Margot Lestrange
urodzona w piątek, dwudziestego pierwszego grudnia 2006 roku — siedemnastoletnia uczennica VI klasy w Domu Kruka — czysta krew od dawien dawna — różdżka wykonana z wierzby sachalińskiej i włosa z ogona testrala, 16" — patronusem lis rudy — bogina podobno nie posiada — jedynaczka — pół-wila — Rabastan — klub Ślimaka, koło ONMS, chór
Patrzysz na Niego i już wiesz, że coś poszło nie tak, kolejna stracona misja, ruiny planów i marzeń. Patrzysz na Niego, kochana, przed oczami mając chwilę, w której ujrzałaś Go po raz pierwszy. I Jego rozświetloną uśmiechem twarz, magnetyzujące spojrzenie, jak gdybyś od pierwszego wejrzenia nie mogła oderwać od Niego wzroku. Och, tak łatwo – zbyt łatwo – przychodzi ci zatracanie się w przeszłości; każdy kawałeczek układanki wspomnień jest na swoim miejscu, wypielęgnowany, lśniący i dumny. Wygłodniałe demony umysłu wciąż błagają o więcej, jak gdyby Jego uwaga była jedynym pożywieniem, mogącym zaspokoić nieustające pragnienie. Tylko w takich momentach, gdy koncentruje się na tobie, czujesz, że może jesteś czymś więcej, może coś warta: dla Niego. To wyróżnienie; mówisz sobie więc, że nie możesz zawieść.
I nie zawodzisz.
Mimo to już od dawna nie zwraca na ciebie uwagi, przestałaś liczyć kiedy ostatnio powiedział coś więcej, niż oschłe "zejdź mi z oczu". Wiesz, że On nienawidzi okazywania słabości, dlatego nigdy nie protestujesz i milczysz; zgadzasz się bez mrugnięcia okiem na wszystko, co tylko rozkaże. Jesteś w tym dobra; bez zawahania wykonujesz polecenie za poleceniem, jak marionetka bez własnej siły, bez własnej woli. Jeżeli jednak ceną za to wszystko może być jedno Jego spojrzenie – to ci wystarczy. Wydajesz się tak pusta wewnątrz, na niczym w życiu tak właściwie już ci nie zależy; na niczym i nikim, prócz Niego i Jego zadowolenia.
Jest wiele takich spraw, o których chciałabyś Mu powiedzieć, lecz słowa nigdy nie są w stanie oddać twoich najskrytszych myśli; więc milczysz tylko i zadowalasz się obserwowaniem Go z daleka, choć potok tych niewypowiedzianych nieprzerwanie pali twoje gardło. Mają smak popiołu. I posłuszeństwa. Może to ty zawiniłaś, może coś w którymś momencie poszło bardzo nie tak i od tamtej pory nawiedzają cię jakieś dziwne wyrzuty sumienia; może to jednak Jego wina i przez pragnienie Jego uwagi byłaś gotowa na każde poświęcenie...
Zamknij się! Nie wolno ci nawet tak myśleć!
Obsesyjnie starasz się na nowo uwierzyć w ideę tych działań, nie pokazywać Mu, że się wahasz, analizujesz. Coraz częściej jednak wątpliwości cicho wkradają się do twojego umysłu i szepczą, że Mistrz sam nie wie co robić. Przeganiasz je niecierpliwym ruchem dłoni, ale wracają, zawsze wracają, natrętne i nieustępliwe, wciąż silniejsze. Wciąż gorsze. Siadasz w sypialni, na miękkim dywanie i mozolnie zbierasz resztki silnej woli w całość, by zepchnąć te wahania na samo dno serca i zamknąć, żeby nie mogły się już wydostać. Przykrywasz je mieszaniną wspomnień z dzieciństwa, ukrytych żalów, celów i postanowień, które nie zostały nigdy zrealizowane, i delikatnie uśmiechasz się pod nosem, odzyskując choć część kontroli nad sobą. Leniwym, ociężałym gestem odgarniasz splątane kosmyki z bladych policzków i myślami odpływasz daleko, jak każdego wieczoru.
Wspomnienia.
Cienie twojej wolności.