12 października 2015

Any kind of heaven without you is hell. God, don’t forgive my guilty pleasure.

Konkurs: III wojna 
Ilość słów: 2131
podkład muzyczny: numer jeden, numer dwa, numer trzy

SEUNGHYUN

  Funkcjonowanie systemu mugolskiej policji, jak i Ministerstwa Magii, było Seunghyunowi zwyczajnie na rękę, jeśli można tak powiedzieć. Wykorzystywał w swojej pracy magiczne sztuczki, nie wzbudzające najmniejszych podejrzeń, dzięki którymi cieszył się w swoim fachu opinią człowieka bez wad, idealnego w każdym calu, a po którym nie zostawał żaden ślad.
— Dziękuję za zaproszenie — powiedział uprzejmie po koreańsku, uśmiechając się delikatnie, jednocześnie zniżając głowę w geście szacunku do starszego człowieka, aktualnie nalewającemu mu herbaty. Lubił przedłużać te chwile, napawając się przez moment drobnymi zastrzykami adrenaliny, przez które czuł coś na pograniczu rozluźnienia i niesamowitej energii.
— To nic wielkiego, były uczeń Seo Minjung będzie zawsze u mnie mile widziany.
Jeszcze przez moment rozmawiali o sztuce, jako że starzec był właścicielem galerii mieszczącej się niemal w samym centrum Icheon, do której Lee przed laty zaglądał, w swoich czasach studenckich. Potem zapytał, czy może przejść się po domu i przyjrzeć się z bliska dziełom sztuki, na co mężczyzna zareagował machnięciem ręki i delikatnym uśmiechem.
Trwało to zaledwie krótką chwilę. Jeden sus do kanapy wystarczył, by Seunghyun wyciągnął mały sztylet umieszczony na skórzanym mocowaniu przy przegubie ręki i sprawnym ruchem poderżnął gardło starszego człowieka. Ten nawet nie wydusił z siebie żadnego słowa, opadł na zamszowe poduszki, barwiąc ich biel szkarłatną krwią. Po kilku minutach było po wszystkim. Lee zdążył jeszcze dopić herbatę, gdy rozłożony na fotelu, zwyczajnie wpatrywał się w zwłoki mężczyzny. To zlecenie dostał miesiąc temu i tyle też czasu poświęcił na badanie przeszłości starego człowieka. Ze wszystkich zabójstw wybierał bowiem tylko te, których motywy poniekąd zgadzały się z jego własnymi poglądami.
Już od kilku lat wciąż na nowo zabijał tego samego człowieka.


ABIGAIL

— Abigail, nie, idź sama — mruknął brunet, posyłając dziewczynie mordercze spojrzenie, jednocześnie grzebiąc widelcem w swojej jajecznicy, jakby nie potrafił trafić nim do ust. 
Daniel, przyjaciel Lawrence od brudnej roboty, jak też nazywała wszystkie swoje (i nie swoje) kłopoty, akurat tego dnia nie miał ochoty na żadną zabawę. Jak w sumie każdy w zamku, żył ze świadomością, że na dniach do Hogwartu mogli zawitać Mroczni, a ponaglające listy od matki z prośbą powrotu do domu całkowicie psuły mu już i tak marny nastrój. W dodatku ta furiatka chciała by w takim dniu lazł z nią do Zakazanego Lasu, narażając się na kolejny szlaban.
— Dobrze, pójdę tam sama i będziesz żałował, Danny, na pewno, będzie super zabawa.
Wygięła usta w podkówkę, na co chłopak zareagował prychnięciem. Nie potrafiła sobie pozwolić na zatracenie w smutku, na zamartwianie się, poza tym było to do niej tak niepodobnie, iż nawet nie dało się tego wyobrazić. Według niej Mroczni mogli wparować do zamku nawet i teraz, gdy była zajęta wsuwaniem drugiej porcji owsianki, już ona im pokaże, kto tu rządzi. Była trochę naiwna, trochę głupia, a do tego zbyt odważnie pakowała się tam, gdzie nie powinna. 
Już zmierzchało, gdy kończyła kolacje, toteż szybko poleciała do dormitorium, by zrzucić z siebie mundurek i założyć stare dżinsowe spodnie True Religion, które przywierały do jej ciała jak druga skóra. Biały top zostawiła, natomiast narzuciła jeszcze na siebie ogromną, ciepłą bluzę brata, którą wysłał jej z Oxfordu, gdzie też studiował. Był prymusem i oczkiem w głowie niemal całej rodziny, a Abigial nienawidziła go równie mocno, jak kochała. Ci starsi bracia.
— Będę jutro, kotku — mruknęła, głaszcząc Vernona za uchem, na co ten zareagował pełnym zadowolenia mruczeniem i wyciągnięciem okrągłego brzuszka w górę, gotowego do smyrania. Lawrence jednak już znajdowała się w drzwiach, bo musiała się naprawdę pospieszyć. Czmychnęła tajemnym przejściem, zresztą jedynym działającym na terenie zamku, po czym rzuciła się do biegu wprost do Zakazanego Lasu, którego już przemierzała pod postacią pantery, jak za każdym razem po prostu czekając aż wpadnie w tarapaty. 
Nie sądziła tylko, że stanie się to aż tak szybko.


JIHOON

Uczenie się sprawiało Jihoonowi niebywałą przyjemność, ale też zabierało mu mnóstwo wolnego czasu. Jako że jednak postanowił zdać owutemy najlepiej, jak tylko mógł, ślęczał nad książkami przynajmniej dwie godziny dziennie, przypominając sobie materiał z zeszłych lat. Zajęcia praktyczne z zaklęć wciąż prowadził razem z Gryfonami na hogwarckich korytarzach, toteż przynajmniej ten jeden przedmiot miał z głowy. Z resztą musiał uporać się sam.
— Wychodzę na małą przerwę, nie przeszkadza ci to? — Słowa bibliotekarki zupełnie do chłopaka nie dotarły, zajęty był on właśnie lekturą księgi o magicznych stworzeniach, znajdując się zupełnie w swoim świecie. Kobieta pokręciła głową z lekkim uśmiechem, po czym wychodząc, postawiła na stoliku małą filiżankę z gorącą herbatą. Poczciwa z niej była staruszka, choć momentami potrafiła człowieka wyprowadzić z równowagi swoimi humorkami.    
    Nagle poczuł, jak cały drży. To odwróciło skutecznie jego uwagę od czytanej książki, którą powoli zamknął, rozglądając się wokół, odrobinę zdezorientowany. Dopiero po kilku sekundach zorientował się, że to nie on, a zamek niemal trzęsie się w posadach, wprowadzając i jego ciało w mimowolne wibracje. Coś tu nie grało, coś było nie tak.
  — Cholera — mruknął pod nosem. Gdy usłyszał krzyki z korytarza, był już zupełnie pewny, co się właśnie działo. Sięgnął prawą ręką do różdżki umieszczonej w wąskiej kieszeni jego szaty, by potem szybko pozbyć się z siebie tej niepraktycznej części garderoby. 
Panie i Panowie, toż to kolejna bitwa o Hogwart. 


SEUNGHYUN

Kwestia tego, czy zabranie wolnego akurat dnia drugiego listopada było błędem, zawitało do głowy Seunghyuna, gdy tylko przekroczył próg własnego domu rodzinnego. Ostatnim razem był w Korei równe cztery lata temu, a ogień w jego sercu, czego się kompletnie nie spodziewał, jednak zupełnie nie przygasł. Przechodząc przez salon, zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie kazał zburzyć tej budowli, w której już chyba nigdy nie będzie w stanie zamieszkać, a której widok też nigdy jego serca na dobre nie opuści. 
Przez chwilę stał w korytarzu, po prostu patrząc na pomieszczenie. Choćby i cały dzień wpatrywał się w nie tak intensywnie, nie mógłby wyrzucić z pamięci starych obrazów. W jego głowie dalej widział matkę, leżącą bez życia na obryzganej krwią podłodze, przytulającą do piersi zimnymi dłońmi swojego martwego, siedmioletniego synka, a jego młodszego brata.
— Wróciłeś.
Seunghyun drgnął delikatnie, choć nie dał po sobie poznać strachu. Odwrócił się powoli, doskonale jednak zdając sobie sprawę z tego, czyją twarz ujrzy przed sobą. Minęło osiemnaście lat odkąd ostatni raz widział swojego ojca i niespełna dziesięć, odkąd grał z nim w kotka i myszkę, szukając się wzajemnie, wymijając i gubiąc z premedytacją. 
— Mija kolejna rocznica — stwierdził, wzruszając ramionami. 


ABIGAIL

Abigail stała pomiędzy obrzydliwym facetem, wyszczerzającym się do niej okropnie, ukazując tym samym braki w uzębieniu, a ogromnym potworem, przypominającym wilkołaka nawet w swojej ludzkiej postaci, który raz po raz trącał ją ogromną łapą w ramię. Z ich wcześniejszej rozmowy wywnioskowała, że Mroczni zaatakowali zamek, jednak zwyczajnie dała się złapać, gdy próbowała wycofać się z powrotem w głąb lasu. Teraz bawili się nią, umilając sobie czas przed walką i dając popis swojemu okrucieństwu, raz po raz się nad nią znęcając. 
Bała się, oczywiście. Bardziej jednak niż o swoje życie, martwiła się ludźmi uwięzionymi w Hogwarcie, bo nie miała pojęcia, jak potoczy się walka w środku zamku. Nie chciała ginąć tutaj, zapomniana i zupełnie bezradna, bo szczątki jej połamanej różdżki znajdowały się właśnie gdzieś w trawie za nią.
— Crucio — wyszeptał pierwszy mężczyzna, a jej ciało mimowolnie wygięło się wpół pod silnym naporem bólu. Pierwszy raz w życiu doświadczała czegoś takiego, a tego uczucia nie dało się z niczym porównać. Każda komórka w jej ciele paliła, niemal czuła, jak krew w żyłach wrze z gorąca, na jej plecy wstąpiły strużki potu, a kończyny poruszały się wbrew woli. Wbiła palce w ziemię i zawyła głośno, bo nie mogła zmusić się do płaczu, a jej krzyk poniósł się echem wśród ciszy nocnej, po czym ucichł kompletnie niezauważony. 
Poczuła, jak ktoś łapie ją za szyje do góry, ale była na tyle otumaniona, iż nie zdawała sobie sprawy czy był to ten sam facet, czy też ten olbrzym. Po lekkości, z jakąś uniósł ją w górę, a potem cisnął z powrotem na ziemię, można było stwierdzić, iż to jednak ten drugi, drapieżnik. Doznała kolejnej fali bólu w okolicach brzucha, gdy oberwała solidnego kopniaka, natomiast tuż po kolejnej doszedł do jej uszu charakterystyczny dźwięk łamanych kości. Nie była w stanie krzyczeć, ani nawet powiedzieć czegokolwiek; z jej ust wydobywał się jedynie cichy syk, na który mogła sobie pozwolić jedynie przez wściekłość, jaka nią zawładnęła. Gdyby była w stanie, bez wahania zabiłaby tych mężczyzn.
Dosłyszała jakiś męski krzyk i krótką wymianę uprzejmości. Zaraz potem ktoś uniósł ją delikatnie, jednak nie miała najmniejszej siły nawet się obronić, po prostu oddała się w czyjeś ramiona, godząc się ze swoim losem. Nie mogła walczyć, nie mogła nikogo zaalarmować, ani być potrzebną w tej walce, choć tak bardzo tego pragnęła.
— Trzymam cię, Abi — usłyszała nad swoją głową.
  Poczucie humoru jest jedną z rzeczy, które bez wątpienia potrafią utrzymać człowieka przy życiu.
— Danny, jednak przyszedłeś — wychrypiała. — Mówiłam ci, że będzie super zabawa.


JIHOON

— Gdzie ty jesteś, gdzie ty jesteś — mamrotał pod nosem, przemierzając kolejne korytarze, raz po raz rzucają drętwotami w kierunku Mrocznych albo uchylając się od zaklęć innych czarodziejów.
Czasami zatrzymywał się na moment, by przenieś kogoś rannego czy pomóc w walce, natomiast i tak ruszał do przodu, torując sobie drogę na siódme piętro, do Pokoju Życzeń. Tam też umówił się  z Harrison, miał się z nią tam spotkać kilkanaście minut wcześniej i modlił się, by też dziewczyna i tym razem przyszła punktualnie. Z tego, co wiedział, mroczni czarodzieje nie dotarli jeszcze na wyższe piętra, o czym się przekonał, gdy tylko dostał się na schody, jednak miał poczucie, iż Elody nie była osobą, która biernie czekałaby, aż ktoś po nią przyjdzie. 
Sam Pokój Życzeń odkrył miesiąc wcześniej i jeszcze nie bardzo wiedział, do czego tak naprawdę służy, ani jak dokładnie się z niego korzysta, natomiast nie przeszkadzało mu to w organizowaniu tam spotkań z dziewczyną. Jakby nie było, przynajmniej uzyskiwali tam prywatność, której tak brakowało w hogwarckich murach.
Rozglądał się wokół, szukając blondynki, gdy już znalazł się na siódmym piętrze, w odpowiednim miejscu, niemniej jednak tłum uczniów mu tego zadania nie ułatwiał. Nie widział burzy jasnych loków, ale też nie mógł w zasadzie skupić się na niczym, taki go zewsząd ogarniał chaos. Wszyscy krzyczeli, w panice albo cofając się na schody, albo wbiegając się w przeciwną stronę, w głąb korytarza, za nic sobie mając ludzi wokół. Kiedy jednak posypały się pierwsze zaklęcia, Ahn znikał ją za rogiem, bezpieczny, przynajmniej na tę chwilę. 
— Jihoon!
Rozpoznał ten głos nawet w takim hałasie. Gdy jednak już miał zrobić krok w stronę dziewczyny, na jej twarzy wymalowało się kompletne przerażenie, które automatycznie zmusiło go do obejrzenia się za siebie. Siła uderzenia zaklęcia wypchnęła go zza rogu, wyrzucając zarazem z impetem w powietrze. Zatrzymał się dopiero na przeciwległej ścianie, z której to zsunął się powoli, pozostawiając za sobą smugę jeszcze ciepłej, ciemnej krwi.
— Ahn Jihoon!
Krzyk Elody potem przez długie lata żył w jego głowie, wracał do jego pamięci raz po raz, jakby dopiero co go usłyszał.


SEUNGHYUN

— Dlaczego? 
— Doskonale wiesz dlaczego.
Przeważnie każdy seryjny morderca zabija według ustalonego schematu, niezależnie czy chodzi tu o osoby, które pozbawia życia, czy sposoby, jakimi to czyni. Przez lata Seunghyun ścigał własnego ojca, wysyłającego mu wskazówki, zagadki dotyczące jego zabójstw, gdzie zawsze motywem przewodnim okazywała się zdrada. Starszy pan Lee z zawodu był prawnikiem, wybierał pośród swoich klientek te, które dopuściły się w jego mniemaniu karygodnego czynu, po czym po prostu je wykańczał. Według własnego uznania, był Bogiem, Sprawiedliwością, kolejny raz zabijając swoją własną żonę, bo ten jeden raz mu zwyczajnie nie wystarczył.
— Dlaczego Seungyouna? — zapytał, wpatrując się w zimne oczy własnego ojca. Jednocześnie schował prawą dłoń za siebie, by wydobyć nóż, bo sięgnięcie po różdżkę potraktowałby jako coś niegodnego, chciał walczyć jak równy z równym. 
Straszy człowiek uśmiechnął się delikatnie, by potem rozłożyć obie ręce powoli i wzruszyć ramionami. Przez lata obserwował Seunghyuna, znał jego metody, poza tym nie był na tyle głupi, by nie wiedzieć, że ten będzie chciał go zabić, pomścić matkę i brata we właściwy sobie sposób. W końcu od lat profesor Lee zabijał zwyrodniałych ojców, znęcających się dla sportu nad swoją rodziną.
— Nie był moim synem.
Seunghyun spóźnił się odrobinę, bo gdy dosięgał noża, jego ojciec stał już przy nim. Poszarpali się przez moment, po czym starszy Lee rzucił swego syna na bok, na przeciwległą ścianę. Walczyli zażarcie jeszcze przez krótką chwilę, niemniej jednak lata praktyki górowały nad dzikim gniewem, którego Seunghyun, choć starał się okropnie, nie mógł ujarzmić. Mężczyzna zadał mu kolejny cios, czym powalił go na ziemię. Powoli zanurzył rękę w jego ciemnym włosach i pociągnął go za głowę, by móc popatrzeć w oczy, których już od tylu lat nie miał szansy ujrzeć z tak bliska. A potem szybkim ruchem, by nie przedłużać, zadał mocny cios srebrnym sztyletem. 
Seunghyun wytrzeszczył oczy, wolną rękę przysuwając do pulsującego miejsca gdzieś w prawej części brzucha, z którego teraz wydobywał się prawdziwy potok krwi. Łapał zachłannie powietrze, przyciskając dłoń do rany, jednocześnie nie spuszczając z wzroku ze swojego ojca. 
Znów miał dziewięć lat, znów patrzył się na niego, gdy stał nad ciałem swojej matki i młodszego brata, pytając starszego człowieka dlaczego.



Wszystkie postacie żyją, mają się mniej lub bardziej dobrze. Ahn brał jeszcze udział w bitwie, bo jego obrażenia nie były poważne, Abigail wylądowała w Mungu, razem z profesorem Lee, który to nalegał, by go odesłać z powrotem do Wielkiej Brytanii.
Mam nadzieję, że Wam się podobało. Muszę przyznać, że napisałam to pod wpływem chwilowej weny, coś dziwnego mnie naszło, ot co. Mnóstwo błędów może się tam znajdować, ale siły na sprawdzanie tego kolejny raz po prostu uciekły. 
Buziaki, o!

16 komentarzy:

  1. [Jej, fajnie było poczytać Ciebie w nieco dłuższej formie. Tych mnóstwa błędów nie wyłapałam, więc albo jestem ślepa już całkowicie albo ktoś tutaj nieźle przesadza. Czuję pewien niedosyt co prawda, chyba dlatego, że starałaś się skupić na wszystkich bohaterów jednakowo, a ja chciałabym poczytać o każdym z nich z osobna, gdzie miałabym czas się z nimi zaznajomić. Więc wiesz co powinnaś w niedalekiej przyszłości zrobić — napisać trzy opowiadania, po jednym dla Jihoona, Abigail i Seunghyuna. Będę na to czekać!

    P.S. Ahn musi wybaczyć, ale właśnie nauczyciel zepchnął go z pozycji ulubionego azjatyckiego gościa w Hogwarcie. Thug life.
    Buziaki!]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Miło mi to słyszeć, naprawdę, jeszcze biorąc pod uwagę fakt, że lata minęły, odkąd ostatni raz pisałam jakąkolwiek notkę na bloga. Właśnie o to mi chodziło, ten niedosyt był zabiegiem celowym, bo również chciałam z czytelnikiem pobawić się w kotka i myszkę :)
      I z przyjemnością spełnię prośbę co do kolejnych opowiadań!

      PS. Jeśli jeszcze Ahn poczuł się odrobinę urażony, tak ja Cię zapewniam, że... No sama już nie wiem, którego kocham bardziej!]

      Usuń
  2. Cześć :)
    W pierwszym dialogu powinno być dziękujĘ, ale to mały drobiazg ginący podczas czytania, chociaż jest jeszcze kilka takich potknięć. Gdzie podziały się akapity? Zrzućmy to na karb zapomnienia i nagłego przypływu weny. Dialogi zapisujemy od puaz, a ty masz dywizy. Jednocześnie grzebiąc widelcem po swojej jajecznicy lepiej by wyglądało gdyby grzebał w jajecznicy a nie po niej :) Dla czytelników, którzy wcześniej nie mieli styczności z postaciami, jak i również kiedy wprowadza się osoby trzecie, dobrze jest dać krótkie wyjaśnienie kim są i jakie mają relację z głównymi bohaterami. Podobało mi się, że Danny, jako taka postać miał swój opisik, leci ode mnie plusik. Przedmioty szkolne (np. zaklęcia, transmutacja) piszemy od małej litery, u Ciebie jest pisane dużą literą. To są tylko moje małe uwagi techniczne dotyczące opowiadania.

    Podobało mi się, ale zdecydowanie za mało tego było i choć miałam wrażenie podczas czytania, że wszystko zostało starannie zaplanowane i rozpisane, był świetny koncept, to czegoś mi brakuję, jakby w opowiadaniu były dziury. Zdecydowanie za krótkie partie tekstu by można było się wczuć i zadowolić, ale mimo tego, podobało mi się. Tekst czytałam dwa razy. Pierwszym razem za bardzo skupiłam się na błędach, a teraz już bardziej dla przyjemności to robiłam.
    Powodzenia w konkursie!:)
    Marcus Rothesay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Już lecę, by poprawić wszystkie błędy, o jakich wspomniałaś, natomiast muszę też się usprawiedliwić - wcześniej pisałam, że za wizualne braki odpowiada buntujący się Word, jak i też niezbyt współpracujący ze mną blogspot. Ja i technika, my po prostu nie idziemy ze sobą w parze :) Ogromnie się cieszę, że Ci się podobało! Urywane fragmenty tekstu były przemyślane wcześniej, chciałam pozostawić ten lekki niedosyt, by czytelnik sam mógł sobie dopowiedzieć resztę, ale również zastanowić się nad historiami każdej z postaci. Dzięki wielkie! :)]

      Usuń
    2. Skoro krótkie fragmenty były zamyślone, to jak najbardziej w porządku. Fanaberie autorów zawsze są zgodne ze wszystkim!:)

      Usuń
  3. Mnie osobiście drażniło zastosowanie pustej linijki (entera) zamiast akapitów, ale nie przeszkadzało to w odbiorze tekstu. Zdecydowanie za krótko, mało i bez rozbudowania, na które nieco liczyłam. Każda partia tekstu, gdyby była bardziej rozbudowana, miałaby szansę stać się niezłą fabułką na długą notkę. Generalnie fajnie, najbardziej podobały mi się te jednozdaniowe zakończenia fragmentów.
    Gregorius Cavendish

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [No to mam nauczkę, najwidoczniej muszę pisać dłuższe te notki! Dzięki wielkie, cieszę się, że Ci się podobało :)]

      Usuń
  4. Powtórzę to co już zostało napisane: szkoda, że partie tekstu takie krótkie, a na ich podstawie o każdej z trzech postaci można by napisać spory objętościowo kawałek tekstu, ale może innym razem uda się stworzyć kontynuację. Najciekawsza wydaje się tutaj kreacja profesora Lee, motyw z wymierzaniem kary i nazywaniem siebie Bogiem czy Sprawiedliwością trochę przypomina jedną japońską produkcję, ale to pewnie tylko skojarzenie. Notka przeczytana dwukrotnie, poza wymienionymi już drobnymi błędami żadne inne nie rzuciły się w oczy, a co do strony wizualnej, akapity można bez problemu zastosować za pomocą kodów, jeśli Word zaczyna się buntować. Opowiadanie przyjemne w odbiorze, całość na duży plus i wyszło naprawdę w porządku :)
    Powodzenia w konkursie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Kody to jeszcze inna bajka, html dla mnie jest zagadką nie do rozwiązania, niestety (co irytuje, gdy widzi się tu takie zgrabne karty postaci). Dziękuję bardzo i cieszę się, że się podobało! Skojarzenie na pewno, bo z japońskich filmów/anime/dram obejrzałam zaledwie dwie produkcje, a też w żadnej nie było takiego motywu :)]

      Usuń
  5. W sumie wszystko, co chciałam napisać, zostało już napisane przez poprzednich autorów. Dorzucę więc tylko od siebie, że mi się podobało, nawet bardzo, a drobne błędy mi nie przeszkadzały ani nie utrudniały czytania. Tylko co się stało z Jihoonem? I ogólnie ze wszystkimi? D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostawiam sobie otwartą furtkę do opowiadania grupowego - nie wiem więc jeszcze, co się z Jihoonem stanie podczas bitwy. W zależności od tego, jak akcja się potoczy, będę również wiedzieć, co z Abi, ale prawdopodobnie zaraz przetransportowano ją do św. Munga. Ojciec profesora Lee natomiast sam zawiadomił pogotowie. Wiedział, iż nie jest w stanie zamordować swojego syna, także zadał mu cios, dzięki któremu Seunghyun miał szanse na przeżycie :) Cieszę się, że Ci się podobało i czekam na Twoją notkę!

      Usuń
  6. Komentuję zdecydowanie zbyt późno, ale każdy zasługuje na komentarz po przeczytaniu :) W sumie wszyscy wyżej już napisali, że opowiadanie jest niestety za krótkie. Jest trochę błędów, tekst trochę za krótki jak na opisanie historii trzech postaci, ale może z czasem doczekamy się kontynuacji ;) Najbardziej do gustu przypadła mi część Abigail. Chyba właśnie kontynuację jej historii przeczytałabym najchętniej! Tymczasem życzę powodzenia w konkursie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I. Czasem mniej znaczy więcej i chyba tak właśnie jest w przypadku tego fragmentu. Nie tworzysz rozległych, szczegółowych opisów, ale to, co już opisujesz, jest na tyle wyraziste, że z łatwością potrafię sobie wyobrazić całą tę sytuację. Niczym niesygnalizowane przejście z części spokojnej do ataku jest tym lepsze, że nie dajesz czytelnikowi czasu na oswojenie się ze zmianą klimatu, ale od razu przechodzisz do meritum i kończysz. Bardzo podoba mi się, że nie bawisz się w naturalistyczne opisy, nie rozwodzisz się nad śmiercią i morderstwem, że na głównym planie nie znajduje się trup, ale morderca – spokojnie pijący herbatę, potrafię to zobaczyć. Właściwie ta powściągliwość czyni rzecz bardziej przerażającą. Jest zimno, a nawet o temperaturze nie wspominasz.
    Mocne zakończenie, można wielorako interpretować.

    II. W dodatku ta furiatka chciała by w takim dniu – chciałaby
    Z morderstwa i Seunghyuna przeskok do Lawrence i, w zasadzie, normalnego życia. Fajnie, po takim wstępie trochę się obawiałam, że całe opowiadanie będzie utrzymane w takich zabójczych klimatach, ale nie – wojną wojną, normalnie żyć przynajmniej próbować trzeba. (Tym bardziej, że to dopiero początek wojny i w sumie nie każdego ona dotyczy w takim samym stopniu.) ;)

    III. Ostatnie zdanie – to komentarz odautorski czy myśl Jihoona? Bo jeśli to drugie, to mi to zgrzyta. Zamek zaczął się trząść, więc pewnie każdy czarodziej w naturalnym odruchu sięgnąłby po różdżkę, ale czy naprawdę pierwszą myślą byłoby to, że ktoś zaatakował Hogwart? Ponure nastroje to jedno, ale w zamku działo się tyle nietypowych wydarzeń, że bitwa niekoniecznie wpadała do głowy jako pierwsza przyczyna. Poza tym to był chyba dzień Halloween, może to jakaś atrakcja od dyrekcji?

    IV. Kwestia tego, czy zabranie wolnego akurat dnia drugiego listopada było błędem – Kwestia tego, czy wzięcie wolnego akurat drugiego listopada było błędem (zła łączliwość – wolne się bierze, nie zabiera; jak drugiego listopada, to wiadomo, że dnia)
    Zabrakło jednego wcięcia akapitowego.

    V. Nie przekonuje mnie opis bólu wywołanego zaklęciem Crucio. Zbyt suchy i beznamiętny, trochę tak, jakby opisywał go ktoś, kto tylko nigdy tego na własnej skórze nie poczuł, a tylko czytał w podręcznikach – a chyba to nie było Twoim celem.
    Właściwie najsilniej zadziałało na mnie to: Nie chciała ginąć tutaj, zapomniana i zupełnie bezradna. Takie to ludzkie, sytuacja zagrożenia i chociaż wedle logiki Abigail powinna się martwić tylko tym, że może zginąć, gdzieś pewnie na skraju świadomości pojawia się myśl o tym, że zostanie zapomniana. Trochę jak jeden cesarz, który, już umierając, próbował zasłonić goły tyłek.

    VI. Pojawia się słowo przenieś, a powinno być przenieść, a poza tym: Ahn znikał ją za rogiem – znikał kogo? Oo
    Tak poza tym, to... serio? :D Jihoon idzie sobie korytarzem, a to trzaśnie drętwotą, a to uratuje kogoś przed śmiercią, dzień jak co dzień, to jest naprawdę tak proste, na jakie wygląda?

    VII. Duszny klimat jest niewątpliwym plusem, ale w jakimś stopniu (moim zdaniem oczywiście!) niszczysz go pewnymi wyrażeniami. Przede wszystkim zazgrzytało mi: Poszarpali się przez moment i choć starał się okropnie. Drugie wyrażenie jest bardzo potoczne, pierwsze... nie przystaje do wagi sprawy, przez moment to ja się szarpałam kilkanaście lat w kłótniozabawie z siostrą. :D

    Całość mi się podobała, lubię Twój styl, kompozycję tekstu i to, że nie wszystko zostało dopowiedziane. Ale też nie uważam, by opowiadanie było całkowicie równe – imo najlepiej napisane są fragmenty powiązane z profesorem.

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Dobra.
    Pomijając fakt, że nie umiem czytać większości pojawiających się imion i nazwisk, i że nie włączyłam podkładu, bo ogólnie średnio pasują mi japońskie klimaty, to opowiadanie bardzo mi się podobało c:
    Spodziewałam się dynamicznej akcji i ją otrzymałam. Krótkie fragmenty budowały napięcie, nadawały ekspresji całemu utworowi. Dynamizm wynagrodził mi potyczki językowe. Zgadzam się jednak z komentarzem powyżej - czasami Twoje wyrażenia nie do końca pasują do powagi sytuacji, ale to też po części kwestia wprawy. Można nad tym popracować i następnym razem skupić się na tym również podczas pisania.
    Bardzo ładna kreacja postaci. Podoba mi się to, że wplatasz w całą historię również odrobinkę humoru. Nadaje to opowiadaniu jakiegoś takiego smaczku.
    Zdecydowanie najlepiej wyszły Ci fragmenty nawiązujące do pana profesora Lee (rozpływam się nad relacjami rodzinnymi), a zwłaszcza ten ostatni, jednak do pozostałych nie mam się jak przyczepić. Czytałam z zapartym tchem, a to już coś znaczy! :D
    Ogólnie historia bardzo na plusik. :) Z niecierpliwością wyczekuję Twoich kolejnych notek i życzę powodzenia w konkursie c:
    Konkurencji też można, a co <3 ]

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam sposób w jaki piszesz! Już dawno nie czytało mi się opowiadania tak lekko. Wielki podziw i ukłony z mojej strony. :) Poza tym mam dwa zastrzeżenia.
    1. Mało mi! Chcę więcej, wolałabym żebyś opisała ciąg dalszy historii, zamiast dopowiadać jej zakończenie już poza opowiadaniem.
    2. Podkłady. I nie chodzi mi tu o ich rodzaj, a umieszczenie. Moim zdaniem lepiej byłoby wcisnąć je w tekst, żeby czytelnik mógł włączyć dany utwór w odpowiednim momencie, a nie musiał wracać na górę tekstu, a później szukać na czym skończył czytać.
    Ogólnie opowiadanie bardzo mi się podobało, Abigail wydaje się być kochanym stworzonkiem i mam wrażenie, że dogadałaby się z moją Haidemarie <3
    Powodzenia w konkursie! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Błędów nie udało mi się wyłapać, poza brakiem ę w słowie szyję i jakimiś problemami z przecinkami tu i ówdzie. Niestety, jakoś łatwo było mi się zgubić w tym tekście (o co chodzi z Elody? Umarła?) Trochę szkoda, że sam opis wojny to tylko mała część całości... Właściwie z historii o starszym i młodszym Lee mogło powstać odrębne opowiadanie, niezwiązane z wojną (chętnie przeczytam, jeśli takie coś stworzysz, bardzo mnie wkręciło!)
    Masz lekkie pióro i fajnie się to czytało, a najbardziej podobały mi się fragmenty opisujące picie herbaty i rozmowa z Abigail. Mam jednak po przeczytaniu dziwne wrażenie, że opowiadanie jest ucięte, jakby czegoś brakowało. Jak napisała dreamcatcher: fajnie byłoby, gdybyś to, co zawarłaś pod gifem, rozwinęła i dopisała do całego opowiadania.
    Generalnie wrażenie mam bardzo pozytywne, powodzenia!

    Thomas Spencer

    OdpowiedzUsuń