22 lutego 2017

she's like cold coffee in the morning

E T H E L    F R A N C E S     C O V E L
Stażystka zielarstwa
zaraz ćwierćwiecze

Od czasu, gdy na szatach widniał błękit Ravenclawu, minęło kilka lat. Drogę przeszła długą i wyboistą, choć szła z wysoko zadartym nosem. Praktyki w św. Mungu nie dały tego, czego oczekiwała od życia, ale widziała zbyt wiele, by sen przynosił upragniony spokój. Nie umiała i nadal nie umie oddać całej siebie, swojego życia, swojej pracy za życie tych, którzy umierali na jej oczach, a którym pomóc nie potrafiła. Szybko przekonała się, że magia ma również swoje granice. I choć nie zjadła jeszcze wszystkich rozumów ostatnio coraz mocniej czuje własną bezsilność.

Jest świadoma swojej wiedzy i, choć rzadko patrzy na kogoś z góry, to sprawia wrażenie aż nazbyt dumnej, może nawet surowej w obyciu. Mimo niewielkiego wzrostu wzbudza pewnego rodzaju szacunek, bliżej nieokreślony niepokój, ale na pewno nie sympatię. Ciepło, które nosi w sobie zarezerwowała dla roślin, do których potrafi mówić godzinami. Nie jest to kobieta, do której przyjdziesz na herbatę, by poopowiadać żarty, ale za to jest pierwszą osobą, do której zapukasz w środku nocy w najczarniejszej godzinie swojego życia. Wiesz, że gdy przeskrobiesz, najlepiej przyznać się właśnie jej, choć serce wyskoczy Ci wtedy z piersi. Nie zaraża uśmiechem na co dzień, ale gdzieś podskórnie wiesz, że jest sposób by jej wzrok złagodniał, a kąciki ust uniosły się nikle.

W pierwszej chwili wszystko wydaje się chłodne - niebieskie, podkrążone oczy, blade usta, niemalże nieistniejący makijaż, a nawet brąz jej włosów ma chłodny odcień. Jeden długi warkocz niezmiennie spływa na prawe ramię, od góry przykryty przekrzywionym nieco, czarodziejskim kapeluszem, a dłonie i przedramiona od półtora roku pokryte są drobnymi, bladymi, niemalże niewidocznymi bliznami. W szkole dominuje ciemno-chłodny ubiór, a tradycyjna, długa do ziemi szata nie przeszkadza zbytnio w pracy. Ale bywają momenty, krótkie i ulotne, w których, zdaje się, można wyczuć wokół niej delikatną woń konwalii przyjemnie ciepłego maja, błysk lekkiej opalenizny, którą zdobyła podczas ostatniej wyprawy naukowej i zmianę barwy oczu z chłodnego, grudniowego brzasku w ciemne czerwcowe niebo przed burzą.

Pamiętliwa bestia, która nie zaskarbia sobie sympatii przede wszystkim dlatego, że do bólu trzyma się swojego wewnętrznego kompasu moralnego. Nie boi się mówić w prost o swoich przekonaniach, ani wyciągać konsekwencji, również, a może przede wszystkim względem samej siebie. Dziwnym trafem jednak nie potrafi mówić o sobie. Nie jest specjalnie wylewna, lepiej nie dotykać jej bez pozwolenia, szybko tego nie zapomni, ale przynajmniej szybko wybaczy, co można poczytywać za pewnego rodzaju plus. Do swojej głowy wpuszcza tylko najbliższych, choć i oni nie do końca wiedzą co rządzi tą zadziorną, twardą i w gruncie rzeczy dobrą kobietą, wciśniętą w sztywne ramy pędzącego wokół świata.


_____________________________________________
Wiem, jestem paskudna. Wróciłam do tej, którą pokochałam najmocniej.
Nie mam tyle czasu, ile bym chciała, ale się staram.
Zaraz będzie opowiadanie o tym co było.
Na zdjęciu Kasia Cieślukowska: Insta
Moźna mnie łapać na gg 56904101

28 komentarzy:

  1. [Wybacz Mads, faktycznie moja wina. Byłam przekonana, że Ci odpisałam, po czym na chwilę zaginęłam i wyleciało mi z głowy. Równie dobrze mój internet w telefonie mógł postanowić przeszkodzić mi w szukaniu ludzi do wątku. Wybacz raz jeszcze, nie miałam zamiaru Cię pominąć. Pomysł bardzo trafny i dobry. Z chęcią bym zaczęła, tylko pytanie czy potrzebne jest moje "lanie wody", gdy dopiero Ethel ma przyprowadzić ucznia do Allie?]

    przepraszająca Allie

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dziękuję Ci serdecznie i raz jeszcze przepraszam. Z drugiej strony, wiesz, z jakiegoś względu jestem autorem gorszego sortu ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawda jest taka, że każde z nich widziało sytuację z przeszłości z własnego punktu. Dla Cedara był to sabotaż, który odebrał mu jedno z ulubionych zainteresowań – dla Ethel przytaknięcie zgodne z prawdą. Oboje nigdy nie wyjaśnili sobie tej kwestii, stając w sytuacjach zarezerwowanych dla wrogów, choć dzielili ten sam dom, a momentami działali przeciwko tym samym osobom. Cedar wiedział, że Ethel świetnie radziła sobie w dziedzinie zielarstwa i za nim doszło do zgrzytu, wielokrotnie obserwował jej poczynania, choć była kilka klas niżej. Wtedy, można powiedzieć, że czuł coś w rodzaju dumy, jako że widok uzdolnionych Krukonów, do grona których osobiście należał, był jednym z milszych na tle wielkiej rywalizacji. A Grindelwald zawsze wspierał swoje barwy, dlatego słowa Ethel i decyzja dyrektora była ciosem wymierzonym poniżej pasa – decyzją, która z drugiej strony nauczyła go czegoś nowego, co miał na uwadze po dzień dzisiejszy. Zaufanie dla wybranych.
    Splótłszy dłonie na wysokości klatki, spacerowym krokiem ruszył wzdłuż długich stołów. Wzrokiem błądził po rozmaitych roślinach, zdając sobie sprawę, że długo nie miał okazji tutaj zaglądać. Może zbyt długo? Piołun zdobywał w pobliskiej aptece, mimo że doskonale wiedział, iż rośliny sterczą w tutejszych donicach, gotowe do wydania w czyjeś ręce dojrzałych owoców; całą resztę na swój sposób starał się sobie zorganizować, choć nie zawsze z pozytywnym skutkiem.
    Podniósł spojrzenie na ucznia, który w ułamku sekundy przekroczył próg drzwi wejściowych i przeniósł błękit tęczówek na Ethel, kiedy ta odwróciła się ku niemu.
    Nie skwitował w żaden sposób tych niewielkich zmian, o których wspomniała, bo tak się składa, że nie mógł polemizować, gdy nie miał zielonego pojęcia o tym, co działo się u panny Covel przez te dobre kilka lat. I wiedzieć zresztą nie chciał. Przemilczawszy pierwsze zdanie, na drugie już przekrzywił głowę w bok i ściągnął brwi, doszukując się nim jakiegoś sensu. Prosiła o wybaczenie czego? Dzisiejszego spotkania i napiętej atmosfery? Czy wydarzeń z przeszłości, które choć zdążył przykryć kurz, to w gruncie rzeczy nadal istniały?
    Uniósł kącik w górę na sekundę, po czym zgarnął pyłek kurzu z liści ślazu – będącego składnikiem eliksiru wielosokowego. Krótki uśmiech z pewnością nie był potwierdzeniem odkupienia win, a przybierał raczej sceptyczny wyraz, choć nie do końca takie nastawienie biło od całokształtu Grindelwalda.
    — Nie wierze w zbiegi okoliczności, więc nie zaliczam tego spotkania do takowych — przyznał, wróciwszy spojrzeniem na kobietę — Ale postaram się nie wchodzić ci w drogę, panno Covel.
    Młodociane potyczki zostawił za sobą, w czasach, w których zakopał jeszcze wiele innych wspomnień. Wyrósł z podcinania innym skrzydeł za ówczesne zgrzyty, toteż nie miał zamiaru chodzić za Ethel i podkładać jej kłód pod nogi, bo kiedyś wzajemnie zaszli sobie za skórę. I zazwyczaj nie spotykał wielu osób, z którymi dzielił niegdyś dom – zazwyczaj te spotkania niosły ze sobą jakiś owoc. Nie wątpił, ze owo zetknięcie z Ethel będzie miało jakiś skutek w przyszłości. Czy negatywny, czy pozytywny – czas pokaże.

    [Wybacz za opóźnienia! Pomysł z matką Ethel jest świetny, chętnie zrealizuję! :)]

    Cedar Grindelwald

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie był pewien czy się widzieli. Nie, gdzieś z pewnością zdążyli się minąć. Jednak przez ten krótki czas, jakim były dwa, wakacyjne miesiące w życiach ich obojgu zdążyło wydarzyć się tak wiele sytuacji. Tak przykrych sytuacji, które niestety nie zawsze były tak proste, jak mogłoby się wydawać. Gdyby kobieta się nie odezwała, Hyun nawet nie zorientowałby się, że ktoś na niego wpada, lub wpaść zamierza. Pochłonięty rozmyśleniami nie skupia się na drodze. Szedł gdzieś przed siebie, jedynie ciałem będąc obecnym w Anglii, w Hogwarcie. Myślami był zdecydowanie dalej, był w domu. W domu, do którego teraz nie chciał wracać, a jeszcze kilka tygodni temu, nie chciał go opuszczać, nawet idąc swojej ukochanej Eomeoni po zakupy na obiad. Miał ochotę umrzeć we własnym łóżku, wpatrując się obojętnym wzrokiem w sufit. Nie rozumiał tego co się wydarzyło, nie rozumiał, dlaczego tyle nieszczęścia wydarza się w jednym czasie. Odpowiedź znalazł szybko; ponieważ nieszczęścia chodzą parami. Gdy dostał wiadomość od Ethel… Pierwszy raz poczuł, że ktoś może czuć się gorzej od niego lub równie źle co on sam. W pewien sposób go to pokrzepiło, sprawiło, że w końcu wstał z łóżka i postanowił żyć, albo udawać, że jeszcze żyje, że jeszcze odrobinę jest w stanie wytrzymać. Idąc przed siebie, nie myśląc o niczym innym, jak przeszłości. Ponieważ w tym momencie nie umiał skupić się na przyszłości, ponownie.
    — Chyba. — Burknął w odpowiedzi, chociaż wcale nie chciał brzmieć oschle. Nie chciał sprawiać wrażenia, że nie cieszy się na jej widok, ponieważ tak naprawdę cieszył się. Cieszył się cholernie mocno, ale w chwili obecnej nie potrafił pokazać tego wystarczająco mocno. Przybity własnym ciężarem, chciał udźwignąć na swych barkach jeszcze odrobinę tego, co młodej kobiecie ciążyło na ramionach. Chciał być obok niej, chciał być wsparciem w tych gorszych momentach, jak i powiernikiem jej szczęśliwych chwil. Chciał, aby chociaż przez chwilę poczuła się lepiej. By chociaż przez chwilę nie musiała myśleć o tym co złe, smutne i przykre. Sam chyba jednak, nie potrafił odgonić od siebie tych myśli. Stąd też wziął się jego ton głosu. Odkaszlnął jednak szybko, po czym przybrał delikatny uśmiech na twarzy, wpatrując się swoimi ciemnymi oczami w kobietę. — Co cię tu sprowadza, Noona? — Zapytał, używając koreańskiego określenia, zapominając czy może zwracać się do niej bezpośrednio czy nie. Zapomniał o wszystkim, co ustalali między sobą wcześniej. Stąd też ta Noona, uznał, że to będzie najbezpieczniejsze. W końcu była mu bliska, nawet jeżeli jej wydawało się inaczej.

    Hyun-ah

    OdpowiedzUsuń
  5. Słuchał jej uważnie, a niepokój jaki czuł od początku jej monologu stale rósł w siłę. W dzisiejszych czasach, każdy z nas miał wrogów, nikt tak naprawdę nie był bezpieczny, jednak, gdy chodziło o najbliższe osoby, całe to zagrożenie, stawało się jeszcze bardziej realne, wręcz namacalne. Mathias wiedział o swoim bracie, który stale deptał mu po piętach, ale w tej sytuacji martwił się bardziej o bezbronną Ethel, w obronie, której był gotów stanąć, nawet, gdyby miał swój wybór przypłacić życiem. Mathias obierając sobie życiowe cele, dążył do ich spełnienia i tak było w przypadku Ethel. Nie zostawi jej samej, nie było nawet takiej opcji.
    - Zobaczysz, że dowiemy się prawdy, obiecuję Ci to – wydukał cicho, mimowolnie wtulając policzek w jej dłoń. Westchnął cichutko, mając niezły mętlik w głowie. – Nie możesz niczego ignorować, rozumiesz? Wszystko co wyda Ci się niepokojące lub co najmniej dziwne może być bardzo kluczowe w sytuacji, w której się znalazłaś. – dodał po chwili, dobrze wiedząc, że Ethel jest wszystkiego świadoma, jednak niepokój o przyjaciółkę był znacznie silniejszy i musiał zadbać o dosłownie każdy element, by nic, ale to nic się jej nie stało.
    - Nawet Hogwart nie zapewnia nam bezpieczeństwa. Nie chodź sama w nocy po zamku, proszę, ani nie chodź też sama do Hogsmeade. Nie możemy ryzykować. Wiesz, gdzie mnie szukać w razie czego.
    Przytulił ją do swojej piersi, pozwalając sobie oprzeć policzek na czubku jej głowy. Wziął głęboki wdech, wyraźnie się rozluźniając. Brakowało mu obecności Ethel, przyjemnego tonu jej głosu, ciepłych dłoni oraz zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
    - Uśmiechnij się - poprosił trącając ją lekko ramieniem. Im człowiek więcej myślał o problemach i kłopotach tym bardziej w większy dołek wpadał, z którego często było trudno się wydostać. Nie miał zamiaru jej powtarzać, że wszystko będzie dobrze, gdyż wiedział, że te słowa zwykle miały bardziej irytujący niż wspierający wydźwięk.

    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  6. [Och, Mads, witaj! Ja już bez Lenarda, ale z dwoma panami i np. z takim Clintem możemy sobie coś wymyślić :) ]

    Daniel // Clint

    OdpowiedzUsuń
  7. [Córa marnotrawna powraca, no proszę, proszę, proszę... ;>]

    You know

    OdpowiedzUsuń
  8. [Przyznam, że też mi trochę Lenarda szkoda, ale nie będę go już męczyć trzeci raz. Niech już ma spokój.
    Co do wątku to jak najbardziej jestem chętna, żeby iść w tę stronę. Niech się okażą bratnimi duszami, proszę bardzo. Nie widzę przeciwwskazań.
    Z chęcią zacznę, chociaż musisz mi dać trochę czasu. Do soboty nie dam rady tego zrobić :( ]

    Clint

    OdpowiedzUsuń
  9. [Witam z powrotem, Mads! Zniknęłaś tak nagle, że chyba nikt nie wiedział co i jak... Miło Cię widzieć znowu wśród Nas :D
    Widzę, że nic się za bardzo w kp nie zmieniło, poza (chyba) zdjęciem, które jest naprawdę ładne :) No nic, czekam z niecierpliwością na post fabularny w Twoim wykonaniu; a póki co, proszę o kontakt na maila/gg, gdy znajdziesz chwilę :)]

    Ed Bones || Jamie || Teddy

    OdpowiedzUsuń
  10. [Kochamy pączki, nawet jak znikają. Dzisiaj przede wszystkim objawia się moja słabość do nich więc... Bierz się za odpis pączuszku, Twoja kolej.]

    Hyun-ah czekający na swoją Noonę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Mathias nie był typem otwartego rozmówcy i zazwyczaj, dawał wyraźnie o tym do zrozumienia, za pomocą słów lub ogólnej postawy. Zwykle o jego problemach, wiedziała dosłownie garstka osób, które darzył niemałym zaufaniem, dlatego też, gdy w Hogwarcie wybuchło zamieszanie wraz z paniką, z powodu wtargnięcia na teren zamku, ponoć niebezpiecznego intruza i nagłym zniknięciu Rathmanna, zrodziła się masa plotek, na temat profesora. Prawdę znał tylko i wyłącznie sam Dyrektor i nieliczni nauczyciele, reszta personelu znała jedynie część prawdy, albo pozostała zupełnie nieświadoma losów Niemca. Mathias musiał zniknąć i tyle. Prosił o niezagłębianie nosa w nieswoje sprawy. Wielu uczniów liczyło na to, że profesor nigdy już nie wróci, a jeszcze inny rozrzucali po szkole plotki na temat jego rzekomego przyznania się i popierania grona popleczników Czarnego Pana, mimo przegranej wojny. Rathmann opuszczając zamek, zabierając ze sobą tyko i wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy, czuł strach, po raz pierwszy czuł strach, a przytłaczająca masa myśli, nie dawała mu odpocząć. Nie mógł się z nikim pożegnać, nie mógł nikomu o niczym powiedzieć. Nawet sam Dyrektor nie znał do końca dokładnego miejsca, przebywania Mathiasa, poza zamkiem. Tak było bezpieczniej. Musiał się ukryć, aby przyćmić czujność brata, który z pewnością ponowiłby atak. Tydzień nieobecności Mathiasa, przerodził się w aż trzy tygodnie. Cholernie długie, trzy tygodnie, które były dla niego naprawdę ciężkim czasem z jakim musiał się zmagać. Co parę dni, zmieniał kryjówkę, nie spał po nocach, dla lepszej czujności, a gdy wszystko nieco ucichło, mógł wreszcie wrócić do ukochanego Hogwartu. Na wejściu nie obeszło się bez długiej rozmowy z głową szkoły, ale gdy tylko opuścił gustowny gabinet, udał się tam, gdzie będzie mu najlepiej, gdzie będzie mógł w pełni odpocząć. Zapukał w drzwi, opierając się ciężko o chłodną ścianę. Na jego twarzy malowało się skrajne zmęczenie wraz z zarostem. Odetchnął, gdy drzwi otworzyła mu znajoma osóbka, a serce dosłownie mocniej zabiło. Poczuł ulgę oraz błogi spokój, gdy tylko przekroczył próg pokoju swojej najwierniejszej przyjaciółki. Gdy usiadł na miękkim łóżku, dotarło do niego jak bardzo był obolały oraz zmęczony. Położył głowę na jej kolanach, walcząc ze stale opadającymi powiekami.
    - Spokojnie, kruszyno, już jestem i nigdzie się nie wybieram. Nic mi nie jest – wydukał cicho, by następnie czule ucałować ją w wierzch dłoni. – Dobrze Cię widzieć – dodał. Odetchnął głęboko, a napięte mięśnie wreszcie zaznały odpoczynku, wyraźnie się rozluźniając.
    - Mój brat tutaj był, musiałem się ukryć, nie miałem czasu na wyjaśnienia – rzucił po króćce, nie mając siły na dokładniejsze opowieści. Najważniejsze było to, że wreszcie wrócił i był w jednym kawałku.


    Mathias

    OdpowiedzUsuń
  12. [Cześć! Mi zaś miło się czyta takie słowa :3 Myślę, że odnajdą wspólny język, mimo iż Wiera podchodzi z dystansem do ludzi. Ale spokojnie, na pewno ze sobą przeżyją. Poza tym obie są stażystkami, więc może to będzie taki punkt zaczepienia?]

    Wiera Sokołow.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mathias czuł się szczerze odpowiedzialny za Ethel, nie z obowiązku, nie z powodu własnych, życiowych błędów, a z czystego przywiązania. Stanowili dla siebie naprawdę coś szczególnego oraz wyjątkowego, coś czego nie można było jasno określić, ale było wiadome w jak wielką siłę urosło, dlatego też, choćby miał tutaj wrócić znacznie wcześniej, wykładając się swojemu bratu na tacy, zrobiłby to, tylko po to, by upewnić się, że młodą kobietą jest wszystko w porządku. Oboje mieli zbyt wiele na głowie, oboje martwili się o siebie nawzajem, a uciążliwe fatum krążyło nad ich głowami, nie pozwalając spokojnie spać. Każda chwila wydawała się być tą ostatnią. Najmniejszy szmer przyprawiał o mocniejsze bicie serca. Wieczna ucieczka, zachowana czujność, dystans, niepewność i milion pytań, na które brak odpowiedzi. Jednak wszystko zmieniało swój obrót, gdy tylko znajdowali się blisko siebie. Ciepły, kojący dotyk, spokojny ton głosu, najczęściej lampka wina i wreszcie zasłużony odpoczynek.
    Rathmann układając się wygodnie na kolanach Ethel, powoli zasypiał. Nawet nie wiedział jaki jest dziś dzień tygodnia, a tym bardziej, że niedługo będą jego urodziny, co dotarło go niego, gdy tylko Ethel życzyła mu wszystkiego najlepszego.
    - Nigdy mi nie podarujesz, co? – zaśmiał się i cicho westchnął. Nie lubił świętować swoich urodzin, unikał składania mu życzeń, czy organizowania specjalnych imprez z tej okazji. Nie czuł potrzeby, aby cieszyć się z faktu, że z roku na rok jego życie staje się krótsze, a on sam się starzeje. – Dziękuję – dodał szybko.
    Chciał nieco wygodniej się ułożyć, gdy jego zmęczone, nieco załzawione oczy, dostrzegły różową, puchatą kuleczkę, smacznie śpiącą na biurku. Od razu poczuł jak wstępują w niego nowe siły. Powoli dźwignął się na nogi i zbliżył w stronę zwierzaka, którego chwycił ostrożnie w swoje dłonie, wcześniej ściągając z siebie przybrudzoną szatę, dzięki czemu pozostał w samych dresowych spodniach oraz podkoszulku. Na twarzy Mathiasa pojawił się szeroki uśmiech, gdy tylko różowa pociecha wybudziła się ze snu. Wpatrywał się w nią jak zaczarowany, nie mając pojęcia skąd ta istotka się tutaj wzięła. Wrócił do łóżka, sadowiąc się wygodnie obok przyjaciółki. Oparł głowę na jej ramieniu, a Puszka położył na swoich kolanach, delikatnie głaszcząc malucha po niewielkim ciałku. Nie wiedział ile tak trwała zabawa. Wolnym ramieniem obejmował Ethel, trzymając ją blisko siebie, będąc stęsknionym za jej osobą, zaś z drugiej strony rozpieszczał małego stworka, który już zdążył zawrócić mu w głowie.


    Mathias <3

    OdpowiedzUsuń
  14. [Wiera też jest kilka dobrych miesięcy w Hogwarcie. Co prawda nie półtora roku, ale dość długo. Ale możemy zacząć nasz wątek od momentu w którym dopiero zaczyna staż i wtedy poznają się z Ethel. Ta mogłaby próbować ją wziąć pod swoje skrzydła, wprowadzić ją, służyć pomocą - tak jak mówiłaś. Nie jestem pewna czy Wiera pociągałaby rywalizacja, chyba raczej nie. Byłaby pewna, że są na równi i starała robić swoje ;3 Ale ogólnie pomysł mi się podoba, mogłyby być świadkami, albo uczestnikami jakiejś awantury czy czegoś podobnego?]

    Wiera.

    OdpowiedzUsuń
  15. [Woń konwalii <3 Tak, tak... czasem zwracam uwagę na takie szczegóły. Ale cóż. My to się znamy i czasem, to tu, to tam, wpadamy na siebie. Miło Cię widzieć! A dlaczego, by nie? Jeśli mówisz, że przydałoby się ktoś to... Alaric się może akurat do tego nada. Nie wiem, jak z tym przypadkiem śmierci, ale z racji ministerialnej teki to bywa, że na legalność posiadanych przedmiotów potrafi zwrócić uwagę. Zresztą, cokolwiek – lubię wyzwania, więc spróbować mogę wszystkiego :)]

    Alaric Graves

    OdpowiedzUsuń
  16. Wszystko było inne niż przed wakacjami. Błękit nieba wydawał się być zupełnie innym kolorem, jakby ciemniejszym, brzydszym i przede wszystkim smutniejszym. Soczysta zieleń trawy straciła swą soczystość, a jego uśmiech, który jeszcze kilka miesięcy temu zaczął ponownie gościć na jego twarzy zniknął. Uniesione w górę kąciki ust były jedynie wymuszonym obowiązkiem, który czuł, jak mocno ciąży mu na barkach. Wszystko było takie same, ale zupełnie inne. Śmiechy na korytarzu wydawały się dochodzić do niego, jakby przez wyciszającą ścianę, która skutecznie tłumiła wołające go głosy, uśmiechniętych buzi, które w tym momencie były zupełnie obce.
    Miał rozpocząć życie na nowo, miał zacząć cieszyć się z wszystkiego. Dużego i małego. Ze zdanego testu i ćwierkotu ptaka, siedzącego na pobliskiej gałęzi, który skutecznie rozpraszał go parę miesięcy temu na zajęciach. Dzisiaj nie słyszał pięknych dźwięków, a wyraziste kolory nabrały szarych odcieni. Wszędzie widział coś negatywnego, do wszystkiego był w stanie się przyczepić i wymienić co najmniej dwa argumenty świadczące o tym, jak życie jest paskudne i niesprawiedliwe. Począwszy od tego świergoczącego ptaka, kończąc na ważeniu eliksirów w lochach przechodząc przez sens istnienia. Miał depresję, którą próbował kryć. Załamanie nerwowe, które sprawiało, że w jego głowie kłębiły się myśli, które kłębić się nie powinny. Tak wiele się stało, tak mało mógł komukolwiek powiedzieć.
    I wtedy nagle pojawia się ona. Ethel. Młoda kobieta, która chyba pojawia się w jego życiu za każdym razem, gdy ma problem. Kłopot polegał na tym, że tym razem nie mógł pisnąć słowa, bo doskonale pamiętał treść listu, który mu przysłała w wakacje. Nie chciał zatruwać jej swoimi problemami, nie chciał dokładać na zmęczone, kruche już barki kolejnego ciężaru. Był mężczyzną, przecież mógł sobie poradzić sam z problemem, chociaż ten jeden raz.
    Niemyślenie. Chciał dokładnie tego samego, nie miał jednak pojęcia jak to osiągnąć. Myśli wirowały mu w głowie podsuwając kolejne scenariusze pod tytułem a gdyby… Tylko na to wszystko było już za późno. Zawsze było za późno na bezsensowne gdybanie, bo teraźniejszość była już przeszłością, a jedyne co na nich czekało to nieznana przyszłość, po której mogli spodziewać się tak naprawdę wszystkiego. Szczęścia, uśmiechu. Łez i smutku. Burzowych chmur i kolorowej tęczy na niebie.
    Spojrzał na młodych uczniów, którzy potulnie kajali się przed Covel, a na jego usta wkradł się cień uśmiechu. Chciała budzić respekt wśród uczniaków i faktycznie jej to wychodziło. Gdyby tylko mieli okazję poznać ją tak samo, jak on. Nigdy nie wzbudziłaby już w nikim choćby pozornego strachu.
    — Nie mógłbym odmówić. — Powiedział i skinął delikatnie głową. Miał wrażenie, jakby spotkał właśnie na swojej drodze przyjaciela, z którym rozstał się w wielkiej kłótni, a przecież wcale tak nie było. Atmosfera wyraźnie była napięta, co tylko wprawiało go w większy stan niepokoju.

    Kocham Cię Pączku mój ♥

    OdpowiedzUsuń
  17. [Och, dziękuję! Jestem bardzo na tak co do wątku z prześliczną panią. c: Jak widziałabyś ich relację?]

    Eulalia Hoppes

    OdpowiedzUsuń
  18. [O, a to czemu nie może? Nie widzę przeciwwskazań. :D No chyba, żeby wynikało to jakoś z charakteru Ethel (cudowne imię), i coś po prostu przeoczyłam.
    Wydaje mi się, że relacja pozytywna będzie tutaj bardziej pasować. Eulalia wrogów ma raczej w niektórych rówieśnikach, niekoniecznie w nauczycielach, chyba, że któryś patrzy na nią krzywym okiem, bo zawaliła jeden rok, a zawsze była przecież taką grzeczną dziewczynką, dobrą uczennicą. Jeśli zatem koncepcji postaci Ci to nie popsuje, wyszłabym nieco poza profesorską relację. Co Ty na to, by zaczęło się właśnie od tego potencjału? Skoro Ethel jest w Hogwarcie od półtora roku, miała troszkę czasu, by się przekonać, że Eulalia zamiłowanie do zielarstwa wylewa na zajęciach prosto z serduszka, nie tylko z faktu, iż naciskają na nią rodzice. Mogłyby się do siebie w pewien sposób zbliżyć – na tyle, by początkiem zeszłego roku, jeszcze przed rzuceniem szkoły, panna Hoppes to do Twojej pani przyszła ze swoim małym problemem, nie wiedząc, cóż dalej począć? c:]

    Eulalia Hoppes

    OdpowiedzUsuń
  19. [Bo w sumie to fakt, została w domu rodzinnym, jednakże na pewno Eulalia usilnie ściąga rodziców z małą na każdy weekend do Hogsmeade, gdzie mogą gdzieś przenocować, a ona – spędzić czas z Holly. c: A skoro zwierzyła się Ethel jeszcze przed tym, jak jej córka pojawiła się na świecie, to tym bardziej nie widzę przeciwwskazań, by wzięła ją kiedyś ze sobą do Hogsmeade. c:
    Zatem tak, wydaje mi się, że cofnięcie się w czasie do roku 2022, do grudnia, będzie dobrym pomysłem. Mniej więcej przełom listopada i grudnia właśnie był tym czasem, kiedy panna Hoppes zaczęła podejrzewać, że coś jest na rzeczy – mogła zostać po zajęciach i zwierzyć się pannie Covel jako w ogóle pierwszej osobie ze swoich rozterek. :)

    PS Chyba Cię klawiatura nie lubi, albo to przeoczenie, bo zawsze w "Eulalii" to pierwsze "l" Ci ucieka. :D]

    Eulalia Hoppes

    OdpowiedzUsuń
  20. [To mnie akcją zaskoczyłaś, ale raz, że wcześniejsza znajomość, a chociaż znanie się z widzenia, czy kilku rozmów pozwala nam pominąć ten czasem najgorszy początek, a dwa ten Amerykanin wie, jak niebezpieczne bywają zmieniacze czasu, zdaje sobie sprawę, że ciągle są prowadzone nad nimi badania, więc na pewno zainteresuje go to coś na szyi stażystki, co wcale tam nie powinno być i będzie chciał się upewnić czy dobrze widzi, a później... będzie chciał coś z tym zrobić, albo odpuści – zależy. Przy okazji wspomniana akcja może zostać wplątana jeśli masz na nią jakiś jasny pomysł, bo ja nie wiem czy umiem ją wpleść płynnie, ale nie mówię, że nie będę umiała odpisać :P A tak w pakiecie, Alaric zawsze uważał zielarstwo za nudne XD
    Ogólnie jak już podejmiemy wątku, gdybym przypadkiem twój pomysł w jakiś sposób przez swoje odpisy niszczyła to daj znać, bo czasem pewne wątki potrafią mnie pokonać, a wtedy smęcę. Ekhem.]

    Alaric Graves

    OdpowiedzUsuń
  21. [Masz wizję na ten wątek, więc jeśli dodatkowo zechcesz uwolnić mnie od zaczynania to będzie cudownie, ale zrozumiem też jeśli nie. Zresztą, podejrzewam, że będzie mi łatwiej jakoś wskoczyć w ten temat, jak coś zarysujesz. Oczywiście Alaric byłby do pełnych usług, a na pewno i jego samego od razu zainteresowałyby wydarzenia w miasteczku. Prawdopodobnie, od razu byłby na miejscu wydarzeń, raz – bo coś się dzieje, dwa – bo powinien, jako Auror. I tak właściwie... pewnie szybciej by się tam spotkali, chyba że akurat były na zamku i łuna pożaru byłaby wystarczająca, by... tak czy inaczej podłapałam wizję! :D]

    Alaric Graves

    OdpowiedzUsuń
  22. [W takim razie rozumiem, nic nie szkodzi. C: Nie przepadam za zaczynaniem, zawsze idzie mi to opornie, ale postaram się jutro coś podrzucić. :) Jakby coś, to krzycz, jestem potworną sklerotyczką!]

    Eulalia Hoppes

    OdpowiedzUsuń
  23. [Dziękuję. A na VM rewanż będzie, z resztą tak planowałam, bo tak wypada, prawda? W takim razie czekam tutaj.]

    Alaric Graves

    OdpowiedzUsuń
  24. [Myślę, że ukarałaby każdego, bo po prostu byłaby przekonana, że każdy na ową karę zasługuję. Ethel mogłaby się z tym nie zgodzić i posprzeczałyby się w tym temacie. c: Mogłabym wykorzystać Cię do zaczęcia?]

    Wiera Sokołow

    OdpowiedzUsuń
  25. [Pamiętam o moim zaczęciu, daj mi jeszcze trochę czasu, proszę. <3]

    Eulalia Hoppes

    OdpowiedzUsuń
  26. Minęło trochę czasu odkąd tu przyjechał, ale wiedział, że będzie potrzebował o wiele więcej dni, by przyzwyczaić się do życia w Hogsmeade. To miejsce różniło się od Nowego Jorku. Początkowo zastanawiał się, dlaczego nie zdecydował się na zamieszkanie gdzieś w Londynie, ale odpowiedź była jasna – będąc tutaj, pośród jedynie magicznej społeczności na pewno było łatwiej uczyć się zwyczajów brytyjskich, nie musieć kryć się z magią, a przy okazji obserwować, bo miał mieć oko na wszystko, co mogłoby pokrywać się z niepokojącymi wiadomościami, jakie otrzymywał z Kongresu.
    Miasteczko tego dnia zdawało się być okryte aurą niepokoju, choć nie można było tego wyczuć bezpośrednio od ludzi, którzy jak zawsze zmierzali gdzieś do miejsc pracy, swych domów, czy gdziekolwiek indziej, gdzie był cel ich podróży.
    Do Hogwartu miał wybrać się w późniejszych godzinach, więc korzystał z czasu dla siebie, nie musząc pojawiać się w Ministerstwie Magii – następne spotkanie ustalone zostało dopiero za 3 dni.
    Trzymając dłonie ukryte w kieszeniach płaszcza właśnie zbliżał się do gospody, licząc że uda mu się zamówić tam coś pożywnego do jedzenia. Mógł niby zjeść w miejscu, gdzie się zatrzymał, ale chciał w końcu sprawdzić coś nowego. Będąc zaledwie kilka metrów od wejścia usłyszał, jakieś krzyki, wyłapując słowo "złodziej", chwilę później dziwne zamieszanie powstało nieopodal wejścia do budynku, gdzie chwilę wcześniej zamierzał wejść.
    Wyraźnie działo się coś niepokojącego, a ktoś umiejętnie zaaranżował sytuację.
    Nienawidził zamieszania. W myślach zaczął przeklinać reakcję tłumu zmierzając w stronę pożaru, który z każdą chwilą stawał się poważniejszy. Zacisnął zęby ignorując kilkukrotne potrącenia i szturchnięcia.
    Zatrzymał swój wzrok na osobie, która wypowiedziała jego nazwisko. Panna Covel przeszło mu przez myśl, ale w pierwszej chwili nie odezwał się słowem.
    Pożarem zajęła się spora grupa czarodziei, rzucali zaklęcia i zalewali wodą szalejące płomienie.
    – Uczniowie są w tej chwili najważniejsi – odpowiedział, nim powietrze zaczęły przeszywać rzucane zaklęcia. – Wyprowadzę ich z centrum zamieszania, dalej prefekci powinni dać sobie radę. Muszą dać sobie radę.
    Wyciągnął ręce z kieszeni, wykonując niewielki ruch dłonią wyszeptał coś pod nosem.
    – Jesteś pewna, że ty nie wracasz to zamku? – rzucił pytanie, gdy podążał za grupą uczniów którym prefekci wskazywali drogę. Minął ją nie oczekując odpowiedzi.
    Nie byłoby wielkim nadużyciem, gdy stwierdziłby, że tłum zaczynał szaleć. Niewiele osób potrafiło zachować logiczne myślenie, niewielu spośród tłumu nadal potrafiło myśleć indywidualnie. Czysta psychologiczna reakcja.
    Nie zdążył zareagować, gdy zaklęcie uderzyło z hukiem w mur za jego plecami.
    – Do zamku, natychmiast! – krzyknął do prefektów.
    Nie mógł rzucić zaklęcia nie widząc celu, nie chciał skrzywdzić nikogo, kto znalazł się tu przypadkiem. Wiedział, że musi wrócić z powrotem pośród całe to szaleństwo. Rachunek prawdopodobieństwa wyraźnie wskazywał, że szansa znalezienia winnych całego zamieszania jest niewielka.
    Odwrócił się raz jeszcze, by spojrzeć na oddalającą się grupę uczniów.

    Alaric Graves

    OdpowiedzUsuń