27 sierpnia 2015

Życie jest piękne (cz.2)

Zwróciliście mi ostatnio uwagę, że momentami ciężko się połapać kiedy przeskakuję z Tove na Ellen i odwrotnie, więc postanowiłam rozbić kolejne części jeszcze bardziej, co ma swoje niewątpliwe plusy, bo w ten sposób mam większą okazję przedstawić swoje postaci. To opowiadanie skupia się na Ellen i Scottcie, ich relacji oraz charakterach postaci i czasem nieracjonalnych zachowań. 

Myśl o nadchodzącej siódmej klasie napawała Ellen przyjemną rozkoszą. I nie tylko dlatego, że lubiła się uczyć, stęskniła się za przyjaciółmi, swoim dormitorium. Spędziła ze Scottem cudowne wakacje, polecieli do ciepłych krajów, zwiedzili Peru i Meksyk, poznali nowe czarodziejskie kultury i przeżyli niezapomniane przygody, ale wewnętrznie czuła się już gotowa na nadchodzący rok szkolny i nie mogła się doczekać, żeby stawić mu czoła. Zajęciom, które więcej się nie odbędą, testom i esejom, na które będzie się uczyć po nocach, egzaminom, od których zależy cała jej przyszłość. To był ich ostatni rok przed wkroczeniem w prawdziwie dorosłe życie.
Umówili się, że przyjedzie po nią do niej do domu i punkt ósma zjawił się na Bakery Street pukając do jej drzwi.
- Otworzę! - zawołała zbiegając po schodach ze swojej sypialni do korytarza i otworzyła drzwi wpadając prosto w jego objęcia. - Scottie
- Elly - zaśmiał się chłopak rozbawiony wylewną czułością ze strony dziewczyny. Mieli dla siebie całe dwa miesiące i wyglądało na to, że Gryfonka wciąż się nim nie znudziła. To dobrze wyrokowało na ich wspólną przyszłość. Z kuchni wychyliła się blondwłosa kobieta przypominająca starszą wersję Ellen, lecz o bardziej ostrych rysach, siateczce zmarszczek wokół oczu i bujnej, kręconej czuprynie. Matka dziewczyny, Eleanor, ubrana była w elegancki kombinezon w kolorze grafitu, a za biżuterię służyły jej jedynie srebrne korale na szyi i drobne kolczyki w uszach.
- Czy to Scott? - zapytała - Wejdź, kochanie, wejdź! Przyszedłeś akurat na śniadanie. - Kobieta już przemierzała korytarz, aby go uścisnąć i wciągnąć do środka. Leina zawsze zastanawiało skąd w Ellen tyle dobroci, zagadka rozwiązała się, gdy poznał jej rodziców. W świecie Kendallów na wszystko patrzono przez różowe okulary i z pozytywnym nastawieniem, na każdym obiedzie, w którym uczestniczył panowała miła i rodzinna atmosfera, wszyscy wydawali się uprzejmi i prawdziwi w swojej naturze. Przyjemna odmiana po dotychczasowych doświadczeniach. Wszedł do środka pewnym krokiem i usiadł na krześle w niewielkiej jadalni, a już po chwili podstawiono mu pod nos talerz z gorącą jajecznicą na maśle i bekonem. Ellen przyniosła świeże bułki i jedną z nich wręczyła chłopakowi.
- Eddie, śniadanie! - zawołała matka dziewczyny i już po chwili dało się słychać głośne tupanie po schodach i w progu pojawił się najmłodszy członek rodzinny Kendallów. Edmund i Ellen różnili się wszystkim, co tylko możliwe, chłopak przypominał wyglądem swojego ojca, choć włosy - tak jak siostra i matka - miał w kolorze blondu, po rodzicielce odziedziczając także silny skręt i gęstość włosa. Zdążył już założyć szkolny mundurek, garniturowe spodnie, białą koszulę i kamizelkę oraz krawat w kolorach Hufflepuffu. Na widok siedzącego przy stole Scotta stanął bez ruchu.
- Co on tutaj robi? - zapytał z pogardą, pomimo wzroku matki pełnego dezaprobaty. - Nie będę siedział przy jednym stole z kimś takim - prychnął. - Po co w ogóle go tu zapraszasz?
- Eddie - w głosie Ellen dało się wyczuć wyraźną prośbę, by nie zaczynał tej kłótni właśnie teraz, stawiał wszystkich w nieprzyjemnej sytuacji. Eleanor pogroziła mu drewnianą chochlą.
- Edmundzie Rupercie Kendall!
Chłopak zignorował całkowicie matkę i rzucił Ślizgonowi wyzywające spojrzenie.
- Gdybyś ją tak kochał jak to próbujesz udowodnić to byś ją dawno zostawił - powiedział prześmiewczo akcentując słowo „kochał”, by wzmocnić szyderczy ton wypowiedzi. - Nie patrz tak na mnie, Ellen! To czystokrwiste kur… - urwał w pół zdania wiedząc jak matka nadyma się powietrzem - nie dba o ciebie, chce tylko zaruchać. Jakby dbał to by nie pozwolił, żeby ktokolwiek choćby pomyślał o uprzykrzaniu ci życia. Hipokryta! Nienawidzi takich szlam jak my - wywarczał. Matka zdzieliła go chochlą, ale zdążył się uchylić. Ellen zaciskała dłoń na kolanie Scotta jakby błagając go tym gestem, by nie zwracał uwagi na to, co mówi Eddie. Chłopak pogrzebał widelcem w jajecznicy czując się co najmniej niezręcznie i nie wiedząc jak ma się zachować. - Widzisz? To tchórz, nawet nie spojrzy mi w oczy gdy go obrażam, a co dopiero gdyby miał cię obronić przed Noflorkiem czy Beaufortem! - na te słowa Scott nie mógł dłużej nie zareagować, zwłaszcza słysząc ciche warknięcie ze strony Ellen. Popatrzył na rodzeństwo od razu dostrzegając, że coś przed nim ukrywają.
- O co chodzi? - spytał patrząc na dziewczynę i marszcząc czoło. Czyżby działo się coś, czego mu nie powiedziała?
- Może ktoś chce się napić herbaty? - Eleanor na siłę starała się naprawić atmosferę, zmieniając temat, ale z miłego śniadania zostały tylko wspomnienia. Eddie wydawał się zadowolony z siebie, ale matka wyprowadziła go, co szybko popsuło jego dobry nastrój.
- Ellen? - Scott powtórzył pytanie i coraz bardziej obawiał się, że nie otrzyma odpowiedzi. Nie pomylił się.
- Nic, czym powinieneś się przejmować - w głosie dziewczyny nie było pewności, lecz ciche błaganie by nie pytał o więcej. - Zjedz śniadanie - poprosiła - niedługo musimy jechać, jeżeli chcemy zdążyć. - Zerwała się z krzesła nim zdążył zaoponować i uciekła do swojego pokoju pod pretekstem dokończenia pakowania walizek. Chłopak wiedział, że to kłamstwo, bo Ellen zawsze była przygotowana przed czasem, ale nie naciskał wiedząc, że to nie jest najlepszy moment do takiej rozmowy. Mimo to nie miał już ochoty na śniadanie. Pani Kendall będzie mu musiała wybaczyć.

Na peron 9 i 3/4 dotarli kwadrans przed czasem, Eddie pomknął w pośpiechu w kierunku swoich znajomych, Pani Kendall mogła tylko krzyknąć za nim by był grzeczny i westchnąć ciężko na taką niesubordynację ze strony syna. Uściskała Ellen i upewniwszy się, że córce niczego nie brakuje jeszcze raz przeprosiła Scotta za wydarzenia ze śniadania i pożegnała się z nimi, po drodze wzdychając z zazdrością i niedowierzaniem na mijanych czarodziei. Pomiędzy parą nastała niezręczna, krępująca cisza. Jak dotąd do Hogwartu jeździli w gronie swoich przyjaciół, Ellen z Gryfonami, Scott ze Ślizgonami, ale wtedy byli przyjaciółmi, nie parą. Rozejścia się w dwie strony nie ułatwiała poranna kłótnia, o której żadne z nich nie chciało rozmawiać, choć chłopak bardzo chciał poruszyć temat rzekomego gnębienia i zweryfikować czy to w rzeczywistości miało miejsce, a jeśli tak to kto za tym stał. W końcu Ellen cicho westchnęła i puściła jego dłoń. Uniosła się na palcach, jakby chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie i tylko cmoknęła go w policzek.
- Zobaczymy się w Wielkiej Sali - powiedziała zabierając swoje bagaże.
- Pomogę ci z tym - zaproponował od razu wskazując na trzy duże walizki i podróżną torbę, ale ona tylko pokręciła głową i zrobiła zręczny unik. To go zabolało, mimo to nie pokazał niczego po sobie. Przybrał zimną maskę obojętności i rzucił tylko: - jak chcesz. - Po czym udał się w stronę swoich przyjaciół.
- Elly! - za plecami usłyszała wesoły okrzyk znajomej, odwróciła się tym samym wpadając w ciepły uścisk swojej przyjaciółki z dormitorium Mary Thompson. - Scott ci nie pomógł z torbami? - spytała zdziwiona biorąc dwie z walizek w swoje ręce i pomagając Ellen wejść do pociągu. Speszona dziewczyna nie odpowiedziała na to pytanie tylko wzruszając ramionami.
- Wiesz jak jest - mruknęła pod nosem podążając za koleżanką do przedziału. Mary zdawała się nie zauważyć delikatnego wycofania ze strony przyjaciółki i wpadła w trans trajkotania opowiadając o swoich wakacjach, wciągając w rozmowę wszystkie współpasażerki znajdujące się w przedziale. Ellen odetchnęła z ulgą i dała się pochłonąć rozmowie o pierdółkach, całkowicie zapominając o Scottcie, który siedział teraz w chyba najbardziej odległej części Hogwartu Express, wśród czarnozielonych szat i bladych lic ich właścicieli, którzy zażyle dyskutowali właśnie o najnowszym zawodniku Armat z Chudley.
- Czy Norfolk lub Beaufort wspominał coś o… Ellen Kendall ostatnio? - pomimo że na jego twarzy nie widać było emocji i miał zimny ton to na wzmiankę o dziewczynie głos mu zadrżał, ni to z obawy, ni to ze złości. Wciąż nie przebolał jej zachowania na peronie, zupełnie jakby się go wstydziła lub bała, że nadmierna wylewność uczuć można na nią sprowadzić jakieś nieszczęście. Jego pytanie przerwało toczącą się dotąd dyskusję, a w przedziale zapadła cisza. Wpierw wszyscy spojrzeli na niego z zaskoczeniem, nim część z nich odwróciła wzrok unikając z nim kontaktu wzrokowego.
- No wiesz - zaczął niepewnie Benjamin Bulstrode - to mugolka - powiedział, jakby to miało wszystko wyjaśnić. Chłopak skulił się jednak pod głośnym warknięciem Scotta.
- A czego się spodziewałeś po tej dwójce? - Ted położył dłoń na ramieniu przyjaciela w uspokajającym geście. - Nikt z nas nie sądził, że ta cała wasza znajomość będzie czymś więcej niż tylko przelotnym romansie. Sam się naraziłeś wiążąc z mugolką, bądź realistą Lein, to nie ma szans na przetrwanie. My cię nie zostawimy czegokolwiek nie zrobisz, ale nie przeciągaj struny. - Scott wyglądał jakby ktoś mu strzelił w twarz. Jego oczy wyrażały coś więcej niż wściekłość, miał ochotę wyrżnąć ich wszystkich w pień za to, że nic mu nie powiedzieli. To dotyczyło jego, wszystko, co dotyczyło Ellen było ściśle powiązane z nim. Nic dziwnego, że Norfolk i Beaufort śmiali mu się w twarz. Krzywdzili jego dziewczynę, a on nawet o tym nie wiedział. Strzepnął z ramienia rękę przyjaciela i wstał otwierając drzwi od przedziału.
- Gdzie idziesz? - spytał zaskoczony Ted nie rozumiejąc reakcji chłopaka, a gdy ten spojrzał na niego poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach.
- Złoić kilka dup. - i wyszedł z przedziału. Za nim jak cień podążyła grupa czarno-zielonych szat.

W przedziale dziewcząt rozmowy toczyły się w najlepsze, Ellen kończyła właśnie opowiadać o wizycie w Peru, gdy drzwi nagle się otworzyły i do środka wpadła zdyszana Dorothy Brown, piątoklasistka, którą Kendall znała z klubu transmutacji.
- Biją się! - wykrzyczała pełna ekscytacji, euforii, ale też przerażenia. - Scott z bandą przeciwko Zielonym Pałom! - zawołała niczym spiker na meczu quidditcha. Ellen zerwała się z miejsca. Zielonymi Pałami Gryfoni nazywali najbardziej znielubianych Ślizgonów, którzy w czasie roku szkolnego pełnoetatowo parali się niszczeniem psychiki i znęcaniem nad czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Podążyła za trzęsącą się Dorothy po drodze wypytując ją o szczegóły, ale dziewczyna niczego nie wiedziała.
- Usłyszałam od Bethany, że jacyś Ślizgoni wyzywają się na pojedynek, wcale mnie to nie zainteresowało, ale zobaczyłam twojego Scotta, a Bethy dodała, że to walka o honor, więc jak zrobiło się gorąco natychmiast pobiegłam po ciebie.
- Dobrze zrobiłaś. - Gdy dotarły na miejsce zastały ściśniętą grupę uczniów, przez która nie było widać nic, co dzieje się w środku, za to wyraźnie było słychać co mówią. Zanim Ellen zdążyła zareagować pomiędzy uczniów wszedł jeden z prefektów, rozpychając zwartą grupę przedostał się do środka, gdzie dziewczyna dostrzegła Scotta, choć ten jej nie widział.
- Rozejść się! - zawołał prefekt - Rozejść się w tej chwili, bo jeszcze wszyscy będziecie przez najbliższe pół roku pomagać Filchowi w obowiązkach! Do swoich przedziałów, ale już! - grupa złożona głównie ze Ślizgonów i Krukonów niechętnie, bo niechętnie, ale rozeszła się. Prefekt stanął pomiędzy walczącymi chłopakami, ale sam nie wiedział jak ma się teraz zachować.
- Do swoich przedziałów - zawyrokował - ale możecie być pewni, że wasz opiekun domu o wszystkim się dowie. Kendall, powiedziałem rozejść się! - zawołał w stronę dziewczyny stojącej nieopodal, która pomimo jego poleceń nie wróciła do koleżanek. Chciała zobaczyć Scotta i prośba spełniła się, bo gdy tylko usłyszał jej imię odwrócił głowę. Miał obitą wargę, a z jego łuku brwiowego spływała krew. Poza tym z szaty szkolnej zostały tylko strzępy.
- Elly - powiedział niemo, lecz ona tylko pokręciła głową. Norfolk i Beaufort zarżali głośno.
- Och, czyżbyś nie przedyskutował tego planu ze swoją szlamusią? - spytali słodkim tonem śmiejąc się w głos. Prefekt fuknął na nich i posłusznie oddalili się w stronę swojego przedziału głośno wyrażając swoje niezadowolenie, że przerwano im zbicia Scotta Leina na oczach prawie wszystkich Ślizgonów i że naskarżą za ten bezpodstawny atak. Sam czarnowłosy chciał coś powiedzieć, ale ona odwróciła się i ostatnie co zobaczyła w jej oczach to niezadowolenie, zażenowanie i dezaprobatę. Chciał za nią pobiec, ale jego przyjaciele powstrzymali go, nie chcąc bardziej narażać się prefektowi, który z irytacją mamrotał coś o nieodpowiedzialnych Ślizgonach i wszczynanych burdach. Dał im ostatnią reprymendę i odszedł w swoją stronę.
- Ellen! - zawołał Scott za dziewczyną, ale ta słysząc swoje imię puściła się biegiem chcąc znaleźć się jak najdalej od chłopaka, który upokorzył ją przed całym swoim domem wcale nie pomagając jej z przykrościami, które ją spotykały. Resztę podróży spędziła w milczeniu w kącie przedziału w towarzystwie szepczących koleżanek niepewnych jak pocieszyć przyjaciółkę w tej niewątpliwie przykrej chwili.

Wielka Sala była udekorowana jeszcze piękniej niż w poprzednich latach. Strop udekorowany został jasnym błękitnym niebem, a po ścianach spływały jedwabne zasłony w tym samym kolorze ozdobione zielonymi gałązkami, które formowały się w ogromne drzewa o wielkich koronach. W pomieszczeniu było bardzo jasno i przyjemnie, w powietrzu unosił się zapach łąki i - tego Ellen nie była pewna - świeżo skoszonej trawy, którą tak uwielbiała. Stół jej domu znajdował się zaledwie kilkanaście kroków od niej i podążyła w jego stronę czym prędzej widząc zbliżającą się grupę Ślizgonów ze Scottem na czele. Ostatnie o czym teraz marzyła to spotkanie z chłopakiem i niewątpliwie ciężka rozmowa. Uciekła więc do Gryfonów wieczór spędzając w ich towarzystwie, kilka następnych dni unikając ukochanego. Nie miała jednak drogi ucieczki, gdy spóźniona weszła na eliksiry, które Gryfoni mieli razem ze Ślizgonami, a jedynym wolnym miejscem było to obok Scotta. Zajęła je siadając na krześle cicho i bez słowa, nie utrzymując nawet kontaktu wzrokowego. Profesor rozejrzał się po sali i rzekł:
- Jeżeli to już wszyscy to zaczynamy. Otwórzcie proszę podręczniki na stronie siedemdziesiątej ósmej…
- Upokorzyłeś mnie - szepnęła w stronę chłopaka nie wytrzymując rosnącego pomiędzy nimi napięcia. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Upokorzyłem? Ja walczyłem o twój honor! - jego głos był przeszywający.
- I niby jak miało mi to pomóc, co? Teraz tylko się ze mnie śmieją, a ty wyglądasz jak niedorobiony Kliczko…
- Kto? - zdziwił się Scott, ale Ellen tylko pokręciła głową. Mimo że wciąż była zła nie mogła dłużej się na niego gniewać, nie było sensu, wydarzyło się. Położyła dłoń na jego kolanie kciukiem gładząc materiał spodni.
- Ważne, że oni wyglądali jak Hammer po sparringu z Tysonem. - uśmiechnęła się pokrzepiająco spoglądając z delikatną dumą na jego rany.
- Nie wiedziałem, że interesuje się pani boksem, Panno Kendall - odezwał się nad nią głos profesora - ale radziłbym przerwać tę interesującą dyskusję i pójść po składniki do eliksiru. - Ellen spłonęła rumieńcem i posłusznie odeszła w stronę schowka. - Kliczko - zaśmiał się pod nosem stary profesor wracając do swojego biurka.

Spotkali się ponownie wieczorem w wolnym czasie, siadając na błoniach pod drzewami, niewidoczni dla innych. Ellen podzieliła się ze Scottem jedną z babeczek, które chowała w kieszeniach i przytuliła się do niego, opierając głowę na ramieniu chłopaka. Pocałował ją w czoło.
- Jak ci minął pierwszy tydzień? - spytał starając się zacząć rozmowę w neutralny sposób, ostatnie kilka dni nie było dla nich łaskawe, a on za wszelką cenę starał się unikną kolejnej kłótni. Dziewczyna mu nie odpowiedziała pochłonięta jedzeniem babeczki, ale gdy przełknęła ostatni kęs wciąż mu nie odpowiedziała. W zamian za to przesiadła się, siadając mu teraz na kolanach i przyciągając do siebie. Zaskoczyła go taką nagłą wylewnością czułości, ale z zachłannością oddał pocałunek, odgarniając jej włosy z czoła i zsuwając rękę na szyję przycisnął mocniej do siebie. Ellen nie oponowała pragnąc bliskości ukochanego bardziej niż zwykle, stęskniona po tygodniu panującej między nimi ciszy. Szarpnęła za jego płaszcz, co jeszcze mocniej pobudziło Scotta. Zwykle dziewczyna była uległa, pruderyjna, ale taka podobała mu się bardziej - wiedząca czego chce, biorąca to jak swoje i przede wszystkim z inicjatywą. Wolną dłoń wsunął pod spódniczkę masując jej pośladki i lekko je ściskając. Powoli położył się na mokrej ziemi ciągnąc ją za sobą i przewrócił ją na plecy przygniatając swoim ciężarem. Zszedł pocałunkami na jej szyję, czuł jej napięcie, które nagle całkowicie się rozluźniło, po czym wszystkie mięśnie skurczyły się powodując sztywność. Z gardła dziewczyny wydobyło się niezrozumiałe charknięcie. Scott uniósł głowę i w jednej chwili całe jego podniecenie zostało zgaszone. Mógł tylko usiąść obok niej i w spokoju czekać, aż Ellen wyjdzie z transu.
Przez pierwszy kwadrans nie czuł nawet zaniepokojenia, ale gdy minęła godzina, a dziewczyna wciąż pozostawała nieprzytomna coś go tknęło i patrzył na nią niespokojnie szukając jakichkolwiek oznak, że coś dzieje się nie tak. Po dwóch godzinach wziął ją na ręce i zaniósł do Skrzydła Szpitalnego, gdzie oddał w ręce pielęgniarki Penny Panny. Kobieta kazała mu położyć dziewczynę na jednym z wolnych łóżek i czym prędzej zawołać opiekuna domu. Puścił się biegiem zbyt przerażony bezradnością pielęgniarki by myśleć logicznie. Gdy wrócił do Skrzydła Szpitalnego Ellen wierzgała się właśnie w łóżku krzycząc w niebogłosy. Penny Panny była bezsilna.
- Jest wciąż w transie - powiedziała do profesora Cuthinga, który był opiekunem Gryfonów. - Nie mam możliwości jej wybudzić, poza tym to niebezpieczne, zawsze trzeba pozwolić im samym się obudzić, kochany, możesz mi pomóc, sama nie daję rady - zwróciła się do Scotta, który natychmiast ruszył w kierunku łóżka i pomógł utrzymywać Ellen, która nieświadoma tego, co dzieje się wokół biła rękoma i kopała nogami na wszelkie strony jakby próbowała się z czegoś wyrwać. Pielęgniarka Penny Panny skorzystała z okazji i pomknęła do szafki z eliksirami, wyjmując z niej najsilniejszy wywar uspokajający jaki znała i podała go dziewczynie. Wystarczyła chwila by wszystko się uspokoiło. Profesor Cuthing puścił uczennicę i odetchnął.
- Obudzi się sama? - spytał z troską w głosie.
- Powinna, ale pierwszy raz spotykam się z czymś takim. Wizje trwają zwykle kilka, kilkanaście minut. Zresztą to zależy od osoby, jasnowidzów jest niewielu, rzadko który dzieli się swoimi przeżyciami, więc informacji o nich nie uczy się na studiach medycznych. - kobieta wydawała się naprawdę wystraszona i bezsilna. Nie wiedziała co robić.
- Poinformuj mnie, jeżeli jej stan się nie zmieni lub pogorszy. Scott, powinieneś wrócić do Lochów - powiedział, ale chłopak pokręcił głową.
- Zostanę. To moja dziewczyna - odparł z naciskiem. - Nie ma mowy, żebym się stąd ruszył dopóki się nie ocknie. - Mężczyzna mógł tylko westchnąć nad upartością ucznia.
- A więc zostań, poinformuję profesora Skistada - to rzekłszy opuścił Skrzydło Szpitalne. Penny Panny jeszcze chwilę krzątała się wokół łóżka Ellen i zniknęła w swoim gabinecie.

Obudziła się znienacka, nie wiedząc gdzie jest, z kim jest, jak długo jej nie było i co się działo. Złapała się za szyję, ale nie poczuła żadnej rany, a koszulę nocną miała czystą. Pociągnąwszy kołdrę zbudziła śpiącego na rogu łóżka Scotta, który rozbudził się szybko.
- Elly! - uściskał ją mocno i wycałował każdy najmniejszy punkt jej twarzy. Dziewczyna wydawała się jednak wciąż nieobecna, pomimo że jak najbardziej wyglądała na wybudzoną. - Ellen, wszystko w porządku? - spytał zatroskany. Pokręciła głową.
- Widziałam śmierć, Scott, dużo śmierci. Ojca Tove i… - urwała na widok wchodzącej do sali pielęgniarki.
- No nareszcie! - zawołała Penny Panny szybkim krokiem przemierzając dystans. - Jak się czujesz? Coś cię boli? Jesteś głodna? A może byś chciała…
- Będę wymiotować - ostrzegła siadając na łóżku z nogami na podłodze. Pielęgniarka natychmiast pobiegła po najbliższy kosz na śmieci. Ellen popatrzyła na Scotta smutno. - Idź. Porozmawiamy później - powiedziała, a on zrobił o co prosiła bez słowa i pożegnania. Oddalali się od siebie, mieli sekrety, nie mówili wszystkiego. Kiedyś opowiedziałaby mu wszystko od razu, podzieliła swoimi troskami i trzymałaby go przy sobie, a teraz sprawiała, że czuł się niepotrzebny. Z rozmachem przewrócił stojącą przy jednym z łóżek zasłonkę na kółkach wkładając w to agresję i złość, która w nim drzemała. Zignorował wrzaski pielęgniarki i wyszedł trzaskając drzwiami. Najbliższe dni zapowiadały się paskudnie niemiło.

9 komentarzy:

  1. [Nie mam pojęcia co Ellen widzi w Leinie (pewnie kase jego rodziców xD). Naprawdę podziwiam, że zawsze masz siły pisać posty fabularne, a ten zdecydowanie należy do moich ulubionych - wracają mi bardzo miłe wspomnienia. Wydaje mi się, że dopiero teraz Ellen nabrała właściwego charakteru. Jak mogłaś tak stłuc Scotta? To musi być prawdziwa miłość skoro postanowił bronić jej honoru przed ślizgońskimi pałami (honor i pały dwuznacznie tu brzmią...). Kliczko mnie rozwalił. ]

    PATRYKOWA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wcześniej, jednak dopiero teraz miałam możliwość dorwać się do komputera, żeby skomentować. Czytając przez telefon nie zauważam błędów, literówek i ogólnie innych defektów, więc dzisiaj wyjątkowo nie będę marudzić :)
    Mam tylko jedno "ale" a propos Filcha, który - wydaje mi się, że już dawno powinien zejść z tego świata, a jeśli nadal żyje, to powinien być na zasłużonej charłaczej emeryturce.
    Co do samej treści - nie mam pojęcia dlaczego, ale zaczęłam coraz bardziej lubić Scotta, a moja sympatia do Ellen niesamowicie zmalała. Nie wiem czy to moja skłonność do tych złych postaci przeze mnie przemawia, czy po prostu Ellen do mnie nie trafia.
    Opowiadanie mnie nie urzekło, nie tak jak poprzednie. Ciężko przez nie przebrnąć i czytając, przewijałam na sam koniec, aby sprawdzić, czy zostało mi jeszcze dużo do końca.
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część. ;)

    Samuel Douglas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli znielubiłaś Ellen, a polubiłaś Scotta to znaczy, że zabiegi użyte w opowiadaniu do Ciebie trafiły, bo taki był cel :) Co najśmieszniejsze moim zdaniem jest to jedno z najbardziej typowych zachowań kobiet, jakie dostrzegam w swoim otoczeniu, przy czym sama nie wiem czy wynika to z kwestii nastrojów czy wrodzonej irracjonalności.

      Szkoda, że ta część mniej Ci przypadła do gustu od poprzedniej, bo tę pisało mi się o wiele łatwiej. Może właśnie to mnie zgubiło.
      Dziękuję za komentarz, dość długo wyczekiwany wśród tej szumiącej ciszy :)

      Usuń
  3. [ Skoro miałem znielubić Ellen to się cieszę, bo tak się właśnie stało. Za Scottem też nie przepadam, ale sądzę, że jeszcze się to zmieni. Przerywasz w takich momentach, że powinno to być zakazane. Część II mi się podobała, szkoda że nie było Tove, ale rozumiem dlaczego zdecydowałaś się na taki zabieg. Nie spodziewałem się, że tak szybko dodasz kolejną część. Czekam na więcej.
    Zamawiam pozwolenie na używanie nazwy Zielone pały w swoich wątkach, co tam, że mam Krukonów. To sie przyjmie, coś tak czuję. ]

    Silas/Marie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby to powiedzieć… Ja mam tego napisane kilkanaście stron, które ciągle zmieniam, czasem poprawiam (częściej zmieniam, rzadziej poprawiam, bo błędy ciężko mi wyłapać), więc to, że dodaję części tak szybko to wynik napisanych już opowiadań, które tylko redaguję. Mam też duży zapał jeśli chodzi o pisanie, więc co dodam tyle samo piszę.

      Zielone Pały może wejść do obiegu, zezwalam. Tove jeszcze się ukaże w ciągu najbliższych dni, bo jej część mam już skończoną.

      Usuń
    2. Silasie, Scotta przecież nie da się nie lubić, to wspaniały chłopak ♥ jeszcze go pokochasz.

      Usuń
    3. No nie wiem, nie wiem, ale nic nie jest przesądzone.

      Usuń
  4. [Nikt z nas nie sądził, że ta cała wasza znajomość będzie czymś więcej niż tylko przelotnym romansie — chyba chciałaś napisać coś innego, ale w ostatniej chwili zmieniłaś i nie zauważyłaś źle przeredagowanego tekstu.
    Przeczytałam, trochę późno, bo nie mogłam się zebrać. Czekam na kolejne części i na pewno je też przeczytam :D]

    OdpowiedzUsuń