Chłopak rozerwał złoty papier, którym owinięte było pudełko, po czym otworzył je szybkim ruchem. W środku znalazł małą, drewnianą figurkę żołnierzyka, list i zdjęcie. Zmarszczył brwi, sięgając po kartkę.
— Słyszałem, że lubisz zagadki — zaczął czytać. Biały kot wskoczył na stół, zaraz porywając w swoje małe łapki resztki błyszczącego opakowania. Lee wyciągnął rękę i zrzucić zwierzaka na ziemię, nie spuszczając wzroku z listu. — W takim razie zagrajmy w grę. Masz dwadzieścia cztery godziny na schwytanie zabójcy. Życzę ci powodzenia, Seunghyun. Może już jutro się zobaczymy... Tata.
Brunet roześmiał się, wrzucając kartkę z powrotem do pudełka. Paczka wylądowała w śmieciach, umieszczona tam poprzez mocne kopnięcie.
Listonosz pojawił się znów na progu jego domu dwa dni później, w sobotę rano, przynosząc gazetę i pytając, czy słyszał o brutalnym morderstwie wykonanym w samym centrum Seoulu, pod biurem Samsunga.
— Coś mi się obiło o uszy — odpowiedział, posyłając starszemu mężczyźnie wesoły uśmiech, jednocześnie postanawiając, że następnym razem gry sobie nie odpuści.
11 grudnia 2022r., niedziela, godzina 20:43
Seunghyun wyszedł z przejścia podziemnego i od razu skierował we kroki w prawo, do londyńskiego hotelu Hilton, do którego doprowadziła go odkryta wcześniej lokalizacja. Jeszcze przed wejściem zatrzymał się na moment, ogarniając wzrokiem tę potężną budowlę, po czym ruszył do środka. Miał na sobie czarny, mugolski garnitur, jeden z wielu, które zalegały jego szafę, a z których po prawdzie częściej korzystał, niż ze swoich czarodziejskich szat.
— W czym mogę pomóc? — Uprzejma recepcjonistka posłała mu szeroki uśmiech, choć w jej oczach nie było widać ani grama wesołości, tylko zwykłe zmęczenie. Mężczyzna odpowiedział jej takim samym uśmiechem i oparł jedną dłoń o blat biurka.
— Rejestracja na nazwisko Lee... Jeśli można prosić.
— Ach, tak — kiwnęła głową, powracając wzrokiem do komputera i przez kilka minut wystukiwała coś na klawiaturze komputera — zgadza się. Pokój dwieście dwadzieścia trzy.
Czarodziej roześmiał się pod nosem, odrobinę zażenowany, by potem kiwnąć głową zaskoczonej recepcjonistce i ruszyć za konsjerżem do swojego apartamentu. Zafrasowany złością na ojca za to, że pogrywał sobie z nim w tak banalny sposób, nawet nie zorientował się, iż było to do starszego pana Lee zupełnie niepodobne. Przeoczył osoby trzecie, które mogły być zamieszane w tę sprawę, pierwszy raz pozwalając sobie na tak potężną ignorancję.
Co kilka miesięcy do Hogwartu przychodziła kolejna paczka ze zdjęciem i krótkimi informacjami o następnej ofierze jego ojca, który to wysyłał mu je z premedytacją. Zarzucał wędkę. Seunghyun miał wtedy kilka dni na to, by uchronić ludzi przed morderstwem, co czasem mu się udawało, czasem nie. Nie miał najmniejszego interesu w tym, co robił, uważał, choć brzmi to strasznie, całą tę farsę za zabawę. Nie obchodziło go w żaden sposób życie zagrożonych osób, bo sprawdzał jedynie, czy uda mu się przechytrzyć ojca.
Pokój hotelowy był przestronnym, jasnym apartamentem, w którym profesor czuł się zwyczajnie obco. Gdy tylko pozbył się marynarki, ruszył w kierunku fotela, zbierając po drodze whisky z barku wraz ze szklaneczką. Napełnił naczynie złotym płynem, siadając prosto i wreszcie odetchnął.
Po karku przeszedł mu dreszcz, a i zalało go też nieprzyjemne uczucie chłodu, kiedy odstawił szklankę na stolik. Rozejrzał się powoli po pomieszczeniu, nadal wyraźnie czując czyjąś obecność w pokoju, mimo iż nikt się w nim oprócz niego nie znajdował. Brunet wstał powoli i mrużąc oczy, dalej badał każdy najmniejszy zakamarek apartamentu, szukając jakiekolwiek śladu obecności innego człowieka. W końcu znalazł małą kartę tuż przy łóżku, na stoliku.
Parking podziemny, godzina 23:30, zostało wykreślone drobnym druczkiem, po koreańsku.
— Co, do cholery? — wydukał, nieznacznie kręcąc głową, a kącik jego ust drgnął delikatnie w wyrazie zdegustowania.
To nie było podobne do Lee Siwona. Jego ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, że nie dałby się nabrać na takie spotkanie, toteż Seunghyun po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy to na pewno od tej właściwej osoby odebrał paczkę. Nie odwrócił się jednak, nie zabrał teczki i nie wyszedł z hotelowego pokoju. Wycofał się na wcześniej zajmowane miejsce, pochwycił szklaneczkę, w spokoju czekając na godzinę dwudziestą trzecią. Włączył nawet telewizję, gdzie nadawali jakiś stary serial z lat dziewięćdziesiątych.
Wydawało mu się to nawet zabawne.
19 listopada 2018r, poniedziałek, godzina 21:34
Najważniejszą rzeczą w tym zawodzie było zorientowanie się w umiejętnościach przeciwnika, poznanie jego słabości, ale przede wszystkim zalet, którymi mógłby próbować zdobyć przewagę. Wybrać to, co bolało, co rozwścieczało, ujmowało i imponowało — najśmieszniejsze było to, iż większość ludzi nie zdawała sobie sprawy, że po krótkim omieceniu wzrokiem i wymianie kilku zdań podawali informacje jak na tacy.
— Wchodź — powiedział wtedy Seunghyun, poruszając dłonią w zapraszającym geście, a dwudziestolatek stojący w progu jego domu kiwnął delikatnie głową, po czym pewnym krokiem wsunął do mieszkania.
Lee zrobił wszystko, by odrzucić od siebie tego chłopaka. Odzywał się chłodno, nie wymieniał uprzejmości, a mimo to Jim uparcie dążył do tego, by go poznać. Brutal jakich mało, choć jego wygląd tego nie sugerował — mało osób wiedziało, że za drzwiami swojego mieszkania zawsze grzeczny, potulny brunet przetrzymywał szesnastoletnią dziewczynę i znęcał się nad nią już od dwóch miesięcy. Odpychanie jednak najbardziej go pociągało, bo im bardziej ktoś chciał go od siebie odsunąć, tym bardziej próbował sobie udowodnić, iż potrafi tę osobę z powrotem przyciągnąć.
Seunghyun nie wybierał banalnych zleceń, zawsze doszukując się w swoich ofiarach tego pierwiastka czystego szaleństwa, okrucieństwa, jakie odnalazł w swoim ojcu. Z każdym kolejnym morderstwem uczucie ulgi jednak słabło, pragnął coraz więcej, toteż rozprawiał się z ludźmi, nawet jeśli nikt go o to nie poprosił. Ot, szukał na własną rękę tych, który pasowali do jego powielanego schematu.
Tego wieczora zdobył kolejną obrączkę, a dziewczynę przewieziono do szpitala.
11 grudnia 2022r., niedziela, godzina 23:31
— Czym sobie zasłużyłem na to spotkanie? — zapytał ironicznie po angielsku, obserwując z pewnej odległości plecy człowieka odziane czarną marynarką. — Co tutaj robimy?
Już z miejsca, w którym się znajdował, mógł ocenić, iż mężczyzna przed nim na pewno jego ojcem nie był. Niemniej żadne wątpliwości nie zostały rozwiane, nawet kiedy tajemniczy człowiek odwrócił się, ukazując swoją twarz. Seunghyun ocenił go w kilka sekund.
Bankrut. Miał na sobie skórzane, markowe buty, noszące jednak ślady częstego użytkowania, złoty zegarek, wyjątkowo zadbany, sprane spodnie z taniego jeansu i marynarkę, lekko postrzępioną na rękawach. Prawdopodobnie stracił majątek, choć był tak przyzwyczajony do swojego wcześniejszego życia i luksusu, że braki w portfelu próbował nadrabiać prezencją, aczkolwiek w oczach Lee z marnym skutkiem.
W rozległym, jasnym parkingu na najniższym piętrze nie było widać żywej duszy, a kąta, w którym się znajdowali, nawet nie obejmowały kamery. Seunghyun poczuł maleńki zastrzyk adrenaliny i strachu, czego nie dał po sobie poznać chociażby drgnięciem powieki. Nie mógł się natomiast powstrzymać i mimowolnie zerknął w dół na zardzewiały pręt, którego mężczyzna ściskał w lewej ręce.
Wydawało mu się to nawet zabawne.
— Czekamy — powiedział nieznajomy łamaną angielszczyzną, rozszerzając usta w grymasie zadowolenia. Już po chwili zanosił się głośnym, ochrypłym śmiechem, przez co Lee w końcu ukazał jakąś ludzką cechę; cofnął się odrobinę, jakby szukał drogi ucieczki.
— Na kogo?
— Patrzysz na mnie, jakbyś nie wiedział, co? Robisz ze mnie debila, chłopcze?! — Zmiana, jaka zaszła w napastniku, zmusiła Seunghyuna do kolejnego kroku w tył. Dopiero w tym momencie zorientował się, że drzwi za nim były wyjściowe, owszem, ale otwierały się tylko od wewnętrznej strony. Mężczyzna przed nim wiedział to od początku. — Na co czekasz, hm? Myślisz, że dam ci teraz uciec? Posiedzimy tu sobie, poczekamy. A jeśli nie dostanę tego, czego chcę, rozprawię się z tobą o wiele dłużej, tak dla przyjemności.
Całe ciało profesora zdrętwiało, przez co przez krótką chwilę po prostu patrzył w przestrzeń, próbując nas sobą zapanować.
— Czego chcesz? — wydukał powoli.
— Zemsty, synku. Zemsty.
14 maj 2021r., piątek, godzina 19:04
— A co, jeśli powiedziałbym, że była pani w śmiertelnym niebezpieczeństwie? Uwierzyłaby mi pani czy potraktowała jak szaleńca?
— Czy to groźba?
Seunghyun roześmiał się, a potem sięgnął po kieliszek wina. Udało mu się ustalić tożsamość kolejnej ofiary Siwona, a zyskał tyle czasu, że nawet umówił się z tą kobietą na kolacje w jednej z najlepszych restauracji Icheon, do której uwielbiał przychodzić kilka lat temu. Nayeon, bo tak było na imię krótkowłosej, uroczej brunetce, próbowała uwieść go już od dobrej godziny, jednak niestety Lee uparcie się nie poddawał.
Mógł sobie wyobrazić moment jej śmierci.
Oboje z ojcem wykorzystywali te same metody; sam Seunghyun robił to z premedytacją, by w jakiś sposób dać o sobie znać. Nigdy nie posługiwali się magią, bo to w jawny sposób ściągnęłoby na nich zainteresowanie Ministerstwa, zresztą mężczyzna uważał to za pewnego rodzaju oszustwo, coś karygodnego. Ani razu nie zdarzyło mu się użyć czarów na swoim przeciwniku, wolał walczyć jak równy z równym.
Oczami widział już Nayeon w tej samej długiej, kremowej sukience, gdy leżała pozbawiona życia na schodach prowadzących do poczty, w której pracował jej kochanek. Tam miała zginąć tej nocy i prawdopodobnie gdyby nie jej łatwe zdolności do zakochiwania się w każdym napotkanym mężczyźnie, właśnie tam w istocie skończyłaby swój dwudziestoośmioletni żywot.
— Może — przyznał, a w oczach kobiety błysnęło rozbawienie. — Niestety na mnie już czas, ale jeśli mógłbym panią o coś prosić... Proszę tak namiętnie nie wysyłać już kolejnych listów.
Uśmiech z jego twarzy zniknął, zastąpiony zimnym wyrazem obojętności. Nayeon otworzyła oczy ze zdziwienia, odprowadzając znikającego z sali Seunghyuna wzrokiem, po czym szybko sięgnęła do torebki po telefon. Ten nocy spała spokojnie w domu, wtulona w ciepłe ramiona swojego męża.
11 grudnia 2022r., niedziela, godzina 23:44
Nawet na sekundę nie spuścił wzroku ze siwowłosego mężczyzny, który wydawał mu się w gruncie rzeczy nieszkodliwy. Gdyby minął go na ulicy lub usiadł obok niego w pociągu, stwierdziłby, że jest nawet pociesznym, bezużytecznym stworzeniem, nienadającym się nawet na użyczenie krótkiej chwili. Motywy, które nim kierowały, nie były byle jakie. Ten człowiek nie był psychopatą, nie był mordercą, był kimś, kogo zgubiła nienawiść. Do jego ojca.
Mieli przynajmniej coś ze sobą wspólnego.
— Wiesz, na początku wątpiłem w to, że Siwon się zjawi — zaczął, obdarzając go krótkim spojrzeniem. Od dziesięciu minut stali po prostu na przeciwko siebie w zupełnej ciszy. — Potem jednak zacząłem węszyć, i wiesz co, on sobie z tego chyba zdawał sprawę. Nosi twoje zdjęcie w portfelu. Na ścianie w gabinecie powiesił twoje wyniki z egzaminów szkolnych. Kocha cię ewidentnie.
Seunghyun prychnął.
— Nie chciałbym cię wprowadzić w błąd, ale chyba nieznacznie pomyliłeś się w swoich przypuszczeniach.
— Może — mężczyzna kiwnął głową — nie mówię, że nie masz racji. Ale popatrz tylko, wyobraź to sobie. Nawet gdy tu nie przyjdzie, zakłuje go trochę w sercu, kiedy ujrzy w gazecie zdjęcie swojego dziecka, jedynego syna. Zakrwawionego, pokiereszowanego... Czy nie tak, powiedz, nie mam racji?
Na początku Lee chciał naiwnie zapytać tego człowieka, po co to wszystko robi i jaki to ma sens. W gruncie rzeczy wiedział jednak dlaczego, co jeszcze bardziej go rozwścieczyło. Nawet przez moment zapomniał o strachu, chyba się z nim pogodził.
— Dlaczego nie załatwimy tego teraz? Mam dość czekania.
Seunghyun rzucił się w kierunku mężczyzny, zanim ten zorientował się, co tak naprawdę się dzieję. Zdążył wybić metalowy pręt z jego dłoni, ale nie uchronił się przed mocnym uderzeniem w głowę, przez go opadł na posadzkę z głośnym hukiem. Rana na jego brzuchu już nie bolała, po prostu paliła jego wnętrzności do tego stopnia, że aż zrobiło mu się niedobrze. Whisky, którą wypił przed kilkoma godzinami, niebezpiecznie zakołysała mu się w żołądku, a on sam odwrócił się na brzuch dokładnie w chwili, w której zaczął wymiotować.
— Żałosne, doprawdy. — Usłyszał głos nad swoją głową. Mężczyzna chwycił go za koszulę, za jednym zamachem unosząc do pionu, po czym uderzył z otwartej dłoni w twarz. — Jesteś synem Siwona? A może się pomyliłem, co?
Nie mógł wybrać lepszej prowokacji. Mimo pulsującego bólu gdzieś w okolicach brzucha, Seunghyun zdołał wymierzyć cios prawą ręką, przez co odepchnął od siebie napastnika, pozwalając sobie na krótką przerwę na zaczerpnięcie powietrza. Był jednak w tak marnym stanie, że kolejne uderzenia znów obaliły go na ziemię. Po solidnym kopnięciu jęknął głośno, zwijając się na posadzce. Z rany zaczęła sączyć się świeża krew.
— Teraz dopiero sobie przypomniałem, że nie zdążyliśmy się sobie przedstawić. Mamy jeszcze trochę czasu do północy, nie? — Głos mężczyzny dochodził jakby z oddali. — Kang Hyungmin. Twój ojciec prowadził sprawę mojego rozwodu. A potem zaczął węszyć.
— Nie obchodzi mnie to — wychrypiał brunet, podnosząc się na łokciach, po czym przesunął się do tyłu i oparł o jedną z kolumn, przykładając rękę do brzucha. Koszula zaczęła przeciekać.
Lee spojrzał w twarz swojego oprawcy, który uśmiechał się szeroko, jakby każde wypowiadane przez niego słowo okropnie go bawiło. Miał świadomość, że gdyby nie jego kondycja, powaliłby tego człowieka po kilku minutach.
— Będzie, posłuchaj dalej — mruknął starszy mężczyzna, kucając przy nim. Sięgnął do kieszeni marynarki, by wyciągnąć z niej mały scyzoryk. — Zaczął węszyć, badać sprawę. Udowodnił winę mojej byłej żony, zarzucając jej zdradę, co nie było prawdą, mimo że wszystko na to wskazywało. Ja wcale nie chciałem się rozwieść, to ona chciała. Kochałem ją, oj tak, kochałem. Ale potem straciłem pieniądze, co za przewrotne życie.
Kolejny raz się roześmiał, ukazując rządek równiutkich, śnieżnobiałych zębów.
— Po którymś z kolei odroczeniu, zwierzyłem się twojemu ojcu, że gdybym mógł, to bym ją zabił. Byłem pijany, nie panowałem na sobą. Ale niedługo po ustaleniu wyroku — tu zrobił krótką pauzę, zajęty oglądaniem ostrza — ona zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Znaleziono jej ciało w fabryce butelek kilka dni potem, gdzie miał pracować jej kochanek. Ale to było kłamstwo, ona mnie nie zdradziła!
Mężczyzna wyciągnął rękę i ścisnął jego koszulę, lekko pociągając go do góry.
— Była przebita prętem, o takim, jak ten tu obok. Przechodził przez jej klatkę piersiową, przez jej piękne ciało. Oj, była taka piękna, nie uważasz? Oglądałeś jej zdjęcie. Ale zginęła. Zginęła z rąk twojego parszywego ojca, który zaraz powinien się tu znaleźć, w końcu wybije dwunasta. Tylko, że nie mam ochoty czekać, nudzę się, wiesz? Zanim cię wykończę, poszukam innej rozrywki.
Opóźniona reakcja Seunghyuna nie uchroniła go przed kolejnym ciosem, o wiele gorszym niż poprzednie. Ogrom bólu, który zaatakował jego podbrzusze, nie mógł się z niczym równać, bynajmniej nie jemu, pierwszy raz w życiu doświadczającemu takiego uczucia. Rana już nie paliła, nie płonęła ogniem, ale przeszywała jego ciało lodem, wzbudzając lekkie odrętwienie. W tej fazie szoku jeszcze przez krótką chwilę nie czuł zupełnie nic, dopiero po kilku sekundach zawył w agonii, przymykając oczy, do których momentalnie napłynęły łzy. Krzyk jego poniósł się echem po parkingu, choć nie trwał długo, bo wkrótce potem Lee stracił przytomność.
21 lipiec 2004r., środa, godzina 23:26
Piekło, które rozpętało się zaraz po wejściu jego matki do domu, zlewało mu się w niewyraźną masę wspomnień. Siedział już od trzech godzin samotnie w mieszkaniu, kryjąc się w szafie i zakrywając dłońmi uszy, jednocześnie próbując wmówić sobie, że to wszystko było złym snem. Ze szpary w drzwiach widział jednak nieruchome ciało swojej rodzicielki leżące na korytarzu, kałużę krwi i ciemne włosy brata rozsypane na piersi kobiety.
— Mamo? — szepnął chłopczyk, wysuwając się ze swojej kryjówki. Przez myśl mu przeszło, że być może rodzice rzeczywiście żartują z niego w ten okropny sposób, że krzyki nie były prawdziwe i że czekają na niego, by ten tylko wyszedł z szafy.
— Mamusiu? — powtórzył zlękniony, dobiegając do kobiety. Zatrzymał się w momencie.
Prawdopodobnie to był ten moment, który zaważył na późniejszym życiu Seunghyuna. Spoglądał w zimne, puste oczy kogoś, kto przez te dziewięć lat był jego największym skarbem i kogo po raz pierwszy i ostatni obdarował czystą, bezinteresowną miłością.
Nawet siebie nie potrafił później znieść. Przez całe podobieństwo do ojca i przez to, że sam usilnie chciał się do niego upodobnić.
12 grudnia 2022r., poniedziałek, godzina 12:02
— Jesteś wreszcie! — wykrzyknął Hyungmin, uradowany spoglądając w twarz Siwona. Ten przystanął w pewnej odległości od mężczyzny, z premedytacją nie obdarzając swojego syna ani jednym spojrzeniem. Seunghyuna wybudził krzyk, jednak nie można było powiedzieć, iż wytrzeźwiał na tyle, by móc oglądać tę scenę, będąc w pełni świadomym. — Przyszedłeś dokładnie pod koniec przestawienia. Właściwie w trakcie ostatniej sceny. Nie głupio ci?
— Zostaw chłopaka. Popełniłeś błąd.
— Tak mówisz? — Mężczyzna rzekł kpiąco, chowając scyzoryk z powrotem do kieszeni. Sięgnął natomiast po pręt, który dalej spoczywał w tym samym miejscu na podłodze.
Starszy pan Lee prychnął.
— Nawet nie wiesz, że robisz mi w tym momencie przysługę. Wypuść go albo zabij, nie robi mi to dużej różnicy.
— Naprawdę? Naprawdę popełniłem błąd?
Hyungmin uniósł brwi, a na jego twarzy uformowała się żałosna mina. Seunghyun z początku miał wrażenie, że była to jawna prowokacja, natomiast twarde spojrzenie jego ojca świadczyło o tym, iż mówi prawdę. Otworzył nawet usta, by coś dodać, ale nie potrafił wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy raz od dawna serce zabolało go tak mocno, iż poczuł, jak łzy zbierają się w kącikach jego oczu. Ojciec miał tę niespotykaną właściwość, że z łatwością był w stanie doprowadzić go do płaczu — było tak, gdy miał siedem lat, ale nie spodziewał się, iż mogło trwać to do dzisiaj.
Z rozważań wyrwał go wybuch śmiechu Hyungmina.
— Jesteś już stary, a twoje metody coraz słabsze, Siwon. Kochasz tego chłopaka. I będziesz kochać. I mam nadzieję, że miło wspominać.
W jednej sekundzie krzyknęły trzy osoby.
Hyungmin krzyknął, osuwając się na ziemię i wypuszczając tym samym metalowy drut z dłoni, a jasnozielony pył roznosił się jeszcze wokół niego, gdy powoli zamykał oczy, nie czując już bólu.
Siwon krzyknął, mierząc jeszcze w mężczyznę, ale jego wzrok wędrował powoli w stronę syna. Jęknął ochryple, wyrzucając z wściekłością różdżkę, która potoczyła się po posadzce.
Seunghyun krzyknął, przytrzymując zardzewiały pręt raniący mu dłonie. Nie czuł jednak już żadnego bólu. Ostrze przebiło klatkę piersiową na wylot, uniemożliwiając złapanie choć krótkiego oddechu. Zaczął się dusić, a krew kapała z jego ust, barwiąc koszulę szkarłatem.
Starszy mężczyzna zawył, padając na kolana przed swoim synem. Wyciągnął do niego ręce, by potem przycisnąć do siebie mocno, szepcząc w kółko zdrobnienie jego imienia, Hyunie, jak go nazywał, gdy ten był jeszcze małym chłopcem.
Przez całe swoje życie Seunghyun był przekonany, że nienawidzi własnego ojca, który stał się potworem, najgorszym z możliwych wzorców, jakie można było sobie wyobrazić. I nie przestał nawet w tych ostatnich sekundach przed utraceniem przytomności, kiedy zanosił się kaszlem, walcząc o każdą następną minutę w jego ramionach. Poczuł natomiast spokój, zadośćuczynienie.
Cierpiał przez całe życie, bo ojciec odebrał mu to, co najbardziej kochał. Teraz przyszła kolej na to, by to on pogrążył się w rozpaczy.
17 grudnia 2022r., sobota, godzina 12:01
Profesor Lee zapisał się w historii Hogwartu jako ktoś, o kim tak naprawdę nikt niczego nie wiedział, o kim prawiono niestworzone anegdoty, o kim szeptano podczas nocnych schadzek, by przestraszyć pierwszoklasistów. Jego portet, zrobiony na zamówienie samego dyrektora, umieszczony został w sali obrony przed czarną magią, gdzie też pilnował uczniów, donosząc potem nauczycielom na każdego delikwenta, który spóźnił się na zajęcia.
Na pogrzebie, co dziwne, nie zabrakło nikogo. Ktoś się nawet rozpłakał, chłopcy oddawali swoje chusteczki dziewczętom, z kwaśnymi minami spoglądając po sobie, jakby sami nie mogli uwierzyć, że są naprawdę zasmuceni.
A najbardziej płakała starsza nauczycielka zielarstwa, szepcząca pod nosem, że Seunghyun był dla niej niemal jak syn.
__________________________________
Nawet nie uwierzycie, jak mi smutno!
Naprawdę, pisząc to, aż miałam łezki w oczach, że rozstaje się z postacią, którą to najprzyjemniej pisało mi się jakiekolwiek notki. Kocham Seughyuna, kochać go będę, ale niestety po tych dwóch miesiącach musiałam go pożegnać... Za mało nas, autorów nauczycieli, przez co nie chciałam zalegać jako postać-duch i dodawać jedynie z konta pana Lee kolejnych opowiadań. W zamian za to zaoferują Wam inną azjatycką buźkę (w końcu będziecie ich mieli dosyć), bo pomysł na nią czai się w mojej głowie już od jakiegoś czasu.
|
|
Mam nadzieję, że dobrze skontrastowałam Wam rolę profesora jako mordercy, ale też z drugiej strony i w pewnym, pokręconym sensie obrońcy, a przede wszystkim — człowieka.
Wiem, że przynudzam... Ale to moja ostatnie słowa od Seughyuna i naprawdę trudno mi go pożegnać już na wieki, wieków coś tam!
Przepraszam wszystkie osoby, z którymi aktualnie prowadziłam profesorkiem wątki (Vlado!), ale też dziękuję wszystkim tym, z którymi owe wątki doprowadziłam do końca (o Tobie mówię, Ridley).
Czuję się, jakbym się rozstawała z blogiem. Ale ze mnie głupi człowiek!
Czytajcie, komentujcie, będę bardzo wdzięczna za opinie. Jeśli chcecie, możecie mi też odpowiedzieć na pewne pytanie: uważacie, że profesor Lee był człowiekiem złym, czy też odwrotnie?
Punkty, jeśli takie się pojawią, poproszę przesłać na konto Ślizgonów, a i jeżeli by się dało, mogę prosić o nie usuwanie karty Seunghyuna, tylko przeniesienie do kopii roboczych? Byłabym wdzięczna! :)
Wybaczcie te przeskoki dat w akapitach. Wydaje mi się, że w html'u wszystko gra, ale on płata mi figle, zrzucając je na prawo.
Starałam się, by wyszło w miarę zrozumiale, ale skoro historia trzyma się kupy w mojej głowie, pewnie i tak czegoś ważnego w opowiadaniu nie zawarłam. Wypominajcie i pytajcie do woli.
I błagam, nie zakrywajcie mnie chociaż do jutra!
Buziaki!