Leslie Scott
Hufflepuff
| V rok | magnolia, włos z ogona jednorożca, 9 cali | pani prefekt | kotka
Snowball | bogin przemilczany | patronus niewyczarowany | zakochana w
mugolskiej literaturze | niepoprawna romantyczka | szczera, ale nie do bólu | Dantalion - jedyny powód powrotów do domu |
Uśmiecha się. Na widok każdego. Bawi się. Kiedy tylko może. Czyta. Bo tylko wtedy znajduje się w innym świecie. Uczy się. W końcu to ją do czegoś doprowadzi. Spełnia się. Bo pasje są jednym, co dają jej w życiu szczęście. Marzy. O wielkiej miłości. Pragnie. Bo każdy ma jakieś pragnienia. Kocha. Choć nie powinna. Tęskni. Do jego ciepłych ramion. Cierpi. Zatapiając się w czerwieni. Ucieka. Od bólu, od przeszłości i od niego. Żyje. Bo nie ma innego wyjścia. Ma nadzieję. Że będzie lepiej.
Nie czułam Fabiana. Nie potrafiłam.
Ale zamiast tego macie Les, to chyba moja pierwsza postać damska, więc jej nie zagryźcie.
Karta minimalistyczna i nie do końca wiem, czy chcę w niej coś zmieniać. Może.
[O jak mi się podoba to zdjęcie! Witam i zapraszam do siebie! c:]
OdpowiedzUsuńBruno
[Cześć koleżanko z roku i domu! ;)]
OdpowiedzUsuńZoey
[Och, to Ty <3 A napisałam pod kartą Bellamy'ego, że mogłabyś stworzyć panią <3
OdpowiedzUsuńAle żeś wybrała dom, Ryle nie lubi Puchonek!]
Bruno
[Ech, to byłby drugi wyjątek, bo w przypadku Zoey chciałam zrobić, za wizerunek. Ale dobra, jest blondynką przynajmniej! Masz jakiś pomysł?]
OdpowiedzUsuńBruno
[Taka kochana, taka pogodna.
OdpowiedzUsuńTylko tulić, tulić, tulić!
Mam za dużo postaci do tulenia.
Oj, Lexie, Lexie... <3]
Your Freddie :3
[Witam Puchoneczkę. :D Taka smutna się wydaje, Trav może ją pocieszyć. ;p]
OdpowiedzUsuń[Oczywiście! Niech będą takimi typowymi BFF, które znają się od urodzenia i od zawsze trzymają się razem oraz mówią sobie wszystko :D
OdpowiedzUsuńTak zastanawiam się nad wątkiem... Może późnym wieczorem będą wracać do dormitorium i się zgubią? Zdradliwe schody poniosą je nie wiadomo gdzie, czego nie zauważą, bo będą się o coś kłócić, a kiedy zorientują się, że wcale nie są tam, gdzie być powinny, będzie za późno, bo nie będą wiedziały gdzie się znajdują. Później mogą plątać się po jakichś korytarzach, salach, aż natrafią na przejście, które zaprowadzi je do wyjścia ze szkoły, które będzie w jakiejś jaskini niedaleko jeziora :D]
Zoey
[Snowball kojarzy mi się tylko z "Folwarkiem Zwierzęcym" i świniami, aczkolwiek kotek uroczy. :D Piękne imię ma pani.]
OdpowiedzUsuńPolly
[A nie wiem. Może ją zabierać do Miodowego Królestwa, dziewczyny chyba lubią takie rzeczy. :D]
OdpowiedzUsuń[Pasuje, tylko czekałam na odp Zoey właśnie, żeby zobaczyć czy to wypali :D Zaczniesz? Błagam :c]
OdpowiedzUsuńBruno
[Możemy spróbować, chociaż jest ta tajemnicza ona, co napisałam w karcie, a nie do końca wiem co z tym zrobić :D I właśnie Liwia chciała być tą ją, a jeszcze też między Brunem a księżniczką Scorpiusem coś będzie. Ale git, damy rade, pomyślimy nad tym za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na zaczęcie! Tylko nie rozpisuj się jakoś bardzo, nie lubię lać niepotrzebnie wody :c]
Bruno
[On ma taki charakter, że jest wielbicielem wszystkich ładnych dziewczyn, które nie są z nim spokrewnione, więc to nawet pasuje. :D I raczej głośnym niż cichym, taki typ. :v]
OdpowiedzUsuńW przeciwieństwie do niej, Bruno nie wyczuł żadnego spisku. Zoey znał krótko, ale mimo wszystko dość dobrze. Widział kiedy kłamała, a kiedy mówiła prawdę, ale nie zawsze podczas rozmowy z nią, zajmował się tylko patrzeniem prosto w oczy czy chociażby na twarz brunetki. Zazwyczaj coś innego w międzyczasie zajmowało połowę jego uwagi, przez co część słów koleżanki przelatywało mu koło uszu, a później dziwił się, że mu tego nie powiedziała.
OdpowiedzUsuńPare minut spóźniony pojawił się Pod Trzema Miotłami, gdzie miał spotkać się z brunetką. I tylko z nią. Nie widząc jej na zewnątrz, wszedł do środka i szybko zlustrował twarze gości gospody, nie widząc wśród nich uroczej Puchonki. Zamiast tego zauważył nieco mniej uroczą koleżankę z Hufflepuff, która nie była wyjątkiem tak jak Clarke i której po prostu nie lubił. Najwyraźniej z wzajemnością. Gdyby to była każda inna dziewczyna z tego domu, a nie właśnie Leslie, zapewne olałby to i usiadł gdziekolwiek, czekając na towarzyszkę. Jednak skoro była to panna Scott, Zoey też gdzieś powinna tu być. Albo i nie.
- Czemu Ty tu jesteś? - w zapiętej kurtce podszedł do blondynki i spytał jak gdyby nigdy nic. Nie rozpiął jej, bo nie zamierzał siedzieć w gospodzie, jeśli było to zaaranżowane spotkanie przez te dwie Puchonki. Przyszedł zobaczyć się z Zoey, a skoro Zoey nie było, to równie dobrze mógł wyjść i spróbować ją znaleźć. - Gdzie jest Clarke? Umówiliśmy się, jej nie ma, ale jesteś Ty. A skoro jesteś tu Ty, akurat w tym samym czasie co miałem się z nią spotkać, to nie jest przypadek. Wszędzie chodzicie razem.
Gierki Zoey powoli zaczynały go irytować. Wiadomo było, że skoro jej nie ma to się już nie pojawi, nie należała do osób niepunktualnych, czyli takich jak on. Parenaście minut spóźnienia nie było do niej podobne, to akurat wiedziała większa część Hogwartu, gdy jako jedna z pierwszych pojawiała się pod salą w której miały być jej następne zajęcia.
Bruno
[Boże jak krótko wyszło. Aż wstyd. Poprawię się! :ccc]
Usuń[Karta taka w sam raz, witam nową postać!]
OdpowiedzUsuńOndria // Karlie
[Jestem uzależniona od tej gry, chociaż jestem noobem niestety.
OdpowiedzUsuńMyślę, że mogłyby się przyjaźnić. W mniejszym lub większym stopniu, jak wolisz.]
Ahri
[ Więc umrzyj ze szczęścia :D Jestem okrutna, ale mam ochotę złamać jej serce, bo to taka romantyczka... Nienawidzę siebie. ]
OdpowiedzUsuńDaryl
[ Nie no nie umieraj! xd Tylko, że ja nie wiem czy on nadawałby sie na przyjaciela. Ogólnie on unika jakichkolwiek styczności z uczuciami, ludźmi i ich problemami. Antyspołeczny jest trochę :D ]
OdpowiedzUsuńDaryl
[Jak dla mnie byłby to typ przyjaźni, kiedy Leslie opowiada o sobie, a Ahri słucha uważnie i z uśmiechem. Kiedy Leslie czuje się źle, może do Ahri zawsze przyjść, przytulić się, a Abandeer to ten typ człowieka, który nie wymaga pomocy, tylko ciągle pomaga innym. Nie wiem, czy przypadłoby ci coś takiego do gustu.
OdpowiedzUsuńMnie uczy przyjaciel, także tak nie noobię.]
Ahri
[Jestem za, planowanie jest dla słabych. :D A mógłbym ładnie prosić o zaczęcie? Leslie musi się najpierw zasmucić, żeby Trav mógł ją pocieszać. ;p]
OdpowiedzUsuń[Tak więc zamieńmy to. Niech Leslie będzie jedyną osobą z którą Ahri w pełni swobodnie rozmawia, bo wie, że ta zawsze ją zrozumie.]
OdpowiedzUsuńAhri
Punktualność nie była najmocniejszą stroną Travisa. Gdy miał mało czasu, z niczym się nie wyrabiał, a gdy zostawało mu go trochę więcej (co zdarzało się tak rzadko, że prawie nigdy), strasznie się rozleniwiał i ostatecznie i tak wychodził z dormitorium za późno. Wspólne posiłki były jednymi z nielicznych punktów w planie dnia, na które uczęszczał z przyjemnością, ale i na nie zdarzało mu się nie dotrzeć na czas. Na śniadania zasypiał, w porze obiadowej miał dużo innych rzeczy do roboty, a wieczorem odpoczywał, rozłożony na kanapie w pokoju wspólnym albo zwinięty na łóżku w dormitorium, i ciężko mu było zwlec się na kolację - tak właśnie było dnia dzisiejszego. A przynajmniej bardzo podobnie.
OdpowiedzUsuńCo jakiś czas ziewając przeciągle, Travis pokonywał kolejne piętra. W takich chwilach żałował, że Wieża Gryffindoru znajduje się na siódmym piętrze. Taki Hufflepuff na przykład, miał kuchnię pod samym nosem, a Wielką Salę tylko kawałek dalej, co, według opinii wiecznie głodnego McConaugheya, stanowiło doskonałe udogodnienie. Nie mógł jednak narzekać - wysokie usytuowanie pokoju wspólnego też miało swoje plusy, choć Gryfon nie zawsze je dostrzegał.
Trav nie nosił zegarka, ale i bez niego wiedział, że jest już spóźniony. Miał takie przeczucie, a fakt, że korytarze świeciły pustkami tylko je potwierdzał. Na ostatniej prostej spotkał jednak kogoś, kto tak jak on nie zaszczycił jeszcze Wielkiej Sali swoją obecnością. Osoba ta bynajmniej nie wyglądała tak, jakby w ogóle chciała tam iść. Gryfon od razu zorientował się, z kim ma do czynienia. Nie żeby często spotykał Puchonkę w takim stanie, skądże znowu!
- Cześć piękna - rzucił na powitanie, podchodząc bliżej do parapetu, na którym siedziała Leslie. - Czemu płaczesz, coś się stało?
Pytanie może było trochę głupkowate, ale akurat w tym przypadku miało jakiś sens. Dziewczyna bowiem miała tendencję do wyolbrzymiania wielu spraw i rzewnego ich opłakiwania, choć tak naprawdę nie było takiej potrzeby. Travis wolał się zawsze upewnić niż palnąć coś nieodpowiedniego i dopiero potem dowiedzieć się, że jej kotka nie żyje. Odpukać!
[Tak trochę padam na pysk, więc wybacz mi jakość tego odpisu. :<]
Aż mu się smutno zrobiło, kiedy tak na nią patrzył i widział, że choć stara się sprawiać wrażenie pogodnej, w środku ma przygnębiającą chmurę burzową. Mimo że koniec końców nie podała mu przyczyny swojego płaczu, doszedł do wniosku, że albo to nic ważnego, ot natłok wielu różnych rzeczy, które same w sobie były nieszczególnie katastroficzne, albo to coś na tyle osobistego, że Leslie nie chce o tym mówić. Jakikolwiek był powód tego stanu rzeczy, Travis nie miał zamiaru się wtrącać i na nią naciskać. Zbyt usilne staranie się wyciągnięcia z Puchonki smutków mogłoby jej - zamiast pomóc - jeszcze bardziej zaszkodzić, a tego przecież nie chciał. Uśmiechnął się więc tylko pocieszająco, bo co, jak nie jego olśniewający urok osobisty, mogło zadziałać w tym przypadku lepiej? Zapewne nic.
OdpowiedzUsuń- A dlaczego ty na niej nie jesteś? - odpowiedział pytaniem na pytanie, odruchowo spoglądając w stronę Wielkiej Sali. Na wspomnienie wspólnego posiłku, na który chwilę temu zmierzał, zaburczało mu w brzuchu. Nie jadł niczego od obiadu, a to jak na niego była zdecydowanie za długa przerwa. A wszystko przez to, że wczoraj skończyły mu się wszystkie zapasy słodyczy, które chomikował w dormitorium, a ostatnio nie miał zbyt wiele czasu, żeby iść po nowe.
- Zresztą nieważne - zdążył dodać, choć pewnie niepotrzebnie, bo Leslie wcale nie wyglądała tak, jakby miała zamiar w ogóle odpowiedzieć. - Mam dla nas inne plany, chodź.
To powiedziawszy, odwrócił się od dziewczyny i zaczął iść wzdłuż korytarza, lecz w przeciwną do Wielkiej Sali stronę. Od dawna nie korzystał z tego przejścia, ale miał nadzieję, że jak zwykle będzie otwarte. Taki spacer zarówno jemu, jak i Leslie, mógł wyjść na dobre.
[ Hm, wynikła już taka mała aluzja do takiej relacji z jakąś dziewką w wątku z Fredem i... postanowiłam to wykorzystać w relacji z Valancy... w sensie napisałam do niej taką propozycję, zobaczymy co ona na to. No i nie wiem co teraz. Leslie to dość młoda dziewczyna, nie wiem czy jest na tyle dojrzała do takiego oczytanego ziomka :). Możemy zrobić trochę inną, ale podobną relacje, na zasadzie, że się "kumplowali", ona uznawała to za przyjaźń, albo odrobinę coś więcej, a on, jak to facet, niekumaty, zupełnie nie wiedział co się święci. Hm? :) ]
OdpowiedzUsuń[ O nie, błagam, tylko nie jako starszy brat, to najgorsze co może być, zwłaszcza, że on nie chce się chyba nikim aż nadto opiekować na zasadzie "rodzeństwa" :). To już lepiej te lekkie spotkania, tylko, że on nie jest takim lowelasem, który by się spotykał z dwoma dziewczynami na raz. Nie wiem, już nic nie wiem. :p. Możesz zacząć jakiś wątek, ja sie dostosuje :D ]
OdpowiedzUsuńKażdy bogobojny kapłan czcił swoją Świątynię. Przynajmniej raz w tygodniu trzeba było przynieść dary na część wielkiego mistrza, zwrócić co należne jemu, a przy okazji wyciszyć swą duszę przy książkowej medytacji. Miejscem Sakralnym dla Leona była biblioteka, w której skarby osadzone na półkach potrafiły przenieść ów chłopaka w zupełnie inną rzeczywistość. Jak wcześniej napisała, odwiedzał ją w czwartki, czasem z niedziele wieczorem, kiedy nie miał ochoty się uczyć (w zasadzie, to mało kiedy miał takowe predyspozycje).
OdpowiedzUsuńTeraz, gdy wrócił do Hogwartu po długiej nieobecności, ciągnęło go do ów skarbnicy dużo bardziej niż kiedyś. Tęsknił za Madame Irmą Pince, która jak sądzę, wspominała pewnie owego chłoptasia także, który zaniedbał swe obowiązki. Leon bowiem był chłopcem, który bardzo łatwo nawiązywał znajomości. Jego uśmiechnięta buźka wzbudzała zaufanie i zarażała entuzjazmem, jaki w sobie pokładał. Madame biblioteki imponował między innymi swoją kulturą osobistą, ale także przede wszystkim szacunkiem do jej książek i skrupulatnością. Czasem przychodził do niej tylko i wyłącznie, by zrecenzować jakieś dramatyczne zakończenie książki. Samotnie spędzająca dni kobieta cieszyła się z wizyt młodzieńca ceniącego jeszcze literaturę w formie analogowej.
Dzisiejsze, popołudniowe odwiedziny pani Pince rozniosły po wiecznie zadumanej i milczącej bibliotece dźwięczny aplauz babeczki. Zachwycona jego widokiem, przetrzymywała chłopca dobre dwadzieścia minut, atakując miliardem pytań, aż za biurkiem utworzyła się kilkuosobowa kolejna zirytowanych, zmęczonych uczniów. W chłopaku jednak nie obudziła się dawna fascynacja i więź z fanatyczną książek. Uśmiechał on się tępo, co jakiś czas przytakując. Spojrzeniem błądził po ścianach, aż w końcu oderwał się od lady i skierował, w stronę fantastyki średniowiecznej. Był to dział nieopodal, nie wiedzieć czemu, literatury mugolskiej. Kilkoro uczniów szwendało się w tym samym rzędzie co on, dwoje z nich znał z korytarza, także wsunął kaptur na głowę, coby nie wzbudzać sensacji.
Sięgnął po lekturę, którą upatrzył sobie do przeczytania jakiś czas temu. Przewertował stronice, sprawdziwszy, czy liczba kartek się zgadza, obejrzał adnotacje autora i gotów był na zanurzenie swej wyobraźni w nowym, fantastycznym świecie.
Usiadł sobie w tak zwanej loży, która polegała na zestawieniu ze sobą dwóch sof naprzeciwko, przedzielonych kwadratowym stolikiem. Nie zdjąwszy kaptura, a więc inkognito, przerzucił okładkę. Wzrok automatycznie zaczął wodzić po słowach wprowadzających czytelnika w treść powieści.
Skupił się tak bardzo, że nie zwrócił uwagi na dziewczynę. Puchonka z jakimś potężnym tomem rozgościła się frontalnie w stosunku do Gryfona. Leonowi, zatraconemu w nowej rzeczywistości, gdzieś poza stronicami majaczył jej błękitny sweter i jasne włosy, dokładnie te same, które widział w dziale dla miłośników mugolskiej tematyki.
W obecnej chwili znajdował się w dolinie rzeki zarośniętej lasem, a tuż obok niego zmierzał do ciepłych krain orszak królewski. Bacznie obserwował ruchy końskich kopyt, swym podkuciem uderzających o piach. Wibracja ta sprawiała, iż piasek unosił się w na metr od ziemi, tworząc swoistego rodzaju mgłę. Skrywał się w niej, jednocześnie wraz z narratorem podążając za głównym wątkiem.
OdpowiedzUsuńMusiał niestety przyznać, iż książka przez pierwsze kilka stronic nie spełniała jego oczekiwań. Preferował barwniejsze opisy, wprowadzające widza w atmosferę, aniżeli opis natury. Jeśli już, dużo bardziej cenił sobie impresjonistyczne wrażenia, oddawane za pomocą opisu barw, temperatury. Mógł wtedy na własnej skórze odczuć atmosferę danego wydarzenia. Przerzuciwszy jeszcze kilka kartek, westchnął cicho. Swą głowę podparł jedną ręką, zaś księgę opuścił na stolik, odsłaniając tym samym swoje lico. Powraracając do świata żywych, rozejrzał się wokoło. Szmery starych, zżółkniętych pergaminów budowały w nim spokój. Zaczął zastanawiać się nad tęsknotą, którą odczuwał będąc poza szkołą. Może jednak brakowało mu tego miejsca?
Znudzony, swoje spojrzenie przerzucił na dziewczę siedzące naprzeciwko niego... ZARAZ.
To był punkt zwrotny jego harmonii i stoickiego spokoju. Rumieniec zalał jego i tak ciemne poliki, zaś w okolicach klatki piersiowej zrobiło mu się niezwykle gorąco. Bynajmniej nie z żaru miłości, jak to było w przypadku dziewczyny, która co noc szlochała za jego osobą, a z przerażenia, które jak porażenie węgorza spenetrowało jego mięśnie.
Zajęta ona była swoją książką, aczkolwiek tylko sekundy dzieliły go od tego, aż odwróci swój wzrok na niego. Wszak jego to odruchem ludzkim, by zainteresować się działaniami mającymi miejsce w najbliższym otoczeniu. Nim zdążył przełknąć ogromną gulę znajdującą się w gardle, błękitne tęczówki Leslie zatrzymały się na nim. Patrzył na nią jak na bazyliszka, który jednym spojrzeniem może sparaliżować swą ofiarę, przekształcając w kamienny posąg. Jednakże rodzaj jej wzroku zmieniał się łagodnie. Wpierw był pytający, później identyfikował się z szokiem, dopiero po chwili, jak mu się zdawało, z nutą szaleństwa i wściekłości. Gdy drgnęła jej lewa brew, wątroba podskoczyła mu góry.
Nie powiedział nic, bo nie miał pojęcia, co w takiej chwili powinien powiedzieć chłopak, który zachował się jak on. Nigdy bowiem nie znalazł się w takiej sytuacji, kiedy wypadałoby się wytłumaczyć d z i e w c z y n i e.
Jej reakcja na obecność Leona gwałtownie i w napięciu narastała, jednakże na szczęście nie przekształciła w apogeum złości, jak zapowiadało się na początku. Poirytowanie i niedowierzanie, które chłopak widział na jej twarzy, znalazło swoje ujście jedynie w mocnym skurczu delikatnych, dziewczęcych dłoni i pytającym, nieufnym spojrzeniu. Momentami wyglądała jakby zobaczyła ducha – co było zresztą bardzo na miejscu, bowiem na pół roku zniknął jak ofiara morderstwa.
OdpowiedzUsuńGdyby wiedział, że akurat tego wieczora ona także zechce odwiedzić bibliotekę, prawdopodobnie odpuścił by sobie tę wizytę i zaplanował spotkanie z Leslie w zupełnie innych warunkach, ciepłej atmosferze, przygotowawszy uprzednio jakieś logiczne wyjaśnienie tej zawiłej sytuacji.
To nie tak, że o niej nie myślał. Czasem majaczyły mu się obrazy związane z Puchonką, wspominał dawne spotkania, ale w tej samej chwili wszystko w nim się przewracało, kotłowało, lawina wizji atakowała go od środka. Nie były ro wspomnienia na tyle istotne i trwałe. Lubił się z nią widywać, ale pół roku temu był jeszcze niedojrzałym szczylem, który nie potrafił przyswoić wizji „posiadania dziewczyny”. Do obecnej chwili zaszło wiele zmian w jego myśleniu i postrzeganiu świata. Miał za sobą bardzo ciężki okres w życiu, z którym zmagałby się prawdopodobnie do dziś, gdyby nie flakoniki z substancjami uspokajającymi i przywracającymi jego umysł do funkcjonowania w rzeczywistości Hogwarckiej.
Całe szczęście z jej ust padło tylko jedno słowo, akcentowane neutralnym tonem zmieszanym ze zdziwieniem, a nie cała salwa bluzg niczym pocisków skierowanych do jego lekkomyślnej osoby. Chwilę później napięcie w ciele Gryfona zmniejszyło się, strach i przerażenie zniknęły. I gdy tak zerkał na blondynkę, która zaczęła odwiedzać półki z książkami i odosabniać się, jak to niegdyś czynił on, poczuł swego rodzaju więź, a nawet odrobinę radości, że może właśnie tak powinno wyglądać ich spotkanie „po latach”.
- Już mnie nie poznajesz? - wyszeptał, a głos miał głębszy, jednocześnie bardziej aksamitny, niż kiedykolwiek wcześniej. Kąciki jego ust drgnęły ku górze, kiedy wpatrywał się w te migoczące niepewnością oczęta. Odsunąwszy swoją książkę, nachylił się nad stolikiem, by stworzyć odrobinę prywatności. Nie wiem, czy powinien wkraczać na ten tor wypowiedzi, jednakże nie był on mistrzem dyplomacji, zwłaszcza, jeśli chodzi o relacje czysto damsko-męskie. - Wróciłem. Jednak żyję i wszystko ze mną dobrze. A co u Ciebie? - zagaił luźnym tonem.
[Przyszłam o sobie przypomnieć.]
OdpowiedzUsuńAhri
[ Nie rozpaczaj, czasem liczy się jakoś, a nie ilość :)
OdpowiedzUsuńIdę spać, ale obiecuję odpisać, jak tylko będę w stanie :D ]
[Miałam kiedyś kota imieniem Snow :D A Behemotem ma być mój następny ;)
OdpowiedzUsuńA ja chcę bardzo wątek z tą panią! I tak się zastanawiam... Czy On jest wciąż poszukiwany? Bo w sumie Lorcan mógłby zająć tę miłą posadkę xD]
Lorcan
[Hmm, tak wpadłam na pomysł, że Leslie i Lorcan mogli się znać od urodzenia, bowiem ich rodzice od lat młodzieńczych się przyjaźnią. No i dzięki temu przez całe dzieciństwo mieliby ze sobą kontakt i również się zaprzyjaźnili, a ich relacja była taka typowo jak brata i siostry. On by ją pocieszał i przytulał, gdyby tego potrzebowała, a ona czasami starała się go upomnieć, że to tak nieładnie nękać innych uczniów i żeby przestał być wredny. Wiem, trochę oklepane, ale tak mi podpasowało jak napisałaś o tym tuleniu ;)]
OdpowiedzUsuńLorcan
Sprawa jego zniknięcia była skomplikowana i ciężka do wytłumaczenia komuś niezrzeszonemu. Chłopak, który obecnie siedział przed nią, uśmiechał się, bo wdzięczny był za możliwość powrotu do szkoły, gdyż wszystko co się dotychczas wydarzyło, nie było zależne od niego i mogło podążyć zupełnie inną, mniej szczęśliwą ścieżką. Niewiedza dziewczyny zrodziła w niej złość i doskonale to rozumiał. Sam pewnie odchodził by od zmysłów, gdyby jego przyjaciel, lub osoba z najbliższego otoczenia zniknęła nagle bez słowa.
OdpowiedzUsuńNie zdziwił się więc z wypowiedzi Leslie. Była na niego zła, jednak rumieńce zdradzały uczucia, które w niej zawrzały na widok tegoż chłopaka. Nie mógł kwestionować jej uczuć i tego że za nim tęskniła. Wszakże pół roku temu doszło między nimi do kilku uczuciowych epizodów. Leon jednak pogodził się szybko ze zmianą rzeczywistości i sam nie potrafił zrozumieć tak długiego okres rozpaczy i szlochów spowodowanych tęsknotą za drugą osobą. Nie dlatego, że jego stosunek wobec Puchonki był nijaki, lecz zwyczajnie nie widział siebie jako osoby godnej takiego traktowania. Spostrzegawczy był z niego młodzieniec, także zdołał dostrzec to zmieszanie na jej twarzy. Wywołało to w nim tylko zmieszanie. Teraz zupełnie nie wiedział od czego zacząć. Nie łatwo było mu mówić o jego „przygodach”, nikomu jeszcze z tego się nie zwierzał. Opuścił wzrok, zaś jego palce zaczęły kreślić niezidentyfikowane wzory na stole. Nastało nastrojowe milczenie, zakłócane jedynie przez szelest książek wertowanych przez innych uczniów znajdujących się w bibliotece.
- Leslie – mruknął, przymykając na moment powieki. Między brwiami Gryfona pojawiła się bruzda, która towarzyszyła mu zawsze, gdy nie mógł zebrać myśli lub gdy coś go trapiło. Westchnął cicho, tłamszony natłokiem wspomnień mącących mu w głowie i spojrzał na nią po raz kolejny. Jednakże widok zdenerwowanej blondynki nie podniósł go na duchu. - Tylko na tyle – powtórzył jej słowa. Znów zaczął wodzić wzrokiem za swoją dłonią szorującą na blacie. - To nie jest takie proste. Chciałbym, żebyś mnie zrozumiała. Chciałbym, żebyś nie była zła. Dla wszystkich chciałbym jak najlepiej, ale – mruczał pod nosem, robiąc nieznośne przerwy między słowami. Swoje kwestie dobierał bardzo ostrożnie. Nie było mu łatwo określić swoją sytuację na tyle jasno, jednocześnie zatajając przyczyny absencji. - Nie mogę powiedzieć Ci nic więcej. Nie czuję się nawet zobowiązany do przeprosin. Jest mi tylko przykro, że tak wszystko się potoczyło.
Zęby same złączyły mu się ze zdenerwowania. Lekko drżącą dłonią sięgnął po książkę. Zamknął ją wraz z końcem swojej wypowiedzi i schował do kieszeni luźnej bluzy. Nie patrzył już na nią, nawet na sekundę nie zerknął na jej twarz, obawiając się negatywnej reakcji. W jego głowie wymalowało się nieprzyjemne wrażenie, jakby wszystkie ściany i półki miały stłamsić go swoim ciężarem. Światło z pobliskich latarenek zaczęło razić jego oczy, aż naciągnął mocniej kaptur na swą bujną czuprynę.
- Muszę stąd wyjść – bąknął zaniepokojonym głosem, przesuwając się na brzeg kanapy. Czuł, że za chwilę dopadnie go jeszcze gorsze samopoczucie, dlatego lada moment zamierzał podnieść się z sofy i ruszyć w stronę drzwi.
[ Wierz lub nie, ale odpowiedź kosztowała mnie cały dzień intensywnego wytężania mojego biednego, zmęczonego wczorajszą nocą móżdżku. Ale dałam radę i choć to nie wyżyny narracji, to jestem z siebie dumna, że cokolwiek udało mi się dziś naskrobać :)]
[Wpadłam na coś takiego, że nasza dwójka mogłaby sobie spacerować po zamku, gdy wtem natkną się na swoje koty, które będę w trakcie robienia swoich potomków :D Leslie może być zadowolona, bo małe kotki, a Lorcan będzie chciał im przeszkodzić, bo on nie zamierza zostać dziadkiem, a zresztą nie ma ochoty na zajmowanie się potomkami tego wrednego potwora. Dziewczyna oczywiście będzie chciała mu przeszkodzić i co z tego wyjdzie, zobaczymy już w wątku :D]
OdpowiedzUsuńLorcan
[Dziękuję bardzo. Jedyne co na tą chwilę wpadło mi do głowy to relacja. Nie szukam dla Andrew wielu wrogów, a bardziej dramatycznych kompanów, więc tutaj skłaniałabym się ku pozytywnym stosunkom. Nasze postacie mogłyby się poznać w dość niecodzienny sposób, bo przez swoich pupili. Koty jednego dnia uciekłyby od właścicieli, a Ci znaleźliby ich razem, wylegujących się przy jeziorze w blasku promieni słonecznych. Również nasi bohaterowie utworzyliby pomiędzy sobą jakąś więź. Tym bardziej, że oboje są zakochani w literaturze, więc coś ich połączyło. Nie mam jednak samego pomysłu na akcję w wątku, a ty?]
OdpowiedzUsuńAndrew
[W sumie faktycznie dziewczyny są okropnie różne. Ale może jakieś współzawodnictwo? :D Bo ja wiem, np. spotkały się kiedyś na jakichś zawodach.]
OdpowiedzUsuńIda Douglass
[Wątek jak najbardziej, ale wymyślisz coś? Ja zacznę ;)]
OdpowiedzUsuńMetin
[Oh, tak. Thousand Foot Krutch są cudowni! <3
OdpowiedzUsuńPowiem ci szczerze, że nie wiem jakiej jest orientacji, ale to tylko drobny mankament. Jestem otwarta na wszystko ;d]
Hartwick
[Możesz zaproponować każdą relacje. Jestem otwarta na propozycję. :D Do mocnych cukrów i maksymalnej romantyczności co prawda się nie nadaje, ale można ze mną wynegocjować wiele ;d Może jeszcze dodam, że Erich jest na tym etapie, gdzie uczuciami się „eksperymentuje” i wyznaje zasadę, że jedyną miłością jego życia są gwiazdy ewentualnie dźwięk własnych skrzypiec. ;d]
OdpowiedzUsuńHartwick
[W takim razie czekam na konkrety i lecimy z wątkiem ;d]
OdpowiedzUsuńHartwick
[Potter kłania się w pas! Nie wiemy, czy Jam będzie się tu parować, ale wątek zawsze może być. Nie wiem, co możemy z nimi zrobić, ale w głowie tworzy mi się dziwna wizja Jama podglądającego co Leslie czyta. Taki mały buncik, a przynajmniej kolejny z jego przejawów - mugolska literatura, żeby zrobić na złość rodzicom. Poznać się mogą, jakby jej kot i Potterowy królik popadli w konflikt czy coś takiego.]
OdpowiedzUsuńJam
[ A na wątek byś miała chęć? :) ]
OdpowiedzUsuńArs
[ I dziękuję za zwrócenie uwagi w sumie trochę racji w tym jest, ale jednak lunatykować można chyba tylko przez sen, zmieniłam i nie, nie obraziłam się :) ]
Usuń[ No to może niech będą przyjaciółmi lub coś więcej (nie chcę ci się wciskać xd) Jak chcesz, u mnie też z pomysłami krucho więc naprawdę będę wdzięczna jeśli coś wymyślisz :) ]
OdpowiedzUsuń[Cześć! On też się lubuje w mugolskich wypocinach (choć w jego przypadku musi to skrupulatnie ukrywać przed piekielną rodzinką), więc się dogadają.]
OdpowiedzUsuńAnthony
[Chyba najbardziej podoba mi się pomysł numer jeden, bo już prowadzę wątki w podobnym klimacie, co dwójka i trójka. ;)
OdpowiedzUsuńI wcale nie są złe! ]
Hartwick