25 września 2015

there will be killing till the score is paid


Nikt w zamku nie jest w stanie określić, ile ten człowiek ma lat, czym się zajmował przed przyjazdem do Anglii, ani dlaczego wybrał właśnie Hogwart, choć pochodzi z Azji Wschodniej. Już od dwóch lat piastuje stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, będąc jednocześnie zmorą większości uczniów. Za główny cel jednak obrał sobie wychowanków Helgi Hufflepuff, do których niechęci już nawet nie ukrywa, gdy ze złośliwą miną przydziela im ujemne punkty. Większość czasu spędza w bibliotece, gdzie też najczęściej prowadzi nocne dyżury, oraz w lochach, jako że jest opiekunem Slytherinu.


profesor Lee Seunghyun
lat dwadzieścia siedem | zabójca na zlecenie | wychowanek Mahoutokoro 

1st2nd, 3rd
_________________
spamuję Wam kolejnym azjatą, wybaczcie mi to
witam Was serdecznie jeszcze raz i zapraszam do wątków
mistrz gry jest tu mile widziany :)
WĄTKI: VLADIMIR, SCAR, LORELLE

34 komentarze:

  1. [ Uuu fajny <3 Wyczuwam wątek z Artim, zdecydowanie! ]

    Wiesz kto

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ach, profesor takiego pięknego przedmiotu. Solene i Lorelle zapraszają, każda trochę inaczej. Witam bardzo serdecznie i życzę udanych wątków!]

    Solene / Ashton / prof. Welsh

    OdpowiedzUsuń
  3. [Dzień dobry, panie profesorze ;)
    Wielu wąteczków oraz miłej zabawy nauczycielem i opiekunek Ślizgonów ^^
    W razie chęci - karta otworem!]

    Zabini

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cóż, Louis (były puchon) mimo wszystko, mógłby nie być zadowolony z takiego traktowania swojego domu, nie ważne jaką awersję do niego czuję. Na pewno Blackburn z profesorem Lee często stykają się ze sobą w lochach, więc... może mogłoby coś z tego wyjść? ;>]

    LouisBe.

    OdpowiedzUsuń
  5. [ Troszkę mnie przerażają te gify w sumie nie wiem czemu. Ignis z drugiej strony na pewno go będzie szanował. ]
    Ignis Femoris

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Witamy pana profesora. Ta kpiąca mina na pierwszym gifie. Zdecydowanie mówimy tak!
    Udanego blogowania. ]

    Freddie Weasley

    OdpowiedzUsuń
  7. Elody nie mogła powiedzieć o sobie, że była świetną uczennicą. Była dobra w przedmiotach, które jej odpowiadały, zaś resztę traktowała bardzo frywolnie. Oczywiście częstokroć spotykało się to z szeroko zakrojoną krytyką ze strony grona pedagogicznego, że jest zdolna i marnuje się spędzając czas na rzeczy mało istotne. Jednak ona uważała, że nikt nie ma prawa tak mówić. To panna Harrison wiedziała co jest dla niej najlepsze. To że wybierała wspólny wypad ze znajomymi zamiast przesadzania kwiatków było jej decyzją tak samo jak granie na gitarze czy pstrykanie setki zdjęć względnie tracąc cenny czas, który przeznaczyłaby na naukę. Nie żałowała tak spędzonych chwil, co więcej bardzo je doceniała, bo otaczała się wspaniałymi ludźmi, zyskiwała przyjaciół, cudowne wspomnienia i nowe doświadczenia.
    Jednak do niektórych zajęć przygotowywała się bardzo solidnie. To takich zaszczytnych zaliczyć mogła na pierwszym miejscu zaklęcia, które darzyła ogromną sympatią. Na drugim miejscu zapewne uplasowałaby się eliksiry, transmutacja i OPCM. Tak, te przedmioty wydawały się być podstawową, czarodziejską bazą zaś cała reszta to taka otoczka w jej mniemaniu. Dlatego też poświęcała tym przedmiotom dość dużo uwagi choć najwięcej praktycznych korzyści wyciągała z pojedynków na korytarzach. Były to nie tylko świetne lekcje pojedynkowania się, ale również refleksu, spostrzegawczości, zaznaczenia swego miejsca w hierarchii i oczywiście życia.
    Tego dnia dostała kolejną możliwość nauki, którą rzucił pod nogi jej łaskawy los. Siedziała na kamiennej ławce na jednym z korytarzy w lochach czytając podręcznik do eliksirów. Niby nic niezwykłego, właście dowiadywała się o niewykorzystanych właściwościach kwiatu asfodelusa, kiedy zorientowała się, że ktoś nad nią stoi. Zignorowała to dalej zagłębiając się w lekturę jednak mniemany osobnik nagle wyrwał jej książkę z rąk.
    - Uczymy się eliksirów? Po co, mugole powinni w tym czasie siedzieć w kuchni i gotować. Może zatrudnią cię w tej hogwarckiej, skrzatom przyda się pomoc- usłyszała szyderczy śmiech jakiegoś starszego Ślizgona. Zasznurowała usta z wściekłości hamując złość. Wstała otrzepując swoją szkolną szatę i poprawiając zagniecenia spódnicy. Po chwili podniosła wzrok wpatrując się beznamiętnie w twarz oprawcy.
    - Byłam, gotowałam, naplułam do twojego talerza- powiedziała puszczając do niego oczko i odruchowo zacisnęła pace na różdżce spodziewając się tego co nastąpi za chwilę. Nie myliła się. Pomarańczowa smuga zaklęcia śmignęła prosto w nią, ale udało jej się w samą porę je odbić. Uśmiechnęła się lekko dając tym samym znać, że nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać.
    - Poproszę o oddanie książki- powiedziała najuprzejmiej jak tylko mogła. Jednak chłopak był na tyle bezczelny, że rzucił ją na ziemi i stanął jedną nogą. Elody aż syknęła ze złości jakby ją to zabolało. Niewiele myśląc wycelowała różdżką w chłopaka, krzycząc Expelliarmus. Ślizgona odrzuciło kilka metrów dalej. Szybki krokiem podeszła biorąc książkę w objęcia i przytulając do siebie jakby chciała ją ochronić.
    - Przeklęta szlama…- mruknął do siebie chłopak, a co panna Harrison zignorowała. Jednak gdy tylko się odwróciła poczuła ból jakby ktoś z całej siły walnął ją w głowę, aż zakręciło jej się w głowie i przewróciła się wypuszczając książkę z rąk. Podniosła sie szybko, podwinęła rękawy i zacisnęła mocniej palce na rzeźbionej różdżce.
    - Ty nieuczciwy, wredny, ślamazarny, bezczelny, impertynencki, chamski…- mówiła rzucając coraz to nieprzyjemniejsze epitety, kiedy usłyszała za sobą jak ktoś wykrzykuje jej nazwisko. Pewna, ze to kolejny ślizgon westchnęła ciężko i wywróciła oczami.
    - Wy Ślizgoni jesteście beznadziejnymi dupkami czepiającymi się…o cholera profesor!- powiedziała gdy tylko się odwróciła i stanęła twarzą w twarz z panem Lee. - Dzień dobry profesorze…także tego - powiedziała z uśmiechem słysząc za sobą jęki wciąż leżącego na ziemi chłopaka. No to dostanie szlaban, znowu,kolejny, jak bum cyk cyk.

    Elody

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Kocham pierwszy gif. Ta sarkastyczna mina!
    Cóż. Jako iż Seunghyun oraz Aletheia są w gronie pedagogicznym, to muszą się znać. Może moja pani potrzebowałaby jakiejś książki do swoich zajęć, więc odwiedziłaby bibliotekę? :) Wiem, że pomysł słaby, ale tylko to wpadło mi do głowy, a naprawdę chciałabym wątek z panem profesorem. ]

    Aletheia

    OdpowiedzUsuń
  9. [Och, biedny fenek, ale dobrze niech będzie, haha. Mam takie wrażenie, że zbytnio lubić się nie będą, szczególnie przez to jaki stosunek ma pan profesor do Puchonów.]

    Lorelle

    OdpowiedzUsuń
  10. [O rany, on wygląda mi na kogoś, kto wspaniałomyślnie wyręczyłby drugą osobę w popełnianiu harakiri!]

    Ellen Ridley / Amelia Baxter

    OdpowiedzUsuń
  11. [przybywam tu! wątek baaaardzo chętnie, z nauczycielami również, a ten pan tutaj jest taki ślizgoński.]

    Moonlight Grayson.

    OdpowiedzUsuń
  12. ["Denat dźgnął się trzy razy w plecy nożem" i te sprawy. :D Wątkujemy?]

    Ellen

    OdpowiedzUsuń
  13. [W jednym wątku zostało napisane, że Ellen wolałaby nie opuszczać jego lekcji, ponieważ są bardzo ciekawe, więc sądzę, że jego samego też by lubiła. Albo co najmniej szanowała, on taki mroczny i intrygujący, w to jej graj! Jednocześnie bałaby się, że odkryje, co wyprawia się w lochach tuż przed ciszą nocną, wprawdzie w dalszych korytarzach, od dawna nieużywanych, ale i tak...
    Ale wątek na lekcji byłby chyba odrobinę nudny, hm?]

    Ellen

    OdpowiedzUsuń
  14. [Ale masz na myśli sprawcę wylanego atramentu, o którym będzie mowa w tamtym wątku, czy kapusia? :D W sumie na jedno wychodzi, ktoś mógłby chcieć zemścić się na Ellen za przegrane pieniądze, to całkiem prawdopodobne.
    Zastanawia mnie tylko, dlaczego Lee nic nie zrobi z tym, że jego uczniowie grają w pokera, co samo w sobie pewnie nie jest zakazane, ale skoro w grę wchodzi kasa... Tak czy owak, bardzo mi się całość podoba. :D
    Myślę, że jakieś praktyki byłyby dobrym pomysłem, powiedzmy, że nauczyciel skorzystał z ostatnich dni ładnej pogody i zabrał wszystkich na skraj lasu czy coś.]

    Ellen

    OdpowiedzUsuń
  15. Ellen miała wiele brzydkich cech, które siedziały w niej głęboko i nie pokazywały się dopóty, dopóki nie otoczyła ją większa grupa ludzi. Sama nie wiedziała, skąd ta zależność, ale poboczny obserwator przyznałby, że Ridley vis-a-vis różniła się od Ridley w tłumie. I wcale nie chodziło o chęć bycia w centrum uwagi ─ nie w sensie "opowiadam głośno idiotyczne żarty i wydzieram przez pół korytarza" ─ raczej o pokazanie, że wszystko ma pod kontrolą. Czasem wręcz się szarogęsiła, skrywając to pod maską uroczego uśmiechu i kręcenia głową, gdy ktoś proponował opcję odmienną od jej pomysłu.

    Dlatego łatwo można się domyślić, że gdy profesor Lee ogłosił, że tego dnia odbędzie się mały turniej, poczuła się jak ryba w wodzie. Ona i trzech innych Gryfonów szybko dogadali się, że użycie mapy jest zupełnie zbędne, skoro istnieje Zaklęcie Czterech Stron Świata, dlatego jeden z uczniów Gryffindoru posłużył za kompas, a reszta otrzymała za zadanie zmierzyć się z przeszkodami zastawionymi przez nauczyciela.

    Jeśli chodziło o tego człowieka, Ellen miała mieszane uczucia. Z jednej strony jego lekcje zawsze bardzo ją pochłaniały, nawet te teoretyczne, gdyż umiał zaciekawić tematem, sam miał też w sobie coś intrygującego, co jednak automatycznie przechodziło na drugą stronę, gdyż jego otwarta wrogość wobec Puchonów i złowieszczy błysk w oku sprawiało, że Lee stawał się ostatnią osobą, której chciałaby podpaść. Zwłaszcza że od dawna podejrzewała, że węszy wokół wieczorków pokerowych, które organizowała w lochach.

    Zdziwiła się, gdy postanowił towarzyszyć jej grupie, będącą jedyną, która dotąd nie wyruszyła. Dwóch chłopaków długo kłóciło się o to, który ma być "drogowskazem", ale na szczęście trzeci się zdenerwował i wybrał tego, który więcej razy przegrał z nim w Klubie Pojedynków. Ellen w tym czasie wodziła wzrokiem za profesorem, który, właśnie do nich podszedł, najwyraźniej zirytowany zachowaniem pozostałych.

    ─ Ja? Wrogów? ─ spytała retorycznie tonem niewiniątka, przekrzywiając głowę. ─ Prawda, nie ze wszystkimi żyję po przyjacielsku, ale od razu wrogowie? Panie profesorze, uczy mnie pan tyle lat, myślałam, że mnie pan lepiej zna. ─ Uśmiechnęła się kątem ust.

    Jednocześnie zaciekawił ją tym stwierdzeniem. Wiedziała, że jej dłużnicy nie do końca byli zadowoleni ze swojego położenia, ale raczej nie była to wrogość... Chyba że coś umknęło jej sokolemu wzrokowi. Tylko co?


    Ellen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [W trzecim akapicie od końca zignoruj przecinek po "który"!]

      Usuń
  16. Aletheia z szerokim uśmiechem wkroczyła do biblioteki szkolnej, niczym jakiś superbohater z mugolskich komiksów. Rozejrzała się dookoła, po czym raźnym krokiem ruszyła w stronę biurka, za którym siedział nauczyciel eliksirów.
    Blondynka nie mogła powiedzieć, że wzbudzał w niej sympatię, ale z drugiej strony nie potrafiła z całą pewnością stwierdzić, iż go nie lubi. Szanowała Seunghyuna, a także podziwiała jego niebywałą samodyscyplinę. Domyślała się, że jego rygorystyczny charakter wspaniale rozwinął się w Mahoutokoro.
    — Witaj — przywitała się. Nie mówiła głośno, bo w końcu znajdowała się w bibliotece. W tym miejscu po prostu musiała się tak zachować... nawet, jeśli było już grupo po dwudziestej pierwszej. Jak na przykład teraz. — Wiesz może, czy znajdę tutaj książkę, z której uczniowie mogliby się dowiedzieć co nieco o niewłaściwym użyciu zaklęć i co z tego wynika?
    Uśmiechnęła się do Azjaty.

    Aletheia

    OdpowiedzUsuń
  17. Wcale nikogo nie bajerowała! Po prostu starała się, aby jej biznes został tam, gdzie się rozpoczął, czyli w lochach. Teoretycznie, gdyby ktoś ich nakrył na grze, dałoby radę szybko schować pieniądze, tak aby zostać ukaranym tylko i wyłącznie za ─ i to też nie zawsze ─ przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej. Ellen dbała o to, by maksymalnie o dwudziestej pierwszej wszystko się kończyło, bo całe te spotkania i tak były już ryzykowne do granic możliwości.

    Stała chwilę jak wryta, gdy wypowiedział ostatnie słowa. Wiedział. A, co najlepsze, chyba próbował ją przed kimś ostrzec. W sumie bardziej to ją zszokowało, Lee był inteligentny i prędzej czy później połapałby się, co Ridley robi, ale dlaczego w tak pokrętny sposób sugerował, że ma wśród kolegów-graczy zdrajcę? Może był to któryś z Puchonów? Wszyscy przecież wiedzieli, że profesor Seunghyun nie znosi uczniów z Hufflepuffu.

    Ostatecznie dogoniła go, nie poruszając już żadnego tematu. Musiała skupić się na zadaniu, odrobinę pocieszał ją fakt, że ma przy sobie nauczyciela, chociaż zdawała sobie sprawę, że jej w niczym nie pomoże. A im dalej szli, tym było zimniej, więc wyczarowała mały, lewitujący płomyk, który frunął między nią a profesorem jak bladoniebieskie widmo, dając trochę ciepła.

    Ogień zniknął, gdy wpadł w tę dziwaczną mgłę. Ellen próbowała odgonić ją poprzez zaklęcie, ale różdżka zdawała się być w tamtej chwili tylko bezużytecznym kawałkiem drewna. Klnąc pod nosem schowała ją do kieszeni, podwinęła rękawy ─ chociaż ręce już jej odrętwiały ─ i wyciągnęła ramiona przed siebie; jeśli napotka jakąś przeszkodę podczas marszu z zamkniętymi oczami, po prostu jej dotknie.

    Nieporadnie, bo nieporadnie, ale jakoś przeszła przez ten pierwszy etap. Zmarzła jak cholera, ale gdy zostawiła mgłę za sobą i mogła znów wyczarować płomień, czuła zadowolenie.

    ─ Łatwizna. Jeśli wszystko tak pan wymyślił, wygram to zadanie. ─ Wyciągnęła różdżkę przed siebie. ─ Wskaż mi ─ wypowiedziała Zaklęcie Czterech Stron Świata, skupiając się na celu. W następnej chwili różdżka samoistnie przesunęła się nieco w lewo, nadając kierunek, w którym następnie poszła Ellen.

    OdpowiedzUsuń
  18. [czyli zdjęciem da się kupić każdego, powiadasz? :D chęć na wątek jest ogromna, ale nie wiem, z którą postacią wyszedł by nam najlepszy wątek. przybywam tutaj, bo ja lubię profesorów. :3 masz może koncepcję?]

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  19. [ja wiem. ona raczej średnio włóczy się po nocach, bo jest takim typem... dość mało odważnym. :D ale mogłaby z przemęczenia sprawami domowymi, o których się rozpisywać nie będę, bo po co, zasnąć mu po chamsku na lekcji. znaczy wiadomo, nie jej wina i nie specjalnie, niemniej z pewnością nie wygląda to dobrze w oczach nauczyciela. :D]

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  20. [jeśli możesz... :> to będę bardzo wdzięczna. :3]

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  21. Nawet nie zauważyła jak to się stało, że zasnęła. Nigdy przedtem nie zdarzyło jej się bezczelnie zasnąć na którejkolwiek lekcji, a teraz miała wrażenie, że wzrok profesora zaraz wypali dziurę na jej twarzy. Nie umiała nikomu spoglądać w oczy zbyt długo, ale na niego w ogóle bała się choćby zerknąć. Pociechę sytuacji stanowił fakt, że nie była Puchonką, a do Krukonów na ogół wychowankowie Slytherinu nic nie mieli...
    - Ja... przepraszam, profesorze...
    Nigdy nie umiała mówić zbyt głośno, wybijanie swojego zdania ponad głos tłumu leżało jakby gdzieś poza zasięgiem jej umiejętności, a ten Azjata, chociaż nigdy by się otwarcie do tego nie przyznała, cholernie ją onieśmielał. Nie wiedziała, jak powinna zachowywać się w jego towarzystwie.
    Stłumiła ziewnięcie i wbiła wzrok w swoje buty, zastanawiając się, co takiego będzie musiała za karę odbębnić. Najgorsze było szorowanie toalet, ale w skrytości ducha liczyła na to, że jednak jej zachowanie nie zasłużyło na aż taką naganę. Co w takim razie czekałoby tych, którzy potrafili opluć nauczycielkę mugoloznastwa, na przykład?
    Chociaż... podejrzewała, że wiele do powiedzenia miał tutaj stosunek nauczyciela do Domu i do ucznia indywidualnie. Z tego samego powodu młodemu Fletcherowi ze Slytherinu ciągle wszystko uchodziło na sucho, a Bones, z Hufflepuffu, wciąż dostawała po czterech literach.
    - To... się już więcej nie powtórzy, obiecuję - dodała cicho, starając się mówić z należytym szacunkiem.

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  22. Skrzywiła się odruchowo, kiedy pomyślała o wysokich, masywnych półkach w bibliotece i tej niezliczonej ilości książek i zastanowiła się przez moment, co niby miałaby tam robić. Odkurzać tomy taką miotełką, jak widywała w przygłupawych, mugolskich serialach? Na tą myśl zachciało jej się śmiać, ale opanowała się w porę. Nie zrobiłoby to dobrego wrażenia, na pewno nie.
    - Dobrze - skinęła głową, nie spoglądając mu w oczy. W duchu modliła się, by to był koniec, by nie okazało się, iż jeden szlaban to za mało. Scar na ogół była powszechnie lubiana przez nauczycieli, a przynajmniej nigdy się na nią nie uskarżali i nie chciałaby tego zmienić tylko przez wzgląd na swoje głupie zmęczenie...

    Po kolacji, której niemal nie tknęła ze zdenerwowania, Scar udała się w stronę biblioteki. Starała się nie okazywać przy nauczycielu, że ją przeraża, ale fakt pozostawał faktem - ten człowiek miał w sobie coś niepokojącego. Dziewczynie przywodził na myśl niewzruszoną skałę. A kto wie, co kryje się w środku... ?
    Była jednak bystra i potrafiła szybko poznać, co irytuje innych, a co sprawia, że atmosfera się trochę rozluźnia, więc udawała sama przed sobą, że wszystko jest w najlepszym porządku. Była pewną siebie Scar, Scar, która zawsze miała wszystko gdzieś i nie przejmowała się żadnymi kłopotami.
    - Co miałabym robić? - spytała, starając się brzmieć naturalnie. Istotnie, w jej głosie pobrzmiewało zadowolenie, jak gdyby zmarnowany wieczór wcale nie był jej największym problemem.
    W końcu czym miałaby się przejmować?

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  23. Ridley zdawała sobie sprawę, że ktoś taki jak profesor Lee nie ograniczy się jedynie do prostych przeszkód jak chociażby tamta mgła. Jednakże jednocześnie wmówiła sobie, że na pewno nie wystawi swoich uczniów do walki z groźnymi stworzeniami, dlatego nie do końca poważnie podchodziła do całego turnieju... Chciała po prostu wygrać. Jak zawsze.

    Dlatego widok wilkołaka sprawił, że poczuła szczery strach i nie była w stanie wydukać ani słowa. Dopiero gdy zdała sobie sprawę, że to nie jest prawdziwy likantrop, a jedynie bogin. Ostatnim razem spotkała się z tym potworem w trzeciej klasie, wówczas przybrał on postać roju pszczół ─ była to projekcja nieprzyjemnego wspomnienia z dzieciństwa, kiedy jako dziesięcioletnia dziewczynka wlazła na drzewo i spadła z niego niemal od razu, gdy uderzyła głową w ul wiszący na wyższej gałęzi...

    Teraz było inaczej. Gdy tylko widmo konającego profesora utkwiło w niej wzrok, natychmiast zamieniło się w Ellen, skutą w kajdany i wyglądającą naprawdę okropnie. Prawdziwa Ridley poczuła się odrobinę zażenowana, bo przecież niewinne dziewczątko, na które pozowała, nie miało powodu do strachu o zamknięcie w Azkabanie!

    Nie chcąc, aby przedstawienie dalej trwało, uniosła różdżkę i zawołała:

    Riddikulus!

    Trzasnęło i bogin zamienił się w chmurę dymu. Ellen zacisnęła usta w wąską kreskę, po czym kiwnięciem głowy dała reszcie drużyny znać, żeby szli dalej. Kolega, który trzymał mapę, wskazał odpowiedni kierunek, gdzie wszyscy się udali. Gryfonka zaczekała, aż reszta odejdzie, aby zrównać swój krok z profesorem. Ciekawiła ją pewna kwestia, której nie chciała poruszać przy reszcie, w razie gdyby Lee nie miał zamiaru odpowiadać.

    ─ Czy pański bogin... czy to było harakiri? ─ spytała półgłosem, marszcząc brwi.

    Cóż, może nie do końca grzeczne było pytanie o takie rzeczy, ale czasem Ellen zdecydowanie brakowało taktu.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ridley może nie tyle bała się samego Azkabanu ─ choć, jak wszyscy czarodzieje, odczuwała nieprzyjemny ucisk w żołądku na samą myśl o towarzystwie dementorów ─ co występku, który ją tam zaprowadzi. Póki co faktycznie nie łamała jako takiego prawa, ale co będzie po ukończeniu Hogwartu? Marzenie o pracy w Departamencie Gier i Sportów coraz silniej dawało o sobie znać, a wszyscy chyba wiedzieli, że zaraz po Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów był to najbardziej skorumpowany departament ministerstwa... A Ellen lubiła pieniądze.

    ─ Cóż, obawiać się bycia zamordowanym to nic śmiesznego ─ odparła nieco oschle, a śmiech profesora wciąż dźwięczał jej w uszach jak upierdliwy komar.

    Dlaczego miałaby żartować sobie z człowieka z rozciętym brzuchem? Nawet do głowy by jej nie przyszło kpić sobie z takich rzeczy, ba, w ogóle z czyjegoś bogina, bo przecież strach był strachowi nierówny. Owszem, mogłaby się dziwić, że kogoś przerażeniem napawa, na przykład, puszek pigmejski, ale zaraz stroić sobie z niego kpiny? Bez przesady, aż tak złośliwa nie była.

    Zmarszczyła brwi.

    ─ Naprawdę pan sądzi, że boję się standardów celi w Azkabanie? W domu śpię na twardym łóżku i nawet zimą otwieram okno, więc raczej nie przywykłam do luksusów. ─ Powinna chyba trochę spuścić z tonu, mówiła w końcu do profesora, ale jakoś tak bardzo ją zirytowało, że uznał ją za kogoś, kto martwił się brakiem puchowego materaca w więzieniu.

    Nie zdążyła się zreflektować, bo usłyszała pełne pretensji nawoływania kolegów z drużyny, którzy kazali jej skończyć podlizywanie się i im pomóc. Mruknęła coś pod nosem, a następnie pobiegła do nich, dzierżąc w dłoni różdżkę. Na widok kolejnej przeszkody zatrzymała się tak gwałtownie, że o mało co nie potknęła się o własne nogi.

    Przed uczniami stał kasztanowy hipogryf, a tuż za nim znajdowało się coś w rodzaju olbrzymiego, mierzącego kilkadziesiąt stóp podestu. Gdy Ridley wytężyła wzrok, zobaczyła, że coś się tam porusza, ale kompletnie nie umiała ocenić, co.

    ─ Panie profesorze, czy dobrze rozumiem, że mamy na nim polecieć tam? ─ Wskazała palcem na szczyt podestu.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ridley przeszła kilkanaście kroków wstecz, aby lepiej dostrzec, co mieści się na samej górze. Widok powiewającej chorągwi niezmiernie ją ucieszył, ponieważ to oznaczało, że byli po nią pierwsi i najprawdopodobniej wygrają całe zadanie. Jednakże wtedy spojrzała na profesora i w jej głowie pojawiła się jedna myśl ─ za szybko. Trudno było jej uwierzyć, że Lee dałby im wygrać jedynie po jakiejś mgiełce i boginie, to byłoby zbyt proste, a przecież mieli sprawdzić swoje umiejętności. A nikt nie powiedział im, że chodzi tylko i wyłącznie o rzucanie zaklęć czy opieranie się potworom.

    Zmarszczyła brwi, a gdy dostrzegła, że jeden z Gryfonów już usadowił się jak panisko na hipogryfie i już, już wciągał na zwierzę swojego kumpla, wytrzeszczyła gniewnie oczy. Czy oni naprawdę nie myśleli?

    ─ Nie możemy lecieć na nim wszyscy, kretynie! ─ zawołała, podchodząc prędko do swoich kolegów z wyciągniętą dłonią. ─ Mapa ─ rzuciła krótko, machając ponaglająco koniuszkami palców. Zwinięty pergamin niemal natychmiast znalazł się w jej ręku, więc rozwinęła go i oparła o podest, aby wygodniej było ją odczytać.

    ─ Zobaczmy... Wystartowaliśmy stąd, mgła pojawiła się niemal od razu, czyli na południu, później szliśmy na północny zachód, natknęliśmy sie na bogina... ─ mruczała pod nosem, dotykając różdżką kolejne miejsca, przez co na pergaminie pojawiały się małe, świecące na niebiesko punkciki. Coś jej się nie zgadzało, ponieważ na mapie nie była zaznaczona żadna chorągiew.

    Uśmiechnęła się przebiegle, zanim odwróciła się przodem do drużyny.

    ─ Timothy, wybacz, poniosło mnie ─ zwróciła się uprzejmie do wciąż siedzącego na zniecierpliwionym już hipogryfie Gryfona. ─ Należy tam polecieć, a ty najlepiej z nas radziłeś sobie zawsze z lataniem na hipogryfie, więc czy mógłbyś?... ─ Tym razem jej uśmiech był całkowicie uroczy. Plan był prosty ─ wysłać najsłabsze ogniwo w pierwszej kolejności, zobaczyć, co to za zadanie i później kombinować.

    ─ No pewnie! ─ odparł uradowany Timothy, po czym niemal od razu wzbił się w powietrze. Po niecałej minucie wylądował na szczycie podestu i natychmiast można było usłyszeć jego zwycięski okrzyk. ─ Ej, tu jest chorągiew! Już ją do was zno...

    Urwał, coś błysnęło błękitnie i zapanowała całkowita cisza. Grupa zaczęła szeptać między sobą, że chyba coś poszło nie tak, nawet Ellen stała oniemiała. Po chwili szybko sięgnęła po mapę, reszta mogła widzieć tylko jej oczy biegające od punktu do punktu.

    ─ Panie profesorze... możemy iść dalej? ─ spytała po chwili, uśmiechając się szeroko.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wcale w nic nie grała. Po prostu nie mogła pozwolić, aby cała drużyna ucierpiała przez jakiegoś pierwszego lepszego z brzegu Timothy'ego, który nie potrafił wysilić mózgownicy. Ridley strasznie nie lubiła bezmyślności, takiej, która do niczego nie prowadziła ─ wsadzenie ręki do wrzątku wydawało się idiotyczne, ale później się wiedziało, że lepiej tego nie robić. Natomiast dotknięcie chorągwi świstoklika bez uprzedniego zastanowienia się, że to może być pułapka? Czysty idiotyzm.

    ─ To tylko pokazało, że był bezwartościowym ogniwem naszego zespołu ─ odparła ze spokojem, wciskając ręce do kieszeni bluzy. Może nie było to zbyt grzeczne, ale chłód panujący w Zakazanym Lesie doskwierał jej dłoniom coraz mocniej. ─ Reszta też się nie wysiliła, to fakt, ale przynajmniej nie pakowali się bez sensu w coś, co z daleka śmierdziało podstępem. Ten turniej ma nas czegoś nauczyć, Timothy już wie, że czasem warto myśleć.

    Nie obchodziła jej ewentualna reakcja pozostałych, gdyby przypadkiem podsłuchali rozmowę. Każde z nich miało u niej dług wdzięczności, poza tym na pewno podejrzewali, że z Ridley nie warto było zadzierać, zwłaszcza w takim miejscu, gdzie czyhało na nich coś... między drzewami?

    Rozejrzała się na boki. Dostrzegła tajemniczy cień, ale nie była do końca pewna, czy czające się tam coś było elementem zadania, czy zupełnie przypadkowym przechodniem. Cóż, może gdyby wpadli na coś, czego nawet Lee się nie spodziewał, dostałaby dodatkowe punkty? To znaczy.. hm... Dostaliby.

    ─ Powie mi pan, ile jeszcze przeszkód nas czeka? Chodzi mi tylko o liczbę, nie o konkrety, rzecz jasna.

    OdpowiedzUsuń
  27. Na jego słowa jedynie wzruszyła ramionami. Zdaniem Ellen, każda chwila była odpowiednia do pozbywania się nieprzydatnych ludzi, zwłaszcza podczas takich turniejów, gdzie liczył się rozum. Zresztą, tamten chłopak pewnie nigdy się nie domyśli, że z premedytacją wykluczyła go z zadania, ba, Ridley pomoże mu utwierdzić się w przekonaniu, że sam był sobie winny. Jeśli nie był aż takim idiotą, wyciągnie z tego popołudnia cenną lekcję.

    Na widok sfinksa poczuła szczery niepokój. Kiedyś czytała o tych stworzeniach, wydawały się zupełnie nieszkodliwymi znawcami wielu ciekawych zagadek, ale wystarczyło źle odpowiedzieć choćby na jedną z nich, aby marnie skończyć. Ellen spojrzała na profesora podejrzliwie, przecież musiał wiedzieć, że jeśli którekolwiek z jego podopiecznych się pomyli, będzie musiał odpowiedzieć za śmierć ucznia!

    Ciarki ją przeszły, gdy usłyszała, że "zostaną z nią tutaj". Czy to oznaczało, że Seunghyun z zimną krwią pozwoli sfinksowi zamordować któreś z nich? Całe szczęście, że potem sprawa się wyjaśniła i stwór miał jedynie odprowadzić przegranych do miejsca, z którego zostaną odeskortowani do szkoły, niemniej Ellen była zaintrygowana, w jaki sposób nauczycielowi udało się przekonać to stworzenie, aby nie zabijało uczniów.

    Pierwsza zagadka nie była łatwa, Ridley nie do końca pewna była, czy wymyślona przez nią odpowiedź była dobra, ale gdy usłyszała tych "żołnierzy"... Czy naprawdę NIKT poza nią w tej drużynie nie myślał? Jak można nawet przez sekundę nie zastanowić się nad tym, aby nie palnąć takiego głupstwa? Szkoda, że sfinks jednak nie rozprawiał się z tymi kretynami po swojemu.

    Przy drugiej odpowiedź odnalazła niemal od razu ─ a były nią "góry" ─ lecz milczała, obdarzając jedynie drugiego kolegę pobłażliwym spojrzeniem. Pewnie, bo sfinksy czaiły się na farmach czarodziejów, aby później opowiadać zagadki o magicznych drzewach, brzmi logicznie!

    Wreszcie przyszła kolej Ellen. Wysłuchała z uwagą zagadki i z początku doznała kompletnego zaćmienia umysłu, bo zaczęła wymyślać jakieś niestworzone rzeczy, doszukiwać się ukrytego znaczenia dla kijka, ale później wzięła głęboki oddech i powtórzyła w myślach zagadkę jeszcze raz, powoli. Tym razem jej myśli skierowały się nagle ku pieniądzom, sama nie wiedziała, dlaczego, ale znalazła sposób na odzwierciedlenie historyjki w monetach. Nie miała pojęcia, ile czasu miała na zastanowienie się, sfinks po prostu patrzył na nią, nawet nie mrugając, podczas gdy koledzy chichotali, że "Ridley niby taka cwana, a zastanawia się w nieskończoność!".

    ─ Nie miała ani jednego ─ odparła w końcu, unosząc wzrok na sfinksa.

    Ellen doszła do prostego wniosku ─ gdyby każda część miała ważyć co najmniej funta, cały kijek musiałby mieć wagę co najmniej ośmiu funtów. Nie widziała innego rozwiązania, jeśli się pomyliła, cóż, będzie musiała przyjąć porażkę na klatę.

    [Jeśli odpowiedź jest błędna, to nie wyjdę na durnia, co? :D]

    OdpowiedzUsuń
  28. Scar westchnęła, opadła na kolana i zaczęła mozolnie zbierać maleńkie kawałeczki pergaminu z podłogi. Nigdy nie narzekała i nie skarżyła się na swój los, jakikolwiek by on nie był; z domu wyniosła przede wszystkim przeświadczenie, że reszta ludzi tak czy tak będzie nią pomiatać jak śmieciem, a w tak uległy sposób przynajmniej uniknie dodatkowych konsekwencji.
    Od czasu do czasu zerkała na dziwnie rozbawionego profesora, zakładając, iż jednak irytowanie uczniów sprawia mu pewną przyjemność, nawet, jeśli ci uczniowie nie są wychowankami Hufflepuffu. Scar nie czuła się w żaden sposób poirytowana - większość rzeczy, które się jej przytrafiały przyjmowała z pozornym spokojem, nie pozwalając ponieść się emocjom. Zakładała, że tak po prostu musi być. Jednych życie lubi, innych nie. I tyle.
    Po jakiejś godzinie Scar jęknęła cicho, stając na drżących nogach. Bolały ją plecy, ręce i kolana - na tych ostatnich wykwitły zapewne już fioletowe siniaki, bo dziewczyna miała niebywałą zdolność do nabywania ich przez najlżejsze nawet uderzenie.
    Przynajmniej dywan był czysty.
    - Co mam jeszcze zrobić? - spytała cicho, nie podnosząc głowy. Nie chciała go zdenerwować, choćby czystym przypadkiem, bo bała się, że mógłby kazać jej spędzić tutaj całą noc. A tego wolała za wszelką cenę uniknąć.

    Scar.

    OdpowiedzUsuń
  29. Vlado obserwował Lee w skupieniu. Był całkiem ciekaw, cóż takiego kryło się w środku pudełka. Był tylko pewien, że nie wyskoczy stamtąd tańczący klaun. To zdecydowanie nie w stylu profesora OPCM.
    Czasami naprawdę go intrygował. Rzadko miał okazję widywać tego typu osoby niemalże wyprane z emocji, u których kamienna twarz była odpowiedzią na wszystko. Przynajmniej z pozoru Lee tak wyglądał. Gdy uchylił rąbka tajemnicy a Vlado troszeczkę go poznał to stwierdził, że coś tam z tej twarzy - po za kamieniem - wyczytać jednak można.
    Wzruszył ramionami, układając swoje manatki z niemalże pedantycznym podejściem. Coby oczywiście na drugi dzień niczego nie szukać, już wystarczjaąco czasu zmarnował na szukanie potrzebnych książek, notesów, a nawet swego ulubionego pióra, które wiecznie mu ginęło. Albo ktoś je po prostu chował. Tak czy siak, Vlado strasznie wyróżniał się na tle porządku. Za każdym razem gdy patrzyło się na jego biurko, jednym spojrzeniem można było znaleźć to, czego się potrzebowało. Oczywiście z pozwoleniem! Nikt bez niego nie miał prawa nawet na to biurko dmuchać.
    Zauważył szeroki uśmiech Lee i to własnie w takich momentach tak bardzo żałował, ze nie miał aparatu. Przechylił głowę w prawo, tym samym malując na swej twarzy pogodny wyraz. Sięgnął po fotografie i przyjrzał się jej dokładnie. Niestety nie znał kobiety, a kod niewiele mu mówił. Uniósłszy brew nieco w górę, podniósł wzrok z powrotem na profesora.
    - Tajemnicę powiadasz... - Urwał, rzucając okiem na zegar - W sumie trochę czasu mamy, zatem do dzieła - Odparł, podając mu zdjęcie do rąk.
    Jakby nie patrzeć, mogli stworzyć ciekawy zespół. Mimo, że wiele ich różniło, trochę podobieństw można było się bez problemu wyłapać. Przede wszystkim obaj lubili pakować w przeróżne tajemnicze sytuacje i zagadki. Nie raz wyglądało to podejrzanie, jakby obaj należeli do tego samego ugrupowania.
    - Jaki plan?

    [W porządku. Mi tez ciężko coś naskrobać, ale zapowiada się ciekawie :D]

    OdpowiedzUsuń
  30. Karkarow był chętny, do zapakowania się w karton pod nazwą zagadka do rozwikłaniatyle, że nie nie bardzo wiedział jak się w niej odnaleźć. Szczerze powiedziawszy, to nie miał pojęcia czym będzie się zajmował i co za chwile zgotuje mu profesor Lee. Miał, tylko nadzieję, że nie będzie musiał tłumaczyć się z niczego przed Ministrem Magii, bo tę kwestię przerabiał aż za dużo razy. Ale gdyby jednak miał robić coś, czego by się nie spodziewał, to może wreszcie po za nauką tutaj wydarzyłoby się coś ciekawego w jego życiu. Nie bał się i tego był pewien. Ani na chwilę nie zwątpił w siebie, by zaraz z drżeniem rąk i otwartą koparą odmówić koledze współpracy. Nie, nie, Vlado za bardzo lubił wyzwania, by zmarnować taka okazję. Nawet gdyby miała to być zwykła wyprawka do Hogsmeade.
    - O tej kobiecie... Co my wiemy... - Zaczął, drapiąc się pod brodą - Ja to właściwie nie wiem nic, ale Ty Lee zapewne zaraz mi coś o niej opowiesz, prawda? - Przechylił głowę delikatnie w lewo, a na jego twarzy namalował się szeroki uśmiech.
    Bez sensu wymyślać coś na poczekaniu. Kobietę to on widział pierwszy raz na oczy a kod... Gdyby były to runy, to zupełnie inna bajka. Tutaj przypominało to związek chemiczny, choć wiedział, że wcale nie o to chodzi.
    A w ogóle, po co on go o to zapytał? Ciekawe.
    Mimo, że nie znał profesora jakoś blisko, zdążył się na jego temat trochę dowiedzieć. I wcale nie od osób trzecich, a z własnych obserwacji. Po za tym, że z profesorskiej twarzy nie dało się wiele przeczytać, jego ruchy i gesty potrafiły czasami dać poznać go od wewnątrz. Czuł, że Lee coś szykuje, tyle że nie miał pojęcia co. I czekał oczywiście na wyjaśnienie, przecież sam sobie zadań czy innych wytycznych w tej kwestii nie wymyśli, skoro nie wie nawet w co ręce włożyć, a i w którą stronę pójść.

    OdpowiedzUsuń
  31. Podejrzewał profesora o jakieś niecne, zawodowe zagrywki. Przynajmniej w takim sensie, że domyślał się, iż zawód nauczyciela to nie jedyny zawód jaki pełni. Kiedy z jego ust padłu słowa na temat morderstwa, od razu uświadomił sobie o co chodzi, mimo to nie dał po sobie poznać oznak zdziwienia. Choć w środku zapaliła mu się lampeczka, że kiedyś to przerabiał i to właśnie od tego starał się jak najdalej uciec.
    Karkarow mógł mu jakoś pomoc, ale zdecydowanie nie zależało mu na tym, by wkładać łapy w morderstwo. Jednak nie chciał o tym wspominać, bo cały czas nie wiedział jaką rolę w tej współpracy będzie pełnił.
    Chwyciwszy zdjęcie w dłoń, zastanowił się chwilę.
    - Cóż, kobieta może być mniej więcej mojego wieku, ale ręki sobie za to uciąć nie dam - Zerknął na Lee, po czym znów wrócił oczyma na fotografię. - Nie sądzę by chodziło tu o to, co na sobie nosi... Biżuteria i inne duperele. Ale gdyby tak bliżej się przyjrzeć, to kobieta ma na palcu znamię - Przechylił lekko głowę i przysunął zdjęcie bliżej do oczu, pozwalając światłu oświetlić je nieco głębiej - No, chyba że to skaza, ale nie wygląda - Dodał po chwili i położył fotografię przed sobą.
    Z kodem miał większy problem, nie wiedział do czego on mógł się odnieść. Zupełnie inaczej widzi go osoba, która robi takie coś pierwszy raz, a osoba, która ma z tym styczność codziennie. Ale mimo to nie miał zamiaru się poddać. Ciekawość prowadziła go za rękę.
    - Z kodem poradzisz sobie szybciej niż ja - Rzucił, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Po za tym, że zauważył, że kod ma dwie części to nic innego nie przychodziło mu do łba. A bo właściwie to mogło być wszystko. Jakieś inicjały, data urodzenia, skróty z nazwy ulicy. Nie miał pojęcia. Niestety.

    Vlado Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  32. - Jesteś bardzo spostrzegawczy, Lee - Rzucił, kiwając głową. Według niego, nie lada wyzwaniem było dopatrzeć się na zdjęciu białej poświaty i co lepsze - wywnioskować z tego tylu rzeczy.
    Nie miał profesora za szaleńca, ale zdecydowanie odbiegał od reszty. Były momenty, w których Vlado się zastanawiał, co skierowało go do Hogwartu. I pewnie przyjdzie dzień, w którym go o to zapyta. Ale to nie był odpowiedni moment, teraz mieli coś ważniejszego do wykonania. Właściwie to on miał... Vlado był tylko pomocnikiem, który przez chwilę poczuł się, jakby został zrzucony na inną orbitę. Jednak, mimo wszystko, starał się być dobrym partnerem.
    - To są dane lokalizacji, do której powinniśmy się udać, zatem dobrze by było, gdybyś objaśnił mi jak mam się zachowywać. Bo nie wątpię w to, że nie mam wybiec jak głupi i drzeć się na całe gardło - Uśmiechnął się. Może nie był w tym najlepszy, ale Vlado to dobry współpracownik. Cały czas nie był pewien swej funkcji, dlatego wydawał się być zielony w tym całym przedsięwzięciu. I zżerała go ciekawość, dokąd Lee go zaprowadzi, co się wydarzy.
    Wiele w swym życiu przerobił i cały czas wrażeń było mu mało. Ale był na tyle inteligentny, że jak w coś się mieszał, to zwykle wszystko odbywało się w cieniu tajemnicy. Nic nie wychodziło na jaw i to napędzało go jeszcze bardziej.
    Zdjęcie, które mu przedstawił spoczywało w dłoniach profesora OPCM. Młoda kobieta, która nawet nie wiedziała o tym, że była zamieszana w coś co nauczycielowi wydawało się poważnego. Vlado zamyślił się przez chwilę.
    Ilość tajemnic, jaka kryła się w tym światku była nie do zliczenia. Zwykła kobieta, wokół której działo się tyle rzeczy. I na pewno nie była jedyna... Na pewno Lee miał spore archiwum tego typu przypadków.

    OdpowiedzUsuń