26 września 2016

I sing in the shower


Leonard Blueberry
Jagódka * Gryffindor * rok VII * 14 sierpnia
półkrwi * ścigający * człowiek orkiestra
RÓŻDŻKA - włos z ogona testrala, sekwoja, 12 cali, dość giętka
PATRONUS - mgiełka kształtem przypominająca lwa
BOGIN - śpiew syren, syreny
 Widziałam go raz, jak biegł przez podwórko. Gonił latawiec, który przypadkowo wypuścił z ręki. Wywrócił się i zdarł oba kolana. Nigdy nie słyszałam, by ktoś śmiał się tak głośno.

Brzdąka na czym popadnie, tłucze w talerze i szklanki, potrząsa kartonem z sokiem, wyobrażając sobie, że to marakasy. Myślami stale ucieka do perkusji czekającej na strychu w domu i rozpacza nad tym, jak bardzo zdąży zakurzyć się do jego powrotu. Śmiga na miotle, płynąc w powietrzu, zupełnie jakby leżało to w jego naturze, dla zabawy co jakiś czas zwodząc przeciwników i z przyjemnością zgarniając kolejne punkty dla swojej drużyny. Zasypia na poranne zajęcia, bo żadna ludzka czy też nadludzka siła nie jest w stanie zerwać go z łóżka przed dziesiątą, ale stracone godziny nadrabia wieczorami, dając młodszym uczniom korki z astronomii. Mimo natłoku zajęć wciąż znajduje siłę, żeby wymknąć się w środku nocy z dormitorium i wrócić do sypialni następnego ranka z niewinnym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Jest nieuchwytny, po szkole często biega z ukulele przewieszonym przez plecy, bo na pierwszym roku wszedł na ścieżkę wojenną z woźnym i ma zakaz zostawiania pokrowca w jego składziku. Śmieje się zawsze, chociaż nigdy nie wiadomo czy do kogoś czy z kogoś, bo mimo kochanego usposobienia wredna bywa z niego menda. Z mamą-mugolką nie ma kontaktu, tatuś pozwala mu na wszystko, a dziadkowie rozpieszczają go, ile wlezie. Mimo nie najlepszych stosunków z przyszywanym rodzeństwem i macochą, w razie potrzeby stanąłby w ich obronie (z jednym, malutkim wyjątkiem). Z powodu rodzinnej historii straszny homofob. Ma uczulenie na masło orzechowe, za tosty z serem da się pokroić. Łapacz snów obowiązkowo nad jego łóżkiem. Wyczerpujący, skomplikowany, otwarty na ludzi, zamknięty na zmiany. Trudny do rozszyfrowania. Leoś lew. Leoś wirtuoz. Leoś buntownik.

Powiązania | Historyjka | Tak mówią gwiazdy #1


~ ~ ~
Wątki:  Sky / 3*
Mistrzu Gry, zapraszamy.
Dziki Leoś wyszedł, ale mam nadzieję, że się polubimy. Trzeba się z nim trochę pobawić. Biorę wszystko. Im bardziej szalone, tym lepsze. Szukamy braciszka do nienawidzenia, szczegóły pojawią się w powiązaniach - ale zanim to nastąpi, proszę pisać na maila. Przygarniemy też jakiegoś geja, lesbijkę bądź osobę bi do gnębienia mojego pana - sposób dowolny. Oddam siostrę w dobre ręce - zainteresowanych proszę o kontakt. Piszcie, piszcie, nie gryziemy!
Mail: lovesweetberries@gmail.com
GG: 46650538
Łatwiej złapać nas na gadu. Przypominajcie się na shoucie w razie braku odpowiedzi.
Buźka: Neels Visser
*limity są po to, by je przesuwać

46 komentarzy:

  1. [CZEŚĆ ♡]

    Dzwoneczek i Tygrys ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Uroczy ten Twój Leoś :D Witam serdecznie i zapraszam do siebie, jeśli masz ochotę ;) ]

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ojoj, z moimi panami zdecydowanie się nie dogada. Ale gdyby była chęć na jakieś negatywne i burzliwe wątki to zapraszam. Z drugiej strony mam do zaproponowania Avalon i panią profesor od Astronomii, może próbowałaby Leosia nakłonić do zapisania się na zajęcia z koła astronomów? Musiałabym nad czymś pomyśleć ale łatwiej by mi było, gdybyś wybrała sobie którąś postać :) Ach no i cześć! Mnóstwa wątków i weny. Zostań z nami długo.]

    Avalon, Hyun, profesor Lourdes i Vinay

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak zawsze wszyscy mnie wyprzedzili no xD
    Uznajmy, że to jest wiele wnoszący komentarz. Ale wiesz... mrau :3]

    twoja największa zmora

    OdpowiedzUsuń
  5. [Oh, jaki on uroczy! I to imię <3 Witam serdecznie wśród nas i życzę miłej zabawy :) A także zapraszam do siebie, coś wymyślimy.]

    Tatiana

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Aaaaa wreszcie jakiś gryfon aaa ♥
    Podoba mi się, bardzo mi się podoba. Masz ogromnego plusa za imię. Z Freddiego też jest menda, dogadają się ;3 Zapraszam do siebie i wielu wątków życzę! ]

    Freddie

    OdpowiedzUsuń
  7. [Cześć!
    Una by mu podokuczała, ale jej samej niespecjalnie jest do śmiechu; wszak komu by było, mając homofobów-tradycjonalistów za rodziców? Ale chętnie napiszę z Tobą wątek, jeśli tylko chcesz. Miłej zabawy życzę.]

    U. DeVere | D. Rottley

    OdpowiedzUsuń
  8. [Gryfoni rosną w siłę, co jest bardzo przyjemne, bo ostatnio mało ich coś było! Fajny Leoś, choć rzeczywiście brzmi skomplikowanie, ale to tylko sprawia, że jest niezwykle ciekawy. Moja Lu, choć muzykalna ni w ząb nie jest, chętnie pościga się na miotłach. Złap ją, Leo, jeśli potrafisz! ;)]

    Lucy Wood/Ethel Covel

    OdpowiedzUsuń
  9. [Czy on naprawdę śpiewa pod prysznicem? Lila by go za to pokochała, bo robi to samo, z tym, że raczej skryta wśród konarów drzew i pewna, że nikt nie patrzy. :D
    Dziękuję bardzo za miłe słowa! To naprawdę przyjemne, aż się poczułam doceniona, a z moją dramatycznie niską samooceną jest to spory wyczyn. c:
    Lily na pewno by się nie spodobało, że Leoś jest taki nietolerancyjny, bo ona sama to aż kipi tolerancją (chyba, że ktoś jej zalezie za skórę). Są w jednym Domu, więc młoda mogłaby go sobie upodobać jako starszego kumpla, bo starsi koledzy są super, a dodatkowo ten jeszcze lubi się wymykać po nocach, tak jak ona. c:]

    Lily Potter

    OdpowiedzUsuń
  10. [Dziękuję, to bardzo miłe. Lubię intrygować ludzi. c:
    Una raczej nie jest wrogo nastawiona do ludzi, nawet do homofobów, bo skoro się kryje, to niespecjalnie ma ją kto gnębić z powodu orientacji, więc sądzę, że z jej strony byłaby to sympatia. Tym lepiej, jeżeli rodzina Leosia jest wśród czarodziejów krytykowana – DeVere z pewnością chętnie porobiłaby rodzicom na złość, bo sama na takie rzeczy nie zwraca uwagi. Z tym, że pewnie syczałaby na niego, by nie pokazywali się razem wśród Ślizgonów, z których każdy może donieść swoim rodzicom, a ci doniosą rodzicom mojej panny...
    Także obstaję za relacją przyjacielską. Una chętnie by uciekła od sztywnych ram życia rodzinnego. :)]

    Una DeVere

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Ooo, ja chętnie pognębię, mam dwóch panów gejów, więc możesz wybierać. Bardzo fajna postać, lubię homofobów. Podoba mi się kreacja postaci, bo wydaje mi się, że Leoś całkiem przyjemny w obyciu jest mimo tego, że menda. Życzę dobrej zabawy z Gryfonem i morza weny :) ]

    Louis Wallsh/Karol Zdunk

    OdpowiedzUsuń
  12. [Co to tutaj za Leonardy. Mój Lenard czuje się zagrożony. Witaj na blogu, naprawdę super postać, chociaż trudny z niego jegomość. Trzymaj się, w razie czego wpadaj!]

    Laura // Aaron // Lenard

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Nie wiem, czy sprawdzasz maila, ale jest tam wiadomość ode mnie :P ]

    Louis Wallsh

    OdpowiedzUsuń
  14. [Dołączę do grona witających, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł. Twój Leoś mógł się bardzo, bardzo dogadywać z Rose na pierwszym roku, bo byli wtedy dość podobni, a i moja różyczka była bardziej otwarta na ludzi niż jest teraz.
    A jaka relacja byłaby teraz... cóż... jak by się Leonard zachowywał, widząc dawną przyjaciółkę, która go nagle wystawiła i porzuciła, żeby stać się kujonką i nadętym prefektem? ;)]

    Rose Weasley

    OdpowiedzUsuń
  15. Najdziwniejsza była cisza.
    Dopiero teraz Addison uświadomiła sobie, jak wiele dźwięków w jej życie wniósł Leonard swoją obecnością. Szybko zdążyła się przyzwyczaić do cichego, melodyjnego brzdąkania na ukulele, które podążało za nią korytarzami, do nieustannego stukania palcami o blat stołu, by wydobyć z niego głuche brzmienie, do dwóch pałeczek od perkusji schowanych zawsze w tylnej kieszeni spodni i używanych przy każdej możliwej okazji na talerzach, szklankach, posągach czy podręcznikach, by wydobyć z nich muzykę, o którą nikt by ich nie posądzał. Kiedy Leo odszedł, zostawił ją z wypełnioną wyrzutami, rozgoryczeniem i złością ciszą – tak wymowną i tak bolesną, że próbowała zagłuszyć ją wyjącymi, przeszywającymi na wskroś utworami Banshee's Scream, zespołu o najcięższym, najbardziej psychodelicznym brzmieniu, jaki znalazła na przestrzeni ostatnich lat, a mimo to nie była w stanie pozbyć się ciężaru tego milczenia. Dopiero gdy zniknął, zrozumiała, że był źródłem tego kontrolowanego chaosu, harmonijnego hałasu i cholera jasna, brakowało jej dźwięków, które zawsze go otaczały. Cisza była pierwszym symptomem ich końca. Nie powinna za nim tęsknić. Nie powinna tęsknić za niczym, co miało z nim związek, ale ta bezgłos z dnia na dzień narastał, stając się nie do wytrzymania. Cisza przypominała jej, co straciła – muzykę wypełniającą jej duszę.
    Podczas gdy cała szkoła znalazła się na trybunach otaczających boisko do Quidditcha, w przytłaczającej większości kibicując Gryfonom i zachęcając ich do boju, jej po raz pierwszy zabrakło wśród podekscytowanych gapiów. Przez ostatnich sześć lat nie przegapiła żadnej rozgrywki, za bardzo kochała ten sport, by niepogoda lub inne okoliczności powstrzymały ją przed podziwianiem meczu, a teraz zaszyła się w opustoszałej części szkoły, próbując zignorować fakt, że przez ostatnich sześć miesięcy jak głupia wykrzykiwała entuzjastycznie jego imię, nie mogąc oderwać wzroku od jego sylwetki, gdy z gracją dzikiego kota przecinał powietrze. To byłoby zbyt bolesne – obserwowanie go na miotle i przypominanie sobie tych wszystkich wolnych chwil, które skradli z napiętego grafika, siedząc na trybunach, całując się i wspólnie trenując, mimo że kapitanowie ich drużyn chcieli ich za to zamordować. Świętowano zwycięstwo Gryfonów nad Ślizgonami, a ona ze sztucznym uśmiechem przytakiwała, gdy kolejni znajomi zachwycali się grą tego, który przecież nic dla niej nie znaczył. Dlaczego na sam dźwięk jego imienia dostawała mdłości? Wszyscy wiedzieli, że ich związek był chwilową zachcianką, która nie miała racji dłuższego bytu, chociaż stali się małą sensacją, gdy po sześciu miesiącach rozstań i powrotów wciąż chcieli dawać sobie szansę.
    Trudno było jej przebywać w Pokoju Wspólnym Gryfonów, wiedząc, że on również tutaj będzie, jak zawsze znajdując się w centrum uwagi pulsującego rytmem muzyki tłumu. Niemal wszystkie czynności wykonywała mechanicznie; nie rejestrowała smaku wypitych trunków, których rachubę dość szybko straciła, jej taneczne ruchy były niemrawe i mało energiczne, mimo że z głośników płynął jazgot mający wypełnić pustkę, jaką zostawił po sobie Leonard, kąciki jej ust bolały od nieszczerego uśmiechu, podobnie jak skóra na ramieniu, gdzie brutalnie zacisnęły się palce brata Blueberry'ego. Chciała zostawić wszystko za sobą, zapomnieć na jedną chwilę, zanurzyć się w czymś, co nie będzie świadomością jego obecności, a do tego musiała zmienić muzykę. Przepychała się łokciami w tłumie niczym mała torpeda, aż w końcu dobrnęła do pulpitu DJ'a.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drgnęła, kiedy niespodziewanie pojawił się za jej plecami. Zwrócił się do niej bezpośrednio po raz pierwszy od prawie trzech miesięcy i boleśnie ścisnęło ją w zdradzieckim sercu, które przyspieszyło swój rytm. Addison bezwiednie sięgnęła do szyi, a kąciki jej ust nieznacznie opadły, gdy palcami natrafiła jedynie na swoją rozgrzaną skórę. Jeszcze kilka miesięcy temu nosiła naszyjnik, z którym nigdy się nie rozstawała, a którego delikatny ciężar w dziwny sposób dodawał jej otuchy. W chwilach, w których była zaniepokojona lub zestresowana, bawiła się przywieszką, zaciskając na niej swoje drobne palce. Historia Addie oraz Leo była burzliwa, jednak nigdy nie odważyła się zdjąć naszyjnika po kolejnej sprzeczce, wiedząc, że byli ponad dzielące ich różnice i poglądy, że znajdą jakiś dziwny, szalony sposób, by do siebie wrócić. Ich związek nie był normalny, czasami wręcz miała wątpliwości, czy można to było nazwać związkiem, ale gdy już raz siebie zakosztowali, nie potrafili bez siebie wytrwać zbyt długo, nawet jeśli nieustannie doprowadzali się do szału. Jednak ich ostatnia kłótnia była inna niż poprzednie, a Addison zrobiła coś, czego niezmiennie żałowała od wielu tygodni: zerwała łańcuszek i rzuciła nim w twarz Leonarda, odchodząc. Od tamtego dnia wielokrotnie sięgała do szyi, w nawyku pragnąc uchwycić zawieszkę między palce, ale napotykała pustkę, która przypominała jej o tym, że dobrowolnie zrezygnowała z jednej z niewielu rzeczy, które były w stanie ją uspokoić, a wszystko to w imię dumy, która nie pozwalała jej się przyznać do błędu.
      Splotła palce na klatce piersiowej, ukrywając ich drżenie i wojowniczo uniosła podbródek do góry.
      — Z tego co ja wiem, kochanie, zostałam zaproszona przez mnóstwo osób. — Kłamstwo numer jeden: do niedawna pewnie faktycznie wiele uczniów chciałoby ją widzieć na swojej imprezie, bo razem z Fredem potrafili zrobić niezłą demolkę, ale w tym roku wiele spraw uległo zmianie. Addison została wytykanym palcami, szykanowanym wyrzutkiem, na którym co trzeci rówieśnik szukał zemsty za krzywdy poniesione w III wojnie, a Freddie ukończył Hogwart, przez co jego wpływy w Gryffindorze znacząco zmalały. — Twój brat bardzo ucieszył się, że przyszłam. — Kłamstwo numer dwa, jednak Leonard nie musiał znać powodu, dla którego została zaciągnięta do tak znajomego dormitorium chłopców. — Nie rozumiem, jaki masz problem, kotku. Przecież nie przeszkadzam ci w zabawach z twoimi przyjaciółkami. Moja obecność nie przeszkadzała ci w tym nawet wtedy, gdy byliśmy jeszcze razem, czyż nie?
      Na owłosione klejnoty Merlina! Nie powinna była tego mówić. Przymknęła powieki, próbując się uspokoić i przegryzła mocno wnętrze policzka, czując na języku metaliczny posmak krwi. Obojętność była trudniejsza w udawaniu niż jakiekolwiek inne uczucie. Do tej pory granie niezainteresowanej, chłodnej i zdystansowanej byłej dziewczyny szło jej doskonale: unikała robienia scen na środku korytarza, odwracała wzrok, gdy widziała ocierające się o jego ciało panienki szukające tylko sposobności, by wskoczyć mu do łóżka, mimo że Leo miał o wiele więcej do zaoferowania niż sześciopak na brzuchu. Kiedy szedł holem w jej stronę, wskakiwała do pustej klasy lub wykonywała taktyczny odwrót. Robiła wszystko, by przypadkiem nie znaleźć się blisko niego, by nie wciągnąć w płuca jego obezwładniającego, męskiego zapachu, ktory sprawiłby, że zatęskniłaby za jego silnymi ramionami, miękkimi pocałunkami i cichymi słowami kierowanymi wprost do jej ucha. Tak bardzo starała się trzymać pozory... ale ilość alkoholu płynąca w jej żyłach i wzburzenie wywołane jego niespodziewaną bliskością sprawiły, że zjadliwe, oskarżycielskie słowa wymknęły się z jej ust, zanim zdążyła przemyśleć ich wydźwięk.

      ta zła

      Usuń
  16. [Jej jaki on uroczy <3 Chce wątek! Pomysłu nie mam, ale razem uda nam się coś wymyślić :D Zapraszam do Sierry! :3]

    OdpowiedzUsuń
  17. Cieszę się, że tu jesteś. Jej głupie serce wywinęło radosnego fikołka w klatce piersiowej, ale już po chwili rozbiło się na milion malutkich kawałeczków, które scaliły się w jedno pod wpływem wypełniającej jej furii. Będzie miał kto się nim zająć, skoro z moim bratem zdążyłaś już się rozprawić. Jak on śmiał..? Jak on mógł sugerować, że..? Zatrzęsła się z bezsilnej wściekłości, bo o ile jej oskarżenia miały podstawy, o tyle on przekroczył niepisaną linię. Addison zadziałała instynktownie; jej dłoń poderwała się do góry gotowa odbić się czerwonym, palącym śladem na policzku Leonarda, ale w ostatniej chwili zmieniła jej tor ruchu i po prostu poklepała go po ramieniu. Za mocno, by uznać to za przyjacielski gest, ale również za delikatnie, by dopatrzeć się w tym przejawów wypełniającej jej złości. Nie mogła dać mu tej satysfakcji. Nie mogła pozwolić, by w ten prymitywny sposób przejął kontrolę nad sytuacją i złapał ją w zastawione sidła.
    Wzięła drżący oddech.
    — Wypiłeś za dużo — szepnęła Addie, z niepokojem marszcząc brwi i uważnie badając spojrzeniem jego nieprzeniknioną twarz. — Powinieneś wrócić do łóżka. Nie myślisz jasno i za niedługo zrobisz coś, czego będziesz jutro żałował.
    Znała go. Znała każdą krzywiznę jego szczęki, całowała każdy pieprzyk na jego skórze, muskała opuszkami palców każdy doskonale wyrzeźbiony mięsień, ale nie tylko jego ciało stało się dla niej mapą, którą nauczyła się odkrywać w zaciszu ich własnego świata. Leżąc u jego boku, zanurzała się we fragmentach jego duszy, które gotowy był jej pokazać. Znała historię Leonarda na długo zanim poznała jego, jednak był tym rzadkim przypadkiem, w którym przeszłość nie definiowała osoby. Wiedziała, jaka drużyna Quidditcha była jego ulubioną i na urodziny zorganizowała ich wspólny wypad na mecz zespołu (który obecnie był jej najbardziej znienawidzonym teamem na świecie i bojkotowała każdą rozgrywkę Quidditcha w ich wykonaniu), a nawet załatwiła mu spotkanie z Brandonem Grantem, najlepszym ścigającym ligi, na którego widok Leo zaczynał się ślinić bardziej niż wtedy, gdy przyłapała go na wgapianiu się w obfity biust długonogiej, starszej o rok Krukonki, która rozmiarami nie do końca naturalnych krągłości przyciągała wzrok niejednego przedstawiciela płci męskiej. Dostanie biletów w loży VIP na to najgorętsze spotkanie sezonu graniczyło niemal z cudem, a jej podziękowaniem było przyłapanie tydzień później Blueberry'ego w momencie, w którym był zaciągany do składzika woźnego przez ową Krukonkę, przez co Addie omal nie rozpętała IV wojny. W dzień, który był rocznicą odejścia jego matki od ojca, upewniła się, że skrzaty domowe podadzą na deser jego ulubione ciasto, o co Leo zabiegał od... zawsze. Znała na pamięć piosenki jego ulubionego zespołu, mimo że grali najgorszą muzykę pod słońcem i za każdym razem śmiała się z najlepszego według Leonarda żartu na świecie, mimo że nie był ani trochę zabawny. Nigdy nie była dobra w słowach, o czym doskonale wiedział, z jej ust ani razu nie padło kocham cię, jednak to właśnie te drobnostki ich scalały. Zdarzały się dnie, gdy nie widziała świata poza nim. Znała go. Jego marzenia i lęki, poglądy i nadzieje. Znała każdą najmniejszą cząstkę jego osobowości, dobrą i złą, białą i czarną, doskonałą i wymagającą naprawy. Znała każdą nierówność jego duszy, każdą bliznę szpecącą jego serce, jego brzydką stronę, a mimo to nie potrafiła od niego odejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim zdążyła się powstrzymać, przejechała kciukiem po jego ustach, uwalniając zagryzioną dolną wargę. Kusiło ją, by złożyć na niej pocałunek delikatniejszy niż muśnięcie skrzydeł motyla, puścić maszynę ponownie w ruch, ale... Nic nie działo się bez przyczyny. Przecież mogli wciąż ciągnąć tę relację złożoną z cudownych wzlotów i jeszcze boleśniejszych upadków, mogli przymknąć oko na swoje wyskoki prowadzące tylko do głębszego ranienia siebie nawzajem, mogli wyzywać się od najgorszych, zadawać ciosy poniżej pasa tak jak tylko oni potrafili, stosować nieczyste zagrywki, przekręcać nóż w ranie zadanej prosto w serce, jednak z jakiegoś powodu po prostu odwrócili się do siebie plecami, z hukiem zatrzaskując drzwi do tego etapu. Oboje byli już zmęczeni tym, że słodycz wspólnych chwil nosiła gorzki posmak trucizny, że za ukojeniem w bliskości podążał dystans zrodzony z nienawiści. Mogliby dalej ciągnąć tę ułudną gierkę, ale w pewnym momencie oboje zaczęli pragnąć czegoś więcej... I sparzyli się, nie wiedząc, jak to dostać.
      — Zatrzymaj swoje problemy dla siebie, mnie one już nie interesują — syknęła Addie przez zaciśnięte zęby, zaciskając drobne dłonie w pięści, by powstrzymać się przed popchnięciem Leonarda. — Przestań mieszać w to wszystko Freda. To nie jego wina, że mu nie dorównujesz i najwyraźniej to wzbudza w tobie kompleksy. Dorośnij w końcu, Blueberry.
      Cofnęła się o krok. Dlaczego tak trudno było im ze sobą po prostu porozmawiać? Dlaczego nie potrafili znaleźć sposobu na to, by okiełznać targające nimi emocje i znaleźć sposób na to, by po prostu ze sobą być? Wiedziała, że przy nikim innym nie będzie czuła się równie żywa jak przy Leo, że niczyja obecność nie będzie jej równie mocno elektryzować i już do końca życia będzie żałowała wszystkiego, co się między nimi wydarzyło, ale nie potrafiła się wycofać. Ustępowanie nigdy nie było jej mocną stroną.
      — Jesteś pijany — przypomniała mu jeszcze Addison, rozglądając się z niepokojem. Gdyby ktokolwiek usłyszał słowo magiczne szafa, podziałałaby ono na towarzystwo mocniej niż Avada Kedavra, a zamknięcie w niewielkiej przestrzeni z jej byłym chłopakiem, do którego wciąż coś czuła, znajdowało się na samym szczycie jej listy nie powinnaś tego robić nawet jeśli alternatywą byłby pocałunek dementora.

      Usuń
  18. Wybrałabym ciebie, ty durniu. Gdybyś tylko poprosił... Za każdym razem wybrałabym ciebie. Mimo wszystko. Chciała mu to wykrzyczeć prosto w twarz, ale nie mogła. Zbyt wiele się między nimi wydarzyło, by mogli powrócić do tej kwestii. Jak sam powiedział, nic już dla siebie nie znaczyli, a przyznając się do tego, tylko dostarczyłaby mu amunicji. Leonard nie mógł pociągnąć za spust, dopóki sama nie dostarczyła mu broni.
    — Przestań, Leo. Po prostu przestań — warknęła Addison, poderwała ponownie dłoń, jakby samym gestem chciała zmusić go do zamilknięcia, ale chłopak był szybszy. Złapał ją za nadgarstki, ciągnąc za sobą na parkiet między tanecznych niedobitków, którzy wydawali się mieć równie dużo energii co na początku imprezy. Próbowała mu się wyrwać na wszystkie sposoby, uniosła nawet kolano, celując w jego przyrodzenie, by wywinąć się z jego uścisku, jednak chybiła, a on prowadził ją pewnie oraz nieustępliwie. Nie rozumiała, czego od niej chciał, zwłaszcza gdy bez wahania przyciągnął ją do siebie, opierając ręce na jej biodrach. Wprawiał ją w coraz większą dezorientację, co nie mogło się skończyć dobrze; nie lubiła tracić kontroli nad sytuacją, panikę maskowała agresją, w dodatku oboje byli pijani, alkohol jedynie podgrzewał ich wojownicze nastroje. Addie wiedziała, że musiała jak najszybciej zakończyć to dziwne spotkanie, wybiec z Pokoju Wspólnego Gryffindoru bez oglądania się za siebie, jednak... Przyszła tutaj, bo nie widziała go od trzech miesięcy i tęsknota popychała ją do głupich działań. Z dnia na dzień stawała się coraz bardziej zdekoncentrowana, jej myśli błądziły wokół zakazanych wspomnień, kiedy zamykała oczy widziała tylko jego przystojną twarz, za każdym razem skupiając się na innym szczególe. Nigdy nie mogła się zdecydować, co wolała podziwiać: jego kuszące, idealnie wykrojone usta, które przynosiły jej jednocześnie ból i rozkosz czy może roziskrzone, błękitne oczy, w których zachłanne pożądanie przeplatało się z odrazą. Łudziła się, że w tłumie łatwo będzie jej się schować i podziwiać go z dystansu, uspokoić serce, które wyrywało się do niego za każdym razem, gdy charakterystyczna blond czupryna migała jej w tłumie. Gryfoni świętowali, członkowie drużyny byli noszeni na rękach i nieustannie otaczała ich grupa pijanych fanów; w takich warunkach nikogo nie powinna dziwić obecność dziewczyny, nikt nie powinien na nią zwrócić uwagi. Liczyła na to, że zajęty kolejnymi podbojami Leo również pozostanie nieświadomy, bo jak miałaby to wszystko wytłumaczyć? Między nimi padły niewybaczalne słowa, oskarżenia, których nie dało się cofnąć. Więcej niż chwil szczęśliwych miała w pamięci tych katastrofalnych. Byli dla siebie toksyczni i powinni trzymać się od siebie z daleka, co powtarzał im niemal każdy znajomy. Ona też doskonale o tym wiedziała. Ale gdy po trzech miesiącach w końcu trzymał ją w swoich ramionach, nie była w stanie naprawdę go odepchnąć. Przynajmniej dopóki znowu się nie odezwał, wysyłając zatrute strzały prosto w jej serce.
    — Twoje podchody są żałosne, Blueberry. Skoro tak bardzo chcesz pobyć ze mną sam na sam w szafie, wystarczyło ładnie poprosić — wymruczała mu pogardliwie do ucha Addison, nie mogąc się powstrzymać przed nieznacznym zaciśnięciem zębów na jego płatku. Tak łatwo byłoby się w tej chwili poddać fali pożądania, która stopniowo pochłaniała jej ciało; przytłumione światła, tłum ocierających się o siebie ludzi, dudniąca muzyka nadająca rytm ich doskonale zsynchronizowanym ruchom, czysty alkohol wypełniający ich żyły zamiast krwi, jego biodra przyciśnięte do jej, ciepłe dłonie osadzone na jej talii trzymające ją niczym w imadle, gorączkowy oddech owiewający jej szyję... Zbyt łatwo przychodziło jej zatracanie się w doznaniach oferowanych jej przez jego bliskość. Mogłaby nieznacznie unieść głowę, by przesunąć wargami po jego żuchwie i odnaleźć miękkie wargi, ale zamiast tego przycisnęła skroń do jego policzka, sącząc jad wprost do jego ucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — No dalej, kochanie. Przecież wiem, że chcesz wznowić tę gierkę, która przyniosła ci tyle rozrywki na przestrzeni sześciu miesięcy. Pokaż wszystkim niedowiarkom, że dalej możesz się w to bawić, nawet jeśli oficjalnie nie jesteśmy już razem. Udowodnij im, że potrafisz mieć każdą, nawet swoją byłą dziewczynę skomlącą o więcej na zawołanie. Zaciągnij mnie do szafy, wykorzystaj w swojej małej gierce, podbuduj swoje ego i reputację, bo najwyraźniej wciąż ci mało, a kiedy mnie już przelecisz i uspokoisz swoje pragnienie rozrywki, odejdź jak zawsze, gdy już ci się znudzi. Przecież tylko tego ode mnie zawsze chciałeś. Miejmy to już z głowy.
      Brutalnie wyswobodziła się z jego objęć. Furia i upokorzenie zupełnie przejęły nad nią kontrolę, dodając jej siły, by złapać Leonarda za nadgarstek i pociągnąć w kierunku tej durnej szafy. Proszę bardzo, pragnął zrobić z niej dziwkę, więc właśnie to dostanie. Będzie potem mógł się chwalić przed kolegami, że wróciła, błagając o więcej. Skoro tak bardzo chciał robić aluzje do tego, że miał ją za puszczalską szmatę, dostarczy mu odpowiednich argumentów. Korzystając z tego, że chłopak nie widział jej twarzy, rękawem koszulki szybko otarła oczy, w których zebrały się zdradzieckie łzy pełne złości. Leo nie miał żadnego prawa, by tak się z nią bawić. Ignorować ją przez pierwsze trzy tygodnie szkoły, by na imprezie dawać jej sprzeczne ze sobą sygnały: przyciągać ją do siebie fizycznie i odpychać za pomocą słów, tylko pogłębiając między nimi przepaść. Addison zawsze miała wrażenie, że pasja w ich związku była w stanie zostawić za sobą tylko pożogę; wrócili do etapu nienawiści, mimo to przytłaczające pragnienie oraz rozdmuchany ogień nie odeszły wraz z uczuciami. Może faktycznie będzie im łatwiej, gdy Leonard zaliczy ją w szafie, odhaczając z listy panienek, z którymi chciał uprawiać seks przed ukończeniem szkoły. Bo przecież tylko tego od niej oczekiwał. A wtedy upewni Addison w przekonaniu, że jest skończonym skurwielem i nie powinna marnować więcej czasu na wspomnienia oraz tęsknienie za nim.

      Usuń
  19. Addison nie potrafiła powstrzymać jęku, czując jego nieustępliwe wargi na odsłoniętych, smukłych obojczykach. Wplotła palce w jego włosy i mocno szarpnęła, Leo jednak nic sobie z tego nie robił, zaciskając zęby na wrażliwej skórze szyi. Cholerny dupek, wiedział, na jakie pieszczoty jej ciało najmocniej reagowało i nie wahał się z tego korzystać. W jej wnętrzu na nowo zapłonął ogień pożądania, mamiąc jej zmysły. Kolana jej zmiękły, oddech chrapliwym przyspieszył, mimo że jego silny uścisk powodował ból i następnego dnia mogła się spodziewać fioletowych sińców na ramionach oraz karku. Wprawiał każdy jej najdrobniejszy mięsień w drżenie, skóra naelektryzowała się w oczekiwaniu na więcej pieszczot. Powinna go odepchnąć. Znaleźli się tutaj, bo go sprowokowała, a on ją podpuścił; chcieli się nawzajem wykorzystać, ale z jakiegoś powodu to wcale nie wydawało się złe, skoro dzięki temu mogła zatrzymać go blisko siebie i choć przez kilka minut udawać, że nic się między nimi nie zmieniło. Powinna jak najszybciej przyciągnąć do siebie jego twarz, całować go przez określoną ilość sekund, by uciec z niewielkiej przestrzeni, jaką musieli dzielić, jednak odwlekała ten moment w czasie. Zostali odgrodzeni od świata. Tylko ona i on. I powietrze rozgrzane od nienawiści, napięcia oraz desperacji.
    — Jak możesz być tak pewny, że przez cały czas tylko udawałam? — spytała z goryczą Addison. Znała go, ale czy on znał ją? Powinien wiedzieć, że nigdy w swoim życiu specjalnie kogoś nie wykorzystała. Była zbyt prostolinijna na podobne ohydne gierki, wolała otwarte starcia niż sprytne podchody. Mówiła otwarcie, gdy coś jej nie pasowało, będąc szczerą do bólu. Dlaczego Leo w ogóle uwierzył w taką wersję bez mrugnięcia okiem? Przecież wiedział, że nie byłaby w stanie tak długo udawać, nie mogłaby tak bezlitośnie zawodzić nawet swojego największego wroga. Dlaczego tak pochopnie wyciągnął wnioski?
    Sprzedałaś się. Jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch, a potem zaczął kopać po żebrach. Addison wyminęła chłopaka, podchodząc do drzwiczek szafy i mocno napierając na nie ramieniem. Drewno zatrzeszczało nieprzyjemnie, ale nie ustąpiło. Cofnęła się, kopiąc w drzwi, jej cytrynowe trampki zalśniły w ciemności, jednak wejście pozostały zamknięte. Szafa została specjalnie zaklęta i otworzy się dopiero wtedy, gdy wypełnią zadanie, ale po tym, co powiedział, myśl o pocałowaniu go wywoływała u niej mdłości. Musiała się stąd wydostać. Nigdy nie miała klaustrofobii, lecz teraz wydawało jej się, że pomieszczenie zaczęło się kurczyć, ściany napierały na nią ze wszystkich stron, wyduszając z jej płuc drogocenne powietrze. Nie chciała go słuchać, nie chciała wierzyć w jego słowa, spodziewając się, że to kolejny wybieg ułatwiający mu zabawę jej kosztem, ale brzęk metalu uderzającego o drewniane dno sprawił, że zamarła z pięściami uniesionymi do ataku na drzwiczki. To nie mógł być...
    — Leo — szepnęła, łącząc w tym jednym wyrazie wszystko, co w tej chwili czuła: obezwładniający szok, niespodziewaną czułość oraz udrękę związaną z miesiącami rozłąki, podczas których wmawiała sobie, że między nimi niczego nie było i naprawdę stanowiła dla niego chwilową rozrywkę. Gdyby Addison uwierzyła, że żywił do niej prawdziwe uczucia, że to było coś więcej niż przelotny flirt i niezobowiązująca zabawa, musiałaby zmierzyć się z faktem, że zaprzepaściła wszystko przez swoją głupotę, złośliwość oraz chęć utrzymania reputacji, a nie była na to gotowa. Powtarzanie sobie, że żyła w bzdurnej iluzji uczucia było niesamowicie bolesne, lecz łatwiejsze niż zaakceptowanie rzeczywistości. Chciała zrobić z niego skurwysyna, który za jej plecami nieustannie pakował się do łóżek szkolnych piękności, stworzyć obraz aroganckiego dupka bawiącego się uczuciami innych i dbającego tylko o siebie, zrzucić na niego winę za cierpienie, którego źródłem okazała się ona sama; gdzieś w głębi siebie zawsze wiedziała, że to ona stała się przyczyną ich rozpadu, chociaż nie potrafiła się do tego przyznać, odgrywając sama przed sobą rolę zranionej ofiary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamtego dnia... Nic jej nie tłumaczyło, ale Addie była po prostu zmęczona. Wykończona krzywymi spojrzeniami i zjadliwymi komentarzami, strachem o starszego brata i własną przyszłość, bo właśnie dostała list od organizatora Quidditch Qampu, prestiżowego obozu treningowego dla wschodzących młodych gwiazd tego sportu, który w ostatniej chwili odwołał jej uczestnictwo ze względu na protest części z wysoko postawionych w Ministerstwie rodziców. Już od tygodnia między nią a Leonardem się psuło, teraz już nawet nie pamiętała z jakiego powodu – to zawsze była jakaś błahostka, która nie miała znaczenia, mimo to powodowała reakcję łańcuchową zakończoną wybuchem. Brakowało jej Gryfona, ale kiedy znalazła go na korytarzu, wciąż wściekły zbył ją jakąś bzdurną wymówką i poszedł za długonogą koleżanką z rocznika. Znajome Addison znowu zaczęły krytykować jej wybór, głośno zastanawiając się, jaki chłopak nie wspierałby swojej dziewczyny w trudnych chwilach, włócząc się z jakąś lafiryndą po zamku. Po prostu chciała, żeby zostawiły ją w spokoju, więc nieświadoma obecności Leo sprzedała im historyjkę o zakładzie, podsumowując ją w jednoznaczny sposób stwierdzeniem, że tak naprawdę nie był jej chłopakiem, nic do niego nie czuła, a wszystko stanowiło część wyzwania. Wszyscy wiedzieli, jak bardzo Addie kochała ryzyko i podejmowanie teoretycznie niemożliwych do wykonania zadań, dlatego nikt nie wątpił w prawdziwość jej wyznania.
      Nawet sam Leonard.
      Była zbyt dumna, by wycofać się z wypowiedzianych słów, zbyt głupia, by odpowiednio szybko dostrzec ich efekt, zbyt złośliwa i zdeterminowana w swoim postanowieniu, by odpłacić mu za wcześniejsze zachowanie. Pozwoliła, by ta najbardziej irracjonalna i samodestrukcyjna część jej osobowości przejęła kontrolę nad jej czynami. Nie potrafiła się zdobyć na to, by przeprosić i w końcu powiedzieć mu, że go kocha, skoro Leo uderzył w jej największy lęk związany z ich związkiem: przyznał, że była to dla niego jedynie rozrywka. Potem było już za późno, by wszystko odkręcić, a gdy ochłonęła, nie potrafiła znaleźć usprawiedliwienia dla swoich słów, dlatego to z Blueberry'ego uczyniła antagonistę. Wykreowała w myślach jego wizerunek złożony jedynie z wad, na każdym kroku upewniając się w przekonaniu, że ją wykorzystywał, bawił się jej kosztem, a potem porzucił. Chciała go winić. Potrzebowała tego. Bo zmierzenie się z faktem, że to ona doprowadziła do tego wszystkiego, zniszczyłoby ją.
      A teraz trzymała w dłoniach dowód będący potwierdzeniem tego, co od dawna podpowiadała jej intuicja: to ona była czarnym charakterem.
      Potarła kciukiem zawieszkę, wpatrując się w nią jak urzeczona. Drobne ukulele było nie tylko głupim gadżetem dla fanów muzyki, dla nich niosło o wiele głębsze znaczenie. Na pierwszym roku brat Leonarda zniszczył jego ukochany instrument. Chłopak był tak zrozpaczony, że mimo ich wzajemnej niechęci Addie nie potrafiła powstrzymać się przed kupnem nowego ukulele, które zostawiła na jego łóżku w dormitorium, upewniając się wcześniej, że nikt jej nie widział. Później wielokrotnie groziła Leo, że rozwali mu instrument (z autorskim, własnoręcznie wyskrobanym przez nią serduszkiem na pudle rezonansowym), jednak nie mogłaby tego zrobić, wiedząc, jak bardzo go to bolało. Ich kłótnia, podczas której doszło między nimi do pierwszego pocałunku, zaczęła się właśnie od tematu muzyki.

      Usuń
    2. Potem często siedziała między jego nogami, opierając się plecami o jego klatkę piersiową, podczas gdy on kładł instrument na jej brzuchu i grał, nucąc jej do ucha. Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jej usta, gdy przypomniała sobie ostatnie przeprosiny Leonarda; grał na ukulele na środku zatłoczonego korytarza romantyczną, obciachową piosenkę i nie miał zamiaru przestać, dopóki nie zaśpiewa z nim refrenu na znak zgody.
      Addison ostrożnie zawinęła zawieszkę w atłasową chusteczkę i niepewnie zbliżyła się do Leo, wsuwając mu pakunek z powrotem do tylnej kieszeni spodni. Nie cofnęła jednak dłoni ani się nie odsunęła.
      — Wciąż mącisz mi w głowie — mruknęła, kręcąc głową jakby z niedowierzaniem. — Każdego dnia. Każdej godziny. W każdej sekundzie.

      Usuń
  20. Pomalutku uczyła się działać mechanicznie. Jakby z jednej strony usilnie potrzebowała nauczyć się drobnych, rutynowych działań, które wprowadzają spokój i porządek, a z drugiej jakby nie leżało to zupełnie w jej naturze. Gdy przychodził wieczór, modliła się tylko by w końcu minęła ta znienawidzona przez nią chwila, gdy nie wiadomo, czy jeszcze jest jasno, czy już jest ciemno. Sięgała po ciastko owsiane i kubek herbaty, choć przy skrzącym się płomieniu w kominku wcale nie było zimno. Odrabiała pracę domową z zaklęć w kącie, przy stoliku, przy którym stało tylko jedno krzesło. Tym samym wyraźnie dawała do zrozumienia, że nie chce, by ktoś się do niej dosiadał. Niektórzy siedzieli obok, drapiąc się w głowy. Nie rozumieli dlaczego zachód słońca jest w stanie zmienić humor tej jednej dziewczyny. A ona? Ona była zakochana w zachodzie słońca i tylko w nim. Był obietnicą, że już za chwilę zamknie oczy. Pozwoli myślom płynąć spokojnie, bez uważania na każdy krok, ruch, słowo. I gdy już wszyscy sobie pójdą, machając na dobranoc, ona usiądzie na kanapie i jeszcze chwilę popatrzy w ogień. Co z tego, że będzie już grubo po północy.
    Noc była czasem, kiedy działy się rzeczy niemające racji bytu za dnia. Wszystko stawało na głowie, jakby ciemność potrafiła wykrzywić nawet relacje między ludźmi. Nawet Lucy uśmiechała się wtedy inaczej, nawet do osób, które mijała na korytarzach bez specjalnej uwagi im poświęconej. Mogło zdarzyć się wszystko, a jednak w jej głowie nie działo się nic. Gdy układała się na kanapie, pilnując się by nie zasnąć, przyłapywała się na tym, że w jej wyobraźni panuje wszechobecna, szara mgła, zapowiedź spokoju. Nie myślała o przyjaciołach, ani o wrogach, nie myślała o nauce, ani o tym ile jeszcze musi zrobić. Nie planowała, nie zastanawiała się jak powinna działać, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń, a jednocześnie pomału odsuwać się od wszystkich tak, by po tym jak zniknie, nikt nie mógł powiedzieć więcej niż To była taka urocza dziewczyna. Szkoda jej.
    Tym razem jednak nie dała rady powstrzymać zamykających się oczu. Zbyt dobrze i spokojnie się czuła. Skąd mogła wiedzieć, że lada moment wpadnie tu osoba, z którą łączyło ją jednocześnie wszystko i nic. Której nie znosiła tak mocno, jak lubiła. Która przykuwała całą jej uwagę, jednocześnie nie wzbudzając jej wcale. Która wkurzała, wzbudzając sympatię. Że obudzi ją, korzystając z faktu, że Lucy nie zamknęła się w dormitorium i że zabierze gdzieś, gdzie w niewytłumaczalny sposób zdarzy się wszystko, czego w tej chwili potrzebowała. Chyba śniła. Śniła o muzyce, o światłach. Jej głowa malowała obrazy, które wywoływały uśmiech na zaspanej buzi. Zanim się obejrzała, leżała na kanapie zwinięta w kłębek, z jedną dłonią wplecioną w rude włosy, których nie ścięła w te wakacje. Zmieniała się, ale tak niezauważalnie, jak rosły jej włosy.
    Nie spodziewała się, że za chwilę ujrzy oczy, które płonęły gniewem równie często, co skrzyły się radością. Że uśmiechnie się ustami, które tak samo rzucały bolesnymi słowami, jak i wyrzucały okrzyki uciechy. Że spojrzy na twarz, w którą niejednokrotnie celowała oskarżycielsko palcem, jak przyglądała się w chwilach największego porozumienia między nimi. Czy człowiek mógł czuć jednocześnie tyle na raz, nie czując w tym czasie nic szczególnego? W piątej klasie raz przyłapała się na tym, że spojrzała na niego inaczej, ale przeszło jej z kolejnym obojętnym spojrzeniem, którym obdarzyli się zupełnie bez powodu. Czuła się przy nim niepotrzebna i potrzebna jednocześnie. I o dziwo, pasowało jej to. To było wygodne. Ale już fakt, że ktoś wyrywał ją z jej pięknego snu wcale nie był wygodny.
    -Na gacie Merlina, odejdź szatanie – mruknęła, wykazując ogromne podobieństwo do zaspanego borsuka rodem z Hufflepuffu.

    Lu

    OdpowiedzUsuń
  21. Addison nie potrafiła dłużej nad sobą panować. W jego obecności starała się utrzymywać maskę obojętności, walczyć z nim za pomocą bezlitosnych komentarzy, ale na jej pancerzu pojawiła się rysa. Rąbnęła go pięścią w pierś, ułożyła dłonie na jego torsie, popychając go do tyłu, jednak po chwili bezsilnie zacisnęła palce na jego koszulce, mnąc materiał.
    — Zniszczyłeś wszystko, co było między nami, zbezcześciłeś to, bo nie potrafiłeś utrzymać fiuta w spodniach! I wszystko to dla piętnastu minut przyjemności z kobietami, których imion pewnie nawet nie pamiętasz?! — wyrzuciła z siebie Addie, czując, jak cierpienie zaciska się na jej gardle, przez co z każdym kolejnym słowem jej głos coraz bardziej się załamywał. — Byłam cała twoja. Zawsze byłam twoja. Ale to nic dla ciebie nie znaczyło, skoro jednocześnie zabawiałeś się z innymi.
    Dlaczego to właśnie on jednym spojrzeniem był w stanie rozpalić jej ciało, jednym uśmiechem wlać nadzieję i radość do jej serca, jednym słowem przejąć władzę nad jej sponiewieraną duszą? Dlaczego to właśnie jemu chciała oddać się w całości bez patrzenia na konsekwencje, a intuicja podpowiadała jej, że był jedynym właściwym i gdyby tylko mu pozwoliła, wbrew rozsądkowi również dałby jej wszystko, czym był? Dlaczego to właśnie on znał ją lepiej niż ona sama, każdego dnia zaskakując ją znajomością niuansów jej osobowości, których nie dostrzegał nikt inny? Dlaczego to właśnie jego pragnęła bardziej niż czegokolwiek innego na świecie, mimo że był przyczyną jej upadku?
    Westchnęła cicho, czując jego łagodny dotyk na policzku. Przymknęła powieki, nie chcąc patrzeć w jego oczy, bojąc się tego, co mogłaby w nich wyczytać; zamiast tego delektowała się czułą pieszczotą. Przesunęła opuszkami palców po jego szczęce, wargami muskając jego kość policzkową. Serce w jej klatce piersiowej zaczęło uderzać jakby z nadzieją, przyjemne ciepło zdawało się rozchodzić po jej ciele, a po kręgosłupie przetaczały się przyjemne, elektryzujące dreszcze. Jak miała z niej zrezygnować? Jak miała się od tego odciąć?
    Ułożyła jedną dłoń na jego karku, głaszcząc kciukiem jego skórę, a drugą wsunęła w jego zmierzwione włosy, mimowolnie zastanawiając się, czy dłoń jakiejś dziewczyny tego wieczoru nie przemierzała już tej samej ścieżki, bawiąc się jego niesfornymi, blond kosmykami. Trąciła jego nos swoim, wdychając rozchylonymi ustami to samo powietrze, które Leo wydychał i nie mogła się pozbyć myśli, że gdyby nie wiszące między nimi oskarżenia i spojrzenia pełne odrazy, mogliby uczynić z tej chwili idealną namiastkę szczęścia.
    — Tęsknię za tobą. Wiem, że nie powinnam, skoro twarz, którą pokazywałeś mi codziennie, była bezlitosnym kłamstwem, skoro za moimi plecami znajdowałeś ukojenie w ramionach kolejnych kobiet i byłam tylko jedną z wielu. Nawet nie wiesz, jak gównianie czuję się ze świadomością, że wciąż mi na zależy na takim dupku jak ty, ale nie potrafię przestać za tobą tęsknić, mimo że mnie zdradzałeś. — Addison czuła się przez to słaba. Na każdego innego mężczyznę rzuciłaby się z wyzwiskami i pięściami, sprawiłaby, by zaczął odczuwać fizyczny ból dorównujący cierpieniu jej obumierającej duszy po podobnym wyznaniu zdrady, ale jemu... Jemu potrafiłaby wybaczyć. Wystarczyłoby, by powiedział, że wciąż jej pragnie. By przekonał ją, że żadna z tych kobiet nie miała dla niego znaczenia. By obiecał, że tylko ona gości w jego sercu, a rzuciłaby mu się w ramiona i pozwoliłaby mu niszczyć się każdego dnia od nowa świadomością, że nie była dla niego wystarczającym powodem, by odrzucił pozostałe dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewała, że częściowo była to również jej wina i jej zażyłości z Freddiem. Weasley był jednym z najczęstszych tematów wypływających w ich rozmowach. Żaden z jej byłych chłopaków nie tolerował obecności Freda, który lubił ją sobie zawłaszczać o różnych dziwnych porach dnia i nocy, ale tak naprawdę tylko Leo miał ku temu powody. Dormitorium jej przyjaciela stało się dla niej czymś w rodzaju schronu, uciekała tam w poszukiwaniu wytchnienia i dystansu, jednak wciąż chciała być blisko niego. Addison bała się zaangażować. Na przestrzeni ostatnich miesięcy straciła zbyt wiele, by ufnie wskoczyć na główkę w kolejną relację i zderzyć się z niewidocznym, odpychającym dnem. Ponadto lubiła kontrolę, która dawała jej pewność oraz poczucie bezpieczeństwa, a Leonard był tymi wszystkimi rzeczami, które znajdowały się poza jej strefą komfortu. Zmuszał ją, by opuściła swoją skorupę, drażnił się z nią i walczył, a intensywność ich uczuć niejednokrotnie ją przytłaczała. Wszyscy jej eks po pewnym czasie poddawali się jej dominacji, potulnie zgadzając się z nią we wszystkim, przez co Addie szybko traciła zainteresowanie. Brakowało jej wyzwania, elementu ryzyka, nutki niebezpieczeństwa. Ale Leo był czymś więcej niż tylko wielką niewiadomą w jej życiu. Był jej partnerem w zbrodni, wspierającym przyjacielem, rozpalającym jej zmysły kochankiem, jednak przede wszystkim znaczył dla niej więcej niż ktokolwiek inny i bała się, że jeśli pozwoli mu się zbliżyć, ostatecznie to przez niego ucierpi najbardziej.
      Miała rację.
      Addison wzięła drżący oddech, czując jego wargi na swoich. Ten pocałunek tak bardzo różnił się od jego słów, że przez chwilę była zbyt zdezorientowana, aby się poruszyć. Leo był delikatny i ostrożny, pozwalał jej się w każdej chwili wycofać. Jego usta nie smakowały desperacją, żalem, nienawiścią czy rozgoryczeniem; wydawały się oferować jej nowy początek, świeży start. Niepewnie odpowiedziała na pieszczotę, drobnymi muśnięciami znacząc jego wargi, podczas gdy w jej brzuchu rój motyli zerwał się do lotu. Smakowała go tak, jakby bała się, że jest iluzją, wytworem jej wyobraźni, fatamorganą zdolną rozpłynąć się w powietrzu w każdej sekundzie.
      Wydawało jej się, że z chwilą, w której ją pocałował, po raz pierwszy od trzech miesięcy jej serce znowu zaczęło bić. Na ponad sześćdziesiąt trzy dni zatrzymało się, bo jego przy niej nie było. A teraz znowu pokazywał jej, jak oddychać.
      Nie mogła na to pozwolić. Nie kiedy wiedziała, że ta bańka za chwilę pęknie przebita nożem rzeczywistości.
      — Przestań — wyszeptała, odwracając głowę, by utrudnić mu dostęp do swoich spragnionych warg. Między jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka, gdy próbowała wydostać się z jego objęć. — Jak możesz tak bawić się moim kosztem? — syknęła, a w jej oczach zapłonęła złość, podczas gdy policzki nabrały niezdrowych rumieńców. — Dlaczego udajesz? Odzywałam się do ciebie w wakacje! Wysyłałam ci... Przecież sam napisałeś do mnie ten okrutny list, jasno dając do zrozumienia, co o mnie sądzisz i jak bardzo się mną brzydzisz, a teraz próbujesz mnie całować?!
      Addison objęła się ramionami w pasie, spuszczając głowę. Jak to możliwe, że chciała się do niego przytulić, by znaleźć w jego bliskości ukojenie i jednocześnie na samą myśl o jego dotyku krzywiła się ze wzgardą? Naprawdę mieszał jej w głowie. Jego słowa wciąż gnębiły ją każdego dnia, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie.

      Usuń
    2. Nie potrafiła wytrzymać całych wakacji bez niego. Musiała mu udowodnić, że to wszystko nie było jedynie zakładem. Może od tego się zaczęło, jednak nie byłaby w stanie wykorzystywać Leo w taki sposób przez sześć miesięcy, zwłaszcza gdy zaczęła się w nim zakochiwać. Za pomocą sowy wysyłała do jego domu kolejne przedmioty związane z nimi. Gdyby to wszystko było dla niej tylko wyzwaniem, większość z tych rzeczy nie miałaby dla niej wartości i wylądowałaby w koszu na śmieci. Bilet na mecz Quidditcha z ich pierwszej randki, partytura będąca zapisem piosenki, której podobno nie mógł skończyć od wieku lat, a po ich pierwszym pocałunku grał jak szalony i nareszcie uzupełnił brakujące nuty, wspólne zdjęcie, kiedy Leo przerzucił ją sobie ze śmiechem przez ramię i wrzucił do jeziora, małą maskotkę lwa, którą ostatecznie musiała sama sobie wygrać na festynie, bo Blueberry nie był w stanie, ale potem upierał się, że to dzięki niemu ostatecznie zdobyli pluszaka. Odpowiedź przez długi czas nie nadchodziła i Addison była już gotowa pojawić się na progu jego domu, by spróbować ostatni raz to wszystko odkręcić, kiedy dostała list. Znała jego pismo i nie miała wątpliwości, kto był adresatem przesyłki. Jej serce zabiło szybciej z nadzieją, która szybko została zdeptana przez bezlitosne słowa i niewybredne wyzwiska, jakimi się posłużył. Leonard zapewnił ją po raz kolejny, że to była dla niego chwilowa rozrywka, wysyłane przez nią przedmioty były śmieciami i wylądowały tam, gdzie powinny się znaleźć, a ona ma przestać do niego pisać, bo jego obecny obiekt westchnień zaczynał się wściekać o jej głupie przesyłki. Kolejny tydzień Addie pamiętała jak przez mgłę – wiedziała, że dużo płakała i nieustannie chodziła w za dużej na nią bluzie Leo, która wciąż nim pachniała, a potem podjęła decyzję, że wykreśli go ze swojego życia tak jak on najwyraźniej wykreślił ją.

      Usuń
  22. — Naprawdę, Leo?! Naprawdę?! Wierzysz, że jestem podstępną, okrutną suką zdolną do traktowania cię niczym śmiecia?! Tak mało mnie znasz, że widzisz we mnie wroga bawiącego się twoim kosztem, który chciał się pośmiać z twojej naiwności razem z twoim bratem?! Przestań mnie traktować protekcjonalnie, przestań mnie oszukiwać, bo po tym wszystkim, co nas łączyło, zasługuję choć na chwilę prawdy. A może ktoś, komu kłamstwo i oszukiwanie głupiej, łatwowiernej, zapatrzonej w ciebie dziewczyny weszło w nawyk nie jest w stanie odważyć się na chwilę szczerości?! — zaszydziła Addison, parskając nieprzyjemnym śmiechem. Puchonka potrząsnęła głową, opierając się plecami o ściankę szafy i ukrywając twarz w dłoniach. Jej plecami wstrząsnęło drżenie, gdy próbowała poskromić szalejące wewnątrz niej emocje. Z reguły potrafiła nad sobą panować, niczym kameleon dostosowując się do sytuacji, jednak gdy w jej pobliżu pojawiał się Leonard, wszelka kontrola znikała.
    Addie wiedziała, że musiała się uspokoić, jeśli nie chciała go stracić na zawsze lecz okazało się to być wyjątkowo trudnym zadaniem, gdy te paskudne oskarżenia opuszczały jego spierzchnięte wargi. Te same usta, które niejednokrotnie dawały jej rozkosz, teraz stawały się przyczyną cierpienia rozrywającego ją od środka.
    Jej głos wydawał się być martwy, otępiały, jakby zupełnie straciła nadzieję. Nieporozumienia narastały, jedno na drugim, doprowadzając ich do momentu, od którego nie będzie już odwrotu. Nie potrafiła przyznawać się do błędu. Nie przywykła do tego, że musiała walczyć o swojego lwa, z reguły to on zdobywał ją. Niespodziewanie otaczał ją od tyłu ramionami w talii, chowając twarz w jej jasnych włosach i wyznając, jak bardzo za nią tęsknił. Chodził za nią po szkole, grając na ukulele ckliwe ballady, aż nie rzucała mu się na szyję. Zostawiał na jej ławce świeżo zerwane stokrotki wciąż pokryte rosą, związane sznurówkami w nowym, fantazyjnym kolorze, którego jeszcze nie miała.
    Przyszedł jednak moment, w którym nie miała już nic do stracenia.
    — Przecież wiesz, że taka nie jestem. Odkąd zaczęliśmy się spotykać, zerwałam wszystkie kontakty z twoim bratem. Nie wysłałam do niego żadnej sowy przez wakacje. Źle zrozumiałeś to, co dzisiaj zobaczyłeś, dobrze wiesz, że nigdy bym… Nie zrobiłabym ci tego. Odzywałam się do ciebie. Chciałam wszystko naprawić. Wytłumaczyć. Naprawdę za tobą tęskniłam i byłam wściekła na siebie, że pozwoliłam ci tak odejść. Powiedziałam rzeczy, których wcale nie miałam na myśli. Nigdy nie chciałam cię stracić, a już na pewno nie w taki sposób. Na początku pisałam do ciebie codziennie, potem coraz rzadziej, kiedy stało się jasne, że nie chciałeś mnie wysłuchać ani mieć ze mną nic do czynienia. A potem w końcu przyszła odpowiedź. Przez kilka sekund byłam autentycznie szczęśliwa, nigdy nie zrozumiesz, jaką ulgę poczułam, gdy rozpoznałam twoje koślawe pismo. Jednak rzeczy, które tam napisałeś… Nikt nigdy tak bardzo mnie nie zranił — wydusiła Addison, podchodząc do niego, a w jej oczach odbiło się nieme błaganie. Ujęła jego dłonie w ręce i przybliżyła je do swojej twarzy, delikatnie przyciskając jego długie palce do swoich policzków. Westchnęła, ściskając jego nadgarstki i próbując dopatrzeć się w jego twarzy jakiegoś sygnału, podpowiedzi, że uwierzył w jej wersję i jest gotowy zacząć od nowa. Tak bardzo się bała, że straciła go na zawsze…
    — Dobrze cię bawisz? — warknęła Addie, gdy zawód obudził w niej wściekłość. Zmrużyła swoje błękitne oczy, które jeszcze chwilę temu jarzyły się cudownym blaskiem po ich pocałunku budzącym w niej nową nadzieję. Wypełniała ją uzasadniona gorycz i nieuzasadniona duma, którą musiała jednak przełknąć, bo wiedziała, że tym razem znaleźli się na ostatecznym rozdrożu. Mogła pozwolić mu odejść, uwolnić ich oboje, lecz była zbyt samolubna, by zdobyć się na tak bezinteresowny gest. Potrzebowała go. Zasłużył na kogoś lepszego, podświadomie to czuła, jednak znaczył dla niej więcej niż cokolwiek innego na świecie, nawet jeśli nie potrafiła mu tego okazać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przecież wiesz, że tego nie zrobię. Nie chcę tego kończyć, nigdy. Nieważne, jak wielki ból mi zadasz, ja zawsze do ciebie wrócę. Nie potrafię z ciebie zrezygnować, idioto, nawet gdy mnie o to prosisz. Jestem zmęczona tymi wszystkimi oskarżeniami, głupimi kłótniami i nieustanną tęsknotą, ale jestem w stanie przechodzić to w kółko od nowa, nawet jeśli ostatecznie mnie to zniszczy. Dla ciebie. Nie znam drugiej osoby, która wkurzałaby mnie równie umiejętnie co ty, lecz pragnę, żebyś doprowadzał mnie do szału do końca życia, nawet jeśli to zupełne wariactwo.
      Nie potrafiła z nim być i nie potrafiła z nim nie być, ale nie umiała wyobrazić sobie rzeczywistości bez niego. Bez ich rozstań i powrotów, bez ich pocałunków i krzyków, bez ich miłości i nienawiści. Nic nigdy nie szło zgodnie z planem, ich codzienność rozpadała się ostatecznie na kawałeczki. Wszystko, na czym polegała i wszystko, co mogła ocalić zostawiało ją z raną. Leo nie był tym, czego szukała ani tym, o czym marzyła, a jednak to właśnie on sprawił, że się zakochała.
      — Naprawdę to jest dla ciebie głupią gierką? Naprawdę nazywasz to macaniem i kłamstwem? Straszną klątwą, niewybaczalnym urokiem spod którego nie możesz się wyrwać? — spytała cicho Addie, a w jej oczach niedowierzanie mieszało się z furią. Ujęła jego twarz w swoje drobne, zawsze zimne dłonie (jako jedyny potrafił je rozgrzać, otaczając jej palce swoimi rękoma i dmuchając, aż nie potrafiła skupić się na niczym innym tylko na cieple jego dotyku przenikającym wprost do jej duszy) i przyciągnęła do ponownego pocałunku. Początkowo jedynie delikatnie musnęła jego wargi, pozwalając, by odżyło w nich echo czułych pieszczot rozpalających zmysły. Nieznacznie przegryzła jego dolną wargę tylko po to, by zaraz przejechać po niej językiem. Taki był start ich związku: niepewny, subtelny, zaprawiony nutką wyzwania i wzajemnego drażnienia się, sprawdzania, na ile każde z nich mogło sobie pozwolić. Potem pocałowała go mocniej, głębiej, podsycając tak doskonale jej znane pragnienie, gdy przeszli w fazę szokującej euforii i nierozłączności. Likwidowała nieprzyjemny dystans między nimi, chcąc poczuć jego serce dudniące w klatce piersiowej tuż koło jej serca. Pocałunek nabrał rozpaczliwej zachłanności, gdy uderzyły w nią najmocniej skrywane lęki. Odkrywała przed Leo kolejne warstwy i burzyła dzielące ich mury, z pasją otworzyła przed nim drzwi do własnej desperacji, słodkiej tęsknoty, zakazanego pragnienia, nieznośnego lęku i cierpienia, jakie ciągle sobie zadawali. Pozwoliła, by chłopak dotarł do źródła jej jestestwa, by odkrył czający się wewnątrz mniej mrok, brzydotę i wątpliwości, ale jednocześnie złapał promienie słońca, które zagnieździły się w jej serce dzięki niemu. Leo był w jej żyłach, krążył w jej krwioobiegu niczym uzależniająca trucizna. Przywłaszczył sobie jej ciało i duszę. Był wszystkim, czego smakowała w nocy i wszystkim, czego potrzebowała za dnia. Wtłaczał jej powietrze do płuc, gdy zapominała jak się oddycha, dawał jej własne ciepło, gdy wewnątrz niej szalała burza śnieżna, ratował ją, gdy wydawało jej się, że nie ma już nic do ocalenia. Stał się jej częścią. Z taką determinacją zniszczył mur między nimi, że Addison zapomniała, iż kiedykolwiek istniała bariera odgradzająca ją od niego. Budził w niej emocje, których nie udało się obudzić nikomu innemu i sprawiał, że wszystko przestawało mieć znaczenie, gdy nie było go w pobliżu. Wypełnił jej życie nieznaną intensywnością, ale chociaż Leo potrafił wydobyć z niej te najlepsze cechy, również jemu najłatwiej przychodziło rozpalenie tych najgorszych. Zależało jej na nim tak bardzo, że nie potrafiła sobie z tym poradzić i odpychała go, zamiast pozwolić mu po prostu być.

      Usuń
    2. Ale miała nadzieję, że dzięki temu rozpaczliwemu pocałunkowi Leonard w końcu zrozumie i przestanie udawać, że łącząca ich więź była dla niego tylko gierką. W złości i desperacji łatwo przyszło jej uwierzyć, że uczucie chłopaka było ułudą, jednak nikt nie potrafiłby tak świetnie udawać. Sposób, w jaki ją dotykał i smakował… Mógł zrobić wiele głupich rzeczy, by ją ranić, lecz Addison wciąż wierzyła, że nie wszystko było udawane.
      — Powinnam była powiedzieć to już dawno, prawda? Ale wiesz, że zawsze się ze wszystkim spóźniam — szepnęła, czule głaszcząc kciukiem jego policzek. Odetchnęła głęboko, nieśmiało zaglądając mu w oczy, ujawniając całą swoją kruchość i niepewność, którą na co dzień starannie ukrywała pod maską arogancji oraz bezczelności. Tylko on akceptował ją w pełni, ze wszystkimi wadami i zaletami, tylko on dostrzegał ciemność skrywaną pod promiennym uśmiechem, tylko on ujmował jej nienawykłą do dotyku, poznaczoną wstęgami poszarpanych blizn i ran duszę. Tylko on dotrzymywał jej kroku. — Należę do ciebie, Leo. Od zawsze i na zawsze, nawet jeśli mnie już nie chcesz. Kocham cię, ty głupku.

      only yours, dummy

      Usuń
  23. [Nie wytrzymałam w oczekiwaniu na odpowiedź, ale (możesz ją jeszcze śmiało wysłać, może zdecyduję się na drugą postać!) może mimo wszystko pomyślimy nad jakimś wątkiem? :)]

    Amelia Mulciber

    OdpowiedzUsuń
  24. [Skoro wracasz to ja chcę wątku nie dam się tak łatwo zbyć XDD i nie przeszkadzają mi odpisy raz na x miesięcy, spoko sama tak odpisuję XDDD]

    You know

    OdpowiedzUsuń
  25. [Aj, jak bardzo mi miło, dziękuję! Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać (no i brata się nie zawodzi!), więc oby wena, czas i chęci sprzyjały. :)]

    Lysander Scamander

    OdpowiedzUsuń
  26. [Dziękuję za powitanie, bardzo mi miło! Leoś i Fred też są cudownymi postaciami, dlatego chwalę za tak dobre kreacje i z niecierpliwością czekam na Rozalkę, bo aż jestem ciekawa, co tym razem wymyśliłaś.
    Co do Leosia, to nawet mam jakiś pomysł na wątek: mianowicie Marcy stałaby się jego zmorą i gnębiłaby go, a wszystko z powodu tego horoskopu, który stworzył wraz ze Sky. A że któraś z przepowiedni dla Koziorożców by się sprawdziła, to Marcy postawiłaby sobie za punkt honoru wyrzucić Leosiowi wszystko, co o nim myśli. Oczywiście w tym pomyśle zakładam, że już się znają, bo na nieznajomego by tak nie napadła (ma jakieś granice). Także jeśli odpowiada Ci coś takiego, to zapraszam, a jak nie, to kombinuję dalej. :)]

    Marigold

    OdpowiedzUsuń
  27. [W takim razie cieszę się, że pomysł się podoba i tak, zacznę, bo to faktycznie będzie miało najwięcej sensu, tylko musisz cierpliwie poczekać do jutra wieczora. I poszłabym na żywioł, zazwyczaj najciekawsze akcje wtedy powstają.
    Na miejscu Rozalki też bym przełaziła, to grzech zmarnować taką szansę. ;)]

    Marcy

    OdpowiedzUsuń
  28. Marigold Graham nie była zła. Marigold Graham była wściekła.
    Minęło zaledwie kilka dni, odkąd Leonard Blueberry i Scarlett Bell przepowiedzieli wszystkim przyszłość, ukazując światu opracowany przez nich horoskop podczas audycji radiowej, a Marcy już miała ich dość. Ich i ich głupiego poczucia humoru, które sprowadziło jej na głowę najgorsze potworności i wieczny brak humoru.
    Kilka dni, a Marcy już zdążyła zarobić dwie dodatkowe prace z transmutacji i pięć razy zostać oblaną atramentem przez Irytka. Kilka dni, a Jęcząca Marta zdążyła przelecieć przez nią kilkanaście razy z krzykiem, że to wszystko jej wina. Kilka dni, a profesor Rathmann zdążył wlepić jej szlaban za zakłócanie spokoju i nawet piękne oczy nie zmusiły go do zmiany zdania. Kilka dni, a ona już miała przygotowane specjalne miejsce na błoniach, gdzie pochowa Leona.
    Jej zły humor poskutkował tym, że dwóch pierwszaków uciekło przed nią ze strachem, gdy tylko zbliżyła się do nich, by zapytać, czy ten idiota już łaskawie podniósł dupę z łóżka i jeśli tak, to gdzie ma lekcje. Szczęście wyraźnie jej nie sprzyjało, bo jak na złość wszyscy omijali ją szerokim łukiem, jakby miała nad głową zawieszone ogromne ostrzeżenie: Nie podchodź, grozi wybuchem! Włóczyła się więc po korytarzach Hogwartu, kątem oka wypatrując jakichkolwiek śladów duchów, trytonów i profesora Rathmanna, na widok których gotowa była uciekać jak najdalej, ale chwilowo nic ani nikt nie zakłócał jej spokoju.
    Kiedy w końcu udało jej się wyciągnąć z któregoś Gryfona, że Leo owszem, już wstał i tak, poszedł na popołudniowe lekcje, jej cierpliwość była na wyczerpaniu, a lista najskuteczniejszych i najbardziej bolesnych klątw powiększyła się do niebotycznych rozmiarów. Teraz musiała jedynie wybrać tę najbardziej bolesną i uciążliwą, i ją wypróbować na Blueberrym.
    Na korytarz prowadzący do sali zaklęć wpadła jak burza, zmuszając wszystkich stojących na jej drodze do odsunięcia się. Każdy, kto miał dość oleju w głowie, trzymał się od niej z daleka, bo połowa Hogwartu zdążyła na własnej skórze się przekonać, że wściekła Marigold to niebezpieczna Marigold.
    Koledzy, z którymi akurat rozmawiał Blueberry, jedynie spojrzeli na nią zaskoczeni i odsunęli się poza zasięg jej ramion, w razie gdyby w złości zaczęła energicznie gestykulować lub najzwyczajniej w świecie rzuciła z paznokciami na ich kolegę.
    — Leonardzie Blueberry, ja cię zabiję! — Z tym okrzykiem Marcy zatrzymała się przed Gryfonem, gotowa wyrzucić mu wszystko, co tylko o nim myślała. Zapewne jej groźba zabrzmiałaby o wiele poważniej, gdyby włosy nie sterczały jej każdy w inną stronę, a części szaty nie zdobiła pozostałość po wielkiej plamie z atramentu. Marcy nie miała jednak czasu zastanawiać się nad swoim wyglądem. Musiała działać i to szybko, jeśli faktycznie zamierzała się zemścić i nie zostać przy tym złapaną przez nauczycielkę.

    Marcy, która przeprasza, że tyle to trwało i obiecuje, że kolejne odpisy będą lepsze

    OdpowiedzUsuń
  29. [O jeju to strasznie kochane! C: Dziękujemy, a ja przy okazji pożyczę Wam dużo cierpliwości, głównie dla Leosia, bo zaraz zaczynamy! Na razie jednak zapraszam do zerknięcia na pocztę :D]

    Siostrzyczka

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie mogła uwierzyć, że naprawdę to robi. Nerwowo strzepnęła pyłek z żółtej szaty i mocniej ścisnęła miotłę. Miała stawić czoło swojemu największemu lękowi i zrobić coś, przed czym broniła się już od drugiego roku nauki w Hogwarcie. Wszyscy wiedzieli, jak sprawnie radzi sobie w powietrzu, jaka jest zwinna oraz spostrzegawcza. Ona jednak uparcie odmawiała dołączenia do drużyny quidditcha trawiona przerażeniem. A wszystko przez ten pierwszy raz, gdy miała okazję oglądać mecz.
    Potrząsnęła głową, próbując się skupić i pozbyć nieprzyjemnego wspomnienia z myśli. Musiała zachować trzeźwy umysł, żeby nie zginąć… Wzdrygnęła się, w myślach przeklinając swojego najlepszego przyjaciela i zamiłowanie obojga do zakładów. Dlaczego mu nie odmówiła…? Zacisnęła powieki, biorąc głęboki wdech. No tak, nie lubiła dawać mu wygrywać.
    Kiedy doszły ją słuchy o tym, że szukający ich domowej drużyny doznał fatalnej kontuzji, wiedziała, że może się spodziewać naciskania ze strony znajomych, by chociaż spróbowała wsiąść na miotłę i wesprzeć Hufflepuff. Była zupełnie pewna, że gdyby nie latająca śmierć, przez większość zwana lekceważąco tłuczkami, dołączyłaby do zawodników w podskokach. Zwłaszcza, że kolejny mecz mieli grać przeciwko Gryffindorowi. Kochała ucierać nosa swojemu najlepszemu przyjacielowi i teoretycznie nadarzała się niezastąpiona okazja, by znów tego dokonać, jednak… Scarlett śmiertelnie bała się tych cholernych latających kulek.
    Zdążyła już kilkukrotnie odmówić, zaklinając się, że nigdy nie wsiądzie na miotłę, kiedy po zaklęciach kierowała się na obiad do Wielkiej Sali. I wtedy właśnie wpadła w zasadzkę. Leo wyraźnie czekał na nią, opierając się nonszalancko o ścianę. Nie wyczuła zagrożenia, nie spodziewała się, że właśnie on spróbuje namówić ją do narażania własnego życia w tak okrutny sposób. Była zbyt zaskoczona jego pytaniem, by zdecydowanie odmówić i tu pies pogrzebany. Wykorzystał to przeciwko niej i takim sposobem dała się wciągnąć w zakład. Tylko on potrafił namówić ją na coś takiego…
    Westchnęła cicho, poprawiając nerwowo kucyk. Była przerażona na samą myśl o lataniu pośród szalejących tłuczków, a przecież jeszcze nawet nie wyszła na boisko. Pałkarze z jej drużyny zapewniali, że ją ochronią, ale ich słowa zupełnie do niej nie docierały. Jakby mówili do ściany. Coraz bardziej żałowała, że uległa namowom przyjaciela. A teraz było już za późno na wycofanie się.
    Wraz z resztą drużyny ruszyła na oblane słońcem boisko. Ze strachu miękły jej nogi, jednak uniosła dumnie głowę i ścisnęła mocniej miotłę. Nie mogła dać się pokonać Jagódce. Jeszcze mu pokaże. Przeczesała wzrokiem drużynę przeciwną i posłała przyjacielowi wyzywający uśmiech, chociaż w jej oczach wciąż czaiło się czyste przerażenie.

    nie podoba mnie siem, a tyle czasu zajęło mi pisanie… xd
    Skajka

    OdpowiedzUsuń
  31. Gwizdek. Odbiła się stopami od boiska i wraz ze wszystkimi zawodnikami zawisła w powietrzu. Teraz już zupełnie nie było odwrotu. Nie rozumiała, jakim cudem inni tak swobodnie czują się ze świadomością latających wkoło zabójczych piłek. Ona sama kochała czuć wiatr we włosach, uwielbiała śmigać na miotle, ale… nie w takich warunkach. Latem wielokrotnie wymykała się wieczorami z domu, żeby polatać po okolicznych polach. W powietrzu czuła się jak ryba w wodzie – dopóki w pobliżu nie pojawiały się krwiożercze tłuczki.
    Strach czaił się tuż pod jej skórą, czuła jak nieprzyjemne dreszcze sprawiają, że każdy włosek na jej ciele staje dęba. Nawet lekki dotyk Leo nie był w stanie odsunąć od niej przerażenia. Oczami wyobraźni stale widziała wściekle pędzącą w jej kierunku piłkę, co zupełnie nie pomagało jej się skupić i uspokoić.
    – Przeżyję tylko po to, żeby zobaczyć właśnie twój! – odkrzyknęła za przyjacielem, ściskając nerwowo miotłę. Musiała przezwyciężyć rosnącą panikę.
    Poderwała trzonek ku górze, by wznieść się jeszcze wyżej. Będąc dalej od graczy czuła się o wiele bezpieczniej – nawet jeśli tym samym oddaliła się od pałkarzy, którzy tak gorąco obiecywali jej bronić. Szybkim spojrzeniem omiotła boisko, orientując się na szybko w sytuacji. Z niepokojem chwilę śledziła drogi dwóch latających śmierci, śmigających szaleńczo między zawodnikami. Zaraz jednak wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić. Nie mogła dać Jagódce tej satysfakcji, musiała zrobić wszystko co w jej mocy, żeby jej drużyna nie wypadła najgorzej. Głos komentatora dobiegał do niej przytłumiony, jednak kiedy nieco bardziej się skupiła bez problemu rozpoznawała kolejne entuzjastyczne wypowiedzi. Z wahaniem oderwała dłonie od trzonka, pozwalając sobie na chwilę rozluźnienia. Kątem oka obserwowała szukającego Gryfonów, który z wyraźnym napięciem wypatrywał znicza, jednocześnie przyglądała się grze, starając się nie spuścić wzroku z zabójczych kulek. Palcami lekko przygładziła niesforne kosmyki uciekające uparcie z warkocza, rozkoszując się wiatrem rozwiewającym jej szatę. Serce waliło jej w piersi jak szalone, jednak uparcie odsuwała od siebie myśli o krwiożerczych piłkach, starając się nie dać sparaliżować lękowi. W gruncie rzeczy była to dla niej niezła próba.
    Nie śledziła ze zbyt wielkim skupieniem punktacji. Ważniejsze były dla niej tłuczki i złoty znicz. Z wahaniem zleciała nieco niżej, próbując skoncentrować się całkowicie na szukaniu skrzydlatej piłeczki. To w końcu było jej zadanie. Zmrużyła oczy, widząc jak szukający Gryfonów pikuje gwałtownie w dół. Próbowała dostrzec złoty błysk pośród graczy, jednak nic nie widziała. Westchnęła z irytacją i już miała ruszać w pogoń tuż za zawodnikiem przeciwników, kiedy usłyszała tuż obok siebie cichy furkot skrzydełek. Odwróciła się gwałtownie i bez chwili zawahania śmignęła w kierunku złotego znicza. Skupiona na swoim celu dopiero po chwili zerknęła badawczo za siebie, by dostrzec latającą śmierć pędzącą wprost na nią. Krzyk, który wydobył się z jej gardła odbił się echem od trybun. Gwałtownie szarpnęła miotłą, robiąc unik, wciąż drąc się jak opętana. Adrenalina zbuzowała w jej żyłach, z przerażenia szumiało jej w uszach, ale wzrok stale miała utkwiony w oddalającym się jak gdyby nigdy nic złotym punkcie.

    przerażona latającą śmiercią Skajka

    OdpowiedzUsuń
  32. [Uwaga, Jagódko, piszę maila w sprawie siostrzyczki.]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Ja na wątki zawsze chętna jestem! Sama nie szastam wolnym czasem, więc bez presji. ;) Co do wątku - Rosalie jest absolutnie zachwycająca, aczkolwiek łatwiej byłoby nam połączyć Mickey z Leonardem. Wybór jednak zostawię Tobie. ;)]

    Mickey

    OdpowiedzUsuń
  34. [Puk, puk, zaproszenie z SB dalej aktualne? :D Chętnie jakoś Tatię z Leosiem połączę. Nie wiem czemu, ale chłopak pasuje mi na osobę, która by trochę Tatię irytowała, ale z drugiej strony lubiłaby jego towarzystwo :)]

    TATIANA

    OdpowiedzUsuń
  35. [Cześć! Mówisz, że zapraszasz, więc ja wpadam, bo w końcu nigdy nie udało się nam niczego stworzyć, a szkoda wielka! Więc jeśli Annabel w jakikolwiek sposób Ci do gustu przypadnie, masz jakieś niespełnione marzenie wątkowe to śmiało, na pewno coś ukleimy fajnego :)]

    Annabel Lee

    OdpowiedzUsuń
  36. [Jak mówiłam, widziałabym ich jako znajomych, ale takich, gdzie to Leo często Tatię irytuje głupim zachowaniem, żartami, etc. Mimo to, gdy go nie ma, trochę za nim tęskni, bo mimo wszystko sprawia, że jej dzień nie jest taki szary i nudny :D Co do wątku, Tatiana mogłaby mieć gorszy dzień, więc Leo postanowiłby za nią chodzić i grać na ukulele (może jednocześnie coś śpiewając?), co oczywiście na początku by ją denerwowało, ale koniec końców poprawiło humor :D]

    TATIANA

    OdpowiedzUsuń
  37. [Czeeeść, dziękuję za tak piękne powitanie! Chciałaś i jestem u Leo, bardzo ciekawa co dla nich wymyśliłaś, bo jednak trochę są jak ogień i woda. :'D
    No ale wpadaj tu - najanygaerd@gmail.com
    Czekamy!]

    Leaticia Sneake

    OdpowiedzUsuń