Londyn, sierpień 2021
Po raz pierwszy.
Kolejny z
rzędu wieczór spędziła samotnie w domu. Zamiast spotkać się ze znajomymi, ona
wolała siedzieć w kuchni męcząc się z upieczeniem idealnych makaroników. Była
już blisko osiągnięcia wyznaczonego przez siebie celu. Korzystając z okazji, że
ojciec ponownie musiał zostać dłużej w pracy, Avalon postanowiła zrobić małą rewolucję
w ich kuchni. Gdyby tylko mogła, najchętniej poszłaby na łatwiznę i kupiła
perfekcyjne ciasteczka w jednej z pobliskich cukierni. Zdawała sobie jednak
sprawę, że jej oszustwo szybko wyszłoby na jaw. Wówczas ojciec zawiódłby się na
niej, a tego bała się najbardziej. Równie mocno obawiała się, że w końcu
nadejdzie taki dzień, w którym nie będzie mogła więcej zmusić się do uśmiechu.
Na szczęście nic jeszcze nie wskazywało, aby ten dzień miał nastąpić w
najbliższym czasie. Póki co była dzielna i robiła to co zawsze – udawała, że
jej życie jest idealne i nigdy, przenigdy nie zamieniłaby go na inne. Przecież
miała kochającego ojca, który chciał dla niej jak najlepiej. A ona bardzo
chciała mu wierzyć. Tak więc robiła wszystko, aby tylko go zadowolić. Chciała
widzieć na jego ustach uśmiech, a w oczach radosne iskierki. Może pragnęła tego
za bardzo, zapominając przy tym o samej sobie. Jednak, kiedy widziała
szczęśliwego ojca, ona sama była wówczas zadowolona. Bo skoro jego żona nie
żyła, to teraz właśnie ona musiała się nim zająć, zaopiekować. Musiała przejąć
obowiązki swojej mamy i robić wszystko, by ich życie dalej było szczęśliwe. Tak
jak wtedy, kiedy mieszkali w słonecznej Marsylii, pachnącej lawendą i pomarańczami.
Srebrnowłosa dziewczyna uwielbiała wracać wspomnieniami do tamtych chwil.
Przypominała sobie wówczas słodki zapach wypieków babci i intensywną woń ryb,
dochodzącą z garnka na kuchence. To jej mama przygotowywała ulubioną zupę taty.
Ona sama jej nienawidziła. Marszczyła mocno nos i wyginała pełne wargi w
grymasie zniesmaczenia, komentując głośno, że ryby powinny pływać żywe w
oceanie, a nie we wrzątku.
Powolnie dochodziła północ, a piętnastoletnia
czarownica siedziała po turecku tuż przed piekarnikiem. Przyglądając się
uważnie migdałowym ciasteczkom, które powolnie wysychały w wysokich
temperaturach. Zaczynała się martwić. Czy wszystko było w porządku? Dlaczego
jej ojca wciąż nie ma w domu? Rozumiała, że musiał zostać dłużej w pracy,
jednak dlaczego trwało to tak długo? Już dawno powinien być z nią. Powinni być
po kolacji, siedząc wspólnie na kanapie i rozmawiając o tym, dokąd udadzą się w
tym roku na wakacyjny wyjazd. W końcu zostały im już tylko trzy tygodnie, by wspólnie spędzić czas. Następnym razem zobaczą się dopiero w trakcie przerwy świątecznej.
Co prawda to tylko cztery miesiące, jednak dla Avalon to była wieczność.
Nienawidziła zostawiać ojca samego w domu. Czuła się winna i z trudem skupiała
się na nauce. Podparła się łokciami o kolana, a ciężką ze zmęczenia głowę
oparła o złożone dłonie, przymykając powolnie powieki. Nie mogła jednak zasnąć,
przecież piekła ciasteczka. Dla ukochanego taty.
– Ciii –
usłyszała tak dobrze znany sobie głos i cichy chichot tuż po tym jak w drzwiach
kliknął zamek. Momentalnie otworzyła szeroko powieki, prostując się szybko i
wyłączając piekarnik. Podniosła się na nogi i zaciekawiona przystanęła
opierając się ramieniem o ścianę łączącą kuchnię z salonem – nie chcemy obudzić
Avalon – usłyszała swojego ojca. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się z kim może rozmawiać. Przez myśl jej nie
przeszło, że właśnie w tym momencie może stać na korytarzu z uroczą blondynką.
Raczej spodziewała się kolegi z pracy, który go odprowadzał bo być może po ciężkim
dniu, udali się na wspólnego drinka. Kiedy do jej uszu dotarł kobiecy głos,
przez jej ciało przeszedł dreszcz.
– Mówiłeś, że jest już dużą dziewczyną.
Na pewno ma mocny sen i nie obudzi jej byle szelest – jej głos był przyjemny,
jednak w tym momencie dla srebrnowłosej brzmiał przeraźliwie. Był jedynie
przeraźliwym jazgotem intruza.
– Tak. Jednak
wolałbym, abyście poznały się w innych okolicznościach.
– Rozumiem cię
Aaron, ale jak długo chcesz z tym jeszcze zwlekać? Może mieć ci za złe, że
przez tyle czasu nic jej nie powiedziałeś. Na pewno wszystko zrozumie. Sam
mówiłeś, że minęło już dziesięć lat… Tylko nie możesz z tym dłużej zwlekać. -
Avalon poczuła ostre ukłucie w sercu. W życiu jej ojca był ktoś jeszcze, ktoś
trzeci. A ona głupia przejmowała się, czy nie chodzi głodny, czy ma czyste
szaty… Jej ciemne oczy zaszkliły się łzami. Tak bardzo się starała, a On ją
okłamywał. Wymagając wciąż by była taka jak matka. Nie rozumiała tego. Miała
ochotę wparować na korytarz i przerwać ich rozmowę. Chciała wykrzyczeć jak
bardzo go nienawidzi i, że jakim prawem może tak okrutnie ją zdradzać. Zamknęła
jednak tylko powieki, czując jak ciepłe łzy spływają po jej policzkach.
Wstrzymała oddech, próbując wtopić się w ścianę. Mając nadzieje, że jej nie
zauważą.
– Wiem. Powiem jej… Powiem jej jutro.
– W takim
razie, odprowadź mnie do domu. Nie mogę zostać. Nie, dopóki Twoja córka jest w
domu i nic nie wie. Jeżeli nie chcesz aby się od ciebie odsunęła, a mnie już na
starcie znienawidziła. Musisz być z nią szczery… – może i zachowanie kobiety
było odpowiednie, jednak Avalon nie miała zamiaru jej lubić. Nie i tyle.
Wepchnęła się na nieswoje terytorium. A panienka Moore musiała bronić tego, co
należało do niej.
– Ona jest zbyt dobra, nie umie nienawidzić. Na
pewno cię polubi. Désirée z pewnością by cię polubiła, a Avalon jest dokładnie
taka jak ona. Polubicie się, zobaczysz.
Słysząc jak
para jednak wychodzi z domu, młoda dziewczyna powolnie osunęła się na ziemię i
skryła twarz w dłoniach, pozwalając sobie na gorzkie łzy. Nie chciała tutaj
żadnej, obcej kobiety. Nie chciała mieć macochy. Pragnęła jedynie, aby jej
ukochana mamusia nigdy nie umierała. Załkała głośno, nabierając do ust duży
haust powietrza, a w myślach wciąż huczały jej ostatnie zdania ojca: Jest zbyt dobra. Désirée by Cię polubiła,
jest taka jak Ona. Jest zbyt dobra,
jest zbyt dobra, jest zbyt dobra… Jest taka jak Ona, Désirée…
Więc i Ona
musiała polubić obcą kobietę z korytarza, niezależnie od tego jaka będzie. W
końcu jej mama by ją lubiła. A córka była kopią matki. Musiała być.
Nazajutrz
wyłoniła się ze swojego pokoju o świcie. Przez całą noc nie mogła zmrużyć oka
nawet na kilka minut. Zastanawiała się nad słowami ojca, które usłyszała w
środku nocy. Czy gdyby wiedział, że stoi tuż za ścianą, mówiłby to samo? Czy naprawdę
myślał o niej w ten sposób? Przecież to On chciał, aby taką była, a teraz… Nie
rozumiała go, a bardzo zrozumieć chciała. Tylko, że teraz stała
zdezorientowana, nie mając pojęcia co się tak właściwie dzieje. Przeszła się
powoli po mieszkaniu, zerkając ostrożnie do sypialni ojca. Widząc puste łóżko
przeraziła się. Nie powinien był tego robić, nie powinien był zachowywać się w
taki sposób. Zeszła na parter i zaparzyła sobie wody na herbatę. Usiadła przy
kuchennym stole, zerkając na ruchome fotografie rodziców. Kąciki ust delikatnie
jej zadrżały. Wróciła właśnie myślami do najstarszych wspomnień jakie miała.
Murowany dom
umiejscowiony w pobliżu skarp, gdzie w niedaleko było łagodne zejście na
plażę. Codziennie unoszący się aromat rześkości morza i świeżych bagietek. I jeszcze te lawendowe
pola, tak intensywnie pachnące… I ona. Idąca z mamą wąskimi uliczkami
miasteczka. Robiły właśnie zakupy na obiad. Uśmiechnięte, roześmiane. Cieszące
się życiem. Tak po prostu. Matka i córka. Nagle, przepiękna Désirée puszcza
maleńką dłoń swojej córeczki. I w tym momencie piękne wspomnienia Avalon
zmieniają się w koszmar. Widok bezwładnego ciała matki pamięta do dnia
dzisiejszego. To był pierwszy raz. Po raz pierwszy ciemnowłosa dziewczyna
płakała tak przeraźliwie, tak głośno. Bojąc się, że jej mamusia nigdy już się
nie obudzi. Trzymała mocno ciepłą dłoń kobiety, nie dając się odciągnąć przez
interweniujących przechodniów. Nie chciała zostawić ukochanej mamusi.
I teraz
również na policzku młodej dziewczyny pojawiła się pojedyncza łza. Podciągnęła
lekko nosem, słysząc bulgot gotującej się wody wstała i przygotowała sobie herbatę.
Wcześniej jednak, smukłym palcem, starła słoną kropelkę ze swojej twarzy.
– Wiem o
wszystkim… – szepnęła, stając naprzeciwko ojca. Wlepiając w niego te swoje duże
oczy. Nie miała zamiaru prawić mu kazań. Nie chciała się z nim kłócić. Pragnęła
po prostu, aby dostrzegł ból w jej dużych oczach. Miał zapamiętać ten widok i
przypominać go sobie za każdym razem, gdy robił coś nieodpowiedniego. Coś co
powodowało, że Avalon było coraz mniej – słyszałam Was wczoraj. Całą Waszą
rozmowę.
– Kochanie, skarbie…
Chciałem ci o wszystkim powiedzieć… Inaczej.
– i chociaż nie miała ochoty na jego objęcia, na słodkie słówka, którymi tak
szczodrze ją rozpieszczał, wciąż stała przed nim, stała, uparcie świdrując go
spojrzeniem – Myślałem, że może zjemy kolację we trójkę, porozmawiamy. Poznacie
się, Arizona naprawdę nie może się już doczekać – mówił i mówił, jednak Ona już dawno przestała go słuchać.
– Patrz na
mnie. Po prostu spójrz mi w oczy – i chociaż jej głos był łagodny, sprawny
słuchacz bez problemu wyczułby w nim gniew i smutek. Właśnie te dwa uczucia,
przepełniały duszyczkę młodej dziewczyny – widzisz? To przez ciebie – burknęła,
walcząc ze zbierającymi się łzami w oczach. Odwróciła się gwałtownie na pięcie
i ruszyła prosto do swojego pokoju. Zatrzaskując głośno drzwi za sobą.
Po raz pierwszy coś w niej pękło. Po raz
pierwszy miała ochotę krzyczeć. Powiedzieć mu wszystko to, co tłumiła w
sobie od tak długiego czasu. Chciała stać przed nim i powiedzieć mu, jak bardzo
go nienawidzi. Jak bardzo zniszczył jej życie. Odebrał jej największy skarb,
jaki mogła dostać…
Zabrał jej ją samą.
*
Wzięłam sobie do serca Wasze uwagi spod notki konkursowej i… Mam szczerą nadzieję, że jakaś różnica jest. Bo pisząc ciągle myślałam o tym co mi napisaliście. Naprawdę starałam się zapanować nad przecinkami (!) no i są dialogi. Chociaż temat zupełnie inny.
Kurczaki, nie widziałam wcześniej podkładu i go nie włączyłam, ale mogę się usprawiedliwić tym, że i tak za u-kiss niespecjalnie przepadam. Włączyłam sobie za to innego smuta, także myślę, iż klimat został zachowany!
OdpowiedzUsuńAle współczuję ten małej Avalon! Mam wrażenie, że ona w środku dalej została tą samą dziewczynką, którą opuściła matka, a że nikt nie może jej zastąpić, ona sama chce wejść w jej rolę. Dlatego też tak bardzo oburzyła się, gdy wyobraziła sobie ojca z inną kobietą — bo w jej głowie Aaron dalej jest zakochany w Deesire. Przynajmniej tak to zrozumiałam.
Polubiłam dziewczynę jej ojca z jakiegoś dziwnego powodu. Rozumiem, że Avalon nie będzie mogła jej znieść przynajmniej z początku, ale odnoszę wrażenie, że koniec końców dogadałyby się, a nieznana blond pani w jakiś sposób mogłaby zagoić ranę po stracie matki. W dodatku, gdy tajemnica została wyjawiona, powinno to być o wiele łatwiejsze... I może macocha w znaczący sposób wpłynęłaby na obraz dziadków dziewczyny w stosunku do planów jej przyszłości (i zamążpójścia!)?
Wyłapałam kilka przecinków, których albo brakowało, albo były w złym miejscu, jednak nie wypiszę ich, bo sama sadzę takie same błędy.
Co mi nie pasowało:
"pragnęła tego zbyt bardzo" — może za bardzo?
"zostały im (...) trzy tygodnie wspólnego czasu" — to nie brzmi dobrze, bo chyba nie może zostać ani trzy tygodnie czasu, ani trzy dni czasu? Może zostały im tylko trzy tygodnie, by spędzić wspólnie czas?
Ciebie, Tobie, Wam, Wami w dialogach zapisujemy z małej litery.
Jeszcze jedna nieścisłość, a mianowicie, gdy Avalon schodzi na dół, nie spotyka swojego ojca, a wydaje mi się, iż z opisu wynika, że w kuchni jest sama. Potem nagle staje przed Aaronem, który się tam zjawia... No nie wiadomo kiedy.
Podobało mi się. Opowiadanie nafaszerowałaś taką ilością smutku, że naprawdę zrobiło mi się żal Moore i miałam przez to ochotę walnąć jej ojca patelnią z tej ich cholernej kuchni. Nie rozumiem kompletnie jego motywów, natomiast potrafię wczuć się w to, co przeżywa Avalon. Dałabym jej jednak szansę na to, by postarała się odnaleźć szczęście w otaczającym świecie — gdyby tylko naprostowała relacje z ojcem, który jest do tego wyraźnie chętny, nie musiałaby się tak dręczyć.
O, i rzuciło mi się w oczy, że piszesz w bardzo urywany sposób, nie rozbudowujesz zdań, a szkoda. Czasami ucinasz test w miejscu, w którym wystarczyłoby rzucić przecinek, a i cała wypowiedź wyglądałaby zgrabniej.
Pisz więcej, bo przyjemnie się czyta. Szkoda, że tak krótko! :D
A jeszcze na cboxie pisałam, że w gwiazdkach kryje się piosenka! Oj Ty niedobra. No ale ok, jestem w stanie Ci wybaczyć.
UsuńZrozumiałaś to dokładnie tak, jak to sobie wymyśliłam. Tak więc cieszę się bardzo, bo to oznacza, że jednak coś tam w tekście umiem przekazać.
Co do błędów to już je sobie poprawiłam. Ja czasami układam zdania w tak nielogiczny sposób (co zresztą możesz zauważyć i tu wyżej i w wątkach) i zdaję sobie z tego sprawę. Ba! Nawet później, czytając je sobie, staram się je jednak przeredagować, ale jak widać błędy niestety czasem pozostają. Ale co tam, nie ma ludzi idealnych. Może następnym razem będzie tego mniej ;)
O matko, całe życie w błędnym przekonaniu. Ale dzięki za uświadomienie, teraz z pewnością będę już pamiętała, aby pisać z małych.
Co do jej ojca to wiesz, wrócił do domu, aczkolwiek fakt. Dobrze byłoby to zaznaczyć w tekście :D
No i ogólnie cieszę się, że Ci się spodobało. Co więcej mogę powiedzieć? Fajnie, że poświęciłaś czas na przeczytanie i wypisanie mi tych wszystkich błędów. Obym tylko więcej ich nie popełniała, może wbiją mi się w końcu do głowy. Co do urywanego pisania… Mogę nad tym popracować, ale nie mam pojęcia czy jestem w stanie to jeszcze zmienić. Piszę tak od zawsze w zasadzie, ale co tam, będę zasypywać Was opowiadaniami, może kiedyś nadejdzie ten moment, w którym opublikuję takie, gdzie nie będzie ani jednego błędu :D (ta… za sto lat :D)
Wieeeem, ale zanim zajrzałam na cbox'a, już czytałam!
UsuńPraktyka czyni mistrza, w końcu sama będziesz na nie zwracać uwagę! A co do urywanych zdań, na pewno to poprawisz, daję sobie obie ręce, a nawet i głowę uciąć, jeśli tylko poćwiczysz (to taka pokrętna namowa na więcej notek) :D
Dobrze widzieć, że po zakończeniu konkursu dalej pojawiają się nowe notki :)
OdpowiedzUsuńPrzez zachowanie i wybuchy Avalon tekst prezentuje się trochę dramatycznie, chociaż ujrzenie Aarona z kobietą nie powinno być aż tak wielkim powodem do rozpaczy, tym bardziej że wcześniej była mowa o tym, że nienawidzi zostawiać go samego. Pewnie głównie chodziło o ukrywanie związku i trzymanie tego w tajemnicy, ale mimo to Moore w tym tekście, w osobistym odczuciu kojarzy się z przewrażliwieniem i skłonnościami do przesadyzmu. O urwanych zdaniach już zostało wspomniane, część z nich można by bez problemu połączyć w jedno dłuższe, a w Widok bezwładnego ciała matki, pamięta do dnia dzisiejszego przecinek jest niepotrzebny. Czytało się bardzo miło, notka przyjemna i 40pkt już poszło na konto Krukonów c:
Poprawione :) no i tak jak już wyżej padło, będę męczyć tymi opowiadaniami, to może w końcu zacznę pisać dłuższe zdania i się nauczę tych przecieków dobrze używać :) Nie obiecuję, że mi to od razu wyjdzie ale na pewno będę się starała, o!
UsuńNo i dziękuję ślicznie za poświęcony czas na przeczytanie :)
Przecinki! Zwroty pełne usta i smukły palec trochę mnie drażnią, ale to na pewno błąd nie jest.
OdpowiedzUsuńTo samo, co powyżej: niepotrzebnie czasem rozdzielasz zdania. Coś się chyba schrzaniło w zapisie dialogów w drugiej części opowiadania (np. we fragmencie Właśnie te dwa uczucia, przepełniały duszyczkę młodej dziewczyny – widzisz? To przez ciebie – burknęła, walcząc ze zbierającymi się łzami w oczach.), ale może niech ktoś inny się na ten temat wypowie, nie chcę wprowadzać Cię w błąd :D Ona chyba mogłoby być pisane małą literą.
Trochę szkoda, że nie rozwinęłaś wątku Arizony - mogłabyś na przykład przedstawić jakieś sytuacje, w których kobieta ta, jak to napisałaś, wpycha się na nieswoje terytorium, i potem można by zrobić fajny zwrot akcji, kiedy okazuje się, że Arizona wcale taka zła nie jest. ;)
Poza tym wszystko super. Trudny temat... Niby życie rodzica to życie rodzica, a życie dziecka to życie dziecka, ale jednak... dzieciom nie zawsze podobają się wybory rodziców. Tylko współczuć bohaterce i trzymać za nią kciuki, żeby po prostu była szczęśliwa, niezależnie od tego, jak będzie! A Arizona wydaje się sympatyczną, wrażliwą i rozumną kobietą, oby się panie dogadały...
Tak na marginesie - że niby taki spostrzegawczy ze mnie człowiek - pewien Aaron wystąpił chyba w niedawno dodanym opowiadaniu Spencera... Jak się te imiona rozsiewają :DD
Fajnie, że czytasz odpowiedzi :) Pisz dalej, miło się czyta, popieram coup!
Adam ledwie dyszący Griffin
Rzeczywiście coś nieładnego stało się z dialogiem w drugiej części, ale poprawie to dopiero jak wrócę do domu i usiądę przy lapku.
UsuńCo do postaci Arizony, mam na nią plan i z pewnością pojawi się w dalszych częściach opowiadania, gdzie będzie bliżej przedstawiona relacja pomiędzy tymi dwiema kobietkami.
Co do relacji ogólnie rodzinnych to niestety w życiu różnie z nimi bywa, często też nie tak jakbyśmy tego chcieli :)
Co do rozpowszechniających się imion: czysty przypadek. Mój Aaron powstał trzy dni szybciej w afilijacjach panienki Moore, aczkolwiek mało kto tam zagląda.
Dziękuję za poświęcony czas, miło mi bardzo że pomimo błędów tekst przypada do gustu i dobrze się czyta :)