordowała nasze dziecko! TO WSTRĘTNE STWORZENIE ZJADŁO HIACYNTA! – wrzasnął drżącym głosem pełnym histerycznego przerażenia.
Przerażony tą podłą zbrodnią Dorian
[ Dobra, trochę myślałam. Próbowałam jakoś wykrzesać z siebie te ostatnie drobiny kreatywności i wpadło mi do głowy coś w stylu chwała na wieki , czyli jakiś naprawdę odpicowany puchar, który jest dosyć wiekowy i przedstawia całkiem niezłe osiągnięcie. Problem mam z drugim przedmiotem, bo przychodzą mi na myśl same banały, jak trujący kwiatek z Zakazanego Lasu albo trójząb z dna jeziora. Chyba muszę cię prosić o wspomaganie.]
OdpowiedzUsuń[ Przybyłam się kajać za to, że tak długo nie odpisywałam, spadło mi na głowę kilka spraw, które odciągnęły mnie od bloga, jak również padł mi komputer. Dlatego też gdy w końcu znalazłam chwilę chciałam zapytać czy nasz wątek nadal jest aktualny? Jeśli tak to postaram się jak najszybciej odpisać]
OdpowiedzUsuńIra Hemsworth
[Najdłuższy odpis jaki kiedykolwiek dostałam XD, serio. Nie wiem czy wyjdzie mi tak samo długo, ale spróbuję. ;) O zmienione zdjęcie. Ładne :D]
OdpowiedzUsuńMali chłopcy zapytani kim chcą być w przyszłości zawsze podają te same odpowiedzi: strażakiem, policjantem, kosmonautą. Zapytany o to Nate w wieku lat może dziewięciu - albo mniej - odpowiedział, że chciałby zostać kimś ważnym. Nie określał zawodu jaki chciałby wykonywać na podstawie tego co mówili jego koledzy, czy kim był jego ojciec. Chciał być ważny, bo przez kilka lat dzieciństwa zdawało mu sie, że jest spychany na margines. Miał świadomość gloryfikacji jakiej rodzice poddawali jego bliźniaka z arytmią serca. Przez takie poczucie, na pewnym etapie dorastania Nate zamknął się w sobie i na każde pytanie tyczące się jego preferencji, przyszłości, jego myśli odpowiadał wciąż tak samo: Nie wiem. Kiedy się czegoś nie wie, nie trzeba się z odpowiedzi tłumaczyć. Nie trzeba podawać argumentów popierających twój wybór, ani tym bardziej tych, które tłumaczyłyby dlaczego nie wybrało się czegoś innego. Kiedy się nie wie, wystarczy udawać, że "cudowne" rady i propozycje rodziców połączone z propozycjami przyjaciół naprawdę się niebawem rozważy. I tyle. Cała filozofia.
Nate w przeciwieństwie do dzieci czarodziejów nie wiedział, że będzie mógł wybierać w jeszcze szerszym zakresie zawodów jakie mógłby wykonywać. Kiedy przyszedł do niego list z Hogwartu - któryś z rzędu - wysłano go wpierw do babci, bardziej obytej ze światem magii. Od niej dowiedział się czegoś więcej o Szkole Magii i Czarodziejstwa. O podziale na domy, Tiarze Przydziału, Aurorach. Zafascynowany opowieściami babki, w wieku 11 lat już widział siebie jako jednego z tych czarodziejów zwalczających czarną magię.
Nie znając jeszcze zaklęć, przed zakupem różdżki, brał patyk i wykrzykiwał własne frazy, bawiąc się w ten sposób na odludnych łąkach, w lesie na krótkim spacerze z bratem, wszędzie gdzie nie słyszeli go rodzice i sąsiedzi. Brat się nie liczył. On - mimo, że odwrotnie niż Nate, otwarty - zawsze trzymał stronę swojego bliźniaka.
To właśnie za Danielem Turnerem, Nate tęsknił w Hogwarcie najmocniej. Podczas tych siedmiu lat nauki zdążył poznać wiele osób, które przypadły mu do gustu, lub które po prostu tolerował, ale nigdy nikomu się nie zwierzał. Jego bliźniak był jedynym powiernikiem sekretów brata. Choć ostatnimi czasy nawet Daniel nie potrafił odgadnąć pragnień i myśli Nate'a. Czarodziej chodził zamyślony lub totalnie na wszystko obojętny. Zamknięty w sobie bardziej niż zwykle. Czasami rozmyślał o przyszłości, ale tak zagubiony we własnych myślach o tym odległym nadal czasie, po chwili rezygnował. Rzadsze już, ale wciąż rzucane w jego stronę, obraźliwe słowa i stwierdzenia bardziej go nudziły i męczyły niż denerwowały. Każdy idiota czystej krwi powtarzał to samo: szlama, Tiara pierwszy raz się pomyliła itp. A Nate coraz częściej przechodził koło takich wyzwisk obojętnie, udając, że wcale ich nie słyszał, że wcale go nie ruszają. Może faktycznie z czasem przestały.
Gregoriusa Cavendish'a znał z widzenia. Czasem nawet nie potrafił wymówić poprawnie jego imienia, lub dopasować nazwiska. W pamięć zapadła mu tylko skrócona forma imienia tego czarodzieja. Greg.
Nie wielu było takich w Slytherinie, którzy od pierwszej klasy dawali sobie spokój z wyzwiskami i po prostu przyjmowali do siebie fakt, że mugol trafił do domu węża. Greg zaliczał się raczej do tego wąskiego grona osób. Mimo wszystko jednak nie rozmawiali za często, byli od siebie odlegli i poprzestawali na zwykłym "cześć", rzucanym za pierwszym spotkaniem danego dnia. Turner po siedmiu latach takiej neutralności raczej nie spodziewał się, że nagle nadejdzie ten dzień, kiedy Cavendish zamiast koło swojego - chyba - przyjaciela, w Wielkiej Sali zajmie miejsce akurat obok niego.
Nate spojrzał krótko w bok i niczego nie powiedział. Skupił się znów na materiale, którego używał do napisania pracy z Transmutacji. Miał już zaplanowany układ pracy i to co w niej zawrze, by była spójna i logiczna, a nade wszystko zawierała prawidłowe nazwy i informacje.
UsuńSkupiony do maksymalnego stopnia dopiero po kilku sekundach zrozumiał, że ktoś wylał sok na stół, a róg jego kartki zdążył już zamoknąć. Chłopak zaklął pod nosem i spiorunował wzrokiem Gregoriusa. Zaczął suszyć swoją pracę, aż w końcu zebrał książki, zarzucił torbę na ramię i wyszedł z Sali niczego ze stołu nie wkładając uprzednio do ust. Trudno. Będzie głodować.
Wiadomość na kartce znalazł w swoim plecaku dopiero, kiedy dotarł do dormitorium i walnął się na swoje łóżko osłaniając je czerwoną kotarą. Zmarszczył brwi rozwijając papier i odczytując kolejno zapisane na nim słowa. Domyślił się, że podpis G, oznaczał siedzącego przy nim na śniadaniu Greg'a.
Czy Cavendish właśnie planował w jakimś stopniu... rozszerzyć ich znajomość? Nate prychnął na tę myśl. Cokolwiek chciał ślizgon mógł być pewien, że ciekawska natura Turnera zaprowadzi go prosto w miejsce opisane w wiadomości.
Tak więc o wyznaczonej godzinie, Nate zachowując się cicho i wprawnie, chwilę błądził po lochach aż w końcu znalazł wyznaczone mu na spotkanie miejsce. Przyłożył jeszcze dłoń do paska, za którym trzymał różdżkę i czekał, aż pojawi się ten, który chciał się z nim widzieć o tej porze, z dala od reszty.
[A dlaczegoż by tego prowokowania nie przemienić w wątek ;)?]
OdpowiedzUsuń//Rosie
[Okej.]
OdpowiedzUsuń- Naczytałaś się za dużo Pięćdziesięciu różdżek Arcturusa Dane'a? - zakpiła Addie, gdy chłopak zagroził, że ją zaknebluje i zwiąże. Nowa książka debiutującej autorki T. L. Drake o perwersyjnym czarnoksiężniku spełniającym swoje fantazje seksualne na zagubionej, niewinnej mugolce biła rekordy popularności zwłaszcza wśród niewyżytych czarodziejek przechodzących kryzys wieku średniego, ale najwyraźniej Gregorius postanowił wzbogacić swoją szczątkową wiedzę w tym temacie i przeczytał tę szmirę, a teraz nie potrafił sobie z tym poradzić. Dzięki matce dziewczyna dowiedziała się o kilku przypadkach pacjentów w Szpitalu Św. Munga z różdżkami w różnych dziwnych miejscach czy konieczności interwencji w ich domach, gdy coś poszło nie tak i nie potrafili się pozbyć magicznych kajdanek stałego przylepca. Addie nie potrafiła zrozumieć fenomenu tej erotycznej powieści, która nie nadawała się nawet do rozpalania ognia w kominku czy podcierania sobie tyłka, a co dopiero do czytania, ale Greg wydawał się wręcz czerpać inspirację z kiepskiej książki. Chyba nie chciała wiedzieć, co jeszcze chłopak robił w swoim wolnym czasie, bo już w ogóle straciłaby wiarę w płeć przeciwną i resztę życia spędziła w jakimś klasztorze, próbując dojść do równowagi psychicznej.
OdpowiedzUsuń- Nie interesuje mnie twoja opinia. Mam ją głęboko w... - Przerwał jej głuchy odgłos uderzenia o drzwi, które zatrzęsły się w zawiasach, a z sufitu odpadły drobne kawałeczki tynku, wpadając jej do oczu. Zakasłała od unoszącego się w powietrzu pyłu i kurzu, próbując wygłosić kolejny, niestosowny jak na młodą damę, komentarz, ale przeszkodziło jej w tym kolejne uderzenie o drzwi. Próbowała schronić się w bezpiecznym miejscu przed atakami Irytka, ale najwyraźniej potrafił on znaleźć wędrujący po szkole schowek z równą łatwością, z jaką Addie wyrzucała z siebie sarkastyczne komentarze.
W chwili, w której o tym pomyślała, z dziury w suficie z dużą prędkością zaczęły spadać odpadki. Brązowa, lepiąca się ciecz o konsystencji budyniu spadła na nich z ogromną siłą. Nie zdążyła uskoczyć, zresztą nie miała wystarczająco dużo przestrzeni, i bomba składająca się z niedojedzonych resztek oraz soku dyniowego wymieszanego z zepsutymi jajami oblała ją całą. Z jej gardła wydobyło się coś pomiędzy zawstydzającym ją, dziewczyńskim piskiem a pełnym furii wrzaskiem, kiedy wymyślona przez Irytka ciągnąca się substancja znalazła się dosłownie wszędzie. Jej ubrania przykleiły się do ciała, nie pozostawiając wiele wyobraźni w tej kwestii i gdyby nie wściekłość, przez którą nie zwróciła na to uwagi, zapewne jak przykładna pruderyjna Puchonka spłonęłaby rumieńcem. Miała jednak ważniejsze sprawy na głowie, dosłownie i w przenośni - ten upierdliwy duch ośmielił się dotknąć jej włosów! Jej piękne loki cuchnęły teraz tą cholerną mieszanką i prawdopodobnie przez kolejny tydzień nie pozbędzie się tego wstrętnego zapachu. Mogła znieść zniewagi dotyczące jej poziomu inteligencji (nie, jednak nie mogła, ale lubiła o sobie myśleć jak o opanowanej osobie), mogła znieść sugestię, że jest brzydka (ponieważ jako beznadziejny przykład narcyza doskonale wiedziała, że to nie jest prawda), mogła nawet przeżyć wylanie na siebie pomyji i zniszczone ubrania, bo w tej chwili nadawały się jedynie do śmieci. Ale nikt nie miał prawa dotykać jej włosów. To mogło oznaczać tylko jedno.
- Wróżę ci bardzo długą i bardzo bolesną śmierć, Irytku! Zginiesz marnie - wycedziła Addison przez zaciśnięte zęby, z całą swoją godnością odgarniając mokre kosmyki z twarzy. Potarła oczy, próbując odzyskać ostrość widzenia, podczas gdy duch zaśmiewał się nad nimi, trzymając się za brzuch i przypominając jej, że przecież już jest martwy. Ale to wcale nie znaczyło, że nie mogła zrobić mu krzywdy. Krwawy Baron na pewno z chęcią by ją wspomógł w planach miażdżącej zemsty.
Addison
[A masz na niego jakiś pomysł? Mi, szczerze mówiąc, nic konkretnego nie przychodzi do głowy.]
OdpowiedzUsuńFelix
Serce biło mu jak szalone próbując przebić się przez jego żebra i był prawie pewien, że Greg musi to czuć. Wczepił się jeszcze mocniej w jego ramiona mając gdzieś, że jutro rano chłopak prawdopodobnie będzie się z niego nabijał ile wlezie. A niech go ta kaczka teraz pogryzie, to zobaczy! W tej chwili nie interesowało go nic, poza kłapiącym dziobem, przeklętym stworzeniem stroszącym pióra, jakby szykowało się do morderstwa z zimną krwią.
OdpowiedzUsuń- Zabierz to cholerstwo! – wrzasnął łypiąc na ptaka nad ramieniem Ślizgona.
Oczywiście na Gregoriusa można było liczyć tak bardzo, że wcale. Chłopak spróbował wymamrotać zaklęcie machając różdżką jak ostatni pojebaniec i może Dorian zwróciłby na to uwagę, gdyby tak bardzo nie bał się tej cholernej kaczki. Dobrze widział, że w jej oczach czaiło się czyste zło. Musiała należeć do tego leśnego gangu, który od kilku lat czaił się na rzycie biednego Ślizgona. A teraz to parszywe stworzenie jeszcze zrobi z niego idiotę, pewnie specjalnie chciała go nastraszyć.
Fuknął coś cicho pod nosem i dokładniej otulił się patriotycznym kocem. Tymczasem jego żywa tarcza robiła rzeczy co najmniej idiotyczne. Otóż Greg, bardzo inteligentnie, postanowił kopnąć tego potwora w kuper. Oczywiście wyszło jak to zawsze Gregowi wychodziło, czyli wcale. Ptaszysko jedynie się zezłościło, załopotało skrzydłami i natarło wprost na Doriana, który z piskiem ukrył twarz w barku ich Prefekta Od Siedmiu Boleści.
- ODEJDŹ, ZGIŃ, PRZEPADNIJ, ISTOTO NIECZYSTA! DIABLE WCIELONY, DEMONIE, PRZEKLĘTE STWORZENIE! – wrzasnął tak głośno, że nawet martwy by się wystraszył, ale Dorian o to nie dbał. Kaczka właśnie próbowała przypuścić atak na jego życie! Przynajmniej tak to wyglądało, do czasu, kiedy to Greg wywinął orła i Dorian znowu na nim wylądował. Kaczka odleciała pokwakując wściekle, a on został zrzucony z pleców chłopaka przy okazji obrywając w żebra.
- KURWA MAĆ, GREG! – jęknął czując uderzenie w całej lewej stronie ciała. Gdyby nie był tak spity tą lewą Ognistą, którą, być może Greg jeszcze próbował zatruć, ale jeśli Cavendish już coś uwarzył, to pewnie wyszło mu zupełne przeciwieństwo tego, co chciał uzyskać, zacząłby krzyczeć, że kumpel chciał połamać mu żebra.
Ta noc była zbyt nienormalna jak na jego gust. Lewa Ognista, pijany w cztery dupy Greg i kaczka morderca! Zżarła ich Hiacynta! Co za perfidia! A żeby dzielna żaba stanęła temu diabelstwu płetwą w gardle! Zaraz po tym usłyszał, jak Moczymorda znowu coś do niego mamrocze, a było tak odkrywcze, że Finn się dosłownie załamał.
- Masz zapłon jak stary Ford, Cavendish! To okropieństwo zamordowało nasze dziecko, a ty dopiero zauważasz?! Wyrodna matko! – ofuknął go obracając się do chłopaka. Dopiero teraz zauważył, że ten leży na jego ramieniu i wgapia się w niego półprzytomnym wzrokiem.
Miał wrażenie, że jego mózg uwstecznił się o tę parę lat przez wpływ lewego alkoholu i właśnie dlatego znowu zobaczył w tym pijaku coś kuszącego. Ta jedyna część jego zdrowego rozsądku, która jeszcze miała coś do powiedzenia, stwierdziła, że następnego dnia nie da mu spokoju i jeszcze się porzyga na samo wspomnienie. Tylko, że teraz miał to gdzieś. Przechylił się lekko w stronę chłopaka uśmiechając się lekko. Już prawie po raz drugi popełnił czyn tak bardzo przeczący jego naturze, kiedy nagle okazało się, że coś źle odmierzył i w efekcie obaj w jakiś niewyjaśniony sposób przetoczyli się w krzaki, z których to wylazła ta przebrzydła kaczka.
- Kufa, szo ty mi dałesz? Greg, gupcze leszny, kiedysz cie zamorduje – oświadczył czując jak cały świat wiruje mu przed oczami.
[Poprzedni był lepszy, ale Word jest podłą dziwką i zjada odpisy :c]
Dorian Pan Wszystkich Krzaków
[Wcale nie oczekiwałam, że ktoś Auroreczkę będzie pamiętał, bo udzielałam się tam dość żywo pod koniec istnienia bloga... No, mniejsza o to.
OdpowiedzUsuńBoyle bardzo chętnie się z Gregoriusem zaprzyjaźni, bo jest Naczelnym i później mógłby podszepnąć słówko komu trzeba, że Aurora jest odpowiednią osobą na to stanowisko...]
Aurora
[Przepraszam, że późno odpisuję :(.
OdpowiedzUsuńMożemy się trzymać, mnie tam pasuje. A jak się zmieni w trakcie, to też nie mam nic przeciwko - wyjdzie w praniu, jak to mówią.
Tylko pragnę ostrzec, że ja się nie rozpisuję, bo nie lubię. Krótko, zwięźle i wystarczy. Więc moje wątki długości paragonów to kwestia mojej ułomności, nie bierz tego do siebie czy coś :|.
To zaczynam, ale nie wiem, co z tego wyjdzie.]
Zaczęło się w zeszłym tygodniu. Podczas wieczornego obchodu Tony zauważył, że książki w Dziale Ksiąg Zakazanych są poprzestawiane. Nic wielkiego, dwa tomy zamienione miejscami. Często się to zdarza, a godzinę później nawet nie pamiętał, czego owe książki dotyczyły. Może gdyby pamiętał, szybciej by się zorientował, że coś jest nie tak.
Następnego dnia znalazł jedną z zakazanych książek na stoliku, a jeszcze kolejnego w ogóle jednej nie było. Tym razem zapamiętał, że dotyczyła zaklęć, ich historii, twórców i takich tam. Przekazywała jednak dosyć spaczone informacje i bez odpowiedniej wiedzy można było wyciągnąć złe informacje. Czego mógł szukać nasz amator nocnego czytania?
Postanowił zaczekać na niego w nocy, ale się nie zjawił. Tak samo następnej i kolejnej i gdy myślał, że już młody dał sobie spokój i przestał na niego czekać - nocny marek wrócił. I grzecznie oddał poprzednią książkę. Tym razem zgarnął trzy tomiska, z czego jedno luźno zahaczało o zaklęciotwórstwo, a dwa inne tylko zdawały się o to zahaczać. Czyżby tym parał się złodziejaszek?
Tony miał go dość. Jeszcze żaden z młodych amatorów czarnej magii nie trwał przy swoim tak długo. Większości nudziło się po dwóch dniach. A tu mija tydzień, a ten dalej swoje. Jakby się dopiero rozkręcał. Nie podziałały nawet wzmocnione kłódki.
Tony nie lubił ingerencji "góry" w sprawy biblioteki, a ponieważ nie czuł żadnego pociągu do polowania na smarkacza, postanowił zacząć z nieco niższego szczebla. Przy stoliku nieco dalej siedział sobie prefekt naczelny. Po krawacie rozpoznał Ślizgona, więc szybko skojarzył, że musi to być Gregorius o nazwisku, którego nie umiał zapamiętać. W każdym razie dosiadł się do niego i ostentacyjnie przeszkodził w pisaniu eseju. Zachował się trochę jak cham. Lubił w sobie tę resztkę buntowniczej żyłki.
- Słuchaj. mam dla ciebie deal - zaczął twardo i bez ogródek, jeszcze nie wiedząc, co chce ofiarować w zamian, skoro to ma być "deal". - Trzeba przyskrzynić jednego takiego, który trochę za bardzo mi się panoszy na moim terenie. Nie wiem, co to za jeden i właśnie o to chcę prosić - żebyś pomógł mi go złapać. W końcu jesteś prefektem. Naczelnym - tu pozwolił sobie na pauzę. - Wyjaśnię wszystko lepiej, jeśli się zgodzisz.
Czekając na odpowiedź, patrzył chłopakowi w oczy, starając się nawet nie mrugać.
[A mój Blain nie pozwoli, aby Gregoriusowi uszło na sucho, ha!]
OdpowiedzUsuńBlain
[Nie wiem, jaki jest jego stosunek do obowiązków prefekta, ale mógłby przyłapać młodą Weasleyównę, jak usiłuje transmutować jakiegoś młodego Ślizgona w szczura albo inne robactwo albo jak waży zakazane eliksiry w łazience Jęczącej Marty]
OdpowiedzUsuń//Rose
[ Kiedy przeczytałam kartę trochę wybuchnęłam śmiechem widząc jego bogina XD Yay, Bellamy ma czynny udział hahah :3]
OdpowiedzUsuńOd tego wpatrywania się w swoją twarz, spuścił wzrok odrobinę zawstydzony. Może i był dobrym aktorem, ale zdecydowanie nie lubił być w centrum zainteresowania. Na bladej twarzy wyraźnie odznaczyły się śliczne różowe rumieńce. Nie miał zamiaru ulec i wywrzeszczeć mu w twarz, że jest cholernym wilkołakiem i ostatniej nocy trochę za bardzo zabalował. Odrobinę zawstydzony przygryzł wargę i zerknął na niego, a słysząc podejrzenia chłopaka zaśmiał się cicho, mimo tego, że czuł ból w piersi.
-Hej, wyluzuj, bywam tam, co najmniej dwa razy w tygodniu, nie mam czego się bać i czego ukrywać, w końcu co chwilę jest ze mną coś nie tak – wzruszył ramionami, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Uśmiech chłopaka sprawił, że poczuł się jeszcze bardziej zawstydzony.
Nie potrzebował niczyjej pomocy. Zawsze radził sobie sam, no może z wyjątkiem sytuacji, gdy wyżywał się na nim kapitan gryfonów. Wtedy Freddie biegł do niego z Ognistą pod pachą, a taka pomoc wydawała mu się naprawdę trafiona. Tym razem musiał po prostu się wykurować, żadne zaklęcia nie były w stanie nic zdziałać.
-Też tak sądzisz? – zagadnął unosząc rękę i spoglądając na bąble pokrywające wierzch jego dłoni. – Mówiłem już, że jestem niezdarą i pakuję się w każde możliwe kłopoty? Ale w porządku, mam maść i niedługo powinno całkowicie zniknąć – uśmiechnął się uroczo, spoglądając na chłopaka spod wachlarza gęstych rzęs.
Jego oczy nadal bolały, choć zapewne ich barwa nie była już tak krwisto czerwona jak w południe. Jednak przy tym kolorze źrenice jeszcze bardziej uderzały swoim jasnym kolorem.
Bellamy
Było już cholernie ciemno. Na zamkowych murach odbijały się jedynie świetliste odbicia nieruchomych płomyków świec. Naprawdę nawet w Hogwarcie można by już wprowadzić elektryczność, przecież są na to zaklęcia. Niestety szkoła chyba wcale się nie zmieniała, no może co jakiś czas dodawane są nowe ruchome obrazy, jednak szkoła i tak wydawała się być zamknięta w co najmniej piętnastym stuleciu. Elektryczność mogłaby się przydać, bo Willie nie musiałby już dłużej zmieniać baterii w swoim wiekowym odtwarzaczu, tylko ładowałby sobie nowiutki i nowoczesny, być może dostałby telefon. Taki przyrząd był marzeniem młodego McKenziego, jeszcze jako dziesięciolatek chciał mieć taką komórkę jak jego niemagiczni rodzice. W końcu jak inaczej mógłby się z nim kontaktować? Owszem, mógł to zrobić za pomocą magii, ale gdy chciał przesłać jakąś wiadomość, to zawsze zaskakiwał swoich rodziców i sprawiał, że ojciec o mało nie dostawał zawału, a na sowy czekało się zbyt długo i niektóre sprawy czy problemy zdążyły się rozwiązać same, zanim przyszła odpowiedź od rodziców. Miał jeszcze babcię, która okazała się czarownicą i kuzynkę, która mieszkała w Domu Borsuka, no ale nie były one jego rodzicami, którym bezgranicznie ufał.
OdpowiedzUsuńByła północ. Dla niektórych mogłoby to być zastanawiające, co takiego może robić uczeń na środku korytarza, skoro cisza nocna trwała już od dwóch godzin. Teoretycznie powinien leżeć we własnym łóżku w dormitorium. Naprawdę bardzo chciał się w nim już znaleźć. Nie myślał o niczym innym, tylko o zanurzeniu się w ciepłej pościeli. Zamiast tego kręcił się w zimnie w samej piżamie, która nie należała do najcieplejszych. Już czuł, że z nosa zaczyna mu kapać i raz za razem smarkał do chusteczek, które zawsze miał przy sobie. Ze względu na swoją fobię był już przyzwyczajony i wręcz instynktownie zabierał ze sobą paczkę chusteczek higienicznych i paczkę chusteczek nawilżanych. Nawet teraz, gdy zażywa swoje lekarstwa, to te dwie rzeczy ma zawsze przy sobie.
Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od głupiej kłótni ze Ślizgonem. William od zawsze nie pałał sympatią do tego domu i jego mieszkańców. Traktował ich tak samo, czyli uważał ich za najgorsze zło i największe pomyłki magicznego świata, które swoją wyniosłością i dumą, próbowały zatuszować podłe charaktery. Nic więc dziwnego, że gdy usłyszał jak jeden z nich mówi coś, co nieszczególnie spodobało się McKenziemu, to zainterweniował. Na początku tylko napomknął coś tam o tym jak to Ślizgoni są beznadziejni, ale po chwili rozpętała się porządna kłótnia, którą zakończyło dopiero rozdzielenie dwójki kłócących się uczniów. No a teraz Willie ma przechlapane. Co prawda Ślizgon nie powiedział, że zamierza się zemścić, ale Willie wiedział swoje i wiedział, że tacy jak on nie odpuszczają i muszą pokazać, kto jest tym silniejszym i w ogóle.
Przystanął za jednym z filarów i schował się za nim. Był pewny, że go nie widać. Oparł się o zimny mur i wziął kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić. Zamarł, gdy usłyszał jakieś kroki. Miał jednak nadzieję, że odgłosy wydają ciężkie buty woźnego. Gdy te zaczęły robić się coraz cichsze, to dopiero wtedy ruszył znów w drogę. Po krótkiej chwili dotarł do ruchomych schodów, jednak jego ostrożność znikła właśnie w tamtym momencie i chłopak niemądrze puścił drzwi a te zamknęły się z głośnym hukiem. Dźwięk ten było słychać na pewno w całej okolicy, więc teraz na pewno Ślizgon go znajdzie. Nie było nawet jak uciec, bo jak na złość wszystkie schody były w innych miejscach i nie zapowiadało się na to, by któreś miały podjechać do Krukona. Na szczęście po kilku sekundach schody ruszyły, ale w tym samym momencie ktoś pociągnął za klamkę i otworzył ogromne, drewniane drzwi.
William
[Przepraszam za to coś.]
OdpowiedzUsuńPotrzebował dłuższej chwili, by przetrawić słowa Gregoriusa, które wydawały mu się zbyt piękne i miłe by mogły być prawdziwe. Chociaż pragnął bezwarunkowo uwierzyć, że wszystko co powiedział chłopak było prawdą, to jakaś część niego była nieco bardziej sceptycznie nastawiona i zdawała się krzyczeć głośno ”nie wierz mu, mówi tak przez grzeczność”. Jednak tym razem – po raz pierwszy w swoim życiu – postanowił jej nie posłuchać. Mimo że bał się, że te wszystkie ładne uśmiechy i komplementy, były przykrywką dla czegoś, czego kompletnie nie rozumiał, to uczucie szczęścia i błogości, które rozlewało się po jego ciele za każdym razem, kiedy słyszał głos-, widział- albo czuł obecność Cavendisha sprawiało, że był gotowy zaryzykować, by przynajmniej przez kilka chwil poczuć się wyjątkowym.
Jak zawsze, kiedy słyszał coś miłego od Gregoriusa, rumieńce na jego twarzy stały się jeszcze bardziej intensywne, prawie szkarłatne i przez to o wiele bardziej rzucały się w oczy. Czując palce chłopaka obrysowujące kształt jego ust i jego wzrok skupiony na tej właśnie części colinowej twarzy, serce Puchona zaczęło bić jeszcze szybciej i szybciej, sprawiając, że chłopak miał wrażenie, że zaraz wyskoczy mu z piersi. Mimo to nie wykonał żadnego ruchu by uspokoić bijący głośno organ. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w twarz Ślizgona, chcąc zapamiętać wszystko – każdy, nawet najdrobniejszy szczegół – by potem móc w pamięci odtwarzać to jak doskonale wyglądał. Z tak małej odległości mógł bez problemu dostrzec szczegóły, które wcześniej umknęły, co było prawie niemożliwe, biorąc pod uwagę to, ile czasu spędził ukradkiem przyglądając się chłopakowi. To, jak uroczo wyglądały jego prawie niewidoczne zmarszczki oczu, to, jak błękitne wydawały się jego oczy i to, jak miła w dotyku wydawała się jego skóra, do tego jeszcze sposób w jaki włosy opadały mu na czoło i ten powoli pojawiający się na jego brodzie i policzkach zarost – wszystko co właśnie dostrzegł, wydało mu się niezwykle cudowne. Do tego dochodziło jeszcze co najmniej kilka milionów cech, które mógł wpisać na listę rzeczy, przez które kompletnie stracił głowę dla Grega.
Kiedy Cavendish jeszcze bardziej nachylił się w jego stronę, Colin miał wrażenie, że chłopak właśnie go spetryfikował - niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu siedział naprzeciwko Ślizgona wpatrując się w niego jak w obrazek. Dopiero kiedy ich usta zetknęły się ze sobą odzyskał kontrolę nad własnym ciałem. Poczuł jak targające nim emocje znajdują wreszcie ujście, a w jego brzuchu eksplodują miliony fajerwerków. Niepewnie oddał pocałunek i, nie do końca wiedząc co zrobić ze swoimi rękami, położył swoją dłoń na biodrze chłopaka. Wargi Gregoriusa wydały mu się jeszcze bardziej słodkie niż przed chwilą i Colin najchętniej już nigdy od niego by się nie odsunął, rozkoszując się tą chwilą przez następne kilka wieków (albo przynajmniej do chwili, w której ktoś ich nie przyłapie). W końcu, czując jak zaczyna się brakować mu powietrza, odsunął się od niego.
- Ja też strasznie tego chcę, Greg. Chciałbym pokazać wszystkim, że jesteś mój – powiedział, odwołując się do poprzednich słów chłopaka. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego co dodał na końcu. Głupi, głupi, głupi. – Przepraszam, nie słuchaj mnie. Nie panuję nad tym co mówię.
Zmieszany rozejrzał się po pomieszczeniu, poświęcając uwagę wszystkiemu tylko nie Gregoriusowi. Chęć uderzenia głową o ścianę by ukarać się za to co powiedział przybrała na sile.
- Myślę, że powinniśmy już iść – powiedział, wciąż zakłopotany swoimi słowami. Podniósł się z ziemi, po czym wziął do ręki leżącą na podłodze książkę, po czym odłożył ją na półkę.
szaleńczo zakochany Colin
[A chętnie, tylko jeśli chodzi o wątek trochę się ciebie boję, bo bardzo długo nie pisałam, a z tego co widzę, ty masz tutaj wypracowania :D Błagam, oszczędź :D]
OdpowiedzUsuńNatalia
[Ten sam dom, ten sam rok, jego wkurza jej akcent... Przychodzi mi do głowy coś na zasadzie wspólnej nauki nad jakimś alkoholem (alkoholizm team) i dogryzanie sobie nawzajem, bo ją denerwuje to, że on się jej czepia. Może ciut nudne się wydaje, ale z czasem się pewnie rozkręci :)]
OdpowiedzUsuńNatalia
[Tym ciekawiej :D Dopsz, daję chwilę, nawet kilka^^]
OdpowiedzUsuńNatalia
[ Kurcze, fajny ten typek, taki charakterny. Ten Puchon musi mieć z nim przechlapane.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym popsociła, ale trochę boje, że pakuje się w bagno 62172`61893 wątków i polegnę na 5. No, także nie wiem. Zależy jaki masz pomysł :) ]
[Uf, odnalazłam się! Hm, no to może polecimy w tego typu wątek: koleżanka Amy z roku podkochuje się w Gregu i z tego powodu wyciąga często Amy z dormitorium, nawet po nocy, byleby tylko go spotkać. W czasie tychże starć, kiedy to grozi im utratą punktów to właśnie Amy jest bardziej wygadana, więc zaczął podejrzewać właśnie ją o wysyłanie mu czekoladek nasączonych eliksirem miłosnym, choć Amy na co dzień wyraźnie daje mu do zrozumienia, że nie jest on w kręgu jej zainteresowań, z resztą ona w jego siłą rzeczy również nie, jako że chłopak jest w związku.
OdpowiedzUsuńWyżej opisane zdarzenia mogły mieć równie dobrze miejsce rok wcześniej i teraz Greg może jej wiecznie dogryzać z powodu jej "nastoletnich miłostek", choć ona uparcie próbuje mu wytłumaczyć, że nie ma z tym nic wspólnego. Jak Ty to widzisz? :)]
Amy
[Tak, tak, wszystko jasne :) Może być Hannah - krótkie i nie ma na blogu. Zaczniesz w wolnej chwili?]
OdpowiedzUsuńAmy
[Zwykle nie wychodzę poza długość jednego komentarza, ale też nie pisuję 10 zdań. Patrząc wyżej to wychodzi mi zwykle coś około komentarza od Tony'ego Weyta :)]
OdpowiedzUsuńAmy
Szanowna pani prefekt, jak to pani prefekt, musiała przykładać się do nauki, a biorąc pod uwagę, że to ostatni rok, egzaminy i i tak nie miała nic lepszego do roboty, wiecznie się uczyła. No, może czasem robiła sobie przerwę na sen, jedzenie, siusiu, kupka i tak dalej. Miała się z tym lepiej niż inni, bo jej nikt nie zawracał głowy. Nie mówię oczywiście o kupce, tylko o nauce.
OdpowiedzUsuńNieważne.
Nad kubeczkiem sorbetu truskawkowego powtarzała materiał z obrony przed czarną magią, czekając, aż pokój wspólny opustoszeje. Miała szczęście, bo ślizgoni postanowili iść spać przed północą. A ona dalej siedziała, z tym, że już nie nad książką, a jedząc lody i zapijając je ognistą. Do dupy połączenie, bo zachciało jej się zwracać, ale dzielnie piła dalej. Bo nawet wzorowa pani prefekt i zimna suka potrzebowała czasem się sponiewierać. Nawet, jeśli w samotności. Czy to nie tak przypadkiem zaczyna się alkoholizm? Piciem do lusterka?
Sponiewierała się na tyle, że odleciała na kanapie, mając piękne sny o fruwaniu i kręceniu się w kółko. Albo tak jej się wydawało, bo była na tyle pijana, że kiedy otworzyła oczy, nawet ciemność zdawała się wirować.
Jakieś było jej zdziwienie, kiedy ktoś na nią spadł, a za chwilę przetoczył się na podłogę. Normalnie pewnie powinna poczuć ból, ale była na tym etapie, kiedy nie czujesz warg, gryząc je z całej siły, więc uderzenie też nie zrobiło na niej zbyt wielkiego wrażenia.
- Co... co, do cholery? - wymamrotała niewyraźnie, totalnie zapitym głosem i podniosła się na łokciach. W jej obecnym stanie nie rozpoznała napastnika, tym bardziej, że było ciemno. Nawet, gdy pochyliła się tak, że zawisła tuż przed twarzą chłopaka (tak, okazało się, że to chłopak), nie mogła skojarzyć twarzy z nazwiskiem. - Kim jesteś i czemu chcesz mnie zabić? - spytała już nieco wyraźniej, ale wciąż ledwie zrozumiale. Pijąca Natalia to niezbyt fajna rzecz...
Natalia
W tym miejscu należy wspomnieć, że Natalia nienawidziła alkoholu. Poważnie. Odrzucał ją nawet smak piwa, takiego zwykłego, mugolskiego, a co dopiero ognistej, niczym nie zapitej. Bo te lody tak naprawdę niewiele dawały w starciu z gorzkim smakiem bursztynowego płynu. Dlatego, gdy tylko podniosła się na tyle, by usiąść wygodnie, oprzeć się i nie zjechać na podłogę, zrobiło jej się niedobrze. Zasłoniła usta ręką i zamknęła oczy, by świat chociaż na chwilę przestał wirować. Teraz już nie pamiętała powodu, dla którego sięgnęła po whisky, nie był on pewnie ważny, ale żałowała tego posunięcia. Bardzo.
OdpowiedzUsuń- Lepsze to, niż schlanie się na korytarzu - wymamrotała w swoim ojczystym języku. Może nie byłoby to takie znowu straszne, bo znała kilku Rosjan ze Slytherinu, ale chłopak siedzący na podłodze zdecydowanie do nich nie należał. Zresztą, trwało dobre kilkanaście sekund, zanim skojarzyła głos z twarzą. A kiedy w końcu jej się to udało, wybuchła pijackim śmiechem. Śmiech trwał i trwał, pewnie nawet obudził połowę domu. W tym czasie Romanowa zdążyła spaść na podłogę i rąbnąć głową w stolik. Śmiech przerwało jedynie jej ciche stęknięcie bólu, a potem znowu faza.
Sama siebie nigdy nie widziała w takim stanie, a co dopiero ktoś obcy. Poważnie.
- Ty jesteś prefektem - wykrztusiła pomiędzy kolejnymi spazmami. - I się schlałeś. I ja też. O kurwa - wyjęczała i położyła się na podłodze, dalej ryjąc w najlepsze. A co w tym takiego śmiesznego? Ja nie wiem. Ona pewnie też nie. Ale kto zrozumie pijanego człowieka?
Nagle jednak śmiech się urwał, a Natalia zamarła.
- Musimy stąd iść - wybełkotała i podniosła się na tyle szybko, na ile potrafiła. A ciężko z tym było, bo procenty, zamiast słabnąć, coraz bardziej uderzały do głowy. W dodatku znowu złapały ją mdłości, więc nie myśląc długo, wyrwała Gregowi z rąk butelkę ognistej, pociągając z niej duży łyk. Może i nie był to najlepszy pomysł, ale na tamtą chwilę wydawał jej się genialny. I pomyśleć, że następnego dnia tak bardzo miała tego żałować...
Natalia i jej autorka mająca bekę z podpisów autorki Grega
Ten złośliwy komentarz ślizgona sprawił, że zamroczony mózg Natalii obudził się na chwilę i zaczął działać. Fakt, samotność nikomu nie służyła. Każdy chciał mieć obok siebie kogoś, z kim może porozmawiać, komu może zaufać, czy nawet zwyczajnie się przytulić w razie nagłej potrzeby. Chyba wszyscy w tym zamku wiedzieli, że Romanowa kogoś takiego nie miała. Bo nie potrafiła zaufać i dopuścić kogoś do siebie na tyle blisko, żeby chociażby swobodnie porozmawiać, nie omijając zręcznie czy niezręcznie niektórych tematów.
OdpowiedzUsuńJednak między kimś samotnym a Natalią była zasadnicza różnica. Ona była samotna z wyboru. I szczerze, nie zapowiadało się, że miałoby się to zmienić w najbliższym czasie. No, może oprócz tej nocy, bo jak widać miała towarzysza od picia. Który nie wyglądał, jakby był w lepszym stanie od niej samej. Pewnie balansowali na tym samym poziomie upojenia.
- Spadaj, Cavendish - wyburczała, plącząc się przy wymawianiu jego nazwiska. To był nie lada wyczyn powiedzieć to po pijaku, w dodatku znając angielski jako drugi język. - Już wolę pić sama, niż żeby ktoś mnie oglądał w takim stanie. Tego nie było - dodała, podnosząc się z ogromnym wysiłkiem. Kiedy już stała, zanim ruszyła zatoczyła się dość mocno, w ostatniej chwili przytrzymując się oparcia kanapy, a za chwilę i tak leżała jak długa na podłodze, bo niby skąd miała wiedzieć, że ktoś postawił przeklęty taboret na samym środku.
Rany boskie, jakie to było żałosne. No szok.
- Pomóż mi, a nie się gapisz - jęknęła i przekręciła się na plecy. Tym razem naprawdę ciężko było jej się podnieść, głównie dlatego, że przez upadek wszystko zdawało się jeszcze bardziej wirować. I kto niby powiedział, że picie jest fajne? Na ostatnim roku wolała siedzieć z nosem w książkach, niż kręcić się po imprezach i wlewać w siebie procenty. Tak, to się nazywa pani prefekt, wzór do naśladowania, proszę państwa.
Natalia
[ Tak się zastanawiam, bo miało być 4325452 wątków i nie ma, więc może jednak masz ochotę na jakąś fajną historię? ]
OdpowiedzUsuń[ Dobra, czekam z niecierpliwością :) ]
OdpowiedzUsuń[ Nie ma możliwości, żeby się nie znali :) Alice, to Alice. Niby krukonka, ale ślizgońska krew w niej płynie i o tym się nie da zapomnieć.
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie. Skomplikowane sytuacje to coś, co uwielbiam! :) Może na początek ustalimy co i jak z ich relacjami? Moja propozycja: znali się jako dzieciaki, "no bo rodziny się przyjaźnią" i tak dalej. Lubili się, ale kiedy Gregory dostał list z Hogwartu i przydzielono go do Slytherinu od razu było wiadomo, że to się bedzie musiało skończyć. Później Alice i Ravenclaw... To nie mogło się udać. A później coś się zmieniło. Może mu się zrobiło jej szkoda? Może myśli, że to wina wszystkich dookoła, że ona taka jest?
No nie wiem, to tylko moje luźne sugestie. :) Co o tym myślisz? ]
Alice
[ PS. Uwielbiam zdjęcie. SERIO UWIELBIAM! ]
UsuńAmy McNair była natomiast zupełnie przekonana, że ślepa fascynacja Hanny Gregoriusem jest niezwykle nie na miejscu. Z dziewczyną nie łączyła jej przyjaźń do grobowej deski, co więcej Hannah miała wiele cech, które Amy mogła uznawać za przywary, ale jednak dzieliły dormitorium i pomagały sobie nawzajem. I choć Amy w życiu nie pomyślałaby by prosić Hannah o pomoc w sprawach sercowych, ta najwyraźniej była na tyle nieśmiała w stosunku do chłopców, że wolała zwierzyć się koleżance. Zaczęło się niewinnie i Amy nie miała prawa podejrzewać, że zwykłe przysługi względem koleżanki mogą sprawić jej tyle problemów.
OdpowiedzUsuńZwykle McNair była osobą dość asertywną, choć w tym wypadku miała wyraźny problem z wyznaczeniem granicy przyzwoitości w pomocy. Nie bardzo wiedziała jak odmówić koleżance, gdy ta poprosiła ją nawet o kilka spotkań z Gregoriusem, by dowiedziała się o nim jak najwięcej.
Bo przecież, Amy, już tyle zrobiłyśmy
Nie zgadzała się na podrzucanie mu czekoladek, ponieważ uważała to za zachowanie wysoce niedojrzałe, nawet jeśli miały dopiero 14 lat. Nawet nie wypytywała skąd Hannah ma dostęp do takich specyfików. Niemniej jednak zakochana Gryfonka jakoś sobie radziła, choć Amy nie miała Grega za idiotę i była niemal pewna, że nie pokusi się o tak jednoznaczne czekoladki.
Czemu on na mnie nie spojrzy?
Amy nie potrafiła odpowiadać na takie pytania, gdyż nie znała odpowiedzi, która nie uraziłaby koleżanki. Może ma kogoś na oku, może nie jesteś w jego typie, może nie lubi blondynek, może jesteś za młoda, może woli bardziej przebojowe dziewczyny, może mu się po prostu nie podobasz? Tak, cisnęły się na usta takie odpowiedzi, więc Amy z radością przyjęła fakt, że rok szkolny się skończył, a one wrócą po wakacjach nieco dojrzalsze i bardziej odpowiedzialne, w końcu piąty rok zobowiązuje.
Doprawdy?
Jak widać było na załączonym obrazku, nie do końca. Choć Amy była niezwykle zadowolona z faktu, że przez dłuższy czas Hannah nie proponowała żadnych wypadów, plotek, czy innego śledzenia Ślizgona. Miała nawet nadzieję, że koleżanka znalazła sobie jakiegoś chłopaka, ponieważ coraz częściej sama gdzieś się ulatniała. McNair trzymała kciuki i żyła sobie w błogiej nieświadomości. Gregorius zniknął na dobre z jej pola widzenia, chyba nawet zdawali się siebie nie zauważać, jakby po prostu było, minęło, ot nastoletnie głupoty.
Jej śniadanie jednak straciło smak, a uśmiech zniknął z twarzy, gdy kątem oka przyuważyła Gregoriusa zmierzającego w jej stronę. Przez chwilę wydawało jej się, że ciska z oczu piorunami. Zachowała jednak poważną minę, przez chwilę obserwując spoczywające na jej kolanach pudełko czekoladek. Westchnęła i potarła dłonią czoło. Następnie chwyciła serwetkę i otarła nią buzię.
-Prawdopodobnie tak długo, aż dotrze do ciebie, że to nie ja - odpowiedziała spoglądając na niego z uniesioną brwią. Otworzyła czekoladki, wzięła jedną i powąchała. To jakiś absurd! Przecież Amy była noga z eliksirów, bez podręcznika nawet zwykłego wywaru tojadowego nie potrafiła dobrze uwarzyć. Położyła czekoladkę z powrotem na miejsce. I wstała, odkładając pudełeczko na stół.
-Możemy porozmawiać jak trochę ochłoniesz- rozejrzała się po sali, nie przepadając za roztrząsaniem takich spraw publicznie. Przeszła obok niego, zatrzymując się jednak na wysokości jego ramion.
-I ten....- odchrząknęła- popraw sobie koszulkę- dodała, uśmiechając się promiennie, jakby życzyła mu miłego dnia.
Amy
[ OMG, Geniusz, co za geniusz wątkowy! Wiesz, w zasadzie to mogę nawet zaabsorbować jakąś formę spotkania, a ty najwyżej jakoś później to rozwiniesz :) ]
OdpowiedzUsuń[Widzę, że nie mam nic do powiedzenia xD To ja czekam na pomysł w takim razie ;)]
OdpowiedzUsuńLorcan
Fakt faktem, Rosjanie mieli mocne głowy. Ale Natalia była naprawdę drobną, niską dziewczyną, która nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w piciu, bo i z alkoholem bardzo rzadko się stykała. Zresztą, nie oszukujmy się, kogo cała butelka ognistej nie powaliłaby na kolana? Romanowała odpadała po kilku piwach, więc w tym wypadku zapowiadało się, że będzie miała bardzo duże luki w pamięci. Już je zresztą miała. Nie sposób nawet tego opisać. To tak, jakby nagle obudziła się z transu, a we wspomnieniach tkwiła ogromna dziura. W jednej chwili siedziała na kanapie, odkręcając butelkę whisky, a w następnej leżała na podłodze, przygnieciona ciężarem kolegi z domu. Szczerze mówiąc, miała nadzieję, że tego też nie zapamięta. I on też. Cóż za kompromitacja. Wzorowi prefekci, którzy powinni świecić przykładem, teraz leżeli pod kanapą, próbując podnieść swoje nawalone w trzy dupy ciała i gdzieś się oddalić. Brakowało jeszcze mugola z kamerą, żeby to wszystko nagrał.
OdpowiedzUsuń- Raczej z ciebie taki muskularny żart - odgryzła się, a jej akcent nagle stał się wyraźniejszy. Cóż, mowa też wybierała się na wycieczkę. Istniało spore prawdopodobieństwo, że jeśli spędzą ze sobą trochę więcej czasu, on będzie do niej po angielsku, a ona do niego po rosyjsku. I tyle się dogadają. - Greg, molestujesz mnie - wymamrotała i resztkami sił zrzuciła go z siebie. A potem stał się cud i podniosła się chwiejnie, z przyzwyczajenia otrzepując tyłek z niewidzialnego kurzu. Nawet odwróciła się, żeby pomóc koledze, ale zawahała się trochę. Trzeci raz wylądować na podłodze, wybić zęby i tym razem to jemu pozwolić czuć się niekomfortowo pod jej ciężarem, czy stać z założonymi rękami i czekać, a potem wspólnie pokonać tor przeszkód, jakim teraz był pokój wspólny?
Wzruszyła ramionami i wyciągnęła rękę, drugą przytrzymując się oparcia kanapy, by uniknąć upadku. I tak nie było wystarczająco bezpiecznie, bo chwiała się na nogach. Co prawda mniej, niż gdyby się nie opierała, ale jednak.
- Wstawaj, zanim ktoś tu wejdzie - powiedziała po rosyjsku. - Wstawaj, zanim ktoś tu wejdzie - poprawiła się po angielsku, gdy zdała sobie sprawę, że pośród ciemności, Greg może patrzeć na nią jak na ostatnią idiotkę.
Natalia i jej nawalona w trzy dupy autorka
[O, to jest bardzo fajny i dobry pomysł! Jestem na tak :D I chyba wolę rolę pana Y. Także postaram się dzisiaj albo jutro ładnie coś zacząć :)]
OdpowiedzUsuńLorcan
[Hej, hm, a mogłabyś mi przypomnieć, jaką postać/postaci prowadziłaś na h76? ;) Szkoda, że nie wyszło, ale teraz dołożę wszelkich starań, by się udało. Z karty wyciągnęłam wniosek, że Greg jest troszeczkę dziwakiem wśród swoich, ale skoro jest "ślizgonem z krwi i kości" to pewnie i dla uczniów z innych domów nie będzie zbyt przyjazny i wchodzenie w ścieżkę wojenną z Gryfonem nie będzie dla niego nowością. Robimy więc niemiłą relację, czy kombinujemy z czymś innym? ;)]
OdpowiedzUsuńJane A.
[Hm, sama nie wiem, pewnie miała z dwóch, maks trzech, kontakty z nimi zawsze można dopasować na potrzeby wątku. A jaki masz pomysł? ;)]
OdpowiedzUsuńJane A
[ No to czekam na te Twoje plany ♥ xD]
OdpowiedzUsuń[ Rude koty są wspaniałe. <3 Też się witam cieplutko i zapraszam na wątek. W sumie, to mam nawet pomysł...
OdpowiedzUsuńOtóż, obydwoje mają koty. I pewnego dnia... kot jednego z nich zniknie (może to być Sun, na przykład). Sigrid lata wszędzie, szuka i szuka, ale trafić nie może, a nagle - jakimś cudem chyba - znajduje kotkę! Bawiącą się z Merlinem, czy coś. No i takie mogłoby być ich zapoznanie... co myślisz? ]
s i g r i d
Czy to za potrzebą skorzystania, zajarania szluga, czy pragnienia (jak to było w przypadku Leona), uczniowie chadzali czasem do łazienki. Niestety Hogwarckie standardy daleko odbiegały od hotelowych toalet o wysokich standardach. Uczniowie niejednokrotnie wypominali, jakoby żadnych zmian ani remontów nie robiono od czasów wybudowania szkoły. Niekiedy płuczka nie działała, drzwi od kabiny otwierały się same, albo gasły latarenki, co sprawiało niemałe kłopoty w tych najbardziej krytycznych sytuacjach.
OdpowiedzUsuńNa minutę przed dzwonkiem zapowiadającym kolejną lekcję, chłopak migusiem postanowił udać się z butelką pod kran, aby napełnić ją na zapas, gdyż dwugodzinne zajęcia z pewnością i tym razem nie należały do obfitych w interesującą Leona wiedzę. Zostawił on bowiem swoją ulubioną książkę w dormitorium i głowa bolała go na samą myśl, że będzie musiał notować wykład profesora. Woda była swoistym oczyszczeniem umysłu, odetchnieniem od bazgrolącego pióra i na litość boską, czymś musiał popijać swoje kolorowe tabletki.
Tym razem formą performance w męskiej toalecie była ogromna kałuża zaczynająca się już przy drzwiach wejściowych. Gryfon westchnął zniesmaczony i niczym Japończyk na polu ryżu, zaczął przedzierać się przez basen, czując jak buty stają się coraz cięższe od wchłaniania wilgoci. Zwinnie pokonał tę przeszkodę, przy umywalkach dostrzegając przyczynę niecodziennego zjawiska. Jeden z kranów był mocno uszkodzony, wręcz wyrwany z porcelanowej misy, gdzie narodziła się fontanna na blisko metr wysokości, wypróżniająca wodę we wszystkie strony. Nic nie wydało się chłopakowi podejrzane, także przystawił butelkę do rurki. Pogwizdywał sobie przy tym radośnie i chlupał przemoczonym butem, dając koncert perkusyjny dla pustych kabin. Pewnie przez tą swoją nieobecność zapomniał, że w tym Zamku nic nie dzieje się przypadkowo.
Hogwart zadrżał od brzmienia dzwona zapowiadającego kolejną lekcję. Zza progu wyłonił się lewitujący skrzat, znany każdemu uczniowi, któremu choć raz spłatano bezcelowego, okropnego figla. Irytek w kilka sekund dopadł są niewinną ofiarę, przyczepiając się jak rzep do Lufkinowej nogi. Zaatakowany Leon spanikował. Wrzasnął wniebogłosy i odruchowo machnął rękoma, rozrzucając wszystkie swoje manatki po całej łazience. Oczywistym jest, że butelkę wody wypróżnił na siebie. Usilnie próbując znaleźć różdżkę w kieszeni, był szarpany, a następnie oblewany kolejnymi hektolitrami wody ze strumienia, który począł kierować w niego Irytek. Odruchowo Lufkin rzucił się w stronę kranów, usilnie próbując zatamować usterkę. Bezskutecznie, bowiem mokry był już do suchej nitki.
Wrzawa ze złośliwym duchem trwała dobre piętnaście minut. Z pewnością zdążył w tym czasie zrobić ogromny harmider, który rozniósł się salwą huków po pustym korytarzu. Profesor, prowadzący lekcje w klasie obok w pewnością zainteresował się tym zjawiskiem, który nie pozwalał mu prowadzić zajęć. Niezwłocznie zwrócił się do prefekta naczelnego, uczestniczącego właśnie w jego wykładzie, by sprawdził co jest przyczyną tego okropnego zgiełku.
Leon jednakże zdążył uporać się z dowcipnisiem na czas i w momencie, gdy drzwi od toalety skrzypnęły, leżał plackiem na środku zalanej wodą łazienki. Wokół niego, jak domyślić się można, panował totalny in chaos. Drzwi kabin odchylone na różne strony, jedne z nich huśtały się tylko na jednym zawiasie, urwany kran, masa wody i rzeczy Gryfona rozrzucone na posadzce. Piórnik, który upadł mu podczas awantury rozstrzelił przybory na cztery strony świata, oraz książka od transmutacji, która odleciała dwa metry od niego, otworzyła się przypadkowo na stronie, gdzie wsunął wcześniej swoją ulubioną zakładkę, mianowiciekartkę z jakimiś dziwnymi symbolami.
[ Ja nie wiem, czy to dobry pomysł, ale już nie chce mi się tego poprawiać po raz dziesiąty. Czegoś mi w tym brakuje, ale trudno, może mi wybaczysz. :P ]
[ Aww, how nice <3 Gregorius też fajny. W sumie Tracy mogłaby się go bać, słysząc różne plotki i takie tam, ale oczywiście nie okazywałaby tego aż tak przy spotkaniu. Tracy mogłaby wylądować razem z Gregoriusem za karę po lekcjach w sali od eliksirów i mieliby posegregować składniki. I jednym z nich byłyby pająki,,, *taka zła dla swoich postaci* Masz może lepszy pomysł? :D ]
OdpowiedzUsuńTracy
Jego mózg musiał akurat wejść w stan wirowania. W głowie aż zbyt mocno mu się kręciło, a czuł się tak głupio, że samo to go bawiło. Nie ogarniał. Kompletnie nie ogarniał sytuacji. Czyżby aż tak źle z nim było, że świadomość odłączyła się od świata i uleciała gdzieś pomiędzy gwiazdy do dalekiej galaktyki zostawiając właściciela na pastwę Grega? To nie mogło skończyć się dobrze. Był w stanie krytycznym, gotów powiedzieć wszystko i zrobić dokładnie tyle samo. Niestety, zbyt wielkie ilości alkoholu lub ich podejrzane odmiany powodowały, że w Dorianie wyłączała się pewna blokada nazywana przez niego granicą zdrowego rozsądku, a przez innych po prostu zdrową emocjonalnością, więc naprawdę było źle. Greg mógł teraz dowiedzieć się wszystkiego, a Dorian nawet by się nie zająknął zdradzając wszystkie bóle, lęki, złości i żale.
OdpowiedzUsuńLeżał przez chwilę aż zbyt blisko chłopaka i gapił się w gwiazdy świecące nad nimi miliardami małych punkcików, z który każdy mógł należeć do zupełnie innego świata. Oj chyba naprawdę odleciał, bo zaczął się uśmiechać do nieba jak ostatni idiota marząc o tym, żeby z księżyca spadł do niego miecz świetlny bądź pewien przybrany brat nordyckiego boga burzy. Ale nie trwało to długo. Jak się okazywało, nie tylko z nim było tak źle. Cavendish akurat nachylał się nad nim głaszcząc jego wargę, by zaraz uszczypnąć go w ranę, którą sam zrobił. Jęknął w geście protestu i zasłonił usta dłonią. Jednak najgorsze nadeszło dopiero po tym. Oświadczenie starszego Ślizgona zupełnie zbiło go z nóg i sprowadziła część jego świadomości na ziemię. W jego oczach odbił się czysty strach, by zaraz potem spojrzeć nimi na Grega wzrokiem godnym Bazyliszka. Zrobiło mu się potwornie gorąco, jakby nagle znaleźli się w piekle. Nie, to on był w piekle! On wiedział… Jakim prawem?! Merlinie, nie, nie, nie! Musiał coś szybko zrobić, chociaż niewiele już mógł. Stało się najgorsze. Właśnie przegrał kilka pięknych lat udawania, że nic go nie rusza, a w dodatku został kompletnie obnażony przed chłopakiem, którego dotyczyło pierwsze, świadome, pojawienie się w nim ciepłych uczuć. Oczywiście już zdążył się zmienić. Miłość była tylko idiotycznym wymysłem istot słabych, niegodnych jego uwagi, a co najwyżej wykorzystania, kiedy on tego potrzebował. Nie było czym się przejmować, do czasu, aż ktoś nie dowiedział, że i on doświadczył takiej słabości i pozwolił, żeby jego serce zostało złamane, jak to potocznie mówiono. On raczej twierdził, że w końcu się opamiętał i nieważne były powody, ani sytuacja, w której się wtedy znalazł. Nieważne było, że wtedy po raz pierwszy płakał. Nie, nic się nie liczyło poza tym, że znowu mógł nie czuć żadnej z tych głupot, które przecież tak potwornie bolały i sprawiały same problemy. Tylko głupi trzymali się takich uczuć.
- Mój…?! Ty…?! JAKI PAMIĘTNIK?! – wykrzyczał aż nadzwyczaj wyraźnie biorąc pod uwagę jego obecny stan. Przeturlał się w stronę chłopaka i szybko złapał go za nadgarstki, żeby przypadkiem mu nie uciekł. – Co przeczytałesz, Cavendish?! – wysyczał.
Jedyni i niezastąpiony, wściekły Dorian z duszą w Odległej Galaktyce
[Cześć! Brzmi smakowicie :3 Nawet mam pomysł jak zacząć, więc daj mi chwilę ;)]
OdpowiedzUsuńLiberty
Panna Stanford była strasznym łakomczuchem, której słodkości z Miodowego Królestwa zdecydowanie nie wystarczały. Sklepik oferował przeróżne cukierki, gumy, lizaki, żelki i tego typu rzeczy, a tak się składało, że Liberty najbardziej lubiła ciasta i ciasteczka oraz przeróżne desery. Te zaś można było dostać po każdym obiedzie w Hogwarcie i najczęściej było tak, że dziewczyna nie wiedziała co wziąć, więc brała wszystkiego po trochu, a później zabierała jeszcze na później do dormitorium. Niestety, po dwóch godzinach zazwyczaj te zapasy znikały i do następnego dnia musiała zapychać się różnymi cukierkami, które trzymała pod łóżkiem. Dobrze, że chodziła dość wcześnie spać, przynajmniej nie myślała przez pół nocy o cieście czekoladowym, choć niekiedy dałaby przysiąc, że od czasu do czasu miewała z nim erotyczne sny, których nad ranem, niestety, nie pamiętała. Tego dnia jednakże nie mogła zasnąć, nie z powodu braku cukru we krwi, jak to czasami u niej bywało, a po przedawkowaniu kawy, którą w siebie wlała, aby nie zasnąć podczas pisania eseju na Zielarstwo. Kręciła się więc po Pokoju Wspólnym i nękała swoją osobą znajomych z domu, dopóki ci nie poszli spać, a Stanford nie została sama jak palec, siedząc w fotelu przed kominkiem i obgryzając paznokcie.
OdpowiedzUsuńNie potrzebowała wiele czasu, aby zdecydować, że wymknięcie się do kuchni będzie wyjściem idealnym. Wyszła więc jak najciszej z dormitorium i na palcach ruszyła do lochów, co chwila przystając, aby upewnić się, że w okolicy nie ma nikogo, kto odesłałby ją z powrotem do Wieży Gryfonów. Kiedy w końcu dotarła do celu swojej wycieczki, odetchnęła z ulgą i wśliznęła się do kuchni, doskonale wiedząc skąd i jak się tam dostać, o czym dawno temu poinformowała ją kuzynka.
Ciasto czekoladowe, które było dzisiaj na deser, zjadła dzisiaj zdecydowanie za dużo, bo w liczbie ośmiu kawałków. Dla niej, oczywiście, było to wciąż za mało i zjadłaby zapewne jeszcze ze trzy, gdyby nie fakt, że pozostał tylko jeden. Dobre jednak i to, więc czekając aż skrzat przyniesie resztki tego wspaniałego ciasta, wybrała się do łazienki, która, o dziwo, przylegała do samej kuchni.
Nie było jej dosłownie trzy minuty. Tylko tyle wystarczyło, aby do kuchni wszedł Ślizgon i zaczaił się na JEJ kawałek ciasta, po który przebyła pół szkoły.
– ANI MI SIĘ WAŻ DOTKNĄĆ TEGO CIASTA! – syknęła ze złością, ciskając w stronę chłopaka wściekłe spojrzenie, które, gdyby tylko mogło, zapewne by go zabiło.
[Tak jak obiecałam :D]
Liberty
[ długo mnie nie było - albo mi się zdaje - ale jak się pomylę w faktach to przepraszam ;)]
OdpowiedzUsuńTurner przyjrzał się chłopakowi, który dzisiejszego popołudnia wylał sok na pracę ślizgonów. Co prawda Nate domyślał się czyj inicjał zdobił list do niego wsunięty mu sprytnie do torby, ale jakoś miał nadzieję, że w tych przypuszczeniach się jednak pomylił. Nie odzywał się dopóki chłopak go nie przywitał i nie usiadł na jednej z szkolnych ławek. Turner założył ręce na piersi nie racząc usiąść.
- Daruj sobie powitania, czego ode mnie chcesz? - rzucił ponuro. Nie zwykł być przyjaznym za pierwszym razem... ani za drugim, za trzecim, właściwie trzeba było długo czekać na jakiś objaw cieplejszych uczuć od Nate'a.
Kiedy w jego rękach wylądował stary tom, jako prawdopodobna odpowiedź na pytanie zadane przez Turnera, chłopak zaczął delikatnie przewracać jego kartki. Stare, pożółkłe, poobdzierane gorzej niż nie jedna stara księga jaką widział.
- Raczej domyśliłem się, że to nie podręcznik do zwykłej magii - prychnął dalej kartkując tom. Kiedy jego towarzysz otworzył go na jednej z środkowych stron, Nate przyjrzał się wyblakłemu atramentowi zdobiącemu stronnice.
- Głupi tytuł, magia nie ma granic - burknął do siebie. Słysząc komentarz Gregoriusa Nate zmarszczył brwi i zamknął tom wzniecając mgiełkę kurzu. Odłożył go na ławkę na której usiadł ślizgon.
- Magia nie ma granic - powtórzył nadal ponuro tym razem kierując słowa do Gregoriusa. - Jeśli ich nie uznajesz to ich nie ma - poprawił się przewracając oczami - Jeśli chcesz przesuwać coś co nie istnieje to gratuluję i powtórzę poprzednie pytanie, czego po mnie oczekujesz? - Nate był z natury nieufny, musiał uzyskać prostą, jasną odpowiedź, bez krętactw i niedomówień.
Nate Turner.
[przepraszam za jakość. Zastałam się w pisaniu]
Z zamyśleniem przyglądał się swojej poparzonej dłoni, miał nadzieje, że nie zostaną mu po tej niezbyt urodziwej ranie blizny. Nie do końca wiedział, co takiego ciekawego jest w pomarszczonej, pokrytej bąblami skórze. Może po prostu czuł się zbyt stłamszony pod przenikliwym spojrzeniem ślizgona. Chwilowa cisza spotęgowała to uczucie, bo wzrok chłopaka błądził po twarzy Bell’a, niemal wgniatając go w krzesło. A kiedy tylko się odezwał, Bellamy wyczuł w jego słowach jakiś dziwny zarzut, kierowany w swoją stronę.
OdpowiedzUsuń- Prawdę powiedziawszy niezbyt znam się na takich zaklęciach – wzruszył od niechcenia ramionami, na moment zapominając o złym stanie swoich żeber. – Ale w kwestii oceny mojego stanu i stworzenia leków zaufam dyrektorowi – dodał, uśmiechając się uroczo i spoglądając przy tym na chłopaka. – W końcu są na tyle doświadczeni, że powinni być świadomi tego, co mi podać.
Gdzieś w głębi duszy wyczuwał, że ma kłopoty. Mógł tylko się domyślać, co mogło się dziać w głowie chłopaka, ale miał wrażenie, że to wcale nie jest nic błahego. W końcu nie pamiętał zeszłej nocy, mógł spotkać każdego, a jeśli tym każdym, był siedzący naprzeciwko Ślizgon, to znaczyło tylko tyle, że miał porządnie przerąbane. Z trudem przełknął narastającą w gardle kulkę. Nieświadomie skubnął zębami dolną wargę, zerkając na siedzących dookoła uczniów.
- Naprawdę śnią ci się takie pierdoły? – zagadnął, unosząc brew w geście konsternacji. – Chociaż.. nie wiem czy słyszałeś, ale w którymś z wydań Proroka pisali, że niedaleko grasują wilkołaki – stwierdził. – Masz w rodzinie jakiegoś jasnowidza? Sprawdzałeś znaczenie tego snu w senniku? – zagadnął z wyraźnie widoczną ciekawością. Czuł, że ten chłopak go obserwuje, czeka na nawet drobny gest, małą pomyłkę, potknięcie, które mogłoby uświadczyć go w przekonaniu, że to Bellamy jest wilkołakiem.
A przecież nim nie był!
Był?
No dobra, ale przecież musiał kłamać!
Zdenerwowany Bellamy, który chciałby, aby to przesłuchanie się już skończyło
[Dobry wieczór? Czy coś? No, nieważne. Ja bardzo chętnie na wątek, Kasey na pewno też, tylko jeszcze o tym nie wie. Szczególnie, że mi was polecono. Ale z tą ognistą to ja nie wiem, łahaha, bo na Kassidy'ego to alkohol niezbyt, się dzieciak skompromituje. A co do samego wątku, to widzę parę możliwości, bo karta podpowiada ich wiele. No, pewnie spotykania nowych ludzików podczas nocnych wędrówek Greg ma dość, ale ja widzę osobiście możliwość zapoznania się podczas szlabanu? Wiadomo, bo Atkinsowi rączki latają zanim chłopak zdąży pomyśleć... Oczywiście jestem otwarta na wszystkie propozycje, to taki mój luźny, pierwszy pomysł. Aaa, no i ja raczej bym nie zaczynała, jakby już się coś wymyśliło, bo w początki to ja jestem noga.]
OdpowiedzUsuńKassidy Atkins
[O, przecież to pan Prefekt! O ile przymkniesz oko na nocne poszukiwania Graala w Zakazanym Lesie to z chęcią skuszę się na jakiś wątek.]
OdpowiedzUsuńHarley
Wszystko. Było to chyba najgorsze, co mógł teraz usłyszeć. Ta upierdliwa menda wiedziała wszystko! Od początku do końca, mógł sobie przeczytać jego żałosne wyznania, wzdychania, jak się wściekał, załamywał, że ”On na pewno na mnie nie spojrzy. Ale przecież jestem idealny!” i tym podobne. Wiedział wszystko, czemu Dorian tak wpadł, czemu mu się odwidziało, jak się wtedy czuł, jak wypłakiwał swoje żale i przeklinał tamtą dziewczynę. W tym jednym, cholernym zeszyciku zapisywał wszystko, Merlin wie po co! Równie dobrze mógł sobie od razu strzelić w łeb, byłoby to o wiele przyjemniejsze niż znoszenie złośliwości Grega albo (O ZGROZO!) jego współczucia. Poczucie winy mogło być, o ile Doriana nadal traktowałby normalnie (no może byłby mniej upierdliwy, ale to musiałby być cud), to byłoby dobre. Niech się czuje jak skończony cham i dupek, niech nie daje mu to żyć, proszę bardzo, Finn się ucieszy, ale jeśli jakaś zmiana zaszłaby w ich relacjach chyba poszedłby powiesić się na Wierzbie Bijącej!
OdpowiedzUsuńJego myśli wirowały z tak zawrotną prędkością, że pijany umysł nie potrafił pogodzić tak szybkiego działania z odpowiednimi reakcjami ciała, więc przez dłuższą chwilę po prostu siedział na Gregorym niczym jakaś groteskowa lalka, bezwładny, z miną wyrażającą coś pomiędzy głębokim zamyśleniem, kompletnym szokiem, a zrozpaczeniem wynikającym z zaistniałej tragedii. Nie dało się zaprzeczyć, że był na okropnej pozycji. Przed chwilą pocałował tego idiotę pod wpływem pijackiego uniesienia, które nie miało nic wspólnego z jego zimnym sercem, a teraz siedział na nim, w krzakach, w środku nocy, pijany, zaplątany w ślizgoński koc, przed chwilą wskoczył na niego przez cholerną kaczkę, a tu jeszcze ten pamiętnik... Tak, to już był ten moment. Czas podpieprzyć woźnemu linę i iść się zawiesić na Wierzbie Bijącej, ewentualnie znaleźć sobie jakieś lisie stado i przez kilkanaście lat wieść życie leśnego stworzenia! Innego rozwiązania nie było, ze względu na totalną kompromitację, tragiczne pogorszenie jego wizerunku w oczach Moczymordy i wręcz potworne warunki pogodowe, trzeba było rozpocząć nowe życie albo kompletnie je zakończyć!
Ze względu na totalne umysłowe oderwanie się od wszechświata pierwszy pocałunek był dla niego szokiem porównywalnym z wrzuceniem go nagiego do przerębla na Antarktydzie podczas nocy polarnej. Zareagował cichym piskiem, a prawie całe jego ciało (dzięki Merlinowi nie całe!) zesztywniało. Coś tu się nie zgadzało, może podczas upadku przypierdoczył w jakiś kamień, a prawdziwy Greg stał nad jego nieprzytomnym ciałem dopijając Ognistą? Na pewno nie pomyślałby, że Dorianowi trzeba pomóc, taki to z niego był gad! W odrętwieniu spowodowanym podejrzanym ruchem ze strony starszego Ślizgona, który polegał na szybkim muśnięciu jego ust, Dorian nie zauważył, że Cavendish posuwa się dalej do czasu, aż ten nie przyciągnął go do siebie z siłą typowego dominanta (oj coś tu się nie zgadzało, przecież to on zawsze dominował!). Nie wiedział co wywołało kolejne ruchy ich jakże tragicznego prefekta, ale przy drugim pocałunku wrócił do tego stopnia nieogarniętości, w którym był w stanie odpowiedzieć na pocałunek. Cholera wiedziała czemu, może po prostu zbyt długo nie miał nikogo w łóżku? Ognista też była lewa, więc jego mózg prawdopodobnie transmutował w jakąś meduzopodobną galaretkę. Tak, to na pewno było to! Dlatego też jego jakże zidiociały umysł podpowiadał mu, że grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Przecież kto by się przejmował ich relacjami? Kto by się martwił tym, że Gregory wiedział o tym nieszczęsnym zauroczeniu? To on był na górze...
Z małym opóźnieniem odwzajemnił pieszczotę wykorzystując cały swój ciężar ciała, żeby przyprzeć chłopaka do trawy. Nie mógł pozwolić się zdominować, a Greg należał do tego rodzaju upierdliwych mend, które spróbowałyby się dostać na górę dla samej satysfakcji, że pognębili kumpla. Dorian nie mógł dać bardziej się poniżyć, sprawa z pamiętnikiem wystarczyła! Gregorius nie dostanie więcej powodów, żeby się go czepiać, wyśmiewać się z niego bądź być upierdliwym jeszcze bardziej! Nie, nie, nie, teraz to była jego kolej! Naprawdę nie skupiał się na niczym, co mogło świadczyć o jakimkolwiek objawie uczuć okazywanych z jego strony. Nie liczyło się przyśpieszone bicie serca (a jak już, to było spowodowane jedynie podnieceniem), ani to, jak dłonie mu drżały (noc przecież była zimna!). Młodszy Ślizgon śmiało wsunął chłodną dłoń pod koszulkę kumpla do butelki śledząc palcami fakturę jego skóry.
Usuń- Żałuj, że nie znalazłeś drugiej części – skłamał gładko z ustami przy jego ustach. Był to zaledwie szept wypowiedziany tak zmysłowym tonem, jakby Dorian zapraszał na przyjemny wieczorek w jego łóżku. Kto powiedział, że on nie może wykorzystać tej sytuacji?
Pijany sukinkotek z przerębla Finn
[Gupi limit znaków ;-;]
[ spokojnie, mnie to naprawdę obojętne jak długie wątki ktoś pisze, wystarczy, że rozumiem przekaz ;) Sma przez szkołę trochę weny tracę i krócej piszę. ]
OdpowiedzUsuńNate jak miał w zwyczaju, nie spuszczał oczu z Gregoriusa. Ciągle i przy każdym zachowywał się jak czujne zwierzę. Nie potrafił zaufać żadnemu z dotąd poznanych ślizgonów, do tego stopnia, by być w towarzystwie choć odrobinę mniej spiętym i chłodnym. Nie przepadał za niemiłymi niespodziankami, a w pierwszych latach nauki w Hogwarcie trochę takich nieprzyjemności go spotkało. Czy to z rąk ślizgonów czy nie.
Turner westchnął widząc jak głowa drugiego czarodzieja lekko opada, może w zadumie, pokorze, kto to wiedział.
- Nie lubię granic, które ktoś siłą mi wyznacza - zaczął ostrożnie, ważąc każde ze swoich słów. - Z chęcią je naginam, przeginam i przekraczam, ryzyko nie jest niczym dla mnie obcym, więc mógłbym się nawet zgodzić... - zamyślił się na chwilę wciąż oparty pośladkami o bok biurka. Był świadom różdżki przypiętej za pasek spodni i obecności wyczekującego odpowiedzi Gregoriusa. Było się nad czym zastanawiać. Nate tylko raz próbował stworzyć własne zaklęcie i skończyło się to wielkim fiaskiem, skąd miał mieć pewność, że i tym razem tak się nie skończy? Że nie zdenerwuje go porażka i nie uzna że traci czas? Gwarancją miała być jedynie księga opisowa, do tego stara i zakazana... I pomoc jakiegoś ślizgona, który, kto wie, co tak naprawdę chciał uzyskać tworząc nowe zaklęcia.
Oczy Turnera wciąż wwiercały się w postać drugiego czarodzieja.
- Po co chcesz to robić? - zapytał ciekawy - dla sławy? Pieniędzy? Czy dla jakiegoś wielkiego celu? - uśmiechnął się kpiąco. - Musze wiedzieć z kim przyjdzie mi pracować, no nie?
Nate Turner
[I fajno. Co tu więcej można dodać? Reszta wyjdzie w wątku.
OdpowiedzUsuńMasz ochotę zacząć czy ja mam to zrobić? Od razu mówię, że będę mieć na to czas dopiero w weekend.]
Harley
[ Jeśli chcesz, to z chęcią możemy pomyśleć nad czymś nowym <3 ]
OdpowiedzUsuńLysse
[ Możemy zredukować ilość rzeczy do dwóch, tak przynajmniej będzie sprawiedliwie. A co do zaczęcia, pewnie, biorę je na siebie. Powinnam do końca tygodnia się z nim pojawić.]
OdpowiedzUsuńLuke
[bardzo chętnie. masz jakiś konkretny pomysł ? nie jestem w tym zbyt dobra, ewentualnie coś pomogę, ale za to mogę zacząć. :)]
OdpowiedzUsuńChloe.
[ Istnieje taka możliwość. ]
OdpowiedzUsuń[jasne, jest okej. co powiesz na to, by mała usiłowała zaczarować, w wyjątkowo wredny sposób, np. książkę pierwszaka, który akurat jej podpadł, tak, żeby - powiedzmy - ta odgryzła młodemu palce, gdy będzie próbował ją otworzyć ? :3]
OdpowiedzUsuńChloe.
[ Żyje, żyje. ]
OdpowiedzUsuńTracy Atkinson
[Słyszałby raczej.. xD]
OdpowiedzUsuńShepherd
[blisko, od 9 miesięcy siedzę w Chinach więc już jakos sobie radzę...:P Pozdrowienia! W razi chęci na wątek, proszę dać znać! ;)]
OdpowiedzUsuńCandice
Chloe chodziła w tą i z powrotem w pustym korytarzu, rzucając pod nosem wszystkie znane jej klątwy i mamrocząc coś do siebie. Posługiwała się przy tym słownictwem, od którego uszy zwiędłyby każdemu, kto przypadkiem by ją usłyszał ; zdecydowanie nie padało tam "kurczę", czy "choroba". Dzień sam w sobie zaczął się naprawdę paskudnie. Poprzedniego wieczoru miała nadzieję, że gdy rano otworzy oczy, okaże się, że czternasty maja cudem zniknął z kalendarza, ale nie. Przeklęty czternasty maja. Przeklęte urodziny.
OdpowiedzUsuńGdy była w takim nastroju, wchodzenie jej w drogę nie wydawało się zbyt dobrym pomysłem, o czym chyba nie wiedział jakiś szczeniak z pierwszego roku. Uznał za bardzo zabawne podstawienie nogi tej dziwnej dziewczynce, która wyglądała, jakby była młodsza od niego. Cóż, dla niej samej nie skończyło się to niczym poważniejszym od oślepiającej wściekłości, chłopaczek trafił zaś do skrzydła szpitalnego z rozwaloną głową. Chloe miała tylko nadzieję, że gówniarz jej nie wsypie ; planowała maksymalnie uprzykrzyć mu życie, żeby się nauczył, z kim na pewno zaczynać nie wolno. A wiadomo, że na szlabanach nie myśli się aż tak dobrze. Dziewczyna, zacierając ręce, ruszyła szybkim krokiem do sypialni dzieciaka.
Grzebiąc w jego rzeczach starała się nie pozostawić po sobie żadnego śladu. Potrzebna jej była tylko jedna rzecz i uparcie ignorowała przychodzące jej do głowy inne pomysły. Tu mogłabym wrzucić mu jakiś swędzący proszek. O, a tutaj na kichanie. Sprawię, że jego ciuchy rozpuszczą się na nim, kiedy będzie przechodził przez Wielką Salę. Mimo wszystko nie była głupia i wiedziała, że zemsta jest słodka tylko w odpowiedniej dawce.
Włożyła książkę pod rękę, upewniła się, że w rzeczach smarkacza nadal panuje nienaganny porządek (którym ona sama pochwalić by się nie mogła) i po cichu wyszła z sypialni. Jej celem było znalezienie pustej łazienki, co okazało się zaskakująco proste. Chloe wślizgnęła się do środka cicho jak kot i usiadła na zimnej posadzce. Książkę pierwszoroczniaka położyła sobie na kolanach, a z kieszeni za dużej bluzy wyciągnęła swój notatnik, zapisany mikroskopijnym pismem. Uśmiechając się złośliwie, zaczęła studiowanie "zeszytu z czarną magią".
Chloe.
[ahahahaha, jestem kupiona tą odpowiedzią:P Chętnie zacznę, są jakieś życzenia? :P]
OdpowiedzUsuń[Cześć. Bardzo chętnie popiszę z tobą. Masz pomysł jak ich połączyć czy ja mam ruszyć głową?:)]
OdpowiedzUsuńRis
[Może zrobimy jakąś spinę między nimi, co? Jakaś kłótnia, przepychanki, co? Jeśli nie to pokombinuję coś jutro :)]
OdpowiedzUsuńRis
[A mogłabyś napisać do mnie tutaj loujaskulska17@gmail.com ?]
OdpowiedzUsuńRisum
[Cieszę się, że jednak nie wyszedł bełkot i da się cokolwiek zrozumieć. :D
OdpowiedzUsuńWrzody, łączmy się! (Dobra, to jednak brzmiało lepiej w mojej głowie...)
Uuu, podoba mi się taka relacja. Jakieś konkretne pomysły? c:]
Lucek
[O a ja bardzo chętnie, to kto zaczyna i o czym? :)]
OdpowiedzUsuńMetin
[no dobrze, to spróbujmy tak, a potem zobaczymy;)]
OdpowiedzUsuńKtoś kiedyś napomknął, że moment pierwszego przekroczenia bram Hogwartu i Ceremonia Przydziału to najbardziej niezapomniane i niezwykłe chwile w życiu. I jest to całkiem prawdopodobne o ile masz jedenaście lat i możliwość uczenia się w Hogwarcie wydaje Ci się spełnieniem Twoich marzeń. Nieco inaczej to wygląda, gdy masz lat siedemnaście i zostajesz do Hogwartu "zesłany". I to w dodatku nie pierwszego dnia szkoły tylko jakoś pod koniec semestru, zupełnie bez sensu.
W przypadku Candice wszystko wyglądało bardzo formalnie. Nałożyć świstek materiału na głowę, świstek krzyczy dziwne słowo, mówią jej co to dziwne słowo oznacza, po czym dają do podpisania regulamin, który ma tyle punktów, że chyba jeszcze do tej pory by siedziała u dyrektora i je czytała. Candice podpisała go nawet go nie przejrzawszy. Bo po co.
Pewnie gdyby to zrobiła, to może wiedziałaby, że nie wolno włóczyć się po nocach korytarzami, bo to grozi szlabanem. A tak... to skąd by miała? W Kalifornii można było, nie wolno było tylko wychodzić z budynku. Całkiem logiczne, prawda?
Jednakże to nie chęć patrolowania nocnych zakamarków zamku sprawiła, że Candice znalazła się.... gdzieś. Nie do końca wiedziała gdzie, bo te przeklęte schody ją po prostu gdzieś wyniosły po tym jak opuściła dormitorium Hufflepuffu (jakiś przemiły Puchon powiedział, że pomoże jej w pisaniu eseju na Zaklęcia). Tak po prostu, bo mogły. I nie poradzisz. Nie miała pojęcia gdzie się znajduje. Wiedziała tylko, że jest tu ciemno, zimno i nieprzyjemnie, a jej cienka piżama wcale nie uprzyjemnia tych nocnych wędrówek. Blondynka przeklinała pod nosem, rozglądając się nieporadnie dookoła i próbując cokolwiek rozpoznać. Wydawało się, że gorzej już być nie może, kiedy to nagle nad jej głową rozległ się piskliwy głos Poltergeista (Irytka, tego już się nauczyła):
- Iiiii!!! New collection from the USA! Wypróbuj naszego brytyjskiego specjału! Hihihihi!
Nim Candice w ogóle zdążyła zrozumieć jego słowa, została bezczelnie oblana czymś lepkim, słodkim i.... pomarańczowym. Sok dyniowy, brytyjski specjał, dobre sobie. W tym momencie miarka się przebrała.
- F**k! - wyrwało się z ust dziewczątka, a po nim jeszcze seria kolejnych brzydkich słów, których przytaczać nie wypada. Miała już serdecznie dość. Wszystkiego. Polteregeista, soku dyniowego na swoich włosach, psotnych schodów i Hogwartu w ogóle.
W tym momencie dostrzegła w oddali na końcu korytarza cień jakiejś postaci.
- Hej! Przepraszam...! - zawołała, nie wiedząc przecież, że w takich wypadkach powinna raczej się ukrywać. Pobiegła w kierunku cienia i dogoniła jakiegoś chłopaka. Widziała już go parę razy, ale nie miała pojęcia jak się nazywał. Wyprzedziła go i stanęła z nim twarzą w twarz.
- Em... - zaczęła niepewnie - To trochę niezręczne, ale... Czy mógłbyś mi powiedzieć gdzie jesteśmy? I jak się stąd dostać do dormitorium Gryffindoru? I jeszcze może... gdzie jest najbliższa łazienka?
W tym momencie nie obchodziło ją to, że właśnie się kompromituje. Chciała się tylko umyć i położyć do ciepłego łóżka.
Candice
[ Długość taka wstępna, w zależności od tego, ile oferujesz w zamian, dopasuję się.]
OdpowiedzUsuń- To nie ma sensu – mruknął i począł jeszcze intensywniej wpatrywać się w pergamin, który przed chwilą niedbale wciśnięto mu w dłonie.
Wszyscy dookoła niego zdawali się promieniować entuzjazmem, jakby niespodziewany rozwój wydarzeń był czymś, na co czekali od naprawdę długiego czasu. Zewsząd dało się słyszeć podekscytowane szepty i donośne wybuchu śmiechu, wciąż na nowo przyprawiające Luke’a o zawroty głowy. Na liście rzeczy, których pragnął, wbrew wszelakim pozorom, górował święty spokój, cenna mieszanina głębokich oddechów i tępego wpatrywania się w ścianę. Po całym tygodniu harowania, wspinania się schodami w tę i z powrotem, a przede wszystkim ślęczeniu nad zaległymi pracami, marzył jedynie o zakopaniu się pod bielą pościeli i słodkim lenistwie, najlepszym lekarstwie na niemożność istnienia.
Zamiast zacisza dormitorium dostał w prezencie miejsce w samym środku niczego, za towarzysza mając tłum żądny emocji i kogoś, z kim nie zamienił dotąd więcej niż zaledwie paru słów. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, był bowiem zmęczony staniem i odczytywaniem zamazanych liter, zmęczony wstrzymywaniem krzyków mówiących o niesprawiedliwości i zmęczony czymkolwiek, co mogłoby wpaść mu w ręce. Istniało zbyt wiele możliwości i zbyt wiele słów, którymi można było określić lukową frustrację odnośnie dnia dzisiejszego, lecz nie umiejąc wybrać spośród szerokiej gamy ewentualności, zdecydował się na uniesienie brwi i strzepywanie niewidocznych pyłków z powierzchni czarnej szaty.
Nie mógł jednak w nieskończoność udawać, że próbuje rozwikłać szyfr zapisany atramentem, robiąc tysiące innych rzeczy, wyraźnie świadczących o jego braku zainteresowania. W zwolnionym tempie odwrócił się więc do chłopaka, którego przydzielono mu na kompana, a minutę później był już wolny od niechcianego papieru i obserwował, jak ktoś inny zmaga się z bełkotem wymyślonym przez wiekowych belfrów.
- To będzie wspaniały dzień – rzekł z przekąsem, ostatni raz posyłając tęskne spojrzenie w stronę zamku.
[No to zaczynam, ale od razu mówię/piszę, że wyszło słabo. No wiesz snu mi brak, a dopiero dwudziesta! xd]
OdpowiedzUsuńPiegowaty Metin późnym wieczorem włóczył się po korytarzach Hogwartu, znienawidzonej przez niego szkoły. Nie udało mu się namówić rodziców na Durmstrang, zostało więc na Hogwarcie. Krążył po Hogwarcie już od paru minut, a może nawet godzin, stracił poczucie czasu krążył w tę i z powrotem. Miał dość tego dnia, męczyło go dziś cały dzień. Co? Wszystko. Począwszy od nędznego z eliksiru rozśmieszającego kończąc na nieudanej próbie dogadania się z wredną krukonką. Usłyszał kroki, no tak w końcu służbę tu mają niezłą. Zaczął biec i schował się za którąś z filar, nie potrafił powstrzymać chichotu gdy zobaczył, że go nie zauważono. Uspokoił się po chwili i postanowił wrócić do dormitorium. Do tych debili, których powoli ma dość. No tak, on ma wszystkiego dość. Po wypowiedzeniu krótkiego hasełka pojawił się w środku. Usadowił się na fotelu, uspokoił swój oddech, bo biegł, był wyczerpany. Zamknął oczy i zaczął mrugać, przeczesał włosy i usiadł wygodniej. Poczęstował się fasolką, ale automatycznie ją wypluł, bo trafiła mu się (znając jego szczęście) o smaku wymiocin. Starając się pozbyć tego ohydnego smaku nie zauważył podchodzącego do niego ślizgona, Grega. Byli dobrymi przyjaciółmi, mogli na sobie polegać i często robili coś razem. Spojrzał na niego.
- Cześć, Greg. - powiedział krótko, dając mu do zrozumienia, że nie chce ciągnąć rozmowy, nie zdziwiło go nawet, że brunet usiadł na drugim fotelu. Jak zawsze - pomyślał. - Salazarze! Weź daj sobie spokój, Greg. Naprawdę nie mam dzisiaj czasu na rozmowę. - powiedział i wstał chcąc mieć trochę spokoju.
Metin
[nieładnie - grozi mi... powiem Irytkowi xD A zamknięcie w schowku brzmi obiecująco wiesz? Wątek... zależy jakie relacje by były ;)
OdpowiedzUsuńAh i dziękuję ślicznie za powitanie ;)]
Meredtih
[smutna może trochę i jest, ale patrz tez na to, że ten stan był bardziej odzwierciedleniem jej samej przed przybyciem do szkoły. Ojej Merry się ucieszy względami Ślizgona. Starszy bracie.... jak się wpakuje w kłopoty to mnie z nich wyciągniesz? ]
OdpowiedzUsuńMeredith
[Kochany braciszek-uściskam, gdy nikt nie będzie patrzył. Na końcu się jeszcze zakocham - co za cholera wlała mi do soku z dyni eliksir miłosny - i to na zabój.Nie odpędzisz się kochany ^^
OdpowiedzUsuńDobra lecimy na spontana czy jakieś miejsce w szkole wybieramy? ;)]
Meredith
[to dobrze *zaciera raczki* Biedaczek, aż taki jest zazdrosny? Słodko.
OdpowiedzUsuńo.O Nie wiedziałam - milo być oświeconym. No dobrze to.... kto zaczyna? ;)]
Merry
[Dziękuję za komplement. On jest boski...Max jest idealny i do skomplikowanego wątku z mężczyzną jak znalazł, nawet sam fakt przynależności do dwóch domów odwiecznie ze sobą rywalizujących nieco komplikuje całą sprawę. Ale do rzeczy.
OdpowiedzUsuńMiałam taką koncepcję na coś jak Big Love ale jednak nie. Para ludzi którzy kiedyś tam znaleźli się razem w tym samym miejscu i o nie właściwym czasie i razem przeżyła coś przez co się zbliżyła- jakieś zawody organizowane w Hogwarcie dola wybranych uczniów podobne do turnieju trójmagicznego, z tym że tylko w szkole i w parach wyznaczonych przez organizatorów. Powiedzmy że może dwa lata temu by się dobył i akurat tak się złożyło, że wylądowali razem w zespole. I jak to bywa podczas gdy młodzi ludzie przeciwnej płci spędzają ze sobą sporo czasu i podzielają swoje pragnienia, oraz pod naporem innych ludzi, którzy już zdążyli zrobić z nich parę zakazanych kochanków niby się w sobie zakochali, ale było to jednak tylko zauroczenia, przynajmniej w odczuciu jednej ze stron. Turnieju nie wygrali przez co ich związek jeśli takowy w ogóle istniał rozpadł się w trybie natychmiastowym przez ciągłe kłótnie, wyzwiska itp. Ale się pogodzili pomimo wszystko i dalej żyli sobie w miarę normalnie w swoich małych światach, aż rok później coś się wydarzyło i znów zaczęliby się spotykać i znów zakończyłoby się to kłótniami aż w końcu dochodzimy do teraźniejszości, gdzie panna Blue ma delikatnie mówiąc Grega w tyłku po ich ostatniej kłótni, dość ostrej ale nie jeszcze takiej tragicznej. A on? Nie wiem to już tobie decydować jeśli w ogóle interesuje cię ten wątek ]
Panna Blue
[ojeju.... *leci utulić* xD]
OdpowiedzUsuńMerry
[Mi to nie przeszkadza, ale jeśli patrzeć na Esterę, to pewnie mało ją to będzie obchodziło. Mała uwaga- ona najpierw robi potem myśli. Albo z wykluczeniem tego drugiego, to bardziej do niej pasuje :)W każdym razie- myślę, że złym pomysłem by nie było jakby Greg złapał ją szlajającą się po nocy po korytarzach. Mógłby chcieć ją w jakiś sposób ukarać za ich ostatnią kłótnię, na notabene już nie pamiętając o co poszło, a ona chciałaby mu dopiec tak by w końcu go zabolało, żeby sobie tez przypomniał dlaczego nadal rozmawiają choć się nienawidzą, czy jak to tam inaczej określić ]
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuń- Przyszedłem z propozycją na ten wieczór, żebyś nie musiał zadręczać się własnymi myślami. - Jaka propozycja? Znał nie od dziś Grega i wiedział, że jego propozycje to albo strata czasu, albo po prostu głupota. Nic jednak go nie powstrzymywało więc zgodził się. W końcu ten dzień nie musiał być zupełnie stracony. Co można robić z Gregiem i to wieczorem? Spojrzał na niego spod uniesionej brwi, naprawdę nie miał pojęcia co on wymyślił. Zamknął oczy i przeczesał włosy.
- A co to za propozycja? Błagam powiedz tylko, że to nie to co ostatnio.. - zaczął mówić. Czas, który spędzał z Gregiem to zazwyczaj pomaganie mu w tarapatach bądź.. a nie o tym lepiej nie mówić. Uwielbiał Grega ale czasem jego propozycje nie należały to najlepszych. - No dobra zgadzam się, ale obiecaj, że to naprawdę coś ważnego i wartego mojego czasu. - dodał po chwili i wyszedł z pokoju. Niech chociaż poprawi mu humor. Ostatnia ostra balanga z alkoholem spowodowała u niego zbyt dużo wizyt w toalecie, a to właśnie było to czego najbardziej nie chciał dziś robić. Złapał się więc za głowę i poszedł do swojego pokoju. Paru głąbów spało. Nie zamierzał ich budzić. Tak lepiej.. cisza i spokój. Usiadł na swojej jeszcze nie rozpakowanej walizce. Po co się pakować skoro możliwe, że jeszcze go wywalą z tej budy. To by go nawet ucieszyło. Czekał przez chwilę na kumpla, który miał go zaraz odwiedzić i powiedzieć mu co za durny plan na dziś wykombinował. Nie musiał długo czekać, bo w drzwiach automatycznie pojawił się Greg z tym swoim specyficznym uśmieszkiem. No tak to na pewno będzie stracony wieczór. Po co się zgadzał? Mógł przecież zasnąć wkuwając na transmutacje. Podszedł do bruneta.
Metin
[Jeny, mój telefon mnie nie lubi, byłam pewna, że dodało mi komentarz ;-;
OdpowiedzUsuńJakbyś coś nam wymyśliła, to by było super, bo ja jednak nie mam pomysłów na wątki pełne akcji]
Lucien
Nauczyciele naprawde nie maja litosci w tym roku. Zawalona pracami domowymi, robieniem notatek nie miała juz na nic innego sily. Nawet na swe ukochane skrzypce. Jak tak patrzyła na to wszystko miała ochote sie zabic, aby w tym nie uczestniczyc. To był jakis koszmar. Niech jej ktos strzeli kulke w glowe. Jak Boga kochała, do Azkabanu nikogo nie wysle. Napisze specjalna klauzule uniewinniajaca.
OdpowiedzUsuńBrak snu tez nie pomagał. Budziła sie pierwsza i konczyła ostatnia. Az sie bała tego co to bedzie w ostatniej klasie na Owutemach. O ile je zda. W co zaczela watpic. Czasem chciało jej sie plakac podczas bezsennych nocy. Wtedy to zamiast spac, przewracała sie z boku na bok az w koncu zmeczona odsuwała kotary. Gdy miala je zasuniete, miala czasem wrazenie, ze sie dusi, co tylko potegowalo jej klaustrofobie, z która probowala walczyc, ale nie zawsze jej sie udawało.
Życie uczuciowe tez nie było zbyt wybitne. Pare osob jej sie podobało, ale byla niesmiala aby zrobic krok naprzod, poza paroma wyjatkami, które miała ochote zakopac gdzies gleboko. Nie mowila o nich nikomu, bo byly zbyt zenujace. Jeden z nich był bardzo niesmaczny i odbył sie po walentynkach. Wszystko było piekne i cudowne do czasu, gdy sie dowiedziała, ze randka byla tematem zakladu. Kilka dni pozniej podczas porannej poczty dostała pare anionimow. Wypadła z Wielkiej Sali cala czerwona i zaplakana i przy wtórze smiechow i docinkow pobiegla do lazienki, aby sie schowac. Poszla na zajecia jak sie ogarnela troche, ale wbila sobie do glowy by pewien dom omijac z daleka, chociaz bylo jej smutno, bo to dotyczyło posrednio tez Grega, bo to z jego domu był owy dowcipnis. Ten stan trwa juz jakis czas i chociaz czuła sie samotna, dalej na upartego unikała lochy. Zreszta i tak nauka była zbyt zajmujaca aby zajmowac sie zyciem towarzyskim.
No nic. Trzeba było sie ruszyc, skoro spac juz nie mogła. Po cichu wiec aby dziewczyn nie budzic ubrala sie, aby zejsc na dol i sprobować zajac sie esejem na 3 rolki z eliksirow.
zbuntowana Merry
[Trochu ;d A Gregu zawsze w formie, nawet przy takim minimalizmie ;3]
OdpowiedzUsuńHartwick
[Cześć! Ceni się ludzi zdolnych do poświęceń. A co do samego wątku, bardzo chętnie. Oczywiście nie to, żebym się narzucała, bo jeśli nie wyrabiasz się z odpisywaniem, to nie zamierzam sprawiać ci kłopotu, o. Jakieś pomysły? Ja tu widzę punkt zaczepienia w postaci kota i starszego brata Cam :)]
OdpowiedzUsuńCameron
[ :3 Ślizgoński Kwas, polowanie w Zakazanym Lesie... Stare dobre czasy chciałoby się rzec :D Także i mnie jest ogromnie miło :> ]
OdpowiedzUsuńJack
[ Mnie tam pasuje, zwłaszcza że polując na wiewiórki mogą natknąć się na co innego, a po pijaku będą ciekawsze rozmowy xD Także za razem tarapaty przez dziwadło i przez siebie samych, przecież jeden drugiemu może się z jakich niebezpiecznych faktów wygadać ;) Choć nie mam pojęcia z jakich xD ]
OdpowiedzUsuńJack
[ Możesz prosić, ale już dziś nie da rady. Więc trochę poczekasz ;) ]
OdpowiedzUsuńJack
[Okej, brat mówi, żeby się nie przejmować ebolą, to się nie przejmuję!
OdpowiedzUsuńCześć, Gregorius, ładny jesteś!]
Emily
Wygrana Ślizgonów zawsze go cieszyła. Nie zmieniło się to nawet wtedy, gdy odszedł z drużyny. Odszedł, bo nie chciał żeby go wywalono. Umiał docenić talent, a jego następca takowy posiadał. Wielki talent. Starał się jednak nie rozpamiętywać tego, co było, a z niektórymi członkami drużyny nadal był blisko. Jeśli zaś chodzi o świętowanie... Każde zwycięstwo oblewał tak, jak by było jego własnym. Wszak od zawsze kochał quidditcha. Całym swoim chłopięcym i mocno doświadczonym sercem. Miotła, wysokość, szybkość... Niewiele znał rzeczy lepszych od tych trzech. Bo choć w innych kwestiach wiele się pozmieniało, to w tej kwestii wszystko zostało po staremu.
OdpowiedzUsuńJuż nawet nie pamiętał jak znalazł się nad butelką Ognistej razem z Gregoriusem. Wiedział tylko tyle, że towarzystwo mu odpowiadało, a odurzający trunek tylko poprawiał nastrój. Dlatego raz jeszcze zanucił najnowszą piosenkę ułożoną ku chwale ślizgońskich zawodników. Po chwili przerwał i wychylił kolejny łyk prosto z butelki z Ognistą. Jego myśli plątały się coraz bardziej i robiły się coraz dziwniejsze. Co najgorsza każdą z nich wypowiadał na głos, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
- Ty nic nie wiesz – wybełkotał – Nie wiesz jak to jest galopować po Zakazanym Lesie i w czuć wiatr w nozdrzach... Nie wiesz jak to jest praktycznie rozumieć zwierzęta... To magia mój drogi... Magia...
Chwilę milczał, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Jego usta wykrzywiły się w tajemniczym grymasie, któremu ciężko byłoby przepisać konkretne emocje.
- Duszno tu – stwierdził – Co pan na to, panie Gregoriusie, żebyśmy zwiedzili w tym radosnym szaleństwie szkolne błonia? O tej porze dzieje się tam wiele ciekawych rzeczy.
[ Krótko, bo... Bo nie potrafiłam dłużej, tak jakoś wyszło... Przepraszam. ]
Jack
W powietrzu unosił się dławiący zapach chloru, który ściskał w gardle i wywoływał uporczywe łzawienie, lecz mimo to Blanche nie pozwoliła czarnoskórej opiekunce otworzyć okien, więc siedziały obie z trudem oddychając w zatęchłym i zasmrodzonym pomieszczeniu. Blanche siedząc wygodnie na kanapie z nogami rozłożonymi na pufie czytała gazetę, natomiast Beatrice klęczała nieopodal ze szmatą w przesuszonych dłoniach i szorowała podłogę z zeschniętej krwi.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że nowocześnie umeblowany salon zamiast typowych drewnianych podłóg wyłożony został białymi kafelkami, na których, choć posoka wyróżniała się znacząco, łatwo schodziła po przetarciu szmatą.
Młodziutka mama nie drgnęła nawet, gdy w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek oznaczający przyjście kogoś z rodziny. Podejrzewała Gregoriusa, ba, spodziewała się go! Jego matka odwiedziła ją nie tak dawno z obrzydzająco przesłodzoną radością komentując zbliżający się termin. Na jej kleiście soczysty głos Blanka miała odruch wymiotny, bardziej niż na zapach chloru unoszący się teraz w powietrzu.
Drzwi otworzyły się, a ona uniosła tylko wzrok znad gazety, po czym wróciła do czytania. Robiła się niezdarna, a znudzona siedzeniem w domu nie dbała już o skrytość swoich nielegalnych interesów odnajdując frajdę w sprzątaniu bałaganu jaki robiła. Przerzuciła na kolejną stronę kończąc jeden z wielu artykułów na temat stylu współczesnej modnej czarownicy i odwróciła zdjęcie modelki z płonąco-krwistymi włosami i błyszczącymi soczystą zielenią oczami w stronę Grega, przedstawiając mu kontrast pomiędzy wyrazistą czarownicą z gazety, a mdło białą aparycją Foucaultów.
- Może tak powinnam się przefarbować? - zapytała tonem prawie tak łaknącym odpowiedzi, jakby rzeczywiście interesowała ją jego opinia. Nie trwało to nawet sekundę dłużej, odwróciła gazetę przerzucając kartki i szukając artykułu, który przed chwilą czytała. - Szybko wróciłeś, już cię znudził twój kutasi chłopiec? - wyraźnie szukała zaczepki. Krew leżącego w piwnicy młodzieniaszka jeszcze nie została zmyta z posadzki salonu, a ona już łaknęła kolejnego trupa na swoim rachunku.
Blanche Cavendish
[puk puk! ;)]
OdpowiedzUsuńCandice
Co się dzieje? Co się dzieje? CO SIĘ DZIEJE?!
OdpowiedzUsuńJego myśli były w tym momencie tak splątane, że nawet nie orientował się, że robi coś, co prawdopodobnie zapewni mu kolejny miesiąc wzmożonej upierdliwości Grega. Z jego umysłu zniknęła wszelka podejrzliwość, nawet strach przed tym, że Cavendish wyczytał z jego pamiętnika dosłownie wszystko, gdzieś nawiał. Prawdopodobnie rano pożałuje tego wszystkiego ze zdwojoną siłą, ale teraz po prostu nie chciał psuć tej cudownej chwili. Był pijany w cztery gryfie dupy, podniecony, a w dodatku w krzakach, na starszym o rok prefekcie. O Merlinie, co się tutaj działo? To wszystko robiło się coraz bardziej powalone, a on chciał tego coraz bardziej. Mógłby tak się miziać cholera wie ile, gdyby jego ciało nie zaczęło żądać czegoś więcej. Całkiem nieświadomie mruczał i postękiwał w usta kumpla nie zdając sobie sprawy z tego, że dostarczał Gregowi kolejnych powodów do naśmiewania się z niego. No cóż, gdzie alkohol i okazja do przespania się z facetem, który mimo parszywego charakteru, jakimś cudem otrzymał ładną buźkę (chociaż na trzeźwo nigdy by tego nie powiedział), tam brakowało rozumu.
Ta noc była cholernie dziwna. Wszystko wychodziło dokładnie na opak. Nigdy nie miał skończyć z tym upierdliwcem w krzakach. Chyba równowaga wszechświata została właśnie zachwiana, ale on miał na to kompletnie wywalone. Jego dłonie szybko odnalazły drogę pod koszulę od piżamy Grega i wślizgnęły się pod nią ze sprawnością węży. Nie mógł się powstrzymać przed przejechaniem swoimi zgrabnymi palcami po brzuchu Grega. Gdzieś mgliście zauważył, że są nawet podobnie zbudowani, co normalnie wywołałoby w nim drgawki i mdłości, ale teraz zupełnie mu nie przeszkadzało. Teraz nic nie było w stanie mu przeszkodzić. Nawet kwakanie kaczek gdzieś daleko nie wydawało się takie straszne, równie dobrze mogło nie istnieć. Jego pijany mózg wyśpiewywał właśnie prywatny hymn brzmiący mniej więcej jak „Przelecimy Cavendisha, przelecimy Cavendishaaaaaa!”. On sam był zaabsorbowany smakowaniem ust Grega i, jak na razie, niewinnym obmacywaniem jego torsu.
Sam nie wiedział kiedy zapita menda odwdzięczył się tym samym, ale znowu mu to nie przeszkodziło, a nawet się spodobało, tak samo jak inicjatywa jego krzakowego towarzysza, żeby przenieść usta na szyję Finna. Był mu za to wręcz wdzięczny, był to jeden z jego wrażliwszych punktów, a rozgrzane usta chłopaka pobudzały go jeszcze mocniej. Chciał wymruczeć coś w stylu ”Och tak, nie przerywaj”, ale akurat przed tym się powstrzymał. Mógł się spić do nieprzytomności, ale niektórych rzeczy naprawdę nigdy by nie zrobił. Może i byłby w stanie to powiedzieć, ale w zupełnie innej sytuacji.
Ręce go świerzbiły, żeby pozbyć się górnej części ubrania chłopaka, ale nie był to jeszcze odpowiedni moment. Sam nie był pewien czy robienie tego w krzakach będzie wygodne, już czuł jakąś gałąź wbijającą się mu w plecy, z drugiej strony nie chciał tego przerywać.
- Możemy poszukać twojego łóżka – mruknął sam zaskoczony swoim tonem. Jego głos był miękki, wręcz czuły, ale równocześnie tak samo zdecydowany i pewien siebie, jak zawsze. To było cholernie dziwne...
Mruczek Finn
BAL WIOSENNY
OdpowiedzUsuńCiężko było znaleźć niepochlebne wyrażenie, którego jeszcze nie wykorzystał wobec Gregoriusa. Cholerny, uparty, wstrętny, upierdliwy moczymorda! Czy on naprawdę nie miał do roboty nic poza psuciem Dorianowi humoru dwadzieścia cztery godziny na dobę?! Jeszcze musiał się dobrać do tego cholernego pamiętnika! To było kompletnie... UH! Ręce go świerzbiły, żeby obić mordę prefekta. Oczywiście znał o wiele bardziej wyrafinowane metody sprawiania bólu, ale czasami agresja potrzebowała bardziej fizycznego ujścia. Miał się dzisiaj dobrze bawić, ale ciężko będzie trzymać się tego zamiaru z Gregiem na ogonie. W dodatku ten bezczelnie sobie gdzieś polazł tylko po to, by po chwili wrócić z kubkiem Ognistej w dłoni!
- Powiem ci tak, to w krzakach było z twojej winy! To ty dałeś mi tej cholernej Ognistej, więc nie masz prawa mówić, że zrobiłem świadomie cokolwiek z tych... - wzdrygnął się na wspomnienie ich wspólnej nocy. Niestety nie był na tyle schlany, żeby doznać pijackiej amnezji, pamiętał nawet urywki swoich myśli, co wzbudzało w nim jeszcze większy wstręt. Kiedy sobie przypominał, że spał z Gregiem, że nie dość, że on był w nim, to ta menda też go zaliczyła czuł wręcz niewysłowioną chęć zrzygania się z cichą nadzieją, że razem z zawartością żołądka pozbędzie się tego żenującego fragmentu swojego życiorysu. To było najgorsze, co mogło go spotkać, rano nawet miał objawy zatrucia! No przecież, pewnie Cavendish dorzucił mu pigułkę gwałtu, to by wyjaśniało dosłownie wszystko.
- A jeśli komukolwiek wspomnisz o... o tym... uh, o tej żałosnej chwili słabości mojego młodszego ja, przysięgam ci, że kiedy z tobą skończę to rodzona matka cię nie pozna – syknął niczym prawdziwy wąż. - Możesz sobie wmawiać co chcesz, ale uświadom sobie, że fakt, że kiedyś, przy kompletnym zaćmieniu umysłu, mogłem coś do ciebie poczuć, nie oznacza, że nie odzyskałem rozumu. Jesteś upierdliwą mendą, Cavendish, a trzymam się z tobą tylko dlatego, że nie jesteś takim idiotą, jak cała reszta. - Starał się wyrzucić z siebie kwintesencję wszystkiego, co mogło ugodzić w honor Grega. Może powody ich znajomości były inne, ale niech sobie nie myśli! Jeśli nie zadziała nic innego, będzie wyzywał go od najgorszych.
Obrócił się na pięcie w stronę sali i przeczesał tłum czujnym wzrokiem. Kto mógł być na tyle ogłupiały, żeby umówić się z Gregiem? Najważniejszym pytaniem była oczywiście płeć, chociaż w tym wypadku stawiałby na jakąś biedną dziewczynę. Nigdy nie widział Grega z facetem, chyba jego jedyny bliższy kontakt z osobą tej samej płci nastąpił właśnie tej feralnej nocy i gdyby to nie budziło w Dorianie takiego wstrętu byłby z siebie nawet trochę dumny, a przy okazji pogratulowałby Mendzie, bo lepiej trafić nie mógł. Ale w tym wypadku...
- No gadaj dla kogo nauczyłeś się wiązać krawat, idioto? Chcę to biedne stworzenie ostrzec, zanim padnie w twoje łapska. Będzie lepiej dla ciebie, przynajmniej po fakcie nie będziesz musiał wypłacać odszkodowania!
Dorian Finn
Doradca ubezpieczeniowy dla upierdliwych mend
[cześć żonciu <3]
OdpowiedzUsuń[ Myślę, że może wyjść ciekawiej, jeśli nie wie ;) Bo Jack raczej trzyma to w tajemnicy. ]
OdpowiedzUsuń[więc przybywam ! <3 masz pomysł ? :>]
OdpowiedzUsuńCheyenne.
[może być, ona jest gotowa zamordować za takie coś... XD więc rozumiem, że ja zaczynam ? :>]
OdpowiedzUsuńCheyenne.
[Jestem jak najbardziej za, niech Gregorius robi co chce, niech niszczy spokój Dana :D Pytanie tylko jak by tu wystartować i sama już muszę się zastanowić co zrobić, by Dan nie udusił ucznia xD]
OdpowiedzUsuń[Jestę setnę komentarzę *fanfary* xD
OdpowiedzUsuńDziękuję, Peggy rumieni się z zadowoleniem pod wpływem tych wszystkich zachwytów nad jej uroczością i słodyczą ;p
Z Zabem nie skręciłyśmy wątku, bo byłam na urlopach... Ale jak chcesz to zapraszam pod obie karty, na wątki jestem otwarta, bo mam waaaakaaaacje. W końcu!]
Jej uroczość Peggy oraz jego seksowność Zabini
Szczur zniknął.
OdpowiedzUsuńCheyenne, oszalała z niepokoju, przetrząsała całą sypialnię w poszukiwaniu ukochanego potwora. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się ot tak ulotnić. Zazwyczaj spał sobie po prostu w szafie, szufladzie albo na łóżku, od czasu do czasu niemrawo łypiąc jednym okiem na jej wrzeszczące koleżanki.
- Zabierz tego szczura - wycedziła kiedyś z obrzydzeniem jedna z nich, wskazując palcem na drzemiącego, niewinnego zwierzaka. Negro obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem i nic sobie nie robiąc z oburzenia dziewczyny, najspokojniej w świecie ziewnął, przeciągnął się i ułożył wygodnie na drugim boku. Cheyenne z trudem ukryła cisnący się na usta uśmiech i z całą powagą zapewniła, że krwiożercza bestia nie ma zamiaru buszować w ich szafkach czy sypiać na ich łóżkach. Wyglądało na to, że nieco je uspokoiła. Jedna tylko, najwredniejsza z nich, czasem jeszcze spoglądała na biednego szczurka z nieskrywaną nienawiścią.
Cheyenne, mimo swoich zapewnień, przekopała jednak również szafki współlokatorek, zastanawiając się, czy Negro odnajdzie się żywy, czy może owa koleżanka zdążyła go dopaść i obedrzeć ze skóry gdzieś na korytarzu, w schowku na miotły albo jakimś delikatnie odludnym miejscu. Westchnęła ciężko, podnosząc się z kolan. "Popsute" stawy dawały o sobie ostatnio dość często znać.
Omal nie wyskoczyła ze skóry, kiedy coś spadło jej na ramię. Szczurek umył sobie pyszczek i łapki i popatrzył na nią wzrokiem niewiniątka. Chey przez moment miała ochotę na niego nawrzeszczeć ("za straszenie mamusi !"), ale doszła do wniosku, że dostarczyłaby złośliwym koleżankom jeszcze więcej tematu do plotkowania o tym, jakim dziwadłem jest ta Nott. Pogłaskała więc tylko zwierzaka po grzbiecie i weszła do pokoju wspólnego, mając nadzieję, że tam również będzie mogła pobyć sama. Niestety, kilka małych, dwu- lub trzyosobowych grupek usadowiło się w kątach i na kanapach. Cheyenne, zrezygnowana, już miała się cofnąć, kiedy usłyszała coś, co zmusiło ją do pozostania w miejscu. Zesztywniała i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.
Cheyenne.
[więcej szczegółów podaj, a może się skuszę]
OdpowiedzUsuńKastner
[Wierszokleta kłania się nisko, uśmiecha uroczo i stwierdza, iż nie jest to ostatni wiersz, który sklecił, bo całkiem mu się podobało to rymowanie :3]
OdpowiedzUsuń[ Witam :) Masz może chęć na wspólny wątek? Moja Jodie chętnie podenerwowałaby nieco pana prefekta kilkoma żartami :) ]
OdpowiedzUsuńJodie Goddard
[ Gmail: zuzajs14@gmail.com
OdpowiedzUsuńGG: 51314478 ]
Jack
[ A niech będzie burza mózgów. Może Jodie mogłaby podjąć się próby zrobieniu niemiłego żartu jakiemuś wrednemu ślizgonowi i zostałaby przyłapana przez Grega? Co później by się działo pozostaję tajemnicą... (Bo nie mam pomysłu :/ ). A czy ty masz coś w zanadrzu? :) ]
OdpowiedzUsuńJodie
[A czy my nie możemy lekko zmienić historię? My autorzy - władcy tego wymyślonego świata! Nie ma opcji, pić trzeba!]
OdpowiedzUsuńLenard
[Wiem, przepraszam :(
OdpowiedzUsuńI ten, nie wiem czy tylko mi, ale zdjęcie w twojej karcie się nie wyświetla :c]
Wiera