Jest to takie delikatne wprowadzenie w historię Galena, a raczej w pewną jej część. Zanim zaczniecie czytać, chciałabym was o coś prosić... Róbcie to spokojnie i powoli, wyobrażajcie sobie to wszystko i nie zapomnijcie o głębokim oddechu. Jeszcze jedno, do tekstu umieszczam nagrania i chciałabym, żebyście włączali je w kolejności. Wydaje mi się, że z tymi melodiami efekt jest jeszcze lepszy. Przepraszam też za długość, ale podejrzewam, że nie będzie to tak odczuwalne, wierzcie mi. Miłej lektury i gorąco zachęcam do komentowania, ponieważ chciałabym wiedzieć co myślicie.
Krzyk urwał się nagle i wszystko inne ucichło…
Zupełnie tak, jakby ktoś użył zaklęcia Silencio. Noc i tak była cicha, ale w tamtym momencie miałem
wrażenie, że wszystko umarło. Że umarł świat, a moje życie właśnie się
kończyło. Ptaki i drzewa przestały nucić swoją wieczorową melodię, wiatr
przestał wiać i nie czułem już tego przyjemnego chłodu na twarzy. Zamiast tego
stałem w bezruchu kolejne ciężkie sekundy, czując jak coś lodowatego wspina się
po moich plecach, a później ramionach. Oślizgłe macki tuliły moje ciało,
wspinały się po rozgrzanej skórze wyżej i wyżej, aż w końcu chwyciły za serce,
ściskając je nagle i boleśnie. Ostre jak brzytwy palce miażdżyły je
bezlitośnie, cięły na drobne kawałeczki, a ja nie potrafiłem nic na to
poradzić. Czułem się spętany. To uczucie było tym gorsze, że po prostu
wiedziałem, że stało się coś strasznego. Musisz to zrozumieć, Karoline. Niczego
tak nie pragnąłem w tamtym momencie jak odwrócić się i rozwiać wszelkie
wątpliwości, ale ten przenikliwy chłód, to lodowate zimno trzymało mnie w
miejscu i nie pozwalało poruszyć choćby palcem. Napięte do bólu mięśnie niemal
wrzeszczały w niemej prośbie o ukojenie, ale nie potrafiłem się do niczego
zmusić.
Wtedy pojawiły się głosy. Tysiące szeptów zaatakowało mój
umysł ogłuszając mnie niemal zupełnie. Stałem z szeroko otwartymi oczami,
gapiąc się w nicość, kiedy echa kolejnych słów taranowały sobie drogę do mojej
podświadomości. Tyle bólu, tyle cierpienia, tyle złości – wszystko zlało się w
jedno. Zabrakło mi tchu, kiedy zdałem sobie sprawę czyje szepty słyszę, czyj
głos zawładnął moim ciałem i umysłem. Czułem się tak, jakby coś potężnego
uderzyło w moją klatkę piersiową, wysysając z płuc ostatnią dawkę powietrza i po
prostu zacząłem się dusić.
Ponieważ to był Twój głos, Karoline… Twój głos powtarzający
wciąż moje imię.
I wtedy szepty zniknęły. Czułem jak poranione serce tłucze mi
się w piersi, kiedy lodowate zimno uwalniało mnie powoli. Słyszałem je – słabe
i bezbronne i to był jedyny dźwięk, który był w tamtym momencie w stanie do
mnie dotrzeć. Tylko wolne, monotonne uderzenia, za które tak bardzo się w
tamtym momencie nienawidziłem. Równy, mocny rytm. Nie rozumiałem jak można być
tak spokojnym kiedy ogarnia cię nagle tyle emocji. Mimo to nie potrafiłem się
zdobyć na to, żeby się obrócić aż do momentu, kiedy do mojego nosa dotarł
słaby, słodki zapach. Unosił się w powietrzu i otulał mnie powoli, wreszcie
docierając do ust. Metaliczny posmak uświadomił mi, że wiem co to za zapach.
Znaliśmy go przecież doskonale, kochanie, nieodłączny aromat naszej pracy.
Wiedziałem co to, chociaż podświadomie nie chciałem dopuścić
do siebie tej myśli. Ale ona bardzo chciała do mnie dotrzeć, obijała się w
mojej głowie bezustannie, delikatnie kokieterując zmysły.
I wreszcie do mnie dotarła… Słodka, gęsta, metaliczna… Krew.
I wreszcie do mnie dotarła… Słodka, gęsta, metaliczna… Krew.
Zamknąłem oczy i zacisnąłem dłonie, mocno wbijając w nie
palce, żeby wreszcie poczuć coś konkretnego. Miałem dość ciszy, miałem dość
chłodu i miałem dość strachu. Obróciłem się powoli i, musisz wiedzieć, to była
najgorsza chwila mojego życia. Szło mi opornie, ponieważ stałem wystarczająco
długo żeby moje buty ugrzęzły w ciemnym błocie. Były ciężkie, ale nawet przez
myśl mi wtedy nie przeszło, że mógłbym je zdjąć. To nie było istotne, liczyła
się tylko chwila, której wspominanie dzisiaj sprawia mi tak ogromny ból…
Leżałaś tuż przede mną. Uświadomiłem sobie wtedy, że
doskonale wiedziałam, od samego początku, że właśnie Ciebie zobaczę, kiedy się
odwrócę i dlatego zajęło mi to tyle czasu, dlatego było to tak trudne i
bolesne. Uświadomiłem sobie, że miałem rację – mój świat umierał, a wiatr,
drzewa i ptaki ciszą składały mu hołd.
Byłaś tak spokojna, tak blada. Miałaś szeroko otwarte oczy,
nadal utkwione we mnie. Taki sam zacięty wyraz twarzy jak zawsze, kiedy
prosiłaś abym zapewniał, że nigdy Cię nie opuszczę. Granat burzy, w tamtym
momencie tak ciemny, że niemal czarny… Taki, jaki kochałem najbardziej.
Coś ponownie ścisnęło mnie w środku. Poczułem się, jakbym
właśnie dostał w twarz. Nie wiem, Karoline, czy kiedykolwiek doznałaś takiego
uczucia, że masz ochotę wyć, ale z jakiegoś powodu żaden dźwięk nie wydostaje
się z Twoich ust; że trzymasz w dłoniach cały swój świat, a on nagle zaczyna
się rozsypywać i uciekać Ci przez palce, a Ty musisz patrzeć na to
bezczynnie... Tak właśnie się czułem, coś rozrywało mnie od środka.
Omiotłem wzrokiem okolice, ale nie było nikogo ani niczego
odpowiedzialnego za to, co się wydarzyło, lub zdolnego mi pomóc. Bezkresna
ciemność, noc, migoczące wysoko gwiazdy, Ty – leżąca nieruchomo i ja. To
wszystko z czego w tamtym momencie składało się moje życie. Nie liczyło się nic
więcej. Przyjrzałem się Twojemu ciału uważniej, starannie omijając wzrokiem
Twoją twarz. Byłaś cała we krwi, czerwień była wszędzie i nie mogłem nawet
zlokalizować rany… Zrozum, kochanie, że patrzenie na Ciebie pierwszy raz bolało
tak bardzo, że co chwila musiałem zamknąć oczy. Dopiero, kiedy spróbowałem
odgarnąć z twarzy zbyt długie kłaki, które zawsze tak uwielbiałaś targać,
zdałem sobie sprawę z tego, jak trzęsą mi się dłonie.
- Galen?
Zamarłem. To przecież nie mogła być prawda, leżałaś przede
mną zupełnie nieruchoma, myślałem, że jesteś martwa. Gdyby tylko mógł,
przepraszałbym Cię za to każdego dnia, Karoline. Za to, że zapomniałem jak
silna jest Twoja wola walki, jak bardzo kochasz to życie. Ta myśl od tamtej
pory sprawia, że co wieczór, patrząc w gwieździste niebo nie mogę oddychać.
Świadomość, że oddałaś za mnie życie, które tak bardzo kochałaś – zabija mnie
na nowo za każdym razem.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem Twój uśmiech. To było jak
objawienie. Od razu padłem przy Tobie na kolana nie przejmując się tym, że
pewnie je sobie poranię. To nie miało znaczenia, cholera, nic poza Tobą nigdy
nie miało znaczenia. To Ty byłaś wszystkim, rozumiesz? Byłaś wszystkim i nie
rozumiem dlaczego nie czułem tego tak intensywnie wcześniej. Wtedy było już za
późno, dobrze o tym wiesz. Gdybym tylko wiedział, że mogę dać Ci jeszcze więcej
zanim wszystko się zawaliło, uwierz mi, kochanie, zrobiłbym to.
Odszukałem Twoją dłoń po omacku i ścisnąłem ją mocno. Była
lodowata, ale spodziewałem się tego - straciłaś zbyt dużo krwi. Mimo to
potrafiłaś się jeszcze uśmiechać. Tylko Ty miałaś w sobie wystarczając dużo samozaparcia
żeby mogło Ci się to udać… Cholera, oboje wiedzieliśmy, że umierasz, ale
chciałaś być wystarczająco silna. Dla mnie, za nas oboje. Nawet nie wiesz jak
ta świadomość się na mnie odbiła.
Spróbowałaś oddać uścisk,
ale byłaś zbyt słaba. To było jak cios prosto w okaleczone serce. Nawet nie
wiesz ile mnie kosztowało oglądanie jak skała, na której codziennie się
opierałam, mój fundament jestestwa rozsypywał się na moich oczach. Cholera,
kochanie, nie mogłaś nawet zacisnąć palców na mojej dłoni! To Ty z nas dwojga
byłaś silniejsza, to Ty zawsze zapewniałaś, że wszystko się ułoży. Nawet w obliczu
śmierci nic nie było w stanie Tobą zachwiać, nawet ulatujące życie… Ja mogłem
tylko patrzeć, czując jak rozpadam się na miliony kawałeczków, miliony myśli,
miliony niewypowiedzianych słów. Obiecałem Cię chronić, chciałem żeby nasze
role wreszcie się odwróciły, ale wszystko potoczyło się inaczej.
Poczułem Twoją dłoń na twarzy i dopiero wtedy zdałem sobie
sprawę z tego, co próbowałaś zrobić. To zadanie też nie powinno należeć do Ciebie,
Karoline, to ja powinienem był ocierać Twoje łzy, a nie Ty moje. To ja
powinienem był troszczyć się o mój świat, a nie odwrotnie. Wiedziałem, że będę
musiał nauczyć się żyć ze świadomością, że zawiodłem, a Ty nawet nie będziesz
miała mi tego za złe.
- Nie – wyszeptałaś.
Twoje zimne palce przesunęły się po moim policzku i dotknęły
ust. Po raz kolejny poczułem posmak krwi, ale nie przejąłem się tym. Jakbym
mógł zwracać uwagę na coś takiego? Chwyciłem Twoją rękę, jakby miała mnie
uratować i przytrzymałem ją przy ustach, opierając swoje czoło o Twoje.
Wiedziałem, że jest za późno żebym mógł cokolwiek zrobić. Wiedziałem, że za
późno żeby ktokolwiek mógł Cię uratować. Miałem wrażenie, że moje serce
zwalnia, żeby dostosować się do Twojego, kiedy po raz kolejny ogarniało mnie
przerażenie. Zaczynałem panikować, oboje wiedzieliśmy, że do tego dojdzie.
Znałaś mnie przecież lepiej niż ktokolwiek.
- Nie tym razem – wykrztusiłem z siebie z wściekłością.
Chwilę zajęło mi złapanie równego oddechu.
Uniosłem się, puszczając Twoją dłoń i wsunąłem ręce pod Twoje
słabnące ciało. Wszędzie była krew i błoto, ale nie przejmowałem się tym. Łzy
już dawno odebrały mi ostrość widzenia i sprawiły, że wszystko zlało się w
jedną, wielką, ciemną plamę. Spróbowałem Cię podnieść, ale było zbyt ślisko.
Moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa i upadliśmy na ziemię. Jednak nie mogłem
przestać. Przygarnąłem Cię do siebie i ukryłem twarz w Twoich mokrych włosach. Chciałem
zrobić chociaż tyle i zabrać Cię w jakieś lepsze miejsce. Spróbowałem jeszcze
raz. Tym razem udało mi się nawet zrobić krok do przodu, ale kolana ugięły się
pode mną i ponownie ugrzęźliśmy w błocie.
- Przestań, Galen…
Musiałem odczekać chwilę, zanim zdałem sobie sprawę, że coś
do mnie powiedziałaś. Byłaś tak słaba… Rozdzierałaś mi tym serce. Zastygłem
posłusznie w miejscu i przyciągnąłem Cię do siebie ponownie. Byłaś lekka, o
wiele lżejsza niż zapamiętałem. Nie chciałem myśleć, że to przez uciekającą
krew. Wolałem wmawiać sobie, że po prostu zasypiasz. Płakałem nad Tobą jak
dziecko i mogłem tylko przepraszać, że musisz oglądać mnie w takim stanie. Nie
wiedziałem nawet kiedy zacząłem się kołysać. Tak samo, jak Ty robiłaś to zawsze
żeby mnie uspokoić. Nie wiem tylko czy robiłem to żeby zapewnić spokój Tobie,
czy sobie.
- Nie rób mi tego, Karoline – błagałem, a mój głos załamywał
się niemal przy każdym słowie.
Otarłem twarz rękawem płaszcza i odszukałem Twoje oczy. Nie
sądziłem nigdy, że cokolwiek może okiełznać burzę, ale nigdy też nie brałem pod
uwagę śmierci. Byłaś zbyt ślina, zbyt odporna na zło tego świata, żebym mógł
brać na to poprawkę. Chyba dlatego widok Twojego oddalającego się spojrzenia
sprawiał, że miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy. Zawyłem… To było po prostu
za wiele, kochanie.
- Gaśniesz – wyrzuciłam z siebie, kiedy tylko byłem w stanie
złapać oddech. – Nie możesz, jesteś moim światłem…
- To Ty jesteś moim światłem, Galen – oznajmiłaś tak
spokojnie, jakbyśmy właśnie rozmawiali o pogodzie. Przez moment Twój głos
przybrał na sile i wiedziałem, że to nie potrwa długo.
To była po prostu kolejna cisza przed burzą.
Zakrztusiłaś się, a ja przycisnąłem Cię do piersi, jakbyś
miała spróbować mi uciec. Twoje ciało było tak wątłe, tak słabe, jakbym trzymał
w ramionach szmacianą laleczkę.
- Nie! Nie, nie - błagałem, wznosząc oczy do ciemnego nieba.
Było tak samo niewzruszone jak Ty. Zupełnie jakby nic się nie
działo.
- Nie odbieraj mi tego – prosiłem, odgarniając Ci włosy z
czoła drżącą dłonią. – Nie masz prawa!
Pamiętam, że przez chwilę naprawdę chciałem Ci wyrzucać, że
pewnie znów robisz to specjalnie, żeby dać mi nauczkę. Ta nadzieja zgasła
jednak tak szybko jak się pojawiła. Wziąłem głęboki wdech i wtedy ciszę
przerwał wrzask tak głośny, że z łatwością można by go pomylić z rykiem
zranionego zwierzęcia. Symfonia bólu, pretensji, bezradności tak ślina, że mogłaby
rozdzierać nawet najdzielniejsze i najtwardsze serca, która rozdzierała moje.
To był mój wrzask, Karoline, słyszałaś dokładnie. Żałosny
krzyk mężczyzny, któremu właśnie odbierano życie, któremu właśnie odbierano
wszechświat, któremu odbierano miłość.
- Poradzisz… Poradzisz sobie – wykrztusiłaś wreszcie,
wykorzystując okazję, kiedy gardło miałem już tak zdarte, że wydobywał się z
niego pusty dźwięk niewiele głośniejszy od szeptu. Ten pierwszy raz nie miałaś
racji, ten pierwszy raz kłamałaś mi w żywe oczy i doskonale zdawałaś sobie
sprawę z faktu, że o tym wiem.
- Kocham Cię, Galen.
- Nie, błagam, Karoline!
- Zawsze Cię kochałam – oznajmiłaś i znów się uśmiechnęłaś. –
Nawet wtedy, kiedy byłeś dupkiem…
Zaśmiałem się, ale przypominało to bardziej szloch. Poczułem
jak coś powoli rozlewa się w moich żyłach, zastępując strach. Twój głos znów
był cichy, słaby. Wiedziałem, że to koniec, nawet jeśli uparcie próbowałaś
oszukać nas oboje. To nie mogło się udać, to było po prostu niemożliwe.
- Kocham Cię – wyszeptałem, nachylając się nad Twoją twarzą.
Przycisnąłem wargi do Twoich zimnych, sinych ust. Tylko tyle
mogłem zrobić, żadne słowa pożegnania nie wchodziły w grę. Oboje tego nie
znosiliśmy… Wiedziałem, że byś tego nie chciała, że pewnie byś się o to
złościła.
- Wybaczam Ci – usłyszałem tuż przy uchu i rozpłakałem się
jak mały chłopiec.
Wiedziałaś, że właśnie tego potrzebowałem. Cholera jasna!,
zawsze wiedziałaś. Każda najdrobniejsza komórka mojego ciała chciała odejść
razem z Tobą. Pragnąłem tego w tamtym momencie jak niczego innego poza tym,
żebyś żyła. Mogłem jedynie odebrać od Ciebie ostatni oddech i chyba właśnie to
było katalizatorem wszystkiego.
Poczułem, że już Cię ze mną nie ma. Twoje bezwładnie opadając
dłonie, odchylona głowa, nieruchoma klatka piersiowa… To już nie byłaś Ty. Po
prostu to czułem. Odeszłaś i samotność spadła na mnie razem z pełną
świadomością. Przez chwilę siedziałem w bezruchu, tuląc Cię do siebie, ale to nie
było wystarczające. Nigdy nic nie miało być już wystarczające.
Gorąco, które w tamtym momencie ogarnęło moje ciało było
niemal nieznośne. Strach, który dotąd krążył w moich żyłach wyparował i
zastąpiło go coś innego, coś gęstszego, coś bardziej upajającego. Rozlewało się
leniwie od czubków palców wplecionych w Twoje włosy, po ramiona, a kiedy
dotarło do serca poczułem, że muszę Cię gdzieś zabrać. Tak jak wcześniej
lodowate macki strachu, tak wtedy ogień zaczął trawić mnie od środka… Moje
cierpienie przybierało rzeczywistą, materialną formę.
Wypełniło mnie coś gorszego niż złość, czy nienawiść. Żyły
pulsowały, szum w mojej głowie stawał się coraz głośniejszy… Ślepa, ciągle
rosnąca furia przejmowała nade mną kontrolę i, kochanie, cholernie podobało mi
się to uczucie. Podniosłem się chwiejnie, ani na chwilę nie wypuszczając Cię z
objęć. Wtedy bardziej niż kiedykolwiek potrzebowałem mieć dowód na to, że istniałaś,
że ktoś kiedykolwiek mógł mnie kochać.
Podniosłem wzrok. Mój oddech zamieniał się w jasną mgiełkę przy
każdym głębszym, na pozór spokojnym wydechu. Byłaś moim światłem, moją burzą,
moją siłą i tego nikt nie mógł mi odebrać. Przyjrzałem się twarzom, które nagle
wyłoniły się z ciemności. Znajome twarze aurorów pełne napięcia, szoku, współczucia…
Nie potrafiłem tego znieść. Musiałem coś zrobić. Zacząłem iść powoli przed siebie.
- Galen?
Wtedy nie było już Galena. W tamtym momencie z klatki w moim
wnętrzu próbowało wydostawać się coś o wiele gorszego. Tyle bólu i rozpaczy nie
mogło pomieścić się w jednym nędznym człowieku, to było po prostu nierealne.
Cała ta sytuacja wydawała się nie mieć racji bytu. Zerknąłem na Twoją twarz i
jedną dłonią sięgnąłem do Twoich, wciąż otwartych oczu. Spojrzałem w nie po raz
ostatni. Ten granat burzy miał już nigdy więcej na mnie nie spoglądać, już
nigdy więcej nie miałem się w nim zatopić... Delikatnie przymknąłem Twoje
powieki, a wtedy na ziemię spadły pierwsze krople deszczu.
Były zimne i syczały cicho w kontakcie z moją rozpaloną
skórą. Wiedziałem, że bestia jest już blisko, że przemiana była nieunikniona i
cieszyłem się. Cieszyłem się na tą myśl. Furia, która zaślepiała mój rozum, z
której czerpałem siły była tak potężna, tak wszechogarniająca, że grzechem było
się jej nie poddać.
Kochanie, nawet niebo za Tobą płakało, rozumiesz?
Kochanie, nawet niebo za Tobą płakało, rozumiesz?
Zacząłem biec, nie przejmując się krzykami i nawoływaniami reszty. Zjawili się za późno, żeby móc o czymkolwiek decydować. Gorąco rosło i rosło we mnie, a ja miałem wrażenie, że ktoś przypala mnie żywym ogniem, ale zamiast sprawiać mi ból, sprawiało, że czułem się wolny. Sprawiało, że żyłem. Biegłem ile sił w nogach, tuląc do skóry Twoje zimne ciało, rozgrzewając je. Czułem smoka, tuż pod skórą, czułem jego nienawiść, czułem jego gniew, ponieważ był mój, Karoline, ponieważ należał do mnie. Musiałaś poznać to uczucie. Obiecałem Ci kiedyś, że tak się stanie i miałem zamiar dotrzymać obietnicy. Ty jedyna mnie rozumiałaś, Ty jedyna byłaś w stanie zawładnąć tą bestią... Teraz miałaś poczuć jak to jest naprawdę mieć nad nią kontrolę. Chciałem Ci to pokazać zanim znikniesz zupełnie. Zamknąłem oczy i poddałem się temu.
Świat ponownie zamarł, zniknęły głosy, byłaś tylko
Ty i ja. Krzyk przerodził się w zwierzęcy ryk, kiedy Galen Varg rozpadał się na
miliardy kawałeczków. Musisz zrozumieć, Karoline, że motywowało mnie coś o wiele silniejszego niż strach, coś o wiele silniejszego niż złość, czy nawet miłość. Gdyby nie Ty, dawno przestałbym już istnieć, prawdopodobnie spaliłbym się we własnej nienawiści. A teraz nie miało Cię być przy mnie już nigdy więcej... Kiedy ponownie otworzyłem oczy, wzbijaliśmy się już wysoko
ponad chmury. Nie było nikogo, kto mógłby nas powstrzymać, byliśmy zupełnie wolni,
połączeni…
Pierwszy i ostatni raz razem, wysoko, ponad wszystko.
Pierwszy i ostatni raz razem, wysoko, ponad wszystko.
Po pierwsze bardzo się cieszymy, że pomimo dopiero co zakończonego konkursu autorzy chcą pisać notki, w szczególności tak dobre. Wszystkie powyższe rady przed czytaniem wypełnione, więc można skomentować:
OdpowiedzUsuńNaprawdę bardzo dobry tekst, pełen emocji i akcji, a to jest najważniejsze. Podkład i piosenka stanowią cudowne dopełnienie całości, przez co przez tekst można przebrnąć szybko. Może nawet zbyt szybko c: Szkoda Galena, Karoline także, i zastanawiające jest to, dlaczego umarła. Chociaż pewnie obowiązki Aurora odegrały tutaj główną rolę. Duży plus za pierwszoosobową narrację, język, dobry warsztat, świetnie wyeksponowane uczucia oraz emocje i całokształt notki, której odbiór jest zdecydowanie pozytywny. Co do estetyki to można było zastosować akapity, ale to tylko taka sugestia.
Galen były Gryfon, zatem już wstawiam zasłużone 45 punktów dla Lwów :)
Wreszcie znalazłam chwilkę, żeby przeczytać i jestem bardzo zadowolona, że ta chwilka nastąpiła. Chwilka, bo choć bardzo starałam się uszanować Twoją prośbę o powolne czytanie, tekst jakoś tak po prostu przemknął przez moją głowę. Nawet nie zastanowiłam się (jak to zwykle robię s oglądania filmów) jak można tak długo umierać. Innymi słowy - czytało mi się tak lekko i przyjemnie, że koniec nastąpił zdecydowanie zbyt szybko. Jedyne, co wyłapałam w lekturze, to użycie formy męskiej tam, gdzie powinna być żeńska (Cholera jasna!, zawsze wiedziałeś). Nie wiem też jak w języku polskim podchodzi się do dwóch znaków interpunkcyjnych koło siebie, ale dla mnie to nie ma większego znaczenia, bo właśnie przeżywam wielki smutek z powodu straty Galena.
OdpowiedzUsuńAmy
Jeny, podkłady - genialne. Tekst - jeszcze lepszy. Pokłony, pokłony, brawa i pokłony. Uderzam czołem w podłogę, bo to, co przeczytałam tam wyżej to kawał dobrej notki. Jestem oczarowana. Kierując się Twoją prośbą czytałam powoli, wczuwając się w tekst i ciarki biegały sobie wzdłuż moich pleców. Z błędów wyłapałam, tak jak autorka powyżej to, że czasami było pisane w formie żeńskiej, gdy powinna być męska i na odwrót. Poza tym, konkret, kozak, geniusz, cudo i mam ochotę tak dalej słodzić, ale lepiej tego nie robić, bo jeszcze za mocno nadmucham Twoje ego i jeszcze uznasz, że skoro dostaliśmy już ten tekst, to żaden inny nie będzie potrzebny (A ja go chcę, definitywnie! :D)
OdpowiedzUsuńBellamy / Leslie