— No dalej, na co czekasz? Uderz mnie jeszcze raz — gdyby ktoś jej wcześniej powiedział, że coś takiego będzie miało miejsce, myśląc o swojej reakcji z pewnością widziałaby płaczącą siebie, wybiegającą z pomieszczenia. Chowającą się jak zawsze w swoim pokoju, w pomieszczeniu które było jej azylem. To w nim czuła się najbezpieczniej, z ciepłą kołdrą zarzuconą na ramiona. Ze zgaszonym światłem i zasłoniętym oknem. Teraz jej twarz była kamienna, nie pojawiła się na niej ani jedna zmarszczka, kąciki ust nawet nie drgnęły i łzy przestały napływać do jej oczu. Po prostu wpatrywała się w stojącego naprzeciwko mężczyznę, zastanawiając się jak tak właściwie doszło do tego wszystkiego.
Ponownie podniósł rękę do góry, przygotowując się do wymierzenia kolejnego ciosu. W momencie, w którym się zamachnął do pomieszczenia weszła Arizona. Widząc co się właśnie dzieje, podbiegła szybko do narzeczonego i chwyciła mocno jego nadgarstek.
— Co ty właściwie robisz? — jej głos drżał, od razu było widać po długowłosej blondynce zdenerwowanie. Tak, jakby nie dowierzała w to co przed chwilą mogły zobaczyć jej oczy. Aaron nigdy nie zachowywał się w taki sposób, a swoją córkę traktował jak najcenniejszy skarb. Jej zdziwienie nie było więc niczym nadzwyczajnym. Jednak sytuacja, w której właśnie znalazła się ich trójka była wręcz absurdalna. Aaron Moore próbował wyrwać dłoń z uścisku wysokiej kobiety, jednak nic mu z tego nie wyszło. Kto by się spodziewał, że ta krucha istota ma w sobie tak wiele siły. Ten fakt całkowicie wyleciał z głowy Koreańczyka. Spojrzał tylko wymownie na swoją kobietę i prychnął głośno. Arizona zdała sobie wówczas sprawę z tego, że mężczyzna był pijany. Nigdy wcześniej jednak nie zachowywał się w ten sposób po alkoholu, zazwyczaj śmiał się tylko głośniej i opowiadał niestosowne kawały, których z pewnością nie powinny słyszeć uszy szanujących się kobiet.
— Czy któreś z was wyjaśni mi w końcu o co tutaj chodzi? — robiła się niecierpliwa. Zawsze podziwiała relacje tego ojca z tą córką i nie spodziewała się, że mogłoby dojść kiedyś do takiej sytuacji. Widziała jak się dogadywali w różnych ciężkich sytuacjach. Jeszcze jakiś czas temu sama była powodem takiej trudnej sytuacji, w której musieli się jakoś porozumieć. Pomimo kilku wieczornych kłótni doszli w końcu do porozumienia. Zachodziła się głęboko myślami co takiego musiało się wcześniej wydarzyć, że Aaron chciał uderzyć swoją córkę. Jednak to nie było jedyną rzeczą do przemyślenia. Postawa Avalon również była inna niż do tej pory. Stała wyprostowana z uniesioną głową, a jej oczy nie były nawet szkliste.
— Ponawiam moje pytanie. Co się stało? — chciała za wszelką cenę znać powód, aby móc im jakoś pomóc. Domyślała się, że jest to dla nich trudne. W końcu pierwszy raz działo się coś takiego. Arizona zawsze stała po stronie Avalon, nie była pewna czy dobrze robi, jednak wierzyła że właśnie w taki sposób wzbudzi w dziewczynie sympatię. Drugą sprawą było to, że ich kłótnie jak do tej pory były błahe, a i rzeczywiście srebrnowłosa nastolatka często miała rację.
Arizona Smith była osobą, która zawsze się o wszystko i wszystkich martwiła, i zarazem troszczyła. Może właśnie dlatego postanowiła zostać magomedykiem i pomagać ludziom, którzy potrzebowali jej najbardziej. W końcu nie bez powodu trafiali do szpitala Świętego Munga. W dodatku młoda kobieta udzielała się w wielu charytatywnych akcjach już po czasie pracy. Często też pomagała tym najbiedniejszym, dla których wizyta w szpitalu była dużym wydatkiem. Nie robiła tego dla jakiejś nagrody czy wyróżnienia. Po prostu czuła, że to jest właściwe postępowanie, nie mogła zrozumieć dlaczego ktoś mniej zamożny nie może sobie pozwolić na zdrowie. Arizona nie była jednak typem osoby, która pomaga tylko chorym ludziom. Troszczyła się również o tych zdrowych, szczególnie najbliższych sobie ludzi. O swoich rodziców, rodzeństwo i ich rodziny, troszczyła się o swojego narzeczonego i jego córkę. Kiedy więc zobaczyła tą przykrą sytuację po prostu musiała jakoś zareagować, zrobić coś, aby przestali się kłócić, by ręka Aarona nie podniosła się już ani razu. Dopuszczała do głowy myśl, że może jego postępowanie było odpowiednie, ale z drugiej strony szybko wracała wspomnieniami do dzieciństwa – nie przypominając sobie przy tym, aby ktokolwiek ją w nim bił. Mimo wszystko wyrosła na porządną kobietę, która potrafi zająć się sobą i bliskimi. Dlaczego więc, Aaron miałby stosować takie kary na swojej córce?
— Proszę was… Avalon, idź do swojego pokoju, a ty. Nie pij już więcej i ze mną porozmawiaj — powiedziała łagodnie, patrząc z troską to na jedno, to na drugie. Miała nadzieje, że nastolatka jej posłucha i zniknie za białymi drzwiami. Nic takiego jednak się nie stało. Młoda Moore wciąż stała przed swoim ojcem, mierząc go chłodnym spojrzeniem swoich ciemnych tęczówek. Ten widok powodował, że przez ciało blondynki przechodził zimny dreszcz. Nie dała jednak tego po sobie poznać i uśmiechając się przepraszająco do dziewczyny, ruszyła powoli do sypialni, ciągnąc za sobą ukochanego, w końcu wciąż trzymała jego nadgarstek.
Gdy to dorośli zniknęli za dużymi drzwiami, Avalon zmarszczyła lekko brwi i zacisnęła mocno piąstki czując jak do jej oczu napływają słone łzy. Wypuściła powoli powietrze, przygryzając delikatnie wargę. Na jej twarzy pojawił się spory grymas, którego nie była w stanie teraz ukryć. Przełknęła ślinę i po cichu, na palcach zbliżyła się do drzwi. Przystawiła do nich ucho i wstrzymując powietrze w płucach nasłuchiwała rozmowy starszych.
— Wytłumacz mi, o co poszło. Jeszcze nigdy nie widziałam, abyś podniósł na nią rękę. Musisz mi powiedzieć co zrobiła, abym mogła wam pomóc. Rozumiesz mnie, Aaron?
— Zostaw mnie w spokoju… — wymamrotał jedynie, wyrywając dłoń z jej uścisku, użył tyle swojej siły, że aż zachwiał się delikatnie, chociaż to bardziej było spowodowane alkoholem i jego wpływem na stabilność.
— Po prostu mi powiedz. Jeżeli nie wyjaśnimy tego od razu, jutro będzie za późno. Dobrze znasz swoją córkę, wiesz jaka jest. Nic więcej ci nie powie, nie wróci do tej sytuacji ale doskonale będzie o tym pamiętać. Nie zapomni widoku twojej ręki celującej w nią.
— Uderzyłem ją, zadowolona? — wtrącił się w słowotok ukochanej kobiety, marszcząc przy tym mocno czoło i wyginając usta w grymasie — uderzyłem ją w twarz, bo sobie na to zasłużyła. Musiałem zamknąć jakoś jej usta, bo słowa które z nich padały były nie do zniesienia.
W tym momencie na twarzy srebrnowłosej dziewczyny pojawił się smutny uśmiech. Wyszło na to, że trafiła w czuły punkt, mimo wszystko nie była jednak z tego zadowolona. Wolałaby nie wiedzieć, że to co powiedziała było prawdą. Wszystkie te słowa, które wypowiedziała… Zrobiła to w przypływie emocji, pod wpływem chwili i zdenerwowania. Wcale nie chciała ich mówić, nie chciała nawet w taki sposób myśleć o swoim ojcu. Jednak ta jedna chwila spowodowała, że w jej głowie pojawiło się mnóstwo niechcianych myśli i podejrzeń.
— Aaron — tylko tyle zdołała z siebie wydusić, spoglądając smutnymi oczami na stojącego przed nią czarodzieja. Skoro już doszło do rękoczynów, tym bardziej musiała się dowiedzieć, co konkretnie się wydarzyło. Musiała to w końcu jakoś naprawić i to najszybciej jak się dało — połóż się, ja pójdę porozmawiać z Av. Proszę cię, idź spać — nastolatka słysząc te słowa, szybko odsunęła się od drzwi i poruszając się na palcach przeniosła się do kuchni, gdzie podparła się dłońmi o blat i wpatrywała się w gwieździste niebo. Arizona w tym samym czasie, ułożyła ostrożnie dłonie na ramionach narzeczonego i powoli ułożyła go na łóżku. Dawno nie widziała go w takim stanie, zastanawiała się nawet czy to przypadkiem nie był pierwszy raz. Westchnęła cicho ściągając laczki z nóg nietrzeźwego człowieka, ułożyła je przy łóżku i zerknęła na niego jeszcze raz, ponownie westchnąwszy. Odwróciła się i wyszła z pokoju. Przechodząc przez korytarz, kierując się do pokoju Avalon, dostrzegła ją w kuchni. Wzięła głęboki oddech i z przyjaznym uśmiechem ruszyła do nastolatki.
— Nie chciał tego zrobić.
— Chciał — powiedziała cicho, nie odrywając spojrzenia od widoku zza okna — i zrobiłby to jeszcze raz, gdybyś akurat się nie pojawiła. I kolejny. Robiłby to tak długo, dopóki nie przestałabym mówić. — uśmiechnęła się blado, patrząc w lekko zarysowane sylwetki ich dwóch, odbijających się w szybie okna. Czuła, jak jej oczy robią się wilgotne. Z całej siły chciała powstrzymać łzy, jednak nie była w stanie tego zrobić. Zamrugała dwa razy, co tylko przyspieszyło wydobycie się cieczy z oczu, oblizała nerwowo wargi, kończąc tę czynność przygryzieniem tej dolnej. Odwróciła głowę na bok i spojrzała na twarz blondynki.
— Powiesz mi co takiego mówiłaś, że zareagował w taki właśnie sposób?
— Powiedziałam mu prawdę, Arizona. Najszczerszą prawdę, której wcale nie chciałam mówić.
— Avalon… Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie wiem dokładnie co takiego się stało, bo ani twój ojciec ani ty nie jesteście chętni do powiedzenia mi tego. Mimo wszystko jestem pewna, że gdyby on był trzeźwy w życiu nie podniósłby na ciebie ręki. Sama dobrze to wiesz, przecież go znasz.
— No właśnie… W tym momencie nie jestem niczego pewna. Nie mam żadnej pewności czy go znam.
— Powiedz mi, znowu rozmawialiście o całym tym małżeństwie? Avalon, kochanie, zrobię wszystko co tylko będę mogła, aby do tego nie dopuścić. Zobaczysz, uda mi się przekonać twojego ojca, że to zdecydowanie za wcześnie na takie decyzje. Macie dopiero szesnaście, siedemnaście lat. Twoi dziadkowie za bardzo się spieszą… Pomijam już fakt, że to nie oni powinni decydować, kto będzie twoim mężem.
— Tak… Zaczęło się od tego, ale. Nie pokłóciliśmy się konkretnie o to — przerwała na chwilę, odwracając głowę na bok — wiesz… Chyba po raz pierwszy pokłóciliśmy się, aż tak mocno.
— Będzie dobrze, zobaczysz. Już ja o to zadbam — objęła ramieniem drobną dziewczynę i przyciągnęła ją do swojej piersi, przytulając ją mocno. Była świadoma, że Avalon przez długi czas żyła bez swojej matki i z pewnością brakowało jej takiej właśnie osoby. Nie próbowała być dla niej zastępstwem, chciała jednak aby ta młoda kobietka czuła, że ma w niej oparcie, że zawsze może na nią liczyć. Odezwać się w tych dobrych jak i złych chwilach. Przykładowo, tak jak teraz. Arizona chciała, aby Avalon była świadoma, że może z nią porozmawiać o wszystkim.
— Przepraszam, ale nic z tego nie będzie. Nie chcę o tym rozmawiać, a i ojciec też z pewnością nie będzie o tym mówił. Wiesz… On będzie czuł się rano winny, kiedy uświadomi sobie co zrobił i dlaczego to zrobił… Będzie chciał o tym jak najszybciej zapomnieć. Pozwolę mu na to, nie chcę więcej do tego wracać. I proszę…
— Tak?
— Ty też już do tego nie wracaj. Nie pytaj. Nie ma sensu, naprawdę.
W tym momencie Arizona poczuła się odtrącona. Chociaż była dorosłą kobietą i wiedziała, że są chwile o których nie chce się rozmawiać, do których nie chce się wracać po raz pierwszy poczuła taką granicę. Coś, czego nie jest w stanie w żaden sposób przekroczyć. Wiedziała, że są rzeczy, które są tylko dla ojca i córki, nie spodziewała się jednak, że będą one skutkowały w takie czyny, w takie zachowanie. Chciała im pomóc, jednak w tej chwili nie mogła nic zrobić poza przytaknięciem dziewczynie i odpuszczeniem tematu. W końcu, gdyby zaczęła na któreś z nich naciskać z pewnością byłoby tylko gorzej. Dlatego właśnie skinęła głową, uśmiechając się przy tym delikatnie. Postanowiła odpuścić, przynajmniej na jakiś czas. Chciała im dać czas do namysłu, przemyślenia swoich zachowań. Była cierpliwa, więc mogła poczekać, aż ta dwójka zdecyduje się w końcu na rozmowę.
— Zrobiło się późno, idź spać. Musisz się przecież wyspać, jutro wracasz do szkoły.
— Dobranoc — srebrnowłosa posłała subtelny uśmiech swojej prawie, że macosze i powoli ruszyła w stronę łazienki. Zaraz po wejściu do pomieszczenia, zakluczyła drzwi i podeszła do wanny. Zatkała odpływ i przekręciła kurek z ciepłą wodą najmocniej jak się dało, i odrobinę ten z zimną. Wzięła głęboki oddech i zsunęła z siebie bawełnianą sukienkę. Wrzuciła ubrania do kosza na brudy i powoli weszła do wanny, siadając w niej wygodnie. Wpatrywała się w swoje kościste kolana, czekając, aż wanna wypełni się wodą.
Westchnęła cicho, przymykając oczy zsunęła się odrobinę niżej, opierając się tym samym głową o kant. Przed oczami miała scenę sprzed godziny, a w głowie wciąż słyszała padające wtedy słowa. Podniosła się powoli, aby zakręcić wodę, której przez tę chwilę pojawiło się naprawdę dużo. Wychyliła się po gumkę do włosów i niedbale, na szybko związała je w koczek na czubku głowy. Nabrała powietrza do płuc i zanurzyła się cała. Tylko kolana nie były przykryte wodą. Zaciskając mocno powieki, liczyła powoli do dziesięciu, wypuszczając co jedną cyfrę odrobinę powietrza przez usta. Chciała zapomnieć o tym co się stało, jednak nie potrafiła wyrzucić tych myśli ze swojej głowy. Nie potrafiła wyrzucić tych słów, ani widoku ojca z podniesioną ręką. Najtrudniej było jej zapomnieć o tym paskudnym uczuciu, które pojawiło się w jej sercu, w momencie, w którym dłoń ojca napotkała na swojej drodze jej policzek.
Coś w niej wtedy pękło, a cała ta miłość, którą go darzyła gdzieś zniknęła.
— Starałam się być idealna. Starałam się być taka jak ona. Robiłam to wszystko dla ciebie, zatraciłam siebie, abyś był szczęśliwy, a ty… Ty zachowujesz się w taki sposób. Powodujesz, że moje serce nie może żyć jako całość. Moje oczy co noc płaczą, a struny głosowe głośno krzyczą. Moje ręce drżą i jest mi zimno, i gorąco, naprzemiennie. Moje ciało powoli znika, widzisz jak schudłam? To przez ciebie, bo sprawiasz mi ból, bo mnie ranisz. Bo nie pozwalasz mi być szczęśliwą — powiedziała w końcu wszystko to co męczyło ją już od dłuższego czasu. Od momentu, w którym oficjalnie wydał zgodę na jej przyszłe małżeństwo. Naprawdę próbowała zrozumieć motywy postępowania swojego ojca, jednak świadomość tego, że on sam właśnie przez taki powód uciekł i odciął się od rodziny powodowała, że Avalon nie mogła myśleć o niczym innym. To wszystko wciąż krążyło w jej głowie, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Musiała się dowiedzieć dlaczego nagle zdecydował się na coś takiego. Dlaczego nagle, przestały mu przeszkadzać aranżowane małżeństwa. Dlaczego mógł patrzeć na jej cierpienie, bo przecież dokładnie mu pokazywała, jak bardzo ją to boli. Jak bardzo cierpi przez całą tę sytuację.
— Przestań mówić do mnie jak do kolegi.
— Nie mówię tak do kolegów, ponieważ oni nie wyrządzają mi takiej krzywdy. Nie powodują takich sytuacji. Nie sprawiają, że przestaje mi się chcieć żyć. Rozumiesz? Nikt inny mnie tak nie rani, jak ty. Nikt inny nie powoduje czegoś takiego. Tylko ty.
— Avalon Moore, jeszcze jedno słowo.
— Proszę bardzo, Aaron. Masz tu nawet osiem słów — powiedziała dość oschle, jak na jej osobę i zaplotła ręce na wysokości klatki piersiowej. Odważnie patrząc prosto w oczy swojego ojca, oddychając szybko. Szukając w nich odpowiedzi.
— Pakuj swoje rzeczy, będziesz mieszkać z dziadkami. Oni już cię nauczą szacunku — w ogóle nie rozumiała co się tutaj właściwie działo. Przecież nie powiedziała niczego złego, po prostu zapytała dlaczego się zgodził na tę całą szopkę ze ślubem. Nie dość, że nie uzyskała odpowiedzi to jeszcze dostała nową zagadkę do rozwiązania — Hyesun już cię wszystkiego nauczy. Przekonasz się na własnej skórze jak to jest cierpieć, jak to jest być krzywdzonym — mówił szybko, machając ręką, w której trzymał szklankę pełną whisky. Avalon zmarszczyła mocno brwi i wpatrywała się przez chwilę na niego z otępieniem na twarzy. Musiała się mocno skupić, aby poskładać jakoś to wszystko w jedną całość i zrozumieć, o co w ogóle chodzi.
— Ale… Tato, ja nie chcę.
— Bez dyskusji. Nie będziesz mówić do mnie w taki sposób, w moim domu. Nie będziesz pałętać mi się pod nogami. Pakuj się w tej chwili Hyerim.
— Nie jestem Hyerim. Mam na imię Avalon.
— Jesteś Lee Hyerim i zachowuj się tak jak powinnaś się zachowywać od samego początku. Przecież to właśnie jest problem. Mówiłaś, że zatraciłaś siebie, więc mówię ci kim jesteś. Jesteś Lee Hyerim, jedyną spadkobierczynią grupy handlowej twojego dziadka Lee Sangjina, więc zachowuj się jak przystało na kogoś takiego. Przestań więcej udawać, że jesteś swoją matką i po prostu zniknij mi z oczu, bo nie mogę więcej na ciebie patrzeć.
Jej żuchwa zaczęła drżeć, a drobne piąstki automatycznie mocno się zacisnęły, dokładnie tak samo jak pełne wargi, które całe pobladły. Zamknęła oczy i przełknęła zbierającą się w jej ustach ślinę. Już od dawna zastanawiała się nad tym, aby zadać te jedno pytanie, które krążyło po jej głowie od długiego czasu.
— Przecież kochałeś mamę. Dlaczego zachowujesz się w taki sposób?
— Nigdy jej nie kochałem.
W tym momencie serce Avalon zatrzymało się, a wszystkie jej wyobrażenia o kochającej się rodzinie przestały istnieć.
— Ale…
— Myślisz, że zostawiłbym to wszystko, co właśnie jest proponowane tobie? Myślisz, że z własnej woli odwróciłbym się do tego plecami?
— Ty… Ty… — stała, otwierając i zamykając buzie. Zastanawiając się co takiego powinna teraz powiedzieć. Wpatrywała się tylko w niego, po czym przeklęła siarczyście, obrażając go. Zaraz po jej słowach, jego dłoń wylądowała na jej bladym policzku, pozostawiając na nim czerwony ślad otwartej dłoni.
Chciała jak najszybciej wynurzyć i zaciągnąć się świeżym powietrzem. Zamiast tego, spanikowana uczuciem duszenia się, otworzyła usta będąc jeszcze pod wodą i zakrztusiła się, połykając zbyt dużą ilość wody. Jej serce biło jak oszalałe, a w oczach pojawiły się łzy, które mieszając się z kroplami cieczy, przestały być widoczne.
Oddychała szybko, kaszląc głośno, trzymając się mocno rantów wanny, nie chcąc się ponownie zamoczyć.
Aaron Moore leżał na dużym, dwuosobowym, sypialnianym łóżku w swoim mieszkaniu. Z zamkniętymi oczami analizował dzisiejszy dzień minuta po minucie, szukając tego momentu, w którym wszystko zaczęło się psuć. Jak zawsze rozpoczął dzień od wypicia dużego kubka czarnej kawy. Następnie udał się do łazienki, a po powrocie wypił szklankę świeżo wyciskanego soku pomarańczowego, który przygotowywała Arizona tuż przed wyjściem do pracy. Następnie on sam wychodził z mieszkania w celu udania się do Ministerstwa Magii, gdzie pracował. Za każdym razem kiedy maszerował ciemnym korytarzem prowadzącym do Departamentu Tajemnic przez jego plecy przechodził zimny dreszcz.
Pamiętał jak zaczynał pracę w ministerstwie jako najzwyklejszy, szary pracownik. Zdeterminowany, szybko jednak awansował na coraz to wyższe stanowiska. Dreszcze mimo wszystko nie przechodziły. Zawsze czuł się tak samo, kiedy zmierzał do swojego biura. Kiedy myślał o wykonywanej pracy… Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mógł się z nikim podzielić swoimi przeżyciami czy doświadczeniami. W końcu był niewymownym, mówienie o pracy w departamencie tajemnic było zabronione. Właśnie to, najbardziej go irytowało. Czasami miał wrażenie, że właśnie ta praca zniszczyło jego małżeństwo. Nie mógł jak w każdym normalnym związku porozmawiać o tym jak minął mu dzień, mógł jedynie wysłuchiwać słów swojej ukochanej żony o tym co ona robiła, kogo spotkała, czego nowego nauczyła się ich córeczka… On natomiast całe dnie spędzał w pracy, nie mogąc nawet o tym opowiedzieć. Omijał go każdy pierwszy raz małej Avalon. Pierwsze słowo, pierwszy uśmiech, pierwszy wyrośnięty ząbek. Nie był przy nich podczas jej pierwszego kroku, ani przy pierwszym pełnym zdaniu. Najważniejsze, rodzinne momenty przemijały mu koło nosa, a on nie mógł z tym nic zrobić. Pracował, aby ich utrzymać, by dogodzić coraz wyższym wymaganiom Francuzki. Z każdą podwyżką, z każdym awansem Désirée D'Argenson pragnęła więcej i nie przypominała już tej niewinnej panienki, która rumieniła się za każdym razem, gdy tylko usłyszała komplement na temat swojego wyglądu czy charakteru. Drobne upominki przestały mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
Lee Haejin od początku był świadomy tego, że gdy zdecyduje się na wspólne życie z tą kobietą zostanie wydziedziczony ze swojej rodziny. Zdawał sobie sprawę, że jego rodzice po prostu nie zaakceptują takiej synowej, a gdy tylko dowiedzą się o jej nieplanowanej ciąży zrobią wszystko by pozbyć się i jej, i jeszcze nienarodzonego dziecka z życia ich jedynego syna, jedynego spadkobiercy. W końcu jako jedyny syn to on musiał zająć w przyszłości miejsce swojego ojca, a taki zaszczyt zobowiązywał do wielu wyrzeczeń, nie było jednak tak, że w zamian nic się nie dostawało. Jego życie miało być usłane różami, o nic nie musiałby się martwić w swojej przyszłości. Nigdy nie musiał by zaprzątać sobie myśli tym, czy kiedyś straci pracę, czy kiedykolwiek zabraknie mu na coś pieniędzy. Wszystkiego miałby pod dostatkiem. W pewnym momencie uświadomił sobie jednak, że w życiu są wartości ważne i ważniejsze. Wybrał więc tę kobietę. Wybrał Désirée D'Argenson wierząc, że ich wspólne życie będzie wspaniałe. Był pewien, że uniknie sztuczności w swoim życiu, że nigdy nie spotka go los taki, jak jego rodziców.
Nie miał wówczas pojęcia jak bardzo się mylił.
Pierwsze lata ich związku, pomimo wielu jego nieobecności, mógł uznać za szczęśliwe, wtedy jeszcze szczerze kochał tę kobietę i wierzył, że wszystkie problemy są do rozwiązania. Z każdym kolejnym miesiącem ona zmieniała się coraz bardziej. Kiedy patrzył w ciemne oczy Désirée nie widział tej samej kobiety. Jego serce nie zaczynało bić szybciej, nie czuł już żadnej przyjemności z przebywania w jej towarzystwie. Czasami nawet dopuszczał do siebie myśl, że gdyby pozwolił wtedy rodzicom wziąć sprawy w swoje ręce, byłby szczęśliwy… W takich momentach starał się myśleć o Avalon, która nie była niczemu winna, szedł wtedy do jej pokoju i chwytał ją w swoje ręce, mocno do siebie tuląc. Głaskał jej małą główkę, wplątując palce w gęste, ciemne włosy. Wpatrywał się w jej spokojną twarzyczkę i zastanawiał się nad tym jaka będzie, jaką stanie się osobą w przyszłości. Miał nadzieje, że nie stanie się taka jak swoja matka, że nie będzie bezwzględną materialistką, stawiającą wciąż nowe ultimata.
— Nie pozwolę jej, aby zniszczyła twoje życie. Tatuś cię obroni, tatuś zawsze będzie przy tobie. Słyszysz? To na mnie możesz zawsze polegać skarbie. Mamusia też cię bardzo mocno kocha i martwi się o ciebie, ale teraz nie ma najlepszego czasu, wiesz? Jednak wierzę, że się jeszcze zmieni, że będzie jeszcze kiedyś tą kobietą, która skradła moje serce — szeptał cicho, powolnie odkładając dziecko do łóżeczka.
— Aaron, śpisz? — z rozmyślań wyrwał go głos swojej obecnej kobiety. Otworzył leniwie oczy i spojrzał na nią, skinąwszy lekko głową — Avalon nie ma zamiaru więcej do tego wracać — oświadczyła siadając po drugiej stronie łóżka. Mężczyzna w tym momencie podparł się dłońmi i uniósł się lekko. Odwrócił głowę na bok, aby móc swobodnie spoglądać na blondynkę.
— Powiedziałem za dużo — oznajmił, przygryzając wargę. Wpatrywał się jeszcze przez chwilę w siedzącą obok kobietę, gorączkowo rozmyślając nad tym czy powinien jej o wszystkim powiedzieć. Początkowo próbował odrzucić od siebie tę myśl, jednak ona wciąż wracała do jego głowy. Z kolejnym razem uświadomił sobie, że z Arizoną chce stworzyć prawdziwy związek. Na dobre i na złe, więc powinien być z nią szczery. Mimo wszystko — powiedziałem jej, że nigdy nie kochałem jej matki.
Arizona w żaden sposób tego nie skomentowała. Odwróciła tylko szybko głowę i wpatrywała się wyczekując dalszych słów.
— Wiem, że zrobiłem źle i w dodatku ją okłamałem. Wiesz… Kochałem Désirée. Przez pierwsze trzy lata, później wszystko zaczęło się zmieniać, ona zaczęła się zmieniać. Nie była już tą samą kobietą. Nie była tą, w której się zakochałem, która skrada moje serce i… Poczułem ulgę, kiedy umarła — wiedział, że te słowa nie są najlepszymi, które mógł wypowiedzieć. Jednak jego serce zrobiło się w końcu lżejsze. Od dawna walczył z emocjami, wiążącymi się z tą sprawą. Chociaż minęło już prawie ponad dziesięć lat, wyrzuty sumienia wciąż go dręczyły — zamiast opłakiwać śmierć żony ja obawiałem się tego, kim stanie się Avalon. Martwiłem się jaką będzie osobą.
— Mówiłeś mi, że bardzo ci ją przypomina, że jest wręcz taka sama…
— Jest identyczna jak ona. Ale z czasów, kiedy ją kochałem, kiedy mogłem wpatrywać się w nią godzinami. Kiedy teraz patrzę na Avalon boję się, że w przyszłości również stanie się taka jak jej matka, że się zmieni, że… To co robię w tym momencie, robie dla jej dobra.
— Myślisz, że wyznanie prawdy odnośnie braku uczuć do kobiety, którą ona kocha i podziwia jest czymś dobrym?
— Nie mogę na nią więcej patrzeć, nie czując strachu.
— Co takiego zrobiła Désirée, że tak bardzo się boisz?
— Chciała mi ją odebrać. Cały czas mi groziła, że odejdzie, że mam coś zrobić aby pogodzić się z rodzicami, abym został zatrudniony przez ojca, a jak nie to, żebym znalazł równie dobrą pracę, bym zrobił coś, aby jej życie i Avalon było na odpowiednim poziomie…
— Aaron… — źrenice Arizony mimowolnie się rozszerzyły, a w klatce piersiowej poczuła delikatny ucisk — co się stało, że nagle przestałeś mówić o niej dobrze? Przecież przez cały ten czas nie powiedziałeś ani jednego, złego słowa o swojej żonie.
— Jak wiesz, były wybory… Nie wybrano mnie. Zwolniono mnie. Jak myślisz, Avalon będzie szczęśliwa kiedy dowie się, że nagle nie mogę jej nic kupić, że wszystkie jej zachcianki muszą poczekać?
— Przecież Avalon taka nie jest. Nie musi mieć najmodniejszych ubrań ani dodatków. Ona nawet nie czyta tych czasopism dla nastolatek. Jest zajęta nauką… I zamartwianiem się o swoją przyszłość. Ona nie chce tego małżeństwa, nie widzisz tego?
— Ono jest najlepszym co może ją spotkać.
— Naprawdę tak uważasz?
— Gdybym mógł się cofnąć. Zgodziłbym się na wszystkie warunki rodziców.
W tym momencie twarz Arizony pobladła. Wpatrywała się w półleżącego przed nią mężczyznę, czując jak złość wypełnia ją od środka. Czy on właśnie próbował jej powiedzieć, że naprawdę nie jest zadowolony ze swojego życia? Że wszystko to co teraz ma…
— W takim razie, proszę bardzo. Droga wolna, możesz być jeszcze szczęśliwy — powiedziała oschle, sięgając po swoją różdżkę. Jednym machnięciem nadgarstka spowodowała, że w pokoju znalazła się pusta walizka, a jej ubrania wręcz wystrzeliwały z szafy, wypełniając puste dno.
Sama nie jestem już pewna ile razy to czytałam, szukając błędów (więc za wszystkie te, które zostały przepraszam). Standardowo dziękuję za słowa krytyki pod poprzednim opowiadaniem. Tym razem również starałam się poprawić swoje wcześniejsze błędy. Dodatkowo proszę o wytknięcie mi ich wszystkich, które tylko wpadną wam w oko, bo dzięki temu następne opowiadanie może być lepsze (a przynajmniej tak sobie właśnie wmawiam :D)
[ O nieeee! Jak to mama Avalon stała się chciwą materialistką rządną rodzinnych zasobów? :O Nie wierzę. Patrząc na doświadczenia Aarona wcale nie dziwię się, że chce córkę wydać dobrze za mąż, by było jej w życiu łatwiej. Co więcej, Elody chętnie by się z Avalon zamieniła XD Patrząc na to logicznie to aranżowane małżeństwo wcale nie jest takie złe.
OdpowiedzUsuńJa to bym chętnie poczytała dalej. Nie jestem obiektywna więc tylko powiem, że historia jest świetna i czekam na dalszy rozwój wydarzeń :D Besos :* ]
Żądna, Żądna! To przez antybiotyk, na pewno!
Usuń[Podbijam pytanie o mamę Av, bo szczerze także ciężko mi to jakoś przyjąć do rozumu. Ale w połączeniu z naszym wątkiem i wnioskując z notki, Avalon zaczyna pokazywać ułamek swej wewnętrznej natury. Choć osobiście nie sądzę, by poszła w te złe ślady matki i że przymusowe małżeństwo będzie dla srebrnowłosej idealnym wyjściem. Niech jej ojciec to jakoś zrozumie! :)
OdpowiedzUsuńSzybko się czytało i naprawdę ciekawie napisane, zatem ja czekam na dalszy rozwój tych wydarzeń. Błędów nie wytykam, bo nie lubię, tylko zwróciłam uwagę na mały błąd, który wkradł Ci się w to zdanie: Głaskał jej małą główkę, wplątując włosy w gęste, ciemne włosy. I to tyle.
Super :)]
Też to właśnie zauważyłam już odrobinę wcześniej, ale dopiero teraz miałam możliwość wejść na komputer - odkąd raz popsułam sobie kartę Avalon przez edytowanie w komórce już więcej tego nie robię - i powinno już być ok. Bardzo dziękuję za miłe słowa i z pewnością pojawi się ciąg dalszy. I tak, dokładnie tak jak mówisz... Avalon niedługo pokaże nam siebie, ale trochę to jednak jeszcze potrwa ;)
UsuńCo do mamy Avalon... Kto wie, może sobie myślała, że wkupi się w łaski rodziny Lee (gdy ci dowiedzą się o dziecku) i będzie żyć w dostatku, a tu... Taka niespodzianka.
Jeszcze raz dziękuję za Twoje słowa. Bardzo, ale to bardzo mi miło!
Przeczytałam już kilka godzin, w przerwie na pisanie swojego opowiadania. Poszło szybko, bez większych problemów. Sytuacja Avalon jest niesamowicie ciekawa, a to, że ukazujesz historię również od strony emocjonalnej Arizony czy Aarona jest genialnym urozmaiceniem. Momentami, kiedy czytałam, wyłapywałam nieco zgrzytający mi dobór słów, ale absolutnie nie przeszkadzał mi w odbiorze tekstu. Jako takich błędów nie wyłapałam, ale jak w kwestii literówek mogłabym się odzywać, tak interpunkcja u mnie kuleje, więc pewnie i tak bym nie zauważyła. Ogólnie historia na plus, dobrze dopracowana, duży plus za akapity i nieużywanie dywiz. :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze części historii Avalon! :)
Sangster/Malfoy
Dramaty, dramaty...Pełno rodzinnych dramatów. Notka ciekawa, rzecz jasna xx Nie zazdroszczę Avalon sytuacji rodzinnej, a chociaż idzie po części zrozumieć jej ojca, ma się przy tym naprawdę wielką chęć dania mu w gębę. Co do polityki małżeńskiej, człowiek się łudzi, że tego typu zagrywki wymarły wraz z rodem Blacków, a tutaj proszę... o.O Strach się bać :-/
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, by Avalon wybrnęła z tej niełatwej dla siebie sytuacji. No i, żeby mimo wszystko poznała jednak lepiej przeszłość swoich rodziców i ich związku. Nawet jeśli pewne rzeczy będzie trudno jej znieść, zasługuje chociaż na to, by poznać całą prawdę.
Gratuluję notki! xx
Notkę przeczytałam praktycznie w dniu, w którym się pojawiła, ale komentuję dopiero teraz, bo wcześniej jakoś nie miałam do tego głowy, za co bardzo przepraszam. Po raz kolejny poruszyłaś moje wrażliwe serce. Problem, z którym mierzy się Avalon i jej rodzina, jest naprawdę poważny i trudny do rozwiązania, a ja chyba mogę tylko cię chwalić za kreatywność, bo nieźle to wymyśliłaś. Na początku sądziłam, że rozerwę ojca Avalon, ale kiedy pokazał się z innej strony, zaczęłam mu szczerze współczuć. Biedny człowiek, tak samo zresztą jak Arizona! Jej to dopiero zrobiło mi się szkoda, szczególnie pod koniec tej notki.
OdpowiedzUsuńNie jestem tu od błędów, dlatego ich nie pokazuję, ale cieszę się, że tym razem jednak pokazałaś bardziej uczucia i sposób patrzenia innych bohaterów, chociaż tym samym dostałam trzy razy więcej dawki emocjonalnego poruszenia i jak następna nie będzie bardziej optymistyczna, to moje serce rozerwie się na malutkie kawałeczki, więc jeśli będzie ona kolejną dawką bólu, to musisz dać mi chwilę wytchnienia, żebym się po tej mogła zebrać do kupy, że tak nieładnie powiem.
Ale i tak czekam z niecierpliwością na rozwój wydarzeń! Powodzenia! c:
Cóż za zwrot akcji, święta matka Avalon została oddarta z wszelkiej wartości, sacrum okazało się profanum, a ideał sięgnął bruku. Nie, ale serio, nie spodziewałam się, że sytuacja "samotny ojciec w końcu bierze się za życie towarzyskie" pójdzie w tę stronę. (Ale matka Avalon żyje?!) Ale na plus, podoba mi się. Trochę nie rozumiałam ojca Avalon, co mu się nagle stało, ale okej, stracił pracę – widziałam już ludzi, którzy po stracie pracy zaczęli zachowywać się dziwacznie, więc niech będzie temu Aaronowi. Który jest zaskakująco gadatliwy. I potrafi mówić o emocjach. Trochę dziwne, jak na gościa, który chyba średnio przepracował wszystkie uczucia z przeszłości.
OdpowiedzUsuńArizona jest fajna. Niech ucieka, co ma się gnić z jakimś Aaronem. :D Dlaczego piszesz, że Avalon ma piąstki? Ma szesnaście czy siedemnaście lat, nie jest bobaskiem.
Dużo tutaj rozmawiają, to niby dobrze, ale jakoś zbyt spokojne są te gadki, jak na wymianę słów wzburzonych ludzi. Więcej prawdy, więcej emocji – tj. emocje są, ale bardziej w opisach niż w samych dialogach. I w tym wszystkim postać samej Avalon trochę się gubi, nawet nie wiem, jaki ma charakter. Chyba że infantylny – i dlatego są te piąstki i inne spieszczenia.
Tak swoją drogą, jest taka zasada, którą czasem warto wykorzystać. Nie mów, pokaż. Wiadomo, momentami trzeba albo można powiedzieć (akapit o Arizonie na przykład), ale w wielu sytuacjach lepiej zamiast tworzyć potoczyste opisy i charakterystyki, lepiej wrzucić bohatera w sytuację, w której mógłby się wykazać. To taka uwaga trochę ogólna, a trochę związana z twoimi tekstami – szczególnie w poprzedniej notce o Avalon miałam wrażenie, że za dużo narrator nam mówił, a za mało pokazówy. Tutaj może trochę też, ale o wiele mniej...
W ogóle porównując to opowiadanie z tym pierwszym (?) o Ajrunie – widać zmiany. Piszesz na końcu: "Tym razem również starałam się poprawić swoje wcześniejsze błędy" i to widać. :D