19 października 2015

There's a fine line between genius and insanity

Bycie synem Niewymownego nie należy do najłatwiejszych rzeczy. Mimo wszystko, nie jesteś w stanie zaufać ojcu w stu procentach, szczególnie wtedy, gdy czasami znika na trzy noce z rzędu, tłumacząc się pracą. Matka, emerytowana zawodniczka Quidditcha, aktualnie zatrudniona jako komentator wydarzeń sportowych, przez lata przywykła, toteż nie zadaje niepotrzebnych pytań. O Tobie tego powiedzieć nie można; wciąż masz nadzieję, że ojciec uchyli rąbka tajemnicy, choć ten nigdy Ci ku temu powodu nie dał. 
ALEXANDER STRATFORD
         Rodzina chłopaka od lat posądzana była o współpracę ze Śmierciożercami i chociaż ich oskarżyciele nie mylili się wcale, nikt im niczego nie udowodnił. Alexander został wychowany w nienawiści do szlam i mugoli, natomiast uchronił się od złego wpływu rodziców prawdopodobnie dzięki Hogwartowi — jak wytłumaczysz bowiem jedenastoletniemu dziecku, że chłopak, obok którego usiadł w pociągu, a który opowiedział mu najlepszą historię na świecie o zawodniku Quidditcha, jest dla niego śmiertelnym zagrożeniem? Stratfordowie kochają swoje dzieci, a spoufalanie się z Mrocznymi nie zaślepiło ich na tyle, by móc nawet na krótką chwilę pomyśleć o odwróceniu się przeciwko swym wychowankom. Po prawdzie, od lat wybierają tę stronę, na której przechyla się szala zwycięstwa, bo w głębi duszy są zwyczajnie przekupni.
    Alexander nie jest jedynie czarodziejem, jest również jasnowidzem, odziedziczył moce po babce od strony ojca. Nie dopracował tych umiejętności, a do tej pory przewidział jedynie kilka wydarzeń i nigdy nie byłe one znaczące. Spędza godziny w bibliotece, starając się dowiedzieć o swej mocy jak najwięcej, choć niemało go to przeraża — do tej pory bogin jawi mu się jako on sam, krzyczący wniebogłosy, niewątpliwie objawienie własnego szaleństwa.
        Wygadany, błyskotliwy, choć nosa nie zadziera, i prawdopodobnie zaczepi Cię gdzieś sam, gdy będziesz szukać towarzystwa. Dobry facet, można by stwierdzić, gdyby nie jego jawny pociąg do płci przeciwnej. Stratford kocha bowiem wszystkie kobiety świata. 
GRYFFINDOR | LAT SIEDEMNAŚCIE | KLASA SIÓDMA

coś więcej
__________________________
witam się pięknie, znowu!
z karty niewiele można się dowiedzieć o samym Alexie, dlatego na wątki zapraszam :)
WĄTKI: ELLEN, VALANCY, AMANDA, ASTORIA

wszystkie powiązane ze mną wpisy znajdziesz pod etykietą coup d'état
panel autora

92 komentarze:

  1. [Nie wiem jak Ty to ogarniasz? Ale pogratulować tylko xD Gdybym mogła pewnie co chwila robiłabym nowych ludków. No, no. Mój kumpel wyglada jak Valo, więc z początku trochę nieogarnięte 'Adam? Co Ty tu robisz do cholery?' xD No urocze te dwa ostatnie zdania. Wgl typek na luzie. No, baw się dobrze i widzę, że nie zajmujesz już wszystkich 1szych miejsc.]

    Max Cavendish Jr.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Fajny on :) Chociaż ja nie jestem obiektywna, bo mam słabość do wszystkich twoich postaci. Trzymam kciuki za Olka żebyś ogarnęła te CZTERY ( aż mi się słabo zrobiło XD) cudowne postacie <3 ]

    Wiesz kto <3

    OdpowiedzUsuń
  3. [Pewnie nie jeden raz kombinował jak wkraść się do dormitorium dziewczyn :D ]
    Gregorius

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Departament tajemnic zawsze mnie fascynował, a Niewymowni jeszcze bardziej. Cztery postacie do prowadzenia to nie lada wyzwanie, jestem pod wrażeniem. Co do Alexandra to wydaje mi się takim kochanym Gryfonem, naprawdę :D Mam coś wrażenie, że Molly by go uwielbiała. ]
    Ignis | Molly

    OdpowiedzUsuń
  5. [Teraz to już kompletnie nie ogarnę tych Twoich postaci :D
    Ale! Chwalę teraz za imię, gdyż piękne, takie jak moje :D]

    - Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Pewnie, z wielką chęcią :) Masz może jakiś pomysł, czy robimy burzę mózgów? ]
    Molly

    OdpowiedzUsuń
  7. [Łał, podziwiam Twój zapał do prowadzenia aż czterech postaci, a ta na dodatek jest tak samo interesującą jak pozostała trójka :D]

    Louis W.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Skubany! Powinien dostać jakąś nagrodę za taki wyczyn. Na przykład szlaban.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [O kochanie, jak ja wielbię wszystkich panów o imieniu Alexander ♥ Nie wiem, co, ale hej, lubię go.]
    Dorian/Scorp

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Fajny pomysł! Zacznę niedługo. ;) ]
    Molly

    OdpowiedzUsuń
  11. [Z tą samą historią, w sensie jemu też ma się rzucić nagle na szyję? :D
    A w ogóle, to one sobie z Abigail miały poimprezować, a Ty mi tam nie odpisałaś, o!]

    - Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zakazane zaklęcia były dla Molly chyba największym uzależnieniem. Tajemnica i coś nieznanego wiązały ze sobą ten dreszczyk emocji, którego brakowało dziewczynie na co dzień. Praktycznie każdą noc spędzała na przesiadywaniu w bibliotece w Dziale Ksiąg Zakazanych oczywiście. Właśnie tam znalazła zaklęcie, dzięki któremu jej mały pupil na zawsze pozostanie tym słodkim kotkiem. Od siedmiu lat nikt nie potrafił złapać jej na gorącym uczynku, pomijając fakt, że Piki nie zestarzał się ani trochę. Molly tłumaczyła to kupnem kota w jakimś parszywym miejscu od czarownicy, która była zadowolona pozbywając się zwierzęcia. Nauczyciele oczywiście jej wierzyli, bo przecież ta grzeczna i dobrze wychowana Panna Weasley nie może kłamać. Jedynie koleżanki i koledzy z domu znali słodką prawdę.
    Tym razem Krukonka była tak zaabsorbowana czytaniem zakazanej księgi eliksirów (które były jej ogromną pasją swoją drogą), że zapomniała o środkach ostrożności, których powinna przestrzegać. Nie dosłyszała głośnego skrzypu drzwi, co samo w sobie powinno dać jej jakiś cynk, by się schować. Kiedy jakiś czas później po bibliotece rozległ się huk Molly podskoczyła na krześle słysząc swoje własne bicie serca. Chwyciła się dłonią za klatkę piersiową próbując odzyskać normalne tempo oddechu i szybko odłożyła książkę na swoje miejsce chwytając lampę. W pierwszej chwili miała ochotę uciec stamtąd jak najdalej, byle nie zarobić szlabanu, jednak zatrzymała się w miejscu, kiedy usłyszała błagania jakiegoś chłopaka . Powolnym krokiem ruszyła w stronę dochodzących dźwięków.
    Wychyliła się zza regału i zaświeciła nieśmiało lampą, żeby zobaczyć skąd dochodzi ten dźwięk. Kiedy na ziemi zauważyła wijącego się chłopaka szepczącego błagalne Przestań bądź Nie mogę już tego słuchać, proszę… podbiegła momentalnie odstawiając lampę na najbliższy stolik. Ukucnęła obok chłopaka.
    - Co się stało, co się dzieje? – zapytała marszcząc czoło. Chłopak jednak nie reagował a Molly nie miała pojęcia co powinna zrobić w tej sytuacji. Rozejrzała się dookoła szukając czegoś, co mogłoby mu pomóc. W oczy rzuciła się jej pewna książka otwarta na stronie o jasnowidzeniu. Zatrzasnęła ją z hukiem wiedziona kobiecym instynktem. Spojrzała ponownie na chłopaka widząc delikatną poprawę jego stanu.
    - Hej, słyszysz mnie? – zapytała siadając na ziemi zerkając na chłopaka przerażona, zdziwiona, zakłopotana i zmartwiona na raz.

    Molly

    OdpowiedzUsuń
  13. [ No po co zakochiwać się w jednej osobie, skoro można we wszystkich. ;v Cześć po raz pierwszy ode mnie, bo chyba nie pisałam nic pod kartą żadnej z twoich innych postaci, chociaż zamierzałam to zrobić... ]

    Jacca/Valancy

    OdpowiedzUsuń
  14. [ Na przeszkodzie stała jedynie moja głupota. ;D Już tak mam, że jeśli nie napiszę komentarza w miarę szybko po tym, jak ktoś opublikował swoją kartę, to pewnie nie napiszę nigdy (bo potem już się pewnie tej osobie tyle wątków nazbiera, że pewnie bym już się nie wcisnęła), a pod kartą Ahna nie napisałam z tego powodu, że nie wiedziałam, co sensownego w komentarz mam wcisnąć. Tzn. pomysłu na wątek nie miałam.
    Co gorsza – teraz też nie bardzo mam. Ale może jak napiszesz mi ze dwa słowa pomocy, to poczuję nagły przypływ inspiracji i coś wymyślę! ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  15. [Skoro krzyczałaś, żeby ktoś tu przyszedł to przyjdę. A co mi tam. Szkoda tylko że nie mogę już krzyczeć, że Adam na Hogwartach siedzi xD Mogą się dogadać, bo pewnie mojej pannie się spodoba jego dar jasnowidzenia i będzie pytała co chwile czy w końcu wynajdzie wehikuł czasu. Nie wiem czy Alexowi przeszkadzają mugolaki, ale jeśli nawet tak, nie zatrzyma to Hudson przed ciągłymi pytaniami.]

    Velvet Hudson

    OdpowiedzUsuń
  16. [No dobra, to tutaj co? Mam zacząć to samo, co poprzednim razem? A może jakoś odwrotnie to zrobimy, co?]

    - Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  17. Z czasem dało się zauważyć, że biznes Ellen przestał być niewinnym sposobem na dorobienie, a przerodził się w prawdziwą żyłę galeonów ─ uczniowie Hogwartu przychodzili do niej dosłownie ze wszystkim, zaczynając od zdobycia jakiegoś drobiazgu, a na dokonaniu zemsty kończąc. To ostatnie zdarzało się rzadko, aczkolwiek Ridley odczuwała największą satysfakcję, widząc swoje dokonania. Nie miała przy tym wyrzutów sumienia, wszystko traktowała jako zwykłą pracę, zawsze jednak zapewniała sobie silne alibi, w razie gdyby zleceniodawca zamierzał ją wsypać. Póki co nigdy się to nie zdarzyło, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

    Czy wobec tego osobiste potyczki rozwiązywała podobnie? Skąd. Osoby, z którymi miała na pieńku, zwykle o tym nie wiedziały albo żyły w przekonaniu, że Ellen nie chowała urazy. Poza tym gdyby działała sama, łatwo byłoby ją namierzyć, ponieważ nowa usługa zdawała się zdobywać coraz większą popularność i średnio raz w tygodniu ktoś chciał odpłacić pięknym za nadobne swojemu eks przyjacielowi, byłemu ukochanemu albo komuś jeszcze innemu.

    Gdy pewnego dnia w jej dormitorium zjawiła się pewna Gryfonka z szóstego roku, za którą Ellen niespecjalnie przepadała ─ za bardzo węszyła po ostatnim meczu, po którym Ridley naprawdę się wzbogaciła i jeszcze groziła poinformowaniem opiekuna domu o zakładach! ─ i głosem umęczonej królewny zaczęła snuć opowieść o tym, jak to zły, okropny Stratford przestał się do niej odzywać po, jej zdaniem, naprawdę udanej randce. Ridley przerwała jej mniej więcej w połowie relacji cudownego wypadu i kazała dziewczynie przejść do rzeczy. Okazało się, że szesnastolatka chciałaby upokorzyć Alexandra w oczach kolejnej dziewczyny, ale "w sumie nie pogardziłabym, gdyby więcej osób go zobaczyło".

    Dziesięć minut i siedem galeonów później Ellen opuściła swoje dormitorium, aby udać się do tego, w którym mieszkał Stratford. Zapukała dla zasady i weszła, po czym zatrzymała się gwałtownie, widząc jego współlokatora w samych spodniach. Nie była w nastroju na oglądanie wychudzonych Gryfonów.

    ─ Ojej! ─ rzuciła, póki co nie wychodząc z roli niewiniątka. ─ Czy mógłbyś... się ubrać i wyjść? Muszę porozmawiać z Alexem. ─ Odwróciła wzrok w jego stronę i uśmiechnęła się do niego.

    ─ Eee... No pewnie, już mnie nie ma. ─ Gryfon, narzucił na siebie koszulkę i wyszedł, robiąc do Stratforda głupią minę. Drzwi się za nim zamknęły, a Ellen wypuściła powietrze z rozgoryczeniem, po czym usiadła na jednym z łóżek.

    ─ Pamiętasz Katie Hall? ─ spytała, przekrzywiając lekko głowę.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Jasnowidz, znaczy zna wyniki meczów zanim się odbędą tak. ;D Przydatna umiejętność nie powiem.]

    OdpowiedzUsuń
  19. [Może tym razem to do niego przyczepiłaby się jakaś natrętna wielbicielka i chciałby się z tego wykręcić, no i Vinga jakoś by się akurat napatoczyła...]

    - Vinga.

    OdpowiedzUsuń
  20. [ Wszystko fajnie, tylko teraz potrzebuję trochę czasu na wymyślenie tego, co Alexander mógłby jej przepowiedzieć. ;D Z takim wątkiem istnieje też ryzyko, że zakończy się właściwie szybciej niż się zacznie - on coś wywróży, ona odpowie, ale ogólnie wzruszy ramionami i sobie pójdzie. Więc pomyślałam, że mogłoby to wyglądać w ten sposób, że Alexander przepowiedziałby Valancy dwie rzeczy. Ona by nie uwierzyła ani w tą, ani w tamtą, ale po jakimś czasie wydarzyłoby się coś, co wpisałoby się w ramy pierwszej wróżby. Valancy by się trochę przestraszyła, tym bardziej, że ta druga, (jeszcze?) niespełniona przepowiednia jest poważniejsza i/lub niejasna, więc dziewczyna (z nastawieniem oczywiście-nie-wierzę-to-przypadek-ale-dopytać-nie-zaszkodzi) zaczepiłaby Stratforda i zarzuciła pytaniami.
    Tak czy inaczej, wróżby muszę stworzyć. ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  21. Uśmiechnęła się kwaśno na jego komentarz odnośnie Katie. Z tą Gryfonką wcześniej nie miała zbyt wiele do czynienia, głównie przez własne wnioski wysnute przez lata nauki ─ panna Hall mówiła, mówiła, mówiła i wydawała się nigdy nie skończyć. Sprawa wyglądałaby inaczej, gdyby opowieści tej dziewczyny naprawdę były warte wysłuchania, ale, niestety, zwykle ograniczały się do kompletnie nieistotnych głupot, głównie o niej samej.

    ─ Jakbyś zgadł ─ odparła ze spokojem, mrużąc lekko oczy.

    Hogwarcki ojciec chrzestny ─ ależ to cudownie brzmiało! Może i roztaczała wokół siebie nieco niepokojącą aurę, może i rozumiała strach, który czasem dostrzegała w oczach rozmawiających z nią uczniów, ale wciąż dziwiło ją, dlaczego żaden z nauczycieli dotąd niczego nie zauważył? Owszem, mile łechtało to jej pewność siebie, ale przecież kadra nie była bandą idiotów!

    ─ Och, no proszę, to może ja posiedzę, a ty mi powiesz, po co przyszłam? ─ zakpiła, sięgając po pudełeczko stojące na stoliku przy łóżku, na którym siedziała. Ridley nigdy nie umiała się powstrzymać przed oglądaniem cudzych rzeczy ─ tylko oglądaniem ─ dlatego otworzyła paczuszkę, ale gdy okazała się pusta, odrzuciła ją niedbale na poprzednie miejsce.

    ─ Sprawa wygląda tak ─ Hall nagrabiła sobie u mnie, u ciebie, ty lepiej na nią uważaj, a koło zamknęło się w chwili, w której ona poprosiła mnie o "załatwienie cię" ─ tu zrobiła w powietrzu znak cudzysłowu ─ ale bardziej lubię ciebie niż ją, więc z mojej strony niczego nie musisz się obawiać. Na razie. ─ Kącik ust jej drgnął. Podkuliła nogi, siadając po turecku, i wbiła spojrzenie w Alexa.

    ─ Pomogę ci, jeśli ty pomożesz mi.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ten dziwny błysk w oczach Stratforda sprawił, że poczuła ciarki na karku. Nie te złe, zwiastujące coś złego, przeciwnie ─ spojrzenie Alexa skojarzyło jej się bowiem z momentami, gdy jako mała dziewczynka siedziała na biurku w gabinecie ojca i przysłuchiwała się jego telefonicznym rozmowom, a w jego oczach widać było to, co przed sekundą w oczach Gryfona. Wtedy nie rozumiała, co to szaleństwo oznaczało, teraz była tego świadoma.

    ─ Ależ to zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Nie wiem, co słyszałeś, ale ja nie kręcę butelką, aby wybrać... Jak to powiedziałeś? "Ofiarę mojej małej instytucji"? ─ Pokręciła głową, nie mogąc powstrzymać cichego śmiechu.

    Podniosła się z łóżka, wyciągnęła różdżkę i stuknęła nią w drzwi dormitorium, mrucząc pod nosem Muffliato. Skoro umowa została zawarta, nie mogli dłużej ryzykować podsłuchania, a coś jej mówiło, że tamten Gryfon ─ a może i paru innych ─ byłby niezmiernie ciekawy, co też Ellen i Alex mogą robić sami o tej porze.

    Powróciła na miejsce, a różdżkę trzymała za końce w obu dłoniach. Od strony, z której wyleciało zaklęcie, wyczuwalne było lekkie ciepło, przyjemnie ogrzewające palce.

    ─ Chcę, żebyś pomógł mi pokazać tej Hall, żeby nie wciskała nosa w nieswoje sprawy ─ zaczęła ze spokojem, podszytym jednak niepokojącym chłodem. Ridley bardzo nie lubiła, gdy ktoś węszył wokół niej. ─ A jednocześnie damy jej to, czego chce, czyli twoje upokorzenie. Oczywiście, nic złego ci się nie stanie, ona ma tylko tak myśleć i dopłacić resztę za tę usługę.


    [Sprawdź mejla. :D]

    OdpowiedzUsuń
  23. Ridley wprawdzie słyszała plotki o zdolnościach Alexandra, ale nie przywiązywała do nich większej wagi. Wróżbiarstwo i całą tę szopkę z jasnowidzeniem traktowała bardzo sceptycznie, a już najbardziej bawiły ją horoskopy w mugolskich czasopismach ─ miała do nich wgląd z racji tego, że dziadkowie od strony ojca byli mugolami, przy czym babcia szczególnie lubowała się we wszystkim, co miało związek z astrologią i przy każdej okazji wypytywała wnuczkę o magiczne aspekty tego tematu...

    Wstała i skrzyżowała ramiona, obdarzając go dość groźnym spojrzeniem. Jego nadzwyczaj trafne stwierdzenia wyprzedzające jej własne słowa zaczynały powoli denerwować Ellen, która zdecydowanie wolała przodować we wszystkich podejmowanych przez nią działaniach. Nie mogła się jednak teraz wycofać, zwłaszcza że Stratford wydawał jej się wręcz perfekcyjną osobą, a skoro teraz jeszcze miała tak cudowną sposobność do upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu, okazanie urazy mogłoby tylko wszystko zepsuć.

    Cała ta farsa zaczynała skłaniać ją do rozmyślań na temat tego, co ona sama by zrobiła, gdyby chłopak tak bez słowa zakończył znajomość. Oczywiście, że jej to nie groziło ─ nie przez zbędną gadatliwość, po prostu nikt nigdy nie zaprosił jej nigdzie, nie żeby jakoś specjalnie nad tym ubolewała... ─ ale doszła do wniosku, że prawdopodobnie postąpiłaby w ten sam sposób. Katie nie oczekiwała od niej niczego konkretnego, ale na pewno chciała, aby Stratford poczuł się jak ona.

    ─ Ja zawsze jestem gotowa, pytanie czy ty zdajesz sobie sprawę, na co się piszesz? ─ Uniosła lekko brwi, po czym zaczęła chodzić od okna do drzwi, aby móc lepiej się skupić. ─ Hall będzie wiedziała, że ja udaję, ale ty nie możesz się zdemaskować. Muszę to jeszcze dopracować, aby jak najwięcej się nauczyła... ─ mruczała do siebie, jakby zupełnie zapominając o obecności chłopaka.


    [Nie obrazisz się, że wrzuciłam Alexa do powiązań? :D]

    OdpowiedzUsuń
  24. Jeśli historia z zakładem naprawdę miała miejsce, to lepiej byłoby dla Stratforda, gdyby zachował ją dla siebie. Pozbawianie Ridley tego, co lubiła najbardziej ─ czyli pieniędzy ─ mogło mieć naprawdę fatalne skutki, zwłaszcza teraz, gdy obdarzyła chłopaka kredytem zaufania. Owszem, przyrzekła nie obierać sobie go na ofiarę, ale pewne rzeczy mogłyby wyprowadzić z równowagi nawet ją i szybko zapomniałaby o danym słowie.

    ─ Najwidoczniej ─ odparła, obserwując jego poczynania.

    Gdy znalazł się tak blisko, łamiąc jej strefę komfortu, poczuła, jak samoistnie zaciskają jej się zęby. Ellen niezbyt przepadała za przebywaniem w takiej odległości od innych, zwłaszcza chłopców, jeśli nie zdążyła ich poznać. To nie tak, że obawiała się ataku z jego strony, po prostu... nie czuła się dobrze w takim położeniu.

    Och, że niby taka transakcja wiązana? Nie, nie bawiła się w takie gierki, za dużo było z nimi kłopotu, chociaż na pewno dałaby sobie z nimi radę. Póki co cała sprawa dotyczyła tylko jej, Alexa i tej Hall, czy ktoś dołączy do tego kółeczka było całkiem wątpliwe, ale kto wie?

    Chwyciła jego nadgarstek, niezbyt mocno, ale na tyle, aby udaremnić mu kolejne demonstrowanie umiejętności szkolnego amanta. Uniosła wzrok i wbiła w niego spojrzenie, a na jej ustach pojawił się nieodgadniony uśmiech.

    ─ No, prawie ci uwierzyłam. ─ Puściła jego rękę i złapała klamkę od drzwi. ─ Idę do Hall, powiem jej, że połknąłeś mój haczyk. ─ Mrugnęła do niego, po czym opuściła dormitorium.

    Celowo szarpnęła drzwiami, aby potwierdzić swoje podejrzenia. Tak jak myślała, podsłuchujący Gryfoni powpadali na siebie, a Ridley wyminęła ich jak gdyby nigdy nic i skierowała się od razu do dormitorium Katie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Z jednej strony to dobrze, że nikt nie wnikał w nagłe zacieśnienie relacji Ellen i Alexandra, ponieważ niektórzy Gryfoni odznaczali się nadzwyczajną nadgorliwością, mogącą znacznie utrudnić realizację planu. Z drugiej natomiast, gdyby plotki rozniosły się poza Gryffindor, efekt końcowy przedstawienia byłby naprawdę okazały, a i zemsta o wiele słodsza...

    Sporo myślała nad tym, jak to wszystko rozegrać tak, aby Hall dokładnie zapamiętała lekcję niewściubiania nosa w nieswoje sprawy, a przy tym nie dać jej powodów do zorientowania się, że wszystko zostało bezczelnie ukartowane. Ridley liczyła, że gadatliwość Katie zadziała przeciwko niej, ale nie mogła wszystkiego zostawić na ramionach kogoś tak głupiego!

    Oczywiście, dziewczyna była zachwycona planem Ellen, ale na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że nadal wstrząsa nią zazdrość. Ridley czuła jej spojrzenie za każdym razem, gdy rozmawiała ze Stratfordem, i później musiała wysłuchiwać tyrad na jego temat, chociaż dawała koleżance wyraźne znaki, że ma jej opinię głęboko w nosie.

    A liścik powstał głównie dlatego, aby znudzeni lekcją uczniowie znaleźli sobie zajęcie w postaci domyślania się, co też Ellen Ridley mogła napisać do Alexa, mając taki uśmieszek na ustach.

    ─ Pożarła go w całości ─ odparła rozbawiona, kiedy lekcja się skończyła i wszyscy siódmoklasiści opuścili salę. ─ Na obiedzie siądź gdzieś blisko, okej? ─ Wspięła się na palce, jakby chciała szepnąć mu na ucho coś, co usłyszeć powinien tylko on .─ Hall uparła się, abyśmy zjadły razem, więc nadarza się doskonała okazja, sam rozumiesz.

    OdpowiedzUsuń
  26. Znudzona kolejną porcją plotek na temat ostatniej imprezy zorganizowanej przez Matta Harrisona wstała, nie chcąc w tym uczestniczyć. Poza tym… Śmiać jej się chciało, kiedy słyszała te niestworzone historie, które jakimś cudem, tak szybko obiegły szkołę. Była tam przez pewien moment i nie widziała, aby Anthony ujawnił swoje uczucia względem Clemency’ego. Tego drugiego, w ogóle tam nie było, od tego powinno się zacząć. Więc szła powolnie przez Wielką Salę, z zamiarem opuszczenia zamku.
    Słysząc pytanie chłopaka przystanęła i przewróciła znudzona oczami dookoła lekko przy tym wzdychając. Próbując mu tym samym dać do zrozumienia, że w zasadzie to nie jego interes. Po chwili jednak zaszczyciła go spojrzeniem swoich ciemnych tęczówek. Przygryzła delikatnie dolną wargę, wysuwając przy tym subtelnie żuchwę do przodu.
    – Oh… Może dlatego, że nie jestem taką prawdziwą Azjatką? – szepnęła teatralnie, przykładając ostrożnie dłoń do kącika ust, pilnując tym samym, aby ta informacja nie trafiła w niepowołane uszy – Albo… Może to wcale nie jest moje prawdziwe imię, ani nazwisko? No pomyśl… Kto normalny nazwałby dziecko celtyckim rajem, hm? – uśmiechnęła się połowicznie, odwracając się powolnie na pięcie i ruszając dalej przed siebie. Nie miała zamiaru opowiadać mu historii jej rodziny, nie, kiedy go nie znała. Kiedy nie była pewna kim tak w ogóle jest. A po drugie, nie mogła się spóźnić. Obiecała Samuelowi z pierwszego roku, że pomoże mu odrobinę z miotłom, bo chłopak w ogóle sobie z nią nie radził. Co prawda sama Avalon nie była w tej sprawie specjalistką, ale… Co jej szkodziło? Na dworze chwilowo było sucho, więc teraz już nawet nie miała jak się wykręcić. Poza tym, lubiła pomagać tym dzieciakom. Widząc, że ten ruszył za nią zmarszczyła delikatnie brwi jednak tylko przyspieszyła kroku. Nie miała ochoty się teraz z nim teraz użerać, ani tłumaczyć mu dlaczego jest tak, a nie inaczej. Równie dobrze mogła go zapytać, dlaczego właściwie On nazywa się tak jak nazywa i dlaczego należy do Gryffindoru. Ale Ona nie wtrącała nosa w nie swoje sprawy.
    – Avalon! Avalon! – usłyszała dziecięcy krzyk za sobą. Niechętnie przystanęła i odwróciła się w stronę dobiegającego dźwięku, Tym samym ponownie stając przodem do wysokiego bruneta – Samuel kazał Cię przeprosić, ale nie może przyjść, dostał szlaban od woźnego – powiedziała jakaś dziewczynka, której Moore zbyt dobrze nie kojarzyła. Obdarowała ją jednak czułym uśmiechem i skinęła lekko głową. Świetnie, po prostu świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Już mu chciała coś powiedzieć, jednak szybko sobie uzmysłowiła, że to ona była prowodyrem tej myśli. Gdyby więc teraz skomentowała jego zdanie, wyszła by na co najmniej dziwną. Poza tym Ona wcale taka nie była. Nie była dziewczyną, która rzuca zgryźliwe uwagi i pokazuje kto tu rządzi. Ona się z reguły podporządkowywała, a los chciał, że Alexander trafił po prostu na jeden z jej gorszych dni, kiedy to czasem potrafiła powiedzieć odrobinę więcej niż normalnie. Gdyby zaczepił ją wczorajszego poranka, zapewne by się tylko uroczo do niego uśmiechała, chociaż na rodzinną opowieść nie miał co liczyć, w żadnym z przypadków. Ponieważ to była sprawa jej rodziny, a każdemu wścibskiemu Avalon najchętniej wsadziłaby patyk w oko, kręcąc nim zawzięcie.
    Nawet nie wiedziała, gdzie mogłaby się przed nim ukryć. Była w tak beznadziejnym położeniu, że nawet gdyby nagle zaczęła szybko biec przed siebie to gdyby tylko chciał i tak by ją znalazł. Stojąc na błoniach, nie miała zbyt wielu możliwości, a ryzykować spotkaniem z jakimś okropnym stworzeniem tylko po to, aby uciec przed starszym kolegą… Cóż, nie była taką desperatką.
    - Pudło – powiedziała, wciąż idąc przed siebie. Miała tylko nadzieje, że chłopakowi się znudzi i nie będzie więcej za nią chodzić. Dlatego też postanowiła zrobić sobie właśnie teraz, odrobinę dłuższy spacer. Skierowała się w stronę jeziora .
    Nie miała ochoty go słuchać, ani oglądać jego przedstawienia. Nie była też pewna czy powinna mu odpowiadać na jego zaczepki, czy może całkowicie go zignorować? Może wówczas szybciej by mu się znudziło. I nawet już postanowiła, że dzisiejszego dnia słowem się do chłopaka nie odezwie, kiedy usłyszała co mówi. Uniosła leciutko brwi do góry i nawet obdarzyła go ciepłym spojrzeniem, swoich ciemnych oczu.
    - Mam przedziwne wrażenie, że tak naprawdę to chodziło Ci o zupełnie innego – powiedziała, wciąż na niego patrząc, starając się z całych sił, aby jej kąciki ust nie drgnęły ani na minimetr. Jak się można spodziewać, nie wygrała tej walki, a pełne ustka wygięły się w delikatny łuk. Nie, żeby ją jakoś specjalnie rozczulił swoją pomyłką. Przyznać jednak musiała, że całość wykonał dość… Uroczo. O ile może mówić tak o jakimkolwiek, chłopaku, którego chce się pozbyć – Gdzie się tego nauczyłeś, w jakiejś chińskiej knajpce? – zaśmiała się cicho, rozglądając się uważnie dookoła – bo wiesz… Jeżeli chciałeś mi powiedzieć jakiś komplement to Ci nie wyszło, nawet się ładnie nie przywitałeś – dodała po chwili, spoglądając na chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  28. Uśmiechnęła się nieco szerzej, chociaż próbowała to powstrzymać przygryzieniem wargi. Nic z tego nie wyszło, więc jedynie powiększyła uśmiech, pokazując przy tym swoje równiutkie ząbki, o które w dzieciństwie odpowiednio zadbał aparat ortodontyczny.
    - Oh od razu widać, że jesteś gryfonem! – mruknęła, nie mając zamiaru go w żaden sposób urazić. Poza tym, wątpiła, aby odebrał to jako zniewagę – ja bym na Twoim miejscu od razu sprawdziła to w jakiejś księdze – panienka Avalon nie lubiła, niepotwierdzonej wiedzy. Więc gdy usłyszała kiedyś, coś, od kogoś od razu biegła do biblioteki i sprawdzała prawdziwość zasłyszanych słów. Upewniając się i poszerzając swoje wiedzę, mogła iść dalej w świat i rozgłaszać to co wiedziała. Szczególnie, kiedy spędzała czas z pierwszorocznymi, nie mogła opowiadać im jakichś głupot.
    - Avalon, ale przecież wiesz… - szepnęła, czując jak na jej naturalnie bladych policzkach, pojawiają się różane rumieńce. Zdawała sobie sprawę z głupoty , całej tej sytuacji. Nawet była świadoma tego, że przecież mogła mu po prostu powiedzieć, nie robiąc przy tym tej mini komedii – Koreańczyk. Mój tata to Koreańczyk – powiedziała w końcu, mając wrażenie, że przytrzymała jego dłoń odrobinę za długo. Więc gdy tylko go puściła, splątała palce swoich dłoni i powolnie opuściła je w dół.
    - Przepraszam Cię… - przeniosła ciężar swojego ciała na jedną nogę, delikatnie kołysząc się na boki – nie powinnam tak przed Tobą uciekać – dodała, uzmysławiając sobie, jak okropnie się zachowała. Desiree z pewnością nigdy, przed nikim nie uciekała. Z pewnością też, nie szukała problemów tam, gdzie ich po prostu nie było – nie uważasz, że byłoby nudno, gdybyś tak dostawał wszystko, podane na srebrnej tacy, bez odrobiny starań? Poza tym… Jak Ci powiem, a Ty pójdziesz dalej i wszystkim powiesz? Już nigdy nikogo więcej nie zainteresuję – westchnęła, rzucając szybkie spojrzenie na okolicę. Jakby czegoś szukała.

    OdpowiedzUsuń
  29. Avalon w ogóle nie myślała o sobie. Każdy, dosłownie każdy inny był ważny tylko nie Ona sama. Nawet martwiła się o tych wszystkich ludzi, z którymi nie potrafiła żyć w zgodzie. Zaprzątając sobie myśli smutkami, które zdecydowanie musiały ogarniać ich głowy. Bo przecież nikt nie rodzi się zły. Nikt, z wyboru nie chciał być kimś, kto zadaje ból. Nie ważne czy ten fizyczny czy psychiczny. Więc Avalon martwiła się nawet nimi. Tylko nie sobą. Bo ostatnim razem, gdy próbowała myśleć o sobie… Cóż, wolała teraz do tego nie wracać.
    - Szkoda, że myślisz o tym dopiero teraz, ale… Ok – chwyciła się za dłonie, a tuż po chwili zaplątała je na klatce piersiowej, chowając zziębnięte dłonie pomiędzy łokcie. Rzuciła spojrzeniem ostatni raz na Zakazany Las po czym ponownie, powolnie ruszyła w stronę brzegu jeziora.
    - W rozpowiadaniu interesu nie masz, a w posiadaniu samej tej wiedzy już jakiś jest? – mruknęła, uważnie przyglądając mu się spod długich, idealnie podkręconych rzęs. I nie czekając na niego odrobinę przyspieszyła. Jakby chciała, aby ten spacer skończył się jak najszybciej. Chociaż teraz, w tym momencie obecność chłopaka nie irytowała jej już, aż tak bardzo. Z drugiej strony, ledwie co go znała. Nie mogła go w żaden sposób osądzać i oceniać. Jednak początek jaki im zagwarantował wyprowadził ją nieco w las… Nie miała pojęcia o czym z nim rozmawiać – dlaczego to Cię tak interesuje? Naprawdę takie to dziwne? – odezwała się w końcu, odwracając się aby iść przodem do chłopaka. Znała dobrze tę drogę, przecież przez jedną noc nie wyrósł tu nagle jakiś korzeń czy pieniek, o który mogłaby się potknąć.

    OdpowiedzUsuń
  30. [Hehe, tak sobie myśli, że i z Alexandrem zostawią Hogwart w gruzach, bo Lexi szybciej czy później doprowadzi go do istnego szału. No ale może być ciekawie. Co myślisz o tym, aby zaczepiła go w bibliotece (pójdzie tam pewnie nie z własnej woli i będzie się strasznie nudzić), gdy ten będzie czytał i zacznie dręczyć go pytaniami, tak jakby znali się od lat, bo to dzieciuch bez barier. Wcześniej to mogą być sobie kompletnie obojętni, a przynajmniej ona jemu i to dla chłopaka no może być dość dziwne, nawet jeśli jest otwarty na nowe znajomości. Chyba że idziemy w jakieś już bliższe relacje. Np. Alex mógłby być dla Lexi super kumplem, trochę kolejnym starszym bratem tylko takim bardziej tajemniczym i stanowczym, udzielającym super rad i towarzyszącym we wszystkich wyprawach, no nie wiem, nawet mogą się znać już wcześniej. Można myśleć dalej, jeśli te moje marne pomysły nie odpowiadają albo je zmodyfikować i coś wyjdzie na pewno. No więc czekam na odpowiedź. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  31. - Czemu tu zawsze jest tyle ludzi? Nie mają ciekawszych zajęć niż siedzenie godzinami nad sterta starych ksiąg? - spytała, siadając w fotelu naprzeciwko Alexa, uważnie przyglądając się mu i jeszcze kilku innym osobom znajdującym się w bibliotece. Choć może chłopak nie był zachwycony tym, że nachodzi go po raz setny w tym tygodniu, to najzwyczajniej w świecie chyba przyzwyczaił się do niej i nawet lubił jej towarzystwo, a przynajmniej tak jej się wydawało. Mówiąc szczerze to była tego pewna, bo przecież nie każdego traktuję się jak brata? A poza tym to kto inny tak wytrwale odpowiada na jej pytania, udziela życiowych rad i często ratuje przed szlabanem już przez tyle lat? No może jeszcze jej rodzony brat, ale tamten jest o wiele bardziej lekkomyślny, a ostatnio nie ma czasu nawet na spotkania i jeszcze bezczelnie oszukuje ją, mówiąc, że ma dużo nauki, kiedy ona już kilkukrotnie widziała go na randeczkach z panienkami, a na nauce jeszcze o dziwo nigdy — A Ty co tu robisz? Znowu czytasz jakieś głupoty? - wychyliła się, próbując odczytać tytuł książki. Przewróciła oczami, gdy w końcu udało się jej przekręcić na stronę tytułową i odgadnąć, o jakiej tematyce jest czytana przez Alexa lektura. - Musisz więcej robić, a nie tylko poznawać teorię. Zanudzisz się na śmierć i co wtedy będzie? - powiedziała, wyjmując z kieszeni pomiętą kartkę z notatkami, które już od kilku dni tkwiła w jej odmętach, choć wcale nie powinna. - Możesz zacząć od przewidzenia czy zaliczę Eliksiry, bo ja znam odpowiedź, to od razu zobaczymy, czy twoje wizje się sprawdzają — wybuchnęła śmiechem, zupełnie nie zważając na miejsce, w jakim się znajduje, a opanowała się dopiero wtedy, gdy kilkanaście osób posłało jej mordercze spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  32. — Ja… Nie mieszkałam nigdy w Korei. Bo raczej wakacji u dziadków nie można nazwać mieszkaniem i życiem tam. Do piątego roku życia mieszkałam we Francji, później już tu. W Wielkie Brytanii, w Londynie… - wzruszyła lekko ramionami, po czym z lekko zmarszczonymi brwiami spojrzała na chłopaka.
    — Odkąd poznałeś niby jakiś sekret jakiejś niby puchonki masz zamiar zaczepiać wszystkich uczniów szkoły i zadawać im takie pytania? Nie jestem pewna czy to dobry pomysł na rozpoczynanie głębszej znajomości… Chyba, że chcesz po prostu poznać sekrety ludzi. Ale wiesz… Mało kto stanie przed Tobą i wyzna całą prawdę, którą tak starannie ukrywał przez te wszystkie lata… To znaczy, chodzi mi o to. Ktoś gra na skrzypcach i nie zależy mu na tym czy ktoś się o tym dowie, czy też nie. Ale tutaj, w Hogwarcie jest pełno osób, którzy starannie coś ukrywają. Ty na pewno też masz jakaś tajemnicę – zakończyła swój monolog, uważnie wpatrując się w jego zielone tęczówki, które były tak jasne. A odbijające się światło sprawiało, że mogła w nich zobaczyć samą siebie. Uśmiechnęła się lekko i niepewnie złapała jego dłoń, ciągnąc go do przodu. Kiedy dotarli do brzegu jeziora, puściła go i wciąż z uśmiechem na ustach, wskazała mu dłonią rozciągające się przed nimi wody jeziora, które, gdyby nie otaczające zielone góry, zapewne zlewałoby się z niebem .
    — Ludzie są jak te jezioro… Niby widzisz jakie jest duże, niby wiesz jak bardzo jest głębokie. Widzisz jakiego koloru ma wodę i czy jest dziś spokojne. Ale… Jesteś pewien co skrywa w sobie? Ludzi też oglądasz. I teoretycznie wiesz, że każdy z nich ma swoje sprawy. Jednak nie masz pojęcia jakie Alexandrze. I nigdy się nie dowiesz prawdy absolutnej. Tak, jak nigdy nie dowiesz się, co w sobie skrywa ta woda – położyła dłonie na swoich ramionach i delikatnie zaczęła je pocierać – Powiedz mi coś o sobie, Twoją najskrytszą tajemnicę, a powiem Ci dlaczego mam brytyjskie, a nie koreańskie nazwisko - spojrzała na jego twarz po raz pierwszy odkąd stanęli przy jeziorze.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Brzydka dziś pogoda, a poza tym muszę zacząć się uczyć. Więc nigdzie nie idziemy no, chyba że zostawisz mnie tu samą i do końca życia będziesz miał z tego powodu wyrzuty sumienia, bo jestem pewna, że One mnie dopadną właśnie dzisiaj, a sama nie dam rady chmarze wyrośniętych trzecioklasistek, nie sądzisz? - powiedziała i zamiast podnieść się z fotela, tylko rozsiadła się w nim wygodniej. Miała dziś wyjątkowo dobry humor i już samo to zwiastowało spore kłopoty. Po prostu tak było od zawsze. Znaczy, od kiedy zauważyła, że milutki uśmiech i słodko wypowiedziana, wyuczona na pamięć formułka, na temat tego, jak bardzo żałuje, że po raz kolejny wylała zupę na bluzkę ciotki, powodują, że popełnione grzeszki zostają jej po części od razu wybaczone. Włożyła rękę do kieszonki i cicho syknęła, gwałtownie ją cofając. - Ty mała przebiegła żmijko, jesteś niezwykle wytrzymała — uśmiechnęła się na widok myszki, która spokojnie mogłaby być pomylona z małym szczurem, biorąc pod uwagę jej spory rozmiar, spowodowanym zapewne dużą ilościom smakołyków, którymi dokarmiała ją jej właścicielka. - Wiesz, jaki on jest leniwy? Chyba potrzebuje więcej ruchu, ciągle śpi. Myślisz, że powinnam zacząć z nim biegać, albo załatwić mu taką fajną małą miotłę by sobie polatał? Mówię śmiertelnie poważnie. - powiedziała, delikatnie dotykając kciukiem futerka gryzonia i rozglądając się dookoła. Wtedy też wpadła na kolejny pomysł. - Dlaczego ludzie wolą koty od myszek? Przecież koty są groźniejsze i zabijają, a taka kropka nie robi nic, a wszyscy i tak uważają go za złego. Dlaczego niesprawiedliwie oceniamy innych? To głupie co nie, Lex? - spojrzała na chłopaka i wraz z zadaniem ostatniego pytania nabrała wrażenia, że jej plan ostatecznie wcale taki głupi nie był. - To ja im pokaże, że gryzonie są super, patrz — podeszła bliżej stolika zajmowanego przez Krukonki tak, aby te jej nie zauważyły, co wcale trudne nie było i położyła zwierzątko na podłodze — Uważaj na siebie Cheese i pokaż im, że jesteś kochany — odsunęła się i przyglądała, jak niewielka kuleczka zbliża się do dziewcząt. Dopiero gdy usłyszała ich krzyki i spostrzegła, że jej pupil jest w realnym niebezpieczeństwie stracenia życia, a przynajmniej zdrowia, uświadomiła sobie, że ten pomysł jednak taki super nie jest — Alex musimy ratować Serka. Wiesz może, jak postępuje się z rozwrzeszczanymi właścicielkami kotów? - pociągnęła chłopaka za rękaw koszulki w nadziei, że i tym razem wyciągnie ją, a głównie myszkę z kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  34. Wypuściła powolnie powietrze przez lekko rozchylona usta i przewróciła teatralnie oczami dookoła, przygryzając przy tym wargę. Wcale nie miała ochoty na powrót do zamku, jednak sama zaczynała marznąć, a leżenie w łóżku z gorączką nie napawało ją optymizmem. Więc nie zapierając się ruszyła za nim, robiąc te kilka pierwszych kroków, trzymając go za dłoń. Jednak nie trwało to długo, wysunęła dłoń z jego uchwytu i schowała obie pod szatę, delikatnie pocierając jedną o drugą.
    — Oh, no dobrze. Niech już Ci będzie… — mruknęła, zerkając na niego spod długich rzęs i uśmiechając się przy tym uroczo. Idąc do zamku, nieśmiało zagadywała go o jakieś mało istotne rzeczy takie jak standardowe piękna dziś pogoda, chociaż trochę wieje. Nie poszło mi ostatnio na eliksirach i nie mogę doczekać się meczu quidditcha uśmiechając się przy tym cały czas. I ciesząc się chwilą bez tych wszystkich problemów, które ostatnio nawiedzały jej jasną główkę.
    Gdy znaleźli się w końcu na miejscu, uśmiech nie schodził z twarzy Avalon. Lubiła te małe skrzaty, chociaż momentami było jej ich strasznie żal. Z drugiej strony nie wyglądały na wymęczone, co ją pocieszało za każdym razem gdy pojawiała się w hogwarckiej kuchni.
    — Moglibyśmy prosić o kakao? — uśmiechnęła się pogodnie do najbliższego skrzata, a następnie usiadła na skraju ławki, przy najbliższym stole — no to, jaki jest Twój sekret, hm? — spojrzała na chłopaka, wpatrując się uważnie w jego twarz, w oczekiwaniu na odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  35. Uniosła wysoko jedną brew w pytającym geście, odrobinę zdezorientowana. Jednak dalej mu się uważnie przyglądała i wydymała odrobinę usta, przenosząc je na lewą stronę. Najprościej mówiąc, robiła lekki, kaczy dzióbek.
    — No wiesz? Chciałeś wiedzieć, dlaczego mam takie, a nie inne nazwisko. Jakby nie patrzeć jest to moja, całkowicie prywatna sprawa… — mruknęła, zerkając czy może nie idzie już do nich skrzat z napojem. Odkąd weszli do zamku, zrobiło jej się zimniej, niż na zewnątrz — moja słodka tajemnica, którą zabiorę do grobu, o! — dodała po chwili. Śmiejąc się w duchu z całej tej sytuacji. Jeszcze kilkadziesiąt minut ich role były odwrócone i to Ona niczego nie chciała mu mówić. Z drugiej strony nie rozumiała, dlaczego tak się właśnie stało. I dlaczego tak się bronił, skoro właśnie sam, niedawno chciał poznać jej sekret. Jednak jego zachowanie, tylko bardziej ją zainteresowało. Była ciekawa jaką to tajemnice może skrywać ten chłopak. I chociaż nie chciała się do tego przyznać, nawet przed sobą, zainteresował ją.
    — Nie chcesz to nie, nie musisz mi niczego mówić — wzruszyła lekko ramionami, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech, kiedy skrzat postawił przed nimi dwa kubki pełne pysznego kakao, z odrobiną śmietany na wierzchu.

    OdpowiedzUsuń
  36. [Podoba mi się Alexander. Myślisz, że moglibyśmy ich z Poppy zaprzyjaźnić? Jako dobry kumpel, mógłby starać się przekonać swoją dziewczynę-kumpla, że nie jest tak nieatrakcyjna jak jej się wydaje. Bo Poppy myśli, że na nią to nie da się spojrzeć inaczej niż w kumpelski sposób.]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  37. [Tak, to brzmi wspaniale. Poppy na pewno będzie się lepiej czuła z myślą, że ktoś uratuje ją od staropanieństwa, kiedy sama już wszystko zepsuje. :D
    Co Ty na to, żeby zacząć od urodzin Poppy? Ma 1 listopada, możemy więc cofnąć się kilka dni, gdzieś ich rzucić. ;>]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  38. [Gdzie tam legalnie spędzać urodziny! Myślę, że jedzenie słodyczy z Miodowego Królestwa przy kremowym piwie w Trzech Miotłach na koszt Alexa to najlepszy prezent, jaki ktokolwiek mógłby dostać.]

    Poppy

    OdpowiedzUsuń
  39. - No co Ty nie powiesz? Idź, oczaruj je swoją urodą i uśmiechem czy zrób cokolwiek, no proszę — powiedziała, spoglądając na chłopaka, jednocześnie popychając go do przodu. Już nawet odetchnęła z ulgą, gdy ten podszedł do stolika i zaczął niestety nieudolnie łapać myszkę, odwracając w ten sposób uwagę dziewczyn, co spowodowało, że zwierzak sam wydostał się z potrzasku i po chwili znalazł się na jej ramieniu. - Przepraszam cheese naprawdę nie chciałam, aby to tak się potoczyło — powiedziała i włożyła przerażonego pupila do kieszonki, w której spędzał prawie całe swoje życie i najwidoczniej to miejsce bardzo mu pasowało — I to niby mają być te wspaniałe Krukonki? Nie dość, że Głupie to jeszcze krzyczą, jakby ich co najmniej cruciatusem traktowano, a nic im się przecież nie dzieje. No Merlinie — powiedziała specjalnie na tyle głośno, aby jej słowa usłyszał nie tylko siedzący naprzeciwko Alex, a i oddalające się dziewczyny. - Zaczynam się ciebie bać, bo wiesz to pełne grozy wyznanie — uśmiechnęła się i wstała, chwytając jedną z leżących na stoliku ksiąg — Masz może ochotę na ciacho? Upiekłam coś wczoraj, bo miałam natchnienie no i wydaje mi się, że wyszło całkiem dobrze, więc? - wprawdzie chyba tylko ona miała wczoraj wolne popołudnie, czas i ochotę na to, aby przyrządzić szarlotkę z cynamonem, bo jej rówieśnicy pilnie rozwiązywali zadania na Eliksiry, o których ona najzwyczajniej w świecie zapomniała. - Chyba że masz jakąś randkę czy jakieś inne plany, to wtedy sama zjem całą, choć chyba nie powinnam — spojrzała na swój brzuch i zmarszczyła brwi, rozmyślając nad tym, czy aby Victoria nie miała racji, wytykając jej, że ostatnio przytyła. Jednak nie przejęła się tym nazbyt i odgryzła się jeszcze wredniejsza uwagą, najwidoczniej bardzo trafną, bo Gryfonka spędziła cała przerwę na obiad w toalecie. - Choć zobaczymy, jak zareaguje bibliotekarka, gdy powiem jej, że wypożyczam książkę - zaśmiała się, chwytając chłopaka za rękę. Może i nie powinna tego robić, ale nie potrafiła się odzwyczaić, a mówiąc szczerze, to chyba nawet nie chciała.

    OdpowiedzUsuń
  40. Chwyciła dwiema rękoma kubek i powolnie przystawiła go sobie pod usta. Rozkoszując się przyjemnym ciepłem i apetycznym zapachem, chwilę wpatrywała się w powolnie tonącą bitą śmietanę. Kąciki ust, delikatnie uniosły się jej do góry, dając wyraz zadowoleniu. Cieszyła się z takich małych rzeczy, z drobnostek, na które ludzie zazwyczaj machali rękom, po pięciu minutach o nich zapominając. Avalon zbierała je w pamięci, niczym najcenniejszy skarb. Pamiętając dokładnie zapach ostatnio upieczonych w domu francuskich makaroników, lub uśmiechniętą twarz ojca i te błyszczące iskierki, kiedy siedzieli wspólnie na kanapie ustalając plany na wakacje.
    — Z premedytacją? — uniosła wysoko zdziwiona brwi i uważnie mu się przyglądała. Jakby chciała wczytać z jego oczu, o co mu tak naprawdę chodzi — Hej nie naciskam, po prostu pytam… Poza tym powiedziałam już. Nie chcesz to nie musisz mówić — wzruszyła lekko ramionami, odsuwając się odrobinę w tym samym momencie, gdy ten się nachylił. Upijając mały łyk kakao, w ogóle nie przejmując się białym wąsikiem, spoczywającym na jej wardze.
    — Coś lepszego? — zaśmiała się cicho, myśląc nad tym co takiego, według niego było lepsze. Jasne, miała taki swój jeden, największy sekret. Jednak niedoczekanie jego, że kiedykolwiek go pozna. Że ktokolwiek, kiedykolwiek go pozna — dobrze, niech będzie — zdecydowała się w końcu. Przecież nie musiała mu mówić prawdy, a on nie musi być tego świadomy.
    — W takim razie słucham, opowiedz mi swój największy sekret.

    OdpowiedzUsuń
  41. Valancy uważała się za osobę będącą raczej konsekwentną i tak też była widziana przez innych, ale jeśli ktoś poczynił wysiłek ku temu, by przyjrzeć jej się głębiej, dostrzegłby rysy na tym wizerunku. Zastanawiające było jej podejście do różnego rodzaju przepowiedni, przesądów i wróżb. Oficjalnie nie wierzyła w nic z tych rzeczy, twierdziła, że prawda tkwi w nauce i należy twardo stąpać po ziemi, a nie uciekać się do nieracjonalnych praktyk. Nigdy nie pragnęła uczyć się wróżbiarstwa, bo nie poważała tego przedmiotu – zresztą uważała, że te lekcje nie powinny być w programie nauczania i miała w tym jakąś rację. Ostatecznie wróżbiarstwa raczej nauczyć się nie dało, żeby coś zdziałać na tym polu, należało mieć wrodzony talent, którym mało kto mógł się poszczycić.
    Pomimo tego, co o tym wszystkim myślała, jej zachowanie często świadczyło o czymś przeciwnym. Patrzenie w szklane kule najzwyczajniej w świecie ją śmieszyło, ale jednocześnie z jakiegoś powodu potrafiła przypisywać głębsze znaczenie zjawiskom przez innych postrzeganym albo jako zwyczajne, albo jako przypadkowe. Uważała, że coś takiego jak zbieg okoliczności nie ma prawa bytu, chociaż nigdy oficjalnie nie przyznała, że wierzy w przeznaczenie. Gardziła różnymi przesądami, niestraszne jej były piątki trzynastego, zbite lusterka czy czarne koty przebiegające przez drogę, za to tworzyła własne zabobony, o których tylko ona wiedziała.
    Kiedy więc przed wakacjami jeden z uczniów z klasy, Alexander Stratford, z którym akurat tamtego dnia usiadła w ławce, nagle się do niej zwrócił i wygłosił dziwne wiadomości, była tylko rozbawiona. Tak naprawdę sądziła, że Gryfon się tylko wygłupia, że słowa, które wypowiedział, nie przyszły do niego we wróżbiarskim natchnieniu, ale składały się jedynie na naprędce wymyślone zdania. Tylko zażartował nieśmiesznie, naigrawał się z Valancy, zwykły wygłup nastolatka. Udawała, że się przeraziła, że wzięła to za przepowiednie, które na pewno się w przyszłości ziszczą, ale była to jedynie gra i to prowadzona w ten sposób, że Alexander nie musiał być geniuszem, by domyślić się, że Krukonka tylko pokpiwa. Kpina nie była, przynajmniej w zamierzeniu, nieprzyjemna, ale utrzymana w żartobliwym klimacie.
    Nie przywiązała do tego wydarzenia jakiejkolwiek wagi, więc szybko zapomniała, że coś takiego miało miejsce. O całej sprawie przypomniała sobie dopiero miesiąc później, dzień po skończeniu siedemnastu lat, ale nawet wtedy nie potrafiła przywołać dokładnie tych słów, których użył Gryfon, i ich kolejności. Miała tylko niejasne przeczucie, że pierwsza z wiadomości przed kilkoma godzinami się ziściła.
    Usiadła po turecku i medytowała, próbując przywołać wspomnienie, ale zamiast klarownego obrazu, zyskała tylko szarawe strzępki. Zdawało jej się, że Alexander mówił o pełnym zniszczenia pęknięciu przy jednoczesnym uzyskaniu praw. W dniu, w którym Valancy skończyła siedemnaście lat, a więc według czarodziejskiego prawa stała się osobą dorosłą i wzięła na siebie wszelkie związane z tym obowiązki i przywileje, pękła jej kość ręki i zawarta w dzieciństwie przyjaźń.
    Zaniepokoiła się. Jedno się stało i na zmienienie tego nie mogła już wpłynąć. Nie zamierzała więc tracić czasu i energii na zastanawianiu się, jak mogłaby cofnąć to, czego cofnąć się nie dało, ale zamiast tego próbowała przypomnieć sobie treść drugiej wiadomości. Wciąć nie była w stanie przyznać przed sobą, że może Stratford się wygłupiał, ciągle udawała, że nie wierzy, ale skoro jedno się spełniło, nie zaszkodziłoby stać się bardziej wyczulonym na to drugie. To i tak nie ma znaczenia, myślała Valancy, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
    Był tylko pewien problem. Druga wiadomość jeszcze mocniej niż poprzednia zaginęła gdzieś w meandrach jej pamięci. Ujrzała tylko jeden obraz – sierść zalaną czerwienią. Sierść kojarzyła jej się tylko z jednym, z wilkołactwem, a czerwień... To było proste, z krwią.
    Przeszedł przed nią Fenton, a Valancy przyspieszyło tętno.
    Najchętniej zwróciłaby się do Alexandra, ale nie byli bliskimi znajomymi, więc nie miała w wakacje z nim żadnego kontaktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zresztą co właściwie miałaby w liście napisać? Zamiast tego próbowała się uspokoić i przez następne tygodnie spychała myśli z tym powiązane na skraj świadomości. Efekt był taki, że kiedy we wrześniu wróciła do Hogwartu i zobaczyła Alexandra, wcale nie miała ochoty, by do niego podejść i poruszyć delikatny temat.
      Nabrała ochoty dopiero później, kiedy powszechny niepokój wzrastał, wojenne nastroje także, a po wydarzeniach z Nocy Duchów nawet najwięksi optymiści zgaśli. Valancy miała tę świadomość, że Alexander prawdopodobnie nie będzie niczego pamiętał, a nawet jeśli – to tylko w wymiarze ogólnym, a nie szczegółowym, a na tym drugim jej zależało.
      Po skończonej lekcji transmutacji błyskawicznie wrzuciła do torby przedmioty, z których korzystała na zajęciach, i doskoczyła do ławki Stratforda, zanim ten zdążył się spakować.
      – Cześć – przywitała się. – Posłuchaj... pewnie wypadałoby oddać hołd uprzejmościom i zabawić się w small talk, ale z jakiegoś dziwnego powodu nie dbam o konwenanse. Pamiętasz naszą poprzednią rozmowę?

      Valancy Edgeworth

      Usuń
  42. [hm, ja wiem! może Alexander przypadkiem odkryłby kiedyś zdolności Lilki, nad którymi ona nie do końca panuje, i jakoś by zawiązała się między nimi nić przyjaźni czy czegoś na ten styl? :)
    atam. dla mnie Lily to Slizgonka, ale podobno za dużo ich tam. :c]

    Lily.

    OdpowiedzUsuń
  43. [Ojej, ojej, ojej <3 Moje serduszko się cieszy, bo uważam, że ta karta to taka młe i w ogóle, ale najwyraźniej nie jest tak źle. :D Winona jest piękna i nie mogłam się oprzeć, żeby nie wziąć jej na wizerunek, bo tak bardzo do Percy pasuje. <3
    Myślę, że po prawie 6 latach nauczyła się dukać więcej niż trzy słowa :D W ogóle Alexander jest bardzo fajny, zrobiłabym z nich takich dobrych kumpli na dobre i na złe. :D]

    OdpowiedzUsuń
  44. [hm, ja myślałam bardziej o tym, że, wiesz, sam fakt posiadania znajomego obdarzonego podobnymi zdolnościami jest pokrzepiający, zwłaszcza w przypadku, kiedy nad owym darem nie do końca się panuje. nie wiem, możemy założyć, że w pierwszej klasie Lily coś zafascynowało w Alexandrze, być może nawet odkryła w nim tą zdolność jasnowidztwa (to do ustalenia wszystko), no i od tamtej pory jakoś się razem trzymają. o ile coś takiego Ci pasuje. :)
    a mi w tym momencie wyobraziła się sytuacja, w której, gdyby to było możliwe, nasze postacie grają w szachy i jedno przewiduje ruch drugiego. :D]

    Lily.

    OdpowiedzUsuń
  45. [Mi pasuje, jak najbardziej :D Jako że zarzuciłaś pomysłem, to zacznę jak wydrę się odpisów c:]

    Percy

    OdpowiedzUsuń
  46. Przyglądała mu się uważnie, cały czas trzymając kubek wypełniony płynną rozkoszą blisko swoich ust, tak aby w każdym momencie bez problemu mogła upić tych kilka, małych łyków. Chociaż nie minęło wiele czasu nim chłopak się odezwał, Avalon przez chwilę miała wrażenie jakby minęła wieczność. W napięciu oczekiwała, aż ten się odezwie, aż wyjawi jej największą, skrywaną tajemnice. Nie miała pojęcia czego powinna się spodziewać, jednak czuła wzrastające uczucie zniecierpliwienia i fascynacji. Przygryzła delikatnie wargę i aż wstrzymała powietrze widząc, jak usta chłopaka powolnie rozchylają się, aby w końcu wyjawić sekret.
    Zmarszczyła delikatnie brwi, przechylając lekko głowę na bok. Mogła tylko podejrzewać jak musi czuć się chłopak, jakie myśli mogą go nachodzić. Strach, lęk? Z pewnością zaciekawienie tym, co skrywane. Tak było zawsze, bo tajemnice chce się odkrywać. Szczególnie te, o których każdy słyszał, ale kompletnie nic nie wie. Zacisnęła wargi, przenosząc spojrzenie z pełnego kubka w jasno zielone oczy chłopaka. Kąciki ust delikatnie jej zadrżały, a ona sama odruchowo zacisnęła palce odrobinę mocniej na kubku.
    — prosiłam o twoją największą tajemnicę — zauważyła, odkładając odrobinę zbyt gwałtownie kubek na stół. Uderzenie spowodowało chwilowe uniesienie się napoju, co skutkowało odrobiną rozlanego kakao na drewnianym blacie — ale w porządku, niech będzie. Czyli… Twój tato czasami po prostu znika, a Ty nie masz pojęcia co się wówczas dzieje i… Nigdy się nie dowiesz, hm? — niby zaakcentowała te zdanie jako pytanie, chociaż wcale nie oczekiwała na nie żadnej odpowiedzi. Doskonale wiedziała, że tak właśnie było. Wzięła głęboki, ale cichy oddech i ponownie przeniosła swoje spojrzenie, tym razem wpatrywała się w krzątające się po kuchni skrzaty, które ciągle coś robiły. Pracowały jak mrówki, nie mając nawet chwili dla zatrzymania, chwili zastanowienia. Nie miała pojęcia jak pracują móżdżki tych stworzeń, ale Avalon nie mogła sobie wyobrazić siebie, jako tej nieustannie pracującej, nie skupiającej się na myślach.
    — Ja… — szepnęła cicho, opuszczając delikatnie głowę w dół. Przecież mogła skłamać, wymyślić coś, powiedzieć cokolwiek innego, jednak poczuła, że to byłoby nie w porządku, okłamywanie go — to nie jest tak, że jestem zawsze szczęśliwa — szepnęła, uparcie wpatrując się w blat stołu — nie jest tak idealnie, jak mogłoby się wydawać — i aby zrozumiał o co jej chodzi, uśmiechnęła się promiennie, co wcale nie wyglądało na wymuszony uśmiech, tuż po chwili przeczesała powolnie dłonią długie włosy — łatwo jest udawać, szczególnie wtedy, kiedy nikt tak naprawdę cię nie zna. Ale… To wcale nie jest fajne, ani przyjemne. Moja mama nie żyje od jedenastu lat, od prawie dziesięciu lat żyję jako jej godna następczyni, bo wiesz… Tata chciał, abym była tak dobra jak ona, abym była tak idealna jak ona. Zapomniał tylko, że ja nią nie jestem. — spuściła głowę w dół, przygryzając lekko wargę. Kiedy ponownie spojrzała na chłopaka uśmiechnęła się tylko subtelnie, zastanawiając się po jaką cholerę mu to w ogóle powiedziała. Bo przecież nie chciała o tym mówić, a on z pewnością liczył na jakiś ciekawszy i w ogóle lepszy sekret, niżeli wylew zwierzeń głupiutkiej nastolatki.


    a miałaś już nigdy nie dostać odpisu...
    Avalon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *boże piszę tak szybko, że nie widzę błędów. Oczywiście oczekiwała, aż to on zdradzi swoją tajemnicę, a nie jej. aż wyjawi swoją największą, skrywaną tajemnice.

      Usuń
  47. Gdyby Alexander znał Valancy nieco lepiej, wiedziałby, że nie ma powodów do obaw. Przynajmniej nie tych, o których pomyślał. Chociaż Edgeworth nie była marmurem, a mimo podejmowanych w przeszłości prób nie umiała osiągnąć równowagi wewnętrznej, dzięki czemu zyskałaby spokój ducha, a w efekcie zawsze umiała okiełznać targające nią emocje, nie była również typem osoby, która ekspresywnie okazuje skrajne uczucia. Oczywiście, czasem się zdarzało, że to, co się w jej środku działo, w sposób bardzo głośny prezentowała całemu światu, ale to były ekstremalne sytuacje, do których doprowadzić wcale nie było łatwo. Robienie burzy w szklance wody, wyolbrzymianie, przesadne dramatyzowanie i robienie z igły widły nie leżało w jej naturze.

    Jeśli miałaby zdenerwować się na Alexandra, musiałaby zrobić to już wcześniej. Te kilka miesięcy temu, pod koniec szóstej klasy, kiedy sądziła, że Gryfon stroi sobie z niej żarty. Gdyby wtedy się zirytowała, można byłoby to zrozumieć – chyba każdy woli, kiedy ktoś śmieje się z nim, niż kiedy go wyśmiewa. Wówczas jednak nie obraziła się na niego, a więc tym bardziej teraz nie powinna zacząć robić Stratfordowi jakiekolwiek wyrzuty.

    Nie zamierzała się złościć, chciała tylko porozmawiać. Przynajmniej jeszcze kilka minut temu chciała, teraz jej uczucia były dość ambiwalentna. Z jednej strony naprawdę pragnęła zadać mu kilka pytań, ale z drugiej strony nie czuła się w tej sytuacji zbyt komfortowo. Gdyby można było mieć ciastko i zjeść ciastko – wtedy poznałaby interesujące ją odpowiedzi przy jednoczesnym uniknięciu być może krępującej konwersacji.

    Jednak i Alexander nie wyglądał zbyt pewnie, co było dla Valancy niejakim pocieszeniem. Chociaż nie traktowała ich spotkania jako jakiejś rozgrywki, pewnego rodzaju rywalizacji, to jednak pojawiło się w niej przeświadczenie, że dobrze się dzieje, że żadne z nich nie ma przewagi nad drugim.

    Zakłopotana przygryzła wargę.

    – Nie jestem pewna – mruknęła niewyraźnie. – Domyślam się, że nie zapisujesz każdej rozmowy, a my gadaliśmy już kilka miesięcy temu, ale... Może pamiętasz trochę konkretniej, co wtedy powiedziałeś? Wywróżyłeś?

    Poprawiła torbę na ramieniu, ale kątem oka wciąż zerkała na chłopaka, czekając na odpowiedź. Zanim jednak zdążył jej udzielić, dorzuciła jeszcze:

    – Masz teraz czas? Jeśli nie, to może mógłbyś trochę go dla mnie znaleźć... kiedyś?

    Skoro coś od niego chciała, lepiej było zachowywać się kulturalnie i myśleć o obowiązkach drugiej osoby, aby przedwcześnie nie spalić mostów za i pod sobą gruntów.

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  48. — Mhm — szepnęła, skinąwszy przy tym delikatnie głową na potwierdzenie swojego mruknięcia. Nie wiedziała co jeszcze mogłaby mu powiedzieć w takie sytuacji. Zawsze w życiu rodziców działo się coś, co denerwowało dzieci. Co doprowadzało je do białej gorączki, powodując mocną frustrację tą całą niemocą. No bo co takie nastolatki mogły niby zrobić? Zaczekać, aż same staną się dorosłe i starać się nie popełniać błędów rodziców. Z drugiej strony…
    — Wiesz… Nie chciałabym być taka jak mój ojciec, ale z drugiej strony… Nie chciałabym też taka nie być — powiedziała cicho po chwili milczenia — chodzi mi o to, że… No wiesz, takie ślepe iście w jedną z oczywistych dróg jest odrobinę przereklamowane.
    Wiesz, chciałabym być w końcu sobą. Na tym jej właśnie zależało najbardziej, jednak nie była pewna czy potrafi. Czy jest w stanie odnaleźć teraz odpowiednią drogę, która zaprowadziłaby ją do celu. Drugą sprawą było to, czy taka droga wciąż gdzieś istnieje.
    Przyzwyczaiła się już do mówienia o zmarłej mamie. Czasami zdarzało się, że wciąż wyglądała tak jakby miała się zaraz rozpłakać, chociaż wcale tak się nie czuła. Po upływie takiego czasu człowiek zdaje sobie w pewnym momencie sprawę, że żadne kolejne łzy nie przywrócą zmarłego życia, że smutek nie jest w stanie w żaden sposób pomóc już takiej osobie.
    — No… W sumie to tak — wzruszyła lekko ramionami — ale wiesz, człowiek w pewnym momencie się przyzwyczaja, w ogóle nie zastanawia się nad tym „co by zrobiła” albo „gdyby była w takiej sytuacji” po prostu robisz to. Bo taki już jesteś — uśmiechnęła się odrobinę, zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane przez chłopaka pytanie. Przygryzła lekko wargę, wpatrując się w rozlane kakao. Wysunęła palec i delikatnie sunąc nim po blacie rozcierała powolnie napój, próbując stworzyć z tego jakiś wzorek.
    — Chyba… Wiesz, chcę aby był szczęśliwy. Tak po prostu. Poza tym… Mówiłam już, człowiek jest w stanie się do tego przyzwyczaić.
    Poczuła jak na jej policzki wkradają się subtelne rumieńce, jednak już po chwili jej twarz zmieniła całkowicie swój wyraz.
    — Sam jesteś takim burakiem! Już ci wcześniej mówiłam, że nie możesz obrażać moich rodziców. Nawet ojca — burknęła lekko obrażona, w pierwszym odruchu miała zamiar wstać i odejść, zostawiając go samego w kuchni. I może popełniła błąd nie ruszając się z miejsca. Zamiast wyjść, założyła tylko ręce na klatce piersiowej i wpatrywała się gniewnie w Stratforda.

    Avalon

    OdpowiedzUsuń
  49. Lily do tej pory nie udało się pokochać swoich niby-wizji i nie przewidywała - jak ironicznie to brzmi - by w najbliższej przyszłości miało się to zmienić. Krzywiła się, kiedy wizje ją nawiedzały, prześladowały i przychodziły zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Na przykład wtedy, kiedy była skoncentrowana na wlewaniu do eliksiru smoczej krwi (tylko kilka kropelek), a tu nagle wpadła w stan zawieszenia, bo ktoś postanowił ją poinformować, że w niedalekiej przyszłości jeden z jej braci wpakuje się w jakieś tarapaty. To bynajmniej jej nie zdziwiło, acz fakt, iż przy okazji upuściła do kociołka całą fiolkę ze składnikiem, wobec czego nieskończony eliksir po prostu eksplodował, potrafił skutecznie zepsuć humor na resztę dnia. O, albo kiedy koledzy podsadzili ją do szklarni, żeby wykradła dla nich liść mandragory, potrzebny do czegoś niedozwolonego i na pewno zakazanego; wtedy to, wciskając się w dziurę wielkości talerza, została obdarzona jakże przyjemną przepowiednią o tym, że Mroczni niedługo wkroczą na Zamek. Zbagatelizowała wizję, ale i tak zostali złapani całą trójką: ona i bliźniacy Mason.
    Na szczęście był taki ktoś, kto ją rozumiał. Kto nie oceniał i nie patrzył na nią jak na idiotkę, tylko po prostu był, wspierał i pocieszał, kiedy sytuacja stawała się naprawdę dramatyczna i ona sama potrzebowała przeistoczyć się w słabą, potrzebującą przyjaciela, któremu można się uwiesić na ramieniu kobietę.
    Do tego ktosia Lily wybierała się teraz, niosąc w rękach szachownicę i uśmiechając się ironicznie pod nosem. Jeszcze nigdy nie udało im się ustalić, kto wygrał, bo zawsze zawieszali się gdzieś pośrodku gry, no i było po zabawie, dopóki jedno się nie poddało. Na szczęście to nie ona musiała być tym, kto się na ogół poddaje.
    Na całe szczęście.
    - Hej - powiedziała przymilnie, uśmiechając się kątem ust do Alexandra.

    Lily.

    OdpowiedzUsuń
  50. Kiedy Alexander powiedział, że mogą spotkać się wieczorem, poczuła ulgę. Nie niecierpliwiła się, nie odczuwała żadnego stresu. W całej tej sytuacji minęło już najgorsze, którym była lekcja transmutacji – niby spokojnie siedziała w ławce i słuchała nauczycielki, ale w duchu dobrze wiedziała, że zaraz po dzwonku zwiastującym koniec zajęć podejdzie do Stratforda i całe te oczekiwanie wzbudzało w niej poczucie dyskomfortu. Ale kiedy już zamienili kilka słów, z których mogła wywnioskować, że Alexander może i nie pali się do rozmowy, ale również od niej w zdecydowany sposób nie stroni, mogła odetchnąć.

    Chociaż nie zapomniała o spotkaniu, niewiele brakowała, by je przegapiła. Zrezygnowała z kolacji. Po obiedzie, w trakcie którego zjadła nieco więcej niż zazwyczaj, wciąż czuła się syta, więc ominęła Wielką Salę. Siedziała w bibliotece, gdzie z uwagą studiowała ciekawiące ją woluminy, co pochłonęło ją do tego stopnia, że przestała zwracać uwagę na nieubłaganie upływający czas. Właściwie tylko przypadek spowodował, że wróciła do rzeczywistości. Kiedy sięgała po książkę z wyższej półki, jej wzrok padł na zegarek na ręku, dzięki czemu uświadomiła sobie, która jest godzina.

    Szybkim krokiem opuściła bibliotekę i zmierzała w stronę Wielkiej Sali, do której ostatecznie nie weszła, bo w drzwiach wpadła na Alexandra. Uśmiechnęła się lekko, nie do Gryfona, ale do siebie, w duchu ciesząc się z dobrego wyczucia czasu albo, co bardziej odpowiadało tej sytuacji, towarzyszącego jej szczęścia.

    – Gdybym nie chciała, nie pytałabym – odpowiedziała, powstrzymując się przed przewróceniem oczami, co w opinii wielu osób było zachowaniem niekulturalnym.

    Nie do końca rozumiała zachowanie Alexandra. Skoro pamiętał, czemu nie mógł po prostu powtórzyć całej treści? Valancy sądziła, że gdyby zamienili się rolami, prędko powiedziałaby Gryfonowi to, o co by pytał, żeby zostawił ją w spokoju. Z drugiej strony, wiedziała, że prawdopodobnie na tym rozmowa się nie skończy, że zada więcej pytań. Może i Alexander zdawał sobie z tego sprawę, dlatego był tak oporny we współpracy – po prostu podejrzewał, że spełnienie jednego życzenia spowoduje lawinę następnych.

    Valancy nie chciała naprzykrzać się Stratfordowi ani, tym bardziej, zasypywać go wyrzutami. Jednak, kiedy rozmyślała nad przepowiedniami, narodziło się w niej wiele pytań. Nie znała się na wróżbiarstwie i właściwie nie chciała tego stanu rzeczy zmieniać. Wydawało jej się, że Alexander za to powinien w tej dziedzinie przodować, więc może, oprócz powtórzenia wróżb sprzed kilku miesięcy, mógłby zdradzić coś jeszcze.

    Uczyli się o Harrym Potterze i jego przepowiedni. Valancy więc rozmyślając o przepowiedniach w ogóle, posiłkowała się przypadkiem Pottera. To było dość zastanawiające. Wyglądało na to, że Potter z Voldemortem mógł rywalizować jak równy z równym, ponieważ czarnoksiężnik naznaczył go na swojego równorzędnego wroga, a zrobił to, dlatego że uwierzył w przepowiednię. A gdyby nie uwierzył...? Czy wówczas historia świata magii potoczyłaby się zupełnie inaczej, czy też jakiś splot wydarzeń sprawiłby, że i tak Potter stałby się nemezis Voldemorta? Czy przepowiednie były przeznaczeniem, którego w żaden sposób nie dało się oszukać, czy tak naprawdę czarodzieje je kształtowali?

    Valancy ucieszyłaby się, gdyby druga opcja była tą prawidłową. Jednak miała świadomość, że przecież nie wierzyła we wróżby Alexandra i jej działania w ogóle nie były z nimi powiązane, a i tak pierwsza się spełniła. Ciekawe, jak będzie z drugą.


    Valancy Edgeworth
    [ * Dobrze jest, a i doskonale cię rozumiem. Muszę przyznać, że zrzuciłam czarną robotę na ciebie, bo sama kompletnie nie umiem przepowiedni wymyślać. :D Mimo wszystko wydaje mi się dość prawdopodobne, że Valancy nie pamięta słowo w słowo (a w przypadku niejasnych, mętnych sformułowań każdy wyraz i ich kolejność ma znaczenie... chyba) tych wróżb, a Alexander już tak – skoro to jego pierwsze w karierze...
    ** Valancy jest z lipca. Ale to najwyżej można zmienić cyfrę w tej wróżbie albo założyć, że ma ona się spełnić nie w listopadzie, ale później. ]

    OdpowiedzUsuń
  51. Ridley natomiast od razu odeszła w stronę lochów, nie chcąc spóźnić się na eliksiry. Ostatnio na tych lekcjach nie szło jej najlepiej, była odrobinę rozkojarzona i sama nie miała pojęcia, co mogło być tego powodem. Fakt, za bardzo skupiała się na rzeczach niezwiązanych z warzeniem mikstur, ale zwykle umiała pogodzić swoje sprawy z nauką...

    Odkąd ją i Hall połączyły interesy, dziewczyna dosłownie się do niej przykleiła. Ellen nie miała pojęcia, dlaczego Katie towarzyszy jej na przerwach, podczas posiłków i zagaduje w pokoju wspólnym. Może sądziła, że skoro Ridley zgodziła się jej pomóc, zostaną teraz przyjaciółkami? Albo próbowała mieć na oku jej poczynania? Jeśli tak, była głupsza, niż na jaką wyglądała, skoro uważała, że w jakikolwiek sposób zdoła kontrolować działania Ridley.

    I powoli zaczynała Ellen irytować, jednak powiedzenie Hall, aby się odczepiła, mogło okazać się błędem ─ nie można było bowiem dopuścić do niczego, co mogłoby wzbudzić jej podejrzenia, dlatego traktowanie Gryfonki ze standardową chłodną uprzejmością musiało wystarczyć.

    Na obiedzie pojawiła się znowu, ale szczęśliwie zaraz po niej przyszedł Alexander. Hall prychnęła cicho, gdy się z nią przywitał, natomiast Ellen obdarzyła go nieco karcącym spojrzeniem. Nie musiał być taki ostentacyjny z tą ich domniemaną miłością!

    ─ Szczerze mówiąc, zamierzałam posiedzieć trochę dłużej w bibliotece ─ odparła, wkładając do ust kęs kurczaka, po czym skrzywiła się nieznacznie, bo Katie trąciła ją stopą, jakby uważała, że w imię powodzenia ich planu Ridley powinna zgadzać się na wszystko, co Stratford jej zaproponuje.

    ─ Chyba że masz mi do zaproponowania coś wartego poświęcenia dobrych ocen ─ dodała po chwili, unosząc znacząco brwi.

    OdpowiedzUsuń
  52. Obserwowanie, jak Hall zamienia się w tykającą bombę zaczynało podobać się Ellen coraz bardziej. Gotowa była jakoś znieść jej nieproszone towarzystwo chociażby dla samej frajdy z patrzenia na jej twarz, zmieniającą kolory od łagodnego różu do soczystej czerwieni. Ridley nie mogła uwierzyć w naiwność tej dziewczyny, przecież musiała wcześniej zdać sobie sprawę, że swoim wścibstwem mogła narazić się każdemu, a już szczególnie Ellen, która od węszenia bardziej nienawidziła tylko oszustów (tak nazywała ludzi, przez których traciła forsę, nawet jeśli układ był jak najbardziej fair).

    ─ Odwal się, Stratford. ─ Tylko na tyle, niestety, stać było biedną Katie, teraz już wściekłą jak osa. Pokazała mu wulgarny gest, po czym dopiła sok dyniowy i odeszła od stołu, po drodze do wyjścia potrącając jakichś drugoklasistów. Nie omieszkali oni pokazać jej plecom tego, co przed chwilą w wyrazie miłości zobaczył Alex.

    ─ Jeszcze parę tygodni temu wydawała się bardzo cię lubić ─ stwierdził nagle Rory, dotychczas tylko przysłuchujący się tej wymianie zdań, a jego kumpel Tommy pokiwał energicznie głową na potwierdzenie tych słów.

    ─ Jeszcze parę sekund temu można było przy tym stole zjeść w spokoju ─ odparła Ridley, z nutą ostrzeżenia w głosie, sięgając po sałatę ze śmietaną. Rory burknął coś pod nosem, nachylił się do kolegi i zaczął coś bardzo szybko mówić szeptem. Z całej tej paplaniny wyłapała tylko "poker" i "podejrzane".


    [Mi to mówisz? Wyraziłam dostateczną rozpacz w komentarzu pod twoim opowiadaniem, ALE JAK MOGŁAŚ ZABIĆ LEE, on był taki cudowny, wątek z nim był jednym z moich najciekawszych/najlepszych, nie żeby ten z Alexem był zły, ale pewnie wiesz, o co mi chodzi. Tak czy owak...
    :(]

    OdpowiedzUsuń
  53. Słowa Alexa nie wprawiły jej w pogodny nastrój, ale nie wyraziła tego wprost. Valancy była co prawda osobą dość emocjonalną i nie dusiła uczuć w środku, ale jednocześnie nie wyrażała ich tak ekspresyjnie jak wielu innych ludzi. Na pewno w jakimś stopniu było to wynikiem sposobu i miejsca, w którym była wychowywana. Nie potrafiła wyrzec się namiętności i osiągnąć równowagę duchową jak mnisi z klasztoru mieszczącego się nieopodal Shimli, ale ich życiowa filozofia w jakiejś części dotarła do Valancy i dziewczyna, choć nie całkowicie, to jednak przesiąkła nią. Wciąż jej emocje nie były tak wysubtelnione jak być powinny, ale mimo wszystko trzeba było być uważnym, by je odczytać. Przynajmniej zazwyczaj, bo zdarzały się chwile, dni czy tygodnie, gdy Valancy zachowywała się zgoła inaczej. W normalnych okolicznościach nie była jednak skora do popadania w szał, panikę czy jakiekolwiek nader silne stany.

    Będać świadkiem dramatycznych wydarzeń, nie była niewzruszona, ale teraz tak naprawdę nic strasznego się nie działo, więc pozostała opanowana. Zdania wypowiedziane przez Alexa wprawiły ją w lekki niepokój, ale daleka była od pełnego przerażenia. Pomogło też to, że trochę z tej przepowiedni zapamiętała, więc nie została kompletnie zaskoczona. Właściwie pierwszą część w jej pamięci została w prawie idealnym stanie, w dodatku najprawdopodobniej już się spełniła, więc na niej się nie skupiała. Ale była jeszcze ta druga, gorsza. Niezależnie od tego, jak mogła ona przestraszyć, nie było potrzeby przeżywania jej na zaś, więc Valancy pozostała spokojna, w myślach przeliczając czas, który minął od jej siedemnastki.

    – Dwudziestego pierwszego lipca – odparła. – Za późno na życzenia... Albo za wcześnie – dodała. Domyślała się, że Alexowi zupełnie nie o to chodziło, miała świadomość, że jej uwaga jest całkowcie zbędna i czas spędzony na wypowiedzenie tych słów (przynajmniej nie było ich dużo, więc trwało to krótko) został zmarnowany, ale nie potrafiła się powstrzymać.

    Nie była postury trzydrzwiowej szafy, a i Alexander nie był grubym, szerokim byczkiem, więc nie tarasowali całego przejścia, ale mimo wszystko w nim stali, co utrudniało życie wychodzącym. Krukonka nie myślała o tym, ale kiedy ktoś przypadkiem ją potrącił, prędko przesunęła się na bok i oparła o ścianę. Dwudziesty pierwszy lipca, dwudziesty pierwszy sierpnia, dwudziesty pierwszy września, dwudziesty pierwszy listopada... To już niedługo. Odetchnęła głęboko. Ciekawe, czy przepowiednia mogła być tak precyzyjna, że spełniłaby się co do dnia, A może chodziło o coś innego? Może nie o upływ czterech miesięcy, ale o czwarty miesiąc. Kwiecień. Cóż, stwierdzenie, że coś spełni się przed końcem kwietnia w ogóle nie było konkretne, bo pod tym stwierdzeniem mógł się kryć zarówno dwudziesty dziewiąty kwietnia, jak i pierwszy stycznia...

    Pogrążona we własnych myślach nie odzywała się przez zauważalną chwilę, a kiedy się ocknęła, zerknęła na Alexandra. Jej spojrzenie było trzeźwe, ale w jej twarzy można było dostrzec dziwny element nieobecności.

    – Dzięki – powiedziała. – Jedną część mam już chyba za sobą... Czy na pewno każda przepowiednia się spełnia? I nie ma się na nią wpływu? To byłoby słabe, gdyby życiem rządził przypadek.

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  54. Przywarą starszych roczników było to, że zachowania swoich młodszych kolegów traktowali jako niezwykle dziecinne, zupełnie zapominając, że w tym wieku sami wygadywali czy robili głupstwa, chcąc zwrócić na siebie uwagę starszaków. Oczywiście, że Ellen nie zamierzała litować się nad próbującymi rozwiązać supły ze sznurówek Rorym i Tommym, właściwie to ten mały żarcik całkiem ją rozbawił ─ jednak przesłoniła usta dłonią, aby nie było widać, że chichocze ─ ale przecież ci chłopcy i tak nie przestaną opowiadać niestworzonych historii.

    Co ciekawe, Ridley wiedziała, że tamtego dnia nie było Gryfonów ani w lochach, ani nawet w ich okolicy, ponieważ tamtego dnia organizowała w innej nieużywanej klasie wieczorek pokerowy, zapamiętany przez nią szczególnie dobrze ze względu na dwadzieścia galeonów, które przegrała. Ta strata wciąż bardzo ją bolała.

    ─ Dziewczyńskiej dziewczyny? ─ prychnęła rozbawiona, kiedy Alex skończył mówić o Katie. Ridley całkowicie się z nim zgadzała, ale wolała nie wypowiadać się zbyt kwieciście na temat Hall, ponieważ przy stole Gryffindoru wciąż siedziało dość sporo uczniów, mogących przypadkiem usłyszeć, jak wyraża się o dziewczynie, której ponoć pomaga. Rzecz jasna, pozostali Gryfoni nie mogli o niczym wiedzieć, ale gdyby któryś z czystej złośliwości przekazał Katie, że Ellen na nią nadaje, wszystko mogłoby szlag trafić.

    Gdy tylko wspomniał o meczu, Ellen odłożyła widelec na talerz trochę zbyt gwałtownie, po czym wyciągnęła z tylnej kieszeni spodni zawinięty kawałek pergaminu. Przez moment milczała, szukając interesującej jej informacji, po czym zaklęła tak, że Prawie Bezgłowy Nick, który przed sekundą pojawił się przy stole, musiał przytrzymać sobie głowę, gdyż ta zachwiała się niebezpiecznie na krynolinie, gdy drgnął zszokowany takim słownictwem.

    ─ Na śmierć zapomniałam o tym meczu! Wybacz, Sir Nicholasie ─ rzuciła na odchodnym, gdy zebrała swoje rzeczy i szybkim krokiem skierowała się do wyjścia. ─ Widzimy się na trybunach, zajmij dobre miejsca! ─ zawołała przez ramię do Stratforda, po czym przyśpieszyła, aby ze wszystkim się wyrobić.

    Ten pośpiech wynikał ze skrzyneczki, w której miała cały osprzęt do zakładów ─ długopis, bloczek kartek z tabelkami i mały woreczek na pieniądze. Przez całą sprawę z Katie zupełnie wyleciało jej z głowy, że tego wieczora miał rozegrać się mecz towarzyski pomiędzy Krukonami i Gryfonami.


    [Ellen lubiła go na tyle, że może odprawić jakiś rytuał, aby połączyć się z zaświatami i go przywołać. XD]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *Ten pośpiech wynikł z powodu skrzyneczki, no kurde.

      Usuń
  55. Entuzjazm Ridley wynikał nie tyle z faktu, że uwielbiała quidditcha, ale ze względu na ilość pieniędzy, jaką podnieceni nadchodzącym meczem uczniowie w stanie byli wydać na obstawienie wyniku. Dodatkowego smaczku dodawało ryzyko złapania, dlatego też Ellen podejmowała zakłady dopiero, gdy kadra nauczycielska już była na trybunach, czyli jakieś dwadzieścia minut przed meczem. Nie było to wiele czasu, ale wystarczała odrobina dobrej woli i charyzmy ─ której dziewczynie w tym wypadku absolutnie nie brakowało ─ aby zebrać mnóstwo forsy.

    Zdyszana i zarumieniona od zimna przepchnęła się przez umazanych farbą Gryfonów, starając się, aby żadna z tych dekoracji nie odcisnęła się na jej płaszczu. Machinalnie się skrzywiła, widząc Katie, dyskutującą z koleżanką z roku, stojącą tuż przy Stratfordzie. Ridley czuła coraz większą ochotę powiedzenia jej, żeby przestała kontrolować wszystkie jej poczynania, bo zerwą umowę i tyle będzie ze słodkiej zemsty.

    ─ Oczywiście, że nie ─ odparła hardo, poklepując wybrzuszenie w jednej z kieszeni. Spojrzała na Alexa i wywróciła oczami. ─ Rany, ty też? W takim razie trzymaj się z dala, nie chcę mieć złotej farby na... ─ urwała, marszcząc lekko brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią, która wpadła jej do głowy niemal natychmiast, bo Hall wręcz wypruwała sobie flaki, aby ich podsłuchać ─... na czymkolwiek.

    Oparła się o barierkę, aby lepiej widzieć obie drużyny nadchodzące z przeciwległych stron boiska. Dzień był zimny, ale mimo to słoneczny i Ellen, która na quidditchu znała się tyle, co nic, doszła do wniosku, że jeśli Gryfonów oślepi ta wielka gwiazda, to straci mnóstwo kasy. A, niestety, kiedy obrońca Gryffindoru podleciał do obręczy, okazało się, że unosi się dokładnie na wprost słońca.

    ─ Niech to szlag ─ syknęła pod nosem. ─ Mam nadzieję, że Vlaming przygotował ich na takie warunki, inaczej odda mi wszystko, co stracę... O, może wy chcecie obstawić, co? ─ wychyliła się do Katie i jej koleżanki.

    Niestety, na dyskusje było już za późno, ponieważ rozległ się gwizdek iii... wystartowali!


    [A co jeśli duch-demon Lee zostanie i będzie prześladował Ellen? :v]

    OdpowiedzUsuń
  56. [A może masz ochotę na wątek jakiś, z którąkolwiek z twoich postaci? Dziekuję za miłe przywitanie :) Fajny ten pan.]
    Freya

    OdpowiedzUsuń
  57. ─ Stratford! ─ warknęła, zupełnie zapominając, że w imię powodzenia ich złowieszczego planu powinna udać zachwyconą tym jakże uroczym zrządzeniem losu. Gwałtownym ruchem starła farbę z policzka, obrzucając przy tym oburzonym spojrzeniem nie tylko jego, ale też niewinną ─ w tej sekundzie ─ Katie, która odwróciła głowę tak szybko, że samoistnie się skrzywiła, zapewne z bólu.

    Gdy Gryfoni stracili punkt, złość Ridley zupełnie zmieniła bieg, kierując się ku psioczeniu na domową drużynę. Upiekło się też Alexowi, bowiem zupełnie zapomniała o odwecie za wymazanie jej farbą, poza tym zaraz do głosu doszedł ich ─ kolejny ─ wspólny wróg, a przecież nie mogła nie stanąć po stronie swojego ukochanego!

    ─ Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo ─ odparła Ellen tym samym zjadliwie słodkim tonem. Kiedy punkt wreszcie zdobyli gryfońscy gracze, dołączyła do wiwatujących kolegów, ale w głowie miała nie gol, a istny deszcz monet.

    A widząc, jak Heather wciąż gapi się na nich, najwyraźniej próbując posiąść moc bazyliszka, Ridley wykorzystała fakt, że chłopak majstruje coś przy swoim szaliku. Nadepnęła mu lekko na stopę, aby trochę spuścił z tonu.

    ─ Poczekaj, pomogę ci z tym, kochanie ─ ostatnie słowo wypowiedziała patrząc wprost na Katie, po czym zrobiła do Alexa minę, gdy już żadna z przyjaciółek nie mogła jej widzieć, i zaczęła obwiązywać mu szyję szalikiem z wyjątkową czułością.

    Usłyszała za plecami wściekłe "hmpfff" i to był chyba znak, że póki co można skończyć tę błazenadę. Zwłaszcza że reszta trybun zamarła, ponieważ gdzieś daleko ponad bramkami Ślizgonów błysnęła złota plamka znicza...


    [Gryfoni mieli grać w Krukonami, ale pokonanie Ślizgonów może być bardziej emocjonujące. :D]

    OdpowiedzUsuń
  58. Usłyszawszy pytanie Alexa, zachmurzyła się. Ściągnęła usta w wąską kreskę i zmarszczyła czoło tak, że wystąpiły na nim dwie cienkie, pionowe bruzdy. Jej babcia mówiła kiedyś, że w młodości wciąż się martwiła, a w wyniku tego jej czoło, nawet kiedy nie była zafrasowana i uśmiechała się, wyglądało jak stary czips. Valancy nie miała aż tak elastycznej skóry, ekspresywnej mimiki i zazwyczaj w inny sposób okazywała smutki i zmartwienia, ale mimo wszystko czasem, zwykle nieświadomie, robiła i tak.

    Po chwili jednak znowu z jej twarzy niewiele można było odczytać. Przymknęła oczy, ale prawie od razu je otworzyła, otrzeźwiona nagłym bólem – niefrasobliwie odchyliła się i tyłem głowy zderzyła ze ścianą, co bynajmniej przyjemnym przeżyciem nie było. Rozmasowując bolące miejsce, rozejrzała się za Alexem, który zdążył odejść kawałek, by usiąść na ławce. Dołączyła do niego.

    – Miałam – odpowiedziała krótko na jego ostatnie pytanie. Jedno słowo zostało wypowiedziane tak, że stanowiło ucięcie tematu, a z miny Valancy można było wywnioskować, że dziewczyna niechętna jest kontynuacji rozmowy o doświadczeniach z wilkołakami.

    Co miała mu powiedzieć? Mogła oczywiście prawdę, ale Alex nie był jej przyjacielem ani kimkolwiek, o kim miałaby pewność, że można mu ufać. Wilkołaka pierwszy raz spotkała, kiedy miała pięć lat – wtedy to poznała własnego ojca. Oczywiście, miała z nim do czynienia tylko w dni dalekie od pełni, a więc wtedy, kiedy nie różnił się wiele od zwykłych czarodziejów. Tylko dwa razy w życiu widziała go w wilkołaczej postaci – był oczywiście pod wpływem eliksiru tojadowego, więc nie stanowił żadnego zagrożenia. Zwinięty w kłębek, spał.

    To nie było tak, że Valancy wstydziła się ojca-wilkołaka. Gdyby ktoś wprost zapytał, czy Fenton jest likantropem, nie skłamałaby. Ale sama z siebie wolała nic na ten temat nie mówić, wiedziała przecież, jak większość ludzi reagowała na wieść o ludziach zarażonych tą chorobą. Nie chciała wysłuchiwać niemądrych, nietolerancyjnych tekstów, mowy nienawiści, a także plotek, które niechybnie zaczęłyby krążyć po Hogwarcie. Dlatego milczała. O ile w pewnych okolicznościach byłaby w stanie opowiedzieć o Fentonie, czyli ojcu, o tyle o tym drugim wilkołaku, z którym miała do czynienia, nie mogłaby cokolwiek wymruczeć.

    – Ale twoja wróżba nie jest zarejestrowana, prawda? – zapytała, zmieniając temat, a właściwie powracają do wcześniejszego. To interesowało ją bardziej. – Słyszałeś coś o samospełniających się przepowiedniach? Ludzie napędzają powiązane z nimi wydarzenia, bo w to wierzą, ale przecież wcale tak nie musi być...

    Valancy Edgeworth
    [ Jutro zacznę Mei. Piszę ci o tym, żeby mieć motywację – wiesz, jak może mnie lenistwo dopadnie, to będę pamiętała o tym, że napisałam co innego i będę czuła się w obowiązku spełnić daną na piśmie obietnicę. ;D ]

    OdpowiedzUsuń
  59. [A bo to dziwne dziewczę jest i po krótkiej przygodzie ze swym ukochanym, który nagle zniknął, była zrozpaczona i chciała zaszyć się w jakimś przytulnym miejscu, odpocząć, ale za bardzo jej się w Hogsmeade spodobało, więc siedzi, głupia :)
    Wątek bardzo chętnie, a pomysł nawet mam, o ile nie masz już czegoś takiego. Leith od Alexa jest tylko trzy lata starsza, więc to niewielka różnica. A skoro Alexa tak pociąga płeć przeciwna, może mu się spodobać Leith, którą będzie chciał poderwać. Oczywiście, dziewczyna się nie da, bo, choć będzie uważała Alexa za uroczego, wciąż nie zapomniała o swoim byłym, a na dodatek dziewczę to nie umawia się z młodszymi. Mimo to, chłopak wciąż może przez pewien czas próbować, a co będzie dalej, wyszłoby pewnie w wątku :)]

    Leith

    OdpowiedzUsuń
  60. [Cieszy mnie to! I byłabym wdzięczna za zaczęcie :)]

    Leith

    OdpowiedzUsuń
  61. [ Lubię tę imię, więc jestem tutaj.
    Z tymi moimi powrotami, to cóż, jestem już starym wyjadaczem na Hogwartach, ale we wrześniu liceum mnie zjadło. Ale jestem, mam nadzieję na dłużej.
    A karta? Ja sama nie wiem, co mnie w niej poniosło. Cola + leki + przygnębienie i późna pora. Jakoś wyszło.
    Robimmy wątek! ]

    Rachel

    OdpowiedzUsuń
  62. Przyjaźń brzmi fajnie, tylko w przypadku mojej pannicy to będzię bardzo dziwna przyjaźń xD

    OdpowiedzUsuń
  63. wiem, wiem :P a nie obrazisz się jak poproszę o zaczęcie?

    OdpowiedzUsuń
  64. [Wykorzystam Alexandra do wątku :) i tym śladem może moglibyśmy pójść, co? Skoro kocha wszystkie kobiety świata, to może tę słabostkę wykorzysta moja Morgana? ]

    OdpowiedzUsuń
  65. [ Hej, hej! Dziękuję <3 Ja sama do końca nie wiem, co Tią kieruje, ale skoro Ty już posiadasz taką wiedzę, to będzie Ci łatwiej pisać :D Chciałam bardzo iść do Mei, ale wydaje mi się, że Bowen jest dla niej zbyt agresywna, więc przybywam do wielbiciela kobiet. Jakieś pomysły czy mam męczyć szare komórki? ]
    T. Bowen

    OdpowiedzUsuń
  66. jeśli masz chęć to jasne że piszemy

    Rachel

    OdpowiedzUsuń
  67. [tup, tup, tup - przybywam! ojejku, faktycznie. mam nadzieję, że nie poczułaś się urażona albo skopiowana, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś doszedł do tego wcześniej! przepraszam najmocniej!
    co do wątku, to masz na niego już jakiś pomysł, czy liczyłaś na mnie? :D]

    Amy

    OdpowiedzUsuń
  68. [Coup, mogę tu jeszcze w ogóle? :<]

    OdpowiedzUsuń
  69. [Też się bałam! Zaraz odpiszę, daj mi chwilkę. :D]

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie mogła uwierzyć, gdy ostatecznie Gryfoni zwyciężyli. Wcześniej powoli zaczynała czuć coraz większą irytację na myśl o straconych pieniądzach, bo chociaż wygrana Slytherinu wydawała się oczywista większej ilości uczniów, tak ci stojący po stronie Gryffindoru obstawali więcej pieniędzy. Niby kwoty się wyrównywały, ale im więcej ktoś obstawiał, tym większy procent zgarniała (o czym uczniowie nie wiedzieli).

    Gdy Alexander wymieniał uwagi o meczu z kolegami, ona szła obok zamyślona, przeliczając dokładnie zarobione dziś pieniądze. Z jej obliczeń wynikało, że wzbogaci się o dwanaście galeonów, siedem knutów i dwadzieścia sykli. Te ostatnie planowała wrzucić do fontanny, tak w ramach pokazania swojej pogardy dla ludzi, którzy obstawiają syklami. Przecież to nienormalne!

    — Tak, tak — mruknęła, kiedy zadał jej pytanie, wciąż jednak będąc zbyt skupioną na własnych sprawach. — Ej! — otrzeźwiała, gdy Stratford mocno chwycił jej nadgarstek. Już miała się wyrwać, gdy dostrzegła, że na jego twarzy pojawił się naprawdę dziwny wyraz. Jakby stracił kontakt z rzeczywistością.

    Kiedy wypowiadał słowa przepowiedni — nietrudno było domyślić się, że właśnie to się dzieje — ciarki przeszły ją po plecach. Ridley zazwyczaj nigdy się niczego nie obawiała, podejmowała ryzyko za każdym razem, gdy mogło jej się opłacić, a teraz po prostu obleciał ją strach. Nie na tyle, aby zrezygnować z planu, ale ta kara... Czym mogła być?

    Pokiwała głową, gdy zapytał.

    — Mówiłeś i to miało coś wspólnego z nami. Że spotka nas kara za to, co robimy. Widziałeś ją? — spytała, zniżając nieco głos.

    OdpowiedzUsuń
  71. Wcześniej Ellen bardzo sceptycznie podchodziła do jasnowidzów, traktując ich jak oszustów, którzy wymyślali wizje dla własnej uciechy czy korzyści. Jednak kiedy jedna z nich nagle dotyczyła jej i na własne oczy widziała, jak Alexander zmienił się podczas jej wygłaszania, poczuła wątpliwości.

    ─ Nie przejmuj się tym ─ w jej głosie można były dosłyszeć nutę troski, tak rzadko u dziewczyny słyszalnej. ─ Na pewno chodzi o to, że Hall się o wszystkim dowie i zechce się mścić, a znając ją, to raczej niezbyt straszna kara ─ Uśmiechnęła się krzywo i zamilkła gwałtownie, gdy wspomniana przez nią Gryfonka pojawiła się znikąd, by mało dyskretnie ją szturchnąć.

    Ridley wywróciła oczami, po czym przypomniała sobie, że przecież musi dokończyć sprawy związane z zakładami. Skrzyneczka, którą dotychczas trzymała w torbie, nagle zaczęła jej ciążyć, jakby o sobie przypominała.

    ─ Do zobaczenia! ─ odkrzyknęła, kiedy Alex znalazł się już w tłumie radosnych Gryfonów, po czym udała się szukać tych, którzy byli jej winni forsę.


    [Autorka Arsellusa umieściła je w powiązaniach przy nazwisku Ellen i mnie urzekło. :D]

    OdpowiedzUsuń
  72. Gryfońskie imprezy miały jeszcze jeden plus ─ rozemocjonowani uczniowie skłonniejsi byli do różnych proponowanych przez Ellen zabaw (czytaj: zakładów), przy których teoretycznie mogli wygrać trochę forsy, a kończyło się na tym, że tracili kieszonkowe. Największym powodzeniem cieszyło się szukanie kulki ukrytej pod jednym z trzech kubków, w czym Ridley przez lata osiągnęła perfekcję, uczona tej sztuki przez swojego ojca-kanciarza.

    Po załatwieniu sprawy z zakładami, powróciła do pokoju wspólnego w znacznie lepszym humorze, a tam balanga trwała w najlepsze ─ muzyka grała, zawodnicy znaleźli się, a jakże, w centrum uwagi, miski wypełnione przemyconymi przekąskami napełniały się samoistnie, gdy zaczynało brakować jedzenia.

    Gdy Ellen udało się przepchnąć do stolika z herbatą, chwyciła jeden z kubków i szybko znalazła miejsce, szczęśliwie obok Stratforda, a daleko od Katie, która jednak stała w drugim kącie pokoju i cały czas bacznie obserwowała tę dwójkę. Wcześniej nawet uraczyła Ridley bardzo miłą pogawędką, co jednak nie zdołało popsuć dziewczynie humoru.

    Uśmiechnęła się machinalnie, gdy Alexander nachylił się ku niej. Sama nie wiedziała, czy to akurat pieniądze są powodem tego uśmiechu.

    ─ Ich rozrzutność jest wręcz chorobliwa. I pewność, że chociaż raz ich nie rozniesiemy... ─ prychnęła. ─ Katie zasugerowała, że w tym tłumie idealnie można kogoś ośmieszyć. Chyba po raz pierwszy możemy się z nią zgodzić, nie sądzisz? ─ Uniosła brwi rozbawiona, unosząc szklankę do ust, aby upić z niej łyk.

    [Who cares. XD]

    OdpowiedzUsuń
  73. [ Merilinie najdroższy, ależ dałaś mi wybór! Odpowiadałby mi wątek z Mei - bo jest taka słodka, niewinna i cicha. Przez krew, która płynie w Mendy, jej styl bycia jest dość podobny. Znów Jihoon - ten sam dom, ten sam rok, plus poglądy dziedziczne na temat czystej krwi. Związku z brudną krwiom Amandy, mogłyby nam wyjść ciekawe wątki. No i Aleksander - taki typowo czarujący chłopak, z którym każda dziewczyna chciałaby zamienić chociaż jedno słowo. Chce mieć któreś z tych trzech, ale to ty wiesz najlepiej, która twoja postać pasuje do tej mojej jednej najlepiej, no i z którą możemy stworzyć coś fajnego :) ]

    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  74. Warto pamiętać, że dla każdego bardziej niż przeciętnie inteligentnego ucznia widok Ellen i Alexandra pochylonych ku sobie niemal czule wydałby się wystarczająco podejrzany. Jednak, póki co, żaden z Gryfonów nie miał nastroju na rozwiązywanie zagadek czy ─ co udowodnił konkurs na najgłośniejsze beknięcie rozpoczęty tuż przy portrecie Grubej Damy ─ na używanie mózgu w ogóle. Pozostało tylko mieć nadzieję, że udająca obojętność Katie wkrótce pokaże, iż wcale nie jest jej obojętne, co robią Ridley i Stratford.

    Gdy zapytał, milczała, dłuższą chwilę wpatrując się w kominek, przez co nie zauważyła chwilowego rozmarzenia chłopaka. Nie było niczym dziwnym, że wcześniej ani się jej nie przyglądał, ani nic ─ ludzie nie patrzyli na nią w kategoriach "ładnej" czy "wartej zaproszenia na randkę", a i ona im powodów ku temu nie dawała. Wolała skupić się na rzeczach mogących przynieść jej zysk a nie kłopoty spowodowane zadurzeniem...

    Powtórzone pytanie wyrwało i ją z zamyślenia. Bez słowa wstała i wyciągnęła ku niemu dłoń, a gdy ją chwycił, zaprowadziła go na ten kawałek saloniku, gdzie kilka osób tańczyło. Po znalezieniu miejsca w zasięgu wzroku Katie, Ellen splotła palce na szyi Stratforda i ponad jego ramieniem spojrzała na Hall, wyglądająca na coraz bardziej wściekłą. Muzyka grała, zmuszając ich do kołysania się w jej rytm, lecz Ridley miała w głowie kompletną pustkę.

    ─ Niech Hall się trochę podgotuje, a później coś wymyślimy ─ wyszeptała mu do ucha odrobinę rozbawiona, po czym oparła swoją skroń o jego i przymknęła oczy, delikatnie gładząc kciukiem kark Alexa. Przemknęło jej przez myśl, że to całkiem przyjemne, ale nie powinna się chyba za bardzo przyzwyczajać. Jeszcze ogłupieje.

    [Wybacz to małe pokierowanie. :<]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [BTW, zmieniłam Alexowi wizerunek w powiązaniach, jeśli Barnes w krótkich włosach ci nie pasuje, daj znać. :D]

      Usuń
  75. [ Problem polega na tym, iż takie dla sportu niekoniecznie pasuje do tak nieśmiałego człowieka jakim jest Mendy. Jednak, gdyby chłopak niespodziewanie by do niej zagadał, dodatkowo wydałby się jej bardzo atrakcyjny, mogłaby przez czysty wypadek – w tych wszystkich emocjach, no i przede wszystkim panice – ten wpływ uruchomić. Jeśli Ci to odpowiada, to czy mogłabyś zacząć od tego momentu „zagadania po zajęciach”. Chyba, że zaczynamy od samego początku, na przykład wejścia do klasy, wtedy mogę nastrugać coś ja. ]

    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  76. Ciepły letni wiatr musnął delikatnie jej policzki, słońce znów rozgrzewało powietrze, glebę i zziębnięte dzieciaki, które akurat spędzały czas na zewnątrz. Było po prostu pięknie, zielone błonie kontrastowały z głębokim błękitem jeziora. Ile mogło być stopni dwadzieścia siedem? Czuła gorąco, w którym wcale nie pomagała gruba szata szkolna, którą miała na sobie. Głęboko nabrała powietrza do płuc. Powietrze pachniało kwiatami, świeżo kiełkującą trawą i po prostu latem. Zapach tej pory roku był najlepszą rzeczą na świecie, szczególnie dla tak ciepłolubnego stworzenia. Podeszła na skraj jeziora, jego tafla była dziś nadzwyczaj spokojna, jakby zastygnięta w bezruchu. Ile by dała, by móc od tak beztrosko wskoczyć do wody. W oddali słyszała tylko śmiech ludzi, cichy powiew wiatru i śpiewające leśne ptactwo…

    - Amanda nie wygłupiaj się, zabieraj dupsko z łóżka zaraz nie zdążyć na Historie magii – poczuła tylko żelazny uścisk na jej ramieniu, by za chwilę trząść się jak galareta spowodowany mocnym szarpnięciem. Chwila, ale jaka Historia Magii, przecież była na błoniach zbliżały się wakacje i to najdłuższe w jej życiu. Otworzyła delikatnie oczy. Spodziewała się, iż promienie słońca uderzą niespodziewanie w ledwo obudzoną twarz dziewczyny, tak się jednak nie stało. W pokoju było szaro, nawet w oknie odbijało się ponure, ciemne niebo, które prószyło białym śniegiem. Skierowała spojrzenie na koleżankę z dormitorium, która ciągle targała ją z ścierpnięte ramię, dopiero gdy ich spojrzenia się spotkały, brunetka zaprzestała swoich działań – O świetnie już nie śpisz. To zbieraj się masz tylko dwadzieścia minut – oznajmiła grzecznie, po czym wzięła książki ze stołu i wyszła z pomieszczenia.

    Tylko dwadzieścia minut? , chwila minęła zanim przyswoiła tę myśl raz a porządnie. Zerwała się na równe nogi sprawnie zeskakując z łóżka. W głowie zawirowało jej niespokojnie z pośpiechu. Dwadzieścia pięć minut później, otworzyła szeroko drzwi Sali, w której JUŻ odbywały się zajęcia. Nie mogła uwierzyć w to, iż wystarczyło niecałe pół godziny, by ze słonecznej błoni znaleźć się w ciasnej i mrocznej Sali.

    - Bardzo przepraszam Panie profesorze za spóźnienie – po krótkim udobruchaniu nauczyciela, usiadła na swoim miejscu.

    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  77. [Wybaczam! :D]

    Wuj Ellen czasem mawiał, że "wstyd mu, że coś widzi", co doskonale odzwierciedlało to, jak dziewczyna się teraz czuła. Katie Hall nie miała za grosz samoopanowania, wydawała się zupełnie nie zwracać uwagi na to, iż swoim zachowaniem zaczyna przypominać kogoś obłąkanego. Rozmawiający z nią Gryfon chyba to zauważył, bowiem rzucał jej coraz bardziej zaniepokojone spojrzenia, kurczowo ściskając butelkę z kremowym piwem, jakby bojąc się, że jeśli ją upuści, straci jedyną broń.

    Ridley nawet nie zdążyła zapytać Stratforda, o co mu chodzi, kiedy ją pocałował. Cóż, to na pewno był idealny sposób na doprowadzenie Hall do szału, ale również sprawiło, że Ellen musiała przez te kilka sekund wciąż sobie przypominać, że to jedynie perfekcyjnie wykonany element ich planu. Zupełnie nie obeszło jej, że działo się to w takim a nie innym miejscu, o to przecież chodziło, tylko że... nagle zapragnęła być zupełnie gdzie indziej.

    Kiedy nagle Hall rzuciła się ku nim, Ellen odsunęła się gwałtownie. Na jej ustach wykwitł złośliwy uśmiech, kiedy zmierzyła dziewczynę, choć na policzkach pojawiły się rumieńce niemające nic wspólnego z satysfakcją wynikającą z doprowadzenia koleżanki do takiego stanu. Kiwnęła znacząco głową do dziewczyny stojącej przy radiu, a ta od razu wyłączyła je i w pokoju wspólnym zapanowała cisza, przerywana jedynie chichotami.

    ─ Katie, jak my śmiemy? O ile pamiętam, chciałaś mi zapłacić, abym upokorzyła Stratforda tylko dlatego, że nie chciał z tobą chodzić ─ mówiąc to, podniosła nieco głos, tak by każdy mógł usłyszeć te jakże ciekawe wieści.

    ─ Właśnie! Miałaś dać mu nauczkę a nie obściskiwać się z nim po kątach, ty...

    ─ Hall, daj spokój, psujesz wszystkim zabawę... ─ wtrącił się jakiś piątoklasista, podnosząc się z fotela. ─ Pogódź się z tym, że Alex woli ją od ciebie i tyle. ─ Wśród Gryfonów przeszedł pomruk aprobaty dla tych słów. Katie patrzyła jeszcze chwilę to na Ellen, to na tamtego chłopaka, po czym zatupała wściekle nogami i opuściła pokój wspólnym, mrucząc coś o zemście.

    ─ Dzięki, Frankie. Wybaczcie nam to małe zamieszanie, możecie wrócić do swoich spraw ─ Ellen zamachała ręką, a muzyka znów popłynęła. Przez cały czas Ridley ani razu nie spojrzała na Stratforda, sama nie wiedząc, dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
  78. I ją zdziwiło własne zachowanie. Nawet jeśli jej biznes nie polegał na odgrywaniu ról, sama przecież doskonale umiała udawać, więc dlaczego teraz nie mogła zdobyć się na żadną reakcję? Dlaczego mimo wszystko, mimo tego, że Hall zrobiła z siebie kretynkę na oczach reszty Gryfonów, Ridley czuła się równie głupio?

    ─ W porządku, do zobaczenia ─ rzuciła, kiedy Alex już odchodził, choć tak naprawdę miała nadzieję, że już się tego wieczora nie zobaczą. Przeszła przez tłum, marszcząc brwi w zamyśleniu i z początku nie do końca skupiając się na tym, gdzie idzie. W końcu, gdy wpadła na jakąś czwartoklasistkę, otrząsnęła się i zajęła inne miejsce, ściskając butelkę z kremowym piwem. Miała zamiar dopić tę jedną i wrócić na górę, aby mieć pewność, że nie wpadną na siebie ze Stratfordem u szczytu schodów.

    Następnego dnia i przez kolejne tego tygodnia starała się za wszelką cenę nie doprowadzić do konfrontacji, z jakiegoś dziwnego powodu bojąc się jej efektów. Szczerze powiedziawszy, nawet ją to trochę niepokoiło, ponieważ Alex niczym jej nie zawinił, nie rozeszli się pokłóceni, a mimo to czuła złość. Dokładnie tę samą, którą czuła, gdy coś nie szło po jej myśli. Nie do końca tylko rozumiała, co właściwie poszło nie tak.

    Eliksiry okazały się prawdziwą udręką, ponieważ nie mogła uciec od tego, że na początku roku ją i Stratforda dobrali w parę podczas warzenia mikstur. Gdyby próbowała zmienić partnera, dopiero byłoby to podejrzanie, wolała więc udawać, że wszystko jest w porządku, choć w praktyce po prostu ignorowała Alexandra, póki ten się do niej nie odezwał.

    ─ Słucham? ─ spytała, tak zdziwiona jego pytaniem, że zupełnie zapomniała o pilnowaniu się. ─ Jaki ukochany?

    Oczywiście, że ktoś od razu przyszedł jej na myśl, jednak nie było żadnej, absolutnie żadnej szansy, iż Gryfon wiedział o jej uczuciach do pewnego Ślizgona. Ona sama nie do końca dopuszczała do siebie tę myśl.

    OdpowiedzUsuń
  79. Przez tę krótką chwilę intensywnie zastanawiała się, kto i gdzie mógł ich widzieć oraz w jakiej sytuacji, że zaraz przemieniło się to w podobną plotkę. Czy naprawdę w Hogwarcie zdesperowanie za nowinkami z życia towarzyskiego czy uczuciowego uczniów osiągnęło taki poziom, że teraz nawet zwykła rozmowa była uznawana za coś wartego uwagi? Gorzej, gdy po Ridley od razu było widać, że coś jest na rzeczy, co przecież nie mogło być możliwe, zważywszy na to, że bardzo się pilnowała...

    Może jednak niedostatecznie?

    Jego kolejne słowa nieco wyprowadziły ją z równowagi. No, może nie nieco, bo z impetem przekroiła korzonki na pół i zaczęła je siekać ze zbyt dużą agresją, przez co o mało co nie odcięła sobie koniuszka kciuka, a jedynie się skaleczyła. Wsadziwszy kciuk do ust, posłała Stratfordowi spojrzenie niemal tak ostre, jak nóż, którym się zraniła.

    ─ To też zobaczyłeś w jednej ze swoich wizji, czy już przeszedłeś na ten etap, w którym teraźniejszość miesza ci się z jawą? ─ wycedziła, ostentacyjnie odwracając się w stronę kociołka z lekko bulgoczącym, bladoniebieskim wywarem.

    Po sekundzie uznała, że być może jej słowa były ciosem poniżej pasa, ale Alex też nie grał fair. Co go w ogóle obchodziło, z kim i czy w ogóle się spotykała? Powinien lepiej zająć się swoimi sprawami, skoro wcześniej ją ignorował, a teraz...

    OdpowiedzUsuń
  80. Co tu się, do cholery, dzieje?

    To pytanie coraz mocniej odznaczało się wśród szalejących w głowie Ridley myśli. Sytuacja była nawet nie zaskakująca, co niesamowicie absurdalna, bo przecież wcześniej tak dobrze się dogadywali! Ellen próbowała znaleźć przyczynę tej nagłej wrogości, ale nie przychodziło im na myśl nic oprócz tego, że wszystko przez durne plotki i to, że Stratford w nie uwierzył.

    (Nawet jeśli teoretycznie były prawdą.)

    ─ Odczep się, Stratford ─ warknęła, przysuwając do siebie podręcznik, by jeszcze raz przeanalizować przepis. Była w bojowym nastroju, toteż postanowiła zająć się siekaniem oraz krojeniem, co, dzięki kulinarnemu zacięciu matki i jej upartych prośbach, opanowała niemalże do perfekcji. Szkoda, że na frajdzie z posługiwania się nożem jej aspiracje na szefa kuchni się kończyły.

    Ostatnie pytanie zadźwięczało jej w uszach jak najgorsza obelga. Z impetem wbiła ostrze noża dosłownie kilka centymetrów od miejsca, gdzie spoczywała dłoń Alexa i zaklęła na tyle głośno, że oburzony nauczyciel zawołał: "Panno Ridley!".

    Nie zdążył dalej zareagować, bo, cóż, zgodnie z podejrzeniami, mikstura zawrzała, błysnęło i zawartość kociołka znalazła się wszędzie, tylko nie w samym kociołku.

    ─ Stratford, Ridley, dzięki wam Gryffindor traci piętnaście punktów, a wy dostajecie szlaban. Co w was dziś wstąpiło?

    To było bardzo dobre pytanie, ale Ellen nie odważyła się go skomentować.

    OdpowiedzUsuń
  81. Przewróciła teatralnie oczami słysząc pierwszy komentarz chłopaka, jednocześnie ułożyła na blacie przed sobą zeszyt, pióro i atrament. Dopiero wtedy skierowała spojrzenie w stronę Alexandra. Normalna dziewczyna zaszczebiotałaby uroczo, z wielką przyjemnością wykorzystując tak świetnie przydarzającą się sytuację. Amanda znowu potrafiła tylko lekko zdezorientowana wlepiać niebieskie spojrzenie w Gryfona. Gdzieś tam w środku daleko od ust, modliła się głośno o to by paskudnie czerwony burak nie wykwitł na jej ledwo obudzonej twarzy. Jednak ten jakby złośliwie, podsycał w jej duszy nic Ci nie mogę obiecać.
    Nie patrz się tak! nakazała sobie, i jakby automatycznie odwracając wzrok od bruneta. Otworzyła zeszyt na jakiejś wolnej stronie i skupiła uwagę na nauczycielu. Oceny miała dobre, jednak nie rewelacyjne – a już na pewno nie takie, o jakich marzyła jej matka – dlatego tajemnicą nie było, iż do szczególnie pilnych uczniów to ona nie należy. Więc gdy i ona zauważyła, jak nauczyciel smacznie pochrapuje przy biurku odetchnęła z błogą ulgą. Nerwowo poprawiła się na krześle, gdy usłyszała komentarz o swoim wyglądzie. Ręka drgnęła jej nerwowo, zrzucając przy tym zeszyt ze stołu. Naprawdę wyglądała tak źle? Faktycznie nieszczególnie skupiła się dziś na swoim odbiciu w lustrze, ale miała tylko marne piętnaście minut. Teraz to na pewno zalała się rumieńcem, było to jak w banku. Schyliła się po zeszyt, zakrywając włosami czerwone policzki.
    - Bardzo ciężki – mruknęła zawstydzona, jednak dalej waleczna. Nie chciała przecież wyjść na tą wzdychającą i głupiutką małolatę – I w ciągu pięciu minut zauważyłam, że będzie jeszcze cięższy – znowu odwróciła od chłopca wzrok.
    Trafniej było nazwanie tej relacji widywaniem się, mieli niektórych wspólnych znajomych, wspólne zajęcia, wspólne zadania, no i przede wszystkim mieszkali w tym samym zamku. Zawsze w towarzystwie Alexandra starała się być w grupie innych dziewczyn. Urodziwy i sympatyczny Alexander, jak i nieśmiała Amanda ze zrytym beretem – albo można to nazwać jej darem – mogłaby skończyć się bardzo źle. Szczególnie, gdy nad tym darem zapanować się jeszcze nie potrafiło. Jakby nerwowo poprawiła włosy, zaraz po tym łagodząc mundurek w który była ubrana. Spojrzała na pióro, które leżała przed nią i było w zasięgu wzroku chłopaka. Uniosła zdziwiona pytaniem brwi i znów na niego spojrzała. Nie wiedziała do końca, czy on ją prowokował w jakiś sposób, czy po prostu właśnie taki był.
    - Tak mam, dziękuje za troskę – uśmiechnęła się delikatnie, dalej czując piekącą twarz. I wtedy odpowiedziała coś, czego zdecydowanie żałowała i żałować będzie do końca edukacji w tych murach – A ty masz swoje pióro?

    Amanda

    OdpowiedzUsuń
  82. [ Czeźdź.
    Wątek nam się trochę zdezaktualizował... Dobra, ja go zdezaktualizowałam, wiem, wiem, mea culpa, mea maxima culpa, ale – co z tym należy zrobić? ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  83. [ Wiesz, Valancy myślała, że w przepowiedni chodzi o jej ojca, ale przecież nie było powiedziane, że to Fentonowi miałoby się coś stać. Może to jej szczur mógłby się zakrwawić? Ale tak serio, równie dobrze mogło chodzić o pewnego wilkołaka, którego niegdyś Valancy zaadoptowała, bo zapragnęła zwierzątka, co w sumie w jakiś sposób mnie inspiruje, ale:
    a) musiałabym odkopać tę historię
    b) nie wiem, co w związku z tym miałby zrobić Alex skrytyślizgon
    c) nie wiem, czy w ogóle chce ci się wątek kontynuować. :P

    Ave, Cezar! Ave, ja!

    OdpowiedzUsuń
  84. [ Oczywiście, że będzie miała coś przeciwko i naśle na Alexa bandę wściekłych wampirów, przez co twoja postać umrze i zrobi miejsce na zombie nauczyciela.
    Okej, to powiedzmy, że wiem, na czym stoję. Teraz muszę odkopać, pomyśleć, stworzyć ciąg dalszy, ściągnąć jakoś Alexa, zastanowić się, w jakiej formie ci to przedstawić, czy wytłumaczyć całą tę historię, czy nie, bo w sumie po co, jeśli ta wiedza się nie przyda... Kurczę, jakie ja mam skomplikowane życie, ale chyba wyrobie się z tym myśleniem i pisaniem wątku jeszcze w tym stuleciu, ba!, nawet dekadzie. Ale tak konkretniej to nie wiem do końca kiedy, skoro przerwa zimowa mi się skończyła, a muszę przecież napisać te żebropunkty dla Ravenclaw ;D, a także jakieś głupiutkie pracki na studia (mogę ci je wysłać zamiast wątku, chcesz?)
    Tak że wiesz, ostrzegam, bo się może okazać, że za pięć lat powtórzę komentarz sprzed dziesięciu dni. Ale nie zrobię tego i ogarnę wszystko do końca lutego, okej? Takie ultimatum, do końca lutego ogarnę bloga albo stąd ucieknę, muszę się jakoś zmobilizować.

    Więc tak, chyba możemy się już zacząć żegnać? :D ]

    Valancy Edgeworth

    OdpowiedzUsuń
  85. [ Ależ zaskoczenie z tą niespodzianką <3 Muszę się wczuć a Ślizgonkę, dlatego odpis stosunkowo krótki. Będzie lepiej :) ]

    Czy jest coś lepszego od spacerowania po nocy po hogwarckich korytarzach? Prawdopodobnie spanie byłoby idealną czynnością. Problem polegał na tym, że Astoria nie mogła zasnąć. Nie lubiła takich nocy, zwłaszcza gdy była pełnia. Księżyc w pełni miał na nią straszny wpływ. Dziewczyna często żartowała, że zamienia się w wilkołaka, czym nie napawała matki dumą, bo ta rzekomo spotkała się twarzą w twarz z jednym takim stworem. Wspominała o tym zawsze, gdy miała okazję, nie zważając na to, czy wszyscy słuchający wiedzieli o tej historii czy nie.
    Po kilkunastu minutach nocnego spaceru i unikaniu woźnego dotarła do biblioteki. Nie wiedziała czego miała tam szukać, ale ostatecznie weszła do środka. Pomieszczenie trochę ją przerażało o tej porze. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz była w bibliotece. Nie lubiła tutaj przychodzić, bo wszędzie widziała kurz i ogarniał ja dziwny lęk, przez który wyobrażała sobie, że któregoś dnia cały ten kurz wzbije się w górę i osiądzie na niej, gdy tylko przekroczy próg pomieszczenia. Wydawało się to mało realne, ale w Hogwarcie wszystko było możliwe i dziewczyna zaczynała się o tym coraz bardziej przekonywać. Już miała zmieniać kierunek drogi, gdy nagle zza jej pleców dobiegł odgłos kroków. Zaklęła i nie mając wyboru, weszła do biblioteki.
    Schowała się za jakimś regałem. Była pewna, że nikt jej tutaj nie znajdzie, bo tylko głupcy mogą chować się w tak oczywistym miejscu jak biblioteka, więc każdy założyłby że nikt tam się nie chowa. Miała idealny widok na wejście, więc gdyby ktoś wszedł do środka to ona by go zauważyła, ale ten ktoś niekoniecznie widziałby ją. Mogła też szybko uciec, jeśli taka okazja by się jej nadarzyła. Kroki ucichły i dziewczyna odetchnęła z ulgą. Postanowiła poczekać jeszcze chwilę, a potem wrócić do pokoju. Wstała i zaczęła oglądać jakie ciekawe książki znajdują się na regałach. W taki sposób dotarła do Działu Ksiąg Zakazanych. Wtedy też usłyszała jak jakaś książka upada na ziemię. Krzyknęła cicho. Instynktownie zasłoniła sobie usta dłonią. Kątem oka zauważyła ruch w miejscu, z którego dobiegł ją dźwięk. Poszła w tamtą stronę, bo nie przyszło jej do głowy, że może to być woźny albo krwiożerczy kurz.
    Na miejscu zastała jakiegoś chłopaka i książkę, którą szybko zamknęła i wzięła do rąk. Spojrzała na chłopaka i rozpoznała w nim starszego o rok Gryffona. Zanim jednak zdążyła o coś zapytać, to ciemnowłosy chłopak uderzył ją w ramię. Zdziwiła się bardziej niż zdenerwowała.
    – Będziesz przepraszać, gdy będę mieć ślad po tym uderzeniu – mruknęła cicho. – Co tu robisz o tej porze? – zapytała, ale nie dostała odpowiedzi, ponieważ usłyszała głos woźnego. Gryfon szybko chwycił ją za ramię i poprowadził dalej, gdzie się ukryli.

    Astoria Macnair

    OdpowiedzUsuń