Sirius Ainsworth
12 I 2005 — Aleuty, Alaska → Inverness, Szkocja — były Puchon — pierwszy rok nauki spędzony w Ilvermony w domu Thunderbird — pracownik sowiej poczty — łamany amerykański akcent — półkrwi — 12 cali, głóg, kieł wilkołaka — boginem rudy topielec — patronusem owca jukońska — Amber — nałogowy palacz — martwa siostra
Najpierw tęsknił za śniegiem. Tęsknił za psami zaprzęgowymi ojca, które zostały w domu razem z jego babcią i dziadkiem. Tęsknił za ciepłymi, wełnianymi swetrami i ceglanym kominkiem, przy którym siadał razem z siostrą, zajadając się ciastkami. Niedźwiedzie futro wiszące na drewnianej ścianie w salonie było zawsze miękkie i mieniło się pomarańczowym światłem płomieni, choć daleko mu było do rudych czupryn na głowie dwojga dzieciaków. Alaska była jego domem i wcale nie chciał jej opuszczać w wieku dwunastu lat. Postanowił przełknąć łzy i żal i zacząć nowe życie, tam, gdzie go ono zaprowadzi.
Po pewnym czasie zaczął tęsknić za przygodą. Grube ściany zamczyska nie dawały mu spokoju, były jak labirynt i nie pozwalały mu się wydostać, sprawiając, że czuł się jak w klatce. Brakowało mu adrenaliny i tego zabawnego uczucia, iskierki gdzieś w pobliżu jego klatki piersiowej i serca podskakującego w stronę gardła. Wtedy zdał sobie sprawę, dlaczego jeszcze w Ilvermony był częścią Thunderbird, i nagle przestała mu się podobać wizja tkwienia w nudnych lochach razem z resztą Puchonów. Postanowił zostać aurorem.
Potem tęsknił za nią. Widział jej blade ciało wyłowione z Hogwarckiego jeziora, słyszał szepty ludzi, którzy byli powodem jej odejścia. Obwiniał siebie, bo w końcu mógł zrobić znacznie więcej, ochronić ją przed wszystkim, co ją spotykało. Nie żyła, bo nie dał rady się nią zaopiekować, jak na starszego brata przystało. Chciał, żeby pewnego dnia całe to wydarzenie okazało się bardzo realistycznym snem, chciał znów zobaczyć jej nikły uśmiech i usłyszeć lekko zachrypnięty od płaczu głos, znów spotkać ją w pokoju wspólnym, prędko ocierającą łzy z policzków. Tęsknił za możliwością objęcia kogoś tak mu bliskiego, jak własna siostra. Stagnacja ogarnęła jego życie. Postanowił nie robić nic i po prostu jakoś… być.
Po pewnym czasie zaczął tęsknić za przygodą. Grube ściany zamczyska nie dawały mu spokoju, były jak labirynt i nie pozwalały mu się wydostać, sprawiając, że czuł się jak w klatce. Brakowało mu adrenaliny i tego zabawnego uczucia, iskierki gdzieś w pobliżu jego klatki piersiowej i serca podskakującego w stronę gardła. Wtedy zdał sobie sprawę, dlaczego jeszcze w Ilvermony był częścią Thunderbird, i nagle przestała mu się podobać wizja tkwienia w nudnych lochach razem z resztą Puchonów. Postanowił zostać aurorem.
Potem tęsknił za nią. Widział jej blade ciało wyłowione z Hogwarckiego jeziora, słyszał szepty ludzi, którzy byli powodem jej odejścia. Obwiniał siebie, bo w końcu mógł zrobić znacznie więcej, ochronić ją przed wszystkim, co ją spotykało. Nie żyła, bo nie dał rady się nią zaopiekować, jak na starszego brata przystało. Chciał, żeby pewnego dnia całe to wydarzenie okazało się bardzo realistycznym snem, chciał znów zobaczyć jej nikły uśmiech i usłyszeć lekko zachrypnięty od płaczu głos, znów spotkać ją w pokoju wspólnym, prędko ocierającą łzy z policzków. Tęsknił za możliwością objęcia kogoś tak mu bliskiego, jak własna siostra. Stagnacja ogarnęła jego życie. Postanowił nie robić nic i po prostu jakoś… być.
Na zdjęciu Caleb Landry Jones.
Sirius nie gryzie, jest całkiem miły, tylko troszkę się obwinia.
Szukamy dużo dziwnych powiązań, może jakiejś miłości, rozczarowań, przyjaciół, nienawiści. W ogóle wszystkiego. :)
Sirius nie gryzie, jest całkiem miły, tylko troszkę się obwinia.
Szukamy dużo dziwnych powiązań, może jakiejś miłości, rozczarowań, przyjaciół, nienawiści. W ogóle wszystkiego. :)
[Cześć i czołem ponownie (?) na Kronikach! Bez bicia przyznam, że przyciągnęła mnie przyjemnie napisana karta, którą szybciutko pochłonęłam, ale też historia, która wydaje się nietuzinkowa zapewne za sprawą rudego topielca. Samego Siriusa trudno określić jednoznacznie, myślę, że nie można ani trochę sugerować się przydziałem Tiary, bo niemożliwym jest szufladkowanie dzieciaków, które cały czas dojrzewają i zmieniają się pod wpływem doświadczeń ;) Jak wiemy zresztą nie od dziś, niejednoznaczne postaci są najfajniejsze. Życzę wielu ciekawy wątków i dobrej zabawy, a jeśli najdzie Cię ochota to zapraszam pod moje karty ;)]
OdpowiedzUsuńTORI WEASLEY & NORA VANCE
A KOGO JA WIDZĘ TUTAJ??? <3
OdpowiedzUsuńDaniel // Clint
[Chwaliłam kartę mocno, ale pochwalę sobie jeszcze, bo nie mogę się nacieszyć i napatrzeć (na zdjęcie też...), jakiego Bree-Zephir ma uroczego braciszka! Wątek mamy, bądź co bądź, omówiony, więc... Pozostaje mi życzyć miłej zabawy i wielu wątków! C:]
OdpowiedzUsuńBree Allaway <3
[ Ojej, Sowia Poczta <3 Czeeeść, my się nie znamy, ale zawsze można to zmienić nie? Świetna napisana karta, imię piękne, aż mi się ciepło na jego widok robi. Smutno, że tak się chłopaczek obwinia :C Wracam do życia, także zapraszam do siebie, bo pragnę popisać i życzę udanego wątkowania! ]
OdpowiedzUsuńFreddie Wayland/Lee Hae-Jin
[Cześć! Właściwie dziś mnie tu nie ma, bo inne obowiązki wzywają, ale widząc tytuł kp musiałam napisać. Ukochuję za Stana Borysa <3
OdpowiedzUsuńPrzy okazji życzę udanego wątkowania! Baw się dobrze! :)]
Alaric Graves
[O kurczę! (zazwyczaj tak zaczynam swój komentarz kiedy karta okrutnie mi się podoba ♡) Piękne imię, ciekawy wizerunek który moim zdaniem bardzo pasuje do całej koncepcji postaci, a karta napisana cudownie. Naprawdę, bardzo mi się spodobała i chętnie bym napisała z Tobą jakiś fajny, może trochę pokręcony wąteczek. Co prawda bardziej poleciłabym moją Chloe, bo myślę, że lepiej by się z nią dogadał niżeli z Ursulą. Wybór jednak pozostawię Tobie. Chodź do nas. ♡
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci jak najwięcej chęci i pomysłów; zwariowanych wątków i pokręconych powiązań a także powodzenia z tym wspaniałym panem! Oby kiedyś przestał się obwiniać. (: ]
CHLOE GREYBACK & URSULA NIETZSCHE
[Witam serdecznie na blogu :) Tym razem widzę, że stworzyłaś postać niezależną i muszę przyznać, iż panowie w Twoim wydaniu wypadają naprawdę ciekawie :]
OdpowiedzUsuńSirius swoje przeżył, utrata bliskiego nam rodzeństwa to niewyobrażalna dla większości strata :/ Mam jednak nadzieję, że stopniowo na nowo się odnajdzie i nauczy żyć, już bez siostry... Amber jest przepiękna, tak w ogóle *serducho* No i, plus za Jaskółkę w tytule; ponadczasowy przebój, o jakże głębokim znaczeniu.]
Teddy Lupin || Ed Bones
[Jaki cudowny ten Sirius!
OdpowiedzUsuńCześć, witam serdecznie! Wydaje mi się, że Cię kojarzę – to nie pierwszy raz, prawda? – ale nie jestem w stanie powiedzieć skąd. W każdym razie bardzo, bardzo podoba mi się Twój styl, jestem zauroczona! Mam nadzieję, że Siri w końcu pozbiera się po takiej dojmującej stracie i na nowo odnajdzie jakieś swoje źródełko szczęścia. <3
Życzę wielu wątków i miłej zabawy z tym uroczym chłopaczkiem; jeśli masz ochotę, to zapraszam do mnie!]
Effy DeVarden, Mary Johnson
[Jak tylko show me powiedziała mi, że pojawi się jej braciszek, to aż zapiszczałam z radości! Czeeść, witam Cię (kurcze, mam wrażenie, że oprócz tego, że Cię widywałam na blogu, chyba kiedyś coś pisałyśmy?; a może mam omamy? może to perspektywa walki z zaliczonkami?) gorąco ze wspaniałym Siriusem (niezmiennie bawią mnie żarty „why so Syriusz?”…). Niemniej – postać jest świetna, a treść karty: wow!, super, jestem oczarowana długością, która nie nuży, całość wciąga i na koniec jest tak szkoda, że nie ma już więcej; niemalże równie mocno, jak samego Ainswortha. Co lepsze: wszystkiego dopełnia zdjęcie, więc ja jestem kupiona w „całkowitej całości”. Jest także prześliczna Amber i ciekawy patronus – wygooglowałam sobie, jaka jest różnica między owcą jukońską, a zwykłą owcą i wszystkie owce są jednak super, ale te jukońskie chyba szczególnie. XD Jako że już posłodziłam, to teraz kontrakty – zapraszam do siebie, bo marzy mi się szalony wątek, najlepiej, jak Sirius już odkrywa prawdę u Bree (tutaj wiadomo, wszystko zależy od show) i dowiaduje się o Olgierdzie i o tym, że jego siostrzyczka została okrutnie zbałamucona. Totalnie potrzebuję takiej dzikiej dramy i mam olbrzymią nadzieję, że się zgodzisz. <3 Baw się dobrze i skoro jesteś stałym autorem HK, to mogę jedynie liczyć, że Twoja wena się utrzyma na tak dobrym, wysokim poziomie, jak dotychczas. ;]
OdpowiedzUsuńpielęgniarka VERA THORNE & hotelarz OLGIERD ERETEIN
Słońce moje, trochę byłam nieobecna, wciąż jestem na urlopie, a tu tyle zmian i takie pustki. Wybacz mi proszę! A teraz prostu z mostu pytanie:
OdpowiedzUsuńCZY CHCESZ COŚ ODE MNIE ?? MOŻE? BO JA ZAWSZE CHĘTNIE! <333
[A tak już normalnie: chciałbyś coś popisać? ;) ]
Daniel // Clint
Odkąd znów była w Hogwarcie, choć, co prawda, po innej stronie barykady, niż kilka lat temu, gdy jako uczennica niepewnie siadała z tyłu klasy, nie chcąc się rzucać w oczy, miała wrażenie, jakby na nowo mogła oddychać. Wszystkie sprawy wydawały się jej pozamykane, nic nie tkwiło pod skórą jak drzazga, przypominając o sobie w najmniej odpowiednim momencie. Wydawałoby się, że nic nie zburzy jej tymczasowego spokoju, który udało się zyskać; a jednak, przewrotny Los nad wyraz lubił płatać figle.
OdpowiedzUsuńDeszcz padał i padał, kiedy tak stała bezczynnie pod dającym zbyt mało ochrony daszkiem sklepu z piórami, zastanawiając się, co tak właściwie przywiodło ją aż tutaj, skoro wcale nie miała zamiaru ruszać się z Zamku. Przeklinając w duchu sklerotyczne zapominalstwo, Sava narzuciła kaptur na włosy i szybkim krokiem przeszła do innego lokalu. Olivia od rana była koszmarnie marudna; miała więc zamiar po powrocie zająć ją jakimiś dziecięcymi kolorowankami, modląc się cicho, by nie doprowadziła opiekuńczej skrzatki do obłędu.
Nawet nie zauważyła, kiedy dorosła na tyle, że jej życie zdominowały obowiązki gospodyni domowego ogniska i cały swój czas poświęciła dziecku. Nie była zbyt społeczna, zbyt towarzyska, ale czasem budziła się w niej bolesna myśl, że dziewczyny w jej wieku bawią się, chodzą na imprezy, flirtują; a ona, z Olivią u boku i sercem skruszonym na własne życzenie jakoś nie potrafiła się odnaleźć. Odkąd zaś w jej życiu pojawił się kolejny nowy towarzysz – kot; a właściwie kotka we własnej osobie – odnosiła wrażenie, jak gdyby w ogóle nie umiała znaleźć ani jednej chwili dla siebie.
Kot błąkał się w okolicach Zakazanego Lasu, a podejście do zwierząt Savy, kompletnie inne, niż podejście do ludzi, nie pozwoliło jej zostawić futrastego biedaka na zimnie i deszczu. Przygarnęła więc nowego towarzysza na jakiś czas, usprawiedliwiając się brzydką pogodą i wmawiając samej sobie, że wcale nie liczy na to, iż właściciel się nie znajdzie. Nie to, żeby życzyła komukolwiek źle; po prostu miała nadzwyczajną łatwość nawiązywania kontaktów z braćmi mniejszymi, a i bardzo szybko potrafiła się do nich przywiązać. Szczęśliwie i to córka odziedziczyła po niej – jednakże, Sava podejrzewała, że ze zwróceniem kotka będą pewne problemy.
Wywołałem wilka z lasu, zwykł mówić ze śmiechem jej ojciec w takich sytuacjach; kiedy odwróciła głowę, wychodząc z niedużego sklepiku, natknęła się na wywieszone, nieco już podmokłe, ogłoszenie. Kociak. Kropka w kropkę jak tamten.
Sava westchnęła, ruszając w drogę powrotną i wyobrażając sobie jednocześnie, jakich sztuczek i dotrzymanych obietnic będzie musiała użyć, by szanowna córa zechciała zwierzątko oddać; niemniej nie określiłaby siebie na tyle podłym człowiekiem, by nie przekazać zguby prawowitemu właścicielowi. Ktoś za nim na pewno tęskni, przekonywała, próbując wyperswadować Olivii ucieczkę z kotem. Sama pomyśl, jak byś się czuła, gdyby ktoś znalazł twoją żabę i nie oddał ci jej?, dodała, siląc się na spokojny ton głosu, niezabarwiony irytacją. Argument, o dziwo, zadziałał; pluszowa żaba była największą świętością w rękach rudowłosego dziewczątka, zatem uspokojona dziewczyna mogła zapakować kota do koszyka i z powrotem udać się do Hogsmeade.
Wszystkie te domy, co prawda, wyglądały podobnie, ale po kilku niezbyt wytężonych minutach udało jej się trafić pod właściwy adres. Zastukała, tłumiąc ziewnięcie i zerkając na sierściucha, który wydawał się nadzwyczaj zainteresowany rozgrywającą się sceną. Usłyszawszy otwieranie drzwi, nie odrywając wzroku od znajdy, zaczęła:
– Witam, przeczytałam ogłoszenie i... – urwała, robiąc wielkie oczy, gdy skierowała spojrzenie na rozmówcę i ze zdumieniem ujrzała dobrze znaną, rudą czuprynę. – O Merlinie, to... To ty?
with love,
Sava
[MISIEK *_*]
OdpowiedzUsuń[O matko, dziękuję. Jestem zachwycona tym przemiłym komentarzem! Jeśli zatem masz chęć napisać wątek, to... Wiesz, gdzie mnie znaleźć.]
OdpowiedzUsuńHolly Wilkes
Dennis Crawford i jego kumple byli najgorszymi mentalnymi kretynami, jakich Zephir miała okazję spotkać. Trójka rosłych siódmoklasistów, nie obdarzonych, co prawda, mocarnymi mięśniami ani bystrym umysłem, ale o tyczkowatym wzroście i podłym charakterze; lubili zaczepiać mniejszych, młodszych, słabszych. Wiedzieli, co się robi, kiedy ktoś nie okazuje im szacunku, ich wyższości ponad wszystkimi innymi i potrafili użyć siły na takim biedaku. Dziewczyna niejednokrotnie miała okazję się przekonać, jaką moc niosą ze sobą pięści tej trójki, kiedy nieopatrznie nadepnęła jednemu z nich na markowego adidasa.
OdpowiedzUsuńNie spodziewała się jednak, że spotka wszystkich trzech gnojków pod Pijanym Hipogryfem w deszczowy, nieprzyjemny dzień. Ba!, sądziła, że w ogóle nie natknie się na ani jednego przechodnia, który zechciałby wystawić nos na zewnątrz w taką pogodę. Zephir, w odróżnieniu od większości, bardzo lubiła deszcz, toteż miejsce, w którym przyszło jej żyć, wydawało się być absolutnie odpowiednie. Wystarczyło zabrać parasol; a i bez niego świat ociekający deszczem nieodmiennie wydawał się jej piękny.
Spokój i możliwość napawania się widokami przerwało jednak trzech młodocianych mugolskich bandytów, którzy nie potrafili chyba przeżyć dnia bez zaczepiania kogokolwiek, bicia, wyzywania i plucia, a przynajmniej drażnienia; nieszkodliwego, acz mocno irytującego. Nim Zephir zdążyła zareagować, jej parasol został złożony i fruwał nad głową, z jednych rąk do drugich. Była mała i drobna; nie miała szans w takim nierównym starciu. Już-już czuła, jak jej włosy powoli przesiąkają maleńkimi, choć rzęsistymi kroplami deszczu; nie ubrała się zbyt ciepło, jej miękka, czarna bluza również zaczynała lepić się do ciała. Nawet nie próbowała prosić ich, by przestali. Nie podskakiwała też jak idiotka, chcąc im odebrać swoją własność – to by ich tylko bardziej nakręciło.
To w tamtym momencie usłyszała Jego głos.
Napastnicy uciekli momentalnie, nie grzesząc odwagą ani porcją inteligentnych odzywek, którymi mogliby potraktować kogoś, kto wtrąca się w pozornie nie swoje sprawy. Serce jej zamarło, kiedy zdała sobie sprawę, że to naprawdę on, jej brat – i że, jak za dawnych czasów, po raz kolejny musi jej bronić, chociaż przecież dlatego uciekła, by to jego ochronić, przynajmniej raz.
Sirius zbliżył się do niej, kiedy zarzuciła kaptur bluzy na głowę, co było zabiegiem o tyle idiotycznym, o ile kaptur, jak i cała reszta jej odzieży, również był przemoczony do suchej nitki. Chłopak, o ile jej nie rozpozna – a była gotowa błagać niebiosa, by nie rozpoznał – weźmie ją za wariatkę. W najlepszym razie. Odsunęła się kawałek, nie chcąc, by miał okazję zbyt dobrze się jej przyjrzeć.
– Eee, dzięki za uratowanie parasola – wymamrotała w końcu ochryple, z powodu dosyć długiego nieużywania strun głosowych. Mieszkając u Olgierda, który towarzyski robił się wyłącznie wieczorami i przy piwie, nie miała zbyt wiele okazji do rozmowy, co na ogół ją cieszyło, i tylko czasem bywało dobitnie smutne. Przestąpiła nerwowo z nogi na nogę, nie wiedząc, co powinna powiedzieć lub zrobić, chociaż cichy głosik w głowie podpowiadał jej, że z grzeczności powinna go gdzieś zaprosić; a rozsądek aż krzyczał o odrobinę rozwagi. Zephi nie miała pojęcia, jak się zachować. Z jednej strony chciała odwrócić się na pięcie i uciec, by nigdy więcej go nie spotkać. Z drugiej... Tak mocno marzyła o tym, by wtulić się w jego ramiona, znów poczuć jego ciepło, jego zapach.
Zadrżała, zrzucając to na chłodny powiew wiatru i przemoczone ubranie, po czym zerknęła na niego nieśmiało spod długich rzęs i kilku mokrych kosmyków opadających na twarz.
– Może... Zaproszę cię na piwo w ramach podziękowania?
siostrunia <3
Od jakiegoś czasu nie czuła się zbyt dobrze.
OdpowiedzUsuńBól w kościach uniemożliwiał jej momentami zwleczenie się z łóżka; palce u rąk drętwiały i ciągle było jej zimno. Pod oczami miała ogromne, większe niż zwykle cienie, włosy jakby straciły blask. Sama przed sobą nie przyznawała się jednak, że zbyt dobrze zna wszystkie te objawy, i z właściwym sobie zacięciem parła do przodu. Zmuszała kończyny do podniesienia i utrzymania ciała w pionie, zapinała guziki koszuli, wiązała krawat, zasuwała zamek spódniczki. Szybko zorientowała się, że te banalnie proste czynności, wykonywane przecież od lat, zajmują jej znacznie więcej czasu niż zwykle – i żeby nikt się nie zorientował, zaczęła wstawać pół godziny wcześniej, by zdążyć na lekcję. Nigdy o nic nie pytali, może dlatego, że nigdy im nie zdradziła, iż właściwie już to wszystko przechodziła; czasem tylko zdarzało się usłyszeć zatroskane "Nie wyglądasz najlepiej" z ust jakiejś życzliwej koleżanki, na oczach której prawie udało się jej zemdleć.
Nie zamierzała jednak użalać się nad sobą; nigdy tego nie akceptowała i nigdy tego nie robiła. Zaciskała zęby i szła, po prostu szła przed siebie, starając się najlepiej, jak umiała. Tylko torba tak często ciążyła jej na ramieniu. I tylko cały dzień wypełniony lekcjami bywał taki męczący. Najchętniej opadłaby na łóżko i spała, spała, spała. Cieszyło ją, że nie trafiły z siostrą do tego samego Domu – ona na pewno zaraz zrozumiałaby, co jest na rzeczy.
Nie wiedziała natomiast, co powinna powiedzieć Siriusowi, który w zeszłym tygodniu zaprosił ją do Trzech Mioteł – nigdy nie była romantyczką i nigdy tego nie ukrywała – a ona z szerokim uśmiechem na twarzy przytaknęła, w duchu ciesząc się na ten dzień. Nie przypuszczała, że aż tak jej się pogorszy.
Zebrała się jednak w sobie i stanęła przed szafą, zastanawiając się, co powinna włożyć. Długie włosy przeczesała palcami, by pozbyć się ewentualnych kołtunów i przyjrzała się sobie w lustrze. Miała ziemistą cerę i oczy pandy, ale poza tym nie zdradzała jeszcze żadnych poważniejszych symptomów – to dobrze. Nigdy nie mówiła nic Siriusowi o swoim dzieciństwie; mogła liczyć, że nie będzie wiedział, na co zwrócić uwagę.
W pubie, tak jak się spodziewała, praktycznie nikogo nie było; pogoda, mroźne powietrze nie sprzyjało mieszkańcom Hogsmeade ani hogwartczykom, by wyściubiać nos na niechybne zamarznięcie, zamiast wylegiwać się w wygodnym, ciepłym łóżku. Sama była świadkiem, jak Phoebe Ray, rówieśniczka, zatonęła w jakiejś mugolskiej powieści o dziwnym tytule, który przywodził jej na myśl coś niesmacznego. Któż w końcu chciałby odkrywać po kolei aż pięćdziesiąt twarzy jednego człowieka? Holly wydawało się to nadzwyczaj nużącym zajęciem... Ale była pewna, że po prostu nie zrozumiała przekazu. Wszak niemalże nie miała styczności z mugolami; tyle tylko, co ta garstka znajomych opowiadała czasami o swoim życiu poza Zamkiem. Gdyby nie to, że dzięki nim zdołała liznąć odrobinę innego życia, zapewne i ona przesiąknęłaby kaznodziejczymi przemówieniami ojca o czystości rasowej.
Nachyliła się nad szklanką i upiła łyk piwa. Spędzili całkiem miłe pół godziny, i sama Holly była zaskoczona, jak lekko i łatwo przychodzi im ze sobą rozmawiać. Nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek ów chłopak – lub każdy inny – zwróci na nią uwagę, dlatego też w skrytości ducha napawała się rozkosznymi chwilami. Podobał się jej już w zeszłym roku, jednak... Nie miała serca budować czegokolwiek tuż po tym, jak jego świat rozsypał się w proch. Więc była, tak po prostu, kiedy tylko potrzebował i kiedy nie potrzebował. Odważyła się nawet na myśl, że jej wysiłki wreszcie przyniosły owoce, tuż przed tym, zanim podchwyciła dziwny wzrok chłopaka.
– Coś się stało? – Zaniepokoiła się.
Holly Wilkes