VII * Hufflepuff * półkrwi
szukająca * kapitan * Klub Ślimaka * królowa radiowej kanciapy
sokół wędrowny * pusty akt urodzenia
powiązania * opowiadanie
szukająca * kapitan * Klub Ślimaka * królowa radiowej kanciapy
sokół wędrowny * pusty akt urodzenia
powiązania * opowiadanie
Teoretycznie nic się nie zmienia. Wokół nadal krążą ci sami ludzie, którzy niczym satelity definiują położenie człowieka we wszechświecie. Jest przecież tyle samo obowiązków ciążących na barkach, co kiedyś. Obowiązków, które akurat ona wypełnia z należytą dokładnością, choć ogólnie rzecz biorąc, nadal uchodzi za roztrzepańca, który nosi zielone trampki do różowej sukienki. Wciąż zdziera gardło na boisku, śmieje się głośno w nieprzyzwoitych momentach i najpierw mówi, a dopiero później myśli, a przynajmniej stale sprawia takie wrażenie. Salę od eliksirów nadal omija szerokim łukiem, ale tym razem pod pachą dzierży opasłe tomisko z transmutacji, choć nigdy wcześniej nie była orłem w tej dziedzinie. I właśnie w tym momencie uświadamiasz sobie, że coś się zmieniło, jakby szelest pergaminu szepnął Ci do ucha tajemnicę.
To nie kwestia wyglądu, zachowania też raczej nie. W końcu nadal masz do czynienia z małym chochlikiem, który sprawia wrażenie, jakby od dziecka miał gdzieś zasady rządzące światem i społeczeństwem. Widzisz przed sobą roześmianą, ponoć uroczą osóbkę, która rok temu przywaliła rosłemu Krukonowi w nos, a cuda i rzeczy niemożliwe wykonuje od ręki. Jeżeli jesteś przyjacielem, to tym ciężej Ci zobaczyć różnicę. Im bliżej jesteś, tym mniej widzisz, więc zwyczajnie rozmawiasz z zadziorną i temperamentną, ale jakże ciepłą i otwartą dziewczyną, która odda za Ciebie życie, jeśli będzie trzeba, i która bez wytchnienia goni swoje własne, postawione na głowie marzenia. Marzenia, których jest tyle, że nie jesteś w stanie ich zliczyć i wiesz, że życia by Ci nie starczyło, by je zrealizować. Przez głowę przemyka Ci iskierka olśnienia, ale umyka ona tak szybko, jak się pojawiła, przysłonięta dźwięcznym śmiechem Puchonki, która z zapałem oznajmia, że będzie najlepszym na świecie mechanikiem czarodziejskich aut albo najsłynniejszą kucharką mugolskiej telewizji ku rozpaczy swojego ojca. I już nie wrócisz do tej myśli, która na ułamek sekundy obudziła przeczucie, że ona doskonale wie, że nie uda się jej spełnić tych marzeń. Że to, co się w niej zmieniło, to ta bolesna świadomość, zrodzona z wymuszonej dojrzałości, tak nikle wymalowanej na dziewczęcej buzi. Bolesna świadomość, że kilka dni po zakończeniu szkoły, Lucy Wood zniknie, a ona będzie gdzieś daleko, pozostawiając za sobą to wszystko, co ją definiowało.
GG:56904101/hate2609@gmail.com
[Czy mówiłam już, że uwielbiam panią z wizerunku? Chyba tak ^_^ Ale co tam, uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńAle jako to zginie w wypadku? A początek karty zapowiadał kontynuację sielanki... W każdym razie, karta ślicznie odświeżona. Oby Lucy Wood jeszcze długo gościła w murach szkoły, bo chętnie bym jeszcze jakąś audycję w jej wykonaniu zobaczyła :P]
Park Chaerin
[Cześć :) My się chyba jakoś już trochę znamy, ale nie wiem, czy doszło między nami do jakiegoś wątku. W razie czego - zapraszam do Sorchy, albo do jakiejś innej postaci, którą kiedyś dodam, gdyby ona Ci nie odpowiadała.]
OdpowiedzUsuńS. Tobin
[ Niektórzy chcą tylko patrzeć, jak świat płonie! Więc kto wie, kto wie, może rewolucjonistyczne (które często niebezpiecznie mieszają się z destrukcyjnymi) zapędy Waltera wyjdę ze sfery umysłowej i narobi spustoszenia w świecie fizycznym. Strzeż się, Hogwarcie! ;D
OdpowiedzUsuńTeż w gruncie rzeczy jestem ciekawa, jak mi pisanie Walterem wyjdzie, czy zamierzenia nie rozjadą mi się z rzeczywistością. Mam nadzieję, że nie.
Czy komentarz pod kartą mogę odebrać jako zaproszenie na wątek? Jeśli tak, to którą postacią wolałabyś w nim popisać? ]
Walter Knightley
[jej, dziękuję bardzo. :) Lu nie musi być Krukonką, by Jessamy przychodziła do niej przedtem na babskie zwierzenia, zwłaszcza, że tamta grupka jest obecnie przedmiotem jej wszechogarniającego żalu na samą myśl, więc...
OdpowiedzUsuńmoże Lucy przyuważyłaby Jess w Hogsmeade, a jako, że większość osób nie ma pojęcia, za co wyrzucili ją ze szkoły, podeszłaby i zagadała?]
Jessamy Winston
[ Po fragmencie dotyczącym dogadywania się bez wielu słów mogę wnioskować, że w zeszłym roku przy Walterze Lucy bywała trochę spokojniejsza i mniej wybuchowa niż zazwyczaj? Bo o ile ja lubię postacie, które czarują radosnym podejściem do życia, to obawiam się, że taki zagipsowany Walter nie kocha zbytnio ludzi, o których można powiedzieć, że są wszędzie. Chociaż... pewnie też zależy. ;D W każdym razie – jeśli mógł dostrzec tę jej bardziej analityczną naturę, o której wspomniałaś w pierwszej karcie, a nie tylko tę historią z rozwalaniem nosa, to mi twój pomysł pasuje. Tylko jeszcze nie jestem pewna, czy Walter czułby się urażony z powodu porzucenia, czy raczej dlatego, że coś nie poszło po jego myśli. Wiesz, bawi się czasami w artystę, bo wtedy kreuje, może wszystko, Pantokrator, kompleks Boga, te sprawy – gdyby był mugolem, mógłby wyżyć się w simsach, a tak to...
OdpowiedzUsuńWolałabyś coś już hogwarckiego czy wakacyjnego? ]
Walter Knightley
[ Niech będzie Hogwart, w zasadzie to dobrze się składa. Można założyć, że w wakacje w ogóle się nie kontaktowali i było to coś, co zdawało im się naturalne – oboje przecież wiedzą, że ich znajomość jest tylko jakąś niewielką częścią rzeczywistości, oprócz której mają inne sprawy. I wszystko jest w porządku, Lucy robi swoje, Walter swoje, ale on jest przekonany, że kiedy wrócą do Hogwartu, będzie tak, jak w szóstej klasie, a ona... Cóż, te dwa miesiące, w czasie których odpoczywała między innymi od Waltera, jeszcze mocniej mogły jej uświadomić, jak niezdrowe Krukon miewa zapędy i że natychmiast trzeba odrzucić rolę laleczki w jego theatrum mundi. (Ok, oczywiście hiperbolizuję, bo jestem świadoma, że Lucy, chociaż była pod jakimś tam wpływem Waltera, nie była mu bezwolna. ;D)
OdpowiedzUsuńChyba lepiej zacząć od początku, czyli spotkania, które proponujesz, albo... Nie wiem, czegokolwiek, chociaż współpracy na jakichś zajęciach, to chyba ma już mniejsze znaczenie. ]
[Płynnie mówi po angielsku ze szkockim akcentem, bo to jej rodzinny język, sama przecież urodziła się i wychowała w Wielkiej Brytanii. Koreański jest jej drugim językiem tylko :)
OdpowiedzUsuńJa lubię wrażenia, więc możemy sobie pokombinować trochę :)]
Lee Taelyn
[o, dziękuję, to bardzo miłe. wychodzę z założenia, że metafory to jedna z najpiękniejszych opcji operowania słowem, jaka mogła się nam przytrafić i jeśli tylko mam natchnienie, to taśmowo produkuję tego typu opowiastki.
OdpowiedzUsuńja tam mam jednak nadzieję, że u Lucy będzie wszystko dobrze. nie do twarzy jej bez uśmiechu!]
Delilah Rottley.
[ Hej! Chciałabym zaproponować wątek. Zarówno Lucy jak i Julia grają w Quidditcha, niestety w różnych drużynach. Normalnie mogłoby to być impulsem do niezdrowej rywalizacji i dogryzania sobie (i kiedyś tak było) jednak teraz potrafią się dogadać i to bardzo dobrze. Czasem biegają razem, ćwicząc kondycję przed meczami. Jeżeli chcesz, Julia może pomagać Lucy w nauce do jakiegoś przedmiotu. Co więcej? Zobaczymy ;) ]
OdpowiedzUsuńJulia Jones
[W takim razie Beau może być osobą, która trochę jej przeszkadza w tym panowaniu nad sobą :D Może sobie stroić z niej żarty, trochę się z niej podśmiewywać, a wszystko po to, aby zobaczyć jak ta mała bestia się denerwuje ;)]
OdpowiedzUsuńBeau
[Jeżeli zapamiętałam cokolwiek z książek, które dopiero od niedawna odświeżam, to fakt, że nazwisko Wood noszą sami genialni ludzie, a czytając kartę widzę, że się nie myliłam. Niestety już zużyłam całą energię i pomysłowość, więc mimo tego, że chcę, to nie dam rady wymyślić ciekawego wątku. :c A z pieskiem dłuższa historia, teraz żyje głównie we wspomnieniach, ale aa, obiecałam sobie, że tym razem nie będę zdradzać wszystkiego od razu, więc się zamykam.
OdpowiedzUsuńO, ewentualnie można wykorzystać tę ideę z wyrzutami i zrobić z Milo szatanisko, które namawiałoby Lu do ponownego połączenia sił.
Na drzewie zawisł Milo i rzekł szatan do Lucy: "Patrz, pod ciemnymi drzewy, we śnie leży idealna ofiara, pouczysz się miesiąc przed OWUTEMAMI, sukces gwarantowany".]
#Milo
[ Myślę, że fajny pomysł. Tak zróbmy :) Chcesz, żebym zaczęła czy wolisz Ty? ]
OdpowiedzUsuńJulia
[ Ok, to zaraz się wezmę za pisanie ;) ]
OdpowiedzUsuńJulia
- Lu, przecież wiesz, że ja nie jestem jakimś mistrzem z transmutacji. - powiedziała do koleżanki, krzywiąc się, jakby ta kazała jej zjeść coś obrzydliwego.
OdpowiedzUsuńZapewnienia te na nic się nie zdały, bo Lucy i tak udało się przekonać Julię, żeby udzieliła jej korepetycji. Chociaż "korepetycje" to za dużo powiedziane, bo zazwyczaj było w tym więcej chichrolenia się niż realnej nauki. Jakież nudne byłyby te spotkania, gdyby poświęcać je tylko na powtarzanie materiału. Zero obgadywania ludzi w bibliotece. Zero opowiadania głupich żartów, a później chowania się za książką, żeby nikt nie zauważył, że to one zaburzają świętą ciszę w świętej świątyni wiedzy. Zero gadania o chłopakach i nawet lekkiego rumienienia się na ich widok. Zero kopania się pod stołem w nieznanym celu. Zero zachowywania się jak dwunastolatki. Bez sensu. Tak po prostu nie można.
Umówiły się na siedemnastą w bibliotece. Julia skończyła zajęcia godzinę wcześniej, więc zdążyła jeszcze wrócić do dormitorium, przebrać się i poleżeć chwilę na łóżku bez celu. Rzadko miała czas na takie luksusy, ale co pożytecznego można zrobić w pół godziny? W końcu wstała pięć minut przed spotkaniem, więc biegiem udała się do biblioteki. Szybko przeszła przez całą jej długość, żeby zobaczyć czy Lucy już jest. I była. W ostatniej alejce, w rogu, siedziała i patrzyła za okno z zamyśloną miną. Julia podskoczyła do niej wesoło i szybko usiadła na krześle obok.
- Cześć, słońce! - powiedziała zalotnie i puściła jej oczko. Po dwóch sekundach wybuchła śmiechem. Lekko stłumionym przez resztki poczucia przyzwoitości. - Eh! Bawi mnie sama idea tych korepetycji. Transmutacja! To jakiś żart! Naprawdę nie masz lepszych znajomych?
Julia
[Beau bardzo cieszy się z tej pozycji! :D I możemy w sumie poprzestać na tych wredno-sympatycznych docinkach, które zaczęły się na początku pierwszej klasy, gdy Beau zabrał coś Lou, a później ta jakoś się zemściła.
OdpowiedzUsuńHmm, Malfoy z nią zerwał? No to chyba mają coś wspólnego, bo z nim zerwała Anastasiya, a jeśli dobrze pamiętam to Dołohow i Malfoy są zaręczeni, więc prócz tych docinek, mogą sobie czasami wspólnie narzekać na los, a jeszcze jakiś czas temu mogli planować jak rozwalić ten cały "związek" Any i Scorpiusa :D]
Beau
[W takim razie czekam niecierpliwie. :)]
OdpowiedzUsuńJessamy Winston
Zrobiła prześlicznie oburzoną minę i delikatnie uderzyła koleżankę w ramię.
OdpowiedzUsuń- Nie obchodzi mnie żaden słodki Puchon. – wycedziła przez zęby z uśmiechem i szybko odwróciła się przez ramię, aby go zobaczyć. Oj tak, był słodki.
- A pytałam o to czy nie masz znajomych lepszych z transmutacji! - oznajmiła, wyraźnie rozbawiona. - Bo tak generalnie to wiem, że lepszych ode mnie nie masz.
Żartowała. Wiedziała, że Lucy ma całe tłumy bliższych lub dalszych znajomych. Nawet nie chciała zastanawiać się, na którym miejscu tej listy się znajduje. Ale ona raczej nie była osobą pewną swoich kontaktów z ludźmi. Rzadko wiedziała kim jest dla kogoś. Czuła i widziała pewne emocje, zaufanie i to czy się liczy w życiu tej osoby, ale bez wielkich konkretów. Przecież głupio zapytać. Sama potrafiła każdego dopasować do jakiejś kategorii oraz stwierdzić z prawie całkowitą pewnością na jakim etapie znajomości z kimś jest. Może i brzmi to przedmiotowo, ale zupełnie tak nie było. Julia po prostu lubiła porządek i w swojej głowie też lubiła taki mieć. Ostatnio jednak cały system zaczął jej się sypać i w wielu przypadkach nie była już w stanie powiedzieć czy to tylko znajomość albo czy to jeszcze przyjaźń. Okazało się, że między szufladkami są tak łagodne przejścia, mogące zawalić się w ciągu chwili, że trudno było się połapać.
- Chodź na błonia - zapytała, unosząc brwi i wstając z krzesła – Jeszcze jest ciepło.
Wstała, pociągając dziewczynę za sobą i skierowała się w stronę wyjścia, nawet nie oczekując sprzeciwu. Kiwnęła głową na pożegnanie do bibliotekarki i opuściła pomieszczenie.
Była sobota, więc takiego dnia chyba więcej działo się na dworze, bo uczniowie raczej nie lubili uczyć się w weekendy i korzystali z możliwe, że ostatniego dnia ładnej pogody. Wielu starszych uczniów udawało się do Hogsmeade, niektórzy wybierali sekretne spacerki wokół jeziora, które szybko przestawały być sekretne, ale najpopularniejsze były pikniki na idealnie zielonej trawie.
- Lu, co tam się działo u Ciebie od kiedy ostatnio rozmawiałyśmy... trzysta lat temu? - zapytała, spoglądając na koleżankę i zaczęła zbiegać wesoło po schodach.
Julia Jones
Początek roku obserwowała z oddali. Wpatrywała się jak urzeczona w światła, błyskające z Zamku; nie mogła podejść bliżej, ale wiedziała, że przez szyby prześwitują sylwetki dawnych kolegów, byłych przyjaciół i wszystkich ludzi, których musiała opuścić. Tłum rozgadanych, roześmianych dzieciaków, podgryzających pieczone udko w przerwie między opowieścią o wakacjach u babci, a całowaniem swojej drugiej połówki; wśród nich wszystkich nie tkwiła jej czarna czupryna i wychudzona sylwetka dziewczynki, zamiast kobiety.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz w życiu.
Patrząc na to wszystko poczuła się tak niebywale samotna, iż miała ochotę zrobić coś całkowicie niewspółgrającego ze swoją naturą – usiąść i płakać. Dostała szansę, jako mugolskie dziecko krwi brudnej, by móc odmienić swoje życie, uczynić je lepszym... i zmarnowała ją. W taki głupi sposób zepsuła całą swoją planowaną przyszłość. Nawet różdżki nie mogła już posiadać. Wydawało jej się, jakby wszystko wokół straciło sens. Tego roku nie wróciła do rodziców na wakacje. Przestała ich obchodzić, gdy zdecydowała się uczęszczać do magicznej szkoły; chociaż nie pokazali tego po sobie wprost, od tamtej pory zawsze czuła bijący od nich strach, tą skrzętnie skrywaną niechęć, zawód, że ich jedyna córeczka jest jakimś d z i w a d ł e m. Została w Hogsmeade, w swoim małym domku, który dzieliła z jednym chłopakiem-uciekinierem. Pamiętała go; był o rok lub dwa starszy i kiedyś należał do Gryffindoru. Teraz natomiast ukrywał się przed rozwścieczonym ojcem, usiłującym zniszczyć w nim resztki siebie samego.
Usłyszawszy znajomy głos, Jessamy nagle uniosła głowę, rozglądając się niespokojnie wokół. Ale przed sobą ujrzała tylko Lucy, starą, dobrą Lu Wood, która najwidoczniej nie miała zielonego pojęcia, co panna Winston tu robi. Czyli, przyszło byłej Krukonce do głowy, to znaczy, że ona nie wie, że mnie wywalili. Uśmiechnęła się blado do przyjaciółki, a przynajmniej osoby, która kiedyś była jej przyjaciółką, choć nie zaliczała się do grona Przeklętego Kręgu.
– Ja... Ja tylko... – Szukam odpowiednich słów, by wyjaśnić temu człowiekowi, że dla mnie nie ma już powrotu do przeszłości, że nigdy już nie będzie tak jak dawniej.– Okej – zgodziła się z tym samym, przyklejonym do ust niewyraźnym uśmiechem, pozwalając Lucy zaprowadzić się do jakiegoś baru. Gdy jednak koleżanka skierowała kroki ku Trzem Miotłom, Jessamy znienacka chwyciła ją za ramię, w geście protestu.
– Nie tutaj... Będzie nam za głośno i za tłoczno – wytłumaczyła, usiłując zamaskować strach. Dobrze wiedziała, że w środku może natknąć się na Rachel Brown i resztę Przeklętego Kręgu. W obliczu swoich słów, sama zaprowadziła Lu do małego, zakurzonego acz przytulnego baru, o którego istnieniu dowiedziała się niedawno.
Jessamy Winston
[Aj, czułam się winna, zakrywając tę audycję. :<
OdpowiedzUsuńRidley dawno przestała się zajmować handlem w materialnym tego słowa znaczeniu, niemniej te zabawki Zabiniego mnie zaintrygowały. :D]
Ridley
Julia może i często przykuwała uwagę chłopców, ale wydawała się zupełnie z tego nie korzystać. Udawała, że nie widzi tych zainteresowanych spojrzeń, wszystkie uśmiechy były dla niej wyłącznie przyjacielskie, a gdy tylko wyczuła, że ktoś puka w budowany przez nią przez lata mur, przepraszała i mówiła „nie”. Niektórzy więcej nie odezwali się ani słowem, bo uraziła ich męskie ego. Niektórzy próbowali dalej, więc Julia uciekała od nich, jeśli tylko była taka możliwość. A niektórzy wybierali przyjaźń. Kończyło się różnie, ale fakt był faktem, że Julia nigdy nie miała chłopaka i planowała nigdy nie mieć. Chociaż wiadomo jak to z planami bywa.
OdpowiedzUsuńLucy była zupełnie inna. Bardziej żywiołowa, zwariowana i wszędzie jej było pełno. Ale właśnie to Julia w niej tak lubiła. Świetnie się uzupełniały, bo okazało się, że mają bardzo podobne poczucie humoru. Julia potrafiła uspokoić Lucy, kiedy było trzeba, a Lucy odkopywała pokłady szaleństwa, drzemiące w Julii. Wydawało się, że kiedy są razem ich charaktery mieszają się i spotykają gdzieś pośrodku, tworząc naprawdę silną przyjaźń. Nie była ona oparta tylko na zabawie. Dziewczęta mogły na siebie liczyć, zawsze miały dla siebie czas, ogromne pokłady zaufania i zrozumienia. Potrzebowały siebie nawzajem, bo obie były niezastąpione.
- Wiem. - powiedziała cicho, zmarszczyła lekko brwi i spojrzała na przyjaciółkę z troską.
Dowiedziała się z plotek. Nie chciała biegać za Lucy i dopytywać. Wolała dać jej przestrzeń, bo przecież w każdej chwili mogła przyjść i porozmawiać, będąc pewną, że zostanie wysłuchana i w razie potrzeby również pocieszona. Nie przyszła. I nie wspomniała o tym słowem aż do tego dnia.
Julia wysłuchała krótkiej historii o mugolskim samochodzie, uśmiechając się promiennie, ale jednocześnie zastanawiając czy przyjaciółka nie chce rozmawiać o rozstaniu czy tylko stara się ukryć tę potrzebę. Postanowiła zapytać. Skoro jej umiejętności czytania w myślach okazały się jednym wielkim kłamstwem, musiała odwołać się do prymitywnych metod.
Wyszły na zewnątrz. Słońce świeciło im w oczy i było zdecydowanie za gorąco jak na standardy Krukonki. Usiadły w cieniu na bluzie Lu i padło pytanie, które nie mogło zostać pozostawione bez odpowiedzi.
- Nikt. - powiedziała Julia, uśmiechając się trochę smutno. Tak naprawdę niczego nie była pewna, ale wolała jeszcze o tym nie rozmawiać. Bo jeżeli przyzna się przed Lu to jednocześnie przyzna się przed samą sobą, a tego już trochę za wiele. Przyjaciółka nie mogła nic podejrzewać, więc nawet nie będzie zła za to ominięcie tematu. Zwykłe, standardowe pytanie i bardzo normalna, jak na Julię, odpowiedź.
Siedziały przez chwilę w milczeniu, obserwując uczniów, cieszących się z ostatnich ciepłych dni.
- Chcesz pogadać o Scorpiusie? - Julia przerwała ciszę i spojrzała na Lucy, marszcząc delikatnie brwi. Martwiła się o przyjaciółkę, bo zupełnie nie wiedziała, co myśli. Czy wewnątrz rozpacza czy jest jej tylko smutno, a może pogodziła się z tym i uważa, że tak będzie lepiej?
Julia
[No cześć. c:
OdpowiedzUsuńBoo faktycznie mogłaby troszkę porobić za młodszą siostrzyczkę uroczej Lucy, aczkolwiek to tylko taki luźny pomysł. :)]
Boo Blyton
[Negatyw jak najbardziej!
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam, że możemy wykorzystać zabawki Zabiniego w następujący sposób ─ Lucy nie wygląda na osobę, która zajmuje się przemytem, natomiast Ridley ma już pewną renomę wśród mniej posłusznych uczniów a nawet kilku nauczycieli. I kiedy ten czwartoklasista przez te zabawki wyląduje w szpitalu, to Ellen zostanie oskarżona o sprowadzenie tego cholerstwa do zamku. Wtedy postanowi dowiedzieć się, kto nie tylko sprowadził na nią bezpodstawne oskarżenia, ale też kto ─ przede wszystkim ─ kręci się po jej terenie.]
Ellen
[Cześć cześć! :D James też się stęsknił za Lu, czego oczywiście również na głos nie powie, ale wszyscy to doskonale wiemy, haha. To jak, wymyślamy dla nich kolejny wątek pełen szalonych przygód? :D]
OdpowiedzUsuńJames
[Jak wymyśli, to z chęcią i nawet zacznę! Przycisnęła mnie kampania wrześniowa for real i się guzdrałam z dziękczynnymi komciami za przywitanie. Przepraszam i obiecuję poprawę : D
OdpowiedzUsuńLusia taka kochana, Mareczek taka łajza, ale zmysł obserwacji posiada. To tak w ramach pomocy ;D]
Marcus Crow
[Masz rację, kto wie?
OdpowiedzUsuńNa wstępie informuję iż przesłodkie zdjęcie najwspanialszej skrzypaczki dodałaś do swojej karty. Nie obrażam się, bo jakbym śmiała? Bardzo chętnie wymyślę im wątek! :) Coś ich tam łączy, tylko jeszcze nie wiem co. Jaka relacja Cię interesuje najbardziej? Pozytywna, Negatywna czy może pomiędzy? xd]
Romèo and Charlie
[Ona sama nie wie, ale ćśś!
OdpowiedzUsuńCzekam w takim razie, fajnie będzie. :D]
Ellen
[Zazwyczaj to zgadzam się na wszystko, tak jest i teraz. Pasuje mi wszystko. Myślę, że możemy pójść nie co w dramę. Kto wie, może Lucy byłaby w domu Roméo w czasie śmierci jego mamy? Mogliby się kumplować i świetnie rozumieć. Krukon zaprosiłby panią Puchonkę do siebie, ponieważ on nie przepada za byciem w swoim domu, bez nikogo, tylko z ojcem despotą i matką, do której nic nie czuje. :/
OdpowiedzUsuńMożemy też pójść we friendzone, ale to raczej musiałoby być ze strony Lucy, bo mój pan to raczej niezbyt zakochujący się, ale może po pewnym czasie, kto wie?]
[Jakby to powiedział Romèo: Żenial!
OdpowiedzUsuńA i takie pytanko od Romèo: Lucy ma chłopaka? xd
Bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy. Kto zaczyna? Jeśli zaczniesz to ja bardzo szybko odpiszę. Ale mogę też ja zacząć. c: Nie ma z tym problemu.
Pomysł jest wspólny.
Jak ja mam zacząć to opisz mi wszystko dokładnie.
A jak ty zaczniesz to napisz o której lub kiedy mniej więcej? xd ]
[+ możesz dodać komentarz pod kartą Charlie, żeby nie było korków. Muszą być trzy komentarze xd
UsuńWybacz za taką prośbę. *zawstydzona*]
[U mnie to całkowita dowolność, ale myślę, że może najlepiej od momentu kiedy, (jeszcze w szkole) mój pan zaprasza ją do siebie na wakacje, na tydzien. Cieszę się i czekam w takim razie z nicierpliwością ogromną! c:]
OdpowiedzUsuń[Co do Charlie bardzo cieszy mnie taki obrót sprawy. Dopracujemy to i będzie perfekto. :)
OdpowiedzUsuńPuki co skupmy się na Lucy and Romèo. Ale ten wątek, bardzo mi się spodobał więc jeszcze to ogarniemy. Miałam się uczyć, jasne. ]
Julia też nie była pewna samej siebie i czasem miała wrażenie, że nawet nie żyje dla siebie, że to nie ona jest najważniejsza. W tym całym introwertyzmie i szczerej przyjemności z przebywania samej ze sobą, najlepiej czuła się w towarzystwie ludzi, na których jej zależało. Z nimi mogła spędzić cały dzień bez poczucia dyskomfortu, swoje problemy odstawić w kąt i zająć się problemami bliskich. Bo ona nie była dla siebie ważna. Przyjaciele byli, a sama rzadko kiedy chciała mówić o sobie, płakać komuś w ramię, zawracać głowę Julią Jones. Empatia to było jej drugie imię. Przeżywała to, co jej bliscy. Ich cierpienie przechodziło na nią, ich radość również. Miała wrażenie, że u niej w życiu nic się nie dzieje, a to co sama przeżywa nie jest nawet warte, żeby komukolwiek o tym wspominać, bo przecież dzieci w Afryce głodują. Niby metafora, ale mniej więcej o to chodzi.
OdpowiedzUsuńUśmiechnęła się na jej słowa. Już widziała przed oczami Lucy Wood wymierzającą cios Scorpiusowi za to, że ją zostawił. Niezapomniana wizja, bo mimo temperamentu dziewczyny, dość absurdalna.
Rozumiała jej idealistyczne myślenie, bo sama też takie miała. Co zrobić? Idealiści nie mają łatwo i wiecznie dostają po dupie. Ale może czasem warto...
- Uwaga! Teraz powiem typowy tekst przyjaciółki do przyjaciółki, kiedy jedna rozstanie się z chłopakiem. - ostrzegła szybko, bo wiedziała, że to wypadnie żałośnie. Chociaż szczerze. - Nigdy go nie lubiłam.
Zaśmiała się tylko i pogłaskała Lu po plecach. Zawsze starała się być miła dla Scorpiusa, ale w środku miała ochotę go trwale uszkodzić. I Lu o tym wiedziała. Zabawne jak to wszystko się układa.
Julia
[ O! Właśnie zauważyłam, że jestem w powiązaniach :) I jeszcze takie fajne zdjęcie <3 ]
OdpowiedzUsuńJulia
Od dłuższego czasu szukał Lucy, musiał jej koniecznie powiedzieć o swoim zaproszeniu do domu. Wprawdzie wiedział, że jego najlepsza przyjaciółka może zauważyć dziwną atmosferę w domu, jednak po prostu jej tam potrzebował, nie chciał być sam. Wierzył, że nie przeszkodzi jej to, że zaprasza ją tak późno, jakby nie było, Wood jest najbardziej przebojową dziewczyną jaką kiedykolwiek poznał. Od razu odmachał Puchonce, gdyby nie była dla niego tak bliska prawdopodobnie by ją zignorował twierdząc, że to idiotyczny sposób powitania. Tylko przy niej tak naprawdę był sobą. Uśmiechnął się do niej lekko czując ciepło bijące od tej drobnej osóbki. Zawsze widział w niej Lucy, Lucy z której zawsze się śmiał, że aż tak poważnie traktuje grę w Qudditch'a. Lucy, w którą zawsze wierzył. Lucy, która nigdy go nie wystawiła. Z jakiegoś powodu z dnia na dzień stawała się dla niego coraz bliższa, za bliska. Dziewczyna nieco odsunęła się i zaprosiła Romèo obok siebie, który automatycznie wcisnął się obok niej rozpychając się na wszystkie strony. Słysząc jej słowa uśmiechnął się jeszcze szerzej. Osobiście był bardzo podekscytowany tym, że koniec szkoły jest coraz bliżej. Jeszcze tylko jeden rok i będzie mógł robić dokładnie, dokładnie to co zechce. Patrząc na dziewczynę czuł, że jej ta sytuacja nie za bardzo się podoba. Zawsze była dość dziecinna, ale to właśnie to dodawało jej ogromnego uroku, przynajmniej dla Romèo.
OdpowiedzUsuń– Dokładnie, aż ciężko w to uwierzyć. – mruknął cicho spoglądając na dziewczynę. Jej rude włosy owiewał wiatr, wyglądało to niemal magicznie. Cały czas gdzieś z tyłu głowy zbierał myśli, jak powiedzieć o tym Lucy? Cholernie nienawidził, gdy ktoś nie zgadzał się z nim lub też nie przyjmował jego zaproszeń. Nienawidził słowa "nie." Może dlatego całkiem niedawno pokłócili się prawie na zawsze. Oczywiście o Scorpius'a. Krukon uważał, że chłopak jej nie kocha i że ją wykorzystuje, ale oczywiście Lucy uważała inaczej. Teraz ta sprawa wydaje się całkiem błaha, ale wcześniej brunet był naprawdę zły na Wood, że się z nim nie zgadzała. Przeczesał włosy ręką, jego nerwowy ruch. Zmrużył oczy i przyjrzał się szkole. Z Lu już tak było, potrafił siedzieć z nią w ciszy i wcale mu to nie przeszkadzało. Przeszkadzało mu tylko to, że od pewnego czasu Puchonka zachowywała się w stosunku do niego inaczej, jakby zaczęło być jakieś tabu między nimi, a nigdy go nie było. Brunet zdecydował się przerwać ciszę.
– Lucy, słuchaj.. ja pomyślałem, że może miałabyś ochotę spędzić ze mną te wakacje? – zapytał niepewnie. Rzadko tracił pewność siebie, jednak przy Lucy ostatnio bardzo często mu jej brakowało, jakby nie było była dziewczyną i jego najlepszą przyjaciółką. Przez chwilę zastanowił się i przemyślał co może się stać, jeśli dziewczyna odmówi. Chyba nic. Właściwie to, zupełnie nic się nie stanie. Po prostu te wakacje będą bardzo nie przyjemne i najprawdopodobniej najgorsze z wszystkich jakie spędził do tej pory w domu. Atmosfera stawała się coraz gorsza z minuty na minutę. Jego przemyślenia przerwała Lucy.
Romèo
Poczuł ulgę słysząc, że dziewczyna zgadza się na jego zaproszenie do swojego domu. Uwielbiał, gdy czochrała mu włosy, a robiła to nad wyraz często! Uwielbiał to. Z uśmiechem obserwował jak Puchonka cieszy się, trochę był zdziwiony, że aż tak więc martwił się, że Lucy nie spodoba się ponury mroczny dwór na samym końcu Paryża. Ona była raczej pozytywną radosną osobą, nie pasowała do znienawidzonego miejsca Romèo. Sam nie wiedział z jakiego powodu polubił Lucy, zawsze raczej unikał przesłodzonych Puchosiów, no właśnie, Lucy nie była przesłodzona, Lucy była po prostu Lucy, jakkolwiek o brzmi. Przyglądał jej się kątem oka marszcząc brwi co jakiś czas, nie wiedział dlaczego dziewczyna się zmieszała, chyba nie zrobił nic złego?
OdpowiedzUsuń– Przebłyski geniuszu, dzięki! Jakby nie było to jednak jestem Krukonem, może nie najmądrzejszym, no ale jednak. – uśmiechnął się udając podekscytowanego jej uwagą. Uwielbiał jej sarkazm, często bywała takim skrzatem, ale on uważał, że to nic złego. Tak właśnie okazywała przyjaźn i to, że lubiła przynajmniej w jakiś sposób Krukona. Słysząc jej melodyjny śmiech czuł się pewniej. Przez chwilę znowu siedzieli w ciszy, nie potrzebowali wiele by czuć się dobrze w swoim towarzystwie, nie potrzebowali słów, wystarczyło im, że po prostu byli obok. Kiedy Lucy spytała w jakim czasie ma się zjawić u niego w domu prawie od razu odpowiedział:
– Wiesz, najlepiej jeżeli przyjedziesz jak najszybciej, jeżeli tylko będziesz mogła, to możemy od razu pojechać do mojego domu. – wyszeptał przełykając ślinę z nerwów. Nie chciał, aby Lucy coś podejrzewała, ale jednak nie chciał w te święta zostać samotnym. Zawsze są spotkania, Lucy na pewno często by wysyłała sowy, Victor jak byłby w dobrym humorze to też starałby się go wyciągnąć na świeże powietrze. Patrick i Tom zapraszali go już do siebie. Jednak to nie jest to samo, potem i tak musiałby wrócić do piekła. Nienawidził, gdy rodzice się kłócili, jednak robili to tak często, że czasami nawet przestawał zwracać na to uwagę. Najbardziej nie cierpiał, gdy mama płakała, wtedy miał ją za tchórza. Krukon był inteligenty, wiedział, że ojciec będzie się kontrolował przy Lucy, chciał więc z tego skorzystać. Chłopak wstał i podał dziewczynie rękę niczym prawdziwy rasowy dżentelmen. – Pokaże Ci cały Paryż, jest niesamowity nocą! – wykrzyczał nieco za głośno śmiejąc się sam z siebie, ale to nie był nerwowy śmiech. Uwielbiał Paryż nocą, ale uwielbiał też to, że kiedy w nocy będą "uciekać" ojciec będzie mógł się wykrzyczeć, a potem znowu wszystko wróci do normy.
Romèo
Julia nie powstrzymywała Lucy. Nie miała wobec niej miliarda oczekiwań, więc dawała jej wolność i pozwalała biec przed siebie. Zdawała sobie doskonale sprawę, że jej nie zatrzyma i jeżeli ona postanowi zmienić kierunek to trudno, takie jest życie, tak trzeba, po prostu powinno się jej na to pozwolić. Bo mimo że była dla Julii bardzo ważna to nie była najważniejsza, nie była filarem jej egzystencji, bo kto buduje filary z mgły?
OdpowiedzUsuńJak Ci minęły wakacje? Julia uniosła prawie niezauważalnie brwi, jakby zaskoczona, że teraz będzie musiała mówić o sobie. No ale trudno. W końcu zawsze ten czas nadchodzi, a przecież nie może tylko odpowiadać na każde pytanie „W porządku.”, „Bez zmian” i „Bardzo dobrze, dziękuję”.
- W porządku. - odpowiedziała i sama wyśmiała swoją odpowiedź. - A tak serio. Najpierw Matt był w domu przez dwa tygodnie. Rzuciła go dziewczyna, więc rozpaczał i trzeba było go albo przytulać, albo upijać, albo upijać i przytulać. Potem ja pojechałam do niego na prawie cztery tygodnie. Trochę miał dla mnie czas, trochę nie, więc zdarzało się, że całymi dniami chodziłam sama po Nowym Jorku, no ale wiesz, że samotne spacery to coś, co Julcia lubi najbardziej. Potem wróciłam, opalałam się w ogrodzie, czytałam książki, wkurzałam się na nieodpisujących na listy ludzi, czasem się z kimś spotykałam, ale dość rzadko. Któregoś dnia trafiłam na Adama na Pokątnej i poszliśmy na piwo. Nie udało nam się tak pogadać ani razu od tych trzech lat, kiedy przestaliśmy być trójką muszkieterów... czy czegoś tam. I trochę od tego się zaczęło, bo teraz jak został stażystą i jest ciągle obok to mam wrażenie, że wszystko wróciło do normy. Oczywiście bez tego kretyna Matta to już nie to samo, ale też jest wspaniale. Mimo że trochę inaczej. Ale wiesz... jesteśmy bliżej, bo kiedyś mimo wszystko Matt był jakoś między nami. Oj nie wiem jak to wytłumaczyć. Mam nadzieję, że rozumiesz.
Uśmiechnęła się szeroko do Lucy. Przyjaźń z Adamem to było coś, co cieszyło ją ostatnio najbardziej, bo wszystkie inne znajomości były albo mniej intensywne, albo mniej szczere, albo wisiały na włosku, albo trzeba było o nie cholernie ciężko walczyć, albo nikomu nie zależało wystarczająco i tak dalej, i tak dalej. Z Adamem było prosto. On chciał być obok dla niej. Ona chciała być obok dla niego. Idealnie.
Julia
Niemal od razu uśmiech wparował na jego usta, gdy usłyszał słowa dziewczyny, a więc zgodziła się przyjechać najszybciej jak się da. Uwielbiał ją za to, za to, że potrafiła w kila sekund dokonać wyboru, nawet najtrudniejszego. Rozradowany ukłonił się w książęcy sposób i szeroko uśmiechnął się do Lucy. Czasami wstydził się tego jak zachowuje się w niektórych sytuacjach. Raz potrafił być szczęśliwy, a zaraz potem wkurwiony na cały świat za Merlin wie co. Po prostu nie potrafił nigdy zrozumieć tego, że spojrzał na taką dziewczynę jak Lucy, zwyczajną miłą dziewczynę. Raz byłby wstanie dziękować wszystkim za to, że poznał Puchonkę, a innym razem był wstanie wkurzać się na nią z byle powodu. Często odwalał dziwne sceny biednej Lucy, która nic złego nie zrobiła.
OdpowiedzUsuń– Jasne, ty i te Twoje mugolskie przedmioty. – jęknął niemiłym tonem i z niezadowoleniem. Zmienił do niej nastawienie w przeciąg minuty, ale zaraz potem poczuł się głupio. Odkaszlnął i przyjrzał jej się dokładnie, miał nadzieję, że tylko mu się wydawało, że zobaczył rozczarowanie w jej oczach. Był gnojkiem, zawsze o tym wiedział. Ranił wszystkich nie znając nawet powodu z jakiego to robił. Wbił z całej siły paznokcie w swoją dłon. Aż zadrżał pod wpływem delikatnego uścisku dziewczyny. Miała ciepłą rękę. Nie zastanawiając się dłużej nad tym po prostu złapał ją za rękę i uśmiechnął się do niej najszerzej jak tylko potrafił.
– Tak lepiej. – wyszeptał ledwie słyszalnie. Nigdy nie rozumiał dlaczego od pewnego czasu między nimi stawało pewnego rodzaju napięcie. Sam nie wiedział co czuje do dziewczyny. Wmawiał sobie, że nic do niej nie czuje, że wszystko jest jak dawniej, ale od pewnego czasu wszystko się zmieniło. Sam nie wiedział czy na lepsze czy na gorsze. Kiedyś bez problemu chodzili trzymając się za ręce i nie przeszkadzało im nawet to, że ludzie wymieniają ze sobą spojrzenia i plotkują, że Lucy i Romèo są parą. Może w głębi cieszył się, że ludzie myślą, że Puchonka jest jego dziewczyną? Sam nie wiedział co się z nim działo od pewnego czasu. Pociągnął dziewczynę bliżej siebie. Piwnica Hufflepuff'u znajdowała się dość głęboko w zamku. Sam nie pamiętał kiedy ostatnio tam był, tak się rozleniwił, że zawsze zapraszał Lucy do Krukonów, nie chciało mu się iść do jej dormitorium. Krukoni przyzwyczaili się do Lucy w takim stopniu, że każdy z nich znał jej imię. Zresztą mało kto nie znał imienia sławnej Lucy Wood, córki Olivier'a. To trochę głupie, ale Romèo nawet nie kojarzył jego ojca puki go nie poznał, w święto duchów. Jego przemyślenia przerwał koniec trasy, znajdowali się właśnie pod wejściem do piwnicy Puchonów.
– To jakie to hasło? – spytał, gdy już dłuższy czas stali przy drzwiach do pokoju wspólnego Puchonów. Rzadko tam bywał, częściej Lucy przychodziła do niego. – Wood tylko nie mów, że zapomniałaś hasła. – rzucił dość zdenerwowany obserwując uważnie jej reakcję. Chciał wszystko jak najszybciej załatwić, ale z Lucy najprawdopodobniej nie było to możliwe. – J'ai de la fièvre. – warknął po francusku wiedząc, że Puchonka nie poczuje się zbyt pewnie na tym froncie.
Romèo
Spojrzała z udawanym oburzeniem, ale szczerym zdziwieniem na przyjaciółkę.
OdpowiedzUsuń- Romansowanie ze stażystami? - powtórzyła, śmiejąc się. - Po pierwsze, to jest Adam. Z prawie bratem się nie romansuje. Po drugie, Adam jest zajęty.
Uśmiechnęła się tak, jakby tego żałowała, ale zupełnie tak nie było. Adama poznała, gdy miała siedem lat. Przyjechał na wakacje do Matta i fascynował Julię jak nikt inny, bo przecież ktoś nowy i interesujący pojawił się w domu. Chłopcy nigdy jej nie odtrącali od siebie, bo była oczkiem w głowie brata i mimo sporej różnicy wieku już wtedy naprawdę się przyjaźnili. Później spędzali bardzo dużo czasu w każde kolejne wakacje, a Julia nie mogła się doczekać, kiedy pójdzie do Hogwartu i cała trójka, przynajmniej przez te dwa lata będzie ciągle razem. To były najnormalniejsze wakacje w jej życiu, kiedy jeszcze nie miała nadmiaru zmartwień, a przed całym złem tego świata Matt i Adam chcieli i mogli ją jeszcze obronić. Sielanka szybko się skończyła, pojawił się spontaniczny pomysł wyjazdu do Nowego Jorku i zarówno przyjaźń Matta i Adama, jak i Julii i Adama mocno na tym wszystkim ucierpiała. Adam wciąż był ważny, ale tylko w jej głowie, bo nie spotykali się. Aż do teraz. Ale ie myślała o nim w tych kategoriach. Może nawet o nikim nie myślała w tych kategoriach. Swoją drogą, Julia i związki to był materiał na bardzo dobry żart, bo ona była zdecydowanie lepsza w idealistycznym wymądrzaniu się na temat związków niż w byciu w związkach. Żenada. Bo jak komukolwiek może doradzać osoba, która nigdy z nikim nie była i czuła, że nie będzie?
- Więc wiesz... samo romansowanie z zajętymi facetami jest moralnie niestosowne. - mruknęła rozbawiona. - Unikam.
Ruszyła za przyjaciółką, która najwidoczniej była wybitnie zachwycona jakimś swoim nowym odkryciem. Wolała nie pytać, co to jest, bo i tak zaraz się dowie, a gdyby zapytała to może jeszcze chciałaby uciec. Lu czasami miała naprawdę głupie pomysły, przez które można wylądować na szlabanie. Na brodę Merlina, Julka, przestań być taką pieprzoną sztywniarą!
- Jak Twoje wakacje? - zapytała beztrosko, idąc z Lu ramię w ramię.
Julia
– Twój francuski się polepszył, kochana! – wykrzyczał zupełnie nie zwracając uwagi, że nazwał ją "kochaną." W przyjaźni często się tak do siebie mówi, jednak teraz.. kiedy czuł do niej coś.. nie wiedział jednak co. Dziewczyna nic nie odpowiedział tylko po prostu wyrwała rękę z jego uścisku, bardzo mocno, co nie co go zestresowało. Może zrobił coś nie tak? Przestał się tym przejmować. To było przesłodkie, gdy dziewczyna starała się za wszelką cenę przypomnieć sobie to hasło, wychodziło jej średnio, ale liczył się gest. W koncu i tak by się jej udało. Nie był cierpliwym człowiekiem i miał chwilę zachwiania, kiedy chciał powiedzieć, że idzie po swoje rzeczy, no właśnie! Sam nie był jeszcze spakowany. Co jakiś czas zerkał na zegarek. Śpieszyło mu się trochę, jutro kompletnie nie będzie na to czasu. Zmarszczył brwi przyglądając się ruchom dziewczyny. Uśmiech wpełzł na jego twarz. Wyglądała co najmniej uroczo, chciał jej to powiedzieć, ale zabrzmiało by to dość jednoznacznie. Sam również nie był zbyt muzykalnym człowiekiem, co Lucy świetnie wiedziała i często mu wypominała, zresztą sama nie była najlepsza, jednak Krukon zdecydował, że nie powie jej tego, nigdy przenigdy nie chciał jej zranić!
OdpowiedzUsuń– Okej, trochę mi się śpieszy.. – zaczął powoli rozglądając się na boki. Czuł się dość źle mówiąc jej o tym, nie chciał jej poganiać, ale jednak, śpieszyło mu się. Miał ochotę zaraz się spoliczkować. To zdecydowanie nie zabrzmiało zbyt dobrze, cholera to zabrzmiało fatalnie! Zmarszczył brwi. Może powinien odpuścić?
– Ale poczekam. – dodał uśmiechając się szeroko. Lucy prawie w tym samym czasie uporała się z hasłem. Od razu weszli do środka. Pokój Puchonów nie był żadnym szokiem dla Krukona. Przewaga żółci i czerni, spodziewał się tego. Na kanapie leżało paru chłopaków zawzięcie o czymś dyskutując, wyglądali na zdenerwowanych. Paru uczniów domu Borsuka wparowało do środka Pokoju Wspólnego. Puchoni najczęściej rozmawiali o rzekomym związku jego z Wood. Mimo, że w Hufflepuff'ie wszyscy mają nie poszlakowaną opinię (oprócz Lucy), można powiedzieć, że są wielkimi plotkarzami. Gdy tylko komuś przytrafi się coś głupiego, kto poda tą wiadomość dalej? Puchon. Zawsze i wszyscy w szkole o tym wiedzą. Dlatego Krukon aż tak unika Puchonów, oprócz Wood, bez której nie wytrzymałby ani dnia. Dlatego za każdym razem, gdy Moliére widział Puchonów miał ochotę się roześmiać, co świetnie wiedziała Lucy, która zawsze dawała mu kuksanca w bok i od razu się uspokajał, robiła to zaskakująco mocno.
Moliére
[Czemu to takie krótkie?
UsuńObiecuję poprawę! c:]
[W sumie jeden wątek z rozpadem przyjaźni już mam, ale zdaję sobie sprawę z tego, że metamorfoza Rose rozbiła więcej niż jedną przyjaźń, więc skorzystam z zaproszenia. :D
OdpowiedzUsuńTylko jak by ich relacje wyglądały teraz?]
Rose
[Nie chcę się kłócić za bardzo, bo spiny na pewno jeszcze się zdarzą. Jednak no w pewnym sensie wątek może być nie co ciekawszy. Ale jeszcze takie pytanko.. jak byśmy opisywały zdarzenia w domu Krukona i zdarzenia u Lucy podczas porwania? c:]
OdpowiedzUsuńKrukon z niezadowoleniem czekał na Lucy, która pognała do kuchni, aby odebrać swoje ciasteczka. Zawsze lubił jej wypieki, miał nadzieję, że chodziło jej o te ciasteczka, które tak kochał. Puchoni byli dość głośni, ich śmiechy roznosiły się po całym dorimitorium. Najbardziej nie lubił, gdy Lucy wpierdzielała się w jego życie. Często jej przeszkadzało, że wykorzystuje dziewczyny na każdy możliwy temat. To wcale nie było dziwne, wielu dziewczynom to przeszkadzało, a w szczególności Wood, która ma dobre serce.
Odwrócił się słysząc głos Puchoniki, był zdziwiony, że wróciła tak szybko. Zmarszczył brwi i uśmiechnął się do niej szeroko, od razu spoglądając na paczuszkę pełną pyszności. Jakby na zawołanie dziewczyna podała jedną paczkę w jego ręce. Rozradowany zaczął otwierać dokopując się głębiej. Tak, to zdecydowanie były te ciasteczka! Uśmiechnął się i nawet nie dziękując zaczął się zajadać, rozrywając przepyszną posypkę. Dopiero po chwili się zorientował.
– Dziemkujem. – wymruczał z pełną buzią chrupkich perfekcyjnie podpieczonych ciastek. Dokładnie takich jakie lubił najbardziej. Gdy zjadł już szóste ciastko zauważył, że chyba powinien był zostawić je na później, na podróż. Machnął tylko ręką i zjadł siódme ciastko. Miał nadzieję, że jest ich mnóstwo, byłe cudowne. Każdy gryz dawał mu coraz więcej przyjemności. Zmarszczył brwi zauważając, że dziewczyna mu się przygląda. Machnął ręką w myślach, na pewno jest w szoku, że ktoś potrafi w tak krótkim czasie zeżreć tyle ciastek. No nie ważne. Zajrzał do paczuszki, te pięć pozostałych postanowił zostawić sobie na późniejszy czas.
– Cudowne, Lu. – wyszeptał nie co zawstydzony. Puchonka pewnie nawet ich nie tknęła, sam zeżarł prawie całą paczkę. Poczuł, że czerwienią mu policzki. Poczuł się dziwnie, jeszcze nigdy nie miał takiej wtopy. Przy dziewczynach nigdy się nie rumienił. No nic, chyba nigdy sam nie zrozumie, że Lucy nie jest dla niego jakąś tam dziewczyną. Uwielbiał zdrobniać jej imię, miał tylko nadzieję, że dziewczyna tego źle nie odbierze. Zawstydzony spuścił wzrok i uśmiechnął się słabo sam do siebie. Przeczesał włosy prawą ręką i wbił swoje tęczówki w jej, piękne i hipnotyzujące. Zagryzł wnętrze swoje policzka i wziął kolejne ciasteczko, przez nerwy.
– Co ja gadam? Najlepsze jakie kiedykolwiek jadłem. – dodał i zaczął wstawać. Zdecydowanie powinie się już szykować do odjazdu ze szkoły. Tak bardzo nie chciał wracać do tego pieprzonego domu, którego tak nienawidził. Pokrzepiająca jednak była myśl, że wraca tam z Lucy u boku. Nienawidził swojego despotycznego ojca i matki, która bała się chociaż odezwać przy nim. Wkurzał się, tak bardzo do siebie nie pasowali. No i byli tak bardzo odpychający dla Romèo, który nienawidził takich ludzi.
– Okej, muszę iść się spakować. Chcesz iść ze mną? To nie potrwa długo, nie wiele rzeczy mi zostało jeszcze do spakowania. – powiedział. Bardzo nie chciał, aby go teraz zostawiała. Zawsze tak było, przyzwyczajał się do niej i potem nie chciał, żeby go opuszczała.
Romèo
Julia nigdy w życiu nie powiedziała, że wolałaby być jedynaczką i nawet nie przyszło jej to do głowy. Dla Matta była księżniczką i najważniejszą osobą na świecie. Miała z nim cudownie. Zawsze zdziwiona słuchała opowieści koleżanek, o tym jak to całe lato kłócą się z rodzeństwem i wolałyby go nie mieć. To niewyobrażalne, bo Matt był w jakiś sposób częścią jej i gdyby coś mu się stało, nigdy nie byłaby już tą samą osobą. Był też w jakiś sposób jej kołem ratunkowym, bo gdyby wszyscy przyjaciele zawiedli, on i tak by został. I nieważne, że był w Nowym Jorku. Kilka miesięcy zajęło jej dojście do tego wniosku, ale w końcu się udało. Nieważne, gdzie był. Ważne, że i tak zawsze mógł być gdzieś dla niej, a ona dla niego.
OdpowiedzUsuńA co do romansowania, Julia była osobą, którą można by podejrzewać o to, że powie, że romansowanie w ogóle jest niestosowne. Tak bardzo go unikała, że już naprawdę każdy argument był dobry. Ale ona po prostu nie potrafiła sobie wyobrazić siebie z kimkolwiek. Ktoś miałby być jej numerem jeden, centrum wszechświata... Miłością. Musiałoby być idealnie. Musiałby być jej najlepszym przyjacielem. Musiałaby kochać go tak bardzo, że przestałaby się bać. Więc dla ułatwienia uznała, że to niemożliwe.
Spojrzała na Lucy, która ewidentnie unikała odpowiedzi na to, dość proste, pytanie. I nie zdążyła jej nawet odpowiedzieć, bo dziewczyna pociągnęła ją za rękę w ledwo oświetlony korytarz. Zaczęła coś kombinować przy wiszącym tam obrazie, który po chwili odsunął się – tak, odsunął – i ukazał przejście. Julia zrobiła krok do tyłu.
- Ty chyba zwariowałaś. - odparła zdecydowanie, przewracając oczami. Lu miała wybitne skłonności do pakowania siebie i innych w kłopoty, potem uciekania przed woźnym po całym zamku i odnajdywania w nim dziwnych miejsc, o których mało kto miał pojęcie. - Nigdzie nie idziemy. A w ogóle to miałyśmy się uczyć transmutacji.
Julia
[ Cześć! Dziękuję za miłe powitanie C: Twoje panie są rozkoszne, a do Lucy przyszłam, bo pomyślałam, że tu prędzej wpadnę na jakiś wątek lub powiązanie. Bardzo mi się podoba, że sprawia wrażenie, iż ma gdzieś zasady rządzące światem, to ją łączy z Freddie'm. Jeest urocza, doprawdy. Na wątek co prawda nie wpadłam, ale jakieś powiązanie mam: co powiesz na byłych przyjaciół? Taka nie do końca miła więź: przyjaźń w dzieciństwie, przeprowadzka Freddie'go i urwany kontakt. Albo można iść też o krok dalej, jakaś wielka kłótnia i zimne spojrzenia wymieniane na korytarzach Hogwartu? ]
OdpowiedzUsuńFreddie
[Zgłosiłam się na gadu :)]
OdpowiedzUsuńLeoś
[Dziękuję za powitanie! Możemy coś razem sklecić. Lucy jest półkrwi, więc to od razu jasne, że Josh będzie czuł się lepszy od niej, obojętnie jakie będą między nimi relacje. No i jest córką Olivera Wooda, który walczył po tej dobrej stronie podczas wojny, a Yaxleyowie niekoniecznie, więc rodzina Josha na pewno przestrzegała go przed pewnymi nazwiskami. O tej godzinie nie potrafię na nic wpaść, oprócz tego, że nie chcę, aby całkowicie się nie lubili, ale żeby też bezgranicznie się nie kochali. Czekam na dalsze propozycje!]
OdpowiedzUsuńJoshua
[Cała Tatiana już tu kiedyś była, chociaż nie na długo :) W każdym razie, bardzo dziękuję za miłe słowa!]
OdpowiedzUsuńTatiana
[Korzystam z zaproszenia i przybywam!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Rowling zdecydowanie za mało mówi o innych szkołach magii. Jasne, niby stworzyła Ilvermory i podała jeszcze parę innych razem z krótką charakterystyką, ale ja tam uważam, że nie byłoby źle, gdyby kiedyś spróbowała uszczknąć nam trochę informacji o mniej konwencjonalnej magii. Przecież cała Afryka, Azja, Ameryka Południowa... To ogromne pole do popisu.
Wkurzotron 3000 już zajęty, czy wciąż wolny? Bo wydaje mi się, że tylko do tego by się mój Stellan nadawał, on potrafi być irytujący do kwadratu ze swoją pasją i miłością do całego świata. ;D ]
Stellan
[Wait wat... jak to zginie, co tu się dzieje, ja nie rozumiem, John jest skonfundowany, też nie rozumie. I na wątek pomysłu też nie ma, tak samo jak na powiązanie, chociaż go korci i kusi, aby wysadzić coś przez przypadek w powietrze albo coś...]
OdpowiedzUsuńJohn Hammond
[ Jasne, jestem jak najbardziej za C: Zaraz pokombinuje przy powiązaniach. A i wątek też mi się podoba. Pomysł z przebieraną imprezą jest mega xd Freddie raczej byłby tą pierwszą osobą, bo on jest taki emocjonalny, zawsze się przywiązuje i tak dalej. Dorzucę jeszcze pomysł, że potem któreś z nich może być zmuszone, by prosić to drugie o pomoc, tylko niestety nie wiem z czym xd ]
OdpowiedzUsuńFreddie
[Pączku, nie wiedziałam w którym miejscu Ci odpisać. Cóż mogę powiedzieć? Cieszę się, że Lourdes wyszła mi taka ludzka. A imię... A i owszem bo pani Young jest modyfikacją pewnej postaci, która niestety nie pożyła sobie zbyt długo, tutaj historia Lourdes jest odrobinę zmieniona, ale pierwotnie jej matka była zakochana właśnie w tym miasteczku (tu miała być dłuższa historia z tym związana) postanowiła nazwać tak córkę. Zaproponowałabym Ci jakiś wątek, ale... Może poczekamy, aż ruszymy z Ethel i Hyunem? Wówczas będziemy mogły pokombinować coś tutaj z panienkami!]
OdpowiedzUsuńLourdes
Dla Julii lęk przed zakochaniem był tak naturalny jak to, że nie znosi egzaminów. Był w niej niemalże od zawsze, a ona zamiast z tym walczyć, postanowiła się temu poddać, zaakceptować to i żyć z tym, jakby to ją w jakiś sposób definiowało.
OdpowiedzUsuńZawsze najważniejsi byli dla niej ludzie oraz relacje z nimi. Bardzo łatwo się angażowała, bo wystarczyło dać jej trochę prawdziwych emocji, pozytywnej energii, zaangażowania i już mogła otworzyć dla kogoś swoje serduszko, wciąż jednak zamknięte na miłość. Miłość była tysiąc razy bardziej wymagająca niż przyjaźń, przynajmniej Julia tak to widziała. Ta jedna osoba miałaby nagle być ważniejsza niż wszystkie inne. I niby jak to zrobić, kiedy całe życie przyjaciele są najważniejsi i to bez większej hierarchii, na każdym tak samo mocno jej zależy, bo to działa zero-jedynkowo. I nagle ktoś miałby wykroczyć poza tę jedynkę. Być ważniejszym niż ważny, ważniejszym niż najważniejszy. Ona chyba nie potrafiłaby wejść w półśrodki, dać komuś tylko odrobiny tego, co powinna. Wydawało jej się, że jeśli jest się w związku to trzeba spełnić ten miliard wymagań, z którymi ona nigdy nie mogłaby sobie poradzić, więc wolała odpuścić.
Nie było jej z tego powodu pusto w życiu. Miała tyle osób, na których jej zależało, że czasem nawet nie znajdowała dla wszystkich czasu i ją to bolało. Co jeśli miałaby kogoś zupełnie odpuścić tak po prostu? Kogo? Jak? Jakim prawem? Bo się zakochała? Lepiej się nie zakochiwać. Lepiej otoczyć się murem, który daje ciepło, bezpieczeństwo i wbrew pozorom dużo wolności.
Kiedy usłyszała słowa przyjaciółki, spojrzała na nią wyraźnie zainteresowana. Czego pragnęła? Czego obie pragnęły? Co było największą tęsknotą ich serc? I czy w ogóle chciały to wiedzieć?
Julia ściągnęła lekko brwi i z niepokojem weszła w ciemność długiego, wilgotnego korytarza.
- Lucy, ale co to da? - spytała cicho, idąc przed przyjaciółką. Wciąż zastanawiała się jaki sens ma oglądanie samej siebie w lepszym świecie, za magicznym lustrem, tak ulotnie i nieosiągalnie. Skoro za czymś tęsknisz to znaczy, że tego nie masz. A jeśli cholernie tęsknisz to pewnie cholernie ciężko to zdobyć. Julia nie była pewna czy chce zobaczyć coś, o co nawet nie będzie miała siły wyciągnąć ręki.
Julia
[Timothy jest postacią dość... specyficzną, ukazującą Ruth w zupełnie innym świetle. Ale nic już nie mówię, jak się pojawi - wtedy się okaże. :D
OdpowiedzUsuńMoże ją nakryć na czymś niestosownym, powiedz tylko, w jakim kierunku miałoby to iść. :)]
Ruth
Jeżeli rzeczywiście tak było, że zakochanie nie jest świadomą decyzją, a bardziej impulsem to zmieniało dla Julii wszystko. Chyba. Mogłoby to być usprawiedliwieniem jej strachu, przyzwoleniem na ten strach, bo oznaczałoby to, że po prostu nie znalazła odpowiedniej osoby, a gdy ją spotka to zwyczajnie to poczuje, nie będzie się bać, w końcu będzie w stanie skoczyć w tę przepaść, z nadzieją, że nie rozbije się o kamieniste dno. Ale nawet jeżeli zakochanie to impuls to i tak może się on mieszać z decyzją. Może można podjąć decyzję, że będzie się ten impuls blokować, tak długo jak się chce? Julia miała kiedyś taką sytuację. Na początku poprzedniego roku podobał jej się pewien chłopak. Tak zwyczajnie jej się podobał, bez pisków, westchnień, biegania za nim i płakania, kiedy tylko przytulił jakąś inną dziewczynę. Potem dostrzegł Julię, ale kiedy to właśnie z nią chciał się spotkać w Walentynki, ona uciekła, tak jak zwykle i nie wróciła nigdy więcej. Była przerażona, mimo iż w jakiś sposób marzyła o tej chwili. I nieważne, że impuls kazał jej się zgodzić, skakać w tę przepaść, bo ona zadecydowała, że tego nie zrobi. Dla niej ten chłopak był idealny, ale to nic nie zmieniło. Może to nie był ten prawdziwy impuls. Tylko czy warto było czekać na kolejny? Czy miłość w ogóle jest warta zachodu?
OdpowiedzUsuńCoś w głosie Lu mówiło Julii, że naprawdę muszą pójść tym korytarzem i znaleźć to zwierciadło, bo to jest ważne i to bardziej niż jej wątpliwości. Ujęła dłoń przyjaciółki i zrobiła krok do przodu, przyciągając ją jednocześnie do siebie. Objęła ją delikatnie ramionami i pocałowała w skroń.
- I pójdziesz. A ja z Tobą. - szepnęła, przytuliła ją nieco mocniej, po czym odsunęła się, uśmiechnęła pocieszająco i znów wplotła palce w zimną dłoń dziewczyny. Coś ją gryzło, a jej zadaniem było teraz być obok i najlepiej nie zadawać zbyt dużo pytań, bo jak Lucy Wood będzie chciała mówić to powie sama. Tak działał świat.
Każdy w pewnym momencie zadawał sobie pytanie czy dobrze robi, czy ma dobrze ustalone priorytety, cele i pragnienia, bo jeśli nie to może wszystko zaraz zawali się na głowę. Zazwyczaj nie było aż tak źle i nawet w obliczu kompletnie źle podjętych decyzji, człowiek jakoś sobie radził, z pomocą lub bez niej. Trzeba tylko walczyć i nie dawać się zatrzymać przez żal. Taka tania motywacja.
Szły za rękę korytarzem, który nie rozwidlał się, mimo iż delikatnie skręcał w różne strony. Za sobą nie widziały już wyjścia, ale wiedziały, że później łatwo do niego trafią. Wokół było tak cicho, że słyszały tylko dźwięk swoich zgranych kroków i z każdym z nich bardziej przyspieszające oddechy. Były blisko. Cokolwiek by tam nie było.
Julia
Nazwisko Lucy wywoływało w nim mocno mieszane uczucia. Z jednej strony w jego głowie wciąż skakały wspomnienia z dość niedawncyh czasów, kiedy to rozmawiał z nią niemal codziennie, a jej uśmiech potrafił rozjaśnić mu każdy dzień. Pamiętał jak kiedyś oboje dostali szlaban za 'przypadkową' próbę wysadzenia pracowni eliksirów. To były dobre czasy. Z drugiej, ostatnio oddalili się siebie tak bardzo, że ich relacja spadła do związku 'znajomych z widzenia.' Chyba nawet nie mówili już sobie 'cześć' na korytarzach.
OdpowiedzUsuńNie rozumiał co się stało, bo naprawdę uważał ją za przyjaciółkę. Naprawdę przepadał za ich wspólnie spędzonym czasem. No więc co się zmieniło? U niego nic. No właśnie, u niego. Ostatnimi czasy Lucy coraz rzadziej do niego podchodziła, a i on zaprzestał nieudanych prób ratowania ich przyjaźni. Przez moment miał wrażenie, że to zwykły kryzys, nieporozumienie, które załagodzą w ciągu najbliższych dni. Z biegiem czasu uświadomił sobie, że był po prostu naiwny. Może dziewczyna uznała, iż Freddie jest jednak dla niej zbyt beznadziejny? Że zasługuje na więcej niż rostrzepanego dzieciaka, młodszego od niej o cały rok? Nie podobały mu się te opcje, ale pogrążył sie w złości i żalu tak bardzo, że w końcu w nie uwierzył.
Na spotkanie Klubu Ślimaka wybrał się niechętnie. Do stroju też się zbytnio nie przyłożył - wciągnął na siebie czarną kurtkę z skrzydłami wyszytymi na plecach, ciemne spodnie i buty, a twarz przyozdobił maską kruka, kupioną niedawno w Hosmeade. Powinien raczej przebrać się za lwa, choćby ze względu na swój dom, ale naprawdę miał to gdzieś. Stał gdzieś w rogu sali popijając zabarwiony na niebiesko poncz i lustrując wszystkich uważnym spojrzeniem. Na przyjęciu nie spotkał jeszcze osoby, z którą miałby ochotę porozmawiać...dopóki w zasiegu jego wzroku nie pojawiła się pewna puchonka. Jak zwykle najpierw zrobił, a potem pomyślał. Podszedł do Lucy, z szklanką w dłoni i suchym uśmiechem na ustach.
- Aż dziwne, że cie tu widzę. Trudno jest przebywać w tym samym pomieszczeniu co taki wkurwiający gnojek jak ja, prawda, Lucy? - zapytał z sarkazmem, rzucając jej chłodne spojrzenie, a potem prychnął pod nosem. Zasługiwał na jakieś wyjaśnienia, zasługiwał na coś więcej niż to, co dostał.
Freddie
[No, mogłoby tak być, że mają o czym gadać, pasuje mi coś takiego. Tylko nie wiem teraz, jak to połączyć razem z relacją Lucy i Julii, bo wątek romantyczny jednak nie doszedł do skutku, więc w sumie panna Wood nie ma się już o co martwić :( Ale to o tym sekrecie jest super :D ]
OdpowiedzUsuńJoshua
[Dziękuje za powitanie i odzywam sie pod Lucy, bo ona najbardziej przypadła mi do serca. Czy może Jonathan nadaję się na młodszego kolegę do psikusów? Zawsze mogą zostać bardziej zapamiętani za swe wyczyny niż Weasleye :D]
OdpowiedzUsuńJonathan
Mimo, iż zdawał już sobie sprawę z faktu, że ojciec się go najzwyczajniej w świecie boi, ponieważ ten niespodziewanie może wedrzeć się w jego myśli, mimo wszystko pragnął zwrócić na siebie jego uwagę. Nie pojmował, dlaczego go odrzuca, dlaczego ciągle spycha na dalszy plan skupiając się na swoim młodszym synu. Rozumiał, że jego zdolność może wzbudzać dyskomfort, jednak nie robił tego zawsze. W zasadzie, w żaden sposób nie mógł tego kontrolować, nie mógł nic z tym zrobić. Nie wiedział nawet, jak miałby coś zrobić. Dlatego często kierował swoje kroki do biblioteki. Spędzał mnóstwo czasu przy książkach, próbując znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nie miał nawet pojęcia w jaki sposób powinien się zabrać za swoje poszukiwania, od czego powinien zacząć. Początkowo przeszukiwał otwartą dla wszystkich uczniów część biblioteki, jednak nie znajdując tam żadnych przydatnych informacji, kierował się do Działu Ksiąg Zakazanych, oczywiście dopiero w stosownych ku temu okolicznościach. Dopóki jednak biblioteka całkowicie nie opustoszała, wędrował pomiędzy regałami, chwytając od czasu do czasu jakąś książkę. Czytając uważnie świecące, lub zadrapane litery znajdujące się na grzbietach książek. Mijając tak kolejne regały, bardziej skupiał się na samym otoczeniu, aniżeli konkretnie na książkach. Sprawdzał co jakiś czas ile jeszcze jest uczniów w bibliotece, w którym miejscu znajduje się bibliotekarka i czy przypadkiem nie zostawiła otwartego wejścia do działu książek, który najbardziej go interesował. Kilka razy próbował wyprosić zgodę od profesorów na wejście do zakazanego działu, jednak nie mógł tego robić tak natarczywie, a i sama bibliotekarka z pewnością zaczęłaby nabierać podejrzeń. Zresztą, jemu samemu kończyły się powoli wymówki, usprawiedliwiające jego zapotrzebowanie. Nie był, aż tak lubianym uczniem, aby móc wykorzystać sympatię profesorów. Sunął leniwie palcem po półce jednego z regałów, zbierając na poduszce warstwę kurzu. Prychnął cicho, gdyby natknął się na taką warstwę brudu. Następnie, pociągnął nosem czując, jak zbiera mu się nie kichnięcie. Chwycił dłonią szybko swój nos, próbując w ten sposób uniknąć głośnego odgłosu kichnięcia. W końcu nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Zdając sobie sprawę, że zatrzymał się na odrobinę dłużej w jednym miejscu, nie robiąc nic ściśle związanego z przebywaniem w bibliotece, chwycił w dłoń pierwszą lepszą książkę i zmarszczył delikatnie brwi, dostrzegając po drugiej stronie, znajomą sobie twarz. Zlustrował ją uważnie, nie musiał się długo zastanawiać w jakim miejscu powinien ją wkleić. Lucy Wood… Miał duże pole do popisów w opowiadaniu o niej. Naprawdę, znali się już od dłuższego czasu i niejednokrotnie mieli możliwość wymienienia… kilku, zdań. Niekoniecznie, za każdym razem miłych i przyjemnych, bowiem Artair miał niezwykły talent do komentowania rzeczywistości w dość oschły i oziębły sposób. Już miał odejść dalej, skręcić w alejkę na temat eliksirów, kiedy usłyszał swoje nazwisko wypowiedziane jej ustami. Zatrzymał się i cofnął o krok, spoglądając na nią z drugiej strony regału.
OdpowiedzUsuń— Pomijając fakt, że tobie nic nie pomoże, skąd podejrzenie, że ja miałbym się interesować jakimiś zmianami? — Uniósł pytająco brew, nie odwracając spojrzenia z twarzy dziewczyny. Bywał arogancki, często też charakteryzował się zbyt wysokim mniemaniem o samym sobie, jednak czy to było coś złego, jeżeli faktycznie patrząc w lustro czuł się lepszy? Tak po prostu. Odganiając swoje demony na bok i udając, że nie istnieją.
Bez nich, byłby człowiekiem idealnym. Tak przynajmniej wmawiało mu odbicie w lustrze, gdy o poranku układał włosy w artystyczny nieład, który, jak powiedziała mu jedna dziewczyna z Ravenclawu, bardzo do niego pasował i sprawiał, że wyglądał jeszcze lepiej, chociaż osobiście wątpił, aby to było jeszcze realne. — Poza tym, zacznij może od jakichś prostszych zaklęć. — Dodał, odwracając się powolnie na pięcie. Nie miał czasu na bezsensowne rozmowy o jej pragnieniach bycia ładną, bo niby jaki miałaby inny powód, aby interesować się takimi właśnie zaklęciami?
UsuńAvery
[Dziękuję za przywitanie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie, że James przypadł ci do gustu :] Pewnie, że nie jest ani całkiem dobry, ani całkiem zły; w końcu jest człowiekiem, nawet jeśli synem Ginny i Harry'ego Potter :P
Co do jego relacji z Lu - już wiesz, że jestem jak najbardziej na tak ;) Szczegóły jeszcze dopracujemy, ale sam punkt zaczepienia i sensowne powiązanie już z pewnością mamy :P]
Jamie/Teddy
[Dzięki za przywitanie!
OdpowiedzUsuńI masz rację, jest coś, co sprawia, że między nimi po prostu MUSI być jakiś konflikt. Od pierwszego dnia, choćby o wybór łóżek. Od tego momentu zaczęłaby się ostra walka o terytorium, która w miarę szybko by ucichła, bo okazałoby się, że obie są w stanie zorganizować się tak, żeby nie musieć długo przebywać w towarzystwie tej pierwszej. Wiesz, zaistniała taka delikatna równowaga.
Która mogłaby zostać naruszona tym, że jeden ze ścigających drużyny dostał za mocno tłuczkiem i nie wyliże się do następnego meczu. Potrzeba zastępstwa, a przyjaciel Theodory przekonał ją, żeby przyszła na trening, chociaż quidditch był domeną Lucy. Co Ty na to?]
Theodora Harth
[O panie borzeThorze, nie wiem, do kogo mam iść… Tyleż super postaci! Dooobry! Mam problem, bo z Ethel mogłyby się nawet zakumplować – Vera potrzebowałaby kogoś, do kogo mogłaby zapukać w najgorszym momencie swojego życia i otrzymać wsparcie (szczególnie, ze owy moment trwa w jej wypadku już jakiś czas). Panie mogły się znać jeszcze ze szkoły – w końcu dzielą je trzy lata, więc nawet po zakończeniu Hogwartu mogły utrzymywac kontakt. Z drugiej strony jest jednak Lucy, którą z Vereeną łączy Hufflepuff, status krwi i miłość do Quiddicha, a więc pewnie też częste urazy, przez które panna Wood ląduje w Skrzydle Szpitalnym. Wybacz, że Juliena skreśliłam na początku, ale on jest tak ciepły i dobry, a na dodatek gra na gitarze, że no chyba nie mogłabym smutną pielęgniarką zatruwać życia. XD Na koniec: bardzo dziękuję za miłe słowa i za powitanie. : D]
OdpowiedzUsuńVERA THORNE
[Dzień dobry! Dziękuję za miłe słowa i zamieniam się w słuch. Cóż to za powiązanie?]
OdpowiedzUsuńS. Malfoy
[Zwykle nie wzbraniam się przed zaczynaniem, ale tym razem zostawię honory Tobie.]
OdpowiedzUsuńDora
[Szczerze mówiąc to jakoś tego nie widzę. Nie zrozum mnie źle, pomysł sam w sobie jest ciekawy, ale wątpię żeby Scorpius wplątał się w romans z tak żywą Puchonką.]
OdpowiedzUsuńS. Malfoy
[No cześć! Wspomniałaś, że Lucy lubi polityczne rozmowy, a ojciec Marjorie jest w tej dziedzinie postacią wielkiego formatu, a przy tym bardzo kontrowersyjną. Twoja Puchonka wydaje mi się tak szczera, bezpośrednia i prostolinijna, że byłaby w stanie zadać Marjie kilka pytań, które są dla niej tematem tabu. To natomiast mogłoby całkowicie zbić ją z tropu i spod pięknego płaszczyka pani idealnej wyszłaby prawdziwa, bardzo emocjonalna Marjorie. A stąd już krótka droga do jakiegoś ciekawszego konfliktu emocjonalnego pomiędzy dwoma naszymi dziewuchami. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńMarjorie
Nie był typem, który łatwo się poddaje i Lucy musiała o tym wiedzieć, nieważne, czy ich przyjaźń okazałaby się prawdziwa czy też nie. Nawet ślepiec, gdyby tylko spędził z nim trochę czasu, zauważyłby, że w krwi gryfona buzuje chęć walki. Zawsze dążył do celu, zawsze starał się przezwyciężyć każdą przeszkodę, jaka pojawiała się na jego drodze. Niestety bywało, że taki impuls powinien wyjść od obu stron.
OdpowiedzUsuń- Ty tak pomyślałaś - mruknął pod nosem, jakby całkiem pewny swojej opinii.
To naprawdę było bezczelne z jej strony, gdy zadała to pytanie. Pomyślał nawet, żeby po prostu odejść. Bez słowa darować sobie jej towarzystwo, wmieszać się w tłum, zagadać do jakiejś dziewczyny czy chłopaka i na siłę pokazać, jak bardzo go to nie obchodzi. Udawać dupka, udawać, że to nie ma dla niego znacznia. Problem w tym, że Freddie nie chciał tego robić, a nawet gdyby pragnął tego najbardziej na świecie, nie potrafił tak po prostu dać sobie spokoju. Nie, kiedy w grę wchodziła osoba, na której mu zależało. Przecież dobrze się dogadywali, wszystko wydawało się znakomite. A potem ten zryw, oddalanie się od siebie i brak jakiegokolwiek zaangażowania z jej strony. Nie wiedział już, czy serio trudno z nim wytrzymać czy może panna Wood olała go z poważniejszych powdodów, ale jednego był pewien - nie spocznie dopóki nie dowie się, co takiego się stało.
- Czemu się tak zachowujesz? - spytał cicho, może nieo smutno, jakby cała złość z niego uleciała, choć tak naprawdę kryła się gdzieś pod jego sercem niczym tykajaca bomba, gotowa aby wybuchnąć. W jego głosie słychać było żal, żal, który ciągnął się między nimi od dłuższego czasu.
- Wiem, że to nie jesteś ty, Lu. Wierze w ciebie, wierze, ze nie jesteś małpą. Znam cię. Pytanie tylko, czemu się tak zachowujesz - wymawiał te słowa wyraźnie, patrząc jej w oczy, mając nadzieje, że nie stworzy wielkiego widowiska. Ostatnio coraz częściej wywoływano awantury z jego udziałem, więc wolałby, żeby tym razem bylo inaczej.
Freddie
[Jasne, a więc stary wątek czy od nowa kleimy? :)]
OdpowiedzUsuń[W porządku, a więc zaznę, tylko na czym skonczyliśmy? xd]
OdpowiedzUsuń– W porządku, Lu, nic się nie martw, idź już do pociągu, a ja pójdę po Twoją walizkę. – odparł na słowa przyjaciółki. Nie chciał, aby Lucy musiała sama go dźwigać, postanowił więc, że po nią pójdzie. Wszedł z powrotem do środka szkoły i starał się jak najszybciej odnaleźć kogoś z Hufflepuff'u, aby nie miał problemu z dostaniem się do dormitorium. Miał nadzieję, że temu komuś pójdzie to sprawniej niż Lucy. Romèo z trudem odnalazł się wśród pędzących do pociągu uczniów.
OdpowiedzUsuń– Molière co ty tu jeszcze robisz?! Migiem do pociągu! – krzyczała profesorka, której nazwiska nie znał ani nie kojarzył, co nie było w ogóle dziwne, Krukon nie ma pamięci to nazwisk, nigdy jej nie miał. Czym prędzej uciekł od nauczycielki.
– CO to ma znaczyć?! – krzyczała za nim, ale go już dawno tam nie było. Idąc schodami wyżej napotkał pierwszoroczną uczennicę domu Borsuka. Dziewczynka, gdy tylko go zobaczyła przerażona chciała uciec jak najdalej. Przez chwilę Krukon pomyślał, aby ją zmusić do pomocy, ale od razu wyobraził sobie minę Lucy.
– Hej.. mała, może miałabyś ochotę pomóc mi wejść do dormitorium Hufflepuff'u? – zapytał. Bardzo starał się być uprzejmym, ale chyba słabo mu szło. Bo dziewczynka przez chwilę zamarła, a dopiero później, jakby po przebudzeniu zaczęła kręcić głową przerażona. Brunet dziwnie się poczuł z myślą, że boi się go dwunastolatka, ale już po chwili się otrząsnął i wrócił do swojego normalnego stylu bycia, czyli olewka totalna. Gdy byli już w odpowiednim miejscu dziewczyna bez problemu podniosła się i uderzając w gong otworzyła drzwi do dormitorium. Podziękował jej, ale dziewczynka nic nie odpowiedziała, chciał coś warknąć, ale powstrzymał się tłumacząc sobie, że może po prostu jest mało rozmowna. Jasne. Wszedł do środka i szybko złapał walizkę przyjaciółki, bez problemu ją odnalazł. Biegł szybko, nie koniecznie dlatego, że bał się krzyczących nauczycieli, po prostu nie chciał, aby Lucy znalazła sobie miejsce koło kogoś innego. Wiedział, że ona taka nie jest, ale bał się, że.. no dobra, tak naprawdę chciał jej się przypodobać, ale nie chciał się do tego przyznać. Wyszedł.. ostatni. Ściskał mocno dłonie z nadzieją, że dziewczyna wciąż będzie w pociągu. Wszedł do środka szybko trzymając w jednej dłoni jej dość ciężką walizkę.
- Lu? - zaczął przeszukiwać wszystkie miejsca w pociągu, aż w koncu, znalazł ją. Twarz mu się automatycznie rozjaśniła. - Jesteś. - dodał i rzucił się na siedzenie tuż obok niej z szerokim uśmiechem, którego nie potrafił się pozbyć. Bardzo się cieszył, że wciąż tu jest, sama i że będzie mógł wreszcie z kimś fajnie pogadać.
- Świetnie, że możesz do mnie przyjechać. Tylko wiesz.. moi rodzice są dość specyficzni i niekoniecznie jesteśmy zwyczajną rodziną. - zaczął tłumaczyć bojąc się trochę reakcji dziewczyny na widok jego matki, wstydził się jej, jak nikogo innego. Jego ojciec też nie był najlepszy, ale przynajmniej potrafił się zachować. Brzydził się swoją matką.
[Wiem, że koncówka przerażająca, ale no cóż.. mój krukon taki jest.
Zaczęłam jak chciałam xd]
Romèo
[Nic się nie stało. (: A opowiedz mi coś więcej o czarach Lucy i zdecyduj – obie wersje bardzo mi odpowiadają, ale chyba lepiej będzie na chwilę obecną jednak ograniczyć się do jednego wątku, a pomysł na drugi trzymać w zapasie na później. ;]
OdpowiedzUsuńVERA
Miłość to pojęcie względne, każdy definiuje ją i interpretuje inaczej. Romèo nie miał pojęcia czy w ogóle wie co to znaczy "miłość" "być zakochanym" czy też "kochać." Zawsze śmiał się z tych wszystkich zakochanych ludzi, uważał ich za głupców, którzy nie mają pojęcia jak sobie szkodzą zakochując się. Sam nigdy nie był zakochany, zawsze był z dala od tych ludzi. Krukon nigdy nie przyznał się, nawet sam przed sobą, że tak wiele krzywd wyrządziła mu miłość Lucy do tego dupka z Slytherinu. Już wtedy powinien był się domyślić, że jest zakochany, ale nie, on niczego nie podejrzewał. Do czasu, do dziś. Rozmawiając z Lu łapał się na tym, że jej nie słucha, po prostu patrzył w jej brązowe oczy i zagłębiał się w nich coraz bardziej. Przytakiwał na każde jej słowo, owinęła go sobie wokół palca, zgodziłby się na wszystko co by powiedziała. Zakochał się i był coraz bardziej wściekły z tego powodu. Zakochał się w dziewczynie, z którą nie może być, jak mocno by chciał ona nigdy nie będzie mogła być jego. On na to nie pozwoli. Dlaczego? Ponieważ jest wielkim dupkiem, który nie zwraca uwagi na ludzkie uczucia. Właśnie dlatego.
OdpowiedzUsuń— Nie, nie będziesz przeszkadzała. — odparł Romèo zgodnie z prawdą. A nawet jeśli, nie będzie mu to przeszkadzało. Matka i tak pewnie narobi mu wielkiego wstydu, teraz było mu wszystko jedno. A więc pociągiem na peron, a potem podróż samochodem matki. Zajebiście. Pewnie znowu będzie gadała same głupoty i nikt nawet nie będzie jej słuchał. Co jego ojciec w niej widział? To dopiero pytanie.
— Tak, w rodzinie różnie bywa, ale moja rodzina jest naprawdę, bardzo.. bardzo specyficzna. — zaczął tłumaczyć jej, gdy jego policzki coraz bardziej się czerwieniły. Czuł się fatalnie rozmawiając o swojej rodzinie. Miał pecha, że urodziła go ta kobieta. Spojrzał na dziewczynę nie pewnie, coraz bardziej się męczył mówiąc o bliskich, a spojrzenie dziewczyny go uspokajało. — Żaden problem, no wiesz.. jestem bardzo silnym mężczyzną. — zażartował napinając swoje mięśnie. Zaśmiał się sam z siebie. Jego żarty były zawsze takie same, słabe. Przy Lucy i tak je wypowiadał, ponieważ czuł się bardzo swobodnie. Gdy dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu zaczął głaskać jej głowę, tak jak robił to często, jednak teraz jego zachowanie było jakieś inne. Zachowywał się inaczej, tak jak zawsze, ale jednak jego ruchy były bardziej ciepłe. Razem z nią spojrzał przez okno nie wiedząc kiedy, zasnął. Gdy tylko się obudził pociąg stał już dość długo na peronie. Przez okno zobaczył swoją mamę, czyli to już. Wystraszył się, od razu poczuł się niekomfortowo. Zaczął stukać Lucy po ramieniu. Wyglądała słodko, zawsze wyglądała słodko.
— Wstawaj, śpiochu. Śpisz? — zapytał nie widząc jej pięknych oczu.
Romèo
Julia przez ostatnie parę lat życia, kiedy już zaczęła wzbudzać w chłopcach jakiekolwiek zainteresowanie, stała się mistrzynią Lubię Cię, ale.... Nawet nieco przyzwyczaiła się do faktu, że osoby, które nagle pojawiają się w jej życiu, tak samo nagle z niego znikają, często jeszcze zanim się do nich przywiąże. Wtedy tylko wzruszała ramionami, akceptując, że właśnie tak to wygląda. Musi tak wyglądać. Poza jednym człowiekiem, bo w jego przypadku to nie było to samo. To była myśl Kocham Cię, ale..., nigdy nie wypowiedziana na głos w takiej formie, ale kołacząca jej się w głowie, zadająca ból, będąca niemal namacalnym dowodem jej słabości, nieumiejętności podjęcia ryzyka i chociażby próby walki. Nie umiała wzruszyć ramionami i się z tym pogodzić, więc zakopała to tak głęboko w sobie, jak tylko się dało. I tylko Freddie wiedział o tym wszystkim bardzo dokładnie, Matt i Lucy – pobieżnie, rodzice – tylko tyle, ile musieli. Tak było lepiej. Przynajmniej nie musiała przeżywać tego od nowa, opowiadając każdemu z osobna. Lucy była jednak jedyną osobą, która nigdy, przenigdy nie zadręczała ją pytaniami na ten temat. Trochę tak działała ich przyjaźń. Jestem obok, ale nigdy nie będę Ci o tym przypominać. Przyjdź, kiedy masz ochotę. Mów tylko to co chcesz. Jestem. Ale równie dobrze może mnie nie być. I mimo że to była tak niewyobrażalnie ulotna relacja, to Julia wiedziała, że działa perfekcyjnie, spełnia swoją funkcję i nikt nigdy nie jest niczym rozczarowany, bo i oczekiwania są niewielkie.
OdpowiedzUsuńKiedy korytarz zaczął się rozszerzać, przechodząc w znacznie większą salę, Julia zwolniła nieznacznie kroku, jakby obawiała się każdego kolejnego i tego, co zobaczy, gdy już dotrze do komnaty. Nagle rozbłysły pochodnie, wpięte w wilgotne ściany w idealnie równych odstępach. Serce Julii stanęło na moment, gdy jej wzrok padł na stojące w centralnym punkcie pomieszczenia wielkie, srebrne lustro. W końcu odetchnęła głęboko i spojrzała na przyjaciółkę, a w jej własnych oczach nie błyszczało zaciekawienie, odbicie toczącej się właśnie przygody. Był w nich lęk, niepewność, które, o dziwo, była w stanie dostrzec również u Lucy. I obie zadawały sobie to samo pytanie: Czy może rzeczywiście lepiej nie wiedzieć?
- Jesteś Lucy Wood. - powiedziała cicho, a dźwięk jej głosu odbił się lekko od ścian, tworząc niepokojący pogłos. - Nic nie musisz. Nie musisz robić tego, co niby musisz.
Uśmiechnęła się lekko, ale w swoich słowach była śmiertelnie poważna. Lu zawsze była w jej oczach jak ptak, wolny i taki, który za jedyne granice przyjmuje ziemię i niebo. Nie sądziła, że dziewczyna może kiedykolwiek zrobić coś tylko dlatego, że musi, a nie dlatego, że chce.
Spojrzała w stronę zwierciadła Ain Eingarp. Odbijam nie twą twarz ale twego serca pragnienia. Legendarne lustro, ukazujące największe tęsknoty, potrzeby, niespełnione marzenia. Julia bała się w nie spojrzeć, bo właściwie po co? Po co miała patrzeć na coś, czego prawdopodobnie nigdy nie będzie mieć? Ale jeśli mogłaby dostrzec w nim coś, o co da się jakoś zawalczyć... Nie, przecież i tak nie będzie miała na to siły. Nie była jak Lucy. Nie była fighterką.
Julia