24 sierpnia 2016

W głębi siebie każdy z nas jest tym, czym zawsze był

Adam wychował się u wujostwa, rodzice zostawili go zaraz po narodzinach. Lebiediew już więcej razy ich nie zobaczył. Nawet będąc małym chłopcem nie pytał dlaczego jego dwa pierwszorzędne wzory do naśladowania pozwalające na wykreowanie własnej indywidualności od tak go porzuciły, wiedział, że nie są warci zachodu. Po przeprowadzce do Londynu ciężko było mu się odnaleźć w nowym miejscu. Był mały, a jego ukochane wujostwo nie miało tyle sił, by w pełni się nim zajmować, co pozwoliło na to, by  Adam w dość młodym wieku wypracował tak trudną sztukę jaką jest odpowiedzialność. Nie narzekał na swój los, można było rzec, że jego samowystarczalność była bardziej rozwinięta niż u dorosłego człowieka. Nauczył się, że nie warto jest ufać innym, nie istnieje coś takiego jak pomoc, a jego ukształtowany spryt i odwaga pozwalają mu na odnalezienie się w wielu sytuacjach. Dopiero Hogwart dał mu poczucie ciepła oraz domowej atmosfery. Nie wracał do wujostwa na święta. Wolał zacisze swojego dormitorium i studiowanie miliona podręczników co pozwoliło mu na zebranie nie lada małej wiedzy. Swoje powołanie do Quidditcha odkrył pod koniec pierwszej klasy, gdy zupełnie sam po kryjomu dla zabicia nudy udał się na boisko, gdzie po raz pierwszy samotnie złapał złoty znicz, gdy odkryto jego talent stał się pełnoprawnym członkiem drużyny domu Salazara Slytherina. Adam jest trudny do określenia przez swoją przeszłość. Jego charakter został ukształtowany bardzo specyficznie; nie pomaga, nie współczuje, ze wszystkiego czerpnie zyski tylko dla siebie, potrafi omotać, kłamie, przeklina, jednak co do swojego stanowiska w Hogwarcie i wizja przyszłego nauczania młodzieży OPCM sprawiają, że Adam jest systematyczny, zawzięty, zaborczy, dążący po trupach do celu, nie uznaje czegoś takiego jak porażka, stara się trzymać na uboczu jednak nie odsunie się, gdy ktoś wciągnie ku niemu dłoń, pragnie swoją przyszłą młodzież nauczyć sztuki bycia czarodziejem, a nie zwykłego machania różdżką. Adam posiada ogromny talent jakim jest talent wokalny, który ukrywa, często podśpiewuje sobie samotnie na szkolnej wieży co pozwala mu się zrelaksować i odłożyć uciążliwe myśli na bok.
| 27 października 2000 | Rosja - Moskwa | Wyraźny akcent | W Londynie od 7 lat | 
| Absolwent Hogwartu | Stażysta OPCM | Czysta krew | Wychowanek Slytherinu |
| Były szukający | Cis, 10 cali, włókno ze smoczego serca | Szymon
 | Bogin: Nieznany | Patronus: Pantera |

_______________________________________________

Cześć! Na Hogwarcie byłam już nie raz, nie dwa razy. Tym razem może pójdzie mi lepiej :)
Zapraszam do wątków oraz powiązań! Fc: Tim Borrmann
Wole wątki krótkie i średnie, choć czasem udaje mi się wyjść poza tą normę, jednakże zależy to od wątku. 
44148056 - gg

108 komentarzy:

  1. [ Witaj! Stażysta OPCM to to co Julia (może) lubi najbardziej. Chyba dałoby się ich jakoś fajnie połączyć. Jeżeli masz ochotę to zapraszam do mnie pod kartę, z pewnością uda nam się coś fajnego wymyślić :) ]

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  2. [O! Paskuda pojawiła się i tu. Cześć, zostań z nami długo.]

    Hyun, Avalon i Vinay

    OdpowiedzUsuń
  3. [Tym rozmarzonym spojrzeniem i mocnym akcentem zdobędzie sobie pewnie mnóstwo wielbicielek wśród uczennic ;) A Szymon tylko dodaje mu uroku. Cześć i czołem, życzę świetnej zabawy i w razie chęci zapraszam do siebie, może uda nam się wymyślić coś szalonego<3]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Jasne, jest mail u mnie pod kartą. Pisz śmiało! :) ]

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  5. [A dziękuję, skarbie :D
    Mi niestety męsko-męskie nie idą, także z wątku tutaj nici, aczkolwiek życzę wielu ciekawych wątków z innymi autorami :)]

    Beau

    OdpowiedzUsuń
  6. [Addie chyba nie ma jeszcze pozytywnej relacji ze Ślizgonem, więc bardzo chętnie :3 Co prawda moje myślenie jest ostatnio trochę ociężałe, ale co ty na to, że młoda i głupia Addie byłaby zauroczona Adamem? Mógłby jej imponować swoimi umiejętnościami szukającego, bo sama bardzo chciała znaleźć się w drużynie Quidditcha, podejrzewam też, że w jej odczuciu był tajemniczy, skoro unikał innych, zamykając się w dormitorium. Nie wiem, jak on podchodziłby do dużo młodszej Puchonki rumieniącej się na jego widok, która zawsze była pewna siebie, bezczelna i wygadana, a przy nim nie potrafiła wydusić z siebie słowa, ale musiałby zdawać sobie sprawę z jej zauroczenia. Może akurat jej nigdy nie próbował okłamać ani oszukać, więc mimo wszystko wywiązała się między nimi nić sympatii, która przetrwała? Pewnie Adam będzie jej przez cały czas w żartach wypominał to młodzieńcze zauroczenie ;) ]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Jasne, jest mail u mnie pod kartą. Pisz śmiało! :) ]

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  8. [Och, cieszę się, że ci się podoba<3 Jasne! Mogłabym cię prosić o zaczęcie?:) ]

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  9. [A pana, to moja Silver zna jeszcze z boiska! Ba i to z jakiego...szkolnego, mało tego ze znienawidzonej drużyny. Wątek musi być, zwłaszcza, że moja Silver nie zapomina, i raczej nie będzie ją obchodził fakt, że Adam jest teraz jej przyszłym profesorem. Myślę, że można by tu utworzyć niezłą dramę z pokręconą relacją, będąca mieszanką fascynacji oraz walki o dominację, potem jakaś zazdrość zwłaszcza, gdy Silver znajdzie sobie innego przeciwnika tym samym usuwając się z ich frontu. A poza tym to ich koty mogą się lubić. Cześć i czołem ! ]

    Silver

    OdpowiedzUsuń
  10. [ To była niezobowiązująca propozycja, luzik malina ]

    Silver

    OdpowiedzUsuń
  11. [A może by tak Adam nauczył Any zaklęcia patronusa? :D Stwierdziłby, że dziewczyna zdolna, ale cicha, może namówi ją na zajęcia dodatkowe. :D]

    Anastasiya

    OdpowiedzUsuń
  12. [Mimo wszystko szlabany nie są domeną Silver, ona raczej od nich stroni, jest bardziej z tych grzecznych dzieci. Myślę, że opcja z zakazanym lasem może być całkiem ciekawa- Silver tam zawędruje w nocy, Adam ją znajdzie i jako nauczyciel będzie chciał ją stamtąd wyeksmitować grożąc ujemnymi punktami, coś ich zaatakuje i będą musieli uciekać. Mogą się ukryć w jakiejś jaskini z której znajdą przejście do szkoły czy coś w ten deseń. Byłabym jednak za tym, że by wcześniej się znali, bo szczerze nie przepadam za budowaniem relacji od samego początku w wątkach, wolę mieć jakieś podstawy]

    S.

    OdpowiedzUsuń
  13. Było piękne, niedzielne, późne popołudnie. Zbliżające się nieubłaganie do horyzontu słońce dawało może ostatnie w tym roku uczucie naturalnego ciepła, więc Julia korzystała z niego, skoro udało jej się znaleźć na to czas. Siedziała niedaleko wejścia do zamku, na szkolnych błoniach i czytała książkę. Znowu romansidło. Przecież nie zawsze trzeba być mądrą dziewczynką, czytać mądre książki i dawać mądre rady. Nawet Krukonkom czasem odbija, a Julii chyba całkiem często. Przewracała kartki, jedna za drugą, ciesząc się z chwili spokoju i odpoczynku od nauki, treningów i jeszcze raz nauki. Nagle usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i zobaczyła koleżankę z dormitorium.
    – Uff! – westchnęła dziewczyna, siadając obok Julii na trawie. – W końcu skończyłam to wypracowanie na obronę przed czarną magią.
    Julia słuchała jej zmęczonego głosu, jakby oderwana od rzeczywistości. Ona miała wszystko zrobione. Wszystkie zadania w kalendarzu odhaczone.
    – Nie dość, że myślałam nad tematem kilka dni to samo pisanie zajęło mi chyba z miliard lat. Tragedia! A Tobie jak poszło? O czym pisałaś?
    Podniosła wzrok i spojrzała na koleżankę, jakby nie rozumiała o czym ta mówi. Nagle ją olśniło. Zapomniała. Julia była stworzeniem z krótką pamięcią i jeżeli czegoś nie zapisała to szansa na to, że to zrobi była dość niewielka. Nie napisała wypracowania, a termin był... następnego dnia.
    – O matko! Zapomniałam! - powiedziała, zamknęła książkę z hukiem, zerwała się na nogi i pobiegła w stronę wejścia do zamku.
    Nie miała pojęcia co zrobić. To prawie niewykonalne, aby napisać takie wypracowanie w jeden wieczór i ewentualnie noc. Niewykonalne!
    Wpadła do Sali Wejściowej, pobiegła w stronę schodów i wtedy zawróciła gwałtownie, bo pod klasą do OPCM zobaczyła możliwe rozwiązanie swojego problemu. Adama. Właśnie zamykał drzwi. Zwolniła i podeszła do niego, prawie ze spokojem na twarzy. Takim spokojem, w który Adam nigdy by nie uwierzył. On umiał czytać z jej oczu.
    – Cześć. – powiedziała trochę zakłopotana, patrząc na niego. – Potrzebuję Twojej pomocy.
    Oddychała szybko. To zdecydowanie nie był dzień na bieganie.

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  14. Coś było nie tak. Czuła w jego głosie, że to on może potrzebować pomocy, a nie ona. Nieoddane wypracowanie to nie jest sprawa życia i śmierci. I nigdy nie będzie.
    – Na jutro mamy oddać wypracowanie. – powiedziała niepewnie. – Zupełnie zapomniałam. Nie mam ani strony.
    Zaczynała się martwić. Pod delikatnym uśmiechem chłopaka widziała, że cierpi. Ale przecież nie mogła nagle spytać go o co chodzi. Nie mogła oczekiwać, że odpowie. Nic ich już nie łączyło.
    Kiedy Matt miał wyjechać do Stanów, Julia była w Hogwarcie. Przyjechał do Hogsmeade, żeby się z nią spotkać i pożegnać. Siedzieli w Trzech Miotłach, aż do zamknięcia. Cztery godziny rozmów o wszystkim, jakby miały się w nich zmieścić niedopowiedzenia zeszłych lat i jakby mieli sobie wynagrodzić lata kolejne. Nie płakała. Była szczęśliwa, bo Matt był szczęśliwy, a jeszcze nie wiedziała, z jaką pustką przyjdzie jej się zmierzyć. Następne miesiące roku szkolnego niczym się nie różniły od poprzednich. Nadal pisała listy do brata, on jej odpisywał. Z pozoru nic się nie zmieniło. Później przyszły wakacje i już na dworcu King's Cross poczuła, że zmieniło się wszystko. Było pusto, nienormalnie i trudniej niż zwykle. Po miesiącu uzmysłowiła sobie, że wtedy w Hogsmeade nie straciła bliskiego kontaktu z jedną osobą, ale z dwiema.
    Adam zawsze był obok. Przez długi czas byli z Mattem nierozłączni, a Julia traktowała go jak członka rodziny. Później oczywiście zniknął. Przecież była tylko siostrą kumpla, nikim ważnym. A przynajmniej takie myśli dopadały ją w te najgorsze wakacje życia Nie miała do niego żalu, bo wiedziała, że to normalne. Poza tym przecież sama też mogła się odzywać, pisać listy, zaprosić. Nie zrobiła tego, więc nie miała prawa mieć pretensji do Adama.
    Później spotkali się parę razy. Zupełnym przypadkiem na ulicy Pokątnej, kiedy robiła szkolne zakupy lub po prostu odwiedzała czarodziejski zakątek w Londynie. Ostatnie ich spotkanie było na początku sierpnia. Wpadła na niego w drzwiach sklepu z akcesoriami do Quidditcha. Rozmawiali przez kilka minut, aż w końcu Julia zdobyła się na odwagę i zaprosiła go na kremowe piwo. Po tylu latach nadal łączyła ich jakaś więź. Taka, która ewoluowała, dorosła razem z nią i teraz była magią w czystej postaci. Czymś niesamowitym, co wywoływało delikatnie szybsze bicie serca.
    Nic ich już nie łączyło? Czy aby na pewno?
    – Strasznie głupio mi Cię o to prosić, ale czy mógłbyś mi pomóc wybrać temat i literaturę? – uśmiechnęła się, patrząc na niego ze szczerym zakłopotaniem.

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  15. - Panie Lebiediew, czy pan przypadkiem nie próbuje mnie przeciągnąć w tej chwili na ścieżkę zbrodni i występku? Ja, taka idealna uczennica o nienagannej opinii, miałabym się urwać z lekcji? - zapytała Addison, przesadnie otwierając szeroko oczy, jakby nie potrafiła ukryć zdziwienia. Po chwili parsknęła jednak śmiechem, bo można było ją opisać wieloma epitetami, ale grzeczną i cichą podwładną na pewno nigdy nie była, zarabiając mnóstwo szlabanów i punktów ujemnych dla Hufflepuffu. Nic nie potrafiła poradzić na to, że uwielbiała się psocić oraz zwracać na siebie uwagę, chociaż w pozytywnym znaczeniu.
    Wywróciła oczami, dając mu lekkiego prztyczka w nos.
    - Oczywiście, że dam ci się porwać. Chociaż zaczynam się martwić, że uzależnisz się od piwa kremowego - mruknęła z rozbawieniem, po chwili jednak zmarszczyła zabawnie nos jak zawsze, gdy się czymś zdenerwowała - Nie będziesz miał przez to kłopotów? Co prawda profesorka od OPCM-u uważa cię chyba za jakiegoś młodego geniusza albo po prostu się w tobie zakochała, bo ślini się na twój widok za każdym razem, ale nie chcę, żebyś wpadł przeze mnie w tarapaty. Wystarczy, że już mnie nienawidzą w tej szkole, gdybym przyczyniła się do zwolnienia podobno najprzystojniejszego stażysty w szkole, dziewczyny wydrapałyby mi oczy. Nie żebym ja uważała cię za przystojnego. Jesteś obrzydliwy.
    Adam zawsze upierał się, że przesadzała, ale ona wiedziała swoje. Te powłóczyste spojrzenia, które rzucały mu na korytarzach i miłosne liściki przyczepione do zadań domowych? Bez wątpienia dorobił się mnóstwa wielbicielek i dziewczyna nie przegapiła żadnej okazji, by się z niego ponaśmiewać.
    Addie westchnęła z zadowoleniem, gdy ponownie ułożył głowę na jej brzuchu i zanurzyła dłonie w jego jedwabistych, potarganych włosach. Zerwała źdźbło trawy i powolnymi, kojących ruchami przesuwała nim po czole Adama, jego skroniach, policzkach i znowu po czole. Powiodła zieloną łodyżką po jego brwiach oraz grzbiecie nosa, uśmiechając się delikatnie, gdy zmrużył oczy, bo wyraźnie go to łaskotało, ale próbował nie drgnąć.
    Potrzebowała takiej chwili wytchnienia. Nigdy wcześniej nie czuła się tak źle w zamku, a teraz odczuwała klaustrofobię, poruszając się znanymi korytarzami. Ostatnio zaczęła przypominać zaszczute zwierzę, obawiała się ataku ze strony innych uczniów, którzy nieustannie szeptali obelgi za jej plecami. Adam był jedną z niewielu osób, która wciąż równie chętnie się z nią spotykała po lekcjach. Był dla niej ogromnym wsparciem, ale w tej chwili dziewczyna wiedziała, że to on potrzebował jej troski. Przez cały wieczór był dziwnie milczący, zupełnie jak nie on, w dodatku nie reagował na jej różne zaczepki.
    - Powiesz mi, co cię dręczy czy sama mam się domyślić? - spytała cicho Addie, odnajdując wzrokiem jego błękitne spojrzenie, po czym szturchnęła go palcem w klatkę piersiową - Dobrze wiesz, że ci nie odpuszczę, dopóki się nie dowiem.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  16. Julia czuła się cholernie niezręcznie. Miała wrażenie, że to zupełnie nie jest dobry moment dla Adama na zawracanie mu głowy wypracowaniem. Albo wręcz przeciwnie – to bardzo dobry moment. Może choć na chwilę przestanie myśleć o tym, co go dręczy, o co ona nie mogła i nie chciała, przynajmniej na razie, pytać.
    Uśmiechnęła się nieśmiało, kiedy zgodził się jej pomóc. Ruszyła razem z nim w stronę biblioteki z ogromną nadzieją, że nie będzie zamknięta, bo było już dość późno.
    – Obrona przed czarną magią, oczywiście. Dlatego przyszłam do Ciebie. – spojrzała na niego, idąc z nim ramię w ramię. Po chwili uchwyciła jego wzrok. Uśmiechnęła się, jakby rozbawiona i onieśmielona jednocześnie.
    – Najbardziej lubię chyba zaklęcia obronne, ale jeżeli chodzi o pisanie to chyba wolę te bardziej teoretyczne tematy, bo zawsze łatwiej się zorganizować i przekopać przez literaturę.
    Przeszła przodem przez drzwi do biblioteki. Zwykle nie lubiła być przepuszczana w drzwiach, ale tego dnia nawet nie zwróciła na to uwagi. Chłopak od razu wziął się za zdejmowanie książek z regałów i układanie w średniej wielkości stosik. Robił to z taką pewnością, że Julia tylko stanęła z boku i obserwowała. Ufała mu, chociaż już prawie się nie znali i nic ich nie łączyło. Jednak potrafiła mu zaufać, a to nie takie proste.
    Adam podniósł książki i wyszli razem z biblioteki. Szybko odebrała mu dwie książki i spojrzała w drugą stronę, jakby nic się nie stało.
    – Przepraszam, ale kompletnie nie mam. Kiepsko sobie radzę z działaniem pod presją czasu. – zmarszczyła brwi i odetchnęła głęboko, patrząc na ziemię.
    Szli kilka minut w milczeniu. Julii myśli kłębiły się w głowie, niszcząc siebie nawzajem, tworząc ostateczne wrażenie, że nic z nich nie wynika. Definitywnie dotyczyły jednak Adama. Gdy dotarli do schodów na wieżę zachodnią, dziewczyna zatrzymała się się i spojrzała mu w oczy na chwilę.
    – Zmieniłeś się trochę. Mówiłam Ci to już ostatnio, ale teraz jest inaczej. – Odetchnęła głęboko i zrobiła pół kroku do tyłu, kręcąc delikatnie głową. – Wybacz, nie powinnam tego mówić.
    Odwróciła się i powoli zaczęła wchodzić po schodach, czując spojrzenie Adama na swoich plecach. Martwiła się. Jakby nadal był dla niej jedną z najbliższych osób na ziemi.

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  17. Addie skrzywiła się lekko, gdy szturchnął ją w bok, po czym w rewanżu uderzyła go lekko w ramię.
    - Oczywiście, że nie jesteś geniuszem, nawet chochliki kornwalijskie są bardziej inteligentne od ciebie, o czym przekonałaby się ta kobieta, gdyby nie była w ciebie tak bardzo zapatrzona! Miłość jest jednak ślepa. Radziłabym ci też uważać na to, co od niej bierzesz. Jestem przekonana, że w tajemnicy dolewa ci eliksir miłosny do kawy i dlatego wolisz spędzać popołudnia zamknięty w gabinecie profesorki niż wylegiwać się ze mną na trawie - zarzuciła mu rozbawiona Addison, dając chłopakowi lekkiego kuksańca pod żebra. Jako stażysta nie prowadził wielu lekcji, jednak i tak posiadał imponującą listę obowiązków, a najbardziej pracochłonne okazywały się zadania domowe, z reguły zadawane na długość kilku stóp pergaminu. Gdyby nie liściki miłosne doczepiane na różowym, perfumowanym papierze Addie uznawałyby to zadanie na śmiertelnie nudne, ale z powodu tych wszystkich serduszek kierowanych w stronę Adama czasem leżała w pokoju na jego łóżku i obserwowała, jak poprawia prace uczniów, dzieląc się z nią najbardziej absurdalnymi tekstami na podryw, jakie słyszała w życiu. Wspólnie wybierali najlepsze liściki i je kolekcjonowali.
    - Hej! - krzyknęła obrażonym tonem, uderzając go w dłoń, którą dźgał ją w brzuch - Zapomniałeś już, że w piątej klasie zostałam wybrana Miss Piękności Hufflepuffu? W przeciwieństwie do ciebie ja jestem światową pięknością. Czuj się zaszczycony, że pozwoliłam ci przebywać w blasku mojej chwały.
    Możliwe, że te wybory na miss zostały sfałszowane, ale nie miała zamiaru się do tego przyznawać. Niektóre tajemnice zabierze ze sobą do grobu.
    Addison westchnęła ciężko, mrużąc nieco oczy.
    - Od kiedy stałeś się tak beznadziejnym kłamcą, Lebiediew? - spytała, gdy stwierdził, że to nic takiego. Przecież widziała w jego błękitnych tęczówkach ból, nawet gdy się uśmiechał, w kącikach jego ust krył się smutek. Znała go doskonale, spędzili wspólnie wiele godzin, czasem na rozmowach, innym razem po prostu milcząc i ciesząc się tylko ze swojej obecności. Potrafiła wyczuć, gdy coś go dręczyło i wyraźnie widziała, że musiało się coś stać. Tym razem postanowiła jednak mu odpuścić, wiedząc, że kiedy będzie gotowy, sam do niej przyjdzie, by o tym porozmawiać, musiała tylko uzbroić się w cierpliwość, mimo że jej dociekliwa strona domagała się natychmiastowych wyjaśnień. Polegała na nim jak na nikim innym i miała nadzieję, że on darzył ją zaufaniem jej w równym stopniu. Teoretycznie po tym wszystkim, co przeszła w przeciągu ostatnich miesięcy powinna była przestać ufać innym, ale za bardzo troszczyła się o Adama, by pojawiły się w niej jakiekolwiek wątpliwości.
    W końcu pochyliła się i czule pocałowała go w czoło, przejeżdżając palcami po jego szczęce.
    - Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. Jestem tutaj dla ciebie - Z powrotem opadła na chłodną trawę, głaszcząc go delikatnie po włosach z wesołymi iskierkami w oczach. - Mimo że jesteś irytującym, złośliwym i niewdzięcznym kretynem.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie o to jej chodziło. Każdy się zmienia – to jasne, ale on zmienił się zauważalnie od ich ostatniego spotkania w wakacje. Właśnie tak, jakby coś się stało, czego ona nie mogła tak po prostu, automatycznie zignorować. Taka obserwacja zapaliła czerwoną lampkę w jej głowie. Tę odpowiedzialną za przyjacielskie martwienie się o drugą osobę. Tę, którą chwilowo musiała zostawić migającą w ciemności.
    Gdy weszli do pokoju wspólnego, usiadła na podłodze przy stole, odłożyła książki.
    - Tak, jak mówiłam. Zaklęcia. - powiedziała, prawie bezmyślnie z delikatnym uśmiechem na ustach, trochę zaspana. Ciepły pokój sprawiał, że jej skupienie zdecydowanie się obniżało i całe zmęczenie dawało o sobie znać.
    - Zaraz wracam, muszę pójść po pergamin. - powiedziała, przeciągając się. Wstała i pobiegła do sypialni. Szybko odnalazła pióro i rolkę, na której miało zaraz powstać dzieło jednej nocy. Nigdy nie pisała z kimś i nigdy w takich warunkach.
    Gdy wróciła do Adama, ten otworzył już wszystkie książki na stronach o patronusie. Uśmiechnęła się szeroko i usiadła obok.
    - Tak, patronus może być. - pokiwała głową, przyglądając się literaturze i zastanawiając się od czego należy zacząć.

    Po kilku godzinach wypracowanie było niemalże skończone. Był środek nocy. Pokój wspólny już dawno opustoszał. Potrzebne było dobre, konkretne zakończenie. Julii kończyły się zapasy energii, mimo wypicia butelki słodkiego soku dyniowego. Potrzebowała snu.
    - Muszę się na chwilę położyć. - mruknęła, przesuwając wypracowanie w stronę Adama, kiedy zaczął czytać jej przez ramię. - Kręgosłup mi chyba zastygł.
    Przeniosła się na kanapę i położyła płasko na plecach. Po chwili odwróciła głowę, aby zobaczyć na jakim etapie jest Adam. Przebrnął przez wstęp. Chwilę obserwowała jak jego spojrzenie biega po pergaminie. Rozmyślała też o tym, dlaczego czuła się tak dziwnie w jego towarzystwie. Nie potrafiła tego opisać, ale to nie był normalny dla niej stan. Nigdy z nikim nie miała podobnie.
    Jej powieki stawały się coraz cięższe.
    - Obudź mnie, jak skończysz czytać. - poprosiła cicho, zamykając oczy. - Potrzebuję tylko... chwili.
    I zasnęła. Bez problemu, spokojnie. Jakby świat wokół nie istniał.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  19. - I ja miałam się niby nabrać na tę groźbę? - spytała Addison, unosząc brwi i akcentując ostatnie słowo, by wyraźnie pokazać, że ani przez chwilę nie wzięła jego ostrzeżeń na poważnie. - Za bardzo mnie kochasz, Lebiediew, żeby wlepić mi jakąkolwiek karę. To cud, że jeszcze cię nie wywalili ze szkoły za to, ile razy wyciągnąłeś mnie ze szlabanu i zabrałeś do Hogsmeade do Miodowego Królestwa.
    Wszyscy twierdzili, że Adam był niezwykle wymagającym, momentami wręcz surowym nauczycielem i bardzo poważnie podchodził do swojej pracy, ale wystarczyło, by się do niego uśmiechnęła, a on zawsze znajdował sposób, by pomóc jej uniknąć tarapatów. Początkowo Addison nie była zadowolona z tego, że jej przyjaciel będzie pracował w Hogwarcie, przygotowując się do posady nauczyciela, lecz z czasem zaczęła dostrzegać zalety tego układu, gdy zwalniał ją z niektórych obowiązków lub ratował z tarapatów.
    - Zaraz się na ciebie poważnie obrażę! Nie wiem, o co ci chodzi. Nie dość, że jestem najzabawniejszą, najinteligentniejszą, najlepszą osobą w Hogwarcie, to jeszcze zostałam wybrana najpiękniejszą. Jestem po prostu ideałem. To aż wstyd, że zadaję się z taką osobą jak ty! Brzydki, gruby, wredny... Masz szczęście, że cię lubię - Addie pokazała mu język, szturchając go w brzuch. Westchnęła z zadowoleniem, kiedy przyciągnął ją do siebie, chroniąc przed zimnem. Mimo tego, że za dnia świeciło ciepłe słońce i mogli bezkarnie spędzać czas na Błoniach, wieczorami i nocą temperatura drastycznie spadała, a Puchonka należała do zmarzluchów, jej dłonie były niemal zawsze lodowate. Adam znał ją czasami lepiej niż ona sama i wiedział, kiedy powinien ją otulić, by nie było jej znowu chłodno. To właśnie te małe rzeczy sprawiały, że tak bardzo uwielbiała tego chłopaka.
    Gdy wyciągnął z kieszeni pomięty list, zamarła. Ostrożnie ujęła papier w drżące palce, badawczo zerkając z ukosa na Adama, by sprawdzić, czy na pewno chce się tym z nią podzielić. Cokolwiek znajdowało się w wysłanej do niego wiadomości, było przyczyną jego smutku i nieprzespanych nocy, wiedziała, że musiał czytać ten list wielokrotnie. Kiedy oparł głowę na jej ramieniu, gładziła dłonią jego kark podczas czytania. Z każdym słowem jej dezorientacja coraz bardziej wzrastała na równi z gniewem, który wypełnił jej wnętrze i sprawił, że jej oczy rozbłysły jaśniej. Miała ochotę znaleźć tę dziewczynę i powiedzieć jej, co o niej myśli, ale na razie musiała zatrzymać to dla siebie. Nie chciała bardziej zdenerwować Adama, który wydawał się być na skraju wytrzymałości. Nigdy osobiście nie spotkała Wiery, nie nadarzyła się okazja, jednak wiedziała, ile ona znaczyła dla chłopaka, który często opowiadał jej o swojej miłości i ich wspólnych planach.
    - Och, Adamie - wydusiła jedynie Addie, kiedy skończyła czytać. List był niezwykle oschły i zimny, nie zawierał zbyt wiele wyjaśnień, po prostu bezdusznie stwierdzał fakty. Nie rozumiała, jak osoba, która kiedyś go kochała, mogła napisać aż tak bezlitosną wiadomość. Usiadła chłopakowi na kolanach, po czym otoczyła ramionami jego szyję, przytulając go do siebie mocno. - Tak mi przykro. Mam ochotę porządnie skopać jej tyłek.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  20. - Nieprawda - wyszeptała Addie, mocniej go przytulając i chowając nos w zagłębieniu między jego szyją a obojczykiem - Niektóre rzeczy trwają wiecznie. Chyba nie myślisz, że uda ci się mnie pozbyć, co głuptasie? Jesteś na mnie skazany i to już na zawsze. Niezależnie od wszystkiego.
    Przyjemny dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, gdy Adam delikatnie gładził ją po plecach, po czym palcami przeczesał jasne kosmyki jej włosów. Trąciła lekko nosem jego policzek, wzdychając cicho. Zawsze kiedy ją przytulał, czuła się bezpieczniejsza, a ostatnio coraz rzadziej zdarzały się momenty, w których była przekonana o tym, że nie jest zagrożona. Została wykluczona ze szkolnej społeczności i chociaż udawała, że szykanowanie, wyzywanie, wręcz prześladowanie ze strony rówieśników nie robią na niej wrażenia, tak naprawdę coraz gorzej znosiła izolację. Nie była osobą, którą łatwo było zastraszyć, maszerowała po korytarzach z dumnie uniesionym podbródkiem, ciskając mordercze spojrzenia w kierunku prześladowców, jednak powoli robiła się zmęczona całą tą walką. Jedynie obecność Adama sprawiała, że czuła się spokojniejsza. Może dlatego w ostatnich dniach szczególnie szukała jego towarzystwa, odnajdując niesamowitą przyjemność we wzajemnym dogryzaniu sobie czy choćby łagodnym dotyku. Nawet to, jak okrył ją swoją peleryną sprawiało, że robiło jej się cieplej na sercu.
    - Nie zasłużyłeś na to - wymamrotała, przegryzając lekko dolną wargę. Adam był jedną z najlepszych osób, jakie znała. Zawsze uważała Ślizgonów za wywyższających się dupków bez serca, ale Lebiediew nie należał do tego grona. Nie rozumiała postępowania Wiery, która tak po prostu odrzuciła chłopaka bez słów wyjaśnienia. Po siedmiu latach udanego związku powinna była odważyć się przynajmniej na tyle, by prosto w oczy powiedzieć mu, że chce z nim skończyć. Wciąż czuła buzującą w jej żyłach złość, wyglądało jednak na to, że Adam dłużej nie chciał rozmawiać na ten temat. Postanowiła chwilowo mu odpuścić, nie drążyć sprawy, wiedziała, że ciężko było mówić mu o bolesnym rozstaniu, o którym dowiedział się poprzez list.
    - Powtórki z pierwszej klasy, nuda - wyjęczała, wywracając oczami. Tyle pomagała chłopakowi, że właściwie sama mogłaby z powodzeniem zostać stażystką.
    - Nie chcę wracać. Ostatnio w Pokoju Wspólnym czuję się coraz bardziej jak intruz - wyznała, odwracając wzrok. Puchoni słynęli ze swojej życzliwości, ale wielu z nich straciło bliskich po starciach z Mrocznymi i nawet pełnym ciepła wychowankom Hufflepuffu ciężko było znosić jej obecność. Najchętniej nie wracałaby do swojego dormitorium na noc, czując na sobie wrogie spojrzenia współlokatorek, ale nie miała większego wyboru. Gdyby poskarżyła się nauczycielom, ci nalegaliby, aby jednak opuściła teren Hogwartu na jakiś czas, a Addison nie miała gdzie się podziać. Ministerstwo Magii zajęło jej rodzinny dwór i zamknęli jej dostęp do skrytki w banku Gringotta. Na razie szkoła była jedynym miejscem, w którym mogła się zatrzymać, ale z dnia na dzień sytuacja była coraz gorsza.
    Nagle drgnęła, słysząc dźwięk łamanej gałązki. Rozglądnęła się, ale nikogo nie dostrzegła w półmroku. Słońce powili chowało się za horyzontem, przez co cienie stawały się coraz dłuższe.
    - Słyszałeś to? - spytała cicho.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  21. - W takim razie to mnie powinieneś oskarżać o to zerwanie, bo ostatnio poświęcałeś mi dużo czasu - prychnęła Addison, zaciskając dłonie na jego barkach. Była w tak beznadziejnym stanie psychicznym po tym, jak jej rodziców zamknięto w Azkabanie, jednego z jej braci pochowano w zimnym grobowcu, a drugiego ścigano po całej Anglii, że pochłaniała mnóstwo uwagi chłopaka. Do tego dochodziły te wszystkie jadowite szepty i różne incydenty z udziałem innych uczniów i Addie mimo swojego gwałtownego temperamentu znajdowała się w zupełnej rozsypce. To dzięki niemu przetrwała i jeżeli z tego powodu Wiera zerwała z Lebiediewem... No cóż, nie czuła się winna. Nigdy nie poznała tej dziewczyny i nie żywiła w jej kierunku cieplejszych uczuć. Chciała jedynie, by Adam był szczęśliwy. - Przestań, to niedorzeczne. Nie masz powodu, by się obwiniać.
    Addison nagle się wyprostowała, patrząc na Lebiediewa z mieszanką ekscytacji i niedowierzania. Nie mogła uwierzyć, że planował spędzić z nią święta, a po skończeniu szkoły chciał, by z nim zamieszkała. Zawsze była z nim silnie związana i uważała go za swojego najlepszego przyjaciela, ale to było zupełnie coś nowego. Była tak oszołomiona, że nie wiedziała nawet, co powinna mu odpowiedzieć. Do tej pory myśl o opuszczeniu Hogwartu napawała ją przerażeniem, nie wiedziała, czy w ogóle będzie miała dach nad głową, a teraz Adam bez wahania zaproponował, by się do niego wprowadziła. Z jednej strony ogromnie tego pragnęła, ale z drugiej... bała się tego, że mogła się jeszcze bardziej do niego przywiązać.
    Czasami w podobnych sytuacjach ogarniały ją uczucia dalekie od tych przyjacielskich. Tak jak teraz, gdy wtulała się w jego ciepłe ramiona, a on gładził ją po policzku, prosząc, by się uśmiechnęła, jej serce zaczynało trzepotać w klatce piersiowej niczym niespokojny ptak w klatce pragnący zerwać się do lotu. Zastanawiała się bezwiednie, jakby to było, gdyby przekroczyła tę koleżeńską granicę, ale nigdy nie starczało jej odwagi. Powtarzała sobie, że to tylko iluzja, że to wspomnienie emocji, które wywoływał w niej, gdy była zapatrzoną w niego dwunastolatką, że w podobnych sytuacjach, gdy byli tak blisko siebie, budził się w niej sentyment, który nijak się miał do rzeczywistości. Nie mogła tego schrzanić. Byli najlepszymi przyjaciółmi, w dodatku Adam był beznadziejnie zakochany w Wierze, a Addison to szanowała. Mimo to co jakiś czas musiała sobie przypominać, że był tylko jej przyjacielem.
    Addison zadrżała. Włosy na karku stanęły jej dęba i nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że są obserwowani. Otaczający ich mrok wydawał się jedynie gęstnieć, po chwili kula światła niemal w ogóle nie rozpraszała nieprzeniknionej ciemności. Dookoła nich zapadła martwa cisza, nawet najlżejsze tchnienie wiatru nie poruszało konarami drzew, słyszała jedynie ich przyspieszone oddechy. Jakby cała przyroda nagle zamarła w oczekiwaniu na to, co miało się wydarzyć.
    - Coś jest nie tak - wyszeptała Addie, cofając się kilka kroków w tył. Odnalazła dłoń Adama i splotła ich palce razem, próbując coś wypatrzeć. Nagle powietrze przeszył mrożący krew w żyłach wrzask, nie potrafiła jednak określić, czy był on bardziej ludzki, czy zwierzęcy.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  22. Otworzyła oczy i od razu spojrzała w stronę stolika. Adama przy nim nie było.
    - Cholera. - mruknęła pod nosem, kiedy zegarek uświadomił jej, że jest czwarta. Podniosła rolkę pergaminu, kalkulując, że dopisanie zakończenia zajmie jej jeszcze minimum pół godziny i że tego dnia z pewnością nie spełni wymaganych standardów czasu snu. Przeleciała wzrokiem po całym tekście i zauważyła, że zakończenie już jest. Napisane inną ręką. Dobrze znała to lekko pochyłe, momentami niedbałe, ale wyraźne pismo. Uśmiechnęła się szeroko, usiadła z powrotem przy stoliku i wzięła się za przepisywanie tekstu, aby oddać go bez skreśleń, poprawek i przede wszystkim po to, aby nauczyciel nie zauważył, że nie napisała tego sama. Po dwudziestu minutach wstała, przeciągnęła się, zabrała wszystkie swoje rzeczy i ruszyła do dormitorium. Wzięła długi, ciepły prysznic, który skutecznie ją wybudził, po czym w skórę wmasowała olejek o słodkim zapachu jaśminu. Nałożyła ciepłą pidżamę w kotki i wślizgnęła się do łóżka. Jeszcze długo nie mogła zasnąć. Myślała o Adamie i o tym jak doszło do tego, że ich kontakt tak łatwo zanikł. Przecież po wyjeździe Matta mogli do siebie pisać, mogli się jakoś odzywać. Byli dla siebie ważni, to nie ulegało wątpliwości, ale nigdy nie musieli się starać, żeby to działało. Po prostu tak było, spotykali się przy okazji, nigdy sam na sam. Czemu tego nie zmieniła? Czemu pozwoliła samej sobie go stracić?

    Julia obudziła się o siódmej i niedługo później dotarła na śniadanie. Była jedną z pierwszych osób w Wielkiej Sali, połowa uczniów pewnie jeszcze smacznie spała. Szybko zjadła owsiankę z dżemem i opuściła zamek. Potrzebowała zimnego, porannego powietrza, które wynagrodzi jej krótki sen. Doszła do jeziora i zawróciła. Już o ósmej miała pierwsze zajęcia. Obronę przed czarną magią. Miała nadzieję, że spotka tam Adama i uda im się chwilę porozmawiać. Chciała odnowić kontakt. Chyba. Żeby było jak dawniej. Mimo, że nic nigdy nie może być jak dawniej. Świetny plan.
    Usiadła w ławce w szkolnej sali, dokładnie w momencie, w którym otworzyły się drzwi. Stanął w nich Adam, niosąc w dłoniach niemały stosik papieru. Okazało się, że był to test, obejmujący materiał z ostatnich sześciu lat nauki OPCM. Dziewczyna niepewnie odwzajemniła uśmiech stażysty i oparła czoło o blat, zastanawiając się jak odpowie na jakiekolwiek pytanie z tak wypranym mózgiem. Ale odpowiedziała. Test okazał się dla niej zaskakująco łatwy, choć nie oczywisty. Dużo było podchwytliwych pytań, ale Julii chyba udało się wyłapać te niuanse. Gdy skończyła wyjęła z torby wypracowanie i zaniosła je na biurko, przy którym siedział Adam, wyraźnie niewyspany. Zrobiło jej się głupio. Jak mogła poprosić kogoś z kim od lat prawie nie miała kontaktu o to, żeby zarywał dla niej nockę? I to dla czegoś tak mało istotnego jak wypracowanie. To nie była sprawa życia i śmierci. Była mu winna całą skrzynkę soku dyniowego, który od zawsze tak uwielbiał.
    Odkładając kartki na odpowiednie kupki, uśmiechnęła się delikatnie, patrząc kątem oka na Adama. Wróciła do ławki i prawie na niej śpiąc czekała na zakończenie zajęć. Gdy wszyscy oddali prace i Adam kazał im się rozejść, Julia nie ruszyła się nawet na krok. Poczekała aż ostatnia osoba wyjdzie i usiadła na ławce.
    - Musiałeś? Test w poniedziałek? I to po tak wyczerpującej nocy? - zapytała rozbawiona. Prawdopodobnie to zupełnie nie od niego zależało.

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  23. Addison otworzyła usta, by zaprotestować, ale gdy usłyszała nieludzki wrzask dochodzący jeszcze bliżej z ich prawej strony, puściła się pędem do przodu, mocno zaciskając palce na dłoni Lebiediewa. Jej stopy równomiernie uderzały o śliską trawę, słyszała za sobą ciche sapanie chłopaka i kroki, które należały do ich napastnika. Próbowała przyspieszyć, gdy nagle na jej drodze pojawił się zwalony pień. Z rozpędu puściła rękę Adama i przeskoczyła nad konarami drzewa, część gałązek zaczepiła się o jej szatę, rwąc materiał i zostawiając krwawe rysy na jej ramionach. W panice rozglądnęła się po polanie, na której się znalazła, ale chłopaka nie było koło niej. Chciała go zawołać, bała się jednak, że zwróci uwagę stworzenia, które ich ścigało. Gorączkowo zaczęła iść przed siebie, jej cytrynowe trampki ślizgały się na błotnistej po ostatnich ulewach ścieżce, kiedy nagle usłyszała huk i cichy jęk. Nie odważyła się wyczarować kuli światła, dlatego po omacku w ciemności kierowała się w stronę dźwięku, na szybko próbując wymyślić jakiś genialny plan, była jednak tak przerażona, a jej myśli rozbiegane, że mogła jedynie skupić się na przetrwaniu i na tym, by bez względu na wszystko zapewnić bezpieczeństwo Adamowi.
    W prześwicie między drzewami zobaczyła coś, co sprawiło, że krew w niej zamarzła.
    Był to ogromny potwór o głowie człowieka, ciele lwa, skrzydłach smoka oraz ogonie skorpiona z żądłem. Addison nigdy nie sądziła, że ujrzy tą magiczną bestię, pamiętała jednak jej opis i rysunki z podręczników, było to jedno z najniebezpieczniejszych stworzeń w świecie czarodziejów. Nie potrafiła zrozumieć, jakim sposobem to monstrum znalazło się na pilnie strzeżonym terenie Hogwartu, ale nie miała teraz czasu na rozmyślania. Kiedy mantykora pochyliła się nad Adamem, cicho nucąc, poczuła nagły ścisk w żołądku. Dziewczyna nie potrafiła zgadnąć, czy bestia wzywała pobratymców na ucztę, czy może sama cieszyła się z dopadnięcia ofiary, którą miała zamiar zaraz pożreć. Addie, jak jej serce na chwilę zgubiło rytm z powodu przemożnego strachu, który atakował jej wszystkie zmysły, unieruchamiając ją w miejscu. Paraliżował ją. Nie bała się mantykory; bała się tego, co to bezlitosne stworzenie mogło zrobić chłopakowi, nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby stała mu się krzywda.
    Addison wyszarpnęła różdżkę z szaty i zbliżyła się o kilka kroków, by monstrum ją zobaczyło. Pamiętała, iż skóra zwierzęcia odbijała większość zaklęć, ale miała nadzieję, że rozdrażni mantykorę wystarczająco mocno, by ta rzuciła się w jej kierunku, zostawiając Adama w spokoju.
    - Diffindo! Aqua Eructo! Confringo! Conjunctivitis! Depulso! Avada Kedavra! - Otaczającą ich ciemność rozświetlił błysk mnóstwa uroków. Wszystkie bez wyjątku uderzyły w bok potwora, nie czyniąc mu jednak krzywdy. Na szczęście odrzut odepchnął mantykorę nieco na bok, przez co nie pochylała się dłużej nad Adamem. Stworzenie uniosło spojrzenie i przechyliło głowę, a Addison bezwiednie zadrżała, czując na sobie tak rozumny, a jednocześnie krwiożerczy wzrok. Przez kilka sekund mierzyli się spojrzeniami, po czym mantykora zaczęła robić ogromne susy w jej kierunku. Dziewczyna wrzasnęła, odwróciła się i zaczęła biec tak, jakby zależało od tego jej życie, bo w zasadzie tak właśnie było. Bestia była jednak o wiele szybsza od niej i w przeciągu kilku sekund czuła jej dyszenie na karku, gdy zaczęła ją doganiać.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  24. Addison zdążyła uskoczyć w bok, gdy tuż obok jej głowy mignęło żądło mantykory. Krzyknęła, chowając się za drzewem; usłyszała trzask łamanego drewna, potwór zatopił swoje szpony w grubym pniu. Dziewczyna usłyszała zaklęcia rzucane przez Adama i ruszyła biegiem w jego kierunku. Kiedy się zrównali, Lebiediew złapał ją za dłoń i razem z nią rzucił się do szaleńczej ucieczki. Adrenalina dodawała im sił, gnali na złamanie karku, uskakując przed wyrastającymi na ich drodze roślinami, ale to wciąż było za mało. Z czasem łydki zaczęły ją palić żywym ogniem, a w boku czuła bolesne kłucie pod żebrami, z trudem łapała też oddech. Obejrzała się przez ramię, żeby sprawdzić, gdzie znajduje się potwór, kiedy Adam nagle popchnął ją na ziemię, obejmując ją ramionami i przykrywając jej ciało własnym. Dziewczyna nie zdążyła nawet zareagować, wszystko działo się zbyt szybko, mocno zacisnęła powieki, czekając na to, co nieuniknione, ale... nic się nie wydarzyło.
    Addie spodziewała się nagłego szarpnięcia, bólu, cuchnącego oddechu mantykory na policzku, tymczasem słyszała jedynie ciche jęki. Niepewnie uniosła powieki i obróciła głowę na bok, by przekonać się, że zostali uratowani przez zasadzoną w pobliżu Jadowitą Tentakulę. Poruszające się, czerwone pędy rośliny oplotły bestię wokół brzucha, trujące kolce wbiły się w skórę potwora, jego lśniące futro było poznaczone szkarłatnymi rozbryzgami krwi. Mantykora machała kończynami w powietrzu, wydając z siebie pełne cierpienia ryki, gdy próbowała się uwolnić z uścisku Jadowitej Tentakuli. Addison poczuła, jak jej ciało zalewa przemożna fala ulgi, ale to nie był koniec niebezpieczeństwa; przerażający ogon skorpiona z żądłem wciąż unosił się nad ich głowami i w każdej chwili mogli zostać ukłuci, co spowodowałoby natychmiastową śmierć, w dodatku bestii udało się zębami rozerwać część pędów owiniętych wokół jej łapy.
    Dziewczyna z trudem przełknęła ślinę, przenosząc spojrzenie na Adama, który przygniatał ją do ziemi. Przesunęła dłońmi po jego ciele w poszukiwaniu obrażeń.
    - Wszystko w porządku? - zapytała szeptem, obawiając się, że głośniejszy dźwięk zwróci uwagę mantykory. Nagle zamarła, wyczuwając lepką, ciepłą ciecz pokrywającą szaty Lebiediewa na plecach. Uniosła palce do twarzy i zobaczyła, że były zabarwione na czerwono. Nie była pewna, czy krew należała do zranionego monstrum, czy zdążyło ono wbić szpony w ciało Adama. Znajoma panika znowu rozbłysła w jej myślach, ale starała się niczego po sobie nie pokazać. Musiała być rozważna i wyciągnąć ich z bagna, w które się wpakowali. Wzięła drżący oddech, próbując uspokoić galopujące serce. - Bardzo cię boli? Dasz radę wstać? Musimy się odsunąć, zanim mantykora zdąży się uwolnić.
    Addison ostrożnie wysunęła się spod jego ciała i ukucnęła u jego boku, próbując mu pomóc. Zawsze była dość drobna i niewysoka, przez co sprawiała wrażenie delikatnej, zwłaszcza u boku Adama, który znacząco przewyższał ją wzrostem. Podniesienie go okazało się nie lada wyzwaniem, pomogła mu oprzeć się na swoich ramionach i zrobili kilka kroków. Mocno się zachwiała, cudem ratując ich przed upadkiem, ale nie miała zamiaru go tutaj zostawiać, bez względu na wszystko. Albo wyjdą z tego razem, albo żadne z nich tego nie zrobi.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  25. Na jego słowa zaśmiała się, kręcąc lekko głową.
    - Oj tak, odpytywanie prawie zawsze kończy się dla mnie gorzej – mówiła to nadal z uśmiechem na ustach, ale była to najprawdziwsza prawda. Dziewczyna słabo sobie radziła z wystąpieniami publicznymi, nawet jeżeli publiką był tylko nauczyciel plus ewentualnie klasa, która ledwo by słyszała, co mówi. Mózg jakby jej się odłączał i musiała szukać informacji na oślep, próbując jednocześnie opanować drżące ciało i lekko plączący się język. Zazwyczaj jednak odpytywanie nie kończyło się dla niej bardzo źle. Dostawała tylko trochę gorszą ocenę, ale stres potrafił zostawić po sobie ślad w postaci bólu głowy na cały dzień.
    Na jego propozycję od razu zeskoczyła z ławki, ciesząc się jak dziecko. Tego dnia już nie miała takiego natłoku myśli w związku z Adamem. Nie rozmyślała ciągle o przeszłości i o tym jak znaleźli się w tym punkcie, co teraz. Po prostu cieszyła się z tego, że może choć przez chwilę być bliżej. Czekała na rozwój wydarzeń i sama mogła mieć na nie wpływ. A na co liczyła? Chyba na nic. Tylko cholernie ją do niego ciągnęło. Bardzo podświadomie.
    Ruszyła za nim pewnym krokiem i znów nie zwróciła uwagi na to, że puścił ją w drzwiach.
    - Astronomia. - powiedziała szybko, zastanawiając się jak problematyczne może być opuszczenie zajęć. Z powodu zachmurzenia wszystkie lekcje przeniesiono na poranki, sufit został zaczarowany, aby wyglądał jak niebo, ale uczniowie nadal siedzieli na podłodze, notując na kolanach. Klimat zachowany.
    - Może będziesz musiał ze mną nadrobić oglądanie gwiazd. - uznała, poważnym tonem po czym uśmiechnęła się delikatnie. Oczywiście żartowała. Da radę, jak zawsze. Prawie zawsze.
    Weszła do pokoju Adama, rozejrzała się dyskretnie i usiadła we wskazanym miejscu. Było czysto. Tak jak lubiła.
    Wzięła od niego sok dyniowy i pociągnęła łyk z butelki. Rzadko piła sok dyniowy. Zdecydowanie bardziej po drodze jej było z herbatą, ale sok dyniowy był wspomnieniem z dzieciństwa. Płynną beztroską i szczęściem.
    Nagle zauważyła puszki w ramionach Adama. Westchnęła, zaśmiała się i gdy chłopak usiadł obok od razu wyciągnęła rękę, aby pogłaskać zwierzątko. Miało bardzo miękkie futerko i idealnie mieściło się w dłoniach właściciela.
    - Miałam puszka jak miałam pięć lat, ale przejechał go samochód. - spojrzała na Adama ni to ze smutkiem, ni to z uśmiechem. Słabo pamiętała ten fakt, była naprawdę bardzo mała. - Kim jest Szymon?
    Uniosła brwi i wypiła jeszcze jeden łyk soku.

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  26. Addison nie wiedziała, jak udało im się dokuśtykać do jaskini, o której istnieniu nigdy nie słyszała. Pomogła chłopakowi opaść na ziemię, ale zanim zdążyła się odsunąć, Adam się do niej przytulił. Powoli, ale stanowczo odsunęła się od niego, w jej oczach błysnęły łzy, które jednak nie spłynęły po jej policzkach.
    - Ciekawa noc? Ciekawa noc?! - spytała, czując, jak ogarnia ją furia, gdy ten się zaśmiał - Dlaczego ty zawsze musisz zgrywać cholernego bohatera?! Dlaczego musiałeś mnie zasłonić?! Jesteś skończonym debilem!
    Była na niego wściekła. Gdyby nie chronił jej z takim uporem, może nic by mu się nie stało, a teraz oddychał z wyraźnym trudem i widziała, że cierpi. Jej złość chwilowo wyparowała, jej miejsce zastąpiły litość oraz strach o jego życie.
    Addie ujęła jego twarz w dłonie, zmuszając, by spojrzał jej w oczy.
    - Nie wolno ci zasnąć, Adamie. Słyszysz mnie? Nie możesz tego zrobić. Musisz dla mnie walczyć - poprosiła go cicho, jej głos nieznacznie się załamał. Szybko pocałowała go w czoło i pomogła ułożyć mu się na brzuchu, by nie urazić pleców. - Mów do mnie. O czymkolwiek.
    Miała nadzieję, że w ten sposób trudniej będzie mu zasnąć. Wyszeptała Lumos i jaskinię zalał delikatny, ciepły blask. Delikatnie uniosła jego szatę, odsłaniając skórę. Syknęła, widząc nierówne, poszarpane rany przebiegające przez jego lędźwie, z których krew nieustannie wypływała, pokrywając czerwienią jego szatę oraz skalne podłoże. Zaklęła. Addison była jedną z najlepszych osób na roku w zaklęciach, ale ogromne obrażenia zadane przez mantykorę znacząco przewyższały jej zdolności leczenia. Zaczęła cicho mamrotać pod nosem znane jej uroki, ale nie zahamowały one krwawienia. Jeszcze nigdy nie czuła się równie bezsilna.
    Odgarnęła Adamowi z oczu kosmyki włosów, które przylepiły się do jego spoconego czoła. Skóra chłopaka była nienaturalnie blada, na policzkach pojawiły się mimo to niezdrowe wypieki, a jego oczy błyszczały niczym w gorączce. Z minuty na minutę jego stan się pogarszał. Żaden z nauczycieli ich tutaj nie odnalazł, prawdopodobnie wciąż zmagali się z bestią, słyszała krzyki ludzi i ryki zwierzęcia. Chciała pobiec do zamku po uzdrowiciela, ale z drugiej strony nie mogła się zmusić, by zostawić Lebiediewa samego. Czuła, jak rozpacz zalewa ją lodowatą falą, wyciskając z kącików jej oczu łzy, które gniewnie otarła rękawem szaty. Musiała się opanować, Adam jej potrzebował.
    Przede wszystkim czuła, że musi zatamować krwawienie. Na szczęście przez dwa lata chodziła na mugoloznastwo i wiedziała, że zwykli ludzie używali do tego bandaży. Nie miała żadnego pod ręką, ale za to miała na sobie czarną, długą pelerynę, którą chłopak zarzucił wcześniej na jej ramiona. Szybko zdjęła ją i podarła na długie, równe pasy, którymi następnie zaczęła obwiązywać Adama. Prowizoryczne bandaże szybko przemokły pod wpływem krwi, ale nałożyła na nie kolejną warstwę materiału, modląc się, by na razie to wystarczyło.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  27. Addison pokręciła głową, zdobywając się na blady uśmiech. To był jej Lebiediew. Uparty jak osioł i gotowy zaryzykować wszystko, by zapewnić bezpieczeństwo tym, na których najbardziej mu zależało. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, kiedy zapewnił, że oddałby dla niej wszystko. Miała mu odpowiedzieć, nagle jednak Adam opadł bezwładnie na ziemię, zamykając oczy. Spomiędzy jej warg wydobył się pełen cierpienia jęk, gdy próbowała go obudzić, a on nie reagował.
    Nie, to nie mogło się tak skończyć.
    - Powiedziałeś, że nigdzie się nie wybierasz, pamiętasz? Przyrzekałeś. Zostań ze mną - poprosiła cicho, głaszcząc go po niesfornych kosmykach i pochylając się nad nim.
    Słone łzy spływały po jej skórze, spadając na rozgrzane policzki Adama, ale zignorowała to. Złączyła ich wargi w pocałunku delikatnym niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Rozkoszowała się smakiem i fakturą jego miękkich ust. To było... idealne. Mimo wszystkiego, co dzisiaj przeszli.
    Nagle Addison usłyszała jakieś poruszenie przy wejściu do jaskini. Poderwała głowę i zobaczyła nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią. Dziewczyna była w takim szoku, że wszystko, co potem się wydarzyło, pamiętała jak przez mgłę. Szybko otoczyło ich grono pedagogiczne, pytając o przebieg wydarzeń, ale nie potrafiła z siebie wydusić żadnego wytłumaczenia, powtarzała jedynie, że musieli uratować Adama. Jeden z profesorów próbował ją odciągnąć od chłopaka, gdy przenosili go do zamku, jednak Addie nie mogła wypuścić dłoni Lebiediewa, mocno ściskała jego chłodne palce, jakby właśnie od tego zależało jego życie. Wspólnie pobiegli do Skrzydła Szpitalnego, ale w końcu uzdrowiciel odseparował ją od Adama, wysyłając za inny parawan, gdzie pielęgniarka oczyściła zadrapania na ciele dziewczyny. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że również była ranna, troska o Rosjanina oraz adrenalina sprawiły, że nie odczuwała bólu.
    Każda minuta wydawała się być wiecznością. Otępiała patrzyła w stronę łóżka, na którym leżał Adam, ale kręcący się dookoła niego nauczyciele zasłaniali jej widok. Z ich smutku i zmartwionych spojrzeń wyzierało poczucie beznadziei, przez co Addie szlochała bezgłośnie. To niemożliwe. On nie mógł umrzeć. Obiecał jej.
    Zegar wybił pierwszą w nocy, gdy Skrzydło Szpitalne opustoszało, a uzdrowiciele zniknęli w swoich pokojach. Widziała światło przez szparę, co oznaczało, że wciąż czuwali nad ich zdrowiem. Zabronili jej wstawać z łóżka, ale nigdy nie radziła sobie z przyjmowaniem poleceń. Na palcach zbliżyła się do posłania Adama i wślizgnęła się pod jego kołdrę, oplatając go dłońmi w pasie i układając głowę na jego klatce piersiowej. Czuła jego oddech we włosach i słabe, ale miarowe uderzenia serca pod policzkiem.
    - Powiedziałeś, że będzie dobrze. A ja ci uwierzyłam - wyszeptała, przymykając oczy - Wróć do mnie, Adamie.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  28. Addison drgnęła, czując delikatne poruszenie chłopaka, bała się jednak, że tylko jej się wydawało i niepotrzebnie zrobiła sobie nadzieję. Mocniej zacisnęła dłoń na jego boku, a gdy poczuła łagodny pocałunek na czubku głowy i usłyszała zmęczony, ale pewny głos Adama, ogarnęła ją przemożna ulga. Kiedy złapał ją za rękę, delikatnie ścisnęła jego palce, dając mu znać, że jest przy nim. Była tak szczęśliwa, że nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, nie zareagowała także, gdy przy jego łóżku stanęła pielęgniarka. Nie miała zamiaru przepraszać za to, że bez pozwolenia położyła się u jego boku; potrzebował jej w równym stopniu, w jakim ona potrzebowała jego.
    Addison przysięgła sobie, że nigdy więcej nie pozwoli sobie na podobne zachowanie. Chłopak znajdował się na granicy życia i śmierci, tak cholernie się o niego bała i pozwoliła, by irracjonalna, zbyt impulsywna oraz uczuciowa część jej natury na chwilę przejęła kontrolę, stąd ten nieprzemyślany pocałunek. Na szczęście Adam był w takim stanie, że niczego nie pamiętał i nie miała zamiaru poruszać tego tematu. Uległa chwili. Przecież był jej najlepszym przyjacielem, troszczył się o nią jak brat, między nimi nie miało prawa zrodzić się coś więcej. Była przekonana, że nie darzy go takim uczuciem, to był inny rodzaj przywiązania. Poza tym wiedziała, że Lebiediew wciąż był zakochany w Wierze, mimo że ta mocno go zraniła. Nie miała zamiaru wtrącać się w ich związek, wręcz przeciwnie, chciała mu pomóc w odzyskaniu ukochanej, jeśli tego właśnie pragnął.
    Ona nie chciała niszczyć swojej przyjaźni z Adamem przez jedną, głupią chwilę słabości, która w innych okolicznościach nigdy nie miałaby miejsca. Chciała jak najszybciej zapomnieć o tym pocałunku, mimo że na samą myśl przez jej ciało przebiegał przyjemny dreszcz. To jednak nic nie znaczyło. Musiała wrócić do rzeczywistości.
    - Chce ci się pić? - spytała, obracając głowę tak, by móc na niego spojrzeć. Adam zdążył już jednak ponownie zasnąć i dziewczyna bezwiednie uśmiechnęła się, widząc, jak słodko i spokojnie wygląda. - Dobranoc, pchły na noc.
    Ostrożnie ułożyła się ponownie na jego klatce piersiowej, wzdychając z zadowoleniem i ciaśniej okrywając ich kołdrą. Nie sądziła, że po tym, co dzisiaj przeżyli, będzie mogła zasnąć, ale ciepło ciała i równomierny oddech chłopaka powoli ukołysały ją do snu.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy podał jej puszka, zaśmiała się widząc reakcję zwierzątka. Zaczęło skakać radośnie na jej kolanach, a po chwili wcisnęło się w przestrzeń między nią a Adamem i zasnęło. Julia uśmiechnęła się z zauważalną beztroską, pogłaskała delikatnie miękkie, puchate futerko i przeniosła wzrok na Lebiediewa. W międzyczasie na jego kolanach pojawił się kot – Szymon. Julia wolała go nie dotykać, wiedziała, że koty mogą różnie reagować na zaczepianie przez obcych.
    „Co u Ciebie słychać?” wydawało się najgorszym pytaniem, jakie dziewczyna mogła usłyszeć. Prawie nigdy nie umiała streścić w kilku zdaniach tego, co się u niej działo, nie potrafiła też opowiadać o tym godzinami. Chyba, że opowieść miała dotyczyć kilku dni, tygodnia albo ewentualnie wakacji. Wewnętrznie odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała pytanie o Matta.
    - Pewnie! Co jakiś czas rozmawiamy przez kominek i piszemy do siebie regularnie, chociaż nie tak często jak kiedyś. Matt długo odpisuje. Zrobił się niewyobrażalnie zajęty. Chodzi w garniturach. - zaśmiała się krótko. - Dużo się zmieniło, Adam. Serio.
    Podrapała delikatnie Szymona za uchem, na co kot zamruczał głośno. Jednak nie chciał jej zabić. Spojrzała Adamowi w oczy.
    - Kiedyś byliśmy dla siebie najważniejszymi osobami na świecie. - mówiła powoli, trochę jakby zastanawiała się nad każdym słowem. - Nie mogło nic się nie zmienić, kiedy dzieli nas ocean.
    Zamilkła na moment i odwróciła wzrok.
    - Chociaż to może tylko moje uczucia. Kilka razy w roku się widzimy i wtedy jest naprawdę cudownie. Prawie tak jak kiedyś. - ciągle mówiła z uśmiechem na ustach, chociaż w jej oczach widać było cień smutku. - Także nie wiem co o tym wszystkim myśleć.
    Pociągnęła łyk soku dyniowego.
    - A jeżeli chodzi o ten list to musiał nie dojść, bo Matt mi pisał, że bardzo dawno już nie dostał nic od Ciebie. Pytałam go niedługo po naszym spotkaniu w wakacje.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  30. Addison najchętniej zostałaby cały dzień w łóżku z Adamem, tuląc się do jego boku, ale uzdrowicielka wyrzuciła ją ze Skrzydła Szpitalnego o jedenastej, kazała jej pójść na lekcje, a potem na obiad do Wielkiej Sali. Obrażenia dziewczyny właściwie już się zaleczyły, nie były tak poważne jak rany pokrywające ciało Lebiediewa, dlatego nie istniał żaden powód, by wylegiwała się w łóżku (z czym mocno się kłóciła, nie chcąc zostawiać chłopaka samego; dopiero gdy zapewniono ją, że najgorsze już minęło i potrzebował tylko kilka godzin mocnego snu, niezadowolona opuściła skrzydło). Addie podejrzewała, że nauczyciele chcieli także opanować panikę, która musiała wstąpić w uczniów, gdy dowiedzieli się, że na terenie Hogwartu pojawiła się mantykora i zraniła Puchonkę oraz ulubionego stażystę wszystkich przedstawicielek płci pięknej. Słyszała strach w głosach młodych czarodziei, a także ich wyrzuty; niemal wszyscy żałowali, że dziewczyna mimo wszystko nie zginęła w ataku potwora. Przez większość dnia czuła się paskudnie, martwiąc się o Adama oraz słysząc jeszcze bardziej złośliwe komentarze niż dotychczas, bo pod wieczór wszyscy byli przekonani, że specjalnie ściągnęła mantykorę na Błonia, by zaatakować niewinnych uczniów podobnie jak jej rodzina podczas III wojny czarodziejów.
    Kiedy zbiegała po schodach, kierując się w stronę Skrzydła Szpitalnego, zobaczyła Wierę. Westchnęła z ulgą, uśmiechając się pod nosem. Zaraz po przebudzeniu Addison napisała do niej krótki list, opisując ciężki stan Adama i wyjaśniając, że chłopak jej potrzebuje. Nie sądziła, że Wiera tak szybko zareaguje oraz pojawi się w szkole. Próbowała ją zawołać, ale dziewczyna z grymasem złości otworzyła drzwi i zatrzasnęła je za sobą z hukiem, wchodząc do Skrzydła Szpitalnego. Addison zagryzła delikatnie dolną wargę. Wiedziała, że nie powinna podsłuchiwać, jednak musiała się upewnić, że z chłopakiem wszystko w porządku. Słysząc lodowaty, beznamiętny głos Wiery wzdrygnęła się. Przymknęła powieki, uderzając delikatnie czołem o mosiężne drzwi i przeklinając pod nosem swój głupi pomysł. Miała nadzieje, że dziewczyna poprawi humor Adamowi, tymczasem ona wbijała mu nóż w serce swoimi słowami.
    Szybko weszła do środka. Nie wiedziała, co chciała zrobić ani powiedzieć, czuła jednak, że chłopak nie powinien mierzyć się z tym sam.
    - Mówiłam poważnie, Adamie. Nie próbuj się ze mną kontaktować, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Kocham innego i nic tego nie zmieni. Ty już dla mnie nic nie znaczysz - powiedziała wyniośle Wiera, po czym położyła coś błyszczącego na stoliku stojącym koło łóżka chłopaka. Addison była za daleko, by zobaczyć, co to było, ale podejrzewała, że był to prezent od Adama, który podarował dziewczynie, gdy zaczęli się spotykać.
    Wiera otworzyła usta, najwyraźniej chcąc jeszcze coś dodać, ale Puchonka ją wyprzedziła.
    - Zamknij się i wynoś się stąd do jasnej cholery - wysyczała, mrużąc gniewnie oczy - Nie zasługujesz na niego. On jest dla ciebie za dobry, a ty jesteś tylko głupią dziwką. Jeśli jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę, sprawię, że pożałujesz wszystkiego, co zrobiłaś, rozumiesz?

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  31. Addison była wściekła. Zupełnie nie potrafiła zrozumieć tego, co się przed chwilą wydarzyło. Z niedowierzaniem patrzyła, jak Adam opuszcza Skrzydło Szpitalne, prosząc, by zostawiła go samego. Miał prawo do chwili samotności, by przemyśleć zachowanie Wiery, ale poczuła się odrzucona. Ścisnęła palcami nasadę nosa, próbując się uspokoić i zacząć się zachowywać racjonalnie, ale rozwaga nigdy nie była jej mocną stroną. Zwłaszcza że ostatnio przeszła przez wiele przykrych sytuacji; atak mantykory, stres związany z przekonaniem, że jej najlepszy przyjaciel umrze w chłodnej jaskini, bo próbował ją osłonić, wredne komentarze uczniów snujące się za nią niczym jej własny cień... To wszystko sprawiło, że Addie stała się jeszcze bardziej wrażliwa niż dotychczas i to wyjście chłopaka potraktowała niejako niczym policzek. Westchnęła ciężko, próbując powstrzymać szalejący wewnątrz niej huragan emocji. Przecież to było głupie z jej strony, Adam na pewno nie chciał jej zranić swoim chłodnym zachowaniem, po prostu był w szoku z powodu spotkania z ukochaną, która potraktowała go tak oschle. Współczuła mu, chciała go w milczeniu przytulić i pozwolić, by wyrzucił z siebie całą swoją wsciekłość, żal i ból. Chciała sama w jego ramionach odnaleźć chwilę ukojenia. Czekało jednak na nią tylko zimne łóżko i nieufne spojrzenia ze strony współlokatorek.
    Zanim opuściła Skrzydło Szpitalne, zabrała ze stolika naszyjnik, który zostawiła Wiera. Wiedziała, że mimo iż w tej chwili Adam nie mógł patrzeć na złoty wisiorek, w przyszłości żałowałby, gdyby się go pozbył.
    W nocy nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok, a wspomnienia z ataku potwora wciąż do niej powracały. Zastanawiała się, gdzie był Lebiediew i co robił. Rano kusiło ją, by wpaść do jego pokoju przed śniadaniem, ale nie mogła się na to zdobyć. Starała się go unikać przez cały dzień, zastanawiała się nawet nad tym, czy nie wybrać się samej do Hogsmeade na piwo kremowe tak jak wczoraj planowali, jednak bez zwolnienia podpisanego przez stażystę OPCM ściągnęłaby tylko na siebie kłopoty, a wyjątkowo nie miała ochoty na kolejny szlaban. Powoli zbliżała się lekcja Obrony przed Czarną Magią i Addison zdecydowała, że na nią nie pójdzie. Miała wrażenie, że zachowuje się niedojrzale, ale... Czuła, że schrzaniła. To ona ściągnęła Wierę do zamku, by ich pogodzić, tymczasem wszystko jeszcze bardziej się przez nią skomplikowało. Puchonka postanowiła udawać przed profesorką, że niektóre zadrapania wciąż ją bolą, dlatego nauczycielka odesłała ją do Skrzydła Szpitalnego. W połowie drogi Addie jednak skręciła i udała się na boisko do Quidditcha. Było to jej ulubione miejsce w szkole, tylko w powietrzu na miotle mogła się zrelaksować i pozwolić, by wszystkie męczące myśli ją opuściły.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  32. Addison zrobiła kilka kółek rozgrzewki, latając wokół boiska, gwałtownie skręcając lub nurkując w dół, trenując przydatne podczas brutalnych meczów zwody. Ostrożnie wylądowała na trawie, by zrobić sobie kilka minut przerwy, gdy nagle poczuła znajome ramiona obejmujące ją od tyłu i więżące w mocnym uścisku. Kiedy przytulił twarz do jej włosów, jego ciepły oddech muskał ją w kark, przez co włoski stanęły jej dęba.
    - Z tego samego powodu, dla których ty nie powinieneś być na tych zajęciach - odpowiedziała wymijająco Addison, delikatnie wyswobadzając się z jego objęć. Usiadła bokiem na miotle, unosząc się nad ziemią tak, że swobodnie mogła patrzeć mu w oczy. Beztrosko machała nogami w powietrzu, ale po chwili zmarszczyła nieznacznie brwi w wyrazie zmartwienia. - Jak się czujesz? Plecy wciąż cię bolą? Powinieneś odpoczywać, zamiast tak włóczyć się po zamku. Naprawdę źle wyglądasz, Adamie.
    Tym razem nie próbowała się z nim droczyć, po prostu stwierdziła fakt. Twarz chłopaka wciąż była niezwykle blada, zdobiły ją zadrapania, których nabawił się podczas feralnej nocy, a jego oczy otaczały ciemne obwódki, wyraźny objaw, że brakowało mu snu. Nawet jego barki były zgarbione, stanowiąc symbol jego zmęczenia. Ledwo udało mu się uniknąć śmierci, miała nadzieję, że zrozumie powagę sytuacji. Nie chciała, by wracał do Skrzydła Szpitalnego, ale mógł sobie odpuścić powrót do obowiązków stażysty przez kilka dni, powinien leżeć w łóżku. Nawet gdy była wkurzona, wciąż się o niego troszczyła i nie potrafiła tego zmienić. Za bardzo jej zależało, by pozwoliła złości na przejęcie kontroli nad jej przywiązaniem do Lebiediewa.
    Kiedy zapytał, co się stało, Addie odwróciła wzrok i zapatrzyła się w jakiś odległy punkt za jego plecami. Po chwili milczenia wzruszyła ramionami.
    - Sam musisz przyznać, że ostatnio dużo się działo. Jestem po prostu zmęczona - mruknęła dziewczyna, jednak jej usta wykrzywiły się w pełnym goryczy uśmiechu. - Chciałam odpocząć i pobyć trochę sama. Najwyraźniej mi nie było to dane.
    W przeciwieństwie do tego, co wielu o niej sądziło, nie lubiła się kłócić. Wolała zatrzymywać niektóre informacje dla siebie, bo wszczynanie awantur sprawiało, że źle się czuła. Momentalnie pożałowała swoich słów odnoszących się do tego, co powiedział jej chłopak w Skrzydle Szpitalnym, ale nie dało się ich już cofnąć, więc jedynie powoli okrążyła Adama na miotle, po czym znowu zatrzymała się przodem do niego.
    - Przepraszam. Ostatnio robię się coraz bardziej rozdrażniona - wyjaśniła, wciąż jednak nie mogła się zmusić, by na niego spojrzeć, zwłaszcza że jej przeprosiny nie były do końca szczere. - Nie tylko ty miałeś sporo do przemyślenia. Pojawienie się Wiery mnie także wyprowadziło z równowagi. To ja do niej napisałam. Sądziłam, że będzie chciała wiedzieć, że zostałeś poważnie ranny, miałam nadzieję, że jakoś się dogadacie. Pomyliłam się. Nie powinnam była się wtrącać.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  33. [No właśnie coś mi się wydaje, że każdemu kto przeczyta kartę Jaquana powinnam wręczać Order Wytrwałego Czytelnika, czy coś... niemniej jednak dziękuję bardzo za tę parę słów i również życzę owocnych wątków! :)

    Mimo średnio sprzyjających okoliczności narodzin Adam wydaje się mocno stąpać po ziemi, i oby tak dalej.]

    Jaquan Shafiq

    OdpowiedzUsuń
  34. Addison latała na miotle przez wiele godzin, ale po spotkaniu z Adamem nie przynosiło jej to takiej frajdy jak zawsze. Zatruwał jej myśli, miała wrażenie, jakby jego dotyk został trwałe zapisany w każdej komórce jej ciała. Nie potrafiła skupić się na niczym innym, wciąż przed oczami stawał jej obraz jego wymęczonej, zrozpaczonej twarzy. Nawet latanie nie przyniosło jej ulgi, mimo że to kochała. Uwielbiała to poczucie lekkości, gdy znajdowała się w powietrzu, jakby w momencie, w którym odbijała się od ziemi, zostawiała wszystkie swoje troski w dole. Tutaj nie liczyło się nic poza nią i pędem wiatru w jej uszach, ciepłymi promieniami słońca na jej twarzy, zawrotną prędkością rozwijaną pomiędzy chmurami. Dosłownie mogła skosztować nieba, które zostawiało na jej języku słodkawy posmak. Jej słabość do ryzyka i adrenaliny pędzącej w żyłach czyniła z niej jedną z najlepszych ścigających w drużynie Puchonów od wielu, wielu lat i jeszcze kilka miesięcy temu wróżono jej, że tuż po zakończeniu szkoły zostanie przyjęta do narodowej drużyny Quidditcha, ale teraz dziewczyna nie robiła sobie wielkich nadziei. Jej rodzina nie tylko skazała ją na prześladowania ze strony rówieśników, pogrzebała również jej marzenia o karierze sportowej, niemal całkowicie zniszczyła jej przyszłość.
    A mimo to wciąż kochała swoich rodziców oraz braci i tęskniła za nimi tak bardzo, że ciężar ich braku czasami przygniatał jej klatkę piersiową tak mocno, że nie mogła oddychać.
    Może dlatego, gdy wróciła do zamku z rozwichrzonymi od wiatru włosami oraz mocno zaczerwienionymi z zimna policzkami i usłyszała od profesor OPCM, że Adam jej potrzebuje, bo stracił dzisiaj wuja i mocno to przeżył, Addison nie wahała się. Wciąż w kanarkowej szacie treningowej pobiegła wprost do jego pokoju, a jej niepokój tylko się wzmagał, gdy słyszała powtarzane przez uczennice plotki na temat zachowania przystojnego stażysty. Kiedy jednak znalazła się pod jego drzwiami, zawahała się. A co jeśli nie będzie chciał jej znowu widzieć? Co jeśli wyrzuci ją za drzwi tak jak ostatnio, gdy w szkole pojawiła się Wiera? Oparła czoło o chłodną ścianę, próbując zebrać myśli, jednak prawda była taka, że cholernie się bała. Rzadko jakieś wydarzenie stawało między nimi, potrafili być nierozłączni, ale ostatnie dni porządnie dały im w kość i Addie mimowolnie zaczęła się bać, że znowu ją odrzuci.
    Ostrożnie zapukała do drzwi.
    - Adamie? To ja. Proszę, otwórz - powiedziała, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi. Westchnęła, przymykając oczy. - Będę tutaj siedziała całą noc, jeśli będzie trzeba. Znasz mnie. Jestem gotowa tutaj stać tak długo aż mnie wpuścisz i nie pozbędziesz się mnie, dopóki nie upewnię się, że wszystko z tobą w porządku.
    Po chwili Addie usłyszała donośny huk dochodzący ze środka. Wzdrygnęła się i mocniej uderzyła w drewno.
    - Otwieraj! Dobra, zmieniłam zdanie. Nie będę tutaj siedziała, po prostu wyważę te cholerne drzwi. Słyszysz mnie? Uwierz mi, mocno pożałujesz, jeśli za chwilę mnie nie wpuścisz! Porządnie skopię ten twój zgrabny tyłeczek!

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  35. Addie naprawdę bała się, że jej nie wpuści, ale kiedy drzwi w końcu się uchyliły, aż ją zatkało. Chłopak wyglądał jeszcze gorzej niż wtedy na boisku, jego twarz wykrzywiona była w gniewnym, zrozpaczonym grymasie.
    - Piłeś? - zapytała ze słyszalnym wyrzutem w głosie Addison, marszcząc z niezadowoleniem drobny nosek, kiedy wyczuła charakterystyczny zapach. Nie powinien tego robić, piwo kremowe jedynie wzmocniło jego złość, która doprowadziła go do zdemolowania całego pokoju. Nie mogła patrzeć na swojego przyjaciela, gdy znajdował się w takim stanie. Kiedy powiedział, że zbyt dużo się działo, skinęła lekko głową, przytulając się do niego mocno. Nie chciała, by kiedykolwiek wypuścił ją ze swojego uścisku. - Wiem, skarbie. Wiem.
    Addie oparła chłodne czoło o jego bark, z zadowolonym pomrukiem przyjmując ten delikatny masaż karku. Stres ostatnich tygodni sprawił, że jej mięśnie były niezwykle spięte, ale teraz cała topniała w objęciach Adama, podczas gdy jego głos otulał ją miękko niczym kołdra. Przesunęła nosem po jego obojczyku, po czym uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
    - Zostanę - odpowiedziała równie cicho, opierając swoje lodowate dłonie na jego bokach, po czym miękkimi wargami zaczęła śledzić zarys jego kości policzkowej, aż dotarła do płatka jego ucha. - Nie potrafię się od ciebie trzymać z daleka. Zostanę tak długo, jak będziesz tego chciał, a nawet jeszcze dłużej.
    Bardzo niechętnie wysunęła się z jego objęć, by rozejrzeć się po pokoju. Część drewnianych mebli leżała przewrócona na porysowanej podłodze, wszędzie walały się podarte papiery i ubrania, widziała też odłamki szkła lśniące w jasnym płomieniu latarni. Zauważyła wgniecenie po pięści w stłuczonym lustrze. Westchnęła cicho, przenosząc wzrok na Adama i dostrzegła na jego kłykciach świeże, krwawiące rozcięcia.
    - Musimy je oczyścić - powiedziała nadzwyczaj łagodnie Addie. Ostrożnie ujęła go za dłoń, po czym zaprowadziła do łazienki. Puściła zimną wodę z kranu i zanurzyła w niej jego rozcięte ręce, umywalka szybko zabarwiła się na szkarłatny kolor. Zakręciła kurek i znalazła w szafce gazę, którą delikatnie przetarła jego skaleczenia. Kiedy skończyła, zapadła między nimi cisza. Chciała go pocieszyć, znaleźć odpowiednie słowa, by ukoić jego ból, ale byli jedynie dwójką rozbitków w spienionych odmętach fal. Ich jedynym ratunkiem było kurczowe trzymanie się siebie nawzajem oraz wiara, że to wystarcza, by przezwyciężyli swój ciężki los. Życie to suka i właśnie teraz śmiało im się w twarze. Zrozumiała to, gdy patrzyła w jego przepiękne, ale niezwykle udręczone oczy. Podczas oczyszczania skaleczeń ani razu się nie odezwał, mimo to przez cały czas czuła na sobie jego intensywny wzrok. Teraz wciąż milczał i zaczynało ją to przerażać.
    - Adamie... - szepnęła.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  36. Kiedy Adam pocałował ją w czoło, odetchnęła cicho i odrobinę się rozluźniła. Bała się, że chłopak zamknął się w miejscu, do którego nie miałaby dostępu, że otoczył się skorupą, przez którą nie dałaby rady się przebić, ale ten przejaw czułości sprawił, że poczuła ogarniającą ją ulgę. Nie chciała, by dusił w sobie tę złość i gorycz. Z jednej strony była zaskoczona tym, jak bardzo chłopak zdemolował swój pokój, poczuła mocny ścisk w żołądku na widok połamanych mebli, ale z drugiej przez ostatnie dni nazbierało się tyle złych wieści, że musiał jakoś sobie poradzić z narastającą, przytłaczającą go frustracją.
    A jej dzisiaj przy nim nie było. Miała straszne wyrzuty sumienia.
    Addison ruszyła za Lebiediewem do jego pokoju i w milczeniu przyglądała się, jak sprzątał bałagan. Zachichotała cicho, gdy pociągnął ją za sobą na łóżko i mocno objęła go ramionami w pasie, pragnąc znaleźć się jak najbliżej niego. Przebywanie z Adamem było równie łatwe co oddychanie; on był jej powietrzem. Był wszystkim, czego potrzebowała, by czuć się szczęśliwa i zawsze wiedział, co powiedzieć lub zrobić, by wywołać na jej ustach szeroki, promienny uśmiech. Powoli uzależniała się od jego obecności, od jego miękkiego, lekko chropowatego głosu, którego mogłaby słuchać w nieskończoność, nawet gdyby czytał jej w kółko liczący tysiąc stron regulamin Hogwartu; od jego silnych ramion, które przyciskały ją do jego twardego ciała stanowczo, ale zawsze delikatnie, dzięki czemu zawsze czuła się pewnie i spokojnie; od jego charakterystycznego, męskiego zapachu, który sprawiał, że czuła się jak w domu. Adam był jej bezpieczną przystanią.
    Addie usiadła za jego plecami, otaczając jego biodra swoimi nogami. Wzięła od niego pudełko i nabrała na dwa palce nieco zielonej, chłodnej maści. Zanim jednak zaczęła rozsmarowywać substancję na jego plecach, pochyliła się i łagodnie zaczęła dmuchać na każdą ranę, po czym składała na nich subtelne pocałunki na całej długości. Chciała mu ulżyć w cierpieniu. Starała się jak najdelikatniej rozprowadzić maść na brzydkich, zaczerwienionych szramach na jego plecach, by nie sprawić mu bólu.
    - Jesteś idealny - wyszeptała Addison, jakby czytała mu w myślach. Na jego plecach na pewno pozostaną paskudne blizny, ale dla niej to niczego nie zmieniało. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej będzie go uwielbiała za te blizny, bo były one symbolem jego oddania i tego, że był wielkim wojownikiem, skoro udało mu się przeżyć. Kiedy skończyła, odłożyła pudełko na bok, ale nie przestawała głaskać go po nagich plecach. Palcami kreśliła na jego rozgrzanej skórze fantazyjne wzory. Kiedy zaproponował, by pojechała z nim do Moskwy, na chwilę jej dłoń znieruchomiała, po czym znowu zaczęła nią leniwie przesuwać po jego prawej łopatce w zamyśleniu.
    - Nigdy nie chciałeś mnie ze sobą zabrać do Moskwy - przypomniała mu ostrożnie Addie, opierając podbródek na jego barku i patrząc na jego profil - Powiedz mi, co się stało, Adamie. Przyszłam do szkoły, nagle złapała mnie profesorka i kazała sprawdzić, co u ciebie, bo masz problemy rodzinne. A potem zastałam cię pośrodku tego bałaganu... Nie rozumiem. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale jeśli chcesz, żebym z tobą pojechała, musisz mi powiedzieć, co się dzieje i czego ode mnie oczekujesz. Porozmawiaj ze mną.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  37. - Masz rację, nie jesteś idealny. Z naszej dwójki to ja jestem doskonała, próbowałam tylko być dla ciebie miła - odpowiedziała, uśmiechając się lekko i dając mu kuksańca w ramię. Chciała go pocieszyć, przejąć na siebie część tego ciężaru. Addie pochyliła się i scałowała łzę spływającą po jego policzku, na wargach poczuła słony smak wyrzutów sumienia, które go opanowały.
    - Odwlekałeś to, bo liczyłeś, że dzięki temu twój wujek pożyje dłużej. Nie chciałeś pogodzić się z prawdą - wyjaśniła cicho, mając nadzieję, że w jakiś sposób zwolni go to z części odpowiedzialności, jaką wziął na swoje barki. - Teraz jest już za późno, ale to wcale nie znaczy, że nigdy mu się nie odwdzięczyłeś za miłość, jaką cię obdarował. Jestem pewna, że duma z tego, na jakiego człowieka wyrosłeś, była dla niego wystarczającą nagrodą. Wiem, że odczuwasz żal, że nie mogłeś się z nim pożegnać, ale nie dasz rady już tego zmienić. Teraz musisz po prostu żyć dalej w taki sposób, w jaki nauczył cię tego wuj, by uszanować pamięć o nim.
    Addison ułożyła dłoń na jego żebrach i zaczęła masować jego bok kojącymi, okrężnymi ruchami.
    - Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Żebym pojechała z tobą do Moskwy? - zapytała, lekko przegryzając dolną wargę. - Wiesz, jaką mam teraz reputację. Nie chcę, by twoja rodzina i znajomi...
    Urwała, nie wiedząc, jak powinna dokończyć to zdanie. Przecież nie byli parą, jedynie przyjaciółmi, więc dlaczego mieliby posiadać jakieś obiekcje względem ich relacji? Pewnie nie byliby zadowoleni, że Adam przyjaźni się z dziewczyną pochodzącą z rodziny Mrocznych, ale byłaby w stanie to znieść, jeśli Lebiediew byłby blisko niej.
    - Przestań. Nic mi nie zawdzięczasz - szepnęła, a jej policzki nieznacznie się zaróżowiły - Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam.
    Cierpienie odcisnęło się na rysach twarzy Adama, przez co jeszcze bardziej się wyostrzyły. Kiedy znajdowali się tak blisko siebie, z trudem potrafiła zebrać myśli, a jej serce gwałtownie obijało się o żebra w szalonym rytmie. Właśnie w takich momentach, gdy ich kończyny były ze sobą splątane, a między nimi nie znajdowała się żadna wolna przestrzeń, najtrudniej było jej zapanować nad reakcjami własnego ciała. Pragnęła zanurzyć dłonie w jego jedwabistych włosach i przyciągnąć jego twarz bliżej, natychmiast jednak próbowała w sobie zdusić tę chęć. Adam wciąż był zakochany w Wierze, a ona nie chciała jeszcze bardziej skomplikować tej sytuacji, w dodatku bała się, że w ten sposób straciłaby swojego przyjaciela. Prawda była jednak taka, że granice między nimi stawały się coraz bardziej płynne i pewnego dnia mogły po prostu zniknąć. Już teraz Addie pozwalała mu się dotykać w sposób, w jaki nikomu innemu by nie pozwoliła, on również wydawał się szukać jej bliskości. Mimo to dziewczyna nie pozwalała sobie uwierzyć, że to cokolwiek znaczyło. W końcu Lebiediew poświęcił siedem lat związkowi z Wierą. Addison nie powinna była nawet o nim myśleć w kategoriach innych niż przyjacielskich.
    Ale tak trudno było jej się powstrzymać, gdy ich twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów. Wystarczyło, by nieznacznie wyciągnęła szyję, a ich usta by się spotkały...
    - Zostanę na noc, dobrze? - zapytała cicho, głaszcząc go po policzku. Nie chciała go zostawiać samego. Najchętniej każdą noc spędzałaby tutaj, zasypiając i budząc się u jego boku, ale nie mogli sobie ja to pozwolić. Już teraz po szkole krążyły różne plotki na ich temat, wiele uczennic było zazdrosnych o jej kontakt z Adamem i mocno dawały jej to odczuć. Wszyscy byli przekonani, że między nimi było coś więcej niż przyjaźń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Addison zaczęła kciukiem śledzić zarys jego miękkich warg. Niepewnie uniosła spojrzenie do góry, by spróbować wyczytać coś z jego wzroku. Ten dotyk był nieco inny od poprzednich, bardziej intymny i przez to dziewczyna zaczęła się denerwować. Zaschło jej w gardle, w jej brzuchu stado motyli zerwało się do lotu, a ona nie mogła przestać patrzeć w jego jasne, pełne czułości oczu. Miejsca, w których stykali się ciałami, płonęły żywym ogniem, wysyłając wzdłuż jej kręgosłupa elektryzujące dreszcze. Kiedy leżeli tak blisko siebie, a ich oddechy się ze sobą mieszały, czuła się tak, jakby znajdowali się w bańce mydlanej. Cały zewnętrzny świat dookoła nich przestawał istnieć, liczyli się tylko oni i właśnie ten moment.

      Addie<3

      Usuń
  38. Addison zupełnie zatraciła się w jego pięknym, czułym spojrzeniu, jej skóra wręcz mrowiła w oczekiwaniu na dotyk. Atmosfera w pokoju stała się nagle napięta, zgęstniała, ale w ten dziwnie przyjemny sposób. Dziewczyna wiedziała, że jeśli Adam teraz jej nie pocałuje, prawdopodobnie już nigdy tego nie zrobi i oboje żałowaliby do końca życia, zadając sobie pytanie co by było gdyby..? Z jednej strony na samą myśl czuła niesamowitą ekscytację w dole brzucha, z drugiej strach, że chłopak zrobi to tylko w ramach pocieszenia, a potem złamie jej serce, tłumacząc, że nie myślał wtedy o Wierze. Nie zniosłaby tego.
    W pierwszej chwili zamarła, czując jego niepewne wargi na swoich. Jej oczy się rozszerzyły pod wpływem szoku, że mimo wszystko to zrobił. Cała się spięła, jakby się bała, że Adam zaraz się odsunie i powie, że to był głupi błąd i nie powinien był tego robić, ale gdy wciąż łagodnie muskał jej wargi ustami, rozluźniła się i oddała pocałunek, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Przesunęła dłońmi po jego napiętych ramionach, po czym wsunęła palce jednej ręki w jego miękkie włosy, drugą otaczając jego szyję i przyciągając go do siebie bliżej. Zacisnęła zęby na jego dolnej wardze i nieznacznie pociągnęła w swoją stronę, rozkoszując się miękką fakturą jego ust. Chłonęła jego zapach, ciężar jego ciała delikatnie przyciskający ją do materaca, ciepło wnikające głęboko w jej duszę, a promieniujące z jego dłoni opartej na jej talii. Ten pocałunek napełniał ją nadzieją i radością, zupełnie nie potrafiła tego opisać. Z każdą sekundą pragnęła tylko więcej, w zupełności zatraciła się w doznaniu oferowanym jej przez jego wargi, które także stawały się coraz bardziej łapczywe. Addison westchnęła z zadowoleniem w jego usta, po czym nieznacznie się odsunęła, próbując uspokoić galopujące bicie serca. Oparła swoje czoło o jego, uważnie wpatrując się w jego jasne tęczówki, jakby próbowała czytać mu w myślach. Między nimi zapadła cisza przerywana jedynie ich nierównymi oddechami, gdy badawczo patrzyli na siebie, jakby widzieli, naprawdę widzieli tę drugą osobę po raz pierwszy w życiu. Czuła się tak, jakby nabrała świeżego powietrza w płuca, jakby przebudziła się z bardzo długiego snu, w jej żyłach zamiast krwi buzowała najczystsza energia. Nigdy nie sądziła, że człowiek jest w stanie czuć się w taki sposób, a już zwłaszcza z powodu drugiej osoby.
    Kąciki jej ust uniosły się w szerokim, szczerym uśmiechu, gdy lekko uderzyła go w ramię.
    - A już myślałam, że nigdy mnie nie pocałujesz, idioto - powiedziała z rozbawieniem Addie, kiedy jej oddech w końcu się wyrównał. Po chwili jednak jęknęła, zawstydzona ukrywając twarz w dłoniach. - Jeżeli będziesz mi teraz wypominał fakt, że zadurzyłam się w tobie już w drugiej klasie i najwyraźniej mi nie przeszło, wtedy ci przywalę.
    Prawdziwość tych słów wręcz ją speszyła. Addison nie potrafiła powiedzieć, czy faktycznie odkąd skończyła dwanaście lat była zakochana w przystojnym, wysportowanym Ślizgonie i przez lata nic się nie zmieniło, jedynie zdusiła w sobie ten zarodek uczucia, czy może ta słabość do Adama odżyła w niej na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy, gdy po latach przyjaźni jeszcze bardziej się do siebie zbliżyli. Zresztą, czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Liczyła się tylko chwila obecna.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  39. Kiedy powiedział, że to było idealne, jej serce fiknęło koziołka. Każde muśnięcie jego warg na jej skórze wprawiało jej ciało w drżenie. Ścisnęła jego dłoń, wzdychając cicho i wtulając twarz w nagi tors Adama. Próbowała zasnąć, ale nie mogła. Pół nocy spędziła na panikowaniu, że rano ich pocałunek okaże się wyjątkowo realistycznym snem, a drugie pół wpatrywała się w spokojną twarz Adama, składając na jego czole i policzkach czułe pocałunki za każdym razem, gdy krzywił się lub niezrozumiale mruczał coś pod nosem. Zmęczenie zmorzyło ją dopiero po czwartej nad ranem, gdy za oknem zaczynało już świtać i niebo pokryło się pastelowymi barwami.
    Irytujący dźwięk budzika obudził ją wcześnie rano, ale chłopak wciąż leżał nieruchomo, zupełnie niewzruszony. Jedną rękę miał przerzuconą przez jej brzuch, podczas gdy druga służyła jej w nocy za poduszkę. Jego kolano było wsunięte między jej uda i leżeli tak blisko siebie, że trudno było określić, w którym miejscu kończyło się jej ciało, a zaczynało ciało Adama. Addison ostrożnie wyswobodziła się z jego objęć i poszła do łazienki, by zimną wodą przemyć twarz, musiała jakoś się dobudzić. Wiedziała, że powinna także obudzić Lebiediewa, ale wyglądał tak słodko podczas snu, że nie potrafiła się do tego zmusić. Zamiast tego oparła się biodrem o parapet z parującymi kubkiem herbaty w dłoniach i wpatrywała się w jego spokojną twarz, podczas gdy sama znajdowała się na emocjonalnym rollercoasterze. Nie chciała go budzić nie tylko dlatego, że po tych wszystkich nieprzespanych nocach chłopak był wykończony i zasługiwał na chwilę relaksu, ale także dlatego, że nie wiedziała, jak powinna się zachowywać. Nie żałowała wczorajszego pocałunku, martwiła się jednak, że u niego pojawią się wątpliwości. Wczoraj wyglądał na zadowolonego, ale może tylko jej się wydawało?
    Merlinie, nie mogła znieść tej niepewności! Przez głowę przebiegało jej milion myśli na minutę, a każda z nich niosła inną emocję.
    W końcu westchnęła ciężko. Nie mogła tego dłużej przedłużać, ale nie miała zamiaru zrezygnować z ich stałego rytuału. Napełniła szklankę lodowatą wodą z kranu i na palcach zbliżyła się do łóżka, po czym bezlitośnie wylała chłodną ciecz na twarz Adama. Odskoczyła od materaca ze śmiechem, gdy chłopak nagle się poderwał do góry.
    - Musiałam - wydusiła, trzymając się za brzuch. Zanim jednak chłopak zdążył się na nią wkurzyć, podała mu butelkę z sokiem dyniowym z lekkim uśmiechem. Znała jego nawyki nawet lepiej niż własne. - Jak twoje plecy?
    Nagle futrzana kulka otarła się o jej dłoń i Addie z uśmiechem wzięła kotka na ręce, drapiąc go za uszami. Był jej oczkiem w głowie i często za bardzo go rozpieszczała, mimo że Adam próbował ją przed tym powstrzymać. - Szymuś chyba zrobił się zazdrosny o to, że poświęcam ci tyle czasu. Ale nie powinien się martwić. Zawsze uważałam, że jest o wiele przystojniejszy od swojego właściciela.
    Po chwili Addison jednak spoważniała, patrząc na niego niepewnie.
    - Żałujesz? - spytała cicho, odkładając kota na pościel.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  40. Tak. Matthew od zawsze wyglądał wspaniale w garniturze, w dodatku umiał go wybierać i umiał go nosić. Był perfekcjonistą, koszula zawsze musiała być śnieżnobiała i idealnie wyprasowana. Uważał, że kiedy mężczyzna chce wyglądać elegancko to nie ma miejsca na kompromisy. Nadal jednak lubił swój schludny, ale luźny styl i tak Julia zapamiętała go najlepiej. Doskonale pamiętała też jego zapach. Nawet w tym momencie, siedząc w pokoju Adama, potrafiła przypomnieć sobie jak pachniał, kiedy wtulała się w niego czy to z radości, czy z bezradności, smutku, a może zwyczajnie bez powodu. Tak bardzo tęskniła, chociaż zawsze ukrywała to głęboko w sobie.
    - Co u niego? Dużo pracuje*, stąd ten garniak. Znalazł dziewczynę. - uśmiechnęła się trochę smutno. Matt był w niektórych kwestiach bardzo podobny do Julii, ale kwestii związków różnili się ogromnie. On nie bał się próbować. Też pragnął „tej jedynej wielkiej miłości”, bezwarunkowej, idealistycznej, opartej na przyjaźni, ale potrafił dać ludziom szansę i podjąć to ryzyko. Julia uciekała i zabijała w sobie wszelkie zalążki uczucia, zanim jeszcze w ogóle zdała sobie z nich sprawę. Brat doskonale o tym wiedział i próbował jej uświadomić, że w ten sposób przegapi tę swoją miłość, ale Julia unikała tematu, jakby blokując sama siebie przed zmianą zdania.
    - Niestety dziewczyna okazała się największą idiotką na świecie, bo go zostawiła. W dodatku dla innego. - odetchnęła głęboko, przypominając sobie cierpienie brata. Dlatego też nie chciała związków. Bo co boli bardziej niż miłość? - Matt strasznie to przeżył. Przyjechał do Londynu na dwa tygodnie. Na szczęście trochę udało nam się go pocieszyć i w końcu wrócił do Stanów.
    Zamilkła na chwilę, patrząc na przeciwległą ścianę jakby nieobecnym wzrokiem.
    - Nie mogłam patrzeć na jego ból. Serce mi pękało każdego dnia. - odetchnęła głęboko, jakby wróciły wspomnienia z tamtych chwil. - Ale teraz już jest dobrze. Trochę zapomniał, trochę się z tym pogodził i żyje dalej. Znowu cholernie szczęśliwy.
    Na jej twarz znowu wrócił uśmiech.
    - Chociaż nie wiem jak on może być szczęśliwy bez nas obok siebie. - spojrzała na Adama. Święta Trójca. Musieli do tego jakoś wrócić. To było zbyt cenne, aby znowu odpuścić.
    - To teraz Twoja kolej. - uznała, patrząc mu w oczy. - Bo przecież widzę, że coś nie gra.
    Trochę ryzykowała, ujawniając, że udało je się dostrzec tę iskrę smutku w jego spojrzeniu, której w wakacje jeszcze nie było. Chłopak mógł ją odepchnąć i zupełnie nie chcieć o tym rozmawiać, chociaż miała wrażenie, że czuje to co ona. Że nadal znają się na wylot, mogą sobie zaufać i nic się nie zmieniło. Tylko zostało trochę zapomniane i wymaga odkurzenia.

    * jakoś nie mam pomysłu gdzie, ale chyba mało istotne na razie

    Julia Jones

    OdpowiedzUsuń
  41. - Nie mogę się doczekać - stwierdziła z rozbawieniem Addie, gdy zapowiedział zemstę, mrugając do niego i nachylając się nad łóżkiem, by szybko cmoknąć go w usta. Uwielbiała się z nim drażnić i nie chciała pozwolić na to, by cokolwiek w ich relacji uległo zmianie. Z jednej strony wczorajszy pocałunek wywrócił ich przyjaźń do góry nogami, ale z drugiej dziewczyna wciąż nie była pewna, na czym tak naprawdę stali i czuła potrzebę, by zachować jak najwięcej ich stałych nawyków. Co prawda Lebiediew mówił, że nie żałował i patrzył na nią w taki sposób, że uwierzyłaby mu nawet wtedy, gdyby powiedział, że dementorzy to tak naprawdę udomowione, puchate stworzonka pragnące odrobiny miłości, jednak Addison się bała. Pragnęła jego miękkich, ale pełnych pasji pocałunków, jego cichych zapewnień, że znaczyła dla niego więcej niż ktokolwiek inny, jego ramion obejmujących ją w talii tak mocno, jakby nigdy nie chciał jej wypuścić; lecz nie potrafiła przestać się martwić. Życie ostatnio ciągle rzucało jej kłody pod nogi, a Adam wiele przeszedł na przestrzeni ostatnich dni... To mógł być nieodpowiedni moment, by próbować stworzyć jakiś związek. Potrzebowała go jako przyjaciela. Obawiała się zmiany, która między nimi zajdzie, gdy spróbują przekształcić to w coś jeszcze głębszego i poważniejszego... Ale przy nikim nie czuła się równie swobodnie jak przy Rosjaninie i nikt nie sprawiał, że jej serce na chwilę gubiło rytm, gdy tak intensywnie się w nią wpatrywał.
    - Od Eliksirów. Profesor Miller kiedyś nas wszystkich wykończy - jęknęła Addie, palcami delikatnie przeczesując jego wilgotne po prysznicu włosy. Wciąż widziała udrękę w jego oczach wywołaną pustką po stracie wuja. Potrafiła to rozpoznać, bo sama wciąż nosiła ją w sobie po śmierci brata, którego nie pozwolono jej opłakiwać, bo przecież był zdrajcą i należał do Mrocznych. Wiedziała, że nie może wiele powiedzieć, aby poprawić jego humor; mogła po prostu być obok i oferować swoją bliskość oraz wsparcie w nadziei, że to wystarczy. - Nie próbuj walczyć ze swoim smutkiem i gniewem, to tylko pogorszy sprawę. Musisz je zaakceptować, a ja będę tuż obok, żeby ci pomóc, gdy tylko będziesz mnie potrzebował. Twój wuj odszedł, ale zawsze będziesz go nosił w swoim sercu.
    Po chwili jednak w jej oczach pojawiły się łobuzerskie ogniki. Wspięła się na palce i musnęła wargami jego policzek, przybliżając usta do płatka jego ucha. - Zachowuj się, Lebiediew. Bądź grzecznym chłopcem.
    Addison wybiegła z pokoju, ignorując fakt, że ktoś mógłby ją zobaczyć i rozpuścić jakieś plotki w szkole. Jej myśli były pochłonięte przez uczucie szczęścia, które zagnieździło się głęboko w jej sercu po tym, gdy obudziła się rano u boku Adama i mogła chłonąć jego bliskość każdą komórką ciała. Nie było lepszego widoku po przebudzeniu niż spokojna twarz ukochanej osoby.
    Chyba jeszcze nigdy nie przebierała się w tak rekordowym tempie. Szybko narzuciła na siebie szaty oraz rozczesała rozwichrzone włosy, po czym złapała za torbę z książkami i pobiegła na śniadanie. Jej współlokatorki dopytywały się, gdzie wczoraj zniknęła na noc, ale nie odpowiadała na ich zaczepki, nie mogąc się doczekać, aż znowu zobaczy Adama, mimo że nie minęło zbyt wiele czasu. Na Merlina, nigdy nie sądziła, że stanie się jedną z tych beznadziejnych dziewczyn, które nie mogą wytrzymać dwóch minut bez ukochanego. Kiedy go zobaczyła, musiała siłą woli powstrzymać się przed wskoczeniem mu w ramiona, ale jednocześnie była onieśmielona jego obecnością. To wszystko było takie dziwne.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  42. [Haha ja też nie sądziłam, że tak to się rozwinie, ale jakoś naturalnie to wyszło ;)
    A Adaś ma za każdym razem coraz ładniejsze zdjęcie <3]

    Addison żałowała, że chłopak musiał jeść śniadanie przy stole nauczycielskim, ale starała się zbyt często nie zerkać w tamtym kierunku. Niemal przez cały czas czuła na sobie podejrzliwe spojrzenia siedzących najbliżej uczennic, które widziały, jak pocałował ją w czubek głowy, ale próbowała je zignorować. W tej chwili miała gdzieś, co wszyscy sobie pomyśleli, ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele, gdy myślała o tym, co się między nimi wydarzyło. Nie mogła się doczekać końca lekcji i spotkania z Lebiediewem, ten najwyraźniej miał jednak inne plany. Nie wiedziała, po co pojawił się nagle na Transmutacji i w dodatku kazał jej zabrać swoje rzeczy, ale pospiesznie się spakowała i wyszła z sali.
    Dziewczyna zamruczała z zadowoleniem, gdy pocałował ją namiętnie, przyciskając do ściany.
    - Możesz mnie częściej wyciągać z lekcji, jeśli zamierzasz tak robić za każdym razem - stwierdziła, próbując złapać oddech, a jej oczy radośnie rozbłysły.
    Addison z uśmiechem rąbnęła go pięścią w ramie.
    - Ty głupku, przez ciebie myślałam, że wpadłam w tarapaty i próbowałam sobie przypomnieć, co takiego ostatnio wywinęłam. Omal się nie zdradziłam, że to ja przypadkowo podłożyłam Winstonowi cukierek, po którym jego twarz pokryła się eksplodującymi czyrakami. Ale cicho, nie wiesz o tym ode mnie - poinformowała go przyciszonym głosem. Zanim Adam zdążył otworzyć usta, by ją ochrzanić, złapała za poły jego szaty i przyciągnęła, by złożyć na jego ustach długi, intensywny pocałunek. Oderwała się od niego dopiero w momencie, w którym zaczynało brakować jej tchu, lecz i tak zrobiła to niechętnie. Z jednej strony całowanie się z najlepszym przyjacielem w ciemnym zaułku było dla niej surrealistycznym przeżyciem, ale z drugiej zaczynała się uzależniać od smaku jego warg i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego dopiero teraz doszło między nimi do czegoś więcej. Najwyraźniej oboje musieli dojrzeć; ona nauczyć się, że nie było nic złego w ufaniu innym osobom, a on musiał zdać sobie sprawę, że przez cały czas obok była osoba, która była dla niego tą właściwą.
    Razem z chłopakiem wyszła przed szkołę, łapiąc go za dłoń i splatając ich palce razem. Dzieciaki były tak podekscytowane, że niemal w ogóle nie zwracały uwagi na polecenia wydawane przez opiekunów, niemal szturmem rzucili się w kierunku czarodziejskiej wioski, zostawiając ją i Adama z tyłu. Dziewczyna skorzystała z okazji, że byli sami; nie chciała na razie zwracać na nich uwagi i wolała okazywać swoje uczucia Lebiediewowi z dala od innych, nie pragnęła sensacji, ale nie potrafiła trzymać się na dystans. Zawsze działała w stu procentach.
    Addison cofnęła się o kilka kroków w tył, po czym podskoczyła, obejmując chłopaka nogami w pasie i owijając ramiona wokół jego szyi. Wtuliła twarz w jego kark, przylegając brzuchem do jego pleców i wdychając jego zapach z zadowoleniem, podczas gdy niósł ją na barana.
    - Gdzie idziemy? Błagam, tylko nie do Kawiarni Pani Puddifoot, to byłoby straszne. Ten obezwładniający róż, serduszka i cherubinki mnie przerażają. Poza tym nie pasują do twojego nowego wizerunku buntownika nielegalnie wyciągającego mnie z lekcji. Chyba mam na pana zły wpływ, panie Lebiediew.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  43. [ Adaś, Ty mi znowu nie odpisujesz! ]

    OdpowiedzUsuń
  44. Robienie innym kawałów było jednym z niewielu przejawów normalności, jakie udało jej się jeszcze zachować w swoim życiu. To był jej ostatni, już siódmy rok w Hogwarcie i teoretycznie powinna skupić się na nauce do owutemów, a także dojrzeć na tyle, by robienie głupich psikusów jej nie interesowało, ale Addison potrzebowała czegoś, dzięki czemu mogłaby sobie przypomnieć tę beztroską, pełną życia dziewczynę, którą niegdyś była. Właśnie żarty stały się jej sposobem na zapomnienie na kilka chwil, że jest wyrzutkiem, a w dodatku Winston zasłużył sobie na dużo gorszą karę za to, co opowiadał o jej rodzicach. Najchętniej przywaliłaby mu w jego pryszczatą twarz, ale dostała już dwa ostrzeżenia za wszczynanie bójek. Kolejna mogła skutkować zawieszeniem w prawach ucznia, a Winston nie był na tyle ważny, by ryzykowała wyrzuceniem z Hogwartu.
    Addison próbowała zsunąć się z ciała chłopaka, by zbyt długo go nie obciążać, ale nie chciał jej wypuścić z objęć. Prosiła, groziła i szturchała, czując się trochę głupio niesiona w jego ramionach aż do Hogsmeade, jednak zupełnie zignorował jej próby wyswobodzenia się, jedynie mocniej przyciągnął ją do siebie.
    - Jesteś uparty jak osioł - burknęła, ale jej twarz zdobił uśmiech - Czy ty właśnie zabierasz mnie na randkę, Lebiediew? Świat upadł na głowę.
    W końcu Addie zrezygnowała, ciaśniej otoczyła go nogami, wtulając się w jego klatkę piersiową tak, że między nimi nie zostało nawet kilka milimetrów przestrzeni. Oparła głowę na jego ramieniu, wzdychając z zadowoleniem, gdy gładził ją po plecach. Kiedy zassał jej płatek ucha, bezwiednie jęknęła z przyjemności, czując nieznośne napięcie gromadzące się w dole jej brzucha. Adam pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jak silnie wpływała na nią jego bliskość.
    - Możesz zamówić do picia co tylko chcesz pod warunkiem, że na deser będzie tiramisu - zastrzegła Addie, wchodząc do środka i bezwiednie ponownie sięgnęła po jego dłoń, ściskając ją lekko. Z reguły nie lubiła publicznego okazywania uczuć, jednak kiedy Adam był obok, trudno było mu się oprzeć. Podążyła za nim do najbardziej odległego stolika i zaśmiała się, kiedy ten niemal od razu się do niej przysunął i zaczął gładzić jej skórę.
    - Wygląda na to, że ktoś tutaj nie potrafi trzymać rączek przy sobie - zakpiła, jednak jej ciche westchnienia wyraźnie pokazywały, że w ogóle jej to nie przeszkadzało. Wspięła się na jego kolana, siadając do niego bokiem. Sama ustami zaczęła śledzić linię jego żuchwy, po czym skupiła się na wrażliwym miejscu tuż pod uchem, w trakcie pocałunków nieznacznie muskając językiem jego skórę. Kiedy wyszeptał, że trzy najbliższe noce spędzi w jego pokoju, bezwiednie zadrżała, wplatając dłoń w jego włosy.
    - Mam w ogóle coś do powiedzenia w tej kwestii? - zapytała z rozbawieniem, bo wyglądało na to, że Adam nie brał pod uwagę jej odmowy na temat wspólnego spania. Prawda była jednak taka, że sama tego pragnęła, ale za bardzo lubiła się z nim drażnić, by to otwarcie przyznać. Pochyliła się i bardzo ostrożnie musnęła wargami jego usta, głaszcząc go po policzku. - Mówiłam ci już, że się mnie nie pozbędziesz. Nie chcę zostać bez ciebie w Hogwarcie, zwłaszcza że będziesz mnie potrzebował. Pojedziemy razem do Moskwy, chociaż muszę przyznać, że cholernie boję się reakcji twoich bliskich. W ogóle nie wiem, czego się spodziewać - wyznała, przegryzając wnętrze policzka. Wiedziała, że on miał ich opinie gdzieś, ale ona zawsze martwiła się słowami innych ludzi, zwłaszcza że byli to krewni Adama.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  45. Kiedy Adam zaczął całować ją po ramieniu i szyi, cichutko jęknęła, przechylając głowę, by ułatwić mu dostęp i przymknęła powieki, rozkoszując się pieszczotą.
    - Jeśli powiem, że mnie boli, zrobisz tak jeszcze raz? - spytała z zawadiackim uśmiechem Addie, otwierając jedno oko i wpatrując się w niego uważnie. Kiedy próbowała za bardzo wyciągnąć rękę do przodu lub napinała mięśnie, zadrapania zaczynały ją piec, ale jedynie zaciskała zęby i ignorowała ból. Nie lubiła pokazywać słabości, zwłaszcza że jej rany nijak miały się do szram znajdujących się na plecach Adama, który omal od nich nie zginął. Delikatnie wsunęła dłoń pod jego koszulkę i odnalazła na jego lędźwiach poszarpane blizny. Ostrożnie musnęła je chłodnymi palcami, modląc się, by jej dotyk przyniósł mu ukojenie, a nie ból.
    Gdyby ktokolwiek inny nazwał ją śliczną, pewnie parsknęłaby śmiechem i rzuciła jakąś ironiczną uwagą, ale Adamowi uwierzyła. A kiedy nazwał ją swoją, spomiędzy jej uchylonych warg wydobyło się ciche sapnięcie. Ten chłopak doprowadzi pewnego dnia do jej zguby.
    - Ja mam same świetne pomysły - odpowiedziała Addison, otrząsając się z zaskoczenia i wystawiając mu język. Oboje uwielbiali słodkości, kolejna rzecz, która ich łączyła.
    Pochyliła się, przesuwając językiem po jego dolnej wardze, dokładnie i bardzo powoli zlizując z niej pyszny, lekko kawowy krem z tiramisu, po czym namiętnie pogłębiła pocałunek. W jej ustach eksplodowała słodycz deseru połączona z intensywnością doznań, jaką niosła jej każda pieszczota ze strony Lebiediewa. Najchętniej w ogóle nie odrywałaby się od jego miękkich warg, wciąż czuła na skórze i ramieniu delikatne muśnięcia jego ust, które pozostawały po sobie ognisty szlak na jej ciele. Jeszcze tydzień temu myśl o pocałowaniu najlepszego przyjaciela wydawała jej się być absurdalna, a teraz nie chciała przerywać. Mimo to odsunęła się niechętnie, po czym cmoknęła go w czoło.
    Kiedy chłopak znowu sięgnął po łyżeczkę, uderzyła go w rękę, odsuwając talerzyk z deserem jak najdalej od niego. - Odczep się, to moje tiramisu! Uwielbiam cię, ale nie ma mowy, że dam ci więcej mojego ulubionego deseru. - Po chwili jednak przechyliła lekko głowę na bok, marszcząc zabawnie drobny nos jakby w głębokim zamyśleniu, po czym sugestywnie wyszeptała mu do ucha, delikatnie przegryzając jego płatek: - Chociaż możesz spróbować mnie przekonać.
    Kiedy odsunęła się od niego z łobuzerskim uśmiechem, jej wzrok padł na najbliższy stolik, do którego dosiadła się właśnie trójka dryblasów. Addison momentalnie zesztywniała, mocno zaciskając dłonie na barkach chłopaka, próbując powstrzymać wypełniający ją gniew.
    - Ktoś powinien w końcu coś zrobić z tą dziwką, Hallaway. Rzygać mi się chce, gdy widzę, jak ta szmata Mrocznych spaceruje korytarzami Hogwartu, jakby należały do niej.
    - Masz rację, Winston. Już dawno powinni byli wywalić tę wywłokę za próg. Przez jej rodzinkę mój kuzyn zginął w pożarze na stadionie. Powinna za to zapłacić.
    - Podobnie jak jej braciszek - wypowiedź chłopaka przerwał nieprzyjemny, zuchwały rechot - Ten skurwysyn jest martwy. I dobrze mu tak. W pełni na to zasłużył.
    Addison nie mogła tego dłużej wytrzymać. Skoczyła na równe nogi i dobrnęła do stolika, zanim ktokolwiek zdążył choćby się poruszyć. Chwyciła za głowę chłopaka i popchnęła; czołem rąbnął o stojącą przed nim miseczkę z waniliowym deserem, ale impet był tak duży, że porcelana pękła, zostawiając krwawe ślady na jego skórze wymieszane z resztką budyniu. Siedzący obok niego Ślizgon podniósł się, ale Addie była na to przygotowana; uchyliła się, gdy próbował ją złapać i z całej siły kopnęła go w goleń. Tak jak Adam powiedział, każdy miał swoją granicę wytrzymałości. Jej właśnie została przekroczona, zwłaszcza że nie pozwolono jej opłakiwać zmarłego brata, nikt nie miał prawa w ten sposób się o nim wyrażać.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  46. Zdziwiła się, gdy nagle, bez słowa wstał i zaczął pisać list. Skupiła wzrok na śpiącym puszku i zaczęła głaskać go delikatnie. Bo czym miała się zająć, kiedy Adam zostawił ją na tej kanapie samą w środku rozmowy?
    Po jego „wybacz” rzuciła w jego stronę krótki uśmiech, pozbawiony emocji. Nie lubiła przerywania rozmów. Zapomniała o tym jednak, kiedy wrócił i znalazła się w jego objęciach. W jednej chwili wróciła cała radość tamtych lat. Poczucie obecności osób, którym szczerze na niej zależało, mogła im zawsze zaufać. Z nimi się śmiała, czasem płakała, biegała po Londynie, popełniała błędy. Niemożliwe wręcz ilości wspólnych wspomnień.
    Oparła głowę o jego klatkę piersiową i zamknęła oczy.
    - Mi też brakuje nas. - przyznała cicho, oddychając głęboko i spokojnie. Czuła się tak bezpiecznie, że nawet już nie pamiętała, kiedy ostatnio było podobnie.
    Gdy zaczął opowiadać i odsunął się, usiadła po turecku, odwracając się w jego stronę, żeby lepiej go widzieć. Nie potrzebowała więcej swobody. W jego przypadku nie czuła, że ogranicza jej życiową strefę. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego z troską. Pamiętała zarówno Wierę jak i Johna. Nie mogła uwierzyć, że wszystko to spadło na niego właściwie w jednym czasie. Gdy dokończył historię optymistycznym akcentem, uśmiechnęła się szczerze w jego stronę. Cieszyła się, że mimo problemów poczuł się szczęśliwy, dzięki jakiejś wyjątkowej osobie.
    Nagle puszek, którego Julia wcześniej głaskała, zaczął znowu po niej skakać i, jak powiedział Adam „podrywać”.
    W końcu chłopak zadał pytanie o nią.
    - Ja też nie lubię mówić o sobie i o tym co u mnie. - powiedziała, śmiejąc się i zaczęła pić sok dyniowy, a potem zdrapywać z niego etykietkę, jakby udając, że nic nie słyszała. Po chwili odpuściła. - No dobra. W szkole nic się nie zmieniło. Nadal dość dobrze się uczę, nadal mam alergię na egzaminy, nadal się nie zgłaszam. Tak szczerze to jestem pewnie bardzo podobną osobą do tej, z którą leżałeś na trawie w ogrodzie kilka lat temu i patrzyłeś w spadające gwiazdy.
    Uśmiechnęła się uroczo, przypominając sobie tę chwilę. Była jedną z najszczęśliwszych w jej życiu. Przez chwilę patrzyła Adamowi w oczy, nic nie mówiąc. A potem przypomniała sobie o przyziemnych sprawach.
    - Muszę iść na eliksiry. - powiedziała, dopiła sok, wstała i podeszła do drzwi. - Pamiętaj, że wisisz mi nadrabianie astronomii.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  47. Pozwoliła, by to instynkt przejął nad nią kontrolę. W jednej sekundzie była szczęśliwa i przytulała się do Adama, którego pocałunki smakowały lepiej niż każdy kuszący deser, a w drugiej rzuciła się w kierunku obrażających ją uczniów, pragnąc jedynie zetrzeć im te złośliwe uśmieszki z twarzy.
    Addison próbowała się wyrwać z uścisku chłopaka, ale mocno trzymał ją przy sobie, uniemożliwiając rzucenie się na najbliższego osiłka i rozoranie jego twarzy paznokciami. Słyszała, jak Adam powtarzał, że nie warto, że powinna odpuścić, jednak w tej chwili wypełniający ją gniew utrudniał jej podejmowanie rozsądnych decyzji. Miała dość zgrywania posłusznej dziewczyny, która każdą zniewagę przyjmowała ze stoickim spokojem, potulnie spuszczając głowę i przechodząc bez słowa obok swoich napastników. Miała dość tego, że nie pozwalano jej bronić dobrego imienia jej rodziny, że zmuszano ją do udawania, że jest ponad wszystkich, podczas gdy tak naprawdę z trudem tłumiła w sobie emocje. Miała dość tego, że uczniowie w jej obecności czuli się na tyle bezkarnie, że bez wahania znieważali ją na oczach stażysty OPCM, napawając się jej cierpieniem i frustracją. Zawsze była impulsywna i łatwo poddawała się szalejącym wewnątrz niej emocjom; przez ostatnie tygodnie udało jej się stłumić własny temperament, jednak teraz odżył z całą mocą. Nie myślała o konsekwencjach swojego czynu, po prostu chciała odegrać się na tych uczniach, którzy od dawna ją prześladowali. Kiedy jeden z nich znowu zaczął obrzucać ją przekleństwami, rzuciła się w jego stronę, jednak Adam ani drgnął, zatrzymując ją w miejscu. Zamiast tego cichym, groźnym syknięciem kazał wynosić się chłopakom z pubu. To był ten sam Lebiediew, którego tak bardzo obawiali się jego rówieśnicy w Hogwarcie; zimny, bezlitosny, niebezpieczny czarodziej, którego gniewu obawiali się wszyscy oprócz Addison. Winston miał mózg wielkości orzecha laskowego, ale potrafił rozpoznać sytuację, w której powinien się wycofać i razem ze swoimi kolegami pospiesznie opuścił Pod Trzema Miotłami.
    Nagle w środku zapadła pełna napięcia cisza przerywana jedynie jej nierównym oddechem. Zadrżała, czując na sobie potępiające, ale jednocześnie zaciekawione spojrzenia wszystkich czarodziei obecnych w pubie. Jej policzki pokryły się wstydliwą czerwienią, nie potrafiła spojrzeć Adamowi w oczy. Po chwili podszedł do nich drugi stażysta, z którym Lebiediew przyprowadził uczniów do Hogsmeade.
    - Wszystko widziałem - powiedział cicho, a w jego głosie brzęczała śmiertelna powaga - Będę musiał to zgłosić. Panno Hallaway, to trzeci taki wyskok. Wiesz, co to oznacza.
    Addison zacisnęła usta w wąską linię, uparcie wpatrując się w podłogę. Skoro miała za to wylecieć, wolała mocniej przywalić Winstonowi. Już chciała ruszyć w ślad za nim przez drzwi, gdy poczuła dłoń Adama na talii. Wzdrygnęła się.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  48. Addie była dziwnie otępiała. W jednej sekundzie przestała czuć, jej twarz pokryła się beznamiętną maską, gdy chłopak objął ją ramieniem i wyprowadził z pubu Pod Trzema Miotłami. Słyszała, że coś do niej mówił, lecz jego słowa nie układały się w logiczną całość, wydawały się być jedynie dziwnym szumem gdzieś w tle. Poczuła na twarzy pierwsze ożywcze krople deszczu, ale było jej zupełnie obojętne, czy zmoknie podczas gwałtownej ulewy. Uparcie patrzyła przed siebie, podczas gdy coraz bardziej pustka wypełniała jej wnętrze. Powinna była przewidzieć podobny przebieg wydarzeń. Prędzej czy później musiało dojść do konfrontacji między nią a Winstonem, żałowała jedynie, że Adam musiał być tego świadkiem. Po chwili zaczęła się obawiać, co Lebiediew o niej pomyślał. Niczym dzikie zwierzę rzuciła się do walki, pod wpływem furii uderzyła dwóch rosłych dryblasów. Pewnie nie przypominała wtedy tej samej dziewczyny, którą polubił. Nie winiłaby go, gdyby się teraz od niej odsunął i nie stanął w jej obronie, ale on zaczął grozić stażyście i delikatnie głaskał ją po włosach. Może jednak nie czuł do niej obrzydzenia?
    Z tego stanu otępienia wyrwała ją dopiero prośba, by się odezwała. Kiedy nazwał ją maleńka, jej nieczuła skorupa stopniała i z gardła Addie wyrwało się łkanie. Zacisnęła drobne pięści na szacie chłopaka, przyciągając go bliżej i chowając twarz w tkaninie. Oderwała się od niego dopiero, gdy posadził ją przy stoliku w małej knajpce, która była niemal zupełnie pusta.
    - Wiesz, że oni nie odpuszczą? - zapytała po chwili milczenia Addison, gwałtownie podrywając głowę do góry, by na niego spojrzeć. Przegryzła nieznacznie dolną wargę, obejmując się ramionami. - Ojciec Winstona jest w Radzie szkoły, więc gdy tylko się o tym dowie, spróbuje dobrać ci się do tyłka, bo stanąłeś w mojej obronie, a przecież to ja go zaatakowałam. Ten stażysta... Widziałam, jak na ciebie patrzył. Zrobiłeś sobie w nim wroga, Adamie. Teraz na pewno będzie próbował znaleźć na ciebie haka i doniesie dyrekcji o każdym twoim nawet najdrobniejszym potknięciu, żeby się ciebie pozbyć.
    Addie westchnęła ciężko, odwracając wzrok. Właśnie dlatego ostatnio starała się trzymać innych ludzi na dystans. Jej sytuacja była już wystarczająco beznadziejna, nie chciała mieszać osób, na których jej zależało, w swoje problemy, bo wiedziała, że to nie mogło skończyć się dobrze. Teraz miała przedsmak tego wszystkiego. Pozwoliła, by szczęście spowodowane pocałunkami i troską Adama zmąciło jej w głowie, opuściła gardę, a chłopak niesłusznie poniesie konsekwencje jej postępowania. Chyba że uda jej się tego jakoś uniknąć. Najchętniej wtuliłaby się w niego i pozwoliła, by jego bliskość odegnała wszystkie dręczące ją koszmary, ale musiała stawić czoła rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że za niedługo wyrzucą ją ze szkoły. Winston lub ten stażysta znajdą na to sposób. Nie mogła pozwolić, by Lebiediew podzielił jej los.
    - Oberwałeś rykoszetem. Właśnie tego próbowałam przez cały czas uniknąć, ale byłam taka zadowolona, gdy przestałeś mnie traktować jak młodszą siostrę, a jako kogoś więcej... - wyszeptała, kładąc dłoń na jego policzku - Nie chciałam, by doszło do podobnej sytuacji. Myślę, że musimy przystopować. W przeciwnym razie wpadniesz przeze mnie w jeszcze większe kłopoty. Nie pozwolę ci na to. Więc chyba... - Addie przerwała i skrzywiła się, jakby wypowiedzenie dalszych słów napawało ją bólem. - Chyba nie powinnam jechać z tobą do Moskwy. Po tym, co się dzisiaj stało...

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  49. Addison instynktownie poczuła, że zraniła go swoją odmową wyjazdu do Moskwy. W pierwszej chwili chciała znowu się do niego przysunąć i odwołać swoje słowa, ale nie mogła się do tego zmusić i im dłużej milczała, tym bardziej niezręcznie się między nimi robiło. Nie chciała, by tak wyszło, lecz za bardzo martwiła się o Adama i jego przyszłość, by zgodzić się na podróż w jego rodzinne strony. Tak naprawdę nie była nawet pewna, czy powinna dzisiaj nocować u niego w pokoju; gdyby drugi stażysta dowiedział się o tym, że Lebiediew spędził noc z uczennicą, którą dodatkowo dzisiaj uratował przed niechybnym wyrzuceniem ze szkoły, oboje na pewno mieliby ogromne kłopoty, nawet jeśli tylko by się przytulali. Nie odważyła się jednak odwołać także tego. Merlinie, była taką egoistką! Rozum podpowiadał jej, że powinna odciąć się od Adama, by nie wciągnąć go w swoją trudną sytuację, ale serce przeczyło podszeptom logiki, powtarzając, że miała prawo do odrobiny szczęścia i bezpieczeństwa, a oba te uczucia nieodwołalnie kojarzyły jej się z Lebiediewem. Chyba jeszcze nigdy nie była równie rozdarta, naprawdę nie wiedziała, co powinna zrobić, a to, że niezależnie od podjętej przez nią decyzji Adam w jakiś sposób by ucierpiał, tylko napawało ją jeszcze większym strachem oraz poczuciem winy.
    Nie odezwała się również, kiedy szli w stronę Hogwartu. Wiedziała, że oboje mieli wiele do przemyślenia, ale liczyła na to, że gdy wieczorem stanie w progu jego pokoju, będą w stanie szczerze porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia. Żałowała, że nie powiedziała mu całej prawdy, że w pełni nie wyjaśniła, dlaczego tak bardzo się obawia, jednak z drugiej strony Adam wydawał się zupełnie lekceważyć zagrożenie. Widział, do czego uczniowie byli zdolni, a także to, że część grona pedagogicznego była negatywnie nastawiona względem niej, mimo to odrzucał możliwość odpuszczenia. Chciał się nią zaopiekować i uwielbiała go za to, lecz jednocześnie to ona pragnęła go chronić za wszelką cenę i przez to utknęli w martwym punkcie.
    Addison rozejrzała się zszokowana po korytarzach szkoły, którymi uczniowie w popłochu kierowali się w stronę Wielkiej Sali. Dookoła panował chaos, starsi popychali młodszych, od kamiennych ścian odbijał się gwar podnieconych rozmów, gdy przekazywali sobie różne teorie na temat intruzów. Chwyciła Adama za rękę i splotła ich palce razem, również wyjmując różdżkę i pewnie ją trzymając.
    - Nawet mnie o to nie proś - warknęła, gdy odwrócił się w jej stronę. Może była uczennicą i powinna podporządkować się poleceniom, ale nie miała zamiaru opuścić jego boku. Pomogła mu z pierwszorocznymi i razem z nim ruszyła na obchód dookoła Wielkiej Sali. Zatrzymała go w pobliżu posągu, upewniając się, że nikt ich nie słyszy. - W porządku? - upewniła się cicho, po czym z niepokojem rozejrzała się dookoła. - Jak myślisz, kto byłby na tyle głupi, a jednocześnie odważny i dobry w magii, żeby włamać się do szkoły? I po co? To wszystko nie ma sensu.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  50. [Kot Szymon. <3
    Też odnoszę wrażenie, że by się dogadali. To co, klecimy jakiś wątek z serii "nie do końca legalny wypad do baru z podopiecznym", czy myślimy na czymś... ambitniejszym? :D]

    Sanders

    OdpowiedzUsuń
  51. [Poproszę. <3 Na potrzeby starego wątku wymyśliłyśmy z jedną autorką taką całkiem kulturalną klubokawiarnię Łuska Smoka, na piętrze parkiet i bar, w podziemiach takie boksy, w których można na spokojnie pogadać. Myślę, że to idealne miejsce, mogą podrywać panienki i bawić się w durne zakłady. :'D]

    OdpowiedzUsuń
  52. „Bardzo mnie to cieszy”. Brzmiał zupełnie jak Matt. On też pytał tak trochę po ojcowsku jak w szkole i później odpowiadał dokładnie tak, jak Adam w tej chwili. Zaśmiała się lekko. Czasem byli naprawdę identyczni.
    - Wiem, przyjdę. - powiedziała, patrząc mu prosto w oczy, wciąż z uśmiechem na ustach. Nagle wskoczył na nią puszek i zaczął biegać jak nienormalny. Polubiła to urocze zwierzątko, mimo że bez przerwy naruszało jej strefę zero bez pytania. Zdjęła je delikatnie z ramienia i wręczyła właścicielowi.
    Kiwnęła głową i również przytuliła się do chłopaka. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za nim tęskniła.
    - Ja też się cieszę. - odpowiedziała i wyszła z pokoju, a Adam za nią. Odprowadził ją pod samą salę. Wszyscy uczniowie z grupy już byli w środku, więc tylko pocałowała chłopaka w policzek i pobiegła na zajęcia.

    Jeszcze tego samego dnia wieczorem chciała spotkać się z Adamem, ale uzbierała się taka lista zadań domowych do odrobienia, że nie mogła sobie pozwolić na wyjście gdziekolwiek, chyba że byłaby to biblioteka. Następnego dnia, zaraz po zajęciach miała trening, a po nim była zbyt zmęczona, żeby robić cokolwiek. Następnego dnia zapomniała. Dopiero tydzień później, późnym wieczorem trafiła pod drzwi pokoju Lebiediewa. Zapukała niepewnie. Było jej strasznie głupio, że nie odzywała się tak długo. Nawet nie mogła znaleźć logicznego wyjaśnienia. Czasem po prostu tak wychodzi.
    W końcu chłopak otworzył drzwi.
    - Przepraszam. - powiedziała cicho, patrząc na niego tak uroczym wzrokiem, że po prostu musiał jej wybaczyć - Idziemy?
    Na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. Miała wszystko, co było potrzebne. Gruby, ciepły koc, zimowy płaszcz i wielki szalik. Noce nie były już tak ciepłe, jak w środku lata.
    - Tylko ubierz się ciepło, bo nie będę Ci potem robiła herbaty z malinami i zanosiła do łóżka. - powiedziała, śmiejąc się i przytuliła małego puszka pigmejskiego, który już zdążył wskoczyć jej na ręce. - A tak naprawdę to będę, ale wolałabym, żebyś się nie przeziębił.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  53. Addie z reguły lepiej dogadywała się z dziećmi niż z dorosłymi może dlatego, że sama wciąż zachowała w sobie dużo dziecka? Była równie ciekawa świata, bezpośrednia i radosna co najmłodsze pociechy, uwielbiała spędzać z nimi czas. Dzieci zapewne wyczuwały w niej pokrewną duszę i dlatego tak chętnie do niej lgnęły, w dodatku jej rodzinne koneksje nie miały dla nich żadnego znaczenia. Florence była najlepszym przykładem na to, z czułością całując ją w policzek, podczas gdy dorośli nie chcieli przebywać z Hallaway nawet w jednym pomieszczeniu.
    Skinęła lekko głową, gdy Adam poprosił ją, by dotrzymała towarzystwa rudowłosej dziewczynce. Cholernie martwiła się obecną sytuacją, nie rozumiała, dlaczego ktoś włamał się do Hogwartu i czego tutaj szukał, ale najgorsze było to dziwne przeczucie, że intruzi mogli mieć coś wspólnego z Mrocznymi, a nawet bezpośrednio z nią samą. Próbowała jednak niczego po sobie nie pokazywać, by nie wystraszyć Florence, dlatego odwracała jej uwagę, pytając o lekcje czy ulubione bajki, o których dziewczynka opowiadała z ożywieniem. Co jakiś czas Addie unosiła spojrzenie i odszukiwała w tłumie charakterystyczną czuprynę Lebiediewa, upewniając się, że nic mu nie jest. Złe przeczucia nie chciały jej opuścić i nawet wesołe towarzystwo Florence nie było w stanie sprawić, by ucisk na jej klatce piersiowej zelżał. Mogła mieć tylko nadzieję, że się myliła. W końcu cudem udało jej się uniknąć zakończenia trzeciego roku z trollem na koncie z Wróżbiarstwa, jak się okazało zupełnie nie miała daru do czytania z fusów czy linii dłoni. Dla niej to były wymysły starego profesora, który był po prostu szaleńcem i ktoś już dawno powinien był zamknąć go w Szpitalu Św. Munga. Możliwe, że zasugerowała to samemu nauczycielowi tuż po tym, jak on sam zaczął obrażać jej Wewnętrzne Oko, którego nawet nie posiadała.
    Kiedy Adam do niej podszedł, dziewczynka pobiegła z powrotem do swoich koleżanek, znacząco chichocząc pod nosem. Wyglądało na to, że ona już wiedziała o nowym statusie ich relacji. Zerknęła niepewnie na Lebiediewa, ale ten zupełnie nic sobie nie robił z obecności innych uczniów i pociągnął ją za sobą, pozwalając jej się wygodnie ułożyć na jego torsie. Jednak nawet jego słodkie słowa nie były w stanie sprawić, by złe przeczucia opuściły Addison.
    - Przestań. Wszyscy nas zobaczą... - zaczęła dziewczyna, próbując ześlizgnąć się z jego ciała, lecz wyglądało na to, że nie miał zamiaru jej puścić. Westchnęła cicho, po czym przesunęła nosem po jego kości policzkowej, by ostatecznie oprzeć się czołem o jego. Ich ciepłe oddechy mieszały się ze sobą, a ona nie mogła napatrzeć się w jego oczy, w których mogłaby zatonąć. - A mnie zależy na tobie i właśnie dlatego powinnam trzymać się od ciebie z daleka. Nawet nie wiesz, ile dla mnie znaczysz. To, co przeżywałam, gdy omal nie zginąłeś... Tego nie da się opisać, Adamie. Boję się, że jeśli wciąż będziesz blisko mnie, w końcu naprawdę cię stracę. Niszczę wszystko, czego się dotknę.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  54. Zaśmiała się, kiedy zobaczyła, że zabiera ze sobą sok dyniowy, bo to zaczynało wyglądać jak uzależnienie. Trudno jednak było Adama winić. Sama już planowała ukraść mu kilka łyków, mimo że przed samym wyjściem wypiła kubek herbaty.
    Wyszli na zewnątrz. Było potwornie zimno jak na wrzesień, ale dla Julii zdecydowanie do wytrzymania. Lubiła zimne noce. Pozwalały jej odetchnąć prawdziwie świeżym powietrzem, zatrzymać się i odpocząć.
    Odeszli od wejścia do zamku na tyle, aby światła nie raziły ich w oczy. Julia rozłożyła swój koc na ziemi, usiadła obok Adama i wtuliła się w niego, pozwalając okryć się jego kocem.
    Gdy się odezwał, spojrzała w niebo. Nie było na nim ani jednej chmury, więc doskonale widzieli gwiazdy. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, zupełnie bez skrępowania ciszą. Julia myślała o podobnej nocy, kilka lat wcześniej. Było to w sierpniu, parę miesięcy przed wyjazdem Matta, kiedy wszyscy jeszcze byli razem. Wyjechali na dwa tygodnie do domku nad jeziorem. Całymi dniami chodzili po lasach albo odpoczywali na pomoście nad wodą. Nocami rozmawiali tak długo, aż w końcu żadne z nich nie mogło utrzymać otwartych oczu. Szli tylko do łóżek, ledwo trzymając się na nogach. Czasem kładli się spać wcześnie, aby rano załapać się na podziwianie wschodu słońca. Ale była taka jedna, wyjątkowa noc, kiedy spadały gwiazdy. Matt wtedy źle się poczuł i zasnął już wczesnym wieczorem, więc Adam i Julia sami podziwiali to piękne zjawisko. Leżąc na trawie, opatuleni kocami, tak jak dziś. Rozmawiali o swoich marzeniach, ale również o lękach, o rozczarowaniach, o radościach, o przyjaźni. Dziewczyna już wtedy wiedziała, że te dwie godziny w ogrodzie przy domku w środku lasu, pozostaną najszczęśliwszymi w jej życiu. I miała rację. Od tamtej pory nic się nie zmieniło, żadne wspomnienie nie dorastało do pięt tamtej chwili.
    Wyrwała się z zamyślenia i odsunęła się od chłopaka na tyle, żeby móc na niego spojrzeć.
    - Tęskniłam za tym. - powiedziała szczerze, z ledwie zauważalnym uśmiechem na ustach. Chciała mu powiedzieć wszystko, wyczyścić niejasności i niedopowiedzenia. - Naprawdę cholernie mi tego brakowało.
    Zamilkła na moment. Tylko małą chwilę, aby zebrać myśli.
    - I zrobię wszystko, żebyśmy w jakimś stopniu zdołali do tego wrócić. Nadal jestem Twoją przyjaciółką, jesteś dla mnie bardzo ważny i mi na Tobie zależy. Możesz zawsze na mnie liczyć.
    Mówiła powoli, a w jej oczach już zbierały się łzy. Było jej smutno, że stracili tyle czasu, właściwie zupełnie bez powodu, ale jednocześnie była szczęśliwa, że mieli niepowtarzalną szansę do tego wrócić.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  55. [Niespodzianka. :D]

    Reece zazwyczaj nie zadawał się z ludźmi spoza swojego rocznika, nieliczni szóstoklasiści mogli czuć się naprawdę wyróżnieni, że nie uważa ich za niedojrzałych gnojków. Cóż, być może nie było to powodem do dumy, lecz Sanders nie zwykł przejmować się tym, co pomyślą sobie o nim inni — chyba że uparcie nie zauważali jego nowych butów! Kumple z drużyny to też zupełnie inna bajka, wszak nic bardziej nie łączy, niż wspólna chęć dokopania kretynom z Gryffindoru. W takich przypadkach zanikają osobiste uprzedzenia do wieku i nawet z piętnastolatkiem można wyklinać drużynę wroga.

    Lebiediew był przypadkiem szczególnym, gdyż tu Sanders w ogóle nawet nie powinien myśleć o zakumplowaniu się z kimś z grona nauczycielskiego, przecież to jawne podlizywanie się! Cóż jednak poradzić, że kiedy Adam w ostatniej klasie wiódł prym na boisku, Reece był zaledwie trzynastoletnim szczylem i niemal zawsze sikał w majtki z podniety, gdy obserwował swojego mistrza podczas meczów? Serio, ten Rusek swego czasu był dla niego takim idolem w dziedzinie quidditcha, jak Potter może być dla niektórych guru waleczności.

    Kto by pomyślał, że kilka lat później on i Lebiediew będą koleżkami prawie na śmierć i życie? Teraz Reece sam był całkiem niezłym graczem, przestał moczyć spodnie na widok innych facetów — co teraz mogłoby zostać odebrane w złym kontekście, skoro już i tak chodziły plotki o jego rzekomej skrywanej orientacji — dlatego nie miał najmniejszych oporów przed spędzaniem czasu ze swoim dawnym idolem. A że najczęściej spędzali piątkowe wieczory na bardziej lub mniej podłej alkoholizacji... Takie czasy. Sanders znał umiar i tak naprawdę nawet nie lubił się upijać, po jednej czy dwóch szklaneczkach Ognistej odpuszczał, bo nie chciał robić z siebie pośmiewiska.

    Tamtego wieczora mieli spotkać się w Łusce Smoka, lokalu odpowiednim zarówno dla miłośników uderzenia na parkiet, jak i tych poszukujących prywatności. Ślizgon przepadał za tym miejscem, mieli dobrą muzykę, genialną kartę drinków i bardzo, bardzo urodziwą klientelę. Młodzi czarodzieje przybywali do Łuski z całego Królestwa, gdyż klub ten miał opinię jednego z najlepszych.

    — Podwójną whisky poproszę — zwrócił się do barmana, gdy już rozsiadł się przy barowej ladzie i wzrokiem przeskakiwał to na parkiet, to na drzwi, oczekując nadejścia Lebiediewa.

    OdpowiedzUsuń
  56. Przez niemal godzinę Addison nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Kiedy pierwszy szok związany z pojawieniem się intruzów w szkole minął, a żadne nowe informacje nie napływały do Wielkiej Sali, większość dzieciaków znudzona oczekiwaniem położyła się spać, ciasno owijając się kocami na podłodze. Najstarsi rozmawiali w przyciasnych grupach w kątach sali, ale poza tym w powietrzu unosił się dziwny marazm zmieszany z niewyobrażalnym napięciem. Wpatrywała się w sufit, który zaczarowany tak, by przypominać nocne niebo, lśnił milionem gwiazd, ale po raz pierwszy nie potrafiła docenić ich piękna. Przekręcała się z boku na bok, pomagała nauczycielom w rozdawaniu ciepłych bułek dla głodnych uczniów czy butelek z wodą, uspokajała pierwszoroczniaków przebudzonych ze snu i zdezorientowanych pobytem w Wielkiej Sali, jednak jej myśli nieustannie powracały do Adama, który przebywał poza bezpiecznymi murami jadalni. Chwilami martwiła się o niego tak bardzo, że nie mogła oddychać. Był dla niej nie tylko najlepszym przyjacielem, nie tylko kimś, bez kogo wszystko wydawało się tracić sens i kolory... To było tak, jakby w jego duszy odnalazła część samej siebie, która tylko czekała na to, by ją odnaleźć i zrozumieć, że tylko razem stanowili całość. Nie mogła go stracić. Powtarzała sobie, że po podniesieniu alarmu włamywacze prawdopodobnie wystraszyli się i uciekli z Hogwartu, że Lebiediew jest wspaniałym czarodziejem i na pewno świetnie sobie poradzi, lecz i tak nie mogła przestać z niepokojem wpatrywać się w drzwi prowadzące do Wielkiej Sali. Czekała tylko na moment, w którym się otworzą i w którym będzie mogła pobiec w kierunku Adama, upewniając się, że nic mu się nie stało. To czekanie i związana z nim bezsilność było najbardziej stresujące. Nie wiedziała, co się działo na korytarzach zamku ani czy chłopak jest bezpieczny.
    Właśnie kiedy ze zmęczenia obraz zaczynał jej się zacierać przed oczami, drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Adam, niosąc w ramionach drobnego chłopca, który cicho kwilił. Gdy położył go na podłodze, natomiast zajęła się nim pielęgniarka, a Addie nie namyślała się zbyt długo. Wiedziała, co to oznacza; w Hogwarcie naprawdę byli Mroczni. Z relacji Lebiediewa wyglądało na to, że widział dwóch biegnących w stronę Zakazanego Lasu, lecz domyślała się, że była to pułapka zastawiona na nauczycieli, by opuścili Wielką Salę. Reszta napastników prawdopodobnie przedarła się do szkoły i czekała na odpowiedni moment. Addison nie wiedziała, czego szukali, za to wiedziała, czego ona sama szuka. Niezauważona wymknęła się przez drzwi, a gdy upewniła się, że nikt jej nie śledzi, rzuciła się biegiem w dół korytarza. Jej brat był jednym z najwyżej postawionych Mrocznych, na pewno koordynował całą akcję, w dodatku Damien uwielbiał znajdować się w centrum wydarzeń, więc nie wątpiła, że znajdował się gdzieś na terenie Hogwartu. Musiała go tylko odnaleźć. Wiedziała, że był niebezpiecznym mordercą, ale w jej oczach wciąż był tym samym chłopakiem, który ciągnął ją za włosy, spychał z pomostu do wody i czytał jej bajki na dobranoc. Nie widziała go od wielu miesięcy, teraz nie mogła przegapić okazji, by się z nim spotkać. Więc nawet jeśli częściowo czuła, że w jakiś sposób zdradza uczniów Hogwartu, musiała go odnaleźć.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  57. [Hej, trochę długo mnie tu nie było, więc latam po pracownikach Hogwartu, bo ich tu ostatnio przybyło. Witam się serdecznie i mogę coś zaproponować - mam trzy postacie, coś się znajdzie. Dodam, że Solene lubi czarną magię, a brakuje mi wątku z tym tematem. Dasz mi się gdzieś porwać?]

    Solene // Aaron // Lenard

    OdpowiedzUsuń
  58. [No cóż, Solene w czarną magię lubi się bawić, więc potrzeba mi informacji na temat reakcji Twojej postaci na jej praktykę? Mam wrażenie, że raczej będzie negatywna. Z drugiej strony Adam przypomina mi Ignisa, możesz sobie spojrzeć w powiązaniach u Sol. Także zależy od tej reakcji, co nam wymyślę :) ]

    Solene

    OdpowiedzUsuń
  59. Biegła korytarzem, gdy nagle wyrosła przed nią postać w długim, czarnym płaszczu. Mężczyzna uniósł różdżkę do góry, ale go uprzedziła.
    - Poczekaj! - poprosiła Addie błagalnym tonem, unosząc obie dłonie do góry w geście poddania. - Nazywam się Addison Hallaway. Szukam mojego brata Damiena.
    Jej nazwisko niemal natychmiast podziałało. Zamaskowany mężczyzna wzdrygnął się, po czym bez słowa wskazał jej schody prowadzące na Wieżę Astronomiczną. Podziękowała mu skinieniem głowy, po czym zaczęła pokonywać po kilka stopni naraz, starając się zignorować pulsujący ból w boku i palące ją płuca. Z trudem łapała oddech, a w jej środki kotłowały się różne emocje: strach, jak jej brat zareaguje na jej widok, ekscytacja, że po tylu miesiącach rozłąki w końcu go zobaczy, dezorientacja, bo nie była pewna, dlaczego znalazł się w Hogwarcie. Przez kilka chwil chciała udawać, że jest między nimi tak jak dawniej: że jej rodzina nie znajduje się w Azkabanie, że sam Damien nie porzucił jej na pastwę losu.
    Im wyżej się wspinała, tym więcej odgłosów do niej docierało. Słyszała świst zaklęć oraz krzyki. Serce w niej zamarło, gdy rozpoznała dwa głosy: Lebiediewa oraz Damiena. Dwie najważniejsze w jej życiu osoby pojedynkowały się ze sobą. Zaklęła pod nosem, na chwilę przymykając oczy. Powinna była się domyślić, że Adam zorientuje się, iż zniknęła z Wielkiej Sali i pójdzie jej szukać. Zawsze troszczył się o nią bardziej niż o siebie.
    Kiedy znalazła się u szczytu schodów, zaklęcie przeleciało tuż nad jej głową. Schroniła się za grubym filarem, próbując uspokoić szalejący oddech i rozejrzała się w panice po wieży, próbując dostrzec Lebiediewa.
    - Damien! Przestań! To ja, Addie! - krzyknęła, próbując przebić się przez huk, gdy szafa z książkami wyleciała w powietrze. Zakaszlała, gdy szary pył dostał się do jej płuc, ale podziałało; grad zaklęć ustał. Niepewnie wychyliła się zza kolumny i postąpiła kilka kroków w kierunku środka wieży. Wstrzymała oddech w oczekiwaniu. Minęło pięć sekund. Dziesięć. Piętnaście. Każda wydawała się być nieskończona, czekała na zielony błysk, który zakończyłby jej życie, ale żaden się nie pojawił. Zamiast tego w ciemności rozbłysł biały punkcik, który szybko się do niej zbliżał, oświetlając zmęczoną twarz. Jego brodę i policzki pokrywał wielotygodniowy zarost, za długie kosmyki włosów wpadały do oczu otoczonych ciemnymi obwolutami. Wyglądał na wyczerpanego i zdenerwowanego, ale to bez wątpienia był Damien. Zatrzymał się kilka metrów od niej, wpatrując się w nią z uwagą. Po chwili rozpostarł ręce, a Addie się nie wahała; pobiegła w jego stronę, z impetem wpadając w jego ramiona. Uniósł ją nad ziemię, jakby nic nie ważyła, okręcił się z nią dookoła osi i powoli postawił z powrotem na podłodze, nie wypuścił jej jednak z objęć.
    – Cześć, siostrzyczko. – Jego głos był mocno zachrypnięty, jakby nie używał go od wielu dni. Addison zacisnęła dłonie na połach jego płaszcza, nie chcąc go puścić. Zaszlochała bezgłośnie, pozwalając mu gładzić się po plecach i splątanych włosach w kolorze ciemnych źdźbeł pszenicy. Damien zniżył głowę i zaczął nucić jej do ucha tę samą piosenkę, którą zawsze jej śpiewał, gdy była zdenerwowana jako dziecko. Pewnie powinna się go bać. Zabił wiele osób. Przez swoje powiązania z Mrocznymi sprawił, że została odrzucona przez społeczność czarodziejów, naznaczona i pozbawiona środków do życia. Ale nie potrafiła go puścić, ani tym bardziej przestać się o niego martwić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Nie powinno cię tutaj być. Ministerstwo cały czas mnie obserwuje, wszyscy cię szukają. Już dawno temu powinieneś był wyjechać za granicę i gdzieś się zaszyć.
      – Nie martw się o mnie, chochliku. Muszę jeszcze coś załatwić, obiecałem to Jaime'iemu... – Głos Damiena załamał się, gdy wspomniał o nieżyjącym bracie. Nie mieli szansy przeżyć tej żałoby razem, jak rodzeństwo. – Powinnaś myśleć o sobie. Słyszałem, co te ścierwa z Ministerstwa ci zrobiły. Zasłużyli na o wiele gorszy los niż to, co ich spotkało.
      W szarych oczach mężczyzny zabłysła chłodna stal, gdy z nienawiścią wymalowaną na twarzy spojrzał na leżącego nieopodal, martwego mężczyznę. Addison mimowolnie zadrżała. W jednej chwili był jej ukochanym bratem, w drugiej jego ekspresja przypominała jej okrutnego Mrocznego, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Nad barkiem brata dostrzegła wpatrującego się w nią Adama. Dziewczyna przyłożyła palec do ust, nakazując mu milczenie. Wiedziała, że Damien nigdy by jej nie skrzywdził, ale martwiła się o Lebiediewa.

      Addison

      Usuń
  60. Jego bliskość dawała jej takie poczucie bezpieczeństwa, o którego istnieniu w swoim życiu już dawno zapomniała. Takie, które sprawiło, że nie musiała myśleć, zastanawiać się i wątpić. Bo wszystko co było między nimi, było tym czego niesamowicie potrzebowała i kiedy wróciło to nie mogła w to nie wierzyć. Ufała mu tak bardzo, że mogłaby zasnąć w jego ramionach, powiedzieć mu o wszystkim albo skakać w ogień, jeśli tylko o to by poprosił. Kochała go tak samo, jak te kilka lat wcześniej i w tamtej chwili, siedząc na jego kolanach, otoczona jego ramionami, wiedziała, że to się nie zmieniło, bo nadal jest członkiem rodziny, którego ona i Matt sami sobie wybrali.
    Wypiła łyk soku dyniowego i oddała Adamowi. Zawiał zimny wiatr, powodując chwilowe dreszcze na jej ciele, więc owinęła się szczelniej kocem i mocniej wtuliła w przyjaciela. Ciepło jego ciała od razu sprawiło, że wróciła komfortowa temperatura.
    Na jego pytanie, uniosła brwi, wyraźnie zdziwiona. Sama odwiedzała Matta tylko w wakacje, bo na święta i tak był w domu.
    - Kiedy mielibyśmy go odwiedzić? - zapytała cicho, patrząc Adamowi w oczy. Teoretycznie mogli przenieść się do niego za pomocą sieci Fiuu albo teleportować, ale Julia nie znosiła większości magicznych środków transportu, a przeniesienie całego ciała na drugi koniec świata należało do najgorszych przeżyć w ciągu roku, które odchorowywała później cały dzień. Jak prawdopodobnie cały magiczny świat korzystał z tego bez problemu, to u Julii powodowało prawie fizyczny ból i paraliżujący strach. Czasem rozmawiała z Mattem przez kominek, ale to brat zawsze przenosił swoją głowę w płomienie, a Julia siedziała bezpiecznie na podłodze w pustym w środku nocy pokoju wspólnym Krukonów.
    Czuła jednak, że Adam bardzo pragnie odwiedzić przyjaciela, więc nie wspomniała o swoich lękach, tylko oparła swoją głowę o jego i zamknęła oczy na chwilę. Mogła to dla niego zrobić. Wiedziała, że tęskni, bo sama też tęskniła.
    Uśmiechnęła się na jego kolejne pytanie i pokiwała głową na znak zgody. Chciała spędzać z nim teraz tyle czasu, ile tylko uda jej się wykrzesać w ciągu tygodnia z dni pełnych zadań do wykonania, spisanych na małych świstkach pergaminu, skreślanych jedno po drugim i rzadko przepisywanych na kolejny dzień.
    Zsunęła się z jego kolan i usiadła obok, wiedząc, że tak obojgu będzie wygodniej. Wślizgnęła się trochę nieśmiało pod jego ramię, oparła głowę o klatkę piersiową i siedziała tak wtulona, oddychając spokojnie.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  61. Addison drgnęła, słysząc głos Lebiediewa. Cholera, prosiła go, by się nie odzywał! Mógł tylko pogorszyć ich sytuację. Mimo to jej brat był tak rozkojarzony jej widokiem, że nie zareagował na chłopaka, którego jeszcze przed chwilą próbował zabić. Wiedziała, że Adam był na nią wściekły, dlatego nie potrafiła mu spojrzeć w oczy, które teraz były przepełnione nienawiścią. Będą musieli ze sobą szczerze porozmawiać, gdy to wszystko się skończy, ale na razie wciąż znajdowali się w niebezpieczeństwie i to nie był odpowiedni czas na tłumaczenia.
    - Idź - powiedział w końcu Damien, całując ją w czoło i delikatnie popychając w stronę Adama. Dziewczyna wiedziała, że to było najlepsze wyjście dla wszystkich; ciągła ucieczka, nieustannie oglądanie się za siebie, życie w ukryciu nie były dla niej. Nigdy nie została także wtajemniczona w sprawy Mrocznych i pozostali sojusznicy jej brata na pewno odnosiliby się do niej nieufnie, zwłaszcza że Addison stanowczo sprzeciwiała się wyznawanej przez nich ideologii i sama nie byłaby w stanie nikogo torturować czy zamordować. Może była prześladowana w szkole, ale przynajmniej była tu bezpieczna i miała szansę spróbować normalnie żyć, gdy ukończy Hogwart, a ucieczka z Damienem przekreśliłaby wszystkie jej możliwości. Mimo to przez chwilę się wahała, poczuła dziwne ukłucie w sercu, gdy uświadomiła sobie, że następnym razem zobaczy go prawdopodobnie w Azkabanie lub w grobie.
    To tak cholernie bolało.
    - Kocham cię - szepnęła jeszcze, niepewnie cofając się o kilka kroków.
    - Ja też cię kocham, siostrzyczko - odpowiedział równie cicho Damien, uśmiechając się do niej czule. Właśnie takiego chciała go zapamiętać: jako irytującego, ale łagodnego starszego brata, który zawsze się nią opiekował, nie jako bezwzględnego, okrutnego Mrocznego mordującego kolejnych czarodziejów.
    Addison niepewnie złapała Lebiediewa za dłoń, kiedy do pokoju wbiegło pięciu kolejnych zamaskowanych mężczyzn. Najwyraźniej nauczyciele oraz wezwani do zamku aurorzy deptali im po piętach, kilku z Mrocznych zostało już złapanych i unieszkodliwionych. Mimowolnie zadrżała na myśl o tym, ile osób ucierpiało podczas ataku na szkołę. Przemoc rodziła przemoc, a jej z coraz większym trudem przychodziło zmaganie się z tak brutalną codziennością.
    Addie zaklęła pod nosem, gdy ktoś rozbroił chłopaka.
    - Expulso! - krzyknęła, napastnik został odrzucony do tyłu. Dziewczyna po raz ostatni spojrzała na brata, który rozpływał się w czarnej mgiełce, po czym pociągnęła Adama schodami na dół, starając się rozbroić każdego Mrocznego, który stanął im na drodze. Udało im się zbiec bez większych obrażeń, jedynie na jej policzku pojawiło się delikatne oparzenie od zaklęcia, ale wciąż nie mogli czuć się bezpiecznie; musieli jak najszybciej stąd uciec, przy okazji unikając wysłanników Ministerstwa oraz profesorów. Gdyby zobaczyli ich w towarzystwie Mrocznych, mogliby wysunąć błędne wnioski i oboje wpadliby w straszne tarapaty. Jak żałowała, że nie miała przy sobie peleryny niewidki!
    - Nic ci nie jest? - upewniła się Addie, dysząc ciężko. Jej ciało wciąż się nie zregenerowało w pełni i podobny wysiłek fizyczny ją wykańczał.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  62. Addison wiedziała, że musieli wrócić do Wielkiej Sali, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, ale i tak westchnęła z niezadowoleniem, pozwalając mu się prowadzić korytarzami. Wolałaby wrócić do jego niewielkiego mieszkania wydzielonego mu w Hogwarcie, bo pragnęła teraz zostać z nim sam na sam. Mieli naprawdę dużo do przedyskutowania, a obecność innych uczniów tylko wszystko utrudniała. Czuła na sobie ciekawskie spojrzenia starszych dzieciaków, gdy weszli przez olbrzymie drzwi do środka, na chwilę przerywając gwar rozmów, lecz uczniowie szybko stracili nimi zainteresowanie, gdy okazało się, że żadne z nich nie jest poważnie ranne. Adam nie musiał jej dwa razy prosić. Nadzwyczaj chętnie ułożyła się przy jego boku, twarzą do niego. Przejechała palcami po jego skroniach, policzku, zarysie szczęki, śledziła opuszkami rysy jego twarzy, jakby chciała je jeszcze dokładniej zapisać w pamięci. Nie tylko on się dzisiaj o nią bał.
    – Odchodziłam od zmysłów, zastanawiając się, czy nic ci nie jest, czy na pewno jesteś bezpieczny – wyszeptała Addie, muskając wargami płatek jego ucha, a jej ciepły oddech połaskotał go w kark. – Wolałabym teraz leżeć w twoim pokoju, mieć cię tylko dla siebie. To wszystko, co się wokół nas działo przez ostatni miesiąc... Tego jest za dużo, Adamie. Chciałabym po prostu leżeć w twoich ramionach, udając, że nic z tego wszystkiego się nie wydarzyło. Chciałabym śmiać się z tobą, flirtować, chodzić na randki i całować tak, jakbyśmy byli normalną parą. Jestem tak cholernie zmęczona tym, że nie możemy się sobą po prostu nacieszyć.
    Wtuliła nos w zagłębienie między szyją a obojczykiem i po prostu wdychała jego męski, upajający zapach, cieszyła się ciepłem jego ciała, gdy mocniej się do niego przytuliła. Przymknęła oczy, rozkoszując się jego bliskością, ale wiedziała, że nie będzie dane jej się tym zbyt długo nacieszyć. Wszystko, co ich dotyczyło, było teraz takie skomplikowane...
    – Jesteś na mnie zły, prawda? – zapytała cicho, wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Zaczęła delikatnie głaskać go po plecach, uważając, by przypadkiem nie urazić jego obrażeń. Addison sama była zaskoczona tym, jak doskonale była do niego dostrojona. Nie musiał nic mówić, a ona niemal od razu wiedziała, o czym myślał i jak się czuł. Po bólu w jego jasnych oczach rozpoznała, że szramy po spotkaniu z mantykorą znowu zaczęły mu doskwierać i instynktownie zaczęła masować jego plecy, chcąc mu ulżyć w cierpieniu. Jednocześnie ustami musnęła jego wargi w bardzo krótkim, ostrożnym pocałunku, jakby bała się, że ją odtrąci.
    Musieli poważnie porozmawiać na temat tego, co się dzisiaj wydarzyło. Nie tylko o tym, że go nie posłuchała i uciekła z Wielkiej Sali, przez co omal nie została złapana przez aurorów i wysłana na przesłuchanie do Ministerstwa, ale także o obecności Damiena w szkole, o tym, że zamiast go wydać profesorom rzuciła mu się w ramiona i o nieżyjącym bracie Adama. Na samą myśl o tych wszystkich ciężkich dla nich kwestiach, które musieli poruszyć, zaczynał ją boleć brzuch z nerwów, jednak podstawą ich relacji zawsze była szczerość. Wiedziała, że jeżeli nie porozmawiają i nie rozwieją wszystkich wątpliwości, to już zawsze będzie między nimi tkwiło niczym cierń w ich niezwykłej więzi, a ona nie mogła na to pozwolić. Za bardzo zależało jej na Adamie i na tym, by udało im się jako parze. Chociaż... to wszystko było dla niej takie nowe i zaskakujące, była tak niepewna, że nawet nie wiedziała, czy mogła ich określić jako parę. Kolejny temat, który powinna poruszyć, ale cholernie się go bała.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  63. Addison odetchnęła, a w jej oczach błysnął żal oraz poczucie winy.
    - Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło - mruknęła, zawstydzona odwracając wzrok. W chwili, w której opuszczała Wielką Salę, w ogóle nie myślała o konsekwencjach, zadziałała impulsywnie i brawurowo, za co oboje mogli zapłacić naprawdę wysoką cenę. - Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, nie opuściłabym schronienia. Nie naraziłabym cię w taki sposób Adamie, nigdy. Nawet jeśli przez to nie mogłabym się spotkać z bratem.
    Addison westchnęła ciężko, z trudem przełykając ślinę. Położyła dłoń na klatce piersiowej Lebiediewa, czując pod palcami równe bicie jego serca, po czym popatrzyła mu w te piękne oczy, w których mogłaby zatonąć, gdyby tylko sobie na to pozwoliła. Czasami przypominały jej nieskalaną, spokojną taflę jeziora, ale dzisiaj było im bliżej do chmurnego, burzowego nieba. Adam nie tylko był zły, nie tylko zmartwiony jej stanem; również cierpiał, bo spotkanie z Mrocznymi, a zwłaszcza z jej bratem, przywołało wspomnienia związane z Andriejem. Addison miała okazję go poznać i chociaż nie za bardzo przypadli sobie do gustu, bo dziewczyna nie przepadała za imprezowymi typami zmieniającymi panienki jak rękawiczki, wiedziała, że Andriej stał murem za swoim młodszym bratem i był na jego każde wezwanie, dlatego mimo wszystko go szanowała. Adam wciąż cierpiał po stracie Andrieja. Co roku w rocznicę jego śmierci trzymał ją w metalowym uścisku, nie był w stanie jej wypuścić z objęć z powodu targającej nim rozpaczy. Teraz podobna udręka malowała się w jego oczach i Addie wiedziała, że spotkanie z Mrocznymi mocno na niego wpłynęło.
    - Posłuchaj... Wiem, że to, co zrobiłam, było skrajnie nieodpowiedzialne. Ale czy gdybyś był na moim miejscu, a Andriej na miejscu Damiena, nie postąpiłbyś tak samo? Wiem, że mój brat jest ściganym mordercą, że skrzywdził mnóstwo osób... - W tej chwili jej głos się załamał. Zawsze starała się być silna, jednak wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że stała się niezwykle krucha. - ...jednak to wciąż jest mój brat. Nie widzę w nim potwora, widzę w nim młodego chłopaka, który śpiewał mi kołysanki podczas burzy, żebym mogła zasnąć i bawił się ze mną w chowanego za każdym razem, gdy moi rodzice wrzeszczeli na siebie, a ja nie mogłam tego znieść. Adamie, wiem, że gdy na niego patrzysz, przypomina ci się cierpienie Andrieja. Wiem, że go nienawidzisz. I nie byłabym zdziwiona, gdybyś zaczął nienawidzić również mnie za to, że jak głupia dzisiaj do niego pobiegłam...
    Lebiediew jednak jej nie nienawidził, a nawet proponował, by korzystała z jego kominka do kontaktowania się z Damienem. Ten chłopak zaskakiwał ją każdego dnia w każdej sekundzie coraz bardziej. Nie wiedziała, czym sobie zasłużyła, by tak lojalnie stał u jej boku, by obdarzył ją tak głębokim, niezachwianym uczuciem. Kiedy patrząc jej w oczy, powiedział tam gdzie Ty, tam również i ja, jej serce na chwilę zgubiło rytm, po czym wypełniło się nieskończoną czułością. Pogłaskała go po policzku, z równym zapałem oddając pocałunek, który wydawał się pieczętować ich więź na zawsze.
    Nie chciała się z nim rozstawać, lecz jak na jeden dzień złamała już wystarczająco dużo poleceń. Wróciła do Pokoju Wspólnego, w którym panował straszny chaos; najwyraźniej jakiś Mroczny włamał się do środka i zniszczył wnętrze. Przez resztę dnia pomagała naprawić szkody pozostałym Puchonom, a pod wieczór wymknęła się z dormitorium, pilnując, by nikt jej nie zauważył. Na korytarzach w różnych częściach szkoły napotkała trzech nauczycieli, którzy na wszelki wypadek patrolowali teren Hogwartu i przed każdym z nich musiała wymyślić inną wymówkę, nie chciała swoją obecnością przysparzać kłopotów Lebiediewowi. W końcu stanęła pod jego drzwiami i zapukała delikatnie, czując dziwne zdenerwowanie.
    - Adamie? To ja, Addie.

    OdpowiedzUsuń
  64. Addison zaśmiała się cicho, gdy już przy wejściu powitał ją pełnym namiętności pocałunkiem, od którego na jej ramionach pojawiła się gęsia skórka. Zadrżała, czując jego zachłanne usta na obojczyku oraz szyi, z przyjemnością odchyliła głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej wrażliwej skóry, która domagała się słodkich pieszczot ze strony chłopaka. Sapnęła z niezadowoleniem, gdy posadził ją na łóżku, odsuwając się od niej, ale z drugiej strony dzięki temu mogła bezkarnie pogapić się na jego umięśniony brzuch i klatkę piersiową, więc nie miała zamiaru specjalnie narzekać. Adam chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jaki seksowny był, zwłaszcza z tymi rozwichrzonymi włosami i oczami wypełnionymi czułością.
    - Skoro już jakimś cudem udało ci się przemycić tutaj butelkę Sherry tuż pod nosem nauczycieli, łamiąc prawdopodobnie jakiś milion przepisów, chętnie się napiję - zdecydowała Addie, patrząc na niego roziskrzonymi spojrzeniem, a kąciki jej ust uniosły się w łobuzerskim uśmiechu. - Deprawuje mnie pan, panie Lebiediew. Czy to jest część jakiegoś większego, niecnego planu, o którym nic nie wiem?
    Ona również nie była zagorzałą romantyczką, nie potrafiła otwarcie mówić o swoich uczuciach i nie wymagała tego samego od Adama, podniosłe gesty oraz deklaracje zupełnie nie były w jej stylu, ale to nie znaczyło, że nie doceniała jego starań. Kominek przyjemnie trzeszczał za jej plecami, a butelka z alkoholem i czekolada w połączeniu z kuszącymi wargami Lebiediewa wydawały jej się być czymś niezwykle pociągającym.
    Niewielkie zwierzątko porośnięte różowym futerkiem leżące na jej kolanach próbowało na siebie zwrócić jej uwagę, domagając się głaskania i zabawy, ale Addison ostrożnie wzięła kulkę w dłonie i zamknęła ją w klatce.
    - Przykro mi, puszku, ale dzisiaj moją uwagę będzie pochłaniał tylko jeden przystojny mężczyzna w tym pokoju - poinformowała go zachrypniętym głosem dziewczyna, po czym przeniosła spojrzenie na Adama. Niepewnie podeszła do niego i położyła jedną dłoń na jego karku, a drugą wsunęła w jego wciąż wilgotne włosy, wpatrując się w niego z delikatnym uśmiechem. Uwielbiała, kiedy wychodził spod prysznica, był taki ciepły i miękki, a w dodatku pachniał oszałamiająco i z trudem potrafiła mu się oprzeć. Musnęła wargami jego podbródek oraz grdykę, po czym odnalazła jego usta i pocałowała go zmysłowo. Miała nieodparte wrażenie, że oboje potrzebowali tej chwili dla siebie, swoistego rozluźnienia, które potrafili odkryć jedynie w swojej bliskości. Kiedy znajdowała się z daleka od Adama, stawała się niespokojna i rozkojarzona, miała wrażenie, że oddychała pełną piersią tylko wtedy, gdy znajdowali się w jednym pokoju i mogli swobodnie się dotykać.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  65. [Z zaproszenia skorzystam, bo podoba mi się Adam. Może coś z tego ciekawego wyjść. Burza mózgów?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  66. Kiedy oderwali się od siebie na moment, kącik jej ust uniósł się w łobuzerskim uśmiechu. Jej oczy błyszczały czystym szczęściem i rozkoszą. Pocałunek był słodki i namiętny, ale wciąż pozostawiał po sobie niedosyt. Addie miał wrażenie, że wargi Lebiediewa nigdy by się jej nie znudziły, nigdy nie miałaby ich dość. Jęknęła z przyjemnością, kiedy chłopak muskał rozpalonymi wargami jej brzuch i dekolt. Kiedy powrócił do jej ust, łapczywie odpowiadała na każdy jego pocałunek, rozkoszując się fakturą i smakiem jego zachłannych warg. Przytuliła się do niego, ujmując jego twarz w swoje dłonie. Miała wrażenie, że ich wargi były namagnesowanie, nie mogły się od siebie oderwać, w zupełności poddawała się tej fali namiętności. Iskierki błądziły po całym jej ciele, sprawiając jej zaskakującą rozkosz.
    Przymknęła oczy, uśmiechając się promiennie, kiedy nazwał ją piękną. Patrzył na nią z takim uwielbieniem, że musiała mu uwierzyć. Pogłaskała go po policzku. Pocałowała kącik jego ust, a jej oczy błyszczały. Dzięki niemu znowu czuła się szczęśliwa, bezpieczna, zapominała o całym świecie, nikt inny się dla niej nie liczył, tylko Adam. Nie mogła uwierzyć w to, jak łatwo udało im się przejść z przyjacielskiej relacji do czegoś głębszego i poważniejszego. Świadomość, że on czuł to samo co ona, była po prostu magiczna.
    Addison mruczała z zadowoleniem, gdy jego ciepłe dłonie masowały jej spięty kark oraz barki. Co jakiś czas unosiła do ust kieliszek z trunkiem i rozkoszowała się alkoholem, który rozgrzewał ją równie dobrze co cicho trzaskający ogień w kominku oraz umiejętny masaż chłopaka.
    - O taaaaak... - westchnęła z przyjemnością, kiedy sunął wargami po jej karku, wysyłając iskierki rozkoszy wzdłuż jej kręgosłupa. Adam doskonale wiedział, gdzie ją dotknąć, by rozluźnić jej mięśnie, sprawić jej najwięcej przyjemność oraz rozpalić jej zmysły.
    - Wszystko zawsze jest w porządku, gdy jestem z tobą, kochanie - stwierdziła z czułym uśmiechem Addison, całując go w czubek nosa. Długo jednak nie potrafiła usiedzieć bez ruchu na jego kolanach; usiadła mu okrakiem na udach twarzą do niego, palcami przejeżdżając po jego barkach, napiętych bicepsach i przedramionach, by wrócić tą samą drogą i dłońmi zacząć śledzić zarys jego mięśni. Zatrzymała się dopiero tuż nad gumką jego dresowych spodni, opierając ręce na jego podbrzuszu i pochyliła się nad nim, z zadowoleniem znów przyciągając go do siebie, tym razem błądząc wargami po jego twarzy. Zostawiała drobne gorące muśnięcia, opuszkami sunąc po jego torsie. Robiło jej się coraz goręcej, ale nie miała najmniejszego zamiaru tego przerywać. Widziała również, że i jego cieszy ich bliskość. Zaczęła sunąć wargami po jego kości policzkowej, a potem zaczęła delikatnie skubać jego skórę na szyi.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  67. Wzdrygnęła się na myśl o tym, że miałaby włożyć głowę w kominek choć na chwilę. Już wolała cała się przenieść, chociaż to również nie należało do łatwych dla niej zadań. Nie mogła jednak odmówić. Sama też niesamowicie tęskniła za bratem i chciała go zobaczyć. Wiedziała, że Adam pragnie tego nie mniej od niej i jeżeli sama jej tęsknota nie była w stanie przekonać jej do podróży, to tęsknota ich obojga tego dokonała.
    - Dobrze. Zrobimy to w któryś weekend. - powiedziała cicho, starając się ukryć drżenie głosu. Przytulił ją mocniej, ale ona nie trzęsła się z zimna.
    - Nie, wszystko w porządku. - mruknęła, czując, że to nie o to chodzi, bo po prostu Adamowi jest zimno. Ona siedziała, otoczona jego ramionami, przyciśnięta do jego boku i klatki piersiowej. A jak jego mogło ogrzać jej drobne ciałko, nawet mimo to, że zawsze miała ciepłe ręce.
    Pełnia. No tak. To był dowód na to, że Adam jest zdecydowanie lepszy z OPCM, bo Julia nigdy nie myślała o takich rzeczach jak ewentualny atak wilkołaka w nocy. Niby inteligentna osóbka, a gdyby chłopak nie był obok to może znalazłaby się o włos od śmierci przez swoją głupotę. Zrzuciła koc z ramion i wstała. Podniosła drugi z ziemi i złożyła szybko, wracając od razu w ramiona chłopaka.
    - Nie odbijemy. - powiedziała, wiedząc doskonale jak będzie. Nie musiała nawet chodzić na wróżbiarstwo. - Na ciepłe noce już raczej nie ma co liczyć i o ile jeszcze dzisiaj było do wytrzymania to za dwa tygodnie będziemy zamarzać. Także wiesz... do wiosny.
    Weszli do zamku. Było tam przyjemnie ciepło, ale na szczęście nie na tyle, aby Julia nie żałowała, że nie została na dworze, mimo pełni i zagrożenia bezpieczeństwa. Po cichu dostali się do pokoju Adama, starając się nie być za głośno i nie sprowadzić woźnego, Irytka albo nauczyciela, który z jakiegoś powodu mógłby przechadzać się po szkole. Spodziewali się, że przechadzki stażysty z uczennicą w środku nocy nie byłyby zbyt mile widziane.
    Julia odłożyła koc na krzesło niedaleko wejścia, zdjęła płaszcz, po czym powiesiła go na oparciu. Kucnęła i pogłaskała kota, który już zaczął szwendać się jej między nogami, ocierając się o kostki i mrucząc głośno. W końcu podniosła się i usiadła na kanapie, dokładnie w tym samym miejscu, co ostatnim razem. Zamknęła oczy na moment i odetchnęła głęboko. Była bardzo zmęczona. Po całym tygodniu robienia wszystkiego, co należało, do czego się zobowiązała, marzyła już tyko aby położyć się do łóżka, otworzyć okno na oścież, otulić się szczelnie kołdrą i zasnąć, wyglądając jak dość urocze burrito. Nie chciała jednak rozstawać się jeszcze z Adamem. Nie mogła się nim nacieszyć, bo po tak długiej, głupiej przewie, w końcu czuła, że rzeczy wracają do normy i wszystko może niedługo być między nimi jak dawniej. Nawet bez Matta obok. Nawet może lepiej.
    - Adam, jak tam sprawy z tą osobą, o której mi mówiłeś ostatnio? Mam nadzieję, że wszystko w porządku - zapytała, patrząc na chłopaka, szczerze zainteresowana i uśmiechnęła się promiennie. Bardzo chciała wiedzieć co u niego, żeby czuć, że jest bliżej, nadrobić ten czas.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  68. Całowali się tak gorączkowo, jakby próbowali nadrobić stracony czas. Przez niemal siedem lat nie łączyło ich nic więcej niż przyjaźń i teraz każdy pocałunek miał za zadanie wynagrodzić im te wszystkie lata bez podobnych pieszczot. Nigdy nie sądziła, że będzie po prostu leżała z Adamem w łóżku i się z nim migdaliła, ale bardzo jej się to podobało.
    Lebiediew zawsze wiedział, co powiedzieć, by poczuła się wyjątkowa. Nie rozumiała, jak reszta mogła w nim widzieć chamskiego Ślizgona, dla niej zawsze był niezwykle słodki. Musnęła jego usta krótko w podziękowaniu, a gdy usłyszała, że nazywa ją swoją dziewczyną, serce z radości omal nie wyskoczyło jej z klatki piersiowej. W jednej chwili poczuła się lekka, jakby cały ciężar ostatnich miesięcy ją opuścił za sprawą słów Adama. Chyba po raz pierwszy w życiu sama zaniemówiła, nic nie przychodziło jej do głowy, po prostu rozkoszowała się dźwiękiem jego słów.
    Addison ze śmiechem szturchnęła go palcem w żebra, gdy jej skórę zaczęła zdobić kolejna malinka.
    - Przestań mnie oznaczać! Jak tak dalej pójdzie, jutro będę musiała owinąć się szalem, żeby ukryć te wszystkie znamiona, jakie mi dzisiaj zrobisz - stwierdziła z rozbawieniem, kładąc dłonie po obu stronach jego głowy i unosząc się nieznacznie do góry, by móc mu spojrzeć w oczy. Z zachwytem błądziła wzrokiem po jego przystojnej twarzy, zatrzymując się dłużej na jego idealnie wykrojonych, kuszących wargach obok których nie potrafiła przejść obojętnie. Addie po chwili doszła do wniosku, że jego pomysł wcale nie był taki zły i przylgnęła ustami do wrażliwego miejsca tuż pod uchem, robiąc mu subtelną malinkę. Adam miał tyle wielbicielek, że podobny znak zrobiony przez nią na jego skórze powinien je chwilowo odstraszyć od dalszego zaczepiania i obmacywania jej chłopaka.
    - Jesteś mój - szepnęła, przegryzając płatek jego ucha. - I sama myśl o tym, że wszystkie te dziewczyny dalej będą się koło ciebie kręcić, wysyłać ci liściki miłosne... Strasznie mnie to wkurza.
    Addison z reguły nie była typem zazdrośnicy, ale gdy chodziło o Adama, zdrowy rozsądek zupełnie ją opuszczał, zwłaszcza że wiedziała, jakim zainteresowaniem się cieszył. W końcu sama pomagała mu się pozbyć tych miłosnych liścików przyczepionych do prac domowych i musiała słuchać na korytarzu zachwytów innych dziewczyn nad jego tyłkiem, który swoją drogą, był niezwykle zgrabny i seksowny. Nie bała się, że jakaś uczennica zawróci mu w głowie swoimi słodkimi słówkami, bo Lebiediew nie był takim typem człowieka, ale nic nie potrafiła poradzić na to, że teraz, kiedy już należał do niej, nie chciała się nim dzielić z jego rozchichotanymi wielbicielkami.
    Po chwili jednak jej usta rozciągnęły się w rozbawionym uśmiechu.
    - Nie mógłbyś być trochę brzydszy? No wiesz, mieć krzywy nos, czyraki na czole, za duże uszy albo oponkę na brzuchu? - spytała, czule całując każde miejsce na jego ciele, które wymieniła. - Gdybyś nie był taki seksowny, nie musiałabym tak się martwić. A tak cały wianuszek dziewczyn na okrągło się wokół ciebie kręci. Żałuję, że nie jesteś większym brzydalem.
    Bo cholera jasna, uwielbiałaby go nawet wtedy, gdyby zaczął przypominać Quasimodo.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  69. Podziękowała za bułeczkę, bo zupełnie nie była głodna i tylko rozsiadła się wygodniej na kanapie. Chwilę później chłopak położył się przy niej, z głową na jej kolanach, więc zaczęła powoli i spokojnie przeczesywać palcami jego włosy, co było to niesamowicie przyjemne i uspokajające. Mogłaby tak całą noc i już olać zmęczenie. Chociaż właściwie to pewnie zasnęłaby tak dość szybko.
    Kiedy Adam odpowiedział na pytanie, zdziwiła się lekko, bo zupełnie się nie spodziewała, iż jego wybranką jest właśnie Addison. Julia znała ją wyłącznie z widzenia. Grały przeciwko sobie w Quidditcha, niektóre zajęcia wypadały im razem, ale nic poza tym. Nie wiedziała co o tym sądzić, ale cieszyła się niesamowicie z faktu, że on był tak szczęśliwy. Uśmiechnęła się szeroko i pochyliła, aby również go objąć. W tej pozycji musieli wyglądać przekomicznie, zwłaszcza, że oboje cieszyli się jak głupi do sera. Pocałowała go szybko w skroń i wyprostowała w końcu.
    Zaśmiała się na jego słowa. Zachowywał się zupełnie, jakby był jej starszym bratem. Jeszcze chwila, a mógłby strzelić jej pogadankę na temat nauki, egzaminów i wyboru drogi życiowej.
    - Oj, Adaś... Nie dyskutuj. Ja też mogłabym tak przesiedzieć z tobą do rana, więc na razie nigdzie się nie ruszam. - mruknęła i wciąż się uśmiechając, zaplotła mu na głowie maleńkiego warkoczyka, żeby za moment delikatnie go rozplątać.
    Milczeli przez dłuższą chwilę, obserwując kota, polującego na ćmę, której udało się jakoś wślizgnąć do pokoju. Pewnie nie spodziewała się, że ta wyprawa może kosztować ją życie.
    - Dobra, tak na serio to jestem strasznie zmęczona. - powiedziała, bo powieki już ją piekły, chcąc opaść na te dobre kilka godzin. Westchnęła cicho, bo nie miała pojęcia czy zostanie u przyjaciela na noc jest dobrym pomysłem. Nie raz spali razem, ale wtedy on nie miał dziewczyny. Julia nie chciała być problemem, a nie wiedziała jak Addison zareagowałaby, gdyby dowiedziała się, że u jej chłopaka spał ktoś, kto nie jest nią. Ale tak bardzo pragnęła zostać. Adam wymazywał u niej wszystkie negatywne myśli, zły humor, a tęsknota za nim, kumulowana przez lata, jeszcze nie została zaspokojona.
    - I chyba powinnam wrócić do Ciebie. - odparła trochę smutno, patrząc chłopakowi w oczy i gładząc go jeszcze po włosach. - Wiesz... spanie z zajętym facetem i takie tam. Chyba nie najlepszy pomysł.
    Wzruszyła ramionami i pocałowała go leciutko w czoło. Na dobrą sprawę, nie miała się czym przejmować. Mogła wrócić następnego dnia i każdego innego.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  70. [Może niech Adaś będzie jakimś przykładem do naśladowania dla Victora, przez co chłopak będzie chory na jego punkcie i zrobi dla niego wszystko? A w szkole po jakimś czasie zacznie huczeć, że Victor jest gejem?]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  71. [Hm... Może bardziej chciałby sprawdzić, jak to z facetami wygląda, aniżeli jest gejem :D]

    Victor

    OdpowiedzUsuń
  72. [Cześć i dziękuję bardzo! :) A skoro już tu jestem, może masz chęć na wątek? Możesz też od razu rzucić jakimś pomysłem, a jeśli nic nie masz to postaram się coś wymyślić :)]

    Selene

    OdpowiedzUsuń
  73. [Hmm, tylko ona faktycznie jest tchórzem i wątpię, aby włamała się gdziekolwiek :) Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale podejrzałam kartę Mathiasa i świta mi w głowie pewien (niedopracowany jeszcze) pomysł na powiązanie, więc może poczekam aż twój drugi pan się pojawi :D]

    Selene

    OdpowiedzUsuń
  74. Addison zdecydowanie nie spodziewała się, że dzisiejszy dzień będzie miał taki finał. Z równą namiętnością odpowiadała na każdą jego pieszczotę, cichymi pomrukami nagradzając jego czułe pocałunki. Sapnęła w jego usta, gdy poczuła jego dłonie na swoich kształtnych pośladkach. Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że w pokoju zrobiło się już ciemno, a w kominku ogień wygasał; była tak zaabsorbowana Adamem, że nic innego nie miało dla niej znaczenia. Jednak gdy spytał, czy jest zmęczona, uświadomiła sobie, jak bardzo dostała dzisiaj w kość. Była wykończona i tylko dzięki adrenalinie udało jej się tak długo wytrwać. Teraz dzięki Lebiediewowi całe napięcie opuściło jej ciało i nagłe znużenie sprawiło, że musiała kilkakrotnie zamrugać powiekami, aby przegnać senność.
    Przejechała wargami po jego szczęce, po czym lekko cmoknęła go w policzek, opierając głowę na jego barku tak, by wciąż móc swobodnie błądzić wzrokiem po jego przystojnej twarzy. Przymknęła powieki, rozkoszując się ciepłem jego rozgrzanego ciała oraz jego oddechem muskającym jej włosy. Było jej tak dobrze... Uświadomiła sobie, że właśnie tak chciała kończyć każdy swój dzień. Nieważne, jak wiele wydarzyło się przez ostatnich kilka godzin, z jakimi przeciwnościami losu musiała się zmagać, jak wiele wysiłku, stresu i cierpienia ją to kosztowało, wystarczyło, by Adam zamknął ją w swoich mocnych objęciach oraz ją pocałował, by zapomniała o wszystkim i cieszyła się chwilą. Czuła, że z nim u boku mogła osiągnąć wszystko, przy nim nie musiała się przejmować opiniami innych osób, bo dla niej liczyło się tylko to, co on myśli. Wspierał ją bez względu na wszystko, a w dodatku wydawał się rozumieć jej potrzeby lepiej niż ona sama. Wiedziała, że dbał o nią bardziej niż o siebie, wypełniała ją tak cholerna wdzięczność, że ten niesamowity mężczyzna wybrał właśnie ją spośród wszystkich, które zabiegały o jego względy. Nikt inny nie wpływał na nią tak kojąco, przy nikim nie czuła się równie szczęśliwa, jak w tej chwili. Nie wiedziała, jak miałaby bez niego przetrwać, bo chociaż była silną kobietą, nawet ona momentami nie dawała już rady. Jednak Adam sprawiał, że wszystko nabierało sensu.
    – Zaśpiewasz mi? – spytała cicho, łapiąc jego dłoń i splatając ich palce razem. Pocałowała go czule w bark, po czym ułożyła się wygodniej w jego ramionach. Uwielbiała jego niski, lekko chropowaty głos, który poruszał w niej najczulsze struny, zwłaszcza gdy śpiewał po rosyjsku. Rzadko jednak go o to prosiła, bo bała się, że uzna jej propozycję za głupią, ale teraz tego potrzebowała. Czuła, że po wydarzeniach dzisiejszego dnia nie uda jej się zasnąć.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  75. On był tak uroczo opiekuńczy. Zdążyła zapomnieć, jakie to uczucie, kiedy ktoś troszczy się o Ciebie w ten sposób, bo mimo iż Matt również traktował ją jak księżniczkę to jednak zupełnie inaczej. Nie tak, jakby była ze szkła.
    Wstała od razu za nim i pozwoliła objąć się ramieniem. Adam dawał jej taką bliskość, która nie naruszała nigdy jej strefy komfortu, jak w przypadku wielu innych osób. Julia nie lubiła niespodziewanego dotyku, uścisków i innych takich. To okropne, ale zawsze chciała mieć kontrolę. Ona przytulała, ona łapała za rękę, ona decydowała, a tylko niewiele osób w jej życiu miało prawo przejścia tej granicy bezpieczeństwa zawsze i wszędzie. Adam miał.
    Widziała zmęczenie na jego twarzy, kiedy opuścili pokój, ale wiedziała, że tu nawet nie ma o czym dyskutować, bo skoro chciał ją odprowadzić to nie będzie znosił sprzeciwu. Opiekuńczość. O tym już było. Szli przez chwilę, aż nagle chłopak przestanął i odsunął się odrobinę. W powietrzu unosił się drażniący zapach dymu. Julia też go czuła, więc kiwnęła głową i wyciągnęła różdżkę.
    Na jego słowa uniosła brwi, wyraźnie zdziwiona.
    - Chyba żartujesz. Nigdzie nie idę. - powiedziała zdecydowanie, patrząc mu w oczy i zrobiła krok do przodu. Nawet nie miała zamiaru zostawiać Adama samego w tej sytuacji, która wciąż była jeszcze niejasna, ale ewidentnie mało bezpieczna.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  76. Addie zamknęła oczy, rozkoszując się jego głosem, który wibrował w jej ciele, docierając do każdej komórki i rozgrzewając ją. To było takie... piękne. Cudowne. Brakowało jej słów, by opisać, jak się czuła, leżąc na nim i całą sobą chłonąc jego śpiew przenikający do wnętrza jej duszy. Nawet nie wiedziała, jak bardzo tego potrzebowała
    – Jestem cholerną szczęściarą – szepnęła, gdy skończył i pochylił się, by ją pocałować. Musnęła palcami jego żuchwę, delektując się przyjemną, pełną uczucia pieszczotą. Nie chciała, by ta noc się kończyła, bo wydawało się, że tylko te chwile mieli dla siebie. Zaśmiała się, czując miękkie futerko ocierające się o jej bok.
    – Nie bądź zazdrosny – mruknęła leniwie Addison, delikatnie głaszcząc kotka, który zwinął się w małą kuleczkę na jej ciele. Wychyliła się jeszcze, by cmoknąć Lebiediewa czule w usta, po czym położyła głowę na jego torsie, przymykając powieki i zasnęła ukołysana biciem jego serca oraz unoszeniem się i opadaniem jego klatki piersiowej.
    Rano obudziło ją nachalne pukanie do drzwi. Kończyny jej i Lebiediewa były ze sobą tak splątane, że chwilę jej zajęło wyswobodzenie się z jego objęć; przyciskał ją do siebie tak mocno, że trudno było powiedzieć, w którym miejscu kończyło się jego ciało a zaczynało jej. Nie chciała opuszczać jego ciepłych, bezpiecznych ramion, ale huk tylko się nasilał z każdą sekundą. Niepewnie przeczesała palcami blond włosy w odcieniu dojrzewającej na słońcu pszenicy i poprawiła zmięte ubrania, próbując ukryć fakt, że spędziła tutaj noc, podchodząc do drzwi, do których ktoś się głośno dobijał. Podskoczyła, słysząc po drugiej stronie krzyki. Addie była przekonana, że to kolejna, zakochana w młodym stażyście podopieczna, która chciała wyciągnąć go na randkę, ale kiedy gwałtownym ruchem otworzyła drzwi, otwierając usta, by nawrzeszczeć na dziewczynę próbującą dobrać się do jej chłopaka, po drugiej stronie zobaczyła kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewała. Bezwiednie cofnęła się o krok, a jej oczy rozszerzyły się pod wpływem zdezorientowania i niepewności. Wizyta tego wścibskiego lizusa o tej porze rano nie mogła zwiastować dobrych wieści. To był ten sam stażysta, który widział jej bójkę w pubie Pod Trzema Miotłami i nie doniósł na nią tylko dlatego, że Adam zagroził zdradzeniem jego tajemnicy. Gdy tylko mężczyzna zobaczył, kto otworzył mu drzwi, jego usta rozciągnęły się w paskudnym, pełnym złośliwej satysfakcji uśmiechu.
    – Panna Hallaway, co za przemiła i szokująca niespodzianka – zauważył nadmiernie przymilnym tonem, w którym skrywał się sarkazm. Addison bez słowa zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że aż pobielały jej kłykcie.
    – Proszę poczekać – warknęła, po czym zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Szybko podeszła do Adama, po czym potrząsnęła nim delikatnie, próbując go obudzić. Kiedy otworzył swoje piękne oczy, poczuła wypełniające ją wewnętrznie ciepło, ale nie mieli czasu na słodkie słówka i pieszczoty. Naprawdę nie wiedziała, co się działo, jednak zupełnie jej się to nie podobało.
    – Kochanie, musisz wstawać. Jest tutaj ten dupek, stażysta eliksirów. Nie wiem, czego chce, lecz nie wygląda to dobrze. Jest strasznie zadowolony z siebie.
    Addie przeczesała palcami jego zmierzwione włosy, próbując jakoś je ułożyć i podała chłopakowi koszulkę. Lepiej, żeby półnagi nie otwierał drzwi, bo ten nieznośny dupowłaz mógł spróbować wykorzystać to przeciwko nim.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  77. Takiego poranka zdecydowanie się nie spodziewała. Chciała razem z Adamem leniwie wylegiwać się w łóżku, ciesząc się jedynie jego obecnością, tymczasem zostali brutalnie sprowadzeni do ponurej rzeczywistości, w której świat wyraźnie sprzysiągł się przeciwko nim. Wczorajszy wieczór w ramionach chłopaka pozwolił jej się zrelaksować i zapomnieć o wszystkich przeciwnościach losu, z którymi musieli się zmierzyć, ale wyglądało na to, że zbyt długo nie mogli się tym nacieszyć.
    Addie pisnęła, gdy Lebiediew przygwoździł chłopaka do komody, zrzucając z niej jakieś puste fiolki po eliksirach, które rozbiły się na podłodze. Z niepokojem wyjrzała na korytarz, sprawdzając, czy hałas nikogo nie ściągnął w pobliże pokoju, ale przejście wydawało się być puste. Splotła dłonie na klatce piersiowej, przegryzając nieznacznie wnętrze policzka. Nie miała zamiaru się mieszać, wiedziała, że Adam musiał sam załatwić tę sprawę ze stażystą eliksirów i nie chciała interweniować. Nie martwiła się o niego, bo wiedziała, że chłopak doskonale potrafi o siebie zadbać i nikomu nie pozwoli, by tak im groził; bała się raczej tego, w jakim celu ten lizus pojawił się dzisiaj w progu pokoju taki zadowolony. Nawet gdy Lebiediew go popchnąć, na jego twarzy widniał pełen wrednej satysfakcji uśmiech.
    – Ty mi grozisz, Lebiediew? Ty?! – stażysta zaśmiał się drwiąco, zaciskając palce na szacie Adama i szarpiąc. – Właściwie jesteś już skończony w tej szkole. Razem z tą małą dziwką Mrocznych. Myślisz, że w zamku nie pojawiły się już pierwsze plotki? Sam o to zadbałem! Niemal wszyscy już powtarzają, że to Hallaway wpuściła intruzów do szkoły, że jej poszukiwany braciszek morderca był wśród nich i chcieli przejąć władzę w Hogwarcie. Jeszcze trochę i uczniowie wyślą listy do rodziców, którzy interweniują u dyrekcji i wyrzucą tę zdzirę ze szkoły. A ty wylecisz razem z nią, Lebiediew. Może sypiam z córką woźnego, ale ty sam nie jesteś lepszy! Pieprzysz tę małą gówniarę i sądzisz, że ujdzie ci to na sucho?! Wylecisz razem z nią, wystarczy, że powiem twojej przełożonej, co się dzieje i jak bardzo jestem zaniepokojony tą sytuacją. Stażysta i uczennica, to nie brzmi zbyt dobrze, prawda? Będziesz skończony. Pozbędę się was – wysyczał chłopak, jego twarz wykrzywiła się w paskudnym, złośliwym grymasie. Odepchnął od siebie Adama, po czym strzepnął ze swojej szaty niewidzialny pyłek. Przeniósł wzrok z Lebiediewa na Addison i z powrotem, unosząc brew i zaciskając ręce. – Chyba, że się dogadamy...
    Dziewczyna zamarła. Oddychała z trudem, a jej serce obijało się o żebra w nierównym rytmie, gdy próbowała przetrawić wszystko, co usłyszała. Przez tego skończonego dupka jej sytuacja tylko się pogorszyła. Wszyscy na pewno uwierzą, że ten dziwny atak na szkołę był jej zasługą, nawet jeśli dyrekcja się jej nie pozbędzie, prawdopodobnie sama opuści mury Hogwartu, bo prześladowania tylko się nasilą. W pierwszej chwili była tak zszokowana, że nie mogła się ruszyć, ale kiedy usłyszała, że chłopak chce zaproponować im układ... Nie wytrzymała. Szybko pokonała dzielącą ich odległość i mocno uderzyła stażystę eliksirów w twarz. Jego głowa odskoczyła do tyłu, a na policzku pojawił się czerwony ślad jej dłoni.
    – Ty śmieciu! Jak w ogóle masz czelność coś takiego proponować?! Brzydzę się tobą – splunęła mu pod nogi, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

    Addie

    OdpowiedzUsuń
  78. Najpierw chciała zdecydowanie odmówić, ale później pocałował ją w czoło. Tak rozczulająco jak zwykle, jakby wszystko już zawsze miało być w porządku. Spojrzała na niego jeszcze, odetchnęła głośno i kiwnęła głową.
    - Uważaj na siebie. - powiedziała cicho, drżącym głosem i najszybciej jak potrafiła pobiegła do tego pokoju jednego z nauczycieli, który znajdował się najbliżej. Profesor szybko wezwał innych i w pośpiechu udał się za Julią w miejsce, gdzie rozstała się z Adamem. Chłopaka nigdzie nie było. Chciała wbiec do środka, w ten gęsty dym, ale jedna z nauczycielek złapała ją za rękę i zdecydowanym tonem rozkazała jej zostać. Moment później Adam pojawił się na korytarzu, na rękach niosąc jakiegoś chłopca. Pierwsza, ewentualnie druga klasa. Julia odetchnęła z ulgą i podbiegła do przyjaciela, przytulając go mocno i ignorując fakt, że jest otoczona prawdopodobnie większością ciała pedagogicznego Hogwartu i być może nie wypada.
    Po chwili usłyszała za sobą głos nauczycielki, tej samej, która wcześniej powstrzymała ją przed wejściem do zadymionej toalety. Pokiwała głową w jej stronę, objęła Adama w pasie i wyprowadziła na zewnątrz. Po chwili o czymś sobie przypomniała.
    - A propos racjonalnego myślenia. - zaczęła i wskazała palcem na księżyc nad nimi. Była pełnia. - Wilkołaki.
    Zaśmiała się cicho, złapała chłopaka za rękę i pociągnęła z powrotem do zamku, gdzie prawdopodobnie już byli bezpieczni.
    - Dobra, chodź do Ciebie. - odparła, trochę zrezygnowana, trochę rozbawiona, a trochę po prostu szczęśliwa, że przyjacielowi nic nie jest.
    Gdy weszli do pokoju Adama, najpierw uchyliła okno, a później rzuciła się na kanapę, już nawet ignorując Szymona, domagającego się kolejnej dawki pieszczot.
    - Najpierw Mathias, teraz Ty. Wy mnie wykończycie psychicznie. - oparła głowę o sofę i odetchnęła głęboko, zamykając jednocześnie oczy.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  79. Może to było niewłaściwie, bo jej chłopak właśnie brutalnie okładał pięściami stażystę od eliksirów, ale gdy Adam powiedział, że ją kocha, serce w jej klatce piersiowej wywinęło koziołka. Co prawda wolałaby, żeby odbyło się to w innych okolicznościach, ale i tak po jej ciele rozlało się radosne ciepło. Kiedy zatrzasnął drzwi, uważnie go obserwowała, zastanawiając się, co się dzieje w jego głowie, jednak już po chwili pokonała dzielący ich dystans. Addison zarzuciła mu ręce na szyję, nie pozwalając, by między nimi znalazł się choćby kawałek wolnej przestrzeni. Oboje czerpali siłę z siebie nawzajem, dlatego mocniej go do siebie przytuliła, szepcząc mu uspokajające słowa do ucha i zapewniając, że jakoś sobie z tym poradzą, tak jak poradzili sobie ze wszystkim innym.
    – Ten dupek sobie na to zasłużył. A nawet na coś o wiele gorszego – wymamrotała cicho Addie, kojącymi ruchami głaszcząc chłopaka po plecach. Pocałowała go pod linią szczęki, wsuwając dłoń w jego włosy i delikatnie mierzwiąc je palcami, próbując poprawić Adamowi nastrój. Wciąż wzburzony drżał w jej objęciach, wyraźnie walcząc ze sobą, by nie otworzyć drzwi i mocniej nie przywalić stażyście, który wtargnął w ich małą, szczęśliwą, mydlaną bańkę i zupełnie ją zniszczył.
    Resztę ranka spędziła po prostu tuląc go do siebie bez słowa. Każde z nich było mocno pogrążone w swoich myślach, którymi na razie nie chcieli się ze sobą dzielić, ale nie chciała rezygnować z fizycznej bliskości, która niosła jej ukojenie. Mimo to w końcu musieli opuścić bezpieczne schronienie, jakim był pokój chłopaka, by udać się na śniadanie do Wielkiej Sali, a potem na zajęcia.
    Addison nie mogła tak po prostu siedzieć w ławce, skupiając się na nudnych lekcjach, kiedy Lebiediew będzie musiał się mierzyć sam na sam z dyrektorem. W końcu to częściowo z jej winy chłopak miał teraz tyle problemów. Odkąd między nimi zaczęło naprawdę mocno iskrzyć, kolejne złe wiadomości tylko się na siebie nawarstwiały, przez co oboje byli już wykończeni. Jedyne, co pozwalało im wciąż stawiać czoła przeciwnościom losu, to świadomość, że mieli siebie nawzajem i to nie mogło się zmienić. Byli dla siebie niezawodnym oparciem, nie tylko przyjaciółmi oraz kochankami, ale także partnerami na dobre i na złe. Nie miała zamiaru pozwolić, by Adam wziął na siebie całą odpowiedzialność, próbując ją chronić. Musieli znaleźć jakieś rozwiązanie i zrobić to razem.
    W pośpiechu spakowała swoją torbę, ignorując wściekłe krzyki profesorki, która groziła jej ujemnymi punktami oraz szlabanem. Prawdopodobnie za niedługo będzie musiała opuścić mury szkoły, więc było jej już wszystko jedno, nie dbała o pozory. Wybiegła z sali, przerzucając torbę przez ramię i ruszyła w kierunku oddalających się pleców Adama. Musieli usłyszeć zamieszanie, bo zatrzymali się w połowie korytarza, wyraźnie na nią czekając.
    – Panno Hallaway, jeśli się nie mylę, właśnie ma pani lekcje Obrony przed Czarną Magią – zauważył dyrektor, unosząc brwi do góry na jej widok. Addie złapała Lebiediewa za rękę, splatając ich palce razem, po czym uniosła jego dłoń do ust i ucałowała jego zdarte kłykcie, patrząc mu w oczy. Byli zespołem, tak jak zawsze. Oni kontra reszta świata.
    – Cokolwiek dotyczy jego, dotyczy także i mnie – odpowiedziała dziewczyna, wojowniczo unosząc podbródek do góry. Mężczyzna nie próbował się z nią spierać, zamiast tego ruszył przed siebie, dając im znak, że powinni za nim podążać.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  80. Kiedy nagle objął ją w talii, otworzyła oczy i zaśmiała się cicho, chociaż była już mocno zmęczona. Położyła dłoń na plecach chłopaka i przez chwilę głaskała go powoli, jakby automatycznie. Wszystko było w porządku. W tym momencie nie myślała o niczym, co męczyło ją od dłuższego lub krótszego czasu. Obecność Adama dawała jej oddech, ulgę, chwilę na zamknięcie się w jakimś idealnym świecie, gdzie otoczona jego ramionami była zupełnie bezpieczna i nikt nie mógł jej skrzywdzić.
    Wtuliła się w jego ciepły tors, kiedy położył się obok. Wyczuwała jeszcze zapach dymu, ale kompletnie jej on nie przeszkadzał. Zamknęła oczy spokojna i chyba nawet szczęśliwa.
    - Dobranoc. - szepnęła, ledwo słyszalnie i prawie od razu zasnęła.

    Obudziła się wcześnie rano. Delikatnie wyswobodziła się z objęć przyjaciela, nie chcąc i jego wyrwać ze snu. Usiadła na brzegu kanapy i ukryła twarz w dłoniach. Co ja najlepszego zrobiłam? Dotarło do niej coś na kształt wyrzutów sumienia, bo zrobiła coś, czego już wczoraj wiedziała, że zrobić nie chce. Nie chciała nocować u Adama. Nie chciała spać nawet u niego w pokoju, a zasnęła w jego objęciach, na tej wąskiej kanapie. Czuła się z tym bardzo źle, bo wiedziała, że ma dziewczynę i miała wrażenie, że to wszystko było bardzo nie w porządku. Nawet jeżeli byli tylko przyjaciółmi, nigdy nie chcieli niczego więcej to... czuła dyskomfort. Jeżeli ona miałaby kiedykolwiek mieć chłopaka, to chyba nie chciałaby, żeby spała z nim inna dziewczyna. Nawet bardzo dobra przyjaciółka. Chyba. Może Addie miała inne podejście, może nie, ale to nie miało znaczenia. Julię i tak dopadły wyrzuty sumienia. Wstała i cichutko opuściła pokój Adama. Powoli, zdenerwowana, jakby co najmniej ukradła woźnemu pęk kluczy do wszystkich nieużywanych sal, wróciła do swojego dormitorium.
    Unikała Adama przez kolejne kilka dni. Na lekcjach obrony przed czarną magią, uciekała przed jego spojrzeniem, wchodziła do sali ostatnia, wychodziła pierwsza. Miała szczerą nadzieję, że nic nie zauważy. Naprawdę źle się czuła z tym, co się stało i wyraźnie potrzebowała kopa w tyłek, żeby ktoś jej uświadomił, że nie zrobili, a właściwie że ona nie zrobiła nic złego. Ale to była Julia Jones. Pani świetnie dam sobie radę sama. Taaa, no pewnie. Tęskniła jak cholera.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  81. Julia siedziała na głównych schodach w Sali Wejściowej, czekając na rozpoczęcie obrony przed czarną magią. Oddalona od wszystkich, przeglądała dokładnie notatki z ostatnich zajęć, co jakiś czas sprawdzając, czy nauczyciel przyszedł. W końcu się zjawił. Wstała i już miała iść do klasy, kiedy dostrzegła Adama, zmierzającego z walizką w stronę drzwi wyjściowych. Zamarła na moment, zastanawiając się, gdzie on może jechać. I co ważniejsze – czy wróci? Może to był tylko kilkutygodniowy staż? Właściwie nigdy o tym nie rozmawiali. Może się zwolnił? Może coś się stało? Nic jej nie powiedział, ale jak miał niby to zrobić, skoro go unikała? Typowo dla siebie od razu założyła najgorsze, czyli, że już nie wróci i nigdy więcej go nie zobaczy. A przynajmniej nieprędko. Nie mogła się nie pożegnać. Zaczęła zbiegać szybko po schodach, przeciskając się przez tłum uczniów i zastanawiając co najlepszego zrobiła i o co jej właściwie chodziło. Zachowała się jak dziecko i jak zwykle uciekła. Powinna z nim porozmawiać o swoich wątpliwościach, bo przecież nic strasznego się nie stało i wystarczyłoby to wyjaśnić.
    Julio Jones, Ty idiotko!
    Wybiegła na dwór i zobaczyła Adama, stojącego jeszcze na dziedzińcu. Pobiegła w jego stronę, zwalniając dopiero kilka metrów przed nim, kiedy usłyszał jej kroki i odwrócił się.
    - Adam... – zaczęła niepewnie i podeszła powoli do przyjaciela. Było jej tak strasznie głupio, że aż nie mogła spojrzeć mu w oczy. Spuściła głowę. - Przepraszam.
    To jedyne, co mogła powiedzieć.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  82. Addison kopnęła chłopaka pod stołem, próbując go powstrzymać przed tą nazbyt szczerą przemową, ale Lebiediew zupełnie zignorował jej zabiegi, otwarcie mówiąc o swoich uczuciach oraz o incydencie, który miał miejsce rano. Adam nie wyraził żadnej skruchy z powodu uderzenia wścibskiego stażysty, co na pewno nie mogło poprawić ich ciężkiej sytuacji. Nie winiła go, bo sama najchętniej kopnęłaby tego lizusa w jaja, panoszył się po gabinecie, jakby już wygrał i pozbył się ich z Hogwartu na zawsze, lecz za każde nieodpowiednie słowo mogli zapłacić ogromną cenę. Na szczęście dyrektor nie wyglądał na wyprowadzonego z równowagi lub zirytowanego wywodem Lebiediewa.
    – Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnie tygodnie nie były łatwe dla panny Hallaway, ale to nie jest żadna wymówka dla zachowywania się w sposób karygodny. Rozumiem, że chciał pan stanąć w obronie swojej ukochanej, jednak agresja nie jest żadnym rozwiązaniem, a już szczególnie negatywnie odbierana jest w Hogwarcie. Ma pan prawo do prywatnego życia, jednak chyba nie muszę panu przypominać, że jako stażysta stanowi pan wzór dla pozostałych uczniów, również poza salą lekcyjną. Taka brutalność nie jest wartością, którą chcemy przekazywać młodym adeptom magii – zauważył spokojnie dyrektor, rzucając Adamowi przeciągłe spojrzenie znad okularów. Addison zmarszczyła brwi, czując, jak wypełnia ją coraz większy niepokój oraz strach o przyszłość Lebiediewa. Sytuacja robiła się coraz poważniejsza i nie była pewna, czy tym razem uda im się uniknąć niebezpiecznych konsekwencji. Niepewnie zerknęła z boku na chłopaka, próbując wyczytać coś z jego twarzy, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu nie potrafiła wyłapać targających nim emocji. Dyrektor złączył dłonie na stole, a jego głos przyjął bezlitosny ton. – Nie możemy przymykać oka na podobne zachowanie. To było niedopuszczalne. Niezależnie od tego, czy został pan sprowokowany, czy nie, nie miał pan prawa uderzyć innego stażysty. W innych warunkach zostałby pan wyrzucony ze szkoły za wszczęcie bójki, ale zważywszy na ostatnie trudne wydarzenia w pańskim życiu i stres z nimi związany jestem gotowy dać panu jeszcze jedną szansę, panie Lebiediew.
    Pełen złośliwej satysfakcji uśmiech stażysty eliksirów szybko zniknął z jego twarzy, gdy usłyszał słowa dyrektora. Addison musiała się powstrzymać przed okrzykiem radości, zamiast tego mocniej ścisnęła dłoń Adama, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, który został zmieciony przez kolejne słowa starszego mężczyzny.
    – Jednak jakikolwiek związek między panem a panną Hallaway nie może mieć miejsca. Inni uczniowie mogą czuć się pokrzywdzeni, uznać, że faworyzuje pan swoją dziewczynę spośród ich grona i pojawią się kolejne nieprzyjemności. Zwłaszcza dla panny Hallaway. Romans między stażystą a uczennicą jest zabroniony i tak powinno pozostać dla dobra obu stron. Może nie chce pan rezygnować z tego związku, jednak nie ma pan wyjścia, jeśli chce pan zachować swoją posadę. Najmniejsza wzmianka o waszej relacji, a będzie pan musiał spakować swoje walizki i opuścić szkołę. Czy wyraziłem się jasno?

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  83. Addie przymknęła powieki, bezsilnie opadając na oparcie fotela. To nie mogło się dziać. To niemożliwe. Adam miał rację, nie afiszowali się ze swoim związkiem, nikomu nie szkodzili, spotykając się w zaciszu jego pokoju, wyglądało jednak na to, że nic nie było w stanie przekonać dyrektora. Dziewczyna wiedziała, że miał rację, że po pojawieniu się pierwszych skarg oboje znaleźliby się w poważnych tarapatach, zwłaszcza Lebiediew. Jego kariera jako nauczyciela Obrony przed Czarną Magią byłaby skończona, ale liczyła na to, że uda im się znaleźć inne wyjście z sytuacji.
    Kiedy Adam wybiegł z gabinetu, trzaskając drzwiami, zaniepokojona również się podniosła, pragnąc jak najszybciej opuścić pokój i odnaleźć wzburzonego chłopaka.
    – Panno Hallaway. – Addison zatrzymała się, słysząc swoje nazwisko. Niepewnie odwróciła się w stronę dyrektora, przegryzając wewnętrzną stronę policzka i splatając dłonie na klatce piersiowej, by ukryć ich drżenie. Nie wiedziała, czego mężczyzna od niej wymagał, zwłaszcza że spotkanie przybrało tak nieoczekiwany obrót. – Tak będzie lepiej. Dla wszystkich. Proszę się upewnić, że pan Lebiediew to zrozumie. Jest bardzo obiecującym młodym człowiekiem, nie chciałbym go stracić przez podobne... nieporozumienie. Kiedy skończy pani szkołę, nic nie będzie stało na przeszkodzie, ale w tej chwili jakakolwiek zażyłość jest zabroniona i jestem pewien, że pojmuje to pani lepiej niż ktokolwiek inny. Mam nadzieję, że przemówi pani jakoś panu Lebiediewowi do rozumu i nakłoni go do zmiany zdania, spojrzenia na wszystko z odpowiedniego dystansu.
    Addie niechętnie skinęła głową, rzucając jeszcze przed wyjściem mordercze spojrzenie stażyście eliksirów, które jasno mówiło, że to jeszcze nie koniec, dupku. Wiedziała, że trudno będzie jej przekonać Adama do tego, by na razie ograniczyli swoje spotkania do minimum i spróbowali wrócić do platonicznej, czysto przyjacielskiej relacji, ale wyglądało na to, że nie mieli innego wyjścia. Oboje potrzebowali siebie nawzajem, zwłaszcza w ostatnich dniach, które zamieniły się w koszmar, jednak teraz, gdy wszystko się unormuje, powinno być im łatwiej wrócić do koleżeńskiej więzi. Sama siebie oszukiwała, że rok minie im niezwykle szybko, a potem nic już nie będzie ich ograniczało; było to kłamstwo, które miało osłabić ból związany z nieuchronnym rozstaniem. Musiała to zrobić dla dobra Adama, którego kariera wisiała w tej chwili na włosku. Jej własna przyszłość została zniszczona przez powiązania jej rodziny z Mrocznymi. Nie miała zamiaru pozwolić na to, by przyszłość Adama w Hogwarcie legła w gruzach z powodu jego związku z dziwką Mrocznych, jak ciągle ją nazywano. Zasłużyli na to, by spróbować sobie ułożyć życie poza murami zamku, lecz na razie musieli stawić czoła rzeczywistości, która zmuszała ich do oddalenia się od siebie i zapomnienia o uczuciu, jakie ich łączyło.
    Znalazła chłopaka nieopodal gabinetu na chłodnej, kamiennej podłodze. Przykucnęła przy nim, czule całując go w czoło i delikatnie głaszcząc jego napięty kark.
    – Wiem, że w tej chwili jesteś wściekły i nie chcesz nawet o tym myśleć, ale musimy spojrzeć prawdzie w oczy, Adamie. Nie wygramy. Tych kilka dni było cudownych, jednak... Po prostu musimy odpuścić – szepnęła w jego skroń, łagodnie muskając ją wargami.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  84. [Cześć, cześć! Charaktery mają różne, ale może dzięki tej samej narodowości troszeczkę się dogadają? Ewentualnie możemy wymyślić też coś u Mathiasa, bo Tatiana z transmutacji jest dobra i w zasadzie to jej ulubiony przedmiot :) Jak myślisz, z kim lepiej Tatia się dogada?]

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  85. [Jak misio to Tatia chętnie by się do niego poprzytulała, ale chyba nie wypada xD
    Hmm, mam taki pomysł, średni, ale zawsze coś. W każdym razie, Tatiana mogłaby mieć gorszy humor i słysząc jak ktoś się z niej śmieje, trochę by sobie popłakała gdzieś na korytarzu, chowając się za jakąś zbroją. I jeśli kotek Adama łazi sobie czasami swobodnie po zamku, Tatia mogłaby go znaleźć jak pałęta się po szkolnych korytarzach. Oczywiście, wiedziałaby, że kot należy do Adama, więc by go odniosła, a mężczyzna widząc Tatię z czerwonymi, zapuchniętymi od płaczu oczami, mógłby ją zaprosić na butelkę kremowego piwa na przykład c:]

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  86. [Ok, postaram się zacząć c:]

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  87. Był zły i na początku to widziała. A później objął ją z takim spokojem, jakby zawsze wszystko było w porządku. Ulga rozlała się po jej ciele, a oczy już zaczęły błyszczeć bardziej niż zwykle, kiedy pocałował ją w czubek głowy. Uniosła ją lekko i spojrzała mu w oczy. Dawno nie czuła się tak dobrze, jednocześnie czując się tak winna. Ale nie musiała, bo on tego nie chciał. Zawsze taki był. Lepszy niż ktokolwiek na to zasługiwał.
    - Ja zawsze uciekam. - szepnęła, wtulając się w niego, stęskniona za tym wszystkim. - Ale od Ciebie już nie chcę.
    Zamknęła oczy, opierając skroń o jego obojczyk i myślała tylko o tym, że już nigdy nie chce go stracić. Chociaż czy kiedykolwiek straciła? Właściwie żadna rozłąka nigdy nie robiła im większej krzywdy. Ta dwójka umiała się przyjaźnić, tak prawdziwie i niezawodnie, że aż wyjątkowo.
    Odsunęła się na moment, kiedy mówił i uśmiech zaczął znikać z jej twarzy, ustępując miejsca zmartwieniu. Chciała zapytać o co chodzi, dlaczego musi wyjechać i czy stało się coś złego, ale Adam ewidentnie miał za mało czasu. Nie musiała dopytywać. Gdyby mógł to by jej powiedział. Kiwnęła tylko głową i objęła go w pasie, kiedy ponownie ją przytulił.
    - Wszystko będzie dobrze. - szepnęła, uśmiechając się delikatnie.
    Zawsze dawała radę, a ostatnio miała wyjątkowe wsparcie. Zdarzało się dużo złych, głupich i kompletnie porąbanych rzeczy, ale wspaniałych było nawet więcej. Wszystko się waliło, ale nadal miała na kogo liczyć.
    - Nie przejmuj się i zobaczymy się po powrocie, jak tylko będziesz mógł. - poprosiła i posłała mu ten swój promienny uśmiech, od którego każdemu potrafiło zrobić się miło.
    Wiedziała, że prawdopodobnie nie będzie pierwszą osobą na liście do odwiedzin, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Nie musiała być najważniejsza, żeby czuć się ważna. Wystarczająco ważna.
    - Do zobaczenia.
    Wspięła się na palce, pocałowała przyjaciela w policzek i puściła mu jeszcze oczko, wracając do zamku. Czuła się lepiej niż kiedykolwiek podczas tych dni, kiedy ciągle gdzieś z tyłu głowy bolała ją ta bezsensowna rozłąka, której jakoś nie mogła ogarnąć.

    Julka

    OdpowiedzUsuń
  88. Była tylko dziewczyną, nastolatką w czasie dojrzewania, więc nic dziwnego, że czasami przyszedł gorszy humor i, choć zwykle nie płakała, musiała wylać trochę łez. Szczególnie, że miała dobry powód, a przynajmniej tak sobie wmawiała. W końcu usłyszenie kilku niemiłych słów o sobie mogło doprowadzić do łez. Co prawda, nie była wrażliwą i delikatną osobą, często miała gdzieś zdanie innych, aczkolwiek czerwona fala się zbliżała, hormony szalały i to wystarczyło, aby zrobić z niej niepewną siebie nastolatkę. Najgorsze, że owe przykre słowa usłyszała od swoich starszych koleżanek z domu, a że nie chciała rozkleić się na środku Pokoju Wspólnego albo zamknąć się w dormitorium, uciekła na szkolne korytarze, nie przejmując się tym, że zbliża się cisza nocna i jeśli nie wróci szybko do wieży Krukonów, będzie narażona na punkty ujemne, a nawet szlaban. Mało ją to teraz jednak obchodziło. Zresztą, szlaban nie był jakąś straszną rzeczą dla niej, raz na rok mogła sobie na to pozwolić, gdyż zazwyczaj była grzeczną uczennicą, która nie łamie regulaminu.
    Swoje łzy postanowiła wylać na trzecim piętrze, chowając się we wnęce za jedną ze zbroi. Nie powinno zostać tam dostrzeżona, choć jej szloch zapewne niósł się echem po korytarzu i ktoś mógł ją usłyszeć. Na szczęście, nie słyszała w pobliżu żadnych kroków, więc przez chwilę pozwoliła sobie trochę popłakać, uspokajając się dopiero wtedy, gdy we wnęce pojawił się mały, uroczy kotek. Doskonale wiedziała do kogo on należał, więc wzięła go na ręce i chwilę pogłaskała, przytulając go do siebie. I kiedy w końcu się uspokoiła i otarła wszystkie łzy, wstała z chłodnego parapetu, po czym ruszyła w stronę komnat Adama, stażysty OPCM, którego większość uczniów darzyła sympatią. Zupełnie zapomniała, że pewnie ma teraz czerwone i opuchnięte oczy i widać po niej, że płakała, bo gdyby pamiętała, poczekałaby chwilę, aby się ogarnąć.
    Zapukała cicho i niepewnie do drzwi, mając nadzieję, że nie obudzi mężczyzny. Nie chciała mu przerywać snu, ale nie chciała też, aby taki mały, bezbronny kotek wałęsał się po ciemku po szkole, bo wbrew pozorom czekało tam na niego wiele niebezpieczeństw. Szkoła była pełna różnych pułapek, dla uczniów raczej niegroźnych, ale dla tak małego zwierzęcia zapewne szkodliwych. Zresztą, kto wie co przyjdzie do głowy Irytkowi, który lubił znęcać się nad wszystkim co chodziło po szkole. Nie lubiła poltergeista, był strasznie wredny, grubiański i nie wiedział kiedy przestać żartować. Tatia kilka razy była jego ofiarą i teraz starała się go jak najbardziej unikać, choć łatwe to nie było.
    — Dobry wieczór — powiedziała cicho, uśmiechając się słabo, gdy w drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się stażysta OPCM. — Znalazłam pańską zgubę — dodała, wskazując podbródkiem na kotka, który grzecznie siedział na jej rękach.

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  89. Te cztery dni nie minęły ani szybko ani przyjemnie i mimo iż Julia zdążyła się ostatnio przyzwyczaić do uczucia tęsknoty to to było co innego. Tęskniła tak prosto i zdrowo, bo najbliższej dla niej osoby nie było obok i to dla odmiany nie dlatego, że się pokłócili. W międzyczasie przyszedł list od Adama, krótki, niewiele wyjaśniający, ale przynajmniej zapewniający, że podróż się udała i wszystko gra. Starała się nie martwić, ale czuła, że dla przyjaciela to nie jest łatwy wyjazd i chciała żeby jak najszybciej wrócił.
    Wrócił tak jak zaplanował, po czterech dniach. Julia spodziewała się go wieczorem, więc na porannym treningu Quidditcha udało jej się skupić na grze i pomijając marną atmosferę w drużynie, w której prawie każdy zdawał się chcieć zabić kapitana, szło całkiem nieźle. Obroniła większość rzutów, co i tak nie dało jej satysfakcji, bo jak zwykle miała wrażenie, że ćwiczenia nijak się mają do meczu. Zawsze jednak dobrze poćwiczyć kondycję, więc, poza tym jednym, przychodziła na treningi z przyjemnością. Kiedy usłyszała gwizdek kapitana, kończący trening, wylądowała z innymi zawodnikami na boisku i wspólnie ruszyli w stronę szatni. Nagle usłyszała przyjemnie znajomy głos, który wyrwał ją z zamyślenia. Z każdym ułamkiem sekundy jej najpierw trochę zdziwiony uśmiech, stawał się coraz szerszy. Ignorując zaskoczone spojrzenia i szepty drużyny, rzuciła miotłę na ziemię i podbiegła do przyjaciela, zarzucając mu ręce na szyję. Stała przez długą chwilę na palcach, przytulona do Adama tak mocno, jakby zaraz znowu miał jej gdzieś uciec. W końcu odsunęła się, ale tylko na tyle, aby móc na niego spojrzeć, a w jej oczach było widać ogromną ulgę. Nawet oddychała spokojniej niż wcześniej. Po chwili skrzywiła się mocno i odsunęła.
    - Przepraszam, pewnie śmierdzę po treningu. - powiedziała z wyraźnym zakłopotaniem. - Pójdę się tylko umyć i zaraz wracam.
    Nie chciała się ruszać nawet o krok od Adama, ale perspektywa siedzenia obok niego w takim stanie była jeszcze bardziej niekomfortowa. Uśmiechnęła się do niego robiąc trochę smutną, a trochę rozbawioną minkę, odebrała miotłę od kolegi, który ją podniósł i pobiegła do szatni. Prysznic wzięła chyba najszybciej w swoim życiu i kiedy już pachniała lawendą, a nie potem, ubrana już nie w strój obrońcy, a w śliczną białą sukienkę przed kolano, skórzaną kurtkę i trampki, opuściła szatnię i pobiegła do Adama. Przytuliła go jeszcze raz, tym razem obejmując w pasie i opierając głowę o jego ramię. Mogłaby tak cały dzień.
    - Nawet nie wiesz jak tęskniłam. - mruknęła, wciąż nie mogąc pozbyć się łagodnego uśmiechu ulgi z ust. To był moment idealny i gdyby mogła, zatrzymałaby czas na zawsze.

    jego zawsze

    OdpowiedzUsuń
  90. Addison była... Nie potrafiła znaleźć słowa, które opisałoby burzę emocji szalejących w jej wnętrzu. Ona również tego nie chciała, sama myśl o tym, że musiałaby trzymać się z daleka od Lebiediewa i nie móc go dotykać w sposób, w jaki najbardziej pragnęła, sprawiała, że z trudem udawało jej się wziąć oddech, ale dyrektor tego od nich wymagał. Tak naprawdę nie widziała innego wyjścia z sytuacji, bo gdyby tylko znalazło się inne rozwiązanie, walczyłaby o nie niczym lwica, byle tylko móc wciąż spotykać się z Adamem i bez przeszkód zasypiać w jego ramionach. Pragnęła go, jednak przez ostatnich kilka miesięcy nauczyła się, że rzadko można mieć to, o czym się marzy. Cierpiała równie mocno co Lebiediew, ale on zamknął się przed nią; wyraźnie nie chciał z nią rozmawiać na temat tego, co się wydarzyło. Wielokrotnie przechodziła pod drzwiami jego pokoju, lecz nie odważyła się zapukać; nie chciał jej widzieć i to bolało jeszcze bardziej. W końcu musiała jednak udać się na kolację, którą ledwie tknęła.
    Jej uwagę przyciągnął tłum uczniów zbierający się u wyjścia Wielkiej Sali. Zmarszczyła brwi, przepychając się łokciami niczym mała torpeda między rówieśnikami, próbując dotrzeć do źródła całego zamieszania. Gdy zobaczyła, co się dzieje, serce w niej na chwilę zamarło. Adam stał na środku korytarza, trzymając różdżkę przyciśniętą do gardła stażysty eliksirów, a jego ramiona trzęsły się z wściekłości. Addison rozejrzała się z niepokojem, ale wyglądało na to, że żaden nauczyciel jeszcze ich nie widział. Musiała jak najszybciej zareagować i zabrać stąd Lebiediewa, zanim zrobi coś, czego naprawdę będzie żałował. Znała go lepiej niż on sam siebie i wiedziała, że nie wybaczy sobie, jeśli z powodu kolejnej bójki z tym podstępnym kutasem wyleci ze szkoły. Ignorując złośliwe komentarze otaczających ją uczniów, podeszła szybko do chłopaka, starając się po sobie nie pokazywać, jak bardzo się martwiła. Stanęła tuż koło niego, przylegając ciałem do jego boku i uważnie patrząc mu w oczy. Zupełnie zignorowała stażystę eliksirów, który wysyczał jakieś groźby i przekleństwa w jej stronę; liczył się dla niej tylko Lebiediew.
    – Adamie – szepnęła dziewczyna, łagodnie łapiąc go za uniesioną dłoń z różdżką – Nie rób tego. On tylko na to czeka. Nie pozwól się sprowokować, bo wtedy ten parszywy gnojek wygra. Wyrzucą cię ze szkoły, a przecież wiem, ile ta posada dla ciebie znaczy... Nie pozwól, żeby cię tego pozbawił.
    Addie z napięciem patrzyła na twarz chłopaka, szukając przejawu emocji, czegokolwiek, co pokazałoby jej, jaką podejmie decyzję. Wiedziała, że Lebiediew jest na nią zły za to, co powiedziała na korytarzu i w zasadzie nie mogła go za to winić; ostatnio stracił wiele bliskich mu osób i myśl o tym, że ona również chciała z niego dobrowolnie zrezygnować, obudziła w nim gorycz oraz rozczarowanie, ale chciała zrobić to, co najlepsze dla niego. Nie mogła od niego wymagać, by podzielał jej zdanie tak jak nie mogła na nim wymusić, by opuścił różdżkę i odszedł, zostawiając stażystę w spokoju, jednak czuła, że musi zareagować, by przedstawić mu obie opcje i przekonać go, by jeszcze raz się zastanowił.
    – To twoja decyzja, a ja nie mogę cię do niczego zmusić. Cokolwiek się stanie, zawsze będę cię wspierała. Ale zastanów się, czy jesteś gotowy odejść z Hogwartu w taki sposób. Nie chcę, żebyś tego żałował. Przez chwilę będziesz czuł się jak triumfator, jednak co się stanie później? Ten dupek naprawdę nie jest tego warty, wiesz o tym – przypomniała mu delikatnie dziewczyna, kciukiem kreśląc na jego nadgarstku uspokajające kółeczka. Ostrożnie przysunęła się do Lebiediewa, całując kącik jego ust. – Proszę, Adamie.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  91. [Dziękuję ślicznie za powitanie i cieszę się, że Ted przypadł Ci do gustu :)
    W razie chęci, zapraszam na wątek; zapewne uda nam się coś wymyślić z którąś z twoich postaci :]]

    Ted Lupin

    OdpowiedzUsuń
  92. Już kiedy wziął ją za rękę i zaczęli iść razem w stronę zamku, poczuła, że coś nie gra, chociaż nie była w stanie powiedzieć dlaczego tak jej się wydaje. Chyba był bledszy niż zwykle, może trochę nieobecny, ale przede wszystkim w jego oczach był jakiś smutek i mimo iż Julia miała nadzieję, że to tylko tęsknota i zmęczenie podróżą, to coś jej podpowiadało, że niekoniecznie. Chciała zapytać o co chodzi, ale potem przyszli do jego pokoju, a tam zrobiło się tak idyllicznie, że nie miała serca tego przerywać. Wypiła kilka łyków soku dyniowego, który teraz kojarzył jej się chyba głównie z Adamem i gdy odstawiła szklaneczkę na stół, wtuliła się w przyjaciela, wciąż nie puszczając jego dłoni. Jak dobrze było mieć go obok tak naprawdę, po zbyt wielu dniach rozłąki, najpierw z jej głupoty, a potem z powodu jego wyjazdu.
    - Zawsze coś nowego słychać. Ale wszystko w porządku. - odpowiedziała, nie wchodząc w szczegóły. Nie chciała opowiadać o Freddiem, bo musiałaby zacząć od początku, a zdecydowanie nie czuła się gotowa, aby do tego wracać. Na razie, dla dobra sprawy, nie poruszała tego tematu i cieszyła się tym, że w końcu jest lepiej. Trochę dzięki Adamowi, chociaż nie miał o tym pojęcia. W sumie mało o czym miał pojęcie, bo ona naprawdę rzadko dzieliła się problemami z kimkolwiek, sądząc, że i tak na koniec dnia musi poradzić sobie z tym sama. Siedzieli tak chwilę w milczeniu, aż w końcu chłopak ułożył wygodnie głowę na jej kolanach. Od razu wsunęła palce w jego włosy i zaczęła się nimi leniwie bawić.
    Na słowa Adama westchnęła cicho i objęła go ramieniem. Nie musiała nic mówić. Doskonale wiedział, że jej również, a teraz jest obok, może na nią liczyć i zawsze będzie mógł. Zajmował zbyt ważne miejsce w jej sercu, był jego częścią i to się nigdy nie zmieni, bo ona na to nie pozwoli. Chyba to wiedział. A jednak było w nim coś, jakby wątpił. To był ten moment. Teraz już musiała spytać.
    - Mathias super. Wszyscy świetnie. - odpowiedziała wymijająco, delikatnie zasygnalizowała Adamowi, żeby się podniósł, a kiedy to zrobił, przekręciła się o dziewięćdziesiąt stopni, tak aby móc na niego swobodnie patrzeć. Patrzyła z wyraźnym zmartwieniem.
    - Adaś, co się dzieje? - spytała w końcu, marszcząc lekko brwi i wciąż nie odrywając czułego wzroku od przyjaciela.

    Julka

    OdpowiedzUsuń
  93. [Nie sprawy, rozumiem :) I pewnie, jak najbardziej możemy spróbować; w końcu Adam to stażysta OPCM... Teda nie było od marca, czasami zastępował go pewnie Harry (jak to miał w zwyczaju robić gościnnie, według Jo), a potem przyszedł czas na stażystę ;) Nie przychodzi mi jednak jeszcze nic konkretniejszego do głowy... Jakieś pomysły i propozycje?]

    Ted Lupin

    OdpowiedzUsuń
  94. Zanim cokolwiek powiedział, spojrzał na nią tak smutnym wzrokiem, że od razu podniosła się, usiadła obok niego i delikatnie ścisnęła za nadgarstek. Chciała być blisko, bo to jednak nie był moment na wyciąganie od niego czegokolwiek. Potrzebował jej wsparcia i tyle. Widziała jak bardzo walczy ze sobą, chcąc jej przynajmniej trochę wyjaśnić co się dzieje i wyrzucić z siebie chociaż część.
    Ścisnęła mocniej jego rękę i uśmiechnęła się słabo, kiedy powiedział już chyba wszystko. Tak, ona została i chciała już zostać na zawsze, bo potrzebowała go nie mniej niż on jej. Te lata bez Adama uświadomiły jej to doskonale, bo dopiero kiedy znowu wrócił do jej życia, dotarło do niej, że zawsze będzie jego szalenie istotną częścią i już wystarczy tych rozstań, bo i tak nic tak pewnego jak ta relacja ich w życiu nie czeka. Poza jedną.
    Objęła chłopaka ramieniem, kiedy położył głowę na jej kolanach i położyła dłoń na wierzchu jego dłoni.
    - Odwiedzimy Matta w najbliższy weekend, dobrze? - zaproponowała cicho, licząc, że może właśnie taki wyjazd trochę mu pomoże. I nieważne, że panicznie bała się magicznego transportu. Dla Adama zrobiłaby wszystko.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  95. Addie sama miała ochotę się odwrócić i przywalić stażyście w twarz, lecz zmusiła się do tego, by uspokoić oddech i wręcz machinalnie stawiać kolejne kroki. Nie mogła pozwolić, by ją sprowokował, musiała stąd zabrać Adama i zapobiec nieuniknionej konfrontacji. Była z niego cholernie dumna, że udało mu się zapanować nad emocjami, odwrócić plecami do tego skurwiela i odejść, jednak z drugiej strony żałowała, że powstrzymała przebieg wydarzeń, bo ten mężczyzna za swoje okrucieństwo naprawdę zasługiwał na pobicie. Nie potrafiła jedynie zrozumieć, co takiego zrobili stażyście eliksirów, że tak bardzo próbował się na nich zemścić i zniszczyć ich życie.
    Nawet nie próbowała powstrzymać Adama, gdy ten rzucił się w stronę chłopaka po wzmiance o Andrieju. Jedynie ze zdenerwowaniem rozejrzała się dookoła i zamarła, widząc zmierzającego w ich stronę profesora. Cholera, cholera, cholera. Nie zdążyła nawet ostrzec Lebiediewa, kiedy nauczyciel złapał go za ramiona, powstrzymując go przed zadaniem pierwszego ciosu. Jak to się stało, że ich życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni w przeciągu ostatnich kilku dni? Była wykończona nieustannymi przeszkodami stającymi na drodze do ich wspólnego szczęścia, lecz starała się tego nie pokazywać po sobie i z uporem walczyć z przeciwnościami losu.
    Jednak kiedy Adam przeszedł koło niej z zaciśniętymi szczękami, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem, poczuła, jak w jej wnętrzu coś pęka.
    Addison opierała się plecami o wielkie drzwi prowadzące na dziedziniec, a dłonie miała splecione na klatce piersiowej. Rzeźbienia w drewnie wbijały jej się w plecy, powodując dyskomfort, od chłodnego, wieczornego powietrza przenikającego przez szpary w drzwiach drżała na ciele, mięśnie powoli zaczynały ją boleć od ciągłego napięcia, jednak zmusiła się do tego, by pozostać nieruchomo w tej pozycji. Czekała. Znała Lebiediewa nawet lepiej niż on sam i wiedziała, co chłopak planował, zanim w ogóle on sam to sobie uświadomił.
    Zgodnie z jej przewidywaniami po pięciu minutach usłyszała jego kroki na klatce schodowej. Wyglądał... źle. Z jego twarzy odpłynął cały kolor, był blady, a pod jego oczami widniały ciemne sińce.
    – Miałeś zamiar tak wyjechać bez żadnego pożegnania? – spytała cicho Addie, unosząc brwi do góry. Starała się, by w jej głosie nie zabrzmiała gorycz ani złość, jednak nie do końca jej to wyszło. Odwróciła wzrok, przegryzając dolną wargę niemal do krwi. Jeszcze kilka dni temu było między nimi lepiej niż kiedykolwiek i razem planowali wyjazd do Moskwy, a ona nie mogła się doczekać, aż razem opuszczą mury zamku. Teraz Adam nie był w stanie nawet spojrzeć jej w oczy i miał zamiar po cichu wymknąć się ze szkoły bez żadnego słowa. Addison nie potrafiła uwierzyć w to, jak w przeciągu kilku godzin cała ich relacja uległa ponownym zmianom. Nie miała nawet czasu, by nacieszyć się jego pocałunkami i bliskością, a już oboje zostali tego pozbawieni. Czuła się z tego powodu fatalnie, ale przez ostatnie miesiące nauczyła się ukrywać swoje emocje za maską obojętności i teraz robiła to samo, nie chcąc utrudnić niczego chłopakowi. Przechodził teraz w życiu trudny okres i nie mogła pozwolić na to, by jej osobiste dramaty jeszcze pogorszyły jego stan emocjonalny. Addie wiedziała, że Lebiediew był na nią wściekły, jednak nie sądziła, że aż tak bardzo ją od siebie odsunie i to bolało.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  96. Nie odzywała się już później, bo doskonale widziała, że Adam potrzebuje odpoczynku i naprawdę lepiej jest dać mu chwilę snu. Jeszcze przez kilkanaście minut siedziała na kanapie, leniwie głaszcząc przyjaciela po włosach i popijając sok dyniowy, który jej wcześniej wręczył, ale w końcu doszła do wniosku, że lepiej będzie, jeśli już pójdzie. Miała troszkę do zrobienia, a i tak spotkają się na kolacji, a jak nie to zawsze może tu wrócić. Uniosła głowę chłopaka i wyślizgnęła się spod niego ostrożnie, uważając, aby go nie obudzić. Na szczęście spał jak kamień. Podłożyła mu pod głowę poduszkę, przykryła kocem i wyszła prawie bezgłośnie zamykając za sobą drzwi.

    Oczywiście spotkali się na kolacji. Adam podszedł do niej, kiedy właśnie zajadała się grillowanymi warzywami z sosem orzechowym. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok i przesunęła, aby miał miejsce, żeby usiąść. Troszkę zdziwiła się, że nie usiadł przy stole nauczycielskim, ale jakby się zastanowić to było bardzo w Adama stylu. Zaraz wkręcił się w rozmowę z uczniami i mimo iż z Julią prawie nie zamienił w tym czasie słowa to uśmiech nie zchodził jej z twarzy. Cieszyła się jego obecnością i to wystarczało, a rozmawiać nie musiała i nawet nie chciała, bo doświadczenie mówiło, że im większa grupa ludzi, tym mniej miała do powiedzenia. Słuchała tylko uważnie, popijając sok dyniowy, który ostatnio lubiła coraz bardziej.
    W końcu Adam skończył jeść i zwrócił się tylko do niej. Uśmiechnęła się delikatnie, pokiwała głową i wstała od stołu, żegnając się jednocześnie ze znajomymi. Ruszyła przed Adamem w stronę wejścia i dopiero za drzwiami zatrzymała się, poczekała aż ją dogoni o tę odległość kroku i wyślizgnęła się pod jego ramię, obejmując go w pasie.
    - Ja pójdę do siebie, a Ty do siebie, weźmiemy co trzeba i widzimy się za dziesięć minut pod drzwiami. - zadecydowała, idąc z przyjacielem w stronę schodów. - Albo nie. Przyjdę po Ciebie. To i tak po drodze.
    Puściła chłopakowi oczko, oderwała się od niego z lekkim żalem i pobiegła po schodach w stronę Wieży Zachodniej.
    Zapukała do drzwi Adama po pewnym czasie z torbą, ubrana w płaszcz i ciepły szal, gotowa do wyjścia. Opuścili zamek i szeroką kamienistą ścieżką ruszyli do Hogsmeade. Gdzieś w połowie drogi, kiedy nastała chwila milczenia, Julia postanowiła w końcu poruszyć temat, którego trochę się bała, ale myślała o nim od kilku godzin.
    - Adaś... - zaczęła cicho i trochę niepewnie, bo było jej zwyczajnie głupio. Przyjaźnili się, ale nie chciała go naciskać na zwierzenia. - O co chodzi z Addie?
    Spojrzała na niego, marszcząc brwi w zmartwieniu.
    - Jeśli nie chcesz odpowiadać to nie musisz. Naprawdę. - uśmiechnęła się leciutko. Teraz najbardziej nie chciała go zmuszać do czegokolwiek.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  97. [Prawdę powiedziawszy - nie wiedziałam pod którą z kart Ci odpisać. Jako, że na HK byłam już setki razy, to nawet podczas gdy nie miałam tu żadnej postaci, zdarzało mi się tu wpadać. I ostatnio, jakimś przypadkiem weszłam sobie na panele autorskie, pierwsze co mi się rzuciło w oczy to właśnie Andy w twoim panelu i miałam takie "Dogadamy się!". I aż mnie zżerała ciekawość, czy odezwiesz się pod jego kartą.
    Interesował by Cię wątek? :D]

    Tiberius Cadogan

    OdpowiedzUsuń
  98. Addison zaparło dech w piersiach. Nigdy nawet nie marzyła o tym, że usłyszy podobne słowa z jego ust. Za każdym razem Adam upewniał ją, że mu na niej zależy i wierzyła, że zrobiłby dla niej wszystko, gdyby tylko poprosiła, ale to wszystko wydawało się takie... nierealne. Przytuliła policzek do jego cieplej dłoni, wzdychając z zadowoleniem, gdy czule ją pocałował. Dlaczego to nie mogło tak po prostu trwać? Przesunęła palcami po jego napiętych bicepsach, marszcząc w zamyśleniu brwi. Nikt inny nie potrafił wprawić jej w podobny stan błogości i nie wiedziała, jak miałaby sobie poradzić bez tego kojącego spokoju, który Adam wprowadzał w jej życie swoją bliskością.
    – Nie chcę cię stracić – szepnęła Addie, wsuwając dłonie pod jego płaszcz i obejmując go w pasie. Musnęła delikatnie wargami jego usta i nieznacznie się cofnęła, by móc swobodnie patrzeć mu w błękitne oczy, które rozbłysły na jej widok. Wciąż pozostawała jednak na tyle blisko, że ich oddechy mieszały się ze sobą i wystarczyło, by nieznacznie przechyliła głowę, aby złączyć ich wargi w kolejnym pocałunku. – Przecież wiesz, że nigdy cię nie zostawię. Ale jeśli będziemy to kontynuować, stracisz wszystko. Ta praca tyle dla ciebie znaczy... Nie chcę ci jej odbierać. A kiedy nie zastosujemy się do poleceń dyrektora, każą ci opuścić szkołę. Teraz przynajmniej będziemy mogli się widywać, jednak kiedy stracisz posadę stażysty, przez cały rok będziesz daleko ode mnie, a ja tego nie wytrzymam. Nie zniosę rozłąki z tobą. Więc jakie mamy wyjście?
    Addison oparła skroń o policzek Lebiediewa, przytulając się do niego mocniej i przymykając oczy, by ukryć zbierające się w nich łzy. W ten sposób raniła ich oboje, ale nie potrafiła być taką optymistką jak chłopak. Stażysta od eliksirów na pewno czekałby na ich najmniejszy błąd i doniósłby dyrektorowi, gdyby miał dowody na to, że ze sobą nie zerwali. Na każdym kroku usiłowałby ich pogrążyć, a ona chciała chronić Adama, mimo że to była ostatnia rzecz, którą miała ochotę zrobić.
    – Naprawdę wierzysz, że mogłoby nam się udać? – zapytała cicho, zastygając w bezruchu. Od dawna nie czuła się tak bezsilnie. W końcu zaznali razem odrobiny szczęścia, lecz los odbierał im szansę na bycie razem. Bez chłopaka była zupełnie zagubiona, tylko przy nim czuła się bezpiecznie w tej popapranej, trudnej rzeczywistości, w jakiej przyszło jej żyć. Nie chciała z niego zrezygnować, ale ostatecznie będą musieli podjąć jakąś decyzję.

    Addison

    OdpowiedzUsuń
  99. [Cześć brat <3 Myśl nad wątkiem :D]

    Sonya

    OdpowiedzUsuń
  100. [Cześć! Dziękuję za powitanie! Urocza? Mnie samą jakby przeraża, ale i również kusi, by poznać bliżej (czy w ogóle wolno mi tak mówić o własnej postaci?).
    Piszę tutaj, bo musiałam ostatecznie wylosować, pod którą Twoją postacią się odezwać. Wszystkie mi się bardzo podobają. Choć Mathias jest chyba najciekawszy w mojej wyobraźni. Znajdziesz dla mnie kawałek miejsca? Z którąkolwiek z postaci? ]

    Romy

    OdpowiedzUsuń
  101. Na jego odpowiedź pokiwała głową, ale nawet wtedy, kiedy pocałował ją w czubek głowy, nie przestała się martwić. Widziała, że nic nie jest w porządku, a w dodatku chodziło o Addison. Dziewczynę, z którą w życiu zamieniła chyba tylko kilka zdań, a mimo to nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Wiedziała o niej i Julienie i nawet jeśli to był tylko czubek góry lodowej to i tak nie była w stanie nie brać go pod uwagę, a sama myśl o Puchonce sprawiała, że żołądek wywracał jej się do góry nogami. Ale kiedy Adam powiedział jej, że wybranką jego serca jest właśnie Addie i jak bardzo jest szczęśliwy, ona nie potrafiła mu nagle powiedzieć o wszystkich swoich wątpliwościach. Cieszyła się razem z nim i myślała, że Addie i Julien to zamknięta sprawa. Może wcale taka nie była, a Julia swoim milczeniem, przyczyniła się do tego, że Adam teraz cierpi, bo powinna powiedzieć mu wszystko, co wie o tej dziewczynie, nawet jeśli wiedziała niewiele, ale może wtedy przynajmniej nie byłoby za późno.
    Z podłego nastroju wyrwał ją Adam, kiedy usadził ją sobie na barana. Wybuchnęła śmiechem i wplotła palce w jego dłonie, jakby tylko dzięki nim nie leciała do tyłu za ziemię. W rzeczywistości, zabawa ta nie była trudniejsza od latania na miotle, chociaż mniej przyjemna, bo Julia czuła się naprawdę dziwnie, kiedy chłopak dźwigał ją bez konkretnego powodu. Silna, niezależna kobieta i takie tam. Odetchnęła głęboko, kiedy poczuła grunt pod nogami i spojrzała na Adama, marszcząc lekko brwi.
    - Nie rób mi tego więcej. - poprosiła, uśmiechając się szeroko i odwróciła się, żeby wejść do baru. Chyba oboje byli w wyjątkowo antyspołecznym nastroju, bo bez słowa ustalenia usiedli w najdalszym kącie sali, skąd prawie nikt nie mógł ich dostrzec. Julia rozebrała się szybko, przerzuciła płaszcz przez stół na drugą kanapę i wtuliła się w ciepły tors Adama.
    - Herbatę z malinami. - oznajmiła i odetchnęła głęboko. To nie był dzień, w którym alkohol mógłby zmienić cokolwiek.

    Wybrali teleportację. Dyskutowali o tym grubo ponad godzinę, a i tak stanęło na tym, co Julia powiedziała na początku. Że w ich zasięgu nie ma dobrego rozwiązania i należy skorzystać z optymalnego. Ale chociaż nie mówiła tego głośno i sprawiała wrażenie opanowanej i zadowolonej z wyjazdu to na samą myśl o sposobie w jaki dotrą do Nowego Jorku, wielka gula wyrastała jej w gardle.
    W piątek wstała o świcie, trochę ze stresu, a trochę po to, aby ostatecznie spakować wszystkie potrzebne rzeczy. Na śniadaniu nie zamieniła z nikim ani słowa, bo wcinała jajecznicę, pisząc esej z eliksirów, który musiała oddać w poniedziałek. Nie chciała mieć głowy zajętej szkołą, kiedy w końcu miała okazję spotkać się z bratem. Dlatego warczała na wszystkich, którzy chcieli aby podać im sól albo cokolwiek, chociaż ostatecznie i tak to robiła, bo jakoś z trudem jej przychodziło bycie całkowicie czarnym charakterem. Kiedy tylko opróżniła talerz, wróciła do dormitorium, dokończyła jako tako esej i odłożyła go na stertę książek przy łóżku, po czym pobiegła na zajęcia. W piątki nie miała OPCM, więc nie widziała się z Adamem nawet na moment. Lekcje dłużyły jej się okrutnie i ledwo mogła usiedzieć w ławce. Ostatnie były zaklęcia. Kiedy nauczyciel ogłosił koniec zajęć, Julia zerwała się z miejsca i szybkim krokiem opuściła salę. Pobiegła korytarzem w stronę schodów, a na nich wpadła na Adama. Zatrzymała się gwałtownie.
    - Hej. - powiedziała szybko i pocałowała go w policzek. - Ja już jestem gotowa, muszę tylko coś załatwić. Jakbyś poszedł do mojego dormitorium i wziął moją torbę to by było super.
    Nie dała mu nawet szansy na odpowiedź, bo minęła go, uśmiechając się szeroko.
    - Leży na łóżku. Dziękuję.
    I już jej nie było. Zbiegła po schodach, cudem nie przewracając się o własne nogi, aż znalazła się przy cieplarniach. Przy tej z numerem drugim stała grupa szóstoklasistów, a Julia zaraz dostrzegła w niej uśmiechniętą od ucha do ucha twarz Freddiego. Wyciągnęła go z towarzystwa i przytuliła mocno, trochę na pożegnanie, a trochę na własne pocieszenie, bo potrzebowała przed podróżą jakiegokolwiek znaku, że będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy już zakończyli krótką wymianę żartów na temat tego jak bardzo Gryfon nie przeżyje bez niej weekendu i wpadnie w depresję, pocałowała go tylko w policzek i szybkim krokiem ruszyła do pokoju Adama, gdzie mieli się spotkać. Zapukała dla formalności, wpadła do środka i rzuciła się na kanapę na moment. Za dużo biegania. Zdecydowanie. Dobrze, że przynajmniej nie musiała jeszcze teraz biec po miliardzie schodów na Wieżę Zachodnią, bo jej czarno-biała torba w kotki już leżała w rogu pokoju.
      - Gotowy? - zapytała krzywiąc się lekko, bo nie była pewna, co do siebie. Wszystko jej się przewracało w żołądku na myśl o teleportacji i nawet ogromne zaufanie do Adama nie mogło tego zmienić. Przynajmniej jak na razie.

      Julka

      Usuń
  102. Julia odwiedzała Matta w każde wakacje od kiedy wyjechał, ale wtedy zawsze wybierała mugolski, ale za to całkiem komfortowy środek transportu czyli samolot. I miała gdzieś to, że wszyscy pukali się w głowę i mówili, że marnuje czas bez sensu. W tym akurat przypadku była szczerą zwolenniczką marnowania czasu. Bo nie wszystko musi mieć sens.
    Właściwie od razu po swoim pytaniu zerwała się z kanapy i podeszła do Adama, kryjąc swoje zdenerwowanie za dość zabawną nadpobudliwością. Przyjaciel od razu pocałował ją w czółko i przytulił, a ona spojrzała na niego, zaciskając usta w wąski paseczek i marszcząc brwi, jakby zrobił właśnie najbardziej uroczą rzecz na świecie i wzruszył ją niemal do łez. Naprawdę tragicznie jej szło udawanie niezestresowanej. Ale kiedy powoli przesunął dłonią po jej plecach, a do jej uszu dotarło ciche będzie dobrze, nieco się uspokoiła, a przynajmniej przestała się czuć, jakby chciała biegać po ścianach. Wtuliła się w Adama, starając oddychać nieco wolniej i odsunęła się dopiero, gdy dostała kolejnego buziaka. Schyliła się po torbę, zarzuciła ją sobie na ramię i wyszła szybko z pokoju, zanim dżentelmeńskiej stronie Lebiediewa przyszłoby do głowy, żeby nieść jej bagaż. Julia uważała, że powinna spakować się tak, żeby zawsze być w stanie samodzielnie dźwigać swoją torbę, a nie czuła się niekomfortowo wyłącznie, jeśli robił to za nią jej tata albo brat. Poza tym oni jakoś wyjątkowo się cieszyli, kiedy dostawali takie zadanie.
    Z każdym kolejnym krokiem, oddalającym ją od zamku, czuła się gorzej. Wielka gula rosła jej w gardle, żołądek już przewracał się do góry nogami, a serce biło zdecydowanie szybciej niż powinno. W końcu znaleźli się poza niedopuszczającymi teleportacji granicami Hogwartu. Julia zacisnęła mocniej dłoń na pasku torby i spojrzała na Adama, jakby w jego czułym, ciepłym spojrzeniu miała odnaleźć jakikolwiek ratunek. Chciała się wycofać, szeptem powiedzieć, że nie da rady, że nie potrafi, ale zamiast tego podeszła bliżej do przyjaciela i niepewna każdego ruchu wplotła swoje zawsze ciepłe, a teraz lodowato zimne palce w jego dłoń.
    - Gotowa. - powiedziała drżącym głosem, chociaż wcale nie była gotowa. Ledwo trzymała się na nogach i wiedziała, że po wszystkim będzie jeszcze gorzej.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  103. Addie prawdopodobnie już od dawna powinna być w łóżku, ale nie potrafiła zmusić się do powrotu do dormitorium, wiedząc, że Lebiediew prawdopodobnie wyruszy wkrótce na obchód. Nie mieli okazji porozmawiać, odkąd wrócił do Hogwartu, a ona nie chciała czekać, musiała się z nim zobaczyć. Jego nieobecność dała jej się we znaki, lecz jednocześnie pozwoliła jej odetchnąć i spojrzeć na ich relację z szerszej perspektywy. Trudno było jej się pogodzić z tym, co powiedział Adam, jednak było w tym trochę racji i musieli rozwiać swoje wszelkie wątpliwości. Jeśli już mieli zaryzykować swoją wieloletnią przyjaźń, chciała mieć pewność, że oboje robią to z właściwych powodów.
    Miała szczęście. Trafiła na Adama w pobliżu schodów i pociągnęła go za dłoń w pobliską wnękę, przykładając palec wskazujący do ust, wymuszając na niego zachowanie ciszy. Było tak ciemno, że niemal niczego nie widziała poza jego błyszczącymi oczami i drgającym mięśniu na policzku.
    – Dużo myślałam o tym, co powiedziałeś przed wyjazdem – przyznała Addie, wykręcając palce jak zawsze, gdy była zdenerwowana. Nigdy nie potrafiła usiedzieć na miejscu, nieustannie pozostawała w ruchu, doprowadzając rówieśników do szału ciągłym stukaniem, wierceniem się i nerwowym podskakiwaniem nogi, nad którą zupełnie traciła kontrolę. Westchnęła, wiedząc, że nie powinna przedłużać tej chwili, ale nigdy nie była dobra w rozwiązywaniu trudnych, bolesnych kwestii. Wolała głośnym śmiechem i słowotokiem odwracać uwagę od istoty problemu, udając, że zupełnie go nie ma, ale niedopowiedzenia tylko narastały, aż nie miała dłużej siły z tym walczyć i wracały, uderzając w nią ze zdwojoną siłą. – Wydaje mi się, że za bardzo się ze wszystkim pospieszyliśmy. Dużo się wtedy wokół nas działo i nieświadomie dostosowaliśmy się do tego tempa, przez co znaleźliśmy się na rozdrożu. Nie miałeś czasu, żeby przeanalizować wszystko to, co wydarzyło się między tobą a Wierą, ja też byłam oszołomiona tym wszystkim i rzuciliśmy się w ten związek na łeb na szyję, a ostatnie, czego pragnę, to być lekarstwem po twojej eksdziewczynie, z którą byłeś przez tyle lat. Myślę, że powinniśmy zwolnić. Tak naprawdę zwolnić. To nie była odpowiednia pora dla żadnego z nas, ale musisz wiedzieć, że niczego nie żałuję – podkreśliła Addison z mocą, nieznacznie marszcząc brwi. Cieszyła się, że w końcu mogła na głos wyrazić swoją opinię. Przez cały tydzień układała swoją przemowę, szukała odpowiednich wyrazów, próbowała stworzyć zdania, które ułatwiłyby im to wszystko, jednak gdy przyszło co do czego jak zawsze zareagowała instynktownie. Dała się ponieść chwili, zupełnie zapominając o tym, co postanowiła w trakcie tego tygodnia, gdy Adam był w Rosji. – Myślę, że oboje potrzebujemy czasu. Ty musisz zapomnieć o Wierze i upewnić się, że właśnie tego chcesz. A ja... No cóż, mam wiele demonów, z którymi muszę się uporać i nie chcę ich wnosić do tak cudownej relacji. Powinniśmy wrócić do tego, co było i zobaczyć, jak to się rozwinie. Niczego nie wymuszać. Uwielbiam być twoją przyjaciółką, bo jesteś świetnym facetem i na razie mi to wystarczy. – Addison uśmiechnęła się szeroko, po czym dała mu lekkiego, przyjacielskiego kuksańca pod żebra. – Ale będzie dobrze, Adamie. Już nie przez takie historie razem przechodziliśmy, przyjacielu. Po prostu... Dajmy sobie ten czas.

    Addison

    OdpowiedzUsuń