23 LUTY 1996 - NOWY NAUCZYCIEL TRANSMUTACJI - WYCHOWANEK DOMU SALAZARA SLYTHERINA
PRZYSIĘGA WIECZYSTA - SNOW - BYŁY PAŁKARZ - 13 CALI, WĄS KUGUCHARA, JAŁOWIEC
STATUS KRWI ODWIECZNĄ TAJEMNICĄ - OPIEKUN RAVENCLAWU - ANIMAG - BOGIN: BRAT
Zdecydowanie najbardziej intrygujący i tajemniczy członek czarodziejskiego rodu Rathmann urodzony w Berlinie. Od najmłodszych lat okrzyknięty totalnym odludkiem żyjącym we własnym świecie i wyznającym własne zasady. Ponad wszystko ceniący sobie szczerość i poczucie własnej wartości. Spryt i heroizm zmieszane z domieszką drogich perfum i codzienną lampką wina. Wymagający względem uczniów, nietolerujący spóźnialstwa, nieugięty tradycjonalista zwany sztywnym bucem. Kochający tylko tych i ufający tylko tym, którzy sobie na to zasłużyli. Zdecydowany dystans do większego grona ludzi. Nienawidzący zapachu lawendy i cynamonu. Gardzący kremowym piwem. Chodzący perfekcjonizm. W wolnym czasie najczęściej siedzi w wieży astronomicznej czytając książkę lub spaceruje po zamku. Można rzec, że Hogwart jest dla niego kolejnym przystankiem w życiowej ucieczce od problemów, które narodziły się, gdy jego rodzina powiązała swe życie z Czarnym Panem stając się jego mocnymi poplecznikami. Po przegranej wojnie Mathias z całego serca gardził swoimi bliskimi i bez chwili wahania wydał ich w ręce Ministerstwa zdradzając ich kryjówkę. Zupełnie nieświadomy wydał na sąd swoją narzeczoną, która również stała się jedną z Mrocznych, co ukrywała przed nim od samego początku, wtedy pożałował swojego czynu, co odczuwa po dziś dzień w męczących go każdej nocy koszmarach. Wstydzi się tego co zrobił tylko i wyłącznie ze względu na straconą miłość, niechętnie porusza ten temat stając się wtedy wyjątkowo drażliwym. Uwielbia różnego rodzaju słodycze oraz rum porzeczkowy.
Cześć! Postać numer dwa :3 Chciałam odświeżyć i ożywić nieco Mathiasa, wiec publikuję go ponownie :)
On nie jest taki zły, mam nadzieję xd Chodźcie na wątki i powiązania! <3 Miłość? Przyjaźń? Ktoś coś? :D
Fc: Nolan Funk
Kartę sponsoruje Three Days Grace
44148056, lifenotfair2@gmail.com
Wątki: Julia, Millie, Allie, Ethel
Stara karta
[Ależ ma pięknego kotka z heterochromią (zawsze bardzo chciałam być w ten sposób niedoskonała) i jaki cudowny z niego animag! Cześć, cześć, my się chyba znamy choćby z innego bloga, prawda? Życzę wielu wątków i jeśli masz chęć, to zapraszam do siebie!]
OdpowiedzUsuńSoleil Yaxley | Julie Jenkins
[Nigdy nie mam pomysłów na wątki na linii nauczyciel-uczeń, ale Mathias wydaje się całkiem sympatyczny! W razie, gdybyś miała jakiś pomysł to zapraszam do którejś z moich postaci :)]
OdpowiedzUsuńAmelia Mulciber | Roslin Creswell
[ Ooooo <3 Jakie to zdjęcie jest wspaniałe! Można zakochać się w kuzynie? Powiedz, że można! :D ]
OdpowiedzUsuńYou Know Who ^^
[Znam to. :P
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, że wizerunek świetny i nieskromnie się z tym zgodzę. Cole to jednak Cole. Widziałaś nowy serial z nim, Riverdale się nazywa, polecam, bo ja się zakochałam!
To może wątek zaproponuję, jeżeli masz chęci?
Wiem, że chęci są zawsze, ale pomysły nie za często c:]
Maddox
[Maddox jest szczery i ma wielkie poczucie własnej wartości więc myślę, że by się dogadywali.
OdpowiedzUsuńMax interesuje się Transmutacją i pewnie lubiłby te lekcje. Ostatnio często pewnie by chodził z głową spuszczoną ku dołowi, przez ostatnie zdarzenie w jego życiu. Myślę,że pan profesor by się tym zainteresował. ]
[Ty wiesz, że ja czekam. Czekam, czekam, czekam a czas leci leci, leci.... :) :)]
OdpowiedzUsuńRonnie & Belauh
Prawda była taka, że Mathias nigdy nie głaskał Julii po główce. Był profesjonalistą, w stu procentach i nie pozwalał ich prywatnej, rodzinnej relacji oddziaływać na ich relację uczeń-nauczyciel. Na zajęciach nigdy jej nie faworyzował, nie sprawiał, że mogła czuć się jakkolwiek wyróżniona, nigdy też nie miała łatwiej. Czasem zdarzało się, że coś jej podpowiedział, gdy w jego obecności odrabiała pracę domową, ale nie było to więcej niż z jakiegokolwiek innego przedmiotu. Może łatwiej by było rzeczywiście głaskać ją po główce, wybijać do góry i przenosić prywatną sympatię na lekcje, ale żadne z nich tego nie chciało. Miało być normalnie i przede wszystkim fair wobec innych.
OdpowiedzUsuńW tym momencie jednak wszystko się mieszało. Był jednocześnie jej kuzynem i opiekunem Ravenclaw i próbował wpłynąć na jej decyzję z obu stron, sprawiając, że zupełnie nie mogła się ruszyć. Chyba jednak nie znał jej najlepiej, bo gdyby ją znał to wiedziałby doskonale, że nie tędy droga, a więcej osiągnąłby normalną rozmową, nie rozkazami. Albo osiągnąłby to samo, ale mniejszym kosztem.
- To jest jakiś żart. - westchnęła, kręcąc głową i oderwała wzrok od Mathiasa. Czuła się bezsilna, a cholernie nie znosiła tego uczucia. Próbowała znaleźć jakiekolwiek wyjście, ale naprawdę niewiele dobrych rozwiązań przychodziło jej do głowy. - Serio? Chcesz mnie wywalić z drużyny dzień przed ważnym meczem?
Spojrzała kuzynowi oczy, mocno zaciskając zęby ze złości.
- Okej. - powiedziała w końcu, zaklęciem szybko przywołała swoją miotłę i wcisnęła ją Mathiasowi. - W takim razie grasz za mnie. Bez dyskusji.
Skrzyżowała ręce na piersi i spuściła głowę, żeby nie widział, jak jej oczy zaczynają błyszczeć od łez, które przecież i tak nie popłyną, bo im na to nie pozwoli. Nie teraz.
- I nie rób tak więcej, proszę Cię. - dodała cicho, marszcząc brwi. Czuła się, jakby nie miała znaczenia, a jej opinia była ostatnią, na którą się zwraca uwagę. Czuła się jak małe dziecko, którego nie dopuszcza się do uczestniczenia w procesie decyzyjnym. Czuła się, jakby Mathias, który przecież się o nią szczerze martwił, zapomniał o tym, że nie jest tylko robotem na skraju wyczerpania, ale wciąż coś czuje.
Julia
[Wybacz. Jestem. Pochłonęła mnie sesja i studia. Zaraz coś Ci wyślę ładnego :) ]
OdpowiedzUsuńAllie już bez dwóch warkoczyków
Allie przemilczała większość wypowiedzi Mathiasa, słuchając spokojnie jego stonowanego głosu. Zaskakiwał ją trochę fakt, że mówił o swoich rodzicach w tak spokojny sposób. Z tego co zdążyła się zorientować to słowa „Czarny Pan” wywoływały wśród angielskich czarodziei swego rodzaju popłoch, a już na pewno negatywne emocje. Collins nie wiedziała o nim zbyt wiele, prócz kilka najważniejszych faktów. Z tego, co zrozumiała najwyraźniej miał coś wspólnego z bitwą, która stoczyła się w tych murach.
OdpowiedzUsuńBlondynka odpłynęła w swoich przemyśleniach, wracając wspomnieniami do przeszłości. Takiej beztroskiej, kolorowej, pachnącą poranną rosą i świeżymi kwiatami z ogrodu. Ileż oddałaby za to, by cofnąć czas i zatrzymać się w miejscu. Chociaż z drugiej strony nie miałaby możliwości przeżyć czegoś takiego, co właśnie działo się między nią, a Rathmannem. Nie potrafiła tego jednoznacznie określić, ale z jakiegoś powodu jej serce niesamowicie radowało się z odnalezienia znajomej sobie duszy. Kogoś, kogo znała uprzednio i mimo długiej rozłąki oraz przerwy w kontaktach ich rozmowa płynie samoczynnie, bez jakiegokolwiek wspomagania. W sumie mogliby nawet milczeć, a sama Collins byłaby szczęśliwa.
Z przemyśleń wyrwał ją ciepły głos mężczyzny, cicho noszący się po pustej przestrzeni wokół nich. Wciąż byli sami w Skrzydle Szpitalnym, do którego docierały już promienie słoneczne, zaglądające przez najbliższe okna. Treść słów wywołała na twarzy Allie subtelny uśmiech, ale zawstydzona zniżyła głowę, uciekając od wzroku leżącego. Serce zabiło kobiecie trochę szybciej, niż powinno. Doskonale znała odpowiednią częstotliwość, a ta zmiana lekko ją zaniepokoiła.
- Na razie nigdzie się stąd nie wybierasz – rzekła spokojnie, wstając z miejsca. Stan profesora, choć się poprawiał, to nie wyglądał zbytnio najlepiej. Jednak już jej w tym zadanie, by oddać szkole w pełni sprawnego pracownika. W ten sposób mogła spędzić z nim trochę więcej czasu, a nie ukrywała, że z chęcią trochę by mu go ukradła…
- A w jakim celu chcesz mnie tam zabrać? – zapytała, gdy znalazła się dokładnie naprzeciwko Mathiasa za poręczą przy końcu łóżka. Odważnie przyglądała się mężczyźnie, gdy opadła głowę o rękę. – Nie wiem, jak się miewają twoje kontakty z uczniami, ale chyba nie powinno się przyjmować nic w zamian. Taką mamy pracę – westchnęła blondynka.
Po sali rozbrzmiało skrzypnięcie wielkich drzwi, zza których wyłoniła się znajoma dziewczyna. Allie patrzyła chwilę, jak pośpiesznie, ale i trochę nieśmiało zbliża się ich kierunku. Z tej przyczyny kobieta odepchnęła się od ramy, obdarzając mężczyznę krótkim, acz sympatycznym spojrzeniem.
- Miłego dnia – Allie odwróciła się, by za chwilę zniknąć za drzwiami do swojego pokoju.
***
Tydzień później, gdy Collins unormowała swoje życie senne, wstając rano zadecydowała o najprawdopodobniej ostatecznej zmianie opatrunków profesora transmutacji. Rana goiła się na mężczyźnie zadziwiająco szybko, co niesamowicie cieszyło kobietę, ale po dłuższych przemyśleniach trochę smuciło. Kiedy leżał na szpitalnym łóżku mogła zjawiać się koło jego boku kiedykolwiek tylko tego chciała, tłumacząc się własną pracą. Od jej decyzji zależeć będzie właśnie to codzienne odwiedzanie.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się Allie, gdy podeszła do siedzącego na łóżku Mathiasa. Tego dnia wypowiedziała to trochę mniej entuzjastycznie, niż robiła to przez ostatnich kilka dni. Zupełnie jakby wróciła do dawnej opanowanej siebie. – Wychodzi na to, że dzisiaj nadszedł tak długo wyczekiwany przez ciebie dzień.
Allie
[Dobry wieczór! C: Już kiedyś tu byłam, ale trudno przejść obok tak cudownie uśmiechniętego pana! Super jest, a uczennice to pewnie nie dają mu żyć i wcale bym się im nie dziwiła, bo oh, no fajny ;) Lisa wciąż pachnie lawendą i wciąż niezbyt jej idzie z transmutacją, więc wątku nie proponuje, ale może uda nam się coś stworzyć w przyszłości, z moją nową postacią. Tymczasem mnóstwa weny i samych ciekawych wątków! :)]
OdpowiedzUsuńLisa Bassett
[Witam ponownie w naszym zacnym gronie :D
OdpowiedzUsuńWidzę kilka zmian w karcie, która, jak zawsze, wyszła Ci bez wątpienia ciekawie :) Charakterystyczna forma animaga, muszę przyznać; choć koniec końców chyba nie za bardzo praktyczna, niestety :/ Raczej bowiem rzuca się w oczy nawet w czarodziejskim świecie.
Mathias jest troszkę starszy od Teda, ale na pewno dobrze go kojarzy go z czasów szkolnych, tym bardziej, że jeden z jego najlepszych przyjaciół był Ślizgonem rok niżej od Rathmanna. Eddiego musi kojarzyć siłą rzeczy, jest z końcu wicedyrektorem Hogwartu; a i Jamesem pewnie gdzieś mu się w życiu rzucił przelotem w oczy ;)
Uroczy kociak ze Snow, doprawdy :D Życzę Ci udanej zabawy oraz wielu ciekawych wątków i powiązań, w razie chęci zapraszam do swoich panów...]
Ed Bones || Teddy Lupin || James Potter
Allie delikatnie i ciepło uśmiechnęła się do mężczyzny, odnajdując w nim tego małego uroczego Mathiasa biegającego po zielonej trawie ogrodu tuż za dość sporym domem. Chciałaby mu powiedzieć, jak bardzo cieszy się z ich ponownego spotkania, ale jakoś nie potrafiła ująć w słowa tej radości, którą odczuwała. Była ona złożona z dwóch części: nie czuła się już tak odosobniona, przybywając z zupełnie innego kraju, ale i nie samotna, odnajdując osobę, która bardzo dobrze ją rozumie.
OdpowiedzUsuń- A pan jak się czuje ze świadomością, że poskładała pana uzdrowicielka siejąca postrach wśród uczniów Hogwartu? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale zaraz jeszcze dodała. – Mam nadzieję, że równie dobrze, co ja.
Kiwnęła powolnie kilka razy głową na jego zaproszenie. Na chwilę ponownie odpłynęła w myślach, gdy odprowadzała go wzrokiem do wielkich drzwi wejściowych Skrzydła Szpitalnego. Wypełniało ją jakieś dziwne szczęście, kiedy Rathmann pojawiał się obok niej. Wystarczyła po prostu jego obecność, by jej serce zachowywało się odrobinę inaczej. Dawno już nie zaznała takiego uczucia. Chyba ostatnio kiedy…
Nagle urwała swoje przemyślenia, gdy profesor zniknął za jednym z drewnianych skrzydeł. Collins przygryzła dolną wargę, zdając sobie sprawę z tego jak się zachowywała. Zupełnie jak zakochana nastolatka, gdy miłość otumania ją do tego stopnia, że nie widzi świata poza swoim wybrankiem. Już raz to przechodziła i nie wyszła na tym zbyt najlepiej. Najgorszy była fakt, że zdarzyło się to całkiem niedawno. Allie westchnęła, odrywając w końcu wzrok od zamkniętych drzwi. Przyjrzała się całemu pustemu pomieszczeniu. Ostatnio było w tym miejscu jakoś zadziwiająco spokojnie. Kobieta wzruszyła ramionami, zabierając się za sprzątanie niedawno używanego stanowiska.
***
Na kolacji zjawiła się dosyć późno, ze wstydem unikając wzroku Mathiasa. Spojrzała przelotnie na profesora, jak zwykle z delikatnym uśmiechem zarezerwowanym wyłącznie dla niego. Zaczynała trochę obawiać się swoich reakcji i emocji, ale och! To było silniejsze od niej, zupełnie jakby niewidzialna siła przyciągała ją do Rathmanna. Po prostu nie potrafiła ignorować jego obecności.
Jak się pojawiła, tak szybko ulotniła się z Wielkiej Sali w pośpiechu wracając do własnych czterech kątów. Głównie tylko po to, aby zrobić porządek ze swoimi włosami, które zazwyczaj upięte w niedbały kok pozwala, by te żyły własnym życiem. Blondynka rozpuściła je, by starannie rozczesać i ułożyć jakoś sensownie. Potem pośpiesznie przemierzała korytarze Hogwartu, aby na czas znaleźć się na miejscu. Wychodząc na zewnątrz ogarnęło ją zimne powietrze oraz ciemność. O tej godzinie zima dawała we znaki, chociaż nie było najgorzej. Allie opatuliła się szczelniej, a zauważając stojącego na dziedzińcu Mathiasa przyśpieszyła kroku.
- Już jestem, przepraszam – rzekła, gdy już znalazła się wystarczająco blisko. Nie widząc jak się z nim przywitać, po prostu owinęła własne ramiona, kuląc się odrobinę. – Mam nadzieję, że ni czekałeś zbyt długo. I chodź szybko, ten wieczór nie należy do najcieplejszych – Collins poprawiła szal, gdy tylko skończyła mówić. Prawda była taka, że źle znosiła zimno, które bardzo szybko ją dotykało z powodu dość drobnego ciała. Zazwyczaj najbardziej cierpiały dłonie, które po kilku minutach zaczynały boleć i lekko czerwienieć z opanowującego ich mrozu.
Allie
[Wybacz, trochę to trwało, ale odpis w końcu jest! :)]
OdpowiedzUsuńMillie była osobą, która wolała żyć z każdym nauczycielem w przyjaznych stosunkach, a jeśli się w takich nie dało, to chociaż w neutralnych. Starała się więc ich obserwować i dobrze poznać, aby dowiedzieć się jakie zachowanie należy przyjąć, żeby nie mieć z nimi na pieńku. Oczywiście, cały czas była przy tym sobą, a że była grzeczną, ułożoną perfekcjonistką, zazwyczaj nikomu nie podpadała. Zapewne właśnie dlatego wkradła się w łaski Rathmanna, który był dość trudnym oraz wymagającym człowiekiem, jak i profesorem. Przynajmniej taki był na co dzień, a Millie udało się poznać jego drugą, tę przyjemniejsza stronę. Bo gdyby jej się to nie udało, zapewne nie cieszyłaby się tak na fakt, że to on ma jej towarzyszyć podczas dekoracji Wielkiej Sali i organizacji kuligu. Tymczasem była naprawdę z takiego obrotu sprawy zadowolona, przynajmniej wiedziała, że nie będzie sztywno i nie będą pracować w milczeniu. Millie lubiła rozmawiać z ludźmi, szczególnie starszymi, którzy podróżowali po świecie i bardzo często mieli naprawdę dużo do powiedzenia. Sama bardzo chciała zwiedzać świat i miała nadzieję, że po skończeniu Hogwartu uda jej się odwiedzić kilka miejsc w Europie, a nawet i poza nią. Wiedziała jednak, że dopóki się nie dorobi, na bok będzie musiała odłożyć plany długich i kosztownych wycieczek.
Chociaż zostało jej pół roku do skończenia szkoły, kompletnie nie wiedziała gdzie będzie szukać pracy. Wiedziała jedynie, że cokolwiek będzie robić, będzie to związane z eliksirami. A to czy będzie pracować w Ministerstwie Magii, czy w św. Mungu pozostawało jeszcze kwestią do zastanowienia. A może założy własną aptekę lub mały sklepik z eliksirami? Albo zostanie asystentką jakiegoś wielkiego mistrza eliksirów i za jakiś czas sama zostanie jednym z nich? Niemal co noc się nad tym zastanawiała, ale za każdym razem dochodziła do tego, że nie ma pojęcia. Wolała więc skupić się na mniej odległych rzeczach, takich jak zorganizowanie kuligu, obowiązki prefekta czy zbliżające się owutemy.
— No cóż, może to i dobrze, że tak się Panu nie chce, bo nie darowałabym tego, że wszystko zostało zrobione bez najmniejszego wkładu z mojej strony — powiedziała z rozbawieniem, bawiąc się różdżką, którą trzymała w prawej dłoni. Nie zamierzała nawet jej chować, gdyż była pewna, że i tak zaraz jej się przyda. W zasadzie, będzie jej potrzebna jeszcze wiele razy tego dnia, w końcu łatwiej było machnąć patykiem niż włazić po drabinie i zawieszać własnoręcznie wszystkie ozdoby. — Oh, jeszcze by się Pan zdziwił. Źle coś ustawisz i już będą narzekać, że Ta głupia ozdoba zasłania nam scenę! albo Kto wymyślił, żeby ustawiać stoły tak blisko siebie, przecież przejść się nie da!, a jak ustawisz je dobrze to zaraz okaże się, że nie ma miejsca do tańczenia — westchnęła cicho, marszcząc brwi. Po chwili pochyliła się nad jednym z pudeł i wyciągnęła z niego kilka pomiętych kartek, na których nabazgrała kilka różnych wersji rozstawienia sceny, stolików i parkietu.
Millie
[Ed ma już bliskiego przyjaciela - Neville'a ;) Dodatkowo, Mathiasowi wiekowo bliżej do najstarszego siostrzeńca Bonesa. Gdybyś jednak opisała mi szczegóły tego, co Ci chodzi po głowie, łatwiej byłoby mi cokolwiek powiedzieć na ten temat ;)]
OdpowiedzUsuńEd Bones
Wzdrygnęła się lekko, kiedy jego ciepłe wargi dotknęły jej wciąż zimnego po treningu czoła. Nie chciała takich gestów, nie teraz. Spojrzała na niego marszcząc delikatnie brwi, a po jego słowach tylko uniosła kpiąco jeden kącik ust i odsunęła się na pół kroku, kiedy w końcu ją puścił.
OdpowiedzUsuń- Nie dotykaj mnie. - powiedziała cicho i na tyle niepewnie, że jej głos jakby rozpłynął się w powietrzu i stracił jakąkolwiek siłę oddziaływania na rzeczywistość. To nie miało znaczenia. Przecież mogła krzyczeć, warczeć, drzeć się tak głośno, jak tylko potrafiła, a Mathias i tak nie zwróciłby na to uwagi, i wciąż uważał, że to dla jej dobra. Chciała coś mu odpowiedzieć, zapewnić go, że nawet nie ma zamiaru robić tego, co on chce, ale zamiast tego wzruszyła tylko ramionami, odwracając wzrok. Było jej obojętne, było jej obojętne co się teraz stanie, a było to dziwne i niepokojące, bo Julii prawie nigdy nie zdarzało się być na coś obojętną, zwłaszcza na mecz quidditcha.
- Cześć. - powiedziała zupełnie bezbarwnym tonem i wyszła z szatni, zostawiając i Mathiasa, i drużynę, i nawet swoją miotłę. Miała ochotę rzucać przedmiotami, krzyczeć z całych sił, a jednocześnie zakopać się pod kołdrą i leżeć, patrząc tylko w jeden punkt, nie myśląc o niczym. Zamiast tego wzięła bardzo długi, gorący prysznic, a później zmarnowała to wszystko idąc biegać. Mimo że zupełnie nie miała na to siły.
Julia
[Kajam się...wybacz, że porzuciłam Ronnie tak bez słowa. Po prostu mi z nią nie wyszło, i niestety nie cieszyła się szczególny zainteresowaniem...poza tym pojawiła się okazja na stworzenie Rose, więc chcąc spełnić swoje ukryte pragnienie musiałam z czegoś zrezygnować no i padło na Ronnie. Kajam się i jeszcze raz przepraszam :( ]
OdpowiedzUsuńRose&Belauh
Nie spodziewała się, że bliskość Mathiasa wywoła w niej, aż takie zawstydzenie. Cieszyła się jedynie, że różowione policzki mogła tłumaczyć silnym mrozem, który przestał aż tak bardzo doskwierać, kiedy ramię mężczyzny objęło jej plecy.
OdpowiedzUsuń- Och! Może troszeczkę – westchnęła w odpowiedzi na postawione jej pytanie, po czym lekko się skrzywiła. – Ślizgoni odegrali się na Gryfonach, teraz czekam na kolejną falę ofiar między domowej zdrowej rywalizacji – Allie pokręciła nosem. Niezbyt przepadała za nagłymi przypadkami leczenia kilkunastu osób w tym samym czasie, co zdarzało się co najmniej raz na tydzień.
Collins wyjęła dłonie z kieszeni, by ocieplić je własnym oddechem, jednak na pomoc przybył sam Mathias użyczając kobiecie własnych rękawiczek. Normalnie zaprotestowałaby, ale obecnie ręce Allie przeżywała istną katorgę, dodatkowo widok surowego profesora transmutacji, który z troską zakładał jej rękawiczki na dłonie był naprawdę bardzo miły i przyjemny. Tym samym wywołało to na ustach uzdrowicielki lekki uśmiech, który ukryła pod kilkoma warstwami szalika.
Gdy już trafili na główną uliczkę Hogsmeade nie potrzebne im były różdżki do oświetlania drogi. Same witryny sklepów oblewały leżący śnieg ciepłym światłem, tym samym ulepszając widoczność wzdłuż całej ulicy. Allie nie bywała tu za często, ale za każdym razem widok ten chwytał ją za serce. Była nawet w stanie rozmyślać przeprowadzkę do tego jakże uroczego miasteczka, jednak praca uzdrowicielki niebyt jej na to pozwalała. Wytrącona z przemyśleń spojrzała na twarz Rathmanna, który spoglądał na nią z lekkim uśmiechem na ustach, który mimowolnie odwzajemniła.
- Nawet gdybym miała, to chyba… - odchrząknęła nerwowo, żałując że zaczęła wypowiedź od tych właśnie słów. – To chyba tam nam nie wypada – dokończyła szybko.
Przez tych kilka wizyt udało jej się znaleźć swoje ulubione miejsce. Nie pamiętała dokładnie nazwy, ale była to herbaciarnia, gdzie z łatwością mogła otrzymać owocowe wyroby, jak i napić się świetnej herbaty, którą tak uwielbiała. Zdążyła jednak zauważyć, że zjawiały się tam głównie same pary zaciągane do środka zazwyczaj przez żeńskie ich połówki. Zawstydzona Allie ciągnęła więc dalej, co aby odciągnąć temat od początku swej wypowiedzi.
- Z drugiej strony, to ty mnie tu zaprosiłeś i z chęcią wybiorę się tam, gdzie zaproponowałeś – uśmiechnęła się szerzej. Następnie oderwała od niego swoje spojrzenie, koncentrując je na dłoniach, a także rękawiczkach mężczyzny, które wciąż miała na sobie. – W sumie gdziekolwiek mnie zaprowadzisz będzie mi miło spędzić z tobą trochę wolnego czasu.
Allie
[<3 Mów mi co tam u słodziaka słychać i czy jedziemy dalej z tym co było, czy wymyślamy coś fajnego, co dzieje się nam po opowiadaniu? :3 Chyba, że niewyraźnie z czasem stoisz to też daj znać, bo ja tak na dzień dobry założyłam, że wątkujemy :D]
OdpowiedzUsuńEthel
Z początku była złość, choć wydawałoby się, że w obecnej sytuacji nie będzie miała Mathiasowi niczego za złe. Wiedziała przecież z czym mężczyzna się zmaga, że na głowie ma swoje, nie mniej skomplikowane problemy. A jednak jego obecności była pewna jak niczego innego na świecie. W momencie, gdy ujrzała puste krzesło w Wielkiej Sali, poczuła, jakby grunt osunął się jej spod stóp. I choć tłumaczyła sobie, że na pewno stało się coś ważnego, pierwszą emocją była złość.
OdpowiedzUsuńPóźniej, w swoim pokoju zganiła się za takie myśli, choć początkowo chciała rzucić ściskaną w ramionach poduszką w ścianę. Popatrzyła na przygotowany dla niego prezent urodzinowy. Butelka ich ulubionego rumu porzeczkowego, a na jej kolanach mała, różowa kulka, która przysypiała teraz słodko. Złość ustąpiła miejsca niepewności. A co, jeśli coś się stało? Zaczęła zadawać sobie z sekundy na sekundę coraz więcej pytań. Czemu nawet nie przesłał jej krótkiego listu, choćby ze słowami Nie pytaj, musiałem wyjechać. Potem pojawiło się rozczarowanie, jakby jej mózg sam napędzał coraz to bardziej pesymistyczne myśli. Czyżby nie była godną zaufania osobą, by podzielić się z nią planami? Pokręciła głową, odganiając od siebie te absurdy. Znała siebie, robiła co mogła, by być odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Ale równie mocno potrzebowała czuć się potrzebna i użyteczna. To chyba była jej największa wada i największy problem.
Postanowiła starą metodą odrzucić od siebie niepotrzebne myśli. Zajrzała w książki, choć już tyle razy je wertowała i nic. Będzie musiała wybrać się chyba do działu ksiąg zakazanych, ale nie miała na to dzisiaj siły. Usiadła przy biurku, przy nikłym świetle i, opierając brodę na dłoni, zaczęła szukać czegokolwiek dotyczącego buntujących się różdżek, klątw skutkujących tak paskudną śmiercią, jaką przeżył jej ojciec, czy możliwości zmieniaczy czasu. Nawet nie zauważyła, jak głowa osunęła się jej na pergamin, a różowy maluch pochrapywał cichutko przy niej.
Zerwała się nagle, słysząc coś, czego raczej się nie spodziewała. Ktoś łomotał w jej drzwi, sprawiając, że Ethel przez ułamek sekundy nie bardzo wiedziała co się dzieje. Będąc na pograniczu snu i nagłego rozbudzenia, otworzyła drzwi. Sen spłynął gdzieś w kąt pokoju, ustępując miejsca przejęciu.
- Mathias – szepnęła tylko, odruchowo niemalże łapiąc osuwającego się mężczyznę w ramiona by wprowadzić go do pokoju. Usadziła go na łóżku, przyglądają się mu z przestrachem. Ledwo obudzona z niespokojnego snu (o czym świadczyła bladość i cienie pod oczami) nie bardzo wiedziała co powinna zrobić.
- Jesteś cały? - spytała w końcu, siadając obok niego i trzymając go za dłonie, jakby dopiero do niej dotarło, że powinna dowiedzieć się, czy nie jest ranny.
Ethel
Nie wiedziała czym sobie zasłużyła na obecność takiego człowieka w jej życiu. Owszem, korzystała z pomocy Mathiasa, ale zbyt dobrze zdawała sobie sprawę ze swoich wad, by przypuszczać, że zesłano go jej bo była grzeczną dziewczynką. Chyba, że paradoksalnie o to chodziło. Potrzebowała go właśnie takiego, jakim był; niespecjalnie rozmowny, dość oschły (choć nigdy dla niej), uważny i skryty. Pozostawało jej jedynie mieć nadzieję, że i on potrzebuje jej właśnie takiej, jaka jest.
OdpowiedzUsuńBała się, oczywiście, że się bała przez te wszystkie długie dni, gdy złość zmieniała się w lęk, w rozczarowanie, w niepewność. Nie bała się o siebie, wiedząc, że intruz, który włamał się na zamek najprawdopodobniej nie ma z jej historią nic wspólnego. Bała się o przyjaciela, który najwidoczniej musiał uciekać. I Ethel pozostało trzymanie mocno kciuków za to, by któregoś dnia z powrotem pojawił się przed drzwiami jej pokoju.
I nadzieja ta jej nie zawiodła, choć nie do końca tak wyobrażała sobie powrót Mathiasa. Tak właściwie to dopiero teraz zrozumiała powiedzenie Uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić. Oczywiście, wiedziała, że to, na co liczymy prędzej czy później się spełni, a jednak jako ludzie nie mamy absolutnie żadnego wpływu na to JAK się to spełni. I ostatnie czego chciała to Mathias na skraju wyczerpania.
Nie myślała. Normalnie zaczęłaby się zastanawiać, czy i jej grozi jakieś niebezpieczeństwo, ale kobieta tak łudząco podobna do jej matki wydała się jej nagle tak odległa, że stała się właściwie po prostu nieprzyjemnym, acz niegroźnym wspomnieniem. Wszystko przez to, że z jednej strony czuła ogromną troskę, a z drugiej niewypowiedzianą ulgę, że nic mu nie jest. Pocałunek złożony na wierzchu dłoni był jakby potwierdzeniem, że rzeczywiście się obudziła, a nie śpi dalej z głową na książce. Odetchnęła cicho, kładąc dłoń na czole Mathiasa, jakby musiała się upewnić, że nie jest chory.
- I tak cię jutro wyślę do skrzydła szpitalnego. – mruknęła, uśmiechając się delikatnie pod nosem, wiedząc, że żadne z nich nie ma siły na przekomarzanki. Przez chwilę patrzyła na niego, jak walczy ze sobą, by nie zamknąć oczu. Sama nie mogła spać, nagłe rozbudzenie i mocno bijące serce z nadmiaru emocji skutecznie to uniemożliwiały. Postanowiła jednak przede wszystkim dać mu odpocząć.
- Wszystkiego najlepszego, Mathias – uśmiechnęła się lekko i ciepło, jakby chciała by właśnie taki obraz zapamiętały przed zaśnięciem jego zmęczone oczy. Jedyne, czego dla niego teraz chciała to spokojna noc. Jutro będzie miał niespodziankę, choć popatrzyła z lekkim powątpiewaniem na różowe zwierzątko, chrapiące cichutko na jej biurku. Chyba trafił się im śpioch, którego Armageddon by nie obudził.
Ethel
[Cześć! :D I dziękuję bardzo. Chętnie zostanę na dłużej. A ten twój pan fajnie ma spodnie z tymi nitami, na tym drugim zdjęciu. Najs. Generalnie to wpadłam, bo może... znaczy się, czy pomyślimy nad jakimś wątkiem?]
OdpowiedzUsuńAlaric Graves
[O tym nawet nie pomyślałam, ale pomysł jest dobry. Nie ma co ukrywać, że dyrektor nie dla każdego ma czas, a Alaric sam się przecież pałętał po szkole nie będzie (nie ma co ukrywać, że bardziej orientuje się w Ministerstwie Magii, niż w szkolnych zakątkach XD). Właściwie cofając ich znajomość do przeszłości darujemy sobie zapoznawczy początek, a i przyszłościowo będzie można poruszyć jakieś sprawy wybiegające poza szkołę.
OdpowiedzUsuńMiałam coś jeszcze dodać, ale mi z głowy wyleciało. Meh...]
Alaric Graves
Była niemal pewna, że teraz, szczególnie teraz, gdy do Hogwartu przybył ten Amerykanin, wszystkie środki ostrożności zostaną wzmożone. Ethel była z natury nieufna w stosunku do obcych, szczególnie, gdy wydawali się jej niezdrowymi służbistami, ale teoretycznie nie miała porodu do zmartwień, pozostając w szkole. Mogła tylko mieć nadzieję, że najbliższe dni, gdy uczniowie wrócą na krótką chwilę do swoich domów, będą okresem, w którym wreszcie nie będzie spała przy biurku, z nosem w książce, nie będzie trzymała kurczowo w ręku różdżki i nie będzie zamartwiała się, gdzie tak właściwie jest Mathias. Był tu. I nie potrafiła oddać słowami ulgi, jaką odczuła, gdy go zobaczyła.
OdpowiedzUsuń- Nigdy. - uśmiechnęła się lekko, jakby płatała mu tym jakiegoś figla. - Będziesz się ze mną męczył do końca życia – oznajmiła, jakby mówiła mu, że jutro będzie padać, a nie wydawała na niego „straszliwy” wyrok w postaci jej ciągłej obecności.
Miała mu powiedzieć, żeby nie wstawał. Podstawiłaby mu wszystko pod nos, byleby odpoczął. Ale widząc jego uśmiech nie bardzo potrafiła mu tego odmówić. Patrzyła na niego chwilę, uśmiechając się lekko, jakby w całym tym zgiełku znalazła jeden, spokojny obrazek. Zamrugała jednak, orientując się, że gapi się bezmyślnie o ułamki sekundy za długo.
- Jest twój – powiedziała cicho, czując przyjemne ciepło w okolicy mostka. Musiała przyznać szczerze, że nie pamiętała jakie to uczucie zrobić do kogoś coś drobnego, a dobrego. Wiedziała, że robi rzeczy dobre. Takie, które poskutkują sukcesem w przyszłości, dadzą dobry owoc. Ale naprawdę rzadko zdarzało się jej zrobić coś z czystej potrzeby serca, które powodowałyby uśmiech na twarzy obdarowanego.
A ten tutaj różowy malec wywołał uśmiech, jakiego Ethel chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziała. I była szczęśliwa, bo czuła jakby czas się na chwilę zatrzymał. I nie była to zasługa leżącego na biurku zmieniacza.
- To... jak go nazwiesz? - spojrzała na Mathiasa błyszczącymi lekko oczyma. Uśmiech wpłynął na jej usta i chyba postanowił zostać tam na nieco dłużej. Nawet zmęczenie gdzieś uleciało na krótką chwilę. Wyciągnęła dłoń do różowej kulki spoczywającej w dłoniach Mathiasa. Również podrapała stworzonko, które ku jej radości nie uciekło od niej (a zawsze była kiepska z opieki nad magicznymi stworzeniami). Uśmiechnęła się szerzej, pozornie nic nie robiąc sobie z faktu, że przypadkowy dotyk jego dłoni wywołał coś nowego, czego nie bardzo potrafiła ani określić, ani nazwać.
Ethel
Z dyrektorem Hogwartu widział się kilkukrotnie, na spotkaniach w tonie służbowym, choć żadne z nich nie trwało długo. Nie wymagał od kogoś takiego, by zajmował się nim osobiście, ani by poświęcał mu czasu więcej niż było to konieczne. Nie był zapowiedzianym gościem, nie miał oficjalnej delegacji, a jedynie z własnej, nieprzymuszonej, woli zdecydował się wizytować w brytyjskiej szkole magii i otrzymał na to pozwolenie. Przy okazji, nie chciał w żaden sposób stać na przeszkodzie w poprawnym funkcjonowaniu tego miejsca.
OdpowiedzUsuńNatomiast był oficjalnym gościem w Ministerstwie Magii, właściwie przez najbliższy czas miał pozostawać jego pracownikiem, oddelegowanym z amerykańskiego Kongresu, by omówić kilka istotnych spraw, które były na tyle ważne, że pozostawały ścisłą tajemnicą poza obrębem Ministerstwa, jak również zająć się sprawami obywateli Stanów Zjednoczonych, którzy przebywali w Wielkiej Brytanii.
Być może miał wiele spraw do załatwienie i sporo obowiązków, ale jego pobyt nie zapowiadał się na kilkudniową wycieczkę, a kilka tygodni spędzonych poza domem, więc wystarczyło wszystko odpowiednio rozłożyć w czasie, nie ryzykując przy tym wzbudzania paniki przez obecność urzędnika z Ameryki. Zaś zamieszkiwanie Hogsmeade dodatkowo sprzyjało wizytom w Hogwarcie. Czasu miał wystarczająco, by rozdzielić go pomiędzy pracę, a poznawanie tutejszych miejsc i zwyczajów, więc dlaczego miał nie dołączyć do tego brytyjskiej szkoły, o której tyle słyszał w przeszłości, jak i w ostatnich latach.
Zresztą młodzi czarodzieje wiedzieli czasem więcej niż mogło się wydawać innym, a przebywając pośród nich można było owe informacje wyłapać. Wystarczyło słuchać, nie było konieczności zadawania pytań.
Powoli przemierzał korytarz, a towarzyszył mu specyficzny stukot, gdy metalowe wzmocnienia obcasów jego butów uderzały o kamienną posadzkę. Zatrzymał się naprzeciw potężnych drzwi wejściowych do jednej z klas, gdzie nadal trwały zajęcia. To właśnie tutaj miał poczekać na kogoś, kto oprowadzi go po szkole, a przy okazji może nawet uraczy historią tego miejsca, a historię miało ono nie byle jaką.
Alaric opierając się o chłodny mur oczekiwał na poznanie swojego przewodnika, nie uzyskując wcześniej informacji o jego tożsamości. Oczekiwał podobnie, jak na wieści z Kongresu.
Z zamyślenia wyrwał go skrzypiący dźwięk zawiasów, a chwilę później zza drzwi wysypało się kilkunastu uczniów w szatach charakterystycznych dla Hogwartu.
Alaric Graves
Może to było dziwne, ale od naprawdę bardzo dawna, takie kulturalne zachowanie ze strony mężczyzny nie przeszkadzało Collins. Była raczej z tych kobiet, które lubiły podkreślać swoją wiedzę i ważność, szczególnie kiedy płeć przeciwna mogła wykonywać ten sam zawód, co ona. Lubiła być równa, ot tyle. Jednak tym razem tak zwykłe przepuszczenie w drzwiach lub pomoc w zdjęciu płaszcza wydawało się Allie czymś niezwykle uroczym. Może nie powinno, ale naprawdę jej się to podobało.
OdpowiedzUsuńKobieta rozejrzała się po lokalu, przy okazji wdychając cudowny słodki zapach ciast roznoszący się po całym pomieszczeniu. Było tu ciepło, więc Allie z przyjemnością potarła o siebie zmarznięte dłonie, które wciąż odrobinę różowawe z ukojeniem przyjmowały wyższą temperaturę z otoczenia wokół. Usiadła dokładnie tam, gdzie poprowadził ją Mathias już chwilę później przejmując od niego kartę, którą zaraz otworzyła. Ze świecącymi oczami spoglądała na wszelakie nazwy ciepłych napoi, deserów, które zawierały w sobie wszystko to, co słodkie. Jednak czym dłużej się zastanawiała, tym większym problem miała z wyborem. Uwielbiała słodkości, kremowe piwo, czekolady i inne tego typu rzeczy. Ocknęła się dopiero, kiedy towarzysz zadał jej pytanie, na które początkowo wzdrygnęła jedynie ramionami.
– Najchętniej wzięłabym wszystko, ale najprawdopodobniej skończyłoby się to cukrzycą – zaśmiała się cicho, podnosząc głowę znad karty.
Słuchała go w spokoju, kilka razy ponownie spoglądając na menu, w celu odszukania odpowiedniej pozycji. W końcu zdecydowała się na ponadczasowe kremowe piwo odrobine ulepszone przez właściciela kawiarni, zdając się na słowa profesora Rathmanna.
– Chyba bardzo przykładasz wagę do wszystkich słodkości, nieprawdaż? – zapytała z ciekawości, kiedy to kelner odebrał już od nich zamówienia, znikając gdzieś za ścianą. – Nie przypominam sobie nikogo, kto z taką dokładnością pamiętałby wszystkie składniki swojego zamówienia.
Allie przechyliła głowę w bok i oparła ją o swoją rękę. Tym samym włosy opadły jej na lewą stronę, przez co musiała nawet zawinąć kosmyki za prawe ucho, co aby nadal widziała swojego rozmówcę. Zamówienie zjawiło się przed nimi już chwilę później.
– Mój dzień? – Allie ponownie się zamyśliła, jak to miała w zwyczaju poza pracą. Przed oczami przelatywały jej co nowe obrazy z dnia dzisiejszego, które to miały miejsce głównie w Skrzydle Szpitalnym. – Cóż, tak jak już ci mówiłam kilkunastu Gryfonów zjawiło się dzisiaj u mnie nie mogąc nawet wyjaśnić mi co się tak naprawdę stało, bo coś dziwnego oklejało im usta. To sprawa Ślizgonów, jak wykrzyczał pierwszy odratowany. Zawsze tak było, Mathias? – zapytała nagle kobieta. – Ta rywalizacja między domowa? U nas we Francji nikomu nawet przez myśl to nie przeszło…
Trochę zmieniła temat – celowo. Tego dnia również siedziała nad odnalezioną bransoletką mamy, w rzeczach zagubionych podczas II wojny czarodziejów. Ponoć nikt się po nie nie zgłosił, sugerując jakby właściciele zmarli podczas obrony Hogwartu. Jednak Allie nie chciała nawet o tym myśleć wciąż żywiąc nadzieję na odnalezienie rodziców żywych, jak i wolała spędzić czas z Mathiasem w przyjemnej atmosferze.
Allie
[Awww. ❤ Wróciłam do blogowania i tęsknię podwójnie. ❤❤]
OdpowiedzUsuńEddie Hoppes