5 października 2016

Od cnót Gryfonów, kretynizmu Puchonów i wiedzy-o-własnej-wszechwiedzy Krukonów, chroń nas Slytherinie

Wiktor Iwanow 
Bułgaria | VII klasa | Szukający | Slytherin | Azja
Kim jestem? Jaki jestem? Masa pytań nasuwa się na myśl, prawda? Może trochę wkurzający, nieufny, może odrobinę wybuchowy, niecierpliwy i lubiący żyć na własnych zasadach. Podobno powiadają, że łgarz i dupek! A nawet pieprzony egoista! Śmieszne, co? Jak to łatwo ludzie umieją sobie uwić gniazdko opinii na temat człowieka, nie znając jego historii, a to przecież życie kształtuje każdego z nas, racja? Wkurzający? Po prostu lubiący testować granice ludzkich wytrzymałości. Wybuchowy? Niecierpliwy? Możliwe, każdy ma swoje wady. Lubiący żyć na własnych zasadach? Bo tak łatwiej, wyznaczamy sobie barierę, którą przekraczamy lub nie, nikt nie wchodzi nam z buciorami próbując narzucić własne racje, wiemy co nam wolno, a czego nie, żyjemy we własnym świecie, tak jest wygodniej, wiemy czego od życia oczekujemy, stawiamy sobie nowe coraz to trudniejsze cele w zyciu. Łgarz? Po prostu mówiący to co mu ślina na język przyniesie, ludzie nie znają wartości prawdziwej szczerości. Dupek? Nie, zdystansowany do świata młody mężczyzna, wiedzący, że ludzie to zwykłe, prostackie świnie. Pieprzony egoista? Bardziej dbający o własne interesy. Nieufny? Dasz palec, a wezmą całą rękę. 
 Młodsza siostra | Syn Ministra Magii | Patronus: Lew | Bogin: Nieznany

___________________________________________
Postać numer trzy :) Zapraszam do wątków oraz powiązań!
Fc: Sam Way
Bawmy się!

39 komentarzy:

  1. [Cześć!
    Slytherin i Bułgaria — oni muszą się znać! Wiktor niech testuje granice Lali do woli, ona nie da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi, to oaza spokoju. :)]

    Lala Krum

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ten cytat brzmi mi znajomo, ale nie wiem, gdzie go już widziałam. Pan fajny, ale uczepię się tego, że "prawdziwa szczerość" nie polega na mówieniu wszystkiego, co ślina na język przyniesie. ;)]

    Ruth

    OdpowiedzUsuń
  3. Miała już dość dziewczyn z dormitorium, narzekających, że nie mają się w co ubrać, że włosy im się nie układają, że kolega z ławki jest niemiły, że znowu nie dostały punktów na eliksirach, że pada deszcz, że świeci słońce, że wszystko. Miała dość swojej drużyny, w której prawie wszyscy byli na siebie obrażeni i zamiast grać jak ludzie, patrzyli na siebie wilkiem albo wcale. Miała dość nauki, która rzucała się na nią z każdej strony i ledwo dawała chwilę wytchnienia. Miała dość hałasu. Miała dość ludzi. Miała dość zawracania przyjaciołom głowy zwyczajnym weź mnie przytul, bo jebnę. Potrzebowała chwili bez tego wszystkiego.
    Wymknęła się z dormitorium, zdecydowanie za późno, aby było to zgodne z regulaminem, ale trudno. Wieża Astronomiczna wydawała się w tej chwili najlepszym celem wycieczki, nawet jeśli dość często można tam było w środku nocy kogoś spotkać, a i woźny potrafił się tam pojawić znienacka. Ale Julia lubiła to miejsce. Ze szczytu wieży rozciągał się cudowny widok na szkolne błonia, las, jezioro, góry w oddali, a nad tym wszystkim było absolutnie najpiękniejsze niebo, jakie kiedykolwiek widziała. Gdy wdrapywała się po schodach, nałożyła na siebie kurtkę i ogromny szal, bo to nie była najcieplejsza noc tej jesieni. O ile we wrześniu zdarzało się jeszcze sporo dni, kiedy można było biegać po dworze w sukience albo chociaż w zwykłej bluzce i dżinsach, to teraz tylko takie wariatki jak Julia sobie na to pozwalały. I mimo iż lubiła ten przyjemny, jesienny chłód, to w nocy, bez odpowiedniego ubioru, mógł stać się nie do wytrzymania, a teraz naprawdę planowała spędzić na wieży trochę czasu. I odpocząć.
    W końcu znalazła się na szczycie. Podeszła powoli do barierki, oparła o nią przedramiona i zamknęła oczy na moment, wdychając zimne powietrze, które w końcu zaczynało pachnieć zimą. Stała tak przez chwilę, aż usłyszała za sobą ciche, sugestywne odchrząknięcie. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że ktoś siedzi przy kolumnie kilka metrów dalej. Uśmiechnęła się delikatnie.
    - Cześć, Wiktor. - powiedziała spokojnym głosem i oparła się plecami o barierkę. Lubiła tego chłopaka, co zaskakujące, bo czasem naprawdę wydawał się największym dupkiem na świecie. Tylko, że dla niej nigdy taki nie był. Jeżeli trzeba było dogadać się w jakiejś sprawie z drużyną Ślizgonów to tylko z Wiktorem i tylko Julia mogła to załatwić. Nigdy się nad tym nie zastanawiała, nie analizowała, ale rzeczywiście było tak, że do Ślizgonów zawsze wysyłali ją, a ona zawsze szła tylko do Wiktora. Poza tym nie rozmawiali. Mówili sobie cześć na korytarzu i tyle.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam kolejną z twoich postaci i życzę udanej zabawy! :)
    Wątków z pewnością Ci nie zabraknie, pozostaje więc jedynie trzymać mi kciuki za wenę ;)
    Ted z pewnością nie pałałby sympatią do tego z twoich panów, przyznaję od razu ;) Postać jest jednak ciekawa, gratuluję x]

    Ted Lupin

    OdpowiedzUsuń
  5. [Chodź, pobawmy się.]

    Halliwell

    OdpowiedzUsuń
  6. Zmarszczyła brwi, bo nie umknęło jej uwadze, że chłopak nawet nie raczył się przywitać. Przyjrzała mu się podejrzliwie. No to był chyba typowy Ślizgon, co tu więcej mówić. A przynajmniej taki się wydawał, chociaż akurat wychowankowie Domu Węża potrafili czasem pozytywnie zaskakiwać, o czym Julia miała przyjemność parę razy się przekonać. Teraz również wolałaby, żeby tak było, bo nie chciała szukać innego miejsca, włóczyć się po zamku bez sensu, a już na pewno nie wrócić do Pokoju Wspólnego.
    - Za wcześnie na mnie. - odparła i zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, zauważyła, że chłopak zrzuca pustą butelkę, chyba po kremowym piwie, za barierkę, tak aby runęła na sam dół i roztrzaskała się tam w drobny mak. Julia w ułamku sekundy, jakby instynktownie, wyciągnęła różdżkę, machnęła nią i zaraz butelka, zmieniając kierunek lotu, wróciła na szczyt wieży i wpadła jej w dłonie.
    - Serio? - spytała tylko cicho z niedowierzaniem unosząc brwi i pokręciła głową. Podeszła do kosza, który znajdował się przy schodach i wrzuciła tam śmieć po chłopaku, po czym wróciła na swoje miejsce. Nie znosiła takiego zachowania. Jakby inni ludzie i w ogóle cały świat był nieistotny albo, co gorsza, fajnie by było zrobić im na złość. Przecież te odłamki szkła ktoś musiałby sprzątnąć, a wcześniej nie jedno zwierzę, przechadzające się po błoniach, mogłoby rozciąć sobie o to łapki. No totalny brak wyobraźni albo głupota. Świetnie. Chciała uciec od denerwujących ją ludzi to trafiła na Wiktora, którego myślała, że lubi, a teraz to już nie była pewna.

    Julia, którą ten Pan mocno zaczyna irytować, więc radzę interweniować

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyglądała się chłopakowi uważnie, kiedy leżał na murku, z którego przypadkiem mógł się zsunąć w każdej chwili. W Julii pojawiło się jakieś dziwne poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, które w tym przypadku nie wydawało się zbyt przyjemne, bo nie chciała czuć tego względem Wiktora Iwanowa. Niby nic nie mogło się stać. Był czarodziejem, w trakcie spadania mógł rzucić zaklęcie, które całkowicie załagodzi upadek. Ale co jeśli by nie mógł, bo różdżka wypadłaby mu z dłoni albo zwyczajnie nie znał takiego zaklęcia? Wszystko stać się mogło, więc Julia na wszelki wypadek wciąż siedziała z dłonią zaciśniętą na różdżce.
    Zmarszczyła brwi, kiedy padło pytanie o Quidditch. Co miała powiedzieć? Że drużyna właściwie nie działa? Że mimo iż każdy z osobna jest dobrym graczem to nie potrafią funkcjonować, bo albo nie rozmawiają albo się kłócą? I że coś, na co pracowali od dawna właśnie się rozpieprza? Julia nie zakładała wygranej z Gryfonami. Tylko cud mógł sprawić, że przesuną się dalej w tabeli.
    - Wspaniale. - odpowiedziała tylko, bo dzielenie się swoimi wątpliwościami z konkurencją było co najmniej nierozsądne. Ale w jej głosie słychać było ironiczną nutę żalu.
    Po kolejnych słowach chłopaka najpierw pomyślała Wiktor, przecież Ty wszystkich nienawidzisz, a potem spojrzała na niego zaskoczona. Dlaczego jej to mówił? Oczywiście, jeżeli szczęśliwym trafem wygraliby z Gryfonami, to później Ślizgoni bez trudnu by ich zmiażdżyli w kolejnym meczu. Było im to na rękę, ale kontuzjowany zawodnik przeciwników chyba jeszcze bardziej. Po co ją ostrzegał?
    Julia wiedziała, że takie plany zawsze gdzieś tam się tworzą i choć sama uważała to za zaprzeczenie fair play to musiała jakoś brać w tej farsie udział. Kto kogo zmiecie z miotły i w jakim momencie... Świetnie. Sama na szczęście, jako obrońca, nie musiała tego robić, ale już nawet przeglądanie się z boku należało do irytujących zajęć.
    W tym momencie nie czuła jednak bezpośredniego zagrożenia, bo chodziło o Gryfonów, a tam grał Freddie i mimo iż już dawno ustalili, że na boisku się nie przyjaźnią, to krzywdy sobie nie pozwalali zrobić. Co nie zmieniało faktu, że drużynę będzie musiała ostrzec.
    - Ok, dzięki. - odparła, wciąż zdziwionym głosem, spojrzała w górę na chłopaka, który w końcu zszedł z tego przeklętego murku i rzuciła mu trochę wymuszony uśmiech.
    Po kilku minutach milczenia, w czasie których Julia intensywnie zastanawiała się nad tym, że właściwie w ich drużynie może nie jest tak zupełnie źle, bo w końcu przynajmniej ona pogodziła się z kapitanem. Po tym wszystkim. Cholera. Musiała z kimś o tym pogadać, bo ciągle miała w głowie mętlik.
    Przeniosła wzrok na Wiktora i w reakcji na swoje głupie pomysły przewróciła oczami. Po co miałaby rozmawiać o tym z nim? Otóż dlatego, że z przyjaciółmi nie potrafiła.
    - Hej, skoro już tu razem jesteśmy to nie chciałbyś trochę pogadać o miłości? Czy tam czymś... - spytała, sama wyraźnie rozbawiona swoimi słowami i zanim Wiktor cokolwiek odpowiedział, kontynuowała. - Bo ostatnio pocałował mnie kumpel, ja uciekłam prawie z krzykiem i wolałabym wiedzieć czy jestem wariatką.
    Spojrzała na niego, powstrzymując śmiech, ale właściwie była to najszczersza prawda.

    Julka

    OdpowiedzUsuń
  8. Chodził cały dzień zdenerwowany, jednak trening Quidditcha, który przebiegł wręcz beznadziejnie przeważył szalę, doprowadzając Vinaya do prawdziwej frustracji, którą zdecydowanie powinien rozładować w jakiś bezpieczny dla otoczenia sposób. Oczywiście miał na to swoje sposoby, jednak dziś zdecydowanie była potrzebna broń ciężkiego kalibru. Dla otaczającej go społeczności uczniowskiej najbezpieczniejsze było po prostu nie wchodzenie mu w drogę, a w szczególności powinni robić to członkowie krukońskijk drużyny, którzy tak naprawdę doprowadzili go do takiego, a nie innego stanu. Szwendał się korytarzami szkoły w celu znalezienia pewnej osoby, która z pewnością byłaby w stanie mu pomóc w odpowiedni sposób, przywołując odrobinę uśmiechu i rozchmurzenia na twarzy szesnastoletniego Krukona.
    Sam nie wiedział w jaki sposób znalazł się w bibliotece, w ogóle nie myślał, aby właśnie w tym miejscu szukać spokoju dla swej duszy, jednak jakiś cichy głosik podpowiadał mu, by udał się właśnie w te miejsce. Przechadzał się pomiędzy regałami w poszukiwaniu szczęścia, gdy natrafił na wejście do działu ksiąg zakazanych, które zostało otwarte. Na twarzy Belzungovicha pojawił się lekki, diabelski uśmieszek. Nie zastanawiając się dłużej, postanowił wejść do środka sprawdzić, kto był na tyle nieodpowiedzialny, aby zostawić otwarte kraty. Coś mu podpowiadało, że może to być ta osoba, którą pragnął znaleźć.
    - Wiesz, że powinieneś zamknąć za sobą wejście kretynie? - Odezwał się, gdy upewnił się już, ze w środku znajduje sie tylko on i Wiktor. Podszedł do pleców chłopaka i ułożył brodę w zagłębieniu na jego ramieniu. Oddychając przez nos, chuchał ciepłym oddechem wprost do ucha chłopaka. - Mam ochotę na małą zabawę, Wik... - Jęknął mu wprost do ucha, muskając wargami skórę na jego szyi. - Ale... Znudziło mi się chowanie po schowkach na miotły. - Mruknął kładąc dłonie na jego biodrach, zaczepnie wsuwając palce pod materiał białej, mundurkowej koszuli chłopaka. - Ściągaj spodnie Wik... I tak jesteśmy tu całkiem sami – ponownie jęknął, ocierając się delikatnie o jego ciało swoim torsem. Owszem chwilowo byli tu całkiem sami, nie wiadomo jednak, na jak długo. – Nie pierdol bzdur, tylko zrób to, w czym jesteś najlepszy. – Dodał cicho, bawiąc się zapięciem od paska, utrzymującego spodnie Ślizgona na odpowiednim miejscu.

    Vinay Belzungovich

    OdpowiedzUsuń
  9. Spróbował by tylko cokolwiek powiedzieć na temat Quidditcha, a Vinay z pewnością nie byłby w stanie za siebie ręczyć. Ten magiczny sport, był tak naprawdę jedyną ważną rzeczą w jego życiu i za każdym razem, gdy tylko coś szło nie tak jak powinno wpadał w szał. Jeżeli ktoś planował go wyprowadzić z równowagi, był na to naprawdę łatwy sposób. Wystarczyło skrytykować jego kapitańskie umiejętności i generalnie zdolności pałkarskie, chociaż dobrze wiedział, że jest najlepszy w tym co robi to i tak dostawał białej gorączki i zaczynało nim miotać na wszystkie strony. Frustracja. Był niej pełen, to prawda. Co było stosunkowo dziwne, bo przecież odprężał się z małą pomocą Wiktora, który… I tak nie miał nic przeciwko. Vinay nic nie czuł do tego chłopaka, poza samym pociągiem seksualnym. I to w tym wszystkim było najlepsze. W grę nie wchodziły żadne uczucia, żadne emocje dzięki czemu nie było w tym niczego skomplikowanego. Nawet, gdyby któryś z nich znalazł sobie w końcu stałego partnera… Ze spokojem daliby radę sobie oddzielnie.
    — Mówiłem ci, żebyś nie pierdolił bzdur. — Burknął, cały czas przyklejony do ciała Ślizgona. Nie zamierzał dać mu spokoju, dopóki sam nie uzna się zaspokojony i wyładowany. Dziś, potrzebował tego, jak jeszcze nigdy dotąd, a zagrywki Wiktora, chociaż z reguły podkręcały całą atmosferę tego dnia nie były specjalnie potrzebne. Vinay i bez tego był wystarczająco nakręcony. — Poza tym, dobrze wiesz, że zawsze jestem grzeczny. No… Czasami tylko przy tobie zdarza mi się zrobić kilka nieładnych rzeczy. — Uśmiechnął się łobuzersko, powoli, odpinając klamrę przy pasku Wiktora. Naprawdę nie zamierzał się bawić w żadne gierki, nie zamierzał ciągnąć tego w nieskończoność. Sam fakt, że ktoś mógł tu wejść w każdej możliwej chwili, sprawiał, że Vinay znacznie bardziej podekscytowany niż normalnie. Przechylił głowę do tyłu, mrużąc oczy rozkoszował się tą krótką chwilą, w której zęby Ślizgona zacisnęły się na jego szyi. Miał w głęboko w poważaniu to, czy ktoś zwróci uwagę na malinki na jego szyi czy ślady po zębach. — Czasami role muszą się odwrócić, wiesz? — Szepnął, jednak jego głos brzmiał stanowczo. Uwielbiał, gdy to Wiktor mu rozkazywał, mówił co ma robić, kiedy i w jaki sposób. Dzisiaj… Dzisiaj jednak miało być zupełnie inaczej. Naprawdę tego potrzebował. — Więc dziś to ty mnie słuchasz. — Wyszczerzył się szeroko, zaciskając jedną dłoń na kroczu Wiktora, a drugą rozpinając guzik przy spodniach Ślizgona. — I mam głęboko w dupie czy ci się to podoba czy nie. Dzisiaj ja rządze, Iwanow. — Nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony Bułgara, Belzungovich zatopił się w wargach Ślizgona, całując go łapczywie, jednocześnie zaciskając mocniej dłoń na jego kroczu. Drugą zaś ułożył na jego głowie i delikatnie, acz stanowczo pociągnął go za włosy.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  10. Nic sobie nie zrobił ze słów Wiktora, wręcz przeciwnie. Automatycznie naparł na niego pogłębiając pieszczotę. Specjalnie chcąc mu udowodnić, że gdy tylko zechce to i on może być dominującą jednostką. Wystarczy, aby tylko chciał. Musiał jednak przyznać, że sposób w jaki Wiktor warknął spodobał mu się. Szczególnie, gdy później odwzajemnił pocałunek z równie mocnym zaangażowaniem. Nie zamierzał się w żaden sposób pilnować czy ograniczać. Siła, jaką używał względem niego Wiktor, w ogóle mu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, jedynie wzbudzała w nim większe podniecenie. Pomimo, że chciał mu udowodnić, że on też potrafi być stanowczy, tak naprawdę lubił gdy to Wiktor rozdawał karty. Lubił, gdy nim szarpał, gdy gwałtownie odwracał go według własnych upodobań. Na koniec jakże namiętnego pocałunku. Vinay przygryzł delikatnie język Wiktora. Gdy odsunęli od siebie głowy, oblizał pospiesznie wargi uśmiechając się szeroko. Wziął głęboki oddech i już chciał ponownie zatopić się w jego ustach, gdy Iwanow przejął na chwilę kontrolę. Podobało mu się, szczególnie gdy zajął się jego spodniami i koszulą. Rozgrzane wargi błądzące po jego ciele sprawiały, że przechodził przez nie silny dreszcz.
    — Na co czekasz, Iwanow? — Szepnął, dysząc ciężko, czekając na moment, aż ten zajmie się jego spodniami, a raczej tym co się w nich znajdowało. Zacisnął mocno wargi, starając się zapanować nad swoim ciałem co w takim momencie w ogóle nie było łatwe. Tym bardziej, że Vinay był coraz bliżej, a Wiktor specjalnie się z nim drażnił robiąc wszystko w ślimaczym tempie. — Ale z ciebie dziś ciota. — Warknął i bezceremonialnie wsadził ręce w bokserki chłopaka, by zacisnąć mocno dłoń bezpośrednio na jego członku. Zsunął odrobinę bieliznę chłopaka, ciesząc swoje oko całą okazałością Ślizgona. Oblizał wargi po czym ucałował namiętnie chłopaka, sunąc powoli dłonią po jego penisie. Już zsunął własną część garderoby, powoli odwracając się do chłopaka plecami, przetarł się o jego przyrodzenie, jęcząc odrobinę za głośno. Na tyle głośno, by stłumić dźwięk zbliżających się kroków.
    — Kto tu jest… — Bibliotekarka weszła do działu Ksiąg Zakazanych i zamarła, widząc dwójkę prawie kopulujących uczniów, jednakowej płci. — Czy wyście zwariowali!? — Oburzona kobieta nie była do końca pewna, w jaki sposób powinna się zachować. Stała na początku regału ze zdegustowaną miną nie była pewna czy ma do nich podejść czy. — Przestańcie w tej chwili o NATYCHMIAST się ubierzcie. Co to się dzieje… Ja wam zaraz dam! Opiekunowie domów i dyrektor. Zaraz zorganizuję wam spotkanie, oj. Zobaczycie chłopcy. — Mruczała pod nosem, wystarczająco wyraźnie, by Vinay i Wiktor mogli ją usłyszeć. Belzungovich zamarł, gdy dotarło do niego, co takiego właśnie się przytrafiło.

    Belzungovich

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdy tylko zdał sobie w stu procentach co tu się właśnie odpierdala, szybko wciągnął na siebie bieliznę wraz ze spodniami i pospiesznie zaczął zapinać guziki swojej koszuli. Na jego twarzy pojawiły się dwa rumieńce, a jego ciało zaczęło delikatnie drżeć. Oczywiście, brał pod uwagę taką możliwość ale był pewien, że znając ich szczęście, nikt ich na niczym nie przyłapie, a już z pewnością nikt z grona pedagogicznego, bo przecież gdyby wlazł tu jakiś inny uczeń zagroziliby mu, że jeżeli komukolwiek piśnie słówko to mu po prostu porządnie przyłożą, ale w tym wypadku… Nie byli w stanie nic zrobić. Wygiął usta w grymasie niezadowolenia, starając uspokoić swój oddech. Najgorsze w tym wszystkim było to, że chłopak był już tak bliski, że wszystko go bolało a w dodatku każdy mięsień był napięty do granic możliwości. Westchnął tylko cicho na uwagę odnośnie spotkania w gabinecie dyrektora. No, to teraz mają po prostu przechlapane.
    — Pan Belzungovich i pan Iwanow, proszeni do gabinetu. — Stojąc przed pomieszczeniem, usłyszeli poważny ton profesora Longbottoma. Vinay przełknął głośno ślinę i rzucił szybie spojrzenie na Ślizgona. Nie miał pojęcia co takiego wydarzy się za drzwiami. Nie miał najmniejszego pomysłu, co takiego może ich spotkać za zrobienie czegoś takiego. Nie słyszał jeszcze, aby ktokolwiek został przyłapany na zbliżeniu, ale chyba też mało kto był na tyle popierdolony, aby próbować to zrobić za dnia w bibliotece. Jeszcze, gdyby tego było mało znajdowali się nielegalnie w dziale ksiąg zakazanych, co tylko pogarszało ich sytuację. Byli po prostu w czarnej dupie.
    — Pani Parki, zdążyła nam już wyjaśnić całe zajście. — Odezwała się profesor Young, wychowanka Ravecnlawu, mierząc surowym spojrzeniem Belzungovicha. — Nie mam pojęcia, co wy sobie myśleliście. Rozumiem, że jesteście w wieku, w którym poznajecie swoje ciała, swoje popędy, ale… — Widocznie zabrakło jej słów, lub obecność dyrektora sprawiała, że Lourdes Young nie potrafiła poradzić sobie w takiej sytuacji. — Musimy zawiadomić waszych rodziców. — Oznajmiła, zerkając na dyrektora, aby to on zadecydował o dalszych konsekwencjach. W momencie, gdy Vinay usłyszał o liście do rodziców, jego twarz pobladła.
    — Ten list… — Jęknął cicho. — Czy to, aby na pewno konieczne? W sensie… — Zmarszczył brwi, zastanawiając się w jaki sposób ma poprosić, aby poinformowali, że nakryli go w bibliotece z jakąś dziewczyną, a nie chłopakiem. Państwo Belzungovich nie mieli pojęcia o orientacji swojego, jedynego, biologicznego syna.
    — Tak, to jest konieczne, panie Belzungovich. Panie Iwanow, oczywiście pana rodzice również zostaną poinformowani. Tak się składa, że Minister Magii ma pojawić się w szkole, tak więc, osobiście przekażę mu tę informację. — Oznajmił dyrektor. — W dodatku, muszę was ostrzec, że szkoła nie jest miejscem, w którym możecie zachowywać się w ten sposób. Poza tym, jesteście nie letni… Znaczy, pan, Panie Belzungovich jest wciąż niepełnoletni. Musicie zapoznać się ze skutkami, jakie mogą was spotkać przez współżycie… Oczywiście chodzi o choroby…— Pomruczał coś jeszcze na temat seksualności i tego w jaki sposób powinni panować nad swoim pożądaniem. — Informacje odnośnie szlabanu, bo taki koniecznie musi was spotkać, dostaniecie dziś po kolacji.

    Vinay

    OdpowiedzUsuń
  12. Odwróciła wzrok, gdy Wiktor wzruszył ramionami, ale zaraz znów spojrzała na niego, bo usłyszała jego, trochę zaskakującą, odpowiedź. Naprawdę myślała, że jest wariatką. Powinna się cieszyć, że ktoś jest nią zainteresowany, a ona nikomu nie chciała dać nawet cienia szansy. Wszystkich odrzucała, jeśli tylko wykraczali poza przyjaźń, koleżeństwo, zwykłą znajomość. Nie umiała inaczej. Nigdy. Wydawało jej się, że nie potrzebuje miłości, że będzie umiała tylko krzywdzić, nie dając tyle, ile powinna.
    - Nie zrobi. - odparła, bo akurat tego była już pewna. Nie pocałował jej, bo się zakochał, więc raczej nie przyjdzie mu do głowy, aby to powtórzyć. Tu chodziło o co innego. - Ale ja zawsze uciekam. Jestem mistrzem uciekania, a w zeszłym miesiącu to już wyrobiłam pięcioletnią normę. Nie wiem czy umiem inaczej.
    Odwróciła wzrok, bo aż było jej głupio, że jest taką idiotką i w ogóle, że tyle powiedziała.
    Na jego kolejne słowa wstała trochę bezmyślnie i ruszyła w stronę schodów, nawet nie zastanawiając się nad tym, że miała w planie siedzieć na tej wieży pół nocy.
    - Dokąd? - zapytała w drodze na dół i uśmiechnęła się do chłopaka łobuzersko. Mogło być i donikąd.

    Jula

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdy tylko opuscili gabinet dyrektora, Vinay nawet na chwile nie spojrzal na Wiktora. Zdawal sobie sprawe, ze to wszystko bylo jego wina. To mu zachcialo sie ppdwyzszonej adrenaliny, to wlasnie jemu znudzily sie showki. Nie spodziewal sie jednak, ze ktokolwiek ich przylapie. Ludzil sie, ze wszystko ujdzie im plazem, ze nikt nawet nie zauwazy, a obojgu bedzie dobrze. Gdyby tylko przez chwile pomyslal racjinalnie, oblal sie mokra szklanka i zaczal myslec...
    Na kolacje przyszedl lekko spozniony, dokladnie w tym momencie gdy Minister Magii ciagnal za soba Wiktora. Opuscil od razu glowe w dol, a spojrzenie utkwil w czubach swoich butow. Nie mial pojecia jak zareaguje Wiktor lub jego ojciec, czy jego ojciec w ogole wiedzial, z kim zostal przylapany kego syn.

    Byl wsciekly. Iwanow zniknal na pare dni z Hogwartu, omijaja w ten sposob szlaban, na ktory Vinay musial chodzic jeszczs przez najblizszy tydzien, co wieczor czyszac sale pamieci. Gdy jednego wieczoru wracal wlasnie ze szlabanu, wypatrzyl Wiktora. Przez chwile nie mial pojecia co zrobic. Pierw myslal, aby sie schowac jednak szybko pozbyl sie tej mysli. Przeciez nie byl tchorzem, a wine ponosili obj. Wik, nie musial sie godzic na jego propozycje.
    - Jak tam, przyjemnie bylo poza zamkiem? - Warknal na dzien dobry. Nie zamierzal ukrywac swojej zlosci. Byl na niego naprawde wkurzony i naprawde nie obchodzilo go, to co Wiktor mial na swoja obrone. Zwial od szlabanu i tyle, Vinay nie zamierzal zmienia swojego zdania.

    V. piszacy z telefonu, dlatego tak marnie. Wybacz :*

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Dobrze, że przeskoczyłaś ;) Odpis mi się podoba, nie martw się ;* Mój wyszedł miliard razy badziewniej. Mam nadzieję, że Twoja wena wróci szybko, bo bez Ciebie jest dziwnie :( ]

    Po zejściu z wieży błąkali się jeszcze jakiś czas po zamku, aż w końcu dostali szlaban. Jakby nie patrzeć, sami się o to prosili, bo ani nie starali się gdzieś ukryć, ani nawet nie byli cicho. Kara okazała się na szczęście nie taka tragiczna. Musieli tylko posprzątać bibliotekę, zdjąć książki z półek, każdą przetrzeć, wyczyścić regały, stoły, żyrandole, okna, wszystko. Nauczycielka trochę złośliwie kazała im to robić w nocy, już po zamknięciu, bo uznała, że skoro według nich noc nie jest od tego, żeby spać to z pewnością nie będzie to problemem. I nie było. Wiktor na początku trochę narzekał, ale zaraz mu przeszło. Julia jakimś cudem zdołała zarazić go swoim mimo wszystko dobrym humorem i nawet nie zauważyła, w którym momencie zaczęła się szczerze cieszyć na kolejne pół nocy w bibliotece, ze szmatą w dłoni. Skończyli po niecałym tygodniu i jakoś dziwnie było następnego dnia się nie widzieć, nie rozmawiać, minąć się tylko na korytarzu i czasem wymienić kilka spojrzeń i uśmiechów na zajęciach. Więc znowu spotkali się o północy pod biblioteką, tym razem bez szlabanu i obowiązków.
    Od tamtego czasu widywali się niemal codziennie. Julia doskonale wiedziała, że wpadła po uszy. Przy Wiktorze zaczęła się czuć jak przy przyjacielu, ale nie tylko tak. Zależało jej także w inny sposób. Taki, który przyspieszał bicie serca, powodował te cholerne motyle w brzuchu i zajmował prawie wszystkie myśli. Cieszyła się tym, ale tylko do momentu, w którym traciła Wiktora z oczu, bo później znowu zaczynała się bać. Już była raz w takiej sytuacji i nie chciała jej powtarzać nigdy w życiu. Zakochała się, a potem i tak nie potrafiła się zaangażować, czym skrzywdziła i siebie i tego chłopaka.
    Po serii chłodnych, w miarę możliwości, kalkulacji, w czasie prawie bezsennych nocy, doszła do wniosku, że musi to skończyć. Nie brnąć w coś, co, nawet jeśli strasznie chciała, nie miało perspektyw, bo i tak nigdy, przenigdy nie będzie umiała się przełamać. Musiała odsunąć od siebie Wiktora, mimo iż jej umysł i każdy centymetr jej ciała, chciały mieć go obok. Podjęła tę decyzję i już miała z nim porozmawiać, ale wtedy Iwanow zniknął z zamku, a na jego miejsce pojawiły się dziesiątki plotek z udziałem Vinaya, bibliotekarki, dyrektora i Ministra Magii. Julia na początku nie chciała wierzyć, ale obserwując reakcję swojego kapitana na to wszystko, czuła, że jakaś prawda musi w tym być. Wtedy zaczęło jej być jakoś bezsensownie przykro. Potem już tylko martwiła się o Wiktora, zastanawiała czy kiedykolwiek wróci i jak na to wszystko zareagował jego impulsywny ojciec. Swoje dziwne emocje odstawiła na bok, a raczej same cofnęły się do poziomu przyjaźni, bo skoro chłopak okazał się woleć jej kolegów, to przynajmniej nie odwzajemni jej uczuć i nigdy nic z tego nie będzie. Całkiem bezpieczna opcja.
    Wiktor wrócił po pięciu dniach, wywołując sensację, w której Julia szczerze nie chciała brać udziału. Patrzyła na wszystko z boku, cierpiąc na widok jego smutnej twarzy, na której gościł purpurowo-fioletowy siniak. Spotkali się jeszcze tego samego dnia. Pół wieczoru przemilczeli, a drugie pół przegadali na spokojnie, bez nacisków. On opowiedział jej te urywki historii, które tylko chciał, a ona naprawdę nie wymagała od niego niczego więcej.
    Później również nigdy nie pytała o szczegóły. Słuchała go uważnie i starała się zrozumieć. Czasem nawet nie musiała, bo spotykali się tylko po to, aby przesiedzieć trzy godziny na wieży, popijając jedno kremowe piwo za drugim, opatuleni szczelnie kocem, aby nie odmrozić sobie tyłków w te arktyczne, październikowe noce. Julia doskonale udawała przed samą sobą, że to tylko przyjaźń, nawet jeśli każde jego spojrzenie nadal rozlewało po jej ciele niesamowicie przyjemne ciepło. Od dawna nikt jej nie przyciągał do siebie w ten sposób. Taki, że przynajmniej przez chwilę potrafiła zapomnieć i się nie bać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był weekend. Julia wstała o świcie i od razu wzięła się za prace domowe, ignorując później nawet koleżanki, przypominające, że w Wielkiej Sali podają śniadanie. Wypiła tylko dwa soki dyniowe i dopiero gdy skończyła ostatni esej, pobiegła znaleźć Wiktora, który od kiedy wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, wydawał się chcieć wszystkich pozabijać. Wszystkich poza nią. I nie przeszkadzało mu, że biegała za nim z tymi wszystkimi medykamentami od pielęgniarek i przypominała, że musi wypić kolejną porcję, nawet jeśli jest gorzka i najgorsza na świecie. Robił to posłusznie, nie krzyczał, nie złościł się, czasem nawet się uśmiechał.
      Zaczęła od biblioteki, bo była po drodze, ale Wiktora nie znalazła nawet w najdalszym kącie.
      Jeju, przecież miał się uczyć!
      Później od razu poszła do Wielkiej Sali, zostawiając sobie dormitorium Slytherinu na koniec, bo do tego potrzebowałaby innego ucznia z tego domu, który sprawdziłby dla niej Pokój Wspólny i ewentualnie zawołał Iwanowa. Za trudne, bo trzeba rozmawiać z ludźmi. Na szczęście, kiedy weszła do Wielkiej Sali, od razu dostrzegła go, siedzącego w połowie stołu Ślizgonów w kubkiem w dłoni i milionem papierów przed sobą. Już było długo po śniadaniu i w sali znajdowało się tylko kilka osób. Podeszła do Wiktora szybkim krokiem i od razu usiadła obok. Normalnemu przyjacielowi zarzuciłaby od tyłu ręce na szyję i pocałowała w policzek, ale to było coś innego i znacznie trudniej było jej się tak po prostu zdobywać na jakiekolwiek czułe gesty, nawet jeśli jej mózg starał się krzyczeć jak najgłośniej, że Wiktor Iwanow przecież woli chłopców. Chyba.
      - Hej. - odparła, nie patrząc na chłopaka, bo już utonęła w notatkach, książkach i pozaczynanych esejach, które miał rozłożone przed sobą. Było tego strasznie dużo i w dodatku w niesamowitym bałaganie. Posegregowała wszystko szybko na małe sterty, z których każda dotyczyła innego przedmiotu. Sama wzięła dla siebie tę z transmutacji. - Ja napiszę ten esej, a ty rób zaklęcia.
      Już kiedyś sprawdzała Wiktorowi jego pracę dla Rathmanna i wiedziała mniej więcej w jakim stylu pisze, dlatego to był oczywisty wybór. Może tylko odrobinę ryzykowny, bo Mathias nie raz czytał różne wypracowania Julii i doskonale znał jej styl, ale... kto by podejrzewał, że ta przykładna Krukonka będzie pisała esej dla tego trochę awanturniczego Ślizgona, z którym raczej nieczęsto można było ją spotkać na korytarzu. Życie zaskakuje, Panie i Panowie.

      Julia Jones

      Usuń
  15. Zmierzył Ślizgona zimnym spojrzeniem Był na niego co najmniej wkurwiony. Ojciec – minister magii wyciągnął go ze szkoły, przez co ten gnojek ominął ten cholerny szlaban. Tak, miał o to żal i nie zamierzał tego ukrywać. Oboje byli sobie tego winni, oboje powinni zapłacić za to w ten sam sposób. Wpatrywał się w niego, chociaż nie oczekiwał żadnych wyjaśnień. Miał to w dupie. Tak samo, jak to co takiego tak naprawę wydarzyło się w jego domu, miał to wszystko głęboko gdzieś. Najzwyczajniej w świecie miał tylko żal o ten pieprzony szlaban.
    — Myślisz, że mnie to interesuje? — Warknął, cykając przy tym językiem. Naprawdę nie interesowały go jego stosunki rodzinne, nie obchodziło go to czy dostał tam jakąś karę od rodziców czy był traktowany jak książę. Cokolwiek się działo, nie działo się w zamku co jednocześnie sprawiało, że Vinay miał to w poważaniu. Siny ślad na policzku również nie zainteresował go wystarczająco, aby zapytać, dopytać. Wiktor interesował go tylko pod jednym względem i dobrze, tak właśnie miało być. To była niepisana umowa. Żadnych uczuć, żadnego zainteresowania. Wymiana… Interesów i tyle.
    Spojrzał na oddalające się plecy Wiktora, prychając pod nosem kilka przekleństw na jego temat stał jeszcze przez chwilę i dopiero po chwili, przypomniało mu się, że jest dziś mecz Quidditcha. Mecz, w którym gra Wiktor i pozostali Ślizgoni. Zaklął cicho, czując się odrobinę winnym, swoim zachowaniem. Dobrze wiedział, jak nastawienie działa na rozgrywkę. Nie powinien tak go traktować przed meczem.
    — Kurwa, ty idioto. — Warknął stercząc nad jego łóżkiem szpitalnym. Znalazł się tam zaraz po tym, gdy wszyscy zawodnicy z drużyny i inni odwiedzający Wiktora ludzie opuścili tę część zamku. Nie chciał, aby ktoś go przy nim widział. Nie był pewien jakby zareagował Ślizgon, gdyby ktoś się dowiedziało tym co się pomiędzy nimi działo, chociaż, ponoć nie przejmował się opinią, sam też nie był pewien czy chce aby ich dziwna relacja ujrzała światło dzienne. To by momentalnie utrudniło całą sytuację z tamtym chłopakiem. — Nawet grać w quidditcha nie potrafisz. — Mruknął oschle, siadając w nogach, na szpitalnym łóżku.

    V.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Cześć!
    Fajny ten Wiktor. No i podziwiam za umiejętność prowadzenia trzech postaci; ja mam dwie i czasem aż zanadto mi się nie chce. :D Jeśli masz ochotę na wątek, to zapraszam do siebie!]

    Forsyth Lester / Lily Potter

    OdpowiedzUsuń
  17. Odłożyła pióro na bok i spojrzała na niego lekko zdziwiona. Rathmann i dłuższy termin? Może jednak nie był aż taki ostry jako profesor, jak jej się wydawało. Przesunęła notatki z transmutacji w stronę chłopaka, oparła łokieć o stół i położyła głowę na otwartej dłoni. Z delikatnym uśmiechem na ustach patrzyła na Wiktora, mimo iż oczy jej się zamykały ze zmęczenia. Spała jakieś trzy godziny, a takie występki nie uchodziły jej płazem prawie nigdy. Organizm buntował się ostro, zwłaszcza, że nawet nie dostał zastrzyku energii w postaci śniadania. Musiała to na razie zignorować. Jak zwykle.
    Wzdrygnęła się, kiedy chłopak nagle zebrał wszystkie notatki i wrzucił do torby. Uchwyciła jego spojrzenie, więc od razu wstała z ławy i ruszyła do wyjścia. Kiedy znaleźli się na dziedzińcu, odetchnęła głęboko zimnym, wilgotnym powietrzem, prostując podwinięte do tej pory rękawy bluzy. Zbierało się na deszcz.
    Uśmiechnęła się lekko na widok sowy Wiktora, ale zaraz oddaliła się od tej dwójki, aby usiąść na murku, opierając plecy o zimny, kamienny filar. Wokół nie było nikogo. Normalni ludzie znajdowali się w taką pogodę w zamku, grzali się przy kominku, a na pewno nie siedzieli sobie jak gdyby nigdy nic na dziedzińcu bez płaszcza.
    - Dasz radę z tym wszystkim? - zapytała po chwili milczenia, chociaż wiedziała, że tak. To był bardzo zdolny Ślizgon i w dodatku uparty. Uśmiechnęła się, przygryzając delikatnie dolną wargę. Głową dała mu znak, aby usiadł obok.
    Była taka spokojna. Nawet jeśli momentami czuła, że za chwile zemdleje, serce biło jej jakoś szybciej niż zwykle, a żołądek ściskał się, jakby zaraz miał strawić sam siebie. Obecność Wiktora sprawiała, że to wszystko nie było aż tak istotne, mogła w końcu odpocząć, myśleć jednocześnie mniej i więcej, ale myśleć prościej i czyściej. Nie komplikować. Dopóki nie zaczynała myśleć o nim.
    - Wieczorem jest jakaś impreza w Hogsmeade. Obiecałam, że przyjdę chociaż na chwilę. - oznajmiła, bawiąc się kosmykiem włosów. - Pójdziesz ze mną?
    Zmrużyła lekko oczy, patrząc na chłopaka. Mimo zimnego powietrza, które wślizgiwało się przez materiał jej ubrania i powodowało dreszcze, w środku czuła gorąco. Nie bała się odpowiedzi, bo odmowa by jej nie zaskoczyła. To właściwie nie było nic wielkiego, ale prawie nigdy nie pokazywali się razem większym skupiskom ludzi, a zwłaszcza znajomym. Nie ukrywali się, nic z tych rzeczy. Po prostu tak wychodziło. Chyba. Ona nie miała takich zamiarów, chociaż wiedziała, że jej przyjaciele raczej by byli zdziwieni, gdyby dowiedzieli się, że Wiktor Iwanow stał jej się nagle tak bliski. Dziwnie bliski, bo szybko stał się osobą, która wiedziała najwięcej. Julia mówiła mu o swoich problemach, lękach, wątpliwościach, podczas gdy najlepszym przyjaciołom nie potrafiła. To było absurdalne, ale robiła to co czuła. A Wiktorowi ufała i przy nim czuła, że nie chce dusić w sobie wszystkiego. Czy chciała, żeby ich znajomość stała się nagle 'oficjalna'? Niekoniecznie. Było jej dobrze jak jest, ale po prostu nie chciała iść na tą imprezę sama, nawet jeśli w środku miała spotkać kilku znajomych.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  18. Uśmiechnęła się delikatnie do Wiktora, kiedy ułożył na jej ramionach swój sweter. Właściwie nie potrzebowała go, obydwoje nie byli zmarzluchami, ale ten drobny gest wydał jej się całkiem uroczy, więc otuliła się nim mocniej. Jej uwadze nie umknął delikatny, przyjemny zapach materiału. Zapach, który mogłaby wdychać całymi dniami, jak zakochana nastolatka, którą może powoli zaczynała się stawać, ku własnemu zdziwieniu i trochę zażenowaniu.
    Kiwnęła głową na jego zapewnienie.
    - W razie czego... - zaczęła mówić, po czym skrzywiła się lekko i pokręciła głową, bo to było głupie. Chłopak doskonale sobie poradzi bez niej, jak zazwyczaj. Ale miała nadzieję, że nie musi mówić, że zawsze może na nią liczyć. Miała nadzieję, że już to wiedział. - Dasz radę.
    Chwilę jeszcze siedzieli w ciszy, zanim Julia przeszła do tematu imprezy. Na jego odpowiedź uśmiechnęła się delikatnie i pokiwała głową, jakby chciała powiedzieć dobra decyzja, chociaż w głębi duszy nie do końca była tego pewna. Przy Wiktorze jednak to wszystko wydawało się proste. Chcesz, żeby poszedł z Tobą na imprezę? To go poproś. Koniec kropka. Bez dyskusji. I ciesz się, że się zgodził.
    Nie zdążyła powiedzieć nawet słowa, kiedy ktoś zawołał Wiktora na trening. Odwróciła wzrok od chłopaka, trochę zła, choć wiedziała, że on zupełnie nie ma wpływu na to, kiedy kapitan wymyśli sobie spontaniczny trening. Ale kurcze, wstała o piątej rano i nie poszła na śniadanie, przez co naprawdę czuła się teraz jak zwłoki, bo chciała jak najszybciej uwinąć się z nauką i mieć czas się spotkać się z Wiktorem, a on ma dla niej dosłownie pięć minut? Tak, jakby on jeszcze wiedział o tym wszystkim. Nie miała prawa się wkurzać.
    - Okej. - powiedziała, jeszcze z lekkim grymasem na twarzy i uniosła na moment kąciki ust.
    Po tym jak Wiktor pobiegł na stadion, siedziała jeszcze przez chwilę na dziedzińcu, ale niedługo później już nawet na to nie miała siły. Zdecydowanie potrzebowała jedzenia i snu. Wróciła do zamku. Najpierw poszła do kuchni, poprosiła o herbatę i cokolwiek, a kiedy najadła się, od razu ruszyła do dormitorium, które na szczęście było puste i nie musiała słuchać głupot w stylu „Julia, czy to nie jest przypadkiem męski sweter?”. I tak uniosłaby tylko brwi, bez słowa rzuciła się na łóżko i zasnęła na kilka godzin, co zresztą zrobiła niezwłocznie. I nie, nie spała ze swetrem Wiktora. Aż taką zakochaną nastolatką nie była. A wieczorem nie szykowała się przez kilka godzin, żeby wyglądać najpiękniej na świecie. Miała to gdzieś. Freddie i tak wielokrotnie jej powtarzał, że zawsze wygląda cudownie. Może czas mu w końcu uwierzyć... Ubranie wybrała szybko. Czarna sukienka, czarne rajstopy, żeby nie zamarznąć, czarne botki, czarna, skórzana kurtka i melanżowy, gruby szal. Ogromne zróżnicowanie kolorystyczne, nie ma co.
    Chwilę przed dziewiętnastą, siedziała już na dziedzińcu, dokładnie w tym samym miejscu, co rano, wyjątkowo spokojna i zrelaksowana. Cieszyła się z tej imprezy, chociaż zwykle ich nie lubiła, ale perspektywa spędzenia wieczoru z Wiktorem, sprawiała, że okoliczności były do zniesienia.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  19. Już jakiś czas temu zauważyła, że Wiktor przy innych ludziach różni się od Wiktora przy niej. Widziała jak przemierza korytarz z taką obojętnością wypisaną na twarzy, jakby nic wokół go nie dotyczyło, co czasem wyglądało, jakby był zwyczajnie zły na cały świat. Ale kiedy patrzył na nią to wszystko znikało. Nie było w nim tego chłodu co wcześniej. Jednak nie czuła się przez to wyjątkowo, bo wciąż miała wrażenie, że jest jednocześnie tak blisko i tak daleko od niego. A to ją jednocześnie cieszyło i bolało, bo sama już nie mogła się zdecydować co byłoby dla niej lepsze. Wciąż zastanawiała się czy nie powinna tego wszystkiego skończyć, zanim będzie za późno i znowu kogoś skrzywdzi. Coś wciąż ją jednak zatrzymywało, bo kiedy tylko myślała, że mogłaby go stracić, jej serce się buntowało, a kiedy był obok znikały wątpliwości. Dlatego nie odeszła.
    W drodze do Hogsmeade nie rozmawiali prawie w ogóle, ale chyba nie musieli. Julia czuła się naprawdę dobrze milcząc w towarzystwie Wiktora, a on chyba miał tak samo, bo chwile ciszy zdarzały im się dość często. Nie było w tym nic złego czy niekomfortowego, zawsze była w stanie odnaleźć w tym jakiś spokój, porządek i chwilę oddechu.
    Kiedy weszli do środka, Julia spojrzała z lekkim przerażeniem na Wiktora, bo było tam zdecydowanie zbyt dużo ludzi jak dla niej. Mocno złapała jego dłoń i ruszyła za nim w miejsce, które wydawało się przynajmniej odrobinę spokojniejsze. Rozejrzała się po otoczeniu, próbując wyłapać jakąkolwiek znajomą twarz, ale było zbyt ciemno, a tłum był zbyt gęsty, aby dostrzec kogokolwiek. Podejrzliwie spojrzała na dziewczynę, która z uśmiechem wręczyła Wiktorowi dwie butelki kremowego piwa, ale kiedy tylko dostała jedną z nich, bez wahania pociągnęła z niej kilka małych łyków. Nie czuła się w tym miejscu najlepiej i z pewnością widać po niej było jak jest spięta. Rozluźniła się dopiero, gdy poczuła na sobie ramię Wiktora. Czuła się przez to bezpieczniej i tak jakby to wszystko wokół nie docierało do niej aż tak. Stali w ten sposób przez kilka minut, zupełnie bez słowa obserwując otoczenie i popijając kremowe piwo, aż w końcu Wiktor puścił ją i poprosił do tańca. Nie czuła jednak tego, co zazwyczaj w takich sytuacjach, czyli tysiąca oczekiwań, aby powiedzieć tak. Nie znosiła tańczyć. Na ogół. Nie do tych szybkich numerów przy których musiała skakać, obracać się milion razy bez sensu i udawać, że sprawia jej to jakąkolwiek przyjemność. Julia lubiła tańczyć, kiedy melodia była spokojna i pozwalała kołysać się powoli w jej rytmie, czuć jakąkolwiek bliskość, która dawała szansę na, często milczącą, interakcję z drugim człowiekiem. To przynajmniej miało jakieś znaczenie. Nie było tylko ruchem dwóch ciał, pozbawionym celu.
    Pokręciła głową, uśmiechając się trochę jakby rozbawiona.
    - Jestem romantyczką. Tańczę tylko walce na środku sali balowej w olśniewającej sukni do ziemi. - zażartowała, po czym upiła kolejny łyk kremowego piwa. - No, mniej więcej.
    Mrugnęła do chłopaka i znów rozejrzała się wokół. Nawet z takim towarzystwem nie wytrzymała na imprezie zbyt długo, bo już potrzebowała ewakuacji, chociaż na moment. Była kiedyś w tym miejscu i pamiętała, że z drugiego piętra jest wejście na niewielki taras, jakby wciśnięty w dach.
    - Chodź. - powiedziała szybko, bez wahania ujęła dłoń chłopaka i ruszyła w stronę schodów, po drodze porywając z jednego ze stolików jeszcze nieotwartą butelkę Ognistej Whisky.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  20. [Naprawdę nie wiem, z którym z Twoich Panów chciałabym pisać najbardziej. Idę na kompromis i przychodzę do ucznia, bo nie wiem, jak by się to ułożyło z pracownikami, a zależy mi na dobrych, ciekawych wątkach.
    Mógłby Wiktor ją trochę pognębić. Starsi Ślizgoni podobno są w tym najlepsi. Byłoby mrocznie, dramatycznie i wściekle. Odnajdujemy dla nich jakąś wizję? ]

    Romy

    OdpowiedzUsuń
  21. [No właśnie nie wiem co sobie myślisz, chodź i mi powiedz. ♥]

    OdpowiedzUsuń
  22. [Lepiej nam zacznij, a nie jakieś brudne myśli sobie tworzysz <3]

    OdpowiedzUsuń
  23. Arthur rzadko kiedy się relaksował. Nawet za czasów swojej 'świetności', kiedy to miał wielu kumpli, z którymi trzymał się jak z braćmi, trudno było mu się odstresować. Taki już był i nic nie mógł na to poradzić. Wiecznie zabiegany latał pomiędzy nauką, dodatkowymi zajęciami i wypracowaniami na kolejne lekcje, by tylko porawić wszystko, co spartaczył swoim głupim zachowaniem. Czasem jednak bywały momenty w których po prostu zamykał się swoim świecie, odrywając się od wszelkich beznadziejnych, przytłaczjacych go myśli i skupiał się na jednej z niewielu rzeczy na świecie, która sprawiała mu przyjemność. Najczęściej ratunkiem przed rzeczywistością okazywała się dobra lektura. Nie taka na lekcje, ale zwyczajnie ciekawa książka, której losy bohaterów przeżywał jak swoje własne. Czasem chodził na spacery. Wpatrywał się w jeziorko, chmury, słońce albo księżyc, wdychał świeże powietrze i wsłuchiwał się w codzienny koncert natury. Dobrze czuł się też w wodzie - nieważne czy siedział w wannie czy pływał w przyjemnie rześkiej wodzie oceanu.
    Tego dnia, po napisaniu zaległego sprawdzianu z Numerologii, postanowił nagiąć regulamin i wziąć kąpiel w Łazience Prefektów. Od tak, by się w końcu rozluznić. Miał na sobie koszulkę i dresy, nisko zawieszone na biodrach. Na jego ramieniu wisiał ręcznik, ręce schował w kieszeniach spodni, kiedy z niewinną miną szedł po korytarzach, kieując się na piąte piętro. Oczywiście nie miał ze sobą różdżki - w końcu po co komu ona podczas relaksu w wannie. Tylko by go rozpraszała. Bez ekscesów dotarł do swojego celu. Wszedł do środka, pozwalając by drzwi, jak zwykle się zatrzasnęły. Szkoda tylko, że nie zauważył śladów obecności pewnego ślizgona.
    To znaczy, zauważył, ale dopiero, kiedy jego wzrok spoczął na smukłej postaci znajdującej się w wannie. Aż poczuł jak zaszczypała go rana przy kości policzkowej, delikatnie opatrzona przez pielęgniarkę. Wmówił jej, że po prostu się wywalił, jednak obrażenie było skutkiem spotkania pięści z jego twarzą. Pięści chłopaka, który siedział w wannie.
    Odwrócił wzrok z opóźniniem, dopiero kiedy inteligentnie uświadomił sobie, że nie powinien się na niego gapić.
    - Nie wiedziałem, że ktoś tu jest. Już znikam - uniósł dłonie w obronnym geście i czym prędzej odwrócił się na pięcie, by dopaść do drzwi. Pociągnął za klamkę, ale te ani drgnęły.
    - Cholera - warknął pod nosem, próbując je otworzyć i nawet w ostateczności uderzyć w nie pięścią. Raczej nie było szansy, żeby je wyważyć.
    - Chyba tu z tobą utknąłem - oznajmił głośniej, tak, by ślizgon mógł go usłyszeć.

    Archie

    OdpowiedzUsuń
  24. [ Panna Paskuda! Toż my się znamy, krótko ale jednak. Pamiętam, że bardzo miło mi się z tobą pisało.
    Jesli masz jeszcze miejsce u któregoś z panów i ochotę na popisanie ze mną, to powiedz tylko słowo ;) ]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  25. [ On się wydaje teki uroczy XD
    Jeśli chcesz to mogę wymyślić jakąś myśl na wątek. Chyba że ty coś tam wymyśliłaś :) ]

    OdpowiedzUsuń
  26. [ Nie wiem z kim lepiej pisałoby się wątki, więc wybór pozostawiam Tobie. Jeśli masz chęci na coś, to pisz :) ]

    Frederick

    OdpowiedzUsuń
  27. Należało się, nie mógł zaprzeczyć. Naśmiewał się z wielu osób ze swojego otoczenia, wielu z nich zranił psychicznie lub fizycznie, z wielu robił sobie okrutne żarty. Tak było w przypadku siostry Wiktora. Wcześniej zbytnio się nie znali, czasem mijali się na korytarzu albo mieli razem zajęcia
    Rozchylił nieznacznie usta, kiedy ten tak po prostu wyszedł z wanny i owinął się ręcznikiem, choć udawał, że najbardziej skupia się na tych cholernych drzwiach. Zawsze czuł się nieswojo w obecności nagich czy półnagich mężczyzn, ale może to dlatego, że taki widok mu się zwykle podobał. Teraz jednak chyba nie powinien o tym myśleć, w końcu Wiktor ostatnio złoił mu skóre, a teraz utknął z nim w cholernej łazience. Może to już podchodziło pod skłonności masochityczne?
    - Pewnie po to co ty. - Odpowiedział mu chłodno na pytanie. Prawdopodobnie nie powinien się odzywać, ale było mu już wszystko jedno. Relaks uciekł do ciepłych krajów i chyba nie zamierzał stamtąd wrócić.
    - Chciałem je po prostu zamknąć - oświadczył ze stoickim spokojem. Wyraz jego twarzy się nie zmienił, oczy miał puste, jakby właściwie od dawna już nie żył. Coż, ostatnimi czasy po prostu zachowywał się jak taki typowy żywy trup. Dopiero po jego następnej uwadze zmarszczył lekko brwi, a jego wargi zacisnęły się w wąską kreskę.
    - Hej, uspokój się, dobra? Nic nam nie pomoże jak będziemy się teraz kłocić - odezwał się nieco już zirytowany i przesunął spojrzeniem po drzwiach. Wyważenie ich raczej nie wchodziło w grę, a skoro żaden z nich nie zabrał ze sobą różdżki...Odsunął się od niego odrobinę, mając zamiar zaszyć się gdzieś pod ścianą i poczekać na jego pomoc, ale niestety pech postanowił go dzisiaj jeszcze podręczyć. Poślizgnął się na mokrej podłodze, odruchowo łapiąc za pierwszą rzecz, jaka znajdowała się w zasięgu jego rąk - ramię Wiktora. Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał, kiedy jego ciało zderzyło się z zimną posadzką było 'Już nie żyje.'

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  28. Arthur na szczęście nawet nie wyłapał chwili, w której ten się przebrał. Sytuacja między nimi było wyjątkowo napięta, dodawanie do tego niezręcznych spojrzeń z pewnością nie poprawiłoby ich relacji czy chociażby położenia. Niestety, on nie miał za bardzo jak się przebrać - miał na sobie zwykłe dresy, jego nagi tors osłaniał tylko zabrany z pokoju ręcznik. Nie mógł przewidzieć przecież, że spotka Wiktora, z którym zatrzaśnie się w łaziene. Z drugiej strony, przychodziły mu do głowy osoby, z którymi przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu byłoby znacznie większą torturą.
    - Skąd miałem wiedzieć, że te pieprzone drzwi się zatrzasną? - warknął na niego, przewracając oczami. Oczywiście w pełni nad sobą panował, ale bezsensowne zarzuty Wiktora zwyczajnie go denerwowały.
    Stęknął przy zderzeniu z kafelkami, zabluźnił pod nosem i podniósł się do pozycji siedzące, pocierając rękę, która chyba najbardziej ucierpiała. Zerknął obok na Wiktora i zamarł na sekundę.
    - Cholera - wydusił z siebie, w chwili znajdując się przy Wiktorze. Skrzywił się nieznacznie widząc ranę na jego głowie z której sączyła się krew. Odruchowo chciał siegnąć po różdżkę, ta jednak leżała sobie na stoliczku nocnym w jego dormitorium.
    - Halo, pomocy! - krzyknął i kilka razu dłonią w drzwi, naiwnie licząc na to, że ktoś go usłyszy.
    - Cholera - powtórzył i zsunął ręcznik ze swojej szyi, by przycisnąć go do rany, ale niezbyt mocno - chciał zatamować krwawienie, ale musiał też powzwolić, by krew swobodnie przepływala. Nachylił się ku niemu odrobinę, potrząsnął jego ciałem.
    - Wiktor. Wiktor! - mamrotał, usiłując go ocucić. Nie miał pojecia co powinien zrobić, kiedy wezwanie pomocy było niemożliwe. Nie miał nawet opatrunków ani czegoś czym moglby odkazić ranę. Miał tylko nadzieje, że ta nie jest zbyt głęboka, nie chciałby, zeby jego gamoniowatość zrobiła komuś poważną krzywdę

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie miał pojęcia, ile minęło czasu, wiedział tylko, że jak tylko ktoś go uwolni, natychmiast muszą udać się do Skrzydła Szpitalnego. Oczywiście czuł się winny, że ślizgon dzięki niemu został ranny. Gdyby nie jego głupie odruchy, pewnie co najwyżej sam Arthur odrobinę by się potłukł i tyle. Siedział więc nad nim, cały spanikowany, starając się mu pomóc jak tylko może. Krwawienie powoli ustawało, więc krukon obmył Wiktora czystą wodą z pomocą nieupapranego jeszcze krwią skrawka swojego ręcznika. Rana nie wyglądała najlepiej, ale chyba nie była zbyt głęboka - przecież mogło być znacznie gorzej.
    Odetchnął z ulgą, kiedy ten odzyskał przytomność.
    - Miałeś wypadek, mieliśmy w zasadzie. Nie ruszaj się. Musisz chwilę odpocząć - odezwał się cicho, pogłaskał go nawet po głowie jakby w jakiś sposób chciał go uspokoić. I w taki oto sposób wylądował pod ścianą, z głową Wiktora na swoich kolanach. Nachylił się ku niemu lekko, by nie musieć drzeć się na całą łazienkę - szept pewnie był wtedy dla głowy Wiktora dużo bardziej odpowiedni. I te oczy...Rzeczywiście gapili się sobie w oczy, jakby byli cholerną zakochaną w sobie parką, ale Arthura jakoś średnio go w tamtej chwili obchodziło.
    - Nie powinieneś zasypiać - odezwał się znowu, nieco zachrypniętym głosem i uśmiechnął się delikatnie. Naprawdę się uśmiechnął, szczerze, całkowicie spontanicznie, choć ta cała sytuacja wcale nie wydawała mu się śmieszna.
    - Teraz będziesz miał jeszcze jeden powód, żeby mi przywalić - wyszeptał zaczepnie, nie wiedząc co sie z nim dzieje. Nie pamiętał, kiedy ostatnio rozmawiał z kimś w taki sposób.

    Gamoniowaty książe na białym ręczniku

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Hej, to piszemy coś w ogóle? :) ]

    Dante

    OdpowiedzUsuń
  31. [Jaka Azja jest piękna! Cześć, wcale nie taki zły ten Twój pan. Powiedziałabym nawet, że z Amelią są nawet trochę do siebie podobni :)]

    Amelia Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  32. Dla Arthura ich bliskość również była...dziwna. Conajmniej. Usprawiedliwiał się w duchu, że przecież się o niego martwi, a poza tym miał wyrzuty sumienia, bo w końcu to właśnie przez Waldorfa chłopak wylądował na podłodze. Oczy Wiktora zasługiwały na miano ładnych, ale oczywiście chodziło tylko o jego powinność. Oczywiście. Kiedy ten przekręcił głowę, odsunął się od niego, odruchowo zagryzając w zakłopotaniu wargę. Jakby właśnie to wyrwało go z tego przerażającego, choć fascynującego transu. Powinien teraz myśleć o czymś istoniejszym, o sposobie na wydostanie sie z tej cholernej łazienki i o tym, jakby tu uniknąć łomotu, który prawdopodobnie planował mu już Wiktor.
    - Poślizgnąłem się na mokrej posadzce, upadając złapałem się twojego ramienia. Niechcący - dodał zaraz, wzdychając ciężko, chociaż po prawdzie nawet nie wiedział, kiedy to wszystko się stało. W takich sytuacjach człowiek nie potrafi racjonalnie myśleć, kieruje się instynktem.
    - Hm? - wymamrotal, wyrwamy z zadumy, nasłuchując, a kiedy doszło do niego echo kroków, ostrożnie zdjął ze swoich kolan jego głowę i walnął kilka razy w drzwi. Ku jego przerażeniu do Łazienki wszedł Rathmann. Arthur przepadał za wymagającymi nauczycielami, ale ten koleś był ździebko przerażający. Po wszystkich wyjaśnieiach, naganach i krótkiej kontroli w Skrzydle Szpitalnym czym prędzej czmychnął do swojego dormitorium.
    Następnego dnia starał się unikać Wiktora. Nie maniakalnie oczywiście, ale wolał po prostu nie wchodzić mu w drogę, żeby nie wywoływać niepotrzebnych spjęć. Nie to, że nie poradziłby sobie z ewentualną walką, po prostu sprawił już tyle zawodu swojej matce, że nie chciał ją narażać na zawał kolejnym listem z Hogwartu. Już i tak za dużo przez niego wycierpiała - to dlatego pozostawał obojętny na jakąkolwiek przemoc wysyłaną w jego kierunku.
    Na szlaban oczywiście poszedł, chodź sprzątanie usyfionego schowka a miotły zdecydowanie mu się nie uśmiechało. Kiedy Mathias zostawił ich w składziku, zmierzył zrozpaczonym spojrzeniem zakurzone pomieszczenie, wzdychając ciężko.
    - Ehm..jak twoja głowa? - zagadał Wiktora, przenosząc na niego spojrzenie. Jakby chciał odwlec ich karę jak najbardziej się dało, z drugiej strony naprawdę trochę się jeszcze martwił, czy ten czuje się dobrze.

    Arthur

    OdpowiedzUsuń
  33. [Mogę zacząć, żaden problem tylko rozpisz mi Twój pomysł :)]

    Amelia Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  34. Jego towarzysz..cóż, nie wyglądał najlepiej, ale Arthur też przecież nie. Troche ostatnio schudł, zbladł, był poobijany, nie tylko na twarzy, a pod jego oczami pojawiły się paskudne fioletowe cienie. generalnie zmizerniał, ale przecież sam był sobie winny. Na wszelki wypadek trzymał się jakiś metr od niego. Oblizał dolną wargę, a potem ziewnął, zanim jeszcze ten odpowiedział. Zdecydowanie się ni wyspał, zresztą, nie pamiętał, kiedy ostatnio przekimał na spokojnie całą noc.
    Westchnął krótko, łapiąc za mopa i juz miał zabrać się do sprzątania, kiedy Wiktor zawołał jakiegoś pierwszaczka.
    - Co ty...? - zdołał wymamrotać, ale jego odpowiedź pojawiła się sama. Ze zmarszczonymi brwiami przypatrywał się, jak Bułgar przekupuje blondyna kilkoma galeonami. Nie pochwalał ostatnio takiego zachowania, z drugiek strony był naprawdę wykończony...Cóż, czas na wyrzuty sumienia przyjdzie później. Skinął głową i ruszył za chłopakiem, na wszelki wypadek lustrując wzrokiem korytarze. Jakimś cudem udało im się wyjść na świeże powietrze, które okazało się zbawieniem dla jego płuc.
    Słysząc propozycje Wiktora rozchylił nieznacznie usta, zaskoczony jego propozycją.
    - Czy to nie...
    - Mam was, nicponie! - przerwał mu donośny męski głos. Kiedy zerknął w bok, okazało się, że smukła sylwetka już zmierza ku nim, zapewne po to, żeby ich złapać na gorącym uczynku, a potem srogo ukarać. Cóż...Arthur miał już dość kar jak na jeden dzień.
    - Wiej - warknął i ruszył w stronę ścieżki prowadzącej do Hogsmeade. Słyszał, że osoba biegnąca za nimi wrzeszczała coś o 'podłych chuliganach' i 'paskudnych dzieciorach', ale szczerze mówiąc był zbyt zajęty ucieczką i...śmiechem. Tak, panie i panowie, Walford szczerze się śmiał. Bo to wszystko wydawało mu sie takie komiczne. Ta wolność, to ryzykowanie...zdecydowanie mu tego brakowało.
    Po kilku chwilach złapał za rękaw szaty Wiktora i pociągnął go za sporej wielkości głaz, który skutecznie ukryłby ich przed nauczycielem.

    Archie

    OdpowiedzUsuń
  35. [Pisałaś o ciekawej relacji, myślałam, że masz już na nią jakiś pomysł :) W takim razie... Jasne, wymyślmy coś wspólnie. Co do tego, aby postacie się już znały, też wolę takie wątki. Zaczynanie od zera znajomości jest strasznie nudne i długo się ciągnie - takie jest przynajmniej moje zdanie. Są na tym samym roku, więc no... Nie ma opcji, aby się nie znali, na pewno mieli kilka wspólnych zajęć, na pewno mają jakiegoś wspólnego znajomego etc. Pytanie w jakim kierunku chcemy iść? Przyjaźń, nienawiść? Czy coś pośrodku? :)]

    Amelia Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  36. [Amelia z pewnością byłaby w stanie go słuchać i trzymać w tajemnicy jego sekrety, nawet te najbardziej wstydliwe (jest coś, o czym powinnam wiedzieć, jako autorka Amelii? :D), ale nie jestem przekonana czy Amelia odwdzięczałaby mu się w stu procentach dokładnie tym samym. Jest raczej skrytą osobą i jasne, czując, że Wiktor jest po jej stronie, na pewno mówiłaby mu więcej niż komukolwiek innemu, ale na pewno nie byłaby z nim szczera tak na sto procent. Mimo wszystko myślę, że taka relacja mogłaby być całkiem fajna i przyjemna. Pytanie tylko co robimy z samym wątkiem. Od czego by zacząć? Jakieś niezobowiązujące spotkanie po zajęciach? Jakaś niekoniecznie legalna wycieczka po lesie, czy coś całkowicie odjechanego? :D]

    Amelia Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  37. Kiedy stanęli za tym cholernym głazem, przycisnął dłoń do swoich ust, by nie wybuchnąć śmiechem i nie zniszczyć ich nikczemnego planu wymknięcia się do Hogsmeade, Arthur nie wiedział, co się z nim działo - emocje zawsze trzymał w zamkniętej skrzynce i nie pozwalał im się wylewać na zewnątrz, nawet za czasów swojej 'świetności'. A teraz tak po prostu miał ochotę rechotać jak szalony tylko dlatego, że zwiewali z Wiktorem przed nauczycielem, łamiąc szkolny regulamin. Chyba po prostu we łbie mu się poprzewracało od tego wszystkiego. Wychylił się z drugiej strony kamienia, licząc w duchu na to, że koleś ich nie rozpoznał, bo inaczej mógłby dorwać ich nastęonego dnia.
    Udało mu się uspokić przed tym, jak ponownie wyszli na ścieżkę. Wcisnął dłonie w szatę, by uchronić je przed zimnym powietrzem. Nie widział większej potrzeby, by się odzywać - nadal był w szoku, że ślizgon zechciał się gdzieś wybrać z takim dziwadłem jak on. Kiedy dotarli do knajpy, a do jego nozdrza dotarły apetyczne zapachy, uśmiechnął się delikatnie, ledwo unosząc kąciki ust. Zasiedli przy jednym ze stolików przy oknie z widokiem na wioskę.
    - Co masz na myśli? - mruknął pod nosem, ze wzrokiem wbitym w kuflu kremowego piwa. Upił łyka parzącego napoju, rozglądajac się po pomieszczeniu.
    - Gapią się - oznajmił, unosząc lekko brwi, ale kiedy tylko zerknął w stronę stolika przy których siedziało dwóch mężczyzn, ci natychmiast odwrócili wzrok. Słyszał co nieco o rodzinie Wiktora, w końcu jego nazwisko było znane w świecie magii, nawet dla osoby nieinteresującej się polityką.
    - Bycie synem Ministra chyba nie jest zbyt proste, prawda? - spytał cicho, ale w jego głosie nie słychać było kpiny. Spojrzał na niego dwukolorowymi oczami, dłońmi obejmując ciepły kufel.

    Archie ;>

    OdpowiedzUsuń