Jej opiekunowie nie przejmowali się pukaniem. Tiberius nacisnął pewnie klamkę i otworzył przed nimi drzwi, by następnie gestem głowy zaprosić ich do środka. Zaskoczyło ją to trochę, ale wciąż nic nie mówiła, chociaż jej ciekawość rosła z każdą chwilą, Kiedy cała trójka znalazła się w środku, Maxine posłała niepewne spojrzenie swojemu przybranemu ojcu. On jednak nie spojrzał na nią pokrzepiająco, a jedynie uśmiechnął się smutno, co sprawiło, że Carter zaczęła się naprawdę martwić. Skoro Aberforth nie zamierzał rozwiewać jej wątpliwości, to oznaczało to, że powinna
się przejmować, a więc tak właśnie zrobiła. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła dłonie w pięści, czując, jak serce dudni jej w piersi. Czekali, chociaż nikt nie nadchodził. Stali, chociaż jedyną rzeczą, której Maxine teraz pragnęła, był powrót do Hogsmeade, gdzie czuła się bezpiecznie. Ciągle zastanawiała się, dlaczego tak właściwie się tutaj zjawili. Przecież nie spotkała nigdy żadnego Yaxley’a, więc nie była nic im winna. Jeżeli zaś Aberforth lub Tiberius prowadzili z nimi jakieś interesy, to nie mieli przecież powodu do tego, aby zabierać ją razem ze sobą. Nic nie miało dla niej sensu, a świadomość ta jedynie pogłębiała jej frustrację.
Cisza na korytarzu w końcu została przerwana przez dźwięk butów szurających o posadzkę. Maxine wyprostowała się, czekając, aż nadchodzące postacie staną w końcu w blasku światła dziennego, które wlewało się do pomieszczenia przez sporych rozmiarów okno. Kiedy w końcu odgłosy ustały, Carter zobaczyła trzy postacie: wysokiego mężczyznę w średnim wieku o ciemnych włosach, kobietę o surowych rysach twarzy i zdecydowanie zamkniętej na otoczenie postawie, a także jeszcze jedną kobietę, która drżała lekko, a jej wzrok od razu spoczął na Maxine. Gryfonka poczuła się bardzo dziwnie. Jeszcze nikt nigdy wcześniej tak na nią nie patrzył, nikt. Nie miała pojęcia, co mogłoby oznaczać to spojrzenie, ale nie cofnęła się przed nim, a jedynie zacisnęła dłonie jeszcze mocniej.
– Ojcze – po pomieszczeniu rozległ się niski głos Tiberiusa, który skinął delikatnie głową. Mężczyzna, do którego się zwracał, odwzajemnił ten gest. Wyglądało to bardzo sztywno, aż nieludzko, jakby to obcy ludzie ze sobą rozmawiali, a nie ojciec z synem. – Jesteśmy, tak jak obiecałem – oświadczył, a następnie wydał z siebie ciche westchnięcie, jakby chciał, aby część napięcia opuściła jego mięśnie.
– Dobrze, w takim razie już bez przedłużeń – oznajmił mężczyzna, po czym wskazał ruchem dłoni na drzwi, które znajdowały się po lewej stronie. Maxine nie zauważyła ich wcześniej. – Będziemy tam mogli w spokoju porozmawiać. – po tych słowach pan Yaxley – jak domyślała się Carter – ruszył w stronę wspomnianego pomieszczenia.
Szukająca nie ruszyła się od razu. Wciąż czuła na sobie przytłaczające spojrzenie tamtej nieznajomej kobiety. Teraz wydawało jej się, że być może patrzyła na nią z zachwytem i tęsknotą, ale nie miała pojęcia, dlaczego miałaby to robić. Widziały się przecież po raz pierwszy w życiu. Widząc jednak, że większość jest już w środku, wyminęła prędko kobietę. Nie chciała ściągać dla siebie irytacji któregokolwiek z domowników, bo nie wyglądali jej na zbyt przyjaznych ludzi. Pomieszczenie, w którym miała odbyć się rozmowa, było niezwykle bogato urządzone. Maxine jeszcze nigdy wcześniej nie widziała tylu waz i rzeźb, które wyglądały jej na niesamowicie drogie. Pośrodku znajdował się ogromny dywan, obok którego znajdowała się kanapa, kilka foteli i stolik do kawy. Kiedy ona znalazła się w środku, Aberfoth siedział już w jednym z foteli, tak samo jak Tiberius. Pani Yaxley zasiadła na kanapie, a pan Yaxley nalewał sobie alkoholu do szklanki. Maxine wzięła głęboki wdech i zajęła to samo miejsce, co nieznajoma jej kobieta, tylko że po drugiej stronie kanapy. Gryfonka ścisnęła mocno kolana i położyła dłonie na udach, nie za bardzo wiedząc, co powinna zrobić z rękoma. Po chwili dołączyła do nich ta sama kobieta, która w tak dziwny sposób się na nią patrzyła, zajmując miejsce niedaleko Carter.
– Nie będę owijać w bawełnę. – była zaskoczona tym, że pan Yaxley zwrócił się bezpośrednio do niej. Otworzyła szeroko oczy, głęboko zdziwiona. – To co ci powiem, nie spodoba ci się, młoda damo, ale zapewniam cię, że moje słowa są prawdziwe. W porządku? – mężczyzna musiał zauważyć jej niepewność, bo teraz patrzył na nią trochę bardziej łagodnie niż wcześniej. Maxine rzuciła kolejne spojrzenie swojemu przybranemu ojcu, a kiedy zobaczyła, jak ten kiwa głową, rozluźniła się trochę. Skoro Aberforth uważał, że powinna zaufać temu mężczyźnie, to tak zamierzała zrobić.
– Tak, proszę mówić – odpowiedziała, konfrontując swoje spojrzenie ze spojrzeniem pana Yaxleya, który wciąż trzymał szklankę ze swoim alkoholem w dłoni. Maxine nie wiedziała, co ją czeka. Nie miała pojęcia, czego powinna się spodziewać. Widziała tych ludzi pierwszy raz, więc dlaczego odnosiła wrażenie, że oni bardzo dobrze wiedzieli, kim ona była? Wciąż szukała odpowiedzi, chociaż mogła ją uzyskać tylko z ust tego mężczyzny i właśnie to za chwilę miało się stać. Pan Yaxley wstrzymywał się jeszcze przez krótką chwilę, aż w końcu otworzył usta:
– Jesteś moją córką.