Theo popełnił w życiu wiele (w większości niezależnych od niego) błędów: urodził się (to jeden z największych); nigdy nie interesował się magią; nigdy nie liczył się dla niego status krwi; w pewnym momencie zaczęli mu się podobać chłopcy (o czym matka dowiedziała się przez przypadek i już wiele razy próbowała wybić mu to z głowy, bezskutecznie); był samotnikiem (i wciąż jest); zaczął uwielbiać świat mugoli; znienawidził magię; zamiast do Slytherinu, został przydzielony do Gryffindoru (to ten największy błąd, przez który prawie został wydziedziczony i wyrzucony z domu).
- Theo. Theo. Theodore... - Tak, tato? - Nic, nic, po prostu zastanawiam się, dlaczego pozwoliłem, by ta kobieta tak cię nazwała. - Też się czasami nad tym zastanawiam. - Wiesz, Tom również był brany pod uwagę. - To chyba wolę Theo.
Ojca tak naprawdę nigdy nie miał szansy poznać, bo nigdy nie było go w domu. Theo oraz jego młodszego brata wychowała matka, czystokrwista była Ślizgonka, przeświadczona o swojej wyższości nad innymi. Ku rozpaczy całej rodziny, jedynie młodszy Nott wdał się w rodziców. A Theo... Nikt nie wie, w kogo się wdał.
Nigdy nie należał do towarzyskich ludzi - poza Hogwartem miał tylko dwóch przyjaciół: sąsiada (to właśnie dzięki niemu Theo zaczął interesować się mugolami) oraz jego syna, zaledwie rok starszego od siebie chłopaka. Nie ubolewał nad tym jakoś szczególnie. Miał swoje książki, marzenia i wyobraźnię, to mu wystarczało.
Różdżka 11 cali, włos z ogona testrala, cyprys. Boginem jest jego matka (przerażające, co?), a patronus przypomina wilkołaka. Lubi Quidditch, ale boi się latania na miotle, do czego zazwyczaj głośno się nie przyznaje. Mugoloznawstwo, transmutacja, ONMS, zielarstwo, historia magii. Nie uczęszcza na żadne zajęcia dodatkowe - czas wolny woli przeznaczyć na czytanie i zastanawianie się, co by było, gdyby urodził się mugolem, a nie czarodziejem.
- Theo. Theo. Theodore... - Tak, tato? - Nic, nic, po prostu zastanawiam się, dlaczego pozwoliłem, by ta kobieta tak cię nazwała. - Też się czasami nad tym zastanawiam. - Wiesz, Tom również był brany pod uwagę. - To chyba wolę Theo.
Ojca tak naprawdę nigdy nie miał szansy poznać, bo nigdy nie było go w domu. Theo oraz jego młodszego brata wychowała matka, czystokrwista była Ślizgonka, przeświadczona o swojej wyższości nad innymi. Ku rozpaczy całej rodziny, jedynie młodszy Nott wdał się w rodziców. A Theo... Nikt nie wie, w kogo się wdał.
Nigdy nie należał do towarzyskich ludzi - poza Hogwartem miał tylko dwóch przyjaciół: sąsiada (to właśnie dzięki niemu Theo zaczął interesować się mugolami) oraz jego syna, zaledwie rok starszego od siebie chłopaka. Nie ubolewał nad tym jakoś szczególnie. Miał swoje książki, marzenia i wyobraźnię, to mu wystarczało.
Różdżka 11 cali, włos z ogona testrala, cyprys. Boginem jest jego matka (przerażające, co?), a patronus przypomina wilkołaka. Lubi Quidditch, ale boi się latania na miotle, do czego zazwyczaj głośno się nie przyznaje. Mugoloznawstwo, transmutacja, ONMS, zielarstwo, historia magii. Nie uczęszcza na żadne zajęcia dodatkowe - czas wolny woli przeznaczyć na czytanie i zastanawianie się, co by było, gdyby urodził się mugolem, a nie czarodziejem.
Theo potrzebuje przyjaźni i miłości (choć sam się do tego nie przyzna).
Miałam sporą przerwę od pisania i zapewne chwilę zajmie mi wdrożenie się, za co z góry przepraszam. Od razu zaznaczam, że zaczynanie idzie mi jak krew z nosa.
Wątki: Louis,
[Witam serdecznie na blogu :)
OdpowiedzUsuńBardzo nietypowy ten Twój Nott, muszę przyznać. Patrząc na historię tej konkretnej rodziny, w niemalże 100% przeczy wszystkim ich wartościom i przeświadczeniom. Nic dziwnego, że trafił do innego Domu, niż oni, nawet jeśli bardzo daleko mi do stereotypowego myślenia, że Ślizgon ma naturalne predyspozycje do bycia złym i, po prostu, wrednym.
Niemniej, raz jeszcze witam, gratuluję wyglądu karty oraz nietypowego - ale na swój sposób bardzo ciekawego - potomka rodu Nott :)
Życzę Ci wielu interesujących wątków oraz udanej zabawy w naszym gronie, mając nadzieję, że zostaniesz z nami jak najdłużej :)]
Teddy Lupin || James Potter
[ Theo niewątpliwie posiada ciekawego bogina. Jakiekolwiek wspólne kolacje muszą być udręką. ;v Cześć! Fajnie widzieć kolejnego potomka Śmierciożerców. Witam na blogu i życzę powodzenia, na pewno nie będziesz mieć większych problemów z wdrożeniem się — napisanie karty poszło ci gładko (a przynajmniej takie sprawia wrażenie) :D ]
OdpowiedzUsuńAlbus/Sloane
[Ale ma fajne usta! Szkoda, że Theo (kocham to imię <3) woli chłopców, Millie chętnie by go trochę ukochała :D W każdym razie, witam bardzo serdecznie wśród nas, życzę miłej zabawy na blogu i w razie chęci, a także jakiegoś pomysłu, zapraszam do siebie :)]
OdpowiedzUsuńMillie
[Dobry wieczór! Bardzo przyjemny i przyjazny chyba zresztą też, pan. I imię ma cudowne, no i te usta, które zwróciły także i moją uwagę. Szkoda, że nie zdołał poznać piękna magii - oczywiście wciąż nie jest za późno - myślę, że dużo w tym winy jego matki. Nie lubię kobiety.
OdpowiedzUsuńWitamy na pokładzie, życzymy samych ciekawych wątków i mnóstwa weny. Baw się dobrze!]
Lisa Bassett
[Czołem
OdpowiedzUsuńtak czytam i czytam i widzę same podobieństwa do mojej postaci - oboje z rodów śmierciożerców, którzy trafili do nieodpowiedniego domu i oboje wolą uśmiechy chłopców...więc, jeśli zainteresuje cię Fiodorek, co powiesz na jakiś wątek? Może być ciekawie.]
Dołohow Fiodor
[Dzień dobry, dobry wieczór. Karta wizualnie wygląda cudownie, a ja patrzę na zdjęcie i nie mogę wyzbyć się z głowy obrazu karpia - przepraszam, ale jakoś tak... Chociaż teoretycznie to go za bardzo nie przypomina (w sensie, model nie przypomina karpia). No, w każdym razie po moim jakże cudownym przywitaniu, zapraszam do siebie. Mi zaczynanie idzie lepiej, ale z tym wymyślaniem gorzej, więc... Wspólnymi siłami może nam coś z tego wyjdzie? :D]
OdpowiedzUsuńAmelia Mulciber | Roslin Creswell
[Ciekawy pomysł na tę postać, zazwyczaj dzieci Śmierciożerców są równie uprzedzone do mugolaków i wywyższszające się jak ich rodzice, a tu mamy chłopaka który wolałby być mugolem.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to oczywiście witamy na blogu. Życzę mnóstwa weny, świetnych pomysłów. W miarę chęci zapraszam także do siebie ^^]
Pandora
[Cześć! Przede wszystkim witam serdecznie na blogu i życzę powodzenia w prowadzeniu pana z tak pięknym imieniem!
OdpowiedzUsuńA już mniej oficjalnie - cześć i czołem, kluski z rosołem. W razie chęci zapraszam do Louisa (który również poszukuje miłości, ale do niczego nie namawiam!), na jakiś ciekawy wąteczek. Bellka póki co nie proponuje, bo sama nie wiem ile mi się tam tego nazbierało, chyba, że miałabyś jakiś pomysł na sam wątek - to wtedy jak najbardziej! :)]
Louis/Bellamy
[Dzień dobry, witam się ładnie i chwalę za kartę. Ach ten kronikowy kącik kodowania, zawsze sprawi, że karty wyglądają ładniej. Ciekawa kreacja postaci, z chęcią poznałabym Theo w wątkach więc serdecznie zapraszam. Jeżeli powiesz, która z moich postaci Ci odpowiada, z pewnością coś wymyślę, albo przynajmniej się postaram ;D]
OdpowiedzUsuńArtair, Avalon, Hyun i Vinay
[Ajajaj, bardzo mi miło! Normalnie ego mi się pompuje, kiedy czytam takie pochwały! Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPostaram się zaproponować coś sensownego, aczkolwiek nic nie obiecuję, różnie to bywa z moimi pomysłami.
1) Louis aka starszy brat, tak jak pisałaś, jako uczniowie z jednego domu i roku - muszą się znać. Skoro Nott czułby pewną fascynację Louisem, ze względu na to, czyim jest wnukiem, ta relacja mogłaby się nieco pogłębić. Louis mógłby być tą osobą, która namawiałaby Theo do wzięcia się w garść i gnałby go do książek. Lou mógłby czuć się na swój sposób odpowiedzialny za Theo. Równocześnie, Nott mógłby w tym samym czasie sobie nagrabić i wpakować się w kłopoty, z których Weasley starałby się go wyciągnąć. Na tym etapie, można by pomyśleć o pewnym impulsie, który sprawiłby, że jeden z nich (obstawiam Lou, bo o ile Theo wie, że woli chłopców, tak Lou, niedoświadczony na tym gruncie, uważa się ze heteroseksualistę).
2) Alkohol sprzyja nawiązywaniu relacji! - standardowo, bo bez proponowania tego być nie może (tu jest opcja połączenia 1 i 2, relacja między nimi byłaby taka sama, ale sprzed etapu tego "impulsu"), na chwile można by było zamienić role. Weasley mógłby narąbać się z kimś z rodziny, a Theo poczułby się w obowiązku zajęciem się nim etc.
3) Może trochę zazdrości? - to wymagałoby tego, że Theo już w tej chwili czułby coś do Lou. W tym samym czasie, Louis byłby na etapie flirtu z którąś z krukonek, co doprowadziło by do tego, że Theo chodziłby obrażony na Lou. (Tu mogłaby się nawiązać mała, ciekawa drama).
Póki co tylko tyle mam. W gruncie rzeczy wszystko to można połączyć w jeden wątek, coby było ciekawiej, ale decyzja należy do Ciebie! :)]
Louis
[Wszystko ładnie i pięknie. ;) Teraz tylko pytanie od czego faktycznie zaczynamy i która z nas zaczyna? Skoro rozpoczynanie wątków idzie Ci jak krew z nosa, to mogłabym się tym zająć :)]
OdpowiedzUsuńLouis
[Możemy zacząć od tej lekcji, jak najbardziej ;) W tym wypadku jeszcze dzisiaj powinnam podesłać zaczęcie ♥]
OdpowiedzUsuńLouis
[Przyjaciół Millie trochę ma, ale nie zaszkodzi mieć więcej! A co ty na to, aby byli takimi przyjaciółmi od piaskownicy? Zawsze razem, wszędzie razem, dopiero w Hogwarcie nieco się to zmieniło, bo oboje trafili do innych domów i poznali nowe osoby. Wciąż jednak są przyjaciółmi, wciąż zwierzają się ze swoich sekretów i tym podobne :)]
OdpowiedzUsuńMillie
W oczach wielu Louis uczył się dla własnej satysfakcji, jednak w tym nie było nic bardziej mylnego. Podstawowym motywatorem była dla niego świadomość, że dobre wyniki w nauce pomogą mu choć odrobinę zaistnieć w oczach matki. Pomimo tego, iż połowa rodziny uważała go za dojrzałego chłopaka, który odpuścił już sobie udowadnianie własnej wartości innym, on sam nie potrafił tak po prostu z tego zrezygnować. To było silniejsze, sam wywierał na sobie presję, z zaparciem pochylając się nad kolejnymi opasłymi tomiskami, których przeczytanie mogłoby polepszyć umiejętności. Wśród wszystkich przedmiotów, na które uczęszczał tylko dwa sprawiały mu faktyczną radość. Mugoloznawstwo, które trwało właśnie w najlepsze powodowało, że rozluźniał się, wygodniej rozkładając w szkolnej ławce. Dzisiaj jednak nie był w stanie poczuć tego luzu, co zawsze. Jego dłonie pociły się nienaturalnie, a do twarzy przylepił się nerwowy uśmieszek, pogłębiający się, gdy tylko spoglądał w lewo, na profil swojej towarzyszki.
OdpowiedzUsuńMichelle była niską, drobną brunetką o błękitnych oczach, na które bezustannie opadała przydługa grzywka. Poznał ją jakiś czas temu, kiedy wylała na niego piwo kremowe w Trzech Miotłach. W tamtej sytuacji, pierwszym odruchem normalnego człowieka, byłaby złość. I tak samo było w przypadku Louisa, jednak kiedy spojrzał na jej przerażoną twarz, wybuchł śmiechem, aby nie zdenerwowała się jeszcze bardziej. Od słowa do słowa, w ciągu dwóch tygodni wszystko potoczyło się tak, że usiadła z nim w ławce na Mugoloznawstwie, a on uśmiechał się jak głupi, szczęśliwy, że ktoś w końcu zwrócił na niego uwagę. Louis przez swoje ambicje często miewał trudności w nawiązywaniu nowych znajomości, na które brakowało mu czasu. Quidditch, mnóstwo prac domowych i próby przypilnowania Theo, żeby choć trochę przyłożył się do nauki, spędzanie czasu z kuzynostwem – to wszystko wbrew pozorom było bardzo czasochłonne i Louis nie miał kiedy zająć się swoimi stosunkami z dziewczynami. Postanowił jednak, że w tym roku poświęci na to trochę swojej uwagi.
— Na przyszły tydzień, prosiłabym abyście przygotowali esej, przynajmniej na jedną rolkę pergaminu, dotyczący działania telefonu komórkowego. To bardzo szeroki temat, dlatego nie mam nic przeciwko temu, abyście pracowali w parach, ale pamiętajcie o tym, że mimo pracy w dwójkach, każdy musi oddać własną pracę! — usłyszał głos profesor Travers.
W głowie Louisa zaświeciła się zielona lampka, szeroki uśmiech wykwitł na jego piegowatej buzi. Nie mógł uwierzyć, że właśnie dzisiaj, kiedy pierwszy raz usiadł w ławce z Michelle, nadarzyła się tak cudowna okazja, aby mógł spędzić nieco więcej czasu z tą uroczą Krukonką.
Louis
[Mam nadzieję, że jest okej! Nie wiedziałam jakiej długości wątki preferujesz, więc nie przesadzałam :D]
[Nie zrozum mnie źle, każdy ma prawo do swojej opinii i doprawdy to szanuję. Nie wiem również, czy to tylko i wyłącznie poglądy rodziny Twojej postaci, czy też Twoje własne. Niemniej doprawdy nie rozumiem, skąd wzięło się przekonanie, że Puchoni to nieudacznicy, czy bycie jednym z nich, równa się z pośmiewiskiem...
OdpowiedzUsuńCzy chodzi o jeden, jedyny komentarz Hagrida? A może o fakt, że Draco najwyraźniej nie lubił Hufflepuffu bardziej od samego Gryffindoru, jak i prawdopodobnie większość rodów, powiązanych ze Śmierciożercami? Ogólnie, stereotypowe przedstawianie postaci z poszczególnych Domów na Kronikach, jest aż nad wyraz wyraźne i nagminne.
Najwyraźniej czytałam inne książki, bo w sadze Harry Potter nie każdy Gryfon był odważny, czy bohaterski; nie każdy Ślizgon był z samej natury zły; nie każdy Krukon był mądry; a już na pewno żaden Puchon nie był nieudacznikiem. No, może Zachariasz Smith, niemniej chyba jednak lepiej jest mieć taką zakałę Domu, niżeli te pokroju Lockharta, czy Pettrigrew, o co poniektórych Ślizgonach nie wspomniawszy.
Rozumiem, że nie każdy orientuje się w historii Wielkiej Brytanii i nie wszyscy wiedzą, że każdy Dom był odpowiednikiem któregoś z jej państw. Zapewne dlatego Slytherin i Hufflepuff - Irlandia i Walia - są najbardziej niezrozumiałymi Domami i najprędzej są przedstawiane stereotypowo. Nie zmienia to aczkolwiek faktu, że bardzo niefajnie czyta się tego typu opinie...
Nie atakuję Cię, czułam jednak, że nie mogę Twojego komentarza zostawiać bez echa. Zbyt wiele się tutaj ignoruje...
Niemniej, wciąż szczerze życzę Ci udanej zabawy i mam nadzieję, że się nie zrazisz po tym komentarzu :)]
James Potter
[Twój komentarz zabrzmiał bardzo niejednoznacznie, dlatego wolałam się upewnić :) Niestety, ale wielu tutaj przyjmuje stereotypowe myślenie o wszystkich Domach, choć tych dwóch w szczególności. Przyznam, że czasami trudno to ignorować.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się (chyba) nie obraziłaś, a w razie chęci, zapraszam do któregoś ze swoich panów :) Co prawda Ed jest sporo od Twojej postaci starszy, ale pewnie i z wicedyrektorem udałoby się nam coś napisać ;)]
James Potter
Louis uwielbiał swoje umiejętności magiczne i nie oddałby ich nikomu za żadne skarby! Pożyteczność, jaką niosło za sobą używanie jej była tak ogromna, że ciężko było mu wyobrazić sobie funkcjonowanie bez tego. Mimo tego, w jakiś niewytłumaczalny dla siebie sposób, zainteresował się mugolami, zupełnie jak jego dziadek, choć nikt inny w jego rodzinie nie podzielał tej fascynacji. Dlatego też zapisał się na Mugoloznawstwo, uważając, że musi to być przedmiot niesamowicie ciekawy, uczący o życiu ludzi, którzy potrafią funkcjonować bez tego, co dla Louisa było wręcz niezbędne.
OdpowiedzUsuńCzuł się nieco źle, pisząc na skrawku swojego pergaminu (coby nie hałasować, bo wiedział, że profesor Travers nie przepadała za niesubordynacją) „Będziesz ze mną w parze?”, a potem podsuwając list pod nos Michelle. Dotychczas każdą pracę w grupach odrabiał z Theo i teraz, proponując to komuś innemu, miał wrażenie, jakby zdradzał przyjaciela. Mimo wszystko miał jednak nadzieję, że ten zrozumie powód, dla którego Louis go wystawił. W końcu niecodziennie nadarza się okazja, aby spędzić trochę więcej czasu z osobą, która patrzy na ciebie w ten sposób.
Poczuł szturchnięcie wymierzone przez Theo, zignorował je jednak czekając na reakcję Krukonki, która pochyliła się, by przeczytać jego pytanie. Na kolejne, tym razem mocniejsze szturchnięcie też nie zareagował i choć czuł się z tym coraz gorzej, nadal wpatrywał się w Michelle, która w końcu pokiwała głową w odpowiedzi. Jego serce zatrzepotało w piersi. Gdyby mógł, zacząłby skakać z radości po klasie, pohamował się jednak, wyrażając swoją radość jeszcze szerszym uśmiechem. W końcu, znając odpowiedź, spojrzał przez ramię na przyjaciela. Słysząc jego pytanie, zmarkotniał nieco, przenosząc swoje spojrzenie z Michelle na Theo.
— Rozumiesz chyba. — Odezwał się szeptem, pojedynczym ruchem głowy wskazując na dziewczynę.
Było mu głupio, że olał Theo dla Michelle, ale to była dla niego jedyna szansa i naprawdę nie chciał jej zaprzepaścić. Dotychczas naprawdę nie miał szczęścia w tych sprawach i fakt, że zbliżały się jego siedemnaste urodziny, a on nie zaznał nawet czym jest pocałunek, ba, chociażby trzymanie za rękę dziewczyny niebędącej jego kuzynką, był niesamowicie frustrujący i trudno było mu się z tym pogodzić.
Po raz kolejny odwrócił się w kierunku przyjaciela. — Ale jestem pewien, że Chloe z chęcią zgodzi się na to, abyś z nią współpracował. — Odezwał się konspiracyjnym szeptem, przenosząc spojrzenie z przyjaciela na dziewczynę, która świdrowała ich wzrokiem. Już od jakiegoś czasu starał się przepowiedzieć chłopakowi, że niepozorna Chloe czuje do niego miętę, ten jednak zdawał się w ogóle nie interesować tym faktem, a przecież nie była taka zła. Chyba.
Louis
[Jest jak najbardziej okej! :D Kurczę… nie wiem czy uznajemy, że Lou wie o tym, że Theo woli chłopców, czy nie? Bo tak bez głębszego zastanowienia napisałam i zaczęłam się teraz zastanawiać..]
Obserwując zmiany zachodzące na twarzy Theo, Louis poczuł nieprzyjemne ukłucie żalu. Nott był osobą, z którą spędzał najwięcej czasu podczas trwania roku szkolnego, często też wybierał właśnie jego zamiast własnej rodziny, za co zdarzało mu się obrywać, jednakże nie potrafił inaczej. Cała troska i zainteresowanie jakim darzył tego chłopaka była tak niesamowicie naturalna, że czasami nawet nieco go przerażała, ale mimo to nie próbował w żaden sposób się wycofać, nie wyobrażał sobie funkcjonowania bez Theo. Bez ślęczenia z nim nad zadaniami domowymi i zaciągania go na mecze Quidditcha.
OdpowiedzUsuń— Obiecuję, że następny projekt zrobimy razem — powiedział cichutko, zdobywając się na uśmiech. Było mu niesamowicie głupio, ale już nic nie mógł zrobić. Słowo się rzekło, a on miał być w parze z Michelle. I w tej chwili miał ogromną nadzieję, że Theo zgodzi się na pracę z Chloe, nie wymagał od przyjaciela, aby nawiązał z nią jakąś głębszą relację, skoro tego nie chciał, ale Chloe była jedną z najlepszych uczennic i bez zająknięcia mogłaby odwalić większość roboty za Theo. — No weź, będąc z nią w parze nie musiałbyś za wiele robić — próbował namówić przyjaciela.
Zastanawiał się, co go ugryzło. Rozumiał, że w pewnym stopniu go zawiódł, wybierając na partnera do zadania Michelle zamiast niego, ale nie spodziewał się takiej reakcji. Theo wydawał się być równocześnie smutny i wściekły, co zaskoczyło Louisa, bo przedtem takie sytuacje nigdy się nie zdarzały. Ale przedtem nie próbował wymienić go na kogoś innego…
Słysząc słowa przyjaciela, poczuł jak krew w jego żyłach rozgrzewa gniew. Ze złością malującą się na twarzy spojrzał na Theo, uprzednio zerkając na Michelle, która zacisnęła wargi i spuściła wzrok na księgę będącą ich podręcznikiem. Westchnął, przymykając na moment powieki, aby pozbyć się złości. Nie gniewaj się na niego, mówi to w emocjach. — Powtarzał w umyśle, co sprawiło, że gniew uleciał z niego, choć w niewielkim stopniu.
— Theo to nie jest powód do takiej złości —mruknął. — Tobie też mogę z tym pomóc. — Dodał cicho, nawiązując kontakt wzrokowy z przyjacielem. Miał nadzieję, że uśmiech, który mu teraz posłał złagodzi całą wściekłość, jaka nagromadziła się w chłopaku. Z doświadczenia wiedział, że niewiele było trzeba, aby uspokoić Theo.
Louis
[Błędami się nie przejmuj, jeśli coś się wkradło – to nawet tego nie zauważyłam! Co ty na to, aby Michelle widziała jak Theo próbuje zająć się pijanym Louisem i widząc ich relację, sama uznałaby, że nie chce się między nich wpychać? To ona mogłaby uświadomić Lou o uczuciach Theo. :3]
[Dobra! To ja lepiej przejdę do tej akcji z pijanym Lou!]
OdpowiedzUsuńZacisnął wargi w cienką kreseczkę. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć przyjacielowi, jednakże przed próbą wybrnięcia z tej sytuacji uratowała go profesor Travers, zarządzając koniec lekcji, po czym Theo zerwał się ze swojego miejsca, nawet na niego nie czekając. Ciche westchnienie uleciało spomiędzy warg Louisa, który nie potrafił zrozumieć zachowania przyjaciela. Na Zielarstwie nie odezwał się do niego ani słowem i to nie tak, że tego nie chciał, po prostu widział w zachowaniu Theo swoistą niechęć, która zniechęcała go do próby nawiązania jakiejkolwiek rozmowy.
Piątkowy wieczór miał spędzić ze swoim kuzynostwem i był święcie przekonany, że nie skończy się to dla niego najlepiej. Dodatkowo, Roxanne zarzekła, że zabierze ze sobą Sangstera kojarzonego wyłącznie ze swojego zniknięcia, ale równocześnie (jak twierdziła Roxanne), z mocną głową i dobrym alkoholem. Louis, który miał z nim kontakt za czasów, gdy jeszcze Bellamy był w drużynie, miał świadomość, że taki towarzysz do butelki może oznaczać tylko jedno.
Dlatego, kiedy polały się pierwsze szklaneczki, a z czarodziejskiego radia w Pokoju Życzeń popłynęła muzyka, Louis uśmiechnął się szeroko, choć w jego głowie cały czas przepływały setki myśli dotyczących Theo i jego niechęci. Przez cały ten czas zamęczał się tym, szczególnie, że nie widział go od czasu lekcji Zielarstwa, głównie dlatego, że nie pojawił się nawet w dormitorium, chcąc uniknąć niezręcznego spotkania z przyjacielem. Nie wiedzieć kiedy, alkohol uderzył mu tak do głowy, że śmiał się głośno i wywijał na prowizorycznym parkiecie zupełnie nie do rytmu beznadziejnej muzyki, sączącej się po pokoju.
Kiedy wybiła północ, był już wstawiony na tyle, aby zapomnieć o wszystkich troskach. Wraz z kuzynostwem bawił się doskonale, wymyślając nowe, lepsze słowa do nieznanych im piosenek i grając w „pytanie czy wyzwanie?”. Cała zabawa zakończyła się między pierwszą, a drugą w nocy, kiedy to któryś z Weasley’ów (choć Louis nie miał pojęcia, który – równie dobrze mógłby to być on) puścił pawia. Bellamy Sangster, który był najtrzeźwiejszy w grupie, wypuszczał ich dwójkami z Pokoju Życzeń, żeby w razie kłopotów, łatwiej było im uciec. Choć ucieczka w stanie, w jakim się znajdowali mogła być cholernie trudna, a według Louisa – wręcz niemożliwa.
Z Pokoju Życzeń wyszedł jako ostatni, bo Sangster wziął sobie za zadanie bezpieczne odprowadzenie Roxanne do wieży Gryffindoru. I pomijając fakt, że zataczał się, próbując dotrzeć bezpiecznie do swojego dormitorium, to nie było tak źle. Nie było, przynajmniej do czasu, gdy nie zgubił się w labiryncie korytarzy i prawdę powiedziawszy – nie miał pojęcia jak dotrzeć do Wieży.
Louis
[Przepraszam za jakość tego odpisu!]
Droga, którą pokonał była długa (zapewne przez to, że wlókł się jak żółw) i kręta (a to wszystko przez to, że szedł zygzakiem i w pewnym momencie, chyba skręcił w zły korytarz, przez co musiał nadrobić sporo drogi), ale równocześnie całkiem zabawna (pewnie dlatego, że przez cały ten czas nucił sobie pod nosem jedną z piosenek, której tekst zmieniali podczas libacji). Niestety, w momencie, w którym uświadomił sobie, że zgubił się we własnym domu, jego motywacja do dalszej podróży przez szkolne korytarze zupełnie wyparowała, a on, słaniając się na nogach, oparł się o kamienną ścianę. Opuścił głowę w poddańczym geście, rękoma podtrzymując się zimnej ściany. Jego nogi wydawały się być jak z galarety, ledwo nad nimi panował. Był prawie pewien, że gdyby teraz się ruszył, te ugięłyby się pod nim i jak długi padłby na kamienną posadzkę obijając sobie kolana, łokcie i co najgorsze – twarz.
OdpowiedzUsuńOdsapnął cicho, zmęczony jak nigdy dotąd. W głowie nadal słyszał muzykę, a przed oczyma pojawiały mu się teksty piosenek, które wyczarowywał na ścianie Pokoju Życzeń, urządzając karaoke. Uśmiechnął się pod nosem. To był naprawdę fajny wieczór, szkoda, że Theo nie było z nami… Gdyby tu był, pewnie bez problemu trafiłbym do swojego łóżka. – Pomyślał, zasępiając się nagle, a uśmieszek spełzł z jego twarzy. Theo pewnie już dawno smacznie spał w jednym z łóżek w ich dormitorium, tuląc się do Księcia i mamrocząc pod nosem niezrozumiałe dla Louisa słowa. Jego umysł powoli analizował wydarzenia dnia wczorajszego i naprawdę pogarszało mu się samopoczucie, które przecież było już tak dobre!
Do jego uszu dotarł dźwięk kroków. Ciche szuranie kapci po posadzce, tak dobrze mu znane nie było jednak wystarczającym powodem, by zmusić się do uniesienia głowy. To mógłby być każdy, jednak Lou kojarzył to brzmienie, ciap, ciap, szur, szur. Nie kontrolując swoich emocji znów uśmiechnął się pod nosem. Ciap, szur, szur, ciap. Był pewien, że wyobraża sobie to wszystko, w końcu co Theo mógłby robić na szkolnym korytarzu o tak niebotycznej porze? Ciap, szur, ciap, szur. Coraz głośniej dochodząca do jego uszu melodia stawianych kroków zaczynała mieszać mu w głowie.
Dopiero gdy poczuł na swojej twarzy dotyk chłodnych dłoni, uświadomił sobie, że to jednak dzieje się naprawdę. Leniwie uchylił powieki, a świat jakby zatrzymał się, kiedy jego pijany wzrok napotkał spojrzenie zielonych oczu przyjaciela, w tej chwili tak wymarzone, że gdyby miał tylko wystarczająco dużo siły, rzuciłby się przyjacielowi na szyję. Jakby w spowolnionym tempie uniósł jeden kącik ust ku górze, w ten sposób okazując radość z przybycia Theo.
— Umm, ja — zaczął, ale nie dane mu było skończyć, bo Nott przerzucił jego ramię na barki, tym samym przenosząc ciężar ciała Louisa na własne. Usilnie starając się mu pomóc, Weasley postawił kilka chwiejnych kroków, niebezpiecznie przechylając się to na prawo, to na lewo. Zupełnie jakby płynął na łodzi. — Staaam się — wymamrotał, choć nie był pewien, czy Theo cokolwiek zrozumiał.
Cudem pokonali pierwszą część schodów. Zostały im jeszcze dwie i naprawdę, o dziwo szło im całkiem nieźle. Do czasu, aż Louis Pieprzony Pijak Weasley, nie potknął się o ostatni schodek na półpiętrze i nie naparł całym ciałem na Notta, przewracając go na zimną posadzkę i w ułamku sekundy później, lądując na jego piersi.
Louis
[Się trochę rozpisałam XD Chyba zbyt bardzo przywykłam do pisania pijanymi postaciami :D]
[Jak dla mnie to on jest słodki :D Życzę Ci masy udanych wątków, dobrej zabawy oraz niekończących się pokładów weny ;3 Zostań z nami jak najdłużej!]
OdpowiedzUsuńMathias Rathmann/Adam Lebiediew
Jedno było pewne. Louis Weasley wypił stanowczo za dużo, co doprowadziło do niemalże całkowitej utraty kontroli nad własnym ciałem i utraty kontaktu ze społeczeństwem. Z niewielkim opóźnieniem spostrzegł, że leży na Theo, ale było mu to całkowicie obojętne. Ciało Notta, choć nieco kościste, było tak niesamowicie ciepłe i wygodne, że gdyby tylko przymknął powieki, na pewno osunąłby się do krain Morfeusza. Dotyk dłoni na policzkach Louisa zdawał się wywoływać przyjemne ciepło na skórze twarzy. Miał wrażenie, że płonie w miejscach, których dotknęły opuszki palców Theo. Dobiegające do uszu słowa były niewyraźne, jakby jego przyjaciel stał za grubą szybą. Z przytłumionego dźwięku głosu chłopaka, jaki do niego dochodził, mógł wychwycić rezygnację i swojego rodzaju irytację. Dlatego też ostatkiem sił sturlał się z jego piersi, zaliczając nieprzyjemne i zdecydowanie zbyt chłodne spotkanie z posadzką. Coś na kształt jęku zmieszanego z gardłowym warknięciem wydostało się z ust chłopaka, gdy tylko dotknął zimnej podłogi.
OdpowiedzUsuńNie wiedział jak długo tak leżał, ale zdawało się, że trwa to wieczność. Wytrwale jednak znosił nieprzyjemne warunki panujące na kolejnym postoju, jaki zaliczył podczas tej jakże długiej podróży do Wieży Gryffindoru. Gdyby tak zastanowić się poważniej, ta posadzka nie była taka zła. Może i brakowało jej wiele do ciepłego ciała Theo, które niedawno dla Louisa było materacem, ale w tym stanie, mógłby zasnąć również tutaj, co pewnie by się stało, gdyby nie to, że poczuł nagłe szarpnięcie. Zimno zniknęło, a on sam zawisł nad ziemią, przewieszony niczym worek ziemniaków na ramieniu Theo. Teraz Louis był w stanie wyczuć każde drżenie i kiedy jego przyjaciel zachwiał się niebezpiecznie, uśmiechnął się nieprzytomnie.
— Chyaa za dużo wy – hik – pi – hik – łeś, Theo — powiedział niewyraźnie, głównie przez przerywającą mu czkawkę. — Chwie – hik – je tobą.
Przymknął powieki, dłonią sięgając do materiału górnej części piżamy przyjaciela, na której zacisnął pięść, niczym mały miś koala. Może i na tą chwilę nie docierała do niego powaga całej sytuacji, a prędzej bawiła go niesamowicie, to pewnym było, że następnego dnia będzie dziękować swojemu wybawcy na każdy możliwy sposób.
Uniósł głowę i uchylił powieki, dziwny cień zamajaczył gdzieś w oddali, a on mógłby przysiąc, że zna skądś postać sunącą po korytarzu. Michelle? – przemknęło mu przez myśl, nie wypowiedział jednak tego na głos. Uznając, że pewnie wyobraźnia płata mu figla, zwiesił z powrotem głowę, czkając ponownie.
Louis
[Mam doświadczenie w pisaniu pijanymi osobami! Lexie aka mistrz pijackich wątków!]
Wiszenie tak na barku chłopaka mogło z perspektywy osoby patrzącej z boku wydawać się dość niewygodne. Louis jednak, pomimo nieprzyjemnego ucisku w okolicy żołądka, spowodowanego rozłożeniem ciężaru ciała akurat na wystającej kości Theo, nie miał na co narzekać. Wczepiał się kurczowo w piżamę przyjaciela i nie wiedzieć dlaczego, wyobrażał sobie jedną ze scen z drugiej części Króla Lwa (tak, Louis oglądał mugolskie bajki, ale tylko te klasyki i głośno się do tego przyznawał!), w której Simba niesie w zębach Kiarę i ten obraz pojawiający się przed oczami, wywołał cichy chichot, który wezbrał, gdy Theo klepnął go w tyłek. Przywykł do ich przekomarzania i takie gesty nie sprawiały mu żadnego problemu.
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie chyba przymknęło mu się oko, bo nie miał pojęcia kiedy Theo podawał hasło Grubej Damie i przeniósł go przez dziurę pod portretem. Przebudził się w momencie wstrząsu wywołanego kolejnymi krokami stawianymi na schodach. Mruknął cicho, mocniej wtulając się w plecy przyjaciela. Do jego uszu dobiegł dźwięk skrzypiących drzwi do dormitorium i w następnej chwili został brutalnie zwalony na chłodną pościel. Jęknął nieprzytomnie, marudząc pod nosem. Niestety słów, które wypowiadał nie dało się zrozumieć.
Poczuł jak materac łóżka ugina się pod ciężarem drugiego ciała, a zaraz po tym wyczuł bijące od niego ciepło. Słowa Theo dotarły do niego z niemałym opóźnieniem, znów jakby zza grubej szyby.
— Mhm — wymruczał i ledwo kontrolując swoje ciało, przysunął się bliżej Theo, wtulając się w jego klatkę piersiową, a głowę wciskając pod jego brodę. — A co? — zapytał cichutko, o dziwo odzyskując władzę nad swoim językiem. Mruknął cichutko z przyjemności zaciskając dłoń na materiale piżamy przyjaciela.
Trzymał powieki zamknięte, doskonale wiedząc, że jeśli uchyli je chociaż na moment, jego głowa zmieni się w helikopter. Targała nim nadzieja, że Theo obejmie go ramieniem, choć sam nie wiedział dlaczego tak bardzo tego chciał. Pewnie ze względu na to, że zewsząd docierał do niego chłód, nie licząc oczywiście ciała przyjaciela, które niemal buchało ciepłem. Louis czuł, że w takiej pozycji nie pozostanie długo przytomny i wnet pozwoli zmęczeniu zupełnie ogarnąć swoje ciało i umysł. Nagły powiew chłodnego powietrza naparł na jego ciało, które zadrżało mimowolnie, a on sam zmniejszył jeszcze bardziej odległość między własnym ciałem, a ciałem przyjaciela.
Louis
[Aj tam od razu talent xD]
Poczuł ulgę, kiedy Theo objął go ramieniem. Kiedyś, gdy ich współlokatorzy cicho śmiali się z ich zażyłości i zwyczaju sypiania razem, Louis nawet nie zwracał na to uwagi. Miał usposobienie pluszowego człowieka, nie przeszkadzało mu naruszanie sfery osobistej i naprawdę lubił się tulić. A wszystko przez te rodzinne zwyczaje przytulania na powitanie i pożegnanie, te czasami denerwujące czochranie włosów przez babkę Molly i wiszenie młodszych kuzynek na jego barkach. Dlatego Louis naprawdę to lubił, a ramiona Theo przynosiły mu na myśli dom. Nie Muszelkę, a Norę, miejsce gdzie czuł się kochany i mógł być sobą. Tak samo czuł się przy nim i nikt nie miał prawa mu tego odebrać.
OdpowiedzUsuńSłyszał jego słowa, ale nie docierał do niego ich sens. Głos przyjaciela brzmiał w jego głowie, tak przyjemny i kojący, że zaczynał z każdym jego słowem osuwać się w sen. Mruknął cichutko, gdy poczuł jak Nott okrywa jego ciało kocem, a nagła zmiana pozycji, spowodowała, że wtulił się w jego bok, kuląc nieco, by ułożyć głowę na piersi przyjaciela. Czuł jego dotyk, palce przeczesujące włosy, nos przyciśnięty do głowy. Ciepło dostarczane przez jego ciało i zachowywane przez okrycie, wprowadziło go w stan błogiego snu.
Nie przejmował się jutrem, w końcu była sobota, a on mógł spać tak długo, jak mu się żywnie podobało. Jedyne czego mógł się obawiać, to kac, który z pewnością będzie męczył go przez pół dnia. Jak to zawsze bywało po libacjach alkoholowych, następny dzień miał przynieść ze sobą ból głowy, nadwrażliwość na dźwięk i światło, i co najgorsze – to nieprzyjemne uczucie pragnienia, którego nie dało się zaspokoić żadnym płynem.
Śpiąc w najlepsze, ułożył dłoń na boku Theo, opuszki palców wsuwając pod górną część jego piżamy. Louis uwielbiał czuć bliskość drugiej osoby i nawet jeśli nie miał żadnego doświadczenia w związkach, często łapał się na tym, że ma tendencję do brania swoich kuzynek pod ramię, gdy spacerowali błoniami i do częstego szturchania kuzynów. W ten sposób czuł, że jest żywą istotą, która czuje i ma przy sobie ludzi na których może polegać.
Obudził się zdecydowanie za wcześnie, zapewne przez promienie zimowego słońca, wpadające przez odsłonięte okno i uporczywie padające na jego twarz. Stęknął cicho i uniósł głowę, cały czas ułożoną na piersi Theo, a którą niemalże od razu przeszył ostry ból. Nie pamiętał, co działo się zeszłego wieczora, nie pamiętał jak trafił do dormitorium i jak to się stało, że spał w jednym łóżku z Nottem, ale nie czuł się z tego powodu zawstydzony, czy skompromitowany. Skoro był tutaj, nie musiał się niczym martwić. Spojrzał na śpiącego przyjaciela, którego twarz przyozdabiał delikatny uśmiech, co, jak uznał Louis, musiało znaczyć, że Theo śni o czymś przyjemnym. Przesunął się nieco dalej od niego i oparł bolącą głowę na dłoni. Drugą przeniósł na pierś przyjaciela, a później na szyję, po której przesunął opuszkami palców, ciekawy faktury jego skóry. Dopiero po chwili zorientował się, co do cholery wyprawia i szybko cofnął rękę, nie chcąc być przyłapanym na czymś, czego sam nie potrafiłby w logiczny sposób wytłumaczyć.
— Theo? — szepnął najciszej jak potrafił, próbując zignorować rumieniec, który z niewiadomych powodów pojawił się na jego zapewne pobladłej twarzy.
Louis
[Aż mi się cieplutko na serduszku zrobiło. Dziękuje :3]
Louis czuł się nieco zawstydzony, jakby przekroczył pewną granicę, sunąc palcami po szyi Theo. To wydawało się być aż nazbyt uczuciowe, wychodzące nawet poza schemat ich przyjaźni. Przygryzł wargę w oczekiwaniu na reakcję Theo, która nastąpiła niespodziewanie szybko. Obserwował uważnie jak jego przyjaciel się budzi i posłał mu uśmiech na powitanie. Zawsze uważał, że Theo jest na swój sposób uroczy, a teraz ta myśl ponownie zakołatała w jego umyśle.
OdpowiedzUsuń— Dzień dobry — powiedział cichutko, nieco zaskoczony, gdy dłoń Theo dotknęła jego twarzy. I w tej chwili, tak samo jak w poprzedniej to wydawało się być niestosowne. Louis nic jednak nie powiedział, zamiast tego przymknął powieki i mrucząc cicho, niczym zadowolony z pieszczot kot. Walczył ze sobą sam nie wiedząc, co powinien o tym wszystkim myśleć. Nie powinien rozkoszować się dotykiem Notta. — Tak, wszystko dobrze — odpowiedział, otwierając oczy i spoglądając na chłopaka. Czy dobrze robił okłamując go? Może lepiej byłoby, gdyby powiedział mu o tym, co dzieje się w jego głowie? — Czuję się, jakby ktoś uderzył mnie w głowę łomem — mruknął, układając się na łóżku. Nagły ruch wywołał kolejną falę bólu, przez co skrzywił się.
Louis miał nadzieję, że prześpi całą sobotę i był pewien, że gdyby teraz ktoś zaciągnął kotary w oknach, pewnie usnąłby z powrotem. Przymknął na moment powieki, wzdychając cicho.
— Nie pamiętam absolutnie nic, no może poza karaoke i tym, że Bellamy, o którym zawsze mówili, że upija się szklanką ognistej, wypił więcej niż ja, był zupełnie trzeźwy. — Zaśmiał się cicho. — Jak tu dotarłem? — zagadnął, przekręcając głowę i spoglądając na przyjaciela. — I… Nie przejmuj się, Michelle jakoś to przełknęła, a ja nie umiem się na ciebie gniewać — oznajmił, uśmiechając się szczerze. — Chociaż… wolałbym, żebyś już więcej nie robił jej przykrości, bo przecież nie robi nic złego.
Zerknął na piżamę przyjaciela, w którą on tak uporczywie wbijał swoje spojrzenie, i w której wyglądał tak cholernie uroczo. Lubił tę jego ekscentryczność. Piżamki w śmieszne wzorki były jednym z charakterystycznych dziwactw, ale Louis to w nim uwielbiał. Przygryzł wargę, zastanawiając się nad tym, co powinien powiedzieć.
— I Theo — powiedział łagodnie, przenosząc wzrok z powrotem na jego twarz. — Naprawdę nie musisz się obawiać, że moja relacja z Michelle cokolwiek zmieni między nami. Byłbym idiotą, gdybym zrezygnował z najlepszego przyjaciela dla dziewczyny.
Louis
[Akurat pisanie takich kart to nic trudnego! Zwłaszcza jeśli postać nie jest niezwykle mrocznym osobnikiem i pogodny z niej człek :P Nie ma co zazdrościć, bo moje wypociny to nic specjalnego, ale staram się pisać przynajmniej tak, by nie musieć się później wstydzić własnych prac :D Jakbyś potrzebowała kiedyś jakiejś panny do powiązania, to zawsze możesz na nas liczyć! ;)]
OdpowiedzUsuńLisa
[Ja tylko cichutko przeproszę, ale nie dam rady dzisiaj odpisać. Jestem padnięta, a czeka mnie pobudka o wpół do piątej. Obiecuję, że jutro jak tylko dam radę podrzucę odpis! ❤]
OdpowiedzUsuńLouis
stara się opisać je słowami w dość poetycki sposób, używając przy tym najrozmaitszych epitetów i metafor, zauważając w nim znacznie więcej niż przeciętny człowiek. Jednak Louis miał problem z jedną rzeczą, nie do końca radził sobie z odczytywaniem emocji z ludzkich twarzy. Widział smutek w oczach, nerwowe tiki i krzywy uśmiech kpiny, czy irytację, ale wszystko to było zbyt powierzchowne. Nie potrafił patrzeć głębiej, na to co działo się w umyśle drugiego człowieka, co w niektórych przypadkach było tak łatwe. Louis pod tym kątem był typowym mężczyzną, który nie szuka problemów tam, gdzie uważa, że ich nie ma.
OdpowiedzUsuń— Dzięki — odezwał się po chwili ciszy. — Podejrzewam, że gdyby nie twoja pomoc, przespałbym noc na szkolnym korytarzu. — Westchnął cicho. — Wydaje mi się, że na dłuższy czas mam dosyć alkoholu. — Uznał, uśmiechając się krzywo.
Wsłuchał się w słowa przyjaciela i pokiwał głową.
— Cieszę się, że to rozumiesz — oznajmił i już chciał z powrotem się do niego przytulić, ale ten podniósł się ze swojego miejsca i przeniósł się na własne łóżko.
Louis zmarszczył brwi, nie rozumiejąc za bardzo, co się właśnie wydarzyło i wychwytując kłamstwo w słowach przyjaciela. Westchnął cicho, przykrywając się dokładniej kocem i chowając twarz w poduszkę. Przecież przed chwilą wszystko było w porządku i nagle, jakby ostry nóż poszarpał odbudowującą się na nowo nić porozumienia, które zostało potargane przez ich kłótnie na mugoloznawstwie.
Męczył go niesamowity kac, głowa mu pękała, a do tego wirowało w niej milion myśli. Milion myśli skupiających się na Theo, który najwyraźniej nadal był na niego zły, mimo, że wszystko sobie wyjaśnili. Było mu przykro, bo naprawdę się starał (może nie wczorajszej nocy, ale dzisiejszego poranka już tak!), aby wszystko wróciło na normalne tory i najwyraźniej znowu coś sknocił. Zacisnął powieki, starając się ponownie zasnąć, ale ilość nagromadzonych w głowie myśli nie pozwalała mu się uspokoić.
Usłyszał ciche słowa przyjaciela, a jego serce załomotało w piersi. Otworzył szeroko oczy, nie spojrzał jednak w stronę łóżka, na którym leżał Theo. Zacisnął usta w cienką kreseczkę, zastanawiając się, czemu w głosie chłopaka pobrzmiewała nuta smutku.
— To chyba dobrze, nie? — zapytał cicho, kuląc się na łóżku.
Louis
Louis westchnął cicho w poduszkę i zwijając się w kłębek zakrył po sam czubek głowy ciepłym kocem. Było mu naprawdę przykro, bo nie rozumiał, dlaczego Theo zachowuje się w ten sposób. Pomimo okrycia i rozgrzanego ciała, czuł zimno. To wewnątrz siebie i to napierające na jego ciało z każdej strony.
OdpowiedzUsuń— Przykro mi — powiedział cichutko, bardziej do siebie, niż do Theo. Marzył o tym, aby przyjaciel zaznał szczęścia. — Nie mógłbyś zrobić czegoś w kierunku tego, aby ta osoba zaczęła jednak zwracać na Ciebie uwagę? — zapytał, nie wychodząc spod koca.
Ułożył się najwygodniej jak to możliwe i przymknął powieki. Ze wszystkich sił starał się oczyścić swój umysł z męczących go myśli i zrelaksować się na tyle, by osunąć się w sen. Był zmęczony, jego głowa pulsowała bólem, a mięśnie naciągały się równie boleśnie przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu. Pomęczył się trochę, aż w końcu ogarnął go błogi sen. Aczkolwiek nie na długo, widział przed oczami matkę, która zarzucała mu, że wszystko jest jego winą, widział ojca, który nie potrafił w żaden sposób zareagować. Jego ciało drżało, gdy umysł męczyły nieprzyjemne wizje.
Obudził się w pewnym momencie, spocony jak szczur, z grzywką przyklejoną do czoła i nadal bolącą głową. Zerwał się do pozycji siedzącej, dysząc głośno jak po przebiegnięciu maratonu. Palce w poszukiwaniu bliskości, zacisnęły się na wilgotnym od potu kocu. Louis przymknął na moment powieki, aby się uspokoić, lecz zamajaczył przed nim obraz matki i otworzył je szybko. Rozejrzał się po dormitorium, które świeciło pustkami. Krzywiąc się, podniósł się z łóżka i ignorując ból w mięśniach, zrzucił z siebie wczorajsze ubranie. Powinien pójść do łazienki i wziąć prysznic, ale prawda była taka, że nie był na siłach, aby tego dokonać. Przebrał się więc w nieco za dużą bluzę kupioną w mugolskim sklepie, gdy był na jednej z wakacyjnych wycieczek po Londynie z Theo i zwężane spodnie. Na stopy, wsunął sportowe buty i zarzucając kaptur na głowę opuścił dormitorium.
Przez Pokój Wspólny przeszedł niepostrzeżenie, uczniowie siedzący na kanapach byli na tyle zajęci sobą, że nie zwrócili na niego uwagi. Szybko (przynajmniej na tyle szybko, na ile pozwalały mu jego obolałe nogi), opuścił wieżę Gryffindoru i skierował swoje kroki ku lochom, by dotrzeć do kuchni. Nie miał pojęcia, która może być godzina.
— Lou? — usłyszał za sobą znany głos, gdy był nieopodal Wielkiej Sali. Zerknął przez ramię na siedzącą na parapecie drobną postać. W półmroku błysnął śliczny uśmiech Michelle, która zeskoczyła na posadzkę i podeszła do niego.
Była o wiele niższa. Louis bez problemu mógł oprzeć się brodą o czubek jej głowy.
— Jak się czujesz? — zagadnęła.
— A jak miałbym… — zaczął, ale dziewczyna przerwała mu szybko.
— Och, no widziałam Cię wczoraj — powiedziała cicho, nieco zawstydzona. — Ale Theo już Cię niósł do wieży, nie przydałabym mu się.
Louis otworzył szeroko oczy. Jak to Theo go niósł? Przecież był od niego sporo cięższy, a do tego pijany, co podwajało jego wagę.
— Opowiedz mi co widziałaś — poprosił, a Michelle, chwytając jego dłoń, pociągnęła go w kierunku parapetu, na którym przedtem siedziała i zaczęła mówić.
Louis
[Znów przepraszam, że tak długo to trwało. W ten weekend postanowiłam jak najbardziej odpocząć od komputera i zająć się nauką i znajomymi. :)
I tak! Poprzedni odpis mi ucięło. xD Byłam pewna, że go poprawiłam, ale albo mi się to śniło, albo naprawdę musiałam coś sknocić. Ale już nie ważne :D]
[Ja powinnam znów przepraszać i błagać o przebaczenie, za takie długie odpisywanie. Miałam w piątek studniówkę i poprzedzający ją tydzień był naprawdę ciężki. Wracałam do domu i jedyne, o czym myślałam to ten nieszczęsny bal. Teraz już na szczęście po wszystkim i mogę wrócić do regularnych odpisów!]
OdpowiedzUsuńLouis z niemałym zdziwieniem słuchał jak Michelle mówi o wczorajszej nocy. Jej głos drżał w niektórych momentach, gdy wspominała o Theo, ale uśmiechała się, dziwnie rozmarzona. I naprawdę to wszystko było gubiące. Louis nie rozumiał kolejnej osoby, która na zmianę smuciła się i radowała, choć on nie widział ku temu żadnych powodów. Westchnął cicho.
— Louis.. ja wiem, że to co teraz powiem może być nieco dziwne, ale wydaje mi się, że relacja między tobą a Theo jest tak piękna, że jakakolwiek osoba trzecia może ją doszczętnie zniszczyć. Nie zrozum mnie źle, ale wydaje mi się, że powinieneś dokładnie przyjrzeć się swojemu przyjacielowi. — Uśmiechnęła się, patrząc prosto w oczy Louisa. — Theo Cię kocha.. — Louis poczuł, że ściska go w dołku. „Przecież ja go też kocham, do cholery”, przeszło mu przez myśl. — I wydaje mi się, że nie jest to miłość, której ty oczekujesz. To nie jest miłość dwójki przyjaciół. Wydaje mi się też, że ty sam nie do końca rozumiesz swoje uczucia. Pijany człowiek jest najczęściej najszczerszym, bo nie potrafi ukrywać swoich uczuć. Ty, będąc pijanym patrzyłeś na niego jak w obrazek. — Westchnęła, a Louis zacisnął usta w cienką kreseczkę. Nie miał pojęcia czy powinien dosłownie odbierać słowa Michelle. — Nie wiem, może się mylę, może jesteś tak okropnie heteroseksualny, że teraz wściekniesz się na niego, ale… on jest… idealny. Wiesz, trudno jest znaleźć osobę, która kocha cię bezgranicznie i bezwarunkowo, która gotowa jest nieść cię przez setki schodów, gdy słaniasz się na nogach.
Michelle mówiła dalej, z jej ust ciągnął się potok słów, ale one nie trafiały już do Louisa. On próbował przeanalizować to, co powiedziała dotychczas. I może… może miała rację? Znał Theo od lat, kochał go jak brata, ale czy tylko? Nie.. Tak.. To absurd. Oczywiście, że kochał go tylko jak brata. Przed oczami zamajaczyła mu scena z rana, gdy dotykał szyję Theo, albo gdy Theo głaskał jego policzek. Przełknął ślinę, czując się, jakby nagle ktoś wylał na niego wiadro lodowatej wody.
— Cicho — syknął do Michelle, widząc zbliżającą się postać. Nott miał na sobie tę samą bluzę, co Louis. Po samym jego chodzie można było dostrzec, że jest zdenerwowany i spięty. Serce w piersi Louisa zatrzepotało, boleśnie obijając się o żebra. Może jednak Michelle miała rację? Może on potrzebował tej rozmowy, aby w końcu otworzyć oczy? Wystarczyło, że do nich podszedł i zachowywał się w charakterystyczny dla siebie sposób, a Lou nie mógł oderwać od niego oczu, poszukując prawdy w słowach Michelle.
— Nie szkodzi, Theo. Naprawdę nic się nie stało — odezwała się, a Louis nie musiał na nią zerkać, żeby wiedzieć, że kąciki jej ust uniosły się. — Och i w ogóle.. Chloe poprosiła mnie, żebym była z nią w parze na mugoloznawstwie, miała nadzieję, że ty jej potowarzyszysz. W tym wypadku wydaje mi się, że będzie najlepiej, jeśli weźmiesz się za to z Louisem. Prawda? — Michelle spojrzała na Weasleya, który pokiwał tylko głową, z głupawym wyrazem twarzy. Otrząsnął się dopiero, gdy dziewczyna posłała mu bolesnego kuksańca w żebra.
Odchrząknął.
— Jasne — uśmiechnął się dziwnie nieśmiało i zeskoczył z parapetu. Odwrócił się plecami do Theo, aby spojrzeć na Michelle, a jego usta wypowiedziały nieme „dziękuję”. — Theo, chodź ze mną do kuchni —powiedział, spoglądając przez ramię na przyjaciela i robiąc słynną, błagalną minę.
Louis
— Bez obaw, Theo. Mam jeszcze trochę do zrobienia — wskazała palcem na grubą księgę, którą czytała, zanim Louis pojawił się na horyzoncie. — A Louis cały czas marudził, że jest głodny. —Louis uśmiechnął się szeroko do Theo, kiwając ochoczo głową i starając się nie skrzywić, gdy tą przeszył ból. Zerknął przez ramię na dziewczynę i mrugnął na pożegnanie, a ta zaśmiała się cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.
OdpowiedzUsuńI odszedł, ruszył przed siebie, zostawiając za sobą dziewczynę, która otworzyła mu oczy. Słuchał wywodu Theo, nie mogąc powstrzymać się od cichego chichotu. Jego przyjaciel tak się nakręcił, że nawet gdyby Louis bardzo chciał, nie dałby rady wtrącić swoich trzech groszy. Dlatego milczał w oczekiwaniu, aż Theo się przymknie. Stało się to dopiero przed schodami prowadzącymi do lochów. Theo zatrzymał się, zaciskając palce na ramieniu Louisa.
W głosie Weasleya cały czas przewijały się słowa Michelle. Obserwował chłopaka, uśmiechając się szeroko i uświadamiając sobie, jak wiele dla niego znaczy. Louis był wdzięczny dziewczynie, szczególnie teraz, kiedy tak wpatrywał się w przyjaciela i zauważał rzeczy, których nie widział przedtem. Chociażby ten błysk w oku Theo, gdy na niego patrzył, te nieśmiałe momentami uśmiechy i nerwowe tłumaczenie się.
— Och, zamknij się głuptasie — powiedział Louis, gdy Theo wreszcie umilkł. Przerwał jednak, gdy ten poniósł wzrok, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Weasley uśmiechnął się czarująco. — Ze mną i Michelle.. wszystko w porządku. Doszliśmy do wniosku, że… — ucichł na moment, próbując odpowiednio dobrać słowa. — to nie jest to, czego oboje oczekujemy. — Dokończył, wzruszając ramionami. — Michelle nie ma ci za złe, że nazwałeś ją wywłoką, to bardzo wyrozumiała dziewczyna. I Theo.. naprawdę nie musisz się tak przejmować. Wszystko jest w jak najlepszym porządku, ty nie zrobiłeś nic złego, a ja nie jestem na Ciebie zły, głuptasie. — Louis uśmiechnął się do chłopaka i gnany jakąś dziwną potrzebą, uniósł dłoń, by przeczesać palcami opadającą na czoło grzywkę chłopaka. — A teraz chodźmy do kuchni, bo jestem głodny jak wilk — zarządził, stawiając pierwsze kroki ku schodom.
Pokonał połowę odległości, próbując zamaskować dziwne uczucie kłucia w żołądku i szybko bijące serce. Nie sądził, że słowa Michelle trafią do niego tak bardzo i tak szybko. Przełknął nerwowo ślinę i zatrzymał się, uświadamiając sobie, że Theo za nim nie idzie. Zerknął przez ramię.
— Idziesz? Czy mam sam urządzić sobie wyżerkę życia? — zapytał, susząc zęby.
Louis
[Ano tak, matura za pasem, a ja nawet o niej nie myślę XD I nie dziękuję, coby nie zapeszyć! A studniówka.. nie była zła :3]
Louis nie potrafiąc ukryć rozbawienia, zachichotał, zasłaniając usta dłonią. W kącikach jego oczu pojawiły się maleńkie zmarszczki, a dłoń nerwowo uniosła się do twarzy, by zaczesać do tyłu, opadające na czoło włosy. Mało brakowało, a potknąłby się o własne nogi.
OdpowiedzUsuń— Bankowo. Oni mają tam wszystko! — zawołał, szczęśliwy. — Ja to bym zjadł paszteciki dyniowe! I wypił trochę soku jabłkowego. A na drugie danie… lasagne! O taaaaak — przeciągnął ostatnie słowo, z rozmarzonym wyrazem twarzy.
Louis, mimo, że nie było tego po nim widać, był okropnym łasuchem. Potrafił zjeść tak ogromne ilości jedzenia, że jego brzuch nie był w stanie pomieścić już nic więcej, a po tym zmuszony był do spowolnionego chodu, przypominającego pijany, bo ociężałość nie pozwalała mu utrzymywać kierunku.
Rozochocony podrapał gruszkę, która po chwili zmieniła się w klamkę, a Louis, szczęśliwy jak nigdy wpadł do hogwarckiej kuchni. Biegające naokoło skrzaty, odwróciły głowę w kierunku Notta i Weasleya, a na ich uroczych twarzyczkach zamajaczyła radość. W ułamku sekundy cała gromadka otoczyła dwójkę przyjaciół, kłaniając się nisko.
— Dzień dobry, sir! Czy sir życzy sobie czegoś? — naprzód wyszedł pewien, sięgający mu do połowy uda skrzat, ubrany w zdecydowanie za dużą na niego bluzkę z logo Gwiezdnych Wojen, mugolskich filmów, zupełnej klasyki.
— A moglibyście zrobić dla mnie lasagne? I pudding czekoladowy, dla tego uroczego pana — powiedział, wskazując palcem na Theo. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co powiedział, przez co jego policzki zapłonęły. Louis przełknął nerwowo ślinę i bez komentarza usiadł przy blacie, zupełnie ignorując skrzata, który kłaniał się nisko, obiecując, że za chwilę poda im proszone dania.
Siedzieli w ciszy, dopóki nie dostali swojego jedzenia. Louis widząc parującą kostkę lasagne, rzucił się na nią, z szerokim uśmiechem. Ocknął się dopiero, gdy Theo kopnął go w kostkę. Louis przełknął nieco za duży kęs jedzenia, co wywołało ból w przełyku. Pokręcił głową, czekając aż nieprzyjemne uczucie minie, aby coś powiedzieć.
— Nie, Theo. — Wymamrotał, uśmiechając się. — Nie ma żadnej, innej dziewczyny. Po prostu Michelle… No.. naprawdę ją lubię, ale oboje uznaliśmy, że to nie jest to, czego szukamy. — Wzruszył od niechcenia ramionami. To była prawda. Może żadne z nich nie powiedziało tego głośno, ale Louis wiedział, że dokładnie to Michelle chciała mu uświadomić tą rozmową. Louis pokiwał głową, oznajmiając tym samym Theo, że doskonale wie, iż może powiedzieć mu wszystko i przygryzł nerwowo wargę, widząc jak Theo opuszcza wzrok na jego usta. — Nie —powiedział cicho, grzebiąc widelcem w talerzu i wpatrując się w nieładnie wyglądającą papkę makaronu, mięsa i sosu. — Nie całowaliśmy się, nasza relacja… cóż, rozwijaliśmy to w bardzo powolnym tempie, przytulałem ją tylko na powitanie i pożegnanie. Poza tym… Nic nie zrobiliśmy.
Louis
[Prawda jest taka, że nie przejmuję się nią za bardzo, ale równocześnie cholernie chciałabym już ją napisać.. Czwarty rok technikum, a ja mam już dosyć tej szkoły XD]
Louisowi nadal zależało na Michelle, ale po tym, jak dziewczyna wytłumaczyła mu wszystko jak typowemu ślepcowi, uświadomił sobie, że całe zainteresowanie nią zmieniło się diametralnie. Patrzył na nią bardziej w ten sposób, w jaki patrzył na Rose, czy Roxanne. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie traktował jej tak, jak ona by tego chciała. Bo owszem, uważał ją za śliczną i podziwiał jej urodę oraz intelekt, ale… łudził się, że to może wypalić, choć tak naprawdę całe oczarowanie nią przyszło dopiero w momencie, kiedy to ona zwróciła na niego uwagę. Przedtem… cóż, nawet na nią nie patrzył.
OdpowiedzUsuńWzruszył ramionami. — Nie wiem, Theo — skłamał. Nie chciał się wydać, że cokolwiek wie. Wolał przez najbliższy czas zostawić to w tajemnicy, przekonać się, czy Michelle miała rację. Uśmiechnął się do przyjaciela. — Póki co wolę skupić się na sobie, na rodzinie, na egzaminach, quidditchu. I na tobie — ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że nie miał pewności, czy Theo w ogóle go usłyszał.
Cała sytuacja z fruwającym puddingiem, bliskim płaczu skrzatem i przerażonym Nottem sprawiła, że Louis dusił w sobie pragnienie parsknięcia śmiechem. Był tak zajęty próbą powstrzymania wybuchu, że nie poczuł nawet czekoladowej papki lądującej na swoim policzku. Uspokoił się dopiero, gdy Theo spojrzał na niego i sam zaśmiał się dźwięcznie, przez co Louis wyraźnie stracił rezon. Uśmiechnął się za to szeroko, a ten uśmiech pozostał na jego ustach, gdy Theo pochylił się, by zetrzeć pudding z piegowatego policzka. Poczuł szarpanie w żołądku i wielką gulę nie do przełknięcia w gardle. Spuścił wzrok, wiedząc, że jeśli tego nie zrobi, nie powstrzyma się przed posunięciem o krok dalej i pocałowaniem chłopaka. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek poczuje taką potrzebę. Skóra na policzku zapłonęła pod dotykiem Theo.
— Przestań. — Bąknął cicho. — Nie zwalaj winy na siebie, to ja nie powiedziałem Ci nic o Michelle. Jesteśmy przyjaciółmi. Powinienem Ci ufać. — Uśmiechnął się do niego. — I pomyśleć, że dziewczyna mogłaby popsuć najlepszą relację, obiecuję, że nigdy na to nie pozwolę, okay?
Ich spojrzenia skrzyżowały się, a Louis mrugnął do Theo i pochylił się, by zgarnąć trochę mięsa na widelec. Skrzaty przeszły same siebie, przyrządzając najlepszą lasagne, jaką Louis jadł w życiu.
— Ja też za tobą tęskniłem. — Dodał po chwili.
Naprawdę mu go brakowało. Ciągłe sprzeczki, milczenie i niedomówienia. Louis miał tego dosyć i obiecał już sobie, że nigdy do tego nie doprowadzi. Doszedł do wniosku, że powinien przez jakiś czas poobserwować wszystko i przede wszystkim zastanowić się nad własnymi uczuciami.
Louis
[Wieeem. Mam nadzieję, jednak, że przeleci to jeszcze szybciej niż mi się wydaje. Niby mówią „szkoła średnia to najlepszy czas w twoim życiu”, bla bla bla, ja to najchętniej bym to wszystko rzuciła w cholerę. XD]
[Nieee, spoko, brzmi to całkiem mądrze. A więc ja ciebie również witam i wybaczam ten wielki błąd, że się nie przywitałaś wcześniej, tak jak należy. xd
OdpowiedzUsuńThe.. no powiem, ciężki. Zwykły chłopak, który urodził się w rodzinie, w której nie powinien.
Myślę, że na pewno by się lubili, to na pewno, bo w koncu oboje są zagubieni, przynajmniej po karcie Theo sprawia takie wrażenie, może się mylę.
Myślę, myślę, że mogliby się poznać... hmm, huuu, uuhh! No nie mam żadnego pomysłu, a szkoda, ponieważ wielka chęć mnie wzięła na tego twojego pana!
Dobra, muszę coś wymyślić! Tylko jaką ty byś chciała relacje? Kto wie może mnie coś natchnie. ]
Maddox
[Dziękuję za miłe słowa pod kartą Audrey ♡ bez obaw, nie zapomnę o tym miłośniku wzorzystych pizamek, ale właśnie jestem w drodze do stolicy, coby odwiedzić przyjaciela i wśród tych wszystkich przygotowań nie zdążyłam odpisać, za co naprawdę przepraszam. Jeśli uda mi się dorwać do komputera, kiedy będę w gościach - postaram się odpisać. A jeśli nie, choć będę próbować, odpiszę dopiero we wtorek po powrocie do domu. ;C ]
OdpowiedzUsuńprzesyłajacy piękne uśmiechy Louis i jego przepraszajaca autorka
Żołądek Louisa już dawno nie był tak szczęśliwy, jak w tej chwili. Uroczy uśmiech błąkał się po jego twarzy, z której oprócz błogiego szczęścia, emanowała okropna senność. Te dwa, nakładające się na siebie uczucia, sprawiły, że Louis Weasley wyglądał jak najbardziej rozczulająca istotka świata. Bardziej rozczulająca niż małe pandy, lub puszki pigmejskie. Dorzucenie pasztecików i soku jabłkowego, spowodowało, że trudność sprawiło mu unoszenie ociężałych powiek.
OdpowiedzUsuń— Też nie sypiałem najlepiej — westchnął cicho, przeczesując palcami opadające na czoło włosy. Wzdrygnął się, gdy przypomniał sobie poranny koszmar. — Ale dzisiaj już będzie lepiej — uśmiechnął się sennie. — Niech Ci będzie — uniósł leniwie ręce w poddańczym geście. — Zero nauki. Dużo snu.
Ociężale zsunął się ze swojego miejsca i powłócząc nogami, ruszył ku wyjściu z kuchni. Z pełnym brzuchem i Theo obok siebie, czuł się lekki jak piórko. W przenośni oczywiście, bo prawda była taka, że czuł się jak ciężarna słonica. Przynajmniej był pewien, że ciężarna słonica czułaby się właśnie tak jak on w tej chwili. Zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Co się działo w jego głowie, do cholery?
Pokręcił głową na znak, że nic nie zaplanował na ten dzień. — Spędźmy je tak jak zawsze — zaproponował, spoglądając na Theo. — Przejdźmy się do kawiarni, posiedźmy wśród tych głupich serduszek, wypijmy kawę z narysowanym na piance serduszkiem i pośmiejmy się z tych wszystkich zakochanych par, afiszujących się swoim uczuciem. — Zaśmiał się. Theo doskonale wiedział, że Louis nie znosił Walentynek, a raczej samej idei święta zakochanych. Dla Weasleya ten dzień nie miał sensu, uważał, że jeśli ktoś się kocha, powinien każdego dnia mieć walentynki, a nie tylko przez jedną dobę. Równocześnie Louis kochał ten dzień ze względu na urodziny Theo. I Louis nigdy tego dnia nie był smutny z powodu braku walentynki, bo miał swojego przyjaciela i ważniejsze było sprawienie mu radości, obdarowanie go prezentem i uczynienie go najszczęśliwszym na świecie. — A później zrobimy co tylko będziesz chciał. — Spojrzał na przyjaciela i uśmiechnął się szeroko.
Louis wiedział, że może pożałować tych słów i miał nadzieję, że Theo nie wymyśli czegoś trudnego do wykonania, bo wyobraźnia Notta czasami była zbyt wybujała.
Z głośnym sapnięciem wspiął się na ostatni schodek dzielący ich od portretu Grubej Damy. Ciężko oddychając, podał hasło i puścił Theo przodem, po czym sam przelazł przez dziurę w ścianie, prosto do Pokoju Wspólnego.
— W poniedziałek mecz — bąknął cicho, zrezygnowany. — Muszę jutro wcześnie wstać, bo Blaise nie da mi żyć, jeśli zaśpię na trening. Ale zaraz po tym, obiecaj mi, że będziesz zwarty i gotowy, aby wziąć się za ten cholerny esej — spojrzał na przyjaciela, unosząc jedną brew w oczekiwaniu na reakcję Theo.
Pokonali schody prowadzące do dormitorium i Louis, czując jak na widok łóżka jego ciało rozpływa się, niczym czekolada na słońcu, zrzucił kopniakiem buty ze stóp i nie przejmując się resztą garderoby, rzucił się na miękki materac. Wyglądało na to, że ich współlokatorzy byli nadal na nogach, ale Weasley miał to głęboko w poważaniu, był na tyle zmęczony, że nie miał ochoty się nimi przejmować. Wyciągnął ręce w kierunku Theo.
— A teraz chodź do mnie — wymamrotał, równocześnie przyciskając głowę do miękkiej poduszki.
Louis
[Pozwoliłam sobie trochę przeciągnąć to odpisywanie, za co znów przepraszam, ale jako, że jesteś na urlopie, to uznałam, że się nie pogniewasz, a ja przy okazji nie będę musiała tak długo czekać (taka niedobra egoistka ze mnie .-.) Ale może wybaczysz mi, jeśli zaproponuję Ci, abyśmy razem napisały walentynkową notkę? :D]
[Och, dziękuje za połechtanie mojego ego (dumna z siebie aż zjadłam kolejne ciastko mimo iż mówiłam, że nie będę ich jeść, no ale cóż... )
OdpowiedzUsuńWymyślmy coś! Sensu strikte zaplanowaniem planu operacyjnego mogę się zając ja ale musisz mi powiedzieć jedną jedyną rzecz, którą pozostawiam całkowicie tobie i się do niej dostosuję...w jakiej relacji widzisz naszą dwójkę? Do tego już bez problemu dorobie jakaś historię :)]
Rose&Belauh
[Znów przepraszam, zmogła mnie choroba i przez ostatnie dni nie miałam nawet siły wysiedzieć przed komputerem, a jeśli już próbowałam – to co pojawiało się na ekranie komputera to był jakiś bezsensowny zlepek słów. Z resztą nadal czuję się nie najlepiej, ale próbuje wziąć się w garść!
OdpowiedzUsuńKurczę, jasne że chcę! I naprawdę – nie rozumiem co takiego niesamowitego widzisz w tym, co piszę.. moje umiejętności są… zupełnie przeciętne xD Masz może gg? Albo maila? Podam Ci oba, a ty skrobnij do mnie, to się dogadamy, co do tej noteczki! GG: 20730878 ; mail: blackxbirdx@gmail.com]
Louis pochylił głowę, starając się zamaskować rozbawienie, które wywołały słowa Theo. Przez rozmowę z Michelle, Weasley doszukiwał się drugiego dna, w tym co mówił jego przyjaciel. Nie do końca wiedział, dlaczego to robi, ale nie potrafił przestać. W kółko powtarzał sobie, że powinien się opanować. Przełknął nerwowo ślinę, na widok rumieńca zalewającego policzki Theo. Musiało więc być drugie dno w jego słowach!
— Owszem, lepiej będzie, jeśli kino zostawimy sobie na przyszły rok — przytaknął, spoglądając na przyjaciela i uśmiechając się, najpiękniej jak potrafił.
W tym momencie, Louis obiecał sobie, że nie będzie czekał aż do przyszłych urodzin Theo, aby zabrać go do kina. Zerknął dyskretnie na zasapanego Notta i pokręcił głową z niedowierzaniem, uświadamiając sobie, że widzi znacznie więcej, niż dotychczas.
— Gdybym miał trening – nie poszedłbym pić. — Stwierdził. — Więc może lepiej byłoby, gdyby jednak Blaise nie zrobił nam soboty wolnej — zaśmiał się.
Jego łóżko było najwygodniejszym miejscem na całym świecie. Nawet to, które stało w jego pokoju w Muszelce nie było tak cudownie miękkie, tak przyjemne i ciepłe. No i prawie nigdy nie było w nim Theo. Louis poczuł dziwne ukłucie, kiedy jego przyjaciel kładąc się, wyznaczył swojego rodzaju dystans między ich ciałami. Spuścił wzrok na swoją pierś okrytą bluzą i westchnął cicho, nie wiedząc dlaczego, bał się sam przysunąć do Notta.
Przeniósł spojrzenie na chłopaka, który niemalże w tym samym momencie podniósł głowę. Niepewność, drżąca w oczach Theo była zauważalna na pierwszy rzut oka, Louis nie skomentował tego jednak w żaden sposób. Zamiast tego, bez słowa wpatrywał się w jego przygryzioną wargę. Chwilę później, granica między nimi zniknęła i Louis poczuł jak po jego ciele rozlewa się niesamowite ciepło.
Uśmiechnął się z ulgą, obejmując chłopaka i wciskając nos w jego włosy. Nie potrafił opisać dreszczy, które przebiegły po jego kręgosłupie, gdy poczuł ciepłe wargi Theo na swojej szyi. Czy były przyjemne? Nie wiedział. Dotyk ust chłopaka, sprawił, że Louis, nie kontrolując do końca swojego ciała przełknął nerwowo ślinę. Po raz kolejny tego wieczoru i naprawdę miał nadzieję, że Nott tego nie zauważył.
— Naprawdę? — zapytał i zacisnął powieki, uświadamiając sobie, jak bardzo drżał jego głos, przy wypowiadaniu zaledwie jednego słowa. Odchrząknął dla niepoznaki. — Za to ty pachniesz… — domem, przeszło mu przez myśl, ale wiedział, że takie wyznanie nie byłoby odpowiednie w tej chwili —… unikalnie, jak coś, co jest po prostu dobre, nie smaczne, ale dobre. Chodzi o samą istotę znaczenia tego słowa. Mógłbym powiedzieć, że czymś dobrym jest szarlotka mojej babci, jej uśmiech. Dobro to radość, którą czuję, kiedy wspinam się na siodło, to wiatr we włosach. Pachniesz, dobrem Theo i wolnością. — Louis nagle poczuł się dziwnie, jakby powiedział zdecydowanie za dużo. Przygryzł wargę, zastanawiając się, czy Theo nie skomentuje wybuchem śmiechu tego idiotycznego, poetyckiego wyznania. Że też akurat teraz musiało wyjść z niego zamiłowanie do poezji i jego marny talent do pisania wierszy.
Louis
[Ah i PS – Lou ma zielone oczęta :3]
[Ja mam zawsze ochotę na wątki! :) Cześć i czołem ;) Pomysł mam taki, że może Theo chciałby zostać bohaterem? Margie boi się ognia, więc pomyślałam że może jakiś Ślizgon by ją postraszył, Theo uratował, a później się zobaczy co z tego wyjdzie? Margo jest trochę zwariowaną dziewuchą więc zawsze coś się znajdzie :) Bo na konkretne powiązanie pomysłu nie mam, chyba że Ty na coś wpadniesz :)]
OdpowiedzUsuńMarguerite le Brun
Louis uśmiechnął się pod nosem, słuchając słów swojego przyjaciela. Naprawdę – nie spodziewał się pozytywnej reakcji na swoje wyznanie. Odetchnął cichutko z ulgą, i nadzieją, że ten urywany, nieco drżący dźwięk ulatującego z niego powietrza nie wywoła w Theo swojego rodzaju zdziwienia, czy wątpliwości, co do szczerości słów, które wypowiadał w jego kierunku. Miał wrażenie, że pod wpływem wzroku Theo, rumieniec pojawił się na pokrytych piegami policzkach, co wnioskował po wybuchu ciepła na skórze. W tej chwili naprawdę dziękował za te nieszczęsne piegi; były idealne do zamaskowania różowego koloru. Z ulgą przyjął zmianę tematu.
OdpowiedzUsuń— Och, w takim wypadku – obiecuję, że jak tylko nadarzy się okazja, załatwię Ci całą blachę jabłecznika babci Molly — zaśmiał się cicho. — Co Ty na to? — Zapytał, choć doskonale wiedział, że to zbędne, bo odpowiedź Notta dotycząca słodyczy zawsze brzmi tak samo. — I obiecuję, że nic z niego nie zjem! — Zaśmiał się cicho i zauważając, że niesforny kosmyk jego grzywki, wywinął się i sterczał pod dziwacznym kątem, z całych sił powstrzymywał się, aby nie sięgnąć do niego dłonią i nie zaczesać palcami na czoło chłopaka. — Tak, racja — bąknął, odchrząkając.
Westchnął cicho, czując kolano Theo, wciskające się między nogi. Nie utrudniał mu tego. Całym ciałem przylgnął do niego i obejmując ciasno, wcisnął nos w pachnące włosy przyjaciela.
— Dobranoc, w takim wypadku. — Powiedział cichutko, sennie.
Nawet nie zauważył, kiedy kocur Theo wparował do łóżka, zdążył już osunąć się w sen, którego obrazy wywołały na jego twarzy uśmiech. Nie był do końca pewny, co przedstawiają jego marzenia senne, ale wiedział, że w panującej sytuacji, czuł się wyjątkowo komfortowo. Westchnął cichutko, nieświadomie, układając dłoń na odkrytym boku Theo.
Następne, co pamiętał jak przez mgłę, to głuchy huk, który zignorował zupełnie, podejrzewając, że któryś z współlokatorów, musiał wpaść na coś, ewentualnie spaść z łóżka. Później nagle zrobiło się dziwnie chłodno. Naciągnął, więc na siebie kołdrę i zwinął się w kuleczkę, na powrót osuwając się do przyjemnych krain Morfeusza, w których wszystko było o wiele prostsze – nie było oceniania, każdy mógł być tym, kim tylko zapragnął, a największe problemy rozwiązywały się w banalny sposób, nie niosąc ze sobą wielkich konsekwencji.
Teraz już wiedział. Śnił mu się dom, ale nie taki, jakim go zapamiętał. Był tam tylko ojciec, szczęśliwy jak nigdy dotąd, proponował mu wycieczkę do Rumunii, do wujka Charliego, śmiał się głośno z czegoś, co powiedział Louis, a jego oczy iskrzyły od ogarniającego go szczęścia. Taki dom podobał mu się o wiele bardziej, niż ten, w którym mieszkał dotychczas.
Z przyjemnego snu wyrwał go dotyk dłoni na ramieniu, której chłód przebijał się nawet przez gruby materiał bluzy. Stęknął cicho i po chwili ignorowania go, w końcu uchylił ciężkie powieki. Chciał odezwać się, powiedzieć coś nieprzyjemnego osobie, która miała czelność go budzić, jednak na widok Theo, zamrugał leniwie, próbując lekceważyć rozlewające się po piersi ciepło.
Podniósł się do pozycji siedzącej i nie mogąc powstrzymać potężnego, przeciągłego ziewnięcia, pozwolił sobie otworzyć szeroko buzię i wydać z siebie śmieszny dźwięk. Czuł się całkiem wyspany, a na samo brzmienie słowa „impreza”, poczuł jak wracają mu wszystkie siły witalne. Okay, może i miał rano trening, ale przecież musiał nauczyć się pracować w każdych warunkach, prawda?
— Chyba zajrzę tam, może dzieje się coś fajnego — uśmiechnął się do przyjaciela i przeciągnął się. — Zejdziesz ze mną? — zaproponował, puszczając mu oczko. — No dalej, nikt nawet nie zauważy twojej pięknej piżamki — uznał, śmiejąc się cicho i chwytając za rąbek uroczego materiału.
Louis
Louis zachichotał, słysząc jak Theo próbuje się wykręcić z zejścia do pokoju wspólnego. Przez chwilę myślał nawet, że ten faktycznie będzie wolał zostać w dormitorium. Mimo wszystko, chciał aby ten jednak zdecydował się, by z nim pójść.
OdpowiedzUsuń— Gdybym taką dostał, nosiłbym z dumą — zaśmiał się, próbując uniknąć wymierzonego w bok kuksańca. Z szerokim uśmiechem sam trącił przyjaciela i ponownie pociągnął go za rąbek piżamy, palcami zahaczając o skrawek jego skóry. Dreszcz, który w tamtym momencie przebiegł od koniuszków jego palców, w górę ramienia był tak silny, że niemal się otrząsnął. Maskując jednak ten niespodziewany szok, wyszczerzył się do Theo.
— Bo mnie kochasz, a przeciwieństwa się przyciągają — rzucił w żartach, zanim zdążył ugryźć się w język. Nie miał tego na myśli! Nie chciał w żaden sposób mu tego wytknąć. Nagle zamarł, nie do końca wiedząc, co powinien teraz powiedzieć. Odchrząknął, nerwowo przeczesując swoje włosy.
Cholera jasna.
Na szczęście słowa wypowiedziane przez Theo, sprawiły, że się otrząsnął. Wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, przypominający pisk ekscytacji, w połączeniu z triumfalnym krzykiem i aby pospieszyć przyjaciela, zacisnął palce na jego nadgarstku i niemal siłą wyciągnął go z łóżka.
Louis w swojej bluzie wyglądał znacznie bardziej wyjściowo, w porównaniu do Theo w piżamie. Aczkolwiek nawet ten fakt mu nie przeszkadzał. Zawsze sądził, że Theo w swoich uroczych piżamkach wygląda cudownie i broń Merlinie, żeby wstydził się pokazywać z nim, gdy ten miał je na sobie. Nadal ciągnąc go za sobą, zbiegł po schodach dormitorium i ślizgając się po zimnej posadzce, wpadł do pokoju wspólnego, gdzie spore grono szósto i siódmoklasistów, siedziało w samym centrum, oblegając kanapy, fotele, a nawet puchate dywany.
Weasley uśmiechnął się do Bellamy’ego, który jak zwykle zajmując się alkoholem, pomachał do niego butelką Ognistej, której Louis zdecydowanie nie mógł się oprzeć.
— Theo, mam prośbę. Nie pozwól mi wypić więcej niż trzy szklanki —odezwał się do przyjaciela, ciągnąc go w kierunku Sangstera.
LOUIS, KTÓRY ZNÓW MA OCHOTĘ SIĘ NAPIĆ
Louis nawet nie potrzebował Theo, aby się opamiętać z Ognistą. Wypił dwie szklaneczki. Duże, ale to nadal nie więcej niż trzy. Prawda? Prawda?! Cóż, Louis łudził się, że tak. W jego głowie nieco szumiało, aczkolwiek był to szum na tyle przyjemny, iż zgodził się zagrać w butelkę. Ta nieszczęsna zabawa kojarzyła mu się z tylko z ogniskami w towarzystwie rodziny, dziwnymi pytaniami i głupimi zadaniami. Liczył jednak na to, że pozostali gracze nie będą mieli tak idiotycznych pomysłów, jak Albus.
OdpowiedzUsuńCzując zaczepkę Theo, wręcz nerwową próbę zwrócenia na siebie uwagi, zerknął na niego z uśmiechem, na moment spuszczając z oczu kręcącą się w szaleńczym tempie butelkę.
— Niech tylko przestanie się kręcić i pójdzie… — nie zdążył dokończyć, gdy jeden z ich współlokatorów, wrzasnął triumfalnie.
— Louisie Weasley! Pytanie, czy wyzwanie?! — Rudzielec zerknął na kolegę z dormitorium, a później na butelkę, która ewidentnie wskazywała na niego. No, tego się nie spodziewał. Westchnął cicho i przyodziewając jeden z najpiękniejszych uśmiechów, wzruszył ramionami. Odpowiedź była całkiem prosta.
— Nie życzę sobie, aby ktoś naruszał moją prywatność — uznał. — No dalej, zaskocz mnie z tym wyzwaniem. — W jego głosie można było wyczuć wyzwanie.
Ta sytuacja ciągnęła się w nieskończoność. Louis widział, jak dwójka jego znajomych pochyla się ku sobie i szepcze w ten konspiracyjny sposób, który absolutnie mu się nie podobał. Było już za późno, a słów, które wypowiedział jeden z nich, nie można było cofnąć.
— Pocałuj Theo.
Okej, Weasley zamarł. Na chwilę zapomniał jak się poruszać, jak mówić, na Merlina, nawet jak oddychać. W końcu przełknął ślinę i spojrzał w zielone oczy przyjaciela z ogromną dozą niepewności. I szczerze? W tej chwili mógł się założyć, że to samo dostrzega w tych lśniących oczach Theo. Psia kość. Przygryzł wargę, nadal wpatrując się w Notta, tym razem bardziej pytająco. Wystarczyła chwila, jeden błysk, by wiedział, że Theo nie ma nic przeciwko. Wystarczyła chwila, jeden impuls i skinięcie głową, by jedną z dłoni ułożyć na policzku przyjaciela i nerwowo pogładzić kciukiem wyraźnie zarysowaną pod skórą kość. Wystarczyła chwila, aby uświadomił sobie jak piękne są oczy jego przyjaciela, jak delikatna jest jego skóra.
A to wszystko wystarczyło, aby pochylił się i złączył ich usta w pocałunku. Delikatnym, w którym nie było absolutnie żadnej niepewności, miękkim i spokojnym. A Louis, cóż, Louis czuł, że płonie.
HE KOCHAJ MNIE
Louis słyszał te krzyki, skandowanie ich nazwisk, głosy wrzeszczące mu nad głową, że mają iść na całość, piski zarówno pijanych, jak i trzeźwych dziewcząt. Mimo panującej dookoła wrzawy, nie zwracał na nią uwagi. Nie chciał kończyć tego pocałunku, nie chciał odsuwać się od Theo, pragnął, aby ten moment zatrzymał się, tylko po to, by przeżywać go na nowo – w zapętleniu. Z każdą kolejną sekundą pragnął więcej, jego suche wargi nacierały na delikatne, wręcz dziewczęce usta Theo z pijaną czułością i czymś, czego sam nie potrafił określić.
OdpowiedzUsuńNie miał pojęcia, kiedy to wszystko się skończyło. W jego głowie huczała krew, czuł jakby cały krwiobieg zamienił się w płonącą wstęgę, która milimetr po milimetrze atakowała każdy mięsień w jego ciele wprawiając go w drżenie. A jego serce, cóż, jego serce niemal boleśnie obijało się o żebra. Zerknął na swojego przyjaciela i posłał mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki było go stać. Choć nie wiedział, czy było to mimowolnym odruchem, czy reakcją na malujące się na policzkach Notta rumieńce.
Mimo iż znajomi dookoła nich nadal gwizdali i rozmawiali rozochoceni – Lou przestał ich słyszeć. Widział tylko zawstydzonego przyjaciela, do którego, wręcz machinalnie mrugnął, jakby próbując rozładować panujące między nimi napięcie. To jednak najwyraźniej nie miało zamiaru tak prędko ustąpić.
— Koniec widowiska! — odezwał się w końcu, przekrzykując panującą dookoła wrzawę. Podniósł się z podłogi i otrzepując swoje spodnie, wyprostował się z cichym stękiem. — Jak tak dalej pójdzie, to nie wstanę na jutrzejszy trening. — Spojrzał na Theo w porozumiewawczy sposób. — To ten moment, w którym muszę powiedzieć pass i wrócić do łóżka.
— Tak, tak! — krzyknął jeden z młodszych Gryfonów. — Powiedz lepiej, że wolisz zająć się Theo na osobności!
Lou poczuł, jak gorąco uderza w jego twarz.
— A to już nie twój interes, co ja robię z Theo na osobności — odpowiedział pół żartem, pół serio. — Idziesz? — Te słowa skierował już do przyjaciela, mierzwiąc dłonią jego włosy.
Wiedział, że po tym małym przedstawieniu wszyscy Gryfoni zaczną plotkować. Ale szczerze? Miał to zupełnie gdzieś.
LOUIS, KTÓRY CHCIAŁBY CAŁĄ AKCJĘ Z POKOJU WSPÓLNEGO POWTÓRZYĆ W DORMITORIUM
O dziwo nogi pewnie prowadziły go do schodów, choć gdzieś z tyłu jego głowy krążyła myśl, że w każdym momencie mogą ugiąć się i zagwarantować mu bliskie spotkanie z posadzką. Zanim jeszcze postawił stopę na pierwszym schodku, odwrócił się twarzą do siedzących w pokoju wspólnym osób i zasalutował, szczerząc się jak głupi do sera. Jego serce nadal szalało, nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć, gdy ruszył przed siebie. Wzrokiem badał plecy przyjaciela, który zaskakująco pewnie piął się ku górze. Między nimi panowała cisza, której nie potrafił znieść. To było tak niezręczne, nienaturalne. Nadal czuł, że rumieniec zagrzewa sobie miejsce na jego policzkach. Powoli zaciskał i rozluźniał prawą pięść, co w pewnym sensie go rozluźniało. Czuł wrzenie krwi w żyłach, co powodowało, że napięcie po pocałunku, zamiast opadać, bezustannie pęczniało w jego ciele.
OdpowiedzUsuńWszedł do dormitorium za Theo, zestresowany jak nigdy dotąd w jego towarzystwie. Spojrzenie skierował na twarz przyjaciela, zastanawiając się, co może dziać się w jego umyśle. Bo u niego działo się stanowczo za wiele. Nie potrafił wydusić z siebie nawet słowa.
Ostatnim, co zarejestrował, był dźwięk głosu Theo, szelest materiału piżamy i jego kroki. A później krew Louisa zawrzała jeszcze mocniej (to było w ogóle możliwe!?). Miał nieodparte wrażenie, że miejscach, na których czuł dotyk przyjaciela, pojawiały się iskry. Mimowolnie zadarł nieco głowę, aby ułatwić mu dostęp do swoich ust. Mruknął cicho, z wyraźną rozkoszą i objął go ramionami w pasie. Nie pozostał mu dłużny w żaden sposób. Przyciągnął go bliżej siebie, tak, aby ich ciała nie dzieliła żadna odległość, a palce zacisnął na wzorzystej piżamce.
Nie docierało do niego to, co się dzieje. Bez opamiętania oddawał pocałunek, mrucząc cicho. Był niczym kot, zadowolony z poświęcanej mu uwagi i otrzymywanych pieszczot. W pewnym momencie, nie do końca myśląc o tym, co robi, wspiął się na palce i oderwał się od ust przyjaciela. Aby ten nie poczuł się odrzucony, trącił nosem jego nos, jakby w niemej obietnicy, że to jeszcze nie koniec.
— Wiesz, że powinniśmy pójść spać — wyszeptał, nie chcąc psuć chwili. Powiedział to, choć by niemal pewien, że na pewno nie uda mu się zasnąć. — Książę już zaległ na moim łóżku, więc może lepiej będzie, jeśli zostawimy go w spokoju — dodał, co miało być swojego rodzaju sugestią.
NO, SPARTACZYŁAM TO.. TAKŻE TEN
Louis przestał czuć skrępowanie. Od tak, po prostu. To całe uczucie prysnęło jak bańka mydlana, pozostawiając po sobie jedynie słodkawy zapach i wspomnienie. Bo przecież, jak mógł się czuć skrępowany przy Theo? Przy jego Theo? Nie mogąc się powstrzymać, zaśmiał się cicho, gdy tylko usłyszał żałośnie brzmiący głos chłopaka.
OdpowiedzUsuń— W porządku, może źle to ująłem. Chodźmy się położyć, głuptasie. — Uśmiechnął się do Theo. Pomimo tego, co powiedział, nie ruszył się nawet na milimetr. Było mu tak niesamowicie miło, ciepło i przyjemnie, że nie miał ochoty go puszczać. Nie chciał, aby ta chwila dobiegła końca.
Zadzierał brodę, aby móc patrzeć na twarz Notta. Tą niesamowitą twarz swojego przyjaciela, na widok której, jego serce właśnie drgnęło. Nie mógł przestać się uśmiechać, gdy tak wpatrywał się wprost w jego lśniące oczy. Louis nadal nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Ciche westchnięcie wywołane dotykiem Theo, przecięło panującą dookoła doskonałą ciszę. Weasley był teraz niczym marionetka, za sznurki której pociągał stojący obok chłopak. Pozwolił mu ująć się za dłoń i podprowadzić do łóżka. Oprzytomniał dopiero, gdy usłyszał jego pytanie.
— Och. Tak, faktycznie. — Bąknął.
Z cichym westchnieniem podszedł do własnego łóżka, na chwilę spuszczając wzrok z Theo. Szybkim ruchem pozbył się zarówno bluzy, jak i znajdującej się pod spodem koszulki, oraz spodni, które zamienił na wygodne dresy ze ściągaczami na kostkach. Louis nigdy nie sypiał w piżamach. Jedynie zimą zdarzało mu się zakładać spodnie, czy jeden z miękkich swetrów od babki Molly. Ale nigdy, ale to nigdy nie miał na sobie prawdziwej piżamy.
Ziewając wrócił do łóżka Theo, gdzie bez żadnych ogródek wpakował się pod kołdrę i przysunął bliżej przyjaciela. Zacisnął dłoń na materiale jego piżamki, na klatce piersiowej i schował twarz w zgięciu między szyją, a ramieniem Theo.
— Już jestem — wymruczał, ciepłym oddechem owiewając jego skórę. Nie wytrzymał jednak długo w tej pozycji, poparł się na łokciu i pochylił się nad twarzą chłopaka, by nosem trącić jego nos. — I nigdzie się nie ruszam. No, przynajmniej do czasu treningu — stwierdził, dąsając się nieco.
JEDNAK ODPISAŁAM
Każdy dotyk Theo powodował u Rudzielca przyjemne dreszcze. I choć Louis nie do końca to rozumiał, starał się skupiać na tym uczuciu, dzięki któremu kąciki jego ust unosiły się ku górze. Kolejne muśnięcia, czy to opuszków palców na plecach Louisa, czy warg na jego policzkach wywoływał, że jego serce wybijało rytmiczne crescendo. Przymknął powieki, nie mogąc oprzeć się rozkoszy, jaką dawał mu ten kontakt. W jego gardle narosła przyjemna dla ucha wibracja, cichy pomruk, którego Louis po prostu nie potrafił zatrzymać w sobie.
OdpowiedzUsuńWeasley nie odpowiadał na pytania Theo, nie mógł wydobyć z siebie żadnego, nawet najcichszego dźwięku. Nie licząc oczywiście mruczenia, które do złudzenia przypominało to, jakie zazwyczaj słyszał głaszcząc Księcia. Miał nadzieję, że Nott nie opuści dłoni, że nadal będzie sunął palcami po jego plecach, nadal dostarczając mu niesamowitej przyjemności.
W końcu odchrząknął cichutko, aby odpowiedzieć przyjacielowi. Nie mógł przecież cały czas milczeć jak grób.
— Proponuję, abyś pouczył się na historię magii gdy ja będę na treningu — stwierdził, wzdychając. — Referatem zajmiemy się od razu jak wrócę. Zebrałem już kilka tytułów, które opisują mugolską komórkę, powinno pójść w miarę sprawnie — dodał, wyciągając się wygodniej na łóżku.
Czując zaraźliwą moc ziewania, gdy tylko usłyszał jak Theo wciąga z zamachem powietrze, sam ziewną, przeciągając się niczym kotek i podwinął nogi, zwijając się w kłębek. Pokiwał głową, nie mając nawet siły odpowiedzieć. Poddał się dotykowi przyjaciela i oddał pocałunek, znów mrucząc cichutko. A zaraz po tym, wtulił się w klatkę piersiową chłopaka.
— Dobranoc, Theo.
Chyba jeszcze nigdy nie miał takiego problemu ze wstawaniem. Gdy tylko przebudził się nad ranem, szturchnięty przez jednego z kolegów, który oznajmiał mu, że za pół godziny trening, nie do końca zrozumiał sens jego słów. Później dostrzegł śpiącego słodko Theo i nie mógł oderwać od niego wzroku. Nie chciał zostawiać swojego przyjaciela i ciepłego łóżka. Jednak trening był dosyć istotny, zważywszy na to, że powoli rywalizacja w Quidditcha miała się zakończyć.
Z cichym jękiem wstał z łóżka i korzystając z tego, że cała reszta jego współlokatorów śpi, szybko przebrał się w szaty, w których zawsze trenował i podszedł jeszcze na chwilę do łóżka Theo, gdzie pochylił się nad chłopakiem, aby musnąć ustami jego policzek, a później wyszeptać cichutko.
— Wstawaj śpiochu, masz historię magii do ogarnięcia — nie wiedzieć czemu, nie kontrolując własnych czynów, skubnął zębami płatek ucha Theo i uśmiechając się szeroko, opuścił dormitorium, choć jakaś część jego osoby została przy (zapewne budzącym się) Theo.
ZIEWAŁAM RAZEM Z NIMI.
Trening dla Louisa był katorgą. Zimny wiatr chłostał jego policzki, prószący śnieg nieco zmniejszał widoczność, a jego ciało odmawiało posłuszeństwa, co zapewne powodowała nieznaczna ilość snu, którego zaznał tej nocy. Starał się jednak stanąć na wysokości zadania i wpuścił tylko trzy kafle. To wcale nie był zły wynik! Przynajmniej on sam tak twierdził. Fruwał od pętli do pętli, łapiąc, lub odbijając kafel każdą możliwą częścią ciała i miotły. Nie skupiał się na idealnej technice, po prostu robił swoje, aby później nie zostać zrównanym z błotem.
OdpowiedzUsuńZarządzenie zakończenia tej męczarni było dla Weasleya istnym cudem. W trybie natychmiastowym wylądował na zamarzniętej ziemi, aby wysłuchać słów kapitana i jak najprędzej udać się do szatni. Potrzebował ciepłej herbaty i czegoś do jedzenia, gdyż jego żołądek wygrywał symfonię, którą tylko Louis mógł usłyszeć. Skupił się jednak na wszystkim, co do powiedzenia miał kapitan. Kiwał głową na znak zrozumienia i odzywał się sporadycznie, gdy wpadał na jakikolwiek pomysł dotyczący ulepszenia ich gry.
Trącając Roxanne ze śmiechem, ruszył w kierunku budynków. Gdy tylko przekroczył próg szatni, próbując ignorować szczękające zęby, dostrzegł, że przebywa w niej ktoś spoza drużyny. Roxanne puściwszy do niego oczko, zajęła się sobą. Uśmiechnął się na widok siedzącego na jednej z ławek Theo. Wykorzystując fakt, że ten jeszcze go nie dostrzegł, podszedł bliżej i pochylił się nad chłopakiem.
— Psst — syknął wprost do jego ucha, mając nadzieję, że tym sprowadzi go na ziemię. — Nie miałeś się uczyć? — Odezwał się niemalże od razu, nie odsuwając się od Notta.
Usłyszał za sobą głosy znajomych. Żaden z członków drużyny nie skomentował pojawienia się Theo. Kilku z nich rzuciło nawet sympatycznym powitaniem. Louis przeczekał aż pozostali opuszczą szatnię, a wtedy sam zajął się zdejmowaniem ciuchów do ćwiczeń. Świadom obecności Theo, nie spieszył się z tym, kolejno pozbywając się każdej warstwy.
— Jadłeś coś? — zagadnął, składając spodnie i odkładając je na swoją szafkę. Absolutnie nie przeszkadzał mu fakt, iż stoi przed Theo w samej bieliźnie. — Bo ja nie zdążyłem, a mój żołądek już zaczyna przyklejać się do kręgosłupa.
WYBACZ