Isaac Merchant
Slytherin — VII rok — półkrwi — 10 ¾ cala, jesion, kieł widłowęża — patronusem słoń afrykański — boginem niemowlę — socjopatia
Slytherin — VII rok — półkrwi — 10 ¾ cala, jesion, kieł widłowęża — patronusem słoń afrykański — boginem niemowlę — socjopatia
Słyszysz jego głośne kroki rozchodzące się po przedpokoju. Wiesz, że jest pijany, że się potyka i musi podpierać ścianę. Kulisz się w łóżku, mając nadzieję, że odejdzie i pójdzie spać na kanapie, jak to ostatnio ma w zwyczaju. On jednak otwiera drzwi, nie twoje, a do pokoju obok. Twoich uszu dochodzą krzyki matki, dźwięk rozbitego szkła. I choć wahasz się, wstajesz i biegniesz tam, w sam środek zamieszania. "Przestań, tatusiu" — mówisz, jednak szybko tego żałujesz. Zaczynasz rozumieć, że tatuś przestał być dobrym człowiekiem już dawno temu. Z każdym kolejnym uderzeniem dociera to do ciebie coraz bardziej, a z każdą kroplą krwi, która leje się z twojego nosa, wylewa się również nadzieja na lepsze jutro. Zaczynasz rozumieć, na czym polega życie. Życie polega na wykorzystywaniu innych do swoich celów. Wrzask matki dochodzi do ciebie jak zza ściany. Jedyne, co widzisz, to wszechogarniająca cię ciemność, która po chwili całkowicie zatapia cię w swoich objęciach.
Tiara Przydziału długo zastanawiała się, zanim zadecydowała o przydzieleniu Isaaca do Slytherinu. Przez prawie dziesięć minut rozważała umieszczenie chłopaka w Ravenclawie, co wcale nie było dziwne, zważywszy na fakt, iż ten znacznie wyprzedzał swoich rówieśników inteligencją oraz umiejętnościami. Mimo to nie był lubiany ani przez nauczycieli, ani przez kolegów. Robił to, co mu się podobało. Brał przykład z ojca i kiedy cokolwiek mu nie pasowało, wyżywał się na innych, szybko sprawiając, że ludzie zaczęli go po prostu unikać. Było mu z tym dobrze. Było mu z tym dobrze, dopóki ktoś go nie pokochał. Gdy ktoś go pokochał, dalej robił to samo, jednak jego poczucie zadowolenia zaczęło się chwiać.
Tiara Przydziału długo zastanawiała się, zanim zadecydowała o przydzieleniu Isaaca do Slytherinu. Przez prawie dziesięć minut rozważała umieszczenie chłopaka w Ravenclawie, co wcale nie było dziwne, zważywszy na fakt, iż ten znacznie wyprzedzał swoich rówieśników inteligencją oraz umiejętnościami. Mimo to nie był lubiany ani przez nauczycieli, ani przez kolegów. Robił to, co mu się podobało. Brał przykład z ojca i kiedy cokolwiek mu nie pasowało, wyżywał się na innych, szybko sprawiając, że ludzie zaczęli go po prostu unikać. Było mu z tym dobrze. Było mu z tym dobrze, dopóki ktoś go nie pokochał. Gdy ktoś go pokochał, dalej robił to samo, jednak jego poczucie zadowolenia zaczęło się chwiać.
Zabiłeś własne dziecko, Isaacu.
Wątki: Olivia Wardhill, Sura Merchant.
[ Jak nie pokocha to pupa, ale trzeba to jakoś przeżyć. Cześć i powodzenia z kolejną postacią, niech Ci służy jak najdłużej :) ]
OdpowiedzUsuńSilas Mulciber/Marie Ashton
[W tak młodym wieku miał dziecko? Czy Isaac to także imię jego ojca?
OdpowiedzUsuńCześć :)
Griffin Wiecznie Żywy
[Teeej, uciekłaś mi z Zoey, wiesz że się tak nie robi? Musisz mi to jakoś wynagrodzić, huehue.]
OdpowiedzUsuńOona Griffith i Brandon Alexander Ware
[Moja droga, obyś tym razem została z tym panem dłużej i ładnie opisana ta karta. Oby ktoś go kochał mocno, bo to takie piękne wątki są <3 Kochanie, dużo dobrej zabawy i witaj z nową postacią!]
OdpowiedzUsuń//solene
[Isaac, jezu. jaki cudowny. <3]
OdpowiedzUsuńOlivia.
[To i ja dołączam do tego korowodu zachwytów. :D
OdpowiedzUsuńPrzyczepię się tylko do jednej rzeczy: "Przez prawie dziesięć minut rozważała umieszczenie chłopaka w Ravenclawie, co wcale nie było dziwne, zważywszy na fakt, iż ten znacznie wyprzedzał swoich rówieśników inteligencją oraz umiejętnościami. Mimo to nie był lubiany ani przez nauczycieli, ani przez kolegów. ", brzmi mi to trochę tak, jakby już przed Ceremonią Przydziału nauczyciele i koledzy zdążyli go znienawidzić. :D
Mimo to postać jest naprawdę dobra, miłej zabawy i jeśli chcesz, przychodź po wątek!]
Amelia Baxter
[wątuś się pisze. dodam po szkole, więc czekaj! :>]
OdpowiedzUsuńOlivia.
[Co ty na to, aby już wątek stworzyć oparty na wątku grupowym? Nie wiem jeszcze jak, ale doniesienia o ucieczce Śmierciożerców i wzmożone niepokoje społeczne mogłyby być ciekawe :D]
OdpowiedzUsuńOona Griffith
[Ja już go kocham, choć taki z niego niedobry Ślizgon. Ale Lily prędzej by mu przywaliła, niż wplątała się w amory. I chyba muszę się z tym pogodzić. Moja własna postać nie rozumie mojej romantycznej duszy.
OdpowiedzUsuńIsaac jest bardzo tajemniczy, ale to tylko wzmaga chęć na wątek. Strasznie mi go szkoda, bo wiem, że zło nie wzięło się znikąd i pewnie gdzieś w głębi duszy dobry z niego chłopaczek, który po prostu trochę tej miłości i ciepła potrzebuje. Jak my wszyscy.]
Lily
- Isaac - szepcze, z przerażeniem obserwując dziecko w jego ramionach. - Is... proszę...
OdpowiedzUsuńPodnosi ją, a mała płacze. Serce Olivii bije bardzo, bardzo powoli, jakby zaraz miało się zatrzymać.
- Nie rób jej krzywdy - błaga, nienawidząc się za tą słabość, tą bierność, ten brak odwagi, by wyrwać mu Emmę i uciec z nią gdzieś daleko.
- Isaac, przestań!
Jej własny krzyk wyrwał ją z głębokiego snu. Olivia czujnie usiadła na łóżku, gotowa zaatakować, gdyby gdzieś tutaj się czaił. Bała się. Rzeczywistość od jakiegoś czasu była dla niej tylko przedłużeniem sennych koszmarów. Dziewczyna wiedziała, że w tym przypadku przebudzenie nie przyniesie ulgi. Było dalszym ciągiem snu, pełnym bólu, żalu po stracie i poczucia niesprawiedliwości.
Westchnęła ciężko.
Nawet najbardziej prymitywne czynności były dla niej teraz sporym wyzwaniem. To takie dziwne, wiesz, kiedy nagle okazuje się, że wstawanie, rozmawianie i jedzenie staje się zbyt trudne, ponad twoje siły. Na lekcjach przesiadywała nieobecna duchem, a jej myśli wędrowały daleko za linią horyzontu. Zastanawiało ją, czy kiedykolwiek da radę się uwolnić.
Bo Jej już nie było, ale pozostał on - sprawca tego całego zła.
Nie wątpiła, że od początku mieszał jej w głowie. Wszystkie jego działania były cholerną manipulacją. A to wcale nie było trudne, podejść sprytnie taką Olivię o niezbyt silnej psychice i zaniżonym poczuciu własnej wartości i podporządkować ją sobie. Nigdy nie umiała odejść. Po śmierci małej ledwie znalazła w sobie siłę, by go zostawić. Isaac strasznie się wtedy wściekł i dziewczyna pamiętała tylko, że niedługo potem znowu byli razem. Nie wiedziała dlaczego.
Olivia nienawidziła go za to wszystko.
A przecież kiedyś było inaczej. Zanim jeszcze została jego, kiedy była wolna, samowystarczalna - miły, fajny chłopak, starający się ponad normę. Nigdy nie było aż tak źle, dopóki nie dowiedział się o dziecku.
Is, przestań, przepraszam!
Kiedy go zostawiła, całe dnie zaczęła spędzać w niewielkim, odległym od ciekawskich spojrzeń lasku. Siedziała w cieniu rozłożystych drzew i rozmawiała z Emmą. Maleńki, ukryty przed ludzkim wzrokiem grobek. I zakopane ciałko, które już nigdy nie urośnie.
Ta myśl łamała jej serce.
Wracała do domu dopiero późnym wieczorem, ciesząc się, że Isaac nic nie wie o tamtym miejscu. I tak go to nie interesuje, wmawiała sobie, na pół ze smutkiem, na pół rozgoryczona i zła.
Dziewczyna powolnym krokiem wyszła na korytarz. Poruszała się jak zombie - ociężała, zaspana, oderwana od rzeczywistości.
- Nienawidzę cię! - wrzasnęła w mrok. Stała samotnie w pustym, ciemnym korytarzu i krzyczała. - Nienawidzę!
Zabiję cię, pomyślała, przełykając ogień bólu i upokorzenia.
Zadrżała, słysząc za sobą ciche kroki; po chwili poczuła czyjeś silne ręce na ramionach i stanęła twarzą w twarz z obiektem swojej nienawiści.
- Is - szepnęła, czując na ciele zimne macki strachu. - Co ty tutaj robisz?
Olivia.
[To mam nawet pomysł na wątek, postaram się dzisiaj lub jutro coś nam naskrobać :D]
OdpowiedzUsuńOona Griffith
[cześć, braciszku ukochany, nienawidźmy się!]
OdpowiedzUsuńAileen.
[zniszczmy się nawzajem!
OdpowiedzUsuńa tak na poważnie, możemy ich wkręcić w widowiskową kłótnię na korytarzu albo w Wielkiej Sali. coś w stylu "brat, odczep się wreszcie, jak będę chciała, to będę piła i paliła i sprzedawała się za pieniądze, a tobie nic do tego". <33]
Aileen.
[Rany, tak bardzo chcę wątek!]
OdpowiedzUsuńAlice Armstrong
[Tak się właśnie zastanawiam. Bo Alice na pewno fascynowałby ktoś taki jak Isaac. Tak czysto naukowo. Więc pewnie byłaby upierdliwa.]
OdpowiedzUsuńAlice Armstrong
[No właśnie, tak ciężko wymyślić mi coś konkretnego, bo za dużo w Twojej karcie nie ma. :<]
OdpowiedzUsuńAlice Armstrong
Aileen nienawidziła, kiedy szanowny braciszek wtykał cztery litery w nieswoje sprawy. Mówiąc dosadniej - za każdym razem, kiedy próbował się jej czepiać dziewczyna musiała dusić w sobie ochotę zrobienia mu jakiejś poważnej krzywdy. Co ją przed tym powstrzymywało? Sama nie była pewna, ale chyba bliską prawdą był oczywisty fakt jej drobnego ciałka przeciwko chłopakowi, jakiemukolwiek chłopakowi, co z góry skazane było na porażkę.
OdpowiedzUsuńNiemniej jednak nie miała żadnych oporów przed grzebaniem w rzeczach Isaaca, albowiem twierdziła, iż poczuwa się do odpowiedzialności za nieodpowiedzialnego braciszka i usiłuje go tylko chronić przed niechybnymi kłopotami. Była to jej stała wymówka, bo, trzeba przyznać, ciekawiło ją przeokropnie, co takiego stało się przez wakacje między jej bratem a jego dziewczyną. Pamiętała, jak raz wrócił do domu z żądzą mordu w oczach. Nie na żarty się wtedy przestraszyła i coś kazało jej podejrzewać, że ma to związek z Olivią. Czyżby zerwali? Gdyby Aileen nie czuła dziwnej, nieuzasadnionej niechęci do dziewczyny Isaaca, pewnie wybrałaby się z wizytą do niej, aby osobiście przeprowadzić małe śledztwo. Niestety, wyszło jak wyszło, a sytuacje, które zdążyła już zaobserwować w tym roku dawały jej sporo powodów do myślenia.
Co mogło się stać?
Aileen nie była pewna. Rozważała różne opcje, od zerwania, przez ciążę do jakiejś zdrady z czyjejkolwiek strony, aczkolwiek wydawało jej się to dość absurdalne. No cóż. Pozostała jej opcja praktyczna, czyli zorganizowane śledzenie brata i Olivii, kiedy będą sami w zacisznym miejscu.
Aileen nie przejmowała się tym, co pomyślą o niej inni, w żadnym wypadku nie obchodziło jej, że robi z siebie irytującą dziewuchę, z którą nikt nie potrafi sobie poradzić. Niezaspokojona ciekawość tej konkretnej sytuacji, która ją napędzała i motywowała do działania potęgowała to wrażenie.
Dziewczyna przyczaiła się za rogiem, nadstawiając uszu, by wyłowić ze zwyczajowej kłótni coś, co ją zainteresuje. Od dawna wiedziała, że Isaac nie jest dla Olivii najlepszym partnerem, że jest wybuchowy i z całą pewnością manipuluje tą naiwną panienką, a jednak nigdy nie stanęłaby w jej obronie. Była po stronie brata, jakkolwiek by jej nie irytował.
Aileen ze zdumienia otworzyła oczy, kiedy usłyszała słowa Wardhill kierowane do Isaaca. Tego z całą pewnością się nie spodziewała.
Ale jak to zabił...? Zabił dziecko?
Ile sił w nogach popędziła za bratem, kiedy oboje oddalili się od siebie na bezpieczną odległość.
- Ej!
Aileen.
Najpierw poczuła swąd, całkowicie jednak go zignorowała, zresztą jak większość uczniów, siedzących właśnie w Trzech Miotłach. Następnie poczuła dym; wdzierający się do płuc i drażniący drogi oddechowe, zapalający czerwone, ostrzegawcze światło w jej głowie — lampkę, która znowu, umyślnie została pominięta i zepchnięta na dalszy plan. Popijając kolejny łyk kremowego piwa usłyszała zaś krzyki, dochodzące z dworu, dopiero one i poruszenie, które nastało w sali, zaniepokoiły ją na tyle, aby zareagowała. Podniosła wzrok znad powieści, którą właśnie czytała, przesuwając zaciekawionym i zdziwionym spojrzeniem po zaniepokojonych twarzach ludzi, zebranych w Trzech Miotłach. Dotarły do niej okrzyki o pożarze, który wybuchnął w niedaleko ustawionej księgarni, dalej jednak była wpół przytomna, kiedy drzwi knajpy otworzyły się na oścież i stanął w nich mężczyzna, na oko pięćdziesięcioletni, powtarzający w kółko jedno i to samo słowo: „Śmieriożercy”.
OdpowiedzUsuńWtedy dopiero się rozpoczęło, istna Sodoma i Gomora. Krzyki, płacze, przekleństwa i modlitwy, rozbijane kufle i przewracane krzesła podczas ucieczki. Ktoś upadł w tym całym rozgardiaszu i nie był w stanie się podnieść, inna osoba przecięła sobie dłoń, nieostrożnie opierając ją o blat stołu, gdzie porozrzucane były kawałki szkła. A Oona siedziała dalej na tym samym miejscu, obserwując to wszystko z dezorientowaniem. Nie przeszkadzało jej piwo kremowe, wylane na jej koszulkę ani szarpnięcia i popchnięcia, chociaż pewna była że w ich wyniku nabawiła się kilku znacznych siniaków. Nic do niej nie docierało, wszystko dochodziło jak przez mgłę i jedyne na czym mogła się skupić to na dymie, który utrudniał jej oddychanie i ograniczał widzenie, który bezczelnie wdzierał się do Trzech Mioteł i wypełniał pomieszczenie karczmy.
Dopiero kiedy usłyszała nawoływania nad uchem i kilka szarpnięć za szatę, zorientowała się, że czas uciekać. Karczma już prawie całkowicie się wyludniła, zostało tylko kilka osób, które swobodnie można było policzyć na palcach jednej ręki, w tym Gryfon z jej rocznika — Neal — z którym była w grupie na zajęciach zielarstwa. To on zmusił ją do podniesienia się, pospiesznego zebrania swoich rzeczy i wybiegnięcia z Trzech Mioteł, jednak zanim zdążyła mu podziękować, już zniknął za najbliższym rogiem, zostawiając ją samą pośrodku rozgardiaszu.
Nie wiedziała w którą stronę ma się udać, co zrobić. To jedno słowo, Śmieriożercy, dudniło jej w głowie i utrudniało skupienie myśli w celu wymyślenia jakiegoś planu, który pozwoliłby jej na zachowanie minimum bezpieczeństwa i uratowanie swojego tyłka. Powinna iść za tłumem, a jednak Mark Twain pisał, że z prądem płyną tylko śmieci, krążyła więc bez celu, błąkała się jak w letargu, raz przyspieszała, innym razem zwalniała i modliła się o zakończenie tego szaleństwa. Wszystko wydawało się takie nieprawdopodobne...
Prawdopodobny był jednak huk, który pojawił się niedaleko niej, huk od rzuconego zaklęcia i od jęczenia z prośbą o pomoc, o pozostawienie kogoś przy życiu. Kobiecy płacz przewiercał się przez jej głowę i jedyne co potrafiła zrobić to krzyknąć i zatkać sobie uszy. Powinna zareagować, to idealna chwila aby ujawnił się w niej ta gryfońska odwaga, która przez tyle lat była uśpiona; zamiast tego dostała drżące dłonie zatykające uszy, nogi jak z waty, które odmawiały posłuszeństwa i dudniące serce, które o mało nie wyskoczyło jej z piersi.
Co zrobić... Tam ktoś potrzebował pomocy, pilnie. Bała się zareagować, zaryzykować własne życie. Kiedy spekuluje się na temat podobnych sytuacji, zawsze jest się stuprocentowo pewnym, że postąpi się słusznie, bo człowieczeństwo na tym polega. Kiedy jednak człowiek konfrontuje się z niebezpieczeństwem, zapomina o swoich zapewnieniach i jedyne o czym może myśleć to o ucieczce, o ratunku: dla poszkodowanej osoby i dla samego siebie.
[Huehue, mam nadzieję, że nie jest t takie złe jak mi się wydaje i że Isaac biegnąc nie skopie Oony :D]
Oona Griffith
- Is, ja...
OdpowiedzUsuńNie wiedziała, skąd ten paraliżujący strach, który powodował, że nie mogła zrobić ani kroku. Nie dawała rady podnieść ręki; mogła tylko stać, stać i patrzeć na niego, jak zawsze w chwilach, kiedy coś zrobiła źle. Tyle tylko, że nigdy przedtem nie powiedziała czegoś takiego bezpośrednio, nie naraziła mu się wprost. Była to wina losu, przypadku, jak wtedy, kiedy dowiedział się o Niej. A jednak miała do siebie żal, żal za każdym razem, kiedy coś szło nie tak, kiedy się denerwował i powtarzał jej, że wcale nie chce tego robić; że gdyby była bardziej uważna byłoby inaczej.
Dobrze o tym wiedziała. Nie miała do siebie szacunku, ani odrobiny, tak samo jak on go nie żywił, nie tylko do niej, lecz do nikogo.
- Ja...
Nie miała pojęcia, co mogła mu powiedzieć, czym się usprawiedliwić, jak zareagować, byleby móc zmniejszyć nałożoną na siebie karę. Przeklinała w myślach ich oboje: jego, bo był nieprzewidywalny i przejawiał sadystyczne skłonności, bo cieszyła go ta chora władza, ta kontrola, jaką miał nad nią; i siebie, bo była zbyt słaba by się temu przeciwstawić i odejść.
Bardziej z dwojga nienawidziła siebie, jak gdyby była wadliwym fundamentem, przez który dom nie może stać prosto.
Czuła pogardę dla samej siebie i dla tego życia, które ją wplątało w taką sytuację.
- Wcale tak nie myślę - odezwała się cicho, kiedy była pewna, że głos jej nie zadrży. - Przepraszam, nie chciałam, ja tylko...
Nie mogę tego znieść, dokończyła w myślach, zastanawiając się, czy gdyby zechciał ją teraz zabić, to byłoby bardzo bolesne. Znając Isaaca, a Olivia zdążyła go poznać na długo przed tym, zanim zostali parą - bo mieszkali niedaleko - wiedziała, że z pewnością byłaby to najokropniejsza na świecie śmierć, z nieodłącznym strachem aż do samego końca.
Na pewno kazałby mi zrobić coś upokarzającego, przyszło jej do głowy, że rozmawianie samej ze sobą, nawet w głowie, gdzie nikt nie słucha, to chyba początek niezidentyfikowanego wariactwa, i że Is miał rację mówiąc o niej, że jest szalona.
Dlatego nie możesz ode mnie odejść, mówił, a ona przytakiwała, wierząc w każde jego słowo.
Gdyby tylko mogła już dawno skończyłaby ze swoim życiem, bo czuła się niewyobrażalnie zmęczona udawaniem normalności i niepewnością, co przyniesie kolejny dzień. Wciąż mieć się na baczności, któż to zniesie?
Olivia spróbowała się odsunąć, by w razie czego móc rzucić się do szaleńczej ucieczki - gdyby tylko się odważyła - ale chłopak trzymał ją zbyt mocno, a jej nie starczyło odwagi, by walczyć dalej.
Nienawidziła go. Niebezpieczne myśli podsuwały jej morderstwo.
Ale nie umiała zrobić nic. Po prostu nic.
Olivia.
[A niech robi, co chce. Ashton tylko uprzedza, że Isaac jest martwy. Takie, ot. Się nawet nie obejrzy.
OdpowiedzUsuńTak już na serio, to co robimy?]
//wściekły Ash
[Jako, że Anise to bliska przyjaciółka Asha, który ten nienawidzi Isaaca, bo chyba coś zrobił jego siostrze (ktoś mi wytłumaczy o co chodzi?!) to na pewno wymyślimy z nimi coś ciekawego :D Tylko ja jestem marna w wymyślaniu, więc potrzebuję pomocy. Wiem tyle, że Anise lubi wszystkich, więc pewnie i do Isaaca nic nie będzie miała, pomimo, że jej najlepszy przyjaciel ma.]
OdpowiedzUsuńAnise
[Oh, no dobra, może jednak bardzo pozytywnie nie będzie do niego nastawiona. ALE! Anise ma tendencję do odgrywania Matki Teresy, która chce pomagać innym i stara się znaleźć choć trochę dobra w każdej osobie, więc zapewne to będzie się starała uczynić względem Isaaca. Co z tego, że zabił swoje dziecko, na pewno gdzieś ma pokłady dobroci! Tak, Anise jest głupiutka i naiwna. Niech Isaac będzie tym, który wyprowadzi ją z błędu, o. Może zrobi jej jakąś krzywdę? Albo jakoś przestraszy?]
OdpowiedzUsuńAnise
[Anise bardzo chętnie będzie go próbowała nawrócić i będzie przeszczęśliwa jak w końcu jej się to uda :D
OdpowiedzUsuńHmm, może Anise będzie się chciała dowiedzieć dlaczego tak bardzo Ashton nienawidzi Isaaca? No i spyta właśnie o to Merchanta, będzie łazić za nim i go męczyć, aż w końcu chłopak nie wytrzyma :)]
Anise
[Bardzo chętnie, aczkolwiek wydaje mi się, że Ashton niby będzie próbował załatwić to z nim sam na sam, ale najprawdopodobniej rzuci się na niego, jak tylko go zobaczy. Zawsze możemy połączyć i to, i to ^^]
OdpowiedzUsuń//Ash
Anise była jedną z tych ciekawskich osób, która musi wszystko wiedzieć. Nie oznaczało to jedna, że była plotkarą, o nie. Wszystko czego się dowiadywała zatrzymywała tylko i wyłącznie dla siebie, choć czasami robiła wyjątek jedynie dla najbliższych przyjaciół. Im mogła powiedzieć wszystko. Wszystkie tajemnice, wszystkie wątpliwości, wszystkie smutki. Wiedziała, że jeśli ich o to poprosi, nie pisną ani słówka o tym, co od niej usłyszeli. Tak samo było z nią. Jeśli ktoś powiedział, że ma czegoś nikomu nie mówić, nic nikomu nie mówiła. To była jedna z cech, za którą inni ją lubili. Niestety, miała też takie cechy, przez które bardzo często ludzi denerwowała, a jedną z nich było wpychanie nosa w nie swoje sprawy, a wszystko przez wrodzoną ciekawość. I właśnie ta ciekawość była jednym z powodów, dla których postanowiła zaczepić Isaaca. Zaczepić i się nie odczepić przez dłuższy czas, bowiem jej plan obejmował nie tylko wypytanie go o to, co zrobił, że Ashton jest tak na niego wściekły, ale także nakłonienie go do powrotu na dobrą ścieżkę. Anise wiedziała, że Ślizgon nie jest przykładem dobrego człowieka, a że często lubiła robić za Matkę Teresę, postanowiła pomóc mu się zmienić. Co prawda, szansa na to, że jej plan się powiedzie była naprawdę mała, aczkolwiek dziewczyna nie miała w zwyczaju łatwo się poddawać i potrafiła być wrzodem na tyłku. Musiała się jednak liczyć z tym, że przez tą swoją upierdliwość kiedyś źle skończy, czym wcale tak bardzo się nie przejmowała.
OdpowiedzUsuńOstatnią lekcją dzisiejszego dnia było Zielarstwo, które Anise nawet lubiła. Tym razem jednak ledwo skupiała się na słowach nauczycielki, co chwila zerkając na Isaaca i zastanawiając się jak ma do niego zagadać. Mimo tego, że mieli razem kilka wspólnych zajęć, prawie wcale się nie znali i zamienili ze sobą może kilkanaście zdań na krzyż w przeciągu sześciu lat. Oczywiście, Anise w niczym to nie przeszkadzało i kiedy profesor ogłosiła, że mają dwa dni na dobranie się w pary, w których będą pracować razem na następnych zajęciach, dziewczyna doskonale już wiedziała z kim będzie pracować.
Po dzwonku na przerwę jak najszybciej wymknęła się ze szklarni i przystanęła kilka kroków dalej, aby zaczekać na Isaaca, którego miała zamiar zaczepić. Chwilę wcześniej porozmawiała jeszcze z Ashtonem, który był bardziej niż niezadowolony, gdy Anise powiedziała mu z kim chce być w parze. Przez pięć minut musiała znosić jego marudzenie, ale chyba wiedział, że czego by nie powiedział, nie odciągnie dziewczyny od planu.
— Cześć, Isaac — powiedziała do wychodzącego ze szklarni chłopaka, uśmiechając się przy tym pogodnie. — Pomyślałam sobie, że moglibyśmy na następnych zajęciach pracować razem, co ty na to? Pani profesor powiedziała, że najlepiej by było, gdybyśmy dobrali się w pary Puchon—Ślizgon, więc pomyślałam sobie, że moglibyśmy być razem. W sensie, w parze na zajęciach, oczywiście — dodała, cały czas szeroko się uśmiechając.
Anise
- Is, to tylko słowa, one nic nie znaczą - zaprotestowała słabo, odsuwając się odrobinę. Jej ciało trafiło na chłód betonowej ściany i Olivia zadrżała, na pół ze strachu, na pół z zimna. Nienawidziła momentów, w których strach przed nim paraliżował wszelkie jej umiejętności. Chwil, kiedy czuła się tak potwornie słaba i zależna od niego, a przecież dobrze wiedziała, że jeśli tak będzie - zginie.
OdpowiedzUsuńWidziała to w jego ruchach, w blasku jego oczu, kiedy na nią patrzył; nienawiść przemieszaną z obsesyjną ochotą posiadania jej na własność, na stałe, na wyłączność. Nigdy nie myślała nawet o tym, by odejść, bo rządził nią strach i ten, który go zasiał. Była tylko zabawką, niby bez uczuć, bez myśli, bez wolnej woli i możliwości zrobienia kroku w inną stronę niż Pan i Władca.
Westchnęła tak cicho, jak to było możliwe, nie chcąc go rozwścieczyć. Nie cierpiała, kiedy się denerwował, wiedziała, że cała sytuacja wtedy stanie się jeszcze gorsza. A jeśli ją usłyszy, na pewno pomyśli, że sytuacja ją nudzi - choć przecież powinna się bać.
Więc oddychała niemal bezgłośnie, bojąc się zrobić cokolwiek, powiedzieć coś, co złagodzi jego ton, ogrzeje zimny głos i sprawi, że kiedyś będą w końcu szczęśliwi. Bo przecież na zawsze razem.
Czasem nie mogła na niego patrzeć, tak przytłaczała ją odpowiedzialność za dziecko, któremu nie dane było zobaczyć świata w pełnej okazałości, a które pozwoliła mu dotknąć tuż po urodzeniu. Pamiętała wyraźnie - zbyt wyraźnie - zachlapane krwią płytki w sterylnie białej łazience u Micka i Sandy, piskliwy wrzask niemowlęcia; pamiętała jak bardzo poczuła się zmęczona i pamiętała oczy Isaaca, zwrócone to na nią, to na Emmę. I zielony promień z tej cholernej, kradzionej różdżki, o której Olivia wolałaby nie pamiętać. Leżała potem, równie martwa jak małe ciało obok, przełamana na pół i nie do użytku, a ona resztką sił powstrzymywała się, by nie zebrać odłamków i nie wydłubać nimi Isaacowi oczu.
- Is - mruknęła cicho, przełamując opory i strach i przytulając głowę do jego ciepłego ciała. Miała nadzieję, że uda jej się go ułaskawić. Że tym razem nie zrobi nic głupiego, żadnych gwałtownych ruchów. - Przepraszam za tamto. Wcale tak nie myślę - dodała, siląc się na spokojniejszy ton. Palcem dłoni kreśliła na jego klatce piersiowej niewielkie kółka, zastanawiając się, czy nie będzie żałować tego, bądź co bądź odważnego posunięcia.
Olivia, której Twój Isaac baaardzo przypadł do gustu. <3
[ja jestem, sens jest, więc czekam na odpowiedź! :>]
OdpowiedzUsuńsiostrunia.
- Tylko na kablowanie - ucięła stanowczo Aileen, krzywiąc się i spoglądając na brata spod zmarszczonych brwi. Widziała po jego ruchach, że bardzo stara się nad sobą zapanować, żeby nie wybuchnąć i się na niej nie wyżyć. Nie wiedziała, czy przez swój ciężki charakter, czy przez zwyczajowy brak uczuć, jak zwykła o nim mawiać, uparła się, że doprowadzi któregoś razu Isaaca do ostateczności, ażeby mogła się przekonać, jak zareaguje, co zrobi. Czy byłby w stanie ją skrzywdzić? Tego nie wiedziała. Podejrzewała, że nie, ale wiązało się to z faktem, iż brat zawsze wolał odejść, uciec, niż choćby na nią porządnie wrzasnąć. Ona się nie hamowała. Niejednokrotnie zwyzywała go od dupków i skurwysynów, a on po prostu odwrócił się do niej plecami i sobie poszedł.
OdpowiedzUsuńRozsadzała ją wtedy niekontrolowana złość i miała ochotę mu przyłożyć.
- O co chodzi, Isaac? Jaka córka? Jaki morderca?
Stanęła przed nim, zagradzając mu drogę swoim chudym ciałem dziecka i wpatrując się w niego przenikliwie. Musiał wiedzieć, że ona nie odpuści, bo nigdy nie odpuszczała. Zawsze wygrywała. Drugie czy trzecie miejsce nie było dla niej.
Ciężko było jej uwierzyć w to, co mówiła dziwka jej brata, że rzekomo Isaac zabił jakiegoś durnego niemowlaka. Ale nawet jeśli, dla Aileen niczego to nie zmieniało. Nie chciał mieć dzieciaka, to się go pozbył i tyle. Nie wiedziała tylko, jak to bratu przekazać, że jest po jego stronie. Nie umiała być milusim, puchatym zwierzątkiem do głaskania; sytuacja ulegała delikatnemu zachwianiu, kiedy w pobliżu znajdowali się znajomi Isaaca. Dziewczyna potrafiła łasić się do nich jak kot, obserwując jak Merchantowi wzrasta ciśnienie i tylko czekając, aż wyrzuci kolegów za drzwi.
- No dalej, Is, mów, na co czekasz! - pogoniła go, lekko poirytowana zastojem i milczeniem brata.
Wiedziała, że działa na niego drażniąco oraz że oficjalnie przyznała się do podsłuchania całej rozmowy - Isaac musiał być wściekły, jednak w tym momencie o wiele bardziej interesował ją właściwy kontekst sprawy, o której rozmawiał z Olivią. Do niej nie zamierzała się wybierać; unikała jej jak ognia, złorzecząc pod nosem na kobietę, która sprawiła, że brat chciał posiadać ją na własność. Przez to był taki... zniewolony.
Pomachała mu przed oczami ręką. Irytujące doprawdy, że tak długo potrafi ją ignorować.
[jest super, miał być Hogwart chyba. :)]
Aileen.
Nie mogła mu powiedzieć. Zdawała sobie z tego sprawę - to było tak oczywiste jak to, że po dniu jest dzień, albo że Ziemia krąży wokół Słońca, niezależnie od tego co twierdzili inni. To już nawet nie chodziło o nią, bo wiedziała, że nie było to na tyle ważne przewinienie, by mogła coś na tym stracić. Chodziło o temat, który musiałaby poruszyć. Temat, który podsyciłby każdy płomień, nawet ten zamarznięty w lodowej bryle. Wiedziała, że Isaac nienawidził tych wspomnień i że wolałby o nich zapomnieć - ale ona nie mogła.
OdpowiedzUsuń- Emma... - spróbowała, kiedy chłopak pociągnął ją za ramię. Ona też to usłyszała. Gdyby woźny ich przyłapał mieliby niemałe kłopoty, wszak było już bardzo późno, a dyrektor Hogwartu (i nauczyciele zresztą też, jak podejrzewała), zapewne wzięliby ową sytuację za niesłychanie niestosowną. Wolała nie wiedzieć, co by ich za to spotkało.
Olivia i Isaac. Isaac i Olivia. Sławna hogwarcka parka.
Każdy wiedział, że są ze sobą, bo chłopak nie pozwalał żadnemu przedstawicielowi płci męskiej zbliżyć się do swojej ukochanej. Najchętniej zapewne ograniczyłby również jej kontakty z bratem, ale od kiedy odzyskała go po kilku latach milczenia, dziewczyna w tej jednej kwestii umiała zaprotestować. Niemniej jednak widziała po Isaacu, że bardzo mu się nie podoba, kiedy Ashton jej dotykał. Ba, Merchant marszczył gniewnie brwi nawet wtedy, kiedy brat z nią rozmawiał.
- Is... - spróbowała raz jeszcze, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. - Co my robimy?
W miejscu, gdzie chłopak dotknął jej ciała, Olivia poczuła przyjemne ciepło. Wbrew całej tej nienawiści i żalu, który czuła do Isaaca po morderstwie Emmy, dziewczyna naprawdę darzyła go wielkim uczuciem i w niektórych momentach wydawało jej się, że oszaleje od natłoku i różnorodności myśli. Nienawidzić i kochać jednocześnie, czy to w ogóle jest możliwe?
Kiedy ziemia zapadła się pod nimi, Olivia w jednym momencie zdała sobie sprawę z tego, że krzyczy i ściska dłoń chłopaka tak mocno, jak tylko potrafiła. Nic nie widziała, otaczała ich przerażająca ciemność. I cisza. Uderzyła się boleśnie w kość miednicy, upadając na śliską posadzkę i szorując w dół. Gdzie oni mogli być? I co to za miejsce?
Kiedy zrozumiała, że może wreszcie stanąć o własnych siłach, na swoich nogach, mimo obaw, że i tutaj podłoga nagle zniknie, Olivia ostrożnie wstała. W pomieszczeniu było lodowate powietrze i dziewczyna zatrzęsła się z zimna i spóźnionego szoku. Całym swoim drobnym ciałem przywarła do Isaaca, bojąc się nawet rozejrzeć.
- Is - szepnęła cicho. Jej głos odbijał się echem od ścian. - Gdzie my jesteśmy?
spóźniona, ale zawsze kochająca Olivia.
Aileen Merchant, choć miała dopiero piętnaście lat, nigdy specjalnie nie ukrywała, że wybitnie ciągnie ją do chłopaków. Lubiła to robić, bawić się, kusić, prowokować. Nie leżały w jej naturze grzeczne gierki, zdecydowanie, tak samo jak nie miałaby najmniejszych oporów, by zaproponować koledze szybki numerek w zamian za odwalanie jej pracy domowej przez pewien okres czasu. W jej guście leżało, by był inteligentny, przystojny i starszy, bo chłopcy w jej wieku to straszne dzieciaki, bez klasy, bez gustu i bez kompletnie żadnych atutów, które mogłyby ją zainteresować. W żadnym wypadku nie przeszkadzało jej, że zachowuje się jak nadworna dziwka hogwarckich chłoptasiów, niemniej jednak dziwiło ją, iż brat nigdy nic na ten temat nie wspominał. Plotki w szkole roznosiły się z prędkością światła, a ona szczerze wątpiła w to, by niektórzy z tych nastolatków umieli trzymać język za zębami. Mimo wszystko, jej bratem był osławiony Isaac, od którego chyba większość wolała trzymać się z daleka i nie narażać, dlatego Aileen podejrzewała, że gdy wchodzi do Pokoju Wspólnego, rozmowy milkną. Zapewne dlatego niektórzy z tych niewinnych chłopaczków darzyli ją ogromnym szacunkiem i podziwem, bo sami nigdy nie mieliby na tyle odwagi, by wyprawiać coś takiego pod nosem Isaaca.
OdpowiedzUsuńAileen nie tylko układała sobie życie po swojemu, co chwila wymykała się na jakąś imprezę, papierosy paliła całymi paczkami, jeśli przyszła jej na to ochota, a do alkoholu miała mocniejszą głowę niż niejedna dorosła i zwykła ironicznie mawiać, że tatuś ją tego nauczył. Fakt, że od czasu do czasu spotykała się z jednym chłopakiem, absolutnie nie był przeszkodą do tego, by w międzyczasie spotykać się z innym i skrzętnie z tego korzystała. Krążyła między nimi jak drapieżnik, kocica, która poluje na swoją kolejną ofiarę.
Zawsze chciało jej się śmiać na myśl o reakcji brata, gdyby dowiedział się, ilu z jego znajomych zdążyła zaciągnąć do łóżka. Podejrzewała, całkiem słusznie, że zapewne poleciałoby parę głów, kilkadziesiąt przekleństw i kilkanaście połamanych różdżek... albo innych części ciała. Aileen to nie obchodziło. Chłopcy spotykali się z nią na własne życzenie, nie w jej interesie leżało ich kontrolować i sprawdzać.
Adrenalina i ryzyko działały na nią jak narkotyk, potrzebowała wciąż więcej i więcej, by móc dostarczyć sobie niezapomnianych wrażeń. Była niemal mistrzem w wywijaniu się z kłopotów; dlatego też swoją najnowszą zdobycz, nieśmiałego Krukona Daniela z siódmej klasy, zaciągnęła w kąt mało znanego korytarza i pozwalała mu się obściskiwać i obcałowywać, co, generalnie rzecz ujmując, wychodziło mu całkiem nie najgorzej. A nawet do tego stopnia nieźle, że całkowicie zignorowała dobrze znane kroki, które rozbrzmiewały w korytarzu, odbijając się echem od ścian.
siostrunia.
[Nie wiem, do którego miałam odpisać, więc idę tam gdzie mniej komentarzy ;D Dzięki wielkie! Wgl co do Isaaca to żal mi chłopaka :c Smutne miał to życia. Skoro lubisz Velvet to może jakiś wątek zaproponuję? ;)]
OdpowiedzUsuńVelvet Hudson
[Też jeszcze nie wiem, ale jak nie masz ochoty to na luzie ;D]
Usuń[Dzięki. I wzajemnie. Może kiedyś się spikniemy ;D Trzymkaj się!]
UsuńUściskiem niemal udusił ją w swoich ramionach. Olivia ze zdumienia aż otworzyła usta. Rzadko kiedy zdarzało mu się - nawet bardzo rzadko - tak spontanicznie okazywać jej te ciepłe uczucia. Dobre uczucia. Korzystając z okazji wtuliła twarz w jego szatę, nie chcąc patrzeć tam, na podłogę.
OdpowiedzUsuńBo tam, na podłodze, leżały dwa bezwładne, lecz wciąż żywe ciała tych, którzy nie zasłużyli na to, by przeżyć. I jego, blade, zimne i niewinne, tak młode, tak...
- To niesprawiedliwe - szepnęła Olivia, nie odrywając się od Isaaca, przeciwnie, jeszcze mocniej zaciskając palce na jego ramionach. - Tyle było jeszcze przed nią. To niesprawiedliwe...
Walczyła ze sobą, z łzami, które uparcie napływały jej do oczu. Nie lubiła płakać w ogóle, a co dopiero przy nim. Zabawne, jak człowiek się zmienia. Jako dziecko okazywanie uczuć było dla niej czymś naturalnym; w dodatku uchodziła za osóbkę niesamowicie bystrą i wesołą, takie słoneczko, które rozświetla mrok ludzi dookoła.
W którymś momencie chyba zgubiła gdzieś to swoje światło, a na dodatek sama ugrzęzła w mackach najczarniejszego mroku i nie umiała znaleźć drogi powrotnej. Nawet nie próbowała już walczyć, brakowało jej sił. Jedyne, co chciała zrobić, to poddać się uczuciu beznadziejności, bezwładności. Nie wychodzić z łóżka, nie chodzić na lekcje, nie robić nic. Nie jeść, nie pić.
I tylko spać, spać i spać.
- Is - niechętnie oderwała głowę od jego ramienia, jakby nagle przypomniała sobie o istnieniu chłopaka i wydarzeniach sprzed zaledwie godziny. - Nic ci się nie stało? Gdzie byłeś?
Zadrżała na samą myśl o tym, co zapewne musiał znosić. I o tym, co musiała znosić ona. O martwej Salander, której ciało stawało jej przed oczami, gdy tylko je zamknęła.
Więc przestała zamykać. Uparcie starała się trzymać na nogach, chociaż zmęczenie brało nad nią górę - zmęczenie, szok i strach wydarzeń dnia dzisiejszego - mimo to nie chciała jednak zasnąć, z obawy przed sennymi obrazami, które zapewne miały ją nawiedzić. Ziewnęła tylko szeroko, wciąż nie puszczając swojego chłopaka. Zastanawiała się, dokąd go zabrali i co robili. Bała się o niego, tak bardzo się martwiła, a teraz on stoi tutaj, żywy i zdrowy... oby zdrowy.
- Is, na pewno wszystko dobrze? - Zapytała cichutko, niepewna, czy w ogóle wolno jej to zrobić. Niejednokrotnie się przecież denerwował, kiedy "podważała jego prawdomówność", bo on "przecież by jej nie okłamywał", tak więc nie wiedziała, czy i tym razem tak tego nie odbierze. Położyła mu swoją lodowatą dłoń na policzku. - Martwię się...
O ciebie. O siebie. O nią i o nas. O to, co się stanie za parę minut. O to, że nie jest bezpiecznie. Że powinniśmy uciekać, a stoimy jak idioci na środku miejsca zbrodni. O to, że ciało nadal tam leży i będzie mnie prześladować w snach. Że Isaac dowie się o uczuciu Salander do mnie... że będzie taki wściekły... taki zły...
- Chodźmy stąd, proszę - powiedziała słabo, stając o własnych siłach na miękkich nogach. Przytrzymała się jednak jego ręki, by nie upaść. Miała wrażenie, że ciało odmawia jej posłuszeństwa, a bez względu na to, jaki miało powód, teraz musiało wziąć się do kupy i nie zamierzała odpuścić.
Jęknęła cicho, dotykając krwawiącej rany na nodze. Zapiekła żywym ogniem; sukienkę miała brudną od krwi, a nieduża strużka ściekała po jej udzie i łydce w dół.
- Cholera...
[boże, wreszcie! brawo ja!]
Olivia.
[no dzień dobry, jej, ile miłych słów już przeczytałam dzisiaj! ale i tak od Braciszka najważniejsze, no ba, nie bądź zazdrosny, Is. <3
OdpowiedzUsuńmasz może jakąś koncepcję? :)]
Sura
Nie lubiła tych dni, kiedy musiała przebywać w domu.
OdpowiedzUsuńW ogóle najchętniej nie wracałaby na żadne święta ani na wakacje. Szkoła była jej swoistym azylem, nawet, jeśli nie cierpiała przebywać dwadzieścia cztery godziny na dobę z wszelkiej maści uczniami. Trudno; mimo wszystko wolała towarzystwo rówieśników, niż wiecznie pijanego, nachalnego ojca i zobojętniałej matki.
Ten pierwszy jednak za każdym razem upierał się, by wracała do domu. Ona i brat. Nie za bardzo wiedziała, jak mogłaby się wykręcić - nigdy nie umiała przedstawić dość wiarygodnego dowodu, by chociaż w trakcie zimowej przerwy zostać w ciepłym Zamku, gdzie była bezpieczna i nie musiała znosić nieustannych wrzasków dobiegających zza ściany. Najgorsze, co mogło jej się tutaj przytrafić to grupka tych Ślizgonów z szóstego roku, którzy niewymownie się na nią uwzięli i wciąż usiłowali zirytować ją swoimi głupimi docinkami.
Sura westchnęła cicho, wygładzając niewidoczną fałdkę na obrusie. Nienawidziła tego wszystkiego: udawania wesołej rodzinki z pijanym ojcem na czele, sztuczności, usilnych prób wpasowania się w schemat prawdziwych świąt. Kiedy była znacznie młodsza, nawet ją to wzruszało, te starania mamy, by wszystko było tak, jak powinno. Z biegiem czasu jednak każdemu z nich zależało coraz mniej, i w obecnej chwili całe te plastikowe święta były jednym, wielkim niepowodzeniem.
- Coś jeszcze? - Zwróciła się do matki, siląc się na radosny ton głosu. Mimo, iż wszyscy wiedzieli, jak to wygląda, ona nigdy nie potrafiła dać spokoju udawaniu i, jak cynicznie twierdziła, wpasowywaniu w klimat.
- Idź się ubierz. - Matka ledwie ją zauważyła, prześlizgując się wzrokiem po kuchni i szukając najmniejszych oznak niedoskonałości. Sura miała ochotę wykrzyczeć jej w twarz, że cała ta fasada pełna jest pęknięć, których nikt nie zauważa, więc po co szuka dodatkowych dziur?
Zamiast tego odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do swojego pokoju.
Zasunęła zamek spódniczki i przeczesała włosy palcami, dochodząc do wniosku, że gdyby była jeszcze niższa, mogłaby śmiało uchodzić za jedenastolatkę. Westchnęła cicho, wychylając głowę na korytarz. Nie chciała spotkać ojca, nie teraz... Ale jednak natknęła się na jego perfidnie uśmiechnięte, przedwcześnie postarzałe oblicze i przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
- Cześć, księżniczko.
Jego głos odbijał się echem w jej głowie. Z trudem zdusiła w sobie jęk.
- Cześć, tato.
- Chodź na kolację. - Usta mężczyzny rozciągnęły się jeszcze bardziej, jego sporych rozmiarów ramię przyciągnęło chudą dziewczynkę do siebie. Sura zadrżała. - Gdzie ten gnojek, twój brat?
- Nie wiem, tatusiu - szepnęła, zwieszając głowę. - Chyba u siebie.
Sura
[Witam! Pan kojarzy mi się ze świetnego filmu Kill Your Darlings i z tego co widzę nadaje się na kompana Wendy.]
OdpowiedzUsuńW. White
Budzi cię walenie do drzwi. Nieprzytomnie otwierasz oczy i rozglądasz się po ciemnym pokoju. Micka i Sandy nie ma; w każdym razie tak podejrzewasz, nie słysząc żadnej reakcji na to uporczywe stukanie. Gdzie też oni mogli pójść? W głowie świta ci jakaś niewyraźna myśl, że mówili coś o teatrze, ale myślenie tak bardzo boli, tak boli... Umysł jest jakby wypełniony budyniem: gęstym i ciężkim, myśli tak płyną, powoli i bez znaczenia, jedna wyprzedza drugą, a siły, by wstać, nadal ci brakuje.
OdpowiedzUsuń"Proszę", błagasz, choć sama nie wiesz kogo. "Niech to się już skończy."
Ale walenie w drzwi nie ustaje. Z podwórka czyjś głos, jakby dziewczęcy, nawołuje coś niezrozumiałego. Wzdychasz ciężko, pogrążona w odurzających oparach; wstajesz i, podpierając się o ścianę, wolnym krokiem podążasz na dół. Schody wydają się ciągnąć w nieskończoność. Jeszcze trzy kroki. Dwa. Jeden...
Czyjś ciężar przygniata cię do podłogi. Dziewczyna jest mniej więcej twojego wzrostu i równie drobnej postury, ale ma nad tobą przewagę trzeźwego umysłu. Z trudem rejestrujesz, że nieznajoma ma dziwnie znajomą barwę głosu i zapach. Zapach Isaaca.
- Sura? - Na jej widok momentalnie powracasz do stanu użytkowania. - Co ty tutaj robisz?
- Błagam, musisz mi pomóc! Chodź!
Nie pytasz. Biegniesz, czując w dłoni jej ciepłą, drżącą ze strachu dłoń i swoje serce, przyspieszające nieznacznie z każdym kolejnym krokiem, który przybliża cię do tego domu. Zamierasz, przerażona.
Słodki, przyjemny stan niedawnego wyrwania z rzeczywistości zniknął.
Nadal nie wyglądał dobrze i dobrze się nie czuł. Wciąż chodził jakiś podminowany i momentami wydawało jej się, iż ma jej za złe, że go wtedy widziała. Że nie powinna tam w ogóle przychodzić. Czasem sama siebie winiła. Mogła odprawić siostrę Isaaca do domu. Kazać jej wezwać pogotowie czy jak. Mogła się nie mieszać. Wyobrażała sobie niestworzone rzeczy, które chłopak mógł teraz myśleć na jej temat, które mógł do niej czuć - obrzydzenie czy odrazę, że widziała go w takim,a nie innym stanie?
Głowa pękała jej od snucia takowych wyobrażeń. Czuła, że powinna po prostu pójść i zapytać, co jest nie tak. O co chodzi. Czemu jest winna. I czy w ogóle coś zrobiła nie tak.
- Is...? - Zagadnęła ostrożnie, kiedy wyszedł w końcu z Wielkiej Sali po kolacji. Sama sobie odpuściła - czekała na niego na korytarzu. Ostatnio opuszczanie posiłków weszło jej w krew; nerwy sprawiały, że nie była głodna. Sporo schudła, jeszcze więcej niż przedtem. I mimo, że od Całego Zła minęło pół roku, ona nadal nie potrafiła przestać o tym myśleć. A wspomnienia wciąż wracały w snach.
kochanie.
[Cześć! Myślę, że w jakiś pokrętny sposób by się dogadali, mimo że mają całkowicie inny pogląd na świat. Może ona by się go uczepiła, bo uznałaby, że on by ją zrozumiał? Przez to, że w dzieciństwie również doświadczył przemocy ze strony ojca, to stwierdziłaby, że to idealny kandydat na przyjaciela? W końcu przeciwieństwa się przyciągają. ;)]
OdpowiedzUsuńAMNESIA
Wyraźnie zadowolony z siebie ojciec zaprowadził ją na dół, do stołu, zastawionego tradycyjnymi polskimi dwunastoma potrawami. Surę zawsze zastanawiało, po co matka w ogóle bawi się w wyznawczynię tej religii, skoro wyraźnie pozwala swojemu mężowi - i pośrednio sobie, przymykając oczy - łamać wszelkie jej zasady. Dziewczynę nieco bawił fakt, że rodzice, zamiast zachowywać się jak dorośli, dojrzali ludzi, albo kłócili się między sobą niczym przedszkolaki, albo krążyli wokół jak dzikie zwierzęta.
OdpowiedzUsuńWszedł i Sura od razu poczuła atmosferę, gęstniejącą jak galaretka, za którą przepadała w dzieciństwie i którą często podkradała ze sklepów, jeszcze jako niewinna pięciolatka. Odruchowo zacisnęła drobne dłonie w pięści, jak gdyby to mogło ją przed czymkolwiek obronić.
Ojciec go nie znosił. Widziała to w jego spojrzeniu. W jego gestach. W sposobie, w który się do Isaaca zwracał.
Nie miała tylko pojęcia, co takiego chłopak mu zrobił.
Nie ulegało wątpliwości, że Merchant senior był potworem. Sura, chociaż nie doświadczała ze strony ojca takiej przemocy jak brat, była jednak ofiarą zupełnie innych działań z jego strony i czasami miała ochotę zamienić się z Isaakiem; wolałaby miesiącami ukrywać pod ubraniem siniaki, powstałe w wyniku uderzenia w złości, niż te zrodzone z prawdziwej ekstazy.
Zadrżała z obrzydzenia, zwieszając głowę i obserwując rodziców, składających sobie życzenia - zimno i płasko, bez emocji. Żadne z nich nie wysiliło się nawet na fałszywy uśmieszek.
Zerknęła na Isaaca, który podszedł do niej niemal natychmiast po tym, jak otrzymał opłatek od matki. Próbowała złapać z nim kontakt wzrokowy, ale chłopak patrzył gdzieś poza otaczający go świat. Stanęła na palcach, próbując sięgnąć mu do ucha i upozorować pełne miłości i szczęścia, siostrzane życzenia, ale była zbyt niska, by móc to zrobić.
- Skończyliście? - Ojciec agresywnie wcisnął się między nich, odpychając syna nieco na bok. Dziewczynie krew odpłynęła z twarzy, widząc szeroki uśmiech mężczyzny i dłoń, którą zaczął sięgać w jej stronę. Niemalże odskoczyła; kiedy dotknął jej kościstego ramienia, poczuła mdłości.
Coś do niej mówił, ale nie była w stanie odróżnić słów. Zaczęły się zlewać w jedno. Surze zakręciło się w głowie. W ostatniej chwili chwyciła się oparcia krzesła i utrzymała w pionie, posyłając reszcie rodziny nieśmiały uśmiech.
"Nic mi nie jest."
Ale i tak was to nie obchodzi.
Matka uścisnęła ją sztywno, oficjalnie. Dziewczynka możliwie szybko wyślizgnęła się z jej objęć i zajęła miejsce przy stole, czekając, aż wszyscy nałożą sobie jedzenie. Widok zadowolonego z siebie ojca skutecznie odbierał jej apetyt.
- Nie wychodź nigdzie potem - zarządził ojciec, patrząc jej prosto w oczy. - Coś ci pokażę.
Dłoń, w której trzymała widelec, zatrzęsła się lekko. Sura odłożyła sztućce i wsunęła ręce między uda, próbując się opanować.
Nienawidziła go.
- Tak jest.
[hej, całkiem szybko poszło. :o atak weny?]
Sura
Spojrzenie ojca, twarde i zimne jak lód, przez moment spoczęło na synu. "Nie mieszaj się w to" - Sura bezbłędnie odczytała jego wzrok. Potem jednak zgrabnie ześlizgnął się z powrotem na nią, posyłając jej szeroki uśmiech.
OdpowiedzUsuń- Ciebie to nie dotyczy - uciął krótko.
Zawsze robił tak samo. Kiedy coś mu nie pasowało, temat urywał się, jak nadszarpnięta taśma. W tym domu nie rozmawiało się o niczym, o czym Josh Merchant nie chciał rozmawiać. Nie robiło się niczego, czego nie chciał robić. Nie oglądało się telewizji, kiedy on nie miał ochoty, ani nie jadło, dopóki sam nie zażądał porcji dla siebie. Był bezwzględny i despotyczny.
Sura wytrzymała wzrok ojca i rzuciła Isaacowi krótkie spojrzenie; w jej oczach zawierała się niema prośba - "odpuść". I tak nic nie zdziałasz, zdawała się mówić. A będzie tylko gorzej dla ciebie.
- Dam sobie radę - podszepnęła mu w końcu przez stół. Ojciec zauważył to i zmarszczył brwi, zerkając na syna, jakby badając jego reakcję. Czy Isaac się czegoś domyślił?
Sura wiedziała, że nie była w domu tak podle traktowana jak brat i to z tego powodu nic nie mówiła mu o tym, jak zachowuje się ojciec wobec niej. Uznawała z góry za przesądzone, że nikt by jej nie uwierzył; poza tym, Is miał dość własnych problemów, z samym sobą, z Olivią i rodzicami - nie chciała dokładać mu własnych. Powstrzymywał ją również wstyd, jakby sobie na to wszystko zasłużyła.
Czy to moja wina?
Nie mogła nic przełknąć. Wiedziała jednak, że narazi się tym na gniew matki, co z kolei sprowokuje ojca do kolejnej awantury. A tego wolała uniknąć. Podzióbała chwilę widelcem w talerzu, pomęczyła nieco pierogi, po czym niepewnie zerknęła w stronę ojca.
Przyglądał się jej, wyraźnie już zniecierpliwiony.
- Jedz no szybciej - popędził, machając dłonią nad talerzem. Trzy czwarte całego jedzenia zostało pochłonięte właśnie przez niego, ale cóż robić, skoro wiecznie miał swój pijacki apetyt, a matka nie zarabiała dość, by zaspokoić go na zapas. Sura otrząsnęła się, zgarnęła resztki z talerza, bardzo starając się nie zwrócić wszystkiego, co zdołała przełknąć i powoli odłożyła sztućce.
- Chodź ze mną.
Ojciec zatarł ręce z uciechy, kiedy dziewczyna na drżących, sztywnych nogach wyszła zza stołu i podążyła za nim. Zdążyła jeszcze rzucić bratu ostatnie spojrzenie - miała nadzieję, że wyszło dość uspokajająco, by nie szedł za nimi - i ruszyła śladami ojca.
- Ty zostajesz! - Warknął na Isaaca, z powrotem popychając go na krzesło. Agresywnym gestem złapał Surę za rękę, pociągnął za sobą i zamknął drzwi do sypialni. Potem przekręcił klucz i spojrzał na nią z wymownym uśmieszkiem.
Sura
W takich momentach jak te, starała się po prostu przetrwać. Uciec myślami gdzieś daleko, byle nie musieć znosić tego, co wyprawiało się w rzeczywistym świecie. Jej podświadomość nie dopuszczała do siebie myśli, by próbować jakkolwiek walczyć; od najmłodszych lat ojciec trenował ją na swoją ofiarę. Była idealna - drobna i cicha, zamknięta w sobie, małomówna.
OdpowiedzUsuń- Tylko nikomu nie mów - powtarzał jak mantrę, kiedy była dzieckiem, klepiąc ją po kolanie i wręczając drobne upominki: tabliczkę czekolady, albo pluszowego misia. - Niech to będzie nasz mały sekret, Su, ok? - Pytał, uśmiechając się szeroko i dokładając parę ciastek czy cukiereczków do otrzymanego już podarunku. Wtedy nie wydawało jej się to aż takie złe. Tatuś był miły; szkoda, że na Isaaca krzyczał, ale brat czasami był naprawdę niegrzeczny. Na nią nigdy nie podniósł głosu. Może więc robienie tych wszystkich rzeczy dla tatusia nie było zbyt wygórowaną ceną za jego miłość?
- Poza tym - dodawał, emanując pewnością siebie. - I tak nikt by ci nie uwierzył.
Z biegiem lat zaczęła się zastanawiać, czy nie wolałaby już jednak znosić podobnego traktowania jak brat. Dzieci mają wrodzone poczucie sprawiedliwości, więc po czasie zorientowała się, że to, co robi ojciec jest złe, bo boli i ani trochę jej się nie podoba. Nie lubiła też sprzątać - aczkolwiek sprzątanie nie krzywdziło jej w żaden sposób, poza tymi kilkoma razami, kiedy tata nie zdążył wyrzucić jej z pokoju, zanim przyłożył mamie czy bratu. Na ogół pilnował, by nie było jej w pobliżu - czy to więc nie znaczyło, że o nią dbał...?
Ojciec usiadł ciężko na łóżku, wzdychając z rozmarzeniem i gestem przywołując ją do siebie. Poklepał miejsce obok, nakazując dziewczynie usiąść, co też uczyniła, wciąż zesztywniała ze strachu. Próbowała opanować przewracający się żołądek. Miała jednak wrażenie, że to wszystko na nic; że jeszcze chwila tego mdlącego strachu i zwymiotuje.
- Chodź bliżej - zachęcił Josh Merchant, przyciągając ją za rękę do siebie. Sporych rozmiarów dłoń położył na plecach córki, przesuwając nią wzdłuż kręgosłupa. W tym miejscu poczuła zimny dreszcz. - Wiesz, co powinnaś zrobić, prawda? - Ojciec popatrzył jej w oczy, ale w jego spojrzeniu Sura nie doszukała się ani odrobiny zrozumienia - były puste. - Jesteś przecież grzeczną dziewczynką.
Skinęła głową, wzdychając w duchu i z całych sił usiłując się skoncentrować na miłych wspomnieniach, kiedy na podłodze po kolei lądowała jej koszula, spódniczka i wreszcie bielizna. Ojciec świdrował ją wzrokiem, siedząc obok i rozpinając rozporek.
- Połóż się - zakomenderował, przesuwając się nieco w górę, bliżej zwiniętej w kłębek Sury. Sapnął ciężko, wbijając jej palce w chude ramiona.
Zacisnęła zęby i z trudem powstrzymała krzyk.
Sura
Zamknęła oczy, wbiła dłonie w materac łóżka i nabrała sporo powietrza do płuc, przygotowując się na nadejście fali bólu. Ojciec zbliżał się powoli, niczym wąż, atakujący ofiarę, napawający się jej strachem. Był blisko. Bardzo blisko.
OdpowiedzUsuńPrzerwało mu szarpnięcie za klamkę. Josh Merchant zmarszczył brwi i spojrzał w tamtą stronę. Istotnie, ktoś usiłował otworzyć drzwi. Sura nie była pewna, czy chce wiedzieć, kogo zastanie po drugiej stronie. Niepewnie, jakby nieświadomie podniosła się na łóżku. Klamka nadal poruszała się agresywnie.
- Kurwa - mruknął pod nosem ojciec, zerkając na nią i mocno popychając z powrotem na stary materac. Pisnęła cicho, bardziej wyrwana z otępienia, niż przez to, że zabolało. - Kurwa!
Niespokojnie zaczął szukać swoich części garderoby, zupełnie nie bacząc na to, że przy okazji rozrzuca jej ubrania na cztery różne strony świata. Chwiał się na nogach i co chwilę przytrzymywał brudnej ściany, by nie upaść, a jednak wydawało się, że to nadmiar wściekłości, nie alkoholu tak na niego zadział.
- Otwieraj te drzwi! - Dobiegło ją warknięcie z drugiej strony.
- Spierdalaj stąd, gówniarzu! - Wrzasnął ojciec, prostując plecy i machając zaciśniętą pięścią w kierunku drzwi. Sura skuliła się, przyciągając kolana do brody i usiłując jednocześnie dodać sobie otuchy oraz ciepła. Bała się. Potwornie się bała. Miała ochotę powiedzieć bratu, by sobie poszedł. By pozwolił ojcu skończyć to, co zaczął. Prześladowało ją okropne przeczucie.
Drzwi otworzyły się nagle i dojrzała w nich Isaaca, przyglądającego się całej sytuacji bez śladu emocji na twarzy. Zdążyła tylko szybko przykryć się kocem, żeby na nią nie patrzył, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że on tego poniekąd nie zrozumie.
Jak przez mgłę dostrzegł rękę ojca - rękę, która trzymała pustą butelkę po alkoholu - lecącą prosto w stronę brata.
- Is, uważaj! Tato, nie!
[ogarnęłam sobie Wasz wątek, chyba mniej więcej rozumiem. co do pobicia, to jestem za tym, by odbyło się już teraz, co spróbowałam zainicjować, a jak dalej poprowadzisz, to już zależy od Ciebie. sprawę z córką możemy zostawić sobie na dalszą część wątku, jak już rodzeństwo będzie w Hogwarcie, coby nam się zbyt szybko nie skończyła wena. :3]
Sura
[ Kroniki są jak papierosy - próbujesz rzucić ale nic z tego nie wychodzi :) Bardzo ładne zdjęcie, masz w karcie, no i ten html <3 ]
OdpowiedzUsuńSilas Mulciber