16 września 2015

cdn(ł)

LORELLE WELSH
____________________________________________________________

NAUCZYCIELKA TRANSMUTACJI // OPIEKUN HUFFLEPUFFU
OPIEKUN KOŁA TRANSMUTACJI
____________________________________________________________

Od zawsze zdeterminowana, by osiągnąć swój życiowy cel postawiony jeszcze za czasów nauki w Hogwarcie. Chociaż wiedziała, iż jest to niemożliwe, głęboko wierzyła, że kiedyś będzie jej dane zastąpić swój autorytet - Minerwę McGonagall. Jednak z chwilą, kiedy to kobieta przeszła na emeryturę, dokładnie kiedy ona kończyła szkołę, zwątpiła. Może los, może przepadek dał Lorelle ten niezwykły dar zasiąść w jednym z gabinetów Hogwartu i móc nauczać to, co kocha.

W klasie transmutacji wymagająca i ułożona. Stara się zaciekawić ucznia swoją pasją. Zdarza jej się niekiedy zmienić postać lekcji na bardziej luźną, by dać trochę odpocząć od nawału informacji, których potrafi naopowiadać całkiem sporo. Sprawiedliwa i pomocna, nie ocenia po przynależności do domu. Zawsze znajdzie rozwiązanie czy alternatywę. Na biurku często sypia Bunny, jej fenek, którego osobiście udomowiła i tresowała. Uczniowie często twierdzą, że nauczycielka robi to specjalnie, by rozproszyć uczniów i móc wstawić im ujemne punkty za brak wiedzy.

Jako opiekunka przejęta wydarzeniami. Uczuciowa i wrażliwa, co niekiedy mocno uzewnętrznia. Czasami za bardzo przywiązuje się do ludzi. Sentymentalna i delikatna. Przygarnie, przytuli, ogarnie swą opieką gdy trzeba. Swoich broni, jak lew, ponieważ pamięta, jak bardzo Puchoni są spychani na drugi plan. Niekiedy burzliwa i emocjonująca się, zazwyczaj w trakcie meczów quidditcha, za którymi tęskni, pamiętając swoją Błyskawicę i pierwszy złapany znicz.



POWIĄZANIA // CV


Tak, znana Wam nauczycielka powraca. Jest naprawdę kochana, chyba, że nie lubisz transmutacji.
Emilia Clarke na zdjęciu.


TAK, ŻYJĘ. POWRACAM ZE ŚWIATA UMARŁYCH!

40 komentarzy:

  1. [No to tego... Może polatamy razem na miotłach?
    #tekstnapodrywopierwszejwnocy]

    Louis B.

    OdpowiedzUsuń
  2. [Ogólnie to jest tak, że Loui jest dość świeży na nauczaniu, więc Lorelle może mu tam coś na uszko podpowiedzieć, co i jak. Wspólny nocny patrol? Niezapowiedziane wizyty na lekcjach? Albo psikus, o który osądzimy tych ze Slytherinu. Ale nie, tfu, to w dalszej znajomości, Może na dobry początek zjedzie o coś profesorka? O zbyt surowe potraktowanie jednego z uczniów na przykład? On raczej ciepły i uczuciowy zbytnio nie jest, ironiczne uśmieszki to chyba najwięcej na co go stać w porywach uzewnętrzniania emocji. ]

    LouisBe.

    OdpowiedzUsuń
  3. [A proszę bardzo, niech sobie wchodzi, tylko niech się liczy z większa oziębłością. ;')]
    LouiBe

    OdpowiedzUsuń
  4. [Esther to jeszcze w poprzednim roku pewnie ze względu na swoje problemy miała z panią opiekunką dość częsty kontakt. Co była w stanie zrobić sama i wyćwiczyć, żeby "Z" dostać, to robiła - ale może w przypadku jakichś czarów, które obiektywnie wymagały nieco większej mocy (i w przypadku których ciągnące się w nieskończoność ćwiczenia niewiele dawały), Lorelle mogła jej pomóc w ustaleniu z nauczycielami ewentualnych alternatywnych warunków zaliczenia...?]

    Esther

    OdpowiedzUsuń
  5. [Jest cudowna! No i Emilia! <3
    Coś mi się wydaje, że lepszy wątek nam wyjdzie z Lorelle niż z Solene :)
    Co ty na to?]
    Victor

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Ja tą panią już skądś znam ;> ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [dobry wieczór! bardzo fajna pani, chyba już ją kojarzę... jednak nie Florence? :>]

    Maddika.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chwila wytchnienia pomiędzy zajęciami, tylko to stłumione głosy z zimnych korytarzy lochów zbyt mocno się niosły. Bardziej niż w salach na wyższych piętrach, tutaj okna były szczątkowe, o ile w ogóle występowały, przez co uczniowie z klaustrofobią nie czuli się zbyt zrelaksowani. W przeciwieństwie do Blackburna, czującego się tutaj dość komfortowo. Półmrok mu odpowiadał, wraz z oparami tych wszystkich warzonych wcześniej eliksirów. Może nie do końca lubił te wszystkie dzieci, często traktujące go zbyt lekceważąco, jednak nie narzekał... ani nie chwalił się przesadnie swoją posadką. I nie to, że był skromny. To zajęcie raczej było ucieczką, czymś co oderwało go od dawnego życia, z którym nie chciał mieć nic do czynienia. Ale kto mógł wiedzieć? Skoro on sam tak idealnie kamuflował każdy przejaw uczuciowości ze swojej strony, budując obraz czasem zbyt wyniosłego, pewnego siebie dupka. Choć ostatnie stwierdzenie mogło być zbyt przesadne, zawsze stosował wobec innych dobry język. Tego od niego wymagało przebywanie z innymi.
    Właściwie nim zdążył usiąść za biurkiem, delektując się jeszcze chwilę wolnym czasem, który rezerwował sobie zawsze na przygotowanie psychiczne przed kolejną klasą, do pokoju wparowała drobna kobieta. Nie to żeby nie zdążył nawet powiedzieć „proszę”, przez co poczuł, iż jego prywatna przestrzeń została delikatnie naruszona. Jego wzrok spoczął na Lorelle, właściwie dziwnie spokojnie mówiącej, co wcale nie zwiastowało nic dobrego. Nie znaczy to, że się przejął, jego brew drgnęła delikatnie ku górze, gdy usłyszał pierwsze słowa. Teraz będzie musiał grzebać w pamięci pomiędzy biednymi dziećmi pozbawionymi jakichkolwiek zdolności. Było ich tak wiele, iż zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie dopiero za miesiąc dowie się kim jest gwiazda dzisiejszego dnia. Jones nic mu nie mówiło, nie miał w zwyczaju zapamiętywać uczniów, którzy niewiele wnosili na zajęcia.
    - Miło, że wpadłaś – odparł w końcu, wykupując sobie odrobinę łaski i czasu. Z kobietami trzeba było ostrożnie. Szczególnie takimi, które rzeczywiście miały ciepłe serduszko. - Jones? - dodał, wlepiając swoje błękitne tęczówki w jej własne bez większego skrępowania. Nigdy nie przeszkadzał mu kontakt wzrokowy. Ba, zmierzenie kogoś wzrokiem nie było niczym nowym z Louisowej strony. Zdawał sobie sprawę z tego, że tym skromnym pytaniem może wywołać małą burzę. Podwinął rękawy śnieżnobiałej koszuli niemal po łokcie, po czym obszedł dookoła biurko, błądząc wzrokiem po sali, jakby tam szukał odpowiedzi.
    - Chciałbym tylko napomknąć, iż liczba uczniów z brakiem umiejętności i chęci jest tak zatrważająca w tej szkole, iż nie jestem w stanie powiązać tego imienia z konkretnym osobnikiem – powiedział spokojnie, z powrotem przyglądając się reakcji kobiety, dokładnie lustrując ją wzrokiem. Prawdopodobnie chłopak popłakał się z byle powodu, może usłyszał gorzką prawdę. Kto to wie?

    LouisBe.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Przyszłam dziękować za powitanie tutaj, ponieważ liczę na wątek dotyczący transmutacji ;). Avery to taka noga z przedmiotu, a skoro ma zostać magomedykiem przypadłyby mu się jakieś konkretne wskazówki. Stąd pytanie czy istnieje szansa, żeby Arvel mógł w jakiś sposób pomagać pani Welsh, licząc na malutkie "korki"]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Może Seunghyun wpadnie do gabinetu Lorelle z jej "przebrzydłym fenkiem", który już kolejny raz zakradł się do biblioteki, by siać spustoszenie w dziale ksiąg o historii magii? :)]

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Emilia Clarke jest piękną kobietą, serio. :o A sama Lorelle wydaje się być bardzo miła i ciepła, więc bardzo chętnie pójdę na wątek, a co!
    Co do pomysłu, to jakiś mam. :D Może jakiś uczeń Hufflepuffu sprawiałby Alethei duży problem. No wiesz, cały czas by rozrabiał i w ogóle. No to w końcu moja pani udałaby się do Lorelle z tymże właśnie uczniem. Co o tym sądzisz? ]

    Alatheia

    OdpowiedzUsuń
  12. [Bardzo dziękuję za przywitanie ii w razie czego możemy spróbować wymyślić coś wspólnymi siłami, w gronie pedagogicznym siła. Niestety zauważyłam tego bloga niedawno, toteż mam tylko nadzieję, ze nie jest to jakiś chodzący plagiat.']
    |Abel

    OdpowiedzUsuń
  13. [ Ooo, właśnie. :D I takie ten, już po rozmowie z tym uczniem, a tu Lorelle tak mówi, że Aletheia strasznie się zmieniła, et cetera, et cetera. <333
    Dobra, to ja już zacznę, bo już mi się ten wątek podoba i chcę. ;; ]

    — DEVLIN, PRZESTAŃ, BO JAK W CIEBIE ZARAZ WALNĘ JAKIMŚ...
    Aletheia aż wstała podczas wywrzaskiwania tego właśnie zdania. Już chyba dziesiąty raz w ciągu jednej lekcji dostała metalową kulką, że nie wspominając o piętnastej próbie wyminięcia rzucanej w jej stronę łajnobomby. I tak skończyło się na tym, że musiała odbić ją zaklęciem.
    — Coś się nie podoba? — Puchon podniósł się niedbale z krzesła, zarzucając swoją blond grzywą, na co z rozległ się głośny wydech ze strony płci pięknej.
    Aletheia zazgrzytała zębami. Była nauczycielką cierpliwą i wyrozumiałą, ale chamstwa i arogancji nie znosiła. Nie potrafiła zliczyć, ile razy już go upominała, starała się rozmawiać, wlepiała szlabany... Jednak dalej nie była z nim u Lorelle, opiekunki Hufflepuffu.
    — W sobotę o dziewiętnastej widzę cię w skrzydle szpitalnym. Pielęgniarka ma trochę roboty z nocnikami i tego typu rzeczami — powiedziała, przerzucając kartki w swoim notatniku. — Osobiście cię przypilnuję, żeby ci rączka do różdżki nie skakała, Devlin. A po lekcji udamy się do profesor Welsh. Z pewnością będzie bardzo zadowolona z twojego zachowania... Do jutra masz także napisać esej na temat zaklęcia zmniejszającego. Przynajmniej trzy stopy pergaminu. Siadaj.
    Puchon usiadł z wielkim fochem, na co Aletheia posłała mu jedno krótkie - acz wymowne - spojrzenie i powróciła do prowadzenia lekcji, która upłynęła w spokojnej atmosferze. Najwidoczniej uczniowie zrozumieli, że już lepiej jej w żadnym stopniu nie denerwować.
    W końcu nastąpił koniec Zaklęć. Devlin co prawda ociągał się z wyjściem, jednak blondynka szybko go pogoniła i razem ruszyli w kierunku gabinetu Lorelle. W końcu doszli na miejsce, na co Aletheia otworzyła drzwi i puściła ucznia przodem.
    — Witaj, Lorelle — przywitała się z szerokim uśmiechem. — Wybacz, że zakłócam twój spokój, ale z kolei mój non stop jest zakłócany przez tego oto tu. Mam go dość. Co lekcję rzuca we mnie łajnobomby, które co prawda są dość łatwe do odbicia, ale zabierają lekcję. Że nie wspomnę o chamskich odpowiedziach, jakie kieruje w moją stronę. Karałam go już niejednokrotnie, ale po prostu się z nim nie da. Może ty mi jakoś pomożesz. — Rzuciła w kierunku chłopaka groźne spojrzenie, po czym powróciła do Lorelle. — Dałam mu już szlaban w sobotę, ale szczerze wątpię, czy to coś pomoże. Zresztą wiesz, że nie zawracałabym ci głowy, gdyby Thomas naprawdę mnie do tego nie doprowadził.
    Zakończyła swój wywód i miała nadzieję, że może opiekunka Puchonów nieco ustawi Devlina. Wiedziała, że Lorelle jest osobą delikatną, jednak wzbudzała autorytet wśród swoich. Co jak co, ale panią szukającą Aletheia znała dość dobrze.

    Aletheia

    OdpowiedzUsuń
  14. [Avery - jak każdy Ślizgon - chciałby na tym pomaganiu "coś ugrać", a konkretnie byłby zainteresowany nauką zaklęć, które mogłyby mu pomóc w karierze magomedyka. Cierpliwie czekam na rozpoczęcie! Proszę zaszalej klawiaturą ;]

    OdpowiedzUsuń
  15. [Minnie chętnie wpadnie do tej pani.]

    Moonlight Grayson.

    OdpowiedzUsuń
  16. Seunghyun czytać uwielbiał i nie ukrywał, że zamkowa biblioteka, zapchana nieskończoną ilością ksiąg, najbardziej przypadła mu do gustu, gdy tylko zjawił się w Hogwarcie. Często więc patrolował nocą tamtejsze okolice, nierzadko wymieniając się z uprzejmą panią w nadzorowaniu tego miejsca. Mógł wtedy swobodnie zatopić się w lekturze, bo w swojej komnacie pomimo upływu czasu dalej czuł się dość nieswojo, a na czytaniu nie mógł się skupić wcale.
    Już od dwóch miesięcy coś mu jednak nie pasowało - przekładając opasłe tomiska, znajdował powyrywane strony, nadgryzione i obślinione okładki, a co najgorsze, niektóre podręczniki już niemal w kawałkach. Zajęło mu dość sporo czasu na złapanie nicponia, który przetrząsał jego skarbnice spokoju, a kiedy już mu się to udało, nie mógł ukryć zaskoczenia.
    Fenek. Przebrzydłe, śmierdzące zwierzę, które wyglądało jak połączenie słonia z jakimś małym, domowym szczurkiem, tak uwielbianych przez mugoli. Lee nigdy nie był fanem zwierząt, samo przywiązanie do nich traktował jako ludzką słabość, a też czasami zastanawiał się, jakim cudem ktokolwiek mógł przygarniać takie brzydactwa. Z tego, co kojarzył, uczniowie do dyspozycji mieli tylko sikające wszędzie koty, obrzydliwe żaby i całkiem użyteczne jednak sowy, dlatego też to zwierze musiało należeć do kogoś z grona pedagogicznego.
    Profesor machnął różdżką na psiaka, który nie bardzo jeszcze rozumiał, jakim utrapieniem stał się dla hogwardzkiej biblioteki. Uniósł go delikatnie, coby mu krzywdy żadnej nie zrobić, po czym pomknął korytarzem, by zaraz stanąć przed gabinetem Lorelle. Zapukał cicho i otworzył drzwi, spodziewając zastać ją za biórkiem. Nie pomylił się. Jak widać, nie tylko on miał tyle pracy, że nie starczało mu czasu na sen.
    - Jeśli jeszcze raz zobaczę to stworzenie w bibliotece... Nie specjalizuję się w taksydermii, ale uwierz mi, dam z siebie wszystko.
    Ułożył zwierzaka na podłodze, po czym wbił zimne spojrzenie w swoją koleżankę po fachu.

    [Ech, a ja tak kocham fenki!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Ojej, teraz do mnie dotarło, ile tam byków różnego rodzaju się znajduje. I to biórko, o Merlinie! Musisz mi wybaczyć, bo ja sobie nie potrafię :D]

      Usuń
  17. Skrzywił się. I to widocznie, jakby zjadł coś strasznie gorzkiego. Nie było to wcale reakcją na to, że został poprawiony przez młodszą kobietę. Raczej było to czymś na miarę rozczarowania, bo jednak kimkolwiek nie był ten Jones, nie ważne czy owa nazwa była imieniem lub nazwiskiem, nic mu to nie mówiło. To jeszcze bardziej wykluczało Blackburna z tej zacnej dyskusji. W końcu nie rozmawia się o czymś, o czym nie ma się bladego pojęcia, prawda? Jednak, coś podpowiadało mu wewnątrz, iż może sobie pozmyślać, nieco zabawiając się przy okazji sytuacją.
    Pokonał jeszcze te kilka kroków, by w końcu oprzeć się pośladkami o blat biurka, przystając tuż obok Lorelle. Nie przerywał jej jak mówiła, uważnie słuchając co ma do powiedzenia, bo widocznie miała i było to dla niej bardzo, bardzo, hiper ważne. Nie pamiętał żeby jemu na czymś tak błahym kiedykolwiek zależało, nie licząc życia oddzielonego grubą kreską, wymazanego we wspomnieniach. Spojrzał przed siebie, rozglądając się po sali, w tym samym czasie poprawiając kołnierzyk białej koszuli. Miał dni, kiedy naprawdę źle się czuł w tych wszystkich szatach, przypominających mu księdza, który dawał mu ślub z... Niech ją dementorzy.
    - Ależ ja cię bardzo zachęcam do tego, żebyś przychodziła w zupełnie innych sprawach – odparł w końcu, nie mogąc się powstrzymać, by chociaż nie unieść na te dwa milimetry jednego kącika ust w delikatnym sarkastycznym uśmiechu, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Westchnął po chwili ciężej, opierając dłonie po bokach swojego ciała na chłodnym, drewnianym blacie. Tematy uczniów nie szły mu najlepiej, może dlatego nie został opiekunem żadnego z domów. Przecież w końcu nie wytrzymałby psychicznie i wszystkich potraktował jakimś niewybaczalnym zaklęciem.
    - Na moich zajęciach sprawa wygląda jasno – zaczął w końcu dość stanowczo, może aż nadto. - Nie zawyżam ocen, oceniam według ściśle określonych zasad. Mam po prostu swój system, który objaśniam na początku każdego roku. Jak widać, pan Jones niezbyt przyjął go do wiadomości i mimo braku swoich postępów, oczekiwał ode mnie, abym wystawił ocenę nieadekwatną do jego umiejętności – powiedział mocnym tonem, by na koniec skierować wzrok wprost w tęczówki Welsh, dając tym samym do zrozumienie, iż dla niego sprawa jest prosta. - Stąd mała wzmianka o tym, że nie ułatwię mu zostania uzdrowicielem, czy kimkolwiek chce tam być... Widocznie nie tylko w Transmutacji się opuścił, jednak nie jest to moją winą, nigdy nie działam na niekorzyść ucznia, nie siedzi to w moim interesie – dodał ostrzegawczo, bo przecież nigdy nie robił na złość, ani tak, żeby było niesprawiedliwie. Oceniał postępy, a jeśli ich nie było dłuższy czas, to jednak było coś na rzeczy, czyż nie? - Nie wiedziałem, aby chodził do mnie na zajęcia dodatkowe, stąd nie rozumiem skąd ten płacz – och, a może Louis doskonale wiedział o kogo chodzi? Fakt faktem, jego zajęcia z Eliksirów, odbywające się poza lekcjami raczej nie były oblegane, a szkoda... Można było na nich sporo nadrobić nie tylko w materiale, ale i w postrzeganiu przez profesorka.
    - Czy mam rozwiać jeszcze jakieś wątpliwości, Lorelle? - zapytał o wiele łagodniej, jakby skakanie po emocjach sprawiało mu niezwykłą łatwość, co właściwie z drugiej strony mogło być niepokojące. Zacisnął mocniej palce na blacie biurka, wpatrując się w kobietę, właściwie nieodgadnionym spojrzeniem, wyrażającym totalne nic. I tylko niebieskie tęczówki iskrzyły się niebezpiecznie.

    [Wybacz taki okres oczekiwania, ale się nieco pochorowałam i w ogóle, brak czasu, blabla. :D]
    LouisBe.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Mogą jakąś koalicję założyć ;p Lorelle lubiłam od zawsze, ale jakoś nigdy nie miałam z nią wątku... Trzeba to zmienić!
    Witam również!]
    Martine

    OdpowiedzUsuń
  19. [A no cześć, Chan ;p Nie dziwi mnie, że trochę kojarzysz Peggy (uwielbiam postaci tego typu i nie umiem tego zmienić xD)...
    Jeszcze wątku z pracownikiem żadnym nie mam, więc może wykombinujemy mojemu ziemniaczkowi jakiś wątek z Opiekunką Hufflepuffu? Chyba, że wolałabyś z którąś inną Twoją postacią - jestem otwarta na propozycje ^^]

    Peggy

    OdpowiedzUsuń
  20. [O, a skoro Pani żyje, to może jakiś wątek? :)]

    Vladimir Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  21. [No to lecimy!]

    Było już późne popołudnie, niemalże po wszystkich zajęciach. Vlado mógł spokojnie zając się swoimi sprawami, które pozostały mu do ogarnięcia. W pustej sali było nadzwyczajnie cicho. Brak głosów, szeptów, skrzeku starych krzeseł. Aż miło było kojąc się choć na chwilkę obecnie panującą ciszą.
    Miał jeszcze kilka esejów do sprawdzenia. Czasami po prostu już klął na samego siebie, ze musi to wszystko sprawdzać... Ale przecież sam tyle zadał, więc ma za swoje. Przewracał kartkę za kartką, zagłębiając się w wypracowania uczniów, poprawiając drobne błędy i myśląc. Niektórzy naprawdę mieli do tego dryg, a to co pisali wydawało się być, albo i było bardzo logiczne i przejrzyste. Profesor czuł się bardzo dumny ze swoich uczniów. Cieszył się, że szybko łapali słowa, które wyrzucał ze swych ust, podczas tłumaczenia przeróżnych zagadnień. A jeszcze większą frajdę sprawiało mu, gdy zadawali sporo pytań, oraz kiedy chcieli coś dotknąć i zobaczyć na własne oczy.
    Vladimir był dobrym nauczycielem. Zupełnie innym niż opisywał znany wszystkim stereotyp. Rzadko kiedy kogoś karcił, a jak już to robił, to na swój dziwaczny sposób. Który dawał raz a dobrze do myślenia, by więcej z nim nie zadzierać. To tyczyło się głównie przemądrzałych Ślizgonów. Ale cóż... Sam nim niegdyś był.
    Skończywszy śledzić literki na bladych pergaminach, przeciągnął się ospale w fotelu i ziewnął. Zegarek wskazywał godzinę na tyle godną, że Karkarow powinien dawno siedzieć w domu z kubkiem gorącej malinowej herbaty.
    Jednak kiedy zaczął się pakować i robić ostateczny porządek na biurku, ktoś zapukał w mahoniowe drzwi.
    - Zapraszam - Rzucił, prostując się i zawieszając wzrok na wysokości obrazu wiszącego tuż przy drzwiach.

    Vlado Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  22. [Witam ponownie ;)
    Tak sobie myślę... Ted to dumny (były) Puchon; zawsze uważał wszystkie domy za równe sobie, ale był zdania, że największe szczęście, to być w Hufflepuff; gdzie trafiają wszyscy ci, których najtrudniej zdefiniować.
    Lorelle jest od niego cztery lata starsza; może wzięłaby go pod swoje skrzydła, gdy ten po raz pierwszy trafił do Hogwartu? Pomogłaby mu tam, po prostu, znaleźć sobie miejsce. Przypuszczam nawet, że byłaby jego pierwszym zauroczeniem (o czym nie wiedziała), aż w końcu zakochał się w pewnej pannie Weasley, choć to już od dawien dawna przeszłość.
    No, ale do rzeczy; z takim powiązaniem z przeszłości, dość niewinnym ale konkretnym, mogłoby nam być o wiele łatwiej o jakikolwiek wątek. Jeżeli, oczywiście, sam pomysł ci odpowiada! :*]

    Teddy Lupin

    OdpowiedzUsuń
  23. Spodziewał się prędzej jakiegoś ucznia, który biegł by w ostatniej chwili oddać pracę zaliczeniową i prosząc o kawałek skruchy w sercu Karkarowa. Gdyby oczywiście jakoś solidnie to uargumentował, to czemu by nie. Wbrew pozorom, Vladimir był zwykłym człowiekiem. To, że wyglądał jak dzikus, nie świadczyło o tym, że żyje w lesie. To, że ma nazwisko śmierciożercy, nie świadczyło o tym, że zabija. Ale owszem, wiele osób w zamku wolało trzymać się o metr dalej, w razie godziny W, która tak czy siak by nie nastąpiła. Mimo słuchów, jakie krążyły sobie gdzieś w świecie magii, Vlado przywykł do wszelakich niedomówień. Te były na porządku dziennym.
    Gdy ujrzał w drzwiach, młodą, zgrabną kobietę, jego brew uniosła się ku górze, a kąciki ust zarysowały skromny uśmiech. Panna Welsh nie gościła u niego często. Co z jednej strony go zasmucało, ale z drugiej było mu nieco obojętne. Nie mógł powiedzieć, że ją zna, bo oboje częściej się mijali, aniżeli wchodzili w jakieś dyskusje. Choć ciemnowłosa kobieta od zawsze wydawała mu się bardzo miłą i towarzyską osobą, nigdy nie miał okazji by napić się z nią filiżanki herbaty. Może czas to zmienić? Tyle, że sądząc po jej reakcji, wątpił by w ogóle zgodziła się na pójście z nim gdziekolwiek bez grupki dobrze znających zaklęcia ochroniarzy.
    - Ależ nic nie szkodzi, proszę się nie denerwować - Odpowiedział spokojnie, nachylając się do metalowej klatki, w której siedział skulony niewielkich rozmiarów, czarny kruk. Vlado szybko przejął od Lorelle tymczasowy, ptasi domek i przeniósł go na biurko.
    - Co się wydarzyło? - Zapytał. Nie zerkając na panią profesor, wyciągnął z klatki kruka i obejrzał go dokładnie w dłoniach. Małe zwierzątko siedziało spokojnie, podkurczone, od czasu do czasu trzepocząc małymi skrzydełkami i próbując bezskutecznie wykonać jakiś głębszy ruch. Wyglądało, jakby straciło orientację i nie do końca wybudziło się z przemiany, którą zapewne zastosowała pani profesor. W żadnym wypadku nie miał zamiaru jej za to obwiniać. Takie przypadki były częstą rzeczą, jeśli chodzi o lekcje transmutacji. Po za tym, zdawał sobie sprawę, że panna Welsh była jedną lepszych jeśli o te zajęcia chodzi.
    Niestety, nie mógł podjąć żadnych kroków, póki nie dowie się, co się wydarzyło i jakie zaklęcia były stosowane, by przywrócić ptaka do normalnego życia.

    [Nie mam nic a nic do zarzucenia wcześniejszemu odpisowi! :)]

    Vladimir Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  24. Wysłuchał uważnie koleżanki i skwitował to delikatnym skinięciem głowy i uśmiechem. Sam nie był do końca pewien, czy jest w stanie pomóc biednemu krukowi, choć miał nadzieję, że jest. Nie uważał się za super wybitnego znawcę całej księgi zaklęć, ale wiedział w czym jest dobry, dlatego wykorzystywał swoje umiejętności. Choć nauczał Opieki Nad Magicznymi stworzeniami, nie robił tego dlatego, że najlepiej zdał z przedmiotu OWUTemy. Robił to z czystej pasji. Zawsze interesowały go magiczne stworzenia, jakie błąkają się na terenach zamku i to stąd ciągnęło go do poznania niemalże wszystkich. Jeszcze tak się nie stało, ale każde, nowsze okazje Vlado łapie jak świeże bułeczki.
    Odstawił ptaka delikatnie na biurko, po czym odwróciwszy się na pięcie podszedł do wysokiej gabloty, w której trzymał różne, przedziwne flakony, buteleczki i pudełka. Ściągnąwszy jedną z metalowych baniek, wrócił z powrotem przystając obok Lorelle.
    - Nie wiem, czy to zadziała, ale myślę, że powinno - Westchnął prawie niezauważalnie i puścił kilka kropel na palec, po czym szybko namoczył dziób kruka.
    Vlado miał w zanadrzu wiele mikstur i eliksirów, które przygotowywał sam. Nie robił tego oczywiście na chybił trafił - wszelkie składniki i sposoby przygotowania odnajdywał w starych, niepraktykowanych już księgach. I może co poniektórym wydawało się, że powinny być dawno spalone, to własnie one sprawdzały się najbardziej.
    - To mikstura pobudzająca, którą wyważyłem sam kilka miesięcy temu. Zwykle sprawdzała się na niedobudzonych po jakimś zaklęciu stworzeniach, więc sądzę że powinna zadziałać - Odparł, zerkając na Lorelle - Ale zaczyna działać po około dwudziestu minutach - Dodał i wsunął ptaszysko do klatki. Było to bezpieczniejsze schronienie, aniżeli duża sala. W ten sposób, przy nagłym wybudzeniu, ptak miał ograniczone pole manewru i nic nie powinno mu się stać. A zwykle przy tej miksturze było tak, gdy stworzenia zaczynają ponownie czuć kończyny, że ponosi ich bezwarunkowy odruch ucieczki.
    - Jeżeli nie masz planów, możesz poczekać. Jestem prawie pewien, że wyjdziesz z tej sali zadowolona - Rzucił jej kolejny uśmiech i oparł się o blat, przesuwając notesy i książki tak, by pozostawić je w niemalże pedantycznym rozstawieniu.
    Karkarow już taki był. Porządek na biurku to rzecz pierwsza jaką robił, gdy przed nim zasiadał. A broń Boże, by ktoś coś z niego ruszył - wtedy igrał z ogniem.
    Przyglądał się od czasu do czasu pannie Welsh. Miała subtelną urodę, kształtne rysy twarzy i szczególnie duże oczy, w których tliły się ciemniejsze tęczówki. Zwykle, jak na nią spoglądał, nie mógł powstrzymać swych kącików ust, by te nie szły w górę, jak balon nadmuchany helem. Coś w tej kobiecie powodowało, że nastrój zmieniał się na łagodniejszy. I nawet dałby sobie rękę uciąć, że byłaby dobrą towarzyszka w poznawaniu coraz ciekawszych zwierzątek. I nie tylko - widział ja także jako dobrego partnera do różnych zadań, które czasami powierzał mu dyrektor. Czyżby nie zagłębił się w marzenia aż za bardzo?
    Gdyby jednak ciemnowłosa zdecydowała się poczekać, to Vlado nie bardzo miał pomysł, czym zając te dwadzieścia minut bezczynności. Mając w duchu nadzieję, że wszystko samo się jakoś potoczy, siedział na razie w milczeniu.

    [A bo u mnie zwykle jest tak, że jak pomysł mi się podoba, to zaczynam, by jak najszybciej rozpocząć pisanie :D I ja też bardzo dziękuje, za chęć wątkowania :)]

    OdpowiedzUsuń
  25. Karkarow też nie był pewien, jak ma rozruszać obecną atmosferę. Dobrze wiedział, że Lorelle nie była kompletnie do niego przekonana, dlatego ciężko było mu cokolwiek zaoferować. Zresztą, w sali od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami wiele zrobić się nie da, po za otworzeniem książki, lub przejrzeniem jego ciekawostek stojących na półce nieopodal.
    Oparty o swe biurko, doglądał od czasu do czasu czarnego kruka obserwując jego stan. Wyglądało na to, że wracał powoli do normalności, jednak było za wcześnie by móc ze spokojem stwierdzić, że wszystko jest w najlepszym porządku.
    Kiedy kobieta zwróciła się do niego, Karkarow przeniósł na nią wzrok. I choć ich oczy się nie spotkały, nie zmartwił się jakoś bardzo - wiedział, że niektórzy wolą tego unikać.
    - Bo nie traktuję tego jako pracę - Odpowiedział szybko i prostując nogi, zaparł się rękami o blat. - Założyłem, że taką mam misję. I może dlatego robię to z sercem - Dodał. Jego wzrok także utkwił w czarnym ptaku. To, co mówił Vlado było szczerą prawdą. Lubił to i za każdym razem, gdy szło zmierzyć mu się z jakimś wyzwaniem dotyczącym magicznych zwierząt, chętnie się go podejmował. Gdyby rzeczywiście było to dla niego utrapieniem, to najzwyczajniej powiedziałby jej aby przyszła jutro... I poszedłby do domu.
    Vladimir głęboko w środku miał w sobie coś, co można było nazwać uczuciem. I mimo, że nie obchodził się z nim na zewnątrz, mimo że nie skakał jak skowronek, a zwykle przyjmował obojętną postawę, to tak czy siak w środku jego duszy palił się płomyk najlepszych cech, jakie może posiadać człowiek. To było coś, co wyróżniało go na tle reszty.
    - Czy po za tym, że kruk miał mały wypadek, lekcja się udała? Dawno nie miałem okazji być na zajęciach, które są wymagane - Zapytał ni stąd, ni zowąd. Ale był ciekaw, jak teraz uczniowie sobie radzą z tym, co wymaga szkoła. Jego zajęcia były dodatkiem, dlatego nie musiał borykać się z nieposłuszeństwem, bo uczył osoby, które zwyczajnie chciały się tego uczyć. A zdawał sobie sprawę, że na lekcjach Transmutacji jest trochę inaczej, albo że przynajmniej kiedyś było inaczej.

    Vladimir Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnął się szerzej niż zwykle, kiedy Lorelle zechciała wydusić siebie o te kilka słów więcej w jego towarzystwie. Zdawał sobie sprawę z atmosfery, jaka zapanowała w oczekiwaniu na polepszenie się zdrowia kruka - no bo, o czym mieli rozmawiać, skoro obaj nigdy nie mieli okazji do dłuższego pobytu w swym towarzystwie. Nawet na głupim zebraniu.
    I mimo, że bardzo miło mu się słuchało jej odpowiedzi, to poczuł niedosyt. Tak jakby za wcześnie skończyła mówić. Nawet jeśli miała tylko tyle do powiedzenia, to sam jej głos był na tyle wciągający, że Vlado chętnie poprowadziłby ją w kilka innych ciekawych tematów. Ale brakło mu ku temu odwagi, cały czas nie był pewien jak zareaguje. Nie chciałby żeby wyszła z jego biura jeszcze bardziej uprzedzona, niż poprzednio.
    - Zdaję sobie sprawę, dlatego pytam. I cieszę się, że są uczniowie, którym idzie dużo lepiej niż poprzednio. To oznacza, że odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu - Zacisnął wargi i skinął głową w geście potwierdzenia własnych słów. I słusznie! On uważał, że Lorelle jest naprawdę dobrą osobą i świetna nauczycielką. Z tego co usłyszał od kilku swych uczniów, to panienka Welsh potrafiła pokazać pazur i bardzo szybko doprowadzić do porządku rozbrykanych Ślizgonów, którzy wiecznie mieli coś do powiedzenia. Albo Gryfonów ciągle psujących lekcje szeregiem psikusów. Dlatego była szanowanym profesorem w murach Hogwartu.
    Vladimir nachylił się ponownie nad krukiem, który zacząwszy wydawać większe ruchy, faktycznie wracał już do normalności. Miał tylko nadzieję, że nie będzie żadnych powikłań. Ale z tego co po nim widać, nie powinno dziać się już nic złego.
    - Wszystko idzie po mojej myśli - Wyprostował się i złożył ręce na wysokości pasa - Ważne, by dać mu trochę wody, kiedy stanie się całkowicie żywy. I żeby na razie trzymać go w klatce, możliwe że będzie chciał wyfrunąć - Udzielając tych kilku, drobnych porad, zerknął niebieskimi oczami na kobietę i ponownie namalował na swej twarzy ciepły uśmiech, który także wskazywał jego zadowolenie z tej całej sytuacji jaka zaistniała.
    Pojawiła się przynajmniej okazja, w której mógł zamienić kilka słów z panną Welsh. A Karkarow w duchu miał nadzieje, że choć troszeczkę zmieniła o nim zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  27. [Raczej nie ma daru zaglądania w przyszłość, więc nie wie, czy dostanie się jej ta posada, ale ma ogromną nadzieję, że tak właśnie będzie i trzyma mocno kciuki, żeby się udało! Myślę, że możemy coś wykombinować - może pani profesor będzie potrzebowała szerszej wiedzy z zakresu zielarstwa w celu przeprowadzenia badań z dziedziny transmutacji? Zmiana roślin w metal, czy porcelany w żywe roślinki? Jeśli wolałabyś coś bardziej ekscytującego to możemy je wysłać do jakichś jaskiń za Hogsmeade, w celach badawczych, a okaże się, że znajdą tam coś wielce niebezpiecznego, co jeszcze muszę wymyślić, ale taka opcja też jest. W czym się lepiej czujesz?]

    Ethel

    OdpowiedzUsuń
  28. [Piszę tu, chociaż nie wiem, którą z postaci najchętniej prowadzisz.
    Pewnie, że trzeba to zmienić!
    Profesor Lorelle bardzo sympatyczna się wydaje... a skoro taka jest, to pewnie i o Adasia się zaczęła martwić, jak zmarkotniał i pogorszyły mu się stopnie. Może coś w ten deseń?]


    Adam Griffin

    OdpowiedzUsuń
  29. [A ja! :)
    Znów u Lorelle, bo w sumie fajnie byłoby mieć jakiś wątek nauczycielski... w życiu chyba takiego nie miałam :o
    Tak, jak najbardziej, Hectorowi przydadzą się wątki. Masz pomysł na jakąś ciekawą relację? :D]

    Hector

    OdpowiedzUsuń
  30. [Fajny pomysł z tym uczniem... Przypuszczam, że to raczej podopieczny Damona by coś nabroił, ale powiedzmy, że podejrzenie padło na kogoś z Gryffindoru i na kogoś z Hufflepuffu. Każde oczywiście będzie się wypierać. No i zacznie się dogryzanie i te sprawy, ciosy poniżej pasa... ;D Co o tym myślisz?]

    Hector

    OdpowiedzUsuń
  31. [ahahah, dziękuję bardzo! akurat sama mam alergię na koty, a nie umiem się powstrzymać przed ich głaskaniem... i dokładnie tak się to kończy.]

    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  32. [Haha xD Zawsze dobre skojarzenia z głupich programów telewizyjnych. Gesslerowa to mega pijaczka tak a propos... Ale wybrałam tę panią, bo jest najstarsza ze wszystkich Twoich postaci, a raczej nie tylko uczniowie przychodzą do miasteczka i inne ciekawe miejscówki. Wspomniałaś też o rodzince, co się w sumie dobrze składa. Znaczy jeszcze jeden powód, żeby przyjść właśnie tu. Z facetami mi idzie ciężko, jeśli chodzi o wątki.
    Nie wiem czy był Gryfonem, ale kto tam wie... W sumie mu pasuje xD To jak - myślimy?]

    James Gordon

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie zapisywał sobie nigdzie swych dobrych uczynków. I nie miał także powodu, by zacząć to robić, bo najzwyczajniej w świecie był osobą, która raczej serce ma dobre - jeśli wie, że może tego samego oczekiwać od innych. Fakt był taki, że to serce dobrze wytresowane i trzymane na wodzy, ale w żaden sposób nie umniejszało to jego dobroci, która po prostu wylewała się z jego charakteru. W tej sytuacji chciał pomóc zarówno krukowi, jak i koleżance. Nie widział jej w roli śmierci z kosą, a zapewne tak by się stało, gdyby ptak został pozostawiony ku sobie.
    Klatka rzeczywiście została skuta z dobrego metalu, dlatego jej waga była adekwatna do jakości. Oczywiście, jak na mężczyznę przystało, Vladimir nie pozwoliłby jej samej targać wierzgającego się ptaka, przez pół zamku. Dlatego grzecznie, ze szczerym uśmiechem na twarzy, chwycił klatkę i ruszył w stronę wyjścia. Poprosił ją tylko o uchylenie drzwi, bo jakoś strasznie je sobie upodobał i uważał, że rysy na mahoniu nie będą tak miłe, jak towarzystwo Lorelle. A nikt mu ich przecież nie odmaluje.
    - Wydawało mi się, że Twoje biuro jest jakoś bliżej - Zastanowił się chwilę i wzruszył ramionami. Najprawdopodobniej zbyt rzadko obok niego przechodził. Albo przechodząc nie zwracał uwagi. Tak czy siak, mimo dłuższej trasy i trzepoczącego skrzydłami ptaka, ta cała droga była całkiem sympatyczna. Zupełnie dziwną i inną odmianą było dla niego wsłuchiwanie się w głos kobiety - delikatny, ale zarazem stanowczy i silny. Bardzo ciekawe połączenie, zresztą nie ma co owijać w bawełnę, skoro przez te dwadzieścia minut, pani profesor stała się dla niego dość intrygująca. Może odważy się ją zaprosić na kawę? Nie miał nic do stracenia, po za tym, że może mu odmówić.
    Ale na to potrzebował odpowiedniego momentu.

    [W porządku :D]

    Vladimir Karkarow

    OdpowiedzUsuń
  34. [Ahaha po czymś przykrym pójdzie się napić ;D Nie, no się śmieje, ale tak to zabrzmiało. Ale pewnie, że fajny powód do poznania się. A Jimmy to raczej człowiek, który nie chce widywać ludzi smutnych. Ale mogą się też kojarzyć, bo Gordon tam siedzi pewnie z jakieś kilka miesięcy, ale nie dłużej. Chociaż możemy równie dobrze zrobić pierwsze spotkanie jakichs dawnych znajomków ze szkoły czy coś + problemy, więc może być ciekawie]

    Jimmy Gordon

    OdpowiedzUsuń
  35. [Możemy zrobić tak, że prawie kiedyś ze sobą byli, cośtam pomiędzy nimi iskrzyło, ale że on jest upośledzony emocjonalnie, to im nie wyszło. I teraz plują na siebie jadem :> Można do tego dodać rywalizację, i w przedmiocie, i w qudditchu. Wątek robimy ten z uczniem-psotnikiem, czy coś innego?]

    Hector

    OdpowiedzUsuń
  36. [Idę tutaj, bo nie wiem, gdzie iść ;D Idę do najstarszej! A to prawda. Żeby zrobić nieco z niego szaleńca tego pierwiastka Sherlocka potrzebowałam. A teraz pytanko - kogo ze swoich podeślesz do Eliasa? Ja podrzucę pomysł tylko zdecyduj do kogo mam iść ;)]

    profesor John Elias

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Nie wiem czy jest prowadzić wątek z tymi samymi postaciami w sumie. Możesz sobie odpuścić Jamesa i zobaczymy co się da sklecić z Eliasem albo coś wymyślę fajnego dla niego i Solene :D]

      Usuń
  37. [Okej! To ja czekam, nie poganiam :)]

    Hector

    OdpowiedzUsuń
  38. [Cudna jest. Chciałabym mieć taką wychowawczynię.]

    lukrecja.

    OdpowiedzUsuń