She was too quiet, or she was too loud. She took things too seriously,
or not seriously at all. She was too sensitive, or too cold-hearted. She
hated with every fiber of her being, or loved with all her heart. There
was no in-between for her. It was either all or nothing. She wanted
everything, but in the end, she settled for nothing.
E
T H E L C O V
E L
Nigdy nie umiała oddać samej siebie za kogoś. Wciąż skupiona na swoim życiu, tłumaczy się przed samą sobą, że przecież ma powód. Powód swoich wielotygodniowych wyjazdów i wiecznego kursowania pomiędzy Hogwartem, a szukaniem odpowiedzi. Wciąż wraca w chłodne mury szkoły, które jako jedyne były w stanie ofiarować jej ciepło. I wciąż zastanawia się jakim cudem dalej jest tu na stażu i nie wyczerpała limitu cierpliwości dyrektora.
W pierwszej chwili wszystko w niej wydaje się zimne - niebieskie oczy, blade usta, nikły makijaż, a nawet brąz włosów ma chłodny odcień. Dłonie i przedramiona od półtora roku pokryte są drobnymi, niemalże niewidocznymi bliznami. Patrzysz uważniej i nagle okazuje się, że blizny błyszczą lekko na tle leciutkiej opalenizny, czujesz delikatną woń konwalii, choć przecież w szklarniach szkolnych się jej nie hoduje, a oczy jaśnieją, gdy na usta wkrada się nikły uśmiech.
Są osoby, które w dość pokraczny sposób wzbudzają sympatię i Ethel jest jedną z nich. Z reguły pamiętliwa bestia, która z szaloną wręcz konsekwencją podąża wyznaczonymi drogami. Jednocześnie nie uznaje półśrodków i próbuje zachować umiar, odważnie kroczy przez życie i kuli się ze strachu, tuląc poduszkę. Jest wymagająca, ale i sposobem można ją rozczulić. Nie zapomina szybko, ale chociaż szybko wybacza i to właśnie do niej zapukasz w środku nocy, jeśli przypadkiem wpuściłeś do szkoły trolla. Pojawia się i znika, wywołując plotki swoją zaciętą i smutną jednocześnie aparycją.
W jednej ze szklarni posadziła ukradkiem truskawki. Założyła się ze samą sobą, że rozwiąże to wszystko zanim zakwitną. Najgorsze jest to, że już czerwiec, a one wcale nie chcą się ruszyć.
W pierwszej chwili wszystko w niej wydaje się zimne - niebieskie oczy, blade usta, nikły makijaż, a nawet brąz włosów ma chłodny odcień. Dłonie i przedramiona od półtora roku pokryte są drobnymi, niemalże niewidocznymi bliznami. Patrzysz uważniej i nagle okazuje się, że blizny błyszczą lekko na tle leciutkiej opalenizny, czujesz delikatną woń konwalii, choć przecież w szklarniach szkolnych się jej nie hoduje, a oczy jaśnieją, gdy na usta wkrada się nikły uśmiech.
Są osoby, które w dość pokraczny sposób wzbudzają sympatię i Ethel jest jedną z nich. Z reguły pamiętliwa bestia, która z szaloną wręcz konsekwencją podąża wyznaczonymi drogami. Jednocześnie nie uznaje półśrodków i próbuje zachować umiar, odważnie kroczy przez życie i kuli się ze strachu, tuląc poduszkę. Jest wymagająca, ale i sposobem można ją rozczulić. Nie zapomina szybko, ale chociaż szybko wybacza i to właśnie do niej zapukasz w środku nocy, jeśli przypadkiem wpuściłeś do szkoły trolla. Pojawia się i znika, wywołując plotki swoją zaciętą i smutną jednocześnie aparycją.
W jednej ze szklarni posadziła ukradkiem truskawki. Założyła się ze samą sobą, że rozwiąże to wszystko zanim zakwitną. Najgorsze jest to, że już czerwiec, a one wcale nie chcą się ruszyć.
Dla tej, co nie śpi po nocach.
Chyba pora by Ethel została na dłużej i poukładała sobie w końcu życie, więc zapraszamy! A szukamy... w zasadzie wszystkiego. hate2609@gmail.com
[Mati już mi się cieszy <33]
OdpowiedzUsuńMathias R.
[Chodź na pocztę, pączku :D]
OdpowiedzUsuń[Cześć!
OdpowiedzUsuńŻyczę świetnej zabawy i samych fajnych wątków z tą fajową panią! Samych przygód życzę. :)
W razie chęci nasze ramiona są otwarte. ;)]
Erick Wilkes/Cody Russ
[Boże mój, tak bym ją ukochała Lenardem <3 a Clint się w nocy rozpisze, proszę o cierpliwość!]
OdpowiedzUsuńClint, ale i chyba też trochę taki super nauczyciel, co się kojarzy z bursztynem
[MADS, to ty!
OdpowiedzUsuńPewnie mnie nie pamiętasz, ale to ja stworzyłam pana, który zakochał się w Lucy. Tak to ja go zniknęłam. XD
Pojawiam się i znikam.
No nic, jestem i liczę na super watki. Zaczęłabym, ale dopiero wygrzebałam się z wszystkich watków. TO może trochę potrwać, ale jak czas pozwoli to na pewno jutro coś nabazgrolę dla ciebie. Jestem chętna na oba wątki! :)]
[Dokładnie tak, spostrzegawczość. Tak, żyjmy dalej!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję. Postaram się wymyślić ten drugi wątek. :) ]
Clint ponownie stanął w murach swojej szkoły nawet stosunkowo niedawno. Raptem od tego roku rozpoczął tu swój staż. Nie był jeszcze do końca pewny, czy aby nauczanie dzieciaków zaklęć było odpowiednim dla niego zajęciem, ale z jakiś względów bycie aurorem nie do końca go przekonało. Nie wiedział zbytnio czemu, ale jakoś lepiej czuł się pośród ludzi, z którymi mógł o zaklęciach rozmawiać Zamiast nimi rzucać na prawo i lewo, jednocześnie próbując usidłać Śmierciożercę bez zabijania go. Nie fascynowało go to za bardzo, stąd jego powrót do Hogwartu.
OdpowiedzUsuńJak zwykle wszędzie zostawał miło przyjęty, bo w końcu i on do wszystkich odnosił się uprzejmie. Z chęcią rozmawiał ze swoimi dawnymi nauczycielami, którzy odrobinę zdziwieni jego obecnością, ale wciąż się nią cieszący, wspominali stare czasy. Tak stare, że ponownie padało imię jego wuja. Historie wiły się w jego uszach, a historie te były już przez niego dobrze znane. Clint bowiem o Cedricu Diggorym postanowił dowiedzieć się dokładnie wszystkiego. Tak dokładnie, że nawet udało mu się porozmawiać z samym Harrym Potterem, dzięki któremu wiedział, że porównania te mogły mu jedynie schlebiać. Początkowo nudziły go te przekonania, opowieści, że kropla w kroplę, zupełnie jakby sam Cerdic ożył i stanął przed nimi. Bo w końcu ileż razy można było słuchać tego samego? Jednak Clint nauczył się puszczać to mimo uszu, uznając za kolejny komplement skierowany w jego stronę. To wszystko dlatego, iż po prostu dowiedział się całej historii o swoim wuju i nie mógł mieć w rodzinie lepszego przedstawiciela, niż właśnie On.
Clint jednak niekiedy wolał od tego odpocząć, nie ruszając się z miejsca podczas obiadów czy wszelkich posiłków danego dnia. Zostawał na przydzielonym miejscu, tuż obok innych stażystów uczących się w tym samym celu. Nauczania.
Stażyści byli różni. Mniej lub bardziej rzucający się w oczy, ale była tam jedna bardzo charakterystyczna dziewczyna o zimnym wzroku niebieskich oczu. Zdążył dowiedzieć się, że głównie przebywa w szklarni, co za tym szło musiała mieć coś wspólnego z zielarstwem. I miała, bo tam odbywała staż – Ethel miała na imię. Było w niej coś takiego mało przyjemnego, coś czego Clint dokładnie słowami ująć nie potrafił. Sprawiała, że wzbierało się w nim poczucia jakiejś obrony. Przed nią? Najwyraźniej. Nie wyglądała na miłą czy ciepłą. Przez te oczy i wzrok, porównywał ją myślami do zaśnieżonej mocno góry lodowej, w której wnętrzu jest jeszcze zimniej, niż na zewnątrz. W taki właśnie sposób ją zapamiętał. Chłodny.
– Witaj Ethel – rzekł spokojnie Clint, kiedy dziewczyna zasiadła tuż obok niego. Dawno jej nie widział. Niekiedy wyjeżdżała na dłużej, wracała, znowu znikała i tak w kółko. Miał wrażenie, że gdyby on tak robił, to po dwóch wyjazdach usłyszałby: panu już dziękujemy, chyba jednak mało w panu Cedrica. – Miło, że jeszcze niekiedy o nas pamiętasz. Ciekaw jestem, które z nas szybciej skończy swój staż. Z każdym twoim wyjazdem Ethel, mam wrażenie, że będę to jednak ja – próbował być dla niej wciąż kulturalny i miły, ale jakoś mu to pokracznie wychodziło, a przynajmniej w jego mniemaniu. Coś go najzwyczajniej w świcie blokowało i na pewno był to chłód jej niebieskich oczu.
Clint
a w szkicach Lenard <3
[Nie rób mi tak... miałam nie mieć tutaj znowu miliona postaci, a jeszcze chwila i stwierdzę, że warto przywrócić H. XD]
OdpowiedzUsuńArtair
ja już tam czekam ;>
OdpowiedzUsuń[O, dzień dobry! Jakie urocze zdjęcie; kojarzymy tą panią, trochę zmian u niej zaszło, prawda? c: Cieszymy się z powrotu, no i oczywiście zapraszamy do nas!]
OdpowiedzUsuńBree Allaway, Trixie Edgecombe
[To istna świeżynka jest, ale przychodzę! Nie wiem tylko czy tutaj czy może do panienki Lee, ale tam już mamy wątek soł... ;)]
OdpowiedzUsuńMinhye
Nocne spacery Mathiasa po zamku zwłaszcza podczas pory wieczornej należały do codzienności. Uczniowie zdążyli do tego przywyknąć, specjalnie chowając się przed profesorem. Choć Mathias nie spacerował o określonych godzinach, to zdarzały się jednostki, które przez swoją nieuwagę dawały się złapać, ostatecznie lądując na szlabanie u poszczególnych nauczycieli, co w praktyce i tak niewiele dawało, a uczniowie jak się wymykali, tak wymykają się nadal. Rathmann momentami przestawał reagować. Wystarczyło jego spojrzenie na napotkanego delikwenta, aby ten zrozumiał iż musi wracać do swojego pokoju, chociażby dla swojego dobra i przez następne parę dni omijać Niemca szerokim łukiem. Dzisiejszego wieczoru profesor nie okazał się być aż tak łaskawy, aby pozostawić ucznia bez kary. Ba, nawet osobiście pofatygował się, aby odprowadzić go do pokoju wspólnego. Nie sądził jednak, że po drodze spotka go dość niemiła niespodzianka. Widok Ethel oraz Borysa, wprawił go w osłupienie. Dlaczego Borys był jedynie w dresowych spodniach? Popchnął czwartoklasistę w stronę innego korytarza, jakby przeganiał natarczywą muchę i szybkim krokiem wyraźnie przejęty podszedł do owej dwójki. Zupełnie ignorując Ethel, kucnął naprzeciwko Borysa, oglądając go uważnie. Nie zaprzątał sobie głowy tajemnicą. Chłopiec ogromnie przypominał Mathiasa. Ciemne pozostawione w nieładzie włosy, mocna zieleń oczu oraz wyraźnie zarysowany nos.
OdpowiedzUsuń— Kto Ci to zrobił? — zapytał na chłopca, jednak ten nie chciał od razu powiedzieć co tak naprawdę się stało, ale koniec końców, Rathmann jak zawsze postawił na swoim. Wręcz kipiał ze złości, a siódmoklasiści mieli więcej niż przesrane. Póki co była zbyt późna godzina, aby móc cokolwiek zdziałać, dlatego też zdjął z siebie szatę i okrył nią chłopca, aby chwilę później móc wziąć go na ręce. Spojrzał na Ethel, a ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Czuł, że czeka go noc pełna wyjaśnień. Nie musiał nic mówić. Dobrze wiedział, że Ethel świetnie jak mało kto umiała wyczytać wiele z jego spojrzenia, a w tym momencie pragnął, aby podążyła za nim do jego pokoju, gdzie Borys zasnął spokojnie w łóżku profesora, a Mathias nie widział już sensu, aby dalej to ukrywać, ani nie widział sensu, aby obwijać w bawełnę, dlatego też wręczył młodej kobiecie butelkę dyniowego soku i zajął miejsce obok niej na niewielkiej kanapie.
— Gdy miałem osiemnaście lat, poznałem uroczą Rosjankę. Cóż, wyszło zupełnie inaczej niż się spodziewałem. Nie liczyło się dla nas uczucie, a przygoda. Nadia parę miesięcy później powiedziała, ze będę ojcem. I tak, dobrze myślisz, Borys to mój syn. I nim będziesz zła, wiedz, że nikt o tym nie wie, oprócz mnie i jego babci. Nadia zmarła zaraz po porodzie, a ja złożyłem przysięgę. Obiecałem iż nie pozwolę, aby Borysowi coś się stało, ani że nigdy się go nie wyprę. Nosi nazwisko matki dla bezpieczeństwa. Im mniej osób wie tym lepiej i nie chcę póki co tego zmieniać. Nie kiedy mój brat nadal uparcie mnie szuka.
Mathias <3
Kolejny późny wieczór dyżuru na korytarzach szkolnych przebiegał Lenardowi całkiem zabawnie. Niesamowicie bawił go fakt, jak młodzi uczniowie bawili się z nim w chowanego, kiedy i tak ich kroki było słychać kilka korytarzy wcześniej. Każdy nastolatek dostarczał też nauczycielowi powód do śmiechu, kiedy przyłapani na gorącym uczynku peszyli się, jąkali albo co najciekawsze, uciekali. Z tego powodu różdżka mężczyzny tkwiła w jego prawej dłoni, zawsze w pogotowi, bo specjalnie nie korzystał z takiego dobrodziejstwa jak zaklęcie Lumos. Miał większe szanse na znalezienie kolejnego niesfornego ucznia. Cortez jednak należał do tych nauczycieli, który jedynie pokręci głową na usłyszane wyjaśnienia, machnie ręką, przymknie oko i wyśle z powrotem do dormitorium. W końcu sam pamiętał jak wymykał się z lochów, by nocą dostać się do biblioteki, tam to Działu Ksiąg Zakazanych. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę ze swojej głupoty, kiedy w dość bezmyślny sposób zranił jednego ze swoich przyjaciół zaklęciem mu kompletnie nieznanym. Nie chodzi tu nawet o konsekwencje poniesione przez Lenarda jeszcze za czasów szkolnych, ale głównie o krzywdę, którą zrobił on sam. Hiszpan, chociaż był Ślizgonem, to przyjaźń cenił ponad wszystko. Nawet rodzinę. Z jednym wyjątkiem, jakim była jego siostra oraz babka. To były i będą dwie kobiety, które będzie bronił nawet własnym życiem, gdy tylko najdzie taka potrzeba. Tylko one od zawsze były dla niego jak prawdziwa, kochająca rodzina i odwdzięczał się im tym samym. Zawsze żałował, że z resztą nie potrafił się już tak dogadać. Z powodu swoich własnych młodzieńczych głupot, surowy był tylko dla Ślizgonów zakradających się nocą do biblioteki.
OdpowiedzUsuńTego dnia, gdy Cortez przechodził wzdłuż ostatniego już korytarza do sprawdzenia tego dnia, a zawsze na końcu pozostawiał korytarz do wejścia do biblioteki, zauważył migające światełko tuż przed ogromnymi drzwiami. Lenard prychnął z dezaprobatą pod nosem, machnął w powietrzu różdżką, a po korytarzu rozległ się cichy jęk nastolatka. Gdy już mężczyzna podszedł wystarczająco blisko, przyjrzał się wiszącemu w powietrzu chłopcowi, który chwilę później skojarzony został ze znaną nauczycielowi twarzą.
– Znowu się spotykamy, panie Thatcher – mruknął Lenard, kręcą lekko głową. – Ile razy mam powtarzać, że lepiej żebyś się tu o tej porze nie kręcił? – westchnął, już chwilę później cofając zaklęcie. Chłopak opadł na podłogę, nawet łapiąc równowagę. Mężczyzna jednak zaplątał ręce przed klatką piersiową, nie mając ochoty słuchać wyjaśnień ucznia. Machnął więc tylko głową, jeszcze chwilę przyglądając się jak chłopak pośpiesznie kieruje się w stronę lochów. Lenard za to złapał za skrzydło od drzwi biblioteki, aby je zamknąć, ale zastygł, kiedy przyuważył słabe światło palącej się świecy. Zaciekawiony i odrobinę zdenerwowany Hiszpan wszedł do środka, coraz bardziej przybliżając się do postaci siedzącej przy stole, która najwyraźniej przysnęła w trakcie czytania. Jego postawa jednak zaraz zmiękła, kiedy rozpoznał sylwetkę dziewczyny. Ethel najwyraźniej była na tyle zmęczona, by usnąć na własnym ramieniu, wokół kilku otwartych książek. Nawet już wyciągał rękę, aby przebudzić stażystkę, kiedy raptownie się zatrzymał. Wszystko przez znajomy widok okładki, której już nigdy widzieć nie chciał. Najsilniejsze Klątwy prześladowały go chyba do dnia dzisiejszego, przypominając młodzieńczą głupotę, a Lenard zamiast obudzić śpiącą Ethel, przeniósł dłoń na przyuważoną księgę. Potem na kolejną, otwartą i jeszcze kilka innych. Wszystkie pochodziły z Działu Ksiąg Zakazanych, sam Cortez znał je zbyt dobrze. Lekko zmartwiony zmarszczył brwi. Nie spodziewał się po własnej stażystce zainteresowania takim tematem. Spojrzał na nią. Niewinną, pogrążoną w śnie. Przez głowę przewijało mu się tylko jedno pytanie, które bardzo chciałby jej teraz zadać: po co?
– Hej, Ethel – mruknął niskim głosem, kiedy schylił się tuż nad nią, delikatnie potrząsając ramieniem. Wolną dłonią oparł się o stół, przechylając głowę zgodnie z kierunkiem ułożenia tej należącej do dziewczyny. – Ethel, królewno. Obudź się, bo jutro nie będę już dla ciebie taki miły – zaśmiał się cicho, widząc jak dziewczyna powoli odzyskuje świadomość. Kiedy na niego spojrzała uśmiechnął się przyjaźnie, chociaż gdzieś w tym uśmiechu ukryte była zmartwienie. Wyprostował się i odbił ręką od blatu, tylko po to, by zaraz na nim usiąść. – Co tu robisz o tak później porze? – zapytał udając, że nie widział jeszcze, co czytała.
Usuńnie patrz na błędy, proszę
Lenard
Czekam cierpliwie ❤
OdpowiedzUsuń[Lubię Ethel. Od zawsze czułam jakąś sympatię do tej Twojej postaci, mimo że nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek wątkowały — a może to moja słaba pamięć robi psikusa? W każdym razie szukam dla Yeonghwana nauczyciela, który powoli będzie odkrywał mroczną stronę jego natury i zacznie przyglądać się uważniej tej odrobinę niepoprawnej szkolnej działalności.
OdpowiedzUsuńTylko zostaje pytanie, czy widzisz swoją Ethel w takim właśnie wątku? :D]
Był niezwykle wdzięczny Ethel za wyrozumiałość oraz za brak męczących pytań. Na tym polegało prawdziwe zaufanie połączone z przyjaźnią. Zaśmiał się, gdy Ethel wspomniała o podobnym wyrazie twarzy młodzieńca, które z pewnością dla osób bardziej spostrzegawczych mogło zdradzać ojcostwo Borysa. Chłopiec i sam brunet byli jak dwie krople wody. Rathmann momentami dziwił się, że nikt nigdy niczego mu nie zasugerował, jednakże po części cieszył się, cholernie się cieszył, gdyż nie mógł pozwolić, aby cały zamek huczał o tym iż posiada syna. Wtedy poziom niebezpieczeństwa osiągnąłby skrajny poziom zagrożenia.
OdpowiedzUsuńMathias skinął lekko głową, po czym zajął miejsce obok młodej kobiety i objąwszy ją ramieniem, przymknął na moment powieki, a gdy tylko je otworzył, skierował wzrok ku Ethel.
— Wiem, Ethel, wiem. Nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczy. Nikt nie może się o nim dowiedzieć, nikt więcej. Nie wybaczę sobie jeśli mu się coś stanie, a póki co Hogwart to jedyne dla nas bezpieczne miejsce — rzucił zgodnie z prawdą i ucałował Covel w skroń, co miało być dowodem jego wdzięczności. Wstał w momencie, gdy Borys wykopał się spod kołdry. Poprawił materiał, naciągając go na ciałko chłopca i na moment zbliżył się do okna. Lubił obserwować widoki za oknem oraz wiążące się z tym zmiany w przyrodzie, chociażby ze względu na stale zmieniające się pory roku.
— Chce dla niego jak najlepiej, ale jest ciężko, bardzo ciężko — westchnął krzyżując ręce na piersi. Musiał uważać na każdym kroku. Nawet nowe znajomości stanowiły dla niego zagrożenie, a ochrona syna była dla niego priorytetem. Musiał wystrzegać się wielu rzeczy, mocno się poświęcać, jednak nie żałował tego iż Borys w ogóle pojawił się na świecie. Kochał go, cholernie go kochał i choćby miał przypłacić życiem, to nie pozwoli, aby młodzieńcowi stała się jakakolwiek krzywda.
Mathias
Lenard zaśmiał się ponownie, ewidentnie rozbawiony słowami Ethel. Jednak dziewczyna miała rację i nie mógł kłócić się o to dłużej, niż jednym zdaniem. Był miły dla większości osób, życie go nauczyło, iż wcale nie opłaca się być gburem, jak i mało wychowanym człowiekiem. W dodatku Covel była u niego stażystką, a nie ma nic gorszego, niż złe stosunki między pracownikami. O tym w swoim życiu też zdążył się przekonać, dlatego, o dziwo, wyciągał wnioski. Przekładał to na doświadczenie, by w sytuacjach takich jak ta miedzy nim, a Ethel zachowywać się w stosunku do niej naprawdę w porządku.
OdpowiedzUsuń– Prawda – mężczyzna w końcu przytaknął, przyglądając się uśmiechowi dziewczyny pełnym pewności i przekonania, co do ostatnio wypowiedzianych słów. – Zawsze byłem miły, ale jak będzie jutro… – Lenard mruknął, udając że pogrąża się w myślach, ale zaraz jego śmiech odbił się cichym echem wzdłuż biblioteki. Uspokoił się, gdy stażystka zamknęła pootwierane księgi, następnie szybkim ruchem różdżki odsyłając je na miejsce. Cortez kątem oka spostrzegł, że podążają w kierunku, w którym się spodziewał, co tylko utwierdziło go w obawach. Wciąż jednak udawał, jakby zupełnie nie wiedział, co działo się wokół niego, a Ethel w towarzystwie owych ksiąg wcale nie było podejrzanym widokiem. Pozostało mu więc tylko cierpliwe słuchanie kolejnych słów, wypowiedzianych miłym oraz przyjemnym głosem dziewczyny.
– Mnie nie musisz się tłumaczyć, Ethel – rzekł ciepło. – Skoro zasnęłaś nad książkami, oznacza to, iż szukana informacja jest dla ciebie bardzo ważna. Mam tylko nadzieję, że wszystko u ciebie w porządku.
Nie zdążył powiedzieć więcej, i więcej się dowiedzieć, bo po chwili ciszy dziewczyna ponownie zabrała głos. Odkąd usłyszał słowo uzdrowiciel przyglądał jej się bardziej uważnie, próbując dostrzec w niej jakieś niepokojące zmiany. Jednak musiał to robić zbyt otwarcie, ponieważ poczuł w pewnym momencie, iż towarzyszka najzwyczajniej w świecie unikała jego wzroku. Z tej racji przeniósł swój w stronę półotwartych drzwi do biblioteki.
– Skończyć skończyłem, a czy jest późno…? Dla uczniów jak najbardziej – uśmiechnął się sam do siebie, ponownie rozbawiony swoimi słowami. – To żaden kłopot, Ethel. Moim zadaniem jest upewnienie się, iż wszyscy grzecznie siedzą w swoich pokojach, więc jestem zmuszony odprowadzić cię do twojego – przyglądał jej się z pewnym zainteresowaniem, uznając za całkiem uroczy widok, kiedy dziewczyna założyła kosmyk włosów za ucho. – I nie ma za co – odpowiedział uśmiechem, wstając na nogi. – Nie miałbym serca budzić cię inaczej. W końcu zawsze jestem dla ciebie miły – kończąc zdanie, wskazał ręką w stronę drzwi przepuszczając dziewczynę przodem, co uczynił także i przy wyjściu. Skrzydło zamknął za sobą, dla pewności rozglądając się jeszcze w środku w poszukiwaniu jakiegoś zaginionego ucznia. Jednak zaraz dołączył do boku Ethel, zjawiając się z jej lewej strony.
– Za to ty powinnaś już dawno spać, królewno. Kto inny otworzy szklarnię jutro na pierwsze zajęcia? – Hiszpan spojrzał na nią z zadziornym uśmiechem na ustach. On sam zawsze się spóźniał, a to właśnie stażystka była punktualniejsza od niego. Jednak nigdy nie odczuł, by komukolwiek to przeszkadzało.
Lenard