15 sierpnia 2016

Our heaven is their hell

[ ur. 20 sierpnia 2006 | Ravenclaw | VII rok ]
[ Londyn | czystej krwi | obrońca ]
[ Transmutacja | OPCM | Zaklęcia | Eliksiry | Astronomia | Zielarstwo ]
[POWIĄZANIA]

            Nie wszystko jest czarne lub białe, bo przecież żadne ekstremum nie jest dobre. A to, że masz jakąś wizję świata nie oznacza, że jest ona jedyną słuszną, że pozostanie taka na zawsze i że każdy musi się do niej dopasować. Wybacz, mam prawo nie pasować. Mam prawo być zupełnie obok. I Ty też. Musimy tylko o tym wiedzieć i dać sobie tę możliwość.

          Podobno obrońcą w drużynie Quidditcha powinien być chłopak – szybki, silny, wysoki i najlepiej dobrze zbudowany. A ja jestem dziewczyną i obrońcą Krukonów. Chociaż często nie wiem czy dam radę i zwyczajnie się boję. Nie lubię być w centrum uwagi. Może więc powinnam znaleźć sobie jakieś indywidualne zajęcie, które nie będzie obserwowane i komentowane przez publiczność na trybunach? Taaa... Już to widzę. Chociaż to prawda – unikam tłumów i zdecydowanie wolę kontakty jeden na jednego. Często zamykam się, gdy jestem w większej grupie ludzi, chyba, że bardzo dobrze ich znam, bo tych, których nie znam trochę się boję. Niełatwo zdobyć moje zaufanie. Przerażają mnie związki, więc na razie ich unikam. Nie lubię się kłócić. Raczej się obrażam, ale zaraz mi przechodzi. Poza tym wszystkim to lubię się uczyć, uczyć innych, czytać, obserwować i wszystko mieć pod kontrolą. Nie lubię egzaminów. Nie znoszę zgłaszać się na lekcjach. Biegam wieczorami. Lubię sprzątać. Lubię czytać przed snem. Mam zawsze ciepłe ręce. Lubię wychodzić na świeże powietrze, zwłaszcza w nocy lub wcześnie rano. Źle się czuję w towarzystwie psów, ale kocham koty. Wolę, gdy jest mi zimno, niż gorąco. Nie lubię pomarańczowego, ale lubię pomarańcze. Jestem idealistką. Nie jestem ani dobra ani zła. Mogę się zmieniać, ale nigdy nie chcę być tylko czarna lub tylko biała.


Cześć! Dawno nie blogowałam, więc wybaczcie niedociągnięcia. 
Zapraszam do wątków :)
Wizerunek: Alicia Vikander
Kontakt: kpberry04@gmail.com


Zapraszam Mistrza Gry!

202 komentarze:

  1. [Czesc, niestety nie mialam wczoraj dostepu do internet, ale widze, ze udalo sie w koncu uzbierac owe trzy komentarze :) witam sredecznie na blogu i zycze cudownej zabawy! Mam nadzieje, ze mimo wszystko nadal masz ochote na watek :D bo ja zawsze jestem chetna. Tym bardziej, ze sa w jednym domu i wspolnie graja w druzynke :)
    przepraszam za brak polskich znakow, ale moja obecna komorka doprowadza mnie do szalu, a zabawa w stawianie polskich to meka.]

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam cieplutko! Widzę, że zdołałaś rozgościć się pod moją kartą, bardzo się z tego powodu cieszę :D Chęć na wątek jest zawsze, pomysł w sumie również już zakwitł mi w głowie, ale zdradzę ci go dopiero jutro, bo wredny ze mnie człowiek, który lubi trzymać ludzi w niepewności. To wcale nie chodzi o to, że nie ma mnie jeszcze w domu.
    Życzę wielu ekscytujących wątków i wytrwałości :3 Mam nadzieję, że blog się niedługo trochę ożywi, bo ostatnio wszyscy jakby poumieraliśmy.]

    Freddie Weasley

    OdpowiedzUsuń
  3. [Urocza ona, bez problemu mogę wyobrazić ją sobie na miotle. Dużo udanych wątków życzę!]/Francis

    OdpowiedzUsuń
  4. W obecnej chwili dla Hyuna tak naprawdę nie liczyło się nic poza quidditchem, to właśnie ten sport na ten moment był wszystkim, co tak właściwie posiadał młody Azjata. Wydarzenia jakie miały miejsce w trakcie wakacji sprawiły, że sam nie miał pojęcia jak powinien myśleć o własnej osobie. To właśnie przez tę niewiedzę chodził ciągle zdenerwowany, bardzo szybko dawał wyprowadzić się z równowagi a w dodatku nie panował nad sobą, a większość rozmów kończyła się kłótnią lub ostrą wymianą zdań, bo Hyun odczuwał radość, jednocześnie miał do siebie wyrzuty, bo przecież nie powinien się cieszyć. Wręcz przeciwnie, powinien być załamany i przygnębiony po śmierci ukochanej osoby. Z drugiej strony poznanie prawdy i uświadomienie sobie w końcu, że zamiast związku była zabawa, głupkowata gra z której regułami nie zdążył się zapoznać sprawiała, że był szczęśliwy. W końcu, właśnie uwolnił się od swojego demona. Fakt, że był człowiekiem dobrze wychowanym sprawiał jednak, że wciąż miał żal do samego siebie ze względu na to, że cieszył się ze śmierci tego drania. Oczywiście z samą śmiercią nie miał nic wspólnego, Seo po prostu chorował o czym nie raczył go wcześniej poinformować. Ukrywał to do samego końca, dopóki nie wylądował w szpitalu… Miał do niego ogromny żal i mnóstwo pretensji. Ponieważ właśnie teraz stał na szkolnym boisku do quidditcha i nie umiał z nikim normalnie porozmawiać. Zamiast nawiązać ludzką konwersację, spoglądał tylko po kolei na każdego zawodnika, rozmyślając jedynie nad tym, aby zwyciężyć. Po pierwszych minutach miał pretensje do każdego – włącznie z kapitanem – uważając, że nie potrafią odpowiednio grać. To właśnie ten sport był teraz dla niego pewnego rodzaju wyzwoleniem, ucieczką. Ale oni wszystko psuli, nie potrafiąc odpowiednio grać. Miał żal do każdego z osobna, jednak los chciał, że to właśnie Julia pojawiła się obok niego, gdy wylądował na trawniku. Przerwa w grze spowodowana była próbą ogarnięcia zawodników przez Vinaya.
    — Gdybyście po prostu grali, a nie tańcowali na miotłach to już byśmy dawno wygrali — warknął niezbyt przyjemnie, spoglądając na kapitana i Julię, która stała obok Belzungovicha.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry. :) Na wątek mam ochotę, jednak z pomysłem gorzej, bo nie widzę żadnego punktu zaczepienia między naszymi dwiema pannami... Julia nie wydaje mi się osobą, która mogłaby być czyimś zagorzałym wrogiem, więc to odpada na całej linii. Masz jakąś koncepcję na to, jakby je połączyć?]

    Samara Quinn

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Mam pewien pomysł, ale zarys i do dopracowania :) Mam nadzieję, że się spodoba i pomożesz mi go rozbudować lub przekształcić. Jako, że twoja Julia biega wieczorami i lubi nocne posiedzenia to nasze postacie mogłyby właśnie poznać się przy bieganiu. Moja Emma jako początkująca biegaczka dołączałaby na coraz dłuższe trasy do Julii i wraz ze zwiększaniem się dystansu przebieganego przez Emmę, nasze dwie bohaterki zaczęłyby razem rozmawiać i poznawać się. Co Ty na to? ;) ]

    Emma Stanford

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Twój pomysł jest zdecydowanie lepszy, a przynajmniej mi nabędziemy się podoba. Sądzę, że mogłybyśmy zacząć pisać od momentu kiedy one już kilka razy się spotkały i już coś tam o sobie wiedzą :) Powiem Ci szczerze, że strasznie nie lubię zaczynać, więc jeżeli to nie byłby kłopot to byłabym przeszczęśliwa, gdybyś Ty zaczęła! ;) ]

    Emma Stanford

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Cześć. Zacznę od tego, że kiepsko wymyślam i mam nadzieję, że umiesz wymyślić coś naprawdę zachwycającego.]

    Vincent

    OdpowiedzUsuń
  9. [Oh, jaka ona urocza! No i Alicia, śliczna jest <3
    Na pewno chcę iść w jakieś pozytywne relację, ale na razie nie mam żadnych konkretnych pomysłów :c Słaba jestem w wymyślaniu, taki pech. Ale nie jestem wybredna i przyjmę niemal wszystko, więc jak ty na coś wpadniesz to śmiało!]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  10. [Och, potrafię sobie to wyobrazić, w szczególności biorąc pod uwagę jej stanowisko w drużynie, bo wbrew temu co Milo lubi mówić, to Quidditch zawsze był dla niego interesujący. Plus widzę, że Julia wciąż przebywa na eliksirach, a to jego największy problem, więc mógłby wpaść do niej z książkami, które nie mają nic wspólnego z zadaną pracą domową, ale wypożyczył je w akcie desperacji i błagałby na kolanach o pomoc. Aale to luźny pomysł, a ja już się wyczerpuję, więc jeśli masz już jakąś wizję albo coś coś to śmiało. c:]

    #Milo

    OdpowiedzUsuń
  11. [Właśnie wyszło, że Beau miał jeszcze niedawno dziewczynę, z którą się rozstał, bo ojciec zaręczył ją z innym i Beau został ze złamanym sercem, chociaż wciąż ją w pewien sposób kocha. Mimo to, może zacząć czuć coś do Julii, ale nie do końca będzie wiedział co z tym zrobić, a że zauważy, iż Jones też coś do niego czuje, mogą odbyć rozmowę, w której Beau powie jej jak się sprawy mają :)]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  12. [Wymyślimy im coś ciekwego, pozytywnego i szalonego! Dziekuję za powitanie :) Może dogadamy sie na gg lub na poczcie?]

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  13. [On na początku jeszcze trochę walczył o Anę i dopiero po pewnym czasie się poddał, ale Julia jak najbardziej mogła go w tym wspierać, a z czasem, gdy już Beau by się poddał i starał się o Anastasiyi zapomnieć, wtedy mogłyby się pojawić jakieś uczucie. Ale jak mówię, Beau niezbyt miałby pojęcie co z tym zrobić, bo byłby między młotem a kowadłem. Możemy więc zacząć od jakiejś poważnej rozmowy o ich uczuciach, którą Beau może zacząć, gdyż nie jest raczej typem nieśmiałego chłopca :)]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hej! Tak sobie czytam, co piszecie w sprawie wątku z Beau (wybacz, zwykle tego nie robię :D) i zastanawiam się czy nie wyszłaby z tego jakaś wielka drama, jeśli Julia byłaby przyjaciółką Any, a tu nagle pojawia się uczucie do jej byłego chłopaka...
    Znaczy, nie mówię, że nie, ale jeśli jesteś chętna na wielkie dramy, kłótnie i wydrapywanie oczu, to bardzo chętnie. :D]

    Anastasiya Dołohow

    OdpowiedzUsuń
  15. [Postaram się w najbliższych dniach zacząć :)]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  16. [Myślę, że by miała. Bo wiesz, to nie była jej decyzja, tylko jej ojca, który chciał, żeby mu się córka wreszcie na coś przydała, więc postanowił ją opchnąć przyjaciołom rodu.
    Myślę, że na samym początku Ana nie umiałaby się pogodzić z faktem, że jest coś między jej byłym chłopakiem a najlepszą przyjaciółką, ale jeśli będą razem, będzie musiała się z tym faktem pogodzić, chociaż nie ukrywam, że wpłynie to dość negatywnie na relacje. :)]

    Anastasiya

    OdpowiedzUsuń
  17. [Aa, to się wkopałam. :D Spoko spoko, niebawem się rozpoczęcie pojawi.]

    #Milo

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jeśli przestawiamy się z przyjaciółek na koleżanki, to i jej reakcja będzie z całą pewnością inna i Ana nie będzie czuła się aż tak zdradzona, ze tak to ujmę.
    Tylko tym samym ucieka mi pomysł na wątek, bo Ana raczej zwykłej koleżance nie będzie się żaliła...]

    Anastasiya

    OdpowiedzUsuń
  19. [Dzięki.
    Póki co pomysłu nie mam, jakoś tak chyba Cydowi z Julią nie po drodze, ale możemy zrobić burzę mózgów.]

    Cyd

    OdpowiedzUsuń
  20. Dzisiejszy dzień okazał się być dla Adama niezwykle ciężki. Nie tylko fizycznie, ale i również psychicznie. Wszelkiego rodzaju myśli atakowały go ze wszystkich stron przez co wydawał się być markotny, zamyślony, nieco nawet nierozgarnięty i nieobecny. Na lekcjach starał się dawać z siebie wszystko, jednak ewidentnie coś było nie tak, co momentami rzucało się w oczy uczniów. Strata ukochanej odcisnęła na nim naprawdę niemałe piętno, które pozostanie z nim na dość długi czas. Oddał się w całości uczuciu, które ich połączyło. Otworzył się i pozwolił, by Wiera w pełni poznała jego wnętrze na co wcześniej nikomu, by nie pozwolił, jednak Wiera była jedyna w swoim rodzaju, ufał jej bezgranicznie. Sądził, że będzie to coś co zespoli ich na całe życie. Doczekają się dzieci, zestarzeją się razem. Tak cholernie się mylił. Zdecydowanie powinien być ostrożniejszy. Teraz to wiedział, teraz to do niego dotarło. Ciężko będzie teraz zaufać jakiejkolwiek kobiecie. Z ciężkim westchnieniem na ustach wstał ze swojego miejsca, które zajmował od dłuższego czasu za biurkiem jednej z klas nie mogąc znaleźć sobie po zajęciach lepszego miejsca niż to, gdzie nikt nie zawracał mu głowy, gdzie mógł posiedzieć w samotności. Marzył o ciepłym prysznicu i śnie nie zwracając uwagi na pusty, wyraźnie domagający się jedzenia żołądek. Nie zdołał dziś niczego przełknąć. Zgarnął z blatu swoją różdżkę, którą schował w głębokiej kieszeni szaty i skierował się w stronę wyjścia z zamiarem udania się do swojego pokoju. Na korytarzach było pusto, jednie co jakiś czas mijały go pojedyncze osoby. Cóż się dziwić, obecna pora dnia wskazywała na to, że po prostu większość zaszyła się w swoim dormitorium po to, aby oddać się w ramiona nocnego odpoczynku, niekoniecznie chodzi tutaj o sen.
    Uniósł głowę do góry, gdy usłyszał cholernie dobrze znany sobie głos. Wyjął klucz z zamkniętych już drzwi i wymusił na twarzy delikatny uśmiech odwracając się w stronę dziewczyny. Od razu poczuł, że coś jest na rzeczy. - Cześć - odparł opierając się plecami o drzwi. Uniósł brew ku górze w pytającym geście, - Co się stało? O co chodzi? - zapytał nieco zaniepokojony, a jego wzrok wyraźnie domagał się szybkiej, treściwej odpowiedzi. Do dziś z chęcią wracał do wspomnień związanych z Julią i jej bratem. To były godne zapamiętania chwile, do których należy wracać w takich chwilach jak te po to aby przywołać w sobie cień radości oraz po to, aby nie stracić pełnej wiary w ludzką wartość, która niestety na tle czasowym coraz bardziej się zaciera.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  21. Gruby tom "Podstaw Warzenia Eliksirów" wypadł mu z rąk, a jego los podzieliły również inne podręczniki, niektóre zupełnie niezwiązane z przedmiotem. Milo wpadł do biblioteki niecałe pół godziny temu i zabrał ze sobą losowe książki, które wydały mu się powiązane z tematem. Jak się okazało, trafił tylko z jedną, ale także w niej nie znalazł rozwiązania. Po co nazywać książkę "Podstawami", skoro nie zamieszczono weń, jak wykonać dwa proste eliksiry?
    Czym prędzej pozbierał swoje rzeczy z podłogi, nie zwracając uwagi na spojrzenia, jakimi raczyli go przechodzący uczniowie. Miał ważniejszą sprawę na głowie, toteż nie widziało mu się zamartwianie, czy przypadkiem nikogo wcześniej nie uraził. Nie był pewien dokąd wybrać się najpierw, zatem jego pierwszym strzałem okazała się zachodnia wieża. Nie znał zbyt dobrze osoby, do której szedł, co tylko utrudniało sprawę, ale poddawane się nie było w jego stylu.
    – Hej, wiesz może, gdzie znajdę Julię Jones? – zapytał najbliższego Krukona, ale ten jedynie pokręcił głową. Czym prędzej przeszedł dalej. – Julia Jones? Znasz ją? – Nic. – Wiesz, gdzie jest teraz Julia Jones? – Nic. – No dalej, ktoś na pewno coś wie! – krzyknął na cały korytarz, zwracając na siebie niepotrzebną uwagę. Nikt nic nie wiedział. Rozpłynęła się. Jasne.
    Warknął z irytacją, nim ponowił wędrówkę ku zachodniej wieży. Czatowanie w pobliżu wejścia do dormitorium brzmiało nużąco, ale skończyły mu się wyjścia awaryjne. Bibliotekarka nie odezwała się ani słowem, gdy poprosił ją o pomoc, a lista dostępnych zeszłorocznych korepetytorów, którzy znali się choć trochę na eliksirach, zmalała do jednej Krukonki, której nigdzie nie było. W grę nie wchodziło poproszenie nauczycielki o pomoc, jeszcze nie zwariował.
    Prawie przegapił cel swojej podróży, ale zaraz się naprostował i zawrócił, by usiąść przy drzwiach pozbawionych klamki czy dziurki od klucza. Jeżeli dopisze mu szczęście, Julia będzie akurat wracać do dormitorium albo z niego wychodzić. Jeśli nie... coś wymyśli.

    #Milo

    OdpowiedzUsuń
  22. [No to może się innym razem dogadamy. ;)]

    Cyd

    OdpowiedzUsuń
  23. Cholernie brakowało mu Matta i czasu, który razem spędzali we troje. Byli dla siebie niczym dobrze zgrane rodzeństwo. Jednak nic nie trwa wiecznie, prawda? Utrata kontaktu z przyjacielem odbiła się na Adamie. Może w niezbyt widoczny sposób, ale jednak. Wszystko się zmieniło, dosłownie wszystko, a niby nadal jest tak samo. Łatwo jest o zgubę. Łącząc swoje drogi z Julią czuł się dziwnie, dziwnie dobrze, ale i dziwnie skrępowany, tak jakby byli zupełnie dwoma odrębnymi elementami, które przyciągają się do siebie nawzajem, ale żadne do siebie nie pasuje.
    Słuchał jej uważnie krzyżując ręce na piersi. W zasadzie dlaczego miałby jej nie pomóc? Przynajmniej zajmie czymś pożyteczniejszym myśli. Zacisnął usta w wąski paseczek cały czas myśląc. Sinął delikatnie głową.
    - Pomogę, chodźmy do biblioteki, szybko się z tym uwiniemy - odpowiedział ponownie zmuszając się na lekki uśmiech i ruszył we wskazanym kierunku równając się ramieniem z dziewczyną.
    - Powiedz mi jeszcze jaki to przedmiot i w czym najlepiej czujesz się w tym przedmiocie. Jaki dział? Wtedy pójdziemy w tą stronę i to jeszcze bardziej ułatwi nam sprawę. - dodał patrząc na nią kątem oka. Przepuścił ją w drzwiach od biblioteki i przeczesał palcami swoje kosmyki włosów.
    Zaszył się pośród regałów zgarniając z niego w dość ekspresowym tempie odpowiednie książki. Wiedział co robi, wystarczyło mu zaufać, choć momentami nie ufał sam sobie.
    - Chyba mam coś co nam się przyda. Nie ma co obładowywać się książkami, tyle nam wystarczy. Chodźmy do pokoju wspólnego, tam jest zdecydowanie wygodniej i cieplej.
    Ponownie przepuścił ją w drzwiach i pozwolił iść przodem niosąc w dłoniach pięć dość grubych, starych ksiąg, dzięki którym powstanie coś naprawdę interesującego. Adam był wyraźnie gotowy do działania.
    - Masz w głowie już jakiś zarys? Cokolwiek? Czy nadal nie masz na nic pomysłu? - zapytał chcąc się upewnić. Sam w głowie składał powoli jakis plan oraz to co mogliby napisać.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  24. [Cześć! Super, że się odezwałaś pod kartą Lu! Przepraszam, że dopiero teraz, ale nie ogarniam życia trochę mocno. Jeśli szukasz dla Julii koleżanki od sportu to jak najbardziej, jestem za! A jeśli się nawiąże z tego jakaś fajna przyjaźń i zwierzenia to też dobrze :> Ponieważ Lucy ma swoją małą-dużą tajemnicę, choć pozornie nic się nie zmieniło, bardzo będzie chciała podciągnąć się z transmutacji i od biblioteki możemy zacząć, później wspólny trening, może Lu podpyta Julię o sprawy sercowe, bo jest ciekawska a sama nie będzie chciała wspominać swojego związku-niewypału ze Scorpiusem, może trochę się później pokłócą, jak to baby, ale właściwie wietrzę tutaj bardzo fajną znajomość, co o tym myślisz? :)]

    Lu Wood

    OdpowiedzUsuń
  25. [Jeśli masz akurat wenę i wolną chwilkę to byłabym wdzięczna za zaczęcie, bo chwilowo ogarniam jeszcze resztę komentarzy pod kartą i muszę zacząć jeden wątek ;)]

    Lu Wood

    OdpowiedzUsuń
  26. Skinął jedynie głową i cicho westchnął, a na jej następne słowa zaśmiał się cicho, po czym odwrócił głowę w jej stronę. - Tak jak my wszyscy, Julio. Wszyscy i wszystko stale się zmienia - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy. Może i brzmiało to śmiesznie, ale taka niestety była prawda. Nikt nie pozostawał taki sam przez długie lata. Życie stale nas kształtuje poprzez zdobytą wiedzę, doświadczenia czy inne aspekty występujące na świecie, a Adama ukształtował brak rodziców, samozaparcie, wieczna samotność, miłosna porażka. Można by wymieniać godzinami czynniki, które ukształtowały to jaki jest Rosjanin. Ale po co? Każdy był jaki był, wystarczy.
    Ponownie przepuścił ją w drzwiach od pokoju wspólnego, a następnie usiadł na dywanie obok kominka, gdzie rozłożył książki. Zamyślił się na moment.
    - Może powiedz mi co najbardziej leży Ci z działu OPCM. W czym najlepiej się czujesz. Co lubisz? Pisząc o czymś co Cię interesuje będzie nam znacznie łatwiej, a zwłaszcza Tobie - wydukał opierając się wygodnie o siedzenie kanapy. Odgarnął z czoła zbłąkane kosmyki włosów i chwycił jedną z książek zaczynając ją przeglądać. Musiał przyznać, że zrobił się nieco senny.
    - Może napiszesz o patronusie? Albo ogólnie na temat zaklęć obronnych? - zapytał unosząc przy tym jedną brew ku górze. Starał się pomóc, w końcu po to tutaj był. Sądził, że najłatwiejszym i najbardziej możliwym do rozbudowania tematem będzie temat dotyczący patronusa. Był pewien, że Julia może zyskać dzięki temu dobrą ocenę, a i wątpił, by ktoś się zorientował, że nie pisała tego sama.
    - Zaraz wracam - rzucił podnosząc się z swojego miejsca. Szybkim krokiem udał się do swojego pokoju skąd przyniósł sok dyniowy, uwielbiany chyba przez wszystkich. Podał jej butelkę i wrócił na swoje miejsce. Upił łyk zabierając jej jedną z trzymanych przez nią książek.
    Na początku szło im całkiem nieźle. Adam mało co ingerował w treść pracy Julii. Podpowiadał jej tylko w razie konieczności. Była zdolną dziewczyną, więc pozwolił się jej wykazać. Nim się obejrzał po ich soku zostały jedynie puste butelki i przyjemny, słodki smak w ustach.
    - Już niedużo Ci zostało - wydukał przysuwając się do niej, aby móc przeczytać, to co dotychczas zgromadziła. - Całkiem nieźle - skomentował po paru minutach z delikatnym uśmiechem na twarzy.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  27. [cześć! nasze panny mogłyby spotkać się w nocy na jakieś wędrówce... na chwilę obecną nic innego nie przychodzi mi do głowy, hm. to trochę jakby dwa światy. wolisz relację pozytywną czy negatywną?]

    Runa Jansson.

    OdpowiedzUsuń
  28. Choć miał dopiero siedemnaście lat, zdążył przeżyć prawdziwą miłość, która niestety szczęśliwie się nie skończyła. Myślał, że on i Ana będą już na zawsze razem, że po szkole gdzieś wyjadą, zamieszkają razem i będą szczęśliwi, ale nie wyszło tak, jak planował. Zostawiło go dla innego, bo tak kazał jej ojciec i choć Beau walczył o nią jeszcze długo, w końcu się poddał. Wiedział kiedy przestać, mimo, że wciąż ją kochał i bardzo mu na niej zależało. Nie pielęgnował jednak tego uczucia zbyt mocno, bo nie było sensu, skoro i tak nie mogli być razem. Z czasem więc zaczął o niej coraz mniej myśleć i pozwolił sobie zaakceptować, że Ana nie była już jego. Może właśnie przez to, albo i dzięki temu, w Beau zrodziły się uczucia do kogoś innego, co dla niego samego było niemałym zaskoczeniem. Szczególnie, gdy zauważył, iż dziewczyna również czuje do niego coś więcej, nawet jeśli nie potrafiła mu tego powiedzieć. Znał Julię jednak na tyle dobrze, że sam to zauważył. Pech chciał, że kompletnie nie miał pojęcia co z tym zrobić. W końcu wciąż kochał Anę i nadal o niej nie zapomniał, a Julia do tej pory była jego dobrą przyjaciółką. Nie wiedział czy powinien to zignorować, powiedzieć dziewczynie, że nic z tego nie będzie, czy mimo wszystko spróbować. Była to naprawdę trudna decyzja i stwierdził, że nie może podjąć jej sam. Postanowił więc w najbliższym czasie poważnie porozmawiać z Julią, ale za każdym razem, gdy byli sami, odkładał to na później z błahych powodów. Nie bał się przyznać, że się obawia tej rozmowy, aczkolwiek nie był na tyle tchórzliwy, aby w ogóle z dziewczyną nie porozmawiać.
    Początek września wciąż był jeszcze ciepły, więc kiedy mieli chwilę wolnego czasu od nauki, Beau zabrał Julię na spacer nad jezioro. To miał być ten dzień, w którym miał zamiar z nią porozmawiać, ale mimo to był nad wyraz spokojny. Nie myślał nawet wcześniej co powinien jej powiedzieć, po prostu postanowił iść na żywioł. Nie mógł w końcu zaplanować od początku do końca takiej rozmowy, w końcu w dużej mierze zależała ona też od Julii. On mógł zacząć, ale jak to się dalej potoczy, tego nikt nie wiedział.
    — Już od dawna chciałem porozmawiać z tobą na pewien temat — odezwał się, przerywając ciszę, w której szli już od kilku minut. — Nie wiem tylko jak zacząć, bo, mówiąc szczerze, jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji — mruknął po chwili, przeczesując palcami ciemne kosmyki włosów, tym samym tworząc na swojej głowie nieład. Często tak robił, gdy się denerwował i to była jedyna tego oznaka, gdyż jego twarz pozostawała zazwyczaj wtedy niewzruszona. Tak samo było i teraz, choć Julia, która znała go bardzo dobrze, wiedziała co się z nim dzieje, przynajmniej po części.

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  29. [Wybacz, że tak krótko :c]

    Mimowolnie uśmiechnął się lekko, gdy zauważył minę Julii. Często niewiele było po niej widać, ale Beau wiedział, że większość swoich emocji kryje w sobie i domyślał się jaka burza w tej chwili w niej szalała. Złapał jej małe ręce w swoje chłodne, suche dłonie, po czym delikatnie je ścisnął, jakby chciał dodać jej otuchy. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nigdy nie lubiła takich rozmów i często od nich uciekała, ale miał nadzieję, że chociaż teraz się powstrzyma. Naprawdę potrzebowali tej rozmowy. Beau nie chciał trwać w niezdrowej relacji, a ta właśnie taką by się stała, gdyby ciągle unikali tego jednego tematu i udawali, że wszystko jest w porządku.
    — Po pierwsze, proszę, nie próbuj uciekać. Prędzej czy później musimy porozmawiać, myślę, że dobrze o tym wiesz — westchnął cicho, cały czas trzymając jej dłonie w swoich, po części dlatego, aby mu jednak nie uciekła. — Po drugie, musisz mi powiedzieć prawdę, bo ta rozmowa będzie miała sens tylko wtedy, gdy oboje będziemy wobec siebie szczerzy, rozumiesz? — spojrzał na nią spod uniesionych brwi i nie czekając na odpowiedź, kontynuował. — Musisz mi powiedzieć co tak naprawdę do mnie czujesz. Czy czujesz coś więcej niż zwykłą sympatię do przyjaciela? — spytał powoli, wpatrując się uważnie w Julię, aby móc zarejestrować nawet najmniejszą zmianę, która coś mu powie. Domyślał się, że trudno będzie coś z dziewczyny wyciągnąć, więc miał nadzieję, że obserwacją pomogą mu w tym, by dowiedzieć się na czym stoi. On sam miał zamiar jej powiedzieć co do niej czuje, co w ogóle czuje i jak się sprawy mają, ale najpierw musiał wysłuchać jej. Był pewien, że to nie będzie łatwa rozmowa, wiedział już o tym, gdy po raz pierwszy pomyślał, że powinni porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. A wszystko byłoby o wiele prostsze, gdyby Beau zapomniał już o Anastasiyi, ale nie było to takie łatwe. Wciąż kochał blondynkę, ale jednocześnie czuł coś więcej do Julii i było to okropnie męczące, chociaż wiedział, że panna Dołohow nie jest już niego i prawdopodobnie nigdy nie będzie.

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  30. [Dobry wieczór. :) Dziękuję za miłe słowa i powitanie. Wydaje mi się, że Julia, która chyba jest jednak pogodniejsza od Delilah, mogłaby moją pannę próbować nieco rozweselić... Ot, powiedzmy, że dziewczęta zaprzyjaźniły się na pierwszym roku, gdy Twoja pani stanęła w obronie mojej, twarzą w twarz z dzieciakami, wyśmiewającymi się z jej niezbyt nowego stroju?]

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  31. Czas cholernie szybko leciał, nim oboje się obejrzeli było grubo po drugiej w nocy, a wypracowanie nadal nie skończone. Oboje byli zmęczeni, jednak Adam trzymał się zdecydowanie lepiej. Julia wyglądała na naprawdę padniętą i domyślał się, że pobudka na zajęcia będzie dla niej bardzo ciężka. Gdy ta usadowiła się na kanapie Lebiediew kończył czytać to co napisała. Musiał przyznać, że wyszło znacznie lepiej niż im się na początku wydawało. Nie miał serca jej budzić, gdy ta zasnęła. Wstał po cichu ze swojego miejsca i okrył ją kocem, który znalazł na jednym z foteli. Wyglądała tak niewinnie podczas snu. Praca była nieskończona, a termin gonił, dziewczyna zasnęła. Adam nie zastanawiał się zbyt długo. Usiadł wygodnie i zaczął pisać. Wystarczyło dopisać tylko końcówkę, a praca została skończona, a Julia się wyśpi. Nim zostawił ją samą obserwował ją przez parę minut. To co między nimi było było zdecydowanie dziwne, ale w pewnym sensie dla samego Adama również intrygujące. No cóż, sterczeć tak całą noc nie będzie. Wykonał swoje zadanie i był w pełni zadowolony, że mógł pomóc dziewczynie. Upewniając się ponownie, że w wypracowaniu nie ma najmniejszego błędu wyszedł z Pokoju Wspólnego i udał się do siebie. Po dość długim prysznicu, który pozwolił spiętym mięśniom się rozluźnić padł na łóżko z butelką soku dyniowego w dłoni. Jakoś odechciało mu się spać. Siedział tak gdzieś do piątej aż w końcu organizm zażądał snu. Niestety na nogach musiał być już o równej 8. Spóźnił się na śniadanie, jednak nie wszystko zostało mu sprzątnięte sprzed nosa. Dziś nie miał nic w planach, może było rzec, że miał jedno wielkie okienko, pasowało mu to, jednak nie na długo. Nauczycielka OPCMu musiał natychmiast wyjechać z Hogwartu na dwa dni, więc Adam zyskał pole do popisu na wszystkich lekcjach, które zastąpiły jego czas wolny. Będzie to dla niego dobry sprawdzian własnych umiejętności.
    Ściskając w dłoniach stertę papieru wszedł do klasy, po której od razu rozniosły się szepty.
    - Dzień dobry. Wszystkie wypracowania proszę zostawić mi na biurku po lekcji - przywitał się stając za biurkiem, zza którego po chwili wyszedł. Rozdał każdemu po kartce pergaminu, na której widniały zadania począwszy od pierwszej klasy. Uśmiechnął się nieco w stronę Julii.
    - Dom, który uzyska najwięcej punktów dostanie je na swoje konto w podwojonej liczbie. Powodzenia, czas start. Zero podręczników, zero czegokolwiek, tylko wasza zebrana wiedza, nic więcej.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  32. [Hej! June brakuje pewności siebie, by dostrzec te wszystkie spojrzenia, którymi jest obdarowywana ;> Julia wydaje się być bardzo sympatyczną osobą, chociaż nieco wycofaną. Może szuka przyjaciółki (albo przynajmniej koleżanki), która ją rozrusza?]

    June

    OdpowiedzUsuń
  33. [June może obiecać, że będzie się powstrzymywała i nie zmęczy biednej Julii na śmierć. To wszystko będzie dla jej dobra. Może zacznijmy właśnie do tego - przygotowań do imprezy i wspólnego wyjścia na nią, a potem zobaczymy jak wszystko się potoczy?]

    June

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dobrze, czekam z niecierpliwością :>]

    Lauren

    OdpowiedzUsuń
  35. June kochała imprezować.
    Choć na co dzień nie wychylała się z tłumu uczniów i pod wieloma względami była wzorem cnót to w roztańczonym tłumie uczniów znikały wszystkie jej opory i obawy.
    Uwielbiała głośną muzykę, która przenikała przez pory jej skóry i wypełniała ją od środka, krążąc w żyłach razem z adrenaliną i podekscytowaniem. Uwielbiała energię rozpierającą każdą komórkę jej ciała. Uwielbiała poznawać nowych ludzi i szaleć w tłumie starych znajomych. Uwielbiała anonimowość jaką dawał jej tłum i to, jak łatwo przychodziło jej w nim odgrodzenie się od wszystkich problemów i udawanie, że jest okej. Uwielbiała imprezy.
    Wszystkie pozytywne uczucia, których dostarczało jej tańczenie w tłumie uczniów i wspomnienia związane z niektórymi miłymi dziewczynami, w których towarzystwie świetnie się bawiła sprawiały, że chciała imprezować, i imprezować, i imprezować by tylko poczuć to wszystko znowu.
    Imprezy poprawiały jej humor o sto procent i dlatego właśnie z takim uporem zabierała ze sobą na nie Julię, wierząc, że ta w tłumie uczniów otworzy się i poczuje dzięki temu tak dobrze jak ona.
    Tego piątkowego popołudnia, jak zresztą zawsze, siedziała z Gryfonką pod Wielką Salą obserwując uczniów wracających z kolacji. Zazwyczaj robiły to w ciszy, od czasu do czasu rzucając jakiś komentarz czy uwagę. Było jednak pytanie, które słyszała podczas tych spotkań niezwykle często, bo niemal za każdym razem, kiedy planowały - czy raczej ona planowała, a Julia starała się protestować - jakieś wspólne wyjście. Nie mogła się więc nie uśmiechnąć, kiedy zobaczyła wręcz błagalną minę koleżanki i usłyszała proszącą nutę w jej głosie.
    - Juuuulia, nie masz wyjścia. Już powiedziałam Melody ze Slytherniu*, że przyjdziemy i naprawdę się ucieszyła. Będziemy się świetnie bawić, zobaczysz!
    Była bezlitosna.

    *nie mam pojęcia kim jest Melody ze Slytherinu, potrzebowałam jakiejś randomowej osoby

    June

    OdpowiedzUsuń
  36. Widział, że klasie nie pasują powtórki, jednak jego to nie obchodziło. Jemu samemu też wiele rzeczy nie pasowało, ale musiał to znosić i akceptować, a taka powtórka zdecydowanie im się przyda. Musiał przyznać, że poszło im naprawdę dobrze i w zasadzie w formie nagrody każdy z domów powinien zyskać jakieś gratisowe punkty, jednak o tym pomyśli potem. Teraz czekała go kilkugodzinna randka z oddanymi wypracowaniami. Niestety musiał w pełni zastąpić nauczycielkę, jednak z drugiej strony było to bardzo ciekawym doświadczeniem, które pozwoli mu nieco więcej się nauczyć niż dotychczas. Nie był zły na Julie za to, że poprosiła go o pomoc. Dla niego nie miało znaczenia, to na jak długo ich znajomość była zerwana. Każdy zasługiwał na pomoc, a wypracowanie nie było jakąś tam wielką przysługą. Bułka z masłem.
    Przetarł zmęczoną twarz dłońmi i spojrzał na Julię, która postanowiła zostać.
    - Miał zamiar wszystkich odpytać, także papierowa wersja była dla was znacznie odpowiedniejsza - odparł z uśmiechem, po czym wstał ze swojego miejsca, spojrzał na zegarek, który dostał od swojego wujka, a następnie wrócił spojrzeniem na drobną twarzyczkę dziewczyny. Wyraźnie się zamyślił.
    - Chodź. Mam teraz godzinkę wolnego, usprawiedliwię cię potem - zaproponował unoszący przy tym brew ku górze. Nic sie chyba nie stanie jeśli spędzą teraz ze sobą trochę czasu, prawda? - Jaką masz teraz lekcję? - zapytał przepuszczając ją w drzwiach, by wiedzieć do jakiego nauczyciela się udać. Zaprowadził ją do siebie i ponownie przepuścił w drzwiach, a następnie wskazał na niewielką, beżową kanapę. W pomieszczeniu panował największy porządek, a na meblach nie było ani grama kurzu. Rosjanin cenił sobie czystość ponad wszystko. W oczy rzucały się dwie czerwone klatki z Puszkami Pigmejskimi, które Adam z całego serca uwielbiał, choć czasem były gnębione przez kocura należącego do Lebiediewa.
    - Skusisz się? - zapytał podając jej butelkę z sokiem dyniowym, a na niewielki stolik czekoladki z likierem oraz cytrynowe dropsy, których ogromną ilość pochłaniał w dość w zatrważającym tempie tak samo jak sok dyniowy.
    Podszedł do klatki, z której wyciągnął jednego puszka widocznie cieszącego się z obecności właściciela. - Nikt nie wie, że je mam i wole, by tak zostało. Szymonowi strasznie się nie podobają. Miałaś kiedyś styczność z Puszkami?
    Usiadł obok Julii na kanapie trzymając w dłoniach puchatą kuleczkę.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  37. [Nie, tego się nie odmienia. :)
    Hm... Właściwie ja bardzo nie lubię tworzyć sytuacji, w których postacie dopiero się poznają, chyba, że sytuacja absolutnie wymaga właśnie tego, więc chętnie bym takowej uniknęła. Skoro uczęszczają do tej samej szkoły przez siedem lat, to na pewno będą się przynajmniej kojarzyć. Co Ty na to, żeby dziewczyny były właśnie na jakiejś imprezie (cud!), na której Delilah źle by się poczuła? Najpewniej przez alkohol, do którego nie przyzwyczaiła swojego organizmu... W każdym razie Julia mogłaby pójść za nią do łazienki, trochę tam z nią posiedzieć; w międzyczasie Rottley wygadałaby jej parę swoich sekretów, a na drugi dzień, trzeźwa i przerażona tym, co narobiła, błagałaby pannę Jones, by nikomu nic nie powiedziała. Coby wątku szybko nie kończyć, może Twoja pani chciałaby się do niej zbliżyć, by jakoś jej pomóc, czy chociaż powspierać? Moja natomiast, zawstydzona, że tajemnica wyszła na jaw, nieustannie unikałaby dziewczyny... Dopóki nie zostałaby zmuszona do konfrontacji. Potem mogą się po prostu przyjaźnić. Co sądzisz?]

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  38. [W porządku, z tym poznaniem, to mi tak właściwie wszystko jedno. Możesz nam zacząć w takim razie?]

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  39. [Naprawdę się do tego czegoś nie przyznaję, więc obarczmy proszę winą za jakość tego odpisu późną porę.]

    Brak entuzjazmu w głosie dziewczyny oraz sztuczny uśmiech na jej twarzy, były aluzją, której nie dało się przeoczyć ani pominąć i choć rozumiała wątpliwości Julii, nieuzasadniona solidarność, którą nagle poczuła wobec koleżanki ze Slytherinu prawie zmusiła ją do powiedzenia, że dziewczyna wcale nie jest taka zła. Dowodem na to były przecież imprezy, na których często się spotykały i świetnie razem bawiły. Nie chciało jej się wierzy, że taka sympatyczna osoba, może być wredna i dwulicowa jak wynikało z historii Krukonki. Choć z drugiej strony nie znała jej wcale tak dobrze, bo choć spędzały czas w swoim towarzystwie nie rozmawiały za dużo.
    - Okej, może Melody nie była aż taka fajna jak myślałam – stwierdziła w końcu, wzdychając z rezygnacją. – Chociaż wydawała się być naprawdę w porządku.
    Kiedy patrzyła na swoje dotychczasowe życie z perspektywy czasu coraz częściej dochodziła do wniosku, że jej naiwna, wręcz ślepa wiara w ludzi nie raz i nie dwa sprowadziła ją na manowce. Być może powinna przestać wierzyć tak bardzo w innych.
    - Obiecuję, że dzisiaj się ode mnie nie uwolnisz, więc nie masz co liczyć na szybszą ucieczkę.
    Po tych słowach wstały i ruszyły do dormitorium June, gdzie dziewczyna w zebrała swoje rzeczy – w tym bałaganie naprawdę trudno było cokolwiek znaleźć - i ruszyły do Wieży Ravenclawu. Kiedy dotarły w końcu do celu z wdzięcznością przyjęła od brunetki butelkę wody, którą niemal od razu opróżniła do końca. Postawiła ją na podłodze, koło łóżka, po czym niczym kłoda opadła na posłanie dziewczyny. Kiedy ułożyła się wygodnie na jej pościeli przyznała, nawet nie kryjąc swojego rozbawienia:
    - Oczywiście, że wyglądasz jak milion dolarów. Myślę, że jeśli ubierzesz tą granatową sukienkę będziesz wyglądała nawet jak dwa.

    June

    OdpowiedzUsuń
  40. Jej oczy mówiły proszę, proszę, prooooszę. Gdy Lu czegoś chciała mogła stanąć na rzęsach, by to mieć. A teraz potrzebowała podciągnąć się z transmutacji. Nie chciała robić w swoim życiu rewolucji, choć to, co stało się w wakacje było dla niej przewróceniem życia do góry nogami. Musiała działać pomału, metodycznie, na co pozwalał jej pozornie chaotyczny charakter. Mało kto widział jakąkolwiek metodę i zachowawczość w tym szalonym życiu młodej Wood.
    Potrzebowała kogoś, kto kontynuuje naukę transmutacji. Pierwszą osobą, o której oczywiście pomyślała, była Julia. Oczywiście, Lu wiedziała jak takie spotkania się kończą, ale cóż mogła poradzić, że nadal była sobą – tą chichoczącą dziewczyną, która cichaczem pokazuje koleżance, najprzystojniejszego jej zdaniem Gryfona, która moczy pióro w tuszu, by namalować Julii wielkiego kleksa na dłoni, ale która wbrew pozorom nie mówi zbyt wiele o sobie. I choć bibliotekarka była przesympatyczną osobą, to Lucy miała u niej mocno naciągnięty kredyt zaufania.
    Lucy zdążyła jeszcze złapać w locie tosta z masłem i wziąć kilka łyków soku dyniowego, zanim ruszyła do biblioteki. Usiadła z podręcznikiem, lekko nieobecnym wzrokiem rozglądała się po oknach. Z jednej strony wszystko trwało i było takie samo – przyjaźń z Jemmą, radość czasu spędzonego z Julią, Beau, który robił wszystko, by Lu poczerwieniała ze złości. Ale Lu czuła jednocześnie, jakby jej ktoś wyrwał coś z serca. I nie wiedziała tylko, czy to brak śmiechu Zabiniego, jak przy ognistej grali w pokera, czy brak zadziornego uśmiechu Jamesa, gdy stawali naprzeciw siebie przed kolejnym meczem, próbując udowodnić sobie, że jedno jest lepsze od drugiego, czy może brak skwaszonej miny Malfoy’a, gdy przewracał oczami na kolejny z jej wybryków. Z tego dziwnego potoku myśli wyrwała ją wesolutka Julia, a jej tęsknoty prysły w jednej chwili. Uśmiechnęła się zadziornie.
    -Oczywiście, że mam! – mruknęła niby to poważnie. – Ale nikogo dobrego z transmutacji. Tonący brzytwy się chwyta – wyszczerzyła się w złośliwym uśmiechu, będąc przygotowana, że zaraz zarobi książką w łeb.
    -Ale się nie denerwuj na mnie, bo patrzy na nas ten słodki Puchon, o którym mówiłaś w zeszłym roku – mrugnęła, dając jej do zrozumienia, że złość piękności szkodzi.

    Lu <3

    OdpowiedzUsuń
  41. Puszki były dla Adama naprawdę uroczymi stworzonkami, który mnożyły się w dość zatrważającym tempie. Niektórzy nauczyciele nawet domyślali się, że Rosjanin posiada w swoim pokoju nie tylko kota, jednak starali się przymykać na to oko. Uśmiechnął się lekko kiwając głową, po czym podał dziewczynie trzymanego wcześniej Puszka i ponownie wstał ze swojego miejsca, by wyciągnąć drugiego pupila z klatki.
    - Szymon to mój kot - odparł, po czym chwycił cukierka, gdy wrócił na kanapę. - Wiecznie się gdzieś szlaja - dodał nieco rozbawiony drażniąc wolną dłonią puchatego stworka, który wydawał z siebie zabawne dźwięki. Trzymane przez Julie zwierzątko wydawało się być zadowolone z towarzystwa nowej osóbki skacząc po jej kolanach. Adam zaśmiał się. Dziwił się, że tak małe życie potrafi dać człowiekowi tyle radości.
    - Nie sądziłem, że nie będę umiał się bez nich obejść - westchnął przekazując jej stworka, gdy na jego kolanach jak na zawołanie pojawił się Szymon. Pogłaskał mruczącego kociaka za uchem. Odwrócił głowę w stronę Julii.
    - Powiedz mi proszę co u Ciebie słychać? - poprosił patrząc się na nią uważnie. To, że ich znajomość została rozerwana, nie oznaczało, że nie interesowało go jak ona żyje. Nadal była mu bliska, choć oboje mieli już własne życie, byli znacznie poważniejsi i ominęło ich tak wiele, jednak stracony czas zawsze można było jakoś nadrobić, a rozmowa momentami była do tego idealna. - Masz jakieś wieści od Matta? Nadal czekam na list zwrotny od niego - westchnął. Tęsknił za przyjacielem. Tęsknił momentami za ich idealnie zgranym trio, w którym zawsze było wesoło i nie było mowy o jakiejkolwiek nudzie. Zdecydowanie musieli w jakiś sposób do tego wrócić, może nie w pełni, ale przynajmniej tak, by nie stracić ponownie ze sobą kontaktu.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  42. [Po pierwsze to o matko, jaka ona urocza! *a ja lubię urocze postaci*
    Po drugie - Zabowi przyda się przyjaciółka, z którą mógłby się czasem trochę pokłócić ^^
    Wchodzę w to! Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale ostatnimi czasy trochę nie ogarniałam życia xd Co do wątku - masz konkretny pomysł? Czy polecimy jakoś na żywioł? ;p]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  43. [Szczerze mówiąc ja to jestem pomysłowa pustynia xd Możemy zrobić burzę mózgów w sumie ^^ Mail, gadu...?]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  44. [ Prawdę powiedziawszy, Viggo kompletnie nie pasuje do żadnego z Twoich pomysłów. Być może mylące było to, że w kartach zwykle nie zawieram żadnych szczegółowych informacji, ale na pewno nie jest materiałem na kogoś, kto ludzi lubi bardzo i dba o to, czy będzie z kimś rozmawiać czy nie.
    Jeżeli już, choć też niekoniecznie, mogę pod to podpiąć Vincenta z tym wyjątkiem, że jest chorobliwie nieśmiały i zawiązanie z kimś bliskiej relacji graniczy u niego z cudem, więc kiedy już się bliższa znajomość wydarzy, na pewno nie stałby się obojętny.
    Druga sprawa – nigdy nie podnosi głosu. Skoro go nie podnosi, nie jest w stanie się kłócić.
    Reasumując, chyba wątek nie jest nam po prostu pisany. Niemniej miło mi, że zwróciłaś na moje postaci uwagę i wyszłaś z inicjatywą.]

    V.V x2

    OdpowiedzUsuń
  45. [Hej, ho! Ochotę mam, ale z pomysłami trochę gorzej. Może Ty masz coś konkretnego?]

    Gemma Anderson

    OdpowiedzUsuń
  46. [Pewnie, mogą się przyjaźnić! Rozumiem, że chcesz nam zacząć wątek?]

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  47. [Jasne, jak coś wpadnie Ci do głowy to daj znać ;)]

    Gemma

    OdpowiedzUsuń
  48. Emma ostatnimi czasy nie miała ochoty na bliższe kontakty z ludźmi, Wszystko ją drażniło, była nazbyt nerwowa. Bywało nawet, że potrafiła niekontrolowanie podnosić głos na bogu ducha winnych ludzi. Jedynie co jej w jakiś sposób pomagało to tylko to, że zaczęła widywać się częściej widywać z Julią. Jej towarzystwo pomagało, nawet jeżeli siedziały w ciszy. Dzisiejszej nocy usnęło jej się dość wcześnie, więc równie zaskakująco wcześnie (jak na nią) wstała. Dlatego też zgodziła się na poranne biegi.
    Ranny sport dał jej wiele motywacji i pozytywnej siły, więc dzień minął bardzo szybko - nie zdążyła dobrze się zastanowić nad pewnymi sprawami i już był wieczór. Kiedy szła już po schodach wiedziała, że Julia już tam jest.
    - Cześć Julia! - podeszła do niej, żeby przytulić ją przyjaźnie, chociaż wiedziała, że ona tego nie lubi. - To bieganie rano było cudnym pomysłem. Może powinnyśmy częściej to robić?
    Usiadła koło Julii patrząc w niebo i zastanawiając się kiedy jej humor się ustabilizuje. Chciałaby, żeby było częściej tak jak dzisiaj.
    - Cudne dziś niebo, nie sądzisz? - odwróciła się do Julii z uśmiechem na ustach.

    OdpowiedzUsuń
  49. Rzadko wychodziła. Weekendy na ogół spędzała w Zamku, niejednokrotnie w samotności, gdyż większość uczniów wybywała do Hogsmeade lub choćby na Błonia, korzystając z pięknych, słonecznych dni i rozkoszując się ostatnim powiewem lata. Nie musiała nadganiać nauki, gdyż zazwyczaj i tak była do przodu z materiałem; wolała jednak siąść w książką przy oknie i czytać, od czasu do czasu obserwując innych przez wielkie okno.
    Nie miała pojęcia, co ją napadło, że pozwoliła Melody wyciągnąć się na to piątkowe spotkanie. Zwłaszcza, że koleżanka natychmiast gdzieś zniknęła, otoczona wianuszkiem rozchichotanych koleżanek – ona natomiast usiadła w kącie, speszona i onieśmielona obecnością tylu osób. Nawet nie wiedziała kiedy, a już trzymała w dłoni szklankę alkoholu i wlewała w siebie procenty raz za razem. Na ogół unikała tego rodzaju trunków, mając w pamięci zbyt wyraźne ślady oddziaływania ich na człowieka, jednakże potrzebowała dodać sobie swego rodzaju odwagi.
    Zbyt pijana, by iść po kolejną szklankę, Delilah usiadła na schodach, opierając głowę o ścianę i prowadząc w myślach monolog.
    Jesteś pijana.
    Co z tego.
    Nigdy nie pijesz.
    Kiedyś trzeba zacząć.
    Jak wrócisz w takim stanie do Zamku?
    Och, zamknij się.
    Wytrącona z zadumy, podniosła wzrok, dostrzegając nad sobą zatroskaną twarz dziewczyny z Ravenclawu. Kojarzyła ją; nigdy przesadnie ze sobą nie rozmawiały, ale któregoś razu pracowały w jednej parze na Eliksirach. Wydawała się być inteligentną, miłą osóbką.
    – Ni-ic... – odparła z niejakim trudem, wzdrygając się, gdy dłoń Krukonki dotknęła jej ramienia. Nie lubiła być dotykana. Niejednokrotnie wydawało się, iż sprawia jej to ból niemalże fizyczny.

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  50. Ostrożnie, na chwiejnych nogach, pozwalając koleżance prowadzić, dotarła do łazienki, gdzie natychmiast osunęła się z ulgą na chłodną podłogę po równie zimnych płytkach. Niższa temperatura była w tym stanie czymś bardzo pożądanym, o czym doskonale wiedziała i pamiętała, chociaż nigdy przedtem nie doprowadziła się do takiego stanu. Dość naoglądała się we wczesnym, jak i późniejszym dzieciństwie, a nawet w swoim krótkim, siedemnastoletnim życiu. Ostrożnym, w jej mniemaniu wyważonym ruchem sięgnęła po szklankę i ujęła ją w drżącą lekko dłoń. Wydawała się ciężka jak półtonowy kamień. Delilah uniosła ją do ust i upiła odrobinę.
    – Dz-dzięki – powiedziała cicho, patrząc na koleżankę nieprzytomnym wzrokiem. – I przepraszam, że musisz tutaj siedzieć... Możesz wrócić do znajomych – dodała zachęcająco. – P-poradzę s-sob-bie.
    Tak naprawdę doskonale wiedziała, że sobie nie poradzi, jednak nie chciała fatygować Julii, by ta siedziała z nią, gdy mogła się bawić w towarzystwie przyjaciół. Gdyby była w stanie, pewnie poczułaby się zażenowana troską, którą ktoś jej okazuje. Nie nawykła do takich sytuacji. Czuła się bardzo niezręcznie, kiedy ktokolwiek był dla niej miły i uczynny. Miała potworne wyrzuty sumienia, jak gdyby robiła coś złego.

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  51. [Cześć, dzięki! W tej chwili pomysłów brak, ale gdy tylko coś mi wpadnie, na pewno się odezwę. :)]

    Ridley

    OdpowiedzUsuń
  52. Słuchał jej uważnie co jakiś czas kiwając przy tym delikatnie głową, a opuszkami palców delikatnie przeczesywał mięciutkie futerko śpiącego między nimi pupila. No tak...mógł się domyślić, że list najnormalniej w świecie nie doszedł, przecież Matthew z pewnością nie zostawiłby go od tak bez odpowiedzi. Zamierzał ten błąd naprawić jeszcze dziś z nadzieją, że uda mu się w miarę szybko odpisać.
    - Od zawsze mówiliśmy mu na każdym kroku, że dobrze wygląda w garniaku - zaśmiał się Rosjanin, po czym upił łyk soku i poczęstował się ulubionym cukierkiem. Zamyślił się wyraźnie na moment słysząc dalsze słowa Julii. W zasadzie wieź która się między nimi zrodziła nadal trwa, jednak nieco przykurzona codziennymi obowiązkami, wiecznym rozbieganiem, brakiem czasu i nawałem obowiązków. Rozpoczęli nieco poważniejsze etapy w życiu i każde z nich poszło w swoją stronę, w stronę, która i tak łączyła ich drogi stale w jednym i tym samym miejscu.
    - Jestem pewien, że nadal tak jest - odparł z pocieszającym uśmiechem na twarzy, Potrzebowali czasu, by odbudować to co stracone, by nadrobić zaległości w scenariuszach własnych żyć, by tak jakby poznać się na nowo.
    - Napiszę dziś do Matta raz jeszcze - oznajmił Adam kiwając przy tym głową. Cholernie momentami tęsknił za ich wspólnymi spotkaniami podczas których nie było mowy o nudzie. Zdecydowanie musieli do tego wrócić. Przecież byli tak nierozłączni. Nie mogli pozwolić aby od tak to wszystko się rozpadło. Nie w taki sposób! Zbyt wiele dla siebie znaczyli, zdecydowanie zbyt wiele.
    - A ogólnie co u niego słychać? Opowiedz mi co u was słychać - poprosił wyraźnie ciekaw. Naprawdę mu zależało na odnowieniu znajomości.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  53. Lucy uśmiechnęła się lekko do Julii, patrząc na nią kątem oka. Krukonka była typem dziewczyny, które zawsze ją z jednej strony inspirowały, ale i powodowały lekkie ukłucie zazdrości. Była uroczo dziewczęca, czego wyraźnie brakowało Puchonce i miała w sobie tą dozę kobiecej delikatności, która przykuwała uwagę chłopców. Lucy sama w sobie była najczęściej zbyt bezpośrednia, zbyt głośna, zbyt odważnie mówiła to, co akurat przychodziło jej na myśl i w efekcie rzadko który chłopak patrzył na nią przez pryzmat dziewczyny, z którą fajnie byłoby się umówić. Ale właściwie nie w głowie jej byli teraz chłopcy, przynajmniej nie na poważnie – żartowała za to ile wlezie i wraz z Julią przyglądały się temu, czy owemu chłopakowi.
    Dla Lu przyjacielem był każdy, na kim mogła polegać i czuć, że choćby się waliło i paliło to otrzyma pomoc. Wielu z jej znajomych było kimś na pograniczu, bo umysł Lu w kwestiach międzyludzkich był bardzo niepoukładany, dziewczyna tworzyła relacje trudne do ogarnięcia nawet dla niej. Ale Julii potrzebowała. Potrzebowała jej właśnie teraz, choć nie powiedziała tego na głos ani razu. Podążyła odruchowo za nią, nie mając większych problemów z nadążeniem. Chyba nikt nie zauważył jak Lu wyniosła z biblioteki książkę nie zgłaszając tego faktu bibliotekarce.
    -No tego… jestem singlem, ale to chyba wiesz – skrzywiła się lekko. Te dwa nazwiska – Wood i Malfoy były na ustach uczniów przez jakiś czas, bo wszystkim takie połączenie wydawało się absurdalne. Tylko Lucy nie chciała w to wierzyć, ale szybko się przekonała, że bardziej absurdalne być nie mogło. Choć i tak najbardziej absurdalnym faktem ze wszystkich było to, że Lucy zaczęła Scorpiusa akceptować i de facto dopiero jak z nią zerwał, ale któż by to pojął?
    -I na razie chyba nic się nie zmieni w tej kwestii. – rozpogodziła się i uśmiechnęła. – Ale na wakacjach dziadek pokazał mi zupełnie mugolski silnik, łapiesz? Taki od samochodu! I nawet udało mi się co nieco tam poczarować po urodzinach, ciekawa jestem czy zmiany są zauważalne – zastanowiła się, gdy wychodziły na osłonecznione błonia. Lucy przymknęła oczy, uśmiechając się mimowolnie. Lubiła słońce, a fakt, że zaraz treningi Quidditcha będą odbywały się w deszczu i błocie jakoś jej nie pocieszał.
    -Ale lepiej mów co u ciebie, któż jest wybrankiem tego serducha? – wskazała palcem na jej mostek i rozłożyła swoją bluzę na trawie, by miały gdzie usiąść.

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  54. [Cześć! Chciałam poinformować, że usuwam Beau i odchodzę z bloga, więc niestety nasz wątek przepada. Na wszelki wypadek zostawiam jednak kontakt, gdybyś coś chciała c:
    doyoulovemeornah@gmail.com]

    OdpowiedzUsuń
  55. [Hej. c:
    Wydaje mi się, że Boo, jak wspomniałaś, doskonale sobie poradzi, aczkolwiek... Spróbuję pokombinować nad jakimś wątkiem. Z Quidditchem nie będzie, niestety, powiązania, jako, że zarówno Blyton jak i jej autorka tej gry nie znoszą. :D]

    Boo Blyton

    OdpowiedzUsuń
  56. Delilah spojrzała na nią podejrzliwie, zastanawiając się, choć tylko przez chwilę, po co tej, w gruncie rzeczy niezbyt znajomej dziewczynie, takie informacje o niej. Wzruszyła ramionami, popijając wodę i po krótkiej chwili alkohol zdecydował za nią, że jednak odpowie.
    – Raczej wyjątkowo t-tragiczne – wyznała ponuro, patrząc w ziemię. – Brat przysłał mi list. O-ojciec znów pije i rzuca s-się na wszystkich.
    Gdyby była trzeźwa, te słowa nigdy nie wyszłyby z jej ust; prędzej odgryzłaby sobie język, niż wypaplała komuś jedną ze swoich najgłębszych tajemnic. Teraz jednak było jej wszystko jedno. Jako, że stroniła od alkoholu, mając spory pogląd na człowieka, który nie potrafi się obejść bez wódki, nawet mniejsza dawka od przyjętej, zadziałałaby na nią dosyć mocno.

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  57. Słuchał jej uważnie co jakiś czas zerkając na śpiącego Puszka. Jemu samemu cholernie brakowało tego wszystkiego co ich łączyło. Wspólnych rozmów, wsparcia, imprez, spontanicznych wypadów, dosłownie wszystkiego i wcale nie miał zamiaru godzić się z myślą iż może to już do nich nie wrócić. Wkurzył się słysząc o dziewczynie, która ośmieliła się złamać jego przyjacielowi serce, z chęcią powiedziałby jej kilka słów prosto w twarz, szkoda, jednak, że nie było to takie proste. Wstał ze swojego miejsca, po czym wyciągnął kawałek pergaminu, na którym zaczął pisać podobną treść do tamtego listu, który zapadł mu w pamięci może z powodu szczerości i serca w jaki w niego włożył.
    - Wybacz - mruknął, gdy wreszcie treść została wysłana. Wrócił obok niej na kanapę i objął mocno ramieniem przyciskając do swojego torsu. Pocałował ją czule w czubek głowy.
    - Brakuje mi Was - wyznał cicho. Westchnął ciężko zamykając na moment oczy. Nie lubił opowiadać o sobie, o czym oczywiście ich dwójka wiedziała, jednak w końcu coś tam z siebie wydusił.
    - Wiele się zmieniło. Wiera mnie zostawiła po siedmiu latach związku. Poznaliście jakieś parę miesięcy po tym, gdy nasze drogi się rozeszły. Zmarł również John, mój wujek, raz nocowaliście u niego. - mruknął cicho. Wzrok Lebiediewa pozostawał smutny, a ból bił na kilometr. - Ale - zaczął odrywając się od dziewczyny, by dać jej więcej swobody. - Ale w tym wszystkim znalazła się osoba, która pokazała mi, że prawdziwe uczucie miałem tuż przed nosem. Pojawił się ktoś komu naprawdę na mnie zależy - dodał, a na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.
    - Dobra, starczy tego, wiesz, że nie lubię mówić o sobie i o tym co się u mnie dzieje - zaśmiał się, po czym chwycił butelkę z sokiem dyniowym upijając z niej sporego łyka, po czym odstawił ją na stolik, a śpiący parę sekund temu Puszek zaczął szaleć na kolanach Julci.
    - Polubił cię - zaśmiał się Adam wpatrując się w puchatą kulkę wskakującą dziewczynie ramieniem, a długim cieniutkim języczkiem zaczął wodzić po jej policzku. - Podrywa cię - Rosjanin poruszył zabawnie brwiami w rozbawieniu, jednak po chwili spoważniał.
    - Jak ci idzie obecnie w Hogwarcie? Zmieniło się coś? - zapytał z ciekawości uważnie się jej przypatrując pilnując przy tym, by kocurowi nie przyszło do głowy zaatakować jego ukochanych puszków.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  58. [Ja tu widzę raczej nie do końca pozytywną relację, Sandersa próbującego zdemotywować ją przed każdym meczem słowami "Łojezu, jakim cudem kobieta została obrońcą?" i takie tam. Czasem z niego straszny seksista, zwłaszcza gdy chodzi o sport. :D]

    Reece

    OdpowiedzUsuń
  59. [Hmm... A jak miałaby wyglądać zaproponowana przez ciebie relacja?]

    OdpowiedzUsuń
  60. [Ech, właśnie to do Sandersa nie pasuje. :< W sensie, na pewno umiałby się przyjaźnić z dziewczyną, ale, po pierwsze, nie zabiegał by o nią, gdyby już raz dostał kosza ("Nie to nie" to najlepsze podejście według niego), a po drugie on sam póki co dziewczyny nie szuka, bo w Hogwarcie jest tyle ładnych koleżanek, że ciężko mu oddać serce jednej. :D]

    OdpowiedzUsuń
  61. Bliski przyśnięcia, Milo wzdrygnął się, gdy ktoś odezwał się bezpośrednio do niego. Zdążył już przywyknąć do otaczającego go gwaru, zatem wyróżniający się weń głos przywrócił mu nieco sił, a przynajmniej tyle, by stanął na równe nogi w mgnieniu oka, tym samym zrzucając podręczniki, które akurat leżały na jego nogach. Prawie zadrżała mu dolna warga, gdy ujrzał obok siebie Julię Jones, tę samą osobę, która uratowała go w zeszłym roku... i zapewne będzie musiała zrobić to jeszcze raz, jeżeli Green nie weźmie się w garść na czas.
    Słysząc jej pytanie odrobinę się speszył.
    – Może nie tak źle... ale twoja pomoc napawałaby mnie chęcią do dalszego życia, nie wspominając o zaliczeniu zadania z eliksirów. – Uśmiechnął się szeroko, w myślach chwaląc siebie za ten przygotowany monolog, który wymyślił, czekając pod wejściem do pokoju wspólnego Krukonów. – Nie wiem czy mnie pamiętasz... Milo jestem – przedstawił się i wyciągnął w jej stronę rękę.
    Był zachwycony swoim szczęściem, całe uprzednie napięcie, które umiejscowiło się w jego piersi, powodując irytujący dyskomfort zniknęło, a jego miejsce zajęła błoga pustka, którą planował zamienić miejscami z satysfakcją po dobrze zrobionych eliksirach. Wierzył w możliwości Julii, a swoją wiarę dopingował świadomością o jej dobrym sercu, bo dokładnie taki obrazek korepetytorki z Ravenclawu zapisał w pamięci i dokładnie taki zamierzał utrzymać.
    – Jutro robimy eliksiry na zaliczenie. Nie wiemy jakie, to jest najgorsze, ale z pewnego dość wiarygodnego źródła dowiedziałem się, że to eliksir gotowości i ten z czerńca. – Podrapał się po karku, nadal nie zwracając uwagi na porzucone książki. – O ile ten gotowości jakoś... może... postarałbym się wykonać, tak czerniec nic mi nie mówi. Zupełnie. Nada. – Przygryzł wargę, ale nie przestawał się uśmiechać, jakby ten wyraz twarzy posiadał w genach i po prostu nie potrafił inaczej. Może faktycznie tak było? – Too mogę liczyć na pomoc z twojej strony, najdroższa pani?

    [Nawet nie robię korekty, jolo to moje trzecie imię i przepraszam za zamulenie.]

    #Milo

    OdpowiedzUsuń
  62. Uśmiechnął sie i pokiwał głową. No tak, Julia należała do systematycznych i ambitnych osób, nawet nie musiał o to pytać, to było dość logiczne.
    - Bardzo mnie to cieszy - odpowiedział, po czym wstał ze swojego miejsca i przeczesał swoje nieco już zbyt długie kosmyki włosów, po czym odprowadził ją do drzwi i cicho westchnął.
    - Wiesz, gdzie jest mój pokój, więc gdy tylko znajdziesz wolną chwilę wal do mnie prosto to nadrobimy astronomiczne zaległości - mruknął z uśmiechem. Zaśmiał się widząc puszka tuż pod swoimi stopami, który podskakiwał chcąc wyraźnie dostać się do dziewczyny.
    - A to mały pieszczoch - Adam wziął go na ręce, a puchata kulka od razu znalazła się na ramieniu Julii. Lebiediewa od zawsze fascynowało to jak zwierze potrafi się szybko przywiązać do człowieka. - Polubił Cię. Widzisz, teraz się od niego nie odpędzisz - dodał poruszając przy tym zabawnie brwiami. Puszek wpasował się w zagłębienie między jej szyją i ramieniem wyraźnie zadowolony z miejsca, które sobie znalazł. - Żeby mnie tak lubiły to byłbym w niebie.
    - Już Cię dłużej nie zatrzymuje, leć na zajęcia i pamiętaj o naszym spotkaniu, ja się dostosuję.
    Wziął od niej zwierzaka obdarzając ją raz jeszcze ciepłym uśmiechem, a następnie przytulił do siebie i pocałował czule w czubek głowy. Boże jak cholernie mu tego brakowało. Zdecydowanie musieli nadrobić stracony czas.
    - Cieszę się, że znowu mogliśmy porozmawiać - wyznał wyraźnie zadowolony. Wiele to dla niego znaczyło, cholernie wiele. Nawet się skusił, by odprowadzić dziewczynę do klasy, gdzie po drodze zamienili ze sobą parę dodatkowych zdań. Resztę wolnego czasu spędził na Błoniach, gdzie przeglądał zaległe wypracowania, które powierzyła mu do sprawdzenia nauczycielka OPCMu. Nieco nudna robota, jednak była piękna pogoda, więc świecące słońce rekompensowało mu stratę czasu nad stertą uczniowskich wypocin, które w większości okazały się być dość dobrze napisane i to go cholernie cieszyło.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  63. [Hej, jasne, że mam ochotę! Masz jakieś konkretne pomysły na relacje, czy mam może przedstawić Ci kilka opcji? :D]
    James Potter

    OdpowiedzUsuń
  64. Lebiediew nie miał jej za złe, że ich zaplanowane spotkanie nie odbyło się tak jak planowali. Sam miał masę obowiązków, które musiał wykonać mimo ogromnej niechęci i lenistwa, jednak jakoś sę z tym uporał i przez najbliższe parę dni miał spokój.
    Gdy Julia zapukała do drzwi siedział w fotelu owinięty grubym kocem z butelką soku dyniowego w dłoni. Spojrzał w stronę drzwi, a chwilę później zmierzał w ich stronę. Na widok dziewczyny na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
    - Nie przepraszaj, nie masz za co - odpowiedział i kiwnął zgodnie głową. Nie miał już nic do roboty, więc z chęcią spożytkuje ten czas w towarzystwie Julii. - Momencik - poprosił narzucając na siebie długi, czarny płaszcz w formie peleryny, a do tego chwycił koc, którym był niedawno okryty. Do głębokiej kieszeni wsunął butelkę soku dyniowego bez którego normalnie nie umiał się obejść. Uwielbiał wszystko co było związane z dynią oraz czekoladą. Wszelakie słodkości były jego oczkiem w głowie. - Stęsknił się za Tobą - zaśmiał się Adam na widok Puszka, który już zdążył się wygodnie ulokować w dłoniach dziewczyny. Pozwolił zwierzakowi nacieszyć się z odwiedzin ulubienicy, a następnie włożył go do klatki, by ten nigdzie się nie zagubił, tam będzie mu cieplutko oraz bezpiecznie, nawet kot go nie dorwie.
    - Chodźmy - poprosił w pełni gotowy, po czym zamknął za nimi drzwi na klucz, by nikt nieproszony nie dostał się do jego pokoju. Jeszcze tego, by mu brakowało, co to, to nie i tak miał zbyt wiele na głowie, zdecydowanie zbyt wiele.
    Na zewnątrz było naprawdę zimno, ale nie spodziewał się, że aż tak, więc od razu okrył się po sam czubek głowy, gdy wylądował na trawie przyciągając przy tym do siebie Julię, by móc podzielić się z nią kocem, poza tym grzali się nawzajem.
    - Cudowna noc - wydukał z uśmiechem wpatrując się w piękne, pełne gwiazd niebo, które aż prosiło się, aby nie odrywać od niego wzroku.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  65. [A w jaki typ relacji celujemy? Negatywne czy pozytywne?]
    James

    OdpowiedzUsuń
  66. [Hm, zajmują tą samą pozycję w domowych drużynach, więc widziałabym tutaj jakąś taką rywalizację. Może być pozytywna, na poziomie przyjaźni i przekomarzań albo i negatywna, ale za tym musiałoby stać coś więcej, bo Matt zwykle nie darzy sympatią tylko tych, co to mu na odcisk nadepnęli.]

    Jenkins

    OdpowiedzUsuń
  67. [ Nasze postacie na pewno się znają. I mam pomysł na wątek, ale napiszę Ci to wszystko na mailu. Postaram się zrobić to dzisiaj ale nie obiecuję, więc przygotuj się, że jutro coś będzie :) ]

    Karol Zdunk

    OdpowiedzUsuń
  68. [Trzeci raz piszę ten komentarz i coś mnie zaraz trafi, jak internet dalej będzie tak świrował. T_T Teraz przejdę do treści komentarza.

    Jeśli mam być szczera, to do roli dziewczyny potrzebowałabyn kogoś z wybuchowyn temperamentem, kłótliwego, kto będzie gotowy uprzykrzyć Mattowi życie po rozstaniu z czystej złośliwości (może powinnam to dookreślić w mojej przemowie na końcu karty postaci). Hm, Matthew może być więc kumplem, który uparcie stara się znaleźć Julii chłopaka, co w jego wykonaniu musi być co najmniej komiczne. Mogli się kiedyś natknąć na siebie na boisku i jakoś tak wyszło, że razem zaczęli ćwiczyć, a potem się z tego przyjaźń wytworzyła. Daj znać, co o tym myślisz. :)]

    Jenkins

    OdpowiedzUsuń
  69. Złapał ją w pasie i wygodnie posadził na swoich kolanach z delikatnym uśmiechem na twarzy, po czym ucałował ją czule w czoło. Właśnie tego mu brakowało. Nawet cisza nie była w stanie pozbyć atmosfery, która zapanowała, ba cisza nawet wszystko pięknie dopełniała. W ich przypadku milczenie również wyrażało, to co czuli wobec siebie nawzajem. Spojrzał jej w oczy, a jego uśmiech znacznie się poszerzył.
    - Mi też tego brakowało, nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział, po czym odgarnął jej z twarzy zbłąkane kosmyki włosów, po czym schował ją w swoich ramionach i ucałował czule w czubek głowy. To była magiczna chwila, zdecydowanie. Czuł jak każda cząsteczka jego ciała wesoło drga na myśl, że to co zbudowali nadal ma dla nich tak samo silne znaczenie jak wcześniej. Zakołysał ją nieco i cicho westchnął. - Nadrobimy to co stracone, zobaczysz.
    Wyjął z kieszeni butelkę soku i ją otworzył, po czym upił mały łyk, a następnie podał szkło przyjaciółce. Zadarł głowę do góry, by móc podziwiać cudownie gwieździste niebo, które czarowało swoim blaskiem.
    - Myślisz, że dobrym pomysłem będzie odwiedzić Matta bez zapowiedzi? Taka niespodzianka? - zapytał chcąc znać jej zdanie. Uniósł brew ku górze szukając odpowiedzi. Tęsknił za przyjacielem, cholernie za nim tęsknił i zrobiłby dosłownie wszystko, aby zobaczyć się w nim nawet na głupie pięć minut. Objął ją ponownie ramionami, a czoło oparł na jej ramieniu cichutko wzdychając. Zapomniał o panującym chłodzie. Ciepłe ciałko dziewczyny płaszcz oraz koc idealnie hamowały niską temperaturę. Miał mimo wszystko nadzieję, że się nie rozchoruje. Nienawidził być chory, naprawdę, to jest zdecydowanie najgorszy czas w jego życiu.
    - Co powiesz na wypad do Hogsmeade po lekcjach? - zadał kolejne pytanie dość nagle. Poderwał głowę do góry, by móc na nią spojrzeć, a na jego twarzy ponownie zagościł lekki uśmiech.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  70. [Dziękuję, aż mi się miło zrobiło! Rzadko się słyszy miłe słowa, a to że zrobiłam na tobie wrażenie kartą, to miód na moje serce. :)
    Nie chciałabym się wciskać, ale widzę wiele punktów zaczepienia z Julią. Ravenclaw, VII rok to już coś, plus fakt, że Jula jest introwertykiem, mój pan jest nim od niedawna, ale jednak. Powiązanie dość proste, ale jednak. W szkole na pewno zrobiłoby się dość głośno o śmierci matki mojego pana, więc chcąc nie chcąc Julia musiałaby się o tym dowiedzieć. Przyjacielscy wrogowie? Myślę, że mogłaby ich łączyć chora relacja, czyli dogadują sobie, wkurzają siebie na wzajem, ale jednocześnie bardzo by się lubili, tylko teraz kwestia od kiedy by się znali?]
    Roméo Moliére

    OdpowiedzUsuń
  71. [Dopiero teraz ogarnęłam Romeo i Julia xdd
    A więc tak ogólnie wydaje mi się w porządku, ale tak myślę, może zrobić z nich bardziej po prostu prostych przyjaciół? Może kiedyś byli parą, ale teraz do definitywnie skonczyli, albo może Julia się w nim podkochuje czy coś? :P]

    OdpowiedzUsuń
  72. [Okok.
    A więc może postawimy na przyjaźń? Prostą, zwyczajną. c: Przyjaźń od momentu kiedy mój pan przeprowadził się do dziadka, hmm? Julia może go traktować w bardzo delikatny sposób ze względu na jego sytuację, a Romeo nie będzie tego chciał, więc będą spięcia ale potem to zrozumie, hm?]

    OdpowiedzUsuń
  73. [Haha.
    Może ty zacznij.
    Myślę, że wątek możemy zacząć od momentu, gdy Romeo przeprowadza się do dziadka, na pewno zaintryguje on Julie. Dodam, że stanie się to w wakacje. ]

    OdpowiedzUsuń
  74. Wpatrywał się w gwieździste niebo myśląc, co by było gdyby jednak jego srogi nie zeszły się ze ścieżką Julii oraz Matta. Z pewnością wiódłby normalne życie, ale czy miałby do kogo się zwrócić? W pełni zaufać? Poprosić o pomoc? Możliwe, ale nie żałował. Znajomość z ową dwójką dała mu naprawdę wiele radości oraz miłości. Nie przywiązywał za bardzo uwagi do zawiązywania znajomości. Wolał siedzieć w swoim pokoju zakopany w książkach, które kochał całym swoim sercem. Był osobą, którą łatwo polubić, jednak znacznie łatwiej znienawidzić, prawie tak samo było z zaufaniem, łatwo było je stracić, a jeszcze trudniej je zyskać. Kochał i ufał tylko tym którzy na to zasłużyli. Do życia jak i ludzi podchodził z dystansem.
    Odwrócił głowę w stronę dziewczyny.
    - W zasadzie to nie wiem. Z pewności uda nam się znaleźć wolniejszą chwilę, albo chociażby skontaktować się z nim przez kominek - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy, a następnie przeczesał palcami jej kosmyki włosów. Naprawdę zależało mu na zobaczeniu przyjaciela i z pewnością z tego nie zrezygnuje. Zbyt mocno mu na tym zależało i również za bardzo doskwierał mu brak przyjaciela u boku. Cóż każde z nich miało swoje życie mając prawo pokierować nim wedle własnych aspiracji, skoro Matt obrał taką ścieżkę, Adam postanowił go w tym w pełni wspierać.
    - Zimno Ci? - zapytał obejmując ją szczelniej ramionami. Nie chciał, by była chora. Pogłaskał ją czule po plecach, a podbródek oparł wygodnie na czubku jej głowy.
    - Musimy stąd iść - oznajmił nagle wpatrując się w niebo. Przypomniał sobie coś bardzo ważnego. - Dziś jest pełnia, nie możemy tu siedzieć - wyjaśnił przenosząc wzrok na drobną twarzyczkę przyjaciółki. Nie mogli ryzykować nagłym zaatakowaniem przez wilkołaka, co groziło nawet śmiercią. Co prawda do pełni pozostały trzy godziny, jednak lepiej było nie kusić losu, poza tym koc powoli przestawał dawać radę, a nieznośny chłód przebijał się przez materiał.
    - Chodź. Zjemy cieplutkie rogaliki z czekoladą, napijemy się kremowego piwa i pogadamy u mnie. Szymon i Puszki ucieszą się z przybyłego gościa. - zaoponował unosząc przy tym jedną brew ku górze z nadzieją, że ta się zgodzi. Wstał z ziemi, poskładał koc i objął ją ramieniem cmokając przy tym w skroń.
    - Odbijemy to sobie raz jeszcze - obiecał cicho.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  75. [Po to tu jesteśmy, żeby mieć ochotę na wątek. Masz jakiś pomysł czy główkujemy razem?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  76. [Każdy kij ma dwa końce, to i Victor czasami może być miły. Chłoptaś potrzebuje trochę zrozumienia i wsparcia, więc może Julia mogłaby być jego dobrą koleżanką z dzieciństwa? A w trakcie szkoły ich relacje bardzo się ochłodziły i prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, aż w końcu jeden z nich postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i coś z tym zrobić? Wiem, wiem, pomysł trochę oklepany, jednak jeśli dobrze się go poprowadzi, to może coś ciekawego z tego wyjść. Nawet miałabym pomysł na początek :)]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  77. [Zacznę, skoro już mam jakiś pomysł. Jeśli się nie spodoba - przejmiesz pałeczkę i wymyślisz coś ty?]

    Pamiętał wszystkie nieprzespane noce, gdy wraz z Julią budowali z poduszek bazę, w której siedzieli tak długo, dopóki oczy same im się nie zamykały. Uwielbiał dni, gdy rodzice Julii przychodzili do ich małego domku, by podzielić się wrażeniami z poprzedniego tygodnia. Zagadywali się tak bardzo, że nigdy nie zaintrygowała ich cisza w pokoju, a Victor i Julia nigdy nie mieli problemów przez buszowanie po nocach w lesie. Mógł nawet powiedzieć, że za szczeniaka podkochiwał się w małej Julii, która imponowała mu na każdym kroku. Chciał być taki, jak ona, lecz nigdy mu to nie wychodziło.
    Uwielbiał wspominać tamte chwile, które, miał wrażenie, wydarzyły się w poprzednim życiu. Mógł przysiąc, że cztery lata, odkąd dziewczyna nie przychodziła wraz z rodzicami, trwały zdecydowanie więcej, niż naprawdę było. Pragnął odbudować te relacje, które przytrzymywały go przy byciu dobrym. Nie miał jednak pojęcia, dlaczego Julia z dnia na dzień przestała odpisywać na jego listy, a na korytarzu nawet nie oglądała się za siebie, gdy przechodzili tym samym korytarzem.
    Teraz, czekając na lekcje OPCM, spoglądał kątem oka w stronę Julii i czekał, aż dziewczyna zwróci na niego uwagę. Niestety, nie miał tyle szczęścia.
    Czuł, że jego serce jest rozdarte na kawałki. Choć Julia była „tylko” jego przyjaciółką, pragnął jej towarzystwa bardziej, niż własnej matki, której zawdzięczał swoje życie.
    Musiał przyznać przed sobą, że nie potrafił pozbierać się po utracie tak bliskiej osoby. Choć za każdym razem, kiedy pytano go o ich przyjaźń, wzruszał ramionami i odpowiadał, że wcale go to nie obchodzi, miał w oczach łzy. Tak, Julia to jedyna osoba, przez którą Victor uronił łzę. Nigdy nikomu o tym nie powiedział, nie chciał być słaby.
    Westchnął cicho i w końcu spuścił wzrok. Minęły cztery lata, Victor, odpuść sobie, pomyślał i przeczesał nieułożone włosy chudymi, nienaturalnie długimi palcami.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  78. Po zajęciach rzadko kiedy chodził na obiady, gdzie wieczny gwar i hałas przyprawiały go o ból głowy. Wolał poczekać na kolację, podczas której panowała cisza, a Victor na spokojnie mógł pomyśleć. Tak, nawet takiemu bezczelnemu Ślizgonowi jak Drei czasami udawało się ruszyć umierające komórki i wymyślić coś, co czasem miało ręce i nogi.
    Siedząc pod jednym z drzew, podziwiał jesienną aurę. Mimo, że wrzesień już jakiś czas trwał, dni wciąż były przyjemnie ciepłe, a noce nie tak straszne.
    Kiedy drzwi Hogwartu uchyliły się, podniósł głowę z zaciekawieniem. A nóż, będzie to ktoś, kto zechce mu potowarzyszyć. Osoba ta udała się jednak w zupełnie inną stronę. Podążał za nią wzrokiem i próbował dostrzec, któż to był. Poza tym, że to uczeń płci żeńskiej, Victorowi z tak daleka nie udało się więcej ustalić. Schylił z powrotem głowę i przymknął oczy.
    Nie minęło kilka sekund, a Victor usłyszał głośny plusk. Zbyt głośny jak na kamień. Wstał, szukając wzrokiem dziewczyny, która jeszcze przed chwilą stała na pomoście. Nie było jej nigdzie.
    Ziewnął i ospałym krokiem podążył w stronę mostku. Nie spieszyło mu się w ogóle, w końcu był pewny, że pielęgniarce uda się uratować każdą osobę. Może nawet będzie miał tyle szczęścia, że dziewczyna, która przed chwilą zanurzyła się pod wodą zaraz sama się z niej wydostanie, a on sam będzie mógł z powrotem usiąść pod niesamowicie wygodnym konarem.
    Kiedy stanął na pomoście, wciąż nie widział dziewczyny. Ściągnął szatę, buty oraz jego ulubione skarpetki, których nigdy w życiu by nie poświęcił. Najpierw priorytety, potem ratowanie czyjegoś życia.
    Wskoczył do wody. Otworzył oczy, po czym odczekał chwilę, aż wzrok mu się wyostrzy na tyle, by dostrzec ciało uczennicy. Rozglądał się przez kilkanaście sekund, nie mogąc nic dostrzec wśród ciemności, która go otaczała.
    - Lumos – powiedział, przy okazji dławiąc się wodą.
    W końcu ją zauważył. Resztkami sił wierzgała się, lecz w żaden sposób nie potrafiła się uratować. Kiedy do niej podpłynął zauważył, że to Julia. Ta Julia, która swego czasu była jego najlepszą przyjaciółką, a teraz nawet nie raczyła powiedzieć „cześć” na korytarzu. Dlaczego więc miałby jej pomagać?
    Pokręcił głową, karcąc się w myślach. Przecież to człowiek, bez względu kim jest. Chociaż, Damiena bym nie uratował, pomyślał, obejmując w pasie Julię. Zaczął wierzgać nogami i ręką, w której trzymał różdżkę. Chciał jak najszybciej dostać się do lądu.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  79. Nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy dziewczyna sama dostała się na pomost. Już mógł odpływać, w końcu miała wystarczająco siły, aby dostać się do skrzydła szpitalnego. Wiedział to, bo Julia zawsze była bardzo silną osobą. Nie tylko fizycznie, lecz psychicznie też dawała sobie radę.
    Podciągnął się i zwinnym ruchem stanął na pomoście. Włożył ręce do przemoczonych kieszeni spodni. Przez chwilę obserwował dziewczynę, która z każdą sekundą coraz bardziej się trzęsła.
    Przeniósł wzrok na suche ubrania leżące w nieładzie. Skarpetki oraz buty włożył na stopy, nie wiążąc sznurowadeł. Nigdy tego nie robił, był święcie przekonany, że nigdy nic mu się nie stanie.
    Za smarkacza też nigdy nie wiązał butów. To Julia zawsze go karciła i kazała mu to zrobić, lecz teraz, gdy już dla siebie nic nie znaczyli, na pewno było jej to obojętne.
    Chwycił szatę i przerzucił ją sobie przez ramię. Już miał odchodzić, lecz resztka współczucia, która w nim pozostała - nie pozwoliła mu. W końcu to Julia. Jego Julia. Dziewczyna, której zawdzięczał najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. To przy niej czuł się najbezpieczniej. To dla niej mógłby poświęcić całe swoje życie.
    Westchnął zmęczony, spoglądając na Julię. Szata, która już zdążyła zrobić się wilgotna, wciąż była lepszą opcją, niż pozostawienie dziewczyny samej sobie. Otulił ją materiałem. Trzęsła się z zimna. Powoli on też zaczął odczuwać zimno, lecz nie chciał tego po sobie dać znać.
    Kucnął naprzeciw dziewczyny i wziął w objęcia jej dłonie. Zamknął je w swoich, przykładając do nich usta i dmuchając ciepłym powietrzem.
    Chciał zobaczyć na jej twarzy wdzięczność. Nie tylko puste słowa, które pewnie nic nie znaczyły. Jeszcze rok temu zależało mu na odbudowaniu ich relacji, choć teraz już na to nie liczył.
    - Chodźmy do skrzydła szpitalnego. Napijesz się gorącej herbaty, która cię rozgrzeje - wyszeptał, spoglądając ukradkiem w jej oczy. Uśmiechnął się.
    Była piękna.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  80. Podtrzymywał ją przy każdym kroku wiedząc, że w każdej chwili dziewczyna może upaść. Robił coś tak niepodobnego do siebie, że sam był tym zaskoczony. Nigdy nie przypuszczał, że znów będzie obejmować jego słodką Julię, której zawdzięczał całe swoje życie. W końcu to ona była przy nim, kiedy jego rodzice rzucali się sobie do gardeł i dzielili się majątkiem. To dzięki Julii wiedział, co ma robić w domu Węża, jakby to ona była Ślizgonką, a nie on. Przez nią był człowiekiem, którego nikt się nie bał, ujarzmiała jego żal, gniew i ból, który z każdym dniem był coraz silniejszy. Była jego ostoją i swego rodzaju nadzieją, którą zdeptał z powierzchnią ziemi. Nie wiedząc nawet, dlaczego.
    W Skrzydle Szpitalnym stał przy łóżku, na którym siedziała dziewczyna. Chciał ją zostawić, w końcu była już bezpieczna, lecz coś go blokowało. Nie potrafił zrobić kroku, odwrócić się plecami i wyjść, nie ukazując przy tym żadnych uczuć. Jakby znów stał się niemowlakiem, który nie wiedział jak stawiać kroki.
    Cztery lata to ogromnie dużo czasu. Dziewczyna nie wiedziała nic na temat śmierci Samhira, rozwodzie jego rodziców czy beznadziejnie zdanych SUMów. Nie miała pojęcia, że Victor z dobrego i ułożonego chłopczyka wyrósł na opryskliwego i aroganckiego siódmoklasistę.
    Kiedy wydusiła z siebie, że bardzo za nim tęskniła, automatycznie wzruszył ramionami, a jego twarz w ogóle nie zmieniła wyrazu. Przez cztery lata starał się, aby tęsknota za Julią przestała go przytłaczać, chciał zapomnieć jej śmiech, który motywował go do działania, a teraz każde wspomnienie wróciło ze zdwojoną siłą. Tęsknił i kochał ją każdego dnia tak samo, jak w momencie, gdy ich drogi się rozeszły.
    Usiadł obok niej i spojrzał na jej smutną twarz. Mógłby przysiąc, że nawet jej radosne oczy posmutniały.
    Chciał powiedzieć wiele. Wykrzyczeć jej prosto w twarz, że wszystko to jej wina, że powinna się starać i walczyć o niego każdego dnia. Wiedział jednak, że to nieprawda. Ich przyjaźń kiedyś była pięknym owocem, jednak egoizm Victora wszystko zniszczył. Nienawidził siebie za to, a jednak z drugiej strony wiedział, że altruiści nie mają prawa bytu na świecie przepełnionym złem. W końcu odważył się i musnął wciąż zmarzniętymi ustami jej policzek. Przymknął oczy i wplótł dłoń w jej długie włosy.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  81. Słońce nie miłosiernie grzało, ten dzień wydawał się nie mieć końca, przynajmniej dla Romèo. Najbardziej przeszkadzała mu świadomość tego, że złe wieści szybko się rozchodzą, każdy już wiedział o śmierci jego matki i każdy już o tym mówił. Przyjechał do swojego dziadka z nadzieją, że nikogo nie spotka, przynajmniej do czasu aż się nie uspokoi. W dłoniach mocno trzymał swoje walizki. Na plecach niósł czarny ciężki plecak. Zabrał ze sobą wszystkie rzeczy. Dziadek był bogaty, często mamie pomagał, gdy ojciec nie chciał jej dawać pieniędzy na chociażby jedzenie. Anthony Parker, 4 miejsce na liście najbogatszych czarodziei w Anglii, ojciec nie równał się z nim w żadnym stopniu. Mimo wszystko Krukon nie rozumiał dziadka, był bogaty miał co chciał a mieszkał w niewielkim domku w Londynie, trochę słabo. Najciężej było mu zrozumieć to, że jego dziadek jest po prostu dobrym człowiekiem, nie rozumiał tego, ponieważ sam był zły, przynajmniej na takiego siebie kreował. Zatrzymał się słysząc cichy głos. Czyli jednak ktoś znajomy tu jest, miał nadzieję, że nikogo nie spotka. Odwrócił się zdziwiony. Przed nim stała koleżanka z klasy, nie znał jej za dobrze, ale wiedział, że nazywa się Julia i że jest raczej uprzejmą osobą, tak odbiegającą od niego, z charakteru.
    – Cześć. Co Ty tu właściwie robisz? – dziewczyna niepewnie na niego patrzyła. Widział w jej oczach stres i zdenerwowanie. Często ludzie tak przy nim się zachowywali, sam nie wiedział z jakiego powodu. Sam był zdania, że każdy człowiek to człowiek, chociaż nie, on uważał, że żaden człowiek nie równa się z nim. Zmierzył dziewczynę z góry do dołu nic nie mówiąc. Zmarszczył brwi, czuł ciepło bijące od tej dziewczyny, jednak nie odczuwał potrzeby, aby z nią porozmawiać. Nie potrzebował jej współczucie, tak sobie wmawiał.
    – Aha. – mruknął cicho i zaczął odchodzić ciągnąc swoje walizki za sobą. Ta sytuacja była zdecydowanie dziwna, nie zamierzał z nią rozmawiać. Odpowiednim dla niego towarzystwem od zawsze byli Ślizgoni i dość pobieżnie Gryfoni. Osobiście uważał, że Krukoni to nudziarze, po prostu ich nie lubił. Czuł, że jego włosy nieco wyjaśniały, przez to co właśnie czuł, miał nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Zawsze najlepiej ukrywał swoje emocje, a włosy go zdradzały. Spojrzał w szybę pobliskiego sklepu z miotłami, włosy nabrały zielonkawego koloru. Obserwował przez chwilę jak włosy od końcówek aż po same końce stają się niebieskie, to było dość ciekawe. Mugol na pewno by się zaciekawił taką sytuacją, ale przechodzący obok przechodnie nawet nie zwracali na niego uwagi, byli czarodziejami. Romèo zamrugał parę razy i odwrócił się w stronę dziewczyny, widział tylko kontury jej sylwetki. Schował się nieco z tyłu w cieniu ukrywając swoje włosy i chowając się przed światłem. Zawsze się wstydził swojej metamorfomagii. Nagle zauważył czyjś cien.

    Roméo Moliére

    OdpowiedzUsuń
  82. Kolejny raz wzruszył ramionami. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć na jej pytanie. Nie chciał jej okłamywać, lecz też nie było dobrego wytłumaczenia, dlaczego to zrobił. Wzruszenie ramionami było w tym momencie najlepszą odpowiedzią, zdecydowanie.
    Kiedy splotła ich dłonie, ciepło emanujące z jej ciała sprawiło, że Victora przeszedł dreszcz. Już dawno nie czuł tego przyjemnego uczucia. Nikt nie działał na niego tak, jak Julia. Brakowało mu tego, lecz nie potrafił się do tego przyznać. W końcu był zbyt dumny i zbyt pyszny, by powiedzieć, że w czymś zawinił.
    Jego serce, niegdyś poukładane, znowu zostało wystawione na próbę. Mógł robić to, co jego "ojciec" mu kazał, bądź też działać tak, jak on uważał. Żadna z tych opcji nie była dobra - był kontrolowany na każdym kroku. Każda niezgoda kończyła się ogromnym bólem i wstydem, którego nie Victor nie potrafił zdzierżyć.
    Julia pamiętała jego ojca jako przykładnego pana domu i na pewno nie uwierzy mu, jakim potworem jest naprawdę. Kim się stał, po stracie ważnej posady w Ministerstwie Magii, jakim nierobem i niewdzięcznym człowiekiem jest.
    Westchnął, ściskając mocniej jej dłoń.
    - Ojciec - wyszeptał, a jego głos stał się drżący. Nie wiedział, że jest tak słabym człowiekiem, jakiego teraz odgrywa. Z jednej strony pewny siebie i arogancki, a w środku, do którego nikt nie miał wstępu - słaby i nic nie warty. - Dupek.
    Więcej nie potrafił powiedzieć. Nie był w stanie, nie chciał rozklejać się wśród ludzi. A wiedział, że w połowie tej historii to się stanie.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  83. Niestety miała rację. Noce robiły sę coraz chłodniejsze i nie będą mieli okazji odbić sobie tego po raz kolejny. No cóż, nie było co się smucić, z pewnością wymyślą coś znacznie lepszego i równie atrakcyjnego. Również pogłaskał kota po wejściu do pokoju, po czym tak jak obiecał podał dziewczynie ciepłą bułeczkę z dwoma rodzajami czekolady, które nigdy, ale to nigdy nie stygły przez co można było zjeść je w każdej chwili ciesząc się niepowtarzalnym smakiem nieulegającym zmianie. Bułeczki nie były duże, były zdecydowanie mniejsze od zwykłych pączków, więc Lebiediew szybko uwinął się ze swoim smakołykiem, następnie z cichym westchnieniem stęskniony za przyjaciółką położył się na kanapie, a głowę ulokował na jej kolanach jak to zwykle miał w zwyczaju robić. Wrócił mu dobry humor, który był stale potęgowany na myśl o odbudowaniu tego co nieco zostało zakurzone w znajomości z Julią. Słysząc pytanie dziewczyny zamyślił się na moment, a kąciki jego ust jeszcze bardziej drgnęły ku górze.
    - Nigdy, ale to nigdy nie było lepiej, Julio. Wiera to przeszłość, Addison jest cudowna, nie mogłem lepiej trafić i ja...chyba ją kocham, kocham jak wariat - odpowiedział przymykając powieki, po czym wtulił policzek w brzuch Julii oplatając ją przy tym ramionami.
    - Naprawdę się cieszę, że Was mam - szepnął. Wiele to dla niego znaczyło, zwłaszcza, że życie wiele przy skopało go po tyłku i nie miał zbyt wielu bliskich osób u swojego boku, jednak to mu nie przeszkadzało. Wolał mieć garstkę tych prawdziwych niż stado fałszywych. Uniósł głowę nieco do góry, by spojrzeć na przyjaciółkę.
    - Zostań na noc u mnie - poprosił. Wyglądała na naprawdę zmęczoną i lepiej będzie jeśli już nie chodziła sama po zamku o takiej godzinie, a jak prześpi się w jego pokoju to przecież nic się nie stanie. Z samego rana oboje pójdą na śniadanie, potem na lekcje, nic wielkiego. - Albo jak będziesz chciała to odprowadzę Cię do dormitorium, hm? Nie wyganiam Cię bo mógłbym przesiedzieć z Tobą tak do rana, ale naprawdę wyglądasz na zmęczoną, a nie chcę byś potem czuła się źle na zajęciach i pamiętaj, by zjeść jutro porządne śniadanie!
    Nie chciał jej do niczego zmuszać, jednak już załączył mu się syndrom starszego, troskliwego brata.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  84. Działał niczym w amoku. Skrzydło Szpitalne rozmazywało się przed jego oczyma, zaś bardzo dokładnie widział parszywą twarz swojego ojca, który raz za razem uderzał jego matkę. Śmiał się przy tym tak głośno i tak szczerze, jakby oglądał najlepszą komedię pod słońcem. W końcu Victor rzucił się w jego stronę, wbijając nierówne zęby w jego umięśnione przedramię, lecz to nic nie dało. Nie minęły dwie sekundy, a leżał pod stołem z rozciętym czołem.
    - Jesteś za słaby, gówniarzu - usłyszał, a po chwili zobaczył, jak jego ojciec uśmiecha się, ukazując ostatnie cztery zęby, które mu pozostały.
    Był wrakiem siebie. Nigdy nie chciał się zmienić, a jego matka non stop mu wybaczała. Wierzyła, że kiedyś się zmieni, stanie na nogi i odpokutuje wszystkie krzywdy, które kiedyś wyrządził. Nawet leżąc w Świętym Mungu udawała, że wszystko jest dobrze, a "tato miał zły dzień".
    Automatycznie wstał i ruszył za Julią. Potykał się co chwilę, nie widząc rzeczywistości. Szedł jak ostatnia pokraka, wdzięczny za to, że dziewczyna go prowadziła.
    Nie zwracał uwagi na szepty ludzi i wytykanie ich palcami. Zapewne większość z nich była zaskoczona, że Victor ponownie rozmawia z Julią, choć zupełnie mu to nie przeszkadzało. W końcu to była jego Julia. No, przynajmniej kiedyś.
    Usiadł obok dziewczyny, opierając głowę o zimną szybę. Przymknął oczy, nie chcąc widzieć swojego ojca, lecz przyniosło to zupełnie inny efekt - wspomnienia przybrały na sile.
    Warknął przeciągle, unosząc dłoń i próbując odepchnąć złe myśli. Chciał wyznać wszystko Julii, jednak obawiał się, że nie jest na tyle silny. Na pewno nie był.
    - Ojciec to skurwiel jakich mało - powiedział, a jego głos odbił się od ściany, wracając do jego uszu. - Stracił pracę i zamiast szukać czegoś nowego stwierdził, że do niczego się nie nadaje. Zaczął pić i dyrygować nami jak laleczkami na sznurkach. Był załamany, matka z nim cały czas była. Czuwała nad nim jak anioł stróż i próbowała pomóc. Po naszym... - zamilkł.
    Odchrząknął i podrapał się po skroni. Zmarszczył czoło. Był wykończony.
    - Po jego wypadku dostał takiego schiza, że ciągle wydawało mu się, że ktoś go śledzi. Dlatego zaczął śledzić nas. Wymyślił jakieś niestworzone historie, przez co matkę ograniczył całkowicie, a mi kazał przenieść się do Durmstrangu. Na szczęście nikt się na to nie zgodził, a ojciec chciał mnie udupić - zabronił spotykać mi się ze wszystkimi. Za każdym razem, gdy gdzieś wyszedłem, dostawałem taki łomot, że nie potrafiłem wstać z łóżka przez tydzień.
    Westchnął. Chwycił się za lewe biodro, gdzie wciąż miał głęboką ranę, która nie chciała się zagoić.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  85. Lucy była żywiołowa. Lucy latała gdzieś wysoko, z wiatrem we włosach, w swojej wyimaginowanej bańce. Lucy nikt nie potrafił dogonić. Czy uciekała? Czy może sama goniła coś, co pozostawało poza zasięgiem wzroku kogokolwiek innego? Tego nie wiedziała chyba sama Wood, więc zapewne to, za czym tak uparcie goniła to była pewnie odpowiedź na powyższe pytanie, którą chciała poznać. Chciała poznać samą siebie, bo wciąż siebie pewna być nie mogła.
    Przeszła chyba przez wszystkie możliwe fazy bycia zostawioną. Oczywiście, w pierwszej chwili miała ochotę rzucić się na niego, ale jedynie zacisnęła pięści. Odfuknęła coś i dumnie odwróciła się w swoją stronę. Później było niedowierzanie, złość, zadzieranie nosa. W głowie jej huczało, gdzieś tam zabolało, ale najdziwniejsze było to, że to nie serce tak bolało.
    Spojrzała na Julię, unosząc pokrzepiająco kącik ust. Wzruszyła ramionami i zaczęła dłubać patykiem w ziemi. Nigdy nie była dobra z ubierania w słowa tego, co czuje. Najczęściej sama zbyt dobrze nie wiedziała co czuje w danej chwili, ani o czym myśli, więc nic dziwnego, że nie potrafiła tego nazwać, ani określić.
    -Miałam ochotę mu przyłożyć – wyszczerzyła się nagle do przyjaciółki, co mogło wydawać się dziwne, ale w gruncie rzeczy wcale dziwne nie było. Z perspektywy czasu wszystko wydaje się śmieszniejsze, szczególnie, gdy człowiek zdążył nabrać dystansu. – Byłam wściekła, rozumiesz? Wszyscy mówili, że tak będzie, ale bohaterska Lu musiała udowodnić, że się mylą. No cóż… nie mylili się – posłała jej jedno z tych spojrzeń, które świadczą o bolesnym siniaku na pośladku, zaraz po tym jak dostało się kopniaka od życia za idealistyczne myślenie.
    -To bolało – dodała, marszcząc lekko brwi. – Ale nie serce, bo… bo ja go przecież nie kochałam. – roześmiała się, przykładając sobie dłoń do czoła, jakby wpadło jej do głowy coś zupełnie oczywistego. – Julia, przecież ja go nawet nie lubiłam, co mi strzeliło do głowy? Najbardziej bolała duma. To zapiekło, wiesz, odrzucenie – ostatnie słowo powiedziała bardzo, bardzo cicho.
    Później była rezygnacja. Lu grzebała widelcem w jedzeniu, nie uważała na lekcjach i chodziła przygnębiona. Ale im dłuższy okres czasu mijał, tym większą odczuwała ulgę. Dowiedziała się czegoś o sobie i to właśnie dzięki Scorpiusowi. O zgrozo, jak ten świat działa!
    -Kiedy uświadomiłam sobie, że dzięki temu, że ze mną zerwał, przejrzałam na oczy, nasze relacje wróciły na normalny tor – wyjaśniła, wiedząc doskonale jak to brzmi. – W sensie, przestał mi przeszkadzać, to dobre określenie. Nawet zaczęłam akceptować jego wady a to już coś! – uniosła lekko brwi. – No, ale tyle w tym temacie, Scorpiusa już z nami nie ma, nie będzie przynajmniej stał przed lustrem i podziwiał sam siebie – puściła oczko przyjaciółce, uśmiechając się lekko.
    Oboje, i ona, i on szukali czegoś wielkiego i nie znaleźli. Nie znaleźli, bo nie potrafili dać nic od siebie, bo nie akceptowali siebie, bo marzyli by mieć coś tak wielkiego jak miłość, bez oddania czegoś w zamian. Lucy zrozumiała to całkiem niedawno, a Malfoy? Lucy nie wiedziała, czy zrozumiał cokolwiek, ale gdzieś w środku cały czas trzymała za niego kciuki. Ale tego już na głos nie chciała powiedzieć.

    Lu <3

    OdpowiedzUsuń
  86. Słysząc słowa tej głupiej dziewczynki odczuł potrzebę powiedzenia kolejnego "Aha" jednak jego rozmówczyni po prostu sobie poszła. Aha. Wstał na równe nogi z zamiarem pójścia, jednak zatrzymał go klucz, który jakby z pod ziemi pojawił się pod jego butem. Złapał klucz i przyjrzał mu się uważnie. Przez chwilę pomyślał, że to oleje, ale zaraz potem wyobraził sobie. Julie na deszczu zziębniętą chcącą jeść i pić. Nie mógł tak tego zostawić. Jakim byłby gentelmenem? A no tak, on nigdy nie był gentelmenem. Z ciekawością podbiegł do Juli, cały czas wydawała mu się zdenerwowana. Zachowywała się trochę jak dziecko, a on nie lubił takich ludzi. Zazwyczaj.
    – To chyba Twoje. – mruknął i podał odwracającej się w jego stronę dziewczynie klucz. Zmarszczył brwi. Zwykle nie bywał zbyt miły, może po prostu nie śpieszyło mu się do dziadka? To było jakieś wytłumaczenie.
    – Nie no, sorry. – zaczął nie czując co prawda potrzeby, aby przepraszać. Uważał, że nie miał za co. Jakby nie było, był sobą tylko i wyłącznie.
    – Po prostu czasami nie chce mi się rozmawiać z nudziarami. – dodał kolejny raz obrażając brunetkę. Zdecydowanie mówił co tylko mu ślina na język przyniosła. Spojrzał na swoje szare trampki i przyjrzał jej się uważnie. Teraz nie zamierzał przepraszać. Znudzony spojrzał na nią i czekał aż dziewczyna się odezwie. Trochę już był zdenerwowany.

    [Wybacz, że tak krótko. Weny brak.:)]
    Idiota

    OdpowiedzUsuń
  87. [Jak dla mnie brzmi to w porządku, no i po Jenkinsie można się spodziewać takiego zachowania. Co do wątku... hm. Może ostatnim razem Julia była umówiona z Mattem, z jakiegoś powodu bardzo potrzebowała wtedy przyjaciela, on się nie pojawił i przesłał jej jakiś liścik z lakonicznymi przeprosinami. Teraz to on potrzebuje wsparcia przyjaciółki, więc będzie zabiegał o kontakt. Reakcja Julli to już Twoja broszka. :D Co Ty na to?]

    Jenkins

    OdpowiedzUsuń
  88. Mimowolnie uśmiechnął się słysząc słowa dziewczyny. Jakby nie było użyła jego riposty i zabrzmiało to dosyć zabawnie w jej ustach. Słysząc kolejne słowa dziewczyny zamrugał z niedowierzaniem, nie no o taką ostrą gadkę to by jej nie podejrzewał. Zaimponowała mu, jednak zignorował ją. Odwrócił się kręcąc głową z niedowierzaniem. Złapał za walizki i pognał w stronę niewielkiego domku dziadka. Nienawidził go, ale robił to dla matki i cały czas to sobie powtarzał, wspierając siebie samego. Dziadek rozradowany otworzył drzwi, Krukon miał ochotę rzygnąć, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Na wstępie dziadek poinformował bruneta, że jutro odbędzie się bankiet. Zajebiście. Romèo nie witając się więcej z dziadkiem szybko znalazł swój pokój, często właśnie tam przebywał, gdy razem z matką ukrywali się przed ojcem. Było już nieco późno. Pokój wyglądał świetnie, białe ściany i elementy krukonskie dodawały niezwykłej elegancji. Przebrał się, wykąpał i zasnął.

    Rano bardzo ciężko było mu się zebrać z cieplutkiego łóżeczka. Dziadek o dziwo nie budził go, mimo, że było słychać głośne rozmowy w ogrodzie. Ubrał się w czarne spodnie i białą koszulkę, na nogi wciągnął czarne trampki. Umył zęby i zszedł na dół. Romèo był zszokowany widząc aż tyle twarzy. Jak się okazało wśród garstki sąsiadów nienawidzących dziadka, znalazła się także grupka jego zwolenników, która zdecydowała się przybyć na bankiet. Chłopak parę razy zastanawiał się czy przywitać się z gośćmi czy może lepiej zostać w salonie, zdecydował się na to drugie. Ludzie patrzyli na niego z współczuciem, cholernie tego nienawidził. Nie słuchając komplementów dziadka podszedł do dziewczyny siedzącej przy drewnianym stoliku. Czy to była Julia? Najprawdopodobniej tak. Romèo nie założył by się z nikim o to czy dziewczyna przyjdzie. Był pewien, że kto jak kto, ale ona na pewno tu nie przyjdzie. Nie czuł, że źle zrobił wczorajszego popołudnia. Po prostu zachował się normalnie jak na siebie. Coś jednak podpowiadało mu, żeby z nią pogadać. Jakby nie było chciała z nim porozmawiać i zachowała się bardzo kulturalnie nie wypominając mu śmierci jego matki. Zastukał o blat stolika i spojrzał na dziewczynę z bijącą pewnością siebie, której nigdy mu nie brakowało.
    – Aż tak lubisz mojego dziadka? – spytał śmiejąc się gardłowo. Tsa, nikt za nim nie przepadał na może oprócz paru równie pokręconych dziadków/plotkarzy. Kiedyś Anthony był inny, jednak teraz się nieco zestarzał, czego Krukon oczywiście nie rozumiał.

    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  89. Widział iskierki nadziei w oczach dziewczyny, chyba nie spodziewała się, że Anthony Paker ma jakikolwiek związek z Romèo Molièr'em. No cóż, świat jest mały! Nie myślał jednak, że dziewczyna tak szybko zechce mu zniknąć. Nie miał z kim gadać, ponieważ towarzystwo starszych ludzi nie za bardzo mu odpowiadało.

    – Jeśli chodzi o te maliny, to nadal możesz je podbierać. – zaśmiał się głośno sam ze swojego żartu, co miał w zwyczaju. Nie wielu ludzi doceniało jego wysublimowane poczucie humoru. – A napić możemy się razem. – dodał wstając. Już myślał, że będzie musiał się spiąć, aby wymyślić jakiś powód, aby Julia została. Na szczęście nie musiał. Tuż obok nich pojawili się rodzice dziewczyny, chyba. Nie miał za dobrej pamięci do twarzy. Automatycznie złapał Julię pod ramię i przysunął do siebie z szerokim uśmiechem czochrając jej włosy. Dziewczyna zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną. Rodzice dziewczyny wydawali się prze szczęśliwi na widok przytulonych do siebie nastolatków. Do towarzystwa podszedł dziadek z kieliszkiem wina.

    – Julio widzę, że już odnalazłaś Romèo. – uśmiechnął się szeroko i poklepał chłopaka po ramieniu, prawie niezauważalnie Krukon się wycofał. Nie przepadał za tym człowiekiem, pomijając to, że był ojcem jego matki nie miał z nim nic wspólnego. – To naprawdę miłe, że w tak ciężkich chwilach wspieracie się na wzajem. Romèo na takiego nie wygląda, ale bardzo potrzebuje czyjejś bliskości, szczególnie po śmierci mamy. – dodał dziadek. Krukon automatycznie się spiął, dlaczego do jasnej cholery Anthony bez żadnych problemów mówił o śmierci własnej córki? Dlaczego do cholery uważał chłopaka za delikatnego? Brunet wycofał się i puścił koleżankę. Już nie odczuwał żalu, czuł wściekłość na dziadka, dlatego od razu uciekł nic nie mówiąc. Nie chciał mówić Anthony'emu czegoś czego potem będzie żałował. Nie chciał tego, ponieważ to jedynie zabierało mu cenny czas i szansę na normalną przyszłość. Dziadek był tak samo wybuchowy jak Krukon, bez problemu wyrzucił by go ze swojego domu na próg. Nie wiedział dokąd iść. Czuł się dziwnie, chciał być sam jednocześnie potrzebując kogoś obok siebie, paradoks. Usiadł na ławeczce przed bramą do ogrodu sąsiadów. To było ładne miejsce. Od razu wiedział, że często będzie tu przesiadywał. Obserwował widok przed sobą, ludzie przechodzili i przychodzili. To było ciekawe, mógłby tak codziennie, obserwować jak ludzie gnają do tylko przez siebie znanego punktu. Czuł się dziwnie, samotnie. Nigdy nie potrzebował ludzi, ale teraz potrzebował. Chyba sam nie był świadom tego, że sam nie wygra z otaczającym go smutkiem.

    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  90. Lucy chyba nie była empatyczna w czystym tego słowa znaczeniu. Łatwo można było ją zirytować, ale gdy już przeszło się przez etap Obserwuję cię, nie schrzań tego, to Lucy potrafiła za przyjacielem w ogień skoczyć. Jedynym problemem był fakt, że często znikała, pędziła tam, gdzie ją poniosło, bo prostu potrzebowała być w ciągłym ruchu. Niektórzy to rozumieli, a ci, którzy kiedyś próbowali na siłę zatrzymać ją w jednym miejscu, prędko rezygnowali. To nie było tak, że uciekała. Ona po prostu miała w sobie kompas, który kazał jej iść do przodu. Jeśli ktoś nie dotrzymywał kroku, Lucy obracała się za nim, jeszcze przez jakiś czas widziała tą osobę, jeszcze się odwracała… by za jakiś czas biec dalej przed siebie. Czy to było złe? Czy to czyniło z niej kiepską przyjaciółkę? Tego nie wiedziała i chyba nie chciała się dowiedzieć. Lucy miała w sobie coś na kształt egoistycznej empatii – o ile coś takiego w ogóle istniało.
    Nikomu nie mówiła, że Scorpiusa zdążyła lepiej poznać i na swój sposób polubić, gdy tylko przestali budować jakąkolwiek relację na siłę. Do tego stopnia, że była w stanie wprost powiedzieć mu, że jego nowa dziewczyna do niego nie pasuje – jakby nagle stała się znawcą. Ale temat obecnie był zamknięty, przez wakacje Lucy zdążyła wyrzucić z głowy myślenie o Malfoyu w kategoriach jakiegokolwiek związku. Lucy spojrzała na przyjaciółkę i uśmiechnęła się dziarsko, odsłaniając zęby.
    -Lepiej powiedz mi jak minęły ci wakacje, ostatnie wakacje uczniowskie – powiedziała dramatycznie. Objęła ramionami kolana, wpatrując się w Julię. Jej roześmiany wzrok zdradzał, że oczekuje fajerwerków, przygód, albo przynajmniej leniuchowania do góry brzuchem. – A później zabiorę cię na wycieczkę, zobaczysz co odkryłam z Jamesem kiedy uciekaliśmy któryś raz ze szlabanu – dodała ochoczo. Lubiła, gdy zupełnie przypadkiem udało się jej odkryć nieużywane przejście, lub zupełnie pustą salę. Uśmiechnęła się na wspomnienie ucieczki z kumplem. I pomyśleć, że się wtedy o coś pokłócili. Już nawet nie pamiętała o co, ale nawet pokłóceni uciekali woźnemu razem. To było piękne. A teraz? Potter myśli, że dyrektora za kostki złapał i ma czelność uczyć latania w Hogwarcie. Przecież wszyscy wiedzą, że Wood i tak była lepszym kapitanem. A przynajmniej ona tak twierdzi.

    Luśka

    OdpowiedzUsuń
  91. [Bardzo śliczna pani z tej Julii :)
    Cześć i dziękuję!]

    Selene

    OdpowiedzUsuń
  92. Zmarszczył brwi spoglądając uważnie na osobę siedzącą obok niego. Gdy dziewczyna złapała jego rękę od razu ją wyszarpał, automatycznie. Czasami po prostu nie kontrolował tego co robił. Najbardziej na świecie nienawidził współczucia, litości i bliskości obcych ludzi. Znał Julie, całkiem dobrze jednak po prostu nie chciał kontaktu z nią, wiedział, że robiła to tylko i wyłącznie z litości.
    – Przepraszam. – rzucił sam nie rozumiejąc dlaczego to zrobił. Chciał dowalić jej, powiedzieć coś nie przyjemnego, a co zrobił? Przeprosił ją. Targały nim naprawdę sprzeczne emocje. Zawsze tak było. Następnie zrobił najdziwniejszy ruch, którego jeszcze nigdy nie zrobił, no może nie w stosunku do Juli. Złapał ją za rękę. Gdyby tylko była tutaj Lucy czułby się na pewno lepiej, pewniej, cieplej. Jednak nie była to Lucy, była to Julia, która z niewiadomych powodów ofiarowała mu swoją pomoc. Sam nie wiedział jak powinien się zachować, sam nie wiedział co powinien zrobić. Miał ochotę rozbeczeć się, nawrzeszczeć, zniszczyć coś, jednak nie zrobił nic, kompletnie nic. Po prostu patrzył przed siebie. Mógł tak zaskakująco długo, siedzieć w ciszy. Nie wiedział tylko czy Julia sobie poradzi z tak cichym rozmówcą.
    – Prawie już koniec wakacji. – stwierdził spokojnie. Miał nadzieję, że dziewczyna nikomu nie powie, że z nią rozmawiał. Nie był jednak na tyle odważny, aby jej o tym powiedzieć. Nie był okrutny. Wiedział, że Krukonka poczuła by się źle, gdyby usłyszała takie słowa. To dość śmieszne, był gnojkiem, ale nie okrutnym. To się chyba nie łączy. A no, tak. On robił z siebie gnojka naprawdę będąc kimś zupełnie innym. Czasami gubił się ogromnie w swoich uczuciach. Już nie wiedział co czuje naprawdę, a co stara sobie wmówić. tak naprawdę był zniszczony, zniszczony ze swoich uczuć. Nie wiedział kim jest i co powinien robić. Nie wiedział nic. Był zgubiony, w pewien sposób popieprzony. Zacisnął mocno powieki i ścisnął mocniej dłon swojej towarzyszki. Nie zwracał uwagi na to, że mógł sprawić jej ból, po prostu na wszelki sposób starał się poczuć lepiej. Zawsze tak było, zawsze dbał jedynie o siebie, o nikogo innego. To go niszczyło od środka, ta myśl, że w pewnym sensie to właśnie on jest odpowiedzialny za śmierć matki. To on ją zniszczył, jak zawsze do cholery! Zawsze niszczył wszystko na swojej drodze. Przełknął ślinę głośno i przeczesał włosy jedną ręką. Następnie posmutniał wciąż zaciskając dłon na ręce Juli. Poczuł pustkę, czy na tym świecie jest chociaż jedna osoba, której zależy na nim? Była jego matka, którą rozwalił.

    [Mogę Cię wrzucić do powiązan? c: ]
    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  93. Wakacje minęły szybko. Jeszcze wczoraj pakował wszystkie nowe książki to walizek. Pamiętał dokładnie każdy zakup nowej książki na Ulicy Pokątnej. Pamiętał jak natrudził się z poszukiwaniem kociołków na Eliksiry, ponieważ stare były już zbyt użyte, aby się do czegokolwiek nadawały. A teraz? Teraz siedział spokojnie w pociągu jadąc na swój ostatni rok do Hogwartu, siódma klasa, niewiarygodne. Co jakiś czas wsłuchiwał się w słowa Patrick'a, który zdecydowanie miał zbyt zajebiste wakacje, aby Romèo zainteresował się jego słowami bardziej. Tom, jak się okazało miał gorsze wakacje, jednak przy wakacjach bruneta jego były najprzyjemniejszymi. Miał już trochę dość ich narzekania. Sam miał najgorszej, jednak nie chciał o tym mówić, prędzej czy później i tak cała szkoła będzie o tym huczeć. Nie chciał tego przyśpieszać. Wszystko było genialne, szczególnie Julia, po tej chorej sytuacji na ławce nie rozmawiali. W głębi czuł wściekłość na nią, miał ją za dobrą osobę, której można zaufać, a jednocześnie ona okazała się zupełnie inna. Znienawidził jej, wcześniej po prostu jej nie znał, ale teraz? Zdecydowanie jej znielubił. Przestając o tym myśleć wstał, ponieważ zauważył panią z wózkiem pełnym wszelkich słodyczy, na które Moliére miał teraz ogromną ochotę. Pewnym krokiem wstał i podał pani z wózka galeona. Wziął kwachy i fasolki wszystkich smaków, jak zawsze. Długo musiał poczekać na resztę. No, ale cóż. Dziadek dawał mu wysokie kieszonkowe, nie skąpił tak jak ojciec, z którym teraz nie miał żadnego kontaktu. Podzielił się fasolkami sam zajadając się kwachami. Uśmiech wpełzł na jego twarz, gdy zobaczył Lucy, od razu chciał do niej podejść i przywitać się z nią, dawno się nie widzieli, szczególnie po tej akcji, której była świadkiem. Ale gdy zobaczył, że tuż obok niej idzie Jones automatycznie zmienił zdanie. Wiedział, że najlepszym wyjściem będzie po prostu ignorowanie jej i zostawienie w spokoju. Nie chciał konfrontacji z nią, nie miał na to czasu ani ochoty. Musiał skupić się na szkole, tylko i wyłącznie.
    – Ej, to nie jest przypadkiem ta Julia Jones z Twojego domu? – spytał Patrick po chwili z pełną buzią fasolek. Tsa, uwielbiał mieszać smaki. Przez chwilę zauważył, że Lucy go zauważyła pomachał jej i na tym się skonczyło.
    – Ta. – mruknął znudzony obserwując drogę przed sobą. Chłopaki widząc jego nie zadowolenie zdecydowali się nie kontynuować rozmowy i dobrze zrobili. Patrick był Ślizgonem, a Tom Gryfonem. Krukon nienawidził innych uczniów jego domu i wcale tego nie ukrywał. W swoim dormitorium ma samych kujonów, zdecydowanie nie podzielał ich gustu i pasji do nauki. Nie był typowym Krukonem i wcale mu to nie przeszkadzało. Już widział zamek, oczami wyobraźni, jak się okazało już po chwili zamek pojawił się, naprawdę. Paru uczniów zagwizdało. Moliére cieszył się na myśl o powrocie do szkoły. Nie ze względu na naukę, ale ze względu na to, że będzie wreszcie miał spokój, od tych wszystkich problemów, oczywiście do czasu gdy ludzie nie dowiedzą się o jego matce. Olewał to wszystko, naprawdę nie dbał o to co inni powiedzą, wiedział, że i tak wróci na szczyt, jak zawsze. Pociąg zatrzymał się. Pierwszoroczni ruszyli za jednym z nauczycieli, wszystko jak zawsze. Razem z Patrick'iem i Tom'em ruszyli do wyjścia z pociągu. Czas zacząć zabawę.

    Roméo Moliére

    OdpowiedzUsuń
  94. [Piękne to porównanie do mgły, lepiej bym tego nie ujęła! Tak w tekście są * - odnoszą się do wątku z Romeo, ale z Bertie zaczęłyśmy nasz wątek w czasie jeszcze przed wakacjami, dlatego jest to tak nieokreślone ;)]

    Lucy znana była z tego, że czasem nie pomyśli, zanim coś powie. A przynajmniej tak się wydawało, bo ostatnimi czasy stale uczyła się zgrabnie manewrować między tematami do rozmów, nadal jednak sprawiając wrażenie nieco nieuważnej rozmówczyni. Spytała Julię o wakacje, choć sama o swoich mówić nie chciała. Nie zdziwiła się, gdy Krukonka spojrzała na Puchonkę nieco zaskoczona. Julia nie przywykła do mówienia o sobie. Ale oczekiwania Lucy względem rozmowy okazały się nad wyraz trafne. Julia uśmiechnęła się, a to było najważniejsze, a w dodatku nie spytała jak te wakacje minęły Lucy.
    Jej czas dzielony był teraz niewidzialną nicią na stary i nowy, na normalny i bolesny. Nie umiała tego opisać, ale czuła, że po tym, co stało się w wakacje, coraz bardziej gna przed siebie. Coraz szybciej. Tak szybko, że nawet się nie obejrzy, jak Lucy Wood zostanie gdzieś w tyle, a ona, mglista i bezkształtna istota będzie pędzić dalej. Poza faktem, że w wakacje została postawiona przed propozycją nie do odrzucenia, to widziała wiele rzeczy, na które przygotowana nie była*.
    -Adama? Aaa, tego stażystę od Lupina? Chyba pamiętam jak trzymaliście się razem, dobrze, że chociaż trochę udało się Wam odnowić kontakt. – uśmiechnęła się, ale słuch wyostrzył jej się na słowo bliżej. Ledwo zauważalnie przełknęła ślinę. I znów zdecydowała się na zastosowanie taktyki, która miała uchronić ją od odpowiadania na niewygodne pytania – pytania o Romèo. Ich przyjaźń sięgała dawno, ale zawsze była wybuchowa. Krukon bywał gburowaty, a Lucy nietrudno było wytrącić z równowagi. Ale mimo wszystko, podobał się jej, jeszcze zanim zaczęła spotykać się z Malfoyem. Pamiętała jaką Romèo zrobił jej awanturę o spotykanie się z chłopakiem nie dla niej. Wytłumaczyła sobie, że nie dla niej był Romèo, w którym się podkochiwała, będąc tylko i wyłącznie przyjaciółką. W czasie wakacji spędziła z nim jednocześnie najpiękniejszy i najstraszniejszy czas w jej dotychczasowym życiu*.
    -Bliżej? Hm… wiesz, że romansowanie ze stażystami jest moralnie niestosowne?- zapytała ją, uśmiechając się zaczepnie. Widząc wzrok przyjaciółki, zaprzestała głupich żartów. – Chodź, idziemy na piąte piętro, coś ci pokażę – zmieniła temat, a przez jej twarz przemknął cień tajemnicy.

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  95. Ból, który Victor odczuwał nie był najgorszym, z jakim musiał stanąć oko w oko. Gorsze było uczucie, kiedy jego własny ojciec, za którego dałby uciąć sobie rękę, zmieniał się w największego potwora, jakiego młody Drei kiedykolwiek mógł zobaczyć. Cholera, teraz nie miałby tej pieprzonej ręki.
    Rozmawiając z Julią, mógł wiele stracić. Nie wiedział, którzy uczniowie byli prawym uchem jego ojca - czy to ci, którzy obok nich przechodzili, a może oni właśnie przewracali się na drugi bok i nawet nie przychodzi im do głowy, że właśnie Victor łamie wszystkie zasady. Raz kozie śmierć.
    Nie był pewien tego, co powinien zrobić - czy znów zranić Julię i ją zostawić, czy zostać, narażając ich oboje. Ale nie mógł ot tak odejść, w końcu to była jego Julia, którą tak bardzo kochał. Nigdy nie chciał jej zranić. Był głupi ufając swojemu ojcu, że tak będzie lepiej. Nie było i każdy o tym wiedział.
    Ujął drobną twarz dziewczyny w swoich dłoniach i uniósł ją do góry. Spojrzał w jej tęczówki, próbując się uśmiechnąć.
    - Nie twoja wina, mała. Wszystko, co się stało, wydarzyło się przeze mnie. To ja powinienem cię przeprosić.
    Pamiętał to cholerne uczucie, które za szczeniaka mu towarzyszyło. Było niekomfortowe, szczególnie w ich przyjaźni. Kochał Julię kiedyś, kocha teraz i będzie jeszcze długo kochał. Nie wiedział jednak, jaka to miłość - ta, dla której poświęca się wszystko, czy to tylko uczucie, którym darzył swoją matkę.
    - Problem jednak jest w tym, że on nas znajdzie. Zabije mnie - wyjąkał, walcząc z gulą, która z każdą chwilą rosła w jego gardle.
    Kiedyś był silny. Już nie. Jego ojciec pokazał mu miejsce, gdzie należał.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  96. Brakowało mu kogoś, kto potrafiłby trzasnąć go książką w tył głowy i wywrzeszczeć, by się opamiętał. Kogoś, kto umiałby odgrodzić dobro od zła, czy miłość od przyjaźni. Osoby, która za niego wybrałaby te lepsze rozwiązania i nie kazała stawać mu przed takimi sytuacjami, jaką teraz stworzył wraz z Julią.
    Musiał sprawić, by dziewczyna była bezpieczna. Jednak świadomość tego, że straciłby ją ponownie, niesamowicie go przytłaczała. Wiedział jedno - był egoistą. A egoizm w rodzinie Drei'ów w niczym, nigdy, a przede wszystkim nikomu nie pomagał. Szczególnie mając za ojca takiego człowieka, jakiego miał Victor. Ale co miał zrobić, kiedy nie potrafił żyć bez jego cudownej Julii? To dzięki niej kiedyś czuł, że będzie w stanie przeżyć kolejny dzień. A teraz, nie mając jej, każdego dnia modli się, aby powróciła.
    Westchnął cicho, spoglądając co dziewczyna chce zrobić. Z jednej strony był przerażony, w końcu to jego Julia, a z drugiej zaś czuł nutkę podniecenia.
    Nie chciał odwzajemniać pocałunku. Nie dlatego, że go nie pragnął, lecz powodem było to, że nie wiedział, co miałby powiedzieć, kiedy dziewczyna się od niego odsunie.
    Jednak wyznanie, którym podzielił się z przyjaciółką tak go zmęczyło, że nie był w stanie się powstrzymać. Odwzajemnił pocałunek, który był delikatny. Nie chciał na dziewczynie wiele wymuszać, z siebie zresztą też dużo nie chciał dawać. Nie był pewien już niczego - jakie będą ich kontakty, czy w ogóle będą ze sobą rozmawiali.
    Przyciągnął ją bliżej siebie, uśmiechając się przez pocałunek.

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  97. [Jasne, że mam chęci na wątek - po to tu jestem! Skoro znają się z boiska, to może przy tym zostańmy. Niech napędzają siebie wzajemnie. Jedna w drugą wierzy, wspierają się na boisku jak mogą. Co do samej rozgrywki proponuję strącenie z miotły i to taki dosyć poważne, że przez krótki okres czasu Laura będzie musiała zrezygnować z latania, by wyzdrowieć. Potem mogłybyśmy im znaleźć coś, co nagle je poróżni, co Ty na to?]

    z tym spadaniem z miotły wiem, to banalne, ale od czegoś trzeba zacząć
    Laura

    OdpowiedzUsuń
  98. [Też racja, mało co tu opisałam. Widzę to w trakcie meczu, po prostu dostanie tłuczkiem. Dziewczyna byłaby bliska złapania znicza, a tu pac, bum - leży biedaczyna na ziemi. W skrzydle szpitalnym się trochę załamie, bo Krukoni przegrali, takie tam. Julia by się tu przydała ^^ Potem obie mogłyby razem sobie ćwiczyć, żeby Laura trochę wróciła do formy. Zaczynałoby być już w porządku i tutaj właśnie trzeba wymyślić coś, przez co dosyć ostro się poklócą. Do tego jeszcze trochę, więc coś sie znajdzie.]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  99. [A co powiesz na to, że traktują się obojętnie jako bliscy kuzyni, ale gdyby nawet najmniejsza krzywda działa się komukolwiek byliby w stanie rzucić wszystko i sobie pomóc?]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  100. [Wyznaję taką zasadę, że się tak wyrażę. Bardzo miło by mi było, gdybyś zaczęła :) ]

    Laura

    OdpowiedzUsuń
  101. Przegrali. Starał się nie pokazywać, jak bardzo go to dotknęło jednak w głębi duszy był wściekły. Na pozostałych członków drużyny, ale również i na siebie samego. Chociaż nie uważał, że jest złym zawodnikiem. Miał do siebie żal z całkowicie innych powodów. Był wściekły, ponieważ znowu coś mu nie wyszło. Spotkał się w krótkim czasie z kolejną już porażką co tylko umacniało go w przekonaniu, że jest coś z nim nie tak, że z całym światem jest coś nie tak, jak być powinno.
    Leniwym krokiem przemierzał zamek, próbując zapanować nad sobą i swoimi emocjami, co wcale nie było łatwym zadaniem. Przed oczami ciągle miał niezwykle spokojną twarz Changa, lekko rozchylone wargi i zamknięte powieki. Wyglądał tak ładnie… Było w tym jednak coś przerażającego. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia i zerknął na jego twarz od razu wiedział, że stało się coś złego. Wiedział też, że szybko nie pozbędzie się tej sceny ze swojej głowy. Miał rację. Widok bezwładnie leżącego na szpitalnym łóżku Seo pojawiał się przed oczami Hyuna każdej nocy, za każdym razem działając tak samo. Budził się cały mokry, spocony i drżący, bowiem po raz kolejny docierało do niego, że to wszystko w końcu się skończyło. W dodatku nie tak, jak powinno.
    Przełknął ślinę, słysząc znajomy głos, który wyrwał go z rozmyślań. Nieprzytomne, nieco zamglone spojrzenie utkwił w twarzy dobrze znanej sobie Krukonki i przełknął głośno ślinę, jednocześnie napinając swoje mięśnie. To nie był dobry moment, był rozkojarzony. Myślami znajdował się w Korei w jednym z Seoulskich szpitali, gdzie spędził tak naprawdę połowę swoich wakacji. Przeklął cicho w swoim ojczystym języku i przetarł nerwowo, wierzchem dłoni czoło.
    — Daruj sobie… — Mruknął cicho, próbując wyminąć Julię. Nie odpychał jej od siebie świadomie. To się po prostu działo samo. Chociaż miał ochotę otworzyć usta i wszystko jej opowiedzieć nie mógł. Łatwiej było mu burknąć jakimś nieprzyjemnym komentarzem i skierować się w stronę męskiego dormitorium, udając, że te spotkanie w ogóle nie miało miejsca, że przegrany mecz nie miał żadnego znaczenia, a wszystkie jego słowa nie zostały nigdy wypowiedziane. Żył, robiąc każdego dnia mnóstwo nieprzyjemnych rzeczy, momentalnie próbując je zapomnieć. Nie mógł jednak w żaden sposób pozbyć się wspomnień o Changu. O tym cholernym chłopaku, który wciąż zaprzątał mu głowę, przez którego zachowywał się tak, a nie inaczej.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  102. [Hmm...W zasadzie Julia tak sama z siebie mogłaby do niego wpaść wieczorem, Mathias o dziwo, by ją wpuścił, zaczęliby rozmawiać, no bo kurde w końcu rodzina, tak? :D I jakby nie patrzeć to Julia jest mu jedyną bliską osobą w zasięgu jego ręki bo w końcu swoją rodzinę wydał o czym dziewczyna mogłaby nie wiedzieć i właśnie zapyta się co u matki Niemca itd. a tu taka niespodzianka :D]

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  103. Nie chciał, by Julia o tej godzinie sama chodziła po zamku jeśli nie zgodziła się na nocowanie w jego pokoju. Co prawda nic, by jej się nie stało jeśli wróciłaby samotnie do swojego dormitorium, jednak Adam wolał dmuchać na zimne, więc zdecydował, że odeskortuje ją po same drzwi jej pokoju, by być spokojnym, że bezpiecznie dotarła do siebie, a co najważniejsze nie dostała po uszach od nauczycieli, którzy mogą spacerować po terenie Hogwartu.
    Pokiwał głową, po czym przetarł twarz dłońmi.
    - Dobrze, odprowadzę Cię do pokoju - odpowiedział z delikatnym uśmiechem na twarzy wygodnie układając głowę na jej kolanach. Uniósł wzrok, by móc na nią spojrzeć. Naprawdę wyglądała na padniętą, dlatego też nie miał serca jej dłużej męczyć. On sam nigdzie się nie wybierał, więc będą mieli jeszcze masę okazji, by w pełni sił posiedzieć razem dłużej niekoniecznie w jego pokoju.
    - Chodź - wydukał wstając z kanapy. Objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy. Nie wyganiał jej, ale odpoczynek z pewnością się jej przyda, zwłaszcza, że człowiek potrzebował sny, aby mieć siłę na kolejny dzień. Wyprowadziwszy ją ze swojego pokoju upewnił się, że zamknął drzwi i ruszył powoli ciemnym korytarzem cały czas trzymając ją blisko siebie. Sam był padnięty i to cholernie padnięty, jednak to Julia była dla niego ważniejsza. Kolejna rzecz, która nie zmieniła się od początku ich przyjaźni. Adam zawsze dbał mocniej o innych niż o samego siebie.
    Lebiediew zmarszczył czoło czując zapach dymu na jednym z korytarzy. Przystanął na moment zaciskając mocniej place na różdżce, która za pomocą zaklęcia oświetlała im drogę do dormitorium.
    - Czujesz, prawda? - zapytał kierując wzrok na przyjaciółkę. Zapach stawał się coraz silniejszy aż zaczął gryźć w nos, a oczy nieprzyjemnie piekły.
    - Lumos maxima - szepnął Rosjanin, po czym odwrócił się w stronę Julii. - Idź po któregoś z nauczycieli ja tutaj zostanę i zobaczę co jest granę, dobrze?
    Nie podobało mu się to co się działo, ewidentnie cos było nie tak, tylko do cholery co. Czy zbyt mało miał kłopotów na głowie. Zdecydowanie zycie nie chciało mu dać pokoju i wiecznie ładowało w niego kolejne problemy.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  104. Roméo był naprawdę zły na nauczyciela eliksirów, dlaczego do cholery jasnej wybrał akurat Julię, aby z nim poszła? Cały ten pomysł, aby łączyć chłopaków z dziewczynami.. co za kanał! Z złością wstał z krzesła rzucając w stronę nauczyciela ostre iskry. Nienawidził takich powalonych akcji. Cóż za pech, że wypadło akurat na Jones, w głębi Krukon miał nadzieję, że towarzyszyć mu będzie przesłodka Cecila, ale się przeliczył. Nie zwracał uwagi na wbijające spojrzenia chętnych dziewczyn, nienawidził ich, chociaż. Szybki numerek? Zawsze. Podszedł do drzwi czekając chwilę aż jaśnie pani Jones raczy pójść za nim. Ostatni raz spojrzał na nauczyciela. Odwrócił się i zaczął kierować się do wyjścia ze szkoły.
    – Zajebiście. – mruknął do siebie i szedł ostrym szybkim krokiem. Coś jednak podpowiadało mu, że powinien porozmawiać z Krukonką, ale nie dlatego, że źle się zachował w stosunku do niej. Tylko dlatego, że nie chciał, aby dziewczyna komukolwiek cokolwiek wygadała. Nie znał jej, więc nie wiedział jaka była. Zatrzymał się i sprawdził czy dziewczyna idzie za nim. Prawie wcale tego nie robił podczas całej drogi. Zaczął iść nie co wolniej, jednak przestał, gdy zauważył śmiejących się z niego kumpli z domu Węża. Odłączył się od niej, dopiero gdy wyszli z szkoły podszedł do niej nie co zbyt pewnie. Miał nadzieję, że nie wystraszył dziewczyny swym nagłym podejściem. Szła dość wolno, więc musiał nie co zwalniać co jakiś czas. Jego długie nogi nie były przyzwyczajone do tak wolnego chodu. Zaśmiał się, sam z siebie. Ta sytuacja cholernie go bawiła. Pierwszy raz się komuś podlizywał, zwykle robili to inni ludzie. O dziwo nie czuł się głupio, w koncu chodziło o niego i o to, aby mu się coś udało, a nie po prostu. Musiał się podlizywać, aby dziewczyna nie wkurzyła się za bardzo i nie wygadała całej szkole co przydarzyło się jego matce. Wbrew pozorom ta wiadomość jeszcze się nie rozniosła. Na wakacjach najwidoczniej nie każdy miał Proroka Codziennego. Oczywiście wszystkie osoby, które mogły coś chlapnąć zostały już zaszantażowane. Roméo wiedział, że na Julię to nie zadziało, może nawet pogorszył by sytuację?
    – No to nam się trafiło, co? Wrogowie razem w Zakazanym Lesie. – uśmiechnął się najszczerzej jak tylko potrafił. Spojrzał na dziewczynę radośnie. O dziwo nie musiał się starać aż tak bardzo, wyszło mu to.. naturalnie? To było dziwne. Czekał spokojnie aż dziewczyna coś powie. Nawet nie zauważył, że już dawno jest w Zakazanym Lesie. Bardzo szybko się pojawili i nawet tego nie zauważyli. Mruknął coś pod nosem i zaczął się rozglądać. Gdzie ten Bezoar? Po pewnym czasie zauważył, że nie ma bladego pojęcia, w którym miejscu w Lesie jest. Jakby nie było rzadko tu wchodził. Miał nadzieję, że Julia zna wyjście.

    [Co myślisz o nocce w Zakazanym Lesie? Takie sytuacje łączą ludzi xd Mogliby się zgubić. c:
    A i proszę możemy długo pociągnąć wątek Lasu? Mam mnóstwo pomysłów na ich "przygody."]
    Moliére

    OdpowiedzUsuń
  105. Wszystko zawsze szło nie tak jak chciał tego Mathias. Nauczył się, że życie skazało go na wieczną porażkę oraz życie w niepewności. Stale odsuwa od siebie ludzi nie chcąc się do nikogo przywiązywać, by potem nie przeżywać kolejnego rozczarowania. Zerwał kontakty z pozostałymi członkami rodziny, a w zasadzie to oni zerwali wszelaki kontakt z nim zaraz po tym jak wydał własnych rodziców, narzeczoną oraz część rodzeństwa w ręce Ministerstwa, gdy ci w szeregach Mrocznych przegrali wojnę. Po dziś dzień jest mu za to wstyd i żałuje, cholernie żałuje. Stracił miłość swojego życia, co przeżywa każdego dnia na nowo stale uciekając przed czyhającym na jego życie starszym bratem pragnącym zemsty. Hogwart był dla niego swoistym schronieniem, które nieco zagłuszyło jego ból, jednak nie zlikwidowało męczących go co noc koszmarów. Grono nauczycielskie przyjęło go niezwykle ciepło, jednak uczniowska społeczność od razu nie polubiła. Ci co lepiej go znali wiedzieli, że Mathias do rozmownych nie należał i lepiej było go nie denerwować jeśli nie chciało się mieć zepsutego całego dnia, a w najgorszym wypadku całego roku szkolnego. Miał swoje zasady i morale, których sztywno się trzymał i nie należało ich kwestionować. Idąc przez korytarz mogło się wydawać, że niektórzy uczniowie wstrzymywali oddech na jego widok obawiając się, że zaraz do czegoś się doczepi, jednak ten kto chciał umiał żyć dobrze z profesorem Rathmannem. Wystarczyło nie odpuszczać jego zajęć, systematycznie odrabiać prace domowe, a co najważniejsze nie spóźniać się, nawet nie wymagał ciągłego siedzenia z nosem w książkach. Jeśli te wszystkie warianty zostały spełnione można było liczyć na szczery uśmiech ze strony Mathiasa, który był zmienny jak babka w ciąży.
    Możliwe, że celowo odpychał od siebie Julię, celowo unikał jej na korytarzach, choć tęsknił. Tęsknił i to cholernie za kimś kto nie będzie go oceniał, a wysłucha i pomoże. Sądził, że nie zasługuje na współczucie, a życie skazało go na wiecznie potępienie, dlatego tez nie ukrywał zdumienia, gdy Julia niespodziewanie wpadła mu w ramiona przekraczając próg jego pokoju. Walczył ze sobą. Miał ochotę postawić ją na ziemi i kazać wyjść oraz się zachowywać, jednak ostatecznie objął ją mocno całą szerokością swoich ramion przytulając do swojego torsu wciskając twarz w zagłębienie jej szyi. Nieprzespania noc dała się w znaki Niemcowi. Bladość jego skóry i warg raziła w oczy, a męcząca go od tygodnia migrena znacznie wyostrzała jego rysy twarzy.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  106. - Po prostu jestem zmęczony, nic więcej - odparł wymijająco i cicho westchnął. Czuł, że nie powinien jej tutaj wpuszczać. Zagryzł nerwowo dolną wargę siadając na kanapie. I co miał jej powiedzieć? Nic konkretnego nie przychodziło mu do głowy. Chciał zostać sam, samotność stała się jego codziennością tak samo jak poczucie winy i ból. Nauczył się jakoś z tym żyć mimo tego, że stale było ciężko. Gdy padło pytanie co u mamy poczuł w jego gardle rośnie gula.
    - Powinnaś sobie iść, chciałbym się przespać - odpowiedział niemal od razu. Przecież nie powie jej od razu całej prawdy. Nie chciał wysłuchiwać po raz kolejny tego jak ogromnym jest głupcem oraz tego jak mógł wydać własnych bliskich w ręce wymiaru sprawiedliwości, to sprawiłoby, że nie wytrzymałby napięcia i doszłoby do czegoś cholernie głupiego, czegoś czego znowu, by żałował.
    Położył się na kanapie wyraźnie zmizerniały okrywając kocem.
    - Idź sobie i najlepiej już tutaj nie przychodź - mruknął zmuszając się na oschły ton. Nie mógł pozwolić na to, by Julia się do niego zbliżyła. Z pewnością, by ją zranił, to nie mogło się udać. Mimo tego, że dziewczyna zasługiwała na prawdę on sam nie umiał jej tego powiedzieć, to było zdecydowanie zbyt trudne. Był głupcem, cholernym głupcem.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  107. – Nie obrażaj się, tak mi się.. powiedziało. – wymyślił na poczekaniu. Ależ ona obrażalska. Uśmiechnął się mimowolnie wchodząc do środka, to było pewne, zgubili się. Spojrzał z nadzieją na dziewczynę i uśmiechnął się jakby nic się nie działo. Rozglądał się co jakiś czas, ściemniło się znacząco. Wystraszył się nie wiedząc co się dzieje. Zdecydowanie nie było za dobrze, ciemność nie pomagał przy braku orientacji w terenie. Krukon nigdy nie lubił natury. Myśl o tym, że zgubił się w najniebezpieczniejszym miejscu w okolicy była przerażająca. Zmarszczył brwi łapiąc się za tył głowy. Usłyszał parę kroków za sobą i szepty. Zadrżał wystraszony. Kompletnie nie wiedział co się zaraz stanie. Był zły na siebie, że w ogóle tu wchodził. Mógł olać polecenie nauczyciela. Tak było by lepiej, teraz jest tutaj z dziewczyną, która obraża się o byle jakie słowo. No, serio? Zły spojrzał na swoje trampki. Zrobiło się chłodniej, okrył się szczelniej swoją szatą. Zrobiło się nie co cieplej, spojrzał na dziewczynę. Nie, nie podał jej swojej szaty, aby było jej cieplej. To zrobiłby tylko idiota chcący się podlizać, on nim nie był, oczywiście.
    – Um.. gdzie jesteśmy? – spytał po chwili, gdy krążyli w tą i we w tą. Przeżywał nerwobóle coraz silniej, brzuch bolał go z nerwów. Smutny patrzył na zbierające się w okół nich zwierzęta. Czuł obrzydzenie do nich, nigdy nie lubił zwierząt. Były obleśne, przy najmniej dla niego. Jego brzuch domagał się jedzenia. Był wycienczony i zagubiony. Krukon oddalił się nie co od dziewczyny, starał się coś znaleźć, jakiś przedmiot, który pozwoli mu się dostać z powrotem do Hogwartu. Wiedział, że jest blisko, w koncu to Zakazany Las, jednak nie wiedział gdzie konkretnie jest i jak stąd wyjść.
    Czy ten stary dziad o nich zapomniał? Bał się, że to się właśnie okaże. Nikt ich nie szukał, byli zdani jedynie na siebie, na nikogo innego. Powoli zaczął się rozglądać dookoła siebie. Dziewczyna właśnie podchodziła do żółtego kalosza leżącego przy drzewie. To działo się tak szybko. Krukon dopiero po chwili zrozumiał czym był przedmiot.
    – Nie, nie dotykaj! To świstoklik. – wydarł się. Romèo przerażony zaczął biec w jej stronę, dotknął jej ramienia. Było już za późno. Znaleźli się w zupełnie obcym miejscu.


    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  108. Westchnął ciężko. Dlaczego musiała być taka uparta, dlaczego? Naprawdę wolał zostać sam niżeli chlapnąć czymś obraźliwym. Przymknął powieki, a gdy poczuł jak dziewczyna go obejmuje wyraźnie się spiął. Czuł się, że się martwi i to jeszcze bardziej nie pozwalało mu na wyjawienie jej prawdy. Nie mogła się dowiedzieć i już, a najlepiej, by było, gdyby zapomniała, że ma w ogóle jakiegokolwiek kuzyna. Mathias niósł za sobą znacznie więcej problemów niż pożytku o czym doskonale wiedział. Może właśnie przez to całą swoją frustrację wyładowywał na uczniach podczas lekcji? - Julia - mruknął cicho przymykając powieki. - Źle się czuję, idź do siebie, chcę odpocząć. Idź już i więcej tu nie przychodź - dodał stanowczo na razie łagodnym tonem głosu. Potem już może nie być taki miły. Nie kłamał. Czuł się naprawdę słabo i jedyne o czym marzył to sen, nic więcej.
    - Idź - szepnął nieco ja od siebie odpychając. - Idź - powtórzył. Nie miał siły na nią krzyczeć, nie chciał na nią krzyczeć. Okrył się szczelniej kocem poprawiając poduszkę ulokowaną pod głową. Dotarło do niego, że dziewczyna naprawdę nie ma zamiaru ruszać się ze swojego miejsca.
    - Idź sobie do cholery! - wybuchł w końcu przechodząc do pozycji siedzącej. Spojrzał na nią groźnie. Wziął głęboki wdech chowając udręczoną twarz w dłoniach. - Idź sobie.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  109. Czuł się podle, naprawdę. Widział, że dziewczyna chce mu pomóc, jednak on sam nie umiał sobie pomóc, więc jak ktoś inny mógł mu pomóc? Stracił całą nadzieję na lepsze jutro stale popadając w coraz większy dołek, stale raniąc coraz więcej ludzi. Popadł w taki nawyk, już nawet tego nie kontrolował. Gdy ktoś chciał się do niego zbliżyć automatycznie budował wokół siebie wysoki mur stając się zimnym dupkiem, którym poniekąd i tak na co dzień był. Po jej wyjściu otworzył okno i przysiadł na parapecie. Przetarł piekące go oczy, w których chciały zebrać się łzy bezradności, jednak jego nawet nie było stać na łzy. chwycił stojącą na parapecie szklaną butelkę wypełnioną do połowy rumem porzeczkowym, który w prawdzie nie miał prawa się znaleźć w jego pokoju zwłaszcza, że był nauczycielem i cisnął szkłem o ścianę dając się ponieść frustracji, która targała nim od samego ranka. Rzucał tym co mu wpadło w ręce. Ramki ze zdjęciami, książki, kubki, dosłownie wszystkim. Schował twarz w dłoniach opadając na kolana bujając się na boki. W końcu opanowawszy się trochę dotarło do niego co zrobił. Ze zbolałą miną zabrał się za naprawianie szkód. Czuł, że dobrze zrobi mu spacer. Tak spacer w tej sytuacji był najodpowiedniejszym rozwiązaniem. Wciągnął na siebie długi, czarny płaszcz i zaczesał kosmyki do tyłu. Nie spodziewał się, że po wyjściu zastanie Julię siedzącą pod ścianą. Jej zapłakana twarzyczka sprawiła, że gula w gardle Niemca powróciła. Nie możesz Mathias, nie możesz i już. Nie zasługujesz nawet na nią. Walczył z samym sobą naprawdę długi czas, jednak w końcu zbliżył się do niej i kucnął. Ujął jej podbródek w dwa palce i zmusił, by na niego popatrzyła, a następnie ucałował ją w czoło w ten sam sposób jak robił to podczas ich nieczęstych spotkań.
    - Zrobiłem coś bardzo złego, rozumiesz? Musisz się trzymać ode mnie z daleka - wydukał, po czym ponownie pocałował ją w czoło, a następnie wstał i bez zbędnych słów odszedł. I tak powiedział zbyt wiele.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  110. Słyszał jej głos, jednak nie był już w stanie wrócić. Toczył ze sobą wewnętrzną walkę, która wydawać się mogło, że nie ma końca. Po oddaleniu się nieco od zamku przemienił się pięknego, białego tygrysa. Jego sierść cudownie lśniła w blasku słońca. Mathias coraz częściej odnosił wrażenie, że czuje się lepiej w skórze zwierzęcia niż człowieka. Rozłożył się na skale niedaleko Zakazanego Lasu pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Sapnął cicho zamykając oczy. Spędził tak w jeden pozycji drzemiąc aż do późnej nocy. Potrzebował tego. Ze snu wybudziło go wycie wilka. Zadarł łeb do góry, a jego bystrym oczom ukazała się piękna tarcza księżyca. Czyżby była pełnia? Nie powinno go w tu w takim razie być. Zszedł ze swojego miejsca, a następnie w kilku sporych susach znalazł się blisko błoni, gdyby nie to, że poczuł za sobą intruza. Przyszło mu zmierzyć się ze znacznie silniejszą bestią niż on sam. Ryk wilkołaka rozniósł się po szkolnym terenie pozostawiając za sobą donośne echo. Nim cokolwiek Mathias był w stanie zrobić jego wielkie łapsko poderwało się do góry, a następnie z impetem uderzyło w Niemca. Rathmann wylądował parę metrów od miejsca, w którym wcześniej sam, a jego białe futro pokryło się krwią. Udawał nieżywego. Tylko to mu pozostało. Nie sądził, że wilkołak da mu spokój, a jednak coś go rozproszyło, coś pozwoliło na to, by Mathias uciekł. Rzucił swoje pokaźne cielsko tuż przy ścianie zamku. Tracił siły. Przeleżał tak do samego rana pod postacią tygrysa będąc zbyt słabym, aby zmienić się w człowieka. Nie zjawił się na porannych zajęciach. Ktoś go znajdzie, albo i nie. Jego powieki opadły w momencie, gdy usłyszał nad sobą znajomy głos wraz z paroma innymi.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  111. Mało co pamiętał, jednak pamiętał na tyle, by po przebudzeniu zorientować się co jest grane. Każdy gwałtowniejszy ruch nie był dobrym pomysłem, dlatego też zaprzestał próby przejścia w pozycję siedzącą. Wziął głęboki wdech i przesunął koniuszkiem języka po nieco spierzchniętych wargach, a następnie spojrzał na Julię. Wyglądała na cholernie zmartwioną. Gdy zabrała dłoń przymknął powieki naciągając na siebie szczelniej kołdrę, którą był okryty.
    - Wydałem ich, wydałem ich wszystkich. Nie ma matki, nie ma ojca, nie ma też mojej narzeczonej, nikogo nie ma, Julio. Zasilili szeregi Mrocznych, a ja ich wydałem w ręce Ministerstwa. Gardziłem nimi, szczerze nimi gardziłem, a dziś tak cholernie tego żałuję - wyszeptał słabo i zakasłał. Wziął parę głębokich wdechów i odwrócił głowę na bok. Nie mógł na nią patrzeć, nie był w stanie. Zdecydowanie zbyt dużo powiedział, o dużo za dużo. Nie chciał pieprzonego współczucia, nie chciał słyszeć, że będzie dobrze bo wszyscy wiedzą, że dobrze nie będzie i już. Popełnił błąd, kolosalny błąd, który nigdy nie zostanie mu wybaczony, nawet nie oczekiwał wybaczenia .
    - Mój brat za mną podąża, pragnąc zemsty, a jak jak prawdziwy tchórz uciekam, nie umiejąc spojrzeć mu w oczy - dodał jeszcze ciszej niż wcześniej. Pragnął zapaść się teraz pod ziemię. Jego całe zycie było jedną wielką porażką.
    - Wyglądasz na zmęczoną, idź do siebie - poprosił nie podnosząc na nią nawet na moment wzroku. Brzydził się samego siebie. Nawet ból brzucha nie był w stanie zagłuszyć jego wiecznie rozszalałych myśli pogłębiających go w coraz większe poczucie winy.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  112. Lucy zawsze węszyła jak można było komuś uprzyjemnić życie. Była dobrym duchem, który chciał dla wszystkich jak najlepiej. Dlatego doszukiwała się zawsze małych sensacji, które w jej sercu i wyobraźni urastały do rangi wielkich, przełomowych wydarzeń. Wiedziała też, że czasem potrzeba interwencji kogoś trzeciego, by zauważyć to, co do tej pory było niezauważalne. Niespecjalnie natomiast rozumiała dlaczego jest tak, że niektórych ludzi traktujemy jak członków rodziny, a inni… no cóż, inni wydają nam się fascynujący w zupełnie inny sposób.
    Szczerze mówiąc, trochę zazdrościła Julii. Bycie jedynaczką miało swoje uroki, ale Lucy żałowała, że nie ma rodzeństwa. Brak siostry lub brata Puchonka nadrabiała chyba ilością znajomych, w końcu do kogoś trzeba otworzyć gębę. Bywało nawet, że Lucy zbyt często gębę otwierała, ale na to na razie nic poradzić nie mogła. Spojrzała na koleżankę wzrokiem mówiącym, Uważaj, bo zaraz powiesz, że romansowanie w ogóle jest niestosowne. Ale sama Wood nie miała z idealistycznymi mądrościami większego problemu, bo zawsze potrafiła komuś doradzić, nawet jeśli nie wiedziała jak to jest być w danej sytuacji. Ciocia dobra rada, która niekoniecznie potrafi poradzić sobie z własnymi ewentualnymi problemami. Machnęła ręką.
    - Lepiej w ogóle unikać romansowania, to zbyt skomplikowane – rzuciła lekko, ale tylko ona wiedziała co dokładnie ma na myśli. Skupiła się na drodze, odrzucając od siebie natłok niepotrzebnych myśli i pilnując by na pewno nie pomylić korytarzy. Fakt, miała głupie pomysły, ale z kolei, gdyby wszystkie jej pomysły były mądre – byłaby Krukonką.
    Słysząc pytanie, mimowolnie poczuła falę gorąca gdzieś w środku. Jak mogła jej to wszystko opowiedzieć? Jak mogła powiedzieć jej, że została postawiona przed wyborem, który de facto wyborem nie był. Jak mogła przyznać się, że była świadkiem śmierci? Jak mogła spojrzeć przyjaciółce w oczy? Spędziła z nią fantastyczne popołudnie, spychając to wszystko gdzieś w podświadomość. To było najlepsze rozwiązanie. Nie dało się zapomnieć, ale przynajmniej można było nie myśleć.
    - Te wakacje były zupełnie inne, wiesz? – zaczęła, co właściwie nie było kłamstwem. Lucy manewrowała między tym, co mogła powiedzieć, a tym, o czym wspominać nie chciała. Teoretycznie nie kłamała. Dlaczego więc czuła jej serce bije jej niczym winowajcy?
    - Dziadek pokazał mi w końcu silnik samochodu. Ale wiesz, byłam już po urodzinach, więc gdy poszedł spać poprawiłam to i owo. Myślisz, że uda się kiedyś zorganizować wyścigi magicznych aut? – spytała, uśmiechając się szeroko do Krukonki. Nie obserwowała jej zbyt uważnie, nie miała zamiaru wyglądać na zdenerwowaną. – O, to tu, chodź! – pociągnęła dziewczynę za rękę. Zaczęła szukać konkretnego obrazu w bocznym korytarzu. Odsunęła go po chwili, a ich oczom ukazały się kamienne przyciski z numerami. Pamiętała już sekwencję, więc tym razem nie zajęło jej to dużo czasu.
    -Chodź – zaprosiła Julię - gdy obraz obok kliknął i ukazało się ciemne przejście. – Wtedy chowaliśmy się przed woźnym, było groźnie i późno, więc nie poszliśmy dalej, ale kto wie? Może na końcu jest coś ciekawego? – spojrzała na Julię tajemniczo – Może nawet… komnata tajemnic, hm?

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  113. Ze strachem zaczął rozglądać się dookoła siebie. Ja pierdziele, coś tu było nie tak. Ja pierdziele, coś tu naprawdę było nie tak. Rozglądał się z trudem wstając z podłogi. Jednym ruchem otrzepał swoje spodnie i wystraszony zaczął zamykać oczy. Byli cały czas w jednym miejscu, w Zakazanym Lesie, ale jakby w zupełnie odległej części tego pieprzonego lasu! Przeklinał pod nosem szukając wzrokiem Juli, o dziwo, martwił się czy nic jej się nie stało. Ten świstoklik mógł każdego nieźle poturbować. Ostatkami sił przetransportował się do dziewczyny, która siedziała kawałek dalej od niego. Uśmiechnął się słabo z zmęczonym wyrazem twarzy obserwując jak dziewczyna podnosi się z podłogi, jej słowa uspokoiły Krukona. Pokiwał twierdząco głową na jej pomysł. To było jakieś wyjście z tej sytuacji. Coś w krzakach cały czas szeptało dziwne słowa, oczywiście Krukon je zignorował. Co chyba nie było dobrym wyjściem, jak się później okazało.
    Wolnym krokiem zaczął obserwować otoczenie. Dziewczyna walczyła z różdżką starając się odnaleźć wspomniany wcześniej wschód. Sam nie wiedział dokąd teraz zmierza, po prostu starał się jakoś odnaleźć w tej sytuacji, jeszcze nigdy dotąd nie zgubił się. Nie miał dobrej orientacji w terenie, ale zawsze, gdy gdzieś szedł wiedział gdzie to jest, teraz było inaczej.
    – Em.. Jones.. Julia, chciałbym Ci powiedzieć, że nie jesteś najgorsza... ja po prostu nie potrafię docenić ludzi.. w ogóle to dzięki za wszystko. – wyszeptał starając się, aby dziewczyna go nie usłyszała. Niestety, usłyszała. Sam nie wiedział dlaczego to powiedział, po prostu bał się, że dziewczyna zginie z myślą, że chłopak jej nie lubił. To nie było tak, wcześniej myślał, że jej nie lubi. Ale teraz, na świeżym powietrzu, myślał trzeźwiej. Otworzył oczy wystraszony, gdy coś przebiegło mu przez drogę, mimo woli zaczął się drzeć.
    – Aaaaa! – krzyczał zamykając oczy. Gdy je otworzył okazało się, że zza krzaków wybiegali kolejno Satyry*, pół konie, pół ludzie, przez jego ojca nazywani mieszancami. Jeden z nich zatrzymał się i stanął wprost na Krukona. Brunet zauważył w jego oczach strach, sam nie wiedział w jaki sposób to dostrzegł. Nigdy nie skupiał się nad tym co czują inni, olewał to. Jednak teraz widział to doskonale.
    – Uciekajcie! Mroczni! TO MROCZNI! – darł się biegnąc dalej. Romèo nie miał nawet czasu na to, aby przemyśleć to, że Mrocznych już nie ma. Że trzecia wojna skonczyła się dobrze. Po prostu zaczął biec łapiąc dziewczynę mocno za rękę, nie chciał, aby coś jej się stało. Miałby ją na sumieniu, nie chciał tego. Ciągnął ją coraz mocniej, czasami się zatrzymywał wiedząc, że dziewczyna nie ma tyle czasu. Jednak nie robił tego często, chodziło o jego życie. Zatrzymał się dostrzegając pewien przedmiot w trawie. Zauważył kolejnego żółtego kalosza, ich jedyne wyjście z tej paskudnej sytuacji. Przełykał ślinę coraz głośnie, targał włosy zdenerwowany. Nie miał czasu na podejmowanie decyzji, Mroczni podążali tuż za nimi. Zauważył pytające spojrzenie dziewczyny, od razu pokiwał głową twierdząco. Złapali się świstoklika.

    [*Nie pamiętaj jak oni się nazywali xdd
    Wybacz.]
    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  114. Tak naprawdę to nie lubił być w centrum uwagi, a gdy w zeszłym roku dowiedział się o tym, że ma zostać kapitanem drużyny był przerażony. W końcu miał być tym człowiekiem, który staje na środku szatni i tłumaczy pozostałym taktykę gry. Wszystkie oczy miały być w niego wlepione, a wszelkie pretensje po przegranym meczu kierowane do niego – nie tylko ze strony graczy, ale i kibicujących, co sprawiało, że Vinay tylko bardziej się denerwował ową funkcją. Na szczęście, quidditch okazał się tą dziedziną życia, w której Belzungovich pozbywał się tremy, a stres po prostu znikał. Ludzie nagle nie wydawali się być tacy źli i straszni. Z tego względu, gdy tylko był poruszany temat gry podczas spotkań w większym gronie, ciemnowłosy chłopak potrafił zapanować nad chęcią ucieczki i tak pochłaniał się tematem, że świadomość bycia w centrum uwagi po prostu znikała. Mówił o tym co kochał, a to sprawiało, że się nie bał, aż tak bardzo.
    — Jasne — szepnął, zerkając na Julię, posyłając jej ciepły uśmiech. Szybko jednak odwrócił się do kolegów i kontynuował temat rekrutacji nowych członków drużyny, która miała się zacząć podczas kolejnego treningu drużyny. Miał głęboką nadzieję, że przyjdą na nią tylko te osoby, które faktycznie grać potrafią i kochają ten sport równie mocno co on sam. Rozmowa się ciągnęła, a on sam nie był pewien ile czasu minęło, widział jednak, że Julia wciąż nie wróciła. Dlatego też postanowił pójść na balkon o którym wcześniej wspominała. Pochylił delikatnie głowę, aby przejść przez wąskie drzwiczki i widząc siedzącą dziewczynę uśmiechnął się delikatnie.
    — Mówiłaś, że zaraz wrócisz — uśmiechnął się siadając obok niej, delikatnie nieco zaczepnie trącając jej kolano swoim. Spojrzał na koleżankę z drużyny, a uśmiech nie znikał z jego twarzy — to… cała ta impreza, trochę to przytłaczające. — Znał Julię dość dobrze, w końcu nie raz wspólnie znikali już z imprez, spędzając wspólnie czas, rozmawiając i śmiejąc się. I tym razem miało być tak samo. — Opowiedz mi o swoich wakacjach… — odezwał się ponownie po chwili, odwracając głowę w bok i przenosząc spojrzenie na twarz dziewczyny.

    Vinay B.

    OdpowiedzUsuń
  115. Skrzywił się, gdy przewróciła do na plecy i westchnął cicho. Zamknął oczy, gdy ta wyszła, jednak nie udało mu się zmrużyć oka przez całą noc, nawet na chwilę. Myślami był zupełnie gdzieś daleko, a i rana zbytnio nie dawała mu spokoju. Rankiem nie przełknął niczego, co przyniosła mu pielęgniarka, nawet ulubionych skrzydełek, które teraz leżały zupełnie nietknięte na talerzu na stoliku obok łóżka. Chciał wrócić do siebie, ale za każdym razem, gdy podnosił się z łóżka w jakiś cholerny, nieznany mu sposób pojawiała się pielęgniarka i uniemożliwiała mu powrót do pokoju.
    Gdy pojawiła się Julia, Mathias poczuł jak po raz kolejny gula w jego gardle powraca. Nie powinien jej tego mówić, nie powinien. Przetarł zmęczoną twarz dłońmi. Nie odpowiedział na jej przywitanie, a gdy przyniosła mu szklankę wody uniósł się nieco na poduszce i upił parę łyków.
    - Dzięki - mruknął cicho nieco zachrypniętym głosem. - Bywało lepiej - dodał odkładając szklankę na stolik i naciągnął na siebie kołdrę. Westchnął przymykając na moment powieki, gdy u boku Julii pojawił się Adam, położył jej dłonie na ramionach i delikatnie ścisnął. Mathias i Adam lubili się. Czasem nawet wymykali się wieczorem do miasteczka, by napić się rumu.
    - Julia, profesor od ONMS chce Cię zobaczyć, ma do Ciebie jakąś sprawę. Jest na dziedzińcu - wydukał Lebiediew, po czym ucałował ją czule w czoło.
    Mathias miał plan. Zaraz po wyjściu dziewczyny przekonał Adama, by zabrał go pokoju. Cóż Rosjanin zadowolony nie był, jednak Niemiec tak naciskał, że nie mógł się nie zgodzić. Cholera, Julia urwie mu uszy. Idąc przez korytarz modlił się, by na nią nie wpadli, gdy podtrzymywał Rathmanna wyraźnie zadowolonego z powodzenia własnego pomysłu.
    - Ona mnie zabije - szepnął w stronę Mathiasa, gdy tuż przed nimi ujrzeli sylwetkę Julii. Adam wyszczerzył się niewinnie, a chwilę później zagarnął ją do siebie i razem z Mathiasem mocno przytulił uważając na ranę.
    - Zanim zaczniesz się wydzierać, to w moim pokoju będzie mi zdecydowanie lepiej i do Skrzydła nie wrócę. - powiedział Mathias patrząc na nią twardo.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  116. — No tak… Przecież zawsze nadchodzi ten moment, w którym oboje znikamy — zaśmiał się cicho i przysunął odrobinę do dziewczyny, aby móc swobodnie na nią spoglądać podczas wysłuchiwania odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Vinay był doskonałym słuchaczem. Zawsze też służył dobrą radę i wsparciem, chociaż nigdy nie potrafił sam sobie poradzić z własnymi problemami. Za to rozwiązywanie cudzych przychodziło mu z niezwykłą łatwością, nie był jednak ideałem i nawet jemu zdarzało się spotkać z takimi zwierzeniami, na które nie był w stanie nic powiedzieć, w żaden sposób ich skomentować czy posłużyć radą. Starał się jednak ze wszystkich sił, za każdym razem jakoś pomóc.— Wychodzi na to, że minęły ci one całkiem fajnie. No, może poza Hyunem… — Odezwał się, posyłając dziewczynie ciepły, szczery uśmiech. Nie przepadał za Azjatą. Nie potrafili się dogadać, jedyne co ich łączyło to quidditch. Ze względu, że Vinay był kapitanem musiał jakoś znosić tego krukona, chociaż najchętniej wywaliłby go z drużyny. Niestety, to nie zależało tylko od niego. Westchnął cicho, słysząc jej pytanie. Doskonale wiedział, że zrewanżuje się i zapyta o to samo. Cóż… Jego wakacje od jakiegoś czasu wyglądały zawsze tak samo. Robił wszystko, aby spędzać jak najmniej czasu z rodziną, a w szczególności ze swoim przybranym bratem, w którego obecności cały czas czuł się niezręcznie. Uczucia, którymi kiedyś go obdarowywał już dawno minęły, jednak świadomość, co czuł sprawiała, że czuł się zażenowany. To było coś okropnego. Spędzać dwa miesiące z człowiekiem, przy którym niewiadomo jak się zachować. Na szczęście ze siostrą miał znacznie lepszy kontakt, ale i tak unikał rodziny. Rodzeństwa jak i rodziców.
    — Wiesz w zasadzie to tak, jak zawsze. Poza domem. Z tym, że w tym roku rodzice stwierdzili, że się przeprowadzimy i znacznie ułatwili mi znikanie z domu. W końcu trzeba dobrze poznać okolicę miejsca zamieszkania. — Zaśmiał się. Państwo Belzungovich przeprowadzali się bardzo często. Wszystko było związane z ojcem Vinaya. Ze względu na różne wydarzenia z przeszłości musiał się ukrywać, co było jednoznaczne z częstym zmienianiem miejsca zamieszkania. Nie był on żadnym kryminalistą. Wręcz przeciwnie, bronił sprawiedliwości… Vinay nie mógł o tym mówić, nawet jeżeli bardzo chciał. Dlatego też nie wspominał, że ta przeprowadzka jest którąś już z kolei. Sowy i tak zawsze trafiały do adresatów, dzięki czemu nie musiał wszystkich uświadamiać o zmianie adresu.
    — Tęskniłem za tobą, Julio — uśmiechnął się i oparł się delikatnie głową o ramię dziewczyny — brakowało mi naszych rozmów i patrzenia w gwiazdy.

    Vinay B.

    OdpowiedzUsuń
  117. Dobra, tego się nie spodziewał. Nie sądził, że pójdzie tak łatwo, zdecydowanie zbyt łatwo. Domyślał się, że we własnym pokoju nie będzie przebacz, a Julia tego dopilnuje, by porządnie odpoczął. Westchnął cicho, a Adam zaśmiał się nerwowo, gdy oboje odprowadzali ją spojrzeniem. Dotarłszy do pokoju Mathiasa, Lebiediew ostrożnie położył go do łóżka, poprawił poduszkę wraz z kołdrą. Nie musieli długo czekać na powrót Julii. Adam pomógł jej uporządkować przyniesione przez nią rzeczy i cicho westchnął.
    - Muszę już iść - mruknął nieco niezadowolony i ucałował przyjaciółkę czule w czoło przymykając przy tym powieki. - Pogadaj z nim - dodał cichutko nim wyszedł.
    Mathias ułożył się wygodniej na poduszkach i chwycił butelkę z sokiem dyniowym. Skrzywił się nieco. Brzuch dawał się mu we znaki znacznie mocniej niż wcześniej, jednak jakoś da radę. Nie miał innego wyjścia, niestety. Dodatkowo rozbolała go głowa i czuł się cholernie zmęczony. Wiedział, że nie zaśnie, więc nawet nie próbował. Miał już dość leżenia w łóżku i z chęcią poszedłby na spacer, jednak wiedział, że Julia mu na to nie pozwoli. Choć z drugiej strony będzie musiała w końcu wrócić do siebie, a Niemiec zostanie sam...Czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. I problem z głowy.
    Nie miał ochoty na rozmowę, która była nieunikniona. Spojrzał na Julię czując mocny ścisk wewnątrz siebie. I co miał jej teraz powiedzieć? Przepraszam, że wsypałem naszą rodzinę? Przepraszam, że jestem skończonym imbecylem? Zassał nerwowo powietrze. To go powoli przerastało. Miał tego dość.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  118. Na nic nie miał ochoty. Najchętniej zostałby sam razem ze swoimi myślami stare zagłębiając się w dołku, w którym się znalazł, jednak rumu nie umiał odmówić. Przyjął szklaneczkę kierując wzrok na dziewczynę, po czym upił mały łyk. Alkohol przyjemnie rozgrzał go od środka. Uwielbiał to uczucie. Zacisnął mocniej dłoń na szklaneczce, gdy Julia zaczęła mówić. Nawet nie wiedział kiedy oczy zaczęły go tak cholernie piec, gdy nie pozwalał łzom wypłynąć na wierzch i leniwie spłynąć po bladych policzkach. Wypił całą zawartość butelki i dolał sobie znaczną ilość, którą też w trakcie słów kuzynki wypił do samego końca. Rum był cholernie mocny i nie trzeba było długo czekać na to, aby porządnie zawrócił w głowie, jednak Mathias nie miał zamiaru uciekać w stronę alkoholu. Co to, to to, to nie. To nie było dobre wyjście i był w pełni świadom.
    - Byli kim byli, ale nie miałem prawa ich wydawać - odparł cicho. - Nikt na mnie nie naciskał bym powiedział. Mieli dobrą kryjówkę, z której mieli zamiar wyjechać za granicę, gdzie z pewnością, by się ukryli. Zrobiłem to bo miałem taki kaprys. Cholerny kaprys. Byłem na nich zły. Zadziałał impuls, cóż stało się i cholernie tego żałuję. - Głos Niemca nieco się załamał. Wziął głęboki wdech i skrzywił się nieco, gdy bandaż się napiął. Aż ściskało go od środka, tak podle się czuł.
    - Mogłabyś otworzyć okno? - zapytał cicho przymykając przy tym powieki. Zrobiło mu się cholernie gorąco, o czym świadczyły wypieki na jego policzkach.
    Zacisnął usta w wąski paseczek przez dłuższy czas milcząc aż w końcu położył głowę na kolanach Julii nadal będąc cicho przez chwilę nawet sie wahał czy dobrze zrobił. Przymknął powieki, a po paru minutach jego oddech stał się spokojny i miarowy.
    Obudził się gwałtownie gdzieś po pięciu godzinach snu oblepiony zimnym potem. Brał głęboki wdech trwając w przerażeniu. Zajęło mi chwilę nim zorientował się co się dzieje. Jęknął cicho kładąc dłoń na białym opatrunku. Chwilę później przetarł twarz dłońmi. Koszmary męczyły go od bardzo długiego czasu.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  119. Szedł w stronę dormitorium, wymijając starannie każdego napotkanego na swojej drodze ucznia. W momencie, gdy znajdował się już u podnóża schodów prowadzących do męskiego dormitorium, a dłoń ułożoną miał już na poręczy, zatrzymał się słysząc krzyk dziewczyny. Zacisnął mocniej dłoń na metalowej rurce i odwrócił się przodem. W ogóle nie przejmował się tym, że w pokoju wspólnym znajdują się inni uczniowie. Był wściekły z powodu przegranego meczu, a przede wszystkim wciąż chodził roztrzęsiony z powodu śmierci swojego przyjaciela. Nie mógł się pozbierać, podziwiał wszystkich tych, którzy tracili ukochanych i byli w stanie nad sobą panować. Go, można było wyprowadzić z równowagi jednym słowem. Jednym, nieodpowiednim gestem… Był przewrażliwiony. Wziął głęboki oddech i odwrócił się przodem do niej.
    — Co mi zrobiłaś? — Powtórzył za nią, ruszając powoli w jej stronę. — Po prostu nadal chodzisz po tej ziemi, niczym mały robak, którego nie raz próbowano zdeptać a temu wciąż udaje się przetrwać, kiedy inne, niczemu winne robaki zostają rozdeptane, zrównane z powierzchnią ziemi. — Powiedział głośno, czując jak jego ciało zaczyna drżeć, a oczy napełniają się łzami.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  120. Mathais uniósł zmęczony wzrok na dziewczynę i cicho westchnął. Pokiwał głową, po czym pozwolił jej na zmianę opatrunku. Nie było to nic przyjemnego, naprawdę, jednak wytrwale dotrwał do samego końca, co jakiś czas cicho pojękując. Gdy wspomniała o jedzeniu dotarło do niego, że cóż wreszcie przydałoby się coś zjeść, jednak jego żołądek ewidentnie się przeciwstawiał. Na samą myśl o jedzeniu mdliło Mathiasa, jednak mimo to zgodził się aby coś w siebie wepchnąć. Jadł mozolnie z wyraźnym trudem. Nie zjadł wszystkiego, jednak to lepsze niż nic. Upił parę łyków soku dyniowego, po czym znowu położył głowę na kolanach Julii. Nie miał siły nawet na to, by cokolwiek powiedzieć, ale też nie miał siły, by wiecznie ją od siebie odpychać. Potrzebował bliskości drugiego człowieka tak samo jak potrzebował jedzenia i powietrza, do normalnego funkcjonowania. Wplątał palce w jej dłoń i przymknął powieki.
    - Przepraszam - szepnął cicho. Nie wiedział w zasadzie za co ją przeprasza. Czy za to, że pozbawił ją części rodziny czy za to, że zachowywał sie tak podle względem niej. Wziął głęboki wdech, a spod jego zamkniętych oczy wypłynęło parę łez. Czuł sie tak cholernie bezradny i zagubiony.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  121. Po przebudzeniu czuł się zdecydowanie lepiej. Przetarł nieco zaspaną twarz dłońmi, po czym spojrzał na kuzynkę, która właśnie się obudziła. - Dzień dobry - mruknął cicho pozwalając się na sprawdzenie stanu rany na jego brzuchu, która wreszcie przestała mu dokuczać oraz wrócił mu apetyt o czym świadczyło ciche burczenie brzucha.
    - Przejdę się - odpowiedział powoli przechodząc do pozycji siedzącej. Nie miał ochoty dalej leżeć w łóżku, a skoro miał na tyle sił, by udać się na śniadanie, to nie miał zamiaru z tego rezygnować. Dopiero, gdy stanął na nogach poczuł jak bardzo były one odrętwiałe. Wziął głęboki wdech.
    - Daj mi chwilę - poprosił kierując się powoli do łazienki, gdzie umył dłonie wraz z twarzą i nieco odświeżony, ubrany w czystą szatę był gotów do pójścia do Wielkiej Sali. Dosłownie umierał z głosu. Objął nieco Julię ramieniem, gdy wychodzili. W głowę miał nadal niezły mętlik, z którym starał sobie radzić Ucałował ją w czoło, gdy musieli się rozdzielić, by zająć odpowiednie miejsca przy stołach. Nie chciał jej zranić, chociaż jej. Mathias nie czuł się źle, więc podczas rozmowy z dyrekcją oraz paroma innymi nauczycielami stwierdził, że nie widzi przeszkód w prowadzeniu dziś zajęć. Uczniowie pewnie zadowoleni nie będą, ale to nie było w tym wszystkim najważniejsze. Najadł się za wszystkie czasy i to jeszcze bardziej poprawiło mu samopoczucie.
    - Nie spóźnij się - szepnął Julii na ucho, gdy spotkali się w drzwiach po skończonym śniadaniu. Uśmiechnął się do niej, a następnie udał się do klasy parę minut przed lekcją gdzie miały się odbyć zajęcia z transmutacji z klasą siódmą. Cóż Mathias był wymagający, więc nawet nie odpuścił im ten jeden jedyny raz. Nie obeszło się również bez paru ujemnych punktów, gdy paru uczniów musiało się spóźnić. Za pewne byli nieświadomi, że na zajęcia wrócił Rathmann. Peszek.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  122. Pokręcił głową i spojrzał na Julię uważnie.
    - Idź po kogoś, proszę - mruknął głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Nic mi nie będzie - dodał, po czym pocałował ją czule w czoło i cicho westchnął. - Idź. - ponaglił ją. Nie było czasu. Trzeba było działać natychmiast, by dowiedzieć się co było grane, a wyraźnie coś było nie tak i wymagało to interwencji ze strony nauczycieli. Adam zacisnął mocniej dłoń na różdżce i zagłębił się w kłębie dymu zasłaniając twarz rękawem szaty. Nie musiał długo się rozglądać, by dowiedzieć co się stało. Nieudany eliksir w męskiej toalecie. Ktoś musiał po kryjomu eksperymentować z nieciekawym zakończeniem. Adam czuł, że zaczyna mu się kręcić w głowie, ale musiał sprawdzić czy nikt tutaj nie został. Dymu było naprawdę sporo przez co oczy Rosjanina zaczęły łzawić, a w płucach czuł nieprzyjemne drapanie Pod wielkim oknem łazienki dostrzegł leżącego pierwszoroczniaka. Chłopak się nie ruszał. Od razu wziął go na ręce i z coraz większym trudem ruszył przed siebie. Przez chwilę nie mógł nawet odnaleźć drzwi. Słyszał głos nauczycieli, aż w końcu udało mu się wydostać. Położył chłopaka na ziemi zaś sam opadł na tyłek tuż obok niego kaszląc, a dłońmi starł stale cieknące łzy po jego policzkach mrugając przy tym wściekle. Delikwenta zabrano od razu do Skrzydła Szpitalnego.
    - Robili jakiś eliksir. Zrobili coś źle i skutki są jakie są. - mruknął Lebidiew, po czym oparł czoło na ramieniu Julii wcześniej posyłając jej wdzięczne spojrzenie.
    - Panno Jones, proszę wyprowadzić Adama na zewnątrz. Świerze powietrze dobrze mu zrobi - nakazała jedna z nauczycielek. Adam wolał zostać i pomóc, ale nie chciał się kłócić, więc zgodził się wyjść na zewnątrz.
    - Myślałem, że uczniowie jako tako zachowują racjonalne myślenie, a tu proszę. Debilizm na skalę światową - wydukał Adam obejmując Julię. Zakasłał ponownie i wziął głęboki wdech.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  123. – Ja pierdole.. ja pierdole.. Kurwa mać! – darł się nie potrafiąc się powstrzymać. Te zdarzenie było całkowicie popierdolone. To go rozwaliło na każdy możliwy temat. Bał się, że ten Mroczny, że ta postać, że ten ktoś ich załatwi, a tymczasem nie stało się nic. Los się z nim bawi w zabawę, w którą Krukon nie chciał się bawić. Był przerażony. Podbiegł do Juli zauważając, że dziewczyna nie wygląda zbyt zdrowo. Była blada i podenerwowana. Ta sytuacja też chyba ją zmęczyła, nie dziwił się jej. To było jakieś chore. Uśmiechnął się słabo i zaczął ją uderzać po twarzy chcąc ją obudzić, oczywiście czerpał z tego satysfakcję, jednak nic nie mówił. Uśmiechnął się sam do siebie nie do konca świadom tego, że mógł dzisiaj zginąć. Teraz to zrozumiał.
    – Żyjesz Jones? – mruknął ze śmiechem obserwując wyraz jej twarzy. Podrapał się po twarzy nie wiedząc jak ją obudzić, co zrobić, aby się ocknęła. Nie miał czasu dłużej myśleć, ponieważ dziewczyna otworzyła oczy. Zmarszczył brwi i wstał od razu puszczając jej twarz.
    – Cholera, ale tu ciemno. Nic nie widzę. Chyba lepiej będzie jeśli nie będziemy się już nigdzie ruszać. Jesteś zmęczona. – wyszeptał oczywiście nie mówiąc, że on również jest zmęczony. No bo jest prawdziwym mężczyzną, jakby nie było. Szarpał za swoje włosy dość podenerwowany. Naprawdę nic nie widział. Ciężko mu było stwierdzić gdzie aktualnie się znajduje. Wytężył wzrok, jednak nie był świadom gdzie jest. Jak na zawołanie zaburczało mu w brzuchu, myślał o ciasteczkach Lucy, które tak uwielbiał. Teraz mógł o nich jedynie pomarzyć, ale i tak z marnym skutkiem. Usiadł na ziemi tuż obok Juli. Nie było żadnego powodu, aby zmuszać ją do wstania, nie wiedział czy da radę. Podróż siecią fiuu nigdy nie sprawiała mu problemów, jednak wiedział, że niektórym jest ciężko z tym sposobem podróży. Księżyc już całkowicie zgasł przez co nie wiedział czy wciąż są na polanie. W pewien sposób ta historia pomogła mu stwierdzić, że Julia Jones nie jest najgłupszą osobą jaką kiedykolwiek poznał. No jeszcze młoda, a on chciał jedynie szczerze z nią pogadać, miał nadzieję, że to mu się uda. Bez kpin, ironii i żartów. Musiał się hamować.
    – Jestem Romèo, chodzimy razem do klasy. – mruknął wyciągając w jej stronę dłon. Jedynym wyjściem było zaczęcie wszystkiego od nowa i zapomnienie starych zgrzytów. Uśmiechnął się do niej dość nie szczerze jednak miał nadzieję, że nie wyglądał aż tak źle jak myślał.

    [Okeja, okeja. Julia będzie żyć,
    o ile Romèo jej nie zabije.
    Wiesz jak to z tymi chłopakami! xd]
    Romèo

    OdpowiedzUsuń
  124. Adam zaraz po wejściu do pokoju zdjął z siebie śmierdzącą dymem szatę, po czym zostając w samych dresowych spodniach i bokserce napił się soku, który od razu poprawił jego samopoczucie. co parę sekund jeszcze troszeczkę pokasływał i musiał przyznać, że rozbolała go głowa. Spojrzał na przyjaciółkę i zaśmiał się cicho, a następnie wylądował na kanapie tuż obok niej z ramionami oplecionymi wokół jej talii oraz z głową na jej brzuchu. Zamruczał z zadowolenia przymykając przy tym powieki.
    - Spokojnie, damy Ci odpocząć - odparł i pocałował ją w obojczyk, gdy nieco uniósł się do góry. Powróciwszy do poprzedniej bardzo wygodnej pozycji zaczął zataczać delikatne kółeczka na dłoni dziewczyny. Oboje byli cholernie zmęczeni, więc Lebidiew chwycił koc, którym okrył szczelnie siebie oraz Julię.
    - Przyda nam się odpoczynek - mruknął i ułożył głowę obok niej na puszce. Uśmiechnął się nieco przytulając ją do swojego torsu. Tyle się ostatnio działo. Zdecydowanie zbyt wiele. Wszystko ma swoje granice wytrzymałości. Potrzebowali chwili spokoju oraz wzajemnego wyciszenia. - Śpij dobrze - szepnął całując ją w czoło.


    Adam

    OdpowiedzUsuń
  125. Może i nie powinni spać razem, ale Adam nie uważał tego za nic złego, naprawdę. Martwił się od Julię, gdy ta nagle zaczęła go unikać i wiedział czym to jest spowodowane. Szukał jej w wolnych chwilach, by z nią porozmawiać, ale ta ciągle mu znikała, co nawet zaczęło go nieco irytować. Na lekcjach nie było szans porozmawiać, gdyż musiał realizować zadany temat, a zaraz po zakończeniu zajęć zapadała się jak kamień w wodę. Tak się nie robi. Już sam nie wiedział, co ma z tym fantem zrobić bo do cholery nie zrobili niczego złego. Nie widzieli się już dość spory czas, aż nadszedł dzień wyjazdu Adama. Musiał być na pogrzebie wuja, więc dyrektor pozwolił mu wyjechać na tydzień, by poukładał prywatne sprawy i powrócił do Hogwartu z trzeźwym umysłem gotowy do ponownego działania. Musiał przyznać, że nie miał już siły biegać za Julią i zaliczać kolejne porażki. Miał wrażenie, że ona właśnie tego chciała, więc w końcu przestał. Jeśli zechce, to zrobi to po jego powrocie jeśli nadal sytuacja się nie zmieni spróbuje ponownie ją złapać na rozmowie, albo da szlaban za głupotę i wtedy będzie zmuszona się z nim spotkać.
    Z ciężkim westchnieniem na ustach zacisnął mocniej dłoń na rączce od walizki po wyjściu ze swojego pokoju upewniając się, że go zamknął. Nie uśmiechał mu się ten wyjazd, ale tak ważnego i cholernie smutnego wydarzenia nie mógł przepuścić. Nie mógł zawieść wujka. W końcu ruszył przez korytarz mijając uczniów, którzy czekali na kolejne zajęcia. Pogoda nie była zbyt ciekawa, co sprawiało, że człowiek stawał się nieco ospały i taki zamulony, to tym bardziej nie poprawiało nastroju Lebiediewa. Zatrzymał się na chwilę na dziedzińcu, by upewnić się, że wszystko ma i niczego nie zapomniał. Nie miał się nawet ochoty wracać do pokoju.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  126. [Magiczna karta musi być, w końcu to czarodziej, półkrwi i wybitnie nieutalentowany, ale wiąż!
    Jeśli Julia lubi słuchać historii o wakacyjnych przygodach swoich kolegów i koleżanek, to na pewno się dogadają. ;)]

    Stellan

    OdpowiedzUsuń
  127. [Cześć. c:
    Dziękuję bardzo. Zdjęcie mnie straszliwie urzekło, chociaż planowo Whitney miała wyglądać zupełnie inaczej... nie mogłam się powstrzymać. :D
    Jeśli masz ochotę na wątek, wiesz, gdzie mnie szukać. c:]

    Whitney Belzungovich

    OdpowiedzUsuń
  128. [Ojej, za to ja zawsze mam zimne dłonie, nawet sekundę temu to sprawdziłam. Panna Jones, tak jak opisujesz, jest introwertyczką, jednak czytając kartę postaci Twojej bohaterki, czuć kiełkującą pewność siebie i coś takiego... dziwnego w pozytywnym znaczeniu. Może dlatego, że lubię porównania do czarnego i białego. Ale ciekawe, dlaczego Julia źle się czuje w towarzystwie psów, bo coś podobnego dotyczy Cedara, jednak jemu zostało to wdrukowane w łeb przez Liban, gdzie psy traktowane są jako zwierzęta nieczyste, a każde zetknięcie z takim czworonogiem grozi siedmiokrotnym obmyciem. Niemniej, wracając do karty – z tym wychodzeniem na świeże powietrze w nocy... Niech będzie, że Grindelwald przymknie oko. Hej! Dziękuję za miłe powitanie i witam się również. Karta bardzo fajna, a sama Jones także wydaje się być kimś godnym poznania. Pożyczę od siebie wątków co niemiara, a i zaproszę chętnie pod swoją kartę, jeśli najdzie Cię ochota :)]

    Cedar Grindelwald

    OdpowiedzUsuń
  129. [Dziękuję bardzo za powitanie C: Aw awww krukonka ;3 I te teksty o czarnym i białym, zimnie, cieple..bajka no. Nie wiem czemu, ale widzę ich jako przyjaciół, którzy wymykają się na nocne pogaduchy, a w przerwach troszkę sprzeczają się przez Quidditch :D Taka obrażona Julia i Freddie, który czasem powie coś nieodpowiedniego, bo to głupie jest i najpierw mówi, potem myśli. Ale zaraz przeprosi i spróbuje przekupić ją książką albo pomarańczami. I pewnego razu...to może nie wystarczyć (ach, ten mroczny trzykropek). Co powiesz? ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  130. [Yep, jak najbardziej mi pasuje C: ]
    Freddie, wbrew pozorom, nie miał zbyt wielu prawdziwych przyjaciół. Kolegów, koleżanek, kumpli, znajomych - owszem, ale osoby naprawdę bliskie jego sercu mógłby wyliczyć na palcach jednej ręki. Julia była tym małym płomyczkiem, który często rozświetlał mu drogę, jego kompanem na dobre i złe chwile, jego siostrą z wyboru. Może dlatego jej zachowanie w ostatnim czasie nieco go bolało. Nie pamiętał, kiedy ostatnio z nią rozmawiał, bo szybkiej, kilkusekundowej wymiany zdań raczej nie liczył. W pewien sposób ją rozumiał, on również ledwo łapał oddech pomiędzy zajęciami, treningami Quidditcha, Klubem Ślimaka i wycinaniem uczniom bądź nauczycielom coraz to nowych numerów, ale zawsze wciskał ją gdzieś w swój napięty grafik. W końcu przestał co rusz zaczepiać ją na korytarzu, no najzwyczajniej w świecie nie widział w tym sensu.
    Zgodził się jednak na spotkanie z niejaką nadzieją, że może coś się w końcu poprawi. Nie mogła go tak zlewać przez cały czas prawda? Punktualnie o ósmej, stanął przed jeziorkiem, co nie zdarzało mu się zbyt często - zegar w jego głowie był równie porąbany co on sam. Miał pozostać twardy - tak sobie obiecał, że założy ręce na piersi i będzie gapił się na nią tym swoim złośliwym spojrzeniem aroganckiego kocura. Problem w tym, że jej spojrzenie potrafiło go rozpuścić nawet w najtrudniejszych dla nich sytuacjach.
    - Hm no nie wiem. Chyba to się nie uda... - powiedział dość chłodnym głosem, unosząc jedną brew. Nie wytrzymał jednak długo w tej swojej niby to poważnej postawie. Zaraz zaśmiał się głośno i zmierzwił jej włosy w ten typowy dla siebie, Freddiowaty sposób.
    - Żartuje, skrzacie. Jasne że ci wybaczam. - wyciągnął ręce, by zamknąć ją w niedźwiedzim uścisku.
    - Mów więc co tam u ciebie? Nie miałaś dla mnie czasu przez kogoś specjalnego? - spytał, poruszając znacząco brwiami, gdy wypowiadał ostatnie słowa.

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  131. Mathias traktował wszystkich równo, dlatego też i Julia niestety zarobiła Punty ujemne za spóźnialstwo mimo tego, że wiedział iż nie miała wiele czasu na pełne przygotowanie się do zajęć. Szybko odrobią straty, był tego pewien. Zajęcia minęły bez większych problemów. Zasiadł za biurkiem po skończonych zajęciach i westchnął cicho. Uniósł wzrok ku górze widząc Julię, która wygodnie zasiadła na meblu. – Pozabijać? – uniósł brew ku górze i zaśmiał się cicho. – W zasadzie o tym nie myślałem. No wiesz, raz odpuścisz, zluzujesz, to potem cała chmara wejdzie ci na głowę. Wolę być bucem niż dać się omamić przez bandę nastolatków – wyjaśnił, po czym wstał ze swojego miejsca i przysiadł obok niej na biurku. Objął ją ramieniem i pocałował czule w czubek głowy. Nie chciał jej już od siebe odpychać, chciał wreszcie mieć przy sobie kogoś komu mógłby zaufać, kogoś na kim mógłby polegać, a Julia zdecydowanie taką osobą była i jako jedynie z nielicznych w zasadzie to jako jedyna, umiała przywołać Rathmanna do porządku.
    - Jaką masz następną lekcję? – zapytał uważnie się jej przyglądając. Sam miał okienko, więc pewnie coś poczyta, albo skoczy szybko do miasteczka na małe zakupy, by uzupełnić braki w słodkościach oraz alkoholu. Przytulił ją do swojego boku. – Nie będę Cię zatrzymywać, leć bo spóźnisz się na kolejne zajęcia. Wiesz potem gdzie mnie szukać.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  132. [Wystarczy? Coś Ty! Nam wątków nigdy nie wystarczy! Myślmy nad czymś fajnym! :D]

    Sierra

    OdpowiedzUsuń
  133. Nie mógł się na nią długo gniewać, to nie leżało w jego naturze, a poza tym naprawdę mu jej brakowało. Ich wspólnych plotek, szczerych rozmów i tych nagłych faz, po których śmiali się jak opętani. Spędził z nią za dużo czasu, by teraz tak po prostu odpuścić sobie ich przyjaźń.
    - No tak, mogłem się domyślić - zaśmiał się głośno, wyraźnie rozbawiony - Twoja głupota często psuje nam szyki. A już liczyłem na jakieś pikantne opowieści. - wytknął jej oczywiście w żartach, jak już się od siebie odsunęli. Posłał dziewczynie ciepły uśmiech i przekrzywił lekko głową.
    - Nie przejmuj się, na pewno się poprawisz - mruknął, ruszając za dziewczyną. Było już ciemno, niedługo powinni wracać, ale Freddie niezbyt się tym przejmował. Kogo jak kogo, ale ich głupi regulamin nie mógł zatrzymać. Najwyżej wylądują razem na szlabanie i ponabijają się z innych uczniów czy też nauczycieli.
    On również lubił spacerować tamtą ścieżką, w szczególności wieczorem, kiedy drogę rozświetlał tylko księżyc i gwiazdy migoczące na czarnym niebie. Objął ją ramieniem, kiedy ta się pod nie wsunęła. Dobrze wiedział, jaką przylepą potrafiła być Julia. Słuchał jej uważnie, czasem zagryzając wargę, by powstrzymać się od śmiechu. No tak, nauka. W końcu Hogwart to szkoła, miejsce nabywania wiedzy, a nie czarodziejski pub, w którym można urządzać sobie spotkania towarzyskie. Sam Freddie do nauki miał specyficzne podejście, choć zdarzało się, co prawda bardzo rzadko, ale jednak, że zasiadał do książek, by podciągnąć się w najważniejszych przedmiotach. W końcu, aby zostać aurorem, potrzeba znakomitych stopni i dobrego wykształcenia.
    - Jeszcze się okaże, skrzacie, kto tu jest naprawdę świetny - pokazał jej język, jednocześnie marszcząc śmiesznie nos. Takie dziecinne gesty były w jego stylu.
    - I z wielką chęcią przystanę na zaproszenie ze słodyczami i butelkami z ciekawą zawartością - puścił jej oczko. Zmarszczył lekko brew na wspomnienie o nauczycielu transmutacji. Ostatnio nieźle sobie u niego nagrabił.
    - Profesor Rathmann, tak. Wiesz, on chyba mnie nienawidzi, ostatnio wyciąłem mu niezły numer. Mogłabyś szepnąć mu o mnie dobre słówko - rzucił, posyłając jej to spojrzenie kotka, proszącego o dodatkową porcję mleka.
    - Adam. Mam nadzieję, że dobrze się dogadujecie, żebym nie musiał interweniować. - prychnął śmiechem, na chwilę zerkając w gwiazdy.
    - Ja w końcu dokończyłem kilka wierszy podczas twojej nieobecności. Prawie pobiłem się z jednym ślizgonem i dostałem kosza od tego uroczego puchona. - pokręcił lekko głową. Julia, jako jedna z niewielu osób na tym świecie wiedziała, że Freddie interesuje się poezją, a męskie tyłki podobają mu się bardziej niż te damskie. Dzielili ze sobą parę sekretów.
    - Cieszę się, że wróciłaś, wiesz? Brakowało mi tego uśmiechu - potarł jej ramię, pozwalając sobie na sentymentalną chwilę. W końcu rzadko kiedy mówił coś na poważnie.

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  134. [ Wybacz zwłokę, ale mam jakiś kryzys twórczy. ]

    Nie lubił takiej pogody. Nie przepadał za deszczem, a już w szczególności nie przepadał za treningami podczas takich ulew. Ich trener i kapitan mieli fioła na punkcie wyznaczonych treningów. Nie ważne jaka pogoda była, to i tak, to co było zaplanowane, to trzeba było odbębnić. Karol siedział na podłodze tuż przed kominkiem. Był owinięty w ciepły koc. Zapewne każdy wiedział,jaki z chłopaka jest zmarzluch i lepiej było nie wyrywać go z jego przytulnego azylu. Zdunk przypomniał sobie ostatni mecz, na którym również pogoda nie dopisywała i pałka jednego z pałkarzy wyślizgnęła się z rąk i uderzyła blondyna prosto w głowę. Skrzywił się na samą myśl o bólu, który towarzyszył mu przez kilka późniejszych dni.
    Gdy się rozpogodziło i było można bez obaw udać się na trening, Karol niechętnie wstał z podłogi i zwinął koc. Wszystkie rzeczy miał naszykowane, więc powlókł się za resztą drużyny. Prawda była taka, że trening był im potrzebny. Nie mogli sobie pozwolić na przegraną w zbliżającym się meczu. Nie, nawet nie chciał myśleć, co by się wtedy działo.
    Spokojnie siedział sobie na miotle, gdy nagle zaczęło padać. Przemókł do suchej nitki, zanim zdążył wylądować. Tak, na ziemi był prawdopodobnie pierwszy, bo to w jego kierunku posypały się salwy krzyków i marnych wyzwisk, padających z ust kapitana drużyny. Vinay już od dłuższego czasy zachodził Zdunkowi za skórę, ale ten nie miał ochoty na kłótnie, gdy z nieba lał się wodospad wody. Mruknął coś w stylu: Vinay, idioto, lataj sobie w kółko sam i zaklął po polsku.
    Nie miał pojęcia czy reszta drużyny pójdzie zanim, ale szczerze w to wątpił. Do szatni wszedł zostawiając za sobą ścieżkę wody. Szybko się przebrał i usiadł przed kominkiem chcąc się ogrzać i wysuszyć.
    – Mogłaś uciec razem ze mną – mruknął nieco naburmuszony, bo wiedział, że zaraz miała czekać go kłótnia z kapitanem. O dziwo ten wszedł do szatni w dziwnie pogodnym nastroju i nawet na niego nie spojrzał. Chyba wszystko miało ujść mu płazem. – Nienawidzę takiego deszczu. U mnie w Polsce dni w które tak pada można wyliczyć na palcach jednej ręki – stęknął cicho, krzyżując ręce.

    Karol Zdunk

    OdpowiedzUsuń
  135. Uśmiechał się, słuchając uważnie słów siedzącej obok dziewczyny.
    — Też tak czuję… Poza tym. To twój ostatni rok. Pewnie masz strasznie dużo na głowie, co? — Ponownie delikatnie szturchnął ją ramieniem, uśmiechając się przy tym radośnie. Naprawdę lubił Julię, czuł się przy niej naprawdę swobodnie i niczym się nie przejmował. Miał świadomość, że nie jest typem dziewczyny, która zaraz pójdzie do jakiejś koleżanki i przekaże wszystko to co przed chwilą usłyszała. Tak naprawdę ich dwoje było do siebie bardzo podobne, jednak mimo wszystko nie działali sobie na nerwy. Wręcz przeciwnie, Vinay czasami miał wrażenie, że są sobie potrzebni aby normalnie funkcjonować podczas roku szkolnego. Mówił jej dużo, jednak wciąż nie był w stanie nazwać ją przyjaciółką. Sam nie wiedział dlaczego. Czuł jednak, że to za dużo. Vinay, chociaż miewał problemy w kontaktach międzyludzkich często był w stanie nawiązywać z ludźmi dość specyficzne więzi, jednak nigdy nie był w stanie zbudować długotrwałej, bliskiej relacji z ludźmi, na których naprawdę mu zależało z całego serca… Westchnął cicho.
    — Nie wierzę ci, jeżeli chodzi o tę większą liczbę koleżanek — zaśmiał się cicho — ciągle cię widzę w towarzystwie chłopaków. Pewnie przez to, że gramy razem w quidditcha i jesteś jedyną dziewczyną w naszej drużynie. — Dodał, przygryzając delikatnie wargi. Przeczesał dłonią włosy, sprawiając, że stały się one tylko jeszcze bardziej potargane niż do tej pory. Wypuścił powoli powietrze przez nozdrza i uśmiechnął się, zadzierając wysoko głowę, aby spojrzeć na gwiazdy.
    — Wiesz… Jest coś o czym myślę od bardzo dawna. — Zaczął powoli, nie spuszczając spojrzenia z gwieździstego nieba, a ramieniem delikatnie objął koleżankę, niby tak jak zawsze, jak wcześniej, jednak tym razem było w tym coś więcej. Uśmiechnął się, odwracają głowę i zerkając prosto w oczy Juli. Zagryzł nerwowo wargi i nachylił się delikatnie nad dziewczyną, pokonując szybko dystans dzielący ich usta. Zatopił się subtelnie w wargach dziewczyny, wyczekując z niecierpliwieniem jej reakcji.

    V.

    OdpowiedzUsuń
  136. [A dziękuję bardzo! ;)]

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  137. Gdyby Freddie miał dostawać szlaban za każde swoje przewinienie, prawdopodobnie nie starczałoby mu czasu, żeby spać, a co dopiero spotykać się z innymi. Przyciągał kłopoty, ale był też niesamowitym farciarzem - przynajmniej jeśli chodziło o unikanie kar. Czasami jednak ktoś przerywał jego dobrą passę i wtedy musiał liczyć się z konsekwencjami swoich wybryków.
    Westchnął ciężko, teatralnie i zrobił słodką minę niewiniątka. Rozumiał Julię, panu Rathmannowi łatwo było zaleźć za skórę, poza tym nie był zbyt ugodowy. Freddie nie chciał też, by jego przyjaciółka wpadła w niechciane kłopoty, spowodowane próbą przekupstwa czy coś w tym rodzaju. Będzie musiał więc jakoś przeżyć ten głupi szlaban. Posłał jej szatański uśmiech, ostatkiem sił powstrzymując się od śmiechu.
    - Podkładałem mu listy miłosne od tajemniczej wielbicielki. W ostatnim nawet dodałem troche pikanterii, ale tego nie docenił! - dodał z sztucznym przejęciem, ściskając jej rękę. Tak, żart wydawał mu sie niesamowicie zabawny, szkoda tylko, że tak beznadziejnie upadł.
    Coraz przyjemniej mu się spacerowało. Czas spędzony na świeżym powietrzu był tym, czego potrzebował po godzinach kiszenia się w zatłoczonych klasach. Temperatura nie przekraczała osiemnastu stopni, ale chłopakowi to nie przeszkadzało - lubił taki chłodek.
    - To dobrze, dobrze, bo jednak kolejny szlaban nie jest tym, czego potrzebuję - stwierdził niby to w żartach, choć chyba oboje doskonale zdawali sobie sprawę, że gdyby ktoś w jakikolwiek sposób skrzywdził Julię, Freddie wkroczyłby do akcji i dał temu komuś porządną nauczkę. Wiedział, że krukonka potrafi sama się obronić, ale nic nie mógł poradzić nad swoją nadopiekuńczość - taki był obowiązek przyjaciela. Uśmiechnął się do niej, ukazując dołeczki w piegowatych policzkach.
    - Zdenerwował mnie no co, wiesz, że bywam nieco...narwany. I martw się, jesteś pierwsza na mojej liście pod tytułem 'Kogo bym wziął za żonę, gdybym zmienił orientację' - znowu zażartował, posyłając jej niby to sugestywne spojrzenie. Właśnie to uwielbiał w ich relacji - mogli w ten sposób żartować i przytulać się częściej niż przeciętna para, ale oboje wiedzieli, że pozostaną tylko przyjaciółmi. Dobrze było mieć kogoś takiego u boku. Objął ją ramionami, również się do niej przytulając. Oczywiście, nie przejmował się zbytnio tym puchonem, w końcu był Waylandem. Nie szukał związków, liczył się firt. Odsunął się od niej po paru chwilach i znowu zmierzwił jej włosy, jakby dawało mu to jakąś satyskację.
    - Co coo idziemy popatrzeć w gwiazdy? - spytał, patrząc na nią wzrokiem szczeniaczka. Uwielbiał to robić, gapić się na bezkresne niebo i pozwalać, by głupie marzenia choć na chwilę zawładnęły jego umysłem.
    [ To co, mały problem ze zdrowiem Julli wprowadzamy już teraz czy chcesz kombinować z przewijaniem? C: ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  138. [Dziękuję za powitanie!
    Ja na wątek zawsze jestem chętna. I nie muszą się lubić! Możemy zacząć wątek, gdzie się nie cierpią, a potem poznają się lepiej i jakoś się do siebie przekonują. Tylko nie wiem, jaki może być punkt zaczepienia. Może gdzieś na błoniach, gdy Julia wyszła pobiegać, a Josh zapalić. Kłótnia o zanieczyszczanie środowiska i takie tam, sama irytacja obecnością drugiej osoby w promieniu dziesięciu metrów. Jeszcze jakieś pomysły? ]

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  139. [Ja jestem za :) A z tym romansem jaki masz pomysł?]

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  140. [Podoba mi się, jakoś to pociągniemy :) Skrobnę coś jeszcze dzisiaj na początek, także proszę mnie oczekiwać.]

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  141. [ Ja bym już leciała z psuciem, lubię dręczyć swoje postaci ha ha ha :D Zawsze można im potem coś słodkieeegoo wymyślić C: ]

    OdpowiedzUsuń
  142. Człowiek czasami wstaje wcześnie rano i nie wie, co ze sobą zrobić. Wszystko byłoby w porządku, gdyby rzecz ta działa się w poniedziałek czy czwartek, a nie w cholerną sobotę, kiedy powinno leżeć się w łóżku do dziesiątej i wyjść z dormitorium dopiero na obiad. Organizm ludzki jest nieprzewidywalny.
    Joshua przeklął pod nosem swój zegar biologiczny i pustym wzrokiem wpatrywał się w zielony baldachim łóżka. Jego koledzy z roku jeszcze cicho pochrapywali, a on, jak skończony idiota, obudził się o piątej w sobotę rano i nie mógł zasnąć. Wszystko byłoby okej, gdyby dzień wcześniej położył się do łóżka o wczesnej porze. Wtedy by się nie zdziwił. Tylko że jego sen przyszedł dopiero o trzeciej w nocy i niemożliwością byłoby całkowite wyspanie się w dwie godziny. Organizm płatał mu figle, droczył się z nim, a Joshua nie potrafił nawet zasnąć. Jak bardzo tracił panowanie nad swoim życiem, skoro nie umiał nawet tego?
    Z głębokim westchnięciem wygrzebał się spod ciepłej pierzyny i zmusił do szybkiego prysznicu. Zimna woda skapująca mu na twarz pobudzała go jeszcze bardziej, co całkowicie wykluczyło dalszy sen. Po powrocie do dormitorium zastał słodko śpiących kumpli, których miał ochotę udusić w śnie. Dlaczego oni mają tak dobrze, a on nie mógł?
    Czarny sweter przeciągnięty przez głowę, czarne spodnie, czarne trampki. Nastrój zasługiwał na adekwatne barwy ubioru, więc dzisiaj królowała klasyczna czerń. Zresztą, kiedy nie królowała?
    Chwycił różdżkę i paczkę papierosów. Zastanowił się chwilę, czy nie powinien wziąć również paczki żelków, ale pokręcił głową i wyszedł z dormitorium.
    Błonia były ciche i spokojne, właśnie tak, jak się spodziewał. Uczniowie jeszcze słodko spali, więc Josh mógł pogrążyć się w ładzie i równowadze. Pierwszy papieros wylądował między jego wargami i został podpalony różdżką. Palenie go relaksowało, chociaż wiedział, że nie powinien tak męczyć płuc. Drugi papieros odpalono, gdy na horyzoncie pojawił się stadion Quidditcha. Ach, praca, praca, praca. Bycie komentatorem nie jest zbytnio męczące, a on wykorzystuje swój dar, jakim jest jego radiowy głos. Dziewczyny zawsze na to leciały. Nie, żeby zwracał na to uwagę. Trzeci papieros zaczął się tlić przy wejściu na trybuny. Joshua zaciągnął się dymem i podczas wypuszczania go, zauważył osobę siedzącą na jednej z ławeczek. Uniósł brew i powoli się przybliżając, zdołał zidentyfikować tego człowieka. Okazała się nim Julia Jones, dziewczyna, która nie pałała do niego wielką sympatią, przynajmniej on odnosił takie wrażenie. Jednak… Coś popchnęło go do przodu i nagle jego postać znalazła się obok tej drugiej, drobniejszej.
    - Papieroska? – zapytał, wyciągając w stronę dziewczyny otwartą paczkę i jednocześnie kończąc spalać trzecią fajkę tego poranka.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  143. Kolejny papieros znalazł się w jego wargach, a płuca krzyczały o pomoc. Wyrzucił z głowy dobry głos sumienia i połaskotał dymem samo dno układu oddechowego. Zawsze milej paliło się we dwójkę. Oczywiście serce bolało, gdy traciło się własne papierosy, ale raz od święta można pokazać swoją bardziej ludzką twarz i podzielić się czymś z drugim człowiekiem.
    Sam nie wiedział, dlaczego podszedł do Julii. To nie tak, że jej nie lubił, bo była mu obojętna. Żyła sobie, miała swoje sprawy na głowie, które Josha nie interesowały, bo nie wciskał nosa w nie swoje sprawy. Nie podpadła mu, była z dobrej rodziny. To wystarczyło, aby Joshua ją tolerował i nie patrzył na nią z niechęcią.
    - Siedzę – odparł krótko, skupiając się na papierosie, aby następnie wypuścić dwa kółka z dymu przez usta.- Wstałem specjalnie dla ciebie, aby zagonić się w ślepy zaułek i trochę potorturować. Pierwsza część planu wypełniona. Potem oczekuj zaklęcia w plecy.
    Byłby zdolny to zrobić, ale nie miał ku temu podstaw, więc nie zamierzał rzucać uroków na tę dziewczynę. Po co miałby to robić? Żeby potem mieć niepotrzebne problemy? Na razie rzucał Cruciatusy na pająki, co może czyniło z niego w pewnym stopniu psychopatę, lecz on w ten sposób ćwiczył swoje umiejętności i nie widział w tym nic złego. Ludzi irytował w inny sposób, na przykład na meczach Quidditcha. To było wiadome, że ślizgońska drużyna jest najlepsza w całej szkole, lecz inni chyba tego nie rozumieli, a nauczyciel nadzorujący mecz zawsze rzuca mu ostrzegawcze spojrzenia. Panie profesorze, czy pan w ogóle ogląda mecz? Ja oglądam i widzę, że Ślizgoni mają naprawdę ogromną przewagę. Och, ścigający Puchonów właśnie dostał tłuczkiem! Niesamowite uderzenie, prawie spadł z miotły… Panie profesorze, mówię jak jest, czy pan ogląda ten mecz, czy nie? Jakichkolwiek słów by nie używał, umiał komentować mecze i nadrabiał swoim głosem, czego chcieć więcej? Niektórzy powiedzieliby, że pokory i dystansu do siebie i swojego domu. W odpowiedzi, Joshua prawdopodobnie uniósłby brew i transmutował książki głównych zainteresowanych w smocze łajno.
    Kącik jego ust mimowolnie uniósł się ku górze. Czasami naprawdę siebie lubił.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  144. Uniosła nieprzytomny wzrok na dziewczynę, nieudolnie usiłując wyostrzyć obraz. Zdawała sobie sprawę, że nigdy przedtem nie doprowadziła się do takiego stanu – alkohol boleśnie przypominał jej ojca – ale na obecny moment owa myśl bezszelestnie prześlizgnęła się przez jej głowę, nie zostawiając żadnych trwałych urazów.
    – N-niee... Lepiej nie, jeszcze z-za dużo powiem – uśmiechnęła się niewyraźnie do Julii, nie wiedząc jeszcze, jak bardzo będzie żałować swojej szczerości, kiedy już Ognista wyparuje z jej krwiobiegu. – A nikt przecież nie m-może się o tym dowiedzieć... – wymamrotała niepewnie, opuszczając głowę na podciągnięte pod brodę kolana. Strasznie chciało jej się spać; była zmęczona towarzyszącą od dawna bezsennością, bo nawet w nocy musiała czuwać jak zając, zmęczona nieustannym oglądaniem się za siebie.
    Nie mam siły. Nie mam na nic siły.

    Delilah Rottley

    OdpowiedzUsuń
  145. Uśmiechnął się na słowa dziewczyny i skinął głową. Bardzo go skomplementowała, nawet jeśli nie było to jej zamiarem. Jednocześnie miała sporo racji, gdyż Joshua zawsze wolał patrzeć na swoje dzieło i pozostawioną szkodę. Oczywiście nie torturował ludzi, nie miał w tym żadnego interesu, a rozwijanie swoich umiejętności pozostawiał w ciemnych zaułkach i szkolnych korytarzach, gdzie nikt nie mógł go zauważyć. Jednak gdyby przyszło mu rzucić Cruciatus na człowieka, zdecydowanie patrzyłby na rozrywającą agonię swojej ofiary. Nie wiedział, czy przyniosłoby mu to satysfakcję i zadowolenie, bo nie był do końca pewny, czy kwalifikował się jako początkujący psychopata. On sam nie uważał się za człowieka żądnego cierpienia innych i krwi. Po prostu poznawał lepszą i ciekawszą sztukę magiczną, o której inni bali się nawet pomyśleć. Robił to dla siebie, nie dla innych.
    - Nie, nie zrobiłbym tego. – Pokręcił przecząco głową i rzucił niedopałek na ziemię, po czym zgniótł go podeszwą trampka.- Nie, hmm… - Zmarszczył nos, szukając odpowiedniego sformułowania, które będzie odpowiednie do sytuacji i jednocześnie ukaże go w dobrym świetle przed dziewczyną.- Jesteś przeze mnie za bardzo tolerowana, żeby robić ci jakąkolwiek krzywdę.
    Faceci czasem tak mają, że nie myślą przed wypowiedzeniem jakichś słów, a potem nie rozumieją, co zrobili źle i dlaczego ich uszy chronią się przed soczystymi epitetami pań. Joshua stwierdził, że jego wypowiedź jest składna, adekwatna i z jak najbardziej z pozytywnym wybrzmieniem. Tak trzymać, Yaxley, poziom elokwencji skoczył na następny słupek.
    Zadowolony, oparł się wygodnie o krzesełko i wyciągnął przed siebie długie nogi. Trochę mu ścierpły, a palce ukryte pod materiałowymi butami nieco zmarzły, ale takie były uroki tej pory roku, a on je szanował. Chociaż mogłoby być trochę cieplej, w jego mniemaniu.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  146. Bacznie obserwował reakcję dziewczyny i pokiwał głową z uznaniem tylko i wyłącznie dla siebie. Ha, czyli jednak potrafi rozmawiać i jego elokwencja nie jest aż tak marna. Trzeba umieć odnaleźć się w sytuacji, a Joshua został idealnie do tego przygotowany już w dzieciństwie.
    Prawda była taka, że on naprawdę za bardzo tolerował Julię. Nigdy mu nie podpadła, no, może oprócz tego środkowego palca podczas jednego z meczów Quidditcha, gdy Yaxley dosyć nieprzyjemnie skomentował jedną z obron Krukonki, ale patrząc wstecz i szukając większych zwad czy docinek, nie mógł doszukać się prawie żadnych. I to już kwalifikowało Julię jako osobę do tolerowania, głębszego poznania, a skoro pierwsze na liście zostało odhaczone, czas zabrać się za drugie.
    Ludzie raczej nie intrygują Josha. Wiele razy słyszał, że on sam jest ciekawy i tajemniczy, lecz on nigdy nie czuł potrzeby oceniania, czy jego towarzysze również tacy są. Oczywiście, obserwował ich zachowanie, aby wiedzieć na czym stoi i jak się zachować, ale intrygujący ludzie to nie była jego broszka. Tak samo miał w przypadku Julii. Niczym go nie intrygowała, ale coś sprawiło, że podjął decyzję poznania jej i nie stanowiło to dla niego większego problemu. Ludzie przychodzą, poznają się i odchodzą, tak działało człowieczeństwo. I jeśli Julia zdecyduje się zostać na nieco dłużej, to Joshua jest skłonny jej pozwolić, bo nie jest złym człowiekiem.
    Sięgnął po kolejnego papierosa i automatycznie wyciągnął paczkę w stronę dziewczyny. Jego wewnętrzne ja nakazało mu się dzielić. Zwykle niechętnie proponował papierosy innym ludziom, tym bardziej nie-Ślizgonom (!), lecz dzisiaj nastał nowy dzień i coś trzeba było zmienić w swoim życiu. Josh zaczął małymi kroczkami od fajek.
    - Bezsenność.- Wzruszył ramionami.- Czytałem do trzeciej, zasnąłem na dwie godziny, obudziłem się, nie mogłem zasnąć. Wziąłem paczkę i wyszedłem. Koledzy spali, podobnie jak zamek. Teraz tylko ja, ty i dym papierosowy. – Uśmiechnął się na koniec, odpalając papierosa i delektując się łaskotaniem w płucach.
    Mógł uchodzić za poetę, którym na pewno nie był, ale czasem trzeba się dowartościować i powiedzieć sobie w duchu kilka miłych słów. Tak, Joshua, bardzo dobry z ciebie rozmówca.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  147. Joshua na pewno był wkurzający. Jego młodsze siostry zawsze mu to powtarzały. Krzyczały, że jest głupi i powinien zajmować się swoimi sprawami, a nie wtykać nos w ich tajemnice. Josh nigdy nie interesował się sekretnym życiem młodszego rodzeństwa, więc nie rozumiał skąd te krzyki. To po prostu Noah, jego młodszy brat, przynosił mu wszystkie ploteczki, bo był małym, wścibskim draniem. I tak zawsze obrywał Joshua, jako że był najstarszy i ten najbardziej wkurzający, bo niby się wywyższa z powodu wieku. W szkole w gronie klubu Joshua Yaxley mnie irytuje, podaj dalej również znalazło się kilka osób. Ślizgon miał to głęboko w poważaniu. Nie zajmował się tymi ludźmi, miał swoje życie do pielęgnowania i rozwijania. Znał swój charakter i wiedział, że był ciężki, ale po bliższym poznaniu naprawdę dało się go polubić. Przecież miał kilku przyjaciół, którzy mogą poświadczyć pozytywną stronę Yaxleya. Ona istniała i miała się bardzo dobrze. Czekała na kolejnych odkrywców i jakiś mały głos z tyłu głowy Josha mówił mu, że Julia się do nich zaliczy.
    Zaśmiał się dźwięcznie, strzepując papierosowy dym na ziemię. On i romantyczność biegły jak dwie linie równoległe – niby blisko, ale nigdy się nie spotkają. Miał na swoim koncie kilka podbojów miłosnych, ale albo nie pamiętał ich imion, albo jak najszybciej chciał o nich zapomnieć. Było miło, wszystko minęło, a on żył dalej. Chyba nie nadawał się do poważnego związku, chociaż życie może go jeszcze pozytywnie zaskoczyć w tym aspekcie.
    - Ostatnia dziewczyna rzuciła mnie, zarzucając mi brak romantyczności, a tu proszę, najwyraźniej się rozwijam w tym kierunku – powiedział nonszalancko. Spojrzał na Julię, wypuszczając dym przez nos i zmarszczył brwi.- Zmęczona? Zanieść cię do łóżka? Jeśli zaśniesz mi na rękach, mój poziom romantyczności drastycznie wzrośnie.
    Oczywiście żartował. Chyba. Tak mu się wydawało. Cóż, przynajmniej próbował. Zaczynał paplać, co robił zawsze, gdy czuł się dobrze w czyimś towarzystwie i nie potrafił zakończyć jakiegoś tematu. Normalnie był spokojny, odpowiadał na zadane pytania albo nie odzywał się wcale. A dzisiaj, mimo dwóch godzin snu, tryskała z niego energia i radość. Mało kto miał okazję zobaczyć Yaxleya w takim wydaniu.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  148. Adam nie miał ochoty ruszać się z zamku, ale pogrzeb wujka był dla niego czymś cholernie ważnym i nie mógł się na nim nie zjawić. Westchnął cicho sprawdzając czy wszystko ma, gdy usłyszał głos Julii. Uniósł brew ku górze powoli odwracając się w jej stronę. Był na nią zły, odrobinę zły za to, że unikała rozmowy, która dosłownie w sekundzie rozwiązałaby zaistniały problem, a tak to oboje byli skazani na ciche dni mimo tego, że Lebiediew starał się do tego nie dopuścić. W zasadzie gdyby się zastanowić nie było żadnego problemu. Adamowi nie dane było żyć w szczęśliwych związkach, zawsze coś stawało mu na drodze. Westchnął cicho zagarniając ją w swoje ramiona. Pocałował ją czule w czubek głowy.
    - Nie przepraszaj – szepnął głaszcząc ja czule po plecach. Cała złość mu przeszła, a przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele, gdy mógł wreszcie poczuć ją przy sobie. – Nie stało się nic złego, nie zaprzątaj sobie tym głowy. Następnym razem nie uciekaj – dodał i ponownie ją ucałował tym razem w czoło. Przymknął na moment powieki trwając tak w mocnym pełnym tęsknoty uścisku.
    - Wrócę za cztery dni. Bądź grzeczna, dobrze? – zaśmiał się z delikatnym uśmiechem głaszcząc ją po włosach. – Musze jechać do Moskwy. Mam wiele spraw do załatwienia. Porozmawiamy o tym, gdy wrócę, maleńka.
    Uśmiechnął się nieco szerzej cały czas trzymając ją blisko siebie. – Leć na zajęcia bo nauczyciel będzie zły. O mnie się nie martw. Wyślę do Ciebie list, gdy będę już na miejscu. Cztery dni szybko zlecą. – Ponownie zamknął ją w mocnym uścisku jakby mieli się już nigdy więcej nie zobaczyć. – Trzymaj się i gdyby coś było nie tak od razu do mnie pisz. Co prawda cztery dni to niewiele, ale nigdy nic nie wiadomo.

    Adaś


    - Będę grzeczny – mruknął z delikatnym uśmiechem na twarzy odprowadził i ją wzrokiem do drzwi, po czym zabrał się za sprawdzanie zaległych wypracowań, których ilość w dość pokaźnej sumie nagromadziła mu się w ciągu ostatnich tygodni.
    Po skończonych zajęciach wziął długi prysznic, który nieco postawił go na nogi i chcąc nie chcąc zasiadł w swoim pokoju do ponownego sprawdzania prac. Musiał przyznać, że tym razem uczniowie przyłożyli się do swojego zadania i z czystym sumieniem mógł je dobrze ocenić z czego on sam był zadowoleni, a jeszcze bardziej ucieszą się jego podopieczni.
    Uniósł głowę, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Dobrze wiedział kto przyszedł i wcale się nie mylił. Zaśmiał się, gdy Julia padła na łóżko. Naprawdę wyglądała na zmęczoną. Podszedł do łóżka i naciągnął na nią koc całując ją przy tym czule w czubek głowy.
    - Prześpij się, to Ci dobrze zrobi – wydukał głaszcząc ją po włosach. Westchnął cichutko, a następnie wrócił na swoje poprzednie miejsce. Czuł, że Julia pewnie go nie posłucha, ale naprawdę wolałby gdyby poświęciła dosłownie parę minutek na sen. On też się o nią troszczył. Może i mu to nie wychodziło, ale jednak się starał. W razie czego mógłby pomóc jej nadrobić zaległości.
    Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie odłożył ostatnie sprawdzone wypracowanie. Przeciągnął się na krześle i wstał, by dorzucić do kominka, w którym ogień już nieco przygasał.
    - Masz na coś ochotę? – zapytał odwracając w jej stronę głowę. – Mam trochę tego, więc znajdziesz coś dla siebie. – dodał wskazując skinięciem na szafkę naprzeciwko łóżko wypełnioną sokami, słodyczami i innymi pierdołami bez których Mathias nie umiał się obejść. Musiał przyznać, że brzuch nieco go rozbolał. Powinien odpocząć, a on biegał jak szalony po szkole załatwiając zaległe sprawy i teraz ma, jednak dziś już nie miał zamiaru robić niczego, co mogłoby go zmęczyć. Odpoczynek i nic więcej.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  149. Ludzka twarz Joshuy potrafiła objawiać się w najmniej spodziewanych momentach, przed najmniej odpowiednimi osobami, które nigdy nie spodziewały się zobaczyć Yaxleya od tej strony. Jego nazwisko kojarzyło się ze Śmierciożercami, u wielu skreślało go na starcie, przez co Josh nie mógł pokazać swojego prawdziwego ja. Do tego dorzucić Slytherin, apodyktycznego ojca, zainteresowania i powstaje mieszanka wybuchowa, a jakże typowa, do której i tak strach się podejść. I mimo, że Joshua miał trudny charakter, wiele rzeczy go irytowało i sprawiał wrażenie aroganckiego buca, z którym nie da się dogadać, ludzie potrafili przebywać w jego towarzystwie. Prawda często okazuje się zupełnie inna niż krążące po zamku plotki. Joshua mógłby je publicznie zdementować, ale po co? Jego druga, mroczniejsza strona delektowała się małym postrachem i autorytetem. To tylko pokazywało, z jak wielu warstw składała się jego osobowość.
    Joshua był człowiekiem czynu, który miał głęboko w poważaniu, co mówią o nim inni, więc spalił papierosa do końca, pozbył się niedopałka i wstał z krzesełka. Poranny trening w postaci noszenia dziewczyn. Nie był typem sportowca, wyglądał raczej na kogoś z niedowagą aniżeli spektakularną masą mięśniową, ale swoje umiał podnieść. Nie chciał naruszać przestrzeni osobistej Julii, ale to tylko niewinne podniesienie, więc nikomu nic się nie stanie. No, chyba że przypadkowo ją upuści, ale tego nie planował.
    - Dawaj, obejmij moją szyję i idziemy – nachylił się nad dziewczyną, wyglądając trochę zabawnie, bo jego metr dziewięćdziesiąt zdecydowanie zaliczało go do osób wysokich.- Tylko się nie wierć, bo cię upuszczę i znów to ja będę tym najgorszym.
    Nie obchodziło go to, co pomyślą o nim inni, którzy postanowili wstać równie wcześnie co oni. I tak czuł się od nich lepszy, no i to on będzie zwycięzcą, jako że to właśnie on niesie ładną dziewczynę w ramionach.
    A, ładną. Joshua Yaxley uważa, że Julia jest ładna. Bo przecież była, nie zamierzał zaprzeczać. Do tego charakteru też nie miała takiego złego, więc Ślizgon był skory do bliższego zapoznania się z jej osobą. Nie miał niczego do stracenia, a wiele do zyskania.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  150. Musiał przyznać, że wybranie profesora Rathmanna na cel jego miłosnego dowcipu było nierozsądnym błędem. W końcu Transmutacja to przedmiot, który ma wielkie znaczenie dla jego przyszłości, przyszłej kariery aurora. Freddie obawiał się też trochę konfrontacji z matką. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego rodzicielka ostrym wzrokiem spogląda na jego szkolne postępy. Kiedy ostatnio usłyszała o kilku niewinnych dowcipach, o które słusznie lub niesłusznie podejrzewano Waylanda, przez całe wakacje siedział w domu, ograniczyła mu dosłownie każdą możliwą rozrywkę. Wolałby, żeby to się nie powtórzyło, choć teraz raczej nie miał nadziei. W najgorszym przypadku zwieje z domu i zatrzyma się u Julii albo Lincolna. Aż wzdrygnął się na ponure myśli o matce, w końcu nigdy nie miał z nią najlepszych kontaktów.
    - Następnym razem umówimy się wcześniej na oglądanie gwiazd, to spróbuje przemycić trochę Ognistej - puścił jej oczko, na wpół żartując, na wpół mówiąc poważnie.
    Pokazał przyjaciółce język na jej niby to obrażoną minę. W takich momentach cieszył się ze swojego wzrostu.
    Wieża astronomiczna była miejscem, w którym Freddie uwielbiał przebywać. Gwiazdy, księżyc, cisza. Nie licząc tego wysokiego drzewa nad jeziorkiem to właśnie w Wieży najbardziej lubił pisać. Panująca tam atmosfera zdecydowanie potęgowała jego wene.
    Był pewien, że nic nie przeszkodzi im w przyjemnym spędzeniu tego wieczoru. Kiedy Julia się zatrzymała uniósł lekko brwi w martwieniu i również przystanął, nadal trzymając ją za ręke. Nigdy żadne z nich chyba nie miało problemów w pokonywaniu schodów, w końcu była to dla nich codzienność. Kiedyś nawet, bodajże na trzecim roku urządzali wyścigi typu 'kto pierwszy wbiegnie...'. Poza tym, nie kojarzył, żeby jego przyjaciółka miała jakikolwiek problem z kondycją, może dlatego tak go to zaniepokoiło.
    - Nie, no co ty. Wchodzimy razem. - mruknął, zaciskając wargi. Martwił się, naprawdę się martwił, nawet spoważniał, co jak wiadomo nie zdarzało mu się często.
    - Wszystko w porządku, Julls? Tylko mi się tu nie wykręcaj. Dobrze wiesz, że potrafię wyczuć twoje kłamstwa...- ostrzegł ją od razu, wolną rękę kładąc jej na ramieniu.


    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  151. Czasem lęk przed zakochaniem nie był lękiem przed czymś konkretnym. Czasem nieumiejętność stania się dla kogoś centrum wszechświata brało się z tego, że jeszcze nikt nigdy nie stał się kimś najważniejszym dla nas. Nie była to znieczulica, nie świadczyło to o braku uczuć, czy odpychaniu od siebie innych. Czasem po prostu ciężko było poczuć coś ponad głód, zmęczenie, czy adrenalinę. Wszystkie te rzeczy: dobre jedzenie, długie godziny spędzone na doskonaleniu siebie, szaleństwa, rozmowy wypełniały życie i sprawiały, że wszyscy inni myśleli o, ten żyje jak wariat, ale żyje naprawdę! Ale zwykle czynności codziennego życia, choćby nie wiem jak udziwnione, szalone, ciekawe i zajmujące – nie sprawiały, że życie było pełne.
    Lucy od dawna czuła, że czegoś ewidentnie brakuje. Nawet więcej, że jakaś niewidzialna siła zabiera z jej życia to coś, co świadczyło, że się żyje, a nie egzystuje. Każdego dnia czuła coraz bardziej, że po prostu jest. Niby tak dużo, a jednak tak niewiele. Nie była pewna, czy to świadomość tego, że małymi kroczkami oddala się od wszystkiego, co definiuje ją jako Lucy Wood, czy przeżywa kryzys tożsamości (bo co właściwie to znaczy, że jestem akurat sobą?), czy fakt, że bycie świadkiem śmierci wyrwało z jej serca znaczną cząstkę życia? A może po prostu dorastanie tak straszliwie boleśnie ale i niezauważalnie zabija to, co czyni życie życiem? Wyrwana z natłoku pędzących myśli spojrzała na Julię.
    - No weź, nie bądź mięczak – jęknęła, proszącym wzrokiem wędrując od twarzy przyjaciółki, do wejścia w ciemny korytarz. – Słyszałam, że może tam jest zwierciadło, które pokazuje to, czego pragniesz najbardziej – szepnęła konspiracyjnie. Pamiętała, jak ojciec z zapartym tchem opowiadał jej o tym, jak Harry natrafił na to cudo.
    Czego najbardziej chciała? Chyba nie do końca wiedziała. I chyba to właśnie dlatego tak bardzo chciała stanąć przed zwierciadłem. Chciała dowiedzieć się, co mówi jej serce, bo już dawno jego głos zagłuszył rozum. Złapała Julię za łokieć i pociągnęła w stronę korytarza. Nie będą się uczyć. Nie dzisiaj i nie teraz, kiedy Lucy znalazła kogoś, przy kim nie boi się stanąć twarzą w twarz z własnym, szczęśliwszym odbiciem.

    Lu, która przeprasza, że zajęło to aż tydzień!

    OdpowiedzUsuń
  152. Doceniał ludzi, którzy nie patrzyli na niego jedynie przez pryzmat pochodzenia. Bo przecież skoro jest Yaxleyem, to pewnie Śmierciożerca i dwa razy był w Azkabanie! Oczywiście, chciałby pójść w ślady swoich przodków, chociaż w tych czasach to raczej niemożliwe, ale plotki i tak pozostaną jedynie plotkami, a gdybania gdybaniami. Wolał wyrobić własną markę i dobre imię wśród ludzi. A jeśli komuś się to nie podobało, to cóż, do widzenia.
    Pokręcił rozbawiony głową i skrzyżował ręce na torsie. Nie wiedział, jak miał odbierać słowa dziewczyny. Pewnie, mógłby pozwolić sobie na nutkę romantyzmu, popuścić wodze fantazji i pokazać się z jak najlepszej strony, ale czy to aby nie była jakaś podpucha? Bo przecież nigdy za sobą nie przepadali, a teraz, kilkanaście minut rozmowy za nimi i oboje są skłonni zmienić swoje nastawienie do siebie. To było naprawdę ciekawe, a Joshua chyba po raz pierwszy postanowił dogłębnie poznać drugiego człowieka, aby poznać jego intencje. Nigdy wcześniej się tym nie interesował.
    Patrzył, jak Julia powoli się od niego oddala, aż nagle wpadł na nieco szalony pomysł, który nie był w jego stylu. Nie przemyślał tego, naprawdę tego nie przemyślał, ale jego język postanowił działać szybciej niż mózg i po prostu przejął kontrolę.
    - Przyjdź jutro o siódmej wieczorem nad jezioro, to ci pokażę, jaki jestem romantyczny! – krzyknął za Krukonką.
    A potem mentalnie strzelił sobie w twarz. Nie powinien był tego mówić, co go w ogóle podkusiło? Chęć zaimponowania? Pokazanie, że potrafi wszystko i nawet kobiety mu nie straszne? Jego cholerna ambicja znów dała o sobie znać, omijając dumę i zuchwałość.
    Gdy dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia, opadł ciężko na krzesełko i wyciągnął papierosa z paczki.
    - Brawo, Yaxley, ty pieprzony romantyku – mruknął, przecierając twarz dłonią i pragnąc jedynie zatracić się w dymie papierosowym, który musiał go w jakiś sposób uspokoić. Nieźle się wkopał.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  153. Widział w jej oczach, że cierpi. Jak już zamierzała coś ukrywać, mogła chociaż zagapić się w podłogę, chociaż gest ten i tak by ją zdemaskował.
    - Julls, wiesz, że cię nie zostawie. Możesz stracić przytomność czy coś, nawet nie ma takiej opcji. - odezwał się hardym tonem. Owszem, był uparty, ale odejście w takiej sytuacji było niedopuszczalne. Nie rozumiał tylko, dlaczego dziewczyna próbowała mu wmówić, że wszystko w porządku, skoro najwyraźniej wcale nie czuła się tak dobrze. Przecież przyjaźnili się szmat czasu, doskonale zdawał sobie sprawe, kiedy ściemnia.
    - No nie wiem. Może powinniśmy wrócić? Jest masa innych fajnych rzeczy, jakie można porobić na dole... - urwał, dla zabezpieczenia wyciągając do niej ręce, gdy zaczęła się podnosić. Miał ochote przerzucić ja sobie przez ramię i siłą zawlec na dół, ale ostatecznie odpuścił. Nie chciał wywoływać między nimi bezsensownych sprzeczek. Szedł więc tuż za Julią, na wszelki wypadek ją asekurując. Powinien dać radę ją złapać, gdyby poleciała do tyłu, w ostateczności oboje troche się potłuką. Zatrzymał się na szczycie schodów, patrząc, jak krukonka zajmuje miejsce pod ścianą. Dołączył do niej chwilę później, nie odrywając od niej zmartwionego spojrzenia. Przecież nie można było tak po prostu ignorować bólu głowy, w końcu mógł być objawem czegoś poważniejszego. Do ostatecznego działania zmusiły ją mokre oczy Julii.
    - Dosyć. - mruknął, podnosząc się z miejsca - Wskakuj mi na plecy, zaniose cię do Skrzydła Szpitalnego - oświadczył, wskazując kciukiem za siebie.

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  154. Nie miał pojęcia, jaki problem uczniowie mieli z pójściem do Skrzydła. Jasne, nikt nie lubił leżeć w łóżku, przyjmować paskudnych lekarstw i krzywić się z bólu za każdym razem, kiedy Uzdrowiciel potraktuje czymś ranę, ale czasem było to po prostu konieczne. Julia nie wyglądała najlepiej, a nie zauważył wcześniej, by coś jej dolegało - może dlatego, że przez ostatnie dni prawie cały czas się mijali.
    Milczał przez chwilę, patrząc tak na nią ze zmarszczonymi brwiami. Z jego twarzy zniknęły wszelkie oznaki rozbawienia. Tym razem, nie było mu do śmiechu.
    - Rozumiem, Julls - odezwał się cicho - Ja też często tam przebywam, prawie na każdym meczu mi się obrywa, ale musisz dbać o swoje zdrowie, niezależnie od tego jak bardzo jest to nieprzyjemne - chwycił jej dłoń, którą położyła na jego torsie. Rzadko kiedy zachowywał taką powagę, każdy kto go znał, zauważyłby, że coś mu bardzo nie pasuje.
    - Przestań - prychnął, poddając się zalewającej go irytacji - Nie mogę się nie martwić. Co jeśli złapało cię coś poważnego? Moim zdaniem Uzdrowiciel musi zobaczyć cię jak najszybciej. - zignorował jej prośbę, choć w jego mniemaniu była bardzo urocza. Nie rozbawiła go jednak tak jak powinna, nie rozwiała jego wątpliwości.
    - Chodź - dodał i lekko pociągnął ją w stronę schodów. Planował postawić na swoim, bez względu na konsekwencje.

    [Aaa, sorka za długosć]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  155. Tak naprawdę nie wiedział dlaczego to zrobił i dlaczego, akurat tego wieczoru. Jednak w tym momencie nie dało się już nic z tym zrobić. Stało się. Nigdy nie mogli nazywać się przyjaciółmi, nie byli ze sobą na tyle blisko, aby móc powiedzieć, że właśnie została przekroczona bardzo cienka granica. Tak naprawdę… Vinay po prostu czuł, że musi to zrobić. Chociaż tak naprawdę nie czuł do Juli niczego więcej poza zwykłą sympatią. Może chciał zrobić na złość pewnemu ktosiowi, ale przecież nie było go nawet w tym momencie w pobliżu. Westchnął cicho, oddając się dalszej przyjemności.
    Gdy dziewczyna jednak się zerwała i ruszyła w stronę wyjścia, Vinay podniósł głowę i odwracając się delikatnie, odprowadził ją spojrzeniem do drzwi balkonowych. Dopiero teraz dotarło do niego, co tak właściwie zrobił. Gdy dziewczyna opuściła mały balkonik, zgiął się w pół, podpierając dłońmi czoło, przeklął głośno, zastanawiając się w jaki właściwie sposób byłby w stanie to odwrócić. Było mu z Julią dobrze, jako z koleżanką. Dobrze wiedział, że tak naprawdę czuje coś do kogoś innego, ale honor mu nie pozwalał na to, aby porozmawiać z tą osobą. Siarczyste przekleństwo wypadło raz jeszcze z jego ust, a on sam podniósł się z postanowieniem znalezienia panny Jones i porozmawiania z nią o tym co się właśnie stało. Gdy tylko pojawił się w Pokoju Wspólnym podszedł do niego jakiś chłopak, który od dłuższego czasu męczył go, aby ten pozwolił przyjść mu na rekrutacyjny trening. Vinay rzucił tylko na niego chłodne spojrzenie i pchnął delikatnie mówiąc, by lepiej teraz go nie męczył, bo może powiedzieć coś, czego oboje będą żałować. Obrzuciwszy szybkim spojrzeniem zebranych uczniów i widząc, że nie ma wśród nich Julii ruszył w stronę wyjścia. Nie miał pojęcia dokąd w takiej sytuacji mogła pójść dziewczyna. Zagryzł wargę i ruszył szkolnym korytarzem, ku jego szczęściu, dostrzegając skręcającą dziewczęcą sylwetkę. Przyspieszył kroku i ruszył za nią, utrzymując bezpieczną odległość.
    Gdy znaleźli się na zewnątrz, pozwolił jej chwilę odsapnąć. Dopiero po upływie kilku minut stanął niepewnie przed nią i ukucnął, kładąc dłonie na jej kolana.
    — Przepraszam. — Szepnął, przechylając głowę na bok, próbując dostrzec malujące się na jej twarzy emocje.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  156. [Dziękuję bardzo! :)]

    Amelia Riddley

    OdpowiedzUsuń
  157. — Przepraszam. — Naprawdę żałował tego co zrobił. Tak naprawdę nawet tego nie chciał. To był jakiś głupi moment słabości. Tak naprawdę, przecież nawet mu się nie podobała w taki sposób. Bo dziewczyny, najzwyczajniej w świecie mu się nie podobały. Widział, jak bardzo jest na niego zła, jednocześnie będąc zasmuconą i przestraszoną. Popełnił największy błąd w życiu i nie miał pojęcia, jak powinien go teraz naprawić. Nie był nawet pewien czy kiedyś jej wspominał, czy też nie, że wolał chłopaków. Poza tym. Dobrze wiedział jakie plotki chodziły na jego temat. Kiedyś cholernie się bał i przez to zrezygnował z związku, na którym cholernie bardzo mu zależało. Od tamtego czasu, dużo się jednak zmieniło. Nie przejmował się już tym co mówią na jego temat inni ludzie, co sobie o nim myślą. Dlatego też, zachowywał się czasami jak idiota i sam nie zastanawiał się nad soim własnym postępowaniem.
    — Ja… — Zagryzł wargę, opuszczając głowę w dół ze zrezygnowaniem. Wziął głęboki oddech i ponownie spojrzał na Julię. — Przepraszam, chciałem… Chciałem sprawdzić czy coś jeszcze poczuję. — Palnął, wychodząc z założenia, że to będzie dobre usprawiedliwienie dla jego zachowania. — W sensie, czy dziewczyny… Boże, Jones przepraszam to było głupie. Właśnie do mnie dotarło, że zrujnowałem ci ten pierwszy, magiczny pocałunek. — Był na siebie wściekły. — Wybaczysz mi?

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  158. Chyba miał nadzieję, że w ten sposób załagodzi sytuację. Wyszło znacznie gorzej niż się spodziewał. Wypuścił powietrze przez lekko rozchylone wargi i rozejrzał się dookoła, marszcząc brwi. Był pewien, że jego słowa wszystko poprawią. Niestety.
    — Julia… — Szepnął, czując jak coś ściska go w gardle. Czy właśnie tracił osobę, z którą mógł zawsze porozmawiać bez żadnego konkretnego powodu? Czy właśnie… Westchnął ponownie, patrząc uważnie na dziewczynę. Nie miał pojęcia co zrobić takiej sytuacji, w tym momencie, czy w ogóle cokolwiek dało się jeszcze zrobić? Zachował się jak skończony idiota. Kiedy dziewczyna wstała i ruszyła z powrotem do zamku, nie miał pojęcia czy powinien w ogóle za nią iść, czy może lepiej sobie to darować. Bo w jaki sposób mógłby poprawić obecną sytuację? Chyba się nie dało. Nie chciał jej ranić, nie zrobił tego z premedytacją. Coś mu po prostu zaćmiło mózg i uniemożliwiło myślenie, bo gdyby było inaczej w życiu by nie zrobił tego, co zrobił.
    Podniósł się na nogi i ruszył powoli w stronę zamku. Przecież nie mógł tak tego zostawić. Mieli wspólne treningi, wspólnie grali w drużynie. Musieli być względną jednością, która będzie potrafiła grać i żadne konflikty nie powinny się pojawiać w owej drużynie, co paradoksalnie było co najmniej śmieszne, bo Vinay prawie z każdym z drużyny w chwili obecnej miał na pienku.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  159. Uwielbiał ją, to jasne, chociaż czasami miewali krótkie spięcia w swojej nieskomplikowanej relacji. Wiadomo, przyjaciołom po prostu zdarzają się kłótnie i tyle. Im najczęściej szło o Qudditcha - oboje byli zdeterminowanymi graczami, żądnymi wygranej. Tym razem jednak sprzeczka miała zacząć się od czegoś zupełnie innego.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że sam się nakręcał, za bardzo ulegał emocjom i pozwalał, by przejmowały nad nim kontrolę, ale nic nie mógł już na to poradzić - nie da się zmienić swojego charakteru. Atmosfera zrobiła się gęsta, przyjemny wieczór spędzony na rozśmieszaniu siebie nawzajem zszedł na drugi plan. Nie wiedział, czego Julia od niego oczekiwała. Miał tak po prostu zapomnieć o całej sytuacji? Nie, to było niemożliwe. Wiele potrafił dla niej zrobić, ale nie to.
    Poczuł znaczną ulgę, kiedy Julia bez protestów zeszła z nim na dół. Liczył, że zmieniła zdanie i uznała, że jednak rozsądnie byłoby udać się do Uzdrowicieli, żeby poznać przyczynę ostrego bólu głowy. Mylił się jednak. Stanął tak, jak słup soli, patrząc na krukonkę z niedowierzeniem.
    - Słucham? - odezwał się, robiąc krok do tyłu - Nie. - dodał zaraz, kręcąc przy tym głową. Opanowała go złosć i nie był w stanie tego ukryć.
    - Nie, nie spotkam się z tobą dopóki nie pójdziesz do Skrzydła Szpitalnego, jasne? Tu chodzi o twoje zdrowie, Julia. - oświadczył zimnym tonem. Rzadko kiedy mówił do niej w ten sposób. Oczywiście, szantaż wydawał się okropnym posunięciem, ale co innego mógł zrobić, skoro jego przyjaciółka z niedwiadomych mu powodów tak uparcie stawiała na swoim?

    Freddie

    OdpowiedzUsuń

  160. Nie namawiał jej przecież na porzucenie szkoły i zrobienie się na odzianego w ścierkę pustelnika,który tańczy z nagimi śmierciożercami czy na pofarbowanie włosów na jaskrawy, różowy kolor świecący w ciemności. Chciał tylko, żeby poszła do lekarza, dowiedziała sie co jej jest i szybko zaczęła leczenie. Dbanie o zdrowie było naprawde aż tak trudne? Idąc do uzdrowicieli działała by przecież głownie na swoja korzyść. Tak, był zły. Bo Julia narażała się tylko i wyłącznie przez cholerną dumę albo z powodu, którego nie chciała mu wyjawić. Jej smutne spojrzenie go bolało, ale tak samo bolała go świadomość, że jego przyjaciółka nie chce nic zrobić ze swoim cierpieniem. Tym razem miał zamiar być twardy i nie odpuszczać.
    Zwodził się, że gdy postawi sytuacje w taki, a nie inny sposób, dziewczyna się w końcu przełamie. Pójdzie z nim grzecznie do Skrzydła, wysłucha Uzdrowicieli, a potem pozwoli odprowadzić się do dormitorium. Przeliczył się jednak. Patrzył się z niedowierzeniem w jej plecy, a potem w zakręt za którym zniknęła. Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu sobia poszła. Westchnął ciężko, pocierając czoło i sam skierował się w stronę dormitorium gryfonów. Wziął prysznic zbywając warknięciami uwagi współlokatorów i zakopał się gdzieś w kołdrze, niepotrzebnie zaciskając oczy. I tak czekała go bezsenna noc.
    Każdego następnego dnia, wstał z przeczuciem, że wszystko się ułoży. Julia w końcu zmądrzeje, uda się tam gdzie powinna, a potem uśmiechnie się do niego w ten uroczy sposób co zawsze i będą mogli wrócić do swoich codziennych pogaduszek. Nic takiego się jednak nie stało, a wręcz przeciwnie. Nawet na siebie nie spoglądali na korytarzu. Tęsknił za nią, czuł się trochę, jak wtedy, gdy dziewczyna, wiecznie zalatana, nie miała dla niego czasu. Z tym, że teraz dręczyły go wyrzuty sumienia. Dnia piątego (nie, nie liczył, tak po prostu zapamiętał) postanowił z nią w końcu pogadać. Siedział na eliksirach, wiercąc się na krześle niemiłosiernie, a kiedy wybiła godzina wolności zerwał się z krzesła i niemal połamał sobie nogi, prawie że wybiegajac z klasy. Tak jak przypuszczał, zastał ją w bibliotece.
    - Przepraszam
    Stał spięty nad jej stolikiem z szczerze skruszoną miną. Naprawdę żałował tego co zrobił, chociaż usprawiedliwiał się dobrymi chęciami.
    - Naprawdę przepraszam, Julls. Martwiłem się o ciebie i tyle. Tęsknie, wiesz?

    potulny Freddie

    OdpowiedzUsuń
  161. Adam tak jak obiecał zaraz po dotarciu na miejsce wysłała do Julii list. Cały pobyt w Moskwie był dla Rosjanina cholernie ciężki. Cała ta sytuacja bardzo go przycisnęła, jednakże zaciskając zęby jakoś dał radę. Wrócił bardziej wymęczony niż tam pojechał. Nie obeszło się bez małych rodzinnych sprzeczek, zgrzytów i wypominań. Cóż mógł się domyślić, że tak będzie.
    Gdy jego noga ponownie przekroczyła próg Hogwartu poczuł ulgę. Wreszcie był w domu. Od razu poszedł pod prysznic. Nawet nie zadbał o to, by rozpakować rzeczy, za bardzo się stęsknił, za niektórymi osobami, by móc myśleć o doprowadzeniu siebie do porządku. Ubrany w czystą szatę z nieco wilgotnymi włosami udał się na boisko, gdzie odbywał się trening Quidditcha. Wszedł na płytę i wygodnie oparł sięo drewnianą balustradę cierpliwie oczekując końca, który miał zaraz nastąpić. Od zawsze powtarzał Julii, że była więcej niż świetna w tym ja gra i zdecydowanie szkoda, by było, gdyby taki talent się zmarnował.
    Na twarzy Lebiediewa zagościł szeroki uśmiech, gdy zawodnicy wreszcie stanęli na ziemi ściskając w dłoniach swoje miotły. Ruszył ze swojego miejsca w kierunku przyjaciółki.
    - Nadal w formie – wydukał zwracając tym na siebie uwagę. Puścił jej oczko otwierając przed nią swoje ramiona, by ostatecznie móc mocno ją do siebie przytulić.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń
  162. [Dzięks, minimalizm rządzi!]

    Ruth

    OdpowiedzUsuń

  163. Żałował, że użył takich właśnie słów, ale ponieważ nie posiadał tak przydatnego gadżetu, jak Zmieniacz Czasu, choćby z całej siły próbował, nie mógł już cofnąć się i tego naprawić. Mógł za to przemóc się i przeprosić, przyznać się do winy i w ten głupio trudny dla niego sposób wyznać, że tęskni. W końcu był facetem - wyraźanie uczuć to pestka, ale rozmowa o nich to już całkiem inna historia.
    Miał nadzieję, iż dziewczyna się trochę po burzy, da mu po głowie, ale ostatecznie przytuli go i zaciągnie do wspólnej nauki. Tak, dla niej Freddie nawet naukę był w stanie przeżyć. Przygasł, gdy zobaczył jej minę, która wydawała mu się tak cholernie zimna, niewyrażająca nic poza głuchą pustką. Nie miał zamiaru się jednak poddać, nie gdy ich przyjaźń wisiała na włosku z tak beznadziejnie bezsensownego powodu. Czuł się winny, ale przecież wina nie leżała tylko po jego stronie. Życzył sobie czegoś poza 'Nie pójdę do Skrzydła bo mam dość tego miejsca, poradzę sobie'. Nie chciał, by sama sobie z tym radziła, a przecież z medycznej strony nie potrafił jej pomóc.
    Posłał jej smutny uśmiech, usłyszawszy, że również tęskni. Ponownie zapłonęła w nim wiara, że wszystko może być, tak jak dawniej. Niestety, zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Przełknął ślinę, czując się, jakby Julia przywaliła mu w twarz.
    - Nie no, daj spokój. Przepraszam, cholernie mi przykro. Nie każ mi odchodzić no. Przepraszam, okay? Spieprzyłem to...- westchnął ciężko, przecierając twarz dłonią. był beznadziejny w takich sprawach doprawdy. Bolało go, że Julia sprawiała wrażenie, jakby się poddawała. Jakby to wszystko już jej nie obchodziło. Może naprawdę miała go dość? Może nie był takim dobrym przyjacielem za jakiego sie uważał?
    - Nie zachowuj się jak zimna zołza, bo wiem, że nią nie jesteś - burknął i zabrał jej książke sprzed nosa. Stawał się coraz bardziej zdesperowany, czuł nieprzyjemny ucisk w zołądku, jakby miał zaraz zwymiotować
    - Powiedz, co mam zrobić, żeby ci to wynagrodzić. Nie wiem, możesz mi przyłożyć, kazać mi się przebiec w samch bokserkach przez całą szkołę, cokolwiek. Ale proszę, nie skreślaj mnie w ten sposób...

    Smutny Freddie

    OdpowiedzUsuń
  164. [ Wait...ale że nie potrafi go skreślać czy nie potrafi go nie skreślać? xd]

    OdpowiedzUsuń
  165. [Cześć :)
    Dziękuję bardzo za powitanie i cieszę się, że uważasz Teda za ciekawego :P Sama Julia wydaje się być świetną postacią; rozsądną i bardzo dojrzałą, jak na swój wiek. Tak wnioskuję z jej poglądów na świat i ludzi ;)
    Wątek bardzo chętnie, acz nie przychodzi mi do głowy żaden punkt zaczepienia... Chyba że wykorzystamy do tego jakoś Huncwota - kociego towarzysza Teda? Albo klasę OPCM i powrót młodego Lupina do pracy jako profesora? Uczniowie pamiętają go innego; nie tylko pod względem psychicznym, ale przede wszystkim fizycznym. Chwilowo ma problemy z metamorfomagią :P]

    Ted Teddy Lupin

    OdpowiedzUsuń
  166. [Jest przecież nastolatką, to naturalne i jak najbardziej wybaczalne :P
    Ok, takie rozwiązanie jak najbardziej mi pasuje. Ted, co prawda, zawsze mówił swoim uczniom, by mówili do niego po imieniu, ale nie wszyscy się tego słuchali, mimowolnie czując respekt.
    I skoro byli tak blisko, to Julia przeżyje mały szok, widząc jego prawdziwy wygląd i blizny, z których części nawet teraz nie ukrywa. Nie mam nic przeciwko temu, by namawiał ją do bycia aurorem, Teddy to raczej mobilizujący nauczyciel. Nigdy jednak łatwo się poznać nie dawał, co dopiero swoim uczniom, a zwłaszcza teraz. Huncwot na pewno jednak co niego pomoże nam jednak wątek ruszyć :D To bardzo inteligenta bestia :P
    Zaczniesz, proszę?
    A, i nie było go od końca marca, aż do teraz ;)]

    Ted Lupin

    OdpowiedzUsuń
  167. [W mordę... Sama nie wiem; oba pomysły mi odpowiadają. Chociaż, niech będzie pierwsza opcja, jeśli chcesz zobaczyć zmianę w nim w pełnej postaci... Na nazajutrz, tuż przed pierwszą lekcją lub śniadaniem - jeśliby na nim był - przybrałby już psychiczną i emocjonalną maskę ;)]

    Ted

    OdpowiedzUsuń
  168. Był w, za przeproszeniem, ciemnej dupie. Nie znał się na spotkaniach z dziewczynami, „randkach” i romansowaniu. Zaproszenie Julii nad jezioro było spontaniczne i nieprzemyślane. Miał przynieść kwiaty? Coś do jedzenia i picia? Miał wyglądać normalnie, czy włożyć coś co dziewczyny uznają za „wyjściowe”? Był tylko facetem, nie miał pojęcia o takich rzeczach. Jak trafić w gust Julii? A może ma na coś uczulenie? Takie planowanie było naprawdę męczące.
    Stanęło na tym, że ubrał się na czarno, a jedynym kolorowym elementem ubioru, był srebrno-zielony szalik. Było chłodno, a on zaliczał się do zmarzluchów, więc musiał szczelnie opatulić się swetrem i szalem, aby przeżyć dzisiejszy wypad nad jezioro. Poradził się młodszej siostry, co lubią dziewczyny (przez co bardzo mu dokuczała, nigdy jej tego nie wybaczy) i wraz z jej pomocą wybrał bukiet kwiatów ściętych z jednej ze szklarni. Padło na frezje, które, jak się później dowiedział, oznaczały jednocześnie szacunek jak i zaproszenie do flirtu, więc naprawdę nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, aby kraść akurat te kwiaty. Nie wypadało przyjść z pustymi rękami, Joshua szanował kobiety.
    Chwilę przed siódmą opuścił zamek. W prawej dłoni trzymał bukiet kwiatów, a w drugiej kremowe piwo. Swoimi słodyczami postanowił się nie dzielić, więc ich ze sobą nie wziął – on i Julia nie byli jeszcze na tym poziomie znajomości.
    Gdy dotarł na odpowiednie miejsce, Julia już tam siedziała. Przełknął ślinę i podszedł do dziewczyny na ławce, ukrywając przedmioty za plecami.
    - Cześć. – Uśmiechnął się pogodnie.- Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo. Umm… - Zmarszczył brwi i przypomniał sobie, co zrobić następnie.- Kwiaty, proszę. Dla ciebie. – Wyciągnął prawą dłoń z bukietem frezji i spojrzał na Julię z nadzieją, że go doceni.- I kremowe piwo. Na rozgrzanie.
    Starał się, to się liczyło, prawda? Chyba nie był taki zły, jeśli chodziło o planowanie niby randek. Bo Joshua już sam nie wiedział, czy to była randka, czy coś zupełnie innego.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  169. Z pewnością, jego słowa były zbyt ostre, a reakcja dziewczyny jak najbardziej uzasadniona. Nie można jednak powiedzieć, aby Hyun w tamtym momencie myślał racjonalnie. Gdy poczuł na swojej twarzy jej pięść, nawet nie drgnął. Nie wypowiedział ani jednego słowa, chociaż w myślach przeklinał ją najgorszymi epitetami, jakie zdążył poznać do tej pory. Żachnął się i gdy tylko dziewczyna opuściła pokój wspólny, Hyun zrobił dokładnie to samo. W celu odnalezienia łazienki i sprawdzeniu, czy z jego nosem aby na pewno wszystko jest w porządku.
    Następnego dnia, gdy tylko pojawił się w Wielkiej Sali, zajął miejsce tuż na skraju stołu. Zerkał w swój talerz marszcząc brwi. Nie miał na nic ochoty. Nie dość, że tutejsze jedzenie w ogóle mu nie smakowało i o ile normalnie był w stanie przemóc się i coś przełknąć, tak dziś czuł, że przez jego gardło nie przejdzie nic poza herbatą. Ale nawet tą mieli tu ohydną. Dłubał widelcem w jajecznicy, która znalazła się na jego talerzu. Wpatrywał się w nią czując, jak wyrzuty sumienia zżerająco od wewnątrz. Miał żal do siebie o to co powiedział Julii. Zdecydowanie nie powinien zachowywać się w taki sposób. W końcu… Ani o niczym nie wiedziała, ani w żaden sposób nie zasłużyła sobie na takie słowa. Wciąż był jeszcze w emocjonalnej rozsypce. Wszystko to co wydarzyło się w wakacje było tak świeże, chociaż minęły już prawie trzy miesiące od tamtego zdarzenia.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  170. Nie miał pojęcia, czy będzie potrafił kiedykolwiek wyznać to na głos, ale Julia była jedną z najważniejszych osób w jego życiu. To znaczy, tak, był towarzyski, uwielbiał wspólnie spędzać czas ze znajomymi i nienawidził samotności. Miał całą masę kolegów i koleżanek, którzy wizieli w nim wesołego, nieokrzesanego gadułę. Ale wbrew pozorom tylko nielicznych dopuszczał do prawdziwego siebie. Tylko nieliczni wiedzieli, kim jest, o czym marzy, jakie ma obawy, jakie słabości. Julia należała do niewielkiego grona istot, przy których zdejmował maskę. Miał wrażenie, ze może wyznać jej wszystko.
    To dlatego czuł się paskudnie. To dlatego było mu przykro z powodu tego co się stało. Powinien spróbować ją zrozumieć, ale co gdyby się stało coś poważnego do cholery? Przecież on by bez niej nie przetrwał. Na razie co prawda, jego przyjaciółka siedziała tutaj i chyba miała się nie najgorzej, ale zawsze lepiej dmuchać na zimne. Bał się, bał się, że to zawalił, że zniszczył to, co udało im się zbudować.
    Zacisnął szczęke, mrugając nerwowo. Mimowolnie rzucił jej to błagalne, przepraszające spojrzenie. Chciał ją przytulić, pogłaskać po głowie i wywołać na jej ustach uśmiech jakimś głupim żartem. Wypuścił powietrze z płuc, gdy się odezwała.
    - Dobrze - usłyszał własny głos - Jakby co...- odkrząknął, westchnął i zmarszczył brwi, jakby go to nie obchodziło, choć oboje wiedzieli, ze jest inaczej.
    - Jakby co, wiesz gdzie mnie znaleźć - mruknął zanim ostatecznie odwrócił się na pięcie i wyszedł z biblioteki.

    [Odpis mocno przetrawiony, bo jak się któryś raz pisze tą samą wypowiedź to jest kiepskoo. Wybacz ;n; Pytanie tylko co teraz z nimi robimy? Damy im chwilę spokoju osobno czy od razu lecimy z kolejnym wątkiem? C: ]

    Fredzio :C

    OdpowiedzUsuń
  171. Uśmiechnął się szeroko, gdy dziewczyna wreszcie wpadła w jego ramiona. Pogładził ją czule po plecach. Poza Mattem, tylko ona mu pozostała, wszystkich innych tracił. Pocałował ją czule w skroń i lekko niezadowolony spojrzał na nią, gdy ta się od niego oderwała. Pokręcił w rozbawieniu głową na boki. – Głupoty gadasz – wydukał zgodnie z prawdą, po czym grzecznie na nią poczekał, gdy ta pobiegła ogarnąć się po treningu. Czuł się zmęczony psychicznie, ale i również fizycznie. Dosłownie wszystko go drażniło, nie potrafił nawet dodać dwa do dwóch, był dziwnie nieobecny, czego nie dawał po sobie poznać. Gdy Julia do niego wróciła przytulił ją do siebie całując przy tym lekko w czoło, a następnie w czubek głowy.
    - Też tęskniłem – wyznał gładząc ją po włosach, po czym wplątując palce w jej dłoń zaprowadził ją do siebie, gdzie poczęstował szklaneczką soku dyniowego nim zajął miejsce obok niej i objął czule ramieniem. Chwilę później dołączył do nich Szymon, który ułożył się wygodnie na kolanach swojego właściciela.
    - Coś nowego słychać? – zapytał opierając podbródek na czubku jej głowy. Westchnął cicho przymykając powieki. Z chęcią, by się zdrzemnął. Podróż była bardzo męcząca. Po paru minutach położył głowę na jej kolanach, a kciukiem delikatnie głaskał wierzch jej dłoni. Dopiero teraz poczuł jak bardzo był senny. Wolną dłonią głaskał mruczącego kociaka za uchem, który wyraźnie domagał się pieszczot ze strony właściciela.
    - Brakowało mi Ciebie – mruknął cicho przytulając się do niej. Bał się, że i ona go zostawi, że ona również z niego zrezygnuje. To nie tak, że jej nie ufał bo ufał jej mocniej niż samemu sobie, ale te przeczucia po prostu były. Wieczny, niekończący się strach. Zamknął oczy nie chcąc już dłużej o tym myśleć. To go przerażało.
    - Co u Mathiasa? Nie widziałem go w sumie ani przed wyjazdem ani teraz. Jak on się czuje? Jak wy się czujecie?

    Adaś ♥

    OdpowiedzUsuń
  172. Uśmiechnął się lekko i bez gadania zabrał się za ogarnięcie swojej rany, a raczej blizny, która po niej została, chcąc mieć święty spokój. Westchnął cicho poprawiając bluzkę, po czym spojrzał na kuzynkę łagodnym wzrokiem, siedząc na łóżku. Uwaga, uwaga! Panna Jones zagoniła wiecznie naburmuszonego profesora Rathmanna do łóżka!
    - Nie byłem – odpowiedział zgodnie z prawdą. – Wysłałem jednego z uczniów, który wyszedł z taką inicjatywą, gdy zaproponowałem za to dodatkowe punkty – wyjaśnił opadając wygodnie tak bardzo stęskniony za pościelą na poduszkę. Przekręcił się na bok i wyciągnął ku niej dłoń. Przyciągnął ją do siebie, tak że padła tyłkiem na pościel zaś plecami oparła się o jego uda. – Byłem grzeczny, mamusiu – zaśmiał się dając jej kuksańca w bok. – Ale nikomu nie mów! – zagroził jej palcem, choć na jego twarzy nadal pozostawał uśmiech.
    - Możesz, możesz. – zgodził się patrząc na książkę. – Pomóc Ci w czymś? Masz coś do napisania? Jakiś referat, cokolwiek innego? – zapytał unosząc przy tym brew ku górze. Razem zawsze będzie lepiej, prawda?
    Był zmęczony, ale jednak nie chciał zasypiać. Było zdecydowanie zbyt wcześnie na sen. Westchnął cicho przecierając dłońmi twarz.


    Mathias przepraszający, że tak krótko ;c

    OdpowiedzUsuń
  173. [Miałam Ci dzisiaj odpisać, ale szuram nosem po klawiaturze :<
    Obiecuję podesłać sensowny odpis jutro, przy pierwszej okazji. I dziękuję bardzo za rozpoczęcie - wyszło świetnie! :)]

    Ted Teddy Lupin

    OdpowiedzUsuń
  174. Zakochanie było egoistyczne, oczywiście. I Lucy doskonale to rozumiała. Wiedziała jednak również, że często działo się bez naszego wpływu. Tak po prawdzie to nikt nie miał na to wpływu. Ani sami zakochani, ani tym bardziej przyjaciele, czy rodzina. Przemawianie w takich sytuacjach do rozsądku było zdaniem Lucy bezcelowe. Dlatego, gdyby zauważyła, że ktoś z jej bliskich obrał jej zdaniem kiepski obiekt westchnień pewnie nie ingerowałaby za bardzo, doskonale pamiętając, że jej ostatnim obiektem westchnień też nie był odpowiedni chłopak.
    Zrobiła odważny krok w stronę korytarza, by odwrócić się przez ramię do przyjaciółki na jej słowa. Co to da? Zmarszczyła lekko brwi, a jej twarz wydała się w tym momencie starsza od kilka lat. Jakby natłok pędzących myśli w jednej chwili wymalował się w błyszczących w ciemności oczach, zmarszczonych brwiach i zaciśniętych blado ustach. Jeśli będzie wiedziała czego naprawdę pragnie…
    - Może wreszcie dowiem się co dalej robić – odpowiedziała głosem nieco zachrypniętym, tak bardzo niepasującym do jej dość drobnej, dziewczęcej postury. Nie przeszkadzało jej, że coś, co zobaczy będzie trudne do osiągnięcia. Jeśli czegoś bardzo się chce, podejmuje się wszelki wysiłek by to osiągnąć. Najbardziej bała się, że jej prawdziwe pragnienia będą tak różne od tego, do czego prowadziły ją dotychczasowe decyzje. Najbardziej bała się, że będzie żałować, gdy okaże się, że nie ma już odwrotu.
    Spojrzała w mrok, wyciągając różdżkę. Machnęła nią, zapalając świeczniki przytwierdzone do ścian korytarza. Wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Była zdeterminowana, choć czuła, że nie ma tyle odwagi, ile powinna. Dlatego potrzebowała otuchy, nie była w stanie pójść tam sama.
    - Julia, ja muszę tam iść – szepnęła, wyciągając do dziewczyny rękę w powietrzu. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała jako-tako wytłumaczyć swoje zachowanie. Ale nie teraz. Teraz potrzebowała towarzystwa, bo nie potrafiła sama stawić czoła ani swoim marzeniom, ani konsekwencjom podjętych decyzji. Podróż tym korytarzem w samotności byłaby nie do zniesienia. Co prawda nie była w stanie zmusić się do powiedzenia proszę, bo czuła że wraz z tym słowem z jej oczu popłyną łzy, których nie będzie w stanie wytłumaczyć nawet sobie.

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  175. [Hehej. Czy ja wiem, czy taki hipster? ;) Twórzmy, jak najbardziej.]

    Jeremy

    OdpowiedzUsuń

  176. Poddawanie się wydawało mu się paskudne, słabe i go bolało, ale co innego mógł zrobić? Nie chciał jej do niczego zmuszać, juz raz popełnił ten błąd. Zasługiwała na trochę czasu dla siebie. Sam chyba powinien przemyśleć parę spraw.
    Zawsze gdy oglądał mugolskie filmy, za najbardziej kiczowate sceny uważał te, w których bohaterowe, zdołowani, smętni lub ze złamanym sercem chodzili bez sensu po pustych polach, siedzieli na kamieniu bądź gapili się bezsensownie w przestrzeń do mdłej, wolnej ballady, rozmyślając o swoim beznadziejnym życiu. W tamtym momencie Freddie czuł się właśnie jak jeden z tych frajerów. Usadowił się nad jeziorkiem, ze swoim brulionem, próbując napisać cos sensownego, ale jego myśli hasały albo raczej snuły się w tej swojej głupocie. Nawet głupi wiersz nie chciał do niego przyjść.
    I tak właśnie minął tydzień, Freddie wmawiał sobie, że przyzwyczaił się do nieobecności Julii, ale jego zachowanie świadczyło o czymś zupełnie innym. Nie zmienił się, nadal był głośnym awanturnikiem, z tym, że ten awanturnik zatrzasnął drzwi i schował się w łóżku pod kołdrą, nie pozwalajac sobie, żeby wyjść na zewnątrz. Uśmiechał sie, choć już nie tak radośnie, posyłał rozbawione spojrzenia, ale pozbawione były one tego charakterystycznego szelmowskiego błysku.
    Na transmutacji siedział z brodą podpartą na ręce, gapiąc się w pergamin z 'notatkami'. Do tej pory prawie nigdy ich nie robił...Wykład profesora wlatywał do jednego ucha i wylatywał drugim. Nagle do sali ktoś wszedł i wymówił jego imię. Freddie odwrócił wzrok od ławki dopiero w momencie, kiedy rozpoznał głos swojej przyjaciółki. Rzucił jej zaskoczone spojrzenie, a potem przeniósł je na Rathmanna. No tak, nie pozwoliłby mu wyjść, nawet gdyby ich sala zaczęła płonąć...Poza tym to pwnie bye było nic ważnego, zwykłe wezwanie do dyrektora czy coś w tym rodzaju. Nie pozwolił sobie na nadzieje.
    Głownie dlatego, kiedy wychodził z sali, wzrok miał opuszczony i wyglądał na generalnie przybitego. Zmieniło się to jednak, kiedy Julia się na niego rzuciła. Nieco oszołomiony objał ją w pasie i przytulił ją do siebie, jakby nic się nie zmieniło. Patrzył tak na nią przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy nie śni, ale jego twarz rozjaśnił zaraz wielki uśmiech.
    - Nikogo innego na tym miejscu nie widzę, Julls - odezwał sie i poczochrał jej włosy, ignorując wszystkich wokół. Oni się teraz nie liczyli. Zaśmiał się i znowu ją przytulił - Przepraszam, jak następnym razem będę paskudą to mi po prostu przywal,ok? - mruknął z rozbawieniem, przymykając oczy. Ten dzień jednak nie był taki beznadziejny.

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  177. Nie był zbyt rozmowny, co było niestety widać, nieumiejętnie starał się to ukryć. Nie wyszło. Westchnął cicho przeczesując palcami swoje kosmyki włosów tkwiąc w lekkim zakłopotaniu. Spojrzał na Julke nadal milcząc.
    - To był męczący wyjazd – odparł wreszcie w wymijający sposób. Nie miał ochoty o tym rozmawiać. Sam miał przez to niezły mętlik w głowie, co powodowało ogromny ból. Wiedział, że Julia mu nie odpuści i będzie musiał powiedzieć, co jest grane. Przecież mógł jej powiedzieć wszystko. Doskonale to wiedział, jednak wyrzucenie wszystkiego z siebie nie było takie łatwe. Przetarł zmęczoną twarz dłońmi.
    - Po prostu wszyscy ze mnie rezygnują, wszyscy odchodzą. Moi rodzice, mój brat, wujek, Wiera, teraz nawet Addison – wydukał cicho opierając głowę na oparciu kanapy. Przymknął na moment powieki zaciskając usta w wąski paseczek. – Tylko Ty mi zostałaś – dodał z nadal zamkniętymi oczami. Gdy je wreszcie otworzył spojrzał na nią uważnie. Cóż powinien się wreszcie nauczyć, że nic nie trwa wieczne, nawet ludzkie relacje. Tyle, że on za każdym razem wierzył, uparcie wierzył, że nic się nie popsuje, że wszystko będzie dobrze, a jednak nic nigdy nie było dobrze. To było więcej niż niesprawiedliwe. Westchnął cichutko kładąc głowę na jej kolanach. Marzył o śnie i chwili spokoju. Podróż była męcząca, a mętlik stale narastający w jego głowie znacznie bardziej go męczył, a sen pozwoli mu na chwilową ucieczkę od problemów.

    Adam

    OdpowiedzUsuń
  178. Nie mógł jej teraz przecież powiedzieć, że z nimi koniec, szczególnie, że tego nie chciał. Przyjaźń z Julią za wiele dla niego znaczyła, zakorzeniła się w jego sercu i chyba nikt nie mógłby jej stamtąd wyrwać. Do tej pory ciężko było mu uwierzyć, że prawie to wszystko stracili przez taką bezsensowną sprzeczkę. Kilka dni odzielnie chyba jednak dobrze im zrobiło, oboje zdążyli za sobą zastęsknić.
    Był od krukonki wyższy, więc bez problemu mógł oprzeć brodę o czubek jej głowy. Tulenie się miało tyle zalet, nie dość że potrafilo nieźle ogrzać w sensie fizycznym to jeszcze wywoływało to przyjemne ciepełko, które oblało ciało od środka.
    - Nie? - zaśmiał się głośno, rozbawiony - Nigdy nie mów nigdy, Julls - dodał, mrugając do niej porozumiewawczo. W końcu Freddie potrafił być najbardziej irytującą osobą, potrzebował czasem porządnego kopniaka.
    - Uważaj, bo jeszcze będziesz miała mnie dość - ostrzegł ją, szczerząc się niczym małe dziecko, które właśnie dostało nową zabawkę. Freddie zyskał jednak coś więcej - zwrócono mu jedną z najlepszych przyjaźni, jakich miał okazje zasmakować w życiu.
    - Nie, odwołano nam Zielarswto. Możemy odpuścić sobie obiad i najeść się w Miodowym Królestwie, co ty na to? - poruszył znacząco brwiami. Wszyscy wiedzieli, że Waylnad uwielbiał słodycze jak mało kto. Poza tym, musiał z Julią o czymś poważnie porozmawiać.

    Fredziak

    OdpowiedzUsuń
  179. Minął praktycznie miesiąc od momentu, gdy po raz ostatni próbował porozmawiać z Julią, niby później próbował na nowo nawiązać kontakt, ale gdy dziewczyna nieustannie go unikała, a na treningach i meczach jedynie słuchała jego uwag odnośnie samej rozgrywki, przestał starać się o jej uwagę. Może i właśnie taka przerwa była im potrzebna… W międzyczasie zdołał nawet zrobić sobie krzywdę i spaść z miotły podczas jednego z treningów, o tym, że Hyun na czas jego nieobecności przejął stanowisko kapitana miał się nikt nie dowiedzieć, bowiem wszyscy doskonale wiedzieli, że ta dwójka się wręcz nienawidziła. Albo to raczej Vinay nie pałał sympatią do Koreańczyka, co było dość zabawne bo wychodziło na to, że Belzungovich tak naprawdę nikogo ze swojej drużyny nie lubił. Z Karolkiem łączyła go dość dziwna relacja, w której ostatnio świetnie sobie nawzajem działali na nerwy. Miał tak naprawdę tylko Julię, ale sam skutecznie to rozpieprzył. Nie miał pojęcia co mu uderzyło do głowy, a swoje wytłumaczenie uważał, za perfekcyjne. Jak się okazało, Julia nie miała takiego samego zdania.
    Szczerze żałował swoich postępków, nie zamierzał jednak narzucać się dziewczynie przez co nawet sam zaczął ją unikać. Nie dlatego, że nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy, a dlatego, aby to ona czuła się lepiej i nie musiała myśleć, gdzie się podziać. W taki właśnie sposób Vinay w pokoju wspólnym Krukonów bardziej bywał, niż był, w dodatku grubo po godzinach policyjnych. Właśnie o takiej porze siadał na jednej z sof znajdującej się wystarczająco blisko kominka, aby mógł ze spokojem odrobić wszelkie zadane prace domowe. Ostatnio chodziło mocno niewyspany, nie dość, że właśnie po nocach pisał eseje to jeszcze próbował opracować idealną strategię quidditcha, co przez zmęczenie niekoniecznie szło mu dobrze.

    Była właśnie jedna z takich nocy, gdy wszyscy byli już w swoich dormitoriach, a Vinay siedział przy kominku, próbując napisać sensowną pracę na temat tego, jaki wpływ mają liczby na ludzkie życie i jak odnosi się to do układu planet. Była to praca dodatkowa na koło astronomów, na które uczęszczał z wielką przyjemnością. Niestety, pisanie nie szło mu zbyt dobrze, przez co szybko przerzucił się na rozplanowanie ich gry, na zbliżający się mecz z Hufflepuffem. Podpierając dłonią głowę, pół leżał przy małym stoliczku, w drugiej ręce trzymając pióro i mocząc je co jakiś czas w atramencie, próbował nie zasnąć… W sumie to bardziej udawał, przed samym sobą, że coś robi. Walczył, aby jego głowa nie wylądowała na pergaminie całym mokrym od granatowego atramentu. Tak… Kawałek papieru wyglądał raczej jak jedna wielka plama, niżeli jakikolwiek plan, mający przynieść im zwycięstwo. Tylko napis u góry Ravenclawu – Hufflepuff sugerował, że ma to jakiś związek z Quidditchem.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  180. Zerkał co jakiś czas w jej stronę, starając się skupić na swoim posiłku, co było… Dość trudne, nie ma co się oszukiwać. Ostatnio działo się tak wiele rzeczy w jego życiu i to w tak krótkim czasie. Nie potrafił zapanować nad własnymi emocjami, nad słowami, które lały się z niego z prędkością światła. Wydobywały się z jego ust tak szybko, że nawet nie nadążał myśleć, czy aby na pewno właśnie to chce powiedzieć. Wszystko było takie… Inne, niż do tej pory. Cały świat nagle stracił swoje kolory, a Hyun… Tkwił w tym wszystkim samotnie, bo sam się na to skazał, sam tego chciał. Pokazał przecież już pięknie, jak bardzo zależy mu na towarzystwie. Paradoksem jednak było to, że chociaż pragnął samotności, wcale nie czuł się w niej lepiej. Wręcz odwrotnie. Wyrzuty sumienia zżerały go od wewnątrz, w dodatku sam sobie dowalał za każdym razem, gdy spoglądał w lustro.
    — Aish… — Jęknął, odsuwając od siebie talerz. Spojrzał na Julię i zamruczał cicho, pod nosem parę przekleństw w swoim ojczystym języku, jakby chciał w ten sposób pozbyć się wyrzutów, które go dręczyły od wczorajszego wieczoru. Problem polegał na tym, że to w żaden sposób nie pomagało. Uniósł się i przesunął się odrobinę w bok, zostawiając nieruszony posiłek, tak aby znaleźć się naprzeciwko dziewczyny. Nie miał ochoty na ckliwe rozmowy, nie miał najmniejszej ochoty na zwierzania i opowiadanie o tym co się stało. W głębi duszy, właśnie tego potrzebował, jednak walczył z tym wciąż. Walczył…
    — Aigoo, zapomnij o tym co wczoraj powiedziałem. — Mruknął, przypominając sobie jak paskudne słowa wypowiadał z myślą o Seo i jak bardzo one się spełniły. To co powiedział wczoraj Julii… Nie chciał, nie chciał aby i ona odchodziła z tego świata. Nie wytrzymałby tego. — Przepraszam, wcale nie myślę tak, jak powiedziałem. — Mruknął, mając nadzieje, że dziewczyna jest świadoma, jak trudne było dla niego przyznanie się do tych słów.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  181. [No pewnie, skoro romansik nie wyjdzie, to nic na siłę :) Możemy zrobić coś takiego, że podczas tej "schadzki" nad jeziorem Joshua będzie próbował ją pocałować, ona go odepchnie albo trzaśnie w twarz, cokolwiek, powie mu co myśli na ten temat, a on albo to przyjmie, albo się zdenerwuje, jeszcze nie wiem, co z nim zrobię :D ]

    Nie uciekła, nie dała mu w twarz, nie wyrzuciła kwiatów za siebie – było dobrze. Najwyraźniej rady jego siostry nie okazały się takie złe. Joshua naprawdę nie znał się na takich rzeczach. Najchętniej od razu przeszedłby do momentu, kiedy zostaje już chłopakiem drugiej osoby i nie może się od niej oderwać. Jego romantyczność leżała i ledwo zipała, a nikt nie chciał jej ratować. Może to dlatego, że nie miał od kogo się jej uczyć? Jego rodzice jak najbardziej się kochali, ale ostatnio Joshua miał wrażenie, że chemia między nimi już dawno się wypaliła i są ze sobą tylko dlatego, bo nie wypada się rozwieść. Widział tę miłość, gdy był młodszy. Teraz nie był już taki pewien, czy w ogóle istnieje i czy będzie dane mu jej doświadczyć. Miał nadzieję, że kiedyś tak. Nadal był młody, wiele przed nim. Wystarczyło trafić na tę odpowiednią osobę i wszystko jakoś potoczy się dalej.
    - Picie piwa też może być romantyczne – stwierdził z zawadiackim uśmiechem, siadając na ławce i otwierając piwo.- Potem powiem ci: „O, masz pianę na wardze, daj, wyczyszczę!” i zrobię to w najmniej spodziewany sposób. Także, uważaj. – Mrugnął do niej, podając dziewczynie piwo, gdy już je otworzył.
    Ten wieczór musiał być miły – inaczej go sobie nie zaplanował. Nie miał siły na żadne sprzeczki, dramaty i krzyki – po prostu chciał spokojnie spędzić czas z Julią, która była sympatyczna i w żaden sposób go nie irytowała. Na razie.
    Randka czy nie randka, było przyjemnie. Gdzieś zahukała sowa, zaszeleściły drzewa, poszybowały nietoperze. Natura zdawała się być im przychylna, tworząc miłą atmosferę. Joshua nie żałował, że wyszedł dzisiaj z zamku. Nie żałował, że zaprosił tutaj Krukonkę. Jakiś głos z tyłu jego głowy mówił mu, że nie powinien tego robić, że to wszystko źle się skończy, ale Josh skutecznie go wyciszał i żył chwilą, która trwała i trwała.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  182. Wiktor potrzebował wyciszenia przed jutrzejszym meczem z Gryffonami. Jego umysł musiał zostać wyczyszczony, by nic nie zawadzało mu podczas poszukiwania złotego znicza. Wieża Astronomiczna była swoistym miejscem mimo tego, że właśnie w tym miejscu można było najłatwiej nabawić się szlabanu, jednak Iwanow miał to w tym momencie gdzieś. Chciał pobyć sam z daleka od codziennego, uczniowskiego gwaru, który z dnia na dzień drażnił go coraz bardziej. Zawsze był odludkiem. Trzymał się od ludzi z prostego powodu, mianowicie nikomu nie należało ufać. Wszyscy dbali tylko i wyłącznie o swoje względy. Wiktor w każdym, dosłownie w każdym widział coś co nie pozwalało mu się zbliżyć. Tak było wygodniej i bezpieczniej. Nikt nie zwracał mu głowy i miał święty spokój, a w razie potrzeby umiejętnie potrafił owinąć sobie daną osóbkę wokół palca, aby osiągnąć upragniony cel.
    Ciche westchnienie wyrwało się z ust chłopaka, po czym upił łyk soku dyniowego patrząc się w cudowną tarczę księżyca, która wręcz hipnotyzowała swoim blaskiem. Ułożył się wygodnie na murku wsadzając dłonie pod głowę. Uwielbiał spędzać czas w ten sposób, a panująca wokół cisza wprawiała go w melancholijny nastrój zaś mięśnie wyraźnie rozluźniały się przechodząc w relaksacyjny stan. Wystarczyło zamknąć oczy, wsłuchać się w spokojny rytm własnego serca, a z człowiekiem działo się coś czego nie dało się opisać, jednak nic nie trwa wiecznie. Lekko niezadowolony uniósł głowę ku górze słysząc, że ma gościa. Julia. Nie znał jej zbyt dobrze, ani nie rozwodził się nad jej osobą. Jest bo jest. Niech sobie będzie. Dogadywał się z nią, bo czemu nie? Bezcelowe skakanie sobie do gardeł Wiktor uważał za czysty debilizm i ewidentny brak rozrywki. Odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę. Musiał przyznać, że był nieco ciekaw co ją tutaj przywiało o tej godzinie, niekoniecznie spowiadając się jej z tego samego. Im mniej ludzie wiedzieli na jego temat, tym lepiej dla nich.
    - Nie możesz spać? – zapytał z nieco złośliwym uśmiechem na twarzy, który dosłownie wszedł mu w nawyk i kompletnie tego nie kontrolował. Miał to gdzieś. Wszystko miał gdzieś. Upił spory łyk z butelki, której zawartość była najcudowniejszym trunkiem świata, mianowicie kremowym piwem. Spojrzał w dół wychylając się nieco za barierkę i pozwolił, by pusta butelka runęła w dół. Woźny będzie miał zajęcie, w końcu po coś tutaj jest. Niech się chłopaczyna wyszaleje póki ma siły.
    Iwanow okrył się szczelniej swoją szatą. Zdążył już nawet przestać myśleć o obecności Julii. Październikowe noce należały do niezbyt ciepłych toteż spod płaszcza Ślizgona wystawał materiał grubego, wełnianego golfu.


    Wikuś

    OdpowiedzUsuń
  183. Wzruszył obojętnie ramionami, gdy Julia zmieniła tor lotu butelki, która ostatecznie wylądowała na swoim miejscu, czyli w koszu. Miał to gdzieś. On naprawdę miał wszystko gdzieś. Nie, w zasadzie to nie. Książki, kremowe piwo, mecze, Azja i młodsza siostra to główne aspekty jego życia, których nie miał gdzieś. Przewrócił się na bok zupełnie nie dbając o bezpieczeństwo, przecież w każdej chwili podczas gwałtownego ruchu mógł się zsunąć z murka, na którym leżał. Nie straszne były mu takie wysokości. Nie raz, nie dwa zwisał głową w dół ze szkolnej wieży.
    - Jak tam przygotowania do meczu za tydzień z Gryffonami? – zapytał wkładając pod głowę rękę, by leżało się mu się wygodniej. Westchnął cicho i przymknął na moment powieki.
    Na dzisiejszym treningu go nie było. Siedział razem z pierwszoroczną siostrą i pomagał jej w głupkowatym eseju. Pewnie oberwie mu się od kapitana, ale miał to gdzieś. A to ciekawe! Żadna nowość. Był w stanie dać z siebie znacznie więcej podczas właściwego meczu niż żmudnych treningów, które zawsze opierają się na tym samym i nie wnoszą niczego nowego do drużyny. Wiktor miał zamiar wygrać ten mecz i nic nie stanie mu na przeszkodzie choćby miał stracić zęby osiągnie ten cel. Dla niego ni było rzeczy niemożliwych. Ojciec znowu będzie dumny, a matka i tak wpatrzona w swoją najmłodszą córeczkę żaląc się kiedy ona tak wyrosła.
    W końcu murek nieco zmroził mu tyłek, więc wstał i nieco się przeciągnął. Przyjście tutaj było naprawdę dobrym pomysłem, szkoda tylko, że nie zaopatrzył się w większe zapasy kremowego piwa, którego przemycił dość wiele do swojego dormitorium, ale im mniej osób o tym wie tym lepiej.
    - Nienawidzę Gryffonów, więc postarajcie się i to wygrajcie. Poza tym majcie się na baczności. Imbecyle ostatnio zakładali, którego z waszych sprzątnąć w pierwszej kolejności niby przypadkowo, by osłabić Wasz skład. Idioci nie umieją rozmawiać dyskretnie.

    Wikuś <3


    Na twarzy Adama pojawił się lekki uśmiech na wzmiankę o Matthewie. Jak on cholernie tęsknił za tym gościem…Ten wyjazd z pewnością dobrze zrobi obojgu. Lebiediew był zbyt mocno przywiązany do owej dwójki, by odmówić wyjazdu mimo podłego samopoczucia. Miał tak wiele do powiedzenia przyjacielowi.
    - Dobrze – odparł głaszcząc czule jej dłoń i ponownie przymknął powieki. Martwił się nieco podróżą. Wiedział jak bardzo Julia źle znosiła magiczny transport. Nie chciał, by robiła ze względu na niego coś wbrew sobie. Był pewien, że znajdą inne, dobre rozwiązanie tej sytuacji, tak aby dziewczyna nie musiała się bać. Objął ją w pasie, a policzek wtulił w jej brzuch zupełnie rozleniwiony i coraz bardziej senny. Kociak wtulony w jego bok przyjemnie grzał właściciela swoim futerkiem mrucząc przy tym cichutko, a Puszki Pigmejskie wyraźnie domagały się uwagi skacząc jak szalone po klatce, jednak Lebiediew był zbyt zmęczony, aby poświęcić im chwilę uwagi.
    Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Jego oddech stał się miarowy, a wyraz twarzy spokojny zaś wcześniej spięte mięśnie wyraźnie się rozluźniły. Potrzebował odpoczynku.
    Gdy się obudził na zewnątrz było ciemno, a zegarek wskazywał porę kolacji. Nim jednak udał się do Wielkiej Sali wziął prysznic i w pełni rozbudzony udał się na kolację. Nie miał Wichity siedzieć przy stoliku z nauczycielami, wiec odnalazł Julię i nim się do niej dosiadł zapytał czy może. Nie chciał się wpychać. Rozmawiał z innymi w sposób taki jakby zupełnie nie był stażystą tylko uczniem ich pokroju. Kolacja była naprawdę przyjemna.
    - Co powiesz na mały spacer do miasteczka? – szepnął jej na ucho po zjedzeniu chyba już trzeciej dokładki skrzydełek.

    Adaś

    OdpowiedzUsuń

  184. Mathiasowi naprawdę kleiły się oczy z każdą chwilą coraz bardziej, jednak chciał dotrzymać towarzystwa Julii, by w razie czego jej w czymś pomóc, aż ostatecznie odechciało mu się spać. Popijał w spokoju herbatę, za którą był jej bardzo wdzięczny. Napój przyjemnie rozgrzał go od środka i od razu poprawił samopoczucie. Odwrócił głowę w jej stronę, gdy ta zaczęła wyganiać go do spania. Zaśmiał się cicho. Cała Julia. Pocałował ją w czubek głowy.
    - Wiem, wiem, ale nic mi nie będzie – odpowiedział lekko się przeciągając mając na uwadze, to aby nie rozlać herbaty, którą dopił w ekspresowym tempie, a kubek odłożył na szafkę stojąca obok nich.
    - Ty też jesteś zmęczona. Nic dziś nie wskórasz, lepiej się prześpij – mruknął i delikatnie przeczesał palcami jej kosmyki włosów.
    - Odprowadzić Cię czy zostaniesz tutaj? – zapytał dla pewności. W zasadzie łóżko było dość spore i bez problemu, by się pomieścili, jednak prawdą było, że każdy najlepiej czuje się we własnym łóżku, więc nie miał zamiaru jej do niczego zmuszać. Przetarł dłońmi nieco zmęczoną twarz i podrapał swojego kociaka za uchem, który pojawił się dość niespodziewanie mrucząc wyraźnie zadowolony.
    - Jutro zajęcia poprowadzi stażysta, ja będę sobie siedział z boku, także będzie trochę więcej luzu.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  185. Wzdrygnął, się gdy poczuł, jak ktoś pada na sofie o którą się opierał. Czując jednak dłonie na swojej szyi i słysząc głos Julii zrobiło mu się jakoś tak ciepło na sercu i duszy. Chyba za nią tęsknił, chociaż uparcie próbował sobie wmówić, że wcale tak nie jest. Brakowało mu jej. Tak najzwyczajniej w świecie brakowało mu kogoś, do kogo mógł się odezwać, opowiedzieć jakąś wesołą lub mniej wesołą historyjkę. Nie miał z kim pożartować czy pomarudzić na śniadanie, które z reguły były smacznego w Hogwarcie, jednak czasem zdarzały się takie posiłki, których nie był w stanie przełknąć.
    Przechylił mocno głowę do tyłu, tak aby nie musząc się odwracać mógł swobodnie na nią spojrzeć, przez co miał mocno napiętą szyję, na której wyraźnie zarysowało się jabłko Adama, ścięgna i żyły. Vinay był strasznie chudy przez co zawsze, z łatwością można było uczyć się na nim biologii. Wystające żebra, wyraźnie widoczne żyły i kościste kolana.
    — Obiecuję, że już nigdy więcej nawet o tym nie pomyślę. — Powiedział spokojnie, uśmiechając się delikatnie. Zaakceptował to co powiedziała, chociaż jej czuły gest, niby całkowicie niewinny, przemawiał do niego w nieco inny sposób. Z drugiej strony… Może to był gest przyjaźniany? Nie zamierzał jednak w to wnikać. To co miała do powiedzenia, wymówiła bardzo wyraźnie, a on to usłyszał. — To… Przepraszam i dziękuję. — Szepnął, przejeżdżając niechcący ręką po pergaminie. — Brakowało mi naszych rozmów. — Ponownie się uśmiechnął i zerknął na nią zaciekawiony, kompletnie nie przejmując się nieładną plamą, która tworzyła się właśnie na jego planie gry… — Dlaczego jeszcze nie śpisz? — Dodał zaciekawiony, nie spuszczając z niej spojrzenia.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  186. Nie zrobił tego bo chciał być miły. Zrobił to tylko po to, by wreszcie ktoś utarł nosa, tamtym imbecylom, a kto wie może właśnie drużynie Julii się to uda, choć Iwanow nie wiedział jak przedstawia się u nich sytuacja bo…bo najnormalniej w świecie miał to gdzieś i się tym nie interesował. Nic nowego. Schwał ręce do kieszeni tkwiąc w wyraźnym zamyśleniu. Dopiero głos Julii nieco pozwolił mu wrócić na ziemię. Słuchał jej nieco zdumiony z uniesioną brwią ku górze. Po co mu to mówiła? Wzruszył ramionami nie wiedząc co ma odpowiedzieć, choć jego wyraz twarzy zdradzał, że nad czymś intensywnie myśli.
    - Nie jesteś wariatką – zaśmiał się kręcąc głową na boki. Naprawdę tak uważał. Miłość to abstrakcja, a wariatem mogłaby być osoba, która w nią uwierzyła i uparcie na nią czeka. Po co to komu? Zawadza jedynie, a potem cholernie boli. Westchnął cicho powracając tyłkiem na murek. Akurat ten temat nie był jego ulubionym tematem. Nie wiedział co ma jej więcej powiedzieć. Czego, by nie powiedział i tak brzmiało sarkastycznie lub złośliwie, więc w zasadzie lepiej było się nie odzywać.
    - Jeśli zrobi to raz jeszcze, to pokaż mu, że ma tego nie robić, nie uciekaj bo to jedynie pogorszy sprawę. No chyba, że tego chcesz, to już inna sytuacja.
    Wzruszył lekko ramionami. Cholera, robiło się coraz chłodniej. Nie lubił zimna, ani jeszcze bardziej nie lubił być chory, a czuł, że jeśli za parę minut stąd nie zwieje, to z pewnością ranek, albo wieczór powita wysoką gorączką w łóżku.
    - Powinniśmy się zbierać – mruknął wstając ze swojego miejsca, gdyż murek ponownie zmroził mu dupsko.

    Wiktor

    OdpowiedzUsuń
  187. Spojrzał na nią swoimi skośnymi oczyma z niedowierzeniem. Rozumiał, że postąpił jak idiota, że zachował się jak ostatni kretyn, ale ona sama w tym momencie nie zachowała się wcale lepiej. Zagryzł wargę i z niedowierzeniem pokręcił delikatnie głową. Już miał zamiar wstać i po prostu odejść od stołu, zostawiając ją samą, bo w takim wypadku nie zamierzał na nią nalegać. Skoro ją to nie obchodziło, to nie miał zamiaru więcej zaprzątać sobie nią myśli. I tak miał strasznie wiele na swojej głowie, więc… Przynajmniej, teoretycznie, miałby jeden problem mniej.
    Usłyszał jednak jej drugą wypowiedź, dzięki czemu nie wstał od stołu, tylko dalej się w nią wpatrywał.
    — Nie mogę. — Szepnął cicho, czując, jak robi mu się słabo. Nie był gotowy do opowiedzenia wszystkiego, owszem trzymali się wcześniej razem, spędzali wspólnie czas, ale nigdy się sobie nie zwierzali. Hyun nikomu się nie zwierzał, a takie nagłe postanowienie bycia szczerym. To było przerażające. Czując jednak na sobie spojrzenie dziewczyny, miał wrażenie, że jego kolana miękną, słabną. Nie był gotów, nie umiał o tym wszystkim mówić, a przede wszystkim nie mógł tego zrobić tutaj.
    — Ja… — Jęknął cicho, opuszczając w końcu spojrzenie z twarzy dziewczyny. Nie potrafił jej teraz spoglądać prosto w oczy. Nie umiał. — Nie mogę Julio, nie mogę… — Szepnął, słysząc jak głos mu drży, a w oczach zbierają się łzy. Próbował w głowie ułożyć sobie tekst, który mógłby wypowiedzieć na głos, ale samo myślenie o użyciu słów mój, tak jakby chłopak umarł sprawiało, że łzy cisnęły mu się do oczu by z prędkością światła spływać po policzkach. — Jeszcze nie mogę, tutaj nie mogę, nie wiem czy… Musisz mnie zrozumieć. — Szepnął, czując jak łzy wydostają się z oczu i moczą jego policzki. Jak szybko spływają wzdłuż twarzy, opadając na ramiona, mocząc czarną szatę. Wstał gwałtownie od stołu. — Przepraszam… — Mruknął, przecierając oczy i zaczerwienione od ciepłych łez policzki.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  188. Zaskoczyła go, gdy nagle wzięła go pod ramię i wyprowadziła z Wielkiej Sali. W zasadzie był jej wdzięczny, ale obawiał się tego co nastąpi później. Zaprowadzi go do jakiegoś cichego, pustego pomieszczenia i zacznie wymagać by wszystko jej powiedział? Będzie naciskać, chcąc poznać prawdę? Gdy znaleźli się na końcu korytarza poddał się dziewczynie i usiadł na obniżonym parapecie, tak jak go usadziła. Pociągał od czasu do czasu nosem. Myślał, że przez drogę uda mu się zapanować na emocjami, ale to wcale nie było takie łatwe. Czuł, jak serce go boli, jak jego dusza płacze… Tęsknił, kochał i jednocześnie nienawidził. Każda komórka w jego organizmie czuła dokładnie to samo. Trzy emocje, które, ktoś mógłby powiedzieć, nie mogą ze sobą współgrać jednocześnie i to w stosunku do jednej, konkretnej osoby. Zacisnął delikatnie dłoń na dłoni Julii i uniósł ociężałą głowę, by spojrzeć na dziewczynę, wciąż pełnymi łez oczami.
    — Tak dużo…— Zachrypiał cicho, jednak szybko zamilkł, próbując cicho odkaszlnąć. — Tak dużo się stało. — Mruknął przez łzy, które wciąż spływały po jego policzkach. — Nie wiem jakim cudem mu na to wszystko pozwoliłem. — Zdawał sobie sprawę, że mówi strasznie chaotycznie, a Julia, która nie miała o niczym pojęcia nie miała nawet szansy na zrozumienie jego niewyraźnego bełkotu. Bolało go jednak to, że tracił ludzi wokół siebie. Czuł, jak zostaje sam. Zdawał sobie sprawę, że w wielu przypadkach on jest winien. Najbliższy przykład? Julia. Naskoczył na nią niepotrzebnie, wypowiadając słowa, których nigdy nie będą w stanie zapomnieć, które z pewnością ją zabolały, a on… On chciałby tylko, aby Chang jeszcze żył, aby mogli sobie jeszcze wszystko wyjaśnić. Stało się tak dużo, dowiedział się tak dużo. Gdyby dostali jeszcze tydzień. Jeden, pierdolony tydzień, w ciągu którego może udałoby im się wyjaśnić całą, zaistniałą sytuację. — Trzy lata. Trzy, pieprzone lat. — Zdołał jeszcze z siebie wydusić nim, rozkleił się całkowicie.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  189. Chciałby móc komuś wreszcie opowiedzieć dokładnie o wszystkim, ale to wciąż było dla niego zbyt trudne. Głos mu drżał, a w gardle pojawiała się ogromna gula, która wszystko utrudniała. Czuł, jak jego serce szaleje, przed oczami miał kolejne sceny wspomnień, spędzonych wspólnie z Changiem. Przypomniał mu się jego zapach, miękkość skóry i sztywne włosy, które za żadne skarby nie chciały się nigdy układać tak, jak pragnął tego ich właściciel.
    Gdy poczuł na sobie objęcia dziewczyny, nie wytrzymał. Pękł. Chciał jej wszystko powiedzieć, chciał wykrzyczeć całą swoją wściekłość prosto w twarz tego cholernego chłopaka, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ go już nie było. Za to obok była Julia. Julia, która niczemu nie była winna.
    — On… On umarł. — Szepnął cicho, chowając twarz w zagłębieniu na szyi dziewczyny. Włosy, które opadały na jej ramię, a które teraz łaskotały go w twarz, w ogóle mu nie przeszkadzały. Nie liczyło się w tym momencie nic innego poza wydarzeniami z wakacji. — Myślałem… Byłem pewien, że teraz wszystko będzie już dobrze. A on… On. — Przerwał. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Nie umiał przyznać się do tego, jak udał się zmanipulować Changowi, jak niejednokrotnie nabierał się na jego słowa, jak ciągle, niczym głupiec wierzył w jego miłość… Było mu wstyd. Tak cholernie mocno wstydził się tego, jak bardo mocno go kochał.

    Hyun

    OdpowiedzUsuń
  190. Freddie się po prostu przywiązał. Dla Julii potrafił się przemóc, schować 'męską godność' w buty i przyznać się do błędów. Dla niektórych mogło wydawać się to żałosne, dla innych wspaniałe, w obu przypadkach zdania by nie zmienił. Jak na kimś ci zależy to nie ma znaczenia. Zaśmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Nie miał zamiaru nalegać, nie chciał wywoływać niepotrzebnych spięć, choć o coś tak głupiego jak słodycze chyba nawet oni nie potrafili się pokłócić.
    - Ej, puszysta czy szczupła, zawsze będziesz piękna, wiesz? A co do pętli...kurde, przejrzałaś mnie. - pokręcił z rozbawieniem głową, obejmując przyjaciółkę ramieniem. Niektórzy uczniowie musieli zejść im z drogi, kiedy tak szli, jakby na podbicie świata. Jakiś ślizgon przewrócił oczami, puchonka uśmiechnęła się pod nosem, ale większość ich po prostu zignorowała.
    - Transmutacji? - uniósł brwi, bo szczerze wątpił, by profesor pozwolił mu tam przebywać bez odpowiedniego zabezbieczenia. Pewnie obawiałby się, zresztą słusznie, że Freddie znowu coś odwali. To byłaby idealna szansa na zemstę, chociaż z drugiej strony obiecał sobie, że Rathmann nie padnie więcej ofiarą jego dowcipów.
    Szepnął tylko jakieś 'powodzenia', zanim Julia zniknęła za drzwiami. Stał w ciszy, słuchał uważnie, spodziewając się, że zaraz usłyszy jakieś wrzaski, których rozjuszony przekaz miałby przekazać krukonce, że chyba oszalała. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Dziwne. Czyżby atak miał nastąpić z nienacka?
    Niepewnie wszedł do sali, z Julią u boku, a kiedy tak stanęli, lekko pociągnął ją za kosmyk włosów. Od tak, dla zaczepki. Jego usta ułożyły się w szerokim, nieszczerym uśmiechu, gdy profesor ich zobaczył. Więc jednak dziewczyna nie przyznała się od razu, że to właśnie z Freddiem miała spędzać tutaj czas. No tak, przecież cuda się nie zdarzają.
    Posłał Julii niewinne spojrzenie.
    - Nie musiałem...ale było zabawnie - oznajmił krótko, idąć za panną Jones, słuchając jej nieco zirytowanego głosu. Musiał zaciskać wargi, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Nie wytrzymał jednak zbyt długo, bo gdy tylko ich oczy się spotkały po korytarzy rozniósł się gromki chichot Waylanda.
    - Obiecuje, słońce. I dam rade, zaufaj mi - złapał jej ręke, by pociągnąć ją na schody.
    - Poza tym, mówisz tak, bo ich nie czytałaś. - odkrząknął, z ręką przy ustach, tak jak robili to w mugolskich filmach.
    - 'Panie profesorze...Ostatnio myślę tylko o tym, jak wyglądałby pan bez tych wszystkich ubrań. Pana różdźka musi być bardzo interesującym obiektem obserwacji...' - zacytował cienkim głosikiem, imitując jakąś beznadziejnie zadurzoną uczennicę i znowu się zaśmiał, trącając ją ramieniem.

    Fredzio ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  191. [Wieczór dobry! Dziękuję za powitanie! :D
    Co do wątku - mam nadzieję, że wybaczysz mi, jeśli zrezygnuję. Przynajmniej póki co. Mam straszne problemy z pisaniem wątków damsko-męskich i czułabym się źle zaniedbując wątek :c]

    Tiberius

    OdpowiedzUsuń
  192. Ten wieczór należał do jednego z najmilszych w ciągu ostatnich kilku tygodni. Rozmowa z Julią przychodziła mu bardzo prosto. Zapomniał nawet, że była Krukonką i teoretycznie nie powinien nawet się nią interesować, bo nie było to zgodne z jego przekonaniami. Jednak ludzie robią odstępstwa od reguł, nawet tych najdziwniejszych i najbardziej rygorystycznych. Ten wieczór stał pod znakiem bycia szczęśliwym i wolnym, nie przejmując się własnym sumieniem i poglądami.
    Wolność. To było coś, co czuł. Nie była to wolność, którą odczuwał podczas wakacji, gdy leżał sam na jakiejś polanie w środku lasu i palił papierosa, teoretycznie niszcząc piękną oraz zdrową atmosferę otoczenia. Wolność związana z drugim człowiekiem wiązała się z byciem sobą. Joshua był sobą i miał nadzieję, że Julia to zauważyła. To, że wcale nie był taki zły, jak się wszystkim mogło wydawać.
    Zaczynało być zimno. Ślizgon naciągnął rękawy swetra na dłonie, aby chociaż trochę je ogrzać, po czym przytaknął na słowa Krukonki. Powrót do zamku był dobrym pomysłem, jako że Joshowi nie widziało się zachorowanie ani odmrożenie sobie tyłka.
    Czuł jednak pewien niedosyt i zdał sobie z tego sprawę, gdy byli już prawie przy drzwiach wejściowych. Chciał coś zrobić, tylko nie wiedział, czy mógł. Wiązało się to z dość sporym ryzykiem, które on był w stanie podjąć. Jednocześnie nie chciał dostać po twarzy, więc wskakiwał na głęboką wodę.
    Gdy znaleźli się przy wielkich drzwiach, Joshua zatrzymał się blisko Julii i przekrzywił nieco głowę, świdrując dziewczynę przenikliwym spojrzeniem.
    - Mam ochotę zrobić coś głupiego – mruknął, mrugając kilka razy i nadal zastanawiając się nad tym, czy w ogóle powinien to robić. Prawdziwe problemy nastolatka, ot co.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  193. Nie chciał robić niczego wbrew Julii, ale jednocześnie nie zamierzał zawieść samego siebie. Chora duma i ambicja nawet w najbardziej trywialnych sprawach utrudniała mu odrzucanie planów, które nie mają prawa istnieć. Jego celem nie było wielkie rozkochanie w sobie Krukonki, bo on sam nie pałał do niej jakimś głębszym i większym uczuciem. Polubił ją, miło się z nią rozmawiało, to było ważne. Człowiek po prostu ma czasem dziwne, momentalne odczucia, których nie potrafi się wyzbyć i Joshua właśnie z takim odczuciem nie potrafił sobie poradzić. Jedna część jego podświadomości mówiła mu, że ma się nie wygłupiać i wracać do zamku, bo zaraz odmarznie mu tyłek. Druga natomiast pchała go w nieznane, do odkrycia nowych wariacji i emocji. Joshua najchętniej trzasnąłby sobie w twarz i wyminął Julię, jakby nic się nie stało, bo nie chciał nic w tym momencie czuć. Nie nadawał się do uczuć. Mógł się starać, co robił teraz, ale się do tego nie nadawał. Targało nim zbyt wiele skrajnych emocji, aby wyróżnić tę główną i określić aktualny stan uczuciowy Ślizgona.
    Julia najwidoczniej nie chciała go pocałować, szanował to. Nie miał zamiaru się na nią rzucić, ani przygwoździć do ściany, ani rozebrać. Nie był nachalny, szanował kobiety i ich zdanie. Coś nadal go pchało do tego, aby jednak ją pocałować, ale bez jej zgody tego nie zrobi. Powolne kroczki, może się uda, ale nie miał na to zbyt wielkich nadziei.
    - Po drugim zastanowieniu, to w sumie nie jest głupie. Teoretycznie – westchnął, chwytając jedną ręką dłoń dziewczyny znajdującą się na jego klatce piersiowej, a drugą delikatnie chwytając jej podbródek.
    Wszystko robił powoli, jakby jeden dotyk miał skrzywdzić Krukonkę. Gwałtowne ruchy nie były teraz wskazane – Joshua badał sytuację, aby ewentualnie wycofać się w najgorszym momencie, kiedy Julia kategorycznie będzie miała tego dość.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  194. Obserwował, oceniał, wyciągał wnioski. Może i na początku takie zbliżenie wydało mu się dobrym pomysłem, jednak z każdą kolejną sekundą zdawał sobie sprawę, że nic z tego nie będzie. Julia nie chciała go pocałować, więc nie będzie jej do tego zmuszał. Może i trochę najechała mu na ambicję, spowodowała, że jego poczucie męskości trochę stopniało, ale Joshua znał pojęcie szacunku. Jeśli kobieta nie była zainteresowana, to dawał jej to, czego chciała, czyli święty spokój. Nie miał zamiaru zgrywać maczo, który koniecznie musi „upolować” upatrzoną dziewczynę. Nie czuł takiej potrzeby, miał wiele innych rzeczy do udowadniania.
    I może Joshua miał ochotę na kilka chwil całowania, bo trochę za tym tęsknił, ale nic na siłę. Przyjdzie jeszcze czas na takie przyjemności, w życiu są inne priorytety.
    Gdy Julia odsunęła się od niego, wziął to za definitywny koniec. Nie przybliżył się do niej. Jedynie delikatnie ścisnął jej dłoń, a następnie opuścił ją i wsunął do kieszeni spodni.
    Odrzucenie, niby bolesne, a jednak Joshua nie czuł niczego. To tylko odmowa pocałunku. To nie jest najważniejsza rzecz na świecie. Jego ego nie ucierpiało, co było nad wyraz dziwne, jako że Joshua zaliczał się do osób nieco egocentrycznych. Czuł się normalnie. Nadal pozytywnie. Zero negatywnych odczuć.
    - Okej, jednak głupi – zaśmiał się, drapiąc się w tył głowy i przekrzywiając ją nieco. Patrzył na Julię z filuternym błyskiem w oku i lekkim, zadziornym uśmiechem. Czuł się naprawdę dobrze.
    Przełknął ślinę i zaczął zastanawiać się nad tym, co zrobić dalej. Chciał uniknąć niezręcznej ciszy, mordercę przyjemnej atmosfery. Wiedział, że to on ją naruszył i teraz musi to naprawić. W jaki sposób? Na ten pomysł jeszcze nie wpadł, ale szedł w dobrym kierunku.
    - Przepraszam? – zaczął niewinnie, sądząc, że przeprosiny to jednak dobry wybór.- Nie powinienem był, to rzeczywiście głupie, przepraszam.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  195. Joshua nie chciał nikogo zmieniać, więc nie obwiniał Julii za to, że nie była zainteresowana flirtem, ani nie chciała robić tego co on. Każdy miał swój indywidualny charakter, umożliwiający kreowanie siebie, co czyniło z ludzi jednostki rozróżnialne. Szanował Krukonkę, szanował jej podejście do życia i osobowość. Byłby skończonym idiotą i chamem, gdyby próbował ją do czegokolwiek zmuszać.
    Yaxley czasem zachowywał się jak skończony cham, to racja. Ludzie, których nie darzył większą sympatią, zawsze w jakiś sposób mu podpadali, powodowali, że Joshua znajdował w nich coś irytującego, nawet jeśli po prostu oddychali obok niego. Jednak w skrajnych przypadkach odsuwał od siebie to zachowanie i to było miłe. Odmiana zapalała w nim jakieś ciepło rozchodzące się po całym ciele, tworząc uśmiech na ustach i zadziorny błysk w oku. Bycie tak… pozytywnym było jednak na dłuższą metę męczące, więc Joshua Yaxley nie zawsze mógł szczycić się epizodami przyjaźni i koleżeństwa.
    Odetchnął z ulgą, gdy uderzyło w niego przyjemne ciepło zamku. Był zmarzluchem, a jego sweter nie zapewniał mu całkowitej ochrony przed zimnem, więc taka zmiana była dla niego niczym zbawienie.
    Spojrzał na Julię i wraz z wypowiadanymi przez nią słowami, ziewnął, szybko zakrywając usta dłonią i jakby od razu dając dziewczynie odpowiedź.
    - Chętnie bym poszedł, ale mam wrażenie, że zaraz zasnę – mruknął, przymykając oczy.
    Poczuł, że przez ziewnięcie naszły mu łzy do oczu, które szybko otarł. Potrzebował dobrego i mocnego snu. Ostatnio nie było mu dane dobrze się wyspać.

    Joshua

    OdpowiedzUsuń
  196. [Cześć! Kyungsoo i Julia mają dużo wspólnego. Oboje lubią się uczyć, nie odnajdują się w tłumach i z ostrożnością obdarzają zaufaniem innych. Mimo to nie chciałabym ograniczać wątku, jeśli nadal masz na niego ochotę, jedynie do okoliczności wspólnego pogłębiania wiedzy, dlatego wpadłam na coś jeszcze. Co Ty na to, by czasami, nawet nieświadomi intencji tego drugiego, rywalizowali ze sobą? Nie musieliby jakoś szczególnie obnosić się z konkurencyjnym nastawieniem wobec siebie, ale ono rzeczywiście, by istniało i mimowolnie ujawniałoby się podczas zajęć, jednak skoro panna Jones nie lubi się zgłaszać, a i Park nie należy do wybitnie odważnych jednostek, to mogłybyśmy oprzeć ich współzawodnictwo o lekcje eliksirów. I tak, pewnego razu pracowaliby nad jakąś miksturą, z racji tego, że oboje pragnęliby być tym najlepszym, nieco przesadziliby z ingrediencjami (pewni swojej wiedzy zmieniliby w niewielkim stopniu zawarte w podręczniku wskazówki), co finalnie doprowadziłoby do małego lub większego zamieszania – wybuchu, oparzenia, czegokolwiek. W zamian za niewykonanie poleceń nauczyciela lub wyjątkową bezmyślność zostaliby ukarani szlabanem tudzież zmuszenie do współpracy nad projektem. Ich stosunek wcale nie musiałby być negatywny, zwyczajnie bardziej neutralny podsycany własnymi ambicjami. To moja luźna propozycja, która machinalnie pojawiła się w mojej głowie, gdy pomyślałam o tej dwójce – nie będę mieć nic przeciwko, jeśli się z nią nie zgodzisz, także spokojnie, żadnego przymusu. Po prostu jestem typem osoby, jaka nie lubi przychodzić z pustymi rękoma. Z chęcią także wysłucham Twoich pomysłów, może nasuwa Ci się cokolwiek interesującego? :D]

    Park Kyungsoo

    OdpowiedzUsuń
  197. [Wiesz, nawet fajnie się złożyło, iż wspomniałaś o charakterystyce Julii jako osobie nielubiącej rywalizacji, bo później, już w związku ze wspólnym szlabanem lub projektem, można w pewien sposób wyjaśnić intencje Kyungsoo, który, jak się okaże, źle odczytał postępowanie panny Jones (będąc przekonanym o jej ślepym podążaniu do celu i pokonywaniu go), tym samym wpędzając się w wyjątkowo bezmyślny wyścig. Jego wyjaśnienie połączone z względnie neutralną relacją ma szansę wówczas posłużyć jako solidna podstawa do rozwinięcia ich znajomości. W porządku, cieszę się, że pomysł przypadł Ci do gustu, a na rozpoczęcie cierpliwie poczekam (tak, zrzucam ten balast jednak na Ciebie, wybacz!). :)]

    Park Kyungsoo

    OdpowiedzUsuń
  198. [Jedynie z perspektywy Kyungsoo jest to rywalizacja obustronna, choć on nieświadomie, po prostu błędnie interpretuje zachowanie Julii, w gruncie rzeczy bowiem ona w żaden sposób nie stara się wybić ponad niego, co wpasowuje się bardziej w osobowość Krukonki, jak zresztą wspominałaś. W kwestii zainicjowania szlabanu powstaje nieduży problem, bo Park nie jest osobą, która wrzuciłaby cokolwiek do kociołka panny Jones, a skoro posuwanie się do tak drastycznych kroków także nie należy do jej stylu, to może rozwiążemy to w inny sposób – uznajmy, iż oboje pracują przy tym samym stole i rzeczywiście w pewnym momencie w eliksirze Puchona wyląduje niepożądany składnik, podrzucony jednak przez kogoś zupełnie innego. Aczkolwiek zirytowany straconą miksturą Kyungsoo natychmiast rzuci oskarżenie w kierunku Julii, zarzekając się, iż wszystko doskonale widział, co jest oczywiście kłamstwem. Nauczyciel, nie mając powodów, by nie uwierzyć chłopakowi (w końcu ten stanowi przykład wzorowego ucznia) i pragnąc uciszyć protesty dziewczyny, obojgu wlepia szlaban. Czy to brzmi w porządku? Nie chcę poprzez pomysł wpływać na zmianę Twojej koncepcji postaci, dlatego szukam różnych możliwości i próbuję to pogodzić tak, aby nie wydawało się nadto naciągane, skoro trzymamy się tego pomysłu. :)]

    Park Kyungsoo

    OdpowiedzUsuń
  199. Uderzenie rozbawiło go jeszcze bardziej, choć musiał uczciwie przyznać, że jego przyjaciółka miała niezły cios. Dyskretnie rozmasował poszkodowane ramie.
    - Skarbie, nie mogę nie pakować się w tarapaty, bo wtedy nie byłbym sobą. Przyznaj, uwielbiasz to - pokazał jej język, choć wydawało mu sie to odrobinę dziecinnym gestem. Jego żarty też były infantylne, cóż, na pewno ten, ale przynajmniej dobrze się przy nim bawił. Zamilknął na moment, ale trwało to zaledwie kilka sekund, słowa Julii przelały czarę. Nie chciał się śmiać, ale nie miał wyboru, musiał nawet przystanąć i oparzeć się o ściane, żeby się nie przewrócić, w kącikach jego oczu pokazały się nawet piewsze łzy rozbawienia.
    - Ja przynajmniej nie chwale różdźki swojego kuzyna - odparował, kiedy już uspokoił się na tyle, by móc normalnie mówić Pokręcił głową, ruszając za przyjaciółką i przetarł oczy.
    - Błagam, dobrze wiesz, że nie dam ci o tym zapomnieć. - wyszczerzył się, wzruszając ramionami na jej proste pytanie. W zasadzie miejsce było mu obojętnie, z Julią mógł się dobrze bawić zarówno na hucznej imprezie jak i podczas spokojnego spacerku po błoniach. Padło na Wielką Salę. Tak jak przypuszczała krukonka, przy stolikach nie siedział nikt poza tą rudawą dziewczyną z Gryffindoru i parą, rozmawiającą gdzieś w samym rogu. Usadził tyłek na ławce, spoglądajac na Julię i poklepał zachęcająco miejsce obok.
    Przez moment milczał, radość z niego zeszła, musiał powiedzieć jej coś ważnego, coś, czego nie mówił nikomu, nawet Lincolnowi. Przygryzł wargę, westchnął, oparł dłonie o stół i odwrócił się, żeby spojrzeć jej w oczy.
    - Dobra. Więc...tak. Zdradze ci coś, ale obiecaj, że nie bedziesz świrować, nie mówiąc o zachowaniu tego dla siebie - uprzedził ją, choć w pełni jej ufał. Wiedział, że może jej powiedzieć wszystko. Przymknął na chwile powieki, a kiedy je uchylił odetchnął ciężko nim zaczął mówić.
    - Jest szansa, że...tak odrobinę, dosłownie ociupinkę się w kimś zauroczyłem. To nic wielkiego, absolutnie nie, to po prostu takie niewinne, dziwne..coś. Tak, właśnie.

    Fredziak

    OdpowiedzUsuń