17 III 1982, Dublin ––– nauczyciel i opiekun koła ONMS ––– czterdzieści jeden lat
Zdaje
się, że na dobre już przesiąknąłeś zapachem zwierząt, którymi
z taką pieczołowitością każdego dnia się opiekujesz.
Profesjonalnie, można powiedzieć, radzisz sobie ze sklątkami
tylnowybuchowami i nieśmiałkami; wręcz zawodowo pacyfikujesz swój
żarłoczny podręcznik do zajęć i popisowo gubisz prace pisemne
tych uczniów, których wypocin zwyczajnie nie chce ci się czytać.
Nie lubisz, kiedy ktoś gada na twoich zajęciach, okazuje ci brak
szacunku ani generalnie tłumów, dlatego co z całego dnia pracy
najbardziej cieszy cię perspektywa przerwy, a jeszcze bardziej –
wymarzonego końca. Co prawda, jak się nie ma, co się lubi, to się
ponoć lubi, co się ma, ale ty nawet z chwil, kiedy nie użerasz się
z młodzieżą, jeszcze nie nauczyłeś się cieszyć, co tu więc w
ogóle mówić o pozostałych.
Raczej
ciężko cię nazwać typowym nauczycielem, bo
ani nie jest ci po drodze do wyglądu takiego – ze swoimi długimi,
spiętymi w kitkę bądź nie, w zależności od nastroju włosami,
szeroką klatką piersiową i wyrobionymi mięśniami oraz strojami
typowymi dla osoby, której obojętnym jest, co sobie o niej pomyślą
ludzie; ty po prostu lubisz swoje luźne spodnie, lniane koszule,
kamizelki i rozmaite podkoszulki – ani tym bardziej do mentalności.
Nie pilnujesz nałogowo obecności, bo uważasz, że ci, którym
zależy i tak przywloką swoje tyłki do twojej sali, a reszta
egzamin i tak zdać u ciebie musi; nie wydaje ci się, że twój
przedmiot jest najważniejszym na świecie, choć oczekujesz szacunku
i podchodzenia do niego poważnie; nie przejmujesz się za bardzo
bezpieczeństwem podczas zajęć, sprowadzając na nie coraz to
ciekawsze stworzonka i generalnie: uznajesz, że nie musisz być jak
wszyscy.
Na
ogół niewiele więc mówisz, zdecydowanie bardziej woląc
obserwować swoimi wręcz nienaturalnie jasnymi, księżycowymi oczami
otoczenie i prawie nigdy nie czytujesz „Proroka Codziennego”, bo
wychodzisz z założenia, że pewnych rzeczy lepiej jest nie
wiedzieć. Wydaje ci się, że nie faworyzujesz żadnego z domów,
ale prawda jest taka, że twoje serce pozostaje tam, gdzie twoja
przeszłość – w Slytherinie – więc siłą rzeczy to dla
uczniów Domu Węża jesteś życzliwszy. Im jakoś nie zdarza ci się
wlepiać szlabanów, podczas gdy inni kandydaci na czarodziejów
właściwie ciągle odwalają za ciebie brudną robotę. To
także Gryfoni, Puchoni i Krukoni częściej mają okazję przekonać
się, że w gruncie rzeczy niezłe z ciebie ziółko i charakter to
masz mocno wybuchowy, a głos donośny i potrafiący przerazić aż
do szpiku kości. Wystarczy, że raz a porządnie wrzaśniesz…
W
tym wszystkim nikogo do siebie nie dopuszczasz, nikomu o sobie nie
opowiadasz i z nikim nie zawiązałeś jeszcze bliskiej relacji,
zwyczajnie się tego bojąc. Wiesz bowiem, jak łatwo zaufać
nieodpowiedniej osobie, a tak się składa, że do stracenia masz
dosłownie w s z y s t k o.
A
co jeśli przegapisz swoją szansę na szczęście?
Cześć! Na zdjęciach cudowny Jason Momoa, którego podesłała i przerobiła (już po raz kolejny, za co należą jej się ogromne brawa i morze miłości <3) niezastąpiona pirat w internetach; w tytule Bear's Den, a poniżej już wyłącznie moja radosna twórczość. Już tu bywałam, już mnie częściowo znacie, ale w razie czego: zasada handlu wymiennego mile widziana, jak również i wszelkie uwagi, zalecenia czy pospieszenia. Na końcu ukryte są linki do poprzednich wersji karty. Chodźcie! :3