25 sierpnia 2015

Życie jest piękne (cz.1)

Jeszcze będzie zbetowane, ale nie mogłam się doczekać, żeby opublikować część pierwszą.
Będzie ich kilka, ponieważ na jeden raz wyszło mi za dużo stron, a i chcę trochę potrzymać Was w napięciu. Przyjmijmy zatem, że to cykl opowiadań o losach Ellen Kendall i Tove Jansson w rolach głównych. Zapraszam do czytania i jak najbardziej do komentowania, nawet jeśli to ma być zwykłe "przeczytałem". Dajcie głos!

2021r

Uroczysty bal sylwestrowy u Scotta Leina był swoistą tradycją wśród ślizgońskiej części uczniów Hogwartu. Krążyły o nim mniej lub bardziej rzeczywiste legendy i historie, a grono zaproszonych było tak ścisłe i zaufane, że ciężko było zdobyć prawdziwe informacje na temat tego, co się na balu działo. Jak każda grupa, tak przyjaciele i znajomi Leina mieli swoich wielbicieli oraz wrogów, a liczba tych pierwszych dorównywała drugim, więc niewyobrażalne było zdziwienie Tove, gdy pośród wystrojonych gości zauważyła drobną blondynkę o ogromnych, błękitnych oczach i malinowych usteczkach, ubraną w granatową elegancką sukienkę, w której wyglądała niczym wyjęta z obrazu na ścianie arystokratka. Przyuważyła też, że jej szyję okalał wspaniały, srebrny wisiorek, którego cena zdecydowanie musiała przerastać finansowe możliwości Ellen Kendall. Tove od razu wiedziała kim jest ta dziewczyna, krążyło o niej dużo plotek i pogłosek, a większość dotyczyłą jej rzekomego związku ze Scottem. Najwyraźniej oboje byli tak głupi, że postanowili się w końcu ujawnić i narazić na cios ze strony społeczeństwa zarówno ślizgońskiego, jak i gryfońskiego. Jansson mogła im tylko pogratulować odwagi i nie zazdrościć braku rozsądku.
Z tacy niesionej przez kelnera wzięła kieliszek z szampanem. Zbliżała się północ, niedługo zaczną odliczać czas i puszczą magiczne fajerwerki, a to było coś na co czternastolatka najbardziej czekała. Chodziły słuchy, że w tym roku pokaz sztucznych ogniem miał być nielada atrakcją, a liczba galeonów, które podobno Lein przeznaczył szokowała nawet największego rozrzutnika. Uniosła kieliszek do ust i zmoczyła wargi w słodkim napoju, o mocnym posmaku delikatnie gryzącym ją w język.
- Nie chcę wyjść na moralizatora, Tove, ale to, że cię tu zaprosiłem nie oznacza, iż nie obawiam się gniewu twoich braci - usłyszała znany głos za swoimi plecami. Odwróciła się, by zobaczyć gospodarza w pełnej krasie. Mieli okazję zobaczyć się tylko na wejściu, gdy witał gości, ale do teraz nie mogła zamienić z nim nawet słowa, gdyż cały czas był zajęty dbaniem o dobro i zadowolenie zaproszonych osób. - Odłóż kieliszek i pozwól, że zaproponuję ci coś bezalkoholowego. Masz ochotę na kakao z bitą śmietaną?
- Napiję się ponczu. - Pomimo że sytuacja wydawała się dziewczynie przekomiczna, a reakcja chłopaka przesadzona to grzecznie oddała kieliszek z szampanem przechodzącemu obok kelnerowi. Nie chciała narażać się Scottowi, ani tym bardziej wszczynać niepotrzebnych niesnasek z gospodarzem imprezy. Podobało jej się tutaj, więc nie chciała zbyt szybko kończyć zabawy. - Ellen wygląda dziś bardzo ładnie - skomplementowała wygląd dziewczyny. Wyraz twarzy Scotta od razu się zmienił, uśmiechnął się i skierował spojrzenie szarych tęczówek w stronę postaci, która przewróciłą jego życie do góry nogami. Należał do grona Ślizgonów, o których można powiedzieć, że prezentują stereotypowy wizerunek wychowanków Domu Węża, był oschły, zimny i chował uczucia za maską obojętności, nawet długo po tym jak poznał Ellen. Tove zastanawiała się dlaczego zdecydowali się ujawnić właśnie teraz, bo na pewno nie dziwiło jej, że Gryfonka wpadła w sidła kogoś takiego jak Lein. Chłopak należał do drużyny Quidditcha, miał świetnie wyrzeźbioną sylwetkę. Był też wysoki i wyjątkowo przystojny, czarne włosy idealnie przycięte i ułożone, smukła szczęka z delikatnym, zadbanym zarostem nadającym mu młodzieńczy, ale męski wygląd. Na ten dzień założył szyty na miarę garnitur w ciemnogranatowym kolorze, dopasowany i ozdobiony srebrnymi spinkami na mankietach koszuli. Pomimo nie tak późnej godziny zdjął już krawat i rozpiął górny guzik koszuli nadając sobie bardziej luźny wygląd. Gdyby była starsza z pewnością by się nim zainteresowała i teraz patrzyła z zazdrością na Ellen, która musiała żyć jak księżniczka w objęciach kogoś takiego jak on. Pod powłoką wyidealizowanego Ślizgona z pewnością krył się naprawdę ciepły i kochający chłopak, skoro roztropna Gryfonka go pokochała. Niezręczną ciszę, która niespodziewanie spadła przerwał nieśmiałe chrząknięcie chłopaka.
- Wybacz mi to zaniedbanie, ale muszę zająć się też innymi gośćmi - zwrócił się do niej, a Tove tylko uśmiechnęła się. Chwyciła go za rękaw i nachyliła ku sobie, szeptając mu do ucha:
- Nikt się nie obrazi, jeśli poświęcisz trochę czasu swojej ukochanej lwicy - zaśmiała się i puściła go. - Goście dadzą sobie radę - dodała i puściła mu oczko, pozostawiając go samego. Zdążyła jeszcze zauważyć jak oddala się w stronę swojej dziewczyny, chwilę rozmawiają po czym opuszczają salę balową starając się nie zwracać na siebie zbytecznej uwagi. Tove przewróciła oczami. Młodzi. Bez nadzoru Scotta i braci poczuła się wolna i dała się porwać sylwestrowej zabawie, a alkohol sam znajdował się w zasięgu jej rąk.

Świat wokół niej wirował, mocniej chwyciła Scotta za rękę czując jak uginają się pod nią nogi.
- Jeszcze chwilę wytrzymaj, mała - szepnął do niej głos tak słodki, że prawie rozpłynęła się z miłości nie zdając sobie sprawy, że właśnie nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Mrugnęła powiekami i znalazła się w zupełnie innej rzeczywistości.
√Miała bose stopy i stała w kałuży krwi, która ciekła z rany na piersi nieznanego jej mężczyzny. Był wysoki, miał nieproporcjonalnie długie ręce i nogi, siwą brodę i łysą głowę. Przypominał starego dziadka, jego błękitne oczy nie błyszczały, wydawały się mętne i pozbawione wyrazu. Ubrany był jedynie w koszulę nocną. Mężczyzna poruszył ustami, ale Ellen nie usłyszała żadnych słów, które wypowiedział. Najbardziej przerażało ją, że znajdowali się w niebycie, czyli miejscu pozbawionym czasu i przestrzeni, a biel raziła ją po oczach. Coś się działo, ale nie umiała określić co, wciąż tylko widziała krwawiącego starca krzyczącego coś, czego nie słyszała. Ostatnie, co zauważyła to sygnet na jego palcu, srebrny z granatowym środkiem i wytłoczoną literą J. Potem nastąpiło przebudzenie.
Otworzyła oczy i dostrzegła baldachim łóżka, które tak dobrze znała. Pod palcami poczuła przyjemny materiał aksamitu i bawełny. Sypialnia Scotta.
- Elly? - jego głos dobiegał jakby z daleka, wyraźnie, lecz jednak tłumiony przez i powtarzający się w jej głowie jak echo. Uniosła dłoń do czoła, poczym przetarła oczy palcami.
- Jest dobrze, nie martw się - powiedziała na widok chłopaka idącego w jej stronę z kubłem na śmieci. Jak przezornie, pomyślała na sekundę przed tym jak jej żołądkiem wstrząsnęły torsje i zwymiotowała prosto do pojemnika podstawionego przez Scotta. Ta scena ją rozbawiła, ale też ukazała jej jak dobrze się znają i wiedzą czego potrzebują w danej chwili. Nie pierwszy raz był świadkiem, gdy Ellen dostała wizji, co dla postronnych wyglądało jak atak padaczki i stan upojenia alkoholowego. Nierzadko potem wymiotowała lub zapadała w głęboki sen, a odkąd dowiedział się kim jest wspierał ją w każdym przebłysku przyszłości, którą miała okazję zobaczyć, jeśli tylko był w pobliżu. Scott poruszył nadgarstkiem w górę i dwa razy w prawo, a zawartość kubła natychmiast została opróźniona, zaś w powietrzu rozniósł się zapach fiołków, które Ellen uwielbiała. Pogłaskał ją po włosach i musnął ustami czoło.
- Czujesz się na siłach by wrócić na bankiet czy chcesz tu zostać? - spytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Blondynka siedziała wyprostowana wpatrując się w coś po drugiej stronie pokoju. Podążył za jej wzrokiem i dostrzegł stojącą w drzwiach Tove, która chwiejnie stała na nogach, wyglądało na to, że ledwo trzymała pion. Jej biała sukienka poplamiona była czerwonym winem, sama zainteresowana przeszła przez długość sypialni i zwymiotowała do kosza na śmieci, do którego przed momentem wymiotowała Ellen.
- Jansson - w głosie Scotta słychać było wściekłość, nie dlatego, że weszła do zamkniętej sypialni, ale dlatego, że upiła się pomimo jego wyraźnego zakazu. Chwycił dziewczynę za ramiona, ale przytrzymał jej włosy, gdy z ust wypłuwała żółty płyn, na widok którego i jemu robiło się nie dobrze. - Skończyłaś? - zapytał i odstawił kosz na śmieci na podłogę. Tuż obok jego ramienia wyrosła jak spod ziemi Ellen.
- Zanieś ją do łazienki, pomogę jej się umyć - powiedziała, a on bez zbędnych słów wykonał jej polecenia. Posadził pijaną nastolatkę w wannie i wyszedł z łazienki zostawiając dziewczyny same. Kendall pomogła dziewczynie zdjąć brudne od wina i wymiocin ubrania i napuściła wody do wanny. Sukienkę dziewczyny wrzuciła do zlewu, po czym sięgnęła po gąbkę. Już chciala zanurzyć ją w wodzie i płynie, gdy na lewej dłoni Tove dostrzegła srebrny sygnet z literą J. Momentalnie zastygła w bezruchu, a obrazy same pojawiły się przed jej oczami. Starzec. Krew. Śmierć. Niemy okrzyk i sygnet. Tkwiła w tej pozycji przez dobrą chwilę, nim jak za dotknięciem magicznej różdżki poruszyła się swoje myśli chowając głęboko w ciemnej części swojego umysłu i zaczęła myć właściwie nieznaną jej nastolatkę, która przesadziła z alkoholem. To z pewnością nie był wymarzony wieczór dla niej i Scotta. Szybko uwinęła się z umyciem dziewczyny, która powoli zaczynała trzeźwieć, pomogła jej wyjść z wanny i owinęła ręcznikiem.
- Przyniosłem ubrania. - prawie podskoczyła na dźwięk jego głosu, nie słyszała kiedy wszedł do łazienki. Spojrzała w jego stronę i na koszulkę oraz spodnie, które trzymał, rozpoznała w nich swoje rzeczy. Kiwnęła mu głową i podała je Tove, której trzeźwość wróciła na tyle, by sama mogła się ubrać. Zostawiła ją samą w łazience i wyciągnęła Scotta do sypialni, upewniła się, że drzwi są zamknięte po czym konspiracyjnym szeptem rzekła:
- Widziałam ten sygnet. Ten, który ona nosi. - nie mogła wytrzymać dłużej bez podzielenia się z chłopakiem o tym, co zobaczyła w wizji i o dziwnym zbiegu okoliczności. Gdyby zobaczyła pierścień u Tove w szkole mniej by ją to zainteresowała, ale dostała wizji na krótko przed wtargnięciem dziewczyny do pokoju, a to było czymś więcej niż zbiegiem okoliczności. - A w wizji ukazał mi się starzec z ogoloną głową i siwą brodą, prawie martwy, cały we krwi. Coś krzyczał, ale nie mogłam słyszeć słów. To… - zawahała się jak określić sytuację, by opisać ekspresję emocji, które się w niej skumulowały, ale zaraz nie przesadzić z opisem. - Podejrzane.
- Widziałaś dokładnie ten sam pierścień? - upewnił się, jednak dla niego sytuacja nie była aż tak podejrzana jak dla Ellen. Sygnety prawie zawsze miały srebrny kolor, a rodowych nazwisk na J mógłby od tak wymienić przynajmniej z pięć. - Mogła go dostać w spadku, a wizja mogła być zdarzeniem z przeszłości.
- Nie była z przeszłości - w głosie Ellen brzmiała pewność, która nie zdołała jednak przekonać chłopaka. Wzruszył ramionami, do przepowiedni miał dużo większy dystans niż jasnowidząca. Miały one tę nieznośną cechę, że nie mówiły zbyt wiele i ich sens nigdy nie był klarowny, szukania go na siłę kojarzyło mu się z błądzeniem w lesie bez światła, albo podróż po labiryncie bez mapy.
- Nawet jeśli to jaki to ma związek z Tove? Ona ma czternaście lat - rzucił lekceważąco - Daj sobie spokój z tym i po prostu się baw, dobrze? Wróć na bankiet, ja zaprowadzę dziewczynę do sypialni dla gości i rozkażę skrzatom jej pilnować. Dojdę do ciebie za chwilę, obiecuję. - ucałował ją i opuścił pozostawiając samą.
Była na niego zła. Zeszła do sali balowej bez nastroju do tańców i zabawy. Zbliżała się druga nad ranem, czas upłynął tak szybko i niespodziewanie, że nie sądziła, iż na niańczeniu Jansson i w nieprzytomności spędziła tyle czasu. Starała się jednak jak najlepiej przejąć obowiązki Pani Domu pod nieobecność gospodarza, jednak gdy Scott do niej dołączył wymigała się bólem głowy i wróciła do jego sypialni, gdzie spędziła resztę nocy.
Nad ranem, gdy ostatni goście opóścili posiadłość Leinów Scott wreszcie mógł udać się do łóżka, o którym zamarzył już jakiś czas temu. Zdjął czarne, wzorzyste lakierki, rozpiął guzik od spodni, które spadły mu do kostek. Dosłownie wyskoczył z nich rzucając się na łóżku, co przebudziło śpiącą Ellen. Gdyby jednak nie obudził jej mocnym wtargnięciem z pewnością zrobiłby to zapach, który ze sobą niósł. Nawet najprzystojniejszy ze Ślizgonów po całej nocy tańczenia przepacał ubranie.
- Śmierdzisz - skrzywiła się zabierając kołdrę i wypychając go z łóżka. - Idzie się upić samym smrodem alkoholu od ciebie, idź się wykąp. - Ellen nie miała nastroju, była na niego zła i chyba tylko to prowokowało ją do czepiania się go za wygląd i zapach po całej nocy. Ile to razy tuliła się do niego i wdychała zapach jego skóry po meczach quidditcha?
- Umyję się potem - rzucił tylko kładąc się obok niej, ale ugodowo ściągając jeszcze koszulę. Zupełnie nie rozumiał jej nagłego oburzenia, ale winą obarczył migrenę, na którą poskarżyła się w czasie balu. Tym bardziej zdziwił się, gdy Ellen wyszła z łóżka kusząc jego podchmielony umysł jedwabną halką, spod której wyraźnie odznaczały się sterczące sutki i która obrysowywała jej idealne ciało.
- Pieprzony egoista. - usłyszał jeszcze mamrotanie i nie wytrzymał wyskakując z pościeli.
- O co ci teraz chodzi? - zapytał wściekle nie rozumiejąc irracjonalnego zachowania swojej dziewczyny.
- Myślisz tylko o sobie! - rzuciła w jego stronę poirytowane spojrzenie, przewracając oczami jak to miała w zwyczaju, gdy tylko czegoś nie rozumiał. Czuł się wtedy jak idiota. - Zostawiłeś mnie w czasie balu, zupełnie ignorując moje uczucia, a teraz wpychasz się do łóżka śmierdząc jak skunks. W dodatku obudziłeś mnie, a jest która to nad ranem! - Ellen miała ochotę tupnąć nogą i trzasnąć drzwiami, ale wydawało jej się, że zachowuje się wyjątkowo niedorzecznie i takie coś tylko przebrałoby miarkę. Uważała, że podejrzenia w kierunku Tove i sygnetu były słuszne i nie spodobało jej się, że Scott je zignorował stawiając na pierwszym miejscu ten głupi bal oraz gości. Dupek.
Chłopak zacisnął pięści i odwrócił się na pięcie.
- Jak sobie księżniczka życzy - wysyczał przez zęby jak na Węża przystało i opuścił sypialnię zostawiając ją samą. Nie będzie panience głowy zawracał, delikatna się taka zrobiła. Zapach potu jej przeszkadza. Rozpuszczona lwica, mamrotał pod nosem, niechby to szlag trafił te wszystkie baby!
Poranek nie był dla niej łaskawy, ale też nie należał do najgorszych. Po raz pierwszy w życiu pojęła w pełni znaczenie słowa kac i zrozumiała na czym polega suchość w ustach w pełnym wydaniu. Z nocy pamiętała jednak wszystko, choć nie była pewna co należało do prawdziwych wspomnień, a który obraz został przeistoczony pod wpływem alkoholu w coś, co niekoniecznie miało miejsce. Zeszła do kuchni w ubraniach, w których się obudziła, wypiła szklankę zielonej herbaty podanej jej przez domowego skrzata i rozsiadła się na krześle gotowa zjeść coś porządnego, co zaspokoi żołądek. Nie zdążyła jednak nawet poczuć zapachu smażonego boczku, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Usłyszała dwa męskie głosy, jeden należał do Scotta, a drugi do jej ojca. Wstała więc od stołu i podążyła do głównego hallu, gdzie stał wysoki mężczyzna o łysej czaszce i długiej, siwej brodzie, ubrany w elegancki surdut oraz pan domu i gospodarz w lnianych spodniach i koszulce, najwyraźniej nagłe pojawienie się gościa ściągnęło go z łóżka.
- Nie będę zawracać ci głowy, Scott - zwróćił się do młodzieńca Abraham Jansson ściskając jego dłoń - Pozdrów rodziców. Tove, możemy wychodzić? - zwrócił się do córki z zapytaniem, które nie wymagało odpowiedzi. Wiedziała, że ktoś po nią przyjdzie, ale nie sądziła, że sam ojciec się po nią pofatyguje. Kiwnęła głową bez słowa i pożegnała się z kolegą z domu, opuszczając posiadłość Leinów jak najszybciej się dało.
Owinięta w szlafrok Ellen stała przy oknie w sypialni Scotta i ukrywając się za firanką obserwowała wychodzących na ganek ludzi. Bez trudu rozpoznała Tove w swoich ubraniach, ale mężczyzna, który jak podejrzewała był jej ojcem, pozostawał dla niej obcy. Już miała odejść od okna, gdy mężczyzna odwrócił się i spojrzał dokładnie tam, gdzie stała. Cofnęła się szybko, odskakując jak oparzona, potknęłą się o długi materiał szlafroka i upadła na ziemię. W tym samym momencie do pokoju wszedł Scott. Spojrzała na niego, a kłótnia i niesnaski z nocy nagle przestały mieć znaczenie. W jej oczach pojawił się niepokój i strach, którego jeszcze nie rozumiała.
- Znam go - wyjąkała - to on był w mojej wizji. Widziałam jak umiera, Scott. Przewidziałam czyjąś śmierć.
- No to, że tak powiem, wbiłaś na higher level - skwitował ironicznie chłopak.
- To nie jest zabawne! - podniosła się z ziemi. Była wściekła, wszystkie złe emocje wróciły i tym razem czuła je ze zdwojoną siłą.
- I co zrobisz, Elly? - spytał ze stoickim spokojem. Złapał ją za dłonie, a gdy próbowała je wyrwać ścisnął mocno, by jej się to nie udało. - Nie masz na to wpływu. Widzisz przyszłość, ale nie masz na nią wpływu - powtórzył. - Możesz tylko patrzeć jak się wydarza.
- Ten mężczyzna ma umrzeć, jak możesz tak mówić? - spytała z niedowierzaniem. Sądziła, że czasy zimnego i obojętnego Ślizgona mieli już za sobą.
- Ten mężczyzna - powtórzył za nią - to ojciec Tove, przekroczył już sześćdziesiątkę, ma wrogów więcej niż cała moja rodzina razem wzięta i śmierć to z pewnością coś, co mu grozi nie od dzisiaj. Na każdego przychodzi czas prędzej czy później, nie zbawisz świata. Taka jest rzeczywistość, więc przestań o tym myśleć i chodź zjeść śniadanie - to rzekłszy pociągnął ją za rękę, chcąc poprowadzić do jadalni. Wyrwała mu się jednak, a chłód w jej oczach zmroził go. Nigdy dotąd nie widział dziewczyny tak zdecydowanej i złej.
- Chyba powinnam wrócić do domu - powiedziała bez cienia emocji w głosie. - Zobaczymy się w szkole.
- Elly… - westchnął ciężko, ale ona tylko go wyminęła i podeszła do kominka. Nabrała proszku fiuu w dłoń i weszła do kominka. Nie zatrzymał jej. Zniknęła nim zdążył mrugnąć powieką.

16 komentarzy:

  1. [Ale dłuuuuuugie!
    A tak na serio, nawiązując do wczorajszej rozmowy na shoutboxie, nie wiem jak skomentować. Dwa czy trzy razy zauważyłam brak przecinka, ale teraz trudno mi określić, w którym miejscu to się znalazło, natomiast po scenie rannej w sypialni, kiedy Scott kłóci się z Ellen, nie zaznaczasz, że akcja przenosi się na Tove, przez co czułam się przez kilka zdań zdezorientowana i musiałam chyba ten fragment dwukrotnie czytać, aby zrozumieć, że chodzi już o Ślizgonkę. Z kwestii estetycznych — nie wiem jak innym, ale mnie się trudno czytało z tą czcionką :)]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie wiem o co chodzi z tą czcionką. W Wordzie Times 12, tutaj Times "normalna", a wyszło jak wyszło z wielkością. Co do wspomnianej sceny - poprawię.

      Usuń
  2. [Czytałam z telefonu i na czcionkę nie narzekam. Nawlewałaś Scottowi tak pięknie, że jego autorka zapewne szczerzy się jak głupia przed monitorem (xD). Opowiadanie pierwsza klasa, jestem pod szczerym podziwem, bo czytało się przyjemnie i lekko. Przecinki gdzieś tam się zgubiły, ale to nie jest aż tak ważne. ♥ ja czekam na ciąg dalszy akcji i dramaty jakieś. ]

    SCOTT LEIN.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Cię jak księżyc poranek.

      Usuń
    2. Nie wiem o co Ci chodzi, księżyc widać również za dnia, kiedy jest jasno. Za to Scott kocha Cię równie mocno, zaraz po Mary Thompson.

      Wredny Drań

      Usuń
    3. Nie wiem czy jesteś medium czy jasnowidzem jak Ellen, ale Panienka Thompson ma swoje miejsce w najbliższych kilku stronach.

      Usuń
    4. MARY?! ♥ mam tylko nadzieję, że jej nie uśmiercisz, bo to złamie scottowe serduszko. I lepiej byś miała dobry powód, dla którego zerwali.

      Usuń
    5. Dobry powód, dla którego Mary i Scott zerwali? Ellen!

      Usuń
  3. [ Jak dla mnie czcionka była okej. Też miałem problem z odróżnieniem akcji między Tove a Ellen. Rozumiem, że tam gdzie jest znaczek √ miał pojawić się akapit?
    Pierwsza część bardzo mi się podoba i czekam na kolejne. Co prawda nie wyczuwam jeszcze napięcia, ale wierzę, że od następnej części się to zmieni.
    A nikt się nie zdziwi, gdy Ellen wyjdzie z domowego kominka w szlafroczku? ]

    Silas Mulciber

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tam gdzie jest znaczek powinna być czcionka, moje niedopatrzenie, zrzucam winę na zmęczenie. Napięcie się pojawi (mam nadzieję, że uda mi się Was w go wprowadzić), dzisiejsza część jest bardziej wprowadzająca w temat i w historię. Nie chciałam zrzucać Wam na głowę od razu kilkunastostronnicowej opowieści, a dzięki temu znajdę też trochę czasu, by wszystko dopracować.

      W następnym postaram się zwrócić większą uwagę na zaznaczanie, z której perspektywy piszę. Może będę pisać jak GRR Martin, ale bez zabijania wszystkich naokoło.

      Usuń
    2. No to czekam z niecierpliwością :)
      Dodam jeszcze, że notka zainspirowała mnie do napisania opowiadania, więc dziękuję za bodziec :p

      Usuń
  4. Skoro tak wszyscy o tej czcionce, to faktycznie jest drobna i trochę utrudnia czytanie, ale bez problemu dało się przebrnąć przez tekst, więc to żaden minus, zwłaszcza że w wersji komórkowej jest w tej kwestii o wiele lepiej. Za to plus za naprawdę przyjemne opowiadanie, zakończenie wprowadzone w dobrym momencie, więc potrzymać w napięciu się udało. Kreacja Scotta także udana, tym bardziej, jeśli pamięta się go jako Śmierciożercę z odległego rocznika. Gdzieniegdzie brakowało kilku przecinków, a w oczy rzuciły się dwa powtórzenia, mianowicie: Wyszedł z łazienki zostawiając dziewczyny same. Kendall pomogła dziewczynie [...] Sukienkę dziewczyny wrzuciła do zlewu oraz Zwrócił się do młodzieńca Abraham Jansson. Zwrócił się do córki z zapytaniem.
    Czekamy na kontynuację, a punkty przepisać na konto Ellen czy Tove?

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam spory problem z przebrnięciem przez tę notkę, przynajmniej z początku, ale to u mnie normalne, kiedy czytam o postaciach, z którymi nigdy nie miałam do czynienia. Jednak przekonując się bezustannie i powtarzając "czytaj dalej, a nuż widelec..." dobrnęłam do samego końca i nie żałuję. Notka bardzo dobra, mnie czcionka absolutnie nie przeszkadzała, wyłapałam w pierwszym, bądź w drugim akapicie mały błąd "nielada", powtórzenie na samym końcu "[...]podeszła do kominka. Nabrała proszku fiuu w dłoń i weszła do kominka." i poza tym kilka literówek, które na moment rzucały się w oczy, a z kolejnymi zdaniami, szły w niepamięć :)
    Ogólnie opowiadanie bardzo przyjemne i ciekawe, jestem pod wrażeniem lekkości i nie mogę się doczekać dalszej części historii :)

    Samuel Douglas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie wiem jak to skomentować. Wiem, że powtórzeń trochę się powtarza, ale to kwestia niedopatrzeń lub braku pomysłu jak zastąpić dane słowa. Niemniej dziękuję za komentarz, bo każde słowo to motywacja do dalszego pisania i mam nadzieję, że dotrzesz do końca całej historii.

      Pozdrawiam

      Usuń