~ ~ ~ * ~ ~ ~
- Tę.
- Ale ona... Ona jest ślepa.
- Nie szukam sokoła, tylko sowy.
- Ale ta sowa nie spełnia pańskich wymogów. Nie będzie w stanie robić tego, czego pan oczekuje.
- Owszem, będzie.
- Nie wiem czy pan jest świadom tego, co do pana mówię. Ona niedowidzi.
- To pani niedowidzi, jeśli nie dostrzega pani potencjału tego ptaka. Ma uszkodzony wzrok, nie skrzydła. Czasami trzeba przełamać barierę ograniczającą i wykształcić w sobie dodatkową umiejętność, by jakoś dać sobie radę, zastępując nią tą drugą cechę, niedoskonałą i niepotrzebną.
- Ależ jest pan nieczuły. To przecież tylko biedny ptak, który potrzebuje opieki, a przez swą wadę nie posiada żadnego zmysłu orientacji. Nie da sobie rady.
- Nie jestem nieczuły. Jestem z Durmstrangu. W Durmstrangu po prostu uczą wytrwałości, hardości ducha i pracy nad niedoskonałościami.
- I co, zamierza pan się poświęcić, żeby nauczyć tego tej sowy?
- Nie zamierzam. Sama da sobie doskonale radę.
- Jak może mówić pan takie głupoty?
Uśmiechnął się delikatnie.
- Jeśli całe życie siedziało się w klatce i raz poczuło się smak wolności, to nigdy już nie pozwoli się na to, by ponownie wepchnięto nas do tej klatki.
Kobieta uniosła brew i zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem.
- A co, siedział pan kiedyś w takiej klatce?
Spojrzał na małą sowę o oczach barwy rozgwieżdżonego nieba i westchnął cicho, opuszkami palców muskając ograniczające swobodę jej ruchów metalowe pręty.
- Siedziałem. Potem byłem wolny i był to najpiękniejszy ze wszystkich okresów w całym moim życiu... I dałem się złapać. Znowu tkwię w miejscu, starając jakoś wyplątać się z tych sideł. W obecnym położeniu jednak niestety pozostaje mi tylko modlić się o jakiś cud. Dlatego potrzebuję sowy.
- Jest pan szamanem innego wyznania i będzie ją pan składał w ofierze?
Na ten komentarz roześmiał się krótko i pokręcił z rozbawieniem głową.
- Nie. Jestem woźnym w Hogwarcie. A ta mała sówka z pewnością idealnie nada się na mojego szpiega.
Kobieta westchnęła zirytowana, zaciskając dłonie w pięści i próbując uspokoić drżący z nerwów głos.
- Ta sowa jest ślepa.
- Tak samo jak pani. I kółko się zamyka. Więc może zamiast marnować czas powie mi pani ile płacę...?
~ ~ * ~ ~
- Proszę, proszę, proszę, kogo my tu mamy? Nocne spacerki, co? Właśnie zarobiłaś kolejne minus czterdzieści punktów dla swojego domu. Czekaj, Ciebie lubię... Minus pięćdziesiąt. A jak pójdziesz grzecznie do łóżeczka spać, to może nawet ominie Cię szlaban. Ale tylko może. Proszę, nie róbmy ze mnie miłosiernego samarytanina. Jeszcze nie jestem gotów na stawianie mi pomników w korytarzu.
~ ~ * ~ ~
- Cała kartoteka jest tutaj - szepnął, wyciągając w jego stronę niewielki, zardzewiały kluczyk. - Do Twoich obowiązków należy teraz sumienne prowadzenie jej. Bezpieczeństwo szkoły spoczywa w Twoich rękach. Lista przedmiotów zakazanych była przeze mnie uzupełniana starannie i dokładnie przez wiele lat. Mam nadzieję, że nie splamisz dobrego imienia woźnego Hogwartu i nie zaniedbasz swoich obowiązków. Wybrałem Cię, Northug. Mogłem nie zgodzić się na tę zmianę, ale jednak dostąpiłeś tego zaszczytu. Musisz mi obiecać, że będziesz robił wszystko dokładnie tak, jak Cię nauczyłem. Wierzę w Ciebie, synu. I pamiętaj... Ciężka praca i ból to najlepsi nauczyciele. Obiecaj, że o tym nie zapomnisz, kiedy będziesz wymierzał tym plugawym niewdzięcznikom te wszystkie kary. Muszę mieć pewność, że dobrze robię... Muszę...
- Spokojnie, panie Filch. Oczywiście, że obiecuję. Nie zawiodę pana.
- Znakomicie, synu... Znakomicie.
~ ~ ~ * ~ ~ ~
Wychowanek Durmstrangu | Czarodziej czystej krwi | 30 na karku | Marzenia schowane w pokrowcu od gitary | Zamknięta droga | Tajemnica | SkandynawiaWięcej sekretów.
Nigdy nie śpi | Hektolitry kawy | Irytek największą zmorą (pozdrawiam!)
Postrach pierwszaków | Radość czerpana z uczniowskich kłamstewek | Sumienny, surowy | Za dnia cichy obserwator | Nocą ninja | Wyrasta spod ziemi
Natt, koszmar nocnych marków, odrobina magii i wykształcona umiejętność echolokacji Donośny skrzek oznajmiający, że zaraz zjawi się Evan
Uśmiech dla buntowników, którym sam kiedyś był.
* * *
Mnie już znacie. Karta będzie przerabiana. Powiem cześć :)
Nie planowałam tego wizerunku. Nie rozszarpcie mi Jarka.
Jared Leto | W tytule i w tekście Our Last Night - Same Old War
Kochajmy się i nienawidźmy. Pozdrawienia dla Addie.
[pierwsza]
OdpowiedzUsuń[Ło boziu, Leto <3
OdpowiedzUsuńHa! Wiedziałam, że będzie postrachem pierwszaków :D]
Gwen
[Ty dobrze wiesz co.
OdpowiedzUsuńCzas na spam serduszkami.
<3333333333333333333333333333333333333333333333]
Addie
[ Hue hue hue. Chcę wątek, w końcu Will będzie miał z kim grać. Wiesz, że mój pan lubi sowy i ma słabość do wszelakich ułomności? Wiedz też, że będzie męczyć tę sowę czy jej się to spodoba czy też nie, a teraz chodź po wątek.
OdpowiedzUsuńDam więcej serduszek niż Addie <3333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333 ]
William/Clemence
Dzień bez żartów i naprzykrzania się szkolnemu woźnemu był dniem straconym, a Jego Przebrzydłość nie lubił tracić cennego czasu na przepuszczanie okazji do dobrej zabawy, dlatego postanowił zakraść się do kanciapy szkolnego konserwatora powierzchni płaskich i nieco mu tam narozrabiać. To była już hogwarcka tradycja, od wieków wchodził na wojenną ścieżkę z każdym woźnym i tak jak nie było odstępstw od dnia żartów, tak i ta reguła nie mogła ulec zmianie. Koniec. Basta. I wiadro z mopem. Irytek ma już swoje sposoby by godnie go zapamiętać, znienawidzić i zwyzywać.
OdpowiedzUsuńPoltergeist miał nadzieję, że tak szybko nikt nie zauważy zniknięcia nowego, magicznego wiadra, które automatycznie zmieniło brudną wodę w czystą, lub odwrotnie jeśli się przestawiło rączkę w lewą stronę. Zalanie śmierdzącą cieczą Izby Pamięci nie było główną atrakcją, miało skutecznie zająć pana .... na kilka dobrych godzin, jeśli zdecydowałby się sprzątać bagienko tradycyjną metodą zwaną ścieraniem i wykręcaniem.
Kilka dni wcześnie zwędził z kuchni resztki rybich wnętrzności, głów i odciętych ogonów oraz płetw. Worek z odpadkami trzymał w szatni przy boisku (Irytek bardzo żałował, że nie widział rzygających Gryfusiów, którzy zbyt mocno zaciągnęli się odorkiem, kiedy zaczynali swój trening). Kiedy rybie zwłoki nabrały wystarczającej mocy powalania smrodem, w końcu mógł się udać do pokoju zajmowanego przez woźnego.
- Jedna cuchnąca rybka do biureczka, hop! Druga ...mmm ... do łóżeczka, hihi...Dobranoc, rybeńko!
Radował się jak małe dziecko, które właśnie odkryło uroki płatania figli. Pomieszczenie już po kilku sekundach zamieniło się w pachnącą zgnilizną kaźnie. Szprotki były wszędzie – w każdej szufladzie, półce, zakamarku, dziurze w ścianie, pod łóżkiem i w lampie, jedną udało mu się nawet zawinąć w zacerowane skarpetki i już miał brać się za mazanie ścian kiedy drzwi się znienacka otworzyły.
- Bueheheh – krzyknął rzucając w niego bielizną, którą trzymał akurat w ręce i podśpiewując pod nosem Gdy powąchasz, gdy powąchasz, woźnego nogę, woźnego nogę ... to upadniesz na po-dłoooogę. wyleciał na korytarz by po chwili zniknąć w ścianie.
Z pozdrowieniami, całusami w tyłek i ukłonem w pas,
Nadworny błazen, Irytek Poltergeist,
Zawsze skłonny podrzucić śmierdzącą niespodziankę
PS. Wlałem Ci płyn przeczyszczający do porannej herbaty, mam nadzieję, że smakowała.
Usuń[ Cześć, pasztetniku niedobry. Połamania miotły. ]
OdpowiedzUsuń[Hurtem wyślem! Nie chce, za dużo ich mam, jak policzyłam to mam z 26 postaciami wątek :D ]
OdpowiedzUsuń[Mam sentyment do jego imienia :) ]
OdpowiedzUsuńOndria // Karlie
Och, to na szczęście przeleciała przez niego ta herbatka!
OdpowiedzUsuńZ wyrazami braku szacunku, Irytek
[Nie wiem jaki Freddie, bo nie ogarniam czy w linkach jest ta postac z toba jako autorem. W kazdym razie pisze tu, zeby spytac o ten nr gg :>]
OdpowiedzUsuńTimothy
[Ojej, Jared <3
OdpowiedzUsuńWyrazy miłości ode mnie w takim razie :D]
//Vinga.
[Kocham Cię za nazwisko! Mój ukochany biegacz narciarski je posiada, więc jestem zachwycona. <33 W dodatku Jared. *o* Poproszę watek, jeśli się zgodzisz. :3]
OdpowiedzUsuńBlake
Addison zawsze wpadała w kłopoty. Bez trudu można było znaleźć ją w tłumie uczniów mimo raczej przeciętnego, niewyróżniającego się wzrostu i drobnej sylwetki - wystarczyło ruszyć w kierunku jakiegoś zbiegowiska lub krzyków, by ją odnaleźć, zawsze bowiem znajdowała się w samym centrum uwagi, nawet gdy próbowała tego uniknąć. Po prostu miała pecha, gdy nauczyciel eliksirów wrócił do klasy, bo zapomniał ulubionego pióra i teraz zupełnie niezasłużenie została skazana na szlaban, mimo że a) do kradzieży ostatecznie nie doszło, b) to nie było włamanie, bo drzwi były otwarte, c) wykorzystała swoją najlepszą niewinną minę. Potter jak zawsze wyszedł ze wszystkiego ze szwanku, bo jego urok osobisty był w stanie oczarować znacznie większą liczbę osób niż ona kiedykolwiek będzie w stanie i w ten sposób siedziała teraz przed szkołą, przeklinając cały system magicznej edukacji.
OdpowiedzUsuń- Cześć, Króliczku - przywitała się Addie, mrugając do niego. Zeskoczyła z murku i dołączyła do mężczyzny, póbując się dopasować do tempa, jakie nadawały jego długie nogi. - Tak bardzo się za mną stęskniłeś, że postanowiłeś wybrać się ze mną na romantyczny, wieczorny spacer do Hogsmeade? To urocze.
Nie była pewna, kiedy wymyśliła to przezwisko, ale podziwiała swój geniusz za każdym razem, gdy jej używała, pasowała bowiem do woźnego jak ulał. Był on bowiem tak słoneczny, otwarty, słodki i kochany, że nie mogłaby trafić lepiej. W ogóle nie przypominał obrażonego na cały świat, mrocznego, tajemniczego i odpychającego gbura, którego cała egzystencja opierała się na straszeniu pierwszorocznych i wlepieniu szlabanów każdemu, kto tylko krzywo na niego spojrzał, aby odwdzięczyć się za niesprawiedliwość świata. Ani trochę.
Wiele osób wciąż dziwiła swoboda, z jaką dziewczyna odnosiła się do budzącego w uczniach postrach i niechęć woźnego, ale ona miała to gdzieś. I co z tego, że mógłby ją udupić w zamku na kolejne milion lat w Izbie Pamięci, gdzie musiałby czyścić podłogę szczoteczką do zębów? Za bardzo ją uwielbiał, by skazać ją na wieczne potępienie w otoczeniu złotych pucharów, mimo że nigdy by się do tego nie przyznał, wciąż do znudzenia powtarzając, że jako przykładny pracownik i stróż prawa Hogwartu absolutnie nikogo nie wyróżnia z tłumu uczniów. Ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że wszyscy za to samo przewinienie dostawali minus trzydzieści punktów, a ona z reguły zarabiała dla swojego domu minus pięćdziesiąt? Starannie to ukrywał za maską, ale Addison i tak wiedziała, że była faworyzowanymi przez całe siedem lat nauki w szkole nikt nie odebrał jej tego miana. To jednocześnie napawało ją dumą i zgrozą, bo starannie pracowała na swoją reputację, ale z drugiej strony nie uśmiechało jej się ciągłe lądowanie na najnudniejszych, najbardziej wymagających szlabanach, z czego Evan czerpał sadystyczną radość. Mimo to chłopakowi czasami należało się coś od życia i Addison pilnowała, by przynajmniej raz w tygodniu musiał się zmierzyć z jakąś zaplanowaną przez nią atrakcją. Uwielbiała ich zabawę w kotka i myszkę, która toczyła się między nimi nieustannie, wciąż nie można było jednak wyłonić zwycięzcy i może dlatego było to takie ekscytujące; do tej pory nikt nie stanowił dla niej wyzwania, a Evan dotrzymywał jej kroku w tej grze. To był ostatni rok na udowodnienie mu, że może być dobrym woźnym, ale Addison Hallaway była, jest i będzie sprytniejsza od niego. Najbardziej nie znosiła przegrywać i nie miała zamiaru przegrać tej rundy, mimo że z perspektywy wydawało się, iż to on miał nad nią miażdżącą przewagę, szanse były wyrównane.
- Wiesz, że zamiast wlepiać mi ten durny szlaban, mogłeś mnie po prostu zaprosić do Herbaciarni Madame Puddifoot? W ten sposób łatwiej zdobyć serce dziewczyny, zapamiętaj to sobie, Króliczku - ciągnęła Addison ze złośliwym uśmiechem, już napawając się każdą chwilą tej drogi, którą miała zamiar obrzydzić Evanowi. Bo uwielbiała spać, przebywać pod ciepłą kołderką z głową wtuloną w poduszkę, a zamiast tego musiała szukać głupiego kwiatka w Hogsmeade, który zakwitał tylko w środku nocy i była to oczywiście wina upierdliwego woźnego. A to, że szlaban otrzymała od nauczyciela eliksirów już nic nie znaczyło.
Usuńnajukochańszy potworek
[♥ Witam hogwarckiego pogromce brudu i chcę wątku! ♥]
OdpowiedzUsuńLou/Al
- Czekaj, możesz powtórzyć tę część ze skarbem? Muszę to nagrać - stwierdziła. Zawsze była łasa na różne komplementy i pochlebstwa, jej ego było bardzo łakomym stworzeniem. Wywróciła oczami, wzdychając ciężko - Wiesz, gdyby nie ten zarost mógłbyś uchodzić za kobietę. Jesteś wyjątkowo niemęski. Wolałam Filcha, taka pociągająca twarz... Przykro mi to mówić, ale nie zostaniesz wybrany w wyborach na Mistera Woźnych. Pogódź się z porażką. A nocne włóczęgi to nie tylko moja specjalność, Króliczku. Przyznałbyś się w końcu, co robisz po nocach. Tylko nie łam mojego biednego serduszka i nie mów, że mnie zdradzasz z jakąś lafiryndą.
OdpowiedzUsuńKąciki ust Addie wygięły się w krzywym uśmiechu, a w jej oczach pojawiły się buńczuczne iskierki. Tak miał zamiar to rozegrać? Bardzo proszę. Powinien jednak pamiętać, że to ona była mistrzynią słownych przepychanek. Może ten szlaban wcale nie będzie taki nudny i bezsensowny?
- W takim razie w ogóle mnie nie znasz. Moje standardy randkowe są dużo prostsze: zdzieranie z siebie ciuchów w składziku na miotły. To jest dużo bardziej ekscytujące. Nie musiałeś mnie zaciągać tak daleko, by tego dokonać, Evanie - wypowiedziała jego imię z naciskiem, przemycając w ten sposób wiadomość, którą tylko on mógł zrozumieć. Zawsze brzmiało to w jej ustach wojowniczo, wyzywająco, jakby prowokowała go do kolejnej rundy, jakby czekała, aż w końcu to wszystko przerwie i powie, że nie powinna tak do niego mówić, ale to nigdy nie następowało. Inne dziewczyny z daleka wzdychały do woźnego, wodząc za jego sylwetką tęsknymi, szczenięcymi spojrzeniami i wymieniały się ciągle uwagami na temat jego przystojnej twarzy czy postury, ale żadna z nich nigdy nie odważyła się do niego zbliżyć, obawiając się jego odpychającego charakteru. Addison za to nie miała żadnych oporów, by otwarcie się z nim droczyć i flirtować z nim w sposób pełen złośliwości, tym samym zaskarbiając sobie nienawistne, zazdrosne spojrzenia rówieśniczek, które mogły tylko stać z boku i obserwować, jak pozwala sobie na komentarze, które nikomu innemu nie uszłyby płazem. To było bezpieczne. Evan zawsze będzie znajdował się poza jej zasięgiem, był od niej dużo starszy i zajmował posadę w Hogwarcie, w dodatku wyjątkowo odpowiedzialną, jeśli zapomni się o tych wszystkich miotłach, mopach i wiadrach, a skupi na jego prawdziwym powołaniu, czyli przyłapywaniu uczniów na nielegalnych występkach, więc teoretycznie powinna odnosić się do niego z szacunkiem, ale budził w niej figlarną stronę, którą zaczynała nawet lubić, a jej nowym ulubionym zajęciem stało się wprawianie go w zakłopotanie czy doprowadzanie na granicę irytacji. Nigdy nie była grzeczną dziewczynką, a Evan nie starał się tego zmienić i chyba to najbardziej jej się podobało; po prostu wiedział, że ma do czynienia z prawdziwą buntowniczką i zamiast ją umoralniać, zaczął prowadzić z nią własną rozgrywkę. Na początku była zirytowana tym, że nowy woźny wchodzi jej w drogę, zamiast zaakceptować fakt, że ma do czynienia z niepokornym typem, ale okazało się, że w swojej pewności siebie nie doceniła go. Był dużo sprytniejszy od swojego poprzednika, niedowidzącego już Filcha, któremu bez przerwy grała na nosie, znał część z ukrytych w zamku przejść, a jego sowa nauczyła się ją rozpoznawać i żadne próby przekupstwa smakołykami nie wchodziły w grę. Podejrzewała, że Natt tak naprawdę ją lubiła, pozwalała się jej głaskać i siadała na jej wyciągniętym ramieniu, ale była zbyt lojalna wobec pana, aby odpuścić Addie jej drobne, nocne wyprawy.
UsuńCzasami po prostu nie mogła spać i włóczyła się po zamku, ale nawet gdy nie planowała żadnego przekrętu, Evan i tak czerpał satysfakcję z odejmowania jej punktów i zaciągania do dormitorium. Była niemal pewna, że on również nie sypiał, ale nie dawał niczego po sobie poznać. Bywały dni, gdy potrafiła w nim czytać jak w otwartej księdze, dostrzegała w jego spojrzeniu coś więcej niż rozbawienie czy irytację, coś, co ciążyło mu na duszy i co było dużo bardziej mroczne, ale gdy tylko uświadamiał sobie swoją chwilę słabości, na jego twarz powracała kamienna maska zamykająca wszystkie uczucia w środku. Addison nigdy nie pytała, o czym w takich chwilach myślał. Nie wiedziała nawet, czy miała do czegoś takiego prawo, bo choć ich relacja nie była typową relacją dorosły-nastolatka czy woźny-uczennica, nie mogła ich również nazwać przyjaciółmi. Nie istniała kategoria, do której można by ich dopasować i czasami Addie obawiała się tych rozmytych granic, ale przecież to nic nie znaczyło. Za pół roku skończy szkołę i pewnie dla niego stanie się tylko nazwiskiem zapisanym na świstku papieru w archiwach z odnotowanymi przewinieniami, jedną z setek uczniów, których będzie jeszcze musiał pilnować, podczas gdy dla niej na zawsze pozostanie miłym, wzbudzającym uśmiech na twarzy wspomnieniem.
[Myślałam, myślałam i wymyśliłam! Nie jest to nic porywającego, ale na początek może się nadać. Blake jest mistrzem eliksirów, więc bez problemu potrafi warzyć różne cuda. Na lekcji nigdy nie uda się zrobić czegoś innego niż polecenie nauczyciela, dlatego Ślizgon w nocy potajemnie wymykałby się do Sali i tam tworzył swoje cuda. Dotąd zawsze udawało mu się przechytrzyć woźnego i nie zostać przyłapanym. Tym razem byłby inaczej. Zapomniałby użyć zaklęcia wyciszającego i Evan bardzo szybko dowiedziałby się, że ktoś buszuje po klasie, gdy cisza nocna już dawno się rozpoczęła. Zakradłby się do środka. Zrobiłby to bardzo cicho i nieświadomy obecności woźnego Blake zacząłby mówić do siebie. Wyjawiłby swój plan, do którego potrzebny byłby mu eliksir. Dajmy na to, że będzie to wywar, w którym miałby być zanurzony jakiś wisior dziadków. Chroniłby ich od namierzenia przez dawnych Śmierciożerców. Evan przejąłby się tym i przeszkodził mojemu panu. Walker wystraszyłby się Northuga i na ślepo rzucił pierwsze lepsze zaklęcie obronne. Trafiłby woźnego, ale również on oberwałby, ponieważ chwilę po trafieniu starszego, zaklęcie odbiłoby się rykoszetem. Obaj mieliby rany cięte z tym, że Evan na rękach, a Blake oderwałby w policzek. Korzystając jednak z okazji mój chłopak zwiałby, ale bez wywaru. Następnego dnia próbowałby zakraść się do kanciapy woźnego, który zabrał eliksir ze sobą i postanowił go wylać, ale przez cały dzień nie miał czasu. Gdy Blake akurat będzie się tam zakradał, Northug będzie w środku. Będą się szarpać do czasu, gdy fiolka nie wypadnie z ich rąk i nie rozbije się o podłogę. Walker będzie chciał się zemścić.
OdpowiedzUsuńTrzeba byłoby też omówić ich relacje. Proponuję coś negatywnego, ponieważ mój pan nie nadaje się raczej do żadnych przyjaźni. Wymyśliłam nawet powód ich niechęci do siebie. Podczas wakacji Blake mógłby zauważyć w barze swoją ciotkę, która byłaby na randce z twoim panem. Nastolatkowi nie podobałoby się, że ktoś z jego rodziny włóczy się z czarodziejem półkrwi. Na całe szczęście ich związek nie trwałby długo, bo zakończyłby się po jednym spotkaniu, ponieważ ród Walkerów zareagowałby w porę. Ostudziliby zapędy Anny (uznajmy, że tak będzie mieć na imię) i postanowiłaby ona zerwać kontakty z woźnym. Byłoby to wbrew jej woli, ponieważ oboje bardzo by się polubili. Od tamtego czasu Blake byłby cięty na Evana tylko dlatego, ze ten zaprosił jego ciotkę na piwo, a Evan na niego, bo rozwalił fajnie zapowiadającą się znajomość.
Wiem, że to nic specjalnego, ale tylko taki pomysł przyszedł mi do głowy. Potem można byłoby to ciekawie rozwinąć itd. Co ty na to?
Ps. Tak podbiłaś moje serce! Uwielbiam Cię za to nazwisko, naprawdę. <3]
Blake
[Witam przeserdecznie pana woźnego, z którym pewnie Zabiś ma na pieńku przez swoje nocne schadzki w wiadomych celach ^^
OdpowiedzUsuńKarta jak zawsze cudna i to nie fair, że Tobie takie przychodzą - no cóż - z taką łatwością. I wiem, że tak naprawdę dużo zajmuje Ci pisanie ich, obmyślanie, szukanie zdjęć czy gifów i tak dalej, ale... zachwyca mnie to, że umiesz naprawdę zrealizować to, co masz w głowie.
I teraz pozwól, że się porozwodzę nad kartą. Bo chcę oficjalnie a nie na gadu. Bo tak. Bo na to zasługujesz.
Szukuj się więc na analizę w stylu Kruka - chyba że w trakcie mi się odechce, he.
Pierwszy akapit to chyba moja ulubiona część tej karty. Od razu widzimy kapkę charakterku woźnego i jego humor. No i ta sprzedawczyni, która sama sobie robi krzywdę *tu bezradny/może kpiący śmiech*
Przyznawaj się, cytat? Bo gdzieś już to widziałam...Jeśli całe życie siedziało się w klatce i raz poczuło się smak wolności, to nigdy już nie pozwoli się na to, by ponownie wepchnięto nas do tej klatki. Tak czy inaczej, piękne słowa!
Ale żeś w tym zdaniu naplątała, bejb! Czasami trzeba przełamać barierę ograniczającą i wykształcić w sobie dodatkową umiejętność, by jakoś dać sobie radę, zastępując nią tą drugą cechę, niedoskonałą i niepotrzebną. Coś mi w nim nie gra. Ale nie mam czasu go rozkładać na czynniki pierwsze, niestety...
Drugi akapit jest bezbłędny, trafny i już widzę tę akcję - mimo że nie wprowadziłaś opisów.
I o matko akapit z Filchem. Szczerze, trochę zabrakło mi Filcha w Flichu, ale wiadomo, że ciężko odwzorować postaci kanoniczne.
...gdzieś widziałam zgubiony przecinek (znaczy właśnie nie widziałam... YKWIM), ale się zgubił. Albo go dopisałaś xD
Wizerunek pasuje mi tu perfekcyjnie, karta też prawie perfekcyjna. Nic dodać, nic ująć.
Miłej zabawy, wątków i tak dalej!]
Zabiś
[ To ja chcę woźnego i chcę jakąś dramę <3 myślisz, że mogli się jakoś już znać? Ona jest tu od 3 tygodnii... Ewentualnie mogą poznać się teraz. Muszę tylko włączyć mózg]
OdpowiedzUsuńPandora Crowley
[ Czy Evan the woźny może być ulubionym woźnym Józka? Co prawda chyba nie ma za wielkiego wyboru, ale być ulubionym woźnym Józka to zaszczyt! Można go też wtedy przytulać. Tak to nie, ucieka : D ]
OdpowiedzUsuńJ. Ryle
Addie zmrużyła lekko oczy, jakby próbowała wyobrazić go sobie w połyskującej różowymi cekinami sukni lub podczas pokazu seksownej damskiej bielizny, ale to zadanie było ponad jej siły.
OdpowiedzUsuń- Masz rację, nadawałbyś się na Miss Zapchanego Kibla albo Miss Papieru Toaletowego - zakpiła, a w jej głowie mimowolnie pojawił się obraz nagiego Evana zakrywającego swoje strefy intymne jedynie starą, gumową przepychaczką i mimowolnie parsknęła śmiechem, próbując jakoś zamaskować swoje nagłe zakłopotanie. Była wdzięczna za otaczające ich ciemności, które skryły pojawiające się na jej policzkach czerwone plamy, z których nie potrafiłaby się wytłumaczyć. Mogli wymieniać się przesyconymi drugim dnem uwagami, ale to było ponad jej siły. Nie mogła odmówić Evanowi urody; miał przeszywające, niebieskie oczy, które zmieniały odcień w zależności od nastroju - od chmurnego granatowego, gdy się wściekał po stalowy symbolizujący jego smutek, ciemne, splątane, nieco za długie włosy, które zwijały się na karku i które miało się ochotę przeczesać palcami, kilkudniowy zarost dodawał mu uroku i jednocześnie jakiejś drapieżności, a w dodatku mięśnie ładnie rysowały się pod jego ubraniami oraz miał całkiem zgrabny tyłek. Nie, żeby kiedykolwiek sprawdzała. Po prostu słyszała różne opinie na ten temat. Jej to wcale nie interesowało!
Addison mimowolnie zadrżała, gdy zaproponował jej kolejny szlaban w zamkniętym składziku i nie miało to nic wspólnego z lodowatym wiatrem, który przenikał jej cieńkie ubranie. Nienawidziła ciasnych pomieszczeń, napawały ją czystym przerażeniem. Niewiele osób zdawało sobie sprawę z największego lęku Hallaway, która usilnie próbowała uchodzić za nieustraszoną. Większość z łatwością nabierała się na pozę wojowniczki i nikt nie próbował wnikać w świat, który Addie skrywała w duszy, za bardzo bojąc się, że niczym ćmy lecące do ognia w końcu się przez nią sparzą. Ale jak każdy była tylko człowiekiem i miała swoją piętą Achillesową, coś, co nie pozwalało jej normalnej funkcjonować. Sądziła, że gdy lepiej pozna swój strach, będzie w stanie nad nim zapanować, ale w pewnym momencie zaczęła obsesyjnie obliczać pojemność pomieszczeń oraz godziny, które zawarte w nim powietrze pozwoliłoby jej przetrwać. Znała ilość zużywanego tlenu przez człowieka w różnych warunkach i objawy niedotlenienia, ale to tylko wzmagało jej niepokój. Zdarzało się, że dostawała ataków paniki, gdy znalazła się w za małym pomieszczeniu lub takim o średnich wymiarach, ale z dużą liczbą osób. Klaustrofobia wydawała się być zupełnie irracjonalnym lękiem, jednak dla niej miała sens - ciasny pokój oznaczał bowiem brak wyjścia, brak możliwości wyboru, brak kontroli, czego również się obawiała i była pewna, że te lęki były ze sobą powiązane. Nie miała jednak zamiaru tego po sobie pokazać, nie w świecie, w którym każdy obracał się przeciwko każdemu, w którym liczyła się jedynie potęga, a każda słabość mogła zostać wykorzystana przeciwko tobie. Urodziła się w siedlisku żmij i chyba nigdy nie przestanie czuć na sobie uważnych, oceniających ją spojrzeń.
- Coś za dobrze to wszystko wymyśliłeś. Przyznaj się, już wcześniej o mnie fantazjowałeś, a teraz w końcu podzieliłeś się ze mną swoim małym, brzydkim sekrecikiem - ciągnęła Addie, szturchając go lekko łokciem w bok. Nawiedzający ją w snach woźny bez koszulki, który zdziera z niej ciuchy? Miewała już gorsze koszmary, ale zatrzymała tę uwagę dla siebie. Nawet ona znała granicę między niezobowiązującym, złośliwym flirtem a słowami, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane głośno, by nie zostały źle odebrane. Już i tak mnóstwo osób krzywo patrzyło na ich dziwną zażyłość, a Addison znała nie tylko plotki na temat urody Evana, ale także jego upodobań, które rozsiewały znudzone życiem i zawiedzione brakiem jego uwagi rozpieszczone smarkule. Nikt nigdy jednak nie odważył się zasugerować, by łączyło go z nią coś nieodpowiedniego, bowiem wszyscy znali jej reputację i zdanie odnośnie miłości. Addie wiedziała jednak, że zbyt swawolne zachowanie mimo wszystko mogłoby zwrócić uwagę, dlatego zachowywała się tak otwarcie tylko wtedy, gdy była pewna, że są sami i nikt nie wyciągnie pochopnie wniosków na temat łączącej ich relacji.
UsuńAddie stanęła przed nim, przyjmując swoją najbardziej niewinną minę, otwierając szeroko zielone oczęta, które przecież nie mogły kłamać. Jej dolna warga zadrgała efektownie.
- Za co powinieneś mi odebrać punkty? Przecież jestem grzeczna, psze pana - powiedziała przesłodzonym tonem, szybko mrugając powiekami (w zamiarze miało to być kokieteryjne, ale coś wpadło jej do oka). Wiedziała jednak, że już właściwie wygrała to starcie, gdy westchnął z rezygnacją. Nic nie mógł poradzić na jej upór ani zuchwałość, robiła, co chciała i nikt nie mógł jej w tym przeszkodzić, bo nikt nie miał na nią wystarczającego wpływu. Żadne kary, krzyki czy pełne wyrzutu milczenie nie mogły jej do niczego zmusić. Niektórzy próbowali jeszcze z tym walczyć, ale większość spisała ją po prostu na straty.
- Ty chyba nie wiesz, co to jest niestosowne zachowanie. - Uśmiechnęła się szeroko uśmiechem Addison Hallaway, który był niczym słońce wyłaniające się zza burzowych chmur. Pojawiał się tak rzadko, że jego istnienie było owiane legendą, ale był silniejszy niczym każde zaklęcie. Przechyliła lekko głowę, jakby zastanawiała się nad jego słowami i lekko pokręciła głową, cmokając z dezaprobatą. - Skąd wiesz, że mam piękne cztery litery? Musiałeś się często gapić na mój tyłek, Króliczku. Bardzo nieładnie. Ale muszę przyznać ci rację, mam całkiem zgrabny tyłeczek.
Addie w końcu ruszyła z miejsca, narzucając sobie szybsze tempo, mimo że już łapała ją zadyszka od prób doganiania Evana.
- Jak ty mnie dzisiaj zasypujesz komplementami - stwierdziła, gdy przyznał, że zaczyna się jej obawiać. Wzruszyła lekko ramionami - Ma mieć czerwone płatki i się świecić na złoto. Ile kwiatów może się świecić w środku nocy? To nie powinno być trudne.
ty zboczeńcu ty
[Ale to nieładnie tak podrzucać jej orzeszki! Ona miesza się w związki dla wyższego dobra! :c]
OdpowiedzUsuńKenzie
[Woźny cudny, no i Durmstrang! Chce go :D
OdpowiedzUsuńKombinujmy nad wątkiem, pliss xD]
Misza
[No cześć, dziękuję c: Uznałam że mogę sobie wybrać kartę pod którą odpiszę, padło na woźnego, bo go jakoś polubiłam, po przeczytaniu, hihi. Także no.. dziękuję i nie wiem, wątek jaki, czy coś?]
OdpowiedzUsuńIta
- Mówiąc wprost: gapisz się na mój tyłek tak często, jak możesz i uważasz, że jest seksowny - powiedziała cicho, unosząc brew, jakby prowokowała go, by tylko zaprzeczył, aby mogła nazwać go kłamcą.
OdpowiedzUsuńTo było niepokojące, ale w tym samym momencie niesamowite i podniecające. Każdego nauczyciela traktowała na równi, nie szczędząc im na lekcjach kąśliwych komentarzy czy wdawania się w ostre, słowne potyczki, przez które najcześciej lądowała za drzwiami sali w połowie lekcji z kolejnym szlabanem na koncie. Miała wojowniczy tryb bycia i nauczyła się kwestionować wszystko, co wychodziło z ust innych osób, nawet jeśli byli oni jej profesorami, którzy teoretycznie mieli nad nią władzę. Nigdy jednak nie posuwała się tak daleko w rozmowach z nauczycielami płci męskiej jak w tych z Evanem. Często naginała granice ich wytrzymałości, ale grała bardziej na ich wściekłości, natomiast woźny był dla niej prawdziwym wyzwaniem, którego cały czas sprawdzała, sięgając po coraz śmielsze środki. To nie było dobre: te dwuznaczne komentarze, niewinne uśmiechy, przeciągający się kontakt wzrokowy na korytarzu, przekomarzanie się niczym to z najlepszym przyjacielem, przypadkowy dotyk elektryzujący całe jej ciało, jakby właśnie wsadziła palec do kontaktu, a była to skóra mężczyzny, którego teoretycznie powinna się bać i przed którym powinna czuć respekt. To jednak tylko sprawiało, że wszystko wydawało się być bardziej ekscytujące, bo było zakazane, a Addison słynęła z łamania wszelkich norm, regulaminów i zasad. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Evan jej na to pozwalał; nie wiedziała więc, kto ich powstrzyma, gdy urocze docinki zabrną za daleko. Balansowanie na tej krawędzi było niebezpieczne i tym samym podniecające, ale Addie wiedziała, że pewnego dnia któreś z nich będzie musiało zapłacić i runie z tej przepaści w dół. Nie chciała tak skończyć, ale nie chciała również, by to Evan płacił za ich wspólne błędy, za zażyłość, która nie mogła ich nigdzie zaprowadzić, bo dzieliło ich przecież trzynaście lat.
To była tylko zabawa, która nic nie znaczyła. Nic się nie wydarzy.
- Króliczku, kiedy spędzasz czas ze mną, nigdy go nie tracisz. Uwielbiasz mnie i każdą minutę spędzoną ze mną - przypomniała mu, grożąc mu palcem.
Addie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego miała wrażenie, że przy niej mężczyzna mięknie. Widziała, w jaki sposób skrada się na korytarzach, bez skrupułów strasząc pierwszorocznych czy wrzeszcząc na żartownisiów, którzy nieostrożnie obchodzili się z łajnobombami. Zawsze wyglądał na gotowego wygłosić morderczo nudne kazanie czy ukarać uczniów jak najsrożej, ale on przecież taki nie był. Potrafił się odgryźć. Potrafił się bawić. Na gacie Merlina, on nawet potrafił się śmiać! A był to piękny dźwięk, lekko schrypnięty, niski i głęboki, sprawiający, że dostawała gęsiej skórki. Przy niej jego zmarszczka między brwiami oznaczająca napięcie znikała, wygładzona przez pewny siebie, rozbawiony uśmiech, który sięgał jego oczu. Nie rozumiała, dlaczego usilnie udawał kogoś, kim nie jest; starego, zgorzkniałego zgreda, którego jedynym życiowym celem jest gnębienie podopiecznych. Nie musiał zachowywać się jak zaprogramowany na strzeżenie prawa cyborg. To było nieco naiwne, ale chciałaby, by jej przyjaciele go polubili tak jak ona go lubiła, chociaż nie znosiła wszystkich przedstawicieli grona pedagogicznego. On był inny, mimo że sama nie potrafiła sprecyzować tej inności. Ale sprawiał, że ona również chciała być inna. Przede wszystkim - starsza o kilka lat. Różnica wieku nie przeszkadzała im w rozmowach, ale przeszkadzała społeczeństwu w zaakceptowaniu faktu, że trzydziestoletni mężczyzna wcale nie musi chcieć czegoś więcej od siedemnastoletniej, niewinnej dziewczyny.
Usuń- Ja wcale tak nie mówię! - krzyknęła z udawanym oburzeniem, uderzając go lekko pięścią w ramię. Zaraz zniżyła jednak głos, naśladując Evana - Odejmę ci punkty za pyskowanie. Za to wywrócenie oczami kolejne minus dziesięć punktów.
Słysząc nagłe warknięcie, Addie zatrzymała się w miejscu. Stała jak sparaliżowana, próbując oddychać jak najciszej, ale jej rozpaczliwie obijające się o żebra serce i zaciśnięte płuca domagały się większej ilości powietrza. Czuła na nadgarstku długie palce Evana, ale choć zazwyczaj wywołałoby to u niej pełną euforii reakcję, teraz czuła jedynie chłód rozchodzący się od tego miejsca i promieniujący na całe jej ciało. Chciała rzucić się do ucieczki, krzyczeć o pomoc, ale potrafiła jedynie znieruchomieć i wpatrywać się intensywnie w stronę, z której dobiegały niepokojące odgłosy. Nagle stała się boleśnie świadoma każdej komórki swojego ciała, które drżało, choć nie wiedziała, czy ze strachu, czy z powodu lodowatego wiatru przenikającego jej cieńkie ubrania. W końcu chwila napięcia minęła i Addison znów mogła oddychać, zwłaszcza gdy Evan przyłożył dłoń na dole jej pleców, częściowo obejmując ją ramieniem i prowadząc piaszczystą dróżką do przodu. Jej sweter podwinął się do góry, sprawiając, że część jego dłoni stykała się z jej odsłoniętą skórą, zostawiając za sobą żar na jej plecach.
To nie było naturalne, ale właśnie tego teraz potrzebowała.
Kiedy usłyszała rozdzierające powietrze, przerażajace wycie po prostu zareagowała: podskoczyła ze strachu, z jej gardła uwolnił się krzyk i rzuciła się Evanowi na barana, obejmując go nogami w pasie i ręce opierając na jego ramionach dla utrzymania równowagi. Wtuliła nos w jego szyję, nieufnie wyglądając zza jego ramienia na polanę przed nimi, ale nic nie wybiegło na otwartą przestrzeń. Nie potrafiła się jednak skupić, gdy poczuła męski zapach woźnego. To niesprawiedliwe, że pachniał tak dobrze, obezwładniając jej myśli, podczas gdy powinna być skupiona.
- To nie brzmiało jak królik - mruknęła cicho, pośpiesznie zsuwając się z jego pleców, gdy uświadomiła sobie, jak głupio zrobiła. Przegryzła lekko wewnętrzną stronę policzka, omijając go wzrokiem, gdy nagle krzak przy drodze zatrząsł się, jakby skrywał jakieś duże zwierzę. Addie bezwiednie cofnęła się do tyłu, ciągnąc za sobą Evana.
kocham cię, słońce
Addison zadrżała, tym razem nie z zimna czy ze strachu, słysząc swój pseudonim w jego ustach. Chociaż dla innych bycie nazywanym Potworkiem mogło wydawać się obraźliwe, w niej budziło uczucie ciepła w okolicy klatki piersiowej, bowiem w jego wykonaniu nigdy nie brzmiało to jak kolejne słowo. Delikatnie przeciągał samogłoski, jakby wkładał w ten wyraz tajemnicze znaczenie, którego do tej pory nie potrafiła odkryć i zawsze patrzył jej w oczy z tajemniczym błyskiem, gdy je wypowiadał. To nie był tylko pseudonim. To była sekretna wiadomość, niosąca ze sobą niespodziewaną czułość, która często sprawiała, że zasychało jej w gardle. Każdy, kto próbował zwracać się do niej w ten sposób, ostatecznie kończył w Skrzydle Szpitalnym z jakimś urazem. Była jego Potworkiem, choć reszta świata nigdy nie będzie w stanie tego pojąć.
OdpowiedzUsuńChciałaby, by pewnego dnia zwrócił się do niej w ten sposób, używając jej imienia, ale wiedziała, że wtedy oznaczałoby to coś zupełnie innego, głębszego. Już sam Potworek w jego ustach był niebezpiecznym narzędziem, a gdyby w ten sam, miękki sposób wypowiedziałby jej imię...
Miała wypowiedzieć kolejną ironiczną, prowokującą uwagę na temat tego, że zawsze jej wlepia za to samo przewinienie więcej punktów niż innym, co musi świadczyć o jego gorących uczuciach względem niej, gdy nagle atmosfera stała się ciężka od napięcia, które stało się niemal namacalne. Powietrze stało się parne i duszne, w dodatku szara mgła osiadła na podłożu, wznosząc się coraz wyżej i ograniczając widoczność. Addison mocniej zacisnęła palce na jego ramieniu, wiedząc, że jeśli się rodzielą, prawdopodobnie nie będą w stanie się odnaleźć, nie bez jej różdżki, która w tej chwili leżała spokojnie w kieszeni Evana. Nie potrafiła zrozumieć tej durnej zasady, która zakazywała jej posiadać różdżkę podczas szlabanu, a której przestrzeganie teraz mogło kosztować ją życie.
Próbowała wyrwać się z transu, w jaki wprowadziło ją przeciągły ryk, ale nie potrafiła. Niewielu rzeczy Addie naprawdę się bała, ale wilkołak zaliczał się do grona stworzeń, które ją przerażały, wprawiały w panikę, a jej serce w trzepotliwy, nieprzyjemny galop. Nie wiedziała, czy mają jakiekolwiek szanse w starciu z wściekłym wilkołakiem, więc ich jedyną szansą wydawała się być ucieczka, ale choć jej mięśnie całe się spięły w oczekiwaniu na ucieczkę, a adrenalina krążyła w żyłach, pobudzając ją do działania, nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Bała się. Tak cholernie się bała.
To Evan ostatecznie zmusił ją do biegu. Szarpnięciem popchnął jej nogi do działania, złapała szybki, szaleńczy rytm, głęboko wciągając zbawienne powietrze do płuc. Jej stopy głucho uderzały o ziemię, wprawiając ją w drgania, ale mimo zabójczego tempa wcale nie czuła, jakby poruszała się do przodu. Utknęła w miejscu z wilkołakiem, który nie zawaha się jej skrzywdzić i nie miała przy sobie żadnej broni. Odliczała czas w rytm ich kroków, nie odwracając się za siebie, bo wiedziała, że gdyby to zrobiła, ściągnęłaby na nich zgubę. Wolała biec i w ten sposób walczyć o życie. Wolała biec i nie martwić się o to, co zrobią, gdy zabraknie im w mięśniach sił, gdy stworzenie okaże się od nich szybsze.
W pierwszej chwili Addie nie zorientowała się, co się dzieje. Biegła przed siebie, kiedy nagle mężczyzna się zatrzymał i wepchnął ją za siebie, oddzielając własnym ciałem od prawdziwego potwora. Miał długie, silne kończyny zakończone pazurami, które z łatwością mogłyby rozpłatać ich skórę, krótką sierść pod którą rysowały się stalowe mięśnie i długi pysk wyposażony w ostre jak brzytwa zęby. Jego oczy lśniły niezdrowym blaskiem, a wargi rozciągnęły się w drwiącym, krwiożerczym uśmiechu ukazyjącym wszystkie jego ostre kły. Okrążał ich powoli, jakby podziwiał swoje ofiary i zastanawiał się, w jaki najdłuższy i najbardziej bolesny sposób się z nimi rozprawić, a Evan cały czas stał między nią a wilkołakiem.
Odepchnął ją.
UsuńPoleciała w bok, tocząc się po trawiastym zboczu, a włosy wpadały jej do oczu, zasłaniając widok. Była wściekła na Evana za jego głupi, bohaterski czyn, za to że w takiej chwili zgrywał macho, podczas gdy we dwoje mieliby większe szanse. Podniosła się na kolana i rzuciła w kierunku wilkołaka, chcąc odwrocić jego uwagę od woźnego, aby dać mu kilka dodatkowych sekund na pozbieranie się i ratowanie swojego życia. Powietrze przeszył jej krzyk, gdy stwór zadrasnął ją długimi pazurami w ramię, ale nie zdążył ponownie zaatakować, gdy Evan rzucił się na niego od tyłu, próbując go obezwładnić. Nie powinien tego robić. Nie powinien dla niej ryzykować, bo na to nie zasługiwała, ale wiedziała, że jego chęć protekcji uczniów wykraczała poza jej zrozumienie. Zamiast ocalić siebie, chciał ocalić ją i był to najbardziej bezinteresowny gest kiedykolwiek wykonany w jej kierunku. Ale jakże głupi.
Udało jej się kopnąć wilkołaka w żebra i przebiec pod jego łapami. Bez zastanowienia wykonała ślizg, łącząc swoją dłoń z Evana i pomyślała o pierwszym lepszym bezpiecznym miejscu. Zacisnęła powieki, czując mocne szarpnięcie w żołądku, ale całkiem skupiła się na obrazie salonu w jednym z ich wielu domków letnich i teleportowała się
Odrzuciło ją na ścianę, Evan upadł kilka metrów dalej. Ignorując zawroty głowy i chęć wymiocin, podczołgała się do mężczyzny, z niepokojem przesuwając wzrokiem po jego zmasakrowanym przez pazury wilkołaka ciele
- Zostałeś gdzieś ugryziony? - zapytała nerwowo, ujmując jego twarz w swoje dłonie i zmuszając go, by na nią popatrzył. Szybko obmacała jego ciało w poszukiwaniu śladów kłów, które odmieniłby życie ich obojga, ale dostrzegała tylko ślady pazurów, nie mogła być jednak pewna w tych ciemnościach. - Przepraszam, tak bardzo przepraszam. To wszystko moja wina. Gdybym nie dostała tego szlabanu, nic by się nie wydarzyło - mówiła cicho, ale jej głos w końcu się załamał pod wpływem ogromnej ilości targających nią, sprzecznych emocji. Z jej gardła wyrwał się bezwiedny szloch, gdy uświadomiła sobie, że nigdzie nie zauważyła ugryzienia. Jej policzki były mokre od niechcianych łez, szkarłatna krew pokrywała jej palce, całe ubrania miała zabłocone i poszarpane, została zaatakowana przez wilkołaka i niewiele brakowało, by razem z mężczyzną stracili życie, ale nigdy nie była równie szczęśliwa, nigdy nie poczuła tak obezwładniającej ulgi.
- Nie musiałeś tam zgrywać bohatera. Nie potrzebuję opieki - powiedziała ostro, próbując odwrocić uwagę od łez, które krętą drogą spływały po jej czerwonej z wysiłku skórze - Ale dziękuję.
Szybko pozbierała się z podłogi i rzuciła do stojącej najbliżej komody, w której znalazła czarodziejską apteczkę z bandażami, gazami, dezinfekującymi miksturami i innymi eliksirami. Musieli szybko oczyścić jego rany, aby nie wdało się w nie zakażenie, ale jej dłonie drżały za bardzo, by mogła to zrobić. Musiała się uspokoić i zacząć pracować z właściwą dla siebie racjonalną, chłodną logiką, ale jak miała to zrobić, gdy w grę wchodził Evan? Jego nie tyczyła się żadna logika.
Rozpięła guziki jego koszuli i ostrożnie pomogła mu ją zdjąć z ramion. Musiała również rozciąć nogawkę jego spodni, aby dostać się do paskudnej rany na udzie i próbowała ignorować fakt, że właśnie leżał przed nią właściwie nagi, przystojny mężczyzna. Każda dziewczyna, którą znała, zabiłaby za taki widok, a ona czuła się zażenowana i nie potrafiła spojrzeć mu w oczy.
- Zawsze chciałam wiedzieć, czy nosisz bokserki, czy slipki. W końcu będę mogła zaspokoić swoją ciekawość - zażartowała, próbując rozładować napięcie.
omnomnomnom, jestem cała twoja
[ Biedny, ciekawe czy coś z niego zostanie jak już ona się do niego dobierze
OdpowiedzUsuńZacznę w weekend :3]
Pandora Crowley
[ Fall Out Boy - I don't care. Wow, pierwsza rozpoznałaś tę piosenkę XD
OdpowiedzUsuńCzy legalne nie wiem, jeśli nie, niech nas skują, ale pozwolą zostawić panów <3]
Nate Turner
[Ojej, kocham go :D. Gdyby Tony był gejem, to totalnie rzuciłby się na Evana. Taki przewrotny komplement :).
OdpowiedzUsuńW ogóle dziękuję za miłe słowa co do mojej karty <3. Ale twoja mi się bardziej podoba, serio!
Oczywiście, że chętnie wpadniemy - i na whisky, i na pogadankę w kantorku. O każdej porze dnia!]
Czując ciepło jego palców na policzku i kciuk łagodnie ocierający jej łzy, całą siłą woli musiała się zmusić do tego, by nie wtulić twarzy w jego dłoń i nie napawać się siłą, którą jej ten dotyk dawał. Zamiast tego zerwała się z miejsca, czując, jak energia wypełnia jej ciało, jak jej dusza odżywa dzięki temu drobnemu gestowi. To było w jakiś sposób naganne, ta elektryczność, która między nimi przeskakiwała, gdy ich skóra ocierała się o siebie. Słowna zadziorność była dopuszczalna, ale ta intymność pojawiająca się za każdym razem, gdy się do siebie zbliżali, było czymś zupełnie innym i zdecydowanie bardziej niebezpiecznym. Addie nie mogła znieść myśli, że naraził się dla niej, broniąc przed wilkołakiem, więc tym bardziej nie byłaby w stanie znieść poczucia winy, gdyby z powodu ich relacji Evan zostałby odesłany z Hogwartu za zbyt zażyłe więzi z uczennicą. To, że się przed tym nie broniła, a wręcz sama doprowadzała do podobnych sytuacji, nie miałoby znaczenia. To dlatego poczuła, że musi się od niego odsunąć w tej chwili, nawet jeśli nikt ich nie obserwował, nikt ich tutaj nie oceniał. Wciąż była świadoma, do czego to prowadzi i najlepiej było to przerwać, zanim jeszcze zaczęło się na dobre.
OdpowiedzUsuńAle nie potrafiła. Merlin jej świadkiem, nie potrafiła.
- Wolałabym jednak, żebyś zachował swój zarost, dzięki niemu wyglądasz mrau. Ale nawet gdyby zamienił się w kłaki, jestem pewna, że byłbyś najprzystojniejszym wilkołakiem w historii i wciąż łamałbyś wiele serc. A już na pewno wciąż byś mnie pociągał - zapewniła go, mrugając do niego. Wystarczyło, by zwrócił się do niej kotku, a cała wręcz rozpływała się w środku. Cieszyła się, że Evan do końca nie zdawał sobie sprawy ze sposobu, w jaki na nią działał. Ona sama nie rozumiała tego, co się z nią działo, gdy obdarzał ją długimi, powłóczystymi spojrzeniami, uśmiechem zarezerwowanym dla niej, gdy nikt nie patrzył czy słodkimi przezwiskami. Nikt nigdy nie sprawiał, że czuła się w taki sposób, ale wciąż zamykała to bardziej w relacji platonicznej. Był jak jej starszy brat. Przyjaciel. Tyle.
Bardzo seksowny przyjaciel.
Addie popatrzyła mu prosto w oczy, czując, jak coś w powietrzu się zmienia. Pochyliła się w jego stronę, lekko zwilżając wargi językiem.
- Niewielu na twoim miejscu postąpiłoby tak samo. Dziękuję - powtórzyła, po czym złożyła na jego policzku pocałunek delikatny niczym muśnięcie skrzydeł motyla. Odsunęła się od niego powoli, a jej piękny uśmiech dosięgnął oczu, sprawiając, że zatańczyły w nich iskry.
- Zadrasnął mnie w ramię, gdy próbowałam odwrocić jego uwagę od ciebie i mam otarte kolana od upadku, ale poza tym wszystko w porządku, zważywszy na okoliczności - stwierdziła fachowo Addison, przysuwając się nieznacznie do Evana tak, że ich kolana się ze sobą stykały - Nie powinieneś się mną przejmować. Zacznij w końcu martwić się o siebie, to ty bardziej oberwałeś w tym starciu. I nigdy nie ośmieliłabym się sugerować, że jesteś niesprawny na jakimkolwiek polu.
Kiedy wyciągnął z apteczki bandaż, nie była pewna, co powinna zrobić i w którą stronę patrzeć, by sytuacja nie stała się jeszcze bardziej niezręczna. Na szczęście mężczyzna rozwiązał ten problem za nią, uśmiechając się do niej w taki sposób, że jej serce na chwilę zgubiło rytm.
Usuń- Dobrze, że bokserki. Każda inna odpowiedź zniszczyłaby twój wizerunek seksownego woźnego. Powiedz jeszcze, że są skórzane i jestem cała twoja - powiedziała, przegryzając kokieteryjnie dolną wargę i lekko mrużąc oczy. Nie wiedziała, czy nie przesadziła, ale Evan nie musiał odpowiadać, a już na pewno nie musiał zalotnie do niej mrugać, przyzwalając na dalsze prowadzenie ich małej gry.
- To jeden z domków letnich mojej rodziny. Mamy ich w sumie trzynaście, przez większość czasu stoją puste albo są wynajmowane rodzinom, które chcą poczuć, jak to jest żyć w arystokratycznym dworku. Ten akurat to mój ulubiony, a także duma rodziców, więc poza wakacjami mam pewność, że jest wolny i niezamieszkany. Jesteśmy tutaj bezpieczni, nikt oprócz Hallawayów i służby nie zna położenia tego miejsca, to nasza kryjówka na nieprzewidziane wypadki. A ten z pewnością można do takich zaliczyć - zauważyła Addie, rzucając mu blady uśmiech - Dlaczego pytasz?
Dopiero kiedy zauważyła wyraz przerażenia na twarzy Evana, zrozumiała, że musi dziać się coś złego. Ten mężczyzna rzucił się między nią a wilkołaka, nie zdradzając żadnych oznak strachu czy wahania, a teraz w jego oczach płonął strach. Podążyła za jego wzrokiem, dostrzegając znajomą sylwetkę czającą się przy wejściu do pomieszczenia. Odetchnęła z ulgą, obdarzając woźnego uspakajającym uśmiechem, dodatkowo łapiąc go za dłoń i lekko ściskając, aby dać mu znać, że wszystko jest w porządku. Miała świadomość tego, jak bardzo poufały to był gest i jak wypadłby w oczach właściwe wszystkich, ale dopiero przeżyli koszmar i miała wrażenie, że oboje potrzebowali tej bliskości, chociaż przecież mogła się mylić, nigdy tak naprawdę nie wiedziała, o czym myślał Evan. Był dla niej zamkniętą książką i właśnie dlatego tak bardzo ją intrygował, ale nie musiał się obawiać Damiena. Zawsze był jej najbliższy z całej rodziny, to on ją rozumiał i wspierał w obieraniu własnej drogi życiowej, gdy reszta odwracała się do niej plecami. Dzieliła ich spora różnica wieku, ale miała wrażenie, że nikt nie znał jej lepiej. Niejednokrotnie to on przyjmował na siebie gniew rodziców, aby pozwolić odetchnąć swojej siostrzyczce od ciągłego obwiniania i oceniania.
- To Damien, mój najstarszy brat. Damien to pan Northug. - Wyjaśniła, ale w tym momencie urwała, przegryzając wargę. Specjalnie przedstawiła w ten sposób Evana, mając nadzieję, że jej brat nie stał zbyt długo w wejściu i nie słyszał jakże nieadekwatnych do ich różnicy wieku komentarzy, był to bowiem zbyt otwarty flirt, by można to było uznać za cokolwiek innego, zwłaszcza, że Damien nic nie wiedział na temat ich relacji. Wolała też przemilczeć, kim tak naprawdę jest Evan, bowiem to tylko mogłoby dodać im kłopotów. Zamiast tego uśmiechnęła się do chłopaka, chcąc odwrocić jego uwagę od gościa. - Co ty tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz za granicą w interesach?
[Ojej, cześć wróżko miłości <3 Czy wróżka, aka Evan, chce może wątek? Bo mam nawet pewien pomysł ;)]
OdpowiedzUsuńZoey
[Może by tak Zoey czasami odwiedzała Evana, przynosiła mu kawę oraz pomagała w robieniu porządków w kartotekach? :D Z panny Clarke to taka dobra duszyczka, która jednocześnie wie jak sobie narobić kontaktów, więc z jednej strony miałaby cichą nadzieję, że kiedyś jak nabroi to Evan będzie dla niej łagodny xD]
OdpowiedzUsuńZoey
[Byłabym wdzięczna za zaczęcie, bo mam już trzy inne wątki do zaczęcia <3]
OdpowiedzUsuńZoey
[Zawaliłam z tą Lucy, prawda? Ale cóż, przejadła mi się dziewczyna i nijak zdania nie mogłam z siebie wydusić. :c
OdpowiedzUsuńJa chcę wątek z woźnym! Bo Leto! (Jak on mógł się przefarbować na blond?! Nie będę mogła na niego patrzeć na koncercie... :c) No i Durmstrang! Liwia chętnie powspominałaby starą szkołę. (Najlepiej w ramach szlabanu. ;))]
Liwia
[Masz chęć na wątek?]
OdpowiedzUsuńBlanche Foucault
Addie była niemal pewna, że gdyby jej brat im nie przeszkodził, w salonie letniego domku Hallawayów doszłoby do czegoś co najmniej niepoprawnego. Towarzyszący ich przypadkowemu dotykowi prąd stawał się silniejszy, jego uśmiech zdawał się skrywać sekret, który bardzo chciał wypuścić na światło dziennie, a ona była odpowiednią osobą by to zrobić, a jego oczy pozostawały figlarne i podekscytowane. Evan był zakrwawiony, jego ciału pokrywały rany i błoto, a mimo to chyba nie prezentował jej się w jeszcze tak otwarty i seksowny sposób, gdy istniejące między nimi bariery zaczęły się zapadać, łącznie z tymi fizycznymi.
OdpowiedzUsuńAle Damien pojawił się w odpowiednim momencie, by przerwać to, co mogło się stać początkiem ich upadku.
Addison czuła, jak temperatura w pokoju gwałtownie się obniża, zamieniając jej oddech w opary przypominające mgiełkę, a błyszczący lód stopniowo przykrywa wszystkie meble dookoła, pozostawiając jedynie ścieżkę ognia w miejscu, w którym mężczyźni dzielili się nieprzychylnymi spojrzeniami. Poczuła się nie na miejscu, gdy między nimi przeskakiwały iskry, wyładowania elektryczności spowodowane kumulujących się napięciem. Jej instynkt podpowiadał, że zaraz wydarzy się coś złego, jeśli nie przyjmie na siebie roli piorunochronu. Cała sytuacja była irracjonalna, bowiem oboje wydawali się być niemile zaskoczeni swoim widokiem, jednak żaden z nich nie przyznał się do tego, że wcześniej się spotkali, utrzymując pozory pierwszego spotkania. Addie wiedziała, że musieli zetknąć się ze sobą wcześniej, w przeciwnym razie ich słowa nie sączyłyby się w ten ostrzegawczy, przemyślany sposób, ale Evan nigdy nie wspomniał o znajomości z jej bratem. Nic jej tu nie pasowało, a desperackie, znajdujące się na granicy szaleństwa spojrzenia, które rzucał jej woźny, tylko potęgowały jej niepewność. Przenosiła spojrzenie z jednej bliskiej jej osoby na drugą, próbując odnaleźć swoją rolę w tym niemym starciu i uspokoić bicie serca, które niespokojnie zatrzepotało jej w piersi niczym skrzydła schwytanego ptaka zamkniętego w klatce.
Nie podobało jej się poczucie schwytania. Przecież to był jej dom, jej brat - nie czekało ją tutaj nic złego, to nie była pułapka ani jej wróg. Dlaczego więc Evan, choć starannie to ukrywał pod maską opanowania, był tak przerażony? Chociaż Addison nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą, znała go lepiej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać i dostrzegała subtelne zmiany w jego zachowaniu, które wysyłały jej przeróżne sygnały. Wiedziała, kiedy był spięty, a kiedy w głębi siebie śmiał się z jej zadziorności, chociaż nie mógł tego pokazać przy innych uczniach, wiedziała, kiedy flirt był tylko zabawą, a kiedy jego słowa dotyczące jej były prawdziwe. Nie potrafiła odcyfrować jego myśli, ale potrafiła zinterpretować gesty, na które sobie przy niej pozwalał i widziała, co się z nim działo w obecności Damiena. Nawet wilkołak nie przeraził go w tym samym stopniu co jej starszy brat, a Addie wiedziała, że nie chodziło o coś tak błahego jak chęć akceptacji ze strony jej rodziny. Powód był poważny i głęboko ukryty pod pozorami, które teraz oboje próbowali roztoczyć przed jej oczami, ale ona posiadała rzadką umiejętność natychmiastowego odróżniania prawdy od fałszu, instynktownie poruszała się w świecie ułudy, odnajdując to, co najważniejsze. Nie rozumiała, co się działo w salonie, ale doskonale zdawała sobie sprawę z gwałtowności emocji towarzyszących temu spotkaniu.
- Pan Northug pomógł mi dzisiaj. Byłam z nim, kiedy zaatakował nas wilkołak. Uratował mnie, ryzykując swoim życiem. - Tu Addison rzuciła mu spojrzenie pod tytułem głupek, ale ponownie ścisnęła jego dłoń w geście podziękowania. Podniosła się z podłogi i chwiejnie ruszyła w kierunku brata, czując, jak adrenalina opuszcza jej krwiobieg, odbierając jej siłę i energię. Potknęła się o dywan, ale Damien zareagował błyskawicznie, podtrzymując ją w pozycji pionowej i pozwalając jej oprzeć część swojego ciężaru na swoim ciele. Bezwiednie wtuliła twarz w jego koszulę, chłonąc znajomą woń domu. Początkowo zesztywniał, jakby od dawna nikt go nie dotykał i zapomniał, co się w takich sytuacjach robi, ale już po chwili głaskał jej włosy, nawijąjąc sobie kosmyki na palce. - Teleportowałam nas do pierwszego miejsca, o którym pomyślałam. Chciałam tylko być bezpieczna, a z tym kojarzy mi się to miejsce. To tutaj nauczyłeś mnie pływać i pokazałeś mi dirikraki, a wieczorami słuchaliśmy pieśni świergotników. Zbudowaliśmy bazę z kocy na strychu i czytałeś mi Baśnie Barda Beedle'a. No i omal się nie zabiłeś, gdy bawiliśmy się w berkach na drzewach, a ty stanąłeś na zbyt cieńkiej gałęzi i spadłeś.
UsuńDamien pocałował ją w czubek głowy. Jego spojrzenie dziwnie złagodniało, gdy patrzył na siostrzyczkę, którą właściwie wychował, ponieważ ich rodziców nigdy nie było, zbyt zajęci robieniem kariery i zdobywaniem wysoko postawionych, wpływowych znajomych. W jednej chwili ostre, zacięte, wręcz surowe rysy twarzy wygładziły się, odmładzając go o kilka lat. Dopiero z bliska Addie spostrzegła, że w przeciągu tych kilku miesięcy Damien znacząco się postarzał, przybyło mu nowych zmarszczek, a w jego oczach czaił się smutek i zmęczenie, usuwając w cień wiecznie rozbawione iskry. Mimo to budził swoją postawą respekt bardziej niż kiedykolwiek.
Gdyby nie był jej bratem, mogłaby się nawet zacząć obawiać tego mrocznego mężczyzny, którym się stał.
- Jak zawsze musisz się wpakować w kłopoty, młoda - powiedział cicho, kręcąc głową z udawaną dezaprobatą. Potargał jej włosy czułym gestem, ale pionowa zmarszczka między brwiami świadcząca o napięciu nie znikła. Addison zauważyła też, że wciąż ściska w ręce różdżkę, a jego kłykcie wręcz pobielały, gdy nad jej ramieniem rzucił nienawistne spojrzenie w kierunku Evana. Szturchnęła Damiena łokciem w żebra, patrząc na niego ze złością.
- Zachowuj się. Bez niego pewnie by mnie tutaj nie było.
- To obcy, Adson. Nic o nim nie wiesz.
- Za to ty wiesz o nim wszystko? Podobno nigdy się nie spotkaliście.
- Bo się nie spotkaliśmy - odpowiedział spokojnie Damien, ale choć mimika jego twarzy nie uległa zmianie, wiedziała, że kłamał; zawahał się o jedną sekundę za długo, sprawiając, że zaczęła wątpić w jego prawdomówność. Wiedziała, że musiał mieć swoje powody, aby zatajać informacje i pewnie robił to dla jej dobra, ale nie rozwiewał jej wątpliwości. - Powinniśmy opatrzyć twoją ranę, Addie, bo może wdać się w nią zakażenie. A panu, panie Northug, radziłbym trzymać się z daleka od mojej młodszej siostry, rodziny i posiadłości, ponieważ łatwo tutaj o nieszczęśliwy wypadek. Obluzowane deski w podłodze, śliskie schody i odpadający tynk mogłyby zrobić panu krzywdę. Zajmę się panem, gdy upewnię się, że Addison jest bezpieczna.
[Miłość? A za co? Czy tak bez powodu?]
OdpowiedzUsuńPatsy Bloom
Addie nie była pewna, co się dzieje. Nagle Evan rzucił się w kierunku Damiena, liczne zaklęcia odbijały się o ściany pokoju, a oni rzucili na siebie z zajadłością walczących tytanów. Mężczyzna wytrącił różdżkę z ręki jej brata, przypierając go do ściany z hukiem i przyduszając przedramieniem. Nie mogła stać i patrzeć, jak jej brat walczy o życie, dlatego rzuciła się na plecy Evana, drapiąc go i bijąc, aby tylko rozluźnił chwyt. A on po prostu złapał ją w pasie, mimo jej krzyków i kopnięć. Poczuła szarpnięcie w żołądku i ciemność, która przeniosła ich na ulicę w Hogsmeade.
OdpowiedzUsuńAddison czuła jego dłonie sunące po jej bokach, ostrożnie badające wypukłości jej ciała w poszukiwaniu niewidocznych dla oka w ciemnościach ran, ale choć w każdej innej sytuacji bliskość Evana, jego twarde, ciepłe ciało przyciskające ją do ziemi, przyśpieszony oddech łaskoczący ją w policzki wywołałyby w niej poczucie ekscytacji, chęć, by nie przestawał i gwałtowne bicie serca, które zmusiłoby ją do wyrzucenia z siebie prowokującego komentarza, teraz jednak była jak skamieniała. Jej skóra wciąż reagowała na dotyk palców mężczyzny, kiedy ten odgarniał jej kosmyki z oczu, ale bynajmniej nie były to dreszcze przyjemności; w ogóle miała wrażenie, że przestała czuć. Odetchnęła głębiej dopiero wtedy, gdy sturlał się z niej, ale powietrze wciąż z trudem dostawało się do jej płuc przez świadomość, że on wciąż leży koło niej, wystarczyło by nieco przesunęła rękę, aby ich palce się o siebie otarły. Nie zrobiła tego jednak. Zaledwie kilka minut temu podobny gest wydawał jej się wręcz naturalny, przynosił wiele otuchy, ale teraz na myśl o dotknięciu go czuła jedynie niepewność i początki obrzydzenia. Wiedziała, że czeka, aż się do niego odezwie, zarzuci pytaniami, ale właśnie dlatego tego nie zrobiła. Myślała,mże będzie miał na tyle honoru, by sam zacząć tę rozmowę, ale on specjalnie jej unikał.
Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Uwielbiała Evana. To chyba najlepsze słowo, bo lubienie nie opisywało wszystkiego, a słowo na m nigdy nie przechodziło jej przez gardło. Zawsze miała go za kogoś niezwykłego. Był czarujący, choć sam nie zdawał sobie z tego sprawy, pewny siebie i zabawny, prowokował ją, naciskał, patrząc, na jak wiele może sobie pozwolić i pozwalał jej na to samo. Nie tylko prowadzili ze sobą grę, ale także powoli uzależniali się od swojego towarzystwa, rozmawiając o rzeczach, o których nie mogli porozmawiać z nikim innym. Był dla niej ostoją, bo gdy wszystko wokół niej zamieniało się w chaos, gdy nie była pewna, czy może ufać samej sobie, wiedziała, że może zaufać Evanowi.
Jak bardzo się pomyliła. Niczym nie różnił się od ludzi, którzy ich otaczali. Był tak samo fałszywy i zakłamany jak oni. Addie potrafiła wiele wybaczyć, ale nie potrafiła zapomnieć kłamstwa, zatajania przed nią prawdy lub manipulacji. A Evan zrobił to wszystko. Skłamał na temat spotkania z Damienem, ukrył przed nią fakt, że zna jej rodzinę, a na dodatek nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że przez cały czas ich znajomości mężczyzna ją wykorzystywał, bo chciał się dowiedzieć czegoś więcej o Hallawayach, wpłynąć przez nią na Damiena. Była taka głupia! Sądziła, że znalazła kogoś, kto lubi ją nie przez jej nazwisko, a przez jej znamię czarnej owcy. Pragnęła akceptacji, którą jej dał i w ten sposób wkupił się w jej łaski. To wszystko było tylko manipulacją.
Addie nie odpowiedziała. Zacisnęła mocno wargi w linię, nie patrząc na niego. Niczym nie dała po sobie poznać, że usłyszała jego przeprosiny, które mógł sobie wsadzić w... Dla niej nie były już nic warte. Nie wiedziała, za co dokładnie przeprasza: za to, że ją przygniótł, teleportował bez jej woli, zataił przed nią prawdę, rzucił się z pięściami na jej starszego brata, omal go nie zabijając. Nie potrafiła zapomnieć widoku twarzy Damiena, który z desperacją walczył o każdy oddech, kiedy Evan przyciskał go do ściany z nieludzką furią. Nigdy nie widziała na twarzy woźnego tylu emocji jednocześnie. Przerażał ją. Był jak automat w pełni nastawiony na zabicie jej najbliższego członka rodziny.
UsuńWiedziała, że powinna przestać tak myśleć. Dopóki nie dostanie od niego wszystkich odpowiedzi, nie powinna wydawać osądów. W końcu Evan nigdy nie zrobił niczego, co mogłoby ją skrzywdzić fizycznie lub zranić psychicznie. Dbał o nią, czasami aż za bardzo, przekraczając nie tylko granicę relacji woźny-buntownicza uczennica, ale nawet tę przyjacielską. Był dla niej kimś więcej niż panem Northugiem, postrachem pierwszorocznych. A teraz to wszystko po prostu runęło.
Bez słowa patrzyła na wyciągniętą w jej stronę rękę, ale nie przyjęła jej. Podniosła się, splatając dłonie na piersi i patrząc na niego wojowniczo.
- Naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim pójdę gdzieś z tobą dobrowolnie?! Żebyś mógł mnie wykorzystać? Nie udało ci się z moim bratem, więc teraz czas na najmłodszą Hallaway? Kim ty w ogóle jesteś?! Kim ty naprawdę jesteś?!
Próbował wszystko naprawić żartem, ale ona jedynie odwróciła wzrok. Słabo jej się robiło, gdy na niego patrzyła. Na jedną osobę nakładały jej się dwie wizje tego, co widziała: mężczyzny, którego sądziła, że zna i tego, który zaatakował Damiena z niespotykaną agresją. Musiała dowiedzieć się, który z nich jest prawdziwy, ale nie będzie w stanie zrobić tego w zamku. Jej ciekawość zwyciężyła niechęć i strach, dlatego podążyła za nim, starając się utrzymać bezpieczny dystans. Kiedy ich palce przez przypadek się ze sobą zetknęły, odskoczyła jak oparzona i dbała, by był między nimi stosowny odstęp.
- Po tym wszystkim, co się stało, to bardzo łaskawe z twojej strony - warknęła Addie, niechętnie wchodząc do pubu. Chciała uzyskać odpowiedzi i obawiała się, że nie uda jej się to w zamkniętej przestrzeni, ale w środku zgromadził się tak liczny tłum czarodziejów na co piątkowe karaoke, że z trudem przecisnęli się do stolika. Nikt ich tutaj nie usłyszy, a w razie potrzeby z łatwością wmiesza się w tłum i ucieknie.
- Nie piję piwa kremowego. Woda goździkowa - mruknęła, opadając na krzesło i wlepiając spojrzenie w nieregularną linię przecinającą stolik - Wolałabym nie mieć z tobą nic wspólnego. W tej chwili nie chcę z tobą rozmawiać, na ciebie patrzeć ani nawet oddychać tym samym powietrzem, co ty. Okłamałeś mnie. Manipulowałeś mną. Wykorzystałeś. Albo powiesz mi całą prawdę, albo to koniec.
patrz, co Evan zrobił, a nie opowiadaj mi tutaj o kochaniu, bo to boli :<
Ha!, zawsze przeczuwałam, że to ty będziesz dwusetnym, więc mnie nie zaskoczyłaś :33333333
[Cześć! Ja przychodzę z pytaniem (bo piszę kartę dla nowej postaci i nie chcę wyjść na niemiłą): w karcie zamieściłam wzmiankę o woźnym, a tak dokładnie to to, że jest przystojny, i czy miałabyś coś przeciwko temu? Jak coś to mogę to usunąć. :)]
OdpowiedzUsuńAmnesia i przyszła Dalilah
[Dzień dobry :) Skoro pan woźny jest z Durmstrangu, mam pewien pomysł. Otóż, może on znać najstarszego brata Wiery i któregoś razu mógł ją zaczepić i się spytać czy jest siostrą braci Maximoff, co oczywiście by ją zdenerwowało, bo była pewna, że tutaj nikt ich nie będzie kojarzył. Od tamtej pory może więc być dla niego niezbyt miła, choć on raczej nie robiłby jej nic złego. No i w sumie tutaj kończą się moje pomysły :(]
OdpowiedzUsuńWiera
[Laugh it all off in your face what would you do?
OdpowiedzUsuńNo to skoro niegrzeczna dziewczyna już została powitana, to niegrzeczna dziewczyna stawia się po wątek do pana woźnego. Nie ma opcji, żeby jej nie kojarzył, pewnie ze sto razy pomagała mu polerować puchary w Izbie Pamięci lub segregowała kartotekę. (Ach, ten dyrektor, niby taki zdolny czarodziej, a z własną córką sobie nie radzi!) On by ją lubił czy raczej nienawidził? Bo ona go raczej lubi. W końcu przystojny. :D]
Delilah