Poniższa notka miała na celu przybliżenie wam postaci Amnesii i mam nadzieję, że udało mi się wywiązać z tego zadania. Tematyka jest jaka jest, jednak liczę, że znajdzie się choć jedna osoba, która doceni to długie coś poniżej.
Tytuł notki pochodzi z jednej z moich ulubionych bajek i nijak się do całości tekstu nie odnosi (nie licząc ostatniego zdania, które bardzo do Amnesii pasuje). Żeby było weselej, zostawiam wam gifa z Osiołkiem i zapraszam do lektury!
Cały tekst betowała Degausser, za co niezwykle jej dziękuję!
16 +
(bo przekleństwa)
Cholera. Choleracholeracholeracholera!
Uderzyłam z całej siły pięścią w ścianę. Miałam dość, miałam tak strasznie dość tych wszystkich otaczających mnie ludzi, że to aż bolało.
Głupia!
Oparłam czoło o chłodną powierzchnię i przełknęłam ślinę. Nie chciałam wracać do salonu, nie wytrzymałabym uśmiechów pojawiających się na twarzach rodziny i świdrujących spojrzeń. Przed moim przyrodnim rodzeństwem czułam się obnażona, tak jakby doskonale znali każdą należącą do mnie myśl, jakby jedno spojrzenie wystarczało, by mnie przejrzeć.
Bałam się. Bałam się tak bardzo, że zaschło mi w ustach, a serce zaczęło kołatać niebezpiecznie szybko. Łzy, niczym nie powstrzymywane, spłynęły po policzkach, niszcząc staranny makijaż i sprawiając, że resztki odwagi uleciały w eter.
Wiedziałam, że drogo zapłacę tę ucieczkę.
Tato od zawsze wyznaczał prawa i obowiązki w naszym domu. Nie znosił nieposłuszeństwa, dlatego odkąd tylko pamiętałam, każdy aspekt mojego życia był przez niego kontrolowany. Czasem porównywałam ojca do Wielkiego Brata z „Roku 1984” Orwella: gdziekolwiek się nie znalazłam, on patrzył. Śledził każdy mój ruch, obserwował każde potknięcie i karał za nawet najmniejsze przejawy nieposłuszeństwa czy słabości. Bałam się go. Cholernie się bałam.
Edward Crow nienawidził słabych osób. Uważał, że każde niepowodzenie trzeba znosić z godnością i zaciekle walczyć o swoje. Wychował mnie w przekonaniu, że ludzie pozostawali wrogami, których musiałam się nauczyć zwalczać, a najprostszy sposób na ich zniszczenie obejmował wykorzystanie ich słabości. Dlatego byłam twarda. A przynajmniej taka starałam się być.
Obojętność. Ją opanowałam niemal do perfekcji. Płacze matki, kłótnie rodziców i krzyki znosiłam, nawet na chwilę nie dając po sobie poznać, jak źle się z tym czułam. Przecież nie mogłam okazać słabości! Moja matka należała do osób słabych i dlatego tato nie potrafił jej pokochać. A ja, jako jej córka, byłam na najlepszej drodze do stania się jej sobowtórem. Musiałam tego uniknąć za wszelką cenę, ale za każdym razem, gdy spieprzyłam, nie potrafiłam powstrzymać drżenia całego ciała. Jedno gniewne spojrzenie ojca sprawiało, że kuliłam się w sobie i zaczynałam skomleć niczym maltretowane szczenię.
Byłam słaba. Z roku na rok coraz bardziej przypominałam matkę.
Nigdy nie dziwiłam się ojcu, że zdradzał mamę. Też bym ją zdradzała, gdybym miała taką żonę. Żywiłam do niej pogardę i niechęć tak głęboką, że sama nieraz czułam się przytłoczona tymi wszystkimi emocjami.
Moje życie nie było jednak takie straszne, jakie się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Owszem, czasami musiałam ukrywać siniaki pod warstwą ubrań i zużywać nieco więcej pudru na maskowanie czerwonych od płaczu policzków, ale w gruncie rzeczy rodzice mnie kochali. Dbali, bym miała się w co ubrać, co jeść, gdzie mieszkać, kupowali mi te wszystkie kosmetyki i nie szczędzili pieniędzy na moją edukację. Skoro mi to wszystko dawali, jak mogliby mnie nie kochać?
Chwilami jednak miałam ochotę zamienić się miejscami z moją przyrodnią siostrą, o której dowiedziałam się pięć lat temu. Tato również nie krył zaskoczenia, gdy wyszło na jaw, że jedna z jego dawnych partnerek zaszła z nim w ciążę i urodziła bliźnięta. Co gorsza, te urocze „dzieciaki” były ledwo o rok ode mnie młodsze, przez co stanowiły o wiele większe zagrożenie, niż mogłabym przypuszczać.
To właśnie wtedy, gdy pojawili się oni, mój wygląd stał się przekleństwem. Zbyt przypominałam matkę, by całkowicie skupić uwagę ojca na sobie. On, podekscytowany nowymi członkami rodziny, postanowił spędzać z nimi czas, by nadrobić stracone lata. Znikał z domu na całe dnie, w przerwach w pracy zabierał rodzeństwo do kina czy organizował im inne atrakcje. Nagle stałam się niewidzialna i chociaż siniaki z mojego ciała zniknęły, wcale mnie to nie cieszyło. Chciałam na powrót zostać jedyną i ukochaną córeczką tatusia, wyeliminować nowo powstałe zagrożenie. Wystarczyła chwila, bym znienawidziła swoje przyrodnie rodzeństwo i zapragnęła ich śmierci.
I rok po poznaniu tych dwóch diabłów stało się coś, co całkowicie odmieniło moje życie. Dostałam list z Hogwartu.
To odbyło się na początku grudnia, w moje jedenaste urodziny. Nie spodziewaliśmy się żadnych gości, bo nikt nie został zaproszony na to „wielkie” wydarzenie, ale nasz dom odwiedził nieznany mężczyzna. Wyglądał na jakieś czterdzieści lat i był ubrany w gustowny garnitur. Niemal od razu zapytał, czy w tym domu mieszkała Amnesia Crow, nie wyjaśniając nawet, skąd wiedział, jak się nazywałam. Powiedział, że należał do grona nauczycieli ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i wytłumaczył moim rodzicom, że byłam czarownicą. Słuchałam go jak zaczarowana, gdy opowiadał o rządzących światem magii zasadach, jednocześnie nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Wizyta nieznajomego czarodzieja sprawiła, że ojciec po raz pierwszy spojrzał na mnie z dumą. „Jeszcze coś z ciebie wyrośnie”, powiedział wtedy i wyszedł z salonu, mrucząc pod nosem: „Czarownica! W moim domu!”. Ja siedziałam tylko, oniemiała, i wpatrywałam się w list niczym w największy skarb. W końcu moje życie nabrało sensu. W końcu pustka, którą nieustannie odczuwałam, została czymś zapełniona.
Kolejne miesiące mojej egzystencji upłynęły tak samo nudno, jak poprzednie — ojciec raz miał lepszy nastrój, raz gorszy, ale każdą wymierzoną przez niego karę znosiłam z aż niepokojącym spokojem. Żyłam tylko dzięki myśli, że będę się uczyła w prawdziwej szkole magii i chociaż pozostały do września czas dłużył się niesamowicie, nie traciłam dobrego humoru niemal ani na moment. Dopiero w lipcu, kiedy znajdowałam się tak blisko spełnienia wszystkich swoich marzeń, ojciec wrócił w szampańskim nastroju i oznajmił, że jego najukochańsza córeczka była czarownicą. Nie miał na myśli mnie. Mówił o Emily.
Emily Anders, moja idealna przyrodnia siostra, przyjechała do Hogwartu w tym samym roku co ja i spowodowała, że na powrót spadłam z piedestału ojca. Jak na złość los sprawił, że obydwie trafiłyśmy do Ravenclawu, z czego żadna z nas nie była zadowolona, bo oznaczało to dzielenie tego samego dormitorium. I nagle zaczęłyśmy rywalizować o wszystko: o sympatię nauczycieli, o liczbę przyjaciół, o dostawane z egzaminów stopnie, o względy chłopców ze starszych klas, słowem starałyśmy się prześcignąć siebie nawzajem w każdej dziedzinie życia. To właśnie w jej towarzystwie się buntowałam i pokazywałam wszystkie cechy, które ukrywałam przed ojcem. Pozwalałam sobie na to, na co nigdy nie pozwoliłabym w domu, bojąc się gniewu czy niezadowolenia taty. I choć z ochotą wyzywałam, kogo popadnie, uciekałam, gdy tylko problemy zaczynały mnie przerastać.
Tym razem było tak samo. Ojciec zaprosił Emily i jej brata bliźniaka Arthura (chwała mu za to, że nie potrafił czarować!) na obiad, na czas którego moja matka postanowiła się ulotnić. Jako córka gospodarza i poniekąd siostra tej dwójki nie mogłam tak zrobić, chociaż miałam wielką ochotę zniknąć. Tak jak myślałam, posiłek okazał się być jedną wielką torturą — na przemian kipiałam ze złości i miałam ochotę się popłakać. Ręce mi się trzęsły, kiedy nieco niezdarnie kroiłam pieczonego indyka, a wzrok wbiłam w talerz. Myślałam tylko o jednym: zabiciu Emily. Miałam ochotę sięgnąć po ogromny nóż leżący obok półmiska z indykiem i wbić go w jej smukłe, emanujące pewnością siebie ciało. I w pewnym momencie jej tyrady na temat mojego zachowania pękłam.
Nawet nie zarejestrowałam chwili, w której wstałam z miejsca. Zalewająca mnie nienawiść była na tyle silna, że skutecznie przyćmiła rozsądek i pozwoliła ociekającym jadem słowom wypłynąć z moich ust.
— Jak śmiesz tak o mnie mówić?! — warknęłam, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. — Myślisz, że nie znam swoich praw, debilko?! Że tak po prostu pozwolę ci wygadywać te oszczerstwa? Jesteś w moim domu! Siedzisz na moim krześle i co? Myślisz, że puszczę ci to wszystko płazem? Że udam, że niczego nie słyszałam? Nie jestem głupia, wiem, co chcesz zrobić! Od samego początku to planowałaś! Myślisz, że jesteś taka mądra, bo dostałaś na urodziny różdżkę, tak? Nie jesteś! Nie jesteś i nigdy nie będziesz! Jesteś nic nie wartą dziwką, którą w każdej chwili mogłabym udusić gołymi rękami i wcale bym tego nie żałowała!
Nagle zorientowałam się, co wygadywałam, i cała moja brawura zniknęła jak za dotknięciem magicznej różdżki. Nim ojciec zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, umknęłam po schodach na górę, prosto do swojego pokoju.
Żadne słowa nie mogły opisać tego, co czułam. Zastanawiałam się, czy uderzenie pięści o ścianę było słyszalne z jadalni i czy dostanę za to dodatkową karę. Bałam się, tak strasznie, strasznie się bałam reakcji ojca, że nie potrafiłam powstrzymać wydobywającego się z moich ust szlochu. Niemal od razu przycisnęłam dłoń do twarzy, by choć trochę zagłuszyć te dźwięki, które jedynie mogły pogorszyć moją sytuację, i bezsilnie opadłam na podłogę.
Czułam wstręt do samej siebie.
Było mi wstyd tego, co się stało.
Nie miałam pewności, ile czasu minęło od mojej ucieczki z rodzinnego obiadu, gdy usłyszałam warkot silnika samochodu ojca. Zapuchniętymi od łez oczami spojrzałam na stojący na szafce elektryczny zegarek. Osiemnasta. Do zmierzchu zostało jeszcze kilka niepokojąco długich godzin.
Siedziałam w domu sama, co sprawiło, że jedynie coraz bardziej panikowałam. Samotność pozostawała moją zmorą, odkąd tylko sięgałam pamięcią i nijak nie mogłam powstrzymać kołatania serca, gdy miałam świadomość, że wokół nikogo nie było.
Niech mi ktoś pomoże!
Zamknęłam oczy. W całym domu panowała niemal idealna cisza, raz po raz przerywana moim płytkim oddechem. Miałam świadomość, że ojciec za chwilę wróci, bo Emily i Arthur nie mieszkali daleko i sama nie wiedziałam, co wzbudzało u mnie większe przerażenie: samotność czy wściekłość taty.
Trwałam tak przez chwilę, przeklinając samą siebie i własną nierozwagę. Byłam beznadziejna. Wystarczyło parę aluzji ze strony Emily co do moich nocy spędzanych w towarzystwie coraz to nowszych chłopców, bym całkowicie straciła nad sobą panowanie i pozwoliła emocjom wziąć górę. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak siostra chciała mnie nazwać. Dziwka. Uważała mnie za dziwkę tylko dlatego, że ona nie była na tyle atrakcyjna, by ktokolwiek chciał z nią wchodzić w bardziej intymne relacje. Zazdrościła mi tego, że już w wieku trzynastu lat znalazłam sobie przystojnego chłopaka, z którym straciłam dziewictwo, kiedy ona wciąż się rumieniła na co odważniejsze wzmianki o seksie. Zazdrościła mi, bo to za mną oglądali się chłopcy, nie za nią. Szczuła ojca przeciwko mnie, bo sama chciała zająć moje miejsce i podkreślić swoją wyższość.
Nienawidzę cię! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę!
Miałam tego dość. Dość Emily i jej irytującego głosu, dość wiecznie histeryzującej matki i jej głośnych szlochów, dość nazbyt ambitnego ojca i jego pretensji, dość tej całej nienawiści, otaczającej mnie ze wszystkich stron, dość siebie. Życie było do dupy, przekonałam się o tym wielokrotnie na własnej skórze. Żałowałam, że kiedykolwiek się urodziłam. Wszystko stałoby się o wiele prostsze, gdybym po prostu przestała istnieć.
Pchnięta nową myślą ruszyłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam klucz w zamku, by mieć pewność, że nikt mi nie przeszkodzi. Korkiem zatkałam odpływ wanny i odkręciłam kurki. Szum wody, choć zwykle działał kojąco na moje zszargane nerwy, jedynie upewnił mnie w podjętej decyzji. Powoli zaczęłam zdejmować z siebie ubrania, aż stanęłam całkiem naga przed sięgającym od ziemi do sufitu lustrem. Choć nie miałam już anoreksji, żebra i obojczyki wciąż mi niepokojąco wystawały, a uda były niewiele szersze od samych kolan. Oczy błyszczały niezdrowo, gdy wpatrywałam się we własne odbicie. Delikatnie dotknęłam opuszką palca dolną wargę i przymknęłam powieki. Pozwoliłam sobie jeszcze na kilka sekund słabości. Ostatnich, jak w duchu obiecałam.
Gdy wanna napełniła się niemal po brzegi przeźroczystym płynem, zakręciłam kurki. Ostrożnie weszłam do wody, jakby bojąc się każdego kolejnego kroku, i usiadłam. Przez chwilę wpatrywałam się tępo we własne dłonie, nie będąc pewną, czy właściwie postępowałam i czy tego właśnie pragnęłam.
Z dołu usłyszałam przytłumiony dźwięk zatrzaskiwanych drzwi — ojciec wrócił do domu. Niemal w tym samym momencie dotarł do mnie jego krzyk:
— Amnesia!
Nie odpowiedziałam. Tylko zacisnęłam palce na brzegach wanny i przygryzłam delikatnie wargę. Słyszałam dudnienie kroków ojca, gdy wspinał się po schodach. Nie chciałam znać ciągu dalszego tej historii.
Wzięłam ostatni wdech i zanurzyłam się w wodzie.
Początkowo to było nawet przyjemne; z dozą satysfakcji wpatrywałam się w jaśniejące nad powierzchnią światło i rozkoszowałam ciepłą wodą. Czułam się wspaniale. Z radością mówiłam światu „do widzenia”, nie zastanawiając się nawet nad konsekwencjami takiego czynu. Wygrałam. Wygrałam z całym tym złem, przechytrzyłam Boga, przechytrzyłam ojca, przechytrzyłam samą naturę! Byłam z siebie dumna, bo starczyło mi odwagi na tak drastyczny krok.
Nie minęło jednak nawet kilkanaście sekund, kiedy brak dostępu do tlenu zaczął mi doskwierać. Wypływające z moich ust bąbelki utraciły swoje piękno bezpowrotnie, a myśli zaczęły pędzić.
Co ty robisz?
Mocniej przycisnęłam dłonie do ścianek wanny, tym samym zanurzając się jeszcze głębiej i starając się nie zwracać uwagi na rosnący ciężar w klatce piersiowej. Nagle każdy bodziec zaczął uderzać we mnie ze zdwojoną siłą: bicie serca dudniło mi w uszach, ciepła woda zaczęła parzyć skórę i musiałam zużywać coraz więcej energii, by utrzymać się pod jej powierzchnią.
Wynurz się, do cholery!
Nie! Nie mogłam się wynurzyć. Nie mogłam, nie chciałam, nie powinnam! Byłam zła, nie zasługiwałam na życie, miałam umrzeć! Przecież właśnie tego pragnęłam! Skończyć to pierdolone życie i przestać cierpieć!
Wynurz się, głupia!
Zaczęłam walczyć. Walczyć z tym demonem, który za wszelką cenę starał się mi przeszkodzić w osiągnięciu upragnionego celu. Wiłam się, szarpałam i wyrywałam, błagając w duchu, by zostawił mnie w spokoju, pozwolił odejść.
Musiał mi pozwolić. Nie mogłam się poddać. Byłam silna, mogłam mu pokazać, że ze mną nie wygra. Pełna nowej energii stawiałam opór demonowi, nie zwracając uwagi na jego puste, przepełnione kłamstwami słowa.
Chcesz żyć! Chcesz żyć, idiotko, rozpaczliwie tego pragniesz! Wynurz się z tej wody! Nie bądź głupia!
Walczyłam zaciekle, ale z każdą sekundą traciłam siły. Płuca zdawały się płonąć żywym ogniem, krew szumiała w uszach… Przestałam walczyć. Poddałam się.
Jakaś niewidzialna siła wypchnęła mnie gwałtownie ponad powierzchnię i sprawiła, że niemal zachłysnęłam się powietrzem. Tlen działał niczym kojący balsam na płonące płuca. Oddychałam szybko, nie mając czasu na rozkoszowanie się jego smakiem. Drżącymi dłońmi odgarnęłam z twarzy ociekające wodą włosy i w jednej chwili zadrżałam, uderzona myślą o swojej porażce. Przegrałam. Przeżyłam. Miałam zginąć, a przeżyłam.
Drgnęłam gwałtownie, gdy usłyszałam łomotanie do drzwi łazienki. Ojciec się denerwował. Bardzo denerwował. Tak jak przypuszczałam moje zachowanie podczas obiadu było godne pożałowania i zasłużyłam na karę. Nie chciałam nawet myśleć, co zamierzał ze mną zrobić. Nie żałowałam wykrzyczanych w gniewie słów, nie żałowałam ani jednego z nich! Mógł mnie za to nienawidzić, ale wolałabym zginąć, niż błagać go o przebaczenie! Nie miałam zamiaru dać mu wygrać, nie tym razem. Jedynym, czego żałowałam, to tego, że nie byłam wystarczająco silna, by wygrać z demonem, który kazał mi się wynurzyć. Gdyby nie on, już bym nie żyła. Nie musiałabym się przejmować gniewem ojca.
Oparłam się o ścianę wanny, a moim ciałem wstrząsnął szloch.
Konkurs wielkanocny, liczba słów: 2293
Osiołek dodaje tej notce uroku, zdecydowanie. Nie wiem czy to Twoja zasługa czy może bety, ale błędów nie wyłapałam żadnych. Może z wyjątkiem powtórzenia: i Pozwalałam sobie na to, na co nigdy nie pozwoliłabym w domu..., jednak nie jest to szczególnie rażące. Czyta się bardzo szybko, a całość przypomina wyrwany rozdział z książki, pewnie przez pierwszoplanową narrację, która w przypadku notek jest o wiele bardziej pożądana. Wyszedł kawał dobrej historii, który można by spokojnie kontynuować dalszymi opowiadaniami, gdyż sam motyw próby samobójczej i konfliktu dwóch sióstr jest tego wart. I swoją drogą ciekawe, czy Amnesia kiedyś rzeczywiście zrobi Emily krzywdę, czy prędzej samej sobie c: Opowiadanie na duży plus.
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
1/3 składu sędziowskiego
Opowiadanie bardzo mi się podobało i czytało się je niesamowicie szybko oraz lekko, choć sam opis próby samobójczej Amnesii spowodował u mnie chwilowe wstrzymanie oddechu - może to dlatego, że w trakcie czytania bardzo polubiłam tę postać i nie chciałam, by umierała. Ogólnie bardzo na tak. Lubię to, że stworzyłaś ją bardzo złożoną psychicznie i w opowiadaniu było to bardzo odczuwalne. Niemalże kręciłam głową przed monitorem, widząc jej sprzeczności.
OdpowiedzUsuńNie jestem tylko pewna, czy konstrukcja "wstyd mi tego" jest poprawna. Z ciekawości sprawdziłam w internecie i czegoś takiego nie znalazłam, także wnioskuję, że nie, ale mogę się mylić o:
Moje Trzy gorszę nie będą zbytnio różnić się od powyższych komentarzy. Błędów nie wyłapałam, ale też nie szukałam ich pod lupą. Opowiadanie mi się podobało, ale nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Duży plus za tematykę i przybliżenie postaci, jednak minus leci za mało dogłębny opis jej uczuć, czegoś po prostu mi tam brakowało. Sam strach i złość to zdecydowanie za mało.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie podobało mi się i jak wyżej już zostało napisane - nie wyłapałam błędów. Czytało mi się dosyć szybko i jasno. Treść była interesująca do takiego stopnia, że zastanawiam się co stało się później. Mam nadzieję na więcej twoich opowiadań!
OdpowiedzUsuńAmnesia jest taką postacią, że ma się do niej ochotę podejść i kazać podnieść głowę do góry (head in the mountain, Amnesia!).
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję jej rodziny oraz zachowania ojca. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w moim życiu, bo w końcu rodzina powinnam być fundamentalną wartością. Amnesia nigdy nie doświadczyła wszystkich, bardzo licznych zalet dorastania w pełnej miłości relacji, dlatego rozumiem jej zazdrość o przyrodnie rodzeństwo. Przyznam, że opis uczyć podczas próby samobójczej bardzo mi się podobał (to chyba niedobrze D:).
Biegnie pisać wątek dla Amnesii w takim razie, gratuluję notki i tego, że jesteś w stanie pisać je dla wielu postaci (prawie wszystkich, przynajmniej na Hogwartach), jakie prowadzisz. :D
Trochę szkoda, że nie zamieściłaś więcej dialogów. Nie jest to oczywiście błąd, ale osobiście nie przepadam za długimi opisami. Na szczęście Twoje całkiem przyjemnie było czytać :)
OdpowiedzUsuńCo mnie najbardziej poruszyło, to sposób, w jaki opisałaś lęk Amnesii przed ojcem. Za to fragment "Uważała mnie za dziwkę tylko dlatego, że ona nie była na tyle atrakcyjna, by ktokolwiek chciał z nią wchodzić w bardziej intymne relacje. Zazdrościła mi tego, że już w wieku trzynastu lat znalazłam sobie przystojnego chłopaka, z którym straciłam dziewictwo, kiedy ona wciąż się rumieniła na co odważniejsze wzmianki o seksie." mnie po prostu rozwalił. Tylko jedno przychodzi mi do głowy - NO, NIEŹLE... :D
Co do błędów:
Wiedziałam, że drogo zapłacę tę ucieczkę. - brakuje za;
Tak jak przypuszczałam moje zachowanie - brakuje przecinka po przypuszczałam.
Więcej nie widzę.
Ciekawy pomysł, notka swój cel spełniła - całkiem sporo wiem teraz o Amnesii :)
Dziewczyno ja nie wiem, co ci zrobię... Tak idealnie opisane problemy z "tym idealnym rodzeństwem", że chce się te bliźnięta pobić. Prawie, jakbym myślała o własnym bracie. Przysięgam, że czytając prawie cały czas trzęsłam się ze złości na ojca i rodzeństwo Amnesii. Nic dodać, nic ująć. Świetnie opisane uczucia bohaterki, zazdrość, problemy z ojcem i strach przed nim, no i opis próby samobójczej.
OdpowiedzUsuńSama postać ojca Amnesii trochę skojarzyła mi się z ojcem mojego Doriana, ale tutaj zostaje sporo miejsca na porównania i nie o tym mam mówić. Mogę tylko powiedzieć, że świetnie zostało wszystko opisane.
Nie wiem, co mam tu mówić.
A tak, Osioł na początku mnie urzekł!
Z błędów mi rzuciło się w oczy:
"To odbyło się na początku grudnia, w moje jedenaste urodziny.", nie wiem czy to tak naprawdę błąd, ale na moje słabo to brzmi. Może zamiast "odbyło" lepiej wstawić "stało"?
No i to tyle. Ochy, achy, czemu wszyscy autorzy nie mogą mi przekazać części swoich talentów? :c
Powodzenia w konkursie!