16.03 – Truro, Kornwalia – VII rok – Ravenclaw
Bywały dnie, w które nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Całymi popołudniami snuł się i kręcił bez celu, wpatrywał w niebo, tarzał w liściach, a przycupnąwszy w koronie drzewa, udawał orła. Swoje nic robił w sposób tak ostentacyjny i głośny, jakby robił coś. Wsłuchiwał się w melodie jeziora, leżąc na hogwarckich błoniach, a kątem oka obserwował biedronkę wspinającą się po źdźble trawy, i właśnie wtedy po raz pierwszy w pełni świadomie zaczerpnął powietrza. Oddychanie, mawiał później, oddychanie jest czymś pięknym, właśnie to będę robił całe życie.
Miał ładne dłonie, ale zawsze brudne – ślady węgla i tuszu widoczne gołym okiem, opuszki palców wyglądające, jakby lubił maczać je w atramencie. Nad parszywym charakterem jego pisma nauczyciele załamywali ręce i płakali, gdy przychodziło im sprawdzać wypracowania przez niego napisane. W klasach lekcyjnych siadywał w ostatnich rzędach i robił minę, jakby miał coś w zanadrzu. Za pazuchą chował słoneczne zające, które czasem uwalniał i pozwalał oglądać współuczniom, jak skaczą po ścianach. Po ścianach pokoju w domu rodzinnym nie skakały zające, ale latały niegdyś wymalowane i uruchomione zaklęciami smoki. Udało mu się je stworzyć już za pierwszym podejściem, a chociaż kilkukrotnie próbował wyhodować słońca w doniczkach, nigdy nie podołał temu zadaniu. Tłumaczył, że to z winy chochlików kornwalijskich i przerzucił się na słoneczniki, których pestki, chociaż nie lubił, jadł garściami tylko po to, by móc pluć łuskami.
Pamiętał, że kiedy miał ze dwa lata, rozpoczął się remont domu, a schody były w tak nędznym stanie, że nigdy nie przeszedłby po nich samodzielnie, więc mama wnosiła go i znosiła, znosiła i wnosiła, a wtedy rękami i nogami zaplatał się wokół niej jak małe szympansiątko. Potem jak małpa skakał po drzewach i budynkach, a z dziecięcych przyzwyczajeń pozostało mu umiłowanie do wysokości. Książki najmilej czytało się co najmniej kilka stóp nad ziemią, a o co chodzi w lataniu, pojął szybko – to nauka spadania była dłuższa i boleśniejsza.
Zgubił się. Zignorował wskazówki mapy, pogniótł ją, podarł i wyrzucił, a potem szedł, potykając się i wymachując rękami w próbie złapania równowagi. Nie przeszedł przez kładkę, przez którą powinien, skręcił w nie tę ulicę, w którą należało. Zgubił się i wylądował w ślepym zaułku. Stał w rozkroku i rozdwoił się, gdzieś w głowie dziecko broniło się przed dorosłością. Przy kolegach był Jaccą, nastolatkiem, głośno opowiadał o Ognistej, szybkich miotłach i pięknych kobietach, po cichu pamiętał, jak mama zdrabniała jego imię, wolał bezalkoholowe Kremowe Piwo i sok pomarańczowy i chodził na skraj Zakazanego Lasu, by pogadać sam ze sobą.
[ Witam :) Świetnie napisana karta i chyba jedna z najlepszych jakie miałem okazję czytać. Powodzenia z kolejną postacią, niech zamiana wyjdzie Ci na dobre :) ]
OdpowiedzUsuńSilas
[Jak to ładnie wszystko opisane, że aż miło na sercu. Witam, bo chyba się jeszcze nie witałam i życzę udanych wątków z nową postacią.]
OdpowiedzUsuń//solene
[Bardzo tajemniczy. Opisany w tak piękny sposób, że nie można przejść obojętnie. Czytało się niezwykle przyjemnie. Aż odpłynęłam i widziałam tylko jego. Gubiącego wskazówki, pośrodku miliona różnych dróg. Natchnęło mnie na egzystencjalne rozmowy, ale Lily to żaden materiał do tego.. Kurcze, coraz bardziej myślę o drugiej postaci.
OdpowiedzUsuńOddychanie jest rzeczywiście piękne.
Domagałabym się wątku, choć nie wiem, czy uda nam się ich jakoś połączyć. ]
Lily Potter
[ Bardzo fajnie napisana karta, a postać niezwykła. Witamy w naszych skromnych hogwarckich progach :) / nie nadążam za nowymi kartami/ ]
OdpowiedzUsuńElody
[ Dziękuję. Nie chciałem przesadzać, ale nie wiem czy mi to wyszło. Jestem jednak pewny, że Silas nie jest płaczliwą osobą. Jeśli miałabyś ochotę na wątek, to zapraszam :) ]
OdpowiedzUsuńSilas
[Witamy serdecznie! Życzymy wielu szalonych pomysłów, ponieważ postać jest jednocześnie urocza i fascynująca! Gdyby była chęć to autorka zaprasza do siebie, a Mia łapie Jaccę za rękę i ciągnie pod swoją kartę.]
OdpowiedzUsuńMia
[Intrygujący człowiek z tego Radley'a.]
OdpowiedzUsuńN. Hughes
Właściwie to mogę powiedzieć, że go już kocham, przecudny jest.
OdpowiedzUsuńRachel
[ Skoro tak mówisz, no to ok :) Mogą utworzyć własne artystyczne stowarzyszenie, gdzie będą się spotykać i rozwijać swoje talenta. Ewentualnie widzi mi się ich pierwsze spotkanie, na którym będą prowadzić filozoficzne rozkminy jak na artystyczne dusze przystało i nad czymś się rozwodzić.interpretować/itp. Mogą też wykorzystać swoje zdolności do małej aranżacji co poniektórych hogwarckich zakamarków. Może by tak ożywić smutną kanciapę woźnego? Zawsze Elody może trzasną fleszem po oczach i zacząć standardową nawijkę :) Napisz jeśli coś ci odpowiada, albo masz jakiś lepszy pomysł ( jestem chora, siedzę w pracy, nie sprzyja myśleniu). ]
OdpowiedzUsuńElody
[Ładnie napisana jest ta karta, a Radley wydaje się być interesującą osobą. Witam z nową postacią i życzę mnóstwo weny i tyle samo dobrych wątków ;)]
OdpowiedzUsuńErich
[ Nawet nie wiesz jak bardzo.
OdpowiedzUsuńAle co ja zrobię jak wszystkie postacie takie cudowne ;3 ]
[Hm, moja KP od momentu publikacji wygląda dokładnie tak, jak teraz. Limit mam u mojej drugiej postaci, puchońskiego szukającego. U Nicholasa na razie nie wprowadzam, bo póki co mam duuużo wolnego czasu. Także nie marudź, chodź pisać. :D]
OdpowiedzUsuńN. Hughes
[Jeśli masz pomysł, chętnie dowiem się, jaki. I w zamian oczywiście oferuję zaczęcie.]
OdpowiedzUsuńN. Hughes
[Przyda i w sumie nie wiem, czy powinnam dziękować, czy też nie. W sumie to wypada, ale nie chcę też zapeszać. Znów ;D
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło w takim razie i zapraszam do siebie na wątek albo Jacca, albo Valancy, w razie oczywiście chęci. ;)]
Erich
[Mimo że stawiam sobie limity, to czasem bardzo chętnie je naginam, a jak już pisałam to dziś Rébellion, tak chętnie napiszę to i tobie, czasem warto czekać na niektóre wątki. Bo widzisz, sama nie jestem mistrzynią regularnych odpisów i absolutnie nie wymagam tego od innych, więc twoja regularność mi nie straszna :D]
OdpowiedzUsuńHartwick
[Nie padła propozycja wątku, więc nie będę do niczego zmuszać. Przychodzę tutaj, bo po pierwsze mniej komentarzy, a po drugie Jacca znacznie bardziej przypadł mi do gustu. Może dlatego, że wydał mi się bliższy. Jeśli chodzi jednak o Brie to ona nie tyle, że nie przejmuje się statusem krwi, co woli udowadniać swoją przynależność do Zielonych w czynach. Nikt przecież nie będzie się z Tiarą Przydziału wykłócał c:]
OdpowiedzUsuńBrie Ives
[Hej! Nie wiem czy jest bezwzględna, ale bezkompromisowa w wielu rzeczach na pewno. Dziękuję za powitanie.]
OdpowiedzUsuńAmy Shaw
[przecudownie napisana karta, aż chciałoby się powzdychać z zachwytu przy rozdziawionej mordzie, naprawdę. <3 jeśli jest chęć na wątek, to wołaj, na pewno się ich połączy.]
OdpowiedzUsuńDol Whate.
[zróbmy z nich byłych, którzy nie potrafią do końca o sobie zapomnieć. albo przyjaciół z łóżkowymi bonusami, gdzie owe bonusy zaczęły przeważać nad przyjaźnią/uczucia wyższego rzędu pojawiły się wskutek połączenia przyjaźni i tychże bonusów, u dwójki lub tylko jednego z nich/jedno z nich zaczyna czuć się niewygodnie w sytuacji przyjacielsko-łóżkowej i chce przerwać nowy etap zażyłości, albo zaczęło być w związku z osobą trzecią i z wiadomych przyczyn zrywa z bonusami. albo niech spotykają się co czwartek, dziesięć minut przed północą w pobliżu Bijącej Wierzby i robią razem najdziwniejsze, najbardziej szalone, dziecinne albo zakazane rzeczy, zapuszczają się w głębię Lasu albo chleją do nieprzytomności we Wrzeszczącej Chacie, bo tydzień nie był zbyt udany, niech skaczą po drzewach, nurkują w jeziorze, pożyczają sobie książki, jedzą kradzione przysmaki od skrzatów z kuchni i opowiadają sobie historie z dzieciństwa, tylko w czwartkowe noce. by w piątek rano nieznacznie kiwnąć sobie skacowanymi głowami przy śniadaniu i w kompletnej ciszy między sobą i nieświadomości wszystkich, że w ogóle się znają, oczekiwać na kolejny czwartek.
OdpowiedzUsuńdostrzegam, że z trzech pomysłów najbardziej rozpisałam się przy ostatnim i chociaż nie wydaje się on w ogóle "emocjonalny, dziwny, toksyczny, pełen niezręczności", to moja w tym głowa, żeby takim go uczynić (nawet nie specjalnie, po prostu tak już mam). to samo zresztą z resztą. mam nadzieję, że któryś wpadł ci w oko i chociaż o dwóch pierwszych napisałam tak mało, zaraz mogłabym dobudować do nich jakieś szersze historie, jeśli tylko sobie życzysz.]
Dol Whate.
[Suuuper pomysł, nawet już wiem, za co Nicky dostanie bęcki. :D Spodziewaj się zaczęcia w najbliższym czasie.]
OdpowiedzUsuńN. Hughes
[Byłabym bardzo wdzięczna za rozpoczęcie i owszem, stat czwartkowej nocy to najlepsze rozwiązanie. Tak jak by co, jeśli chodzi o długość wątków, to potrzebuję chwili na rozgrzanie, ale potem najczęściej piszę długo, sama lubię czytać te średnie-długie :D]
OdpowiedzUsuńDol.
[Nie robi mi to żadnej różnicy - lubię i Jacca, i Valancy. Wybór zrzucam na twoje barki. Chyba wakacje. Na wrzesień jeszcze przyjdzie czas ;)]
OdpowiedzUsuńHartwick
Mógłby niewinnie powiedzieć, że nigdy nie prosił się o kłopoty, ale byłoby to wierutne kłamstwo, z którego każdy mniej więcej znający go człowiek zdawałby sobie sprawę. Nicholas często zdawał się wręcz błagać o kłopoty. Głupie zaczepki, finezyjne obelgi, niewyparzona jadaczka, to wszystko sprawiało, że gdy chłopak trafiał na złą osobę, kończył zazwyczaj dość tragicznie, z dawką siniaków i stłuczeń, albo i nawet z niewielkimi ranami. Zawsze się jakoś wylizywał, a o niechlubnych wydarzeniach zapominał, w szkole chwaląc się na prawo i lewa, jak to pokonał okrutnych złoczyńców miliony razy.
OdpowiedzUsuńTym razem nic nie zrobił, nikogo nie zwyzywał, nie trącił barkiem “przypadkiem”, wędrując londyńskimi alejkami. Bardzo zadowolony i szeroko uśmiechnięty, wracał właśnie z randki, mile spędzonej z mugolką, która przez wakacje kelnerowała w jednym z barów w pobliżu miejsca zamieszkania Nicholasa. Ach, jakże uroczo się śmiała i zachwycała jego sztuczkami!
Nicky znał drogę do domu na wylot i zawsze czuł się pewnie, choć wiedział, że wielki moloch, jakim był Londyn, nie jest w stu procentach bezpieczny. Otoczyli go nagle w jednej z tych opustoszałych uliczek, gdzie nawet zbłąkane koty się nie zapuszczały. Czterech, czy pięciu mężczyzn, raczej żaden z nich nie przekraczał wiekiem trzydziestki. Głupawe, może trochę podchmielone uśmieszki gościły się na ich twarzach, a zdeterminowany błysk w oczach zjeżył Nicholasowi włoski na karku.
- Panowie… - mruknął tylko, skinął głową i kontynuował wędrówkę, jednak, gdy dotarł do granicy kręgu wyznaczonego przez mężczyzn, silne ręce odepchnęły go mocno tak, że znalazł się w miejscu sprzed chwili.
- Nie mam przy sobie nic cennego - powiedział, już ze złością w głosie. Był w gorącej wodzie kąpany, szybko się irytował, gdy coś nie szło po jego myśli, a teraz bardzo chciał wrócić do domu i zjeść obiad.
- Masz różdżkę - odparł jeden z napastników, a reszta zarechotała. Nicky przełknął ślinę. Skąd wiedzieli, że jest czarodziejem? I oni musieli w takim razie znać magię. Dlaczego jednak wpadł w ich sidła, skoro w zasadzie nic nie znaczył, był tylko głupim uczniakiem? Czy był między nimi ktoś z Hogwartu? A może miał do czynienia z czyimś starszym bratem…?
- Ale spokojnie, nie zabierzemy ci jej, to nie nasza rola. - Padło kolejne zdanie, któremu towarzyszył śmiech.
- To o chuj wam chodzi?! - warknął Hughes, przybierając bojową postawę. Wyciągnął wspomnianą przed chwilą różdżkę, na której dłoń zacisnął tak mocno, że pobielały mu knykcie.
- Jaki niewychowany, mamusia nie nauczyła cię kulturalnego wyrażania się?
- Widać wdał się w swojego znikającego ojczulka.
Nicholasowi poczerwieniały uszy ze złości, a serce zabiło szybciej. Wiedzieli coś o jego ojcu. Jak to możliwe, że grupa jakichś zbirów wie coś o jego ojcu, a on sam nie posiada nawet strzępków informacji?!
- Tak czy owak, chłopcze - odezwał się w końcu gość, który do tej pory milczał. Jego ton głosu wskazywał na to, że dowodzi tą bandą. - Chcemy ci dać delikatnie do zrozumienia, że szlajanie się z mugolami, jakkolwiek ładni by nie byli, jest całkowicie nieakceptowane - po tych słowach mężczyzna skinął głową i cała hałastra zaczęła się zbliżać do Nicholasa.
Z początku starał się bronić wątłymi ciosami, a nawet niecelnymi zaklęciami. Szybko jednak pochwycono go, a jego różdżka upadła kilka stóp dalej. Po dosłownie kilku minutach bolało go wszystko. Z dolnej wargi sączyła się krew, a lewe oko już dawno spuchło. Przestał liczyć uderzenia.
Napastników odgoniły błyski policyjnego koguta i dźwięk syreny. Rzucili się do ucieczki, ale jeden z nich na odchodnym rzucił na poturbowanego Nicholasa zaklęcie kameleona. Nicky widział już jak przez mgłę i ledwo trzymał się na nogach, a po sekundzie osunął się na zimny chodnik.
Czy umrze, jak nikt go nie znajdzie…?
N. Hughes
[Cześć! Nie ma za co przepraszać, co do długości twego komentarza, to zdecydowanie wykracza poza me oczekiwania i jest świetna, tak samo zresztą jak jakość. Takie wodolejstwa mogę czytać codziennie <3 chciałam poinformować tylko ze smutkiem, że nie udało mi się dzisiaj zdążyć z odpisem (głowa już nie taka dzisiejszego wieczoru, coby sklecić coś równie dobrego jak Twoje), ale to pierwsza rzecz, za którą zabiorę się jutro!]
OdpowiedzUsuńDol.
Czekała na te czwartkowe noce o wiele zacieklej i zapemiętale, niż się spodziewała. Czasami, gdy kartki kalendarza zatrzymywały się na miesiącach wakacyjnych, życiodajne powietrze parzyło pęcherzyki płucne, a i noce nie takie nocne, pozbawione mroku i nie barwione pigmentem jej granatowych oczu, z iskrami podniecenia w oczach i sercem pompującym w tempie jego kroków zerkała niecierpliwie na mahoniowy zegar, by parę minut przed północą wybiec z kamiennych murów wiejskiej posiadłości i złapać się na tym, że to nie czas i miejsce, że on nie przybędzie. Bolesne ukłucie w bok kwitowała pogardliwym prychnięciem, przeklinając własną niepamięć i siłę przywiązania, obezwładniającą i nieustępliwą. Tęskniła. Każdej czwartkowej nocy pozwalała sobie na cichy zawód z autogłupoty.
OdpowiedzUsuńO zgrozo, owa głupota zdawała się przenosić w czasie zgrabnie i bezszelestnie, bez zauważenia, wkradając zdradliwe myśli między komórki nerwowe, siejąc postrach w szarej materii. Przez trzy i pół momentu naprawdę wierzyła, że Krukonowi znudziło się jej towarzystwo, a chwile oczekiwania zamkną się na rozczarowującym wyniku - bezowocnym oczekiwaniu. Od tego całego zastanawiania się, czy Jacca się pojawi, zmysły tępymi nożami nie trafiającymi w punkt dźwięku ni dotyku. Dopiero jego głos, rozbrajająco autentyczny, rozgrzewający mięśnie brzucha i drgający niebezpiecznie kącikami warg Dolores, obudził dziewczynę i potwierdził jego obecność. Bez chwili zastanowienia rzuciła mu się na szyję i oplotła chłodnymi ramionami, wtulając się w drugie ciało bez słowa czy też skrępowania. Dopiero po dłuższej chwili, upojona jego trzydzieści sześć i sześć, pachnącym ziołami i rozgrzanym do granic wytrzymałości, zwolniła uścisk i szepnęła mu do ucha:
- Dobrze cię widzieć.
W końcu odsunęła się na minimalną odległość, która nie naruszałaby jego poczucia prywatnej przestrzeni, ukontentowana w uśmiechu.
Był zagadką, która, chociaż otwarta, wciąż niemożliwa do rozwiązania. Zjawiskiem na miarę burzy z piorunami, nieodkrytym, pięknym na swój, jakże specyficzny sposób, do cna fascynującym i podszytym magnesem, którego drugi biegun w jej sercu. Nie potrafiła o nim zapomnieć ani oddalić się znacznie podczas tych czwartkowych nocy, niemy obserwator chłonący każdy jego gest i słowo. Było w nim coś niezwykle intensywnego i niezrozumiałego, jakaś cząstka elementarna stanowiąca główny składnik każdej komórki, której nikt inny nie posiadał. Zdarzało się jej czasem przeklinać siebie za nieposiadanie owej cząstki, za bycie zbyt przyziemną i zwykłą, przeroczyste szkło przepuszczające każdą możliwą barwę.
Źrenice rozszerzyły się momentalnie w przypomnieniu, głośne westchnięcie zawodu.
- Oczywiście, że zapomniałam. Miałam dla ciebie to świetne, mugolskie fantasy, które połknęłam w półtorej dnia na początku wakacji, ale zostawiłam je w dormitorium, przepraszam. - pokręciła głową z dezaprobatą dla samej siebie, zaraz jednak znajomy półuśmiech przygryziony dolną wargą.
- Tak czy inaczej, na co masz dzisiaj ochotę? Leniuchujemy, czy może robimy coś bardziej zajmującego? Bo mnie osobiście zżera ciekawość co do twoich wakacji.
Dol.
[Pewnie, że nie mam nic przeciwko. :)]
OdpowiedzUsuńQuintella Lee
[ Erin jest poniekąd inspirowana osobą z mojego otoczenia. Lubię bohaterów, których można bez przeszkód umieścić w realiach, dlatego cieszę się, że postrzegasz ją jako "zwyczajną". Za to Jacca jest dosyć... niecodzienny ze swoim zamiłowaniem do udawania orła i wiecznie brudnymi dłońmi. Właściwie sama nie wiem, co o nim myśleć i czy go lubię, czy nie, ale tak czy siak jest zdecydowanie bardziej interesujący niż większość postaci, z którymi się spotkałam do tej pory.
OdpowiedzUsuńI tak, cześć, cześć. ]
E. Maisenbacher
[Tak sobie pomyślałam, że szkoda mi wątku z Chesneyem, więc, jeśli chcesz, mogłybyśmy napisać jakiś pomiędzy Amelią i Jaccą (dobrze odmieniłam?). Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńAmelia
[Kurczę, problem w tym, że ja też za bardzo nie mam. Miga mi jedynie zarys, że mogliby chcieć zdobyć coś nie do końca legalnego, jakiś składnik czy coś, albo znaleźć jakieś magiczne stworzenie, którym opiekowaliby się głównie nocą, wymykając do Lasu...]
OdpowiedzUsuńAmelia
[Bo to miała być taka Krukonka, która jednak tak bardzo chciała i musiała znaleźć się w Slytherinie, że Tiara spełniła jej marzenie. Ktoś musiał ratować honor rodziny po tym, jak brat trafił do Hufflepuffu. :D
OdpowiedzUsuńCo do Pratchetta - tak, to mój mistrz, a ja zdecydowanie jestem prawie-krasnoludem. Brakuje mi brody. :<
Rany, jakie super zdjęcie!]
Alice Armstrong
[Tak robiłam, ale potem ścięłam włosy. Teraz znów zapuszczam.
OdpowiedzUsuńRany, jak zaczniesz coś spontanicznie to ukocham całą Ciebie tak, jak ukochałam zdjęcie mimo pyta.]
Alice Armstrong
[Rany, *peta, oczywiście.]
Usuń[Tak. Tak miało być. :) Genialne zdjęcie, znasz autora?]
OdpowiedzUsuńThomas Spencer
[Trudno było mi wybrać postać, bo obie warte uwagi :)
OdpowiedzUsuńW moich oczach Puchoni nie są ciepłymi kluchami, które nie wiedzą czego chcą od życia. Chamsko ich zaszufladkowano :/ Z chęcią pomyślę nad jakimś ciekawym powiązaniem!]
Victor
[Jak najbardziej. Zastygłam trochę i potrzebuję nowego,dobrego wątku na pobudzenie c: Siedzą sobie w Świńskim Łbie, a tu nagle bum i sypią się mroczne zaklęcia do melodii przerażonych krzyków. Czyżby jakiejś dawne porachunki z właścicielem lokalu? A może chowa on jakiś bardzo cenny, czarnomagiczny przedmiot? Albo przy piwie siedzi ktoś, komu namiętnie życzą śmierci. A w tym wszystkim dwoje przypadkowych uczniów *.* A może to wcale nie jest przypadek? ]
OdpowiedzUsuńLily Potter
[Czymś raczej niepozornym i delikatnym, a przy tym o dość szerokim zastosowaniu. Rumianek, może?
OdpowiedzUsuńGdyby zależało to tylko od matki, to pewnie by się podobna kwestia pojawiła. Ale że ojciec świadomość istnienia magicznego świata miał (nawet jeśli nie zamierzał tego faktu zaakceptować), i bardzo radykalnego podejścia nabrał dopiero przy żonie, to rozwiązanie "problemu" ograniczyło się do odesłania Esther pod opiekę Joanne.]
Esther Kelly
[Ojej, to się zdziwiłam, jak zobaczyłam Twój komentarz! ^^
OdpowiedzUsuńUjmę to tak: chęci nie straciłam, ostatnimi czasy wręcz z utęsknieniem wypatruję jakiegoś odpisu. "Przeszła perspektywa" też mi nie przeszkadza, ewentualnie możemy się zastanowić, jakby tu przenieść nasz wątek do czasu aktualnego albo po prostu wymyślić coś nowego. Skoro odpis leży na tę chwilę po Twojej stronę, to Tobie decyzję pozostawiam. Z mej strony płynie informacja, że pisać chcę, cokolwiek by to nie było. :)]
N. Hughes
[Szczerze mówiąc, nawet dziś sobie o tym myślałam, że powinnam Puchona do kompletu zrobić. Ale ci nigdy mi nie wychodzili, więc...
OdpowiedzUsuńProponuję wątek z Wielką Pomyłką w tle. Przykładowo, ktoś chciał wysłać coś ważnego ─ ale poufnego ─ do Ellen, ale zamiast "Ridley", napisał "Radley", Jacca dostał przesyłkę... I dalej nie wiem, zależy, co zrobiłby z pewną wiedzą.]
Ellen
[Co ty na to, abyśmy powiązały to inaczej - dzięki tajemniczemu listowi do Radleya, Ellen dowie się o czymś, co mogłoby jej się przydać. Tylko, kurczę, czy Jacca ma jakieś specjalne talenty? Wiesz, teoretycznie mogłaby zrobić z niego chłopca na posyłki, ale lepiej byłoby wykombinować coś... z większą ilością akcji. Wybuchy, te sprawy. :D]
OdpowiedzUsuń[No na przykład Ciebie! :D Witam, witam!]
OdpowiedzUsuńLouis W.
[Nie kracz, bo jeszcze wykraczesz! :D No dobra, dasz się namówić na wątek?]
OdpowiedzUsuńLouis W.
[W głowie kiełkuje mi pewien pomysł, ale musiałabym go dopracować. Jak wrócę do domu i odzyskam dostęp do laptopa, przedstawię ci go pokrótce. Nie cierpię dużo pisać na telefonie, sama rozumiesz. :v]
OdpowiedzUsuń[Siemka. Dzięki za wyłapanie błędów, bo są rzeczy których nawet Administracja nie widzi, ale cicho xD Oj życie na luzie to jest najlepsze co może być ;D A przynajmniej dla mnie. Dzięki za powitanie!]
OdpowiedzUsuńMax Cavendish Jr.
[Powracam!
OdpowiedzUsuńPrzyszło mi do głowy, że Ellen mogłaby swego czasu durzyć się w Jago ─ on kończył Hogwart, gdy ona odkryła życiową drogę, mogło jej imponować, że chce zostać łowca czarnoksiężników, ale w sumie detektyw też ujdzie. Teraz Ridley mogłaby wymieniać z nim listy, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się o różnych technikach szpiegowania, aby wykorzystać je do czegoś kompletnie odwrotnego ─ do zatajania własnych interesów. Pisaliby sobie tak od września, aż w jednym liście Jago ze zwykłego przyzwyczajenia napisałby na kopercie "Radley", nie "Ridley". W liście tym byłoby ostrzeżenie od jego brata dla Ellen, aby lepiej przyglądała się swojemu ojcu (facet to zwykły naciągacz), ponieważ nie tylko Jago kazano go śledzić, ponoć drugi brat również się na niego czai, ponieważ pan Ridley to mugolak.
Jacca oczywiście oddaje przesyłkę Ellen, kiedy zorientuje się, że to ona powinna ją dostać. Jednak przez wzgląd na to, że zapoznał się z treścią, dziewczyna wplącze go w całą sytuację z jej ojcem i... no, na pewno będzie ciekawie.]
[Zaryzykuję :D Powiedz mi, jakie relacje by cię interesowały, a ja postaram się wymyślić coś godnego uwagi.]
OdpowiedzUsuńLouis W.
[A jednak dobrze ci poszło! Opcja z bromance przyda mi do gustu, bo chętnie zrealizowałabym taki wątek, a też nigdy nie miałam z kim. No i myślę, że mój Weasley, otoczony przez siostrzaną "miłość", kiedyś skrycie marzył o posiadaniu braciszka, choć nigdy się do tego nie przyznał i pewnie też bardzo chętnie by je spełnił, a fakt, że Jacca (może mi zdradzić jak odmienia się to imię przez przypadki?) ma pod ręką od przeszło sześciu lat, dobrze rokuje na taką zażyłą relacje :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za wytknięcie błędu (już poprawiony :D), a co do rzekomej "wilowatość" Lou, szukałam kiedyś po angielskich stronach informacji na ten temat i nie wiele się dowiedziałam. Znalazłam gdzieś wzmiankę, że rzadkością jest, żeby urodził się chłopaczek z krwią wili, a Louis podobno jest wyjątkiem. Więc tak zostało. ;)]
Louis W.
[Właśnie! Poziom wili we krwi Lou jest niewielka, prawie nie istniejąca, więc zrzucimy winę na jego „barwną” osobowość. ;D Bardzo Ci dziękuję, nie spotkałam się jeszcze z imieniem Jacca, więc też nie chciałam odmieniać go na "ślepo".
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że przy takim układzie wcale nie potrzebujemy konkretnych pomysłów, choć w sumie... Louis może mieć mega problem z jakimś natrętnym, stalkującym go na każdym kroku dziewczęciem i wpadnie w lekką histerię, o.]
Louis
[Przyszłam ogarniać wątki, więc mam do ciebie kluczowe pytanie - nasz jest aktualny? c:]
OdpowiedzUsuńLouis
[Mogłaś pisać! To umówmy się, że wezmę sprawy w swoje ręce i zacznę, tylko daj mi czas do poniedziałku. No i powiedz mi jak stoisz z długością. Jaka cię zadowala? ;)]
OdpowiedzUsuńLouis
[W takim razie postaram się zacząć może nawet dziś. Zobaczę, jak się wyrobię z innymi odpisami, najpóźniej jutro rano powinno się coś pod kartą Jakki pojawić. Lubię przede wszystkim ładną polszczyznę, a po tobie się takiej spodziewam, więc lanie wody w takim przypadku nie przeszkadza mi absolutnie. Lej do ją do woli, lubię czytać ;)]
OdpowiedzUsuńLouis
[Święta prawda! Poppy, póki co, smutków whisky nie zapija, ale kto wie, jak skończy. Zdradzić Ci mogę w sekrecie, że tym swoim nieprzejmowaniem to ona samą siebie do grobu wpędza. Chyba że jej ktoś pomoże. Ale raczej będzie wręcz odwrotnie, bo biorąc pod uwagę jej skłonności do autodestrukcji i pogoni za tym, co nieosiągalne, to będzie gonić za jakimś ładnym chłopcem. Taki los biednego dziewczęcia. Mimo że doskonale wie, że ładni chłopcy to na nią patrzeć nie będą. Ciężko jest być nastolatką. :D
OdpowiedzUsuńJacca jest taki super, a to zdjęcie tak wspaniałe, że orany. Chcę wątku, mogę?]
Poppy
[Udawajmy więc, że Jacca jest chłopcem z Twojej wyobraźni, nie tym modelem ze zdjęcie. Wygląda tak jak na zdjęciu, ale nie jak model. I wszystko cacy.
OdpowiedzUsuńJacca poleci na jej kalosze, hę?
Rany, on gada ze sobą na skraju Zakazanego Lasu, ona adresuje monologii do testrali. To aż się prosi o coś. Poppy chętnie pozna te Jaccę od soku pomarańczowego i piwa kremowego.
Mogłoby jedno drugiemu wciąć się przypadkiem w gadaninę. Nie mieliby o sobie początkowo pojęcia. Mogliby się nawet nie widzieć, a dwa monologii zmieniłyby się w dialog.
Słabo wymyślam.]
Poppy
[Cześć! Idąc w tym kierunku - powinniśmy też zastanowić się głęboko nad tym, dlaczego James Potter siedzi w Slytherinie, wraz z Lucy Weasley :3
OdpowiedzUsuńDzięki, jestem tego świadoma i wezmę wszystko na klatę.]
Scorpius
Poranek w charakterze delikatnych promieni słońca wdarł się do jednej z najwyższych wież zamku. Znalazł szczelinę w zasłoniętych zasłonach, zerknął do środka, prześlizgnął się po śpiących w dormitorium Ravanclawu, by zaalarmować, że czas opuścić ciepłe, wygodne łóżka i pójść na śniadanie.
OdpowiedzUsuńLouis, klnąc cicho pod nosem, naciągnął kołdrę na głowę, przewracając się na drugi bok w ramach przegonienia perspektywy przebudzenia się na dobre, co właściwie kłóciło się z jego wykreowanym na przestrzeń lat tytułem rannego ptaszka; w końcu jeszcze parę dni temu twierdził, że bezproduktywna wegetacja w łóżku była dobrym pretekstem, by zmarnować pół dnia. A dziś, czując okropnie, nie miał zamiaru go opuszczać. Wrażenie, że dopadła go (wymyślona na potrzeby zostania w sypialni) chandra, pogłębiła tylko stan beznadziei i chęć zostania tu.
Usiłując znów znaleźć się w objęciach snu, żałował, że nie zaopatrzył się w eliksir nasenny, albo chociaż w opakowanie mugolskich tabletek, które sporadycznie pomagały zasnąć, gdy przez chęć wytrwania do późna i ośli upór, ignorował zdrowy rozsądek i wypijał zbyt dużo kawy. Teraz żałował, że ślęczał w nocy nad transmutacją, choć to nie niewyspanie było tu największym problemem, a wspomnienie fatalnego wieczoru, który zapoczątkował serię niefortunnych wydarzeń, a także jeden, wielki, a co najgorsza poruszający się problemem, który skutecznie wysłał spokój Weasleya na wakacje i sprawił, że skupienie wyemigrowało wraz z dobrym samopoczuciem. Czując się osaczony, rozważał nawet opcje spędzenia świąt w Norze w otoczeniu gigantycznej rodzinki, która zazwyczaj wzbudzała w nim niesmak i irytacje, ale pod wpływem tego stanu kryzysowego stanowiła jedyną deskę ratunku, a może i ostoję dla zszarganych nerwów i strachu otwarcia oczu, który urósł, gdy współlokatorzy zaczęli się budzić i jeden po drugim opuszczać dormitorium w towarzystwie rozmów i trzasku drzwi. Po paru minutach ciszy, która ogarnęła pomieszczenie, Lou wzdrygnął się i otworzył oczy, zerkając niechętnie, ale też z nieskrywanym strachem przed siebie, a serce zaczęło obijać się boleśnie o żebra, kiedy wzrok napotkał znajomą sylwetkę. W otępieniu starał się dopasować do niej właściwą twarz, a gdy padło jego imię, złapał się za serce i westchnął nazbyt teatralnie, mając wrażenie, że ogarnęła go najprawdziwsza gorączka. Skrzywił się.
— Co tu robisz? — zapytał, a zaraz jednak zalała go fala ulgi i upadł z powrotem na posłanie, wbijając wzrok w znajome zacieki na suficie, gdy dopasował do pleców właściwą twarzy i tez imię. — Nie strasz mnie tak — mruknął, oddychając z trudem, ciężko, nierówno, jakby przed chwilą przebiegł maraton. Podniósł się na łokciach, by przekonać się, że Jacca nie był wytworem wyobraźni, a na jego miejscu nie stoi ta przeklęta dziewucha, który od dwóch dób uprzykrzała mu życie, narzucając się i nawet próbując dolać mu do picia eliksir miłosny.
Na ustach Krukona przybłąkał się mimowolnie uśmiech, który zaraz zgasł, bo znów ogarnęła do subtelna panika, objęła go swoimi mackami
— Zobacz, czy nie ma jej za drzwiami — poprosił cichutko, siadając na łóżku.
Louis W.
[Miałam zacząć wcześniej, ale dopadło mnie życie. Zaczęcie krótkie, nijakie, rozkręcę się jeszcze.]
[Dziękuję za powitanie!
OdpowiedzUsuńZ tego co zrozumiałam, to minimalny wiek dla profesora wynosi 24 lata; młodsi, to stażyści. Czyli Teddy akurat się załapał ;)
Dziękuję za informację o wizerunku, acz jak wspominałaś, w przypadku tej postaci nie ma to większego znaczenia. Kto to tam wie, jak on naprawę wygląda xD Przypuszczam, że nawet Harry i Andromeda nie są pewni :P
Cieszę się, że spodobał ci się pomysł pomocy wilkołakom :) Myślę, że dla kanonicznego Teddy'ego również byłoby to bardzo ważne. I cóż za ironia, że Remus nie doczekał czasów, kiedy to jego własne dziecko byłoby go w stanie zrozumieć w jego wilczej formie. Może w końcu by sam siebie zaakceptował. Cóż...
Byłaby chęć na wątek z Teddym? Obie postaci masz ciekawe i obie jeszcze w szkole... Najprościej byłoby pewnie pomyśleć coś w tym kierunku, ale sama nie wiem za bardzo co. Masz jakiś pomysł?]
Teddy Lupin
[Napisałam to w kontekście informacji, że nie znam przedstawionych wizerunków, w przypadku gdyby ktoś był ich ciekaw. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak może to zostać odebrane, przepraszam :* Poprawiłam się już jakiś czas temu w karcie, więc mam nadzieję, że teraz jest już jaśniejsze, o co mi chodziło.
OdpowiedzUsuńDoskonale wiem, co masz poprzez to na myśli! Czasami jedno ujęcie przedstawia kogoś, kto wprost idealnie pasuje na postać, o której się myśli. A potem nadchodzi moment rozczarowania...
Zdjęcie Valancy jest idealne, nie dziwię się, że tak bardzo ci się spodobało :D
W porządku, rozumiem :* Sama nie wiem jeszcze jak tu jakiś wątek z uczniem/uczennicą rozpocząć, więc w stu procentach wiem, o ci chodzi. Mam nadzieję, że wymyślimy coś z czasem, bo z chęcią z Tobą popiszę :)]
Teddy Lupin
[Teraz nasz wątek podupada z mojej winy i to chyba tak ostatecznie, bo zawijam stąd Nicholasa. Wpadam więc tylko, żeby uprzedzić, iż odpis się nie pojawi i przeprosić za urwanie wątku. No, przepraszam. ^^"]
OdpowiedzUsuń[Nawet nie wiesz, jak mi wstyd, ale muszę zrezygnować z naszego wątku. Zabierałam się za odpis kilka razy, lecz kompletnie mi to nie wychodziło. Wiem, że to okropne z mojej strony, ale pisanie na siłę byłoby bezsensowne. Przepraszam i mam nadzieję, że nie będziesz bardzo zła.]
OdpowiedzUsuń[Szczerze mówiąc nieco bałam się wyskoczyć z nieco starszą osobą, ponieważ taka Ethel jest mi niezmiernie bliska wiekowo. Taki staż daje też spore pole do nawiązania relacji i odnowienia tych z lat szkolnych do pewnego stopnia i to właśnie mnie urzekło :) Mam nadzieję, że będziemy się wszyscy bawić tak dobrze, że Ethel będzie mogła w pełnym wymiarze udowodnić, że nadaje się na pedagoga. Dzięki serdeczne za miłe słówko i powitanie, cieplej mi teraz na serduszku!]
OdpowiedzUsuńEthel
[ Cześć! ;) Wszystko ładnie, pięknie, tylko Nevada nie jest Puchonką, choć pierwotnie być miała. Zaś historia z dżdżownicą zaczerpnięta z anonimowych wyznań ;) pomyślałam, że będzie pasowała do mojej postaci. Co do cytatu... znalazłam go dziś przez przypadek gdzieś w odmętach internetów, a że i do historii pasował to.... no jest jak jest. To co? Może wątek z dżdżownicą-piratem na skraju Zakazanego Lasu? :>
OdpowiedzUsuńPs. Jacca gada do siebie? A ja myślałam, że to Nev jest dziwna xP ]
Nevada
[ Może z poprzedniej karty? W sensie, że karta pod Nevadą prezentuje Puchonkę, o ile się nie mylę ;) Bo rozważania Hufflepuff/Ravenclaw miałam tylko w wordzie ;) Później wrzuciłam już gotową, nie zmienianą wersję ;) I jest jeszcze inne wyjaśnienie - późno już, oczy zmęczone :D
OdpowiedzUsuńCo do wątku - okej, poczekam troszkę, no chyba że sama na coś mądrego wpadnę to wrzucę propozycję poniżej i zdecydujemy. W każdym razie, miłego wieczorku ;) ]
Nevada
[Wyczarowanie patronusa to nie jego liga, ale zakładam, że byłby jakiś dzikim kocurem, gdyby potrafił go stworzyć ;) Oby nie! Lou już wracał tu tak często, że uwolnienie się od niego będzie trudne i już nawet nie próbuję tego osiągnąć. :D]
OdpowiedzUsuńKai
[Wyjątkowo paskudny z niego rzep, ot co! Jacca przekona się o tym na własnej skórze! :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Nadzieją matką głupich, a…. Te różowe spodeczki z kotełkami były takie piękne, westchnął w myślach rozczulony Kai i już wiedział, że musi się w nie zaopatrzyć. Za późno! XD]
Kai
[Bardziej w tym, że to pewnego rodzaju outsider, który jest tak uparty, że będzie robił coś po swojemu, nawet jeśli miałoby to zająć dwa razy dłużej to i tak dojdzie do celu. Robienie tego co mu się podoba to jedno, ale zachowanie się jak prawdziwy buntownik to drugie. A skąd wiesz, że to uporządkowanie nie jest przedstawiane z zewnątrz? :D
OdpowiedzUsuńPozwól, że rozjaśnię moją wizję. Marcel to osoba, u której pewne cechy tych Domów powinny się wykluczyć, żeby móc powiedzieć wprost, że jest albo Ślizgonem albo Krukonem. Ma co prawda szatę z herbem tych drugich, ale to nie jest takie oczywiste. W pierwotnym założeniu, które będzie pojawiać się zawsze w jego przypadku to charakterystyczna mieszanka, która nie pozwala do końca to rozdzielić, dlatego to bardziej indywidualne spojrzenie c:
Przed „że” przecinek pojawia się zawsze. Bez znaczenia na początek. Zasada identyczna jak przy słowie „który”, więc nie przymierzam się do poprawek. Niezależnie jakie postawisz mi argumenty ;p
Jeśli chciałabyś wątku, co wnioskuję po napisaniu pod kartą – mogę się mylić – to podsuń mi którąś ze swoich postaci, bo za niedługo będę musiała uciekać, a wolę przy składaniu pomysłów robić to na jednym bohaterze. Mogę równie dobrze na dwóch z tą różnicą, że zajmie mi to o wiele dłużej :3]
Marcel Sinclair
[Cześć!
OdpowiedzUsuńOgółem uwielbiam języki, ale mam to do siebie, że niekoniecznie chce mi się ich uczyć. Zwyczajnie lubię słuchać. A już jak znajdę jakąś ładną piosenkę po hebrajsku albo arabsku - no jestem w niebie. Z francuskim się jakoś nigdy nie polubiłam, ale już niemiecki, niderlandzki jidysz i wspomniane wyżej języki bardzo mi się podobają, gdybym miała dość zapału, to nie pogardziłabym okazją, żeby się ich kiedyś poduczyć. Ale mam wadę wymowy i obawiam się, że moje "r" brzmiące jak "l" dyskwalifikuje mnie w przypadku tych języków już na stracie, tam jest tyle charczenia. I też lubię Żydów, w jak najbardziej pozytywnym tego zdania znaczeniu, ale na to w dużej mierze wpłynęła historia miejscowości, w której się wychowałam. ;) No i, że tak jeszcze dodam od siebie, zawsze mi na grupowcach brakuje postaci, które byłyby związane z jakąś wiarą. Zdecydowana większość ludzi w coś wierzy, łatwiej spotkać kogoś, kto do swojej świątyni może i nie uczęszcza, ale jak go zapytasz, to niekoniecznie powie ci, że jest ateistą,
A te bajki to po niemiecku/holendersku? Bo Charlie nie ukrywa, że lubi swoje ojczyste języki, tylko rodzice mu wtłukli do głowy, że nie warto się chwalić swoim pochodzeniem, trochę się chłopak w tym pogubił, bo on wcale tak nie chce. :D
Swoją drogą, Jacca na tym zdjęciu wygląda na takiego buntownika, co wszystkim robi na poprzek, a z jego opisu wyłania się opis całkiem interesującej osoby. Nie żebym uważała buntowników za mało interesujące osoby. :D]
Charlie
[Wtedy jeszcze byłam na lingwistyce... skomplikowana sprawa :D Czy polonistyka jest ciekawa - to już pewnie zależy od konkretnego studenta. I od tego, co się chce/może po niej robić.
OdpowiedzUsuńOkej, czyli Sorcha z Jaccą. Chłopak wydaje się takim trochę łobuziakiem. Nie wymyśliłam jeszcze dokładnie, skąd pochodzi Sorcha i co się z nią kilka lat wstecz i wcześniej działo, ale pewnie żadna znajomość przedhogwarcka nie wchodzi w grę - chyba że byliby jakimiś bardzo, bardzo dalekimi krewnymi, albo do primary school chodzili razem gdzieś indziej niż w Truro...
Albo może w pierwszym czy drugim roku nauki w Hogwarcie Jacca zrobił jej coś niedobrego i od tamtej pory są dobrymi kolegami, o.
W sumie nie wiem, może przyszło Ci do głowy coś lepszego :)]
Sorcha Tobin
[Okej. Wiesz, w sumie nawet mogę zacząć - tylko ostrzegam, nie daję jakichś mega długich komentarzy, jak niektórzy tutaj :D Mam nadzieję, że to nie problem. Zacznę albo teraz do 16, albo takim późnym wieczorem.]
OdpowiedzUsuńSorcha Tobin
[Miałam taką potrzebę, bo skoro ustalona została kontynuacja, to tak głupio mi było bez słowa urwać sprawę. Także nie ma za co! :D]
OdpowiedzUsuńEstelle M.
[Pewnie, że miałabym ochotę! :) Masz coś konkretnego na myśli, czy raczej czas na burzę mózgów?]
OdpowiedzUsuńEstelle M.
[Chyba zwyczajnie lubię kombinować ze swoimi postaciami. Właściwie biorę się za religię, którą słabo znam, ale od czego jest reserach. Czas pokaże, jak na tym wyjdę. ;)
OdpowiedzUsuńZ tego, co mi wiadomo, niderlandzki, holenderski i flamandzki można stosować wymiennie, ale opieram się tu na wiedzy z wikipedii, więc... No na filologii niderlandzkiej uczą holenderskiego, mam rację? Po tym wnioskuję, że raczej się błędu tu nie robi.
On umie płynnie czytać, mówić, pisać i ogółem pan specjalista-czasem-zrobię-jakiś-błąd-ale-kogo-to-obchodzi, tylko go w domu przyuczyli, żeby się lepiej nie chwalił, no bo po co, skoro się na Anglików robią. Więc tak, pewnie poradziłby sobie z czytaniem czegokolwiek i brzmiałoby to całkiem ładnie, a gdyby dać mu coś, w czym od czasu do czasu pojawiłoby się mocniejsze słowo - no, byłby w swoim żywiole chłopak! Ale gdzie tu bajek z brzydkimi słowami szukać...? :D]
Charlie
[Nie pogardziłabym, zwłaszcza, że na samą naukę hebrajskiego poważnie nosi mnie gdzieś od roku.
OdpowiedzUsuńTo samo sobie pomyślałam - sama puszczam pod nosem piękną wiązankę, kiedy nie radzę sobie z dłuższym słowem w obcym języku, to by było bardzo w stylu moim i Charliego, który jest taki nijako-zwyczajny, bo dostało mu się parę moich cech.
Wszyscy proponują, ale zdradzę, że zamierzam być wybredna (w kulturalny sposób, rzecz jasna), bo czas ograniczony, a zależy mi na dobrych jakościowo wątkach (ahahaha, jakbym sama takie potrafiła prowadzić, dobry żart). Jacca był pierwszy w podpisie i miał mniej komentarzy, więc stwierdziłam, że odpiszę pod nim i przy okazji trochę ci dobiję, to prędzej zgarniesz za niego punkty dla Ravenclawu, bo Valancy już do 200 chyba niedaleko, nie? :P Co do tego, kto do ewentualnego wątku nadawałby się bardziej - pozostawiam wybór tobie. Twoje postacie, znasz je lepiej. :)]
Charlie
[W wątku od dynamicznej akcji zdecydowanie wolę pisać dużo o postaci, tym, co ona myśli i nią kieruję, więc nie musisz starać się o pomysł, który zwali mnie z nóg. :P Naprawdę, czasem nawet z rzuconej od czapy sugestii potrafi wyjść coś ciekawego. A z tym byciem wybredną to oczywiście taki suchy żarcik, jak człowiek za bardzo wybrzydza, to potem kończy kompletnie bez wątków. ;D]
OdpowiedzUsuńCharlie
[Za pomysły jestem wdzięczna, w pełni je akceptuję i oferuję zaczęcie, jednak muszę się najpierw uporać z masą rzeczy na studiach. Nie jestem więc w stanie w tej chwili określić, kiedy ten początek się pojawi, ale się pojawi!]
OdpowiedzUsuńEstelle M.
[Mam nadzieję, że może być. Jakby coś, zacznę jeszcze raz :D]
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł przyszedł do niej późnym piątkowym wieczorem. Tak długo obracała go w umyśle, że przez całą noc nie mogła zasnąć. O piątej rano zwlokła się z łóżka, narzuciła ubranie i usiadła na kanapie w pokoju wspólnym ze swoim notatnikiem w ręce. O dziewiątej szkic był gotowy i mogła ruszyć na poszukiwania chłopca o imieniu Jacca.
Nie sądziła, żeby Amber Forthville zorientowała się, że to o niej będzie następny tekst w Proroku. Nie toczyły jakiejś otwartej wojny, pomijając złowrogie spojrzenia i ogólną wzajemną niechęć, którą demonstrowały zawsze wtedy, kiedy musiały cokolwiek robić razem.
Marzeniem Amber, tak samo jak i Sorchy, było dołączenie do Klubu Literackiego, zrzeszającego uzdolnionych literacko młodych ludzi - zarówno czarodziejów, jak i mugoli. Obie pisywały dla Proroka. Obie miały spore szanse na dostanie się, głównie dlatego, że po prostu dużo pisały, no i czasem o jednej i drugiej ktoś gdzieś usłyszał. Problem polegał na tym, że każdego roku przyjmowano tylko jedną osobę z danego rejonu. Wszystkie znaki na ziemi i niebie mówiły, że – biorąc pod uwagę zdolności wszystkich innych uczestników "eliminacji" – w tym roku albo Sorcha, albo Amber miała zostać dumną członkinią Klubu Literackiego.
Sorcha nie potrafiła tak po prostu zignorować konkurencji i skoncentrować się na pisaniu. Gdyby Amber naprawdę dobrze pisała, pewnie byłoby jej łatwiej; powiedziałaby sobie: okej, może i na to zasługuje. Przecież chodzi o to, żeby honorować najlepszych. Zdaniem Tobin, Amber była przekonanym o swej świetności dnem, zupełnym niewypałem pisarskim, plastikowym tworem lepionym przez mentora, brakowało jej pomysłów, polotu i słownika, i w ogóle to, co pisała, nadawało się co najwyżej do podtarcia tyłka, więc publikowanie jej tekstów w gazetce – nie wspominając już o przyjęciu do Klubu Literackiego – było ogromną pomyłką.
Mniej więcej taki był przekaz tekstu, który za tydzień, góra dwa miał pojawić się w Proroku. Oczywiście, nie napisała nic o podcieraniu tyłka. Postanowiła w dość subtelny sposób zadrwić sobie ze wszystkiego, co jej się w pisaninie Amber Forthville nie podobało – przy okazji drwiąc ze wszystkich ludzi, którzy byli nagradzani, honorowani i wielbieni pomimo braku kompetencji – a na samym końcu umieścić zgrabną karykaturę znienawidzonej rywalki. „Gwiasdy są wśród nas”, brzmiało hasło wypisane koślawymi literami tuż pod naprędce narysowaną twarzą zadowolonej z siebie Amber. Nawet pieprzyk na brodzie miała taki sam.
– Co o tym myślisz? – zapytała Jakkę chyba już po raz setny tego ranka. Streściła koledze swój pomysł i czekała na odpowiedź.
Obiło jej się kiedyś o uszy, że Jacca świetnie rysuje. Miała nadzieję, że przedstawiła Amber w wystarczająco złym świetle, żeby chłopak z miejsca ją znienawidził, poparł szatański plan i poświęcił kilka godzin życia na rysowanie karykatury, którą mogłaby umieścić pod tekstem.
Nie, wcale nie była za stara na takie zabawy.
Sorcha Tobin
[Dziękuję bardzo! Ori jest dziwnym człowiekiem, stąd tak niespotykany bogin ;p Pomimo wielu wersji tej postaci, od zawsze miały nim być małże!]
OdpowiedzUsuńOriane
Popołudniowy gwar pod Trzema Miotłami zaczynał dawać się jej we znaki, choć tak starannie próbowała go ignorować. Estelle Murdock chciała tylko w spokoju dopić swoją herbatę z malinami i doczytać rozdział o eliksirach uspokajających, jednak ktoś co chwila szturchał ją w plecy podczas przeciskania się między stolikami. Cóż, może dziewczyna nie powinna była zasiadać przy barze, skoro tak zależało jej na ciszy i spokoju, ale Este nie kwapiła się do zrzucania winy za psujący się humor na samą siebie.
OdpowiedzUsuńW dość niefortunnym momencie, kiedy to kilka osób na raz postanowiło zaskarbić sobie uwagę barmana, ktoś zrzucił z baru należący do panny Murdock, skromny, skórzany piórnik. Dziewczyna automatycznie zsunęła się ze stołka i przykucnęła, by podnieść swą własność, a w tym momencie tuż obok podjęta została szarpanina. Estelle szybko więc stanęła na nogi, by uniknąć jakiejkolwiek nieplanowanej kontuzji. Najwyraźniej nie tylko ona wpadła na ten pomysł, bo ktoś gwałtownie pchnął drobną Ślizgonkę z tak zwanego “bara”. Estelle nie miała czasu, by rzucić w stronę szybko oddalającego się osobnika jakiejś kąśliwej uwagi, ponieważ czyjaś koścista dłoń zacisnęła się na jej prawym nadgarstku.
- To ty go ukradłaś, ty ukradłaś mój zegarek! - zaskrzeczał starszawy mężczyzna, chudy i wysoki, o zimnych oczach spoglądających zza grubych okularów. Estelle bez zastanowienia wyszarpnęła rękę z uścisku mężczyzny i zaczęła rozmasowywać nadgarstek. Początkowe zdumnienie, malujące się na jej piegowatej twarzy ustępowało lekkiemu rozdrażnieniu.
- Nie wiem, o czym pan mówi - odpowiedziała spokojnie i rozejrzała się na boki. Oczywiście wszyscy obecni w pubie przyglądali się całemu zajściu z wielkim zainteresowaniem. Wróciła spojrzeniem do okradzionego mężczyzny i rozpoznała w nim wysokiego rangą urzędnika ministerstwa, z którym jej własny ojciec od jakiegoś czasu usiłował ubić duży interes.
- Widziałem, jak się podkradałaś prawie na czworaka! - skrzeczał dalej mężczyzna, niemalże tocząc pianę z ust. Ktoś z tłumu poparł go słowami:
- Tak, ja widziałem coś złotego w jej dłoni!
Kilka osób potakująco pokiwało głowami.
Estelle zmarszczyła brwi, nie mogąc uwierzyć w to, w jak absurdalnej sytuacji się znalazła.
- Proszę wybaczyć mi bezpośredniość, ale jakbym chciała mieć złoty zegarek, to bym go sobie kupiła - powiedziała dość ostrym tonem do rozzłoszczonego mężczyzny.
- Pokazuj, co masz w kieszeniach! - zawołał ktoś z lewej strony. Estelle spojrzała w tamtym kierunku, a potem zerknęła po sobie. Żaden z elementów jej dzisiejszego stroju nie miał kieszeni, nie licząc płaszcza, który grzecznie wisiał na wieszaku nieopodal.
- Wasze oskarżenia są bezpodstawne! - warknęła Murdock, tracąc swój naturalny rezon. Nie zamierzała tłumaczyć się z czegoś, czego nie zrobiła, więc po prostu odwróciła się i usiadła z powrotem na swoim miejscu, co chyba wybiło z rytmu okradzionego mężczyznę i jego wsparcie. Zaraz jednak zawrzało.
- Czy ktoś jeszcze widział, jak ta podstępna złodziejka ukradła mój kieszonkowy zegarek?! - zawołał urzędnik ministerstwa, zwracając się najpewniej do wszystkich obecnych. Estelle przewróciła oczyma i zaczęła szukać w swojej torbie portmonetki. Zamierzała zapłacić i wynieść się z tego przybytku, bo tłum zdawał się stawać coraz podatniejszy na sugestie ofiary złodziejaszka.
Estelle M.
[ Oj siedzę tu bardzo długo, z rok ponad z dwoma przerwami :)
OdpowiedzUsuńDzięki za powitanie ]
Rachel
[Co npc-ów, które wprowadziłam, to myślę, że możesz śmiało nimi kierować, jeśli masz ochotę, będzie dynamiczniej i ja będę miała trochę mniej roboty. ;) I przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale… życie. Za długość też przepraszam. I nie wiem, czy wierzyć internetom odnośnie odmiany imienia Radyleya. ._. ]
OdpowiedzUsuńEstelle niemal niezauważalnie drgnęła, gdy rozległ się głos sprzeciwu. Zdołała go nawet rozpoznać w tym tłumie i ogólnym rozgardiaszu. Spojrzała na Jaccę ukradkiem. Nie żeby darzyła go jakąś głęboką antypatią, jednakże zazwyczaj jego osoba działała na nią drażniąco. W zasadzie nic jej nie robił, ale Estelle miała nieodparte wrażenie, że weszło mu w nawyk podkpiwanie z niej za każdym razem, gdy spotykają się na szkolnym korytarzu. Był ciężki do rozgryzienia.
Być może powinna być wdzięczna, że ktoś stanął w jej obronie, ale i tak nie zamierzała na tę chwilę nie włączać się do rozmowy. Była niewinna i nie musiała się przed nikim tłumaczyć. Była też uparta jak osioł, co mogło w najbliższym czasie przechylić szalę na jej niekorzyść. Este zmieniła jednak zdanie, co do ewakuowania się w tempie ekspresowym. Przysiadła na barowym stołku i kątem oka śledziła całą sytuację.
- I niby dlaczego mam ci wierzyć? Skąd mogę wiedzieć, że nie współpracujesz z tą oszustką i za pieniądze ze sprzedaży mojego zegarka nie wyjedziecie na wakacje? - obruszył się urzędas. Mężczyzna chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak absurdalnie brzmi, przynajmniej zdaniem Estelle. Wakacje z Radleyem? Niedorzeczne!
- W zasadzie ja też widziałam jakiegoś dzieciaka, umykającego chyłkiem z pubu! - odezwała się nagle kobieta z tłumu, siejąc pośród gości ogólną konsternację. Wszyscy zaczęli spoglądać po sobie, jakby świadectwo o winie jakiegoś młokosa wzbudziło podejrzenia, że tak naprawdę ktokolwiek mógł wziąć ten przeklęty zegarek. Estelle rozejrzała się. Ilość wrogich spojrzeń, skierowanych na nią zmalała. Choć czuła ulgę, to jej twarz pozostała niewzruszona.
Właściciel zegarka również wyglądał na wytrąconego z równowagi, choć wciąż nerwowo przeskakiwał spojrzeniem od Jacca [Jacci?] do Este, najwyraźniej nie będąc w stanie kompletnie im zaufać. Choć odezwało się jeszcze kilka głosów popierających hipotezę o złodziejaszku, który już dawno opuścił Trzy Miotły, to urzędnik ministerstwa dotąd nie pozbył się oskarżycielskiego wyrazu twarzy, kiedy jego oczy napotykały sylwetkę panny Murdock.
Estelle była przekonana, że mężczyzna jej nie rozpoznaje. Może gdyby wiedział, że prowadzi z ojcem dziewczyny intensywne negocjacje, trzymałby na wodzy swoje niesłuszne zarzuty. W planowanym interesie każda ze stron miała swoje powody, ażeby dojść do konsensusu, więc obrażanie córki partnera biznesowego raczej nie było dobrą strategią w pertraktacjach.
- Jak ja teraz odzyskam mój zegarek…? To była rodzinna pamiątka, przekazywana między pokoleniami od wieków. - Po raz pierwszy na twarzy urzędnika pojawiło się bardziej ludzkie uczucie w postaci czystego zmartwienia i niepokoju. Z ust Este padło niepowtrzymane prychnięcie. Dziewczyna szybko jednak odchrząknęła, maskując swoją niesubordynację manierową i wreszcie przyłączyła się do dyskusji:
- Myślę, że warto byłoby poinformować odpowiednie służby. Ktokolwiek by nie ukradł tego zegarka, to raczej nie zatrzyma go dla ozdoby, tylko raczej spróbuje go spieniężyć… Należałoby więc sprawdzić okoliczne lombardy czy przeszukać lokalnych paserów. - Ślizgonka przelotnie zerknęła na Jaccę. Może i on będzie miał jakiś błyskotliwy pomysł na rozwiązanie zaistniałego problemu…?
Estelle M.
[Biedna Jill, ale co ja poradzę, że moje postacie zawsze są poszkodowane? ;) Dziękuję za miłe przywitanie i o ile znajdzie się gdzieś miejsce, to z chęcią pomyślę nad jakimś wątkiem :)]
OdpowiedzUsuń[U siebie w wątkach mam kilka propozycji powiązań, więc może któreś ci podpasuje? c: A jak nie, to razem będziemy nad czymś myśleć!]
OdpowiedzUsuń[To w takim razie myślimy nad czymś innym! Możemy też zacząć bez żadnego powiązania :)]
OdpowiedzUsuńTej nocy miała nadzwyczaj płytki, lekki sen. Najcichszy szmer powodował nerwowe przewracanie się z boku na bok, a każdy odrobinę głośniejszy odgłos skutkował otworzeniem ciężkich, wymęczonych powiek. Była tej nocy naprawdę zmęczona, a wszystko to co ją otaczało wzięło sobie za cel nie pozwolenia jej na spokojne zaśnięcie. Gdy tylko weszła do łóżka wiedziała, że ta noc będzie długa. Nim udało jej się przysnąć, męczyła się nie mogąc znaleźć sobie tej najwygodniejszej pozycji. Zrezygnowana położyła się w końcu na brzuchu, wpychając twarz w miękką poduszkę, zaciskając z całych sił powieki.
OdpowiedzUsuńNie dany był jej jednak długi odpoczynek. Huk, który usłyszała pomimo tego, że do najgłośniejszych nie należał sprawił, że dziewczyna otworzyła oczy i leniwie odwróciła się na plecy, wpatrując się uparcie w sufit, uważnie nasłuchując dźwięków nocy.
Gdy huk rozbrzmiał ponownie w wieży Krukonów, dziewczyna usiadła na łóżku, opuszczając nogi w dół. Z przymrużonymi oczami, wyszukała stopą ciepłych bamboszy w kształcie i kolorze brokułów poczym leniwie wsunęła w nie stopy. Chwyciła swoją różdżkę i szepcząc ciche lumos postanowiła dowiedzieć się kto zakłóca jej sen.
Niepewnie pchnęła drzwi damskiego dormitorium i powoli, uważając na każdy swój ruch schodziła w dół, do pokoju wspólnego. Wychylając się ostrożnie, próbując dopatrzeć czy ktoś rzeczywiście się tam znajduje. Spiralne schody były jednak tak umiejscowione, że dziewczyna nie była w stanie dostrzec za dużo rzeczy. Dopiero, kiedy stanęła na ziemi, robiąc dwa kroki do przodu mogła zobaczyć wnętrze wspólnego salonu.
Zmarszczyła delikatnie brwi. Przed kominkiem stał Jacca z siódmego roku i rozglądał się uważnie dookoła. Avalon Moore przygryzła delikatnie wargę i zrobiła kolejny już tej nocy, niewielki krok do przodu.
— Stało się coś? — zapytała cicho, nie chcąc podchodzić za blisko. Nie miała pojęcia co robił, lub co mógł robić wcześniej. Nie znali się jakoś szczególnie dobrze. Ich relacja polegała głównie na tym, że uczęszczali do tego samego domu. Głównie wymieniali się krótkim hej od czasu do czasu. Zdarzyło im się rozmawiać, w końcu zdarzało się, że spędzali wspólnie czas w salonie, a raczej dzielili salon spędzając ten czas, każdy według swoich zainteresowań — słyszałam jakiś hałas… To ty?
Avalon Moore
[Czasami powroty są nieuniknione :D
OdpowiedzUsuńZdradzanie wszystkiego już na samym początku raczej nie było by zbyt dobre, ale różdżki tak jak Hagridowi mu nie zabrano i czarować dalej może, chociaż najchętniej robił by to w Zamku, nie poza nim. Ambicje ma nieco większe niż Fred i George ;D
I cześć!]
Aris
Zamilkła od razu słysząc jego słowa i widząc wskazujący palec przyłożony do ust. Przygryzła delikatnie wargę, jak to miała w zwyczaju w trakcie stresujących ją sytuacji i wstrzymała powietrze, wydymając przy tym delikatnie pulchne policzki. Zmarszczyła brwi, uważnie nasłuchując dziwnych, tajemniczych dźwięków.
OdpowiedzUsuńSkinęła delikatnie głową i niepewnie zrobiła krok do przodu. Była odrobinę przestraszona, ale z drugiej strony bardzo ciekawa co to takiego może być. Przez jej głowę przechodziły najróżniejsze scenariusze, jednak większość z nich nadawała się od razu do przekreślenia i zapomnienia. Normalnie pewnie spanikowana odwróciłaby się na pięcie i szybko ruszyła do dormitorium, zamykając drzwi, szczelnie opatulając się kołdrą i czekając, aż sytuacja sama się rozwiąże. Jednak towarzystwo starszego chłopaka sprawiało, że czuła się odrobinę pewniej. W dodatku oboje byli uzbrojeni w różdżki, no i znajdowali się w szkole, przecież tutaj na pewno nic nie mogło im zagrażać.
— Też mi się tak wydaje — szepnęła cicho, przystanąwszy. Wychyliła się delikatnie do przodu, jakby bała się bardziej zbliżyć do kominka, obawiając się, że zaraz coś z niego wyskoczy i niewiadomo co zrobi. Była tylko szesnastoletnią panikarą, gdy w pobliżu nie było wystarczającej liczby świadków, przed którymi warto byłoby udawać. Nie chodziło o to, aby Jacca był w jakimś sensie mniej wartościowy w oczach Avalon, po prostu stojąc w środku nocy, w pokoju wspólnym tylko z nim, nie odczuwała żadnego powodu do udawania. Gdyby był z nimi jeszcze jakiś młodszy dzieciak, wtedy czułaby na sobie tę odpowiedzialność — ale… Co to takiego może być?
Zacisnęła odrobinę mocniej palce na trzonku swojej różdżki i wyciągnęła dłoń w taki sposób, aby móc szybko zareagować w razie jakiegokolwiek ataku. Z drugiej strony… Niby kto lub co miałoby ich atakować? I przede wszystkim jakim cudem znalazłoby się w pokoju wspólnym Ravenclawu?
Kiedy hałas rozległ się ponownie, ciekawość Avalon wzięła nad nią górę i dziewczyna zrobiła kolejny krok, mogąc spokojnie zerknąć już do wnętrza kominka. Ledwo co zakryła sobie usta, powstrzymując się przed głośnym krzyknięciem. W momencie gdy wpatrywała się uważnie w (we?) wnękę, nagle coś wyleciało z otworu kominkowego i spadło wprost na ledwo żarzące się resztki popiołu. Widząc jakieś stworzenie przeraziła się, w ogóle nie przyglądając mu się z uwagą. Początkowo przeraziła się, że to jakiś przypalony kot, ale przecież wówczas nie ruszałby się. Z drugiej strony, może nadal śniła?
— C-c-co to? — szepnęła, robiąc szybko krok w tył. Uważnie wpatrując się w Jaccę (Jakkę? weź mnie zabij, albo chociaż ładnie opisz odmianę, bo się gubię).
Avalon
[Niewinny wygląd to jej wabik na ofiary :D A rok już zmieniłam, cyferki mi się trochę pomieszały :)
OdpowiedzUsuńCześć!]
Maisie
[Eh, no tak. Tak to jest jak sesja trwa :x Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńA może jest chęć na wątek, tak przy okazji? ;)]
Maisie
[U mnie też głowa pusta w tej chwili :c Jedyne na co wpadłam to jakaś podwójna randka, w którą zostaliby wplątani wbrew własnej woli. Tylko nie wiem co dalej.]
OdpowiedzUsuńMaisie
[ Cześć! Mateczka żyje, ma się dobrze, prawdopodobnie dzierga swetry z tęsknoty za swoim synusiem, ale to informacja, która domaga się potwierdzenia. A czy dla świata z miłości ów synuś umrze, nie wiadomo, aczkolwiek chyba jest coś w tej wyświechtanej kwestii, że umiera się codziennie na różne sposoby.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na kolejne z pytań, niestety, Vincent mówi normalnie, czasem natomiast kuszą go nienormalne myśli. Chociaż w sumie dzięki za tę wzmiankę o wymowie V., może ją rozważę i moja dziecinka stanie się jeszcze bardziej odbiegająca od wszystkich i wszystkiego.
Chyba lubisz słowo parszywy, co? :D]
Vincent
[ Ależ wcale się nie naprzykrzasz! Wychodzę z założenia, że jak ktoś pyta, to chce wiedzieć więcej (co za odkrywcza uwaga z mojej strony), a to bardzo dobra rzecz.
OdpowiedzUsuńWychodzę też z założenia, że ciekawość wiąże się, akurat w tym przypadku, z chęcią na wątek. Chyba że źle zakładam.]
[Jeśli tylko masz chęć, odpisuj śmiało. :)]
OdpowiedzUsuńEstelle M.
[ Jesteś okropna! Już nie tylko pod tym względem, że innym wątki proponujesz (nie myśl, że nie widzę :D), a na biednego Vincenta brakuje Ci weny, ale dlatego, że dobrze wiesz, że świat jest tak skonstruowany, że wszystko ma gdzieś i V. dwoiłby się i troił, a Jacca chichotał w kącie.
OdpowiedzUsuńJuż lepiej by było, gdyby połączyła ich słabość do soku pomarańczowego.]
Vincent 3000
[ To może nielegalny handel sokiem pomarańczowym? Będą przemycać go do Hogwartu litrami i może nikt nie zauważy, jak spacerują z wielkimi baniakami.
OdpowiedzUsuńA tak na serio — nie wiem. Jacca rysuje? A może po prostu ciężko pracował w kopalni. :D W sumie nie mam pojęcia, czemu o to pytam, bo gdybym już wpadła na jakieś genialne powiązanie, to pewnie nie miałoby z rysowaniem nic wspólnego. J. właściwie mógłby być jego przewodnikiem po świecie, pomóc mu trochę wyjść z tej skorupki, w której od zawsze tkwi.
Gdyby się na to zdecydował, pewnie pierwsze w kolejności byłoby przełamanie strachu V. przed wysokościami.]
[ Chodzi Ci o to, że V. strzela na oślep zaklęciami, a J. robi przepiękne obrazy z tego, co z potencjalnych ofiar pozostanie? :D
OdpowiedzUsuńJuż nie chce mi się kombinować, bo nie mogę się tak dokładnie umawiać na jakieś powiązanie — w trakcie zawsze coś sobie dodam, coś pozmieniam i akcja zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni.
Zaczniesz? Wiem, że masz ochotę.]
V.
[Siemanko. Może to koniec sesji sprawia, że ludzie tak licznie powracają? Nie wiem, u mnie pewnie to główna przyczyna. :D
OdpowiedzUsuńOtóż: jej matka jest z Francji, Pulcheria się tam urodziła i mieszkała do piątego roku życia, dlatego wszyscy jej wmawiają, że jest Francuzką. Ojciec, Ogden oczywiście, mieszka sobie w Szkocji i zajmuje się interesami. Takie nudy. A imię jest dziwne, lubię dziwne imiona, jej rodzice najwyraźniej również.]
Pulcheria
[Nawet zastanawiałam się nad przywróceniem Baldwina, ale zrobiłabym z niego zbyt często podgrzewanego flaka. Albo bigos, chociaż ten odgrzewany niby smakuje najlepiej.
OdpowiedzUsuńTak, można zrzucić powód nadania jej tego imienia na umiłowanie do klasycznego piękna. Dobrze kombinujesz, teraz będę to przekazywać dalej, kiedy mnie o to zapytają.
Ależ nie ma za co :D.]
[Dziękuję za miłe słowa, oczywiście urodzinowe życzenia i drobną korektę :) Odnosząc się do przypuszczeń, rozgryzłaś mafię choć nie do końca trafiłaś w dziesiątkę... I co do bohemy - pudło, ale nie ukrywam, że to jest jakiś pomysł, tylko że już na inną postać. No i cóż, mafia nie mafia, bo nie zapełniają ją sycylijscy emigranci, a prości Anglicy, lecz bliżej temu ugrupowaniu do tej organizacji przestępczej, niż do przeciętnego gangu. A stary Willoughby robił za kierowce i ponieważ życie czasem daje odzew moralnej sprawiedliwości, to trafił do paki.
OdpowiedzUsuńNo i tak, liczę na wątek, bo karta Jaccy (mam nadzieję, że dobrze to odmieniam, ale chyba nie) bardzo mi się spodobała i on z resztą sam jako postać. Utrzymana jest w takim romantyczno-melancholijnym klimacie, super :D.
Myślę, że mogą się razem zgubić. Co do relacji, pewnie będą się znać. Judy zna prawie że wszystkich, blisko jej do przybłędy, ale sama woli określenie "niezależna".]
Judy
[Szpagaty i salta wzięły się znikąd. Gdy starałam się wykreować tą postać, w głowie miałam obraz młodej dziewczyny wspinającej się po drzewach, robiącej gwiazdy i stającej na rękach. Potem doszłam do wniosku, że jest to logiczne - będąc otoczoną przez cwaną grupkę dzieciaków, synów ludzi, o których profesji byli uświadomieni, próbujących się prześcignąć w wyczynach, tym kto lepiej wyceluje z prowizorycznej procy, czy wygra zapasy, Judy musiała mieć swój konik, coś czym mogłaby zaszpanować i pokazać, że nie jest w tym środowisku obojętna. Właściwie mając za autorytety swoich postawionych w branży ojców, nikt z tych dzieciaków nie chciał być neutralny. Od młodości byli uświadamiani, że na respekt należy sobie zasłużyć. Szpagaty i salta może nie czynią cię postrachem osiedla, ale wywołują jakiś podziw. I w sumie o to jej chodziło.
OdpowiedzUsuńZa odmianę dzięki, bo będzie mi się zdecydowanie łatwiej pisało, nie zachodząc w głowę, jak to powinno się pisać :D.
Właściwie z Judy jest tak, że została wychowana w sposób, który sugeruje posiadanie przez nią jakiejś paczki i trzymanie się z nią poprzez wszystkie lata nauki - ale od samego początku wizyty w Hogwarcie nie mogła się przystosować, zasymilować. Czuła się inna, nie potrafiła się podporządkować, jednak nie wybrała życia ascety żyjącego na uboczu - ma kontakt z ludźmi, bo lubi z nimi przebywać, czuje że są oni jej potrzebni - ale to wszystko to jedynie znajomości, niektóre przelotne, niektóre wkraczające w koleżeńskość. Taki typ osoby, która zna każdego, wie o ludziach wiele, bo wzbudza zaufanie (i rzeczywiście każdy powierzony sekret zachowuje dla siebie) ale sama dużo o sobie nie mówi. Jej niezależność zaczyna się na nie przywiązywaniu się do ludzi a kończy na tym, że potrafiłaby wskoczyć w ogień za człowieka, którego tylko lubi. Stąd ten Gryffindor.
I tak, naszą relację możemy pisać od początku. Kojarzyli się, ale nie mieli ze sobą bliższej styczności poza obrębem sal lekcyjnych. A teraz co dalej? Judy fascynuje zamek. Nigdy wcześniej nie widziała takich scenerii jak w jego środku i na obrzeżach, mieszkając w jednej z dzielnic prostego, niemagicznego Sheffiled. Nawet w VII klasie potrafi krążyć bez celu po jego korytarzach, czy błoniach, odkrywać nowe miejsca z ciekawością godną pierwszoklasisty. Odwiedza też Zakazany Las. Na pewno jest dużo miejsc, w których mogliby się spotkać, błądząc bez celu, ale nie mam pomysłu na całą akcje wątku.
Judy
+ dodałam powiązania do karty, by przybliżyć jej sytuację rodzinną.
Usuń[ Żeby mnie skusić trzeba o wiele więcej!
OdpowiedzUsuńJeszcze nic tu nie napisałam, więc mogę być zardzewiała, a tego wrażliwa natura Vincenta by nie przeżyła. To Twoja ostatnia szansa, żeby się zdeklarować.
A jak się jednak uprzesz, że nie, nie, nie, napisz mi, może coś urodzę. Może coś, od czego się nie oślepnie.]
Vins
Była wdzięczna losowi, że jednak nie znajdowała się w pomieszczeniu sama. Przerażenie brało nad nią górę a w momencie, w którym nagle po drugiej stronie pokoju zbił się wazon, srebrnowłosa dziewczyna miała wrażenie, jakby jej serce oszalało. Biło znacznie szybciej niż zawsze, tak jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi dziewczyny.
OdpowiedzUsuńGdy po pomieszczeniu rozległ się piskliwy głos, Avalon zacisnęła mocno piąstki i nerwowo zaczęła rozglądać się dookoła. Chociaż początkowo sytuacją ją intrygowała w tym momencie przestała. Dziewczyna najzwyczajniej w świecie zaczynała się bać. Co prawda znała kilka zaklęć, które teoretycznie mogłyby jej pomóc, ale z drugiej strony nie miała pojęcia czego mogą się spodziewać po tym tajemniczym stworzeniu.
Najchętniej już teraz zaczęłaby rzucać zaklęciami w każdą możliwą stronę, na szczęście myślała jeszcze odrobinę racjonalnie i była świadoma, że takie zachowanie przyniosłoby znacznie więcej szkód niżeli pożytku. Dlatego też powstrzymała się przed tym, chociaż powoli okręcała się powoli własnej osi chcąc widzieć co takiego stanie się następnie.
Zaczęła się jednak zastanawiać nad pytaniem dotyczących ich niespania. Może to coś wcale nie chciało im zrobić krzywdy, a oni nie śpiąc sprawili mu kłopot? Tylko czego takiego mogło szukać w pokoju wspólnym Krukonów? Avalon ponownie zagryzła wargę, przypatrując się Jacce.
— Pokaż się nam, nie zrobimy ci krzywdy. — powiedziała nagle. Może ono bało się tak samo jak oni? Może to stworzonko wcale nie chciało pojawić się w tym pokoju, nie chciało zrobić niczego złego, po prostu… Pojawiło się, robiąc hałasu przypadkowo? Zrobiła kilka kroków w miejscu. Odkąd oboje zamilkli nie było słychać żadnego nowego dźwięku. Tak, jakby stworzenie się ulotniło. Na czole srebrnowłosej dziewczyny pojawiła się niewielka zmarszczka.
— Czy… To coś już zniknęło? — zapytała swojego towarzysza, jednak w tym samym czasie rozległo się ciche pyknięcie, a następnie głośne, zdenerwowane miauknięcie jakiegoś kota. Tuż po tym Avalon usłyszała prychnięcie puszystego czworonoga i ciche jęknięcie z bólu. Była pewna, że ten ostatni dźwięk wydobył się z ust tego czegoś, co ich obudziło.
— To dochodzi zza kanapy… — szepnęła, wskazując skinięciem głowy kanapę, którą miała na myśli. Tym razem nie spieszyło jej się z podejściem i sprawdzeniem co to i czy wciąż tam jest. Przeniosła więc wzrok na starszego kolegę i wyczekiwała, aż to on się ruszy tym razem. Mimo wszystko nie miała zamiaru stać w miejscu i czekać na dalszy rozwój wydarzeń. Planowała ruszyć tuż za Jaccą, mimo tego, że dzielące ich odległość nie byłaby znowu tak ogromna. Dziewczyna i tak się bała zostać sama pośrodku salonu.
Avalon
[ Czekać mogę tygodniami!
OdpowiedzUsuńFobia V. uaktywnia się nawet wtedy, kiedy wygląda przez zamkowe okno, więc cokolwiek Jacca zrobi, by mu pomóc, będzie dobre.]
Vincent
[Chciałam tak zakończyć kartę! Ale chęci ma dobre. Przynajmniej wybrukuje piekło. Że też tego nie napisałam...
OdpowiedzUsuńLudzie bardzo lubi, owszem! Tylko czasami ich bije, ale co zrobisz. Trzeba radzić sobie z życiem.
Do których będzie należał Jacca?]
Jesse
[Nie, bo będzie, że wkleiłam Twój tekst do karty. Wystarczy zdjęcie.
OdpowiedzUsuńMoże Jesse napisze o nim kolejną piosenkę. Ale o Jacce, nie Jacósiu. Ewentualnie będę parafrazować Beatlesów.]
Jesse
[Cześć! Liczy się gest, więc dziękuję pięknie za powitanie i cieszę się, że Milliesant to mimo wszysto postać, którą da się lubić. Mam też cichą nadzieję, że te życzenia choć w małej części podyktowane są chęciami do jakiegoś wątku, więc jakbyś miała wakat – u Valancy albo u Jakki – to ja go bardzo chętnie obsadzę. :D]
OdpowiedzUsuńMilliesant
[Bo mordowałam tę kartę dobry tydzień, zanim straciłam do niej resztki sił. Dawno nic mi tak nerwów nie napsuło, po przeczytaniu jej po raz setny zaczęłam się zastanawiać czy nie odbija się to przypadkiem na postaci. Najwyraźniej staje się już regułą i im mniej jestem pewna własnego tekstu, tym lepiej przyjmują go pozostali autorzy, czegokolwiek to miałoby dowodzić. :D
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, Valancy trochę się boję. Jacca wydaje mi się bardziej przystępny, więc celowałabym w niego, ale jeśli łatwiej będzie Ci wymyślić coś dla dwóch panien to też wezmę. Naprawdę nie jestem wybredna w tych sprawach.]
Milliesant
[Mamusiu, jak mi się podoba Jacca *.* Twoją kartę czyta się jednym tchem. Zaproponuję wątek i nawet wiem, gdzie mogą się spotkać, skoro oboje chodzą nad skraj Zakazanego Lasu. :D Masz jakiś pomysł na relację?]
OdpowiedzUsuńLisa
[O kurczaki, toż to tyle czasu minęło? :D myślałam, że mniej. Tak czy siak, czekam na odpis!]
OdpowiedzUsuńAvalon Moore