12 września 2015

but I still wake up, I still see your ghost

Some nights, I stay up cashing in my bad luck
Some nights, I call it a draw
Some nights, I wish that my lips could build a castle
Some nights, I wish they'd just fall off


Bellamy Sangster
Gryffindor, VII
wilkołak od urodzenia
pałkarz
patronusem piesiec, boginem księżyc w pełni
11 i pół cala, drzewo różane, rdzeniem szpon hipogryfa
Bellamy, czy ty znowu robiłeś striptiz?! - JA?! JA?!

46 komentarzy:

  1. [O, kochaniutki. Kiedyś mialysmy mieć wątek. Dawno, jak jeszcze była Ondria chyba, ale spróbujmy coś tym razem.]
    //Solene //Ashton

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Fajny ci on :3 Anise chętnie skusi się na wątek z wilczkiem :)]

    Anise

    OdpowiedzUsuń
  3. [ BELLA! <333333
    Ja mam nadzieję, że jestem wyjątkiem od reguły i dasz mi szansę, żebym mogła pięknie wyściskać mojego kochanego potworka <3 chcę wątek, bo nie mam kogo niańczyć i steskniłam się ogromnie. Tym razem obie bierzemy się w garść z odpisywaniem. Co ty na to? Jeśli tak, spodziewaj się sówki z propozycją jeszcze dziś.
    KOCHAM CIĘ! ]

    Jedyny i niepowtarzalny Freddie Weasley

    OdpowiedzUsuń
  4. [Fajny ten Twój wilczek! Witam i zapraszam na wątek z Abigail. Sądzę, że mogłybyśmy coś wymyślić, jako że ruda jest animagiem i też hasa sobie po lasach hogwarckich pod postacią pantery :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ten gif obok striptizu mnie powala :D]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Ojejku toż to Thomas Brodie-Sangster! <3
    Dobra, a teraz już tak na spokojnie. Bardzo, bardzo fajnie Ci wyszedł, może i bym zaproponowała wątek ale chwilowo nie czuję się na siłach. Może za jakiś czas odezwę się z propozycją :)]

    Angus Armstrong & Ian Ajrun

    OdpowiedzUsuń
  7. [jaki gif! XD
    z tym panem to ja się chyba nie witałam jeszcze, bo, o ile dobrze zrozumiałam, to wielki powrót jest? :) tak więc witam się teraz i odważę się zaprosić do wątku z którąś z moich dziewczyn, jeśli masz ochotę!]

    Runa Salander&Olivia Wardhill.

    OdpowiedzUsuń
  8. [MOJA UROCZA BESTIA! ♥]
    Scorpie

    OdpowiedzUsuń
  9. [O rany. Shelly odda wszystko, by poznać sekret. :D]

    Shelly

    OdpowiedzUsuń
  10. [Możemy przypuścić, że nasze postacie znają się z widzenia, bo w końcu oboje są z siódmej klasy i mogli mieć łączone zajęcia, aczkolwiek niech skonfrontują się dopiero w trakcie pełni. Powiedzmy, że Bellamy zapomniał wziąć swojego eliksiru, a Lawrence akurat przebywała pod postacią człowieka w Zakazanym Lesie (niech sobie skądś wraca, nieważne) - chłopak ją zaatakuje, a ta zamieni się w panterę. Jako, że wilkołaki zwierzątek się nie tykają, Abigail będzie bezpieczna, a do tego odciągnie go jak najdalej od zamku, by nikomu innemu nie zrobił krzywdy. Możemy zacząć od momentu, w którym Sangster zamienia się w człowieka lub tez od początku. Co do relacji, niech wymyślają się w trakcie! Co Ty na to? :D]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Wilkołak i Gryfon? Idealna postać do drwin. Franky w wziąłby go pod swój dach... jako specyficznego pupila - zamiast kota i psa.
    Cześć!]

    Franky Losendahl

    OdpowiedzUsuń
  12. [Relacje raczej pozytywne, Anise stara się wszystkich lubić, choć może niekoniecznie wszyscy lubią ją, ale cii. Hmm, może jakiś wątek związany z wilkołactwem Bella? Lubię jak coś się dzieje, szczególnie jak przy tym moja postać zostaje w jakiś sposób skrzywdzona :D]

    Anise

    OdpowiedzUsuń
  13. [jasne, że pamiętam.
    może jakiś mały wypad wilczka i jeżyka do lasu?]

    Runa.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Pomysł jak najbardziej mi się podoba, z tym że Abigail raczej nie miałaby powodów, żeby ukrywać przed nim tę umiejętność. A zacząć możemy od chwili, kiedy spotykają się w zamku, powiedzmy na śniadaniu, bo ona roztrzęsiona biegnie mu opowiedzieć historię z poprzedniej nocy. Jeśli nie masz nic przeciwko, to zacznę, bo zwyczajnie to lubię :D Chyba, że jeszcze jakieś poprawki, to słucham! :)]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Oh, no tak, nie jestem tym zdziwiona :D Hmm, mam jeszcze pewien pomysł. Czy byłaby możliwość, aby Bell był kuzynem Anise? Spotykaliby się często więc przy świątecznym szkole, na setnych urodzinach babki i innych tego typu wydarzeniach. I choć w ich rodzinie może być sporo młodych ludzi, zawsze najlepiej dogadywali się ze sobą. No i w ostatnie wakacje mogli odkryć, że jeden z ich kuzynów bierze udział w tych całych zamieszkasz, oczywiście po złej stronie. On oczywiście by o tym wiedział i mógłby im czymś zagrozić, aby nikomu nie pisnęli ani słówka. Musieliby więc teraz się zastanowić czy siedzieć cicho, jednak coś powiedzieć czy na własną rękę coś zrobić, bo owy kuzyn, oczywiście, chodziłby z nimi do szkoły i coś knuł na przykład :) Jeśli taki pomysł z czymś się kłóci to zrozumiem, wtedy wcielimy w życie twój pomysł :D]

    Anise

    OdpowiedzUsuń
  16. [Cieszę się, że pomysł się podoba :D I jak najbardziej można zacząć w komediowym tonie! A za zaczęcie byłabym niezmiernie wdzięczna <3]

    Anise

    OdpowiedzUsuń
  17. [tak, to powiązanie było świetne wprost. <3 jeśli masz ochotę, to możemy kontynuować stary - i wobec tego czekam na odpis!, jeśli nie - możemy napisać coś nowego. pełna dowolność. :D]

    Maddika.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Chyba na wyrost są te wszystkie pochwały, albo jakieś fałszywe, skoro tyle ich się posypało. Ale dziękuję, cieszę się, że karta się spodobała ;)
    Oczywiście, takie połączenie mogłoby być ciekawe. Tylko trzeba zrobić tak, żeby w tym samym czasie jeden nie dowiedział się o wilkołactwie drugiego, rozumiesz.]

    ~Vars

    OdpowiedzUsuń
  19. - Przepraszam, przepraszam, ałć, przepraszam!
    Przeciskanie się przez tłumy uczniów, próbujących zdążyć zająć miejsca w Wielkiej Sali na śniadaniu, było nie lada wyzwaniem. Co prawda, Abigail chuda nie była, niska też nie, ale prawdę mówiąc, chyba nawet troll górski nie dałby rady z bandą wygłodniałej młodzieży. Atakowali nie tylko poprzez napieranie ciałem, wymachiwaniem rękami czy uderzeniami łokciem, ale też, co najgorsze, słownie - "Cześć, Abi! Co tam?" albo "Ej, idziemy dzisiaj do gajowego, podobno ma nowe zwierzątko i nie chce nikomu go pokazać?" czy najgorsze "Abigail Lawrence, stójże w miejscu!" usłyszane od prefekta własnego domu. Dziewczyna jednak z upartą miną parła do przodu, a kiedy już stanęła przy drzwiach, niemal potykając się o własne nogi, zaczęła biec w stronę stołu Gryffindoru.
    - Bells, słuchaj mnie, stało się coś dziwnego - zaczęła zdyszana, siadając przy chłopaku, zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że on zajęty był już jedzeniem. Pomijając również zbędne powitanie, odsunęła mu od twarzy miskę z owsianką, zmuszając tym samym, by na nią spojrzał. Sprawę do niego miała nie byle jaką.
    - Łażę sobie wczoraj po Zakazanym Lesie, tak po prostu, zresztą jak zwykle pod postacią pantery. I nagle jakiś przerośnięty zwierz mignął mi przed nosem dosłownie na ułamek sekundy, na ułamek sekundy, Sangster, myślałam, że dostanę zawału! I śledzę to coś przez jakieś pięć minut, a ten zaraz znów wyskakuje, tym razem po prostu gapiąc się na mnie i dysząc. Wilkołak. Wil-ko-łak. W hog-war-cie. Imaginujesz sobie? Tak się przestraszyłam, że straciłam kontrolę i zmieniłam się z powrotem w człowieka, co od roku już mi się nie zdarzyło. W ostatniej chwili zresztą udało mi się być znów panterą, bo ten futrzak już się mierzył do ataku. Chodziłam wokół niego i rozpraszałam jakieś dwie godziny, by go wyprowadzić jak najdalej od zamku, ale koło północy straciłam go z oczu.
    Dziewczyna skończyła swą opowieść i sięgnęła po miskę z owsianką Bellamiego, którą zaraz zaczęła opróżniać, cały czas jednak patrząc się na niego. Jak jej się wydawało, był w niemałym szoku, zresztą tak samo, jak i ona. Dawno się tak nie bała, a co gorsza, dawno nie czuła aż takiej ekscytacji z powodu przygody.
    - Przecież on musi gdzieś tu być, wśród uczniów. A jeśli nie, to mógłby to być ktoś z zewnątrz, jakiś szpieg czy coś. Nie ma bata - wymamrotała z pełnymi ustami, pomiędzy wsuwaniem kolejnych łyżek owsianki - w następną pełnię idę go złapać. A ty idziesz ze mną!

    [jest ok? :D]

    OdpowiedzUsuń
  20. Abigail zwinęła usta w podkówkę, gdy dostała od przyjaciela solidną reprymendę, ale mimo wszystko jej ciemne oczy błyszczały wesoło, nadal wyrażając podekscytowanie. Nie było mowy, żeby nie wpakowała się w kłopoty, taka już zwyczajnie była. Utrapienia jej nie goniły, to ona próbowała ich dosięgnąć za wszelką cenę, bo po prostu kochała, gdy coś się działo. Każdy następny szlaban za "przygodę" traktowała jak trofeum. Jeśli nie trzeba było przez tydzień czyścić wszystkich składzików na miotły woźnego, znaczy, że było wyjątkowo słabo.
    - A dlaczego miałby go nie przyjąć? - zapytała, zsuwając się z ławki i sięgając po dwa zielone jabłka. Pominęła to, że chłopak wyciąga ją ze śniadania, mimo że była cholernie głodna, ale w tej chwili nie mogła sobie pozwolić na jego złość. - Był już i nauczyciel wilkołak, z tego, co pamiętam, to dlaczego nie uczeń? Poza tym wyobrażasz sobie, żeby zostawili go samego sobie, skoro może mieć nawet i trzynaście lat? Właśnie tutaj miałby najlepszą ochronę, jakby nie patrzeć. Bells, ogarnij się, to może być dosłownie każ-dy!
    Z każdą kolejną mijaną osobą, jej uśmiech stawał się coraz bardziej szeroki, a i scenariusze w jej główce rosły w naprawdę szybkim tempie. Wyobrażała sobie tę Krukonkę z długimi włosami, gdy wymyka się wieczorami z zamku z powodu swojej przypadłości albo Parrisha, jej znajomego z klasy, który włóczył się kiedyś nocą pod swoim mieście i w jakimś ciemnym zaułku ugryzł go futrzaty potwór. Albo ich nauczyciela Zielarstwa, który pod postacią wilkołaka zagryza swoją ofiarę. Na tę jednak myśl zareagowała nieznacznym skrzywieniem, lecz na powrót uruchomiła pozytywną falę; przecież ten wilkołak by jej nie zabił. No nie zabiłby. Prawda?
    - A weź przestań, Sangster. Za miesiąc przywlokę ci do dormitorium tego szczeniaka, a ty będziesz żałował, że nie byłeś ze mną.
    Na szóstym piętrze była taka fajna skrytka. Za czerwoną kotarą, zakrywającą większą część ściany, mieściło się małe okno. Po jego otwarciu można było zauważyć schody, które prowadziły piętro niżej, na mały balkonik wyłożony poduszkami, cały ukryty od niepożądanych spojrzeń, bo wychodzący na hogwarckie lasy i jezioro. Abigail znalazła ten balkon z jakimś Ślizgonem w pierwszej klasie i przysięgli sobie, że oprócz jednej jedynej osoby, nikomu jego położenia nie zdradzą. Jak widać, oboje tej przysięgi dotrzymali, toteż Ballamy i Lawrence mieli miejsce na papierosa w ciągu szkolnego dnia.
    - Wyglądasz mizernie - skwitowała, gdy tylko ułożyli się na miękkiej poduszce i odpalili papierosy. Już nie jednokrotnie Abi zastanawiała się, dlaczego chłopak co jakiś czas tak bardzo mizerniał, ale po każdym pytaniu zbywał ją machnięciem ręki i marnym "nie przejmuj się", co wcale jej nie wystarczało. - Czy ty masz jakiegoś wroga, Bells? Mam go od ciebie drapnąć w twarz?

    [Oj tam, oj tam, jest super!]

    OdpowiedzUsuń
  21. - Och, nie szkodzi, ja i tak nie czuję - odparła zgryźliwie Maddika, mrużąc oczy i wpatrując się w chłopaka ze zdziwieniem, dobrze zamaskowanym złością. Zastanawiała się, czemu po prostu jej nie odepchnie i nie odejdzie, jak to zrobiłby każdy inny na jego miejscu, zważywszy na przewagę wzrostową - i zapewne siłową również, bo dziewczyna nią nie grzeszyła.
    Zerknęła na warczącego zwierzaka, niemal prychając śmiechem na myśl, że miałaby wypuścić swojego przeciw niemu. Wygrana tutaj byłaby równie oczywista, jak powinna być między nią a wilczkiem, którego wciąż trzymała przy ścianie.
    Maddika, choć nie wiedziała, że to ich łączy, również nie miała pewności siebie za grosz, a jedyne, co pozwalało jej na takie zachowanie to świadomość, iż ludzie uważają ją za cyborga i szczerze się boją. No i, oczywiście, miała daleko w nosie historie, które przekazywali sobie na jej temat.
    - Nie mów tak do mnie! - wrzasnęła w stronę ojca, po czym gwałtownie odsunęła się od chłopaka, jakby nagle zdała sobie sprawę, że nienawidzi być dotykana. Często miała wrażenie, że ludzki dotyk ją boli, chociaż fizycznie bólu odczuwać nie mogła. - Sorry.
    W milczeniu ruszyła przed siebie, mijając w drzwiach zniecierpliwionego ojca i słysząc za sobą kroki chłopaka. Podejrzewała, że nasłuchał się o niej wielu rzeczy, na ogół niepochlebnych, lub wręcz podłych, bo zdawała sobie sprawę z tego, co ludzie gadają - nawet, jeśli zupełnie jej to nie obchodziło. Cyborg, dziwaczka, zombie, lesba, homoniewiadomo. Maddika wiedziała, że część tych plotek ma w sobie ziarno prawdy, część jest prawdziwa, lecz niepotwierdzona, a reszta to zwykłe, wyssane z palca bzdury i zastanawiała się, która z rzeczy zasłyszanych na temat jej gościa zalicza się do jakiej kategorii.
    Usiadła za ogromnym stołem, czując się niekomfortowo i niepewnie, jak wtedy, kiedy pierwszy raz przyjechała do Hogwartu i musiała publicznie nałożyć na głowę Tiarę. Och, jak się wtedy stresowała; najgorsze byłoby dla niej wysłuchiwanie - i świadomość, że cała sala również to słyszy - opinii na swój temat. Na szczęście ledwie czapka dotknęła jej włosów zdecydowała, gdzie Maddika nadaje się najlepiej.
    - Cześć, Casper - przywitała się cicho dziewczyna, kiedy kelner Weinerów przyszedł zebrać zamówienia. Margarita westchnęła ciężko. Nagle bardzo zatęskniła za swoją samotnią, w wielkim pokoju na piętrze, za psem i za kotami. I Romeem, oczywiście.

    [masz coś przeciwko, by ojciec Maddiki zabrał ich wszystkich na tą bezludną wysepkę w ramach wakacji, gdzie będą musieli się gnieść w minidomku i zero towarzystwa oprócz samych siebie? :D]
    Maddika.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Spodziewałem się innej odpowiedzi. Sam rozumiesz, w moich okolicach lepiej nie posiadać krawatu w barwach nadętych, honorowych rycerzyków z waszej wieży... - powiedział starając się włożyć w zdanie odpowiednią ilość złośliwości i humoru, nie chciał urazić chłopaka, ale nie chciał też wypowiadać się dobrze o Gryfonach. Nie był swoim ojcem, ale złotych chłopców i upierdliwych lasek pod karmazynowymi krawatami nie znosił bardziej, niż kawy. Kawę jeszcze dało się przełknąć, kiedy już trafiała się taka konieczność. Miał nietolerancję na cały ten dom z jednym wyjątkiem, który właśnie po raz kolejny przybrał jedną ze sztandarowych barw Gryffindoru. Sangster powinien się zatrudnić jako ich prywatna flaga!
    Chwilę gapił się na zasłoniętą dłońmi twarz Bellamy'ego, sam nie wiedział dlaczego. W jego umyśle pojawił się cichy głosik wzdychający „On jest taki uroczy.”, gdyby mógł, kopnąłby ten głosik w dupsko. Bell był Gryfonem, był zbyt niewinny (nawet biorąc pod uwagę ostatni weekend!) i zbyt uroczy, żeby Malfoy mógł rozpatrywać go w kategoriach „przyjaciel z profitami” lub „coś więcej”. Nie, stop, odwrót Scorp! Bellamy był kumplem, tylko kumplem i nie mógł sobie pozwolić na nic więcej. I cholera by to wszystko! Musiałby być poważnie chory, żeby pomyśleć o trwałym związku, to zamykało wszystkie ciekawe możliwości, jakie miał jako wolny strzelec. Po co wiązać się z jednym ciastkiem, skoro można mieć ich nieskończoność? Wniosek był jeden – musiał się zdystansować. Tak, Scorp, bądź miły, ale nie za miły. Najlepiej zrób coś bardzo debilnego – traktuj go jak przypadkowego kumpla! To na pewno poprawi wasze relacje.
    - Co ona właściwie mówi? - wymamrotał nagle orientując się, że nie ma pojęcia, co się dzieje na lekcji. (Gdyby to był pierwszy raz...)

    [Mordo, ja cię nigdy nie zostawię! I PŁYNĄCYCH policzków Sangstera też nie! ♥ A Scorp będzie totalnym debilem, pośmiejmy się z nich.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Też się śmieję z nich ♥ ]
      Greg, stalker na pełen etat

      Usuń
  23. [Tak sobie patrzę i chyba jak dobrze zrozumiałam, to Sangster jest kuzynkiem aniołka Asha :3 Więc jeżeli wątek, to tylko pozytywny i przyznam się, że brakuje mi quiddichowego. Jeszcze mam jeden pomysł, bo Ash i Anise są na poziomie przyjaźni, to tak sobie myślę, żeby Twój chłoptaś podpuszczał mojego, żeby zaczął spotykać się z Nicholson. Co Ty na to?]

    //Ashton

    OdpowiedzUsuń
  24. [Jest bardzo w porządku :D]

    Rodzina Anise była naprawdę ogromna, co ją samą trochę przerażało. Czasami naprawdę nie potrafiła się połapać w koligacjach i często się myliła kto kim dla niej jest. Wiedziała jedno — miała mnóstwo kuzynów i kuzynek w Hogwarcie, przez co czasami bała się coś zrobić, bo była niemal pewna, że matka zaraz będzie o tym wiedzieć od babki ciotki, która dowiedziała się tego od swojej kuzynki, która wie to od wuja z Londynu, którego syn chodzi razem z Anise do szkoły. Już kilka razy miała taką sytuację, że jej rodzicielka wiedziała o czymś, o czym nie powinna wiedzieć. Zanim więc zrobiła cokolwiek nieodpowiedniego, wpierw upewniała się czy w pobliżu nie ma jakiegoś kuzyna, co było naprawdę trudne, gdyż nie wszystkich pamiętała. Oczywiście, zapewne tak by nie było, gdyby na każdym rodzinnym zjeździe grzecznie uczestniczyła w rozmowach przy stole, tymczasem ona zdecydowanie wolała chować się po kątach większych i mniejszych dworków, które należały do kogoś z rodziny, a gdzie najczęściej organizowano podobne imprezy. Całe szczęście, jej dom był na takie wydarzenia zdecydowanie zbyt mały, w innym wypadku Nicholson już dawno powiesiłaby się na strychu. Skręcało ją w żołądku, gdy pomyślała, że musiałaby pomagać w tych wszystkich przygotowaniach, a później witać każdego członka rodziny. Szczególnie, że za większością nie przepadała i wolała ich unikać. Jedną z takich osób była prababka Anise, która miała tak skrzeczący głos, że w jej towarzystwie zawsze bolała ją głowa. Nic więc dziwnego, że kiedy dziewczyna dowiedziała się o zbliżających się jej setnych urodzinach, miała ochotę wyć z rozpaczy, bo wiedziała, że rodzice będą kazali jej się tam zjawić.
    Dzień urodzin prababki nadszedł bardzo szybko. Anise nawet nie zdążyła się nastawić na to wydarzenie psychicznie, gdy została wepchnięta do samochodu, który wraz z rodzicami zawiózł ją na posesję, gdzie stał mały dworek należący do Melissy Sangster. Nie miała pojęcia jakim cudem babka zdobyła tę małą willę i wiedzieć nie chciała, szkoda tylko, że przy okazji jej nie odremontowała. Stare, antyczne meble, zakurzone dywany i ciężkie zasłony, które skrywały zapewne mnóstwo magicznych stworzeń, przyprawiały ją o mdłości. Całe szczęście, że był jeszcze ogród, jedyne miejsce, w którym Anise uwielbiała przesiadywać. Był mały, ale zdecydowanie zadbany i nie biegały po nim żadne dzieci, gdyż babka zabroniła im tam wchodzić. To właśnie tam się schowała, gdy tylko prababka mocno ją wycałowała i wytarmosiła jej policzki, co robiła za każdym razem, gdy dziewczyna do niej przyjeżdżała. Właśnie dlatego nienawidziła się z nią witać. Mimo swoich stu lat, kobieta wciąż miała jeszcze trochę siły, toteż po każdym spotkaniu Anise zawsze bolały policzki. Przez pewien czas zaczęła się zastanawiać czy by nie zacząć staruszki po prostu unikać, ale domyśliła się, że ta śmiertelnie by się na nią obraziła. Mogłoby to mieć oczywiście swoje plusy, ale niewątpliwie też i minusy. Postanowiła więc robić dobrą minę do złej gry i udawać, że zupełnie nie przeszkadza jej to, że babka za każdym razem sprawia jej ból.
    Z ogrodu doskonale słyszała przyjeżdżające samochody. Trudno jej było jednak zobaczyć kto tym razem przyjechał, aczkolwiek skrzeczący głos babki niosący się po całej posesji był doskonałym informatorem. Kiedy więc usłyszała imię swojego kuzyna, który był chyba jedną z niewielu osób jakich tolerowała, wstała z małej ławeczki i ruszyła w stronę tylnego wejścia do budynku.
    — Cześć, Bell — powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy, pojawiając się tuż obok niego, gdy ten zaglądał do wnętrza jednego z pokoi znajdujących się na parterze. — Jak tam babka? Ciebie też tak mocno wycałowała i prawie wyrwała ci policzki? Przyjechałam pół godziny temu, a wciąż mnie bolą — mruknęła, krzywiąc się z niezadowoleniem i pocierając prawą część twarzy.

    Anise

    OdpowiedzUsuń
  25. [Stać go na zapasy eliksiru tojadowego, aczkolwiek zdarzy mu się pomylić w obliczeniach. Wtedy (jeśli naprawdę musi) szuka schronienia w Zakazanym Lesie.]

    ~Vars

    OdpowiedzUsuń
  26. Lawrence zwierzęciem być kochała, ale jej umiejętność niewiele miała wspólnego z likantropią, która w samej swej istocie przerażała ją cholernie. Nie mniej jednak strasznie ją ciekawiło, kto jest ukrytym wilkołakiem w Hogwarcie, a poza tym czuła się w obowiązku, by mu w jakiś sposób pomóc, skoro błądzi sam na terenie zamku, gotowy do ataku. Właściwie była na całkiem niezłym stanowisku, jako taki duży i groźny kot, bo mogła dać mu radę (tak jej się wydawało).
    - Dobrze, Sangster, nie będę się mieszać - odpowiedziała równie poważnym tonem, po czym jednak puściła do niego oczko. Chłopak z pewnością orientował się, że ta nie miała zamiaru odpuścić, bo jej uparta duszyczka jej na to nie pozwalała, a wręcz pchała ją do tego, by robić na przekór. Mieli jednak wystarczająco czasu, bo aż cały miesiąc, do tego, żeby jeszcze nad tym obradować. Abigail wcale nie miała ochoty dalej się sprzeczać. Swoje postanowiła i chyba tylko przywiązanie do łóżka mogło trochę opóźnić jej plan (koniec końców, i tak by pewnie z zamku wylazła).
    Wyrzuciła papierosa, jednocześnie sięgając po zielone jabłko i wytarła je o koszulę, by zaraz zatopić w nim te całkiem proste ząbki. Przewróciła oczami, gdy tylko Gryfon zaczął mówić o Malfoyu, a na jej ustach zagościł uśmiech (swoją drogą, wyjątkowo dziwny, biorąc pod uwagę fakt, że jej policzki po brzegi były wypełnione miąższem). Chwyciła drugi owoc i cisnęła nim w chłopaka, trafiając prosto w jego chudy brzuch.
    - Zachowujecie się jak dzieciaki - powiedziała z pełną japką, kręcąc głową. - Bells, skoro ci to przeszkadza, to po prostu mu to powiedz, bo będziecie kręcić się wokół siebie przez ten rok, a potem płacz i zgrzytanie zębami was czeka. Poza tym po co czepiać się kogoś, kto ma cię w dupie?
    Nie dalej niż wczoraj była świadkiem rozmowy dwóch podekscytowanych trzecioklasistek, które w kącie Pokoju Wspólnego prowadziły swoją wielką naradę o "tych jedynych" i nie miała wpływu na to, że automatycznie skojarzyło jej się to z paplaniną przyjaciela. Dla niej nie istniały żadne miłostki, uważała, iż są po prostu głupie, ale nigdy by się przed nikim nie przyznała, że jedynym powodem do myślenia w ten sposób, jest fakt, iż... Nigdy się nie zakochała. Od zawsze traktowała wszystkich chłopców jak kumpli, a zresztą przez to właśnie była otoczona tak dużą ilością znajomych. Im się podobała, oni jej już mniej, a każdy jej związek kończył się maksymalnie po miesiącu. Ciężko było z nią wytrzymać i nadążyć za jej tokiem rozumowania, a przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
    - Powiedz mu, że masz dość jego kręcenia nosem i żeby przestał zachowywać się jak baba. Niech podejmie jakąś decyzję! Jezu, faceci są rzeczywiście porypani.

    OdpowiedzUsuń
  27. [jeże są super. <3
    tak więc jeśli masz ochotę to skocz sobie do Olivii, może tam coś znajdziesz, jakiś punkt zaczepienia.]

    Runa&Olivia.

    OdpowiedzUsuń
  28. Maddika wbiła ostre spojrzenie w swojego ojca, dając mu do zrozumienia, iż nie podoba jej się cała sytuacja, a najbardziej nie podoba jej się fakt, że nie zwraca na nią kompletnie uwagi. Skoncentrował się na obsypywaniu komplementami tamtej kobiety, która siedziała naprzeciwko, a którą dziewczyna zdążyła już zlustrować wzrokiem i stwierdzić "nic specjalnego". Jakkolwiek by nie było, ojciec zwyczajnie w świecie nie mógł mieć kobiety. A jak dotąd Maddika radziła sobie w tej kwestii świetnie. Zdążyła się już co nieco zorientować w sytuacji i dobrze zdawała sobie sprawę, że ci dwoje tutaj coś do siebie czują - zamierzała temu jak najszybciej zaradzić.
    - To co zawsze. - Nie dając nic po sobie poznać uśmiechnęła się uroczo do kelnera, który odpowiedział jej błyśnięciem rządka bielutkich zębów. Maddice kojarzył się z wampirem, który tylko czeka, by wyssać z niej krew.
    Kiedy była młodsza, Casper często pozwalał jej na wiele rzeczy, których ojciec surowo zabraniał, jednak dziewczynie nie podobało się, jak kelner na nią patrzy. Nie, żeby miała coś do jego zawodu, pochodzenia czy czegokolwiek - nie uśmiechało jej się wpadać w ramiona tego mężczyzny, jak i żadnego mężczyzny na całym świecie. Na komplementy więc reagowała półuśmiechem, i uparcie ignorowała niby przypadkowe gesty, jak ocieranie się o nią przy przechodzeniu przez wąski korytarz, albo uspokajająca ją w chwilach złości dłoń na ramieniu.
    Patrzył na nią i uśmiechał się, ale w jego oczach Maddika widziała coś więcej.
    - Tato - zagadnęła, naciskając na to słowo, by zorientował się w końcu, czym powinien się zająć. - On... My... pytaliśmy o coś.
    Zaplątała się, nie wiedząc, czy kontynuować słowa chłopaka, czy postawić na własną prośbę, być może bardziej zauważoną przez tatusia, zbyt jednak zajętego wlepianiem oczu w nieznajomą.
    - Och, pieprzę was, do cholery - mruknęła pod nosem, zsuwając się z krzesła i dając Gryfonowi znak, by poszedł za nią. Raźnym krokiem ruszyła przed siebie, opuszczając ogromną jadalnię i kierując się dalej, na tył domu. Ci dwoje nawet nie zauważyli.
    Maddika otwarła małe, w porównaniu z resztą, drzwi wychodzące do ogrodu, usiadła na schodku i zapaliła papierosa.
    - To chyba jasne, nie? - spytała w końcu, obserwując unoszący się do góry dym. - Widać, że na siebie lecą.
    Poprawiła się, chcąc usiąść wygodniej. Twarde, kamienne schodki wbijały jej się w kości siedzenia. Zmarszczyła nos.
    - Aczkolwiek to obrzydliwe. No i nadal nie wiemy, co tutaj robisz - stwierdziła, spoglądając na niego spod rzęs.

    [ależ absolutnie nie miałam na myśli tej przypadłości. raczej to, że o ludziach krążą plotki wszelkiej maści. :D]
    Maddika.

    OdpowiedzUsuń
  29. [Ojej, jak najbardziej! Uroczy ten Twój wilczek. Jakieś pomysły, sugestie, marzenia?]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  30. [ O mater dolorosa! Jaki on jest genialny! Wiesz, o Twojej postaci muszę powiedzieć to samo, gdyż jest jak wspomniałam w drugim zdaniu- niesamowity!
    I na na wątek ochotę mam zawsze - z wymyślaniem bywa gorzej xD ]

    Valentine

    OdpowiedzUsuń
  31. [Sangster... Dwa miesiące niemal minęło, a ja dalej czekam na odpis!]

    OdpowiedzUsuń
  32. [Kocham za wizerunek! <3 Z tym workiem cukierków to może być dobry interes, a jeszcze ją dodatkowo pokocha, super sprawa. Jeśli masz ochotę na wątek, to mimo że mam delikatny mętlik w głowie, informuje od razu, że punktem zaczepienia mogłoby być już nawet Lexi dilowanie słodyczami albo jakieś próby organizowania imprez w pokoju wspólnym. Ewentualnie może ona się do niego doczepić, a wtedy to już będzie ciężko, aby się odczepiła, bo pewnie ją mocno zaciekawi. W każdym razie coś na pewno uda się wymyślić, a może masz jakiś pomysł w zanadrzu? :D]

    Lexi

    OdpowiedzUsuń
  33. [ Ja jestem otwarta na propozycje ;-) Ewentualnie coś tam zmieniam żeby nie było zbytnio dramatycznie (no niestety, ale zdarza się, że niektórych ponosi) :)
    Bardzo lubię wizerunek, który został przez Ciebie wybrany, a ten opis idealnie do niego pasujący nie daje mi możliwości zakazania Tobie wskoczenia w tzw. "Dobre Wiatry" ;) ]

    Valentine

    OdpowiedzUsuń
  34. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Lubię romansować więc jestem 3 x na Tak :) Haha, kurde, za niedługo będzie, że Maillet taki chłodny i oschły, a tu mu się same przygody miłosne przytrafiają... Ale to nic!]

      Valentine

      Usuń
  35. [Kurczę, Ty to masz łeb do wymyślania! Właściwie to każdy pomysł jest super i nie mam do czego się przyczepić. Choć chyba wydaje mi się, że najbardziej do gustu przypada mi pomysł nr 2 ;)
    Dobra, ale kto zaczyna? ]

    OdpowiedzUsuń
  36. Nigdy nie sądził, że znajdzie się na imprezie i to skrupulatnie przygotowanej w pokoju życzeń przez uczniów. Był w iście dantejskim stylu, jak przedsionek piekła, a uczniowie, którzy błąkali się tutaj przypominali pogan, którzy w wizji Dantego mieliby spędzić wieczność w otchłani. W rzeczywistości mieli oni niewiele wspólnego z tymi wszystkimi dziewięcioma kręgami piekła.
    Na samym początku Valentine nie miał w ogóle ochoty przychodzić tutaj, a tym bardziej na spędzanie czasu wśród ludzi, których nie darzył szczególnymi uczuciami. Z resztą nikt z obecnych nie znał go na tyle dobrze, by choć chwilę zająć mu jakąś przyjemną rozmową. Ale w sumie czuł się tutaj nawet dobrze. Nie miał tutaj niczego pod kontrolą. W ciągu tej nocy może przeistoczyć się ze ścigającego ślizgonów z nazwiskiem wyszytym na plecach w ‘normalnego’ i przede wszystkim lubiącego bawić się chłopaka.
    Wsłuchując się w głośną mugolską muzykę złapał za butelkę wina. Wyciągnął korek po nie stosując się do zasady ‘samemu sobie się nie polewa’, wypełnił swój kubek (tak, normalny kubek z uchem) czerwonym napojem po brzeg. Miejsce zajął na sofie pomiędzy dziewczynami i wspólnie z nimi przyglądał się pijackim zabawom.
    Przyglądając się temu bawił się całkiem nieźle. Dokończył butelkę czerwonego wina wraz ze swoimi towarzyszkami z sofy zagryzając napój słodkimi żelkami lukrecjowymi oraz małymi kanapeczkami z dużą ilością warzyw. W głowie mu huczało, co wywoływało wrażenie, że za moment zwali się na zimną posadzkę, ale nadal starał utrzymać się w pozycji siedzącej. Gdy jedna z dziewczyn o imieniu Oive Grey stała się zbyt natarczywa postanowił zmienić lokalizację.
    Szybko zerwał się z kanapy przechodząc na drugą stronę sali, a gdy zajął brązowy skórzany fotel dość prędko okazało się, że to miejsce było zajęte i to przez Bellamy’ego.
    -ohhh…- odetchnął –A obawiałem się już, że Ciebie tutaj nie spotkam- uśmiechnął się zamykając na chwilę oczy. –Ale skoro już tutaj zawitałeś i chyba już trochę za kołnierz wylałeś, to wydaje mi się, że jeszcze odrobina Ci nie zaszkodzi- Wyciągnął rękę po białe wino stojące na stoliku przy fotelu. Dość sprawnie otworzył korek i podał mu butelkę. –Tylko nie pij z gwinta, to nie jest higieniczne- uśmiechnął się sarkastycznie.


    Valentine

    OdpowiedzUsuń
  37. [Bellamy'ego się nie da znienawidzić, niestety, choćby się cały dzień próbowało, także nie mam do powiedzenia nic innego, jak tylko głośne WYBACZAM! :D Ale tak sobie myślę teraz, gdy dostałam od Ciebie odpis... A może by tak przyspieszyć wątek do tej 'następnej pełni', na przykład na kilka dni przed, kiedy Abi już zaczyna planować wielkie poszukiwania?]

    OdpowiedzUsuń
  38. Dziewczyna przewróciła oczami, a na jej twarzy pojawił się mały uśmiech.
    — Wiesz, to twoje uzależnienie robi się naprawdę okropne. A co więcej, zaraźliwe. I chyba to mnie najbardziej przeraża — mruknęła z pełnymi ustami, nie powstrzymując się przed tym, żeby zostawić na koszuli przyjaciela jakieś niesmaczne resztki soku z jabłka. Pokręciła potem głową, wyrzucając przez balustradę ogryzek. — Bells, ja nawet nie liczyłam się z tym, że dzisiaj trafię na zajęcia. A co do twojej uwagi, niestety żaden z moich adoratorów nie będzie szukać dziś mojego towarzystwa, bo takich nie posiadam... Chyba, że mówisz o profesorze zaklęć, on mnie wprost uwielbia.
    Przymrużyła lekko oczy, powstrzymując wzdrygnięcie, bo przypomniała sobie ostatnie spotkanie z owym nauczycielem. W ogóle kadra nauczycielska z jedynym małym wyjątkiem napawała ją taką wielką niechęcią — nie była osobą, o której można było powiedzieć, że w tym gronie uchodziła za lubianą. Wręcz przeciwnie, sprawiała tyle kłopotów, że u niemal wszystkich jej członków zaskarbiła sobie opinię istnego diabła. Nie ona jedna.
    — Ej, ej! — wykrzyknęła nagle, przyskakując do przyjaciela. Bezceremonialnie wtuliła się w jego wychudzone ciałko, postanawiając w głowie, że musi w jakiś sposób rozruszać tego smutasa. — Zróbmy dzisiaj coś szalonego. Albo głupiego. Albo i to, i to. Chodźmy do Trzech Mioteł albo zaszyjmy się gdzieś na noc i... Opowiadajmy straszne historie. Zwędźmy coś ze składzika woźnego. Co-kol-wiek.
    Kolejny raz posłała w kierunku chłopaka uśmiech, dalej ściskając go mocno. Bardzo nie podobało jej się to, co się działo z Sansterem w tym czasie, ale nie miała pojęcia, o co mogło chodzić. W każdym razie stwierdziła, że zapomnienie to jedyna rzecz, która mogła odciągnąć go od zmartwień i tym właśnie chciała się zająć.
    A o pełni nie zapomniała. W końcu miała cały miesiąc.

    OdpowiedzUsuń
  39. Abigail, cóż, jak to Abigail... Szykowała już sobie mały plan. Zaczęła przygotowania do niego dokładnie z chwilą, w której to wybyła z zamku, czmychając bocznym wyjściem tuż obok składzika woźnego. Miała dokładnie dwie godziny zanim okrąglutki księżyc zjawiłby się na niebie, a po hogwarckim lesie zaczął grasować ten sam ogromny zwierz, na jakiego chciała zapolować. Idealny czas, by pomyśleć nad tym, co powinna mieć już ułożone dawno temu.
    Potrzebowała jednak jakiejś spokojnej kryjówki, a do polanki miała zbyt długą drogę. Najlepsza lokacja, którą mogła wybrać, znajdowała się nawet blisko miejsca, gdzie ostatnio spotkała nieznajomego wilkołaka. Już od roku nie była we Wrzeszczącej Chacie.
    Pomknęła do tego osobliwego domku, w ostatniej chwili wsuwając się do wejścia pod bijącą wierzbą i unikając tym samym zmiażdżenia tylnej części ciała. Już jako dziewczyna, nie pantera, zaryła głową w ziemię, po czym obróciła się na plecy, próbując odzyskać oddech. Na dobry początek nocy rozwaliła sobie starą, czarną kurtkę, którą kupił jej tata, gdy kończyła piętnaście lat. Kochała ją, pojechała w niej na swój pierwszy koncert. Chociaż z dziurami na łokciach prezentowała się też całkiem nieźle.
    Brunetka wypluła resztki brudu, jakie znalazły się w jej ustach, po czym powoli wstała z miejsca. Kurtkę owinęła sobie wokół bioder, pozostając w białej bokserce, bo po kilkunastominutowym biegu i tak zrobiło jej się gorąco. Wyciągnęła różdżkę, by oświecić sobie drogę, a zaraz popędziła w kierunku drewnianej chatki.
    Kiedy zorientowała się, że straciła poczucie czasu, zwątpiła czy ten plan w rzeczywistości był taki dobry, a kiedy tylko przekroczyła próg domu, utwierdziła się w tym przekonaniu. Usłyszała jakieś dziwne głosy. Kilka sekund minęło zanim dotarło do niej, że powinna się schować, a zrobiła to z chwilą, gdy jakaś dziwnie znajoma sylwetka mężczyzny zniknęła w drzwiach.
    Powinna uciekać, gdzie pieprz rośnie.
    Więc weszła na górę.
    — Halo? — mruknęła mocnym głosem, choć z każdym następnym oddechem pierś ciążyła jej coraz bardziej; zaczynała odczuwać już powoli mieszaninę strachu i adrenaliny, przez co wszystkie jej zmysły nastawione zostały na maksymalną czujność. Nagle jakiś szelest sprawił, że odwróciła się w drugą stronę, napotykając twarz przyjaciela. — Jezus, Bellamy! Co ty tu, do cholery, robisz?!

    OdpowiedzUsuń
  40. — Bells — szepnęła cicho, patrząc na przyjaciela ze smutkiem. Przez jego wybuch i gwałtowną reakcje pierwszy raz od dawna w kącikach oczu dziewczyny pojawiły się prawdziwe łzy, bo też pierwszy raz od długiego czasu zasłużyła sobie na czyjąś złość.
    Nagle wszystkie fragmenty układanki ułożyły się w jej główce w logiczną całość — zmizerniały Sangster, który akurat dzień po pełni próbował ją odwieść pomysłu poszukiwania wilkołaka i który jeszcze dzisiaj próbował ją wrobić w jakieś zajęcie na wieczór, co dziewczyna odebrała tylko jako przyjacielską ochronę. Nie miała jednak pojęcia, że blondyn chciał ochronić ją przed nim samym, nawet przez myśl jej to nie przeszło.
    — Mamy jeszcze czas — powiedziała uparcie i nie czekając na reakcję Bellamy'ego, po prostu wsunęła się do pomieszczenia, by zaraz usiąść na brudnym, zapadniętym łóżku. — Nie zamierzam wychodzić, dopóki mi nie powiesz całej prawdy od początku do końca. Została nam przynajmniej godzina. I jeśli myślisz, że sobie potem odpuszczę i pozwolę ci łazić samotnie po lesie, byś mógł komuś zrobić krzywdę, a najważniejsze sobie, to jesteś w błędzie.
    Na miejscu smutku w jej ognistym serduszku zaraz pojawił się gniew. Znów wstała, doskakując do przyjaciela i powoli oparła dłonie o jego tors, wciąż twardo spoglądając mu w oczy, nie łamiąc się pod jego oskarżycielskim spojrzeniem. Nie mogła uwierzyć, że chłopak działał na własną rękę, a w dodatku przez tyle lat nie powiedział jej o czymś, w czym w jakiś sposób mogła mu pomóc. Nie widziała powodu, dla którego mógłby tego nie powiedzieć, była w swoim sądzie egoistyczna. W jej mniemaniu niebezpieczeństwo nie grało roli, a wizja rozszarpania przez wilkołaka była tak odległa, jak pamięć o zeszłorocznym śniegu.
    — Kurwa mać, Bells, ile mnie znasz? Czy jakby cię przynieśli następnym razem połamanego do Skrzydła Szpitalnego, to byś coś o tym napomknął mimochodem? A może grałbyś do końca szkoły, udając, że nic się nie dzieje?

    OdpowiedzUsuń
  41. — Masz rację, nie mam pojęcia jak to jest, bo nigdy nie dałeś mi najmniejszej szansy na to, by to sobie nawet wyobrazić! O czym myślałeś? Że ucieknę, gdy tylko dowiem się, że jesteś wilkołakiem? — zapytała, a w jej ciemnych oczach po raz kolejny błysnął gniew. Miała ochotę walnąć chłopaka w głowę, wykrzyczeć mu prosto w twarz, by się opamiętał, jednak najbardziej irytował ją fakt, iż nie mogła tego zrobić, nie umiała. — Sangster, myślałam, że mnie znasz.
    Odsunęła się od niego na kilka centymetrów, po czym pokręciła powoli głową. Ani razu nie zdarzyło jej się odwrócić od przyjaciół, szczególnie wtedy, gdy potrzebowali pomocy, choć sami jeszcze sobie z tego nie zdawali sprawy. I tym razem nie zamierzała odpuścić, nawet jeśli wiedziała, jakie to mogło wywołać konsekwencje — już raz nie dała mu się złapać, drugim razem powinno jej pójść łatwiej. A z każdym następnym coraz bardziej naturalnie.
    — Nigdzie nie idę — wycedziła przez zaciśnięte zęby. — Zostanę tu z tobą całą noc, a nawet dłużej, jeśli trzeba, i tym razem dopilnuję, żebyś biegnąc przez las nie obijał się o każde napotkane drzewo. Gwoli przypomnienia, już raz się widzieliśmy. I błagam cię — wyraz jej twarzy złagodniał — przestań tak uparcie próbować się znienawidzić.
    Splotła dłonie na szyi blondyna, po czym przyciągnęła go do siebie, by najzwyczajniej na świecie się do niego przytulić. Nie miała pojęcia, czy chłopak tego potrzebował, ale ona na pewno i nie zamierzała sobie tej okazji odpuścić. Martwiła się o niego już od jakiegoś czasu, a była tak głupia, że nie zauważyła powodu swoich zmartwień niemal podanych na tacy, jakby podświadomie odrzucając wszystkie obawy.
    Spojrzała mu w oczy i kolejny raz pokręciła z niedowierzaniem głową; nie mogła sobie wyobrazić, że Bellamy, który w jej oczach dalej był tym samym małym chłopcem poznanym tyle lat wcześniej, zamieniał się co miesiąc w krwiożerczą bestię. Na jej twarz jednak wpłynął lekki uśmiech.
    — Zawsze mogło być gorzej, Bells. Pomyśl, co by było, gdyby na twoim nosie pojawiła się taka sama brodawka jak u babki od zielarstwa. Futro raz w miesiącu nie wydaje się przy tym czymś strasznym — mruknęła, dalej go ściskając. — Poradzimy sobie. Tak, my. Wiesz, że ci nie daruję, nie pójdę sobie.

    OdpowiedzUsuń
  42. W ciągu ostatnich kilku dni Valentine cały czas był w podłym nastroju. Spędził niemal cały tydzień nie odzywając się do nikogo i w dodatku musiał patrzeć, na ludzi i nauczycieli, którzy bezskutecznie próbowali nawiązać z nim nić porozumienia. Musiał zachowywać dystans, a oni tego nie rozumieli… No bo co miał zrobić? Żadne z nich nie potrafiłoby go wyciągnąć z tego dołka, z którego właśnie teraz próbował się wyciągnąć, a w rzeczywistości tonął w bagnie jeszcze głębiej.
    W ciągu ostatnich nocy miewał koszmary, zazwyczaj trzymane pod kontrolą specjalnego napoju od nauczyciela eliksirów… Budził się w środku nocy zimny, zlany potem, a kilkukrotnie udało mu się podpalić własne łóżko będąc pod wpływem nocnych demonów. Bał się chwili, w której będą musieli zamknąć go w skrzydle szpitalnym na dłużej niż dzień… No bo co Ci wszyscy ludzie sobie o nim pomyślą? Że zwariował? To i tak delikatne stwierdzenie.
    - Jak widać. Koję nerwy, ale chyba z marnym skutkiem. – Odetchnął – chyba czuję się marmniej niż będąc trzeźwym- skrzywił się nieznacznie –marmniej? Mar… mer…marniej, wybacz, ale chyba nie powinienem się odzywać w takim stanie. Nawet własny język nie jest mi posłuszny- złapał się za głowę pochylając się do przodu. Czuł się bezradny, nawet jego własna sowa byłaby w stanie go obezwładnić. Mimo swojego stanu złapał za butelkę z trunkiem pokrywając swoimi palcami palce Bellam’yego. Chwilę to potrwało zanim wydobył szkło z dłoni chłopaka. Pociągnął spory łyk by stwierdzić, że jest to dla niego ‘’the end’’ w tym tańcu z cichym środkiem usypiająco-zabijającym.
    - To dudnienie trochę mi przeszkadza z próbą kontaktowania się z otoczeniem… może przeniesiemy się na schody nieopodal wejścia tu na salę?- uśmiechnął się nieco głupkowato, dość nietypowo jak na niego. Bardzo rzadko dało się zauważyć tę twarz z w ten sposób powyginanymi ustami.

    [Nic się nie stało! Choć trochę się obawiałam, że wątek umrze pomimo jego zaczęcia xD ]
    Valentine

    OdpowiedzUsuń