daniel macnair
SLYTHERIN // ŚCIGAJĄCY // VII ROK // ARTYSTA // POWIĄZANIA
Można go porównać do chłodnego poranka, gdy wschodzące słońce jest wpół przecięte przez linię horyzontu. Otulasz się szczelniej okryciem wierzchnim, bo otaczające Cię z każdej strony zimne powietrze wywołuje dreszcze na plecach. To jednak zależy już od Ciebie czy należą one do tych przyjemnych, czy wręcz odwrotnie.
Opisać go można jedną barwą: granatem. Chłodny i tajemniczy, ale w jakiś sposób interesujący i pochłaniający. Twardo stawia na swoim, bo w końcu ambicję odziedziczył po ojcu. Po matce spryt, który wykorzystuje nagminnie w stosunku do wszystkich ludzi. Nie ma wyjątku w jakich relacjach z nim przebywają.
Nie przywykł jeszcze do swojego imienia, dlatego woli gdy woła się na niego Dan. Aczkolwiek chciałby w końcu znaleźć kogoś, kto będzie w stanie wypowiedzieć jego imię w taki sposób, że wręcz odda swe z pozoru chłodne serce.
To serce wypełnia ekspresja w sztuce i oddanie quidditchowi. Lekko przyprawione zazdrością o stanowisko kapitana w drużynie. Jednak swą beznamiętnością i obojętnością na wszystko jest w stanie ukryć właściwe uczucia, a przede wszystkim własną historię, którą nie lubi się dzielić.
Opisać go można jedną barwą: granatem. Chłodny i tajemniczy, ale w jakiś sposób interesujący i pochłaniający. Twardo stawia na swoim, bo w końcu ambicję odziedziczył po ojcu. Po matce spryt, który wykorzystuje nagminnie w stosunku do wszystkich ludzi. Nie ma wyjątku w jakich relacjach z nim przebywają.
Nie przywykł jeszcze do swojego imienia, dlatego woli gdy woła się na niego Dan. Aczkolwiek chciałby w końcu znaleźć kogoś, kto będzie w stanie wypowiedzieć jego imię w taki sposób, że wręcz odda swe z pozoru chłodne serce.
To serce wypełnia ekspresja w sztuce i oddanie quidditchowi. Lekko przyprawione zazdrością o stanowisko kapitana w drużynie. Jednak swą beznamiętnością i obojętnością na wszystko jest w stanie ukryć właściwe uczucia, a przede wszystkim własną historię, którą nie lubi się dzielić.
odautorsko
long time no see, jak zwykle wracam; ostatnio prowadzę same żeńskie postacie, dlatego dla was stworzyłam męską; jest do kochania i nienawidzenia, wykorzystajcie go jak chcecie
na wizerunku Giove Taioli
[ Jej ktoś w końcu zasłonił moją paskudną kartę. Chwała vi za to, kłaniam sie do stóp.
OdpowiedzUsuńArtysta widzę nam tu przywędrował. Wyczuwam w nim pokrewną duszę dla mojej Belauh. Widzę w nich podobieństwo...nawet dość spore.
Ale ja tu sie rozwodzę a tu czeka meritum- witam znowu w naszych progach! Stwórzmy razem coś dla naszych artystów ]
Belauh
[Witam bardzo serdecznie z powrotem :)
OdpowiedzUsuńCiekawa treść karty; nie ma jej szczególnie wiele, ale przykuwa uwagę, przynajmniej moją :D
Mam nadzieję, że Dan znajdzie wszystko, czego szuka i poczuje się lepiej we własnej skórze, z każdym aspektem swojej osoby i historii, gdyż chyba miewa z tym obecnie problemy. Jeśli coś źle zrozumiałam, przepraszam xD
Życzę Ci wielu ciekawych wątków i powiązań, a przede wszystkim udanej zabawy w naszym gronie! Mam nadzieję, że zostaniesz z nami jak najdłużej, a w razie chęci, zapraszam do siebie...]
Ed Bones || Teddy Lupin || James Potter
[O jejku, pięknie napisana karta. Aż mnie porwał ten opis postaci. Artysta, ja to bym chciała mieć takiego artystę. xd
OdpowiedzUsuńIntrygujący na pewno, zapraszam do Maddox'a, na pewno nam się uda coś wspólnie wymyślić, mimo, że Mx stroni od ludzi. :)]
Maddox Wilkes
[ Oh, jakie cudo! Imię, karta, postać, zdjęcie... <3 Chodź do mnie, będziemy pisać coś super! (mam nadzieję :]) ]
OdpowiedzUsuńJulia, Olivia i ich autorka, która powinna pisać mniej entuzjastyczne komentarze, bo ją wezmą za wariatkę ;)
[ Mam zarys pomysłu. Powiedzmy, że taki pomysł, który można rozwinąć na wiele różnych sposobów, ale kusi mnie od dawna. Masz może gg? Znacznie wygodniej by było coś tam ustalić. ]
OdpowiedzUsuńJulia
[Nie mogę oderwać wzroku od tego zdjęcia *,*
OdpowiedzUsuńCześć! Czy możemy porwać Daniela (imię <3) do wątku? Tylko z pomysłami może być u mnie cienko, wracam po sporej nieobecności i muszę się trochę rozruszać :)]
Millie
[Jest Nas tutaj tyle, że czasami idzie się w nickach pogubić, przyznaję bez bicia :P Wróciłaś jednak na nowo, więc chciałam Cię w ten sposób powitać :D
OdpowiedzUsuńNo wiesz Ty co, żeby od razu tak człowieka wyzywać xD Niestety nie odpisuję często, ale też nie obiecuję nigdy inaczej, a gdy w końcu miałam czas, Ty zdążyłaś zrezygnować z Solene :(
Nie, bez obaw, Teddy nie ma jeszcze wątku z żadnym prymusem xD Chyba się go uczniowie nieco obawiają po jego powrocie przed paroma miesiącami, z zupełnie innym wyglądem.
Nie dziwię się Danielowi, że chce się odciąć od nazwiska; w dzisiejszym świecie czarodziejów raczej ma ono z reguły bardzo niemiłe skojarzenia :/ Wykorzystujemy na wątek zajęcia OPCM, czy coś pozalekcyjnego?]
Teddy Lupin
[Ja to bym wymyśliła im jakąś głęboką relację, tylko sama jeszcze nie wiem jaką ;__; Nie powiem, chętnie zrobiłabym z Millie tę, której Dan oddałby swoje serce, ale nie chcę nic narzucać :) A skoro oboje skrywają swoje uczucia, zabawne byłoby patrzeć jak tak się ku sobie mają, ale oboje udają, że nic takiego się nie dzieje i bawią się trochę w kotka i myszkę.]
OdpowiedzUsuńMillie
[Bez obaw, mam doświadczenie z postaciami, które trzymają innych na dystans xD Ale cieszy mnie, że z Danielem pod tym względem będzie prościej ;) Nawet jeśli Tedowi czasami trudno będzie jego imię znieść, przyznaję bez bicia :/
OdpowiedzUsuńOk, mnie jak najbardziej pasuje takie rozwiązanie sprawy. Teddy bywa co prawda nieco apatyczny ostatnimi czasy, jest jednak w szkole przede wszystkim nauczycielem i o tym nie zapomina ;) Tak więc, stanowczo, ale niechamsko (zapewne) spróbowałby Danowi uświadomić, że koniec końców on sam jest kowalem swojego losu.
Ustalamy coś jeszcze, czy zaczynamy? Jeśli to drugie, mogłabym Cię prosić? :D I od razu mówię, że nie odpiszę z marszu, niestety xx Jestem obecnie na urlopie, ale nadrobię zaległości i będę do dyspozycji :D]
Teddy
[Lubię te Twoje karty, nie będę Cię okłamywać, chrzanie. Powiedz co chcesz w kwestii powiązania (PS chcę pozytyw, chyba), a w przerwie między sesyjnym batalonem coś nam wymyślę, ale tak będą się pojedynkowali, rzecz jasna ;>]
OdpowiedzUsuńArse
[Podoba mi się ten pomysł.
OdpowiedzUsuńA więc Daniel by go szantażował czy raczej Maddox by za nim chodził i prosił, aby ten się nie wygadał? ]
[To co... Robimy z nich kuzynostwo? ;>]
OdpowiedzUsuńA.
[Witaj z powrotem! Hogwarcka trupa wyjadaczy powiększa się z dnia na dzień. :) Prawdę powiedziawszy, wśród tych wszystkich postaci, które wyszły spod moich paluszków nie wiem, czy kiedykolwiek udało nam się coś razem napisać, ale jeśli nie.. to ja bardzo chętnie bym to zmieniła! Zapraszam oczywiście do którejś z moich postaci!]
OdpowiedzUsuńAudrey/Louis/Bellamy
[Znam Cię... A przynajmniej kojarzę, ponieważ raczej nigdy nie miałam przyjemności z Tobą zagrać. W każdym razie nie przypominam sobie takiej sytuacji. ;) Niemniej jednak - witam wśród uczniów Hogwartu.
OdpowiedzUsuńDaniel jest niezwykle intrygujący. Porównując go do chłodu poranka mimowolnie wywołałaś uśmiech na mojej twarzy. Ilekroć wychodzę nad ranem z mieszkania i wyślizguję się z ciepłego korytarza na zewnątrz, wzdrygam się mimowolnie, gdy owy chłód wkrada mi się pod szalik, ale zamiast wycofać się za drzwi przymykam oczy, biorę głęboki wdech i uśmiecham się, akceptując taki stan rzeczy. W tym samym momencie zimno przeważnie przestaje doskwierać, a przynajmniej nie jest ono tak intensywne. Wydaje mi się, że tak samo byłoby z Danielem. Z chęcią powiązałabym go jakoś z moją Idą, ale nie jestem pewna w jaki dokładnie sposób. Chętnie się dowiem co by Tobie odpowiadało i cz w ogóle masz na to ochotę. ;) ]
Ida
[ Akurat pisząc kartę przy okazji siedziałam nad genetykę, i stąd zapewne takie typowe stwierdzenia związane z tymże tematem. Spaczony mózg jak nic.
OdpowiedzUsuńCiekawa koncepcja z przyszłością. Myślę, że te różnice mogłyby wynikać z innego sposobu postrzegania świata. Belauh wszystko co widzi przenosi, o czym myśli przenosi na papier i jakby właśnie na podstawie jej dzieł można się domyślić co siedzi w jej głowie, bo z reguły nie jest zbyt chętna do rozmowy. Daniel, też jako artysta mógłby ją fascynować jednakże jego tajemniczość z byłaby tez dla Belauh frustrująca, przez co na początku moje drogie dziewczę stroniłoby od jego towarzystwa, mimo że na jej obrazach coś nazbyt często zaczęłaby pojawiać się jego sylwetka, co dodatkowo by ją frustrowało.
Z mojej strony zarys wygląda mniej więcej w tej sposób ale oczywiście mogę go modyfikować. Pytanie brzmi jednak- co robimy z tych ich relacją. Osobiście uderzałabym tu w coś skomplikowanego, niejednoznacznego to może lepiej to definiować. Aby to nie było nic konkretnego i sami się często w tym gubili ]
Belauh
[Hmm, on jest Ślizgonem, ona Krukonką, oboje z siódmej klasy. Ich domy raczej jakoś bardzo ze sobą nie rywalizują (tak jak Slytherin z Gryffindorem), więc można uznać, że mają wspólnych znajomych. Coś w stylu, że koledzy Daniela spotykają się z koleżankami Millie, a oni od czasu do czasu dołączają do tej grupki. Nie raz więc pewnie się zdarzyło tak, że tamci zajęli się sobą, a Dan i Millie byli niemal zmuszeni spędzać ten czas w swoim towarzystwie. Na początku mogło być trochę sztywno, z czasem jednak się przyzwyczaili i zaczęli swobodniej rozmawiać, a teraz... No właśnie, teraz oboje mogliby zacząć coś do siebie czuć, ale każde czekałoby na jakiś ruch albo znak od drugiej strony, którego zważywszy na ich charakter, żadne by się nie doczekało. Taki luźny pomysł, można to jeszcze jakoś zmodyfikować :)]
OdpowiedzUsuńMillie
[ Cieszę się, że udało mi się urzec Cię do tego stopnia, że zdecydowałaś się tu zajrzeć. To zawsze mile łechta moje ego, ale chyba nie ma w tym nic dziwnego. ;)
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydaje, że znajomość Daniela z Idą (nawet jeśli przelotna) jest raczej nieunikniona. Jak to słusznie zauważyłaś - są w jednym domu, na jednym roku i pewnie nie raz wpadli też na siebie w pokoju wspólnym. Panna Ostroverhov jest dość specyficzna i chociaż sama treść karty może na to nie wskazuje (w przeciwieństwie do oprawy graficznej), to dziewczyna skrywa w sobie wiele mroku, o istnieniu którego wiedzą jedynie Ci najbliżsi. Ewentualnie Ci bardziej spostrzegawczy.
Nawiązując jednak do tego innego traktowania... Która dziewczyna nie chciałaby się czuć w jakimś sensie wyjątkowa? Muszę jednak ostrzec, że Ida trzyma na dystans każdego, kto zdecyduje się do niej zbliżyć. Założyłam, że to dlatego iż bardzo dawno temu na kimś się sparzyła i uznała, że nie warto się więcej przed nikim otwierać. Nie wiem czy relacje przy takim nastawieniu by Ci odpowiadały. ;) I czy udałoby nam się wymyślić coś ciekawego. ]
Ida
[Któraś z moich panien chętnie nada się do kochania lub nienawiści, jeśli tylko pasują do Twojego obrazu. Cześć, bardzo fajny pan o jednym z moich ulubionych męskich imion. Życzę dobrej zabawy i wielu wątków!]
OdpowiedzUsuńJulie Jenkins | Soleil Yaxley
[Rozumiem wszystko jak najbardziej. W razie wątpliwości będę się jeszcze pytać co i jak (jestem na razie zafiksowana wszystkim i czasami się w tym gubię)
OdpowiedzUsuńW takim razie wypadałoby teraz wymyśleć ogólny zarys sytuacji w chwili obecnej. Z tego co widzę to dla nich ostatni rok w Hogwarcie, co nie tylko oznacza, że mieli nieco czasu aby się ze sobą zapoznać, ale też że niedługo im będzie "cieszyć się" tą znajomością chyba że przerodzi się w coś co ma szansę bytu poza Hogwartem. Ale skupmy się może na tym co teraz, tak będzie łatwiej ]
Belauh
[No, o coś takiego mniej więcej chodziło :D A co do wątku, lecimy banałem i organizujemy kolejną posiadówkę w jednym z barów w Hogsmeade czy myślimy nad czymś innym? :)]
OdpowiedzUsuńMillie
[No jołson po raz kolejny! Niech Dan znajdzie kogoś, kto ładnie powie „Daniel”, bo to super imię jest, a Ty zostań z nami na dłużej tym razem (chociaż… ja tam lubię czytać Twoje karty, więc w sumie – na moje możesz zmieniać postacie, jak rękawiczki). Baw się dobrze! ;]
OdpowiedzUsuńVERA Thorne & OLGIERD Eretein
Choć mogło być to niewidoczne na pierwszy rzut oka, Artair wolał trzymać się z daleka od poważniejszych kłopotów, które wiązałyby się z koniecznością wysłania listu ze szkoły do rodziców. Był doskonale świadom, że gdyby doszło do takiej sytuacji, żaden ze szkolnych szlabanów nie byłby tak zły, jak ten od ojca w momencie, gdy postawiłby nogę w rezydencji rodziców. Ojciec chłopaka nie zapominał o wybrykach, a tym bardziej nie zapominał o stosownym ukaraniu i długim wywodzie, który miał Artaira sprowadzić na dobrą, drogę, która byłaby akceptowana przez wszystkich. Co nie jest jednoznaczne z tym, że Ślizgonowi za każdym razem się to udawało. Wręcz przeciwnie. Zdarzało mu się często lądować na szlabanach, czasami nawet zbyt często. Wydawało mu się, że był zupełnie różny od swojego ojca, ale jedno z pewnością po nim odziedziczył. Zdolność do zapamiętywania wszystkich przykrych sytuacji w swoim życiu, nie potrafił również wybaczać a tym bardziej przepraszać. Nawet gdy wina była po jego stronie, za wszelką cenę starał się udowodnić, że tak nie jest. Po prostu był Averym i wolał znieść wszystkie katorgi, niż pozwolić komuś innemu na udowodnienie racji. Nie wiedział, co było dla niego trudniejsze. Przeproszenie profesora czy może ucznia. Nie prędko mu było i do tego, i tego.
OdpowiedzUsuńPoprzedni wieczór spędził w towarzystwie swojego byłego, najlepszego przyjaciela i kilkoro innych dzieciaków na szlabanie w Zakazanym Lesie, wiedział, że list z domu na pewno przyjdzie prędko, nie był jednak przygotowany, że następnego poranka podczas śniadania wraz z poranną pocztą dostanie już list upraszający zapewne o poprawę i nie przynoszenie więcej wstydu rodzinie. Artair, dopóki nie były to wyjce, zwyczajnie je ignorował. Nie czytał, a od razu zgniatał w momencie, gdy tylko w pierwszych linijkach rozpoznawał formalne i wysoce uprzejme sformułowania ojca. Nienawidził tego, w jaki sposób ojciec go traktował. Nienawidził kłamstw i przedstawień odgrywanych dla publiczności. Nienawidził tak bardzo tego, że pomimo wszystko wciąż się starał, wciąż próbował zrobić coś co mogłoby sprawić, że ojciec w końcu spojrzałby na niego, jak na swoje dziecko. Dziecko, które chciał.
Wzdrygnął się delikatnie, czując szturchnięcie w ramię a zaraz po chwili odwrócił głowę i uniósł wysoko brew, widząc obok siebie swojego najdroższego kuzyna. Daniela, który wiedział zdecydowanie za dużo niż wiedzieć powinien.
— Czego dusza pragnie? — Zapytał, a łuk brwiowy wygiął mu się jeszcze bardziej. — Napisałeś esej na eliksiry? — Dodał, nim chłopak zdążył odpowiedzieć. Wyciągnął dłoń i chwycił jeden z pasztecików dyniowych, który szybko wepchnął sobie do ust w całości.
Avery
Ostatnio miała wrażenie, jakby zegarek zupełnie odmówił współpracy. Chociaż to nie jego wina, był tylko narzędziem i pokazywał czas, który nijak nie chciał sie rozciągnąć na jej korzyść. I próbowała sama zwolnić, uspokoić się i choć częściowo odpuścić, ale było to trudniejsze niż się spodziewała. Nie potrafiła z niczego zrezygnować, tak jakby nauka do każdego przedmiotu na wybitny była obowiązkowa, bo właściwie dla niej w pewnym stopniu była. Nie chciała też odpuszczać quidditcha, ani czytania po nocach, chociaż coraz częściej zasypiała z głową na kartach książki. Nie chciała odpuszczać przyjaciół i nawet jeśli padała z nóg to znajdowała czas, choćby wszystko wokół waliło się pod ciężarem zbyt wielu obowiązków, często niepotrzebnych. Odpuściła bieganie. To jedyne, co udało jej się tak po prostu odrzucić, ale wróciło do niej jak bumerang, a ona zamiast rzucić go ponownie, szczerze się ucieszyła. Potrzebowała tego, by odciąć się na chwilę, wymęczyć, doprowadzić na skraj wytrzymałości i wiedzieć, że da radę. Zawsze. Musi. Ale odpuściłaby, naprawdę. Gdyby nie Daniel.
OdpowiedzUsuńZ widzenia znała go od pierwszego tygodnia w Hogwarcie. Mieli razem mnóstwo zajęć, później obydwoje dostali się do domowych drużyn i zaczęli grać przeciwko sobie. Ale pomimo licznych spotkań przy pętlach, gdy Danielowi udawało się zdobyć punkty, lub gdy Julia skutecznie go przed tym powstrzymała, właściwie się nie znali. Rozmawiali może kilka razy w życiu. Uśmiechali się do siebie na korytarzu, żeby następnego dnia mijać się bez żadnej reakcji. Tak jakby wszystko było przypadkiem. I dopiero w tym roku przestało nim być. Uśmiechy stały się prawdziwe i nieprzypadkowe, a czasem sprawiały, że zatrzymali się i zamienili kilka słów. I więcej. I więcej. I więcej. Później zaczęli razem biegać. Właśnie wtedy, kiedy Julia zadecydowała, że bieganie odpuszcza, ale lubiła Daniela, naprawdę, i ćwiczyło jej się z nim przyjemniej niż kiedykolwiek. Więc biegała dalej. Parę razy w tygodniu, już nie o świcie, a wieczorami. Tak, żeby móc zmęczyć się do granic możliwości.
Ubrała się ciepło, aby jednak nie obudzić się następnego dnia z zapaleniem płuc, i szybko udała się w umówione miejsce, to co zawsze. I wszystko było jak zawsze. Błonia pokryte były cienką warstwą śniegu, mroźne powietrze wypełniało płuca, sprawiając, że ciało coraz szybciej zapominało o cieple zamku, ogniu szalejącym w kominkach i parującej herbacie. Był tylko ten zimny wieczór. Nic więcej.
- Dzień dobry. - przywitała się wesoło, niemal śpiewnym tonem. I chciała zapytać dlaczego się nie rozgrzewa, powiedzieć, że zamarznie i zapewnić, że ona nie ma w planach dostarczania mu później gorącej herbaty do lochów, ale nie powiedziała nic. Zatrzymała się dwa kroki od chłopaka i nawet nieświadomie cofnęła się odrobinę, kiedy podniósł głowę, a jego zimne spojrzenie ciemnych oczu uderzyło w nią, wywracając jej żołądek do góry nogami. Coś się stało, wiedziała to od pierwszej chwili, kiedy ich oczy się spotkały. Mogłaby zapytać, ale on zapytał pierwszy, tonem nie mniej zimnym niż spojrzenie.
Zmarszczyła mocno brwi i uśmiechnęła się, patrząc na Daniela z niedowierzaniem, jakby wszystko to było po prostu cholernym żartem, jakby miał się zaraz zaśmiać, mimo że żart był słaby. Ale nie zaśmiał się. Wciąż patrzył na nią uparcie, sprawiając, że uśmiech z każdym ułamkiem sekundy coraz bardziej znikał z jej twarzy.
- Słucham? - spytała, kiedy znikł niemal zupełnie, a tylko zmarszczone brwi zdradzały jakiekolwiek emocje. To jak bardzo nie wiedziała co się dzieje, bo nie podejrzewała Daniela o to, że mógłby się na nią wkurzyć za to, że jest z Julienem. Bo niby dlaczego? Z jakiego powodu? Przecież... - Nie, nie zamierzałam. - dodała cicho, ale stanowczo. Chciała wprost zapytać o co chodzi, ale bała się odpowiedzi tak bardzo, że słowa utknęły jej w gardle. Więc tylko patrzyła na niego uważnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczyma, z których znikały wszelkie resztki ciepła.
Julia
[No chyba, że zaczynamy wątek od tej imprezy dopiero?c: ]
OdpowiedzUsuń[Ach, okej, myślałam, że o mnie zapomniałaś! XD
OdpowiedzUsuńTo będę czekała cierpliwie :)]
[ Haha, nie, to nie tak - źle to chyba ujęłam. Ida absolutnie nie stroni od płci przeciwnej. Jestem pewna, że mogę śmiało założyć, iż większa część jej znajomych to byliby właśnie panowie. ;) Nie ma też problemów z nawiązywaniem kontaktów, wręcz przeciwnie, przychodzi jej to z zadziwiającą łatwością jak na Ślizgonkę. Po prostu nikomu nie pozwala zbliżyć się do siebie na tyle blisko, by mógł ją dotkliwie zranić.
OdpowiedzUsuńReasumując, Ida na pewno nie miałaby oporów, aby podejść do Daniela w pokoju wspólnym, na korytarzu, czy gdziekolwiek indziej. :)
Co do tego mroku, który się w niej kryje... Panna Ostroverhov miała udane dzieciństwo. Rodzice ją kochali i zapewniali jej wszystko, czego ich dziecku tylko było potrzeba. Niestety, jednocześnie wiele od niej wymagali, nie pozostawiając jej jednak miejsca na własne plany i marzenia. Przez wiele lat żyła w złotej klatce, ciągle pod kontrolą i doskonale ukrywając swoje prawdziwe zainteresowania, swoją własną naturę. Dorastała pod ich dyktando, a że nie chciała ich zawieść przeważnie była po prostu dobrą córeczką. Jej odskocznią był właśnie Hogwart, ale nawet tutaj nigdy nie mogła do końca rozwinąć skrzydeł. Gdzieś tam zawsze czaiło się poczucie obowiązku i wyrzuty sumienia. Wszystko zmieniło się, gdy Ida odkryła, że ma starszego brata, którego jej idealni rodzice porzucili, gdy był mały. Przez cały czas podejrzewała, że to z nią jest coś nie tak i traktowała rodzicieli jako wzór, bardzo pragnąc się dopasować, ale okazało się, że państwo Ostroverhov nigdy tak naprawdę nie byli godni zaufania i szacunku, jakimi ich darzyła. Ida myślała, że to ona jest zła, ale tak naprawdę źli byli ludzie, którzy ją wychowywali. To tak w wielkim skrócie. ;) ]
Ida
[Nie śpiesz się z rozpoczęciem :) Sama mam trochę zaległości, które postaram się nadrobić do końca urlopu.
OdpowiedzUsuńOdpowiadając na Twoje pytanie; Danny mojego Teddy'ego zginął przed kilkoma miesiącami na oczach Lupina :/ Sam on bardzo długo do siebie dochodził w św.Mungu. Między innymi dlatego jest obecnie w takiej, a nie innej formie psychicznej, nie tylko fizycznej. Byli od dzieciństwa najlepszymi przyjaciółmi, bratnimi duszami w stricte platonicznym znaczeniu... No, tyle chyba wystarczy xD]
Teddy
Nie miała pojęcia. Nie zauważyła, nie usłyszała, nie poczuła niczego, co uruchomiłoby w jej głowie radar, który siedział tam od lat i wiedział za nią, wyczuwał wszystko i krzyczał uciekaj w sytuacji nawet najmniejszego zagrożenia. Wystarczająco szybko, by była w stanie ulotnić się, zanim znajdzie się o krok za daleko, w miejscu pełnym oczekiwań, którym nie była w stanie sprostać, i nadziei, które nigdy miały się nie spełnić. Nie chciała nikogo. Nigdy. I doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak niesprawiedliwe jest wysyłanie sprzecznych sygnałów, a później zostawianie kogoś na lodzie, po wypowiedzeniu żałośnie naiwnych i niemal kłujących słów: Myślałam, że się po prostu przyjaźnimy. Lepiej było zmarnować szansę na przyjaźń, niż zmarnować czyjeś uczucia, bo nie były to zabawki, kolorowe piłeczki, którymi zabawnie by było żonglować z beztroskim uśmiechem na ustach. Dlatego radar był ważny i zwykle był też niezawodny, a do tej pory nie zadziałał tylko w jednym przypadku. Takim, w którym absolutnie nie chciała go usłyszeć, bo sama czuła o wiele więcej niż być może powinna i umknął jej moment, kiedy to Jego przyjacielskie gesty i spojrzenia przestały być czysto przyjacielskie, ponieważ jej już dawno takie nie były. W końcu okazało się, że radar nie jest tylko zbawieniem, ale również klątwą, bo kiedy usłyszała cholernie wyczekiwane kocham Cię, ziemia jakby usunęła jej się spod stóp, a cichy, jak do tej pory, głos w głowie, który doradzał ucieczkę, ryknął wtedy całą swoją mocą, niemal zwalając ją z nóg i emocjonalnie rozbijając na milion kawałków. I rzeczywiście uciekła, skazując siebie samą na więcej bólu, niż wydawało się, że zniesie. Po ośmiu miesiącach uciekania, udało im się zawalczyć, przeskoczyć wątpliwości, zaryzykować i tak oto dłoń Julii wylądowała w delikatnym, chociaż stanowczym uścisku dłoni Juliena.
OdpowiedzUsuńA teraz radar znów nie zadziałał. W zupełnie innej sytuacji, a ona nie miała zielonego pojęcia dlaczego tak się stało i właściwie to czuła się oszukana, ale jednocześnie ją to onieśmielało i robiło na niej spore wrażenie. Bo ktoś bezczelnie ominął jej wszelkie bariery ochronne, próbując znaleźć się znacznie bliżej niż powinien. A ona nie zauważyła nic. Zupełnie nic. Więc albo rzeczywiście była ślepa i naiwna, albo to Daniel nieświadomie znalazł na nią sposób i delikatnie, spokojnie, ostrożnie i powolutku, wkradał się do jej życia, nie wiedząc nawet, że miejsce, w jakim chciałby się znaleźć jest od dawna zajęte.
Bolało ją. Czuła niemal fizyczny ból, gdy widziała przykrytą obojętnością wściekłość, ukrywającą się w jego oczach, tak ciemnych, jak jeszcze nigdy. Ranił ją każdym słowem, spojrzeniem i najdrobniejszym gestem, ale w gruncie rzeczy wiedziała, że na to zasługuje, bo przecież powinna zauważyć wcześniej, a nie wierzyć bezmyślnie w bajkę pod tytułem „To tylko kolega”. Jednak, gdyby ta sytuacja wyłącznie ją bolała, nie patrzyłaby na Daniela tym zimnym spojrzeniem, pokazującym doskonale, że przede wszystkim była zła. Za to, że on wydawał się być zły bardziej na nią niż na siebie. Bo nie udało jej się domyślić.
Wszystkie słowa, które chciała wypowiedzieć, utknęły jej w gardle. Obydwoje wyraźnie potrzebowali chwili, żeby się uspokoić, chociaż Julia wiedziała doskonale, że to nie nastąpi zbyt szybko. Kiedy warknął na nią, patrzyła na niego uparcie przez dłuższą chwilę, zaciskając zęby, by nie wybuchnąć i dopiero po kilku głębokich, niespokojnych oddechach, odwróciła wzrok. Co mogła, do cholery, zrobić? Co? Przepraszać? Krzyczeć? A może przytulić go i powiedzieć, że będzie dobrze? Absurd. Zrobiła kilka kroków, wciąż nie mówiąc ani słowa, aż w końcu oparła się o kamień, na którym chwilę wcześniej siedział Daniel.
- Nie domyśliłam się. - powiedziała spokojnie, śledząc go spojrzeniem oczu, które mimo złości, przestały być tak niewyobrażalnie zimne jak wcześniej. Musieli to wyjaśnić. Normalnie. Bez krzyków, powarkiwania i obwiniania się bez sensu. - Ale wiesz... byłoby miliard razy prościej, gdybyś mi powiedział.
UsuńZadrżała z zimna, choć zawsze była ostatnią osobą, która marzła. Ale kiedy zaczynała drżeć z nadmiaru kłębiących się w niej trudnych i nieprzyjemnych emocji, wręcz przeszywający chłód potrafił dotrzeć do niej w jednej chwili, wedrzeć się pod najgrubszy materiał ubrania, po czym sprawić, że czuła się jeszcze gorzej i jeszcze mocniej kuliła się w sobie.
Julia
Julia nie zwracała w tamtej chwili najmniejszej uwagi na piękno przyrody. Umknęło jej to, jak pięknie błyszczy warstwa śniegu na ziemi, oświetlona przez zimne światło księżyca. Jak zamek nostalgicznie majaczy w oddali, pośród mgły, sprawiającej, że wszystko było niewyraźne, pozbawione konturów i kształtu, a przez to istnienie każdego elementu otoczenia stało się co najmniej niepewne. Jak drzewa szumią za jej plecami w rytm nieznanej melodii. Jak zbłąkany kot biega gdzieś, żeby potem zatrzymać się jedynie po to, by umyć łapę. Jak wilgotne, ostre powietrze próbuje zakraść się w nawet najcieplejsze rejony, zamrozić wszystko, tak by zastygło bezsilnie i obudziło się znów, gdy słońce świtu przekroczy horyzont. Julia zdawała się tego nie widzieć, tak jakby ona i Daniel znajdowali się w zamazanej przestrzeni, gdzie tylko oni błyszczą, choć przecież gasną, tylko oni i ich słowa przecinają ciszę, tylko oni walczą z mgłą, która stara się ich przed sobą ukryć. Julia patrzyła tylko na Daniela, a nic wokół nie miało przez chwilę znaczenia. Skupiona, ze wzrokiem wbitym w jego plecy, które zasłaniały jej widok, kiedy chłopak zaczął palcem malować coś na śniegu. Uśmiechnęła się tylko delikatnie, choć smutno i dopadły ją nieuniknione myśli: Co jeśli?. Nigdy nie mieli szans. Poznali się niedługo przed tym, jak Julia zaczęła być z Julienem. Nie było nawet opcji, żeby Daniel mógł jakkolwiek na to wpłynąć, nawet jeśli powiedziałby jej jasno co czuje. Po prostu mogliby szybciej to uciąć i nie męczyć więcej. A tak...
OdpowiedzUsuńRozumiała jak Daniel się czuje, bo sama pamiętała doskonale widok Juliena, którego dłoń obejmowała dłoń zupełnie innej dziewczyny i to jak ją to cholernie bolało, mimo że wtedy odrzuciła go na własne życzenie. Pamiętała doskonale wszystkie momenty, gdy jej popękane serce zdobywało kolejne rany, które coraz trudniej było wygoić. Patrząc na Daniela, miała nadzieję, że czuje mniej, że da radę, a delikatność i spokój, z jakimi udało mu się do niej dotrzeć, pozwolą mu wycofać się lub przynajmniej bezboleśnie stłumić swoje uczucia.
Zadrżała delikatnie, gdy ich oczy się spotkały i otworzyła nieznacznie usta, jakby chciała coś jeszcze dodać, ale spod jej zmarzniętych, bladoróżowych warg wydobyła się tylko delikatna mgiełka zamarzającej pary. Obserwowała Daniela uważnie, kiedy podchodził do niej, ale, o dziwo, nie czuła strachu, nawet w najmniejszym stopniu, bo ufała mu. Nie miała pojęcia jak do tego doszło, bo teraz, gdy zastanawiała się nad tym wszystkim, miała wrażenie, że zupełnie nie jest sobą. Normalnie, uciekłaby wystraszona już na początku, chcąc uniknąć komplikacji, zaangażowania i niszczenia cudzych nadziei. Normalnie nigdy nie zaufałaby komuś tak szybko i normalnie nie czułaby się teraz aż tak fatalnie, wiedząc, że jeszcze chwila i straci to, co zdążyło nabrać dla niej niebezpiecznie dużego znaczenia. Daniel był wyjątkowy i wiedziała to od pierwszej chwili, kiedy w końcu go poznała. Wydawał się nie pasować do świata: swoim charakterem, sposobem bycia, zainteresowaniami, a mimo wszystko Julia miała wrażenie, że wypełnia pewną pustkę, o której wszyscy już dawno zapomnieli, bo świat tak naprawdę potrzebował takich ludzi, bo może dopiero oni nadawali mu znaczenia. Patrzyli na niego i widzieli dokładnie to co powinni – niebanalne piękno, otwarte na miliony interpretacji, z czego żadna nie jest niepoprawną. Widzieli to, co umykało wszystkim wokół, a później materializowali to i pozwalali dostrzec innym, jeśli tylko ktoś chciał na to patrzeć i zastanowić się choć przez moment, czy sztuka jest prawdą, czy tylko wizją artysty bez związku z rzeczywistością.
Odwróciła się w stronę Daniela, opierając przedramiona o ten przeklęty kamień, który zapewne od następnego dnia będzie omijać szerokim łukiem.
- Nie wiem. - odpowiedziała, marszcząc nieznacznie brwi, już nie ze złości, a po prostu ze skupienia - Nie mam pojęcia co by było, gdybyś powiedział mi wcześniej. Ale na pewno byłoby prościej.
Wzruszyła niemal niezauważalnie ramionami i pozwoliła chłopakowi mówić dalej. Nie przestraszyła się, kiedy wyciągnął różdżkę. Był zły, ale wiedziała doskonale, że nie zrobiłby jej krzywdy. Wiedziała to teraz lepiej niż kiedykolwiek. Uśmiechnęła się, mimo smutnego spojrzenia, ale jej uśmiech, tak samo jak uśmiech Daniela, zbladł już po krótkiej chwili. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale udało jej się je powstrzymać i nie pozwolić wypłynąć. Wzruszało ją, że naprawdę ją znał i rozumiał. Mimo zaledwie paru miesięcy znajomości, wydawało się, że jest w stanie spojrzeć w nią głębiej niż niejeden wieloletni znajomy.
UsuńKiwnęła głową, gdy zapytał o Juliena. O tym akurat nie miał zielonego pojęcia i może to dobrze, że nie chciał się dowiedzieć, dlaczego jej ukochany jest i zawsze był poza jakąkolwiek konkurencją. Był jej przyjacielem, jedną z absolutnie najbliższych osób w jej życiu, wiedział o niej dosłownie wszystko i był dla niej zawsze wtedy, kiedy go potrzebowała. Ufała mu bardziej niż samej sobie i jakimś dziwnym sposobem była w stanie się w nim zakochać oraz, co najdziwniejsze, była w stanie przynajmniej spróbować z nim być. I nie bała się mówić mu, że go kocha każdego dnia i ani razu nie wątpiła w to, że to on jest w jej życiu najbardziej wyjątkowy.
Znów się uśmiechnęła, kiedy Daniel zapytał czy wszystko spieprzył. Skąd miała znać odpowiedź? To od niego zależało czy ten wieczór będzie ich ostatnim, czy to rzeczywiście będzie koniec.
- Nie wiem. - powiedziała spokojnie i odetchnęła głęboko.
Spojrzała na dłoń chłopaka, leżącą tuż przed nią i chciała jej dotknąć, delikatnie objąć, ale czuła, że nie powinna i nawet nie ma prawa. Milczeli przez dłuższą chwilę, każde skupione na swoich myślach i na swoim, z każdą chwilą spokojniejszym oddechu.
- Daniel... - zaczęła cicho, mrużąc lekko oczy. - Czego Ty ode mnie oczekujesz?
Nie tylko on chciał wiedzieć na czym stoi. Ona naprawdę nie miała pojęcia co robić. Czuła, że powinna się odsunąć, a jednocześnie nie chciała tego i miała głupią nadzieję, że on także tego nie chce.
Julia
Nie był zadowolony z faktu, że Daniel dowiedział się o jego niezwykłych umiejętnościach. Spodziewał się, że skoro chłopak już o tym wie to z pewnością będzie chciał je wykorzystać w sposób pozytywny dla siebie. Mimo wszystko był mu wdzięczny, że nie zamierza oznajmiać całemu światu, co takiego potrafi jego kuzyn, musiał jednak przyznać, że był tym zmęczony. Ciągłymi niedopowiedzeniami, nadawaniu słowom nowego znaczenia i tymi spojrzeniami, mówiącymi więcej niż jakiekolwiek słowa. Siedząc przy stole Slytherinu, wsłuchując się uważnie w słowa Dana, dokładnie wiedział co ten miał na myśli. Z pozoru całkiem niewinna rozmowa na temat książek, tak naprawdę dotyczyła myśli. Artair czasami zastanawiał się, co by było gdyby ludzie dowiedzieli się, że potrafi czytać z ich głów właśnie jak z książek.
OdpowiedzUsuń— Nie jestem na tyle ambitny co ty. Nie dotykam książek, gdy nie muszę. — Mruknął w odpowiedzi na pytanie Śłizgona, chociaż oboje dokładnie wiedzieli, że tak nie jest. Artair co prawda nie zdobywał samych wybitnych, ale starał się z całych sił wmawiając sobie, że może w ten sposób uda mu się zdziałać coś w relacji z ojcem. Niejednokrotnie już powtarzał sobie, że to rzuca, że przestaje się starać, że mu nie zależy, a jednak… Nie potrafił zostawić tego za sobą. Przeniósł spojrzenie z pasztecików na kuzyna i uniósł brew. Zastanawiał się nad tym, czy gdyby chłopak sam posiadał taką umiejętność byłby zadowolony z prób podsuwania mu kolejnych czytadeł. Avery nie mógł powiedzieć, że nienawidził tego ale z pewnością był zmęczony. Brakowało mu ciszy, brakowało mu spokoju. Starał się skupiać na jednym dźwięku dochodzącym do jego uszu, ale to nie było łatwe. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Wymagało wiele skupienia i silnej woli.
— Naprawdę, Dan? — Spojrzał w stronę, którą wskazał Macnair. Zatrzymał na dziewczynie wzrok przez dłuższą chwilę, a później wracając spojrzeniem na kuzyna stuknął się delikatnie w czoło wskazującym palcem. — Boisz się, że dostaniesz kosza? — Uśmiechnął się ironicznie, ale rozumiał Dana. Sam unikał takich sytuacji, jak tylko mógł.
— Więc jak to widzisz, Danielu? Mam ją przeczytać i ci streścić, bo tobie nie chce się wysilać? Nieźle… ciekawe co by na to powiedzieli profesorowie, gdyby usłyszeli, że kuzyn ma ci księgi opowiadać. — Dobrze wiedział, że jeżeli się nie zgodzi to kuzyn nie da mu tak szybko spokoju i będzie go jeszcze niejednokrotnie do tego namawiał. Nim jednak zdecyduje się powiedzieć, że dobrze, że ewentualnie zrobi to o co go prosi, chciał przekazać Danielowi to, co na ten temat myśli. Lubił chłopaka, w dodatku był chyba jedynym członkiem potężnego rodu, które Artair naprawdę darzył sympatią i z którym był w stanie spędzać czas i normalnie rozmawiać. Byli w tym samym roku, byli najbliżej spokrewnionym rodzeństwem i pomimo różnych nazwisk, oboje zdawali sobie sprawę z ciężaru jaki na nich ciążył, jak wiele wymagali od nich ojcowie a raczej fakt, noszenia takich nazwisk.
Weź mnie zjedz.
najcudowniejszy kuzyn, o jakim marzy każdy
[A jaki z niego artysta? Zawsze chciałam mieć wątek z postacią, która na przykład robi rysunki w korze drzew. Albo w piasku. To jest dopiero odlotowe ;o]
OdpowiedzUsuńJung Seolha
[ Daniel już na pierwszy rzut oka wydaje się zupełnie inny, więc bycie przeciwieństwem raczej nie stanowiłoby tu żadnego problemu. Ida mogłaby być czasami zazdrosna o tę jego wolność i możliwość decydowania w pełni o własnym losie. Na pewno by ją intrygował, o to możesz być spokojna. ;)
OdpowiedzUsuńMoja pani na pewno też traktowałaby go w nieco odmienny sposób. Miałaby do niego inne podejście niż reszta; mogłaby bez trudu przeskakiwać przez tę jego chłodną barierę. Przychodziłoby jej to z irytująca wręcz łatwością, więc może dlatego Macnair wolałby jej unikać, a jednocześnie przyciągałoby go do niej w ten irracjonalny sposób? Za każdym razem (po spotkaniu z nią) mógłby być wściekły na samego siebie, że mimowolnie pozwolił jej naruszyć swoją przestrzeń, podczas gdy Ostroverhov sama pozostawała za swoim własnym murem... Zupełnie nienaruszona. Co Ty na to?
Przyznam szczerze, że nie lubię odgórnie nakreślonych relacji jeśli chodzi o sprawy sercowe, bo w praniu i tak wszystko idzie zawsze własnym życiem. ;) Podoba mi się jednak, że Ida zwracałaby się do niego po imieniu. Mogłybyśmy założyć, że robiłaby to już od ich pierwszego spotkania, nigdy nie używając w odniesieniu do niego żadnego zdrobnienia. Co o tym sądzisz?
Poza tym, na pewno lubiłaby go obserwować podczas malowania, więc faktycznie pierwszy wątek mogłybyśmy zacząć właśnie od tego. ]
Ida
[ To tak tylko potwierdzę swoje obawy- z naszego wątku nici?]
OdpowiedzUsuńBelauh&Rose
[Spoko, rozumiem :) Po prostu aktualnie z pięciu osób z którymi zaczęłam planowanie wątków tylko od jednej mam informację że odpis będzie później, reszta milczała więc postanowiłam wziąć sprawy we własne rączki.
OdpowiedzUsuńChym...takie nieprzychodzenie nie jest w stylu Belauh. Ona nie należy do typów, które odgrywają się w ten sposób. Prędzej będzie go ośmieszać malując jego karykatury, oraz będzie udawała, że po prostu nie istnieje. Dodatkowo może starać się powiedzieć mu, że jest złą, ale jest mało komunikatywna i niewiele mówi, więc to też wyglądałoby bardzo nieudolnie. Jeśli chcemy kłótnie, to jedynym czynnikiem który byłby w stanie zmusić Belauh do podniesienia głosu i kłótni, ale wtedy to już takiej ostrej to przypadkowe zniszczenie jej dzieła, kradzież farb bądź oglądanie jej rysunków ze szkicownika- czyli dla niej sensu strikte grzebanie w jej głowie, bo wszystko to o czym myśli zamiast powiedzieć przelewa na papier.
Daniel mógłby może nie to że nie przyjść ale się spóźnić na spotkanie. Belauh wtedy po prostu by zrezygnowała i poszła malować gdzie indziej, ale niestety zostawiłaby swój szkicownik na widoku. Daniel z czystej ciekawości mógłby zajrzeć, zresztą nawet byłby otwarty. Wtedy mogłaby wkroczyć Belauh a widząc go z jej szkicownikiem, mogłaby się nieźle wkurzyć. Pokłóciliby się, on by usłyszał więcej słów z jej ust niż wypowiedziała podczas swojego całego życia. Potem by się na nim mściła rysując karykatury i podrzucając je pod drzwi jego pokoju wspólnego
No coś w ten deseń...daj znać co myślisz ]
Belauh&Rose
[ Ja też się nie spodziewałam, ale nie idą mi wątki damsko-damskie, więc żeby nie zawężać sobie grona autorów, z którymi mogę pisać, należało stworzyć faceta. Poza tym nigdy nie pisałam chłopakiem, więc muszę spróbować ;)
OdpowiedzUsuńPS Jak dzisiaj odpiszesz Julce to (prawdopodobnie) będzie to zaszczytny 200 komentarz <3 Tak, wiem, też mi zaszczyt! Ale ja chcę odpis. Bardzo, bardzo :D ]
Dlaczego nie uciekła? Co było tak wyjątkowego w tym chłopaku, że potrafił pozbawić ją typowych dla niej instynktów, rozbić wszelkie blokady, jakie tworzył jej umysł i zabrać ten najgłupszy strach? Może to ślizgoński spryt i przebiegłość, może błysk w bystrych, chociaż łagodnych oczach, może delikatność, połączona z pewnością? Co sprawiło, że nie zauważyła jak na nią patrzy? Teraz widziała i czuła się onieśmielona jak nigdy, bo nie zasługiwała na takie spojrzenie ze strony Daniela, podczas gdy nie mogła mu dać tego, czego pragnął. Nie była w stanie być dziewczyną, jaką chciałby w niej widzieć. Była z Julienem i ten fakt ucinał jej wszelkie wewnętrzne dyskusje na temat Daniela, takie jak „Co by było gdyby?” Nie. Po prostu nie. Julien był tym, o którym myślała zaraz po przebudzeniu i obok którego chciała budzić się każdego dnia. Tym, który rozpalał błysk w jej oczach. Tym, którego spojrzenie odrywało ją od ziemi. Był tym jedynym. I Daniel nie miał na to wpływu.
OdpowiedzUsuń- Dobrze. - odpowiedziała cicho. Ostatnie czego potrzebowała to oczekiwania, którym nie mogła sprostać. Mimo że ją rozumiał, a jej imię wypowiadał tak pięknie, jakby było wierszem, jakby było ważniejsze niż szum drzew, trzepot sowich skrzydeł, nawet ważniejsze niż cisza.
Julia zaczynała czuć, że z każdą chwilą coraz trudniej jest nie myśleć o tym wszystkim, a wątpliwości spychać w podświadomość. Chodziła po polu minowym, gdzie kolejny krok mógł okazać się największym życiowym błędem. Odetchnęła głęboko i odwzajemniła uśmiech chłopaka, mimo zaniepokojenia ukrytego w oczach. I chociaż Daniel próbował udawać, że nic się nie stało, to powietrze było niemal gęste od słów, które padły zaledwie kilka minut wcześniej. Spojrzała na dłoń, którą wyciągnął w jej kierunku i już miała ją ująć, kiedy nie tak znowu cichy głos w jej głowie zaczął mówić, że nie powinna. Ale przecież to tylko uścisk dłoni. Tylko tyle. Uniosła wzrok na oczy chłopaka, uśmiechnęła się szerzej i złapała go za rękę, zeskakując jednocześnie z kamienia. Stanęła przed nim i uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy, gdy usłyszała jego propozycję. Pokręciła głową i wyswobodziła dłoń z jego delikatnego uścisku.
- Nie dziś. - dodała, marszcząc brwi w lekkim zmartwieniu. - Tak będzie lepiej.
Czuła, że obydwoje muszą to wszystko przemyśleć. Ruszyć w przeciwne strony, zupełnie różnymi ścieżkami i zastanowić się nad tym czy kiedykolwiek się one jeszcze połączą.
- Przepraszam, Daniel. - powiedziała, patrząc mu pewnie w oczy i na moment zacisnęła zęby na dolnej wardze. - Przepraszam, że nie zauważyłam, że nie skaczę z radości, że tak mało mówię i nic nie potrafię wyjaśnić. I że nie mogę być tą wyjątkową dziewczyną w Twoim życiu. - wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok, przełykając ślinę z trudem. Czuła, jakby niewidzialna obręcz zaciskała się wokół jej gardła, sprawiając, że trudno było mówić, oddychać i powstrzymywać płacz. Odwróciła się szybko i ruszyła w stronę zamku. Bez słowa pożegnania.
Julia
[Cześć i czołem! Tak szczerze mówiąc, to zdjęcie tak mnie zauroczony, że zdecydowałam się na stworzenie właśnie takiej Margo. Przeczytałam kartę Daniela i Clinta. Szczerze mówiąc, bardziej jednak podpasował mi Daniel. Bardzo się tylko zastanawiam nad tym, jak można by ich powiązać... Poranki mi nie służą do myślenia, niestety. Może Tobie się coś w głowie urodzi? Jestem otwarta na wszystkie propozycje!]
OdpowiedzUsuńMargo
Minął tydzień - pieprzone siedem dni, z czego nawet jednego z nich nie mogła nie myśleć o Danielu. Wydawał się wkradać do jej głowy w najgorszych, najgłupszych i najbardziej nietypowych dla niej momentach. Dziesiątki razy łapała się na tym, że na zajęciach ze Ślizgonami, zamiast słuchać, notować, robić cokolwiek, co jest związane z tematem, z końca sali wpatrywała się w tył głowy Daniela. Później w bibliotece, litery zdawały się spływać z kart książek i znów myślała wyłącznie o Danielu. Nawet na treningach Quidditcha myślała o Danielu. O! Tam to najbardziej, bo to nie on rzucał kaflem w bronione przez nią pętle, ale nie raz to robił. Metaforyka tego była aż nazbyt wyraźna, niemal przytłaczająca. Daniel potrafił obejść jej wszelką linię obrony. A później nie pozwalała mu się ruszyć, tak jakby pozostał gdzieś pomiędzy. Wkradł się dalej niż według niej powinien, a potem nie mógł nawet podnieść ręki, żeby przerzucić kafla przez pętle. Trudno było również wrócić na środek boiska. Wszystko nagle było znacznie trudniejsze, niż Julia była w stanie znieść. Biła się z myślami. Czuła się potwornie z tym, co się wydarzyło i codziennie musiała przekonywać samą siebie, że to tylko wyrzuty sumienia, a nie żal. Miała Juliena. Nie mogła czuć żalu. Nie chciała. Daniel był jej kolegą. Tylko kolegą. Kolegą, który czuł do niej coś więcej, a ona nie była w stanie tego odwzajemnić, nawet spróbować. Choć ciągle miała wrażenie, że gdyby okoliczności były inne, byłaby w stanie spróbować. Dziwne. Ale okoliczności nie były inne. Była z Julienem i nie chciała tego zmieniać, mimo że sprawa z Danielem już zaczęła oddziaływać na ich relacje, bo Julia ciągle uciekała gdzieś myślami. I nawet całowała go inaczej. Każdy pocałunek przepełniony był wyrzutami sumienia, bo widziała, że powinna mu wszystko powiedzieć, a nie chciała. Julien był cholernie zazdrosny i bez tego. W końcu zaczęli się kłócić, ale dla Julii tajemnica jej i Daniela wciąż była tylko ich. Na zawsze.
OdpowiedzUsuńZdenerwowana po jednej z takich niby drobnych kłótni, rzuciła książki w kąt i udała się na Wieżę Astronomiczną. Bardzo długo jej tam nie było, bo ciągle nie miała czasu, a przez ostatni tydzień wolała się czymś zająć, niż w ciszy i spokoju pozwalać swoim myślom swobodnie płynąć. Nie powinna myśleć o Danielu. Mimo że codziennie chciała się z nim spotkać, znowu pójść pobiegać, wrócić do tego, co było dawniej, ale zdawała sobie sprawę, że to do niego należy decyzja, co będzie dalej. Nie chciała zmuszać go do takiej przyjaźni.
Siedziała na wieży prawie godzinę, mając na sobie tylko cienką, skórzaną kurtkę i wielki szal, ale nie było jej zimno. Może trochę, ale to było ostatnie na co zwracała uwagę. Myślała o Julienie, później o tej całej nauce, której miała zdecydowanie za dużo, a w końcu i tak jej myśli wróciły do tematu Daniela. Niedługo potem usłyszała jego głos tuż za swoimi plecami. Gwałtownie odwróciła głowę i uśmiechnęła się bardzo delikatnie, bo poczuła... ulgę.
- Nie przeszkadzasz. - odpowiedziała, patrząc mu uważnie w oczy i lekko pokręciła głową. - Siadaj.
Przesunęła się, żeby zrobić mu miejsce przy barierce, o który ona sama opierała się plecami. Czuła ulgę, ale jednocześnie była przerażona, bo nie miała pojęcia, co się teraz może wydarzyć.
Julia
[Hej, dzięki za powitanie :) Oczywiście, że Daniel dostanie szansę na napicie się z panienką Collins. Dla Frei nigdy za wiele imprez, także obie jesteśmy bardzo chętne. Masz jakiś konkretny pomysł na myśli?]
OdpowiedzUsuńFreya Collins
Nie chciała, żeby stał za nią, oddalony o te kilka kroków, bo chciała go bliżej. Więc kiedy już usiadł obok, a jego ramię dotknęło jej ramienia, poczuła się nieco lepiej. Jakby w końcu, mimo że dzień był okropny, coś miało się być może naprawić, zamiast tylko psuć. Bo przecież miało się naprawić, prawda? W końcu był tu i nie rzucał w nią piorunującym spojrzeniem, a po prostu się uśmiechnął – ciepło i tak, że od razu poczuła jak wszelki strach znika. Julia potrzebowała tego, potrzebowała ludzi, którzy słowem, gestem lub zwykłym spojrzeniem czy uśmiechem będą w stanie zapewnić ją, że jest dobrze, będzie dobrze, albo przynajmniej, że jakoś dadzą radę. Może to idiotyczne uzależnienie, może zwykła słabość, ale to było jak nieodłączna część jej osobowości.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się szerzej, kiedy Daniel zapytał jak minął jej tydzień. Nie spodziewała się tak zwyczajnego pytania, prędzej poważnej rozmowy, godzin wyjaśnień i rozmieniania uczuć na drobne. Tylko, że przecież to był Daniel, a on potrafił ją zaskoczyć jak chyba nikt inny i to tak małymi rzeczami, drobnymi niby-głupstwami, które dla niej były ważne. Wyczuła jego spojrzenie na sobie, więc odwróciła głowę i uniosła lekko brwi, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że prawdopodobnie nie powinna patrzeć na niego takim wzrokiem. Tak naprawdę to według niektórych pewnie nawet nie powinna być tu w tej chwili, bo przecież gdyby Julien wiedział o Danielu, gdyby wiedział wszystko, nie byłby szczęśliwy zdając sobie sprawę, że jego dziewczyna siedzi z nim teraz na Wieży Astronomicznej. Przecież potrafił być potwornie zazdrosny bez powodu, a teraz powód był dość wyraźny i w dodatku niebezpieczny.
– Mój nie minął ani nudno, ani spokojnie. - odpowiedziała powoli i wzruszyła ramionami, po czym przeniosła wzrok z rozgwieżdżonego nieba na dłonie Daniela, z których jedna owinięta była bandażem. Już miała o to zapytać, kiedy chłopak wyprzedził ją pytaniem o bieganie.
– Tak, to miało być tylko tamtego dnia. – uznała trochę bardziej drżącym głosem niż przed chwilą i odetchnęła głęboko. Obawiała się wracać do tamtej rozmowy, bo nie wiedziała czym mogłaby się skończyć. – Jeśli chcesz to możemy dalej biegać. Jeśli chcesz.
Oczywiście, że jakiś cichy głosik w jej głowie mówił jej, że to jest najgorszy pomysł na świecie i że absolutnie nie powinni tego kontynuować, ale ona nie potrafiła ot tak odpuścić i wykreślić Daniela ze swojego życia. Zwłaszcza wtedy, kiedy się okazało, że w jakiś sposób znalazł metodę, by rozbić ten jej cholerny mur albo sprytnie się na niego wspiąć i go przeskoczyć. Świadomość tego była tak wyjątkowa i przyciągająca, że Julia teraz nie umiała się cofnąć. Wręcz przeciwnie, chciała poznać Daniela lepiej. Chociaż nie powinna. Tylko że ona prawie zawsze robiła tylko to, co powinna i czasem miała zwyczajnie dość. Ale w tym przypadku była przekonana, że nie zdradzi Juliena, bo nie byłaby w stanie mu tego zrobić. Kochała go, chciała z nim być i mimo że czasem potrafiła strasznie dużo psuć między nimi to nie potrafiłaby go zdradzić. Nie. Zdecydowanie nie. Z Danielem chciała się tylko przyjaźnić i była tego absolutnie pewna, ale wiedziała, że dla chłopaka może to być zbyt trudne, a może nawet bolesne. Powinien zniszczyć w sobie uczucia do niej, w czym prawie codzienny kontakt raczej nie mógł pomóc, dlatego tak po prostu dała mu odejść i zadecydować czy chce w taką dziwną przyjaźń wejść. A teraz cieszyła się i bała o niego jednocześnie.
- Co Ci się stało? - spytała w końcu, wskazując na dłoń Daniela i spojrzała na niego, jakby dzięki temu musiał powiedzieć jej prawdę.
Julia
Jej wzruszenie ramionami nie było, być może wbrew pozorom, oznaką beztroski. Było zwyczajnym tuszowaniem problemów, unikaniem rozmowy o nich, a także wyrazem bezsilności, którą Julia czuła w każdej chwili. Jakby nie mogła się ruszyć, a każda decyzja, którą rozważała, zaraz wydawała jej się zła. Czasem naprawdę była tchórzem, ale tym razem brakowało jej odwagi nie tylko do poddania się, ale też do dalszej walki. Kochała Juliena, ale coraz częściej miała wrażenie, że to za mało, że coś, co wydawało jej się przez chwilę wszystkim, teraz okazuje się być niewystarczające. Co miała zrobić? Wzruszała ramionami. Uśmiechała się słabo, tuszując smutek. Uciekała we wszelkie spokojne miejsca, gdzie nikt zbyt wiele od niej nie oczekiwał i przez moment mogła również sama nie wymagać wiele od siebie. I coraz częściej rozglądała się za spadochronem, który po skoku w przepaść mógłby ją ocalić przed zbliżającym się dnem.
OdpowiedzUsuńPokiwała głową, unosząc lekko oba kąciki ust, kiedy w odpowiedzi usłyszała ciche „Chciałbym”. Potrzebowała tego ich biegania, a prawda była taka, że Daniel był jej główną motywacją. Czasem była to też zwyczajna złość na wszechświat, którą musiała wybiegać, ale zazwyczaj chodziło jednak o Daniela. To on sprawiał, że zamiast siedzieć nad książkami, opuszczała zamek i przebiegała ze nim ich stałą trasę, starając się zmęczyć przynajmniej na tyle, żeby później zasnąć w mgnieniu oka, a nie przewracać się z boku na bok w wyrzutach sumienia, że nie robi w tym momencie czegoś znacznie ważniejszego.
Otworzyła lekko usta, kiedy ich spojrzenia się spotkały i odetchnęła głęboko. Teraz, kiedy wiedziała o uczuciach Daniela, widziała wyraźnie ten subtelny błysk w jego oczach, którego wcześniej nie udało jej się dostrzec i miała nadzieję, że zniknie on jak najszybciej, bo tak by było dla chłopaka najlepiej. Zadziwiające, bo w jakiś sposób, nieco podświadomie, podobało jej się to jak na nią patrzył – zupełnie inaczej niż ktokolwiek, tak jakby zdawał sobie sprawę, co ona myśli, mimo że teoretycznie nie znał jej na tyle, aby mieć o tym pojęcie. Co nie zmieniało faktu, że jego ciepły, chociaż uparty wzrok sprawiał, że czuła ulgę rozlewającą się po niemal całym jej ciele, może poza głową, w której wciąż rządził niepokój. Ale czuła się przy Danielu dobrze i dość bezpiecznie, chociaż normalnie miałaby wrażenie, że znajduje się w strefie największego zagrożenia, której powinna zawzięcie unikać, a w razie czego uciekać ile sił w nogach. Co, na brodę Merlina, było takiego w tym chłopaku?
Cofnęła głowę, krzywiąc się lekko, kiedy pstryknął ją w nos. Nie znosiła tego typu spontanicznych gestów, ale tym razem skończyło się to tylko niby-groźnym zmarszczeniem brwi i znacznie mniej groźnym uniesieniem kącika ust. Zaśmiała się na jego odpowiedź na pytanie, coraz bardziej zapominając o problemach tego dnia, a także całego tygodnia.
– Hmm... To pierwsze. Zdecydowanie. – uznała po chwili wahania i uniosła wzrok na gwiazdy, pojawiające się co jakiś czas między jedną chmurą przesuwającą się po niebie a drugą. Zaraz jednak przeniosła wzrok na chłopaka, opierając leniwie głowę o barierkę, znajdującą się za ich plecami. – Posiedzisz ze mną?
Nie. Nie powinna. Ale na to też wzruszała teraz ramionami.
Julia
[Cześć. Dziękuję za powitanie. Na ten moment wyczerpałam już chyba limit pomysłów na wątki, ale jeśli coś mi wpadnie do głowy, dam znać.]/Vithar Kirby
OdpowiedzUsuńNie czuła się osaczona w obecności Daniela i jej samej wydawało się to dziwne, kiedy już zaczęła się nad tym zastanawiać. To było jakieś jedno wielkie emocjonalne oszustwo, a nic nie wyglądało jak w teorii i jak zazwyczaj z kimkolwiek innym. Ale Julia nie odbierała tego negatywnie, wręcz przeciwnie – w jakiś sposób doceniała, że tak to wygląda, chociaż wszystko to było niesamowicie niestabilne i niebezpieczne dla ich obojga. Nie chciała się jednak odsuwać, mimo że może powinna. Niestety żyła w przekonaniu, że decyzję należy pozostawić Danielowi i to od niego powinno zależeć jak to wszystko będzie dalej wyglądać. A on przecież też nie zamierzał odsuwać się nawet na krok.
OdpowiedzUsuńOdwzajemniła jego uśmiech, kiedy zgodził się zostać. Zabawne, był z nią dopiero od kilku minut, a jej okropny nastrój już tak znacząco się zmienił. Zaraz jednak spoważniała, kiedy dotarły do niej jego słowa, ale nie spojrzała na niego. Jej usta delikatnie się rozchyliły w zdziwieniu, ale spomiędzy nich nie wydobyło się nic poza delikatną chmurką skroplonej pary wodnej. Patrzyła jeszcze przez chwilę w niebo, ale zaraz spuściła wzrok i kątem oka zerknęła na chłopaka, którego wzrok skierowany był gdzie indziej. I może to dobrze, bo nie miała pojęcia co by się stało, jeśli siłę jego słów wzmocniłoby dodatkowo jego spojrzenie.
Poczuła jak jej serce przyspiesza i momentalnie odwróciła wzrok. Już raz usłyszała coś podobnego. Zawsze dostaniesz to, czego chcesz. Musisz mi tylko na to pozwolić. I o ile wtedy powiedziała, że wcale tego nie chce, to w tym momencie sama już nie wiedziała. Tak jakby świat krzyczał na nią, że powinna się cieszyć, skakać z radości, bo to jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie mogłaby usłyszeć, ale jednocześnie jakaś część niej wciąż się z tym kłóciła. Nie chciała, by ktokolwiek był w stanie zrobić dla niej prawie wszystko. Zwłaszcza, że teraz obok niej był Daniel. Nie Julien.
Odetchnęła głęboko kilkukrotnie, pozwalając szalejącemu sercu nieco się uspokoić. Wyrzuty sumienia były ostatnim na co była gotowa w tej chwili, kiedy wolałaby sprowadzić swoje uczucia do minimum, żeby przypadkiem nie wybuchnąć. Czuła się niestabilnie. Zupełnie poza kontrolą.
Spojrzała na Daniela, dopiero gdy ponownie się odezwał.
– Daj spokój. – szepnęła, ale on mówił dalej, patrząc jednocześnie w niebo. – Nie przejmuj się. Ja się nie umiem długo gniewać, a na Ciebie jak widać nie umiem się gniewać nawet krótko.
Zaśmiała się cicho, ale taka była prawda. Tylko na Mathiasa obrażała się bez przerwy, często z byle powodu, ale całej reszcie bliskich jej ludzi jakoś w końcu odpuszczała, raczej prędzej niż później.
– A tak serio to mam wrażenie, że nie mnie oceniać czy powinieneś czy nie. Nie wiem co czujesz, nigdy nie byłam w takiej sytuacji jak Ty i nie mam pojęcia jak powinieneś się zachować, a nawet jak ja powinnam się zachować. Chociaż czasem wydaje mi się, że wiem. Tylko... – zawahała się na moment, marszcząc lekko brwi. – Tylko po prostu nie chcę. I dziwnie trudno mi z tym walczyć.
Zacisnęła zęby na dolnej wardze i przez krótką chwilę patrzyła tępo przed siebie. Zaraz jednak podniosła się, ale wstając, spojrzała jeszcze na Daniela.
– Co nie zmienia faktu, że muszę. – dodała, doskonale zdając sobie sprawę, że jeśli teraz nie wyjdzie, jeśli zostanie nawet chwilę dłużej, to może wydarzyć się coś, czego później będzie potwornie żałować. – Przepraszam, zobaczymy się jutro. – rzuciła, wcale nie od niechcenia na pożegnanie i ruszyła w stronę schodów.
Julia
#pozdrawiamozięble
OdpowiedzUsuń[Hue hue, jest śliczny ten art, ale ciiiii...
OdpowiedzUsuń#nawetnieszukałem ]
Cecille LaChapelle
Była mistrzynią ucieczek, odwracania się na pięcie i znikania tak nagle, jakby świat właśnie zaczynał się walić. Czasem prawie tak było i tylko szybką interwencją Julia mogła uratować swój świat, zanim stałby się wielką ruiną. Wiedziała, że dalsza znajomość z Danielem, po tym wszystkim co się stało, nie będzie zbyt bezpieczna, ale nie potrafiła po prostu odpuścić. To jak na nią patrzył, jak dobrze wydawał sią ją rozumieć i wyczuwać, a także wszystko co mówił sprawiało, że jej świat się trząsł i pękał, a ona robiła z tym tak niewiele… Stała z boku i czasem nawet uśmiechała się lekko, ale nie ruszała się nawet na krok. Czasem po prostu zamykała oczy i udawała, że nie wie, że nie widzi co się dzieje. Bo w jej świecie był Julien i nawet kiedy nie było stuprocentowo dobrze, ona nie czuła się gotowa, żeby komukolwiek pozwolić to zniszczyć, nawet sobie samej i nawet jemu.
OdpowiedzUsuńAle wahała się, oczywiście, że się wahała. Bo wiedziała, że powinna to skończyć, nie spotykać się z Danielem dla jego oraz własnego bezpieczeństwa, tylko jak miała to zrobić, skoro on wydawał się zupełnie nie chcieć? Przecież ciągle był obok, chociaż sam też mógł się odwrócić i zniknąć, ale nie robił tego, więc czasem ona musiała. Wtedy, kiedy niebezpiecznie zaczynała zbliżać się do granicy, której za żadne skarby nie chciała przekroczyć. A jednocześnie wciąż nie potrafiła tak po prostu zrezygnować z Daniela, mimo że tak by było najłatwiej. Dlatego wstała i wyszła. Nawet jeśli mogło się to wydawać niewyobrażalnie głupie.
Po rozmowie z Julienem udała się do swojego dormitorium, ale nie wytrzymała tam długo. Towarzystwo jej współlokatorek nie pomagało absolutnie w niczym, bo chciała tylko zakopać się pod kołdrą i leżeć tak, nie odzywając się nawet słowem, a one akurat były w nastroju na głupie rozmowy. Ewakuowała się więc do łazienki, wzięła bardzo zimny prysznic, przebrała się w dres i niemal pobiegła do dormitorium Gryfonów. Gruba Dama wpuściła ją do środka bez najmniejszego problemu, bo już w poniedziałek udało jej się wyciągnąć od Freddiego nowe hasło. Typowe. Zawsze udawał, że jej nie da, że nie może, a potem kończyło się to jak zawsze. Rozejrzała się po Pokoju Wspólnym i odetchnęła z ulgą z dwóch powodów: po pierwsze, nie było tam Juliena, a była prawie pewna, że gdyby go zobaczyła, rozkleiłaby się zupełnie, a po drugie, niemal od razu dostrzegła Freddiego, rozwalonego na kanapie tuż przy kominku. Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zerwał się z miejsca, podszedł do niej, objął ramieniem i zaprowadził do swojego dormitorium. Bez słowa. A potem bez słowa wyjął spod łóżka Ognistą Whisky (porzeczkowy rum był na wesołe okazje) i wręczył jej butelkę, z której od razu pociągnęła kilka małych łyków.
Obudziła się oczywiście u Freddiego w łóżku, bo po przepłakaniu połowy wieczoru i wypiciu niezbyt oszczędnej ilości Ognistej, zupełnie nie miała ochoty na spacery po zamku. Mogłaby tylko zarobić poważny szlaban, z którego z pewnością nie udało by się jej wyplątać tak jak zwykle, czyli na piękne oczy, promienny uśmiech i zwyczajne bycie miłą. Podniosła się powoli, jakby musiała przetestować czy wszystko sprawnie działa, czy głowa nie zamierza jej zaraz pęknąć na pół, albo nie pojawią jej się nagle jakieś wiatraczki, które sprawią, że cały świat zawiruje. Było w porządku. Na tyle w porządku na ile mogło być, zważywszy na okoliczności, więc po prostu wstała i nie budząc nikogo, opuściła dormitorium śpiących jeszcze szesnastoletnich Gryfonów, udając się do swojego. Tam położyła się jeszcze na trochę i wstała dopiero, gdy jej współlokatorki udały się na śniadanie, na które ona zupełnie nie miała ochoty. Wzięła prysznic, który w niczym nie pomógł, ubrała się w świeżo upraną szatę, ale nawet to nie sprawiło, że wyglądała dobrze. Bo nie czuła się dobrze. Nikt kto wylał z siebie tyle łez poprzedniego wieczoru i wlał tyle whisky, nie mógł później wyglądać dobrze.
Szybko udała się na eliksiry, szczerze licząc, że chociaż to pozwoli jej nie myśleć o Julienie. Skupi się na zadaniu, będzie sobie grzecznie kroiła dziwne larwy, roślinki lub inne cuda, będzie mieszała to wszystko w kociołku i po prostu się uspokoi. Usiadła w jednej z wolnych ławek gdzieś na końcu sali i położyła się na ławce, oczekując na rozpoczęcie zajęć. Podniosła się dopiero, kiedy usłyszała nad sobą znajomy głos. Odwróciła głowę w stronę Daniela i pokręciła głową, patrząc na niego zupełnie bez wyrazu. Po chwili zmusiła się jednak do delikatnego uśmiechu i zachęcająco odsunęła dla niego krzesło. Nagle coś jej się przypomniało.
Usuń– Ojej, mieliśmy wczoraj biegać! – jęknęła chowając twarz w dłoniach.
Było jej tak głupio, że chciała się zapaść pod ziemię, a myślała, że już tego dnia nic nie pogorszy jej samopoczucia, bo wątpiła, że w ogóle da się gorzej. Opuściła ręce i spojrzała na chłopaka przepraszająco. Nie powinna mu tego robić, nawet w takich okolicznościach. Powinna wysłać mu wiadomość, cokolwiek. Nic, ale to absolutnie nic jej nie usprawiedliwiało. Nawet rozstanie z Julienem.
– Przepraszam. – dodała, patrząc mu w oczy. – Wczoraj miałam naprawdę ciężki dzień.
Po chwili odwróciła się i skupiła na niesamowicie ważnej czynności, jaką było wyciąganie podręcznika z torby, wciąż starając się realizować ambitny plan na ten dzień, który obrazował się następująco: Myśl jak najmniej!
Julia
Widziała, jak w ułamku sekundy zmienił się wyraz twarzy Daniela, kiedy podniosła się z ławki i na niego spojrzała. Musiała wyglądać strasznie, czuła, że wygląda strasznie i o ile do tego momentu niezbyt jej to przeszkadzało, to w tamtej chwili chciała zniknąć i po prostu zapaść się pod ziemię. Było jej źle z tym, że on musi patrzeć na nią w takim stanie, ale jednocześnie zupełnie nie przejmowała się, że widzą ją tak wszyscy wokół. Tak jakby tylko on jeden mógł to w ogóle dostrzec i zareagować.
OdpowiedzUsuńReagował. Nawet uśmiechał się inaczej niż zazwyczaj, czyli niemal zupełnie jak ona – jakby nie miał powodu, ale czuł, że powinien. I mówił inaczej, z wyraźnym skupieniem, przez co wydawało się, że miał przemyślane dokładnie każde słowo, bo nieodpowiednie mogłoby wywołać katastrofę. Nie przejmuj się, nic się nie stało. - usłyszała to i jednocześnie odetchnęła z ulgą oraz lekko zadrżała. Stało się!
Odwróciła głowę i skierowała wzrok na profesora, który już wszedł na katedrę i szykował się do zajęć. Obserwowała go, jakby każdy, nawet najdrobniejszy ruch był ważny, a tak naprawdę zwyczajnie zrobiłaby teraz cokolwiek, aby skupić myśli w jednym punkcie, którym nie był Julien. Ale to nie tak, że żałowała, czuła się skrzywdzona, czuła jakby świat zawalił jej się na głowę. Wiedziała, że to jest dobra decyzja, w końcu podjęli ją oboje, ale… chyba po prostu musiała swoje wypłakać, porzucać przypadkowymi przedmiotami i poobrażać się na rzeczywistość. Musiała trochę się poobwiniać i potopić w żalu, którego nie powinna czuć. I odciąć od zbyt wielu myśli tak po prostu, dla własnego dobra. Być pustką przez moment, nicością, rozpływającą się w powietrzu mgiełką…
Z bezmyślnego zamyślenia wyrwał ją szept Daniela tuż obok jej ucha. Powoli odwróciła głowę w jego stronę i pokiwała nią. Wiedziała. Chociaż nie! Czuła, że może na niego liczyć i da jej dokładnie to czego potrzebuje. Zaoferuje jej milczenie albo po prostu szczerą rozmowę, możliwość wygadania się, nawet kosztem własnego komfortu, bo temat był mu pewnie nie do końca na rękę. Chociaż kto wie. Może był jedyną osobą, którą obecny stan rzeczy mógłby ucieszyć.
Czy Ty naprawdę przez ten cały czas, nie domyśliłaś się dlaczego się z tobą widuję?
Pamiętała doskonale jego słowa. Skoro wcześniej spotykał się z nią, licząc tym samym na coś więcej, to dlaczego widywał się z nią nadal? Może tym razem liczył, że coś się zmieni? Może liczył dokładnie na to, co się właśnie wydarzyło? Może jej smutne oczy były w stanie dać mu teraz nadzieję, że może to ten moment, na który czekał?
Położyła się ponownie na ławce i została w tej pozycji przez całe zajęcia, bo okazały się być wyłącznie teoretyczne i nawet nie dotknęła kociołka. Więc tylko ukrywała się w przedostatniej ławce w kącie przed wzrokiem nauczyciela, licząc, że skoro ona nie widzi jego, to on nie widzi jej. Sprawdziło się. Poruszyła się dopiero, kiedy usłyszała głos Daniela. Odwróciła głowę w jego stronę, wciąż nie podnosząc się z ławki. Nie wytrzymała.
– Jasne. – odpowiedziała, uśmiechając się ironicznie. – Rozstałam się z Julienem. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Przewróciła oczami i wróciła to leżenia i obserwowania kolumny, która zasłaniała jej profesora. Najwidoczniej właśnie przeszła do etapu obrażania się na rzeczywistość, połączonego z chęcią rzucania przedmiotami, więc gdy tylko profesor, po dosłownie trzech sekundach, mruknął coś w stylu „dziękuję za uwagę”, zerwała się gwałtownie z miejsca, wrzuciła nietknięty tego dnia podręcznik do torby i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wyjścia, czując przy tym jak w jej oczach zbierają się łzy. Dziwne. Myślała, że wszystkie już wypłynęły.
Julia
Wypadła na korytarz i od razu zaczęła biec. Nie chciała, żeby cały Hogwart widział ją w takim stanie, a uczniowie już zaczęli wylewać się z sal i zaledwie kilkanaście sekund później musiała przedzierać się przez tłum. Starała się nie widzieć podążających za nią spojrzeń, ukrytych szeptów, chciała tylko zniknąć. Tylko tyle. Nagle usłyszała jak ktoś woła jej imię. Nie potrzebowała się nawet odwracać, bo doskonale poznała głos Daniela, ale nie mogła się przecież zatrzymać. Musiała zniknąć, chciała zniknąć, bo wtedy mogłaby nie myśleć.
OdpowiedzUsuńWbiegła pędem na schody, ale zaraz zmuszona była zwolnić, bo nie miała siły dalej gonić, dopiero w tej chwili odczuwając skutki krótkiego snu i braku śniadania. Ale przecież to było tak potwornie bez znaczenia, kiedy w jej głowie szalały te wszystkie kłócące się ze sobą myśli i emocje, których nijak nie umiała uporządkować, bo naprawdę niesamowicie trudno było jej w takich okolicznościach myśleć racjonalnie.
Przestała biec. I tak uciekła już z najgorszego miejsca, bo ludzi na schodach było znacznie mniej niż na korytarzu. Mogła troszkę odpuścić. Nagle jednak poczuła uścisk na swoim przedramieniu, który zatrzymał ją w miejscu, zaburzając przy tym jej równowagę. Zaraz odwróciła się pod wpływem lekkiego, ale sprawnego pociągnięcia i zmarszczyła brwi, widząc przed sobą Daniela. Nie powinien był niego robić. On jeden powinien ją rozumieć. Przecież wierzyła, że tak świetnie ją rozumie, a teraz gonił ją i zatrzymywał, mimo że z pewnością widział, że chce uciec. Nie od niego. Tym razem nie od niego. Prawdę mówiąc, właśnie straciła jedyny powód, dla którego powinna od niego uciekać, bo przecież w głębi serca, nigdy nie chciała tego robić.
Nie starała się wyswobodzić rąk z jego zdecydowanego uścisku. Nie miała siły walczyć, bo nawet nie wiedziała o co, więc wolała się poddać, bo przecież jakoś ufała Danielowi. Patrzyła w jego oczy i widziała w nich wszystko, co sprawiało, że była pewna, że nie zrobi jej krzywdy, że chce dla niej dobrze i nawet przestała myśleć, że się cieszy z jej rozstania z Julienem. Jakoś nie wyglądał, jakby miał ochotę skakać z radości.
– Wiem. – odpowiedziała słabo, wciąż nie odrywając wzroku od jego ciemnych tęczówek, i dopiero kiedy usłyszała swój łamiący się głos, dotarło do niej, że po policzkach wciąż spływają jej łzy, a on przecież na nie patrzy. Ale… ale on mógł. Po prostu czuła, zupełnie nieprzemyślanie, że nie musi się przed nim chować, bo on rozumie. Nawet nie musi nic mówić, jeśli nie chce, bo on będzie obok, nawet jeśli jego to niszczy. Bo zrobiłby większość rzeczy, o które by go poprosiła. Sam to powiedział. Ale czy ona czuła, że ma jakiekolwiek prawo prosić?
Patrzyła mu spokojnie w oczy do momentu, aż się poruszył, wyrywając ją tym samym z transu. Zamrugała kilkukrotnie, uwalniając kolejne łzy i odwróciła głowę lekko na bok. Nie wolno jej było go tym obarczać, nawet jeśli tego chciał. Powinna kazać mu przestać, odciąć się od niej, ale zupełnie nie potrafiła. Potrafiła tylko tchórzliwie uciekać, a teraz nawet tego nie chciała. Objęła go bardzo delikatnie w pasie, kiedy poczuła na sobie jego ramiona i oparła skroń na jego obojczyku. Drżała z emocji, a jej łzy powoli wsiąkały w jego szatę, ale czuła, że z każdą chwilą jest ich coraz mniej, bo już zwyczajnie nie miała siły płakać. Zamknęła oczy, nie chcąc widzieć mijających ich ludzi. Zacisnęła powieki tak mocno, jakby wierzyła, że świat zniknie, kiedy je uniesie, ale przecież nie mógł. Nie było nawet mowy.
Delikatny dotyk Daniela uspokajał ją, sprowadzał na ziemię, jednocześnie pozwalając jej oderwać się od rzeczywistości. Mogła istnieć, ale nie myśleć zbyt wiele. Mogła nie znikać, bo w jego ramionach było jej dobrze, bezpiecznie i spokojnie, a to właśnie spokoju potrzebowała najbardziej, bo właściwie nie była załamana, zrozpaczona, nic z tych rzeczy. Jej po prostu było smutno i tak bardzo nie wiedziała, co myśleć, że rozsadzało ją to od środka.
– Zabierz mnie stąd. – poprosiła cichym głosem. Opuściła jedną dłoń i odsunęła się odrobinę, tylko na tyle, aby móc swobodniej spojrzeć na Daniela. Nie zasługiwała na niego. Nie zasługiwała nawet na minutę jego uwagi. A już na pewno nie zasługiwała na większość rzeczy.
UsuńJulia
Nikt, kto ma problem, nie ma ochoty słuchać, że będzie dobrze. Te słowa zazwyczaj mało znaczą, tylko irytują i aż chce się krzyczeć, że przecież nic nie będzie dobrze, świat się właśnie zawalił, nie ma już nadziei, nawet czas nie będzie leczył ran i nic się już nie poprawi. A czasem wie się, że będzie dobrze, ale kiedy te słowa padają, kusi, aby rzucać przedmiotami i drzeć się z powodu niezrozumienia przez otoczenie. Bo to, że się wie, nie sprawia, że od razu jest lepiej. Czasem i tak trzeba swoje wypłakać, podenerwować się, żeby później móc gładko przejść do, nie aż tak złej, przyszłości. I nie chcemy, żeby ktoś nam to odbierał, uspokajał nas na siłę i pocieszał. Może po prostu, kiedy nie jest najlepiej, potrzebujemy kogoś, kto zwyczajnie będzie obok i nie będzie nam pieprzył nad uchem, że wszystko jakoś się ułoży i będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńDaniel był obok i nie musiał nic mówić. Czuła, poprzez jego dotyk, że jest tam dla niej i, jeśli tylko będzie go potrzebować, to będzie nadal. Nieważne, że lekcje. Nieważne, że inne zajęcia, że trening, że esej z zielarstwa. Nieważne, że już niedługo stoły w Wielkiej Sali zastawione zostaną pysznymi daniami obiadowymi. Nieważne, że serce pęka mu w pół, kiedy tylko widzi jej łzy. Wszystko odstawiał na bok, aby móc trzymać ją w ramionach, przyciskać do siebie delikatnie, gładzić powoli po plecach i sprawiać, że było dobrze. Nawet, kiedy jednocześnie było beznadziejnie.
Kiedy na nią patrzył, czuła jak powoli wraca spokój, mimo że jego oczy wyrażały nie mniejsze zdenerwowanie niż jej własne. On rozumiał. Nie pocieszał jej na siłę, nie skakał wokół niej bez sensu, a dawał jej tylko to, czego potrzebowała. Nie musiała nawet prosić czy tłumaczyć, on zwyczajnie to wiedział, chociaż przecież nie znał jej ani długo, ani szczególnie dobrze, i teoretycznie powinien nie mieć zielonego pojęcia, co w takiej chwili mogłoby dać jej ukojenie. Ale to on dawał jej ukojenie. Jego dotyk, spojrzenie, bliskość, zwyczajna obecność, zrozumienie mimo nierozumienia i niemy komunikat: Zależy mi. Jestem obok i będę dalej, jeśli tego chcesz. Chciała. Mimo że wewnątrz jakiś cichy głosik mówił jej, że nie powinna, bo nie będzie w stanie mu się odwdzięczyć i może nigdy nie da mu tego, czego on tak naprawdę pragnął. Tylko że jednocześnie drugi głosik zapewniał ją, że wcale nie musi, bo on nigdy nie będzie od niej tego wymagał, ani oczekiwał.
Odwzajemniła słabo jego uśmiech i odetchnęła głęboko. Będzie dobrze. Ścisnęła nieco mocniej jego dłoń i podążała za nim przez korytarz, ignorując mijane tłumy uczniów, tak jakby to wszystko było tylko iluzją, albo może oni byli niewidzialni. Będzie dobrze. Nie odzywając się do siebie ani słowem, dotarli na Wieżę Astronomiczną, a kiedy uderzyło w nich chłodne, wiosenne powietrze, Julia czuła się już znacznie lepiej. Wciąż była trochę nieobecna, czuła smutek, i dezorientację wśród własnych myśli, ale była spokojna, oddychała wolniej, a łzy w końcu przestały spływać jej po policzkach.
– Daniel, spokojnie. – powiedziała, odwracając się do chłopaka i dotknęła jego ramienia. Teraz ona musiała go uspokoić, bo nie chciała, żeby dwoił się i troił tylko dla niej. Wiedziała, że da jakoś radę i on też powinien to wiedzieć. – Jest w porządku. – dodała cicho, patrząc mu łagodnie w oczy i posłała mu bardzo delikatny, ale szczery uśmiech.
UsuńRozejrzała się powoli wokół, wspominając nieskończoną ilość godzin, jakie spędziła tu z Julienem. To nie było dla niej… najłatwiejsze miejsce jak na ten moment, ale może potrzebowała się w nim znaleźć, żeby jakoś uporządkować swoje myśli. Nie było łatwo, bo zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym stała, wszystko się zaczęło. Pamiętała każdą sekundę tamtego wieczoru. Pamiętała jak powiedział, że nic się nie zmieniło. Pamiętała zimną skórę jego karku, kiedy dotknęła go, aby za chwilę wspiąć się na palce i powoli musnąć jego wargi swoimi. Pamiętała ich smak, wymieszany ze smakiem Ognistej Whisky. Pamiętała jak między jednym pocałunkiem a drugim, wyszeptał wprost w jej usta, że ją kocha. Pamiętała wszystko.
Nagle wróciła do rzeczywistości, czując jak Daniel okrywa ją swoją szatą. Oderwała wzrok od stojącej w rogu starej harfy i obróciła się tak, że mogła patrzeć w tym samym kierunku, co chłopak, tak samo jak on opierając przedramiona o zimną barierkę. Wspomnienia przelatywały przez jej głowę powoli i niespiesznie, a ona spokojnie i jak gdyby nigdy nic, obserwowała drzewa w Zakazanym Lesie, kołyszące się w dziwnym rytmie, dyktowanym przez szumiący wokół wiatr. Była piękna pogoda, naprawdę piękna. Niebo miejscami było cudownie niebieskie, przykryte zaledwie kilkoma białymi chmurkami, a miejscami tak ciemne, że niemal granatowe. Słońcu udawało się co jakiś czas przedostać przez ten kontrast, tworząc przepiękne, malownicze zjawisko i rozgrzewając powietrze tak, że można było już zapomnieć o zimie.
Powoli przeniosła wzrok na Daniela, gdy po dłuższej chwili ciszy dotarł do niej jego głos.
– Naprawdę chcesz tego słuchać? – spytała z lekkim niedowierzaniem, pamiętając jak ostatnim razem unikał tematu Juliena jak ognia, ale teraz potwierdził. Chciał słuchać. W końcu sam zapytał.
Westchnęła ciężko i obróciła się znowu tak, że plecami oparła się o barierkę, ale dzięki temu mogła nieco swobodniej patrzeć na Daniela, nawet jeśli tylko kątem oka. Wiedziała, że nie będzie łatwo. To nie będzie proste i przyjemne dla nich obojga.
– Hmm… Wszystko było w porządku. – zaczęła, marszcząc leciutko brwi i przełknęła ślinę, z lekkim trudem. – Wiesz, ja i Julien znamy się prawie od zawsze. Przyjaźnimy się od kiedy mieliśmy kilka lat i ten głupek zabierał mi łopatkę w piaskownicy. Wiemy o sobie wszystko, znamy każdy najdrobniejszy szczegół, każdą wadę, każdą zaletę, każde, najbardziej idiotyczne przyzwyczajenie. Przeżyliśmy wspólnie tyle sytuacji, że myśleliśmy, że nic nas już nie zaskoczy. Poza tym, że nagle stało się coś, co wydawało się totalnie niemożliwe. Ja się w nim zakochałam. Ja. Osoba, która boi się związków najbardziej na świecie. Zakochałam się w moim najlepszym przyjacielu. Oczywiście tego nie chciałam, byłam przerażona, ale w sumie co mogłam zrobić? – zaśmiała się cicho, przygryzając lekko dolną wargę, ale zaraz kontynuowała. – Starałam się to ukryć, ale kiedy Julien poczuł to samo, to już się niezbyt dało, bo on mi o tym powiedział i domyślił się, że z mojej strony też coś się zmieniło. No, a potem w ogóle zmieniło się wszystko i to był chyba najgorszy dzień w moim życiu i podjęłam prawdopodobnie najgorszą możliwą decyzję. Uciekłam. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, powiedziałam mu, że chcę z nim być, ale cholernie się tego boję i nie dam rady, on próbował mnie przekonać, uspokoić, ale to było silniejsze ode mnie, więc w końcu uciekłam. I tak skończyła się nasza ponad dziesięcioletnia przyjaźń. Nie rozmawialiśmy, nie siedzieliśmy razem na lekcjach, właściwie omijaliśmy się szerokim łukiem i tylko łamaliśmy sobie nawzajem serce każdym odwracanym w pośpiechu spojrzeniem. Matko, jaka ja byłam głupia.
UsuńJulia zaśmiała się gorzko i schowała na moment twarz w dłoniach. Było ciężko wyrzucać z siebie to wszystko, ale jednocześnie było jej lżej.
– Ale on też. Ja mu uciekłam, a on mnie nie gonił. Może żadne z nas tak naprawdę nie było wtedy gotowe. No i potem tak się mijaliśmy przez ponad pół roku. Osiem miesięcy. Osiem niezbyt fajnych miesięcy, z problemami zamiecionymi pod dywan, z połamanymi sercami na tysiące kawałków i bez tej drugiej osoby, która zawsze była częścią naszego życia. Serio, czasem czułam się tak źle… Płakałam Freddiemu w ramię, bo Julien uśmiechnął się do jakiejś dziewczyny, bo usłyszałam jego głos na korytarzu, albo mi się przyśnił, a mi się prawie nigdy nic nie śni. To było straszne. Tak naprawdę to chyba nawet na moment nie przestałam go kochać, a potem się okazało, że w sumie on mnie też nie. Bo w końcu oczywiście pogadaliśmy. Jakimś cudem. I właściwie od razu zaczęliśmy być razem, bo to już było chyba takie ‘wszystko albo nic’. Nadal się bałam z nim być, aż tak wiele się nie zmieniło, ale bardziej bałam się, że go stracę, bo przecież już raz straciłam i to było okropne. Ale jakoś dawałam radę. Byliśmy razem, było trudno, ale też całkiem pięknie i serio czułam się szczęśliwa. Tylko potem okazało się, że gdzieś po drodze zgubiliśmy przyjaźń i to bezgraniczne zrozumienie. Poza tym ja nie miałam dla niego tyle czasu, ile byśmy chcieli, a zwłaszcza ile on by chciał. Nauka, treningi, teraz jeszcze koło, plus przyjaciele, o których też potrafił być potwornie zazdrosny. Nawet o Adama, co po prostu nie mieściło mi się w głowie. Nie wiem, chyba skupiliśmy się na układaniu klocków pod tytułem „miłość”, a zapomnieliśmy, że „przyjaźń” dawno się zawaliła. Kłóciliśmy się coraz częściej o coraz większe głupoty. W końcu trzeba było odpuścić.
Zacisnęła zęby na dolnej wardze, starając się powstrzymać łzy, pchające się uparcie do oczu. Ale tak naprawdę teraz, kiedy powiedziała to wszystko i poukładała sobie w logiczną całość, było jej lepiej. Wiedziała, że to co się stało, miało sens i nie było kolejnym, wielkim błędem jej życia. Było tak, jak powinno być. Mimo, że teraz wydawało się smutne i ciężkie.
– Właściwie to mi ciepło. Dziękuję. – powiedziała, zdejmując szatę Daniela z ramion i podała mu ją, uśmiechając się lekko. Będzie dobrze.
Julia
Spokojnie przeczekała jego milczenie po tym jak skończyła mówić, bo sama także musiała sobie to wszystko poukładać w głowie i to chyba nawet bardziej niż on. Ale zdziwiły ją jego reakcje, mimo wszystko, mimo że powiedział, że chce o tym słuchać, ponieważ wydawało się, że naprawdę jest zainteresowany, a podejrzewała, że będzie się przy tym męczył. W końcu to był chyba najgorszy temat, o jakim mógłby słuchać, bo jeszcze niedawno był zazdrosny o bohatera tej historii, chciał stanąć na jego miejscu, a teraz… to miejsce było wolne i mógł po prostu to zaakceptować, może nawet się ucieszyć i nie wchodzić w szczegóły, bo i po co. Stało się to, o czym choćby maleńka cząstka niego ciągle marzyła. Mógł już nie chcieć słuchać. Ale słuchał.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczął mówić, zadrżała lekko, tak jakby to wybudziło ją nagle z jakiegoś snu, w którym patrzyła na poukładane oraz rozrzucone klocki i musiała zaakceptować, że prawdopodobnie ich ułożenie nie zmieni się już nigdy. Powoli i łagodnie przeniosła wzrok na Daniela i uśmiechnęła się odrobinę szerzej, słysząc jego słowa. Powiedziała mu wszystko, bo nie chciała rzucać ogólnikami tak jak do pierwszych lepszych znajomych, którzy zapytaliby co się wydarzyło. On zasługiwał na więcej, bo chyba właśnie o to pytał. Chyba. Albo to ona zadecydowała za niego…
Patrzyła mu przez dłuższą chwilę prosto w oczy, tak jakby były one kotwicą, która trzymała ją w stanie dziwnego uspokojenia i powstrzymywała łzy, które chciały płynąć po jej policzkach strumieniami. Po tym, co powiedział później, uniosła lekko kącik ust i już miała mu powiedzieć, że nigdy się go nie obawiała, od ich pierwszej rozmowy czuła niemal wyłącznie spokój, jakby nie musiała się niczego bać, bo wszystko, nawet jeśli było trudne, to paradoksalnie było też łatwe. Ale milczała, bo zanim zdążyła otworzyć usta, chłopak znów się odezwał, więc po prostu słuchała go uważnie dalej. Najpierw uśmiechnęła się, bo rzeczywiście chciała, żeby ją lepiej rozumiał, dlatego powiedziała mu to wszystko i tak wiele. Potem spoważniała, zastanawiając się który moment był dla niej najgorszy. I to zdecydowanie nie był ten, kiedy doszła do wniosku, że muszą już odpuścić. To był moment, kiedy zdała sobie sprawę ze wszelkich koniecznych konsekwencji tej decyzji, bo oznaczała ona, że go straci, a zupełnie nie czuła się na to gotowa.
Zaraz jednak jej myśli oderwały się od tego tematu, kiedy Daniel zaczął mówić o sobie i swoich przeżyciach. Słuchała go uważnie, dostrzegając wszelkie powiązania, ale też różnice między ich historiami. Ona i Julien nie zmienili się aż tak bardzo, nadal pasowali do siebie niemal idealnie, ale nie jako para. Może gdyby to zaczęli osiem miesięcy wcześniej to też wszystko by się zepsuło, bo po prostu nie było im to pisane. Zakochali się w sobie wbrew przeznaczeniu, a tak naprawdę zawsze powinni zostać tylko przyjaciółmi.
Pod koniec opowieści Daniela, Julia zmarszczyła brwi w wyraźnym zdziwieniu, zaskoczona tym, co się stało.
– Jak mogła tak po prostu zniknąć, bez słowa? – spytała szeptem, nie oczekując nawet odpowiedzi.
Nagle chłopak skrzywił się z bólu, a wtedy Julia momentalnie przeniosła wzrok na jego posiniaczoną dłoń. Trochę niepewnie, jakby nie wiedziała czy może, ujęła ją w swoje i przyjrzała się uważnie niewygojonym jeszcze zupełnie ranom. Puściła go jednak, kiedy zaraz całym ciałem obrócił się w jej kierunku, zerkając mu uważnie w oczy. Uśmiechnęła się delikatnie na jego słowa. Czy zostawiła za sobą niedokończone sprawy? Chyba nie, chyba udało jej się z Julienem wszystko sobie w końcu poukładać, wyjaśnić, zamknąć ten rozdział ze świadomością, że zwyczajnie nie ma innej możliwości, niezależnie od tego, jak bardzo chcieliby o to walczyć, bo każde kocham, które zdążyli wcześniej wypowiedzieć, wciąż jest aktualne. Zaśmiała się, słysząc, że „może nawet ten Julien nie jest taki zły”.
– Nie jest. – powiedziała bezgłośnie, patrząc łagodnie na Daniela, kręcąc przy tym delikatnie głową.
Zaraz uśmiechnęła się szerzej, kiedy chłopak potarmosił jej włosy i niemal automatycznie walnęła go w nadgarstek. Jeszcze wiele historii powinien usłyszeć. Na przykład tę, która mówi, że jej włosy może tarmosić wyłącznie jej najlepszy przyjaciel Freddie Wayland, a i on w większości przypadków dostaje po łapach.
UsuńNa pytanie chłopaka, spoważniała nieco i spojrzała na niego, tak jakby w jego ciemnych oczach miała znaleźć odpowiedź.
– Nie wiem. – westchnęła, a po jej policzku spłynęła jeszcze jedna, samotna łza. – Wcale się nie czuję. Jest jednocześnie lepiej i gorzej. Tak jakby… powietrze było świeże i czyste po deszczu, ale drzewa się połamały od wiatru. Co chwila chcę zmienić zdanie, bo nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale będę musiała tak żyć, bo nie umiem być z nim, mimo że go kocham.
Uciekła wzrokiem na moment, zaciskając usta w wąski paseczek, jakby to mogło pomóc jej nie płakać, ale zaraz odwróciła się znów i powoli ujęła dłoń Daniela, chcąc skupić się na czymś innym.
– Może i na głupotę nie ma leku, ale na jej skutki czasem są jakieś zaklęcia. – powiedziała, uśmiechając się delikatnie i wyciągnęła różdżkę z kieszeni. Kciukiem jeszcze przez moment gładziła lekko uszkodzoną skórę chłopaka, po czym wykonała dwa zaklęcia i na jego dłoni pozostało już tylko kilka ran, które po prostu potrzebowały czasu. Można czarować, smarować magicznymi maściami, żeby trochę przyspieszyć proces, ale niektóre rany nie chcą zagoić się tak łatwo i trzeba cierpliwie poczekać, licząc, że w końcu będzie lepiej.
Julia
Kiedy dłoń Daniela powędrowała do jej policzka i starła łzę, która po nim płynęła, Julia uśmiechnęła się delikatnie, zerkając chłopakowi w oczy. Wiedziała, że ją rozumie. Czuła to w każdym spojrzeniu i każdym najdrobniejszym geście, że jest tu dla niej i chciałby jej pomóc, jeśli tylko mu na to pozwoli. To było dziwne, ale przy nim miała wrażenie, jakby nic nie było aż tak złe jak jeszcze chwilę wcześniej, jakby w jego obecności problemy odrobinę się od niej odsuwały i stawały mniej realne.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się, słysząc jego słowa i obserwując jak cofa się i kłania przed nią w niesamowicie uroczy, szarmancki sposób.
– Nie ma sprawy. – odpowiedziała cicho, trochę niechętnie puszczając jego dłoń. – Polecam się na przyszłość.
Jeszcze na moment patrzyła na Daniela, ale zaraz podążyła za jego wzrokiem, skupiając się już wyłącznie na kołyszących się spokojnie drzewach w Zakazanym Lesie. Spojrzała na niego ponownie, dopiero gdy znów się odezwał i uniosła brwi w zaciekawieniu. Najpierw uśmiechnęła się nieco szerzej, bo chciała wybrać się z nim do Hogsmeade i zdecydowanie nie miała nastroju na zajęcia, ale nie była też pewna czy ma nastrój na cokolwiek i czy powinna w takim stanie zajmować jeszcze więcej jego czasu. Zastanawiała się przez moment, ale kiedy usłyszała ponaglające pytanie Daniela i dostrzegła jego dłoń wyciągniętą w jej kierunku, nie mogła już odmówić. Uśmiechnęła się do chłopaka, mrużąc przy tym delikatnie oczy i zaraz podeszła do niego, ujmując przy tym jego nieco chłodną dłoń, która i tak za moment miała rozgrzać się od jej dłoni.
Kiedy jednak zeszli po schodach i zaczęli przemierzać kolejne korytarze Hogwartu, Julia w końcu wyswobodziła swoją dłoń z łagodnego uścisku Daniela, bo szczerze mówiąc, nie chciała, aby ktokolwiek ich tak zobaczył i pewnie było to w stu procentach zrozumiałe. Dopiero co zerwała przecież z chłopakiem, a sama też podejrzewała jak niefajnie mogłaby się poczuć, gdyby dowiedziała się, że Julien spacerował sobie za rękę po zamku z jakąś dziewczyną. Nie ledwie dzień po zerwaniu. Uśmiechnęła się więc tylko do Ślizgona i znów sięgnęła po jego dłoń, dopiero gdy znaleźli się na pustej ścieżce, prowadzącej do Hogsmeade.
Julia
♥
OdpowiedzUsuń[No tak, to miejsce urodzenia mnie nieodmiennie bawi. :D Dzięki za miłe słowa i powodzenia z tą, jak i drugą i trzecią (:>) postacią. C:]
OdpowiedzUsuńTrixie Edgecombe
[Noej, wszystko w "Dyrekcji" jest napisane! Ja nie podglądam!]
OdpowiedzUsuńTrixie Edgecombe
To było łatwe. Zbyt kurwa łatwe. pomyślała Zoe popijając zimną już od dawna kawę. Dziewczyna, która kiedyś nie potrafiła wymowić 'cholera' na głos teraz nawet w myślach używa przekleństw jak przecinków.
OdpowiedzUsuńCo było dla niej tak łatwe? Zerwanie wszelkich znajomości z osobami, które niegdyś kochała.
Czemu kiedy dwa miesiące temu powiedziała Danielowi że go nie kocha w oczach miał ból? Przecież to była absolutna prawda. Nie czuła tego. Po prostu. Wolała najgorszą prawdę, niż słodkie kłamstwo.
Zostawiła przy sobie jedynie znajomych. Musiała coś w końcu robić w wolnym czasie.
Pieprzona egoistka Zoe. uśmiechnęła się na tą myśl.
On jeszcze jej nie widział. Jeszcze się nie dowiedział o jej wielkim powrocie do Hogwartu. Ludzie są tacy głupi, tacy słabi, tacy ogarnięci emocjami...
Zaraz, zaraz... Skoro ja nie mam emocji to kim jestem? z tym pytaniem w głowie udała się do dyrektora. Nie rozumiała dlaczego musi z nim rozmawiać. Przecież trzyma się o niebo lepiej niż jej ojciec, który nie potrafił tego znieść. Nie zabije się jak ten słaby pajac. Tatuś od siedmiu boleści.
Dobrze że zdechł. Był za słaby aby dalej żyć.
Zoe weszła z uśmiechem na twarzy do gabinetu dyrektora. Ten z kamienną twarzą siedział za ogromnym, drewnianym biurkiem. Trzymał na nim wiele niepotrzebnych rzeczy, nikt nie wiedział tak naprawdę po jakie licho. Lepiej tego nie komentować, trzeba udawać człowieka, który wie w jakim momencie należy zamknąć usta.
- Witaj Zoe, moje najszczersze kondolencje. - wymamrotał obserwując jej reakcję. Potrzasnął jej rękę niezdarnie, ale było widać, że chciał w jakiś sposób przejąć na siebie chociaż odrobinę jej bólu, którego przecież juz nie czuła. Fakt faktem, kiedy dotarła do niej wiadomość o śmierci matki miała wrażenie, jakby umierała od środka. Najgorszemu wrogowi nie życzyłaby takiego czegoś. Dyrektor był nieco zdziwiony jej szerokim uśmiechem. Zoe momentaln zaczęła udawać łkanie. Przez najblizszy miesiąc była w tym mistrzynią. Próbowała w jakiś chory sposób dostosowywać się do oczekiwań środowiska. Wypracowała to na tyle, że mogła wrócić na stare śmieci i bawić się ludźmi.
- Dz.dz.dziękuję. - wymamrotała ocierając słone, bezwartościowe, ociekające kłamstwem łzy. Podobno Zoe uważasz, że najlepsza bolesna prawda, czyż nie?
- Bardzo cieszy nas Twój powrót, jeśli potrzebujesz trochę czasu na dojście do siebie, możesz opuścić najbardziej wymagające zajęcia. Przeniosę Twoją przyjaciółkę do dormitorium Hufflepuffu, jeśli tego potrzebujesz. Oprócz tego zawsze możesz liczyć na kadrę nauczycielską w razie kłopotów w nauce. Nie ma problemu również.... - Zoe włączyła mózg.
Po co on to gada. Ja pierdole czy on nie rozumie, że mam go i tą całą szkołę głęboko w poważaniu? Będę kiwać głową udając że to jego pieprzenie coś mnie obchodzi i dużo mi daje jego miłość do całego świata.
- Oczywiście Panie dyrektorze, dziękuję za wszystko, ale muszę zmierzyć się z powrotem do rzeczywistości sama. W razie kłopotów wiem gdzie mogę szukać pomocy. A teraz przepraszam, ale umówiłam się ze znajomymi. Potrzebuje ich wsparcia w tych trudnych chwilach. - po czym odwróciła się na pięcie i wyszła jak gdyby nigdy nic. Nie do końca zdawała sobie sprawę z konsekwencji swojego działania.
Otarła policzki dokładnie wiedząc jak jej delikatna skóra reaguje na płacz. Robi się automatycznie purpurowa. Oprócz tego oczy maleją i białka wypełniają się czerwonymi drzewkami.
Miała wrażenie, jakby była w centrum uwagi. Wszyscy na korytarzu patrzyli na nią z boku i pokazywali palcami.
Podniosła wyżej głowę i spojrzała na każdego z osobna z góry uśmiechając się złośliwie. W końcu jej wzrok zatrzymał się na Danielu, który siedział na dziedzińcu i bazgrał coś w swoim notatniku. Niegdyś uwielbiała oglądać jego obrazy, które wyglądały jak zdjęcia. Wciągnęła mocno powietrze. Podeszła usuwając wszelkie myśli z głowy. Jego słowa uderzyły ją niczym grom z jasnego nieba. Przez krótki moment poczuła ten ogromny ból sprzed kilku miesięcy. Zamknęła oczy na sekundę, która wydawała jej się nieskończonością. Bezmyślnie chwyciła się za klatkę piersiową próbując zniwelować ból, ale na szczęście zniknął sam.
UsuńUśmiechnęła się szyderczo niemalże wyrywając mu notatnik z ręki. Przewróciła parę kartek wstecz oglądając rysunki jakiejś nieznajomej dziewczyny aż w końcu znalazła swoje portrety. Było ich więcej niż się spodziewała. Ból znów narastał. Zamknęła oczy, po czym oddała mu notatnik i uśmiechnęła się sarkastycznie jak najlepiej potrafiła. Ból trwał dłużej. Nie mogła na niego patrzeć. To nie tak miało być. Chciała odejść, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Przez moment byla słaba. Znów stała się słabą Zoe i już wiedziała, że nie może więcej go widywać. Nie powiedziała ani słowa. Najzwyczajniej w świecie jego widok odebrał jej mowę.
[ Jest i ono. Lof. ]
[Stwierdziłam, że skoro pojawiła się możliwość to walne mu awans :D I tak o to ze stażysty, stał się nauczycielem. Adam to dobry chłoposzek, wystarczy go poznać, a jego całokształt totalnie ulega zmianie :) Skoro zapraszasz to bardzo chętnie przyjmę zaproszenie ^^ Choć sumie sama nie wiem, którą Twoją postacią pisałoby nam się lepiej :D]
OdpowiedzUsuńAdam Lebiediew/Mathias Rathmann
[Cześć, bąbelku! Był plan, żeby Ethel wróciła, choć stanowisko stażystki zielarstwa już jest wzięte. Może mimo młodego wieku uda się jej załapać w niedługim czasie na nauczyciela? Wtedy będziemy mogły kontynuować :> Jak tylko sprawdzę czy starczy mi czasu (a obrona mgr pewnie i tak we wrześniu, więc raczej wystarczy) to wrócimy.
OdpowiedzUsuńJestem tu, bo granat to mój i Annabel ulubiony, chłodny i głęboki kolor. Choć z odpowiednim dodatkiem, wcale nie musi być zimny. To w sumie wyjaśnia dlaczego dominuje w mojej szafie, ale nie o tym. Chętnie bym im uwiła coś toksycznego, gdzie zaintrygowanie przeplata się z mamcięwdupiem. Myślisz, że by się do czegoś takiego nadawali?]
Annabel Lee
[Tak, tak, wprowadźmy to w życie.]
OdpowiedzUsuńpodpis
Właściwie nie miała pojęcia dlaczego to zrobiła. Wydawało się, jakby jej dłoń po prostu chciała odnaleźć jego dłoń, jakby właśnie tam pasowała, a przynajmniej w tym konkretnym momencie, jakby Julia zrobiła to prawie bezwiednie, bo bez większego zastanowienia. Ale czuła się z tym dobrze i zadziwiająco komfortowo, jak na osobę, którą czasem potrafi nieźle przerazić przesadna bliskość. W tamtej chwili cieszyła się, widząc, że zareagował lekkim uśmiechem i chyba tylko to już miało znaczenie, jak gdyby stworzyli oddzielny świat tylko dla siebie, który nie był ani jej światem, ani jego, był po prostu ich. I mogli w nim trzymać się za ręce, i zerkać na siebie kątem oka, i całkiem przyjemnie milczeć, i nawet przestać przejmować się tym, że może to wszystko za wcześnie, za późno, za szybko, za wolno, bo chyba po prostu im się w tej odrębnej rzeczywistości podobało. A przynajmniej Julii się podobało.
OdpowiedzUsuńSpojrzała na Daniela, kiedy w końcu się odezwał i w reakcji na to zaśmiała się cicho, choć wyraźnie swobodniej niż zrobiłaby to jeszcze kilkanaście minut wcześniej.
– W moim przypadku eliksiry tylko zwiększają mój dzienny limit myślenia. – odparła, o dziwo zupełnie nie brzmiąc, jakby się przechwalała, a ton ten przecież wydawał się być wpisany w bycie Krukonem. – Nic tak nie pobudza umysłu jak stanie nad kociołkiem i usiłowanie zrobić wszystko tak, by nie wybuchł. To jest dopiero walka o życie. Bo wyobraź sobie, że na przykład warzymy wywar żywej śmierci, i nawet komuś nieźle wyjdzie, ale wleje za dużo soku z waleriany albo zamiast uważnie mieszać, zagapi się i wymiesza za mocno. Eliksir jest już prawie gotowy i są wszystkie składniki, więc trochę już może działa, ale nagle wybucha. Przecież to wszystko jest szalenie niebezpieczne. I ekscytujące. Jak quidditch. – dodała i mrugnęła przyjaźnie do chłopaka, bo o ile eliksiry były tu zapewne tylko jej miłością, to w sprawach quidditcha zdecydowanie nadawali na tych samych falach. – A co do naszych wagarów to może być spacer. – odparła, poprawiając delikatnie uścisk dłoni chłopaka. Chyba nie chciała jej puszczać, jeszcze nie teraz, nawet po to by usiąść w Pubie pod Trzema Miotłami i napić się kremowego piwa.
Julia
[A dziękuję i również witam! Hmm, Tatiana ze swoim rosyjskim akcentem może bardzo ładnie wypowiedzieć pełne imię Daniela, hehe. A tak serio, chętnie skrobnęłabym jakiś wątek, ale nie mam za bardzo pomysłów. Do głowy przyszło mi jedynie, że mogą mieć wspólnych znajomych, z którymi razem się spotykają, ale sami ze sobą niewiele rozmawiają. I może tak grupką mieli pójść do Hogsmeade w weekend, ale na umówionym miejscu pojawi się tylko Dan i Tatia, a reszta nie przyjdzie? No i zobaczymy co nam z tego wyjdzie :)]
OdpowiedzUsuńTATIANA
[Ugh, miałaś się od naszej współpracy na Skyline nauczyć podpisywać, ale słabo ci to idzie. Zajmę się tym Danielkem odpowiednio, zaufaj mi. Postaram się być delikatna i nie przestawić ci zbyt mocno preferencji.]
OdpowiedzUsuńDashiell Chevalier
[Barbara jest i może ratować, chociaż początkowo nie mogła się zdecydować kogo właściwie. No bo jak tu wybrać spośród tyłu świetnych postaci? To jak w tych zagadkach z rozpędzonym pociągiem i zwrotnicą. W każdym razie - chętnie ustalę jakiś wątek, prawdopodobnie z dramatycznym upadkiem z miotły i szalejącymi tłumami (chociaż byłoby dużo ciekawiej, gdyby wielki pan śligon złamał nogę pod prysznicem w szatni i zobowiązał Barbarę do milczenia, żeby nikt nie dowiedział się o tych haniebnych okolicznościach).]
OdpowiedzUsuńBond. Barbara Bond.
Poranek w Wielkiej Sali rozpoczął się tradycyjnie od przeniesienia wszystkich przygotowanych potraw, przez uwijające się niczym pszczoły w ulu skrzaty w kuchni, na długie, drewniane stoły i zapełnienie ich powierzchni niemal po same brzegi. Dashiell znał na pamięć kartę śniadaniową składającą się w głównej mierze z klasycznego angielskiego śniadania, w którą wchodził bekon, jajka sadzone lub w formie jajecznicy, fasolka w sosie pomidorowym bądź grzyby. Śniadanie na słodko mogły wynagradzać tosty, które można było posmarować przepysznym owocowym dżemem lub marmoladą, tudzież ascetyczni uczniowie mogli uraczyć się zaspokajającą na długo głód owsianką. Okazjonalnie na stołach, tak jak tego dnia, pojawiały się gotowe do zasmakowania zbożowe płatki śniadaniowe Cheeri Owls w kształcie małych okręgów o smaku miodu lub kwadratowe, cynamonowe Pixie Puffs. Między talerzami z jedzeniem rozmieszczone zostały dzbanki o zwierzęcych głowach wypełnione mlekiem, sokiem z dyni, ciepłą herbatą czy sokiem pomarańczowym, stanowiły pewnego rodzaju normę. Dlatego też zanim śniadanie w Wielkiej Sali rozpoczęło się na dobre, Dashiell tuż przed nim skierował się do kuchni, by ugrać u pomocnych skrzatów mocną, czarną kawę, uprzednio musiał jednak połaskotać gruszkę, by przejście się otworzyło. W środku, co należy zaznaczyć z niemałą stanowczością, próba wciśnięcia mu czegoś słodkiego spełzła na niczym i grzecznie, acz parokrotnie odmawiał, tłumacząc, że dopiero wybiera się na śniadanie i słodyczy jeść nie powinien przed nim, zanim skrzaty ostatecznie odpuściły.
OdpowiedzUsuńChevalier przystanąwszy nieopodal olbrzymiego, ceglanego paleniska sączył powoli jeszcze gorący, czarny niczym smoła płyn z kubka, przebiegł wzrokiem po pięciu stołach z miskami, które odpowiadały idealnie układem i długością do tych w Wielkiej Sali, która znajdowała się tuż nad kuchnią, gdzie krzątały się pracowite skrzaty. Nigdy nie miał w nawyku wywyższać się ze względu na swój rodowód i status krwi, a tym bardziej zważywszy na dzierżoną funkcję prefekta VII roku w domu Salazara Slytherina. Czy jego postawa mogłaby budzić jakiekolwiek zdumienie? Być może, lecz do momentu, gdy niezbyt wiele osób w rzeczywistości nauczyłoby się odczytywać jego faktyczne intencje nie robiło to na nim żadnego wrażenia, spływając z niego niewzruszenie niczym woda po piórach kaczki. Na moment zatrzymał spojrzenie na parującej, gorzkiej kawie, by następnie jego dotychczas jasne tęczówki przybrały niemalże identyczny odcień, choć w żadnym razie nie oznaczało to, że tego dnia jego humor mierny bądź podły. Wyjątkowo nie wskazywało to niczego poza kopią odcienia, który przyszło mu zobaczyć i odwzorować, dzięki byciu metamorfomagiem. Aeneas Chevalier, jego ojciec, zwykł kwitować tę zdolność stwierdzeniem o niestałości i nieprzewidywalności nader upodabniającej go do matki, co na swój sposób niezaprzeczalnie mu odpowiadało.
Po opróżnieniu kubka pachnącej, świeżej kawy, przekazał puste naczynie jednemu ze skrzatów, dziękując raz jeszcze za przygotowanie ponadprogramowego napoju i obdarzając jednego z nich miłym uśmiechem. Dashiell skierował się do wyjścia z gigantycznego pomieszczenia wprost ku lochom, następnym jego celem była znajdująca się wyżej Wielka Sala, gdzie zamierzał skonsumować śniadanie tuż przed rozpoczęciem zajęć. W trakcie drogi jego włosy zrobiły się jaśniejsze niż poprzednio, a ciemne niczym kawa tęczówki przybrały kolor bursztynowy. Dashiell szybko dostrzegł znajomą, przystojna buźkę niejakiego Daniela Macnaira, gwiazdę ślizgońskiej drużyny, Chevalier bez najmniejszego zawahania zajął miejsce naprzeciw niego, niemal od razu nawiązując z nim kontakt wzrokowy, ignorując tym samym zapach świeżego jedzenia i odgłosy używanych sztućców odbijające się echem od kamiennych ścian zamku.
— No, no, Macnair — zaczął z rozbawieniem w głosie, opierając się łokciem o drewniany blat długiego stołu i wspierając na otwartej dłoni podbródek. — Udało ci się przez noc nawet nieco wyprzystojnieć. — dodając to kącik ust Dasha uniósł się wyraźnie ku górze.
[„Wykorzystujcie go jak chcecie”, przekonałaś mnie.]
Nie rozumiała co powinna w tej sytuacji zrobić. Wracając do szkoły była przekonana, że umie już udawać w pełni sprawnego emocjonalnie człowieka, jednak w obliczu tak złożonego uczucia jak miłość stała się bezradna. Nie powinna na dzień dobry wypływać na głęboką wodę. Chyba po prostu trzeba rozmawiać z nim normalnie, jak z każdym innym. Wymieniać suche fakty, uśmiechać się i przytakiwać. Zgadzać się z ludźmi i nie wyróżniać się z tłumu wyrażaniem własnego zdania, czy jakimikolwiek wybitnymi wyczynami. Tego uczył ją Daryl, kiedy postanowili zrezygnować zarówno z grupowych jak i indywidualnych spotkań z terapeutą. Na plakacie promującym dr. Ingrid widniało hasło: „Jeśli w pół roku nie zauważymy poprawy oddajemy pieniądze za terapię!”. Zoe, która w obecnej sytuacji nie miała wielu środków do życia postanowiła pokusić się na te parędziesiąt funtów. Chciała wykorzystać je w jakimś korzystnym celu, natomiast Daryl miał inne plany.
OdpowiedzUsuńDaryl był dwa lata starszym chłopakiem, który już urodził się psychopatą. Od najwcześniejszych lat uczył się jak wtapiać się w tłum i żyć w cieniu, żeby nikt nie zauważył jego odmienności. Co robił na zajęciach dla osób, które w konsekwencji traumatycznych przeżyć wyparły wszelkie uczucia? Szukał kogoś takiego jak on, który będzie rozumiał ludzi posiadających empatię i pomoże mu jeszcze lepiej pojąć ich psychikę. Zoe nie potrafiła wyjaśnić dlaczego upodobał sobie właśnie ją.
Wracając do planów Daryla… Tak bardzo dobrze czuł się w jej towarzystwie, więc postanowił zabrać ją na pełną przygód wyprawę, gdzie bawili się beztrosko i uczyli żyć jako margines społeczny. Liczne imprezy, dziesiątki poznanych ludzi i wiele pięknych miejsc, które zwiedzili były dla Zoe najlepszą ucieczką od rzeczywistego świata. Przez długi czas nie myśleli o tym, że pieniądze mogą się niedługo skończyć. Kiedy w końcu nastał ten moment dziewczyna podjęła trudną decyzję o powrocie do szkoły. Daryl – jak na psychopatę przystało – zniósł to z wielką klasą, choć trzeba przystać że ich wspólne chwile były dla niego ważne.
Tak znalazła się tutaj. W Hogwarcie stojąc przed Danielem, który był człowiekiem z empatią całkiem sama. Bez Daryla, który w każdej chwili mógł podpowiedzieć jej jak ma się zachowywać.
Pytanie Ślizgona dźwięczało jej w głowie a obrazy z tych paru miesięcy przelatywały jej przez myśli. Stare nawyki podpowiadały jej, żeby wszystko mu opowiedzieć. Przecież spotkało ją tyle dobrego, przeżyła tyle przygód… A mimo to, coś ją blokowało. Zdawała sobie sprawę, że zamilkła a piękne brązowe oczy Daniela były skierowane w jej stronę. Czemu by nie zaryzykować i po prostu ponieść się chwili.
- Byłam tu i tam. Miałam wiele spraw do załatwienia. Pogrzeby, masa papierkowej roboty, szukanie zaginionych ciotek. – zaśmiała się pod nosem. – Jestem nieletnia, ktoś musi się mną w końcu zająć. – wzruszyła ramionami siadając obok chłopaka. Niestety jej natura niezdary nadal w niej drzemała. Przypadkowo na ziemię spadła jej wiecznie wypakowana po brzegi torba. Przed ich stopami rozsypało się absolutnie wszystko co w niej nosiła włącznie ze zdjęciami z wyprawy z Darylem. Wiele krajobrazów, zdjęć ludzi i zabytków. Wstrzymała powietrze.
[Cześć! Przybywam dopiero teraz, ale lepiej późno, niż wcale. Nie specjalnie udaje mi się prowadzić wątki uczeń - nauczyciel, dlatego przybywam do Daniela, pytać czy nadal masz chęć na wątek! :)]
OdpowiedzUsuńAudrey Callahan
To dobrze...
OdpowiedzUsuń